O wspólnocie (samorządowej)

czwartek, 31 grudnia 2015

Noworoczne pytanie rozumu (i wiary)


La musique est une chose étrange! 
(Byron) 
L’art?... c’est l’art — et puis, voilà tout 
(Béranger) 

Gdzie jesteś? W Fidiaszu, Ajschylosie, Norwidzie, Janie Pawle II, Soborze...

"Dla dużej grupy obywateli punktami odniesienia przestał być Adam Michnik, Daniel Olbrychski, Leszek Balcerowicz, Krystyna Janda, Magdalena Środa, prof. Andrzej Zoll czy Andrzej Wajda. Ci ludzie stali się raczej symbolami fałszu, jaki serwowano obywatelom przez ostatnie lata. Fałszu, który polegał na tym, że najlepszym okresem w historii naszego kraju nazywano czas, w którym wyjechały z niego dwa miliony ludzi..." - napisał sobie a nam i muzom publicysta. Nie zgadzam się z nim, prawie fundamentalnie.
Bo:
- z wymienionych, tylko Zolla i Wajdę darzę większym uczuciem. Pozostałych? Też, ale tylko w ich dziedzinach sztuki i działania, mają przecież swoje duże osiągnięcia. Ale wszyscy - tak razem, jak i z osobna - nie wyznaczają mi drogi-prawdy-życia, ani epoki dziejów naszych.

A cóż takiego wyznacza? Mnie - nam, tym innym, tym drugim wobec obecnej władzy, próbującej/chcącej wyznaczyć nową epokę!
Mnie i naszej - jak mniemam - mijającej właśnie epoce? Wiara i rozum. Miłość i odpowiedzialność. Osoba i wolność. Osoba i czyn. Powszechna Karta Praw Człowieka i Obywatela. Sobór Watykański II.


KEP, czyli Konferencja Episkopatu Polski milczy w sprawach (czasie), które przewalają się przez nasz dom, kraj... bardziej niż in vitro, gender itp. Bój o Konstytucję, o ciągłość i jedność dziejów naszych i nas, Polek i Polaków! Na szczęście, nie wszyscy milczą. My jesteśmy Kościołem. Człowiek jest drogą Kościoła! My "non abbiate paura", jest nas trochę.

Jeśli Adam Strzembosz przemówił, to niech sobie KEP milczy, niech się kom..., albo wypcha ;-) Bogu niech będą dzięki. Nie jestem sam, nie jesteśmy sami z wiarą i rozumem na TEJ ziemi, w TEJ Ojczyźnie!
Naród pójdzie z..., z prawdą, z Konstytucją, tak jak Wisła płynęła i płynie. Potrzebujemy wzorów osobowych, a nie kaznodziejów i autorów listów umoralniających...


Strzemboszowie w całości dostarczają/są wzorami osobowymi. Młodzi ich nie znają, ale dla mnie, dla nas...
KIM JEST ADAM STRZEMBOSZ, jako on sam i jako brat swojej siostry, Teresy. I brat bratu Tomaszowi... Wspólnotą sióstr i braci jest mój/nasz Kościół Powszechny. Bo w Polsce? To niekoniecznie :-(


KONIEC ROZUMU
                       /Prezydentowi RP 
                       i narodowi naszemu/


kiedy ktoś odwraca się
od promotora
profesorów
i ich (naszych) wydziałów prawa
sędziów wszystkich wymiarów
a nawet Adam Strzembosz
(autorytet rodzinny i święty
moich starych czasów)
mówi że Andrzej Duda
kilkakrotnie złamał Konstytucję
to znaczy koniec rozumu
w życiu publicznym RP
zostaje tylko siła
nieprzyzwoitość bezczelna

    (tu i teraz, czwartek, 31 grudnia 2015)

Dlaczego jestem taki uparty (konsekwentny), żeby nie rozdzielać naszych spraw w Polsce, na świeckie i kościelne? BĄDŹMY KONSEKWENTNI. Przypomnijcie sobie wszystkie najważniejsze polskie uroczystości! Zwłaszca pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Kogo na nich widzimy? Kto uświęca, poświęca, zaszczyca...

Konstytucja, to nie jest sprawa polityków (tylko). To jest nasza wspólna sprawa - WSPÓLNE DOBRO. Czy muszę dalej uzasadniać czekanie na głos KEP? w sporze, który niszczy Polskę?! Konstytucjonalista jeden z drugim, trzeciem... mówią nam... Na przykład dzisiaj docent Ryszard Piotrowski (UJ):
"TO NIE JEST USTAWA (tzw. naprawcza PiSu w sprawie TK). To nie jest prawo! Co to jest? Ano, niech zbada Trybunał Konstytucyjny i powie nam, CO TO JEST!
ps. ... na pewno promocja nowego ustroju."

Wodę z mózgu robią niektórzy, obdarzeni nadmiernym autorytetem "na siłę? na wiarę?" - 
"... spór o Trybunał Konstytucyjny to w wielkiej mierze właśnie spór o to, czy w Polsce mechanizmy demokratyczne, a więc te związane z wyborami, są rozstrzygające dla kształtu życia publicznego, czy też jest to jeden z istotnych, ale nie najważniejszy i decydujący mechanizm, bo władza jest - w gruncie rzeczy - w ręku korporacji. Korporacji, które tworzą aparat państwowy. Aparat państwowy nie jest czymś uzależnionym od mechanizmu demokratycznego, tylko ma bardzo daleko idący zakres autonomii, który rolę mechanizmu demokratycznego zasadniczo ogranicza" (Prezes Jarosław Kaczyński).

Dlatego Wam wpisuję, drodzy księża znajomi na Facebooku, ten swój głos. Katechetyczny i ewangelizacji starej i nowej. Nie dla igraszki... Bo jestem świadkiem naocznym naszych dziejów, których początek umieszczam w dniu 16 października 1978, wyboru Polaka na Papieża Powszechnego, globalnej zmiany. Jesteśmy połączeni na całość życia i śmierci z dziejami Kościoła Powszechnego, świata i Europy. Nie rozdzielajcie, kochani księża i arcy- i zwykli biskupi. Nie krójcie nas i naszego życia/dziejów (drogi-prawdy-życia) na kawałki, plasterki, nie róbcie z nas sałatki (pobożnościowej).


"‪#‎RokMiłosierdzia‬ to czas pojednania i przebaczenia. Odkryjmy tę tajemnicę w Nowym Roku. W mediach, polityce, a przede wszystkim w Kościele.
- Bogu dzięki. Adam Strzembosz przemówił

- ??? Raczej to nie jego profil, a tweet jest na podstawie Bulli...
- Nie?! To jest głos ciągłosci, jedności TEJ ziemi Matki Naszej, TEJ Ojczyzny Matki Naszej? No przecież szykujemy się na święto ŚDM 2016 w Krakowie, Polsce, Strachówce... Nie ma wiary bez myślenia! Wiara i rozum! Pamieć i tożsamość? Coś przeoczyłem? Acha, i Sobór Watykański II, bo Nadzwyczajny Rok Miłosierdzia jest z nim związany..." - taką krótką rozmowę toczyłem/liśmy na koncie księdza koordynatora ŚDM 2016 w mojej/naszej diecezji. Zajrzyjcie, jest tam wiele serca/serc.

Na koniec fragment pięknej - POLSKIEJ i chrześcijańskiej do cna - muzyki i rozumu, z wiersza Cypriana Norwida, Fortepian Chopina:
(...)
O ty, co jesteś miłości profilem,
Któremu na imię «dopełnienie» —
To, co w sztuce mianują stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie —
O ty, co się w dziejach zowiesz «erą»,
Gdzie zaś ani historji zenit jest,
Zwiesz się razem «duchem i literą»
I «consummatum est» —
O ty, doskonałe wypełnienie,
Jakikolwiek jest twój i gdzie... znak,
Czy w Fidjaszu, Dawidzie, czy w Szopenie, —
Czy w ejschylesowej scenie.
Zawsze zemści się na tobie brak.
Piętnem globu tego niedostatek:
Dopełnienie go boli,
On rozpoczynać woli
I woli wyrzucać wciąż przed się zadatek.
Kłos, gdy dojrzał, jak złoty kometa,
Ledwo, że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta" (...)




PS.
Zdjęcie nr. 1 z tej strony.
Zdjęcie nr. 2 z tej strony.



czwartek, 24 grudnia 2015

Ludzie pohańbieni (Wigilia 2015)



Ta scena przejdzie do historii (nie)parlamentaryzmu. Stała się symbolem.
Prezes przywołuje posła do porządku. Wali ręką w poręcz, wykrzykuje "siadaj, siad". Robi tak w Sejmie, na oczach narodu. Z posłem ważnym, nie Reytanem, Astem. Był przedstawicielem Prezesa, ba całego Sejmu PiS-u przed Trybunałem Konstytucyjnym. Takim jednym Astem, którego bezradność intelektualną widzieliśmy. Który został wystawiony na pośmiewisko. Ast-nie Reytan jest ich reprezentantem, Nowej Polski PiS.

Demokracja już się obroniła przed nimi. Marszami KOD i dyskusją w Senacie. Bohaterką dnia stała się dla mnie zwykła pracownica Senackiego Biura Legislacyjnego, drobna, skromna, mądra obrończymi rozumu wobec tuzów jedynej partii, nawet profesorów. Piękna jak Anioł, zesłany nam, jako znak nieba. Wielka noc, wielkanocy grudniowej. A myśmy to widzieli! Polska potrzebuje nowych Popiełuszków, tych, którzy zwyciężą zgoła, dobrem zło. Wbrew ich butnej sile.

Hańba im hańba. Pogwałcili nas w dzień Wigili 2015. Żałosna Polska Opowieść Wigilijna 2015 rozegrała się na naszych oczach - na oczach narodu. Jesteśmy naocznymi świadkami hańbiącego rozdziału historii najnowszej. Zaczęła się cudem wyboru Polaka na Papieża. Skończyła echem humanizmu socjalistycznego, socjalistycznej demokracji - pseudo prawem Jarosława Kaczyńskiego i jego wyznawców, Astów. Nastał WRON Prezesa.

PS.
Zdj. z tej strony.

wtorek, 22 grudnia 2015

PiS i podstawowe problemy marksizmu-leninizmu VIII kadencji

Poseł Krzysztof Mieszkowski - Wystąpienie z dnia 22 grudnia 2015 roku. - Video z sejmu

Poseł Mieszkowski (Nowoczesna.pl) podał informację o pracy Krystyny Pawłowicz z lat 80. zatytułowanej - "Teoretyczne podstawy rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego w Polsce Ludowej".

Dlaczego tak mnie to świdruje? Bo w tych samych latach musiałem pisać pracę magisterską na temat "Antropologiczne aspekty Rewolucji Naukowo-Technicznej w pismach polskich marksistów lat...". Jako drugą, bo zmarł promotor pierwszej nt. "Istota człowieka u Romana Ingardena (pracach)".

A Ona, posłanka PiS-u pisała dla marksistowskich zleceniodawców ??? Dla Instytutu Podstwowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR! O gloryfikacji marksistowskiej socjalistycznej (czyli jedynie "prawdziwej") ANTROPOLOGII, jako podstawie totalitarnego społeczeństwa...?! 

Co ona zatem tu teraz robi? Jest asystentem prokuratora stanu wojennego posła Stanisława Piotrowicza? Czy odwrotnie? Na pewno są metodologicznie przygotowani do pracy, którą teraz wykonują, jako niezbędniki Prezesa PiS :-(





PS.
Zdj. nr.1 - Posłąnki Krystyny Piotrowicz z tej strony
Zdj. nr.2 - Posła-prokuratora z tej strony

sobota, 19 grudnia 2015

Katolicki głos w Internecie (w naszym świecie)


/Bogu, sobie a muzom 
 na początku Roku Miłosierdzia 
 w polskim kościele/

Dojrzałem do napisania tego tekstu wczoraj i przedwczoraj. Dojrzewałem długo dłużej. Może całe życie? Wczoraj niepostrzeżenie wpisałem jakieś posty na Facebooku, w ferworze reagowania na gorąco, na to, co się w Polsce dzieje. Dzisiaj pomagają mi rozumieć siebie i temat:
- Czy tylko nam grozi, czy już zadziała się demoralizacja w naszym kościele-wspólnocie (wiem, czuję, jak to brzmi, brrr), że poprawni politycznie polscy katolicy będą patrzyli krzywo i sądzili (odsądzali od czci i wiary) polskich katolików niepoprawnych politycznie. Poprawność równa się jedno-partyjność, co było wielką pokusą i drogą polskiego duszpasterstwa od kilkunastu lat?
To, że nie mamy autorytetów, które stanęłyby w naszej obronie?! Większości, czy - tym bardziej - mniejszości... nie banalizuje mojej troski i pytania. (Dla Prezesa Jarosława, najsławniejszego polskiego emeryta, niewątpliwie także jesteśmy redutą i pozycją ryglową. Niewątpliwie potrzebujemy pomocy! (ochrony...)
- "Jak mamy uczyć studentów prawa?". UJ, UW, Uniw. we Wrocławiu, teraz UAM - CAŁA POLSKA INTELIGENCJA! praworządna, prawomyślna... PAD przeszedł już do historii (prawa). Czy tam, gdzie pójdziemy za uniwersytetami (wydziałami prawa), a nie za politykami partii rządzącej, to dostaniemy Komunię Świętą? (nie wierzę, że ich, czyli KEP, to nie obchodzi, nic a nic).
- A Wy, co o tym myślicie? O Polsce i kościele w Polsce 2015?! - udostępniając „Dwa kościoły, dwie Polski”
- Kościół w Polsce lat 80-tych ubiegłego wieku rzuca światło na niektóre polskie spory 2015! Coraz mniej osób jest TEGO naocznymi świadkami

Główną odpowiedzią moją i przesłaniem jest – Kościół Powszechny jest także Święty i Apostolski. My, CZŁOWIEK jest drogą Kościoła. Nasz głos jest głosem Kościoła. Głosem, życiem, działaniem... Jeśli milczymy – milczy Kościół. Jeśli biskupi, księża, proboszczowie, wikarzy, a nawet klerycy, siostry zakonne.... milczą, to jest tylko ich sprawa. Trudno, przykro i źle, ale oni są tylko i aż takim samym kościołem jak każdy z nas. Źle, że milczą. Bardzo źle, że wyłączają się ze wspólnoty wierzących, myślących, mówiących dzisiaj. Że nie dzielą się sobą, nie dając świadectwa swojej wiary i rozumu. Modlitwa liturgiczna, może nawet działalność charytatywna, to nie wszystko. Jesteśmy, żyjemy całym sobą ciałem uduchowionym, duchem ucieleśnionym, tu i teraz. Co „oni” z nas rozumieją, skoro „oni” nas przemilczają, lekceważą, niszcząc więzi prawdziwe i Polskę 2015.

Doświadczam na sobie, doświadczamy w Strachówce, diecezji i szerzej. Ksiądz proboszcz milczy, albo? Jest o mnie krążąca opinia „nie uszanował próśb i rad, twierdził że ma swój sposób na nauczanie religii katolickiej, wyniki [jego] pracy muszę/ą teraz udźwignąć i naprostować w duchu nauki Pisma Świętego, nauki Kościoła i Papieży”. To samo myśli, robi(?) redaktor Idziemy, ksiądz kurialista... wszyscy księża w diecezji(?). Im nakazano, zakazano... przestraszono, urobiono....

To, że księża, biskupi itd. nie biorą udziału w dialogu z nami, nie znaczy, że milczą, i nie pracują nad naszym światem i nad nami. Bóg jeden wie, co się tak naprawdę z nimi dzieje, ale przez nich - z nami! To nie jest normalne, to nie jest normalny Kościół: Święty Powszechny i Apostolski. Nie tylko w uroczystym nauczaniu, ale i codziennym, powszechnym dialogu. My-Kościół mamy być Misericordiae Vultus i katolickim głosem w świecie i Polsce. Normalny - to znaczy siostrzano-braterska wspólnota, otwarta w dialogu niekończącym się nigdy. W świecie współczesnym – zawsze, a nie w świecie wyobrażonym, idealnym, teoretycznym, abstrakcyjnym. Gdzie prawa osoby nie dotyczą (obowiązują) jedynie funkcjonowania państw, ale także Kościoła i każdej publicznej organizacji. Człowiek jest drogą Kościoła. W Karcie Narodów Zjednoczonych mamy postulat «umacniania wiary w fundamentalne prawa człowieka, w godność i wartość ludzkiej osoby»; a także postulat «działania na rzecz postępu społecznego i lepszych warunków życia oraz szerszej wolności» (Preambuła). Grupa 51 państw, które założyły Organizację Narodów Zjednoczonych w 1945 r., naprawdę zapaliła pochodnię, której światło może rozproszyć ciemności tyranii i wskazać drogę wolności, pokoju i solidarności... wizja człowieka jako osoby rozumnej i wolnej, noszącej w sobie tajemnicę, która wykracza poza nią, obdarzonej zdolnością refleksji i wyboru – a zatem zdolnej osiągnąć mądrość i cnotę. O powodzeniu tych [1989] bezkrwawych rewolucji zadecydowało doświadczenie solidarności społecznej: występując przeciw reżimom opartym na sile propagandy i terroru, solidarność ta stała się moralnym jądrem «siły bezsilnych», była pierwszą zwiastunką nadziei i nadal przypomina nam, że człowiek, krocząc swym historycznym szlakiem, może wybrać drogę najwyższych aspiracji ludzkiego ducha.... Moralne podłoże powszechnego dążenia do wolności ujawniło się wyraźnie podczas bezkrwawych rewolucji, jakie dokonały się w Środkowej i Wschodniej Europie w 1989 r.... pokazały, że poszukiwanie wolności jest niepowstrzymanym dążeniem, które ma swoje źródło w uznaniu godności i nieocenionej wartości ludzkiej osoby i musi się wiązać z działaniem dla jej dobra. Nowożytny totalitaryzm był przede wszystkim zamachem na godność osoby... Powszechna DeklaracjaPraw Człowieka pozostaje jedną z najwznioślejszych wypowiedzi ludzkiego sumienia naszych czasów” (Jan Paweł II, ONZ 995).
Kto inaczej rozumie „powszechność” w karcie praw człowieka i w definicji Kościoła Katolickiego?!

Dziwne, przestarzałe, złe rozumienie kościoła jest praprzyczyną polskich podziałów 2015 (od wcześniej).Stary, dobry kościół był i się skończył w latach 80- i 90-tych ubiegłego wieku. Dzisiaj, w XXI wieku, jest w Papieżu Franciszku, ale kiedy znów wróci do nas, nad Wisłę, Bug, Tatry i Bałtyk!

Naoczność najnowszych 37 lat dziejów Polski znika, zejdzie z tego świata wraz z ostatnimi świadkami. Z moim pokoleniem? Zostanie puste miejsce, wypełni je ideologia. Ta szybko się zakorzenia w kościele naszym i świecie. - Posługujecie się papieżem, jesteście pod wpływem wrogich mediów i obecnej partii rządzącej... „Nowomowa zakwitła, jak gruszki na wierzbie, w grudniu, na Boże Narodzenie 2015! Czy wolno, według mnie nie wolno - w takim kraju jak Polska - rozdzielać tego, co cesarskie i tego, co Boskie, co kościelno-religijne i państwowo-publiczne... Nie łączmy tworząc przepisy prawa. Prawo ma swoje źródła. Ale niech ludzie wierzący łączą to co Boskie i to co ludzkie na poziomie myślenia. Na poziomie rozumienia świata. Na poziomie kontemplowania prawdy.
A to zagwozdka?! Nowa Polska, Nowi Polacy, Nowo-staro-modni Polacy-Katolicy nie potrafią tego zrozumieć? Tworzą nową (groźną) religię. Mają swoje osoby konsekrowane.

Dojrzałem do napisania tego tekstu wczoraj. Dojrzewałem długo dłużej. Może całe życie? Na poszczególnych etapach polskich najnowszych dziejów i Kościoła Powszechnego: Rodziny Rodzin przy Prymasie Tysiąclecia kardynale Wyszyńskim (i 150 letnią tradycję wychowania religijno-patriotycznego), Solidarności założonej w gminie Strachówka 3 Maja 1981, pracy katechetycznej z młodzieżą, studentami i dziećmi, wójtowaniem I Kadencji Samorządnej Polski, małżeństwo i wychowywanie siódemki dzieci, odkrycie i promowanie Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Głupio powoływać się (ileż już razy) na „chwalebne” karty życiorysu, skoro wiadomo, że w tym samym i całym tym czasie jestem także wielkim grzesznikiem. Ale jak to robić inaczej? Człowiek jest drogą Kościoła.
W dyskusji o Polsce na Facebooku mój przyjaciel (spotkany, poznany na sali katechetycznej Kościoła lat 80-tych) napisał - „PAD (śmieszne te skróty ;-) wybrali ludzie żyjący w III RP jako znak sprzeciwu dla niej samej i formy sprawowania w niej władzy. A to co nazywasz błędami czy grzechami sięga, dla wielu do "mitu założycielskiego" III RP. „
Odpowiedziałem, z głębi całego siebie, całej swojej drogi-prawdy-życia - „Mitem założycielskim III RP było nasze życie! Pokolenia, które żyło w PRL śniąc ruch oporu, oddychając oporem wobec totalitaryzmu Jednej Partii! (jakieś skojarzenia?) Mitem była, a stała się chlebem, Wolność! odzyskana prawie bezkrwawo!! Nasze Europejskie aspiracje! Moc ruchu Solidarności, DOŚWIADCZANA od 16.10.1979, duch wolności, duch czasu, duch personalizmu, praw osoby, wolność doświadczana także w religii - ożywcza, odnawiającą... Człowiek jako droga Kościoła! To moja Pieśń Wdzieczności, Hymn Dziękczynienia! Po grób. I testament! Znów Jedna Partia, Jeden A. Duda, Prezes JK, Premierka BSz., Marszałki... nie zniszczą. Nie odbiorą! Oni tego nie rozumieją? Ty nie rozumiesz? Odcinają się? Od dziejów i od nas – ludzi (pokolenia) tej niezwykłej epoki CUDÓW. Czujesz, że dotykasz tego, co jest dla mnie ŚWIĘTE?! Świętości, która dała nam znak, objawiła się nam, każdemu może inaczej, a może tak samo i podobnie? A JPII jest wyróżnikiem i lustrem! Dotykasz, dotykamy świętości w naszym życiu, nie (tylko) jakichś tam projektów politycznych”

Także i tę wypowiedź pokrył wpis innego znajomego fejsbukowego z Wołomina (psychologa) - „Panie Józefie, ale choćby po panu widać, ze z wami nie da się szukać porozumienia. Wasza antypisowskość przejęła wszystkie inne funkcje umysłowe i już w sposób organiczny macie zablokowaną możliwość obiektywnego oglądu sytuacji. Waszą chorą nienawiść do nas możemy tylko przeczekać w nadziei, że kiedyś ozdrowiejecie. Wścieklizna to jednak ciężka choroba i leczy się ją długo”. WSZYSCY TRZEJ JESTEŚMY KOŚCIOŁEM W POLSCE 2015.

wtorek, 15 grudnia 2015

Ksiądz Józef Schabowski w moim życiu



- pewien rozdział historii Kościoła, nie tylko w Legionowie -

Echo echu przekazuje wieść...
Ponad szum wód rozległych,
ponad potęgę morskiej kipieli
potężny jest Pan na wysokościach.
Świadectwa Twoje są bardzo godne wiary
Niebiosa głoszą chwałę Boga
dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon
Dzień opowiada dniowi,
noc nocy przekazuje wiadomość.
Nie są to słowa ani nie jest to mowa,
których by dźwięku nie usłyszano
Ich głos się rozchodzi po całej ziemi,
ich słowa aż po krańce ziemi”

Znaliśmy się siedem lat. To znaczy, On był proboszczem, ja katechetą. On – przełożonym, ja – jego pracownikiem. Jego pracownikiem i Boga. Obaj byliśmy pracownikami Boga, w Kościele Powszechnym inaczej się nie da. To bardzo ważne na początek, ta hierarchia bytów, bo zwyczajnie po ludzku, kimże ja jestem, żeby o Nim mówić, a On, żeby miał tę uroczystość. Psychologia, zalety i wady, cechy charakteru wszystkiego nie wyjaśnią.

Nie piszę wspomnień. Dzielę się obrazem, jaki został zapisany, namalowany w życiu moim, jego i wielu, wielu ludzi, młodych i starych. Zbieram wszystko, co wiem w tej sprawie – z danych naocznych, z zewnątrz i od wewnątrz. Było nam dane. Był nam dany czas i okoliczności wspólnego przejścia kawałka drogi wiary. I rozumu. Drogi pielgrzymiej człowieka przez ziemię do wieczności. Tak się składa, złożyło, że w mieście Legionowie, w parafii „na górce”, czyli w kościele Ducha Świętego, parafii świętego Jana Kantego, profesora Akademii Krakowskiej z Kęt.

Stan wojenny „skazał” na siebie proboszcza z Legionowa i założyciela Solidarności Rolniczej ze Strachówki. Proboszcz szukał katechety, Józef Kapaon urodzony i ochrzczony w tej parafii św. Jana Kantego – nie szukał, usłyszał ogłoszenie-apel o pracę z młodzieżą w swoim mieście rodzinnym. W czas straszny, który zburzył nadzieję i fundament wolności w nas, ludziach tamtej przejściowej epoki, przejścia z niewoli do wolności, z Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej do krainy marzeń, ideałów... do Polski branej tęczą zachwytu od zenitu dziejów (Cyprian Norwid, Fortepian Chopina).
Proboszcz budował kościół-świątynię i wspólnotę, a ja byłem wyrzucony na brzeg jak muszla z dna marzeń, z Solidarności ponad gminnej, może aż ponadnarodowej, z krótkim postojem na Jasnej Górze.
13 Grudnia 1981 roku zastał mnie pod skrzydłami, w murach... Matki Bożej Częstochowskiej. Ze studentami Akademii Teologii Katolickiej kończyłem, kończyliśmy swój strajk. Byłem łącznikiem dwóch polskich światów – rolników z całej Polski strajkujących w Siedlcach i studentów polskich uczelni. Strajkowaliśmy w budynku PRL-owskich Związków Zawodowych, mając za oknem, naprzeciwko, PRL-owskie-komunistyczne-ustrojowe więzienie. Solidarność łączyła światy – rolników, górników, studentów, naukowców, artystów, księży, episkopat...

13 grudnia zwrócił mnie mojemu miastu, kościołowi w nim. Kościołowi i światu dzieciństwa i młodości, szkoły podstawowej i liceum. Usłyszałem wołanie, powołanie. Zostałem powołany. Nie z ulicy – ze wspólnoty! Wspólnoty wiary, nadziei i miłości. Wspólnoty wiary i rozumu. Wspólnoty drogi- prawdy-życia. Od 13 grudnia, nocy grudniowej w życiu Polski, do końca sierpnia nie spałem, nie dane mi było zasnąć. Błysnęło nam w 2-gi dzień Bożego Narodzenia 1981, żeby nie pozwolić się uśpić, zamknąć w rozpaczy beznadziei – poszliśmy z koleżankami siostry do księdza proboszcza „na górce”, by otworzył nam jakąś salę, kaplicę, kościół, byśmy mogli się spotkać i śpiewać polskie kolędy. I nie-polskie. Zaczęliśmy się spotykać, modlić, śpiewać, być razem - wspólnotą Polaków, wierzących, szukających... Nie zgodziliśmy się zmarnować swojej młodości. Nie zgodziliśmy się, by nam odebrano sens, światło, prawdę, kierunek.

Od września zacząłem przychodzić na „Salę świętego Łukasza”, w nowym budującym się kościele (księdza budowniczego Schabowskiego), jako katecheta. Miałem za sobą studia na filozofii przyrody u księdza profesora Kazimierza Kłósaka, wychowawcy Karola Wojtyły w tajnym seminarium kardynała Sapiehy. I księży profesorów Ślagi, Lubańskiego, Hałaczka, biskupów Dembowskiego, Muszyńskiego, Suskiego... Jeszcze nie skończyłem wtedy pracy końcowej o „antropologicznych aspektach rewolucji naukowo-technicznej polskich marksistów”. Nie dane mi było pracować i dokończyć wcześniej rozpoczętej o „Istocie człowieka u Romana Ingardena”, zmarł promotor, ks. Kłósak, ten, który był najbliżej geograficznie Świętego Mistrza z Kęt.

Nie tylko Solidarność i studia przygotowały mnie do pracy z młodzieżą, z młodymi z Legionowa i okolic. W wakacje 1979 i 1980 byłem w Taize, ekumenicznej wspólnocie, wiosce w Burgundii, w wolnym świecie modlitwy, myślenia, przyjaźni dla wszystkich młodych szukających ludzi z całego świata. Błogosławione miejsce na świecie. Święty Jan XXIII nazwał je „Taize, ach, ta mała wiosna [Kościoła]”. Zaprosił braci z wspólnoty na Sobór Watykański II w roli obserwatorów. Tam spotkali się i poznali przeor Taize i późniejszy(?) święty Karol Wojtyła. Jako arcybiskup Krakowa Wojtyła dwukrotnie przyjeżdżał do Taizé, a raz jako papież.

Do Taizé przybywa się jak do źródła. Wędrowiec zatrzymuje się, zaspakaja pragnienie i rusza w dalszą drogę... bracia nie chcą was zatrzymać. Chcą w modlitwie i ciszy pozwolić wam pić wodę żywą obiecaną przez Chrystusa, poznać Jego radość, Jego obecność, odpowiedzieć na Jego wezwanie, byście mogli później wyruszyć i świadczyć o Jego miłości, służąc braciom w waszych parafiach, w waszych miastach i wioskach, w szkołach, na uczelniach i we wszystkich miejscach pracy Drodzy młodzi, by nieść światu radosną nowinę Ewangelii, Kościół potrzebuje waszego entuzjazmu i waszej wspaniałomyślności. Wiecie, że dorośli, którzy czasem przebyli trudną, pełną doświadczeń drogę, ulegają obawom, zmęczeni i wówczas słabnie zapał, który powinien być cechą każdego powołania chrześcijańskiego. Zdarza się także, że instytucje z powodu rutyny i niedomagań swych członków niezadowalająco służą ewangelicznemu posłannictwu. Kościół potrzebuje zatem świadectwa waszej nadziei i waszej żarliwości, by lepiej wypełniać swoją misję...(Jan Paweł II).
Jan Paweł II przyjmował mnie co roku na prywatnej audiencji i zawsze wtedy myślałem o trudnych doświadczeniach jego życia: w dzieciństwie stracił matkę, jako młody człowiek ojca i jedynego brata. Powtarzałem sobie: postaraj się znaleźć słowa, które sprawią mu radość, a może nawet pocieszą jego serce, mówiłem mu więc o nadziei, którą odkrywamy w młodych ludziach i zapewniałem go o zaufaniu, jakie pokłada w nim nasza Wspólnota.(Brat Roger)

Papież-Polak przyjął w Rzymie dziesiątki tysięcy młodych podczas wielkich Europejskich Spotkań Młodych organizowanych przez Taize (1980, 1982, 1987). W 1986 na takim spotkaniu w Londynie byli przedstawiciele z naszej legionowskiej wspólnoty, przemawiali potem, dawali świadectwo wobec całej parafii – całego Legionowa - od ołtarza, proboszcz Schabowski dał im głos. Dawał głos młodym (i świeckim wszelkiego wieku). Nie da się pojąć Kościoła Powszechnego przełomu wieków bez wkładu wspólnoty ekumenicznej z Burgundii. Także oczywiście i na pierwszym miejscu Soboru Świętego Wielkiego Powszechnego i Także Ekumenicznego. Także mnie, drobnego katechety z Legionowa i Strachówki. Bez Soboru i Taize nie zdarzyłoby się moje spotkanie z proboszczem Schabowskim i praca z młodymi w Legionowie. Kto tego nie rozumie, wiele nie rozumie nadal. Wielu nie rozumie nawet w 2015. Człowiek jest drogą Kościoła. Nie ma wiary bez myślenia. Wiara i rozum są jak dwa skrzydła na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. 

Antycypowaliśmy w jakiś sposób – przez to, co nam się zdarzyło wtedy w Legionowie z proboszczem Schabowskim w roli głównej – encykliki Papieża-Polaka „Centesimus annus”, „Fides et ratio”, a może i inne. Z pierwszą papieską encykliką „Redemptor hominis” w ręku, młody student ATK w Warszawie podróżował autostopem przez Europę, naszą Europę od zawsze. Także mojej ciotki-babci Marii Królowej, poprzedzającej mnie na tych drogach pielgrzymich do Lourdes, Kartaginy, Lisieux... o czym opowiadałem Niemcom i wszystkim spotkanym w Taize. Dzisiaj Wam – to niekończąca się prawdziwa opowieść, narracja drogi-prawdy-życia. I w Legionowie i w Annopolu/Strachówce jesteśmy spadkobiercami przodków i świadków wiary i historii. Świadectwem są także nasze listy młodych do świętego papieża z Polski, napisane i wysłane z Legionowa (1985) i Strachówki/Rzeczpospolitej Norwidowskiej (2003).

Gdybym miał żyć po raz drugi, robiłbym to samo. Duch czasu, Duch Święty nami owładnął (punktem wyróżnionym było kazanie na Placu Zwycięstwa 2 czerwca 1979). Byłem w Taize, kocham Sobór, jego ducha i postanowienia, szukałem prawdy i ostatecznych celów, motywów, ideałów, zaangażowania, wspólnoty, drogi-prawdy-życia. Gdybym drugi raz spotkał proboszcza Józefa Schabowskiego... Nawet wiedząc, co mnie spotka po latach w diecezji arcybiskupa Hosera i proboszcza Jerzaka. „Niech wasza mowa będzie tak-tak, nie-nie... Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Historia i my potrzebujemy prawdy o czasach, ludziach, wydarzeniach. Potrzebujemy nieustannego dialogu.

Jakie relacje łączyły mnie/nas z proboszczem Józefem Schabowskim? Szczególne. Nie był na zewnątrz wylewny, serdeczny, nie był bratem-łatą. Ale od środka – tak. Dlatego trzeba było mieć do niego podejście, mieć swoje, znane wielu, sposoby. Ale chyba najpierw – osobowość. Chyba wyczuwał nas swoją intuicją. Nieocenioną pomocą, podpowiedzią posłużył mi jeden z wikarych, późniejszy wielki proboszcz. - Nie zawracaj mu głowy, postaw wobec faktów dokonanych. Pamiętaj, że On ma wielką budowę na głowie. - Powiedział to, gdy zastanawiałem się głośno w rozmowie z nim, jak uzyskać zgodę na pierwsze spotkanie opłatkowe w początkach stanu wojennego, może jakieś inne, może większe modlitewne w kaplicy... Wszystkie te spotkania się odbyły, to znaczy zrealizowały, w całkowitej zgodności z proboszczem Józefem i wikarym.
Najważniejszą podpowiedzią było, żeby zgłaszać swoje pomysły proboszczowi zaraz po pierwszej mszy, którą odprawiał o 6.30. Łaska wtedy działała szczególnie mocno – podchodziłem, zgłaszałem pomysł, odchodziłem. Czasem jeszcze zobaczyłem grymas na twarzy kochanego proboszcza, czasem prychnięcie, czasem nawet nie. Po jakimś czasie, po dniu, po dwóch... proboszcz mnie wołał, albo kiwał palcem i mówił „rób to tamto, swoje”. Duchowi Świętemu – jak widać – się nie sprzeciwialiśmy wtedy za bardzo, ani ksiądz, ani katecheta. Posłuszni byliśmy Jego natchnieniom – dawaliśmy się prowadzić.

Jak inaczej wytłumaczyć, że dał mi przygotowanie młodzieży do bierzmowania, rodziców do sakramentu chrztu świętego dzieci na Wielkanoc, rekolekcje młodych tzn. ich organizowanie, wynajdywanie i zapraszanie swoich rekolekcjonistów z Polski (raz sam naciskał, żebyśmy koniecznie sprowadzili naszego Mistrza, ojca Andrzeja Madeja, oblata Maryi z Kodnia, a w konsekwencji i jego przyjaciół: ojca Jarosza, ojca Sierańskiego...), zorganizowanie i prowadzenie grupy studenckiej, zaproponowanie drugiej tury rekolekcji dla młodzieży studiującej i pracującej, wyjazdy z młodzieżą na pielgrzymki, Kodeń 1983, ewangelizacje z Andrzejem Madejem w sławnym Jarocinie, Brodnicy, Łebie...) i wakacje zimowe i letnie... organizowanie Nocy Czuwań i pisanie Listu do Papieża. Legionowskie Noce Czuwań „Podziękowanie za wakacje” i Spotkania w Kodniu miały coś wspólnego, nie uzgadnianego z nikim, jeno z Duchem Świętym, dziękczynienie - „Idea spotkań kodeńskich zrodziła się w 1983 r. jako modlitwa dziękczynna za spotkanie młodzieży w Taize. Myślą przewodnią była od początku modlitwa o jedność chrześcijan i o pokój na świecie. Jako miejsce kontynuujące tradycję spotkań i duchowości Taize zaproponował wówczas ojciec Andrzej Madej OMI, pracujący w kodeńskim sanktuarium.” Po wielu latach przyjaciele z Legionowa wzmocnili modlitwę dziękczynną podczas nocnego czuwania za misje Pięćdziesięciolecia w Strachówce, które prowadził przyjaciel Madeja, świętej pamięci ojciec Stanisław Grzybek, OMI.

A Pani cóż ja powiem?... oto, że w tym życiu
Nic straconego nie ma na jawie, ni w skryciu,
I wszystko jest zmieniane tylko - na toż samo,
Wyższe lub niższe, bliższe lub oddalone;
A co zginęło - myślisz - zakryte jest bramą
Lub cieniem jej, i z czasem będzie wyświecone!
I żadna łza, i żadna myśl, i chwila, i rok
Nie przeszły, nie przepadły, ale idą wiecznie,
Ulotną myśl z czasami zamieniając w wyrok,
A wyrok w treść istniejącą bardzo niestatecznie.
I nie ma grobów... oprócz w sercu lub w sumieniu,
I nie ma krzyżów ... oprócz na zimnym kamieniu,
Albowiem krzyż jest życie już wiek dziewiętnasty:
Nowina! - którą przecie z najweselszym żalem
Maryje i Salome, trzy święte niewiasty,
Przyniosły były jeszcze - tam, do Jeruzalem!...
    (C. Norwid, Do Stanisławy Hornowskiej z Łochowa)

Intuicją tylko i Duchem Świętym działającym w bohaterze dzisiejszej uroczystości, mogę wytłumaczyć anegdotyczną opowieść innego wikarego, że po tym, jak przyjął mnie na katechetę, na obiedzie z domownikami plebanii proboszcz miał powiedzieć - „przyjąłem do pracy jednego takiego, który porozsadza uczniów po kątach sali katechetycznej i każe im medytować”. Coś z tego się spełniło.
Jednak kiedyś mi odmówił – spontanicznej nazbyt chęci zaproszenia nowego biskupa (Dusia? Kędziory?) na któreś ze spotkań młodzieży - „będzie mi tu zaglądał w wszystkie kąty”.
Karierowiczem kościelnym nie był. Kiedy Mu gratulowałem przyznania przywileju rokiety i mantolety, fuknął i spojrzał tak, że się wycofałem rakiem.
Był człowiekiem czynu, nie drobnostek (choć musiałem bać się przed nim o każdy mikrofon, zwłaszcza w zamieszaniu Nocy Czuwań) – może dlatego taktyka faktów dokonanych go nie oburzała. W młodości był sportowcem, chyba nawet jakieś laury zbierał jako sprinter, w juniorskim wieku. Przepowiadał mi, że też skończę młodzieńcze bieganie wraz z wiekiem i całkiem dorosłymi zadaniami.

Niezwykłym epizodem, dla mnie, były wyjazdy z proboszczem Schabowskim na spotkania tzw. duszpasterstwa wielkomiejskiego, inicjatywy wielkich warszawskich i podwarszawskich parafii (ich proboszczów, trzymali się razem, razem jeździli w wakacje po świecie). Każdy proboszcz przyjeżdżał z tzw. asystentem świeckim. Miałem ten zaszczyt, w jednym z takich dwuosobowych zespołów była Halina Bortnowska. Wtrącałem swoje trzy grosze do dyskusji wielkich o Kościele i Polsce.

Proboszcz był światowcem. Kiedy spadła na mnie jak grom wiadomość/zaproszenie nie cierpiące zwłoki do USA, do opieki nad wujkiem po operacji i jego siostrą, moja matką chrzestną, po częściowym paraliżu – proboszcz tylko wyraził życzenie/warunek bym znalazł zastępcę. Znalazłem. Pomógł mi, podpowiedział, jak mam dojechać do World Trade Center i dalej z lotniska Kennedy'go w Nowym Jorku. Co do joty tak postąpiłem, trafiłem bezbłędnie pod wskazany adres w New Jersey. Po powrocie spytał, co widziałem, gdzie byłem... Moja odpowiedź go rozbawiła - „to nic nie widziałeś, nie byłeś nigdzie... Nie można jechać do Ameryki po raz pierwszy.” On ją zjeździł wzdłuż i wszerz. A Europę samochodem, aż po Tunezję.

Proboszcz Schabowski przyczynił się jakoś do mojego/naszego małżeństwa z Grażyną. No bo – najpierw zgodził się w ogóle na naszą tzn. wszechstronną działalność świeckich w parafii, tam najpierw zaprosiłem, a potem coraz lepiej i bardziej poznałem Grażynę, potem proboszcz zatrudnił ją nawet, z mojej podpowiedzi, na katechetkę, razem jeździliśmy na obozy, wakacje, ser dawał od Reagana, batoniki i inny prowiant z darów, wzmacniał nas i naszą działalność wszechstronnie i wielorako. Razem jeździliśmy, razem działaliśmy... i się zakochałem. Kiedy proboszcz na koniec spytał mnie, czy zatrudnię się jeszcze po kolejnych wakacjach, ja niepewny jeszcze swego/naszego związku, odpowiedziałem, że - „jeśli nie wstąpię do seminarium to tak”. Wcale nie miałem na celu seminarium tylko się asekurowałem, bo chciałem, żeby wakacje wyjaśniły, co z nami będzie, czy nie będę odrzucony. Miał się ze mną, z nami, kochany ksiądz Józef, proboszcz, oj, miał. Ale uśmiechnął się wtedy, troszkę żachnął, przetrzymał i to. Po wakacjach wróciłem, szczęśliwy narzeczony i katecheta. Ale już tylko na dwa lata. Ślubu nam udzielił, w koncelebrze z innymi naszymi proboszczami i wikarymi, Biblię z dedykacją wręczył – na resztę życia. Rok jeszcze małżeńsko służyliśmy w parafii, potem wyjechaliśmy do Annopola, w Strachówce, tej od mojej/naszej Solidarności Rolniczej, blisko ziemi Matki naszej, która mnie przygotowała również do pracy katechetycznej dla wolnej Polski i Kościoła. Wróciliśmy, Polska się zmieniała, nowa rodzina się powiększała, potrzebowała więcej miejsca, transformacja ustrojowa dawała szansę na inne owocne działania. Nie zawiedliśmy się, dała zadania w gminie, w parafii, w szkole, w Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Nawet – pomimo ceny, którą płacimy.

Ze wspomnień cóż jeszcze dorzucić? Jego spacery przed snem, z owczarkiem Avisem. Zachodził, zachodzili obaj do nas pracujących nad czymś ważnym w salce katechetycznej. Światła paliły się do późnej nocy. Wigilię, na którą mnie zaprosił, upominek przewidział, gdy byłem samotnikiem w kanciapie pod kościołem. Ciastka przyniósł mi do szpitala, w którym wylądowałem z owej kanciapy, broniąc „bohatersko” kościoła przed nocnym włamaniem. Telewizora użyczał i innych gadżetów domowych potrzebnych nam w duszpasterstwie młodzieżowym, chyba gitary elektryczny kupił, gdy był pomysł na granie i śpiewanie rockowe, z jego garażu korzystałem… . Bracia z Taize też mogli odwiedzać naszą parafię. Fascynujące spotkanie z nimi i dyskusję prowadziliśmy o Kościele, wierze, Europie, świecie przy gościnnym stole Państwa Jeute, świadków naszego sakramentu małżeństwa i przyjaciół. Życie duchowo-intelektualno-towarzyskie kwitło. Innymi świadkami na ślubie byli Jaworscy, poznani na modlitewnych spotkaniach domowych z udziałem trzech wikarych z okolicy: od Jana Kantego, ksiądz Zbyszek, i dwóch księży Kazimierzów, z parafii garnizonowej, świętego Józefa i z Jabłonny (oczywiście obydwaj przeprowadzili u nas rekolekcje). To było coś więcej, niż przygoda duchowa. To był zaiste Kościół posoborowy, papieski z ducha i litery (pamiętam jak ksiądz Kazio zachwycał, na pewno próbował, uczestników spotkań po pielgrzymkowych w Jabłonnie encykliką o Bożym miłosierdziu). Muszę ze smutkiem dzisiaj napisać, wyznać z całą głębią wiary i rozumu, gdzie jesteś Kościele mojej młodości. Gdzie jesteś teraz Polsko.

Służba Bezpieczeństwa PRL chciała, żebym donosił na mojego proboszcza. Złożyli uprzejmą propozycję w Biurze Paszportowym w Nowym Dworze – w pustym gmachu, po godzinach urzędowania. Próbując mnie w trakcie rozmowy/przesłuchania rozśmieszyć i zastraszyć zarazem. Ale ich niedoczekanie. Przetrzymałem własny strach, lęk, obawy pustego budynku. Za to ja się doczekałem od mojego proboszcza Józefa-imiennika wsparcia duchowego i pocieszenia, gdy chcieli ze mnie zrobić szefa młodzieżowej grupy terrorystycznej w Legionowie. A nawet coś jakby-ciut-lekko-mistycznego przeżyłem w związku. Gdy byłem zatrzymany/przetrzymywany na komisariacie w Legionowie, czułem Jego obecność i sióstr parafialnych i braci w modlitwie ze mną i za mnie. W prawdziwej wspólnocie duchowej. I polskiej-patriotycznej. Bardzo mi to pomogło. I potem, jeszcze bardziej – ciemną nocą, w samochodzie, gdzieś między Legionowem a Warszawą. Nie byłem bohaterem, tylko katechetą.


Kiedy przyszła wiadomość o śmierci... I potem, gdy niosłem go na ramionach ulicami Legionowa, Batorego, Kardynała Wyszyńskiego...
Wiele razy nogi mi się uginały, kolana i serce drżały, oczy zachodziły mgłą przed jego grobem na legionowskim cmentarzu, choć pochodził z Kalisza, od świętego Józefa. Mój stosunek do niego jest emocjonalny i metafizyczny. Jest wielkim etapem mojej i naszej drogi- prawdy-życia. Dziękuję. Z bliskiego oddalenia we wsi Annopol, w gminie Strachówce – w których raz był z nami, chciał zobaczyć - nieustannie śpiewam hymn dziękczynienia. Przed naszą Matką Bożą w Ogrodzie.

                           Józef, katecheta z Legionowa i Strachówki



(Zdjęcia własne)