Musiałem
wczoraj poprosić o zastępstwo na katechezie w klasie trzeciej
szkoły podstawowej Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej
Norwidowskiej. Dlaczego? W ciągu ostatnich dwóch tygodni coś się
wydarzyło, co zostawiło - dla mnie – stan, jak po trzęsieniu
ziemi. Co się wydarzyło, jest opisane głównie w postach na moim
blogu, teraz także w piśmie (donosie) na i do dyrektorki szkoły
autorstwa Krystyny, z powiadomieniem Mazowieckiego Kuratorium Oświaty, kurii biskupiej diecezji Warszawsko-Praskiej i Wójta. Co jeszcze ma się
wydarzyć? Odwołanie konkursu na dyrektora(kę) szkoły w
Strachówce? Kolejne powiadomienie prokuratury przeciwko nam, bo
mobbing, zwany też psychoterrorem, o który jestem notorycznie oskarżany, to przestępstwo i
do CBA, bo nepotyzm, to forma korupcji... ?!
Co
jeszcze ma się na tym polu zdarzyć, żebyście uwierzyli, że to
trzęsienie ziemi trwa i trwa i trwa, a większość udaje, że nic
się nie stało, że to prywatna sprawa Kapaona, który całe życie
sprzeciwia się fałszowi i opisuje na blogu, w wierszach,
artykułach... Kapaony wychowali sódemkę dzieci na ludzi, to
wytrzymają? - taką mają motywację jawni i anonimowi oskarżyciele! Albo ja jestem nienormalny przez całe dorosłe życie, albo ktoś inny/inni.
Nie
można tak dalej żyć. Nie można żyć w fałszu, w fałszywych
sytuacjach w życiu społecznym i nieustannym klimacie oskarżeń,
bez mała o czary. Przekazując takistan myśłenia następnemu
pokoleniu.
Mam
wrażenie, że uczyniliśmy z naszej tzw. wspólnoty lokalnej
legoland albo folwark zwierzęcy, gdzie nie można rozmawiać o
najważniejszych sprawach, jak ludzie, bo się któraś lalka albo
pajacyk nachmurzy, zadąsa. Że stworzyliśmy pseudo-kulturę prawną,
obyczajową, teologiczną... w której już nic nie jest tym, czym
jest. Że prawda nie jest kochana.
Jeśli
skutkiem donosów będzie pomoc ze strony Wójta, Kuratora i (Arcy)Biskupa,
to wszystko pójdzie w niepamięć, a ze zła wyrośnie dobro (logika klasyczna nie dopuszcza tylko sytuacji odwrotnej). Jeśli bez zasłon i ucieczek nagadamy się raz szczerze do końca, słuchając siebie i szanując inne zdanie. Jeśli poznamy swoje myślenie, wartości, cele, motywy, całą pamięć i tożsamość, nie rozrywając świadomości na religijną, państwową, samorządową, szkolno-oświatowo, cało-osobową i jeszcze jakąś inną - zwycięstwo będzie wspólne. Nie będzie pokonanych. Zwycięży homo sapiens,
ze wszystkim swoimi zaletami, wadami, wiarą, rozumem, emocjami,
grzechami, żalem za nie i mocnym postanowieniem poprawy. Patrona i
pomocnika myślenia w pocie czoła mamy także w Wielkim Darze od
Opatrzności, Cyprianie Norwidzie.
Trzęsienia
ziemi to ruchy i napięcia w płytach tektonicznych, na których
opiera się cały nasz ludzki los. To także górotwory, nie
zarysowania na skale i wstrząsy kolejne, wtórne dla nas, pierwotne
w kolejnym już pokoleniu. Sięgają wód podwodnych i samego nieba.
Katecheza
nie jest kolejną lekcją, tematem, jednostką, cegłą, dowolnie
podmienianą, z której buduje się mury. Katecheza jest wędrówką
ciągłą. Z punktu alfa, do punkt omega. Katecheza ma ramiona
trójkąta równobocznego(?): Bóg – uczniowie – katecheta. W
aspekcie najistotniejszym, ramiona są takie same. Jak ramiona
krzyża, przed którym stajemy, katecheta na końcu, by nie
przesłaniać. Stajemy w ciszy, która także wszystkich zrównuje.
Oczywiście, życie wewnętzrne i doświadczenia życiowe każdy ma
inne, swoje. I o to chodzi, by każdy przed krzyżem, w ciszy, poczuł
się sobą.
Nie
ma modlitwy bez Ducha Świętego. W modlitwie WIĘC najlepiej
poznajemy Boga i siebie. Mogę wyłagodzić to zdanie, na “w
modlitwie mamy – otrzymujemy ten dar - możliwość najlepiej
poznawać Boga i siebie”. Modlitwa jest czynem. Każdy czyn
odsłania i kształtuje coś w podmiocie (“Osoba i czyn”). Jakie
czyny nasze, tacy i my. Jakie czyny twoje Polsko, taka i nasza
Ojczyzna. Gmina też, dlatego od zawsze podkreślam znaczenie naszego
gminnego czynu z 3 Maja 1981. Od 12 lat także istnienie
Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Każdy ma prawo zwracać uwagę na to,
co jest mu dane (powierzone) w sposób szczególny. Wszystko razem
złożone w zbiorową pamięć i tożsamość wyznacza fundament (płytę tektoniczną) naszego życia wspólnego (tzw. wspólnoty lokalnej, zapisanej w
ustawie państwowej i historii Kościoła).
Ale
dlaczego nie mogłem iść w poniedziałek, po mszy rocznicowej, na
katechezę. Na mszy rocznicowej też nie byłem. Zacznę od mszy:
-
żeby nie tworzyć warunków do zamętu i możliwego fałszu. Dano mi
do zrozumienia, że jestem dla nich obcym ciałem, a nie daj Bóg,
padłyby słowa podziękowania dla mnie (“siewcy nienawiści”,
“zdrajcy dzieci komunijnych”), może nawet dzieci by mnie
szukały, żeby wręczyć kwiatki. Święty Jan Vianney wyciął
drzewa owocowe, żeby chłopaki nie mogli z nich kraść. Nie
dlatego, żeby im żałował!
-
na katechezie poniedziałkowej zeszłyby się dwa światy, a jeden o
drugim “nic” by nie wiedział. Jak mielibyśmy stanąć przed
krzyżem w równoramiennym trójkącie?
Dzieci
pod koniec klasy trzeciej nie są niemowlakami. Prawie na każdej
katechezie powtarzam, że “nie ma wiary, bez myślenia”. Co
myślą? KTO WIE? Czy bez tej wiedzy można się rozwijać religijnie, obywatelsko...
Będę
mógł wejść do ich klasy na katechezę i stanąć przed krzyżem w
ciszy, jeśli najpierw ksiądz proboszcz, albo dyrektorka, albo
oboje, wytłumaczą dzieciom, co się stało i co jest, i co, i jak
ma być.
Mój świat się zawalił. Nie wiem, czy jeszcze czyjś. Trzeba znów uporządkować fundamenty.
PS.
"Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem, ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz