czwartek, 24 października 2024

WYDARZENIE "U Matki Bożej Annopolskiej w dniu 30 sierpnia 2024" (praca patchworkowa)


Przedmowa (foreword, Vorvort, préface, предисловие...):
- w jakim języku wyrazić siebie? Na jaki język przetłumaczyć męki piszącego, aby adekwatnym słowem opisać doświadczenia? Opisać wydarzenie - o tym powstają teorie filozofów. Praca, wysiłek, męki. Dzisiaj, na koniec, chwilę przed opublikowaniem, muszę zmuszać się - masło maślane - aby to, co napisałem, co złączyłem w patchwork, przeczytać. A jeszcze chciałbym ministrów zaprosić do tego. Ufając intuicjom i natchnieniom - czyli prawdzie większej od każdej i każdego z nas. Która chce się objawiać. Prawda chce się OBJAWIAĆ, a fałsz chce się ukrywać (bądź tylko przemilczać). Mój przyjaciel, który współpracuje z egzorcystami powiedziałby, że to zły duch próbuje przeszkadzać.
Czy ktoś doczyta do końca? Czy ktoś usłyszy mój głos? Z głębi dziejów (naszego gminnego objawienia)? Moja praca ma zatem aspekty filozoficzno-teologiczne.

Nadziei tracić nie mogę. Kościół też uwrażliwia się na ten wymiar życia wspólnego (wspólnoty):
"Kościół synodalny jest Kościołem słuchania” (FRANCISZEK, Przemówienie Papieża Franciszka podczas uroczystości upamiętniającej 50. rocznicę ustanowienia Synodu Biskupów, 17 października 2015). Uświadomienie sobie tego jest owocem doświadczenia drogi synodalnej, która jest słuchaniem Ducha poprzez słuchanie Słowa, słuchanie wydarzeń historycznych i słuchanie siebie nawzajem wśród jednostek i wspólnot kościelnych, od poziomu lokalnego do kontynentalnego i powszechnego. Dla wielu wielką niespodzianką było właśnie doświadczenie bycia wysłuchanym przez wspólnotę, w niektórych przypadkach po raz pierwszy, otrzymując w ten sposób uznanie ich wartości..." (Instrumentum laboris, nr. 22) 
"Poprzez drogę utkaną z ciszy, modlitwy, słuchania Słowa Bożego, braterskiego dialogu i radosnych spotkań, czasem niepozbawionych trudności, jako Lud Boży stawaliśmy się bardziej świadomi naszej relacji jako braci i sióstr w Chrystusie i wspólnej odpowiedzialności za bycie wspólnotą zbawionych, która głosi całemu światu, słowem i życiem, piękno Królestwa Bożego. Tożsamość ta nie jest abstrakcyjną ideą, lecz żywym doświadczeniem, utkanym z imion i twarzy. W trakcie przygotowań do Drugiej Sesji i podczas jej prac, nadal konfrontujemy się z pytaniem: w jaki sposób tożsamość synodalnego Ludu Bożego w misji może przybrać konkretną formę w relacjach, na drogach i w miejscach, w których toczy się życie [Kościoła]?" (Instrumentum laboris 2)

***

na tropie duchowej intuicji

w trakcie pisania jej doświadczam
nie wykluczam że także poza tym
ja podmiot przeżyć świadomych

włączam w tekst który zapisuję
bo coś wyrzuca świadomość na brzeg
przecież muszę dokonywać wyboru i selekcji
z natłoku bodźców i wrażeń (i także zdjęć)
więc coś o tym decyduje

tłumne wrażenia i bodźce mają źródło
są z zakresu drogi-prawdy-życia
jak podpowiedział mi historyczny Jezus
i co doskonale mi się sprawdza

w procesie pracy nad tekstem jakimś
przychodzą i odchodzą (rzadziej) pomysły
któreś biorę jako istotne
ba jako istotowo-konstytutywne
dla tematu nad którym pracuję
i który równocześnie pracuje nade mną

w świadomości mojego podmiotu są jest
nieskończona skończoność doznań
pamięci faktów kojarzeń odczuć refleksji

w trakcie pisania coś je pobudza łączy
że te nie inne jawią mi się danej chwili
i zobaczę pojmę ich potencjał
dla tworzonego dzieła działania opisu

intuicja jest tu słabszą podpowiedzią
duch jest zdecydowanie bardziej adekwatny
duch lub sens (inaczej)
Norwid użył określenia Wszechoko

        (czwartek, 24 października 2024, godz. 13.53)


Naród, który traci pamięć...
Człowiek-osoba, która nie pracuje nad własną pamięci i tożsamością... analogicznie.
Nie jestem - nikt z ludzi-osób-myślących - nie jest izolowanym punktem/pyłem Kosmosu.
Jestem częścią jakiejś historii, opowieści-narracji. W tym jest moja eschatologia
i doświadczenie wieczności. Nie może mnie już nie być. Bo byłem.
Skoro byłem - to pozostanę w tej historii i narracji.
Nie jest kwestią najważniejszą liczba słuchaczy i czytelników. JESTEM.
Wydarzenie prowadzi aż tak daleko-szeroko-wysoko-głęboko.
Moja wiara i rozum mówią mi, że wszyscy wiemy, że jest coś więcej.
Tylko człowiek, dzięki darowi świadomości, to coś więcej poznaje.
Możemy mieć w TYM WIĘCEJ udział, na miarę - wysiłków, pracy, talentów...
- na miarę współpracy, otwartości, dialogicznego podejścia do całej rzeczywistości
Rzeczywistości człowieka-świata-Boga-sensu, szukając aspektów istotowych i konstytutywnych.
"Pamięć o własnych korzeniach jest gwarantem dobrze ukierunkowanego rozwoju, odnowy" (tu)

***

Dni mijają. Później tygodnie, miesiące, lata. Z bezwzględną konsekwencją. Tak w ogóle, a także oczywiście przed i po (ważnych) wydarzeniach. Ale wydarzenia tworzą naszą historię. Naszą - nie jakąś, nawet jeśli zapisaną w "jakichś" podręcznikach. Dlaczego dzielimy je na ważne i nieważne? Czy bylejakość nazwiemy wydarzeniem?

Bo wydarzenia tylko człowiek-osoba może przeżywać i przechować w podmiotowej pamięci i tożsamości. Nie tylko w pamięci cyfrowej, zapisanej na jakichś technologicznych nośnikach. Pamięć i tożsamość to atrybuty podmiotu OSOBOWEGO. Osoba jest i pozostanie tajemnicą. Darem i tajemnicą dla tych, którzy ją zgłębiają. "Człowiek to ten, kto zna siebie" - w encyklice "Wiara i rozum" papież odwołał się do mądrości Greków. To ten, kto podjął "pracę w pocie swego czoła", z kolei pisał Norwid. Nie po to jest światło, by pod korcem stało. Światło jest. Ma w sobie coś nieprzekraczalnego nawet największą wiarą i rozumem, nie tylko swoją prędkość dla fizyków, astronomów, kosmologów, matematyków... Światło rodzi się i płynie w wieczności z wydarzenia, nawet jeśli danej gwiazdy nie ma już na firmamencie.

Ale wydarzenie niezauważone i niezapisane nie zaistnieje w ludzkiej historii, w ludzkiej kulturze. Naszym zadaniem egzystencjalnym i ba! powinnością moralną jest nazwać i przekazać dalej, kolejnym pokoleniom. Nigdy całkowicie nie znika, może nierozpoznane powraca do swego źródła światła (i istnienia).  

Od wydarzenia, które chcę opisać minęło 5 dni (wtedy). Tylko, lub aż, a ja ciągle nie mogę usiąść i go opisać. Umyka mi, migocze i jaśnieje, potem przesłania go codzienność, ale wiem, że znów się wyłoni. Jako zadanie, tym razem. Wiem, że muszę go uchwycić i wyrazić. W ludzkim, osobowo-podmiotowym języku polskim. W ludzkiej, polskiej kulturze, cząstce jednej wielkiej kultury od początku człowieka na ziemi. Tej dialogicznej, otwartej na każde odkrycie, na wszystko, co się jakoś jawi człowiekowi (myślącemu). Badającej wszystko, co do nas dochodzi, dane wysiłkiem twórczym gatunku homo sapiens. Badającej wszystko!! Zachowującej to, co dobre, piękne, prawdziwe - dla rozwoju i trwania człowieka w każdej i każdym z nas. A każda/każdy ma swoje genetyczne uwarunkowanie i kulturową obróbkę w konkretnych środowiskach, grupach i swojej własnej historii. Każda/każdy ma zalety, talenty, wady, granice jakieś. Byle na miarę odpowiedzialności za to, co nasze. Bez wyparcia i zakłamywania rzeczywistości. Wszystkiego nie muszę wszystkim zwierzyć, ale muszę nieść w sobie świadomie. Starać się o to usilnie. Być, albo nie być - adekwatnym, prawdziwym. SOBĄ. Ani lepszym, ani gorszym od innych. Oto ponadshakespearowska i norwidowa sztuka sztuk wszelakich - "odpowiednie dać rzeczy słowo".

Zdaję sobie sprawę, ja 71 letni emerytowany nauczyciel, katecheta, autor bloga, że trudno będzie przebrnąć przez tę moją pracę pisaną, próbującą ogarnąć cała dostępną mi wiedzę w dziedzinie pamięci, świadomości, tożsamości, ale... z drugiej strony - zbytnie uproszczenia często nas zwodzą. 

Żeby jakoś ogarnąć to i wszelkie inne wydarzenia, muszę wchłonąć masę ciszy. Ona tworzy jakby osłonę i osnowę myśli. Praźródło. Na miarę dla każdej i każdego z nas. Tylko cisza - echo wieczności - jest właściwym dopełnieniem wydarzeń. Bez ciszy nie będę w stanie podołać zadaniu. Objąć całą swoją świadomością i wyrazić wydarzenie sprzed 5 dni. W ciszy powtarzam sobie jak refren "drugiego takiego wydarzenia już w moim życiu nie będzie". A czy ktoś podejmie wątek w następnych pokoleniach, analogicznie jak ja, Józef K. - wiedzieć nie można.

Najpierw, prócz ciszy, brakowało mi pewnego oprawionego w ramki obrazka. Dyplomu (no. 314) i odznaki przyznanej przez Komitet Obchodu 25-lecia, za WALKĘ O SZKOŁĘ POLSKĄ, dla Marii Królowej - która wraz mężem stworzyła miejsce naszego spotkania-wydarzenia. Obrazka-dyplomu z 2 lutego 1930 roku. W polskiej tradycji katolickiej obchodzone jest wtedy święto Matki Boskiej Gromnicznej (Jezus jako „światłość świata”), a oficjalnie nosi nazwę Ofiarowania Pańskiego - na pamiątkę przyniesienia przez Maryję niemowlęcia Jezusa do świątyni jerozolimskiej. Miało to miejsce w 40 dni po narodzeniu dziecka. Niby nic, koincydencja czasu i zdarzeń, poszerza perspektywę mojego roz-ważania daru spotkania-wydarzenia w Ogrodzie annopolskim. Nie wiem, nie doczytałem nigdzie, dlaczego w 1930 roku zadziało się TO COŚ akurat 2 lutego, choć może miało jakieś znaczenie/uzasadnienie?

Wiem, mam pełną świadomość, jakie znaczenie miała i ma data/dzień naszego wydarzenia spotkania u Matki Bożej Annopolskiej. 30 Sierpnia jest rocznicą i świętem powstania w Polsce/Europie/świecie NSZZ SOLIDARNOŚCI.

Niby nic, pamiątka rodzinna, wisząca przez dziesięciolecia na ścianie na poddaszu. Jednak w połączeniu z inną pamiątką, rodzinną kroniką, i fragmentem odnoszącym się do działalności ujętej wyżej wymienionym dyplomem i odznaką, rozbłyskuje większy snop światła. Ów fragment, opisujący jej -nagrodzonej-obdarowanej Marii Król z domu Jackowskiej - chwalebne życie i czyny,  brzmi: "potem czas swój w tajnem kole / pożytecznie zużywała / gdy zdrój wiedzy dziatwie w szkole / w zakute głowy wtłaczała // praca ta choć bardzo miła / niebezpieczną była przecie / narazić ją mogła była / na katorgę o czym wiecie...". Jakie było tło społeczno-polityczne owej walki o szkołę polską, można poznać z opracowań historycznych, np. 1) Walka o szkołę polską : w 25-lecie strajku szkolnego / pod red. S. Drzewieckiego, Z. Nowickiego i T. Wojeńskiego ; Związki Nauczycielstwa Polskich Szkół Powszechnych i Średnich, (1930, strajki studenckie, szkoły, zabór rosyjski), 2) Nasza walka o szkołę polską 1901-1917 : opracowania, wspomnienia, dokumenty. T. 1, pod.red. prof. B. Nawroczyńskiego (1932).

Kiedy znalazł się obrazek, opisywane wydarzenie nabrało nowego jeszcze wymiaru. Jeszcze bardziej odległego od "szarości" powszednich dni i nocy. Wymiaru wielce ideowego - nazwanego i odczytanego (wysłuchanego - w języku synodalnych dokumentów) sic et nunc. Ale to potem.

Teraz wracam do podstawowego i pierwszoplanowego wymiaru opisywanego wydarzenia. W starym wiejskim ogrodzie zjechało się dość liczne grono-towarzystwo (zgromadzenie-zwołanie) osób złączonych drogą-prawdą-życiem, zarówno osobistym każdej/każdego, jak i czasem naznaczonym w kalendarzu polskich dziejów, czasem polskich przemian ustrojowych. Wielkiego przeskoku kulturowo-cywilizacyjnego. Transformacji cywilizacyjnej datowanej od 1989/1990, a dla rozumiejących więcej - od Solidarności 1980/81, złączonej korzeniem dziejów z wyborem kardynała Wojtyły na papieża Powszechnego Kościoła. Globalizacja dziejów dotknęła także Ogród Królów/Jackowskich/Kapaonów w Annopolu. Duch czasu i duch miejsca wykonały potężną pracę tutaj. Wiara i rozum człowieka myślącego pozwala unieść się ponad zmienne okoliczności, aby poznawać i kontemplować prawdę. Tę prawdę, która przekracza podręczniki i teorie. Prawdę, która mieszka między nami. Bo wciela się w dzieje, tylko poprzez człowieka, każdą i każdego z nas. Niematematycznie, nie w cyfry, nie w liczby, nie w maszyny. Bez człowieka myślącego, bez naszej ludzkiej gatunkowej świadomości sensu nie tylko nie można poznać - cóż dopiero kontemplować - ale w ogóle sens nie może zaistnieć/wydarzyć się we Wszechświecie. Każdy sens ma swój egzystencjalny odnośnik, dzisiaj mówimy o linkach (w czymś większym niż Inter-net).

Podstawowym wymiarem opisywanego wydarzenia jest zgromadzenie nauczycielskiego grona pewnej szkoły, w pewnej polskiej gminie, z bardzo konkretną historią, mającą kształtujący wpływ na każdą i każdego z nas. Wszyscy byli zaproszeni, nie wszyscy mogli się zjawić. Zjawienie jest fundamentalnym aspektem każdej fenomenologii, a może i każdej ludzkiej egzystencji. Bez zjawienia się czegokolwiek dla/w ludzkiej podmiotowej świadomości nie można tego poznać, opisać, mierzyć, kontemplować. Zjawić się - stanąć w świetle. I w jakiejś-czyjejś perspektywie rozumienia/świadomości.

Zjawiło się, stało się jawą, obecnością 14 osób. Na jawie, nie w snach, ani czyichś planach tylko. Język teologii (soborów i synodów) powiedziałby "zechciał Bóg i się stało". Stało się to, co zechciał. Zechcieliśmy. Mieliśmy taką wolną wolę, aby być w tym miejscu, w tym czasie polskich - i w ogóle - dziejów. W osobowej czasoprzestrzeni.

Z inicjatywą wyszła Grażyna. Zaprosiła. Na sam koniec swojego dyrektorowania szkole pod nazwą Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Długo dyrektorowała, 23 lata. Do emerytury. I nie była to rutynowa praca nauczycielska, tudzież rutynowe/urzędnicze dyrektorowanie. To było wypełnianie misji i permanentne (nieprzerwane) budowanie zespołu. Zespół także nie jest celem samym w sobie. Według mojego rozumienia spraw człowieka, świata i Boga - zespół jest drogą i etapem, których celem jest WSPÓLNOTA (tajemnicza JEDNOŚĆ-JEDNIA, możliwa tylko wśród osób/ludzi świadomych siebie i pozostałej rzeczywistości, zawsze nam jakoś danej). 

Wspólnota jest wartością, ideałem, tajemnicą. Darem i tajemnicą. Nie powstaje przez czyjeś administracyjno-prawne decyzje. Nie stanie się tak nawet w Kościele, pomimo kaznodziejskich i duszpasterskich zabiegów. Według mojego rozeznania i przemyśleń, wspólnota rodzi się przez dobrowolne przyjęcie daru (który jakby kategoryzuje/specyfikuje) każdą wspólnotę. Dawca owego daru - tajemnica? - jest we wspólnocie najważniejszy. Na przykład dla tzw. wspólnoty samorządowej najważniejszy/decydujący jest fakt zamieszkiwania na danym terenie. Wybór miejsca jest darem dziedzicznym dla większości, a dla niektórych stoi za tym świadoma decyzja - wybór. O tym, że tak lub inaczej zorganizowany jest podział kraju decydują jakieś władze - fakt, który także musimy akceptować, lub... zmienić adres zamieszkania, a nawet obywatelstwo.

WSPÓLNOTA jest prawie niedościgłym ideałem dla każdej grupy ludzi łączących się w jakimś wyższym (niż partykularny zawsze interes) celu. W szczególności takie społeczności, jak szkoły i uniwersytety. Kościoły? Parafie? Dlaczego? Bo prawda tego wymaga. I dobro wychowania. I piękno poszczególnych osób i ich szerszych-najgłębszych relacji osobowo-egzystencjalno-metafizycznych - nie tylko psychologiczno-zawodowych. Bez miłości (umiłowania) PRAWDY nie można być szkołą ani uniwersytetem, ani kościołem, ani gminą i parafią. Co najwyżej marną - choć nawet ustawowo (i katechetycznie) definiowaną - podróbka.

Pałeczkę-batutę dyrektorowania w zgranym zespole przejął z dniem 1 września 2024 roku Sebastian. Sebastian przebył dotychczasową drogę życia, kształcenia, formowania tutaj, w tej szkole, za czasów dyrektorowania Grażyny. Powinien czuć, znać, rozumieć najlżejsze tchnienie wiatru dziejów i natury kultury w tych okolicach. Drżenie strun Opatrzności, egzystencji, odwiecznego sensu. Ta ziemia, jej najgłębsze idee-ideały go zrodziła, ta ziemia - z odmienionym obliczem po modlitwie Polek i Polaków zgromadzonych z papieżem Janem Pawłem II na Placu Zwycięstwa 2 czerwca 1989. Ta ziemia układała i jego do snu i do pracy i jak w kolebce wypieściła.

***

Kolebka pieśni

Autor: CYPRIAN KAMIL NORWID

1.

Gdzie ton i miara równe są przedmiotowi,
Gdzie przedmiot się harmonją dostraja;
Tam jest i pieśń, i rym — jak, kto je powić
Tam zsiedmia się brzmienie i tam się ztraja
I spadkuje się samo ku końcowi...

2.

Umiej słowom wrócić ich wygłos pierwszy!
To jest całą wrażeń tajemnicą;
Rym?... We wnętrzu leży, nie w końcach wierszy,
Jak i gwiazdy nie tam są, gdzie świecą!

3.

Podobnież i pieśń gminna, to nie jest to,
Co wy dziś zrobiliście z niej.
Płynność słów? To oko, błysłe łzą,
To ciepły dech, nie zawołanie: «Tchnij!...»
Tak wywęźla się kwiatu pąk i tak ptaszę
Coraz bystrzej i pełniej widzi dzień,
Nim nad rozpękłą wzięci czaszę,
Wrażenia pierw mając przez swój rdzeń!

4.

Stąd to nie są nasze — pieśni nasze —
Lecz boskiego coś bierą w się:
Stąd, choć ja śpię, nie ja to śnię, co śnię:
Ludzkości pół na globie współśni ze mną;
Dopomaga mnie, i cicho, i głęboko,
I uroczyście, i ciemno:
Jak wszechoko!...

5.
Tam to wszczęła się pieśń gminna, jakby z dna
Uspokojonej naskróś głębi
Czerpiąc tok swój i jęk gołębi,
A Bóg ją sam zna...! (tutaj)  

***

Stary ogród annopolski pamięta czasy niemieckich osadników z przełomu XVIII/XIX wieku. Z około konstytucyjnego czasu i klimatu, które podarowały nam (pamięci i tożsamości ludzi świadomych, obywateli, polskich patriotów) nie tylko rosnące w Annopolu wiekowe dęby, ale także piękny, jakby obraz, sztych z dziejów polskiej kultury - nie metalowym rylcem wykonany, ale piórem Adama Naruszewicza, literata i królewskiego kronikarza, biskupa smoleńskiego, zwolennika Konstytucji 3 Maja. 

Tak to nam przekazał:

- Był rok 1788, król się nazywał Poniatowski, a bohaterów tamtego wydarzenia było dwóch: Jan III Sobieski i 10-letni mieszkaniec Strachówki Michał, także, a jakże - Sobieski. Młody Michał przemówił - ubrany w "polskość", a król był wielce ukontentowany z jego mowy i wziął do Szkoły Rycerskiej na własny koszt. To pomnikowa historia naszych przodków i naszego miejsca na ziemi. POLSKOŚĆ w dziejach i kulturze, w zawiłej materii miejsc i ludzi, ulokowanych w Kraju Nad Wisłą (i Osownicą skądinąd). Geograficznie, geologicznie, historycznie, kulturowo, fenomeno-logicznie zarazem i metafizycznie. Czy tacy bohaterowie i takie sceny nie robią już żadnego wrażenia na współczesnej młodzieży? A może nie mogą przebić się i dotrzeć przez zasłony nie-pamięci i nie-tożsamości osób znaczących i w ogóle życia społeczno-kulturalnego naszej gminy? Nie pamiętam takiej dyskusji w ramach gminnego samorządu? :-(

Mijają dni i żeby dalej pisać, kontynuować wypełnianie zadania, muszę znaleźć punkt zrównoważonego dobro-stanu. Nie da się tak, hop siup. Bo przecież nie siądę i nie będę kontynuował tej pracy mechanicznie, jak robot. Także w procesie pisania czegoś na konkretny temat, musi przyjść uchwytny moment, w którym jestem gotowy do pracy, bo wewnątrz sens napęczniał i daje uchwytny impuls (pewnie nawet mierzalny elektryczny przepływ w neuronach). Nie wiem wtedy co, ale wiem, że nadejdzie, będzie rodzić, uruchomi się wewnętrzny proces rodzenia-objawiania się sensu opisywanych zdarzeń. Nie wiem, co konkretnie przyniesie, w jakie rewiry odeśle, ale wiem, że tak się będzie działo. Że z osobowych zasobów wychynie, objawi, zjawi się cząstka-cząstki fenomenu, z którym się zmagam, który został mi zadany. Powierzony osobowym losem. Osobową drogą-prawdą-życiem. Jak ten proces dzieje się we mnie próbuję opisać formą wersowaną, dlatego dołączam tutaj teksty wersowane, które powstawały równolegle z próbą opisania tytułowego wydarzenia. Czytelnik będzie miał nie tylko ogląd opisywanej rzeczy/wydarzenia, ale także wgląd w procesy świadomościowe autora. To zawsze jest równoległość, równoczesność, kompatybilność, adekwatność jakaś - intelektualno-duchowa.

Nie wiem, czy sens, ale wiem, że przeżycie sensu ma swój początek (nawet jeśli majaczy jakby w mgle dzieciństwa i młodości), ma swoje rozwinięcie i koniec. Tak, jak ludzkie życie. Czy śmierć może być apogeum owego sensu? Może, ale nie musi. Czy apogeum jest wypełnieniem? Może, ale gdzie ten punkt lokalizować? Przeżycie jest pewnym continuum. Ale jedno jest pewne. Przy takim doświadczeniu-przeżyciu sensu, śmierć nie jawi się jako straszna tragedia. Jest częścią całości ludzkiego bytowania na ziemi. Samo (nomen omen) "przeżycie/przeżywanie" śmierci domaga się wręcz śmierci. Rozciąganie w nieskończoność sensu rozmyło by go, zbagatelizowało, a może wręcz, aż tak pomniejszyło, że zrównałoby z bezsensem?!

Minęły kolejne dni, a ja znów niczego tutaj nie dopisałem. A bo za duży ruch jest w domu, a to coś innego. Głęboka jest studnia dziejów. Stoję nad jej krawędzią. Nie zawsze coś zrozumiałego się z niej wydobywa. Czasem czekam godzinami. Wydarzenie, nad którym pracuję "w pocie swego czoła" nie zniknęło. Wydarzenia nie znikają. Skoro się wydarzyły. Są darem, do zachowania. I odczytywania, rozkminiania, na ile jesteśmy do tego zdolni-uzdolnieni drogą-prawdą-życiem. Jedno na starość wiem - że spojrzenie w głębię tej studni uwzniośla, niczym wygrane wybory na prezydenta Polski, a może i króla i papieża. (Czemu takie akurat porównanie? Pod wpływem obrazka w tv). W jakiej perspektywie patrzy się, widzi - siebie i wszystko?? 

***

co to jest świadomość

    /tu skończyć czy ciągnąć dalej/

mam swoją teorię
a raczej objawienie
że to sposób istnienia
podmiotów

podmiot ma granice
choć może nieskończone
jak pole kuli

podmiot czegoś
bytu osobowego
lub prawnego (jedynie)

świadomość ma zasób
który nas przekracza
wykorzystujemy część jego
jak i możliwości mózgu

świadomość to samo-objawianie
zakresów rzeczywistości
splątanych drogą-prawdą-życiem
co zaproponował Jezus z Nazaretu

tyle poznać możemy
jeśli chcemy i szukamy
samoświadomość podmiotu w nas
z bezkresnych możliwości relacji

nie poznam nawet samego siebie
do końca
nie tylko jak się przejawiłem
jako pesel w czasoprzestrzeni

kultura mówi bo zapisuje wiele
ale przecież nie wszystko
co jest możliwe
materialnie duchowo w ogóle

   (środa, 18 września 2024, g. 11.50)

***

Dzisiaj mijają trzy tygodnie od owego wydarzenia. Nic nie było w stanie ostatnio zmusić mnie do pisania. Powinienem... ale nie, nie miałem potrzebnego potencjału... powiedzmy, wybuchowego, lub inicjującego czynność zasiedzenia w pisaniu (dla wielu - pisaninie). Dzisiaj coś przeważyło inercję szarych nocy i dni. Mocna myśl-świadomość, że niedokończona praca-relacja z wydarzenia w ogrodzie "U Matki Bożej Annopolskiej w dniu 30 sierpnia 2024" pozostanie w niebycie - bo dla kogóż jeszcze może mieć większe, lub jakiekolwiek znaczenie po latach?

W niebycie z konieczności, bo nawet jeśli ktoś wspomni, albo znajdzie jakieś stare zdjęcie, to nie zobaczy tego, co jest istotowe i konstytutywne dla wydarzenia, co jest przedmiotem tego tekstu. O rzeczywistości - jaka jest - z udziałem (punktem widzenia i przeżywania) podmiotu  pełnego egzystencjalnej i kulturowej samoświadomości. Jestem odpowiedzialny za to, co oswoiłem - powiedział Mały Książe Saint Exuperego.

Dla mojego podmiotu, autora tekstu o przeżyciu wydarzenie z 30 sierpnia, nie chodziło tylko o spotkanie osób związanych miejscem pracy w szkole w Strachówce. Ba! bez sięgnięcia w zakres semantyki pływamy po powierzchni zdarzeń. Ba - na powierzchni własnego życia, kultury, a nawet godności ludzkiej, osobowej. A o tzw. kulturze chrześcijańskiej (którą wycierają se gęby politycy) w ogóle nie wspominając.

Nie ma wydarzenia bez przeżywającego go podmiotu świadomości. Wydarzenia - jak rozumiemy to słowo/pojęcie? Wydarzenie nie jest sumą (zbiorem) cyfrowych algorytmów. Wydarzenie ma komponent osobowy, podmiotowy, z zakresu sensów, pamięci, wartości, tożsamości... Im dalej sięgniemy - tym więcej zrozumiemy - ubogacając siebie, a więc i resztę ludzkiej (czy tylko) rzeczywistości. Matematyka, nawet najdoskonalszymi równaniami-prawami-aksjomatami wydarzenia nie stworzy. Ani nie opisze. To co intelektualno-duchowe wymyka się liczbom.

Opisując cokolwiek staram się sięgać jak najdalej. Na ile potrafię, no i na ile dana rzecz/sytuacja tego wymaga, bądź zasługuje. Są rzeczy różnej wagi. 

Adekwatność, "odpowiednie dać rzeczy imię", istota rzeczy (aspekty istotowe i konstytutywne) są - i tworzą - ludzki świat, ludzką kulturę. To, co poniżej nich, nazwę brutalnie (z dala od poprawności polityczne) subkulturą - jakąś, grupową, środowiskową, a nawet partyjno-wyznaniowo-ustrojową… magmą.

Minęły trzy tygodnie od spotkania nauczycieli ze szkoły im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce w starym ogrodzie annopolskim, mającym swoją i polską historię. Europejsko-polsko-katolicką. Europejską, bo to miejsce pierwsi kolonizowali przybysze z Niemiec na przełomie XVIII i XIX wieku. Teren był i jest podmokły, takie właśnie dawano do zasiedlenia i gospodarowania przybyszom z zachodu, którzy po pierwsze szukali ziemi, po drugie byli znani z tego, że dobrze sobie radzą na mokrych glebach i nieużytkach. Takie miejsca w niektórych częściach Polski nazywają do dzisiaj "olędrami". U nas od zawsze mówiło się, że mieszkamy na kolonii wsi Annopol, do której najlepiej dojechać przez wieś Rozalin, w której szkoła przez dziesięciolecia mieściła się w budynku poniemieckiej kaplicy osadników z Zachodu. Kaplica od naszego siedliska oddalona jest w linii prostej o ok. 1000 metrów.

Wydarzenia powstają/rodzą się w ludzkiej (naszej) świadomości. Nasza głębia (lub płytkość/nieświadomość) odczytuje głębię dziejów/kultury, lub ją niweczy. Wydarzenia w annopolskim ogrodzie potrzebują mojej świadomości (mojej osobistej kultury). Na ile wiem, znam, na ile pytam, szukam - w swojej bezkresnej czasoprzestrzeni. I to dotyczy każdej i każdego z nas. Nasze znaleziska (opisane, przekazane) stają się cząstką bogactwa ludzkiej kultury i dziejów. 

Nikt nie wie wszystkiego, to banał. Nie wiem również, dokąd zaprowadzą mnie myśli i proces ich zapisywania. Myśli meandrują. Skojarzenia rodzą się wraz z czasem, dochodzą okoliczności nieraz z całkiem niespodziewanych kierunków, na przykład z mediów i życia świata, tego, który jest i jaki jest. W którym żyję ja, w którym żyjemy mniej więcej podobnie, ale każdy reaguje i kojarzy całą swoją osobistą drogą-prawdą-życiem. Nigdy dość powtarzania tego uniwersalnego mechanizmu, który pochodzi z Dobrej Nowiny

Wiem, że idę śladami historii miejsca i ludzi z nim związanych. BTW. "Miejsca i ludzie" - taki tytuł nosi książeczka wuja Aleksandra Jackowskiego, która jest zbiorem relacji z realizacji projektów kultury w ministerialnym konkursie - wuj był jurorem konkursów „Małe ojczyzny”. Wuj Aleksander, można było też do niego mówić Jacek, zostawił nam także wspomnienia z pobytu w Annopolu w roku 1924 i wiele obserwacji rodzinnych. Życie miał bogate i długie (97 lat) - był uznanym antropologiem kultury (zwany nawet papieżem tej dziedziny w Polsce), etnografem, krytykiem sztuki, autorem wielu prac o sztuce ludowej, współczesnej, l’art brut, naiwnej. Wychowywał się w Warszawie, w rodzinie inteligenckiej.

W 1940 r. zesłany ze Lwowa na Syberię. Tam zetknął się z kulturą ludową Chantów, pracował jako drwal, tragarz, traktorzysta, zdun, tokarz, ślusarz. Strzaskaną kostkę w nodze złożył mu szaman, ukrywający się w lasach przed władzą radziecką. Do Polski wrócił z wojskiem (armią Berlinga) w 1943 r. Dla nas, tutaj i dzisiaj, ważny jest także taki epizod - jego ojcem chrzestnym był Andrzej Król, mąż Marii z Jackowskich Królowej. Dobrze go tutaj przywołać, z pełną świadomością, że on - z wyżyn swojej profesury i życia - stokroć lepiej by opisał nasze wydarzenie. Był do tego nie tylko odpowiednio utalentowany, ale powołany i wyposażony swoją drogą-prawdą-życiem.

***

Pisanie wymaga napędu i odpoczynków. Autor się zużywa. Oczywiście, także buduje się procesem twórczym. Potrzeba przerw i odpoczynków jest czymś oczywistym. Nieoczywisty jest ich przebieg i efekt. Pracy - i efektów - świadomości nie da się na szczęście zaprogramować. Nie wiemy, z czym wyłonimy się na przykład z cyklicznie dawanej otchłani snu i co będzie kontynuacją, a co nowością. Czasoprzestrzeń człowieka jest dynamiczna. Nie tylko materialistyczno-fizyko-matematycznie, ale także bio-duchowo-kulturowo-jakoś. Po każdej przerwie następuje jakby nowy rozdział, ewentualnie podrozdział. Quasi kwantowa teoria świadomości? Czemu nie. Powiem jeszcze, że moim zdaniem te przerwy współkomponują opowieść. Jakoś.

Wiem, że beze mnie wydarzenie z 30 sierpnia i jego opis straci wiele kontekstów. Dochodziłem ich - pracą w pocie swego czoła - prawie całe życie. Długie życie. Kontekstem są wojny i nauczycielska przyjaźń, walka o polskość i wychowanie, Solidarność RI, samorządność i Republika Norwidowska w dziejach i kulturze. Chyba żyję jeszcze i po to, żeby opowiedzieć tę historię. W jak największej całości, nie fragmentyzowanej dla jakichś powodów/celów (czyichś osobistych, grupowych, ustrojowych, religijnych itd.). Mam strzec jej. I przekazać. Pomimo braku jakichkolwiek oznak zainteresowania, czemu nikt dowodnie zaprzeczyć nie zdoła. Oznak, nie pustych deklaracji.

Żeby pisać dalej, muszę dostawać motywacyjne bodźce. Od? Od wszystkiego, co mnie stanowi i co jest moim światem (jeszcze). Od ciała, materii i ducha. Od pamięci, tożsamości i wieczności. To nie jest gra. To służba prawdzie. Pięknu i dobru też, na ile - i jakby tylko przy okazji - wyjdzie.

***

dobro-bycie

dziwne słowo
z dwóch sensów
bogactwem ociekających
bycie dobra

dobro
samo w sobie
dla każdej i każdego
wszystkich naraz i osobno

bycie
jest warunkiem wszystkiego
co istnieje teraz i zawsze
bez bycia nie ma niczego

moje dobrobycie jest skarbem
i nie tylko dla mnie
dobro uświadamia

cóż po nim bez świadomości
traci swoje istnienie
co otwiera jeszcze bardziej
na otchłań rozmyślań

   (czwartek, 19 września 2024, g. 15.27)

***

pojęcia wspaniałe

są pojęcia wspaniałe
do takich zaliczam
obiektywizację
optymalizację
uniwersalizację
dobra-prawdy-piękna
na czym poprzestanę
bo miłość
sakrament
małżeństwo
zbawienie
zostawiam do innej pieśni

   (piątek, 20 września 2024, g. 15.11)

***

gdzie mieszka sens

    /czy pamięć i tożsamość coś znaczy/

cóż to za pytanie
ano u mnie zasadne
dziadka 71 letniego
mieszkańca Strachówki
czyli gminy polskiej 2024
i jednej z jej wsi

zestawiam dwa fakty
z nich płynie to pisanie
mój sens się wypełnia
żyjąc poza światem
w krzakach

moje cielsko
tu domieszka i zgnije
sens uleci w niebiosa
w zaświaty się mówi

dwa równoległe procesy
dopełniania i gnicia
dopełnianie porywa unosi
pięknem dobrem prawdą
gnicie interesi coraz mniej

polska gmina 2024
dzieje się w sprzecznościach
rozwija w perspektywie europejskiej
zwija w kulturze rozumnej
co fenomenologicznie widać

ps.
Rzeczpospolita Norwidowska
ze swoim obywatelstwem w kulturze
zderza się z mentalnym popeerelizmem

     (piątek, 20 września 2024, g. 12.14)

***

Dzisiaj mija (jest, nastał) 27 dzień od wydarzenia. Wydarzenie ciągle jest tym słońcem, wokół którego krąży moja refleksyjna narracja. Dzisiaj też bardzo mi się nie chce. Jest dość zimno, ja jakby przeziębiony skłaniam się do leżenia bardziej, niż pisania. A jednak motywuje mnie Facebook, maszynowym zestawieniem dwóch postów z przeszłości. Bezwzględnie powiązanych z wydarzeniem, poddanym tutaj analitycznemu badaniu.

Posty są sprzed 12 lat. Pierwszy z obchodów Dnia Norwidowskiego inaugurowanego mszą w kościele, którą rozpoczyna śpiew Hymnu Szkoły na liturgiczne "wejście", z akompaniamentem organów, za którymi zasiadał nauczyciel szkoły. Powinno być pod tym linkiem . A jak ten się nie otwiera, to szukajcie na moim profilu Fb. BO KAŻDY MIESZKANIEC STRACHÓWKI POWINIEN TO OBEJRZEĆ, ODSŁUCHAĆ I PRZEMYŚLEĆ. Nie raz i nie dwa. I to - jako jeszcze za mojego życia, tak i (zwłaszcza?) po śmierci. Amen.


Drugi post przypomniał, że przy każdej nadarzającej się okazji udostępniałem posty od szkół skupionych wokół projektu "Uczyń widocznym proces myślenia", z globalnego nurtu kulturowego "Culture of thinking"

W stulecie Polski i szkoły nasza DyrKa wyeksplikowała swoje myślenie (o szkole, o Polsce, o nas jako docelowej wspólnocie w dziejach i kulturze)! Film na Youtube z tamtego wydarzenia nosi tytuł "STRACHÓWKA przemawia z wnętrza naszego STULECIA, szkołą im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej".


Także każdy kolejny Rok Norwidowski stawał się okazją do definiowania siebie, pamięci, tożsamości, patriotyzmu z głębi dziejów, miłości człowieka, prawdy i Boga - jak śpiewamy w naszym szkolnym hymnie. Nie żyjemy tylko chwilą bieżącą. Człowiek to ten, kto zna siebie napisał Jan Paweł II w encyklice o wierze i rozumie, a wiec i kulturze, od której zależy przyszłość człowieka (co ten sam Papież-Polak mówił całemu światu zgromadzonemu w UNESCO w 1980). Papież całemu światu cytował Norwida - że nie po to jest światło, by pod korcem stało. Nie po to jest pamięć i tożsamość. Ale... by zachwycało do pracy, BY SIĘ ZMARTWYCHWSTAŁO (patrz: Życie Powiatu na Mazowszu).  

ps. Nawet Norwidolog/owie w Polsce przyznali, że "Rzeczpospolita Norwidowska żyje i ma się dobrze"

***


LITANIA ANNOPOLSKA 

Matko Boża Annopolska
Opiekunko naszych pokoleń
artystów i polskiego ludu
Patronko Solidarności RI
w gminie Strachówka
z pamiętnego 3 Maja 1981

Matko Boża Murillowska
Matko Boża z Lasu 
Matko Boża w drzewach
Matko Boża rodzin/na
od Jackowskich i Królów
Maria panna wymarzyła
jako żona Królowa tu sprowadziła

Matko Boża Annopolska 
i Kapaonów i Załęskich 
i Turczyńskich i Miodków 
i Moszczyńskich i Borutów
Sanaghanów i Kołakowskich
módl się za nami  
pray for us sinners
  
Je vous salue Marie
pleine de grâce 
Le Seigneur est avec vous
Vous êtes bénie 
entre toutes les femmes
et Jésus 
le fruit de vos entrailles
est béni
Amen

ks. Tadeusz Regucki był proboszczem parafii Trawy 1988-1992

***

Annopolski ogród spotkań obsiany jest, zakorzeniony i owocuje w kulturze. Kulturę odpoznajemy także z użyciem parametrów czasu i przestrzeni. Gdy zamieszkiwali tu Niemcy (koloniści z Zachodu) Polski nie było na mapie świata. Adam Król - niepiśmienny polski chłop/rolnik - odkupił tę ziemię i zaczął gospodarować pewnie w połowie XIX wieku. Jego syn Andrzej - późniejszy prawnik, kancelista w zarządzie miasta stołecznego Warszawy od władzą najpierw rosyjską, przejściowo niemiecką, na koniec starszy radca w Prokuratorii Generalnej II RP - przyszedł na świat w 1870 roku. 

Polskie losy i polska kultura zetknęły wiejskiego syna-prawnika Andrzeja, z Marią, dziewczyną z mieszczańskiej rodziny Jackowskich, reprezentującej ważny proces przemian w polskim społeczeństwie, zwany transformacją ziemiaństwa w pozytywistyczną inteligencję. Wielkie, znaczące transformacje zdarzają się nieczęsto w historii państw. Dobrą analogią XIX wiecznej transformacji polskiej drogi do niepodległości/tożsamości są losy rodziny Skłodowskich, która wydała Polsce, Europie i światu dwukrotną noblistkę Marię Curie-Skłodowską. A łącznikiem pomiędzy losami Skłodowskich i Jackowskich mimowolnie stał się wielki Pisarz Bolesław Prus, przedstawiciel, ba współtwórca pozytywizmu warszawskiego, autor Placówki, Grzechów dzieciństwa, Faraona, Emancypantek, Lalki... 

Bolesław Prus był bratem ciotecznym Emilii Jackowskiej, matki owej dziewczyny, która wyszła za Andrzeja, chłopskiego syna, który został Mecenasem z Annopola i Strachówki. Pisarz z żoną byli na ślubie i weselu Marii z Warszawy i Andrzeja z Annopola w gminie Strachówka. A wcześniej młodzieniec Prus kończył gimnazjum w Lublinie, którego dyrektorem był dziadek Marii Skłodowskiej-Curie. W tle mamy jeszcze środowisko wychowawcze w Maryjsko-Aleksandryjskim Instytucie Wychowania Panien w Puławach. W owym instytucie pracowała babka Prusa i mojej prababci Emilii z Trembińskich Jackowskiej, a kształciły się tam między innymi także ciotki polskiej podwójnej noblistki w dwóch dziedzinach chemii i fizyki. Życie nie jest pustynią, ani inną pustką. Życie jest przebogato utkaną materią, splotów przeróżnych, także tych przecudnych, arcyutkanych w kulturze. Gdzie Puławy, Lublin, Paryż, Oslo, Annopol w gminie Strachówka i Skłody w gminie Zaręby Kościelne (za Małkinią). A to Polska właśnie, przyciaśnie zaszyta w nasze losy rodzinne. Nota bene, w "Grzechach dzieciństwa" sportretowana jest moja prababcia Emilia, którą wielki Pisarz całe życie zwał siostrą/siostrzyczką, a jej dzieci - w tym moją babcię - siostrzeniczkami. 

Pozytywizm w Polsce, zwłaszcza ten zwany warszawskim, wśród swoich programowych haseł miał pracę u podstaw, reformy edukacji, postulaty stawiania i realizowania praktycznych celów.  Społeczeństwo to organizm, jeśli choruje jakaś jego cześć to całe społeczeństwo to odczuwa. Postulowano wtedy także unowocześnienie przemysłu, rolnictwa, handlu i całej gospodarki kraju, bo tylko wtedy "naród będzie mocny i odzyska niepodległość". Podstawy pracy organicznej zostały sformułowane między innymi w "Szkicu programu w warunkach obecnego rozwoju społeczeństwa" Bolesława Prusa. Praca u podstaw kładła nacisk na szkolnictwo wszystkich szczebli, wykształcenie wszystkich grup społecznych, zwłaszcza tych najniższych. Inteligencja miałaby uczyć chłopów organizowania się w ramach kółek rolniczych i samorządów gminnych. Reformowanie klas najniższych, ludu i biedoty miejskiej "bo nie czują się częścią narodu" (dzisiaj dopisałbym "i procesów samodzielnego myślenia i wartościowania w zakresie kultury powszechnej"). Postulowano walkę z analfabetyzmem, z czym wiązała się i budowa szkół i dbanie o poprawę warunków życiowych ludzi żyjących w biedzie. Wśród haseł społecznych głosili pozytywiści również potrzebę emancypacji kobiet i równouprawnienia chłopów (za: www.bryk.pl).

Choć o tym nie wspominają historycy literatury, ja bym dopatrywał się nawet w tym programie podglebia dużo późniejszego ruchu Solidarności.PL, ze szczególnym naciskiem na NSZZ Solidarność RI.

Pozytywizm idzie w parze z reformą szkolnictwa/oświaty, ale i z sadzeniem drzew. Wiele drzew, świadków naszych spotkań w ogrodzie w Annopolu, zostało zasadzonych przez "Mateńkę", czyli Emilię Jackowską, siostrę duchową i nieodłączną (cało)życiową przyjaciółkę Bolesława Prusa. Sosny i dęby szumią tu nam dzieje, tako polskie, jako rodzinne.

Podejmując się zadania i obowiązku intelektualno-moralno-duchowego rzucenia jak najwięcej światła na wasze/nasze wydarzenie  30 sierpnia, próbuję zobaczyć wszelkie jego aspekty. Zobaczyć, usłyszeć, zrozumieć, opisać na ile zdołam. Czas i miejsce, czasoprzestrzeń wydarzenia, nie są tylko punktowe, są rozciągłe z natury. Gdzieś, kiedyś się wydarzają i... trwają. Trwanie jest z kategorii metafizycznych, wiąże się z istnieniem. Istnienie nie należy do naszego władztwa. Sami otrzymaliśmy je jako niezasłużony niczym dar, bo ktoś nas zechciał. I pojawiliśmy się na świecie.

Opisując wydarzenie wchodzę w rewiry zastrzeżone głównie Bogu i kulturze człowieka myślącego. Wydarzenia mają swoją przeszłość, w których są jego korzenie i źródła. Mają swoją teraźniejszość, uobecnianie, aktualizację objawienie (jawienie się). Muszą mieć też swoją przyszłość, nieznaną nikomu, ale przecież świat się wraz z nami nie kończy, nieprawdaż. Są skutki, jako i przyczyny każdego zdarzenia. Cóż dopiero WYDARZENIA. 

Kiedy w opowieści musimy przywoływać to, co było, co jest i co będzie - mimowolnie znajdujemy się na najwyższej płaszczyźnie poznawczej. Tak mówi się o Bogu w kulturze, we wszystkich znanych nam próbach jego definiowania (chyba nawet bez względu na osobisty stosunek do religii?).

rok 1995
Kościół diecezjalny dobrze zna nasze sprawy (zdj. 1994)

Zaraz na początku tego "eseju" (ang. essay, z fr. essai „próba”) wspomniałem brak pewnego obrazka/dyplomu. Znalazł się. Wyznacza pewną perspektywę, polsko-nauczycielską. Patriotyczno-niepodległościowo-edukacyjną. Gdyby nie było tamtej rzeczywistości, definiowanej przez ów dyplom i związane z nim odznaczenie - gdyby się nie ziściło tamto marzenie i jego prawie cudowna realizacja - NAS BY TUTAJ NIE BYŁO. Może i Polski by nie było? Z pewnością nie moglibyśmy mieć naszej dzisiejszej pamięci i tożsamości.

Ten obraz/dyplom oprawiony w ramki tworzył przed laty część scenografii szkolno-stowarzyszeniowego wydarzenia "Vademecum" - dla przedstawienia idei salonu polskiego dworku z przełomu XIX i XX wieku. Można więc mówić, że ziarno zostało wrzucone w glebę gminnej pamięci i tożsamości (Polski gminno-parafialnej). Co nas i kolejne pokolenia Polek i Polaków jakoś stanowi.

Pewne elementy opisu wydarzenia układają mi się piętrowo. Walka o szkołę polską wyłania się od początku jakby na czele, lub na szczycie. Ale zaraz potem idą drzewa otaczające ognisko, przy którym się zgromadziliśmy. Wśród drzew jest hierarchia. Najpierw idą w moim myśleniu-świadomości dęby sadzone przez niemieckich osadników (przełom XVII i XIX wieku), potem sosny i świerki posadzone na początku XX wieku przez Mateńkę, czyli prababcię Emilię z Trembińskich Jackowską. Są też jabłonki sadzone jesienią 1999 z udziałem przybyszów ze Wspólnota Taizé we Francji: Edwarda z Belgii i Bruno ze Szwajcarii. A kiedyś rosły tu także "drzewka owocowe, 30 dołów kopali Karkosa, Ołdak, Czerwiński i Kurek w czerwcu 1924 roku" (Maria Królowa, O miłości do..., str. 46). 

Sadzenie drzew jest działaniem wielce praktycznym (dziś powiemy ekologicznym), na co wyczulony był Pozytywizm, a więc i nauki brata ciotecznego Mateńki - i mistrza rodzinnego, idola i wychowawcy - Bolesława Prusa. Co zasadzili kiedyś, rośnie, zieleni się, daje cień i opał i inne wymierne i symboliczne korzyści. O niektórych drzewach wiemy już tylko z pamiętnikarskich opisów, tzw. zeszytów/kajetów annopolskich. Przodkowie zostawili ich trochę, a dzięki temu, że w czasie wojny mieli je przy sobie na wsi, nie spłonęły w burzonej po Powstaniu Warszawie. 

Na którymś piętrze opisywania oświatowo-polskiego-wydarzenia w Annopolu musi pojawić się II Wojna Światowa. Niestety o I Wojnie i wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku wzmianki są zbyt lakoniczne, Andrzej Król był wtedy czynny zawodowo i przebywali głównie w Warszawie. Za to pierwsze lata II W.Św. opisywał prawie codziennie, mając pole obserwacji zawężone do ogrodu, domu i okolic. Dzięki jego zapiskom wiemy o częstych spotkaniach z nauczycielkami ze szkoły w Rozalinie. Byli dla siebie wsparciem. Razem się tutaj modlili przy figurze Matki Bożej, razem dzielili tym, co mogli ugotować i postawić na stole. Z tego grona na pierwszy plan wysuwa się postać panny Janiny Wojnarowiczównej, która stała się prawie członkiem rodziny. Mam prawo sądzić, że próbowano z nią swatać mojego ojca, który też często bywał w Annopolu w czasie wojny (przynajmniej tak często, jak to było możliwe). Mimochodem to, czego dowiadujemy się o pannie Janinie (a co wiemy już o Marii Królowej) rzuca więcej światła na rodowody i korzenie nauczycielstwa w II RP.

Janina Wojnarowiczówna pochodziła z Warszawy. A wcześniej? Wiemy, że jej ojciec był "zarządcą cukrowni hrabiego Bobryńskiego za Tułą, matka warszawianką z Kraftów, a stryj adwokatem w Ekaterynosławiu" (A. Król, O miłości do... str. 182). Związki zawodowe i rodzinne z terenami dzisiejszej Ukrainy i Rosji, były wtedy czymś naturalnym. Polska miała ponad wiek porozbiorowej przynależności do carskiej Rosji! 

                            
1940 r. Mecenas Andrzej Król po środku w 1. rzędzie, żona Maria poniżej,
ojciec Jan w 3. rzędzie, p. J. Wojnarowiczówna oparta o jego kolana

8 września 1940
26 stycznia 1941
8 września 1942
Nb. brat Andrzeja Króla kończył Sankt Petersburską Akademię Duchowną, podobnie jak legendarny bohater ksiądz Ignacy Skorupka. Skądinąd w 1781 roku proboszcz jadowski ks. Franciszek Zambrzycki został biskupem sufraganem kijowskim. O tych naturalnych - podarowanych bądź wymuszonych historią - związkach i wpływach nie tylko się milczy w podręcznikach polskości, ale nawet nie próbuje się tego ważnego aspektu pamięci i tożsamości rozumieć. A on jest bliżej nas, niż ktokolwiek z nas o tym myślał. JAK I INNYCH ISTOTOWYCH I KONSTYTUTYWNYCH (PRZYNAJMNIE DLA PAMIECI I TOŻSAMOSCI) ZWIĄZKÓW OSOBOWYCH, RODZINNYCH, KULTUROWYCH, NARODOWO-RELIGIJNYCH ITD. Nb. Po różnych przeprowadzkach Aleksandryjsko-Maryjski Instytut Wychowania Panien swego czasu mieścił się w budynku, który obecnie jest gmachem polskiego Sejmu! W nazwie zaszyte są imiona cesarza Wszechrusi, króla Polski i wielkiego księcia Finlandii Aleksandra II Romanowa i jego żony Marii (z Hesji-Darmstadt)!

po powrocie z diecezji mohylewskiej
ks. Józef Król był dziekanem w Małogoszczu
Andrzej Król, Mecenas z Annopola/Strachówki w latach II RP

Proszę bardzo! Nie można napisać dobrego opracowania naszej życiowej przygody w Strachówce, Annopolu itd. bez przywołania Sobieskich, Poniatowskiego, Naruszewicza, Norwida, niemieckich osadników na naszym terenie, Prusa, Ignacego Skorupki, cara Rosji Romanowa, pomocniczego biskupa Kijowa, Marszałka Piłsudskiego i jego kapelana Plewko-Plewczyńskiego, wojny polsko-bolszewickiej 1920 i plutonowego Czerwińskiego z Virtuti Militari, Katynia, Powstania Warszawskiego i Solidarności RI z 1981... itd. itp. 

Nagle i zupełnie niespodziewania (no bo gdzieżby) i ja dowiedziałem się - na tej naszej/pokoleniowej w dużym stopniu drodze odzyskiwania pamięci i tożsamości - że mój ojciec kochał się i zaręczył z córką Józefa Czerwińskiego. Tyle się dowiemy o sobie, na ile podejmiemy pracę w pocie swego czoła, i której będzie błogosławiło szczęście of course. Tak, jak nam. Albo, pomrzemy w nieświadomości. Tyle, że "człowiek, to ten, kto zna siebie", więc lepiej z najlepszą legitymacją wyruszyć na Sąd Ostateczny. Nieprawdaż! ;-) Kto nie wykorzysta każdej szansy, by... sam się degraduje. 

PRZED KOŚCIOŁEM I W PARKU IM. CYPRIANA NORWIDA W STRACHÓWCE STOJĄ TRZY TABLICE INFORMACYJNE. KTO ZNA ICH TREŚĆ (I PRZEKAZ?).                                          Jesteśmy bogatsi kulturowo, niż o tym wiemy. Tożsamość kulturowa? - a cóż to jest. A i Norwid nabył ją na tym terenie (Rzeczpospolitej Norwidowskiej) nim opuścił Ojczyznę i resztę życia spędził na emigracji. Każde prawdziwe wydarzenie prowadzi aż tak daleko, głęboko, wysoko. Nie mamy się co oszukiwać - kto zaniedba poszukiwania i przekazu prawdy o sobie i o Polsce następnym pokoleniom, odpowie za to przed jakimś Trybunałem. Eschatologia tak działa (ze mnie można się wyśmiewać, żem niepoprawny idealista). PRAWDA JEST. I DZIAŁA. W całej rzeczywistości. I na całą rzeczywistość. Nawet fizycy nie zaprzeczą, bo kwantowa mechanika i teoria względności tego nie ogarnia.

tablica przed kościołem w Strachówce

    tablica w Parku (placu) Norwida

***

To miejsce - miejsce wydarzenia naszego spotkania 30 sierpnia - zostało stworzone z ideałów. W tym - pozytywistycznych, a później solidarnościowo-niepodległościowych. Ale także duchowych. Ideały są na innej półce bytów, w innym wymiarze egzystencjalnym niż tylko ludzkie plany. /Matko Boża Annopolska wymarzyła cię Jackowska / a gdy z mężem tu przybyła/ Matkę Bożą sprowadzili / ideały swe wcielili/ (Maria Królowa, rok 1930).

W dochodzeniu do sedna (istoty rzeczy), w tym przypadku do sedna wydarzenia, jestem cały ja, kwintesencja mnie. Taki się urodziłem, potem tak byłem wychowywany (także Rodziną Rodzin przy Prymasie Tysiąclecia Wyszyńskim), a także  kształcony dalej własnym sumptem. Ksiądz profesor Kazimierz Kłósak, mój niedoszły promotor - zmarł w trakcie pisania pracy magisterskiej n.t. istoty człowieka u Romana Ingardena, najwybitniejszego polskiego fenomenologa - powiedział kiedyś na zajęciach "ma pan umysł spekulatywny". Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć, ale chyba tak jest. 

Muszę na koniec wyznać, że gdyby mnie życie nie związało tutaj w Annopolu i Strachówce Solidarnością, a później nie dało Sobieskich, Norwida i dociekań nad Rzeczpospolitą Norwidowską, to nie posunąłbym się tak daleko w rozumieniu własnych rodzinnych dziejów. Jedno poszukiwanie/dochodzenie rzuca światło na drugie, metoda odkrywana w jednej dziedzinie, posuwa naprzód sprawy w innej dziedzinie. I tak doszedłem tutaj rozumienia siebie. Od wydarzeń, do wydarzenia jakim jest cała nasza osobowa droga-prawda-życie. Przez fenomenologię do metafizyki. Na wieczność. Amen. 

Dzisiaj (1 paźdz.) nie znajduję innych zachęt do pisania, niż nakaz "pracy w pocie swego czoła". Bez tej pracy nawet najbardziej upakowane zasoby świadomości niewiele znaczą, bo przynosić pożytek mogą tylko, gdy są porządkowane przez ich podmiot. 

Robię sobie rachunek sumienia, co już napisałem, na co zwróciłem uwagę, jak porządkują się moje wewnętrzne czucia-przeczucia-odczucia i refleksje. Bo w świadomości mam cała masę faktów, kojarzeń, poznań-doznań, oświeceń na mojej osobowej drodze-prawdzie-życiu (to refren). 

Porządkuję więc:

1) Dyplom i odznaczenie za "Walkę o polską szkołę"
2) Annopolska dendrologia"
- dęby niemieckich osadników
- sosny, świerki sadzone przez "Mateńkę", moją prababcię, czyli Emilię z Trembińskich Jackowską, ukochaną siostrą (w rzeczywistości "tylko" cioteczną) Bolesława Prusa
3) Wojenna rzeczywistość objawiająca solidarność środowiska nauczycielskiego II RP (więzi Annopolskiego domu/ogrodu ze szkołą w Rozalinie)
4) zdjęcia grupowe u Matki Bożej Annopolskiej (ufundowanej w 1910 roku), te z 30 sierpnia 2024 i antycypującego go zdjęcia Solidarności RI z 1981, i z biskupem-Ordynariuszem Romaniukiem w 1995 - skoro data zobowiązuje pamięć i tożsamość świadomych Polek i Polaków
5) po całym tekście rozrzucone są myśli o wspólnocie, sensie, świadomości podmiotu przeżywającego/poznającego... , które są integralną częścią/uzdolnieniem/światłem/objawianiem się większej, ba największej perspektywy, w której autor/uczestnik widzi i rozumie wydarzenia z 30 sierpnia.
30 sierpnia 2024


W trakcie wydarzenia, zanim dopaliło się ognisko, zależało mi bardzo na możliwości zrobienia grupowego zdjęcia w szczególnym miejscu naszego Ogrodu (pisanego z dużej litery, tak, jak w zapiskach rodzinnych z czasów jego powstania i całej II RP) - u stóp figury Matki Bożej Annopolskiej, zwanej też Murillowską (ze względu na sposób/typ jej przedstawienia w całej historii sztuki). Zdjęcie wyszło dobrze. Na wieczną rzeczy pamiątkę?!

Dla mnie to jakby tytułowe zdjęcie to większa historia. Znów? - tak jak ze wszystkim? Dla mnie, po pierwsze, to zobowiązanie rodzinno-moralne. Taka była tu tradycja, od początku, że wszystkich gości prowadzono najpierw do figury MBA (Matki Bożej Annopolskiej), zanim przeszli dalej. 

"Wiele ludzi już tu było / i do Ciebie się modliło" (Maria Królowa, 1930)

Przychodziliśmy tutaj także i my, kolejne pokolenie, z naszymi gośćmi. Wśród nich byli różni ważni: posłowie, senator RP, profesorowie (Norwidologowie), proboszczowie okolicznych parafii, a nawet biskup Ordynariusz, założyciel/organizator naszej diecezji. Minister RP mile będzie widziany - czemuż nie marzyć. Takich spotkań było wiele w trakcie 1-szej kadencji samorządnej Polski - bo tak rozumiałem/rozumieliśmy wspólnoto twórczą rolę wójta gminy - nie tylko władczą i administracyjną - wraz z jego domem, rodziną, ogrodem, historią osobistą (pamięcią, tożsamością, osobowością).

Muszę w tym miejscu nadmienić, że różne zwykłe rzeczy i sprawy nabierają tutaj szerszej perspektywy, wchodzą jakby w większą historię. Ot, ostatni epizod, wiąże się z psem-przybłędą. Przyszedł nagle znikąd, bezimienny. Został, więc trzeba go było jakoś wołać. Na myśl przyszedł pies, który biegał na tym terenie dawno temu i był bardzo kochany. Nazywał się Łysek i był towarzyszem chorej osoby, przykutej do łóżka zwyrodnieniowym zapaleniem stawów. Pies należał do sąsiadów, ale czas spędzał pod oknem chorej Zofii Jackowskiej, siostry Marii Królowej i mojej babci Emilii Kapaonowej. Czas wojny przyniósł i taką tragedię:

"17 stycznia 1942 roku "policja wraz z rakarzami jadowskimi wybiła wszystkie psy w Annopolu i Józefowie, w celu zabezpieczenia przed wścieklizną... W Annopolu podobno wściekł się kot i pogryzł ludzi... Zosia napisała o Łysku piękne wiersze" (Andrzej Król, w książce "O miłości do Annopola, Strachówki..." s. 252).

Dwa lata później umarła i sama Zofia Telesfora Jackowska (ur. 1878). Ps. drugie (dziwne) imiona były nadawane w czasach rozbiorowych dla podkreślenia niezależności od doczesnej tylko historii Ojczyzny, nawiązując do więzi z katolickim światem (Europą) i Kościołem w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Przeważnie były to imiona papieży i innych świętych .

Zwłoki Zofii Telesfory zostały przewiezione do Warszawy, gdzie mieli grób rodzinny na Powązkach. Jej pogrzeb poprowadził ksiądz Plewko Plewczyński, dawny kapelan Piłsudskiego z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Jackowscy znali się z Marszałkiem i jego kapelanem. Ksiądz był też kompozytorem. Na pogrzebie wykonana była jego kompozycja żałobna.

Czy można tu, w starym annopolskim domu w Ogrodzie, dotknąć czegoś, by echem nie odezwały się dzieje Polski i Kościoła??

Solidarność u swojej patronki, 1981

Wracam do zdjęcia przed figurą Matki Bożej. Nocna fotografia naszego grona przypomina mi inną, także nocną (może raczej wieczorną), z jesieni roku 1981. Mieliśmy wtedy zebranie Solidarności RI w naszym domu. Przyszli członkowie-sympatycy z okolicznych wsi. Niektórzy przyprowadzili swoich starych ojców, pamiętających Polskę sprzed wojny, z czasu II RP. Zdjęcia pokazują twarze i scenografię niczym konspiracyjnej republiki partyzanckiej. Na ścianie wisiał portret zmarłego parę miesięcy wcześniej kardynała Wyszyńskiego, który miał swoją wielką zasługę, że nasz związek został w ogóle zarejestrowany Komuna bardzo się sprzeciwiała Solidarności na wsi, mieli wszak ideały kołchozowe. Obok wisiał wielki plakat krzyża zrobionego z zielonych kłosów. W rogu stała kosa i polska flaga narodowa. 

zebranie Solidarności RI 1981, Annopol u MBA

jak wyżej



jak wyżej

Na zdjęciu przed figurą z 1981, Matka Boża jest bez głowy, ciemność i słaby sprzęt to sprawiły. I tak pozostanie, to bezcenna pamiątka heroicznego czasu (niepodległościowego zrywu także na polskiej wsi). I niech to także będzie końcowy akord mojej pisaniny o pewnym wydarzeniu z 30 Sierpnia AD. 2024. Bo bez NSZZ Solidarności lat 1980/81 też by współczesnej Polski nie było. To znaczy takiej, jaką mamy/znamy: z prawem do godności, tożsamości, pamięci, prawdy... aż po dobro i piękno, czego każdej i każdemu myślącemu przedstawicielowi gatunku homo sapiens (poloniensis) zależy i to najbardziej w i na świecie i  ogóle w życiu. Amen.

Miałem niejaki problem z zakończeniem tego tekstu, a raczej pracy nad zreflektowaniem pewnego wydarzenia z końca sierpnia AD 2024. Przy mojej metodzie pisania i życia problem nieunikniony. Gdy wszystko na wszystko wpływa. Gdy podmiot i jego dopełnienie w wieczności całej rzeczywistości nie ma granic.

Na czym zakończyć, gdy znów pojawia/zjawia/objawia się coś, co rzuca nowe światło, a kropka jeszcze nie postawiona i tekst nieoddany do wydawcy (Internetu)?! 

Wielkim końcowym akordem okazał się Dzień Nauczyciela AD 2024, Rocznica Komisji Edukacji Narodowej z 1778 roku

Akt powołania Komisji Edukacji Narodowej wydał sejm zatwierdzający jednocześnie I rozbiór Polski. W cieniu narodowej tragedii reforma oświaty była najważniejszym sposobem ratowania państwa. "Oświecony jak Polak - nauka przeciw zaborom" - powstanie Komisji Edukacji Narodowej z inicjatywy Stanisława Augusta Poniatowskiego wynikało nie tylko z oświeceniowej myśli króla. Powód do zmian dał Watykan - zniesiony został zakon jezuitów, który w wielu państwach zajmował się nauczaniem młodzieży. W Polsce uporać się z tym nagłym problemem musiał obradujący właśnie Sejm Rozbiorowy. Postanowiono, by majątek i kadrę nauczycielską zlikwidowanego zakonu przeznaczyć na cele edukacyjne. 

Co ciekawe we wszystkich szkołach wykładano w języku polskim - co wzmocniło kultywowanie polskości. Dzięki temu wychowano nowe pokolenie Polaków świadomych swojej tożsamości mimo pogarszającej się sytuacji politycznej i ekspansji zaborców. Kadra nauczycielska jeszcze przez lata kontynuowała tajne nauczanie w duchu dorobku Komisji. Z podręczników wydawanych przez Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych korzystali jeszcze nawet Mickiewicz i Prus.

Żaden inny kraj w Europie nie mógł pochwalić się systemem wychowawczym równie solidnym i tak zuchwale nowatorskim – chwalił działania Komisji Edukacji Narodowej Jean Fabre, francuski humanista i pedagog. (za: Polskie Radio). 

I właśnie w tym czasie i kontekście przyszła informacja z pewnej fundacji, o dostrzeżeniu wielkiego działania Grażyny w Strachówce przez 23 lata dyrektorowania szkole.

Nagroda dla Grażyny za realizację idei Rzeczpospolitej Norwidowskiej (w przyszłym roku mija jej ćwierćwiecze) wydała się wyśmienitą okazją, by zakończyć twórczy proces opisywania wydarzenia nauczycielskiego wydarzenia-spotkania w dniu 30 sierpnia 2024. Akord i nieoczekiwana klamra na zakończenie nauczycielsko-niepodległościowej symfonii. 

Grażyna dobrze wykorzystała ten dzień, upiekła tort, żeby we wtorek podziękować zespołowi w szkole Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce - bo realizacja idei następowała etapami z bezwzględnie niezbędnym zaangażowaniem koleżanek i kolegów z pracy.


w Muzeum Powstania Warszawskiego

Tutaj można obejrzeć i wysłuchać wszystkich wystąpień, w tym Grażyny od. 44 min. (do 56min.)
Bo to nie był koniec radosnych niespodzianek. Widocznie pod koniec życia przychodzą do nas parami. Za parę dni Grażyna otrzymała wiadomość, że została odznaczona/wyróżniona także przez ZNP, co odebrała/liśmy jako znak wielce ekumeniczny, bowiem całe życie byliśmy członkami Związku Zawodowego Solidarność. Bogu niech będą dzięki - za tak wielki znak. "Za 23 lata współpracy, w Dniu Edukacji Narodowej" (bk).

                                 


 
                                                       w wołomińskiej Fabryczce

                                                                         ***
PRÓBA ZAKOŃCZENIA

Z pomocą w rozkminianiu filozofii wydarzenia przychodzi także język angielski. Jego gramatyka (czyli metoda porządkująca rzeczywistość postrzeganą/przeżywaną przez człowieka myślącego) ma coś, tzn. czas, który nie ma odpowiednika w języku polskim. Przede wszystkim dlatego, że łączy w sobie teraźniejszość z przeszłością! W każdym języku (kulturze) zaszyta jest filozofia (jakaś).

Present Perfect łączy przeszłość z teraźniejszością i odnosi się do wydarzeń, które nadal wpływają na teraźniejszość... Czas Present Perfect stosujemy, aby wyrazić czynność wykonywaną w okresie czasu, który jeszcze się nie skończył. W podręcznikach tłumaczy się go jako czas teraźniejszy dokonany! Masz ci babo placek - teraźniejszy... ale dokonany?? Jak to, czy nie ma tu jakiejś sprzeczności? Dla Polaka i może innych narodów może jest, ale dla Brytyjczyków nie ma. Może mi to jeszcze wnukowie szkocko-polscy zdążą wytłumaczyć?? Będę żył przez jakiś czas tą nadzieją - łącząc czas teraźniejszy, przeszły i przyszły w annopolskim domu. W starym ogrodzie z dębami zasadzonymi przez niemieckich osadników w czasach konstytucyjnych dla Polski współczesnej.

Jak odróżnić Past Perfect (cz. przeszły) od Present Perfect (cz. teraźniejszy)?  

Podstawową różnicą jest to, że czas Past Simple opisuje wydarzenia, które miały miejsce w określonym czasie i nie możemy ich już w żaden sposób zmienić. Natomiast Present Perfect nawiązuje w jakiś sposób do teraźniejszości, a stan rzeczy może ulec zmianie... Jest to czas, który łączy w sobie przeszłość z teraźniejszością... a skutki zdarzenia z przeszłości trwają do chwili obecnej...  nie w każdym języku czasy gramatyczne są postrzegane tak samo, jak np. w języku polskim. W naszym języku podział między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością jest dość sztywny. W języku angielskim te granice są bardziej zatarte. I właśnie na takiej granicy leży ten czas. (tutaj)

I TAK CHYBA UDAŁO MI SIĘ DOBIĆ DO BRZEGU. UDAŁO SIĘ SKOŃCZYĆ - JEDNAK SZYBKO SIĘ OKAZAŁO, ŻE ŻYCIE POSTAWIŁO TYLKO (WIELO)KROPKĘ POD OSTATNIĄ SCENĄ I ZDANIEM.

Z radości włączyłem sobie filmiki na Youtube z pieśniami i ariami w wykonaniu Dymitra Chworostowskiego. Dimy. Dimoczki. Zakochałem się w nim po jego śmierci.

W jednym z wywiadów z nim prowadząca redaktorka chciała się dowiedzieć, jaka jest relacja jego głosu i losu profesjonalnego śpiewaka z jego życiem osobistym? DH (Dmitrij Chworostowski) odpowiedział - "Głos to ja"My voice give you a full picture of who I am, what I'm about and where I've been! - bo mój głos to ja. I wszystko, co mnie stanowi ma wpływ na niego, na mnie. Kim jestem, gdzie jestem i co jest moim życiem. (tutaj)

Pomyślałem sobie, że można podstawić za "głos" - "wydarzenie". I "pisanie"? Bo moje wydarzenie to ja? Bo i "styl, to człowiek" usłyszałem kiedyś w rozmowie o dziennikarstwie znaczącym. Aspektem istotowym i konstytutywnym wydarzenia jest jakby mistyczna jedność podmiotu (osoby) z tym, co jest jej dane. Zewnętrzne i wewnętrzne jest w wydarzeniu w miłosnym spleceniu (nie - splątaniu jak w fizyce kwantowej). "Stan splątany, znany również jako stan nierozdzielny, to stan kwantowy, w którym wynik pomiaru jednej cząstki zależy od pomiaru jej towarzyszącej cząstki... Splątanie oznacza więc sytuację, gdy w celu określenia stanu jednej cząstki kwantowej niezbędna jest wiedza o stanie jej splątanego partnera....". W wydarzeniu jesteśmy nie splątani, ale spleceni. Spleceni we wspólnotę? Może brzmi niezręcznie, jakoś sepleniąco, ale coś w tym jest.

***

Chworostowskiemu

         /a tu są tylko jego zdjęcia/ 

ile ja już wysłuchałem ciebie
twoich barytonowych wykonów
chłopcze wieczny z białymi włosami
z dalekiej Syberii
i zarazem z bliskiego Londynu

wiem że umarłeś
ta wiadomość zapoznała mnie z Tobą
zdziwiony że tak młody i inny byłeś
umierając na raka mózgu
schodziłeś ze sceny sławny
wtedy dopiero zacząłeś życie dla mnie

nie mogę się nadziwić że ciebie nie ma
takiego artysty w sile i potędze głosu
za co kochały cię miliony na globie
uznając tez za najprzystojniejszego

wszystko mnie do ciebie przyciąga
twój wygląd i pochodzenie
Rosjanina z Krasnojarska
obywatela świata z wysp brytyjskich

świat cię docenił i wyróżnił
stałeś się jego ulubieńcem
ale mężem dla Florence
ojcem dla Maxima Niny Aleksandra Daniela i Marii

nie chciałeś zagrać sceny gejowskiej
zerwałeś wtedy kontrakt
więc nie usłyszała Ciebie Warszawa 
urodzony Onieginie
od pieśni rosyjskiej kultury (tradycji)

zakochałem się w tobie
i w połowie świata od Londynu po Kasnojarsk
jeszcze się ciebie nasłucham naczytam napatrzę
wyczekując lecących wysoko białych żurawi
towarzyszu dobry na dzień i na noc ciemną
i ty musiałeś wczytywać się w mistrzów 

     (sobota, 12. października 2024, g. 10.19)

***

czy dwie rzeczywistości są


co to za pomysł
by wszystko sprowadzać do jednego
i mierzyć jedną miarą
wagi i rozciągłości
wzwyż wszerz na długość lub w bok
które osoby i sensu nie znajdą

rzeczywistości sensu osobowego
nie zważysz nie zmierzysz
ani z równań wyprowadzisz

więc to co najważniejsze nieznane
dla tych zamkniętych w materii
jakby sensu nie było dla nich i w ogóle
a długość waga szerokość dadzą odpowiedź
przemówią do nas i poprowadzą (gdzie)

sens i osoby żyją inaczej
a może istnieją tylko a nie żyją
wtedy życie dotyczyłoby tylko materii
tak zwanej ożywionej w i przez biologię

komu spodoba się taka spekulacja
rozrywająca nasze doświadczenie jedni
sensu mieszkającego w nas osobach
na bazie ożywionej materii biologii

'na bazie' nie mówi jednak o istocie
tego współzamieszkiwania jedni
bądź dwóch rzeczywistości złączonych
ku zdumieniu wieczności w nas

materia również ma swoją tajemnicę
prapracząstek i stanów splątanych
ginąc jakoby w układach równań
co też jest zwycięstwem Logosu 

nie mów o swoim początku i końcu
bo to może dotyczyć tylko życiorysu
ale nie sensu (narracji opowieści)

sens czy szczególnym stanem chaosu jest
czy bardziej jest odwrotnie 
dwie czy jedna jest rzeczywistość
to i tak każda osoba jest cudem
a porozumienie dwóch osób cudem cudów

     (niedziela, 20 października 2024, g. 12.52)

***

historia mojego sensu

    /śp Bortnowskiej żonie dzieciom wnukom/

jest ze mną od dawna
choć dnia narodzin nie znam
pewnie wyłaniał się długo
drogą-prawdą-życiem
okruchami egzystencjalnymi
nawet przeczuciem każdym

na pewno wraz z doświadczeniami
tymi spo-i-nie-spo-dziewanymi
na pewno z ważną rolą lektur
jakąś także paru filmów
i w ogóle sztuki w kulturze

snów nie lekceważę
miałem takie które zapisałem
- nim przyjdzie ktoś
pierwszy wyjdę ja
nim przyjdzie ktoś
wyciągnę dłoń
nie bój się 
jeszcze jestem ja
nie bój się 
jeszcze jest dom

albo Bóg prostota
który się zjawił po komunii w Kodniu
obmył nie utopił we łzach
wstrząsnął głębiej i bardziej
niż do samych trzewi

albo tygodniowy pobyt u kamedułów
z wielkim czytaniem Wielkiej Teresy
i równie wielkim z niej wynotowywaniem

sens Solidarności
który stał się wstępem do katechezy
z młodzieżą stanów wojennych PL
i jej nam towarzyszeniem duchem

historia potem stała się ciągiem
miłości małżeństwa rodziny
na drodze pokoleń nowych
w jedności z tymi którzy już tu byli
Sobieskimi Norwidami
Trembińskimi Jackowskimi Królami
w genealogicznej piramidzie sensu
bycia Polakiem człowiekiem patriotą
cząstką wielkiej ludzkiej kultury
droga-prawda-życie jest mą konstytucją

    (czwartek, 17 października 2024, g. 18.44)

***
  
dualizm sensu i bez-


dla jednych jest sens
dla innych go nie ma

miałem dzisiaj sen o tym
ktoś mówił na spotkaniu o Bogu
ja zrobiłem wykład o sensie
nie używając słowa Bóg

ale można sens nazwać Bogiem
kto komu zabroni

i robię z tego podstawowe doświadczenie
oczywiście tak doświadcza człowiek myślący
poddaje doświadczenie refleksji
na koniec doświadczenie całego życia

jest sens i go widzę
albo go nie widzę i zaprzeczam że jest
dotyczy mojego osobowego życia
a z nim całego mojego dopełnienia
którym jest Wszechświat

     (czwartek, 17 października 2024, g. 15.43)

PS.

Życie dopisało szybko STRACHOWSKIE PARADOXY (a może coś gorszego). W niedzielę 30 września Grażyna była poproszona o podzielenie się swoją wiedzą o Norwidzie i Rzeczpospolitej Norwidowskiej z grupą gości z Warszawy, określającą się jako przyjaciele księdza Mieczysława, naszego proboszcza. 

Emerytowana dyrektorka wypełniła swoją misję - oprowadziła grupę, wraz z księdzem, jakby po sercu kulturowym gminy. Od tablicy przy kościele, odsłoniętej przy okazji Vademecum w roku ..., następne dwie podczas spaceru przez mikro park/plac Norwida, dalej do szkoły z muralem z Wieszczem, dębem pamięci katyńskiej i ogródkiem Hilarii Sobieskiej, prababki Poety, kończąc ten edukacyjny spacer przy tablicach i kamieniu upamiętniającym plutonowego Czerwińskiego z Virtuti Militarii - tuż przy Urzędzie Gminy i figurze Matki Bożej opiekunki Strachówki - za wojnę polsko-bolszewicką 1920 roku (w skrócie).

tablica w Parku (placu) Norwida w Strachówce

Na wzmiankowanych tablicach jest kompendium wiedzy o osobach i wydarzeniach - o wielkim potencjale turystyki historyczno-kulturowej w naszej gminie. Brak w niej ciągle upamiętnienia NSZZ Solidarności RI, która stanowi ważne ogniwo pamięci, tożsamości, udziału w walce niepodległościowej polskich pokoleń.

Pierwszy paradoks - pamięć i tożsamość gminy Strachówka zinstytucjonalizowała się i objawia w postaci jakby obwieszczeń w przestrzeni publicznej parku, placu, dziedzińcu kościoła - a mało jej w świadomości mieszkańców (władz samorządowych i kościelnych, uczniów i ich rodziców, a może i niektórych nauczycieli). To jak mamy się dzielić z całym światem tą radosną i dobrą nowiną. A co z odpowiedzialnością za pamięć, tożsamość, dziedzictwo wolnej Polski?

Kolejnym wielkim paradoksem jest to, że ksiądz proboszcz wyniósł z kościoła Wota (nie)Wdzięczności za lata/czyny, które zaowocowały Wolnością-Niepodległością-Polskością-Godnością-Tożsamością-Solidarnością-Samorządnością-Europejskością-Prawami-Człowieka - czyli także, że były/są zwycięstwem polskiej wiary-rozumu-prawdy-patriotyzmu! A przecież nie głoszą ludzkiej chwały, tylko są/były częścią pamięci i tożsamości gminy i parafii! Na ołtarzu Boga i Ojczyzny.

Kto to rozumie? Ile pracy czeka nauczycieli-wychowawców kolejnych polskich pokoleń (by polityka spójności stała się ciałem także u nas).

Przy okazji oprowadzania przez Grażynę po historii, upamiętnieniach i placu Norwida chciałem sprawdzić, gdzie władze gminy wymieniają z imienia Wieszcza. Owszem znalazłem takie dokumenty, ot choćby są cytowane na jednej z tablic. Ale przecież nie usłyszałem, nie usłyszeliśmy, mieszkańcy obywatelskiego społeczeństwa nie usłyszały tego na uroczystości otwarcia placu. Placu Norwida?? NIE! Wiaty piknikowej, którą ksiądz, aż poświęcił, a i zgromadzeni obmodlili. NIE USŁYSZELIŚMY WTEDY ANI SŁOWA O NORWIDZIE. To nie wypadek przy pracy, skoro plac tak został nazwany w projekcie i dokumentach prawa lokalnego! Występując o pieniądze projektowe, argumentuje się z najwyższego rejestru argumentów, aż po Wieszcza i prawdę o historii. Bo prawo, nawet lokalne - nie może być "nieświadome". Ale w życiu wewnętrznym (gminno-parafialnym) liczą się inne priorytety, na których łatwiej zdobyć popularność i głosy wyborców ("kasa Misiu, kasa?")

TAKA JEST REALIZACJA POLITYKI WEWNĘTRZNEJ, W KTÓREJ NORWID (I KULTURA WYSOKA/WYŻSZA) PUNKTÓW NIE PRZYNOSI?! Tak to widzę. Tak to rozumiem. Czuję się okradziony i upokorzony wręcz, jako stary mieszkaniec-świadek-i-uczestnik najnowszej historii godnościowo-niepodległościowej, i świadomy bardzo przedstawiciel społeczeństwa obywatelskiego (nie tylko polskiego, europejskiego, kościelnego, bo może aż globalnego w procesie kultury współczesnej). Mam rozumienie rzeczywistości dane drogą-prawdą-życiem i to rozumienie potwierdzane jest także dokumentami gminnymi (prawem lokalnym), ale twierdzę, ze nasze (w naszej tzw. samorządowej wspólnocie lokalnej) życie społeczno-kulturalne jest od nich odległe na lata świetlne - w większości nieświadome fundamentalnych pojęć i praw rozwoju społeczno-kulturowego (w tym takich pojęć jak społeczeństwo obywatelskie, kapitał społeczny, kapitał ludzki, myślenie tożsamościowo-godnościowe, w Culture of Thinking, a nawet w sprzeczności z tak elementarnie rozumianym interesem gminnym jak TURYSYKA HISTORYCZNO-KULTUROWA).

"Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę , zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa , dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski , w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to , lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc , że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość - wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś - nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany." (List do Rzymian, rozdział 5). To odnośnik biblijny naszej kultury.

A odnośnik do Culture of Thinking - "We define “Cultures of Thinking” (CoT) as places where a group’s collective as well as individual thinking is valued, visible, and actively promoted" - Harvard firmuje tę kulturę i praktykę pedagogiczną (Wyższa Szkoła Edukacji).

Do obszernego już tekstu dorzucę jeszcze posty sprzed kilku lat. Antycypują i komentują wiele z naszego wspólnotowego życia (tzn. samorządowej wspólnoty lokalnej w Strachówce). Facebookowa maszyna je podpowiedziała - funkcją udostępniania wspomnień. 

***

wydarzenie filozofa Badiou

       /w czym się z nim zgadzam/

wydarzenie jest tylko propozycją
nazwania czegoś
co napędza świat i osoby
co mogę nazwać kwantem postępu

dzieje się tylko w świecie osób
innych podmiotów nie ma we Wszechświecie
tylko podmioty widzą wydarzenia
i karmią nimi swoją podmiotowość

nikt nie neguje Zagłady
ani innych historycznych zdarzeń
jako pamięć i tożsamość
także współtworzą nasz świat

nie napędzają jednak go i nas
są raczej groźnym memento
diabeł nie stwarza
zło nie stwarza lecz niszczy (unicestwia)

     (sobota, 26 sierpnia 2017, g. 11.40)

***

wydarzenie

                 /dziękując Jurkowi/

porozmawialiśmy trochę wczoraj
więc mam dzisiaj doping
ciągnąć dalej myśl
czym jest wydarzenie

każdy może filozofować
byle życiem potwierdzał
to co wymyśli w cudzysłowie
to co myśli o rzeczywistości

teorie są i znikają
na coś światło rzucają
światło pozostaje
teorie czeka czas próby

podstawowe pojęcia
google przypisuje Badiou takie
procedury generyczne prawdy
sytuacje procesy zasada wydarzenia

zadaniem jednostki jest wybór
decyzja by (nie)rozpoznawalne wydarzenie
uczynić znaczącym i nadać mu nazwę
być wiernym (konfrontować z nim)

czy masz takie osobo-podmiocie
bo bez nich
spada się w dół (tłum) piekielny
skazując na wycie i podrygi

     (sobota, 26 sierpnia 2017, g. 10.47)

***

wydarzenie myślenia

           /dlaczego jest coś niż nic/

stwarza czy nie stwarza coś
czy tylko nazywa
ale nazywa się istniejące
współkreując czyż nie

kto przyprowadza do człowieka
wszystko by nazywał
ślepy los przypadku
chyba nie

ale niech każdy sam próbuje
rozumieć nazywać (jego los)
los nie jest ślepy bo mój
drogą-prawdą-życiem

    (środa, 23 sierpnia 2017, g. 10.29)

***

APPENDIX:

W dokumentach NASZEJ gminy Strachówka znalazłem bliskie mi sformułowania z zakresu kulturoznawczego dla współczesnych rozwiniętych społeczeństw. I to expressis verbis, patrz "Strategia Rozwoju Gminy Strachówka na lata 2015-2023" (Lokalny Program Rewitalizacji dla Gminy Strachówka).

"Zadaniem, celem programu/strategii jest budowa społeczeństwa obywatelskiego, wspieranie lokalnej aktywności mieszkańców i aktywne rozwiązywanie problemów społecznych... Działania dotyczące zwiększania świadomości mieszkańców co do potencjału zamieszkałego przez nich obszaru... ochrona i wykorzystanie historycznego potencjału obiektów zabytkowych oraz walorów przyrodniczych... zwiększenie poczucia przynależności mieszańców do regionu i odpowiedzialności za jego rozwój... wzmocnienie aktywności społeczno-kulturalnej mieszkańców, pobudzenie integracji społecznej... poprawę jakości życia w obszarze porozumiewania się i budowania trwałych relacji... Powiązania pomiędzy projektami realizowanymi w ramach LPR, a projektami realizowanymi przez gminę w ramach innych strategii" - tu ciśnie mi się pytanie o powiazanie z innymi programami realizowanymi przez szkołę i stowarzyszenia. (str. 123).

Co do sformułowania "Obecnie mieszkańcy obszaru rewitalizowanego nie mają rozbudowanego poczucia przynależności lokalnej" zgłaszam potrzebę wielkiej debaty na forum odpowiednich komisji Rady Gminy i jej plenarnego zgromadzenia/obrad!

Chcę bardzo mocno podkreślić, że jestem zachwycony nową przestrzenią publiczną, zwaną krótko "Plac Cypriana Norwida (budynek dawnej owczarni odbudowanej jako dworek included). Gdzieś usłyszałem nawet taką (bardzo adekwatną) formę nazwy - Mikro park im. Cypriana Norwida.

Chciałbym, by ziściły się zapisane w prawie lokalnym cele/prognozy/wytyczne kierunkowe długofalowych działań:

- Strachówka to gmina, która jest dobrym miejscem do zamieszkania, oferuje swoim mieszkańcom wysoką jakość życia, a także charakteryzuje się rozwiniętą infrastrukturą techniczną i siecią powiązań komunikacyjnych, 

- Strachówka to gmina, w której mieszkańcy mają dostęp do edukacji i kultury na najwyższym poziomie oraz mają dostęp do opieki zdrowotnej i zaplecza sportowo-rekreacyjnego, 

- Strachówka to gmina, która jest miejscem przyjaznym dla inwestorów i dba o tworzenie dobrych warunków dla rozwoju przedsiębiorczości, 

- Strachówka to gmina, która wykorzystuje potencjał środowiska przyrodniczego i tworzy bogatą ofertę dla przyjezdnych, którzy chcą aktywnie spędzić swój czas, 

- Strachówka to gmina, która dba o rozwój społeczeństwa obywatelskiego i w której mieszkańcy mają szansę brać odpowiedzialność za swoje otoczenie, a celem władz jest zadbanie o potrzeby każdej grupy społecznej, 

- Strachówka to gmina, która w nowoczesny sposób zarządza procesami rozwoju i wykorzystuje pojawiające się szanse.

Po zapoznaniu się z tak piękną i wzniosłą Strategią Rozwoju gminy Strachówka (jak i Lokalnego Programu Rewitalizacji, a także odtworzenia stawu na przedłużeniu placu Norwida) dlaczego nie przypomnieć pewnego faktu historycznego i słów wypowiedzianych przez władzę ponad-gminną. Podczas I Vademecum - w korowodzie weselnym rodziców Norwida, w 2005 roku, starosta Powiatu Wołomińskiego, Konrad Rytel (obecnie poseł Sejmiku Mazowieckiego), wyjechał nam na spotkanie. Spotkaliśmy się na moście na Osownicy, rzece dzieciństwa Cypriana Norwida. Starosta pod wrażeniem tego, co zobaczył, powiedział - uczyńmy kiedyś ze Strachówki stolicę kulturalną Mazowsza! TAK! Byłaby to rekapitulacja wszystkich szczytnych założeń długofalowych (strategicznych) działań samorządu polskiej gminy nad Osownicą, na Mazowszu, w Rzeczpospolitej Polskiej i Norwidowskiej, w Zjednoczonej Europie. Mamy cięgle niewykorzystywany potencjał!

Koniec. Amen. Podpisuję się: założyciel NSZZ Solidarność RI w gminie Strachówka, wójt I kadencji, odkrywca/promotor Rzeczpospolitej Norwidowskiej, katecheta, mąż Grażyny, ojciec 7 dzieci i aktualnie 9 wnuków.

PS.2

Wszystko wskazuje na to, że skończyłem pisanie. O? No właśnie o czym? O wydarzeniu w życiu człowieka (myślącego)? O Rzeczpospolitej Norwidowskiej zrodzonej w Strachówce? Albo, skromniej - rodzącej się! 

Ale czekam już parę dni z opublikowaniem. I czekanie przyniosło kolejny owoc niespodziewany. Przez maszynowo-algorytmową robotę funkcji wspomnień na Facebooku. Dzisiaj (7 pazd.) dała mi link na mój głos sprzed lat pt. PRAWO DO TOŻSAMOŚCI, na stronie/grupie, którą dawno temu założyłem i... wiadomo, przeszła niepostrzeżona. Bo gmina i parafia są ponad to?? 

Zdjęcie z tamtej strony dowodzi niezbicie, że potrafiliśmy jednoczyć. Że Rzeczpospolita Norwidowska jest celem i narzędziem jednoczenia ku wspólnocie wartości tako ludzkich, jako narodowych - w kulturze, tak polskiej, jak europejskiej i światowej. Ale kto to zechce rozumieć? To jest możliwe tylko w dialogu i PRAWDZIE (większe zawsze niż cele polityczne, lokalne i ponad). Pamięć i tożsamość tam prowadzi. Nieocenzurowane, ani tym bardziej zakłamywane.


POST Z 2015 ROKU ! 

"Ta kwestia będzie nabierać coraz większego i większego znaczenia. Bo ma ogromny wpływ na życie jednostek i wspólnot. PRAWO DO TOŻSAMOŚCI! [Są o tym książki i podręczniki akademickie]. "Uznanie podmiotowości prawnej człowieka jest koniecznością dla zagwarantowania mu pozostałych praw i wolności. Określenie tożsamości jednostki jest kluczowe w sferze stosunków społeczno-prawnych. Samoświadomość i poznanie korzeni biologicznych oraz kulturowych jest bardzo ważnym elementem rozwoju psychofizycznego każdego człowieka. Poczucie własnej tożsamości pozwala na zbudowanie własnego systemu wartości oraz relacji społecznych... Poczucie tożsamości jest jednym z najważniejszych elementów psychicznego rozwoju człowieka. Pozwala jednostce nie tylko na wykształcenie systemu wartości, ale również na swobodne kształtowanie swojej osobowości w oparciu o zwyczaje i tradycje wytworzone przez określoną grupę społeczną. Świadomość pochodzenia i własnych korzeni stanowi również podstawę do zanegowania utrwalonych w społeczeństwie postaw i wytworzenia indywidualnego punktu widzenia... Prawo do poznania własnej tożsamości jest szczególnie istotne w procesie prawidłowego rozwoju dziecka..." (tutaj)  
  
Wspólnoty i osoby, które TO przemyślą i będą stosować, realizować będą się szybciej i lepiej rozwijać. TO jest, TO daje wielką moc. W Kościele powinno obowiązywać od początku. "TY jesteś opoką...". Czyżby zbyt mało Polek i Polaków rozumie znaczenie tożsamości po dewastacji mentalnej PRL? Nacisk i praktyka poszła na obowiązki i instytucjonalność. Nie na OSOBĘ! W Kościele to grzech zaniechania (myślenia, samoświadomości...) - od czasu Sobory Watykańskiego II NIEWYBACZALNY. Człowiek jest drogą Kościoła?! - co to mówi nam. Komu? - mnie, Tobie, księdzu, biskupowi, redaktorom katolickich mediów, katechetom-wychowawcom (?!) itd.

***

PRAWO DO TOŻSAMOŚCI

        /Synodowi w Rzymie
          - naszym tam przedstawicielom/

co to jest
kto nam wytłumaczy
czy obronię je 
dla siebie
przy okazji dla wszystkich
przed...

nie rozumie o czym mówię
nie rozumie mnie i mojej sprawy
Józefa K jak Kapaon z Rodziną
ani mój wójt
ani mój proboszcz
ani mój biskup biskupi
żadni księża w diecezji
aż trudno uwierzyć
jak trudne jest prawo
do tożsamości

robię sławetne coming out
nie z opcji seksualnych
z normalnego CAŁEGO życia mnie
męża rozsławionej dobrą pracą żony
ojca rodziny (dużej - więc i jej Matki
ale czy to coś zmienia nie wiem)
katechety od ponad 33 lat
by the way całej historii rodzinnej na ile ją znam
i Matki Bożej bez żadnej przesady Rodzinnej od 1910
solidarnościowca założyciela z 3 Maja 1981
wójta samorządowca I kadencji
odkrywcy Rzeczpospolitej Norwidowskiej
autora bloga z osobnego osobowego świata
i co kto pomoże mi poznać jeszcze lub wytknąć

państwu polskiemu
kościołowi w Polsce
ZUS-owi
przed Polską parafią diecezją gminą
zakładem ubezpieczeń społecznych

prawo do godnego życia czy obronię
przed nimi czy tylko w trybunale w niebie

ma pan rację redaktorze IDZIEMY
w wielu sprawach
czy widzi pan to samo co ja
że w niejednym dialogu dyskusji
jakie ze sobą prowadzimy
są księża wielu księży pewnie i biskupi
ponad 200 tysięcy wejść na blogi nie kłamie
ale jakby ich nie było 
nie odzywają się skryci w swoje profesjonalne kryjówki
boją się widocznie bardziej drżąc niż ksiądz z Rzymu
czego

czego kogo nazywają się pasterzami
chcą pachnieć ale tylko wybranymi owcami z owczarni
wybierając sobie rejony dobrego samopoczucia
unikając trudnych polskich i kościelnych dróg
utrwalając głód i modę malowania ścieżek i trawników
przed sobą
(spytajcie o ostatnią wizytację parafii - duszpasterską zwaną)
duszpasterz powiniem to rozumieć
redaktor katolicki rzucić wszystko inne i tam biec
bo komuś dzieje się krzywda CZŁOWIEKOWI (RODZINIE)
ktoś pozbawiany jest (okradany z) prawa do tożsamości
jak to sprawdzić i zweryfikować - spotkaniem i rozmową
pytając nie jednego (dialog we wspólnocie to nie konfesjonał
coming out polega na upublicznieniu prawdy o nas
nikt całej prawdy nie zna o publicznych sprawach)
bez dialogu niczego nie ma we wspólnotach tak zwanych

jeśli sobie tego nie wyjaśnimy
to będziemy dalej brnąć w ciemność
zaprzeczając czynem słowom o światłości
ja maratonu już nie przebiegnę
i pewnie uśmiech mi na twarz nie wróci

jeśli nie spojrzymy na siebie z miłością
jeśli zaprawdę nie powiemy sobie
jak rozumiemy misericordiae vultus
i na przykład ŚDM 2016 w Polsce
i w Krakowie i w Strachówce (RzN) 
i tak dalej

jak rozumiemy swoją misję księdza redaktora...
... katechety dyrektora szkoły żeby poprzestać na tym
jaka jest nasza tożsamość
(samoświadomość przy okazji)

TAK - stawiam te pytania publicznie
wójtowi prezydentowi premierowi ministrom
biskupowi biskupom moim diecezjalnym
proboszczowi Mieczysławowi księdzu Emilowi
redaktorowi Radkowi i jego naczelnemu
ZUS-owi na końcu o prawo do życia i emerytury

emocje są emocjami a człowiek człowiekiem
nie wolno zasłaniać się nimi i obrazą za nie
po każdej ze stron

jak wobec tych pytań zwyczajnych
zachowają się pytani
jest ich wielu więc łatwo ponownie przemilczeć
- a co mi tam człowiek a co mi tam jakaś rodzina
przecież dobrze wypełniam swoje obowiązki
wójta proboszcza prezydenta biskupa redaktora

pytanie o prawo do tożsamości wyda się im wielu
najgłupszym pytaniem na świecie

może ktoś jednak spróbuje powołać ich przed sąd
czy kiedyś przed sądem Państwo i Kościół staną
z ich niższymi konkretnymi osobowymi organami
ja ich i nikogo nie osądzę
ja tylko pytam

     (środa, 7 października 2015, g. 6.53)" 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz