"Mówią — że to jest wielkie; ja wiem: ja tam byłem...
Droga-prawda-życie są używane przeze mnie co i rusz. Nagminnie. Jako triada, albo trójca, bez której nie pojmiesz człowieku sam siebie, ani świata, ani Boga. To takie oczywiste, zarówno o Norwidzie, Kapaonie, Tobie, każdym żywym człowieku (myślącym homo sapiens). Nie można porozrywać na strzępki czegoś - zwłaszcza obrazu i podobieństwa - i dziwić się, że się TEGO nie rozumie. Siebie, świata, Boga. Albo, że się sens zgubiło. Całość i jedność odzwierciedlają, pokazują, umożliwiają... Zachowują, przekazują. Człowiek to ten, kto zna siebie. Człowieku poznaj samego siebie - od Grecji, sponad chaosu itd. Genealogia dobra, prawdy, piękna. Ktoś czemuś służył, szukał dawno przed Tobą. Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie.
Otóż, to wszystko przywołuję w związku z pewnym tekstem, a jakże, dostępnym każdemu, w wikipedii. "Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida" - jego tytułem. Autorem - Ignacy Fik. Wydano w Krakowie w 1930 roku.
W uwagach nad językiem Poety znajduję siebie, to znaczy swoją triadę i trójcę prawie świętą. Ja swoją czerpię z pierwowzoru Jezusa z Dobrej Nowiny. Fik chyba nie, bo uważał się za komunistę, ale kto to wie. Już 47 lat po śmierci Norwida - zrozumiałe, że za życia się nie da - pisano o Nim tak... oto mój całkowicie osobisty wyciąg z tekstu sprzed 87 lat, z czasu II RP i Annopola:
"Analiza języka… rozbiór strony językowej ma na celu ułatwić nam poznanie, zrozumienie i scharakteryzowanie samego pisarza... język Norwida będzie dla nas jedną z przesłanek, potrzebnych do wyprowadzenia ogólniejszych wniosków co do twórczości, dzieła i psychiki poety.
Język nie jest odrębnym pierwiastkiem, któryby się dało wyłączyć z całości organizmu, jest tylko jedną stroną (zewnętrzną) tej całości, na którą, prócz języka, składają się: psychika autora, jego pogląd na świat, jego cele i ideały, treść, technika i styl utworu i t. d. Wszystkie te pierwiastki tworzą jakby bryłę nierozdzielną, a wyodrębniającą się jedynie pojęciowo, jako skutek pewnego stanowiska, zajętego wobec całości. O ile więc pragniemy, żeby język autora był komentarzem do jego twórczości, trzeba go rozważać na tle jej całokształtu.
W efektach językowych, w charakterze języka tkwią wszystkie strony stosunku pisarza do rzeczywistości, a więc:
1) cała fabuła autobiograficzna (środowisko, wykształcenie, zawód, przeżycia, moment czasu i miejsca);
2) pogląd na świat (ideje, tematy, zagadnienia, tendencje, charakter epoki, «mity»);
3) organizacja psychiczna (temperament, usposobienie, pamięć, wyobraźnia, zainteresowania);
4) kultura i technika artystyczna, wynikająca z istoty materjału i gatunku twórczości (poeta a powieściopisarz, liryka a epika, zagadnienia formy i konstrukcji, stylistyka i t. d.).
Charakter języka i stylu danego autora nie jest produktem jego teoretycznych zamierzeń, a jeśli nawet tak się czasem wydaje, to uświadomienie sobie tych znamion ma źródło w charakterze psychicznej postawy twórczej autora wobec świata, która nie jest czemś dowolnem.
Tak więc w rozważaniach o języku trzeba wziąć pod uwagę tę najbliższą warstwę, w której tkwią jego korzenie, i w formacji językowej uwzględnić rolę trzech czynników: a) poglądu na świat; b) psychiki; c) tematu.
Najbardziej rozstrzygający współudział w wytworzeniu się stylu i języka Norwida miał charakter jego poglądu na świat. Bez gruntownego zrozumienia jego stosunku do rzeczywistości, jego poglądów społecznych, religijnych, estetycznych, bez wczucia się w jego interpretacje sensu twórczości w ogóle, a zwłaszcza jego własnej — nie sposób znaleźć klucz do jego swoistej logiki w całym szeregu różnych wypowiedzi, nie sposób także wyrozumieć konieczność takiej, a nie innej formy. Żadne rozbiory neologizmów, żadne statystyki wyrazów, żadne komentarze do poszczególnych pojęć klucza do drzwi Norwida nie dadzą. Trzeba przyjść albo raczej wejść do niego, trzeba sobie odtworzyć cały mechanizm jego myślenia i czucia. Dopóki czytelnik nie potrafi się na to zdobyć, dopóty cały szereg utworów będzie dlań przedstawiał wartość jakichś rebusów i paradoksów albo też uwodzących świadomie dziwactw. Nic tu nie pomoże analiza filologiczna zdań i słownika.
Nie można się łudzić, żeby ten trud był mały: jest wielki, tem bardziej, że złożony na barki samego czytelnika. Niema bowiem dotychczas wyczerpujących i gotowych opracowań tego zagadnienia… nie znając całości; nawet wcześniejsze utwory stają się nam zrozumiałemi dopiero w świetle późniejszych.
Charakter całego poglądu na świat i charakter hierarchji uczuć Norwida również decyduje o swoistym wyrazie tworu, do którego trzeba się nagiąć, w który trzeba z sympatją wniknąć, a do tego trzeba posiadać odpowiedni aparat przygotowania. System myślowy Norwida, cały wewnątrz ogromnie spoisty i konsekwentny, wyprowadza się z kilku założeń zasadniczych, zadziwiając człowieka logiką i wiarą, z jaką go poeta budował… ogromną rolę odgrywała tu także świadoma intencja Norwida, taki, a nie inny pogląd na własną twórczość (i w ogóle na twórczość artysty) i jej stosunek do życia, na rolę społeczną artysty, na stosunek czytelnika do pisarza, pojęcie oryginalności itp.;
Trzeba się nauczyć jego języka i czytać go w oryginale. Metoda zaś tej nauki jest jedna: nie od zewnątrz — przez tłumaczenie słowa za słowem, terminu za terminem, ale przez równoczesną konwersację z autorem, która z początku może być pełna omyłek i niezgrabna, ale powoli stanie się coraz gładszą i jednoznaczniejszą.
Styl, język i dobór wyrazów w utworach Norwida był w niemałej mierze wytworem jego zawodu — zawodu poety. Od razu można wyczuć, że każdą swoją wypowiedź, każde swoje porównanie brał ze swoich osobistych przeżyć. Można zużytkować tę uwagę, jako metodę w śledzeniu chronologji jego utworów… geneza psychologiczna swoistej jego tezy, że sztuka jest sensem świata, że dzieje globu ludzkości i każdego poszczególnego człowieka mają być arcydziełami sztuki — poematem. Jego własne życie jest dla niego - odą. Stąd ta charakterystyczna rola elementów, wziętych ze sztuki, zwłaszcza poezji, na określenie różnych przejawów rzeczywistości… Słowa, mowa stają się czemś materjalnem w tysiącach indywidualnych postaci i modyfikacyj. W wierszu "Znów legenda" zdobywa się Norwid na taką zadziwiającą ekspresję:
Obok zawodu, innym współczynnikiem, działającym na styl i język, jest środowisko. U Norwida chronologicznie najogólniej można wyznaczyć takie tereny: wieś, miasto, pracownia, morze, nauka, sztuka… Również okresy życia Norwida (młodość, wiek dojrzały, starość) mają wielki wpływ na charakter wyrazu artystycznego, co odbija się znowu na języku i stylu.
Dla przykładu weźmy pierwszy okres twórczości Norwida i przyjrzyjmy się tym trzem współczynnikom jego stylu i języka:
1) środowisko: wieś, pokoik, wieczory, cisza, kościół;
2) okres życia: dzieciństwo, młodość, samotność, marzenia o sławie;
3) zajęcia i zainteresowania: archeologja, religja, nauka, lektura, tworzenie.
Pozatem działała jeszcze lektura, która wywiera bodaj czy nie najbardziej stanowczy wpływ na język i styl pisarza… z lektury Górnickiego, Kochanowskiego, Homera, Horacego, Dantego, Szekspira, Byrona, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, a przede wszystkiem i stale — Biblji… Żył Norwid ogromną skalą zainteresowań. Stąd wpływy, jakie nań działały, w drobnej jedynie części mieszczą się na terenie współczesnej literatury i poezji, polskiej i obcej. Powtóre, charakter jego psychiki był tego rodzaju, że nastawiała się ona wobec panujących problemów opozycyjnie, jakby przekornie. Po trzecie, był on bardzo krytycznie i refleksyjnie usposobiony względem własnej twórczości. Był świadomym i odpowiedzialnym twórcą. Umiał się więc niejako pilnować i chronić przed mimowolną zależnością…
Zdanie sobie sprawy z genealogji wpływów, przy równoczesnem zacieśnieniu pojęcia i źródła tylko do terenu czysto literackich oddziaływań, nie wyczerpuje całokształtu zagadnienia genezy tworu autora, owszem, przez jednostronność w ujęciu zagadnienia, fałszuje istotę sprawy. Faktycznie bowiem, jeśli już mowa o wpływach zewnętrznych, a takiemi są wpływy literackie, to człowiek wogóle przecie nic aktualnego nie może zdziałać, jeżeli brak mu bodźca oddziaływania zewnętrznego, które wyzwala stany uczuciowe i myśli, spoczywające potencjalnie w duszy.
Oto kilka przykładów….
Pokój chrześcijański maluje tak:
«. . . pokój on — pokój Chrystusowy, to punkt wyjścia do walki, to pierwszy krok w szrankach, to podstawa z granitu, na której gladjator, osobą ducha wsparty, woła: Morituri te salutant! Veritas».
W trosce o skrupulatne oddanie wrażenia, przyswajał sobie Norwid bardzo chętnie terminologję techniczną, budowaną w słowniku międzynarodowym. Jakby z pewnego rodzaju zadowoleniem wewnętrznem szpikuje zdania wyrazami obcemi, np.:
« Powoli, powoli, oddalenie drugo-biegunowe spowodowało melancholję organiczną i marazm taki, że, salwując resztkę sił, ambarkowałem się i tu przybyłem»… [o tolerancji wobec terminów, nie mających z tradycją poezji nic wspólnego] świadczy jego słownik "Rzeczy o wolności słowa". Formowały go w tym czasie dwa czynniki: 1) dzienniki i życie polityczne, którem się wtedy Norwid więcej, niż dawniej, zajmował, 2) Paryż i język francuski.
Znajdziemy w tym słowniku żargon, którym do dziś dnia wojuje dzisiejsza publicystyka: Interes pospolitej rzeczy, łańcuch dziejów, ewolucjonizm, doktryna, manifestacja, parlament, pieniądze, welocypedy, wulgaryzator, stenograf, popularność, parochody, wekslowo, członek Akademji, dziennikarz, współczesny dziennik, rządowe rękojmie, cynizm, ironja, szykany, przeniewierstwo, parada, bezinteres międzynarodowy, publicysta, statut, pamflet, konwulsyjnie, żandarm, cenzor, dogmat, świstki pisane itd.
Z posługiwania się wyrazami obcemi czasem usprawiedliwia się Norwid, np. «Dziś skończyłem mój jeden dramat we 3 aktach, haute comédie. Polskiego słowa niema, bo niema rzeczy, — trzebaby ją najprzód zrobić».
Norwid był wielkim erudytą. Zajmowanie się kwestjami naukowemi i filozoficznemi wytworzyło mu pewien sposób wyrażania się, pewien specjalny język naukowy…
Ten cały swój aparat naukowy miał Norwid odwagę pakować w swoje wiersze, i to nietylko w rymowane traktaty naukowe, ale i w lirykę, gdzie co chwila natrafiamy na «wokabuł» lub «kałkuł», np.:
Element Polski, nie jest elementem. . .
A Słowiańszczyzna to Geist jeszcze młody,
Co — za obrębem wielkiej konwersacji
Duchowej — leży, jak cedrowe kłody,
Geologicznej godne dysertacji. (Confregit).
A jeszcze niżej — zwierze, roślin kształt i klima
W upstrzonym w arabeski mądrej hieroglifie
Wyszlaczą się jak tkackim jedwabiem po cyfie...
(Mogił starych budowa).
Znamiennemi cechami tego naukowego języka Norwida są: 1) długość okresów, 2) nagromadzenie definicyj i określeń, zwłaszcza współrzędnych, 3) hojna obfitość terminów technicznych, 4) zmysłowość i konkretność pojęć i obrazowań.
Norwid był niedbały jako stylista, albo, jeśli kto woli, nadmiernie pobłażliwy wobec braku opracowania formy (stąd np. jego teorja «odwłoków» zdań). Jakkolwiek żalił się, że Polacy nigdy nie «dopracowują» «litery», w wielu miejscach sam nie stara się o precyzyjny i ładny wyraz. Pozatem ulegał modzie. Dotyczyło to zresztą jedynie drobiazgów i zwierzchniej skorupy językowej. Cała istotna treść wznosiła się na niezmiennych prawach, zewnętrznie jednak Norwid był ogromnie czuły na wszelkie konwenanse, etykiety i t. d. Charakterystyczne są jego zwierzenia na ten temat w listach. Odbiło się to i na języku. W młodości operował modnemi słowami romantycznemi, np. smętarz, lutnia, śpiewak, całun, tęsknica, szatan itd.
Pozatem przez całą twórczość Norwida przebijają się niektóre osobliwie ulubione wyrazy, jak np. «hieroglif»."
Dotąd wolność słowa jest tylko
zdobywaniem wolności objawiania słowa.
Jest przeto atrybutem wolności osobistej...
Słowa człowiek nie wywiódł z siebie sam,
ale słowo było z człowieka wywołane
i dlatego dwie przyczyny tam uczestniczyły:
jedna w sumieniu człowieka,
druga w harmonii praw stworzenia...
przeto historia słowa nie może być osobistemi notatkami
jego osobistych w mówieniu postępów...
Uzurpacja woli osobistej nad prawami,
które ją warują a nie obchodzą,
jest tak odwieczna, jak historia ludzi i ludów.
Słowo temuż ulegało i ulega…
Stąd dwa kierunki i charaktery
dwóch głównych kart historii dopatrzyć godzi się.
Do epoki chrześcijańskiej siła stawa się słowem…
Od epoki chrześcijańskiej — słowo stawa się siłą...
Głos żywy ma do siebie,
że nikt nigdy po dwa razy nie wypowiedział
tychże samych rzeczy tymże samym wydźwiękiem i gestem.
Słowo więc, raz rzeczone, ma niepowrotność swą.
Czytanie więc ma stronę monumentalną,
czytanie więc sztuką jest..."
Droga-prawda-życie są używane przeze mnie co i rusz. Nagminnie. Jako triada, albo trójca, bez której nie pojmiesz człowieku sam siebie, ani świata, ani Boga. To takie oczywiste, zarówno o Norwidzie, Kapaonie, Tobie, każdym żywym człowieku (myślącym homo sapiens). Nie można porozrywać na strzępki czegoś - zwłaszcza obrazu i podobieństwa - i dziwić się, że się TEGO nie rozumie. Siebie, świata, Boga. Albo, że się sens zgubiło. Całość i jedność odzwierciedlają, pokazują, umożliwiają... Zachowują, przekazują. Człowiek to ten, kto zna siebie. Człowieku poznaj samego siebie - od Grecji, sponad chaosu itd. Genealogia dobra, prawdy, piękna. Ktoś czemuś służył, szukał dawno przed Tobą. Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie.
Otóż, to wszystko przywołuję w związku z pewnym tekstem, a jakże, dostępnym każdemu, w wikipedii. "Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida" - jego tytułem. Autorem - Ignacy Fik. Wydano w Krakowie w 1930 roku.
W uwagach nad językiem Poety znajduję siebie, to znaczy swoją triadę i trójcę prawie świętą. Ja swoją czerpię z pierwowzoru Jezusa z Dobrej Nowiny. Fik chyba nie, bo uważał się za komunistę, ale kto to wie. Już 47 lat po śmierci Norwida - zrozumiałe, że za życia się nie da - pisano o Nim tak... oto mój całkowicie osobisty wyciąg z tekstu sprzed 87 lat, z czasu II RP i Annopola:
"Analiza języka… rozbiór strony językowej ma na celu ułatwić nam poznanie, zrozumienie i scharakteryzowanie samego pisarza... język Norwida będzie dla nas jedną z przesłanek, potrzebnych do wyprowadzenia ogólniejszych wniosków co do twórczości, dzieła i psychiki poety.
Język nie jest odrębnym pierwiastkiem, któryby się dało wyłączyć z całości organizmu, jest tylko jedną stroną (zewnętrzną) tej całości, na którą, prócz języka, składają się: psychika autora, jego pogląd na świat, jego cele i ideały, treść, technika i styl utworu i t. d. Wszystkie te pierwiastki tworzą jakby bryłę nierozdzielną, a wyodrębniającą się jedynie pojęciowo, jako skutek pewnego stanowiska, zajętego wobec całości. O ile więc pragniemy, żeby język autora był komentarzem do jego twórczości, trzeba go rozważać na tle jej całokształtu.
W efektach językowych, w charakterze języka tkwią wszystkie strony stosunku pisarza do rzeczywistości, a więc:
1) cała fabuła autobiograficzna (środowisko, wykształcenie, zawód, przeżycia, moment czasu i miejsca);
2) pogląd na świat (ideje, tematy, zagadnienia, tendencje, charakter epoki, «mity»);
3) organizacja psychiczna (temperament, usposobienie, pamięć, wyobraźnia, zainteresowania);
4) kultura i technika artystyczna, wynikająca z istoty materjału i gatunku twórczości (poeta a powieściopisarz, liryka a epika, zagadnienia formy i konstrukcji, stylistyka i t. d.).
Charakter języka i stylu danego autora nie jest produktem jego teoretycznych zamierzeń, a jeśli nawet tak się czasem wydaje, to uświadomienie sobie tych znamion ma źródło w charakterze psychicznej postawy twórczej autora wobec świata, która nie jest czemś dowolnem.
Tak więc w rozważaniach o języku trzeba wziąć pod uwagę tę najbliższą warstwę, w której tkwią jego korzenie, i w formacji językowej uwzględnić rolę trzech czynników: a) poglądu na świat; b) psychiki; c) tematu.
Najbardziej rozstrzygający współudział w wytworzeniu się stylu i języka Norwida miał charakter jego poglądu na świat. Bez gruntownego zrozumienia jego stosunku do rzeczywistości, jego poglądów społecznych, religijnych, estetycznych, bez wczucia się w jego interpretacje sensu twórczości w ogóle, a zwłaszcza jego własnej — nie sposób znaleźć klucz do jego swoistej logiki w całym szeregu różnych wypowiedzi, nie sposób także wyrozumieć konieczność takiej, a nie innej formy. Żadne rozbiory neologizmów, żadne statystyki wyrazów, żadne komentarze do poszczególnych pojęć klucza do drzwi Norwida nie dadzą. Trzeba przyjść albo raczej wejść do niego, trzeba sobie odtworzyć cały mechanizm jego myślenia i czucia. Dopóki czytelnik nie potrafi się na to zdobyć, dopóty cały szereg utworów będzie dlań przedstawiał wartość jakichś rebusów i paradoksów albo też uwodzących świadomie dziwactw. Nic tu nie pomoże analiza filologiczna zdań i słownika.
Nie można się łudzić, żeby ten trud był mały: jest wielki, tem bardziej, że złożony na barki samego czytelnika. Niema bowiem dotychczas wyczerpujących i gotowych opracowań tego zagadnienia… nie znając całości; nawet wcześniejsze utwory stają się nam zrozumiałemi dopiero w świetle późniejszych.
Charakter całego poglądu na świat i charakter hierarchji uczuć Norwida również decyduje o swoistym wyrazie tworu, do którego trzeba się nagiąć, w który trzeba z sympatją wniknąć, a do tego trzeba posiadać odpowiedni aparat przygotowania. System myślowy Norwida, cały wewnątrz ogromnie spoisty i konsekwentny, wyprowadza się z kilku założeń zasadniczych, zadziwiając człowieka logiką i wiarą, z jaką go poeta budował… ogromną rolę odgrywała tu także świadoma intencja Norwida, taki, a nie inny pogląd na własną twórczość (i w ogóle na twórczość artysty) i jej stosunek do życia, na rolę społeczną artysty, na stosunek czytelnika do pisarza, pojęcie oryginalności itp.;
Trzeba się nauczyć jego języka i czytać go w oryginale. Metoda zaś tej nauki jest jedna: nie od zewnątrz — przez tłumaczenie słowa za słowem, terminu za terminem, ale przez równoczesną konwersację z autorem, która z początku może być pełna omyłek i niezgrabna, ale powoli stanie się coraz gładszą i jednoznaczniejszą.
Styl, język i dobór wyrazów w utworach Norwida był w niemałej mierze wytworem jego zawodu — zawodu poety. Od razu można wyczuć, że każdą swoją wypowiedź, każde swoje porównanie brał ze swoich osobistych przeżyć. Można zużytkować tę uwagę, jako metodę w śledzeniu chronologji jego utworów… geneza psychologiczna swoistej jego tezy, że sztuka jest sensem świata, że dzieje globu ludzkości i każdego poszczególnego człowieka mają być arcydziełami sztuki — poematem. Jego własne życie jest dla niego - odą. Stąd ta charakterystyczna rola elementów, wziętych ze sztuki, zwłaszcza poezji, na określenie różnych przejawów rzeczywistości… Słowa, mowa stają się czemś materjalnem w tysiącach indywidualnych postaci i modyfikacyj. W wierszu "Znów legenda" zdobywa się Norwid na taką zadziwiającą ekspresję:
... słowo rzekł, a słowo na śnieg wraz upadło
I zmarzło......
Ale na wiosnę
... słowo rośnie, liściem szepcąc, pąka dziobem
Czerwonym piejąc, wszystko szczególnym sposobem!
Dla przykładu weźmy pierwszy okres twórczości Norwida i przyjrzyjmy się tym trzem współczynnikom jego stylu i języka:
1) środowisko: wieś, pokoik, wieczory, cisza, kościół;
2) okres życia: dzieciństwo, młodość, samotność, marzenia o sławie;
3) zajęcia i zainteresowania: archeologja, religja, nauka, lektura, tworzenie.
Pozatem działała jeszcze lektura, która wywiera bodaj czy nie najbardziej stanowczy wpływ na język i styl pisarza… z lektury Górnickiego, Kochanowskiego, Homera, Horacego, Dantego, Szekspira, Byrona, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, a przede wszystkiem i stale — Biblji… Żył Norwid ogromną skalą zainteresowań. Stąd wpływy, jakie nań działały, w drobnej jedynie części mieszczą się na terenie współczesnej literatury i poezji, polskiej i obcej. Powtóre, charakter jego psychiki był tego rodzaju, że nastawiała się ona wobec panujących problemów opozycyjnie, jakby przekornie. Po trzecie, był on bardzo krytycznie i refleksyjnie usposobiony względem własnej twórczości. Był świadomym i odpowiedzialnym twórcą. Umiał się więc niejako pilnować i chronić przed mimowolną zależnością…
Zdanie sobie sprawy z genealogji wpływów, przy równoczesnem zacieśnieniu pojęcia i źródła tylko do terenu czysto literackich oddziaływań, nie wyczerpuje całokształtu zagadnienia genezy tworu autora, owszem, przez jednostronność w ujęciu zagadnienia, fałszuje istotę sprawy. Faktycznie bowiem, jeśli już mowa o wpływach zewnętrznych, a takiemi są wpływy literackie, to człowiek wogóle przecie nic aktualnego nie może zdziałać, jeżeli brak mu bodźca oddziaływania zewnętrznego, które wyzwala stany uczuciowe i myśli, spoczywające potencjalnie w duszy.
Oto kilka przykładów….
Pokój chrześcijański maluje tak:
«. . . pokój on — pokój Chrystusowy, to punkt wyjścia do walki, to pierwszy krok w szrankach, to podstawa z granitu, na której gladjator, osobą ducha wsparty, woła: Morituri te salutant! Veritas».
W trosce o skrupulatne oddanie wrażenia, przyswajał sobie Norwid bardzo chętnie terminologję techniczną, budowaną w słowniku międzynarodowym. Jakby z pewnego rodzaju zadowoleniem wewnętrznem szpikuje zdania wyrazami obcemi, np.:
« Powoli, powoli, oddalenie drugo-biegunowe spowodowało melancholję organiczną i marazm taki, że, salwując resztkę sił, ambarkowałem się i tu przybyłem»… [o tolerancji wobec terminów, nie mających z tradycją poezji nic wspólnego] świadczy jego słownik "Rzeczy o wolności słowa". Formowały go w tym czasie dwa czynniki: 1) dzienniki i życie polityczne, którem się wtedy Norwid więcej, niż dawniej, zajmował, 2) Paryż i język francuski.
Znajdziemy w tym słowniku żargon, którym do dziś dnia wojuje dzisiejsza publicystyka: Interes pospolitej rzeczy, łańcuch dziejów, ewolucjonizm, doktryna, manifestacja, parlament, pieniądze, welocypedy, wulgaryzator, stenograf, popularność, parochody, wekslowo, członek Akademji, dziennikarz, współczesny dziennik, rządowe rękojmie, cynizm, ironja, szykany, przeniewierstwo, parada, bezinteres międzynarodowy, publicysta, statut, pamflet, konwulsyjnie, żandarm, cenzor, dogmat, świstki pisane itd.
Z posługiwania się wyrazami obcemi czasem usprawiedliwia się Norwid, np. «Dziś skończyłem mój jeden dramat we 3 aktach, haute comédie. Polskiego słowa niema, bo niema rzeczy, — trzebaby ją najprzód zrobić».
Norwid był wielkim erudytą. Zajmowanie się kwestjami naukowemi i filozoficznemi wytworzyło mu pewien sposób wyrażania się, pewien specjalny język naukowy…
Ten cały swój aparat naukowy miał Norwid odwagę pakować w swoje wiersze, i to nietylko w rymowane traktaty naukowe, ale i w lirykę, gdzie co chwila natrafiamy na «wokabuł» lub «kałkuł», np.:
Element Polski, nie jest elementem. . .
A Słowiańszczyzna to Geist jeszcze młody,
Co — za obrębem wielkiej konwersacji
Duchowej — leży, jak cedrowe kłody,
Geologicznej godne dysertacji. (Confregit).
A jeszcze niżej — zwierze, roślin kształt i klima
W upstrzonym w arabeski mądrej hieroglifie
Wyszlaczą się jak tkackim jedwabiem po cyfie...
(Mogił starych budowa).
Znamiennemi cechami tego naukowego języka Norwida są: 1) długość okresów, 2) nagromadzenie definicyj i określeń, zwłaszcza współrzędnych, 3) hojna obfitość terminów technicznych, 4) zmysłowość i konkretność pojęć i obrazowań.
Norwid był niedbały jako stylista, albo, jeśli kto woli, nadmiernie pobłażliwy wobec braku opracowania formy (stąd np. jego teorja «odwłoków» zdań). Jakkolwiek żalił się, że Polacy nigdy nie «dopracowują» «litery», w wielu miejscach sam nie stara się o precyzyjny i ładny wyraz. Pozatem ulegał modzie. Dotyczyło to zresztą jedynie drobiazgów i zwierzchniej skorupy językowej. Cała istotna treść wznosiła się na niezmiennych prawach, zewnętrznie jednak Norwid był ogromnie czuły na wszelkie konwenanse, etykiety i t. d. Charakterystyczne są jego zwierzenia na ten temat w listach. Odbiło się to i na języku. W młodości operował modnemi słowami romantycznemi, np. smętarz, lutnia, śpiewak, całun, tęsknica, szatan itd.
Pozatem przez całą twórczość Norwida przebijają się niektóre osobliwie ulubione wyrazy, jak np. «hieroglif»."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz