O wspólnocie (samorządowej)

piątek, 15 listopada 2013

11 Listopada i kościół w Polsce


- zapis wiary, emocji, rozumu -

Czas analiz, refleksji, sądzenia naszych zachowań w Dniu Święta Narodowego trwa. Ilu z nas ma coś na sumieniu? Ilu z nas ma w sercu, myślach, jasnych i nie, w rozważaniu nieustannym tę sprawę. WIELKĄ SPRAWĘ OJCZYZNY (i PATRIOTYZMU?). Ja mam do rozliczenia swój wybuch, ale nade wszystko pamięć świętowania, pamięć Polski i Boga w naszych/moich dziejach, życia-rysie.
Co to jest Ojczyzna? Co to jest święto narodowe? Co/Kto to jest Bóg w naszej historii lub życiu? Co to jest kościół? Co znaczy „wszyscy wychowujemy do wartości”? Co znaczy odpowiedzialność za budowanie wspólnoty (lokalnej, parafialnej, gminnej, szkolnej... religijnej, narodowej), także za pomocą SŁOWA, dzielonego w spotkaniu i rozmowie, także w Internecie?

Mój „grzech” polegał na użyciu słów „dureń” i „przestań pieprzyć”. Grzech wziąłem w nawias, bo są sytuację, w których użycie słów, a nawet zachowania gwałtowne są całkiem normalne. Znamy te rzadkie sytuacje z religii i dziejów kultury: idź precz szatanie, obłudnicy, plemię żmijowe, znamy scenę gwałtownego wypędzenia ze świątyni, z użyciem siły. Inne, szokujące słowa Nauczyciela z Nazaretu: „lepiej byłoby mu uwiązać sobie kamień młyński u szyi i rzucić się w morze”, „kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem”. Bierzemy przykład, żyjemy – jako wspólnota wierzących i indywidualnie - zachowaniami Jezusa nie tylko, gdy uzdrawia, ale i z tych innych, z całego życia, nauczania, działania. Na ile rozumiemy, chcemy, potrafimy. Na ile nas nauczono, na ile sami odkryliśmy lub zostało nam dane mocą i mądrością z wysoka (przez Ducha Świętego).

Jestem katechetą, to jest mój chleb codzienny. Katechetą się pewnie jest także na zwolnieniu, rencie, emeryturze i we wspomnieniach pośmiertnych. Nie tylko z urzędu, z papierami/pieczątkami obowiązującymi akurat - w danym momencie dziejów, pod aktualną władzą. Ja na przykład - wolnościowo-osobowo - prowadzę stronę katechetyczną „Katecheza Online” i nie przestanę, do czasu demencji. Mogę, co prawda, wiarę stracić, ale nie daj Boże.

11 Listopada świętowałem Ojczyznę i życie. Po to chyba został nam dany ten dzień przez historię i kulturę ojczystą. 
Rodzina jest jednością, nasza rodzina świętowała, wszyscy, dziewięć osób, gdziekolwiek byli, w domu, w gminie, w Legionowie, Warszawie, Glasgow. Nie tylko świętowaliśmy prywatnie i osobiście, żona także zorganizowała świętowanie gminno-parafialne.

Wyrazem wewnętrznego stanu świętowania naszej Ojczyzny i naszego w niej życia były wpisy w Internecie, na Facebooku i nie tylko. Z pomocą środków komunikacji społecznej dzieliliśmy się sobą i naszym świętowaniem. „Radość dzielona - to podwójna radość”. Praca dzielona – to połowa pracy. Pierwszy mój (lapidarny, skrótowy) wpis wyglądał literalnie tak:

"Gdybym mógł, biegłbym w Biegu Niepodległości lub szedł w Marszu Prezydenckim - PS. Łazarz biegł, gratuluję!" (g.13.48)


Mój wpis był równoczesny z tymi wydarzeniami. Dzięki telewizji (wiele mądrych osób i wypowiedzi) cieszyłem się marszem pokoju i świętowania pod nazwą „Razem dla Niepodległej”, Mszą Świętą w intencji Ojczyzny (rozpoczynała państwowe obchody!) w Katedrze św. Jana, pomnikiem Prymasa Tysiąclecia i Modlitwą Pańską, z biskupem polowym Wojska Polskiego i Prezydentem Rzeczypospolitej, pieśnią „Boże coś Polskę” tłumnie odśpiewaną z tymi samymi państwowo-kościelnymi liderami, pomnikiem Wincentego Witosa, w którego przemówienia kazał mi się wczytywać Andrzej Madej, gdy zostałem wójtem I Kadencji, pieśnią „Nie rzucim ziemi skąd asz ród...”, którą wyśpiewywaliśmy na zebraniach założycielskich Solidarności RI we wszystkich wsiach naszej gminy na wiosnę 1981, i „Nigdy z królami nie będziemy w aliansach” zwaną „Pieśnią konfederatów” pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Tę pieśń śpiewaliśmy najpierw w pociągu 13 grudnia 1981 wracając z Jasnej Góry - po pielgrzymce na zakończeniu strajku na uczelniach - potem także w Warszawie na peronie Dworca Śródmieście, ku pokrzepieniu serc własnych i współobywateli (na Jasną Górę przyjechał do nas i nas stamtąd odprawił, jakby z misją, Prymas Józef Glemp). 

CAŁE ŻYCIE TKWIĘ W KOŚCIELE I KOŚCIÓŁ - POPRZEZ LUDZI - MNIE PROWADZI!!!

Na trasie radosnego świątecznego marszu w pełnym słońcu był jeszcze generał Stefan Rowecki „Grot”, Ignacy Jan Paderewski i oczywiście Marszałek Józef Piłsudski.


Telewizja pokazała również migawki z Biegu Niepodległości, telefonicznie dowiedziałem się, że syn osiągnął metę zadowolony z wyniku, otarł się o swój (amatorski) rekord życiowy. Zadowolony, świętujący był we mnie ojciec, obywatel, kombatant, katecheta, osoba i czyn (życiowy), miłość i odpowiedzialność (za całe dotychczasowe życie), WIARA I ROZUM.

Wielu jest jednak Polaków obywateli, wierzących i nie, którym się ten stan mojego/naszego ducha nie podoba. Reakcją na nasze świętowanie/radość/ducha był wpis:

"Tęskni się Panu przypięcie kotylionu i staniecie w jednym szeregu? Tak np. obok Michnika? Może Pan jednak poczyta co on o tej Pana Niepodległej myśli" - i tu podany jest link na jakiś artykuł w Gazecie Wyborczej z załączonym zdjęciem Pary Prezydenckiej stojących obok odznaczonych Orderem Orła Białego Adama Michnika, Aleksandra Halla i Jana Krzysztofa Bieleckiego. (g. 15.02)

Piszę „jakiś" artykuł bo mnie dotąd nie skusiło otwarcie tegoż i przeczytanie. Nie jestem fachowcem od Gazety, Michnika... alternatywnych historii i alternatywnej Ojczyzny. Nie potrzebowałem załączników podważających (nawet wyszydzających) moje/nasze świętowanie. Owszem ucieszyłoby mnie wszystko, co pogłębiłoby moje/nasze rodzinne, narodowe i niepolityczne świętowanie Niepodległości, Ojczyzny. Zareagowałem gwałtownie, literalnie tak:

Myślałem, że jesteś mądrym człowiekiem. Jesteś szkodnikiem, durniem! (sorry za słowo)” (g. 15.57) W międzyczasie Łazarz (syn) dojechał do Legionowa i wpisał:

"Ku chwale ojczyzny!
10 kilometrów w 40 minut i 30 sekund.
Alleluja, mamy Niepodległą!” (g.14.51,
podkreślenie/zabarwienie moje, jk)


- co już wiedziałem, co do faktów – nie, co do zacytowanych jego emocji i ducha – z rozmowy telefonicznej, a jego wpis zobaczyłem i podlajkowałem o g.15.04.

Dlaczego tak precyzyjnie i literalnie opisuję dzieje 11 Listopada 2013 w naszej rodzinie? Bo były wielkie, na miarę święta. Im dłużej się żyje, tym znaczenie historii i życiorysu rośnie. Wielka jest wymowa tego, co się stało, tego co się dzieje i co dziać będzie na tym narodowym, rodzinnym, osobistym, kościelnym... polu. Roztrząsają ten dzień dzisiaj nie tylko media (obrzydliwe jest dla mnie dzielenie na „wrogie” i „nasze”), ale najwyżsi przedstawiciele narodu i państwa (nauki, kultury...): Prezydent, Premier, komentatorzy naukowo zajmujący się społeczeństwem i historią... A kościół? Mój/nasz kościół? Polski kościół!!?

Jestem kościołem. Jako wierzący katolik. Jestem nawet jego katechetą.

11 Listopada przeżywałem i reagowałem jako osobowe „ja”, z całym życiorysem własnym i rodzinnym. Mogę powtarzać wiele razy: jako Józef Kapaon, jako mąż, ojciec, katecheta, założyciel Solidarności w gminie w dniu 3 Maja 1981, jako wójt I Kadencji, odkrywca Rzeczpospolitej Norwidowskiej.... jako samoświadoma osoba, obywatel, z nabytą, wyrobioną pamięcią i tożsamością. W takiego trafił celnie redaktor prasy katolickiej (diecezjalnego tygodnika „Idziemy” i radia) słowami, insynuacjami, jadem(?), oparami, iluzjami jakiejś innej Polski, katolicyzmu, wiary i rozumu... (ideologii anty-Gazetowej, anty-Michnikowej...?). Jest w narodzie wiele podziałów, m.in. śmieszny, głupi i irytujący podział na Gazetę Wyborczą, Michnika i... anty-gazety i anty-Michników :-)

Moją intencją nie było obrażenie PT Autora, ale wstrząśnięcie nim. Jestem pewny (od początku), że jest w stanie to zrozumieć. Nie uważam oczywiście, że wykształcony człowiek jest intelektualnym durniem, też nim w takim sensie nie jestem - choć dla niektórych?! :-) 
Że redaktor mediów katolickich jest szkodnikiem – głosząc takie poglądy? Tak! To nie była pierwsza nasza utarczka na polu... ? Jak je nazwać: ideologicznym? kościelnym? narodowym?!

Nie jestem do końca w porządku. Użyłem argumentu „ad personam” co mi wygarnął nawet życzliwy mieszkaniec gminy. Jestem mu wdzięczny. Stanę się może bardziej czuły na ten wymiar wymiany zdań (wiary, emocji, rozumu) na Facebooku. Może przylepię sobie gdzieś kartkę z zasadami reagowania/komentowania:
- Be respectful. Do not attack the writer. Take on the idea, not the messenger.
- Don't use obscene, profane or vulgar language” (NCR Comment code).

Jest tam też - Stay on point. Comments that stray from the original idea may be deleted” co pozwoliłoby mi uniknąć ostrej wymiany zdań, ale nigdy nie stosuję wykluczania. Tak, czy siak, Ameryki nie odkryję, muszę ciągle pamiętać o swoich niedoskonałościami i próbować zapanować nad nimi. Moralistą chyba nigdy nie będę.

11 Listopada jeszcze raz padłem ja i moi komentatorzy ofiarą emocji. Walcząc cały wieczór ze sobą (ja z sobą) o panowanie i jako tako ochłodziwszy głowę, znów palnąłem - „Przestań pieprzyć! Obraź się i idź spać” - do innej osoby. Dosłownie było tak - w innym poście pełnym wiary w Ojczyznę i nas, obywateli, napisałem:

I naprawdę chciałem zakończyć dzień w pokoju. Wśród komentarzy znalazł się taki - „Zgadza się. Marsz Niepodległości przetrwał wszystkie prowokacje na swojej trasie i doszedł do celu. Brawo Młodzi Polacy”. Chciałem się z nim zgodzić, z nimi wszystkimi, z tekstem i PT Autorem, i pojednawczo napisałem - „Widzisz! Czy ja walę gromy na tych, którzy chcieli POKOJOWO uczestniczyć w różnych marszach. Za co nas, nasz dom i majętność całą, dzieci nawet to spotkało, ten odór podejrzeń, posądzań... o Bóg wie jakie niecności (żeśmy Polakami), bo, że, dlatego cieszyłem się marszem prezydenckim? Że ten drugi PT Redaktor wszedł z jakimiś insynuacjami, ze swoją obsesją pod nazwą Gazeta Wyborcza i Michnik? Po co nam to wcisnął? Gdzie elementarna wzajemność? Symetria empatii? Szacunku dla innych postaw, sposobów myślenia, praktykowania wiary i patriotyzmu! Nie czyń(cie) drugiemu tego, co Tobie/Wam niemiłe”

I OTO ZNÓW DOSTAŁEM KOPA - „Hola, hola Józefie. Twój wpis nie jest neutralny. Ewidentnie uderza w Marsz Niepodległości tylko, że w białych rękawiczkach”. Szczęka opadła, dobre intencje zostały zmrożone, serce się zagotowało, podpłynęło do gardła i napisałem (powtórzę” - „Przestań pieprzyć! Obraź się i idź spać”. Starczyło mi jeszcze dobrej woli i instynktu samozachowawczego, żeby złagodzić „pieprzyć” dodatkiem „obraź się i idź spać” - mrugnąć łzawiącym okiem. Tak, jak w pierwszym przypadku przez dodanie „sorry za słowo”.

Moi/nasi oponenci, krytycy, przeciwnicy ideowi(?) są fachowcami od sprawiania bólu. Są też katolikami, zaznaczają przy wielu okazjach, że bardziej od papieża. Nasze spory są odbiciem/cząstką sporów WIELKICH NARODOWO-KATOLICKICH. Brzydkie to słowo złączone myślnikiem nachalnym, obciążonym historycznie. WIELKI SPÓR NIEUJAWNIONY niedyskutowany powszechnie, nieprzebadany do głębi – RODZI WIĘKSZE CHOROBY, niż wrzody przelotnie dyskutowane w mediach, nie dyskutowane w kościołach, uczelniach, domach... Dlatego w tytule dałem 11 Listopada i kościół w Polsce”.

Spór redaktora prasy katolickiej, diecezjalnego Tygodnika „Idziemy” i radia, z katechetą wiejskim, z udziałem Polaka-katolika (narodowego katolika?) gdzieś z Polski, jest micro-czubkiem góry lodowej. Jednak poprzez zaangażowanie pracownika diecezjalnego medium i Rzeczpospolitej Norwidowskiej w tej samej diecezji, w osobie katechety i jej odkrywcy, nadaje sprawie większy wygłos. Oby! Mam złe doświadczenia. Moje pisanie publiczne w Internecie, w tym takie proste/prostackie tytuły jak „Świadectwo polskiego katechety (1982-2012)”, „Życie z zabójczymi anonimami”, „Mój 13 grudnia 1981”, „Ziarno Solidarności”, „List do Papieża”, list otwarty „O deprawacji publicznej”, „Pytanie o moją diecezję”... nie znalazły żadnego odgłosu, zainteresowania w moim diecezjalno-powiatowo-parafialno-gminno-dekanalnym środowisku. Jak kamień w wodę. Nie ma, nie istnieje, nie żyje, nie działa... co nas to obchodzi.

Spór z 11 Listopada i wokół 11 Listopadowego Święta Narodowego Polski i Polaków może jest tylko kolejną kroplą. Znów mnie zignorują od dołu do góry i z powrotem, znów udadzą, że nic się nie stało, że nikt nic nie mówi, nie czuje, nie myśli. Że nie trzeba rozmawiać, dyskutować. Dialog? Komu to potrzebne. „Wsi spokojna, wsi wesoła, na nowo ludowa”. Że nie jest to temat ROKU WIARY I ROZUMU, na koniec tegoż roku! Nawet jeśli piszący-mówiący jest kombatantem działań (walki?) o polską niezależność, niepodległość, godność nas/ich wszystkich i katechetą z 32 letnim stażem. Pomijając epizodyczną rolę w samorządzie (z wybitnym(?!) spotkaniem samorządowym na koniec I Kadencji z udziałem bp Ordynariusza Kazimierza Romaniuka...). Pomijając dzieje rodzinne z Bolesławem Prusem, katyńską ofiarą - ppłk. Kazimierzem Jackowskim (chrześniakiem Prusa), twórcą służb radiotechnicznych odrodzonego Wojska Polskiego, twórcą Muzeum Techniki, współtwórcą radia w Polsce, jego bratem był rzeźbiarz, autor Jana Kilińskiego w Warszawie i oczywiście grobowca B.Prusa na Powązkach..., prof. Aleksandrem Jackowskim luminarzem polskiej antropologii kulturowej, pomijając powstanie i rozsławienie Rzeczpospolitej Norwidowskiej na wiele gmin Mazowsza, miejscowości, głębi niewyczerpanej, pomijając list-relikwię o błogosławieństwo dla niej od świętego Jana Pawła II. O wychowaniu dzieci w wielodzietnej rodzinie nie ma co wspominać, nie ma pogody na takie fanaberie (w państwie? i w kościle? - poza deklaracjami!). Acha! Żona ostatnio dostała Brązowy Krzyż Zasługi, ale co tam, co to może interesować wielkich mojego/naszego lokalnego świata. Trzeba by to wszystko jakoś ogarnąć - za duża praca :-)

A ja jednak pytam w tytule, jaki kto widzi związek świętowania 11 Listopada 2013 z polskim kościołem, w którym wielu (ilu) duchownych (wszelkich szczebli?) i tzw. świeckich katolików uważa, że nie mamy niepodległości, nadal nie ma w Polsce wolnych wyborów, że jesteśmy pod wpływem wielkich tego wielkiego świata (masonów, Żydów, cyklistów, Unii...?) i wrogich mediów, spisków globalnych i lokalnych itd. itp. To jest też pytanie o patriotyzm, religijność, obywatelskość w świecie współczesnym, o kościół, o WSPÓLNOTĘ WARTOŚCI, MYŚLENIA, ŻYCIA. O wiarę i rozum.

W jakimś komentarzu w gorącej wymianie z redaktorem diecezjalnej prasy katolickiej, napisałem:

Mam jedno życie i jedną Ojczyznę, z jedną historią, aktualnie obowiązującą konstytucją, wolnymi wyborami, Prezydentem, rządem, Parlamentem, opozycją, mediami takimi i owakimi, kulturą, nauką, diecezjami, parafiami, samorządem gminnym... Wy stworzyliście sobie alternatywną Polskę. Róbcie sobie z nią co chcecie, ale nie macie prawa wchodzić z buciorami do normalnych – zwłaszcza świątecznych 11 Listopada, 24/25 grudnia, w Wielkanoc... - domów (na normalne konta fejsbukowe) ze swoimi wizjami, fobiami, natręctwami, poczuciem misji podbudowanym jakimś wszech-polsko-katolickim oświeceniem. Ponad nami, maluczkimi. Macie pewnie też swój episkopat. Też ponad nami i tym biednym biskupem polowym, który zmuszony, albo ogłupiony modlił się z Prezydentem RP pod pomnikiem kard. Wyszyńskiego. Jeśli takie rzeczy trzeba tłumaczyć redaktorowi katolickiego tygodnika „Idziemy”, to biedny ja i mój lud. Nie chcę Was obrażać, nie chce mi się też tak - jałowo - z Wami gadać. Zaproście przy innej okazji, na jakąś dyskusję sensowną/owocną/na miare wartości na swoich kontach, w "swojej" prasie katolickiej, diecezjalnej... Czy za rok będę się musiał tłumaczyć (znów ktoś huzia na Józia), dlaczego wywiesiłem biało-czerwoną flagę! U nas właściwie wisi cały rok. Z uzasadnieniem ponad-ustawowym. Dyskusja o tym, co się stało, musi dosięgnąć wysokiego szczebla. Najwyższego? Boga, honoru, Ojczyzny! Skoro księża uważają, że nie ma wolności, niepodległości, wolnych wyborów... to jak Polak-katolik ma myśleć o Ojczyźnie i JĄ świętować pod zmieniającą się władzą? Skoro tylko wyimaginowana Polska z wyimaginowaną władzą spełniałaby ich oczekiwania, a ściślej mówiąc utopie polityczne? Katolicko-polityczne?!... Czy ja/my mamy powiedzieć „nie świętujemy Bożego Narodzenia albo Wielkanocy, bo nam się ten proboszcz, albo biskup nie podoba, albo nawet jakieś kazanie papieża?” Ma prawo nam się wiele rzeczy nie podobać (mamy prawo, gramatycznie), ale co to ma do Boga, Polski i świętowania?

OCZYWIŚCIE – NIE MUSIMY SPOTYKAĆ SIĘ, ROZMAWIAĆ, DYSKUTOWAĆ, WIERZYĆ Z UDZIAŁEM ROZUMU. OD TZW. WSPÓLNOTY LOKALNEJ (GMINA, PARAFIE, SZKOŁY, NGO'SY, ZAKŁADY PRACY...) PO SEJM, KURIE DIECEZJALNE I EPISKOPAT. MAMY TAKIE PRAWO.
Nie musimy też czytać Lumen gentium, Gaudium et spes, Centesimus annus, Fides et Ratio... ani szukać potwierdzeń tej linii/sposobu myślenia u papieża Franciszka. WOLNOŚCIOWO—-O-S-O-B-O-W-E-G-O!

PS.
Żeby nie przedłużać, wrzucę do post scriptum namiary na wypowiedzi z kościelnego globalno-lokalnego świata (bo już nie da się nas zagłuszyć AD 2013 nn). Nie powiedzą nasi biskupi? - powiedzą biskupi innych krajów! My (Wy z nami) nie będziemy chcieli ze sobą rozmawiać (na dole)? - znajdziemy sobie przyjaciół/braci/siostry/rozmówców/parafie/diecezje dalej:

1)Finally, in 1962, Pope John XXIII called the Catholic church, that bastion of monarchial yesterdays... He called for the renewal of the very church itself, a force for life in the midst of a culture of death, a sign of unity in a war-making world... He called for a church that made the Gospel more important than the description of hell...". Autorka artykułu ciągnie dalej - „We have called the customs of the faith the essence of the faith. And so we have become a church in depression and disarray. We have spent our energies on the trappings of religion rather than on the heart of religion... And our churches have split over rituals and language, taboo topics and issues of sexuality, gender discrimination and juvenile definitions of obedience despite the Second Vatican Council's attempt to make us all a church of adults... The ecclesiastical clampdown on thought and discussion, on respect for the various theological positions of the various perspectives of the Christian community, on a willingness to even hear the cry of the new kinds of poor among us not only closed the windows of the church; it chose the answers from yesterday as sufficient to the questions of today.” (autorką jest amerykańska Benedyktynka,tutaj)

2)
Na swoim (osobistym!) diecezjalnym blogu amerykański biskup, były sekretarz generalny ich konferencji napisał:
- "There have been many times in recent years when I wished that God's people could hear the debate and the engagement of their bishops on many of the topics in the Executive Sessions... some of the best, most thoughtful, charitable debates and discussions have taken place therein... The church suffers, credibility flies out-the-door in certain circles, and can seem to some to be cowardly."
BISKUP NALEGA NA POTRZEBĘ OTWARTOŚCI W KOŚCIELE, ODWAGĘ MYŚLENIA I DYSKUSJI PRZY OTWARTEJ KURTYNIE.
W dyskusji w komentarzach towarzyszących artykułowi głosy są podzielone, jedni podnoszą problem zagrożenia szczerości i głębi medialnością, inni podkreślają skandaliczność „tajności” i unikania debaty z wiernymi w kościele.
(tutaj)


3) Z polskiego podwórka medialnego - "Nie powinno wydawać się nam kontrowersyjne, że Polska i Polacy wciąż istnieją dzięki Bogu i jego pamięci" (tekst z nowego numeru Teologii Politycznej Co Miesiąc! (tutaj) 

4) Od dwóch lat we wrześniu mamy Tygodnie Wychowania, zainicjowane przez polski episkopat, towarzyszą mu listy od braci-biskupów, tegoroczny był zatytułowany - "Wychowywać do wartości":
- "Po uświadomieniu sobie, że wszyscy powinniśmy wychowywać oraz że istotną rolę w wychowaniuodgrywa rodzina, w tym roku pragniemy zwrócić naszą uwagę na konieczność wychowania do wartości... znakiem dzisiejszych czasów jest zanik przejrzystej hierarchii wartości i upadek autorytetów, których życie weryfikowałoby wyznawane wartości oraz ich hierarchię... a brak wychowania do podstawowych wartości często prowadzi do utraty sensu i celu życia, do wygodnictwa życiowego, a nawet relatywizmu moralnego... chrześcijanin, wierny nauce Ewangelii, powinien każdego dnia iść drogą pokory. Pokora bowiem jest umiejętnością patrzenia na siebie w prawdzie. Człowiek pokorny nie wywyższa się nad innych, a zwłaszcza nie uznaje siebie za centrum świata. Pokora nie oznacza jednak, że człowiek ma się czuć osobą mniej wartościową. Przeciwnie, może i powinien być świadomy swoich możliwości oraz otrzymanych od Boga talentów... pokora jest podstawą budowania bezinteresownych i pozytywnych relacji z drugim człowiekiem, nacechowanych szacunkiem i odpowiedzialnością. Natomiast pycha i koncentrowanie się na sobie nie pozwalają na budowanie takich relacji... wtedy zarówno wychowankowie, jak i wychowawcy skupiają się tylko na swoim sukcesie i nie zauważają wokół siebie innych... Można dziś dostrzec, że wielu młodych ludzi patrzy w przyszłość z lękiem. Z niepokojem pytają: jak mamy żyć w społeczeństwie, w którym tak wiele jest niesprawiedliwości i cierpienia, w którym nie liczy się prawość i uczciwość? Jak reagować na egoizm i przemoc, które czasem zdają się dominować? Jak nadać swojemu życiu prawdziwy sens? To są właśnie pytania o wartości, czyli o to, co w życiu najważniejsze... Wydaje się, że problemem jest również brak zgodności między wartościami deklarowanymi i rzeczywiście przekazywanymi, co wywołuje dezorientację wśród dzieci i młodzieży... sytuacja taka prowadzi do wzrostu nieufności, poczucia uczestnictwa w grze pozorów, a w rezultacie do cynizmu i agresji wobec wszelkich przekazów związanych z wartościami... łagodność, dobroć, cierpliwość, gotowość do wybaczania, wierność, uprzejmość, opanowanie są dziś szczególnie zagrożone wszechobecną agresją, brutalnością słów i zachowań, a także bezwzględną walką o własne korzyści, obojętnością na sytuację słabszych, powszechną nieufnością, a nawet wzajemną nienawiścią. Taka sytuacja wymaga od wszystkich środowisk wychowawczych ogromnego wysiłku wychowywania do wartości i postaw chroniących relacje międzyludzkie... Wychowanie do wartości rozpoczyna się w rodzinie. Należy zatem cenić czas wspólnych rodzinnych spotkań, rozmów, posiłku, wspólnego wypoczywania. Codzienne bycie razem uczy bowiem wzajemnego zrozumienia, zaufania, ofiarnej miłości i prawdziwej przyjaźni. Wspólne przebywanie kształtuje ponadto postawę służby i dobroci gotowej na dzielenie się radością, a jednocześnie odpornej na trudne problemy i emocje. W rodzinie powinniśmy uczyć się zwracaniu do siebie z miłością, szacunkiem i serdecznością... Ogromne pole do działania w zakresie wychowania do wartości ma szkoła, która powinna wspierać rodziców w wychowywaniu dzieci... niezwykle ważne jest, aby szkoła budowała swój program wychowawczy w ścisłym porozumieniu z rodzicami... W programie tym powinny być wyraźnie nazwane i wyjaśnione wartości, na których oparty jest system wychowawczy" PIĘKNIE. ALE DLACZEGO RODZINA, SZKOŁA, A O TYM, NA CO MOGA BISKUPI MIEĆ NAJWIĘKSZY WPŁYW, CZYLI NA PARAFIE, ANI SŁOWA? A PRZECIEŻ PODLEGLI BISKUPOM KSIĘŻA SĄ PRACOWNIKAMI SZKÓŁ JAKO KATECHECI. GDZIE TU MOWA (I ZROZUMIENIE!) O JEDNOŚCI, WSPÓLNOCIE... Dziwne. Dziwaczne. (omówienie listu tutaj)

A szkoda! Wielka! Dawno temu (10 lat?) na odprawie katechetycznej w kurii warszawsko-praskiej padł apel o „Parafialną katechezę liturgiczną”. Wziąłem sobie do serca, zrodziły się w naszej parafii niedzielne msze szkolne. Przygotowywaliśmy je na katechezach, klasy były odpowiedzialne za czyatnia, procesje z darami, modlitwę powszechną, komentarze. Powstała schola szkolno-parafialna. Żona/DyrKa wzięła na siebie odpowiedzialność za jej kształt, poziom, formację. Syn został gitarzystą. Spotykali się w każdą sobotę w szkole na próbach. Schola, śpiew, ładne dziewczyny, gitara, AKCJA liturgiczna, liczna obsada wniosły życie w nasz kościół. I musi wpłynąć na życie uczestników, ich formacji chrześcijańskiej, większej dojrzałości ludzkiej i obywatelskiej. Coraz więcej ludzi wybierało mszę szkolną. Kościół bywał pełny. Przychodziło coraz więcej rodzin, uczniów, dzieci i młodzieży, przyjezdnych z okolic i z dalsza. Wielu z nich podchodziło wyrażało swoje uznanie, wdzięczność, wręczało czekolady... TO BYŁA UDANA INICJATYWA KURII I UDANA REALIZACJA W ŚCISŁEJ RODZINNEJ/BRATERSKIEJ/SISOTRZANEJ WSPÓŁPRACY SZKOŁY I PARAFII (KSIĘDZA PROBOSZCZA), KTÓRY TEŻ BYŁ DUMNY Z TEJ FORMY NOWEJ EWANGELIZACJI I POTRAFIŁ TO DZIECIOM I MŁODZIEŻY OKAZAĆ (NAM TEŻ). Trwało to długo, przez 6 lat. Potem syn skończył naukę w gimnazjum w Strachówce i w liceum w Łochowie. Wyjechał na studia do Glasgow. Nastąpiły też zmiany w kurii i w parafii. Dzisiaj głuche echo powtarza ewangelicznie dobrą, choć trudną nowinę, że „żniwiarz zapłatę otrzymuje i zbiera plon na życie wieczne, by siewca cieszył się razem ze żniwiarzem. Bo co do tego właściwe jest przysłowie: "Jeden sieje, drugi zbiera". Państwo i kościół sa także w tę mądrość included.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz