-
zapis wiary, emocji, rozumu -
Czas
analiz, refleksji, sądzenia naszych zachowań w Dniu Święta
Narodowego trwa. Ilu z nas ma coś na sumieniu? Ilu z nas ma w sercu,
myślach, jasnych i nie, w rozważaniu nieustannym tę sprawę.
WIELKĄ SPRAWĘ OJCZYZNY (i PATRIOTYZMU?).
Ja
mam do rozliczenia swój wybuch, ale nade wszystko pamięć
świętowania, pamięć Polski i Boga w naszych/moich dziejach,
życia-rysie.
Co
to jest Ojczyzna? Co to jest święto narodowe? Co/Kto to jest Bóg w
naszej historii lub życiu? Co to jest kościół? Co znaczy „wszyscy
wychowujemy do wartości”? Co znaczy odpowiedzialność za
budowanie wspólnoty (lokalnej, parafialnej, gminnej, szkolnej...
religijnej, narodowej), także za pomocą SŁOWA, dzielonego w
spotkaniu i rozmowie, także w Internecie?
Mój
„grzech” polegał na użyciu słów „dureń” i „przestań
pieprzyć”. Grzech wziąłem w nawias, bo są sytuację, w których
użycie słów, a nawet zachowania gwałtowne są całkiem normalne.
Znamy te rzadkie sytuacje z religii i dziejów kultury: idź precz
szatanie, obłudnicy, plemię żmijowe, znamy scenę gwałtownego
wypędzenia ze świątyni, z użyciem siły. Inne, szokujące słowa
Nauczyciela z Nazaretu: „lepiej byłoby mu uwiązać sobie
kamień młyński u szyi i rzucić się
w morze”, „kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści
swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie
samego, nie może być moim uczniem”. Bierzemy przykład, żyjemy –
jako wspólnota wierzących i indywidualnie - zachowaniami Jezusa nie
tylko, gdy uzdrawia, ale i z tych innych, z całego życia,
nauczania, działania. Na ile rozumiemy, chcemy, potrafimy. Na ile
nas nauczono, na ile sami odkryliśmy lub zostało nam dane mocą i
mądrością z wysoka (przez Ducha Świętego).
Jestem
katechetą, to jest mój chleb codzienny. Katechetą się pewnie jest
także na zwolnieniu, rencie, emeryturze i we wspomnieniach pośmiertnych. Nie tylko z urzędu, z papierami/pieczątkami obowiązującymi akurat - w danym momencie dziejów, pod aktualną władzą. Ja
na przykład - wolnościowo-osobowo - prowadzę stronę katechetyczną „Katecheza Online”
i nie przestanę, do czasu demencji. Mogę, co prawda, wiarę
stracić, ale nie daj Boże.
11
Listopada świętowałem Ojczyznę
i życie.
Po to chyba został nam dany ten dzień przez historię i kulturę
ojczystą.
Rodzina jest jednością, nasza rodzina świętowała, wszyscy, dziewięć osób, gdziekolwiek byli, w domu, w gminie, w Legionowie, Warszawie, Glasgow. Nie tylko świętowaliśmy prywatnie i osobiście, żona także zorganizowała świętowanie gminno-parafialne.
Rodzina jest jednością, nasza rodzina świętowała, wszyscy, dziewięć osób, gdziekolwiek byli, w domu, w gminie, w Legionowie, Warszawie, Glasgow. Nie tylko świętowaliśmy prywatnie i osobiście, żona także zorganizowała świętowanie gminno-parafialne.
Wyrazem
wewnętrznego stanu świętowania naszej Ojczyzny i naszego w niej
życia były wpisy w Internecie, na Facebooku i nie tylko. Z pomocą
środków komunikacji społecznej dzieliliśmy się sobą i naszym
świętowaniem. „Radość dzielona - to podwójna radość”.
Praca dzielona – to połowa pracy. Pierwszy mój (lapidarny, skrótowy) wpis
wyglądał literalnie tak:
"Gdybym mógł, biegłbym w Biegu Niepodległości lub szedł w Marszu Prezydenckim - PS. Łazarz biegł, gratuluję!" (g.13.48)
Mój wpis był równoczesny z tymi wydarzeniami. Dzięki telewizji (wiele mądrych osób i wypowiedzi) cieszyłem się marszem pokoju i świętowania pod nazwą „Razem dla Niepodległej”, Mszą Świętą w intencji Ojczyzny (rozpoczynała państwowe obchody!) w Katedrze św. Jana, pomnikiem Prymasa Tysiąclecia i Modlitwą Pańską, z biskupem polowym Wojska Polskiego i Prezydentem Rzeczypospolitej, pieśnią „Boże coś Polskę” tłumnie odśpiewaną z tymi samymi państwowo-kościelnymi liderami, pomnikiem Wincentego Witosa, w którego przemówienia kazał mi się wczytywać Andrzej Madej, gdy zostałem wójtem I Kadencji, pieśnią „Nie rzucim ziemi skąd asz ród...”, którą wyśpiewywaliśmy na zebraniach założycielskich Solidarności RI we wszystkich wsiach naszej gminy na wiosnę 1981, i „Nigdy z królami nie będziemy w aliansach” zwaną „Pieśnią konfederatów” pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Tę pieśń śpiewaliśmy najpierw w pociągu 13 grudnia 1981 wracając z Jasnej Góry - po pielgrzymce na zakończeniu strajku na uczelniach - potem także w Warszawie na peronie Dworca Śródmieście, ku pokrzepieniu serc własnych i współobywateli (na Jasną Górę przyjechał do nas i nas stamtąd odprawił, jakby z misją, Prymas Józef Glemp).
CAŁE ŻYCIE TKWIĘ W KOŚCIELE I KOŚCIÓŁ - POPRZEZ LUDZI - MNIE PROWADZI!!!
Na trasie radosnego świątecznego marszu w pełnym słońcu był jeszcze generał Stefan Rowecki „Grot”, Ignacy Jan Paderewski i oczywiście Marszałek Józef Piłsudski.
Telewizja
pokazała również migawki z Biegu Niepodległości, telefonicznie
dowiedziałem się, że syn osiągnął metę zadowolony z wyniku,
otarł się o swój (amatorski) rekord życiowy. Zadowolony,
świętujący był we mnie ojciec, obywatel, kombatant, katecheta,
osoba i czyn (życiowy), miłość i odpowiedzialność (za całe
dotychczasowe życie), WIARA I ROZUM.Na trasie radosnego świątecznego marszu w pełnym słońcu był jeszcze generał Stefan Rowecki „Grot”, Ignacy Jan Paderewski i oczywiście Marszałek Józef Piłsudski.
Wielu jest jednak Polaków obywateli, wierzących i nie, którym się ten stan mojego/naszego ducha nie podoba. Reakcją na nasze świętowanie/radość/ducha był wpis:
"Tęskni się Panu przypięcie kotylionu i staniecie w jednym szeregu? Tak np. obok Michnika? Może Pan jednak poczyta co on o tej Pana Niepodległej myśli" - i tu podany jest link na jakiś artykuł w Gazecie Wyborczej z załączonym zdjęciem Pary Prezydenckiej stojących obok odznaczonych Orderem Orła Białego Adama Michnika, Aleksandra Halla i Jana Krzysztofa Bieleckiego. (g. 15.02)
Piszę „jakiś" artykuł bo mnie dotąd nie skusiło otwarcie tegoż i przeczytanie. Nie jestem fachowcem od Gazety, Michnika... alternatywnych historii i alternatywnej Ojczyzny. Nie potrzebowałem załączników podważających (nawet wyszydzających) moje/nasze świętowanie. Owszem ucieszyłoby mnie wszystko, co pogłębiłoby moje/nasze rodzinne, narodowe i niepolityczne świętowanie Niepodległości, Ojczyzny. Zareagowałem gwałtownie, literalnie tak:
Myślałem, że jesteś mądrym człowiekiem. Jesteś szkodnikiem, durniem! (sorry za słowo)” (g. 15.57) W międzyczasie Łazarz (syn) dojechał do Legionowa i wpisał:
"Ku
chwale ojczyzny!
10 kilometrów w 40 minut i 30 sekund.
Alleluja, mamy Niepodległą!” (g.14.51, podkreślenie/zabarwienie moje, jk)
10 kilometrów w 40 minut i 30 sekund.
Alleluja, mamy Niepodległą!” (g.14.51, podkreślenie/zabarwienie moje, jk)
-
co już wiedziałem, co do faktów – nie, co do zacytowanych jego
emocji i ducha – z rozmowy telefonicznej, a jego wpis zobaczyłem i
podlajkowałem o g.15.04.
Dlaczego
tak precyzyjnie i literalnie opisuję dzieje 11 Listopada 2013 w
naszej rodzinie? Bo były wielkie, na miarę święta. Im dłużej
się żyje, tym znaczenie historii i życiorysu rośnie. Wielka jest
wymowa tego, co się stało, tego co się dzieje i co dziać będzie
na tym narodowym, rodzinnym, osobistym, kościelnym... polu.
Roztrząsają ten dzień dzisiaj nie tylko media (obrzydliwe jest dla
mnie dzielenie na „wrogie” i „nasze”), ale najwyżsi
przedstawiciele narodu i państwa (nauki, kultury...): Prezydent, Premier, komentatorzy
naukowo zajmujący się społeczeństwem i historią... A kościół?
Mój/nasz kościół? Polski kościół!!?
Jestem
kościołem. Jako wierzący katolik. Jestem nawet jego katechetą.
11
Listopada przeżywałem i reagowałem jako osobowe „ja”, z całym
życiorysem własnym i rodzinnym. Mogę powtarzać wiele razy: jako
Józef Kapaon, jako mąż, ojciec, katecheta, założyciel
Solidarności w gminie w dniu 3 Maja 1981, jako wójt I Kadencji,
odkrywca Rzeczpospolitej Norwidowskiej.... jako samoświadoma osoba,
obywatel, z nabytą, wyrobioną pamięcią i tożsamością. W
takiego trafił celnie redaktor prasy katolickiej (diecezjalnego
tygodnika „Idziemy” i radia) słowami, insynuacjami, jadem(?),
oparami, iluzjami jakiejś innej Polski, katolicyzmu, wiary i
rozumu... (ideologii anty-Gazetowej, anty-Michnikowej...?). Jest w
narodzie wiele podziałów, m.in. śmieszny, głupi i irytujący
podział na Gazetę Wyborczą, Michnika i... anty-gazety i
anty-Michników :-)
Moją
intencją nie było obrażenie PT Autora, ale wstrząśnięcie nim.
Jestem pewny (od początku), że jest w stanie to zrozumieć. Nie
uważam oczywiście, że wykształcony człowiek jest intelektualnym
durniem, też nim w takim sensie nie jestem - choć dla niektórych?! :-)
Że redaktor mediów katolickich jest szkodnikiem – głosząc takie poglądy? Tak! To nie była pierwsza nasza utarczka na polu... ? Jak je nazwać: ideologicznym? kościelnym? narodowym?!
Że redaktor mediów katolickich jest szkodnikiem – głosząc takie poglądy? Tak! To nie była pierwsza nasza utarczka na polu... ? Jak je nazwać: ideologicznym? kościelnym? narodowym?!
Nie
jestem do końca w porządku. Użyłem argumentu „ad personam” co
mi wygarnął nawet życzliwy mieszkaniec gminy. Jestem mu wdzięczny.
Stanę się może bardziej czuły na ten wymiar wymiany zdań (wiary, emocji, rozumu) na
Facebooku. Może przylepię sobie gdzieś kartkę z zasadami
reagowania/komentowania:
„-
Be respectful. Do not attack the writer. Take on the idea, not the
messenger.
-
Don't use obscene, profane or vulgar language” (NCR Comment code).
Jest
tam też - „Stay
on point. Comments that stray from the original idea may be deleted”
co pozwoliłoby mi uniknąć ostrej wymiany zdań, ale nigdy nie
stosuję wykluczania. Tak, czy siak, Ameryki nie odkryję, muszę
ciągle pamiętać o swoich niedoskonałościami i próbować
zapanować nad nimi. Moralistą chyba nigdy nie będę.
11
Listopada jeszcze raz padłem ja i moi komentatorzy ofiarą emocji.
Walcząc cały wieczór ze sobą (ja z sobą) o panowanie i jako tako
ochłodziwszy głowę, znów palnąłem - „Przestań pieprzyć!
Obraź się i idź spać” - do innej osoby. Dosłownie było tak -
w innym poście pełnym wiary w Ojczyznę i nas, obywateli,
napisałem:
I
naprawdę chciałem zakończyć dzień w pokoju. Wśród komentarzy
znalazł się taki - „Zgadza się. Marsz Niepodległości przetrwał
wszystkie prowokacje na swojej trasie i doszedł do celu. Brawo
Młodzi Polacy”. Chciałem się z nim zgodzić, z nimi wszystkimi,
z tekstem i PT Autorem, i pojednawczo napisałem - „Widzisz! Czy ja
walę gromy na tych, którzy chcieli POKOJOWO uczestniczyć w różnych
marszach. Za co nas, nasz dom i majętność całą, dzieci nawet to
spotkało, ten odór podejrzeń, posądzań... o Bóg wie jakie
niecności (żeśmy Polakami), bo, że, dlatego cieszyłem się
marszem prezydenckim? Że ten drugi PT Redaktor wszedł z jakimiś
insynuacjami, ze swoją obsesją pod nazwą Gazeta Wyborcza i
Michnik? Po co nam to wcisnął? Gdzie elementarna wzajemność?
Symetria empatii? Szacunku dla innych postaw, sposobów myślenia,
praktykowania wiary i patriotyzmu! Nie czyń(cie) drugiemu tego, co
Tobie/Wam niemiłe”
I
OTO ZNÓW DOSTAŁEM KOPA - „Hola, hola Józefie. Twój wpis nie
jest neutralny. Ewidentnie uderza w Marsz Niepodległości tylko, że
w białych rękawiczkach”. Szczęka opadła, dobre intencje zostały
zmrożone, serce się zagotowało, podpłynęło do gardła i
napisałem (powtórzę” - „Przestań pieprzyć! Obraź się i
idź spać”. Starczyło mi jeszcze dobrej woli i instynktu
samozachowawczego, żeby złagodzić „pieprzyć” dodatkiem „obraź
się i idź spać” - mrugnąć łzawiącym okiem. Tak, jak w
pierwszym przypadku przez dodanie „sorry za słowo”.
Moi/nasi
oponenci, krytycy, przeciwnicy ideowi(?) są fachowcami od sprawiania
bólu. Są też katolikami, zaznaczają przy wielu okazjach, że
bardziej od papieża. Nasze spory są odbiciem/cząstką sporów
WIELKICH NARODOWO-KATOLICKICH. Brzydkie to słowo złączone
myślnikiem nachalnym, obciążonym historycznie. WIELKI SPÓR
NIEUJAWNIONY niedyskutowany powszechnie, nieprzebadany do głębi –
RODZI WIĘKSZE CHOROBY, niż wrzody przelotnie dyskutowane w mediach,
nie dyskutowane w kościołach, uczelniach, domach... Dlatego w
tytule dałem „11
Listopada i kościół w Polsce”.
Spór
redaktora prasy katolickiej, diecezjalnego Tygodnika „Idziemy” i
radia,
z
katechetą wiejskim, z udziałem Polaka-katolika (narodowego
katolika?) gdzieś z Polski, jest micro-czubkiem góry lodowej.
Jednak poprzez zaangażowanie pracownika diecezjalnego medium i
Rzeczpospolitej Norwidowskiej w tej samej diecezji, w osobie
katechety i jej odkrywcy, nadaje sprawie większy wygłos. Oby! Mam
złe doświadczenia. Moje pisanie publiczne w Internecie, w tym takie
proste/prostackie tytuły jak „Świadectwo polskiego katechety
(1982-2012)”, „Życie z zabójczymi anonimami”, „Mój 13
grudnia 1981”, „Ziarno Solidarności”, „List do Papieża”,
list otwarty „O deprawacji publicznej”, „Pytanie o moją
diecezję”... nie znalazły żadnego odgłosu, zainteresowania w
moim diecezjalno-powiatowo-parafialno-gminno-dekanalnym środowisku.
Jak kamień w wodę. Nie ma, nie istnieje, nie żyje, nie działa...
co nas to obchodzi.
Spór
z 11 Listopada i wokół 11 Listopadowego Święta Narodowego Polski
i Polaków może jest tylko kolejną kroplą. Znów mnie zignorują
od dołu do góry i z powrotem, znów udadzą, że nic się nie
stało, że nikt nic nie mówi, nie czuje, nie myśli. Że nie trzeba
rozmawiać, dyskutować. Dialog? Komu to potrzebne. „Wsi spokojna,
wsi wesoła, na nowo ludowa”. Że nie jest to temat ROKU WIARY I
ROZUMU, na koniec tegoż roku! Nawet jeśli piszący-mówiący jest
kombatantem działań (walki?) o polską niezależność,
niepodległość, godność nas/ich wszystkich i katechetą z 32
letnim stażem. Pomijając epizodyczną rolę w samorządzie (z
wybitnym(?!) spotkaniem samorządowym na koniec I Kadencji z udziałem
bp Ordynariusza Kazimierza Romaniuka...). Pomijając dzieje rodzinne
z Bolesławem Prusem, katyńską ofiarą - ppłk. Kazimierzem
Jackowskim (chrześniakiem Prusa), twórcą służb radiotechnicznych
odrodzonego Wojska Polskiego, twórcą Muzeum Techniki, współtwórcą
radia w Polsce, jego bratem był rzeźbiarz, autor Jana Kilińskiego
w Warszawie i oczywiście grobowca B.Prusa na Powązkach..., prof.
Aleksandrem Jackowskim luminarzem polskiej antropologii kulturowej,
pomijając powstanie i rozsławienie Rzeczpospolitej Norwidowskiej na
wiele gmin Mazowsza, miejscowości, głębi niewyczerpanej, pomijając
list-relikwię o błogosławieństwo dla niej od świętego Jana
Pawła II. O wychowaniu dzieci w wielodzietnej rodzinie nie ma co
wspominać, nie ma pogody na takie fanaberie (w państwie? i w kościle? - poza deklaracjami!). Acha! Żona ostatnio
dostała Brązowy Krzyż Zasługi, ale co tam, co to może
interesować wielkich mojego/naszego lokalnego świata. Trzeba by to
wszystko jakoś ogarnąć - za duża praca :-)
A
ja jednak pytam w tytule, jaki kto widzi związek świętowania 11
Listopada 2013 z polskim kościołem, w którym wielu (ilu)
duchownych (wszelkich szczebli?) i tzw. świeckich katolików uważa,
że nie mamy niepodległości, nadal nie ma w Polsce wolnych wyborów,
że jesteśmy pod wpływem wielkich tego wielkiego świata (masonów, Żydów, cyklistów, Unii...?) i wrogich
mediów, spisków globalnych i lokalnych itd. itp. To jest też
pytanie o patriotyzm, religijność, obywatelskość w świecie
współczesnym, o kościół, o WSPÓLNOTĘ WARTOŚCI, MYŚLENIA,
ŻYCIA. O wiarę i rozum.
W
jakimś komentarzu w gorącej wymianie z redaktorem diecezjalnej
prasy katolickiej, napisałem:
„Mam
jedno życie i jedną Ojczyznę, z jedną historią, aktualnie
obowiązującą konstytucją, wolnymi wyborami, Prezydentem, rządem, Parlamentem,
opozycją, mediami takimi i owakimi, kulturą, nauką, diecezjami, parafiami, samorządem gminnym... Wy stworzyliście sobie alternatywną Polskę. Róbcie
sobie z nią co chcecie, ale nie macie prawa wchodzić z buciorami do
normalnych – zwłaszcza świątecznych 11 Listopada, 24/25 grudnia,
w Wielkanoc... - domów (na normalne konta fejsbukowe) ze swoimi
wizjami, fobiami, natręctwami, poczuciem misji podbudowanym jakimś
wszech-polsko-katolickim oświeceniem. Ponad nami, maluczkimi. Macie pewnie
też swój episkopat. Też ponad nami i tym biednym biskupem polowym,
który zmuszony, albo ogłupiony modlił się z Prezydentem RP pod
pomnikiem kard. Wyszyńskiego. Jeśli takie rzeczy trzeba tłumaczyć
redaktorowi katolickiego tygodnika „Idziemy”, to biedny ja i mój
lud. Nie chcę Was obrażać, nie chce mi się też tak - jałowo - z Wami gadać.
Zaproście przy innej okazji, na jakąś dyskusję sensowną/owocną/na miare wartości na
swoich kontach, w "swojej" prasie katolickiej, diecezjalnej... Czy
za rok będę się musiał tłumaczyć (znów ktoś huzia na Józia),
dlaczego wywiesiłem biało-czerwoną flagę! U nas właściwie wisi
cały rok. Z uzasadnieniem ponad-ustawowym. Dyskusja o tym, co się
stało, musi dosięgnąć wysokiego szczebla. Najwyższego? Boga,
honoru, Ojczyzny! Skoro księża uważają, że nie ma wolności,
niepodległości, wolnych wyborów... to jak Polak-katolik ma myśleć
o Ojczyźnie i JĄ świętować pod zmieniającą się władzą?
Skoro tylko wyimaginowana Polska z wyimaginowaną władzą
spełniałaby ich oczekiwania, a ściślej mówiąc utopie
polityczne? Katolicko-polityczne?!... Czy ja/my mamy powiedzieć „nie
świętujemy Bożego Narodzenia albo Wielkanocy, bo nam się ten
proboszcz, albo biskup nie podoba, albo nawet jakieś kazanie
papieża?” Ma prawo nam się wiele rzeczy nie podobać (mamy prawo,
gramatycznie), ale co to ma do Boga, Polski i świętowania?
OCZYWIŚCIE
– NIE MUSIMY SPOTYKAĆ SIĘ, ROZMAWIAĆ, DYSKUTOWAĆ, WIERZYĆ Z
UDZIAŁEM ROZUMU. OD TZW. WSPÓLNOTY LOKALNEJ (GMINA, PARAFIE,
SZKOŁY, NGO'SY, ZAKŁADY PRACY...) PO SEJM, KURIE DIECEZJALNE I
EPISKOPAT. MAMY TAKIE PRAWO.
Nie musimy też czytać Lumen gentium, Gaudium et spes, Centesimus annus, Fides et Ratio... ani szukać potwierdzeń tej linii/sposobu myślenia u papieża Franciszka. WOLNOŚCIOWO—-O-S-O-B-O-W-E-G-O!
Nie musimy też czytać Lumen gentium, Gaudium et spes, Centesimus annus, Fides et Ratio... ani szukać potwierdzeń tej linii/sposobu myślenia u papieża Franciszka. WOLNOŚCIOWO—-O-S-O-B-O-W-E-G-O!
PS.
Żeby
nie przedłużać, wrzucę do post scriptum namiary na wypowiedzi z
kościelnego globalno-lokalnego świata (bo już nie da się nas
zagłuszyć AD 2013 nn). Nie powiedzą nasi biskupi? - powiedzą
biskupi innych krajów! My (Wy z nami) nie będziemy chcieli ze sobą
rozmawiać (na dole)? - znajdziemy sobie
przyjaciół/braci/siostry/rozmówców/parafie/diecezje dalej:
1)
„Finally,
in 1962, Pope John XXIII called the Catholic church, that bastion of
monarchial yesterdays... He called for the renewal of the very church
itself, a force for life in the midst of a culture of death, a sign
of unity in a war-making world... He called for a church that made
the Gospel more important than the description of hell...".
Autorka
artykułu ciągnie dalej - „We have called the customs of the faith the essence of the faith.
And so we have become a church in depression and disarray. We have
spent our energies on the trappings of religion rather than on the
heart of religion... And our churches have split over rituals and
language, taboo topics and issues of sexuality, gender discrimination
and juvenile definitions of obedience despite the Second Vatican
Council's attempt to make us all a church of adults... The
ecclesiastical clampdown on thought and discussion, on respect for
the various theological positions of the various perspectives of the
Christian community, on a willingness to even hear the cry of the new
kinds of poor among us not only closed the windows of the church; it
chose the answers from yesterday as sufficient to the questions of
today.” (autorką jest amerykańska
Benedyktynka,tutaj)
2) Na swoim (osobistym!) diecezjalnym blogu amerykański biskup, były sekretarz generalny ich konferencji napisał:
-
"There have been many times in recent years when I wished that
God's people could hear the debate and the engagement of their
bishops on many of the topics in the Executive Sessions... some of
the best, most thoughtful, charitable debates and discussions have
taken place therein... The church suffers, credibility flies
out-the-door in certain circles, and can seem to some to be
cowardly."
BISKUP NALEGA NA POTRZEBĘ OTWARTOŚCI W KOŚCIELE, ODWAGĘ MYŚLENIA I DYSKUSJI PRZY OTWARTEJ KURTYNIE.
W dyskusji w komentarzach towarzyszących artykułowi głosy są podzielone, jedni podnoszą problem zagrożenia szczerości i głębi medialnością, inni podkreślają skandaliczność „tajności” i unikania debaty z wiernymi w kościele. (tutaj)
BISKUP NALEGA NA POTRZEBĘ OTWARTOŚCI W KOŚCIELE, ODWAGĘ MYŚLENIA I DYSKUSJI PRZY OTWARTEJ KURTYNIE.
W dyskusji w komentarzach towarzyszących artykułowi głosy są podzielone, jedni podnoszą problem zagrożenia szczerości i głębi medialnością, inni podkreślają skandaliczność „tajności” i unikania debaty z wiernymi w kościele. (tutaj)
3)
Z polskiego podwórka medialnego - "Nie powinno wydawać się
nam kontrowersyjne, że Polska i Polacy wciąż istnieją dzięki
Bogu i jego pamięci" (tekst z nowego numeru Teologii
Politycznej Co Miesiąc! (tutaj)
4)
Od dwóch lat we wrześniu mamy Tygodnie Wychowania, zainicjowane
przez polski episkopat, towarzyszą mu listy od braci-biskupów,
tegoroczny był zatytułowany - "Wychowywać do wartości":
-
"Po uświadomieniu sobie, że wszyscy powinniśmy wychowywać
oraz że istotną rolę w wychowaniuodgrywa
rodzina, w tym roku pragniemy zwrócić naszą uwagę na konieczność
wychowania do wartości... znakiem dzisiejszych czasów jest zanik
przejrzystej hierarchii wartości i upadek autorytetów, których
życie weryfikowałoby wyznawane wartości oraz ich hierarchię... a
brak wychowania do podstawowych wartości często prowadzi do utraty
sensu i celu życia, do wygodnictwa życiowego, a nawet relatywizmu
moralnego... chrześcijanin, wierny nauce Ewangelii, powinien każdego
dnia iść drogą pokory. Pokora bowiem jest umiejętnością
patrzenia na siebie w prawdzie. Człowiek pokorny nie wywyższa się
nad innych, a zwłaszcza nie uznaje siebie za centrum świata. Pokora
nie oznacza jednak, że człowiek ma się czuć osobą mniej
wartościową. Przeciwnie, może i powinien być świadomy swoich
możliwości oraz otrzymanych od Boga talentów... pokora jest
podstawą budowania bezinteresownych i pozytywnych relacji z drugim
człowiekiem, nacechowanych szacunkiem i odpowiedzialnością.
Natomiast pycha i koncentrowanie się na sobie nie pozwalają na
budowanie takich relacji... wtedy zarówno wychowankowie, jak i
wychowawcy skupiają się tylko na swoim sukcesie i nie zauważają
wokół siebie innych... Można dziś dostrzec, że wielu młodych
ludzi patrzy w przyszłość z lękiem. Z niepokojem pytają: jak
mamy żyć w społeczeństwie, w którym tak wiele jest
niesprawiedliwości i cierpienia, w którym nie liczy się prawość
i uczciwość? Jak reagować na egoizm i przemoc, które czasem zdają
się dominować? Jak nadać swojemu życiu prawdziwy sens? To są
właśnie pytania o wartości, czyli o to, co w życiu
najważniejsze... Wydaje się, że problemem jest również brak
zgodności między wartościami deklarowanymi i rzeczywiście
przekazywanymi, co wywołuje dezorientację wśród dzieci i
młodzieży... sytuacja taka prowadzi do wzrostu nieufności,
poczucia uczestnictwa w grze pozorów, a w rezultacie do cynizmu i
agresji wobec wszelkich przekazów związanych z wartościami...
łagodność, dobroć, cierpliwość,
gotowość do wybaczania, wierność, uprzejmość, opanowanie są
dziś szczególnie zagrożone wszechobecną agresją, brutalnością
słów i zachowań, a także bezwzględną walką o własne korzyści,
obojętnością na sytuację słabszych, powszechną nieufnością, a
nawet wzajemną nienawiścią. Taka sytuacja wymaga od wszystkich
środowisk wychowawczych ogromnego wysiłku wychowywania do wartości
i postaw chroniących relacje międzyludzkie... Wychowanie do
wartości rozpoczyna się w rodzinie. Należy zatem cenić czas
wspólnych rodzinnych spotkań, rozmów, posiłku, wspólnego
wypoczywania. Codzienne bycie razem uczy bowiem wzajemnego
zrozumienia, zaufania, ofiarnej miłości i prawdziwej przyjaźni.
Wspólne przebywanie kształtuje ponadto postawę służby i dobroci
gotowej na dzielenie się radością, a jednocześnie odpornej na
trudne problemy i emocje. W rodzinie powinniśmy uczyć się
zwracaniu do siebie z miłością, szacunkiem i serdecznością...
Ogromne pole do działania w zakresie wychowania do wartości ma
szkoła, która powinna wspierać rodziców w wychowywaniu dzieci...
niezwykle ważne jest, aby szkoła budowała swój program
wychowawczy w ścisłym porozumieniu z rodzicami... W programie tym
powinny być wyraźnie nazwane i wyjaśnione wartości, na których
oparty jest system wychowawczy" PIĘKNIE. ALE DLACZEGO RODZINA,
SZKOŁA, A O TYM, NA CO MOGA BISKUPI MIEĆ NAJWIĘKSZY WPŁYW, CZYLI
NA PARAFIE, ANI SŁOWA? A PRZECIEŻ PODLEGLI BISKUPOM KSIĘŻA SĄ
PRACOWNIKAMI SZKÓŁ JAKO KATECHECI. GDZIE TU MOWA (I ZROZUMIENIE!) O JEDNOŚCI,
WSPÓLNOCIE... Dziwne. Dziwaczne. (omówienie listu
tutaj)
A
szkoda! Wielka! Dawno temu (10 lat?) na odprawie katechetycznej w
kurii warszawsko-praskiej padł apel o „Parafialną katechezę
liturgiczną”. Wziąłem sobie do serca, zrodziły się w naszej
parafii niedzielne
msze szkolne.
Przygotowywaliśmy je na katechezach, klasy były odpowiedzialne za
czyatnia, procesje z darami, modlitwę powszechną, komentarze.
Powstała schola szkolno-parafialna. Żona/DyrKa wzięła na siebie
odpowiedzialność za jej kształt, poziom, formację. Syn został
gitarzystą. Spotykali się w każdą sobotę w szkole na próbach.
Schola, śpiew, ładne dziewczyny, gitara, AKCJA liturgiczna, liczna
obsada wniosły życie w nasz kościół. I musi wpłynąć na życie
uczestników, ich formacji chrześcijańskiej, większej dojrzałości
ludzkiej i obywatelskiej. Coraz więcej ludzi wybierało mszę
szkolną. Kościół bywał pełny. Przychodziło coraz więcej
rodzin, uczniów, dzieci i młodzieży, przyjezdnych z okolic i z
dalsza. Wielu z nich podchodziło wyrażało swoje uznanie,
wdzięczność, wręczało czekolady... TO BYŁA UDANA INICJATYWA
KURII I UDANA REALIZACJA W ŚCISŁEJ
RODZINNEJ/BRATERSKIEJ/SISOTRZANEJ WSPÓŁPRACY SZKOŁY I PARAFII
(KSIĘDZA PROBOSZCZA), KTÓRY TEŻ BYŁ DUMNY Z TEJ FORMY NOWEJ
EWANGELIZACJI I POTRAFIŁ TO DZIECIOM I MŁODZIEŻY OKAZAĆ (NAM
TEŻ). Trwało to długo, przez 6 lat. Potem syn skończył naukę w
gimnazjum w Strachówce i w liceum w Łochowie. Wyjechał na studia
do Glasgow. Nastąpiły też zmiany w kurii i w parafii. Dzisiaj
głuche echo powtarza ewangelicznie dobrą, choć trudną nowinę, że
„żniwiarz zapłatę otrzymuje i zbiera plon na życie wieczne, by
siewca cieszył się razem ze żniwiarzem. Bo co do tego właściwe
jest przysłowie: "Jeden sieje, drugi zbiera". Państwo i kościół sa także w tę mądrość included.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz