wtorek, 30 października 2012

Forma "człowiek - człowiek" i Królestwo Boże


"Dialog stanowi centralny i niezbędny 
element każdej etycznej myśli ludzkiej, 
kimkolwiek by ci ludzie nie byli. 
Widziany jako wymiana, 
jako możliwe (...) porozumiewanie się 
pomiędzy sobą istot ludzkich, 
jest on w rzeczywistości 
wspólnym poszukiwaniem” 
(JPII, Orędzie na Dzień Pokoju'83)

Najpierw daję akapit wycięty w procesie auto-cenzury z zapisu mojego dnia katechetycznego -
"Dla stronnictwa anonimów i faryzeuszy starego, jak całych osiemnaście lat i nowego, jak ostatnich parę krótkich lat, napisałem właśnie materiał wyśmienity do śmiechu i szyderstwa. Dla nich i bez tego jestem siewcą nienawiści, żona-matka-DyrKa tym samym, należy nas wywieźć z tej gromady (zdrajców? szyderców? cynicznych graczy?) na taczce gnoju. Kto tak głosi? Nie tylko anonim, także lider(ka).”

***

Posty się linkują, jak życie? Fakty mówią, czasem aż krzyczą... Dzień dniowi przekazuje wieść, noc nocy podaje wiadomość, nie jest to mowa, nie są to słowa, nie słychać ich głosu, a jednak po całej ziemi rozbrzmiewa ich dźwięk, których by... nie dorównam psalmiście.
Wczorajszy post i tytuł na blogu "Osobnego świata" dostał kształt od zdarzeń, nie od woli autora. Woluntaryzm jest mi wstrętny i kojarzy się głównie ze stalinizmem. To tamten straszny ojciec-batiuszka narodów kazał rzekom płynąć pod prąd. Nie był osamotniony, miał naśladowców, ale i sam tej postawy polityczno-życiowej nie wymyślił, jest starsza od tyranów XX wieku. Ta postawa najczęściej i najłatwiej daje się obserwować u polityków, samorządowców i karierowiczów wszelkiej maści, zawodów i nie zawodów. Może być postawą życiową, bez przymiotników, ego-centryków.

W moim długim już życiu dostałem inną - niewoluntarystyczną - formę, „człowiek-człowiek”, czyli dialog. Formę otwartą z obu stron, na nieskończoność. W dialogu z innymi ludźmi i z całą kulturą człowieka na ziemi się ukształtowałem i tak chciałbym dożyć dni swoich. Dialogiem, który kształtuje mnie i moje posty są także kliknięcia osób w moja stronę w Internecie. Ma znaczenie ich tytuł, autorytet, waga i znaczenie w świecie i w moim życiu. Nie wymyśliłem siebie, nie zamierzam wymyślać świata, ani innych ludzi - jestem ich głodny, jakimi są, i tylko takich. Farbowanych lisów i nad-ego-istów indywidualistów prawie się boję. Oni zawsze wszczynają wojny z całym światem, właśnie ze względu na nad-ego-izm.

Mowa faktów jest moim ukochanym językiem. Czytam go i czytam, każdego dnia. Jak umiem podejmuję też z nimi rozmowę, czasem interpretuję, lub tylko uwzględniam je z całym kontekstem.
Tak napisał się wczorajszy post, niczym glossa do tego, co się stało.

Fakt, post, odpowiedź, message na Fb, był odpowiedzią wczoraj na nieoczekiwany wybuch konfliktu interesów gmina - szkoła, bo to wybuch tylko w (i z) jedną stronę, w drugą stronę to nie działa, nie ma lustrzanego odbicia, szkoła chce wypełniać tylko swoją misję, nie bawi się w politykę - odpowiedzią zatem stał się jak najbardziej niespodziewanie głos z Włoch. Mowa w perspektywie "człowiek - człowiek".  Dialog, to znaczy mowa dwóch stron. Oczywiście nie a propos rozliczeń budżetowo-kasowo-politycznych rachmistrzów gminnych, ale a propos ludzkiego wymiaru życia (bytowania) człowieka na ziemi. Ktoś napisał, nie dla jednego, ale dla wszystkich, ktoś się pochylił nad kimś, ktoś, gdzieś odnalazł w tym siebie. Tak jest pomyślany człowiek i jego życie przez Zbawcę i Creatora, Creatora i Zbawcę, lustrzane odbicie tutaj jest na miejscu, niczego nie można stworzyć bez sensu i celu, zbawienie jest celem i sensem stworzenia.

„Człowiek - człowiek”, nie instytucja i polityka "huzia na Józia", z rozliczeniem kasowo-wyborczym w tyle głowy. Nie dehumanizacja i wyrachowania nade wszystko, nad wszystkich – oczywiście! - podwładnych w jakiś (każdy) sposób.

Forma człowiek - człowiek zanik(ł)a na naszych oczach, to ostatecznie nazywam deprawacją publiczną. Ma ona swoje drobne codzienne objawy i wielkie narodowo-państwowe. Od nie odpowiadania na pozdrowienia na ulicach i w sklepach, nie odpowiadania na (koleżeńskie) maile, na listy otwarte i zamknięte, na apele, blogi, posty itd. Nie odpowiadanie na istnienie - na życie drugiego człowieka. Odczłowieczanie świata bliskiego i dalekiego.

Ktoś się powiesił, bo nie mógł znieść odstawienia na boczny tor? Może było tak, może inaczej, nie pierwszy, nie ostatni raz. Współtworzymy kulturę śmierci, pod pozorami rozliczeń polityczno-budżetowo-kasowych. Zabijamy człowieka, który bez dialogu ginie jako gatunek. Coś nowego wyrośnie na jego miejsce. Co?


Tu głos zawieszę i powrócę do wczorajszego dnia katechez. One były, po prostu. Się wydarzyły. Więc coś powiedziały mową faktów. Ich światło rozbiegło się po całym Kosmosie. Może wrócę do nich w innym miejscu tego posta, może. Bo jest nakaz (administracyjny) nie mieszania spraw człowieka i obywatela, ze sprawami szkoły i nauczyciela-katechety, a może powinienem to inaczej wyrazić... jakoś inaczej poustawiać słowa? Może połączyć człowieka i katechetę, a z drugiej strony obywatela, nauczyciela i szkołę? Będę szukał wytłumaczenia i uzasadnień kolejności słów potem, ale teraz cicho, sza, wracam do notatek z katechez, żywych, nie do konspektów na papierze.

A potrzeba tak niewiele! Usiąść, słuchać, być człowiekiem.

O dziwo? Nie dziwo? - na swoje poważne dylematy życiowo-światopoglądowe otrzymuję odpowiedzi, nie ostateczne, ale dane do rozważenia, poprzez to, co wydarza się na katechezach, kiedyś parafialnych, dzisiaj szkolnych. W czasach katechezy parafialnej czułem, że Pan Bóg pozwolił mi zajrzeć od kuchni, za kurtynę – jak się robi, tzn. jak On „robi” kościół. Dzisiaj w szkole dostaję podpowiedź (ogląd) jak robi się świat, i jak w nim Bóg chroni człowieka-osobę. Wielkie sprawy, anim mógł śnić, marzyć, oczekiwać... w ogóle nic, niczego z tego. To są zbyt wzniosłe sprawy, Panie ja nie jestem godzien.

W proces pisania tego posta wplata się i sprawa bomby smoleńskiej (mniej, raczej jako szum informacyjny) i post na chlebie-boskim na temat dzisiejszego czytania liturgicznego o Królestwie Bożym (dużo, dużo bardziej – istotowo i konstytutywnie). Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie, w izolacji, ale w sporym zakresie osobistej i osobowej wolności i odpowiedzialności wybiera perspektywę.

Królestwo Boże, „bohater zbiorowy” Ewangelii, nie pojawia się tam z nadania politycznego, albo jako efekt istniejącego systemu ekonomicznego (stosunków własności itd.). Królestwo Boże pojawia się w przepowiadaniu Jezusa, w systemie człowiek – człowiek z perspektywą otwartą na Absolut – Osobową Wartość Absolutną, Kres i Początek (Stwórcę i Zbawiciela). My, późni wnukowie, słuchacze tej opowieści, weryfikujemy jej prawdziwość całą swoją (osobową i osobistą) tęsknotą, nadzieją, miłością, wiarą i rozumem.

PS.
Daję w tym miejscu drugi raz wielki cytat z ojca J.Kłoczowskiego OP, o religii:
"Religia to niesłychanie rozległe pole do filozoficznej refleksji. Wymaga umiejętnego posługiwania się metodą fenomenologiczną, biegłej umiejętności interpretacji hermeneutycznej, metody analitycznej; no i oczywiście filozofia religii wymaga znajomości tych wszystkich metod poznawczych, którymi posługuje się metafizyka czy ontologia... ostatecznie bowiem chodzi o to, aby zapytać, co o świecie, w którym żyjemy, mówi nam religia, co mówi o Bogu i o człowieku... [także danych nauk szczegółowych]. Bez tego materiału empirycznego bardzo trudno by było ustalić sens takich czynności podejmowanych przez człowieka religijnego jak ofiara, modlitwa i tym podobne.
Religię opisuje się jako wielość relacji między trzema biegunami: ja, ty (my) i Bóg... mamy więc w filozofii religii swoisty trójkąt, który wyznacza całość naszej refleksji w jej obrębie...
Nurtem myślowym, noszącym znamiona "zwrotu antropologicznego", jest filozofia dialogu, będąca niesłychanie doniosłym odkryciem, pozwalającym głębiej ująć owo bycie człowieka religijnego jako współbycie z Bogiem i drugim człowiekiem, czy też - mówiąc dokładniej - z innymi ludźmi... odkrywanie przed człowiekiem perspektywy ostatecznego ocalenia, czyli zbawienia jest istotą każdej tradycji duchowej, która ma cechy religijne.
Począwszy od oświecenia, poprzez "mistrzów podejrzeń" (Marksa, Nietzschego i Freuda) religia była odbierana jako rzeczywistość negatywnie oddziaływująca na człowieka, zaś ateizm jawił się jako zdrowa i uzasadniona postawa...

Rdzeniem Objawienia biblijnego jest wydarzenie, wydarzenie spotkania. Tak naprawdę mówimy wciąż o tym samym: o Bogu, o człowieku i o ich spotkaniu. Opisujemy i porządkujemy to doświadczenie... Jeżeli Bóg mówi do nas i objawia się nam, to chce to robić w taki sposób, abyśmy mogli zrozumieć... Stąd też, jeżeli Bóg z własnej woli chce się objawić, to chce to robić w świecie, w historii. My zaś, będąc świadomi takiej możliwości, powinniśmy pozostać otwarci i być gotowi na to objawienie...
Wiara jest bramą i drogą. Jest bramą, która otwiera nas na Boże Objawienie, daje nam "duchowe ucho" czy też - mówiąc inaczej - daje nam duchowy słuch, aby słyszeć Boga. Ale po przekroczeniu bramy kroczymy dalej, nie można zatrzymać się u wejścia. Dlatego wiara jest drogą, na której poznajemy coraz doskonalej Boga. Trzeba wierzyć w Boga i wierzyć Bogu, ale ta wiara nie jest ślepa. Daje ona poznanie, jak mówi tradycja credo ut intelligam, to znaczy wierzę, aby dostąpić głębszego poznania, ale także intelligo ut credam, rozumiem, poznaję, aby lepiej i pełniej wierzyć i zawierzyć Bogu. By wrócić do tekstu Coretha: najpierw pytam o Boga, szukam dróg wiodących do Jego poznania, a potem pytam Boga samego, który w swej łaskawości objawił nam drogi, pozwalające poznać, co należy czynić, aby dostąpić zbawienia. Poznaję Boga nie takim, jakim On jest, ale tyle tylko, o ile ta wiedza jest mi potrzebna do zbawienia. Bowiem w religii zawsze chodzi o zbawienie, a poznanie religijne nie ma służyć zaspokojeniu intelektualnej ciekawości, lecz osiągnięciu tego celu, jakim jest ostateczne ocalenie. W tym sensie dopiero wiara daje mi prawdziwe poznanie Boga, bowiem daje poznanie, które umożliwia zbawienie. Bóg prawdziwy bowiem to Bóg wierny, którego łaska trwa na wieki” (o. J.Kłoczowski)

1 komentarz: