wtorek, 21 maja 2013

W imię czego? - homo homini... est


Musiałem wczoraj poprosić o zastępstwo na katechezie w klasie trzeciej szkoły podstawowej Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Dlaczego? W ciągu ostatnich dwóch tygodni coś się wydarzyło, co zostawiło - dla mnie – stan, jak po trzęsieniu ziemi. Co się wydarzyło, jest opisane głównie w postach na moim blogu, teraz także w piśmie (donosie) na i do dyrektorki szkoły autorstwa Krystyny, z powiadomieniem Mazowieckiego Kuratorium Oświaty, kurii biskupiej diecezji Warszawsko-Praskiej i Wójta. Co jeszcze ma się wydarzyć? Odwołanie konkursu na dyrektora(kę) szkoły w Strachówce? Kolejne powiadomienie prokuratury przeciwko nam, bo mobbing, zwany też psychoterrorem, o który jestem notorycznie oskarżany, to przestępstwo i do CBA, bo nepotyzm, to forma korupcji... ?!

Co jeszcze ma się na tym polu zdarzyć, żebyście uwierzyli, że to trzęsienie ziemi trwa i trwa i trwa, a większość udaje, że nic się nie stało, że to prywatna sprawa Kapaona, który całe życie sprzeciwia się fałszowi i opisuje na blogu, w wierszach, artykułach... Kapaony wychowali sódemkę dzieci na ludzi, to wytrzymają? - taką mają motywację jawni i anonimowi oskarżyciele! Albo ja jestem nienormalny przez całe dorosłe życie, albo ktoś inny/inni.

Nie można tak dalej żyć. Nie można żyć w fałszu, w fałszywych sytuacjach w życiu społecznym i nieustannym klimacie oskarżeń, bez mała o czary. Przekazując takistan myśłenia następnemu pokoleniu.
Mam wrażenie, że uczyniliśmy z naszej tzw. wspólnoty lokalnej legoland albo folwark zwierzęcy, gdzie nie można rozmawiać o najważniejszych sprawach, jak ludzie, bo się któraś lalka albo pajacyk nachmurzy, zadąsa. Że stworzyliśmy pseudo-kulturę prawną, obyczajową, teologiczną... w której już nic nie jest tym, czym jest. Że prawda nie jest kochana.

Jeśli skutkiem donosów będzie pomoc ze strony Wójta, Kuratora i (Arcy)Biskupa, to wszystko pójdzie w niepamięć, a ze zła wyrośnie dobro (logika klasyczna nie dopuszcza tylko sytuacji odwrotnej). Jeśli bez zasłon i ucieczek nagadamy się raz szczerze do końca, słuchając siebie i szanując inne zdanie. Jeśli poznamy swoje myślenie, wartości, cele, motywy, całą pamięć i tożsamość, nie rozrywając świadomości na religijną, państwową, samorządową, szkolno-oświatowo, cało-osobową i jeszcze jakąś inną - zwycięstwo będzie wspólne. Nie będzie pokonanych. Zwycięży homo sapiens, ze wszystkim swoimi zaletami, wadami, wiarą, rozumem, emocjami, grzechami, żalem za nie i mocnym postanowieniem poprawy. Patrona i pomocnika myślenia w pocie czoła mamy także w Wielkim Darze od Opatrzności, Cyprianie Norwidzie.

Trzęsienia ziemi to ruchy i napięcia w płytach tektonicznych, na których opiera się cały nasz ludzki los. To także górotwory, nie zarysowania na skale i wstrząsy kolejne, wtórne dla nas, pierwotne w kolejnym już pokoleniu. Sięgają wód podwodnych i samego nieba.

Katecheza nie jest kolejną lekcją, tematem, jednostką, cegłą, dowolnie podmienianą, z której buduje się mury. Katecheza jest wędrówką ciągłą. Z punktu alfa, do punkt omega. Katecheza ma ramiona trójkąta równobocznego(?): Bóg – uczniowie – katecheta. W aspekcie najistotniejszym, ramiona są takie same. Jak ramiona krzyża, przed którym stajemy, katecheta na końcu, by nie przesłaniać. Stajemy w ciszy, która także wszystkich zrównuje. Oczywiście, życie wewnętzrne i doświadczenia życiowe każdy ma inne, swoje. I o to chodzi, by każdy przed krzyżem, w ciszy, poczuł się sobą.

Nie ma modlitwy bez Ducha Świętego. W modlitwie WIĘC najlepiej poznajemy Boga i siebie. Mogę wyłagodzić to zdanie, na “w modlitwie mamy – otrzymujemy ten dar - możliwość najlepiej poznawać Boga i siebie”. Modlitwa jest czynem. Każdy czyn odsłania i kształtuje coś w podmiocie (“Osoba i czyn”). Jakie czyny nasze, tacy i my. Jakie czyny twoje Polsko, taka i nasza Ojczyzna. Gmina też, dlatego od zawsze podkreślam znaczenie naszego gminnego czynu z 3 Maja 1981. Od 12 lat także istnienie Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Każdy ma prawo zwracać uwagę na to, co jest mu dane (powierzone) w sposób szczególny. Wszystko razem złożone w zbiorową pamięć i tożsamość wyznacza fundament (płytę tektoniczną) naszego życia wspólnego (tzw. wspólnoty lokalnej, zapisanej w ustawie państwowej i historii Kościoła).

Ale dlaczego nie mogłem iść w poniedziałek, po mszy rocznicowej, na katechezę. Na mszy rocznicowej też nie byłem. Zacznę od mszy:
- żeby nie tworzyć warunków do zamętu i możliwego fałszu. Dano mi do zrozumienia, że jestem dla nich obcym ciałem, a nie daj Bóg, padłyby słowa podziękowania dla mnie (“siewcy nienawiści”, “zdrajcy dzieci komunijnych”), może nawet dzieci by mnie szukały, żeby wręczyć kwiatki. Święty Jan Vianney wyciął drzewa owocowe, żeby chłopaki nie mogli z nich kraść. Nie dlatego, żeby im żałował!
- na katechezie poniedziałkowej zeszłyby się dwa światy, a jeden o drugim “nic” by nie wiedział. Jak mielibyśmy stanąć przed krzyżem w równoramiennym trójkącie?

Dzieci pod koniec klasy trzeciej nie są niemowlakami. Prawie na każdej katechezie powtarzam, że “nie ma wiary, bez myślenia”. Co myślą? KTO WIE? Czy bez tej wiedzy można się rozwijać religijnie, obywatelsko...
Będę mógł wejść do ich klasy na katechezę i stanąć przed krzyżem w ciszy, jeśli najpierw ksiądz proboszcz, albo dyrektorka, albo oboje, wytłumaczą dzieciom, co się stało i co jest, i co, i jak ma być.

Mój świat się zawalił. Nie wiem, czy jeszcze czyjś. Trzeba znów uporządkować fundamenty.

PS.
"Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem, ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz