O wspólnocie (samorządowej)
▼
sobota, 1 września 2012
Ogrom, normalność i pseudonauka przeciwko dialogowi
Siedzę w zdjęciach (1740) z trzydniowego wyjazdy integracyjnego zespołu ludzi zaangażowanych lub tylko pracujących(?) w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej i filmikach (w tej liczbie). OGROM. Szybko nie dojdę Całości, ale dwie trzecie już chyba udostępniłem na Facebooku. Przerabiając klatka po klatce, ujęcie po ujęciu, mogę więcej zobaczyć, usłyszeć, zrozumieć.
Ogrom został nam dany (nawet środek Europy! - na zdj. wskazują go panie! jak różę wiatrów lub koło sterowe) w ciągu trzech dni prowadzenia za rękę przez przewodników dobrych, mądrych, najlepszych. Dwóch przewodników, kilka etapów, były etapy z ducha własnego, szkolnego i Tego z Nieba. Daliśmy się prowadzić! - tu chyba leży wyjaśnienie doznanych ogromów. Ani hipotez, ani świata lepiej nie wymyślać. Dać się prowadzić - jest sztuką życia. Łatwo powiedzieć, trudniej z tą mądrością się pogodzić.
Ale w między... co? czasie? - nie idzie do rymu.
Dane mi jest uczestniczyć w różnych forach, wymianach myśli na Fb, lokalnych i krajowych. O trudnej - jak się okazuje - sztuce dialogu. Odkrycie? - tak, odkrycie smutne i straszne, że wielu PT. Rodaków wyznaje wręcz niechęć do dialogu z innymi. Ze światem?
Moja intuicja potwierdzana jest otwartymi deklaracjami. Dla mnie to jednak nie-pojęte. Wymaga badań. Potrzebujemy wiedzy o samych sobie, AD 2012. Nikt za nas nie napisze takiej (tej) encykliki.
Do tej pory myślałem, że to głównie nieumiejętność nie wyszkolona w czasach PRL, w czasach pogardy dla człowieka, dla prawdy, dla wolności, dla dialogu właśnie.
Dlaczego ta wroga propaganda, mini?-anty?-scientia komunistów, stanowi dziś element dogmatyczny postawy niektórych? wielu? polskich katolików (bo większość z nich deklaruje się jako "prawicowiec", katolik).
Dla mnie to jakiś strasznie zdeformowany (zdeprawowany) katolicyzm. Policzcie ten odłam i pokażcie jego pseudo-unaukowienie.
To nie był jeden post, jeden adres, profil, jedna osoba. A jakby zbiorowa. Jedno (nie)myślenie.
Wpisała mi się (wpisało mi się) pod jednym z nich, prawie myśl złota "Żeby Polska była [taką] Polską, jakiej chyba wszyscy chcemy, to najpierw kościół musi być takim kościołem". Bo kto ma nam dać Polskę naszych marzeń? Idealną? Przecież nie polityk jeden z drugim, albo przeciwko drugiemu.
Jedni drugich brzemiona noście. Zło dobrem zwyciężaj. Jeśli nie zaczniemy od poziomu tzw. wspólnot lokalnych, to od góry na pewno zbudować się nie da. A na dole jest wójt, ksiądz proboszcz, dyrektor szkoły, bibliotekarka, lekarz, katecheta, aptekarz, nauczyciel... Spotykają się? Rozmawiają o prostych sprawach życia codziennego na swoim terenie? O wartościach? - czasami?
A zadziało, zadziało nam się tak kiedyś i jakoś, samo z siebie, dwadzieścia lat temu na naszych spotkaniach oświatowych w gminie, o czym sobie przypomniałem w jakimś poście, i na kwietniowym (1994, zakończenie pewnej kadencji, pewnego snu o takim kształcie wolności, pewnych ideałów) spotkaniu samorządowców i takichże działaczy sprzed i powojennych (dziś doszliby NGO-owcy) z biskupem ordynariuszem swojej i naszej diecezji (i Powszechnego Kościoła Jednego-Świętego_i_Apostolskiego) w SALI KONFERENCYJNEJ pewnej wspólnoty lokalnej, w UG Strachówka, o czym sobie nie przypomniałem już nawet ja, na potrzeby dialogu o dialogu w Inter-necie!
Ani księża na spotkaniach gminnych oświatowych, ani zaproszenie biskupa, nie wzięło się wtedy z nadzwyczajnych powodów, albo z gry wyborczej. Wzięło się z NORMALNOŚCI, czyli z NORMALNEGO ROZUMIENIA KULTURY. Z dialogu. Dla mnie to nie jest "ten-dialog" ale "On-Dialog". Czynnik osobowy i uosabiający. Każda strona w dialogu popełnić może błędy, ale On-Dialog wyprowadzi na prostą i doprowadzi do portu zbawienia nawet przez najgorsze fale, bałwany i nawałnice.
Chcę bardzo z wszystkimi rozmawiać, a to znaczy także, że i modlić się wspólnie i działać. Unieść się? Powiedzieć słowo za mocno nie przemyślane, żywiołowe? Zdarzy się. Ale będzie i okazja do skruchy, większego, krytycznego i auto- zastanowienia.
Ale oni(?) nie chcą podejmować rozmowy (jednopartyjne duszpasterstwo, Radio jednokierunkowe, takaż samo-lubna gminna władza i wyższa) i wypychają - jak mogą, a mogą dużo - na margines gminy, Ojczyzny, kościoła?
Z ostatniej chwili - właśnie z prasy lokalnej dowiedziałem się, że razem z Wójtem Piotrem jestem odpowiedzialny za Wspólnotę Samorządową w Strachówce. Pięknie by było, ale nie jest. My w ogóle się nie spotykamy, nie rozmawiamy. Nawet jeśli się miniemy na odpuście lub dożynkach, to dzieli nas taka hierarchia bytów, że za nic chyba nie moglibyśmy wspólnie odpowiadać. Kabaret? Nie, życie w Kraju nad Wisłą 2012. Bardzo rzeczywiste. Abo to tylko u nas? Spotkajmy się po sąsiedzku w powiecie, porozmawiajmy o tym. Ja tam powtórzę słowo w słowo, jota w jotę, co tu napisałem. Jeśli błądzę, przeproszę, rękę podam, paniom - ucałuję.
"Jedźmy - nikt nie woła."
O dziwo, widzę, że nie są to jednego lub drugiego Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki, ale jakby obowiązująca "na dzisiaj" wykładnia prakseologii politycznej. Myślę nawet, że wielu aktorów na scenie uważa, że jedyna słuszna, a inaczej myślący są dla nich kłopotliwym i wonnym nawozem historii.
Polska z piosenki Pietrzaka nie narodzi się z amboniastych słów i przemówień, listów arcy-pasterskich, z urzędowych papierów, z ministerialnych rozporządzeń, programów (tzw. podstaw) nauczania, budżetów (gminnych i unijnych) i bilansów kasowych.
Więc jeśli dużo jest takich, a myślę, że bardzo, którzy nie tylko nie rozmawiają, ale okopują się w okopach św. trójcy (bo nie Trójcy Świętej), rozwijając jakąś upiorną post- pseudo- mini- naukę przeciwko dialogowi... to, Tischnerze, papieżu i inni wielcy - dobrze, że nie dożyliście.
POST dosłownie SCRIPTUM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz