O wspólnocie (samorządowej)

czwartek, 20 września 2012

Villa Holiday Park, Warsaw


Dzień dobry. Jestem w hotelu Villa Holiday Park, ale niczego to nie zmienia. Budzę się, wstaję, jakiś akt strzelisty i do roboty. Piszę swoje. Fakt! - spałem na poduszce z wyhaftowanym znakiem firmowym.

Wiem, że piszę ważne rzeczy. Pewnie dość chaotycznie, na pewno spontanicznie, piszę o wszystkim, co jest mi wiadomym w sprawie. Jest to sprawa homo sapiens w takimże - czyli myślącym - społeczeństwie, o ile to ostatnie istnieje. Niektórzy, od czasu Margaret Thatcher (?) głoszą tezę, że niekoniecznie, inni, powołując się choćby na ACTA, że jednak coś łączy niektórych i potrafią to zakomunikować, przynajmniej.

ROEFS i CAL robią dobrą robotę w Polsce, ale u nas są mało znane i ich działanie. Trochę się czas u nas zatrzymał. Zatrzymał się na sprawach inwestycji i finansów. Społeczeństwo obywatelskie w naszych okolicach nie przyjęło się i nie ma go w związku z tym w nadmiarze. Przyczółki jednakowoż są, choćby NGO'sy.

Partnerstwo (zawsze) jest problemem. Choć jest warunkiem normalności i rozwoju.

Wydaje mi się - i taką zgłaszam tezę do Open Open (2x konieczne) Space - że problemem jest pozostawanie za swoimi czasami. I choć dochodzą do nas odgłosy i kolejne fale pomysłów i rozwiązań społecznych z Zachodu, to mści się na nas nie przerobiony w wolności okres 45-lecia. Nie-wola myśli wymaga głębokiej terapii. Ominęły nas etapy tego rozwoju. Mamy luki w świadomości i wiedzy. Głównie, rzecz się ma z pojęciem (filozofią) wolności, osoby, dialogu... i w związku z tym, to, co wdrażamy, wdrażamy intuicyjnie (z konieczności po łebkach?). Wielki dział aktywności społecznych buduje na teoriach i umiejętnościach komunikacji (społecznej), która u nas jest w powijakach. Musi być, skoro wyszliśmy z ciemności i dopiero od 22 lat gonimy uciekający świat.

W kościele mamy podobne problemy, choć nie związane bezpośrednia z materialistycznym marksizmem. Pewnej części kultury współczesnej sprzeciwiła się spora grupa wpływowych duchownych. Kardynał Martini nie jest wyjątkiem w krytycznej ocenie tego stanu rzeczy i mówił o 200-letnim zacofaniu (a może łagodniej "pozostawaniu za swoimi czasami w kulturze").

Ciekawe światło - według mnie - na sprawę rzucają Tajemnice Światła, ogłoszone – z wielką dozą osobistej wolności, by nie rzec dezynwoltury – przez Papieża Polaka(!), Karola Wojtyłę.
Czy nie widzicie tego niemego protestu (np. wobec wstrzymywania reform soborowych) i rewolucyjności tego aktu? Genialnego w swej prostocie, ale i jakże wręcz zuchwałej.

Bo cóż nam mówi ten fakt? Że nie obrzędy, tradycje itd. są istotą religii, ale wolność poszukującego i znajdującego bezpośrednią drogę do Boga-Absolutu człowieka.
„Człowiek jest drogą Kościoła”! Nie odwrotnie – co musiało i musi drażnić masę duchownych.
Jaki obraz religii akcentują Tajemnice Światła? Chrzest Jezusa w wodach Jordanu, Objawienie chwały na weselu w Kanie Galilejskiej, głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia, Przemienienie na górze Tabor , ustanowienie Eucharystii. Dla mnie to tajemnice spotkanie, przemiana, wczucie, dialogu z drugim i ze światem, obecność... Tajemnica drugiego, einfulung, epifania twarzy, filozofia spotkania, dramatu...

ALE MYŚMY TEGO NIE PRZERABIALI W SZKOŁACH. MYŚMY TEGO NIE PRZEROBILI NA KULTURĘ NASZĄ POWSZEDNIĄ. Te młyny jeszcze nie mielą mąki na nasz chleb codzienny (choć dla dużo wcześniejszego Cypriana Norwida - Tak). Jeszcze nie odzyskaliśmy siebie! i swojego dziedzictwa! - bez pamięci i tożsamości mamy lukę w życiu społeczno-publicznym.

Religia odpowiadająca na odwieczne wołanie człowieka współczesnym językiem - marzy mi się i w takiej spełniło się właściwie moje życie. Miałem szczęście spotkałem mistrzów - Ingardena, Wojtyłe, Sobór Watykański II, Twardowskiego, Madeja. Przeżyłem swoje Aggiornamento. Jak mógłbym inaczej przeżyć to życie in transition (życie zawsze jest okresem przejściowym) z komuny przez JPII i Solidarność do wolnej Poslki, i już samorządnej po trochu.

Rok Wiary? - musi się upomnieć o tę naturalność traktowania osoby, drugiego człowieka i wspólnoty zwykłych, żywych mieszkańców (podmiotów) w kościele. Nie tylko sakramentalnie i katechizmowo, ale po ludzku, zwyczajnie, człowiek z człowiekiem, we wspólnocie otwartej na transcendencję (nadprzyrodzoność), na Obecność Tego Który Jest, a my na Jego obraz. Bóg Żywy, a nie tylko obrzędowy. Z ogromną wymową (obrazem i narracją) Ewangelii Rodziny. Bo gdzie jeszcze tak powszechnie i dostępnie, na co dzień, odsłaniamy głębię osobową?

I tu, w realnym czasie i przestrzeni - po obfitym śniadanku - pojechałem sobie na drugi dzień wydarzenia Sejmu Społeczników Bojowników i Ekspertów od Rzeczpospolitej Lokalnej.

Czułem się przymuszony wewnętrznie do wypowiedzenia dwóch zdań - zgłaszając nieśmiało - kontrowersyjną sprawę "Konsensusu dla Prawdy". Uznać i wyznać swoimi ustami, że Prawda JEST.

Jest, ale nie jest kochana i mało kto czuje potrzebę takiego wyznania (miłości), może nawet ze wszystkich miłości ta jest pierwsza?! Jak się wyzna i sakramentalnie utwierdzi można konsumować z rozkoszą.

Większość reaguje na takie moje wystąpienia, jakbym popełnił nietakt, albo puścił bąka. Bo wszyscy chcą być praktyczni, działać dla rozwoju, sukcesu itd. Malo kto traktuje moje wystąpienia jako głos wielkiego realisty. "Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli". Zresztą twórcze zastosowanie tej prawdy odegrało ważną rolę w trakcie warsztatów nad Białym Dunajcem. Ale o tym po tym.

Czując się lekko nieswojo, odnalazłem jednak dwa punktu agendy życiowej dającej spokój absolutny (co i jak w rzeczonych warsztatach było poddane nam metodologicznie, z dobrym skutkiem).
1) msza święta jutro o 7.30, zamówiona jako nasze wspólne działanie w Tygodniu Wychowania.
2) jakaś następna msza w poniedziałek, co i umknęło przyznaję, ale już jestem świadomy.

Jutrzejsza - w pełnej wolności, kto zechce, będzie, tak lub inaczej, różne mogą być formy obecności i msza właśnie jest o tym!
Poniedziałkowa - galowa, w rocznicę urodzin patrona całej Rzeczpospolitej Norwidowskiej (po raz drugi u nas dopiero, więc nie można mówić o molestowaniu dzieci i młodzieży, tudzież pracowników).

Obie msze same wyszły, "w praniu" dnia naszego powszedniego, tacy jesteśmy po prostu. Będzie zatem i lokalność w wydarzeniu i uniwersalność i wieczność. Długo by rozważać, ale kto by to czytał?!

Co mnie tak napawa spokojem na piątek i poniedziałek? Prawie nic, odrobina zwykłej prawdy, która chce się nam udzielać. W wieczne za-chwyceni jesteśmy, po norwidowemu.

PS. Kiedy ROEFS i CAL robiły dobrą robotę nad Polską obywatelską i samorządną, zespół nauczycielek z Rzeczpospolitej Norwidowskiej robił podobna robotę nad tzw. wspólnotą lokalną w Strachówce przygotowując po godzinach Dzień Norwidowski.

1 komentarz:

  1. Skomentuję, a raczej wyjaśnię i potwierdzę. Zeszło coś na posta (tego właśnie) w rozmowie z Synem, a ja nie pamiętałem, co byłem tutaj wczoraj rano i wieczorem napisałem, oprócz tytułu, konkretnego bardzo, dającego umiejscowienie i datowanie.

    Więc przeczytałem i potwierdzam, nie ma w nim żadnych cytatów (napomknienie jedynie M.Thatcher, kard. Martiniego, Ewangelii, bł.JPII), wszystko - niestety - moje.

    PS.
    "Jednym z najistotniejszych elementów udziału chrześcijaństwa w procesie budowania Europy jest po dziś dzień niezmordowane zaangażowanie w obronę i popieranie godności osoby ludzkiej i jej niezbywalnych praw. "Człowiek drogą Kościoła" - nauczanie papieskie w tej kwestii, szczególnie w minionym stuleciu, stuleciu humanizmu, a jeszcze bardziej w ostatnich dziesięcioleciach, jest niezwykle bogate. Jan Paweł II, wielki obrońca praw człowieka, podejmując obszernie to zagadnienie w encyklice Centesimus Annus..."(kard. Tarcisio Bertone, VII Zjazd Gnieźnieński)

    OdpowiedzUsuń