O wspólnocie (samorządowej)

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Moja arcy-kapłańska modlitwa


"Aby byli jedno"

Żeby nie rządziła, nie tyle nami - to normalne od czasu do czasu - ale kulturą świata 2012 wyobraźnia erotyczna, wokół narządów i ich użytkowania, ale rozum. Kulturą świata, nie kulturą naszą, bo to w większości nas w ogóle nie dotyczy. To tylko kukułcze jajo złożone w medialnym gnieździe. Ponieważ video-kamery "live" są ustawione w tych gniazdach, można odnieść wrażenie, że to jest realna "na żywo" transmisja naszego świata. BZDURA. Komercyjna bzdura. Także komercji politycznej, pop-kulturowej (samorządowej?).

W życiu każdej osoby wyobraźnia erotyczna chce rządzić i rządzi w porywach, od czasu do czasu. To normalne hormonalnie w różnych okresach życia, dojrzewaniu, narzeczeństwie, małżeństwie i w stanie wolnym. Jesteśmy PRZEDE WSZYSTKIM ciałem i tylko w ciele możemy się rozwijać, odkrywając ducha, intelekt, psychologię. Normalnie się rozwijając osiągnąć możemy stan jakiej-takiej harmonii psycho-cielesno-duchowej, odkrywając jedność i pełnię naszego powołania i naszych możliwości. Jesteśmy wielu ras, i kultur, ale naturę mamy tę samą. Na szczytach naszych możliwości jako osoby ludzkiej jest odkrycie ciała uduchowionego (lub ducha ucieleśnionego) oraz postawy miłości intelektualnej do człowieka, świata i Boga. Pogrubione słowa są autorstwa Jana Pawła II.

Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma człowieka bez myślenia, jest wtedy tylko stwór człeko-kształtny, który - jeśli nie upilnowany przez organy nadzoru - jest strasznym zagrożeniem dla innych (i świata całego).

Roku kolejny ludzkich kalendarzy, przybliż czas rozumu. Zwiększ liczbę myślących i ich udział (wpływ) na losy świata. Są tysiące instytucji, których los zależy od rachunku prawdopodobieństwa wyborczego, mianowań, nominowań, gry takich siakich mechanizmów i interesów, gdzie rozum nie ma prawie nic do powiedzenia. Nie jestem utopistą, tych mechanizmów nie da się z dnia na dzień zastąpić, naprawić, udoskonalić... ale można i trzeba uzupełnić je procesem zalegalizowanego i bezinteresownego myślenia. Świat gnozy i cyborgów dopełnić (ustawowo i kanonicznie) myśleniem homo sapiens.

Wokół tego myślenia - które jest każdemu dawane - trzeba chodzić jak wokół kołyski. Każdy budzi się chociażby z ziarnem porannej medytacji (dialogu z Wiecznością), ale ilu je pielęgnuje? chroni, zachowuje, uprawia? Nie szanują Cię, Boże (na)Rodzenie.

Bilans tego roku, najważniejsze wydarzenia, sprowadza się do:
Wilno, Ostrówek, Adwent i "całe" Boże Narodzenie. Chronologicznie przed nimi powinno być jeszcze - "zmiana księdza w Strachówce". To jest wielka zmiana. Ksiądz Mieczysław przywrócił nadzieję na Jeden Powszechny i Apostolski Kościół wśród nas, niezależnie od wsi pochodzenia i wyznawanych poglądów polityczno-samorządowych i od ręki naprawił ogrzewanie! Dołożę dwie piosenki, muzyczne odkrycia tegoroczne: Hospody pomyłuj i Holy Night.

Wszystko razem tworzy konstelację, o której filmowo się mówi - "Zobaczyć, przeżyć i umrzeć". Dlaczego? - jest rozpisane w szczegółach, na blogu, a właściwie na dwóch blogach, bo swoje (prze)życiowo dołożyła, dopisała Grażyna. Trzeba czytać łącznie. Niczego więcej nie oczekuję, ani się spodziewam. Czynniki wewnętrzny-podmiotowy-subiektywny(?) i zewnętrzny-światowy-obiektywny(?) ucałowały się.

Nowy Rok zacznę pisaniem nekrologu. Zmarła Jadwiga Chylińska z Legionowa. Zdarzyły nam się sprawy, które nie przeminą. Zabieramy je ze sobą na drugą stronę, do Domu Ojca. Wiem, że się mówi zabierać ze sobą do grobu, ale to bezsens i kapitulacja, które nie przystają do rzeczywistości naszego życia (osób wierzących). Skąd wiem, że zmarła? Bo Ula polonistka dzwoniła szukając numeru telefonu do siostry Ani, bo się przed laty przyjaźniły. Ożyły wspomnienia, ale jeszcze nie zadziałały na mnie tak, jak dzisiejszy telefon od siostry Jadzi. Jadzia, jak to Jadzia i jak ciocia Jadzia z poprzedniego pokolenia o wszystkich pamięta i każdą ważną datę uczci i uhonoruje. Ale dopiero ode mnie się dowiedziała o śmierci Jadwigi Chylińskiej. Też ciepło wspomina. Znała ją jako sąsiadkę z naprzeciwka i znajomą koleżanki szkolnej, znad niej. Tej koleżanki brat poszedł w pallotyny, wyjechał jako misjonarz do Nowej Gwinei i potem zdrowotnie do Australii. Jadwigę poznałem w początkach pracy katechetycznej i powiązanych z nią spotkań modlitewnych w różnych grupach. Meteorem – idealnym kościołem, nie zamkniętym w administracyjnych granicach administrowania sakramentami i życiem duchowym - była grupka spotykająca się w mieszkaniach prywatnych na podłodze. U Jadwigi najczęściej - była serdeczną, gościnną gospodynią z herbatą i ciastem - ale także w mieszkaniach każdego z uczestników, u Małgosi, Ewy, u nas, u księży również – pełna demokracja, pełna wspólnota, otwartość, prostota (łatwo wskazać rodowód, Taize).

Z księży uczestniczyli w tym wtedy ks.ks. Kazio pierwszy, Zbyszek, Kazio drugi. Po czasie, w innym momencie dziejów legionowskich parafii (ale jednego kościoła) spotykaliśmy się na dywanie u obecnego księdza Rektora WSD.

Wracając do Jadwigi, Tej, która zmarła, i tej, która dzwoniła z życzeniami na Nowy Rok - siostra wspomniała, że ostatnią rozmowę ze Zmarłą miała przez telefon w październiku, że ciepło wspominała nasze spotkania modlitewne i że szykowała się na przejście ostatnie - z tego świata na tamten - od dwóch lat chorowała na raka płuc.

NIE MOŻNA NIE WSPOMINAĆ. NIE MOŻNA ZAPOMNIEĆ CIĘ JERUZALEM?! - tamte spotkania, ten żar i naturalność bycia razem, na modlitwie, po domach. Pierwsi chrześcijanie też tak robili i dobrze by się czuli wśród nas. A ty Korozain... Legionowo, Strachówko, Annopolu, Ur Chaldejskie... wtedy i dzisiaj, czy coś się zmieniło?

Pierwszego z Kazimierzów poznałem w trakcie dynamicznej katechezy o Miłosierdziu Bożym (konkretnie Dives in Misericordia) na spotkaniu jabłonowskiej grupy po-pielgrzymkowej. Drugi był z kościoła garnizonowego św. Józefa i dodatkowo z rodziny bł. Jerzego Popiełuszki. Zbigniew był naszym wikarym, ze świętego Kantego (kościół „na górce”). Chyba jakąś rolę w spotykaniu się ponad-trzech parafii i księży odegrał katecheta świecki, bardzo posoborowy. Kazimierz wikary z Jabłonny był potem długie lata proboszczem w Urlach, uczestniczył w kilku naszych sławnych spotkaniach oświatowych w gminie Strachówka w I Kadencji Samorządu w Polsce, a raz ojcował duchowo i intelektualnie podczas skupienia nauczycieli naszej szkoły na swoim gościnnym terenie i kościele. Kazimierzowie sąsiadują teraz w okolicy Otwocka, w parafii Zbigniewa znajduje się Zespół Szkół im. Orła Białego. Jadwidze, Zmarłej, zawdzięczamy – mieszkańcy paru wsi w naszej gminie – pierwsze utwardzenia tzw. tłuczniem kolejowym, poremontowym, z rampy PKP w Tłuszczu. Jadwiga pracowała w Głównej Dyrekcji PKP naprzeciwko pomnika „śpiących” na warszawskiej Pradze.

Mnie też pewnie ktoś napisze nekrolog, może spotkają się w nim wszystkie znane fakty i osoby. Jeśli takie rzeczy zdarzyły się trzydzieści lat temu i dzisiaj, w Boże Narodzenie 2012, czyli tu i teraz, to wszystko nie mogło być przypadkiem. To było jedno życie, zwykłej, grzesznej, niepowtarzalnej, cielesno-psychiczno-duchowej osoby. Abrahamowo-Józefowo-moje-własne-i-Boże życie.

Kiedy to się u mnie zaczęło? Od Manna? Taize? Solidarności? Katechezy w Legionowie? Chyba jednak od urodzenia. Dostałem.
Jadwiga nie żyje, ja piszę jej nekrolog, a właściwie sprawie, która wiecznie trwa. To nie tylko moje wspomnienia. Cieszę się, że zostawię po sobie – głównie z myślą o dzieciach - trochę nieśmiertelności. Ziarno i światło, które wiecznie trwa.

PS.
Wróciliśmy z kościoła po ostatniej mszy w tym roku. Cieszyłem się na nią od rana. Zirytowało mnie leciutko coś. Ktoś znów gra nami klęcznikami. Było pięknie w święta, ołtarz odsłonięty jaśniał marmurem, stroikiem, świeczkami. Jeszcze wczoraj podchodziliśmy do komunii procesyjnie, jak w całym cywilizowanym świecie i kościele. Dzisiaj znów ktoś nam rzucił klęczniki pod nogi (bo nie sercom i rozumowi). To niby sprawa drugorzędna, gdyby pierwszorzędnej roli nie miała jasność uzasadnień. Bez klęczników (z drewna, jak pięść do oka marmurowemu prezbiterium) jesteśmy scaleni w koncepcji plastyka, zamawiającego proboszcza Antoniego i Soboru Watykańskiego II. Z drewnianymi szpargałami wyciągniętymi z lamusa jesteśmy dezintegrowani z pięknem i koncepcją teologiczną. W sumie rzecz drugorzędna, ale pierwszej wagi jest wyjaśnienie DLACZEGO?

niedziela, 30 grudnia 2012

Medytacja z apendiksem


Budząc się ze snu, albo półsnu, wstając rano z łoża, ma się w sobie początek medytacji. Byle wstać odpowiednio wcześnie. Staram się ją zapisać, o ile okoliczności sprzyjają. Medytacja poranna ma punkt zaczepienia i oś, wokół której myśli się kręcą. MEDYTACJA - DIALOG Z WIECZNOŚCIĄ. Jest to przeważnie forma, którą należy szybko pochwycić. Ta forma, albo tygiel, jest czymś bardzo kruchym i ulotnym. Dostajesz prawie wszystko naraz, ale kiedy chcesz poddać uważniejszej obserwacji, znika. To działa, jak - w laboratorium fizyka - zasada nieoznaczoności Heisenberga. Przedmiot obserwacji i podmiot są w tak delikatnym związku, że ach! - ale ten punkt styku jest jedną z najbardziej frapujących tajemnic mojego (wszech)świata.

Trzeba mieć kartkę i długopis pod ręką, szybko-sprawny komputer, światło i podkładkę, takie tam duperele. Jeśli czegoś z tego brakuje, albo akurat prowadzisz samochód - można się wściec. Bo to jest mała katastrofa, przelatuje obok ciebie (nie)zidentyfikowany obiekt, jak rzadka zwierzyna na łowach, a ty akurat nie masz stosownego aparatu albo warsztatu pracy, albo broni. Stosuję pewną metodę ratunkową w tych razach, wiedząc, że nie utrzymam obrazu, obrazów, zamieniam je w (pod)punkty, te są łatwiejsze w storage'u, ale też niepewne, nie tylko, gdy za dużo, ale koncentrat nie odda nigdy właściwego smaku, nawet (ani?) treści. Jedynym właściwym sposobem byłaby równoczesność akcji i zapisywania, ale to niemożliwe, więc frustracje są tuż-tuż. Filozof to przewidział - "o czym nie da się mówić, o tym trzeba milczeć", więcej więc w tej medytacji  milczenia, osnowy wszystkich rzeczy, niż ich manifestacji.

Skoro już wiadomo, właśnie powtórzyłem po raz setny, że to, co zapiszę poniżej, to nie są wypociny, wycisk jakichś założonych celów, ale zapis tego, co FAKTYCZNIE jest we mnie, bo zostało mi dane jako poranna medytacja. Uff!

1) Każdy jest stworzony na obraz nie tylko Boga, ale także Abrahama, Izaaka, Jakuba, Mojżesza, Symeona, Jana Chrzciciela... mówiąc w skrócie - Jezusa z Nazaretu. By przeżyć życie najmądrzej, w jedności, integralności, na sposób pełny, czyli także duchowy. Ni mniej, ni więcej. "Czyż nie wiecie...?". "A kto jest moją Matką, braćmi i siostrami...?".
Więc czego się mnie czepiacie, Józia z Annopola, że podążam swoją odwiecznie wyznaczoną drogą?
A wczoraj kim byłem, prezentując całą rodzinę Odwiecznemu w świątyni w Strachówce? Że co, że Wy też, tylko nie mówicie? To mówcie! Na początku całej naszej kultury, rzeczywistości życia i przeznaczenia jest Słowo, które staje się Ciałem. Naprawdę. Że tylko raz tak się stało? Nie, nie, nie. Raz się stało, żeby stawać się mogło cały czas. Choćby eucharystycznie. Choćby? Ależ bardzo realnie. Ale to znów otwiera inny rozdział - Rzeczywistość Mszalną (wystarczy raz pójść z całym sobą i z czymś do notowania na mszę w najbliższym kościele, albo pod gołym niebem, tak zwaną polową).

2) Abraham i inni - to już było.

3) Tę samą myśl można znaleźć w wierszu Norwida napisanym dla mieszkanki pobliskiego (okolicznego) Łochowa:

A Pani cóż ja powiem?... oto, że w tym życiu
Nic s t r a c o n e g o nie ma na jawie, ni w skryciu,
I wszystko jest z m i e n i a n e tylko - na toż samo,
Wyższe lub niższe, bliższe albo oddalone;
A co zginęło - myślisz - zakryte jest bramą
Lub cieniem jej, i z czasem będzie wyświecone!
I żadna łza, i żadna myśl, i chwila, i rok
Nie przeszły, nie przepadły, ale idą wiecznie,
Ulotną myśl czasami zamieniając w wyrok,
A wyrok w treść istniejącą bardzo niestatecznie.
I nie ma grobów... oprócz w sercu lub w sumieniu,
I nie ma k r z y ż ó w ... oprócz na zimnym kamieniu,
Albowiem k r z y ż j e s t ż y c i e już wiek dziewiętnasty:
Nowina! - którą przecie z n a j w e s e l s z y m ż a l e
Maryje i Salome, trzy święte niewiasty,
Przyniosły były jeszcze - tam, do Jeruzalem!...

4) Arka Noego – tak wczoraj (się) zobaczyłem, to znaczy nas wszystkich. Byliśmy w kościele WNMP w Strachówce jak w Arce Noego, uratowani od potopu głupoty, bezpłciowości, bezimienności, bez-wiary, bez-rozumia 2012.
Owszem, zostaliśmy prawie całkowicie wykluczeni z życia tego świata – jestem nikim - ekonomicznie i politycznie (samorządowo), ale uratowliśmy się. Jedność i pełnię. Jedność i pełnia uratowała nas, choć nigdy się nie ma gwarancji, na jak długo. Raz wybrawszy, każdej chwili wybierać muszę.

5) Europejskie Duszpasterstwa Akademickie bronią się. Dawniej były w moim życiu znane ośrodki św. Anny w Warszawie, św. Jakuba, Barki w Krakowie, Dominikanów tu i tam (Warszawa, Poznań, Kraków...), Jezuitów... Doszedł teraz Turnbull Hall w Glasgow, nie wyobrażam sobie nawet dzisiaj naszego życia bez niego.

6) Hunowie u bram. Wyśmieją wszystko, co tutaj napisałem i kiedykolwiek napiszę. W Glasgow ksiądz John po raz pierwszy nie został zaproszony na tradycyjny obiad nowo-przyjętych studentów. Za nauczanie na temat małżeństwa. Że jest jedno, dwupłciowe i nierozerwalne. U nas, w naszej Polsce, Hunowie są często ochrzczeni, a nawet chodzimy do tego samego kościoła i śpiewamy te same kolędy. Wystarczy mieć inne ideały, innych liderów, na kogo innego głosować.

Czysty wymiar duchowy, nic z materializmu w nas tego dnia(?) nie było. Na pewno nie teoria. Nie idealizm nawet. Wielki, ogromny, jedyny i nieskryty realizm. Otwarty dla każdego i na każdą rozmowę, nieustanny, czyli wieczny dialog.

PS.
Biskup Antoni Długosz z całym zespołem telewizyjnego Ziarna zrobili dzisiaj świetną katechezę o Świętej Rodzinie 2012. Z niego nasi Hunowie też będą się śmieli. Oni mają swoje katechezy, swoich kolędników, wszystko swoje i tylko swoje. Uniwersalizm jest im obcy (w tym - powszechne powołanie do świętości). Przypomnieli mi się także w czasie mszy, w trakcie udzielania komunii świętej. Przypomniałem sobie, że byłem dwa razy nadzwyczajnym szafarzem Eucharystycznego Chleba i Boga, ale nasi Hunowie zakrzyknęli „biada” i donosami do kurii wymusili na proboszczu Antonim wycofanie. Oni mają inny kościół i innego Boga. A powodzenie życiowe - według nich - mierzy się sukcesem materialnym, liczbowym, wyborczym. Przy okazji, niestety, także niszczonych twierdz duchowych, czyichś historii, wysp cywilizacyjnych  kulturowych, wszystkich (wszystkiego) co się znalazło na ich drodze. Nawet Rzym.

A według mnie, każdy może chodzić po gminie za swoją gwiazdą, byle to była Gwiazda Betlejemska, a ta prowadzi z Alfy do Omegi, drogą Jedności. „Aby byli Jedno”! - od Abrahama, do Ratzingera, z Soborem Watykańskim II, Janem Pawłem po drodze i Solidarnością.

APPENDIX:

Przed wyjazdem do kościoła obejrzałem w TVP Info „casus Bonka”, czyli sprawę narodzin ich dzieci, bliźniaczych, z których jedno do dziś jest w szpitalu, skutek błędnych decyzji lekarskich. Msza święta, czytania biblijne, list biskupów i w ogóle, spawie nadał jeszcze większą rangę. Kulturową 2012! Bo!

Bo przekazywanie życia, narodziny, rodzenie nie jest już świętością w naszym świecie. Rodzi się wynaturzona ideologia gender. Nowo-modni Hunowie. Deprawacja publiczna, odwracająca znaczenia pojęć. Niedługo dar i tajemnica przekazywania życia będzie się kojarzyć tylko z próbówką i procedurami medycznymi.

Lecz dzisiaj każda x-dzietna rodzina ma jeszcze -  w skarbcu serca i kultury - swoje opowieści o (na)rodzeniu dzieci. Każdego po kolei, ale zwłaszcza te najbardziej dramatyczne. Bo NARODZINY są dramatycznym wydarzeniem. Na mszy zrozumiałem, że to nasz obowiązek, nas - wszystkich rodzin, opowiadać o narodzinach. O tych dniach, godzinach, minutach, sekundach, kiedy czas staje na wszystkich zegarach świata. Czy to nie jest tak, że dzień dzisiejszy i zdjęcia rodzinne, zwłaszcza świąteczne, tworzą obraz i wrażenie. Kreują image życia rodzinnego, płaskiego jak naleśnik. A dar i tajemnica narodzin została ukryta głęboko w sercach naszych? Nazbyt głęboko, moim zdaniem. Ze stratą (krzywdą, wypaczeniem) kultury świata 2012.

Nie muszę się męczyć z pamięcią, ani stylistyką, by przybliżyć tamte dni.

I - Jaśka uratowały naprawione decyzje jednych lekarzy nad drugimi, szybkie interwencje (z uczestnictwem Jadzi, siostry lekarza), przejazdy z Legionowa do Nowego Dworu, Warszawy i z powrotem i TA ręka chirurga-ordynatora, którą coś prowadziło, gdy operował torbiel jajnika w trzecim miesiącu ciąży. On sam w to nie wierzył, że się uda. Jaśka uratował, jego i nasze życie! Tak nas to rozzuchwaliło, że chcieliśmy rodzić (z zachowaniem i potwierdzeniem wszystkich zastrzeżeń prześmiewców, jak i realistów, że to sprawa kobiety, matki), w Legionowie, pod domem, w małej Izbie Porodowej, tylko z położną, bez lekarza położnika. Wiedząc, że by nie przyjęli z pierwszą ciążą, do tego zagrożoną, czekaliśmy na początek akcji porodowej. Siedzieliśmy w samochodzie, spacerowaliśmy po nocnych ulicach rodzinnego miasta, zajechaliśmy nawet na cmentarz, byliśmy przy grobie Ojca, dziadka Janka.
Jan urodził się szczęśliwie, z pomocą położnej Rosjanki, albo Ukrainki. Ja byłem tuż za uchylonymi drzwiami. Wszystko słyszałem i zachowałem w sercu swoim. A że urodził się 26 Sierpnia, to niezależnie z Grażyną wymyśliliśmy, doszło do naszych serc, wiary i rozumu, że musi być Jan-Maria. Do mnie to dotarło na klęczkach przed obrazem świętego Józefa, w Jego parafii (dawniej kościół garnizonowy).

II - Październik 1990, wigilia Matki Bożej Różańcowej, jedziemy do porodu - z Zosią, bo imiona (dwa, dwupłciowe, jedno rezerwowe, płci nie wybieramy!) mieliśmy zaraz od poczęcia, lub dwie godziny, dwa dni, dwa tygodnie, chyba nie aż dwa miesiące po ;-) - do Łochowa. Czarna noc, patrol wojskowo-policyjny z długą bronią zatrzymuje nas na skrzyżowaniu (dzisiaj rondo), szukają zbiegłego i uzbrojonego żołnierza. Widzą co się dzieje - zachowaliśmy zwyczaj wyjeżdżania w ostatniej chwili - odstąpili od rewizji samochodu, przepuścili. Za parę minut słyszałem krzyk kolejnej pociechy, stałem pod oknem, wparowałem na salę, panie pozwoliły nawet zdjęcie zrobić. Wiadomo, oszalały ojciec ;-)
Zosia, po latach, za sugestią siostry Aliny Merdas SRCJ zmieniła patronkę z Zofii Rzymskiej na Zofię Barat, co jest wydarzeniem tak rzadkim, że trzeba zachować w sercu swoim, bo nijak się nie da inaczej zrozumieć w tym (zgniłkowatym) świecie.

III - Z Łazarzem jeździliśmy dwa razy do Mińska Mazowieckiego. Najpierw był alarm w środku nocy - „nie rusza się”! W szpitalu sprawdzili, wszystko jest OK. Wróciliśmy, szykowaliśmy się nawet jechać na mszę do kościoła „na Trawy”, było Boże Ciało, ale w samochodzie było przebite koło. Nim zmieniłem dętkę (w starej Ładzie nie było opon bezdętkowych), trzeba było zmienić również plany. Dziecię się poruszyło i to dość gwałtownie. Nocne badania przyspieszyły proces. Jakie to jest dziecię, nigdy nie wiedzieliśmy. Po co? Nawet z bliźniakami, pomimo USG. Radość oczekiwania była ZAWSZE pełna. Na koniec się okazało, że mamy algorytm rzadki nad rzadkościami. Żeby przy siódemce dzieci zawsze było syn, córka, syn, córka, syn, córka, syn. Bożo-ludzki totolotek.
Żeby skończyć z Łazarzem – o imieniu rozmawialiśmy po drodze. Dzwony biły, procesje kroczyły, chorągwie kołysały, chwała Bogu była oddawana publicznie. - Łazarz będzie imię jego - jak w wierszu księdza Jana Twardowskiego - przyjaciela Jezusa. Jeszcze tylko małe zamieszanie w głowie Grażynie zrobiły położne, więc karteczką przenoszoną między pokojami spytała - „Łazarz?”. ŁAZARZ! - odpisałem.
Katechetom szkolnym pozostawiliśmy wytłumaczyć sens,  znaczenie i wszystko, chronić przed obśmianiem (co nigdy się nie zdarzyło!).

IV - Z Helą jechaliśmy koszmarną wypukłą garbatą drogą właśnie co polaną lodem. Dwudziesty drugi stycznia upoważniał wszystkie drogi do tego. Ale czemu naszą, drogę rodzącej? Dla kierowcy, 35 km piekła. Nie wobrażałem sobie, że mogę jeszce raz ją pokonać  nocą.
Hela się urodzila i na skrzydłach wróciłem natychmiast,  posłaniec radosnej nowiny. Dziecię się nam narodziło. W domu czekały dzieci i babcia-Mama Hela. Telefonu nie mieliśmy.

V - Z Andrzejem była sprawa podobna i inna. Wybrał sobie 26 lutego, skądinąd święto rodzinne, w rodzinie śp. dziadka-Ojca, u Jackowskich i Kapaonów, bo tego dnia od 2-giej połowy XIX wieku laurki były robione dla protoplasty rodu, pradziadka Aleksandra (dyrektora Zakładu Litografii i Poligrafii Magistratu Warszawskiego). Jednak Andrzej miał być Andrzejem i Kodeń czekał na jego ochrzczenie. Wzorem ma być mu (i nam wszystkim) Andrzej Madej. Andrzej przyniósł sobie drugie imię z kalendarza Mirosława i w związku z tym ojca chrzestnego, dobrego Mirosława z Łochowa. Dziadka też miał Andrzeja. A droga męłła się bardzo okropnie (nie będę nadużywał straszliwych przymiotników po lodowej pułapce jego siostry Heli). Po obfitych śniegach, wyszło Słońce, zrobiła się zimowa odwilż.

VI - Bliźniaki były nierozpoznane do końca. Dopiero w którymś momencie, było wiadomo, że są dwa. Ani jakie, ani czy równomiernie rozwinięte i zrówno-ważone, były nieprawdziwymi danymi USG. Ogólnikowe, uspokajające. Dopiero w szpitalu zrobił się ruch. Wózek, wożenie na drugi kraniec pięter i korytarzy, wołanie specjalistów, na koniec wezwanie ordynatora z domu. Młody lekarz na dyżurze był zaniepokojony. Zaczęło się udzielać całemu oddziałowi, dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Nasłuchiwaliśmy rytmu dwóch serc, jedno zanikało. Przyjechał ordynator – i choć miałem uzgodniony poród rodzinny, wyprosił mnie z pokoju, będą robić nakłuwanie. Klęczałem za drzwiami, przechodzili przez moje nogi. Słyszałem nerwową krzątaninę i podniesione głosy. Wreszcie mnie zawołali, wszedłem na czas, gdy wynosili Marysię. Olek wyskoczył raz dwa trzy. Okazało się, że była różnica, Marysia była zagrożona.
Potem, po wypisie, kazali nam jeździeć do neurologów, okulistów (dno oka) i Bóg wie kogo. Niektórzy straszyli. Robili USG przez ciemiączko itp.  Wcześniej tylko raz tak mieliśmy, z Zosią. Straszyli ortopedą, robili niepotrzebne rentgeny, by wylądować u znanego profesora, który rozwiał obawy, a Zosia okazała się wrodzoną gimnastyczką od szpagatów (podobnie Marysia, specjalistka od biegania i wspinania się po drzewach, nawet koty uczyła po nich chodzić).

Sumując – każde narodziny są cudem. Każda porodówka - Betlejem. Każda osoba ma w sobie obraz Bożej Jedności i Pełni. Nie dziwię się, że Maryja zachowywała wszystko w sercu swoim po jedynym niezwykłym porodzie niezwykłego Syna. Do tego nie jest potrzebna teologia, to Życie. Inaczej się nie da. Choć teologia rozszerza perspektywę, uwrażliwia, uwzniośla jeszcze bardziej. Maryja musi zwyczajnie – po ludzku i po Bożemu - na pewno rozumieć każdego rodzica. Nie tylko matki. Ja też wszystkie porody pamiętam i wszystko, co się wiąże z przekazywaniem życia (i kultury).

sobota, 29 grudnia 2012

Etiudy duchowe i nokturny


Dzisiaj wyręczę się foto-relacją. Dostaliśmy cały kościół - ksiądz proboszcz zaufał - przepiękny w świetle świec i choinek, aby połączyć nasze dusze z duszą młodego świata zgromadzonego w Rzymie, na spotkaniu Taize. Papież był z nami (bo był na Placu Świętego Piotra z młodymi z całej Europy). Następca świętego Piotra ocalił naszą wiarę w kościół lokalny. Poczułem się starcem Symeonem :) Mieć w takim momencie życia i dziejów całą rodzinę (Łazarz usprawiedliwiony wracał z cudownym pedagogiem Marianem, oraz Agatą i Mateuszem z klasy Andrzeja, oczywiście z Poniatówki, z wyprawy kolędników do Kadzidła) i cały kościół!!!


Dostaliśmy cały pusty kościół. Po to go chyba wybudowali przodkowie, byśmy połączyli dusze nasze z duszą świata i Bogiem samym właśnie dzisiaj, 29 grudnia 2012. Absolutnie niezwykła chwila, wydarzenie. Mimo wszystko myśleliśmy, że oprócz naszej rodziny ktoś jeszcze wpadnie na parę kanonów i radość wspólnoty z tymi, którzy wierzą w sens bycia razem na spotkaniu w Rzymie i w kościołach lokalnych. Nie, nie, absencja lokalnego kościoła nie zabolało mnie, ani trochę. Do duszy przenikniętej taką radością, smutki nie dochodzą. Warto było żyć dla takiej chwili.

PS. Więcej zdjęć i filmików na Facebooku.

piątek, 28 grudnia 2012

Kolędnicy i początek rozmowy z Papieżem (papieżami, Rektorem, rektorami...)


"Dom nasz i majętność całą..."

Budzę się często w środku nocy, by zrozumieć swoje życie. Nasze życie. To znaczy coś mnie budzi, jakiś narząd lub jego partytura w (nie najlepiej?) zorkiestrowanym organizmie. Skoro się budzę, myślę. Przychodzi światło i duch, które pozwalają zrozumieć inaczej i wyżej życie. W najodleglejszym świetle i duchu. Najbliższym?

Abraham miał Sarę, Izaak Rebekę, Jakub Rachelę (i Leę), Maria Królowa Andrzeja, Helena Jana, ja Grażynę. Jeden mąż jednej żony to jak (mąż) dar i (żona) tajemnica - albo odwrotnie - i to bardzo wielka. Czy można tak patrzeć na życie, na siebie, na drugą osobę... Ależ! nawet trzeba. Jeśli chce się zgłębić siebie jako człowieka-osobę. Zaprowadź mnie do kościoła, który cię ochrzcił, dał I Komunię, spowiedzi, bierzmowanie... Bo jak mam cię inaczej zrozumieć, bez najdalszych w twoim życiu świateł i duchów? Nie da się  inaczej. W ramkach przykrojonych na potrzeby urzędów i władz administracyjnych wszyscy jesteśmy spłaszczeni i ograniczeni do dat, liczb, kolorów, kilogramów, ukończonych szkół i zawartych związków. Człowieka ochrzczonego nie można zrozumieć bez Jezusa Chrystusa. Opowiem ci - jeśli zdążę i jeśli ktoś poprosi, zdopinguje - swoje życie z Jezusem Chrystusem od czasów Abrahama i jemu podobnych.

Co robimy w towarzystwie Abrahama? Ano, są jakieś podobieństwa i obrazy do uchwycenia. Maria pojechała na trzy dni do Częstochowy, żeby odczytać większe znaki i wolę, w sytuacji, gdy Andrzej stał się nazbyt oczywistym gościem ich domu. Helena pomyślała - "to nie może być zły człowiek, skoro często go widzę służącego do mszy (w obozowej kaplicy, na obczyźnie wojenno-powojennej, w Nuemunster koło Hamburga). Józef był pośrednikiem Grażyny w drodze do katechezy parafialnej, podpowiadając proboszczowi Józefowi i ją namawiając do tego. Nikt z nas bez grzechu, to oczywiste, ale, jeśli nie czytamy znaków, obrazów, podobieństw i nie słuchamy głosów, które ciągle chcą toczyć jakąś z nami rozmowę - to straszne, dla nas osobiście, dla naszych rodzin i dla całej kultury człowieka na ziemi.

Dzisiaj będę meblem do przestawiania i obserwatorem. Bylem światło miał dobre i ducha. Choć oba przyblakły, bo nie wstałem o 3.00, ale tylko porozmyślałem, przysnąłem i wstałem przed 8.00, a to czyni wielką różnicę. O 8.00 jestem ciężki i szary jak dzień za oknem. W środku nocy bywam tęczowy i lekki, prawie niematerialny, acz po dłuższym boju. Tak oto ciało i duch ciągną w swoje strony. Każdego! Sans doute, ohne Zweifel, without hesitation.

Ciężki porą dnia, ruchem w izbach, brakiem wyobraźni, myśleniem przyziemnym, mogę już tylko wesprzeć się notatkami lub podkreśleniami w tekstach, o których mówi tytuł wczorajszego posta na blogu "Osobny świat".

Ale nim sięgnę po notatki i teksty wysoce-kulturowe dopowiem okoliczności przebudzenia dzisiejszego i przestawiania jak mebel i obserwator. Przyjeżdża Jasiek z Katy (podkreślam, że razem) i całkiem niezależnie pedagog Marian, z liceum Łazarza, Heli i Andrzeja z kolędnikami. Spotkały się... Kto (i co) z kim! I my, w tym.

Niech nam tak opowiedzą swoje historie z chaplaincy na University of Glasgow Jasiek i Katy. Czym stał się i jak i jest w ich życiu. Bo bez niej nie ma Jaśka lat studiów na obczyźnie i nie ma ich spotkania. Niech sięgną do podszewki siebie samych. Do duchowych poruszeń, decyzji, okoliczności. Niech nam opowiedzą. Niech przekroczą nieznośne i sztucznie wyznaczone administracyjne granice. Niech przekroczą prawdziwe progi wiary, nadziei, miłości. Niech młodzi opowiedzą też o pedagogu (najlepszym, jakiego poznaliśmy na świecie).

Przechodzę z pomieszczenia do pomieszczania, w miarę jak rodzina się budzi i zapełnia kuchnię, korytarz, kolejne pokoje. Przechodzę z ulotnymi myślami i klawiaturą. Niech życie mnie dopadnie w pół słowa i zdania, byle nie w rozkroku, bylem był dobrze usytuowany i nastrojony, bym patrzył z wysoka, w wielkiej perspektywie. Niech życie przychodzi i się dzieje w dobrym miejscu ciała i duszy. "Podnieś rękę, boże Dziecię, błogosław ojcowiznę miłą. W dobrych radach, w dobrym bycie wspieraj jej siłę Swą siłą. Dom nasz i majętność całą i wszystkie wioski z miastami. A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami" - dawno temu napisał poeta.

Dzisiaj będę meblem do przestawiania i obserwatorem.  Byle z lampionem i chmurą ciemności. Z obłokiem niewiedzy tak jasnej, tęczowej i lekkiej. - "Daj się prowadzić. Zapisuj na gorąco, nie odkładaj, bo przyszłość niepewna, obraz się rozpłynie, ulecą myśli i ich skojarzenia. Rzeczywistość nie jest z żelaza, gliny i kamienia i nie jest twoją własnością. Masz jej służyć każdą chwilą świadomą lub uświadomioną, nie daj się odłączyć od klawiatury, spod niej wyłania się przepiękny świat człowieka-osoby."

A co z tą zapowiedzianą rozmową z Papieżem i Rektorem?
Spróbuję. Mam akurat chwilę spokojną.
Pierwsze było kazanie na Pasterce w Watykanie. To znaczy pierwsze, po stronie rozmówcy, bo pierwsze w ogóle były moje kwestii wypowiedziane i zapisane na blogu. Dotyczyły sposobu doświadczania (dotykania, smakowania, wąchania, słuchania, widzenia...) Boga. Kluczowy fragment tak wygląda - "Bóg się rodzi w stajni naszego myślenia, myślenia homo sapiens, stworzonego na obraz i podobieństwo. STWARZANEGO NA OBRAZ I PODOBIEŃSTWO W KAŻDEJ CHWILI"!:

PAPIEŻ tak mi odpowiedział - "piękno Dobrej nowiny wzrusza nasze serca – piękno, które jest blaskiem prawdy [to ukłon w stronę Polaków, cytat z Karola Wojtyły]... fakt, że Bóg staje się [tak lub inaczej, nawet] dzieckiem, abyśmy Go mogli miłować. Czy mamy dla Niego czas i miejsce? Kwestia dotycząca Jego nigdy nie wydaje się nam pilna. Czy Bóg ma naprawdę miejsce w naszym myśleniu? Czyż metodologia naszego myślenia nie jest tak ustawiona, że w istocie On nie powinien istnieć. Nawet jeśli zdaje się pukać do bram naszej myśli, nie ma dla Niego miejsca. Także w naszym odczuwaniu i pragnieniach nie ma dla Niego miejsca. Chcemy samych siebie, pragniemy rzeczy, których można dotknąć, szczęścia doświadczalnego, sukcesu naszych planów osobistych i naszych zamiarów. Jesteśmy całkowicie „wypełnieni” samymi sobą, tak, że nie ma już wcale miejsca dla Boga. [I dzisiaj] potrzebujemy zachęty świętego Pawła: „Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu”. Paweł mówi o odnowieniu, o otwarciu naszego umysłu; mówi, ogólnie rzecz biorąc, o sposobie w jaki postrzegamy świat i samych siebie. Nawrócenie, którego potrzebujemy musi naprawdę sięgnąć aż do głębi naszej relacji z rzeczywistością.

JA - Głębi naszego umysłu (rozumu, myślenia)? Ciągle o tym piszę, że jest prawda i że jest poznawalna. Przywołując powiedzenie poprzedniego papieża, że jest możliwa postawa miłości intelektualnej, sięgająca w rzeczywistości aspektów istotowych i konstytutywnych (człowieka, świata i Boga).

PAPIEŻ - jest po prostu fakt wypełnienia szczęściem wypływającym z percepcji czystego blasku prawdy i miłości Boga. Pragniemy, aby ta radość nas dotknęła: istnieje radość. Istnieje czyste dobro. Istnieje czyste światło. Bóg jest dobry i jest On najwyższą mocą ponad wszystkimi mocami.

JA - religia, najgłębsze więzi człowieka ze światem i między sobą, jest darem na naszej służbie, jak i kościół. "Człowiek jest drogą kościoła" - znów powtarzam za poprzednim papieżem i "jego" soborem. 

PAPIEŻ - jeśli gasi się Boże światło, gasi się także nadaną przez Boga godność człowieka. Nie jest on już wtedy obrazem Boga, który w każdym musimy czcić, w człowieku słabym, obcym, ubogim. Nie jesteśmy już wtedy wszyscy braćmi i siostrami, dziećmi tego samego Ojca, a On „Emanuelem”, Bogiem z nami, Chrystus jest naszym pokojem i ogłosił pokój dalekim i bliskim, z chwałą Boga na wysokościach związany jest pokój na ziemi między ludźmi. Tam, gdzie nie oddaje się chwały Bogu, gdzie się o Nim zapomina lub wręcz Jemu zaprzecza, nie ma także pokoju. Jednakże dzisiaj rozpowszechnione nurty myślenia twierdzą odwrotnie: religie, szczególnie monoteizm, miałyby być przyczyną przemocy i wojen na świecie.

JA - dlatego sięgnąłem w święta po głośną książkę Richarda Dawkinsa "Bóg urojony" i znalazłem w niej bardzo płaską wizją świata i człowieka. Płaską także intelektualnie. Much Ado About Nothing. Przejdźmy nad zgiełkiem tego świata. Wejdźmy do sanktuarium naszych serc i domów rodzinnych.


PAPIEŻ - narodzone tutaj dziecko jest „Emanuelem”, Bogiem z nami. Chrystus jest naszym pokojem i ogłosił pokój dalekim i bliskim. Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy to słowo, które dla nas się wydarzyło... Trans-eamus tłumaczy Biblia łacińska: „przejść”, iść poza, odważyć się na krok, który wykracza poza, „przeprawa”, przez którą wychodzimy z naszych nawyków myślowych i życiowych i przekraczamy świat czysto materialny, aby osiągnąć to, co istotne, poza to, co teraz, do tego Boga, który ze swej strony, przyszedł tu do nas. Pragniemy prosić Pana, aby dał nam zdolność wyjścia poza nasze ograniczenia, nasz świat; aby nam pomógł w spotkaniu Go, zwłaszcza, gdy On sam, w Eucharystii, składa się w nasze ręce i w nasze serce.
 
JA – transcendować zatem to dla nas znaczy...?

PAPIEŻ - Chodźmy do Betlejem: tymi słowami, wraz z pasterzami, mówimy sobie nawzajem, że nie powinniśmy myśleć tylko o wielkiej drodze do Boga żywego, ale również do konkretnego miasta Betlejem, do wszystkich miejsc gdzie Pan mieszkał, pracował i cierpiał. Módlmy się w tej godzinie za ludzi, którzy dziś tam żyją i cierpią. Módlmy się, aby był tam pokój. Módlmy się, aby... pobudzała ich święta ciekawość i święta radość. Być może między nami bardzo rzadko się zdarza, że spieszymy do Bożych spraw. Bóg nie należy dziś do rzeczy pilnych. Myślimy i mówimy, że sprawy Boże mogą poczekać. Ale to On jest sprawą najważniejszą, jedynym, który w ostatecznym rozrachunku jest naprawdę ważny. Dlaczego nie mielibyśmy i my dać się porwać ciekawością, by widzieć bliżej i poznać to, co Bóg nam powiedział?

JA – masz rację papieżu, mój imienniku, czemu nie dać się porwać naturalnej ciekawości, by widzieć bardziej, słyszeć, dotknąć, posmakować, poznać, nawet węchem. Świętość ma nawet zapach.

(cdn.)
 
PS.
Szturchają mnie, popędzają, chcą stół zaścielić strawą. Za plecami słyszę szept, to Jasiek dorwał się do naszych listów ponad Oceanem sprzed 25 laty i tłumaczy Katy. Muszę publikować w takim stanie, bo inaczej - nigdy :-)


czwartek, 27 grudnia 2012

Dialog z Papieżem i Rektorem


Czasami się dziwię, że jeszcze ciągniemy. Żyjemy? - brzydko by zabrzmiało, bo chodzi o sprawy raczej przyziemne. Jesteśmy właściwie bankrutami.

Nie o tym miałem pisać, jak tytuł wskazuje. Jak tytuł wskazuje, chodzi o wielkie rzeczy. Ale muszą poczekać.

Miałem dobry sen. Ale go nie upilnowałem. Bolało, ale na szczęście chyba główny sens wrócił, majakami. Chyba chodziło w nim o to, że już wszystko mamy. Że już wszystko jest. - "Nie martw się, że sen utraciłeś, bo chyba wszystko masz, co potrzeba"  - przemawiał do mnie silny głos wewnętrzny. Tym razem nie chodzi o sprawy materialne, ale o duchowo-intelektualne. Dużo otrzymałem, otrzymaliśmy w te dni świąteczne. Wczoraj udostępniłem aż dwa posty, na swoim blogu i Grażyny. Niech ona potwierdzi, że to było ważne. Że coś się ważnego wydarzyło, jakaś granica została przekroczona. Niech ona mówi.

Bolał sen zagubiony i jego ratowanie, wstałem po 3.00. Ale wstałem dziwnie spokojny, że wszystko już mamy. Więc to był trzeci dzień świąteczny nad ranem. Mocą tej pewności zapisałem to, co potrzebowałem, ale nie opowiem, co. Dopóki nie znajdą się dwie, albo trzy osoby, którym naprawdę będzie zależało na poznaniu: tego, co spisałem, ale jeszcze bardziej na poznaniu Prawdy i oddaniu się jej na służbę.

Ciekawe światło rzucił ten sposób przeżywania życia w nocy np. na przyjazd Jaśka i Katy. Patrząc w tym świetle (bożonarodzeniowym?) zobaczyłem przedstawicieli kościoła (chaplaincy) z Glasgow przybywających do wspólnoty wierzących w Strachówce. I, że powinni natychmiast udać się do kościoła i złożyć świadectwo wobec zgromadzonych (stać się, lub przyoblec w uczniów Jezusa, jak Apostołowie, misjonarze, bracia i siostry). TO JEST (dla mnie) TAKIE OCZYWISTE. W tym sposobie przeżywania życia znika to, co w naturalistycznym sposobie urasta do dramatów (płyty glazury spadły w łazience ze ściany, śnieg się rozpuścił odsłaniając błoto i brzydotę, ach! nie znam języka...).

W tym samym kościele powinni się też pokłonić Aniołowi Ziemi Wołomińskiej i innym artefaktom złożonym jako wotum wdzięczności, które wplotły się w korzenie i są poniekąd jednym z fundamentów Rzeczpospolitej Norwidowskiej.

Takie to oczywiste (im głośniej krzyczą Herody).

PS.
Zdjęcie ze strony fakty.wwl. Udostępniając zdjęcie i stronę na Facebooku dałem taki komentarz - "Opiekujesz się nadal nami! Pomagasz mi w heroicznym prawie boju o naszą pamięć i tożsamość w gminie Strachówka. Udostępniam Cię ♥".

środa, 26 grudnia 2012

Dzień zamordowanego Szczepana (26 grudnia 2012)


Trzebaby chyba dokończyć rozważania wczoraj (nie)napoczęte. Richard Dawkins mnie rozczarował i ucieszył. Myślałem, że jego książka „The God Delusion” ma większe ambicje, a zobaczyłem, że ambicje ma, ale zacięcia nie za bardzo. Jej poziom (horyzonty) znajduję raczej plotkarski i niskonakładowy, jak na doktora honoris causa wielu uniwersytetów. Nikt nie musi wierzyć, on też nie, w tym ma pełną rację. Oraz, że każda religia ma swoje wypaczenia. I tyle.

Nie dotyka jednak istoty rzeczy, zresztą nie próbuje, bo też z zewnątrz się nie da, tak, jak rozprawiać o smaku tortu przed zjedzeniem. Co do tortu, to można opisać wygląd i poznane przypadki, kiedy komuś zaszkodził. Ale jeśli są też smakosze, a są, to trzeba ich także pokazać i to najlepiej w trakcie degustacji. Tak by postąpił każdy poważny badacz tortów.

To całkiem (nie)poważna sprawa metodologicznie, o ciężkich skutkach "być wiarygodnym". Tytuł - według mnie - jego książki powinien brzmieć raczej „O rozczarowaniu, że nie spotkałem i nie poznałem Boga”. Gdy tymczasem... w jego kraju każdy architekt i człowiek kultury wie, jak projektować np. Canterbury, by z każdej strony i z każdego punktu było widać sławną katedrę. Tego się wyparł Dawkins, podobnie jak w Strachówce Solidarności wypiera się oficjalna władza od 18 lat (ale także np. SPS, ewangelizujący dzisiaj niektórych mieszkańców kolędnikami).

Ja GO spotkałem i też muszę mówić o religii, w tym jesteśmy podobni. Ale ja - apologetycznie. Trzeba mówić o tym, co stało się fundamentalnym faktem naszego życia. Wczorajsza msza, między innymi i na przykład, na pewno do takich należy. Użyłem na nią określenia RZECZYWISTOŚĆ MSZALNA i będę się go trzymał. Pozwoliłem sobie także po niej zestawić dwa dary i dwie tajemnice. Tak Jan Paweł II mówił o swoim kapłaństwie, a ja o rodzinie na mszy w Strachówce, w dniu Bożego Narodzenia 2012. Myślę, że o każdej rodzinie da się to powiedzieć, która jest zbudowana na tym samym fundamencie i używa rozumu. Nie mówię, że tylko na fundamencie katolickim. Uważam, że każdy może wynaleźć swój fundament Jedności i Pełni, niezależnie od denominacji. Bóg nie może być zazdrosny o miłość. On sam jest Miłością. Innego nie chcemy. Innego niech tropi Dawkins i inni aktywiści tego ruchu, oddadzą nam przysługę. I światu całemu. Prawda, święta Faustyno?

Ja się nie poddam tak łatwo Dawkinsowi i wszystkim podobnym myślicielom. Nie mogę, bo bym się wyrzekł tożsamości, którą sobie zbyt cenię. A wraz z tożsamością, jedności i pełni. Przecież już w "Wierszykach" to wszystko we mnie było ;-)

Co znaczy – praktyka i praktycznie wiara – Jezu ufam Tobie? Nie-ja-Ty-Bóg-miłość-Chrystus-Pokój-Dobro i, że Bóg weźmie w obronę, otoczy opieką, uzdrowi, pocieszy... bardzo praktyczne pytania, bardzo praktyczna sprawa. Na moją miarę. Na miarę mojej wiary i rozumu.
Jak się do tego mają moje humory, słabości i grzechy? Nijak. To znaczy mogą bardzo popsuć humor, zdrowie i życie innym, ale nie są w stanie dotknąć mojego Boga. On Jest ponad nami i w nas, w każdej chwili i od nas nie zależy.

Jedziemy na mszę. Jak dobrze. Wczoraj to był punkt kulminacyjny. Garmażerka już zbytnio mnie nie cieszy, TV tym bardziej, wizyt rodzinnych od jakiegoś czasu nie mamy. Msza jest wszystkim. Bóg na niej mówi i działa. Nie mogę się nadziwić, że gdy kogoś pytam - „co Ci Bóg powiedział?” odpowiedzią jest wzruszenie ramion i tylko przez grzeczność rozmówcy powstrzymują się od stukania w czoło. To w co oni wierzą?! Pewnie przeżywają msze i religię jako sprawę prywatną (w skorupie prywatności?). Dla mnie msza i religia są nieodwołalnie i nierozdzielnie tyleż osobiste, co społeczne. Dlatego niemożliwe, żeby Bóg nie mówił, bo skoro jest nas wielu w kościele?! - to znaczy, że jakaś siła większa nas zgromadziła i do nas przemawia i z nami coś robi. Nie ma wiary, bez myślenia. Nie ma – bez logiki. Ale u ilu proroków na takiej wymianie kończy się rozmowa i działanie? Bo działa , czy nie działa odrzucone słowo? I czy można nazwać prorokiem ducha czasu?

Co mnie powiedział? Wczoraj? Dzisiaj? Opublikowałem, opublikuję. Hypothesis - i notatek na mszy - non fingo.
Dzisiaj zanotowałem:
1) na mszy jesteśmy duchowi bardziej niż cieleśni, co jest moją własną myślą eksperymentalną, ale ma też swoje expressis verbis u innych :) (plus czcigodny i PT imiennik Ratzinger i jego metoda!). Piękne odkrycie, objawienie, choć znów trudno potwierdzić w rozmowie i badaniach ankietowych :-)
Uduchawiamy się (msza nas uduchawia) z każdym słowem, znakiem, gestem, chwilą, ciszą... „Bóg (Pan) z Wami! - I z duchem twoim!”.
2) Czytanie listu JM x.Rektora KUL stało się „kluczowym” dzisiaj przeżyciem-objawieniem Boga-Prawdy-Żywej-Zawsze-Obecnej-Mocy-Działąjącej (Bóg przemawia nie tylko Słowem Objawionym!). Rodzice zawsze byli kwestarzami zbiórki, członkami parafialnego Towarzystwa Przyjaciół KUL w Legionowie. „Rodzina Rodzin” nie mogła nie wspierać i nie chronić katolickiej kultury! Bo to było równoznaczne z popieraniem i ochroną każdego słowa i działania Stefana kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, Wielkiego Kanclerza, formalnie 1946-48, nieformalnie zawsze, tej uczelni (dziś z dopisanym imieniem Jana Pawła II).

Ad.2
Boże, jak mnie to przypomnienie skojarzenie poruszyło (dzisiaj na sucho i bez dreszczy :-)
A jak miało nie poruszyć! Znów zabrzmiał dysonans – wielkie Boże sprawy, którym zawsze rodzinnie służyliśmy i służymy (inaczej nie potrafimy) i pogarda jakiegoś sztucznego tłumu, który dzisiaj się gromadzi po kątach gminy i parafii, wymyślił "siewcę nienawiści" i ma swoich liderów, politykierów! Zły duch ich prowadzi, bo człowiek nie może być tak ślepy, głuchy i zły. „Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować... Panie, nie poczytaj im tego grzechu!”

Obraz Rodziców zbierających datki pod kościołem św. Jana Kantego (kościół Ducha Świętego w parafii św. profesora z Kent) na podtrzymywanie i rozwój Katolickiej Kultury Polski! - w PRL i po tym zgniłym ustroju, tak mną potrząsnął, że miałem odwagę TAK pomyśleć, na mszy w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2012, w dzień świętego Szczepana, diakona.

„Dzisiaj na sucho i bez dreszczy”? O, żebym nie wymówił w odpowiedniej godzinie ;-)
To działa i działa, po mszy. Teraz znów działa. W sprawach Bożych nie ma było, jest i będzie, bo zawsze jest teraz.

Choć nie powiem, o czym pomyślałem(?), co „usłyszałem”? - bo już raz kontrę dostałem, niech się samo broni, bez „moich” słów. Ale do listu rektora zajrzę, pod wpływem jednej myśli (obrazu), którą zanotowałem i po swojemu rozwinę. „Bóg stał się człowiekiem i przyszedł do nas jako bezbronne dziecko, które wymaga troski i opieki, które jest zależne od innych.” Myślałem o tym w samochodzie w drodze do kościoła (związane ze zwyczajem dziesiątka Różańca? - może, na pewno nie przechodzi bez „jakiegoś” echa).

Co myślałem? - nie bez powiązania i zakorzenienia w całości mojego myślenia. Że Bóg mój, to nie tylko przekaz historyczny, Jahwe ze Starego Testamentu itd., ale WIECZNA AKTUALNOŚĆ (Uaktualniająca Się Wieczność), która obejmuje się w 'teraz' każdej chwili obiektywnego Wszechświata i myślącego podmiotu człowieka-osoby. Na to nic Dawkins ani śp. Christopher Hitchens, ani-ani... nic nie pomoże ;-)
Wieczne Boże (Na)Rodzenie! - delikatne i słabe, jak dziecko w kołysce, albo żłobie. Bóg – dziecko!, które da się jak diakon Szczepan zabić.

PS.1
"«To bycie z Nim» wprowadza do zrozumienia powodów, dla których się wierzy. Wiara, właśnie dlatego, że jest aktem wolności, wymaga również odpowiedzialności społecznej za to, w co się wierzy”(J.Ratzinger, B16, Porta Fidei nr.10).

A cyferkę niżej, w tym samym liście okólnym, można u niego znaleźć to - „Wiara bowiem rośnie, gdy przeżywana jest jako doświadczenie otrzymanej miłości i kiedy jest przekazywana jako doświadczenie łaski i radości. Sprawia ona, że życie wiernych wydaje owoce, ponieważ poszerza serca w nadziei i pozwala na dawanie twórczego świadectwa: otwiera w istocie serca i umysły tych, którzy słuchają, na zaproszenie Pana, aby przylgnęli do Jego słowa, aby stali się Jego uczniami”

Ktoś przeze mnie pisze tego bloga. Cięgi zbieram ja. Mam świadomość misji (kanoniczej). Będzie pisał nawet po mojej śmierci, w następnych pokoleniach, bo Autor był, jest i będzie wiecznym teraz, daje się każdemu - dajmy się prowadzić, nie bądźmy głusi, ślepi, źli na każde inne tchnienie, zamknięci i nieufni. Nieufni nawet do własnego ciała. Bezpłciowi?

PS.2
"Dlaczego podnosimy wielki krzyk, zatykamy uszy i chwytamy za kamienie? Co stało się z naszą Ojczyzną... [gminami, szkołami, parafiami...]. Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II staramy się uczyć cierpliwie mądrej i trudnej otwartości... W duchu prawdy i miłości dążymy do jedności, pamiętając, że jedność to nie płaska jednolitość. Jedność to wierność autentycznym wartościom, ale jednocześnie to szacunek dla poglądów i postaw, także tych osób, które myślą inaczej niż my. Uczymy się współpracować ze sobą, dyskutować i mądrze różnić. Pielęgnujemy naszą niepowtarzalną indywidualność, ale też szukamy w innych sprzymierzeńców. Bronimy wyznawanych przez nas prawd i wartości, ale też uczymy się kultury polemiki z intelektualnym adwersarzem... aby nasi studenci, doktoranci i absolwenci budowali społeczne więzi w swoich środowiskach... aby mogli podjąć dialog w duchu prawdy, wolności i szacunku... aby uczył się odpowiedzialności, „zbiorowego obowiązku” wobec Kościoła i Ojczyzny... i wierności dziedzictwu naszego wielkiego Patrona, którym jest bł. Jan Paweł II.”(list)

PS.3
Bez dialogu nie ma uniwersytetu i nie ma kultury (bo nie ma nawet języka). Bez dialogu nie będzie Polski, gminy, szkoły, parafii... Minęły dwa i pół miesiąca Roku Wiary (i Rozumu) - jak wykorzystaliśmy szansę już, i jak zamierzamy wykorzystać jeszcze?

PS.4
Zdj. nr.1 tzw. stela Merenptaha
Zdj. nr.2 bł. małżeństwo Quatrocchi, ci, którzy poszli w ciemno za światłem :-)
Zdj. nr.3 Jezus z Cefalu, oficjalny obrazek Roku Wiary (i Rozumu)

wtorek, 25 grudnia 2012

Jedność i Pełnia (25 grudnia 2012)


Ja Józef K. obudziłem się i wstałem dzisiaj, w Dzień Bożego Narodzenia 2012, nie najwcześniej, około 8.00, ale i tak jako pierwszy w rodzinie. Siedzę przy komputerze, zapisuję myśli, które mi chodzą po głowie, czyli są we mnie od początku dnia. Nie mogą nie być. Są święta, a właściwie poprawnie powinno być - jest święto, bo jest jedno, nie wiele. Święto to sprawa kultury. Ja jestem ten sam, co wczoraj i przedwczoraj. Świat, czyli kultura w której żyję, mówi - jest święto. Zgodnie z prawami tej kultury pojadę do kościoła na mszę świętą. Msza zawsze porywa jakąś część mnie, albo całą moją duszę. Bo jest największym koncentratem kultury (Rzeczywistości, w której żyję), którą poznałem i przyjąłem za swoją, z którą się utożsamiłem. Msza oferuje Pełnię dostępną na tym (jedynym) świecie. Jest najwyższą formą pełni tego świata, ponad wszystkie inne formy spełnienia. W niej są te wszystkie inne formy spełnienia, jak w źródle. Ona jest źródłem i szczytem (dla mnie) przeżyć jedności i pełni.

Mogę pojechać na mszę, ale nie muszę. Mam wolną wolę. Jestem wolnym człowiekiem (nie ma miłości z przymusu, moja religia jest miłością – moją i w ogóle).

To jest pierwsza i wiodąca myśl, z którą wstałem i usiadłem przy komputerze.
Drugą jest wspomnienie świeżutkie wczorajsze od stołu wigilijnego, odczucia szczerego i jednogłośnie wypowiedzianego przez dzieci "nie lubię składać życzeń". Dobrze, że tak jednym głosem, zgodnym chórem - mają jedne geny, a jeszcze bardziej kulturę, czyli wychowanie. Tylko bardzo wnikliwy czytelnik może pamiętać, że kiedyś już zapisałem, że wychowuje dom, nie my. Dom - to (dużo) więcej niż my, rodzic poszczególny i zbiorowo - rodzice.

Nie jestem pewny, czy uda się o tym dzisiaj z nimi porozmawiać, czy pozwolą się złapać w sieć zapotrzebowań ojca. Wir spraw od rana będzie ich kręcił. Ja jestem już bardziej stateczny.

Trzecia sprawa też woła wielkimi literami. - Jak to jest z tym Bożym Narodzeniem wśród was mieszkańców Waszej okolicy, czyli w tzw. wspólnocie lokalnej! Bo to dużo więcej niż „drzewiej na Mazowszu, Kurpiach, Podhalu itd. bywało”. Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie, ale w jakiejś wspólnocie: języka, rodziny, przede wszystkim, ale zaraz potem we wspólnocie wiary i przekonań na temat codziennych i odświętnych spraw tego świata. Mój spór ze współmieszkańcami mojej okolicy, czyli gminy - administracyjnie, parafii - kościelnie, szkoły - zawodowo, jest nagłośniony w realu i w necie, czyli na cały (mój) świat.
Mój, mojej, mój - nie jest zamierzonym efektem, ale wynikiem, najpierw gramatyki, w drugiej kolejności - stylu. I gramatyka i styl pełnią istotną rolę w naszym życiu. Dla pełności obrazu myśli podam dosłowny cytat, pełne zdanie z Dobrej Nowiny - "Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana.”
Wiemy, Kogo autor tego listu do chrześcijan, mieszkańców Rzymu miał na myśli, ale i o to warto zapytać. Lubię takie myślące święto, Boże Narodzenie 2012. Właśnie takie lubię.

W Rzymie mieszka teraz i pracuje człowiek, który też jest teologiem, a z racji wieku (rocznik 1927) jest już relatywnie blisko śmierci. Jego pytajmy. Szybko odszukałem jego wczorajsze kazanie (mówi się homilia), z Pasterki'12 w Watykanie. Przeczytałem (wczoraj dzieci nie dały posłuchać, wolały film „Monte Christo”, czemu się nie dziwię) jednym tchem. Późny Papież Niemiec jest mi bliższy niż wcześniejszy, a zwłaszcza niż sekretarz Kongregacji Wiary. U tego znajduję coraz więcej do podkreślenia. Bo taką stosuję metodę, lecę przez tekst i podkreślam zdania, które do mnie mówią (wołają i krzyczą). Podobnie czytałem Jana Pawła II. Trudno się zachwycać całym długim teologicznym tekstem, jak literaturą. Nawet literatura piękna ma swoje lepsze i słabsze momenty. Ale jeśli w jakimś tekście można znaleźć perły, warto go przekopać.

U Jana Pawła II zawsze znajdywałem. U Ratzingera teraz też już sporo. Mam więc przemówienie, kazanie, homilię już popodkreślaną, ale zostawię tę intelektualną i psychologiczno-egzystencjalną przyjemność na kiedyś, dzisiaj muszę skończyć jeszcze bardziej osobiste wątki.


Notatki na mszy zrobiłem drugostronnie na porządku nabożeństw w mojej parafii, był wyłożony przez księdza proboszcza do zabrania.
Notatki ukazują Rzeczywistość Mszalną - jak się przede mną odsłaniała (objawiała).
1) w drodze, w trakcie różańcowej dziesiątki (zwyczaj po Kanadyjczykach z Quebec spotkanych w Tours, we Francji 1979, 1980) dochodzi do mnieże nasza religia to nie jeden wymuiar, ale wielowymiarowość. Nie tylko czasy bibiljne, Ewangelia, czyli Dobra Nowina we mszy świętej, ale i Fatima, i dom rodzinny itd. Wszystko to przechodzi przez nas i nas ciągle współ-kreuje.
2) Historyczność wiary, czytanie z Izajasza, który żył w VIII wieku przed Chrystusem, czyli ponad 2700 lat przed nami. Jezus nie spadł z nieba, albo nie wiadomo skąd. Wiadomo. Warto pomyśleć? TRZEBA.
3) Słucham i się rozglądam, ładnie się bardzo u nas „zrobiło”, jasno i spójnie myślowo. Słowa i koncepcja są z tego samegoi i (nie)widzialnego źródła. Znów kościół pw. WNMP w Strachówce jest częścią całego polskiego (i powszechnego) kościoła, a nie wyobcowaną izolowaną wyspą, poddaną całkowicie czyjemuś dziwactwu. Przynajmniej ja tak to widzę.
4) Historyczność dodaje wiarygodności i uroku religii – Izajasz, święty Paweł Apostoł nawrócony z Szawła, święty Jan, który był najbliżej serca Jezusa i Maryi. Dołączam coś jeszcze – słowo ludzkiego kazania, które rozbrzmiewa do nas głębiej w przestrzeni kościoła. Dobrze, czuję i myśłę, że słucham go całą rodziną. Całą rodziną zanurzeni w tej samej Jedności i Pełni. Jakim DAREM I WYDARZENIEM jest rodzina na mszy świętej w Boże Narodzenie! Wszyscy w tym samym punkcie czasu, przestrzeni i kultury. W najlepszym punkcie! Zaiste, ogromny DAR I TAJEMNICA! Dziękuje Janie Pawle II za podpowiedź tego rozmyśłania z tytułu twojej publikacji, która pasuje i do nas, tzw. świeckich.

Powiem nawet, że nie wiem, czy warto zakładac rodzinę jeśli się tego nie zrozumie. Nie chce brzmieć jak Savonarola, nie mam prawa niczego narzycać, ale warto przemyśłeć i przedyskutować na każdej dostępnej płaszczyźnei społecznej. Oby brak takich rozmów nie prowadził do tragedii. To też może być rozszerzająca nauka Izajasza, Pawła, Jana, Mieczysława... moja, twoja, nasza.
5) Słowo – pojęcie – myśl – rozum... taka jest perspektywa Bożego Narodzenia w Dobrej Nowinie według Jana. Na to wskazuje ksiądz Mieczysław w kazaniu. Teologicznie rzecz się nazywa Wcieleniem Boga! BÓG W CIELE CZŁOWIEKA! Ciało w pełni uduchowione! Alfa i Omega i Wzór!
Ksiądz kończy zdaniem - „lepiej jemy, ładniej się ubieramy i bardziej jesteśmy człowiekiem, bo Jezus Chrystus się narodził”.
6) Wyjeżdżaliśmy do kościoła w trakcie emisji filmu dokumentalnego na National Geographic „Pierwszy Jezus?”. Sensacje filmowców nie muszą doczekać się naukowej weryfikacji, ale nie bójmy się myśleć i poznawać.
7) Jasiek w Glasgow jest nie do pomyśłenia bez uniwersyteckiej chaplaincy (Ośrodek Duszpasterski). Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
8) Msza wyciska mnie jak cytrynę. A do tego jest to msza w intencji jakiejś rodziny. Nie sposób nie pomyśleć znów o własnej. W kontekście tej gminy i parafii. Wkład, jaki w nią mamy, jest nie trylko z tej ziemi. Od pragnienia świętości Marii i Heleny, Bolesława Prusa, Kongresów Eucharystycznych, Ziemi Świętej, Katynia, Solidarności, „Sztuki zwanej naiwną”, Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Najbarzdiej mnie docisnęła kolęda-pieśń - „Nie było miejsca dla Ciebie...”. Czemu, aż tak? Któż to wie. Taka jest ludzka natura, taka moja konstrukcja, takie życie. Działały na mnie mniej słowa, bardziej melodia. I obraz, wspomnienie, chyba najbardziej. Pewnego Adwentu w Legionowie. Mieszkałem w pokoiku (kanciapie, 2.20x2?) w dolnej części kościoła. Samotność, powołanie, cisza, prywatny radiomagnefon kupiony w Pewexie na potrzeby katechezy i kasety z muzyką Bacha. Do dzisiaj pamiętam niektóre tytuły, Wachet auf, ruft uns die Stimme. "Najbardziej ten - Nun komm, der Heiden Heiland">. (Czy ja sobie piszę legendę, czy życie mi napisało?).

Resztę dnia 25 grudnia 2012 napisał mi Jan Sebastian Bach. Słucham i słucham. Na Das Wohltemperierte Klavier wyrobiłem sobie wyobraźnię kosmologiczno-matematyczno-logiczną. Taki prezent zaproponowałem koleżance na 18-tkę. Taki kupiliśmy grupowo i wręczyliśmy. Ma na imię Iza.

PS.
O tym, że sięgnąłem do "Bóg jako złudzenie" Richarda Dawkinsa opowiem innym razem. Starość, nie radość, czasu i sprawności (komputerowych) nie daje za dużo.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rekapitulacja


O tym, jak idea Istoty Najwyższej spotkała i doświadczyła realnej Mocy z Wysoka, która w miarę poznawania odsłoniła swoje oblicze i całą osobę, a nawet wspólnotę Trzech Osób. Rzeczywistość stała się pełno-krwista i uzyskała Jedność i Pełnię. Potrafię sobie wyobrazić kogoś, kto nie ma idei Istoty Najwyższej, ale kogoś, kto nie doświadczył nigdy Mocy (duchowej) z Wysoka – nie. Doświadczanie tej mocy i poczucie wdzięczności jest taką samą częścią mnie i mojego życia, jak oczy, nogi, ręce, język, myślenie, płeć biologiczna (i kulturowa)... Homo (sapiens) sum et nihil  humanum...

Czas Bożego Narodzenia, a dzisiaj jest właśnie i konkretnie Wigilia, jest wyśmienitą psychologicznie okolicznością na religijne i życiowe rekapitulacje. Wszystko dookoła tchnie odświętnością, a szkolne ferie dodatkowo dają poczucie wolności i bezpieczeństwa przed presją zawodowo-społecznych obowiązków.

Skoro coś cię wybudziło (i cóż, że o godz. 1.00), idziesz do wysprzątanej i nagrzanej kuchni, rozkładasz komputer i kontynuujesz pracę myśli rozpoczętą jeszcze pod kołdrą, na poduszce. Żeby zrekapitulować wiele, ale nie zabsolutyzować jakiegoś (żadnego) wątku życia człowieka na ziemi, w zakresie dostępnym własnym doświadczeniom i wiedzą.

Idąc tropem adwentowych błysków podczas biblijnych czytań liturgicznych ramy tych rozważań wynikają z nałożenia dwóch historii: ludzkości i religii. Na moją tożsamość silnie wpłynęli główni bohaterowie Biblii. Ja się w pełnym tego słowa znaczeniu z nimi utożsamiałem i utożsamiam. Nie tyle z całą ich osobowością i losem, co z charakterystycznym dla każdego epizodem. Z wyruszeniem w drogę przez Abrahama i pozostanie wiernym wędrówce ku wyznaczonemu (zapowiedzianemu) celowi. Jakubowej walce duchowej, indywidualizmowi stawianych sobie wyzwań. Izaak? - przez zmagania ojca i zaufanie syna? Z Józefem egipskim muszę mieć związki szczególne, wiadomo. Z Mojżeszem i tak dalej. Wielki, ogromny wpływ i familiarność z nimi zawdzięczam Tomaszowi Mannowi i jego "Historiom Jakubowym", co mi uświadomił profesor Paweł Śpiewak, życzliwym komentarzem na Facebooku. Ale także sceny w filmach zrobionych na tym samym materiale. Filmy oglądane scena po scenie z uczniami, dały możliwość wczucia się w bohaterów, aktorów i reżysera. Niektóre pomysły bardzo mi przypadły do gustu, serca i rozumu. Delektowałem się nimi, uważając wprost za genialne lub coś koło tego.

Jest się czym delektować. Każda z postaci jest rekapitulacją zmagania człowieka o prawdę najwyższą swego życia. O być albo nie być właściwie. W nich, w ich losach, chyba każdy może odnaleźć siebie, w wersji maksymalistycznej, albo coś dla siebie, w wersji minimalistycznej. Nakładam siebie na ich losy, próby i rozwiązania.

Zaś pomysł nałożenia dziejów naszej religii na dzieje ludzkości przyszedł wraz z debatą Richarda Dawkinsa z Wiliamem Lane Craigem w Biola University, albo arcybiskupa  Charlesem Chaput w wielkiej auli uniwersytetu w Georgetown.
Padło gdzieś tam stwierdzenie, że do czasu narodzenia Jezusa na ziemi żył 1% populacji naszego gatunku. Przytaczam tylko jako ciekawostkę w służbie rozszerzania horyzontów widzenia i dyskutowania. Żeby nie gnuśnieć w grajdołku każdej lokalnej zastoiny myśli. Nic po za tym, bo chodzi o każdego człowieka - jeden procent to też strasznie dużo.

Kto ratuje jedno życie... kto ratuje prawdę i sens na jakimś terenie... ratuje cały świat. Wszędzie. Także - oczywiście - w Annopolu w gminie Strachówka. To, czego jesteśmy świadkami w necie, na radach pedagogicznych i w ogóle, to nie jest – z mojej strony - kłótnia o stołki i osobiste względy. To jest głos w dyskusji o Polsce, Europie, wierze rozumnej, kościele świecie. Jakie mają być! Co chcemy przekazać po sobie następnemu pokoleniu.

A w wielkim świecie możemy już chyba mówić o walce: Boże Narodzenie kontra ideologia gender. Mało śmieszna perspektywa. Z jednej strony realna kulturotwórcza siła tego, co większe, obiektywne, zrozumiałe z natury, z tak zwanego Objawienia i rozumowania, z drugiej - destrukcja kultury i próba podporządkowania swoim wizjom. "Nie będę służył temu, co większe." - Chcę służyć sobie, chcę, by mnie służono i moim doraźnym koncepcjom.

PS.1
Nim wróciłem do głównej myśli (posta) dnia, opublikował się post w komentarzu do albumu drzew w zimowym annopolskim Ogrodzie:

"Mroźny dzień grudniowy 2012 wyciągnął mnie z domu, by upolować aparatem moment dziejów zapisany na sosnach, które jako samosiejki z północnej części Ogrodu Mama Hela przesadziła w lepsze rejony południowe. Miała i ma duszę córki rolnika spod Tarnowa, z okolic błogosławionej Karoliny Kózkówny (mają wiele cech wspólnych!). Trudno było mi w świetlno-mroźno-śnieżnych okolicznościach wyseparować cztery choinki, które nieźle już wyrosły. Na jednej z nich wieszaliśmy bombki, gdy Jasiek, Zosia, Łazarz i Hela byli mali, a Andrzeja, Marysi i Olka wcale jeszcze nie było na świecie. Drzew(k)a stały się głównym bohaterem dnia...

Przypomniałem sobie o stosownych zapiskach Marii Królowej w Annopolskich Kajetach:
"W ogrodzie rośnie 80 chojaków posadzonych za rządów śp. Matuni (Emilia, z d. Jackowska, zaprzyjaźniona z Bolesławem Prusem i jego żoną) naszej najdroższej, która duszę swoją w to arcydzieło wkładała, ażeby w pobliżu był domowy lasek, jest też 8 świerków, które zasadził śp. Czerwiński, ojciec Olesi, ze 20 lip, kilkanaście pięknych akacji, które Andziuś przywiózł z Warszawy, i dużo różnych drzew tu rośnie upiększających park, wiele jest też owocowych (120, wymarzły w 1929)... W roku 1910 stanęła figura Matki Boskiej sprowadzona z Warszawy... Dosadzał krzewka owocowe i zakładał park wokoło domu ogrodnik Czerwiński... w 1914 posadzona leszczyna wokoło przez brata Andziusia Piotra... w 1923 porobiono 30 dołów na miejsce wyschłych drzewek owocowych, a na wiosnę 1924 zasadzone [nowe]...".

Jedną z jabłonek zasadziliśmy już my - nowe pokolenie - z Bruno (Ch) i Edwardem (B), których przysłał na odpoczynek do Ogrodu brat/ksiądz Marek z Taize, w listopadzie 1999 (ostatnie zdjęcie, które stało się pierwszym, tytułowym). No, to teraz dzieci mogą zacząć ubierać domową choinkę, wynalezioną, wyciętą osobiście przez Łazarza i Andrzeja i kupioną w "szkółce" na Księżykach.

Wyszła mini opowieść o obrotach Annopolskich Sfer Rodzinnych".

PS.2
Korony z Christmas crackers dostaliśmy od Zosi, w łączności z Jaśkiem i Katy i  całą ich chaplaincy w Glasgow.

niedziela, 23 grudnia 2012

Porozmawiajmy o Bożym Narodzeniu

"Czyli o czym?"
jk 2012

Opowieść wigilijna a rebours

W setkach milionów domów, głównie rodzin, ale także w wielkich pięknych budynkach kościołów i siedzibach różnych wspólnot (nie tylko religijnych), organizacji, a nawet w biurach, zakładach pracy, w sklepach i na ulicach zrobiło się kolorowo, ładnie i smacznie. A czemuż te wszystkie dziwy, przygotowania i gorączkowa krzątanina?

Mnie też się podoba "uliczna" świąteczność, ale nie jest to moja pierwsza potrzeba. Lubię estetyczny, najlepiej, gdy artystyczny, wystrój świata, w którym żyję. Kulinarne zapachy przechodząc przez nozdrza działają nawet na niesprawny żołądek, wątrobę, trzustkę lub nerki.

Lubię, ale nie jest to moja pierwsza potrzeba. Gdyby miały pozostać wszystkie choinki, łańcuchy, neony, światełka, świecidełka, a stoły były by poustawiana na ulicach i placach z najsmaczniejszymi potrawami w najpiękniejszej zastawie, ale nie byłoby ludzi, którzy by mi wytłumaczyli, po co to wszystko, to... o kant d... to potłuc, wyłbym do księżyca. W potwornej samotności i bezsensie.

Po co to wszystko? Co to jest Boże Narodzenie?

Mogę o chlebie i wodzie, w puszczy, dżungli, albo na pustyni przeżywać sens życia. Mogę je (sens, życie) nazwać Bożym Narodzeniem, albo uniesieniem, kontemplacją, albo Wielką Ciszą. Mogę, bo znam historie biblijne, jestem oczytany, opatrzony, osłuchany, porozmyślany z każdej strony.

Co to jest Boże Narodzenie? W kalendarzach ludzkich? - tylko kartka, data. Dla obznajomionych - rocznica narodzin dziecka w szczególnych (dla ludzi wyższych cywilizacji) okolicznościach w małżeństwie Maryi i Józefa z Nazaretu w Palestynie. Małżeństwa? Związku? - są też plotki, że nie wiadomo do końca, jak to z nimi było.

Ci, którzy wierzą, ja w ich liczbie, wiedzą, że to długa historia. Sięga Abrahama, który usłyszał i przeżył głos(?) wewnętrzny, który kazał mu iść w inne miejsce na ziemi. Miejsce wskazane przez Boga - czyli przez Większą Ponad Nimi (Nami) Siłę - miejsce przeznaczenia.

Choć właściwie w drogę wyruszył już jego ojciec Terach - „Terach, wziąwszy z sobą swego syna Abrama, Lota - syna Harana, czyli swego wnuka, i Saraj, swą synową, żonę Abrama, wyruszył z nimi z Ur chaldejskiego, aby się udać do kraju Kanaan. Gdy jednak przyszli do Charanu, osiedlili się tam.”

No więc Abram, tak czy siak, był kontynuatorem drogi ojca. Fakt, pod wpływem osobistego powołania, natchnienia... Osobiście usłyszanego głosu, który chyba nie tylko usłyszał, ale zobaczył, przeżył, zrozumiał, przyjął, uwierzył... i dał się prowadzić.

„... z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi".

Nie było to więc gołe polecenie „idź”, ale w pakiecie wartości i obietnic. Tam, gdzie pójdziesz, może nawet już w drodze, zobaczysz i przeżyjesz więcej - ty, twoja rodzina, twoi bliscy i cały twój naród. Nie tylko, że znajdziesz większy sens, ale staniesz się - i już odtąd zawsze będziesz - pośrednikiem łaski. Jak to się stanie? Nie mocą twoją, ale z udziałem twojego zawierzenia, że JEST większa siła i wartości, w których jest miłość i wszelki sens. Rozum mówi - to musi być OSOBA, NAJWYŻSZA WOLA.

Takie jest moje Boże Narodzenie? - nie ma go, bez myślenia. Tak, jak nie ma bez myślenia wiary! Bóg się rodzi w stajni naszego myślenia, myślenia homo sapiens, stworzonego na obraz i podobieństwo. STWARZANEGO NA OBRAZ I PODOBIEŃSTWO W KAŻDEJ CHWILI – to jest moje Boże Narodzenie, Boże Rodzenie. Dwa tysiące lat temu w Nazarecie zdarzył się moment osobliwy historii Wszechświata, ale nie punkt nieciągłości. Jezus z Nazaretu, Alfa i Omega, był zapowiedziany i oczekiwany.

Dzisiaj takim punktem osobliwym, w ciągłości dziejów ludzkości, może być każde miejsce na ziemi i każdy człowiek, w którym spotkają się intensywnie i pokornie Wiara i Rozum, z której bądź strony wyruszą sobie na spotkanie. To się nie może dokonać mechanicznie, ani siłą samorządowo-polityczną. To się może dokonać tylko w myślącej osobie, która uwierzy w SENS NAJWYŻSZY i w potęgę własnego rozumu, i da się prowadzić. Wtedy:
"... chwała zamieszka w naszej ziemi.
Łaskawość i wierność spotkają się z sobą,
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie,
a sprawiedliwość wychyli się z nieba.
Pan sam obdarzy szczęściem
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Sprawiedliwość pójdzie przed Nim,
po śladach Jego kroków - zbawienie."

Nie ma Bożego Narodzenia 2012 nn, bez myślenia. Bez myślenia zostaje dekoracje i konsumpcja. Smacznego :-)

PS.
Dzisiaj, w dojrzałym wieku, kiedy żołądek, wątroba, śledziona, także serce i nerki nie działają już, jak u młodego sportowca, najbardziej lubię w okresie świątecznym rozmowę o Bożym Narodzeniu. Błyszczy w niej cała ludzka kultura. Niestety, rzadko sobie nawzajem okazujemy miłość w ten właśnie - ulubiony przeze mnie - sposób. Wolimy kupować, sprzątać, gotować (ja też nastawiłem rosół, bigos i pasztet), dekorować dom, ogródek i siebie. A przecież w klasyfikacji gatunkowej jesteśmy zdefiniowani jako homo sapiens, nie homo gastronomicus i homo esteticus. Są cechy pierwszo- i drugo-trzecio-rzędne każdej rzeczy i każdego gatunku. Są też na pewno czwarto-piąto- i jeszcze niższe. Ale jest też możliwy - WIELKA JESTEŚ KULTURO CZŁOWIEKA MYŚLĄCEGO 2012 - styl myślenia oraz taki sposób intelektualnego podejścia do rzeczywistości, który zasługuje na miano postawy miłości intelektualnej do człowieka i świata, a dla wierzącego, także do Boga — początku i celu wszystkich rzeczy. Postawa miłości intelektualnej „sięga cech istotowych i konstytutywnych rzeczywistości, unikając uprzedzeń i schematów”(JPII).

Dobrze, że był Charles Dickens i jemu podobni. Boże Narodzenie dzieje się - może się wydarzyć - zdecydowanie (TYLKO) w horyzoncie (zakresie) homo sapiens. "Ma granice Nieskończony".

sobota, 22 grudnia 2012

Służba publiczna (prawdzie o/i rzeczywistości)


Zapowiadam dramat w trzech aktach.

1) Korespondując z Prezydentem RP
2) Liturgia jako służba publiczna
3) (Nie)korespondencja z SPS

I


Myślałem, ze naprawdę nic dziś nie będę pisał, po tym, jak chwyciło mnie i wypisało na blogu biblijnym. Ale żywa pamięć o wczorajszym wydarzeniu mszalnym nie daje spocząć na laurach. GŁOŚ! - nie daję Siebie dla satysfakcji osobistej nikomu, tym bardziej dla zabawy. GŁOŚ – JA JESTEM. Jest prawda, bo jest (stworzona) rzeczywistość, która nie jest domeną niczyją. Dlaczego stworzona w nawiasie? Bo nie chodzi o rozróżnianie sensów teologicznych, filozoficznych i życiowych. Tylko o życiowy, przede wszystkim. Rzeczywistość samoistna? A niech by sobie była, fizykalnie. W świecie osobowym jest nielogiczna, bo w samoistności podkreślona jest samoistność, a w świecie człowieka-osoby (świecie osobowym) – wola. Musi Ktoś zechcieć, by się coś stało. Prawda też musi bardziej się dawać, niż być odkrywana (przecie, że nie wymyślana, ani projektowana).

Więc tak zadziałała myśl o mszy wczorajszej, ale chronologicznie najpierw był list z Kancelarii Prezydenta RP. Bardzo jest na czasie i a propos wszystkiego, co się u nas dzieje. Musiałem dobę odczekać, by się oswoić z sytuacją, że rozmawiam z Polską, bo tak konstytucyjnie jest usytuowana służba publiczna Prezydenta.
Musiałem ochłonąć i pozwolić rzeczywistości, żeby przemówiła i działała. NAJPIERW RZECZYWISTOŚĆ (jest i działa). Jak wiecie, rozumiem ją osobowo, to znaczy nie jej przejawy i manifestacje, ale ŹRÓDŁO I CEL – OSOBOWE. Tak mi „mówi” rozum i wiara, które są moimi najważniejszymi (nierozdzielnymi) narzędziami poznawczymi. Rozum chce nas prowadzić najdalej, jeśli pozwolimy mu działać. Wiara dorzuca coś spoza danych zmysłowych i prostej logiki. Jest zbudowana na intuicji wrodzonej i świadectwie osób nam najbliższych i źródeł, z których i oni czerpali (są przeżycia źródłowe i poznanie źródłowe).

W odpowiedzi z Biura Listów i Opinii Obywatelskich Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej jest nota małymi literami: ”Ta wiadomość i jakiekolwiek pliki przesłane wraz z nią, przeznaczone są wyłącznie do użytku osób i jednostek, do których wiadomość została adresowana. Jeśli wiadomość została otrzymana pomyłkowo, prosimy zawiadomić administratora systemu. Jeśli nie jesteś wymienionym adresatem tej wiadomości, nie powinieneś jej rozpowszechniać, rozsyłać ani kopiować. Prosimy o natychmiastowe powiadomienie, za pośrednictwem poczty elektronicznej, nadawcy o pomyłkowym otrzymaniu tej wiadomości i usunięcie jej z komputera. Jeśli nie jesteś zamierzonym odbiorcą tej wiadomości, informujemy, że jej ujawnianie, kopiowanie, przesyłanie lub podejmowanie jakichkolwiek działań w związku z treścią tej wiadomości jest surowo wzbronione.” To - też musiałem przemyśleć. Jestem zamierzonym odbiorcą (prawnie). ZAMIERZONYM ODBIORCĄ? - jest poprawne także  teologicznie :-)

Co mnie ucieszyło najbardziej? Że dostałem odpowiedź. Że jest prawda, bo jest sprawa. Najpierw jest rzeczywistość.
Potem wczytując się i wmyśliwując wynajduję coraz poważniejsze argumenty, by się sprawą (i listem) dzielić. Nie szukając siebie i własnej chwały, ale służąc publicznie prawdzie.
List z BliOO Kancelarii Prezydenta RP wskazuje w pierwszej kolejności na „Forum Debaty Publicznej”, które z założenia ma być „areną dyskusji o modernizacji Polski”.
Bardzo potrzebne jest każde dostępne forum nam, mieszkańcom gminy, w której żadnej poważnej propozycji (formuły) na wymianę poglądów na wspólne sprawy nie funkcjonuje. Cóż dopiero forum na stronie Kancelarii Prezydenta RP. Otwierają się przed nami drzwi rozmowy o Rzeczpospolitej! Przed nami, mieszkańcami Rzeczpospolitej Norwidowskiej!

Mój głos w debacie, w postaci listu otwartego „O deprawacji publicznej” mówi głównie o zagrożeniach, ale jego intencją (i całego mojego życia) jest służba Dobru, Pięknu i Prawdzie, bez ograniczeń i specyfikacji. W największym wymiarze.

Odnajduję się w każdym z wymienionych na „FDB” tematów: solidarne społeczeństwo, bezpieczna rodzina, kapitał społeczny, potencjał obszarów wiejskich, służebność państwa, samorządność, gospodarka, twórczość, dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze, prawdziwe (kulturowo-religijne, pozagospodarcze) bogactwo Polski. W każdej z tych dziedzin maczałem palce, mamy swoje osiągnięcia, o których trzeba głośno mówiuć, debatować, bo ZŁO chce je przemilczeć i zagłuszyć, robiąc miejsce pod nowe, falszywe tradycje. Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. Póki żyje to pokolenie, które widziało cud wyboru kardynała Karola Wojtyły na Papieża, nie tylko kościoła, ale całego świata, cud Solidarności i wolnej Polski (ozyskanej wolności i Ojczyzny), 27 lat pontyfikatu, który odmienił oblicze ziemi, naszej, Jedynej Ziemi w Kosmosie.

Nasza gmina miała swój udział w pochodzie Prawdy przez ten niezwykły czas i przestrzeń, daliśmy się porwać i prowadzić Duchowi Świętemu. Choć politycznie (samorządowo) i gospodarczo przegraliśmy, daliśmy się zwyciężyć krętactwu, zdradzie, małości, anty-demokracji, anty-wartościom i anty-myśleniu, to zwyciężyliśmy. Zwyciężyła Polska, wiara i rozum, dziedzictwo kulturowe - POWSTAŁA RZECZPOSPOLITA NORWIDOWSKA. Można by napisać oddzielny rozdział w każdym z wymienionych na stronie Prezydenta tematów, jest na to specjalne miejsce „Witryna Obywatelska”. Niech to zrobią inni obywatele mojej/naszej gminy, bo... „Samorząd terytorialny stwarza możliwości bezpośredniego udziału mieszkańców w realizacji zadań publicznych i rozwiązywaniu problemów na poziomie lokalnym. Ta współpraca władz, obywateli, organizacji samorządowych buduje kapitał społeczny naszych „małych ojczyzn”. Zapoczątkowałem rozmowę, wprowadziłem na salon.

II

Ja mam teraz inne, bardziej pilne i swoje tematy. Na przykład „Liturgia jako służba publiczna”, z wczoraj, bo „najbliżej z brzega”. Mógłbym zakrzyknąć pytaniem „Liturgio, czemuś taka wielka i znaczna w świecie homo sapiens” i zamilknąć. Bo tu raczej traktat trzeba by napisać, albo sięgnąć do wyższych półek.

Liturgia to słowa i znaki w służbie wielkiej nadziei, wielkiej tęsknoty, największym potrzebom człowieka na ziemi – dotknięcia Boga i przez Niego całego naszego życia, zwłaszcza chorób i cierpień. Nie, przede wszystkim zgromadzenie wyborców, choć i politycy lubią się pokazywać w kościele. Im większe zgromadzenie, tym oni chętniejsi do modlitwy.

Wczorajsza liturgia mszy świętej roratniej kończyła akcję Małego Gościa Niedzielnego „Poszli w ciemno za światłem”. Roraty gromadziły garstkę dzieci, od trzech do siedmiu. Dorosłych niewiele więcej. Wczoraj było liczniej, modlitwa za koleżankę, o jej wzrok, przyprowadziła całą klasę i kilku nauczycieli. „Gdy trwoga, to do Boga” - dobrze, że jeszcze to tak rozumiemy i nie został zepsuty ten odruch serca, wiary i rozumu. Kościół nie ma odnosić sukcesów na masową skalę. Ma(my) być świętą resztą. Solą ziemi. Tak rozpowiadał śp. profesor Stefan Świeżawski, świecki audytor (ekspert) Wielkiego Świętego Soboru Watykańskiego II.

Trzy kolejne msze mam nie opowiedziane, karteczek przybywa, mogę się pogubić i bezpowrotnie stracić. Po jakimś czasie nie wiem, co chciałem przekazać, słowa są tylko znakami, trzeba po nich dotrzeć do źródła i sprawę rozpisać. Po jakimś czasie są tylko karkami papieru i oderwanymi słowami.
Na przykład „Bóg zstępuje na mszy”? Jeszcze uratowałem – chodzi w nich, nie o niezwykłość mszy, ale zstępowanie Boga, który chce się dawać wszędzie i zawsze, także w naszych spotkaniach, rozmowach. Msza jest darem, ale nie zastąpi życia. Bóg jest i chce być powszechny i uniwersalny, a nie tylko liturgiczny. Po cóż byłby zapis, żeśmy na Jego obraz i podobieństwo. To jest piękna okazja – msza święta – byśmy Nim zapięknieli, ale nie jedyna.

Tomasz Morus zawsze mnie wzruszał, dobrze, ze Marysia i Olek byli ze mną tego dnia w kościele. Ksiądz wspomniał listy Morusa do córki Małgorzaty. Olkowi ksiądz dał jego portret do przyklejenia na bannerze. Ja, czułem poryw serca lecz się bałem robić zdjęcia w takiej chwili, co miało ciąg dalszy. Zupełnie z nieoczekiwanej strony. Serendepitous – Lucy akurat tego dnia się odezwała, dając link na artykuł ulubionego biskupa o świętym Angliku, patronie polityków. Kiedy więc przed nią się wyspowiadałem z przeżyć na mszy świętej, ona mnie zrugała „powinieneś był zrobić”. Więc zaciągnąłem winę wobec Ameryki. Ale wobec mnie duża grupa osób w mojej gminie i parafii, którzy gaszą ducha w innych. Są specjalistami tej anty-sztuki. Mają anty-talent. Diabelski, rzec można, bo ewangelicznie jest „ducha nie gaście”. W nikim, zwłaszcza w tym najmniejszych. Bo gorszycielom lepiej by było kamień młyński uwiązać lub się nie urodzić.

Następnego dnia jednak sam ksiądz ducha mi obudził do zrobienia zdjęcia, kiedy Olka zatrzymał w pół drogi z zakrystii do bannera - „stań i pokaż wszystkim”. Nie mogłem nie usłyszeć wołania ZRÓB ZDJĘCIE I POKAŻ OGŁOŚ TO PO GÓRACH, że Jezus się narodził w Betlejem i ciągle się rodzi w każdym (w każdej gminie, szkole i parafii), kto uwierzył i daje się prowadzić duchowi. Tak sfotografowałem Baghitę z Ugandy i małżonków Marii i Luigi Quattrocchi z Włoch.

Nawet Wikipedia głosi - "świętość dwojga", [które] oficjalnie uznane zostało za nowy model świętości oraz przełom w duchowości chrześcijańskiej. Małżonkowie liturgicznie czczeni są 25 listopada, na pamiątkę zawarcia przez nich sakramentalnego związku małżeńskiego w przeciwieństwie do świętych indywidualnych, których pamięć czczona jest w rocznicę ich śmierci. Kościół uzasadnia ten wybór przekonaniem, iż "narodziny dla nieba" Luigiego i Marii miały miejsce właśnie tego dnia, zaś drogą do świętości stała się dla nich zwykła codzienność rodzinna w duchu wartości chrześcijańskich.”

O Baghicie dowiedziałem się z ust naszego księdza, że miała - tak jak Jan Paweł II - zwyczaj całowania chrzcielnicy, przy której otrzymała Życie Boże. Mnie się zdarzyło 13 grudnia ucałować mojego Anioła Stróża Ziemi Wołomińskiej, akt spontaniczny i nieoczekiwany, choć wiąże się z legendą, której byłem uczestnikiem. Musiałem ucałować, żeby w ogóle wyjść z kościoła, dał ruch, poruszenie, jakby czułe pożegnanie, uruchomił nogi.

Banner z tymi, którzy poszli w ciemno za światłem otwiera dziecko, zamyka małżeństwo, dając wielką perspektywę spojrzenia na sprawę człowieka na ziemi. Abraham jest chyba początkiem globalnej współczesnej kultury, jest pierwszym z tych, którzy dali się prowadzić.

W czwartek, zaraz po Roratach, była ponad-szkolna Wigilia. Wiedziałem, że nie zostanę na wspólnotę stołu i wieczerzowania, bo nie ma między nami prawdziwej wspólnoty. Doświadczam zbyt boleśnie wyizolowania w poglądach na kulturę, wiarę, rozum, kościół, gminę, Polskę i świat. Piszę sobie a muzom, więc skoro nie ma nikt ochoty ze mną rozmawiać to jak mam zasiadać do wspólnego stołu. Mógłbym skwasić atmosferę. „Jam widział krew”.
A jednak nie miałem wyrzutów sumienia. Na przedstawieniu byłem, bardzo mi się podobało, cenię i podziwiam talenty uczniów i Renaty, która konsekwentnie postawiła na budowanie zespołu teatralnego i jego pozycję także wśród młodzieży. Teatr ma wielką siłę oddziaływania i wychowawczą. Mamy w żywej pamięci osiągnięcia z młodszymi klasami urlopowanej Agnieszki.
Nie mogę mieć wyrzutów sumienia skoro tuż przed szkolnym wydarzeniem uczestniczyłem w globalnym wydarzeniu łamania chleba eucharystycznego. To nie zawsze tak jest, ż emnie gdzieś nie ma. Często, to inych nie ma tam, gdzie jest Bóg. Zaproszeniu do wspólnej modlitwy i rozmowy serio o życiu, świętości, człowieku, kulturze... nigdy nie odmówię.

Z tym Aniołem, który jest moim stałym towarzyszem w kościele - a czasem zaprasza wręcz do ziemsko-niebieskich medytacji -  rzecz jest (nie)zwykła. Lucy pomogła mi to sobie uświadomić, kiedy dopytała, czy to ten ze zdjęcia profilowego na Facebooku. Tak, ten. Ale czego on jest symbolem? Dlaczego, aż tak wielkim? Co się wtedy działo? Co się stało we mnie? W Polsce? W gminie? Poszedłem za głosem. Nie mogłem inaczej?! Całe życie się wtedy zadecydowało. Nieczęsto się chyba zdarzają takie ingerencje z nieba, które nieodwołalnie terminalnie ostatecznie determinują... masło maślane, głos z nieba to wieczność, już tutaj, na ziemi. Znaki, którym do dzisiaj wielu sprzeciwia się i sprzeciwiać się będzie. Legenda pozostanie. „Płomień rozgryzie malowane dzieje, skarby mieczowi spustoszą złodzieje [i politycy, i cóż, że lokalni], pieśń ujdzie cało”. A może wyrośnie jeszcze jakiś konkurs na lampiony, tych, którzy dają się światłu prowadzić w kolejne Adwenty?

Z Adwentu'12 zrobila się historia, która chce być opowiedziana. Świat nie stanął w miejscu, żeby ktoś mógł zabłyszczeć. Nieoczekiwanie za to rozbłysły trzy razy - jak komety betlejemskie - kanony z Taize, przypominając ile mocy jest w nie wpisane. Nutami, świecami modlitw i głosami dziesiątków (setek) tysięcy młodych ludzi, którzy odnaleźli nadzieję i siłę do życia nią w nizliczonych maciupeńkich punktach kuli ziemskiej. Może kiedys komitet noblowski dostrzeże w nich zbiorowego kandydata do Pokojowej Nagrody.
Najbardziej mnie przyszpiliła wymowa „Z Tobą ciemność nie będzie ciemna wokół mnie...” i „Pan jest mocą swojego ludu... nie jestem sam”, w kontekście zagrożonego wzroku Andżeliki i gestu wspólnej obecności i modlitwy z nią i za nią jej klasy. Te kanony przyszły drogą duchowego natchnienia i kazały się śpiewać. Ich treść doszła do mnie w trakcie. Po drodze, którą daję się prowadzić.

III

Z tym trzecim punktem z SPS jest najgorzej. Smutny obraz naszej tzw. wspólnoty lokalnej. Przykro czytać, przykro pisać, przykro publikować. Ale odpowiedzialność nakazuje. Nie przechodź obok zła obojętnie. Zwłaszcza zła o takich konsekwencjach społecznych.
Wczoraj, na naszych oczach zrobili (kto? On? Ona? Oni? - nie wiadomo, administrator tej strony nie ujawnia imienia) wielką mistyfikację . W ramach manipulacji opinią publiczną usunęli ze strony stowarzyszenia wszystkie moje wpisy, w rozmowie, w którą sami mnie wciągnęli. Zaczęło się od mojego grzecznościowego wpisu - „Spotkajmy się w jakimś punkcie przestrzeni i czasu!”, pod albumem ze zdjęciami z ich projektu. Staram się zawsze tak robić, nie zostawiam postów znajomych bez życzliwej reakcji. Dalej tak to leciało:

Stowarzyszenie Przyjaciół Strachówki - "Przyjaciele są jak anioły, którzy podnoszą nas gdy nasze skrzydła zapomniały latać". Rozumiemy, że o słowach o nas: "reżimowcy starej daty", "łajdactwo " draństwo" "robienie IIII rozbioru gminy" i innych "miłych" też porozmawiamy? No to kiedy i gdzie Pan się chce z nami spotkać. Zapraszamy do siedziby naszego stowarzyszeni w dniu 29 grudnia- mamy wówczas zebranie noworoczne. Prosimy o wcześniejsze uzgodnienie telefoniczne obecności.
Ja - Wszędzie, zawsze i o wszystkim. Czekam z niecierpliwością, choć muszę przyznać, że nie znam podanych cytatów (chyba raczej (nad)interpretacji). Gotów jestem uzgodnić wszystko, co niezbędne, byle się z Wami spotkać i rozmawiać. Pozdrawiam
SPS - To są cytaty Pana słów.Wykręcanie się od odpowiedzialności za to,co się napisało, nie wróży niczego dobrego dla celu spotkania.A tak naprawdę to go nie znamy. Prosimy o podanie celu spotkania z członkami organizacji.
Ja - To są słowa na pewno skądś wzięte, na pewno ze słownika języka polskiego, nie mogę wiedzieć skąd, nikt nie wie, jeśli nie powiecie  Cytaty wymagaja lokalizacji! Nie mogę brać odpowiedzialności za słowa nie wiadomo, gdzie i kiedy użyte, tylko za swoje poglądy i czyny. "Nic dobrego" od spotkania nie oczekujecie? Każde spotkanie ratuje sens ludzkiego świata, zależy od obu stron. Przecież ja sie nie wpraszam. Bedę głosic za życia i po śmierci sens spotkania i rozmowy, sens POWAŻNEGO DIALOGU, ludzi tego samego terenu, kultury, wiary...
SPS - "Spotkajmy się w jakimś punkcie przestrzeni i czasu!"- nie wprosił się Pan?
Ja - Proszę nie manipulować ludźmi. Nie tak wygląda cytowanie czyichś rzekomych wypowiedzi! To nie na autorze pomawianym o niegodziwości ciąży powinność udowadniania, że coś źle powiedział (jakiegoś dnia, o jakiejś godzinie?!), albo nie powiedział, ale na tym (tych), którym się coś nie podoba w czyjejś wypowiedzi. To, po pierwsze. Po drugie, chcecie cos udowadniać w tej sprawie czytelnikom profilu, a nie oskarżonemu!?! Przedziwne rozumienie sprawiedliwości! Tak skoncentrowane na sobie, że aż przesłania obiektywny świat. Po trzecie czynicie mi zarzut "wypierania sie własnych słów i myśli", których nie potraficie przytoczyć! Po czwarte, chcecie nakładać kaganiec rozmówcy! - w przestrzeni publicznej!. Po piąte, jakie wątpliwości mam uzgadniać i z kim?! Skoro możliwa miałaby byc rozmowa telefoniczna z niewiadomym rozmówca, to dlaczego nie chcecie rozmowy tutaj, w publicznej przestrzeni profilu stowarzyszenia działającego "na prawie polskim"? Przecież to nie jest prywatny profil! Po szóste, w czym widzicie moje naleganie?! I właściwie kto? Administrator strony Waszego SPS? W imieniu całego stowarzyszenia, czy tylko swoim własnym? Macie jakąś uchwałę regulująca tę sprawę? ? Kto może się tak (dość) autorytarnie wypowiadać za innych?! Po siódme, jak można życzliwy komentarz - "Spotkajmy się w jakimś punkcie przestrzeni i czasu!", interpretować jako narzucanie się!!!! Jak widzisz PT Administratorze/Administratorko potrafię kulturalnie rozmawiać, nikogo nie obrażając słowem, ani intencją. Nie trzeba mnie unikać, a tym bardziej się bać. Ja tylko rzetelnie stawiam kwestie (także pytania). Potrafię uważnie i cierpliwie słuchać i rozmawiać. Umiejętność spotykania się i prowadzenia dialogu (także sporu), czasem - owszem - trudnego, jest potrzebne i nam i Polsce. Pozdrawiam.
SPS - Ile otrzymaliśmy agresji na słowa prawdy! Mamy dowody na cytowane przez nas słowa przez w.w. autora, więc zakrzykiwanie nas nie ma sensu. Ze strony rozmówcy padło ponad 260 słów w odpowiedzi na: prośbę o podanie celu spotkania, o zaprzestanie niemiłej publicznej dyskusji, na podanie cytatów i dat wypowiadanych myśli autora. Cytaty i podane godziny napisanych słów zaczerpnięte zostały z fb Pana Kapaona (grudzień ubiegłego roku). Tu w tym miejscu życzymy spokoju na nadchodzące święta i Nowy Rok (to i pamięć szybciej wróci).

I tu mnie wycięli, ocenzurowali, skasowali, usunęli. Na amen, wieki wieków, kropka.

Teraz „rozmawiają” już tylko ze sobą, tzn. autorka, autor (zwana(y) administratorem) o kimś nieobecnym, ale winnym jakiś strasznych czynów (werbalnych). Dokonują sądu zaocznego, za plecami. Ich strona wygląda teraz tak, „w tym temacie”:
SPS - "Przyjaciele są jak anioły, którzy podnoszą nas gdy nasze skrzydła zapomniały latać". Rozumiemy, że o słowach o nas: "reżimowcy starej daty", "łajdactwo " draństwo" "robienie IIII rozbioru gminy" i innych "miłych" też porozmawiamy? No to kiedy i gdzie Pan się chce z nami spotkać. Zapraszamy do siedziby naszego stowarzyszeni w dniu 29 grudnia- mamy wówczas zebranie noworoczne. Prosimy o wcześniejsze uzgodnienie telefoniczne obecności.
SPS - To są cytaty Pana słów.Wykręcanie się od odpowiedzialności za to,co się napisało, nie wróży niczego dobrego dla celu spotkania.A tak naprawdę to go nie znamy. Prosimy o podanie celu spotkania z członkami organizacji.
SPS - Ten słownik to słownik słów użytych przez Józefa Kapaona. Słowa były napisane w dniu 17 grudnia 2012 r. o godz. 20.44, 16 grudnia 2012 o godz.15.00, 15 grudnia 2012 o godz. 14.21 na FB. Jesteśmy to w stanie udowodnić czytelnikom naszego profilu. I Panu też. Nieładnie się wypierać własnych słów i myśli. Prosimy o zakończenie tej dyskusji w przestrzeni publicznej. Prosimy o uzgodnienia telefoniczne wątpliwości i podanie celu spotkania na które Pan nalega.
SPS - "Spotkajmy się w jakimś punkcie przestrzeni i czasu!"- nie wprosił się Pan?
SPS - Ile otrzymaliśmy agresji na słowa prawdy! Mamy dowody na cytowane przez nas słowa przez w.w. autora, więc zakrzykiwanie nas nie ma sensu. Ze strony rozmówcy padło ponad 260 słów w odpowiedzi na: prośbę o podanie celu spotkania, o zaprzestanie niemiłej publicznej dyskusji, na podanie cytatów i dat wypowiadanych myśli autora. Cytaty i podane godziny napisanych słów zaczerpnięte zostały z fb Pana Kapaona (grudzień ubiegłego roku). Tu w tym miejscu życzymy spokoju na nadchodzące święta i Nowy Rok (to i pamięć szybciej wróci).

TO NIE JEST NOWA SZTUKA STANISŁAWA MROŻKA! To jest nasze życie, w gminie RP 2012.
Można robić różne dobre (ładne) rzeczy i jednocześnie demoralizować. To jest przykład deprawacji publicznej. W tym samym czasie szkoła uczy dzieci i młodzież „Dziesięciu Przykazań Etyki Komputerowej”:
1. Nie będziesz używał komputera w celu krzywdzenia innych osób.
2. Nie będziesz zakłócał komputerowej pracy innych.
3. Nie będziesz manipulował plikami komputerowymi innych osób.
4. Nie będziesz używał komputera do kradzieży.
5. Nie będziesz używał komputera do dawania fałszywego świadectwa.
6. Nie będziesz kopiował ani używał oprogramowania, za które nie zapłaciłeś.
7. Nie będziesz używał zasobów komputerowych innych bez ich zgody lub rekompensaty.
8. Nie będziesz przywłaszczał sobie pracy intelektualnej innych.
9. Będziesz myślał o konsekwencjach społecznych programu, który piszesz, lub systemu,
który projektujesz.
10. Będziesz zawsze używał komputera w sposób, jaki spodobałby się twym bliźnim

Nie będę się pastwił nad nimi, ale Polska nie może liczyć na nich na polu budowy społeczeństwa obywatelskiego, społeczeństwa otwartego (na dialog, na innych, na fundamentalne idee współczesnej kultury). Szkoła, gmina, parafia nie znajdzie wśród nich  mistrzów otwartego umysłu i osobowości (choć muszą być wśród nich ludzie trzeźwo myślący i otwarci, ale pewnie nie mają szansy przeciwstawić się liderom). Czy przyjdzie otrzeźwienie, refleksja, zaproszenie do rozmowy (nawet trudnej), czy pójdą w zaparte eliminując wszędzie, gdzie mają wpływy, samodzielnie lub inaczej od nich myślących. Najgorsze przykłady? Jak obrońcy układów, starego świata, własnych (con)dominiów uciszyli, usunęli, ocenzurowali głosicieli innej, niż ich, prawdy? Najbliższe znane nam przykłady: Sokrates, Jezus z Nazaretu, Gandhi, ksiądz Popiełuszko.