środa, 12 grudnia 2012

Dwa tytuły


I - PÓJDĘ PRZYWITAĆ SIĘ Z JEZUSEM

Takie dosłowne traktowanie Jezusa i sfery duchowej życia jest chyba rzadkie, choć powinno być raczej powszechnie zrozumiałe - skoro przytaczam obraz z filmu fabularnego o świętej o globalnej sławie. Film o św. Faustynie, globalnie, czyli osobiście rozpoznawalnej przez setki milionów ludzi na świecie, których dotknęło miłosierdzie, lub na nie z wiarą czekają.

Rzadko potrafimy przełamać fałszywy stereotyp milczenia o naszych potrzebach duchowych. Potrzeby, czyli coś realnego i niezbędnego dla życia. A jednak nie mówimy o nich. Może czasem szepczemy do konfesjonału, ale to zanikająca na świecie praktyka, podobnie jak nabożeństwa czerwcowe, Gorzkich Żali itp. Zaakceptowaliśmy za to powszechnie i traktujemy wręcz jako potrzebę sprzątanie przed-świąteczno, zakupowanie i rozmawianie o tych czynnościach. Dziwny jest ten świat. Trudno spotkać człowieka.

Wiem coś o tym. Wiersze się pisze, żeby z ich pomocą podzielić się z kimś swoim życiem. Bloga się prowadzi, by rozmawiać. Na mojego bloga zagląda kilkadziesiąt osób, swoją opinię sporadycznie wyrażą dwie, trzy. To jest moje brzemię. O brzemieniu (jarzmie) Jezusa mówi dzisiejsza Dobra Nowina. Milczenie owiec jest meczeniem zimnego kosmosu, zdehumanizowanego (dehumanizującego się?) świata 2012. Mój los jest przeznaczeniem wielu?! Nie zazdroszczę młodym.

W naszej tzw. wspólnocie lokalnej skończyły się adwentowe rekolekcje. Czas wyłączyć światło i wrócić do nienormalnego życia społeczno-publicznego! Tak to widzę. Pokawałkowany świat na „resorty” - sfery obowiązków zawodowych, karier i odpowiedzialności działa jak wygaszacz światła. Fizyka to wyjaśnia pochłanianiem energii. Uwięziona energia? Zamykanie w starych i tworzenie nowych barier i o-granic-zeń? Zabrane światło? - czy to nie są objawy dekadencji? Grantoza nie zrodzi życia, tworzy i poprawia infrastrukturę na wyziębionej planecie, w epoce globalnego zagrożenia efektem cieplarnianym. Paradoksy! A gdzie prawdziwa wiedza o człowieku-osobie i jego wspólnotach? Leży na półkach, kurz ją okrywa. Myślę, na przykład, o encyklikach społecznych Polaka-Papieża. Tam się wszystko zaczyna od osoby, godności, dąży do wspólnoty po kres transcendencji. Bez przekraczania siebie i swoich ograniczeń nigdzie się nie dochodzi. Papież-Niemiec też chce być globalnym rozmówcą w Roku Wiary i Rozumu.

Miałem sen. Wracam do niego, choć chęć pisania we mnie przygasa. Wracam dzisiaj do tej pracy pod wpływem sceny z filmu o św. Faustynie. Wcześniej za nim nie przepadałem, ale dopadło i mnie miłosierdzie. Koronką zdarzeń. Wilno, Suwalszczyzna, Wigry kamedulskie i stary człowiek wychodzący nam na spotkanie z laską z szuwarów w Studzienicznej. Stary człowiek przyjechał tam spotkać samego siebie. Geniusz to także dobrze przemyślane dzieciństwo i młodość.

Gdybym wczoraj znalazł w sobie siły i chęci do publikowania notatek post by nosił taki tytuł:

II - BÓG PAMIĘCI, TOŻSAMOŚCI I SKOJARZEŃ

Dobrze mi się dzisiaj śniło. Obudziłem się rzeźko, po piątej. Sen był o spotkaniu i rozmowie z moim mentorem, księdzem imiennikiem Schabowskim. Szedł z księdzem rekolekcjonistą alejką z kościoła na plebanię. Dobiegłem ich. Zatrzymali się, chwilę porozmawialiśmy. Powiedziałem im, jemu, prawie dokładnie to samo, co napisałem dni parę wstecz na Facebooku i blogu:
1) że wspólnota lokalna żyje poza kościołem, w swoich domach i miejscach pracy, w kościele spełnia obowiązki, część swoich życiowo-osobisto-rodzinnych obowiązków (i tradycją nakazanych przyzwyczajeń?)
2) że życia duchowego nie wolno odrywać od życia cielesnego, ani psychologii
3) że tzw. wspólnota lokalna jest pewną analogią jedności psycho-cielesno-duchowej
4) że tam, gdzie wójt i dyrektor szkoły (domu kultury, prezes stowarzyszenia...) zaprosi rekolekcjonistę po staropolsku i z całkiem współczesnym zrozumieniem („Wiara i Rozum”) do siebie, swoich pracowników i podopiecznych, do miejsca swojej i ich pracy... tam cud się rodzi. Tam życie jest nawiedzane. Tam znika pokawałkowanie. Pryskają sztuczne granice. Bóg się tam rodzi, choć możecie być różnych przekonań religijnych, światopoglądowych, politycznych i opcji seksualnych (ale zachowań podporządkowanych wartościom i kulturze). Tam wraca normalność i pierwszeństwo życia przed ideologią. Błogosławione są wspólnoty,  których mieszkańcy mogą zobaczyć na ulicy spacerujących w życzliwej (serdecznej?) rozmowie Wielką Trójcę na jakimś terenie, z rekolekcjonistą dwa razy w roku.

Proboszcz Schabowski nie przerywał, zgodził się z moją przemową, potakując głową. A nawet wpadając w słowo powiedział, że właśnie w tym duchu jadą do Grenoble na spotkanie formacyjne Wielkich Trójek, Wielką Trójkę lokalną mając w samochodzie.

Cóż dziwnego, ze zerwałem się raźno po piątej. Po takim śnie! Z takim przekazem! Wyrwałem się chętnie do kuchni z komputerem i popłynąłem jeszcze dalej...

Jedności psycho-cielesno-duchowej doświadcza  wszak człowiek w pełni:
- my, żenni, w akcie miłości małżeńskiej,
- wy, bezżenni, w jakimś akcie miłości-wyłączności dla Boga

Jezus jest przykładem normalności, Jedności i Pełni. Znaczy to, że jest ona możliwa na każdej ze ścieżek. Przecież nie wszyscy są księżmi, albo żyją w szczęśliwych małżeństwach, ale nikt nie jest przeznaczony do porażki. Nikomu nie jest zablokowany pełny rozwój osobowy, osiągnięcie pełni i jedności. Więc się nie odgradzajmy i nie izolujmy na miękki lub twardy sposób. Nie wiem, skąd wziął się ten wielo-wiekowy podział i rozdział. Czyżby właśnie z podziału na żennych i bezżennych? Na tych w małżeństwie i w celibacie? - jako konsekwencja judeistycznej aseksualności Boga
Czy stan podziału w kościele na żennych i bezżennych (maskowany(?) podziałem na duchownych i świeckich) nie sięga interpretacji (bardziej zwyczajowej niż egzegetycznej) słów Jezusa „że są tacy bezżenni, którzy dla Królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni”? Trudne do pojęcia, ale da się pojąć i przyjąć. Nie ma wiary bez myślenia. „Rozum i wiara” zawsze muszą iść w parze. Jest możliwa postawa miłości intelektualnej.

Można mądrze przeżywać i z głębi o-s-o-b-i-s-t-y-c-h przeżyć i doświadczeń pisać o małżeństwie. Identycznie - tylko z życiowych i osobowych doświadczeń można pisać o celibacie. Trzeci stan, celibat nie-konsekrowany jest udziałem wielu, ale nie poznałem stosownych publikacji z ich strony.

Pisanie posta w kuchni nad ranem połączyło sen z poziomem codzienności, najczęściej przeżywanej w jakichś tzw. wspólnotach lokalnych, zespołach pracowniczych, grupach zawodowych (korporacjach także). Wszędzie tam trzeba nam spróbować uwierzyć, przemyśleć i oprzeć  życiowo-społeczno-publicze funkcjonowanie na głębszych podstawach. Czas już najwyższy dokonać reinterpretacji arefleksyjnych zwyczajów i tradycji i podparcie normalności (jedność i pełnia) poważną egzegezą. W dziedzinie seksualności i jej reperkusjom może powołanie i praca ojca Ksawerego Knotz (OFMCap.) obu-wielu stronom pomóc (już pomógł ok. 38% ;-)

W kręgu tylko trochę dalszej codzienności pojawiły się Urle, a dokładniej tzw. rok zerowy seminarzystów dwóch diecezji. Jacy z nich będą nasi bracia - w wierze? pewnie tak, ale we wspólnocie? - skoro już na tym etapie brak nam spotkania i dialogu w wielkim wymiarze kultury?! Lekcja norwidowska, na Jego ziemi (patrz JPII przed katedrą naszą praską) aż się prosi. W Jego Rzeczypospolitej! Jego! - jednego z największych chrześcijańskich myślicieli Europy. A zamiast tego, żyjemy obok siebie... i jedno o drugim i trzecim nic nie wie.

To skaza, która musi pozostać, którą będzie trudno usunąć u przyszłych duszpasterzy, elit kulturalnych, członków tej samej wspólnoty wartości, dążeń, celów, ideałów... mających budować wspólnotę! Oni nie mogą być z soli, ani z roli, ani, ani... tylko z nas.
Wartości kulturowych nie wolno odłączać od życia religijnego! WIARA I ROZUM. Musimy wychowywać się i żyć (służebnie) w jednej kulturze.

Mój blog jest przemilczany, jakbym nie był tym samym kościołem, co wy. Pewnie także paru z was jest mieszkańcami plebanii, może i pracownikami jakichś kurii, bo nie sposób dziś żyć – zwłaszcza nowe pokolenie - wyizolowanym w przestrzeni internetowej. Musi ktoś z was czytać, albo tylko wiedzieć, że jestem i co piszę, ale nikt nie czuje się powołanym i ZOBOWIĄZANYM do dialogu, nie tylko ze mną, ale jeszcze bardziej ze sprawami, o których piszę - np. ROZMOWA O BOGU I PRAWDZIE, BÓG W NASZEJ SZKOLE itd!

Wrócę do snu. Ten senno-intelektualno-kulturowy obraz mnie wręcz prześladuje. Widzę w nim Wielką Trójcę tzw. wspólnoty lokalnej - proboszcz, wójt, dyrektor szkoły, domu kultury, lub sołtys, prezes OSP, NGO (nikogo nie wykluczam)... - spacerujących ramię w ramię ulicami miast, wsi i miasteczek, w zwykłej, acz niezbędnej rozmowie. Taki obrazek - bez słów, bez podsłuchu - bardziej wychowa następne pokolenia, niż pół-godzinne przemówienia każdego z osobna. Nie muszą być tej samej wiary, przekonań i opcji. Muszą tylko rozumieć i podjąć odpowiedzialność za jedność i pełnię życia osób (wspólnoty mieszkańców) na swoim terenie. Wyjść z poszatkowanego świata, poszatkowanych i niekonsekwentnych wizji, praktyk, obrazów, tradycji. Niech się zacznie wreszcie XXI wiek w Roku Wiary i Rozumu AD 2012. Mógł się Papież spotykać z prezydentami, generałami, ministrami, całymi parlamentami, i UNESCO, ONZ...

To nie jest tylko jedna (moja osobista) zmarnowana szansa i pokuta (po etapie legionowskim, chwalebnym :-)
To jak symboliczne? dosłowne? wskazanie, w którym momencie przegrała cała Polska. Nie rozdzielajmy kościoła od losów wspólnot - narodowej i lokalnej. Rok 1989 nie udźwignął wyzwań. Coś zaprzepaścił, nie ograniczam i nie upraszczam odpowiedzialności tylko do polityków u władzy. Gdzie się wtedy podziała Jedność i Pełnia? wizji i naszego zbiorowego życia??? Czy nie uległa rozbiciu na poszczególne tzw. wspólnoty samorządowe, a na nich nie wyrosły kariery i często zabójcze ambicje osobiste i grupowe?
Niech ja wezmę, za swoje bezpardonowe pisanie, żem szalony i głupi, a wy potraficie, a wy resztę zróbcie. JEDNOŚĆ I PEŁNIA!

....

Objaśnienia drugiego tytułu:
- pamięci – najpierw nie mojej, księdza Janusza, rekolekcjonisty, który był w naszym domu, o czym mi przypomniał, czego nie miałem w pamięci, choć teraz wydobywam z głębi, to musiała być wizyta w związku z ruchem wokół szkół katolickich, było wtedy u nas kilka osób, wśród nich ciemnowłosy młody ksiądz wikary
- tożsamość wychynęła w rozmowie z młodym organistą, wspomnieniem czasów legionowskiej wspólnoty młodzieżowej i organistowskich powołań w jej gronie, a nawet hymnu Kongresu Eucharystycznego w Filadelfii (zagranej przez niego i śpiewanej przez cały kościół na komunię) i obecności na liturgii z kardynałem O'Connorem w nowojorskiej katedrze św. Patryka. O powołaniu organistowskim mówiłem w rozmowie o tzw. świeckich w Kościele w wywiadzie dla „Odpowiedzialność i czyn”. Wszystko  to naraz się zdarzyło, wypłynęło na powierzchnię życia wspólnoty lokalnej i na światło dzienne w dniu zakończenia rekolekcji adwentowych w parafii WNMP w Strachówce!!! Mało?! Tak dużo, że aż dało tytuł temu postowi (zapisowi dnia życia pewnego podmiotu). Podmiot musi być myślący. Podmiot bez samoświadomości jest chyba pół-podmiotem :-)

Tożsamości, ty nad poziomy wylatuj – tożsamość mnie przeprowadziła przez pół kościoła, żeby powiedzieć do mikrofonu swoją prośbę w spontanicznej modlitwie powszechnej i była w głosie wewnętrznym „podziękuj/cie księdzu rekolekcjoniści Januszowi i jego koledze z seminaryjnej ławy i przyjacielowi-proboszczowi Mieczysławowi i Jezusowi, który ich i nas połączył” - to powinność katechety i łaska zarazem, budująca wspólnotę nauczanych i mądrze wierzących we wspólnocie lokalnej (i globalnej).

Skojarzenia – rozmowa Dobrą Nowiną nie jest jednorazowym natchnieniem, na potrzeby modlitwy powszechnej, ma korzenie w czytaniu i komentowaniu „Czytań mszalnych na dany dzień” - traktowanych nie magicznie, ale jako najbardziej rzeczywistą rozmowę z Rzeczywistym Przyjacielem - na blogu księdza Tomasza i obserwowaniu jej rzeczywistych, nie magicznych dobroczynnych skutków!!!

Didaskalia:
1) Zadowolenie dzieci ze spowiedzi też jest wielką sprawą dla ojca! - „Spojrzał na mnie i życzył mi dobrego dnia”!!!
2) Jakie otoczenie medialne miałem w I-szym numerze "Odpowiedzialność i czyn"! Jakie nawiązanie do Papieża! Do Soboru!

Człowiek musi się spotkać z człowiekiem. Podmiot z podmiotem. Wtedy od ręki jest święto, a nawet od razu Boże Narodzenie :-)

Jak tu jasno widać, ze niczego nie muszę wymyślać, aby prowadzić tego bloga. Dzisiejszy dzień jest świetnym przykładem. A to mi się wyśniło! A to kto inny mi coś przypomniał! A to się skojarzy i nawiąże! Byle mieć tożsamość i samoświadomość (różnica subtelna, ale jest, tożsamość się nabywa dziedziczeniem, wyborami i czynami, samoświadomość – także własnej tożsamości – się poznawczo-refleksyjnie rozwija i ma) :-)

PS.1
Pisałem lekko wbrew sobie i z lekkim duchowym przymusem. Dałem się zaprzęgnąć do jarzma. Pomogła św. Faustyna, zostawiając w scenie filmu względy ludzkie na boku „Idę przywitać się z Jezusem” i myśl trzeźwa, z gdybym dzisiaj miał umrzeć (bo nikt nie jest panem swego życia i śmierci) to jak miałbym stanąć prze Stwórcą i Zbawicielem z bagażem nie wypowiedzianych (nie podzielonych z innymi) prawd.

PS.2
Nie znam takiej interpretacji Ewangelii, że Jezus ze względu na swoją bezżenność izolował się od ludzi. Przeciwnie, znam takie sytuacje życiowe jego naśladowców (misjonarzy, Apostołów świętości), że sypialiśmy w jednym pomieszczeniu, ba! w jednym łóżku. Wszyscy bohaterowie tych scen byli zakochani tylko w Dobrej Nowinie o zbawieniu (Jedności i Pełni).

PS.3
Gdyby żył proboszcz imiennik Schabowski, może byśmy dzisiaj rozmawiali o wszystkich tych sprawach w ramach czegoś, co przez jakiś czas funkcjonowało dwadzieścia parę lat temu jako „Duszpasterstwo wielkomiejskie” w samej stolicy i okolicy.
Była to inicjatywa proboszczów wielkich parafii (Par. Św. Jana Kantego w Legionowie dochodziła do 22 tysięcy wiernych!). Jednym z założeniem był udział świeckich współpracowników, liderów, elit(?). Jeden z proboszczów przyjeżdżał z Haliną Bortnowską, wtedy moją starszą i bardziej zasłużoną koleżanką katechetką (po KUL i Louvain). Proboszcz Schabowski wybrał mnie. Proboszczował i budował kościół i wspólnotę parafialną w czasach przełomu. Potrzebował współpracowników. Oddał mi prawie całe duszpasterstwo młodzieży, łącznie z bierzmowaniem. Sam stał się niekwestionowanym przywódcą duchowym wolnościowych pragnień mieszkańców. To na niego miałem donosić według zamysłów SB. Dzisiaj ma ulicę w moim rodzinnym mieście. Niosłem jego trumnę ulicą kardynała Wyszyńskiego. Przy jego grobie drżę i uginają mi się kolana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz