środa, 29 lutego 2012

Łapacz chwil promiennych

Kiedy ja-ojciec trwam przed komputerem w modlitwie za zamkniętymi oczami, szukając światła, promienie radosne dochodzą z łazienki za plecami. Syn radośnie wyśpiewuje i na cały głos, o małym rycerzu i stepie szerokim.

Głupi w sercu swoim może powiedzieć "cóż z tego" i spytać cenzurująco - "przerwałeś modlitwę? ODPOWIADAM - "Nie, dalej w niej trwam, lecz inaczej. Dostałem znak zza pleców, usłyszałem, więc otworzyłem oczy i nie chciałem już dłużej odsuwać "pierwszego" kontaktu ze światem zewnętrznym. Świat wewnętrzny łączy się we mnie z zewnętrznym. W osobowym świecie. W którym ojciec i syn/synowie stanowią jedno. I córki i żona. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam.

Wiem, że ci, którzy nie rozumieją Ewangelii - nie zrozumieją i mnie. Ich dobra nowina jest ciągle nie nazwana i nie mają języka do opisania swojego życia i przeżyć. Mnie słowo otworzyło i stwarza odtąd cały czas. Pozwala też pisać i pisać i pisać. Słowo i ja - więc i pisanie - stajemy się nierozłączni :)
Tych, którzy nie rozumieją i nie mają (odpowiedniego) języka jest całe "stronnictwo Barabasza", a może "tylko faryzeuszy? - które się organizuje przeciwko mnie i pod drzwi podchodzi. Krzyczą, że wstyd im przynoszę. Oni nazwali się gminą Strachówka!
Przecie im zabronić nie mogę, ani nie śmiem. I nie mam prawa. Niech się nazywają i mniemają. Ja tylko twierdzę i mniemam, że normalnej, historycznej gminie przynoszę chlubę i ją też nieco rozsławiłem i rozsławiam. Zło zmienia znaczenia - na pomieszanie dobrego i tego drugiego, pozwólcie, że nie nazwę. "Pozwólcie, że go nie wymienię". No, kogo i skąd cytuję?

W osobie nie da się rozerwać ojca i syna, świata wewnętrznego i zewnętrznego. Śpiewam hymn uwielbienia, będąc całkiem bez sił. Taka jest siła wolności.

Już po drodze dopisałem, że i w szkole mam takich, no może podobnych jak w szkole, którzy też dadzą mi chwilę promienną. Że i w szkole są takie dzieci, przez które się niebo do mnie/nas uśmiecha i śpiewa i śpiewa i śpiewa.

Po drodze, jak zwykle, mówimy 10 Różańca. Dostałem to w "spadku" po Kanadyjczykach spotkanych na drogach i bezdrożach autostopu po Europie (1979/80). Oni gdy kluczyk do stacyjki wkładali zaczynali - "Je vous salue, Marie, pleine de grâce, le Seigneur est avec vous..." I tak pozostało. Na wieki :)
Piosenki dwie też pośpiewałem w samochodzie. Pierwsza z czasów mszy w kaplicy w Trawach - "Już od rana rozśpiewana, chwal o duszo Maryję...". Druga - "Oto jest dzień, oto jest dzień, który dał nam Pan...". Jakoś tak samo wychodzi. Nie żebym był taki pobożny i maryjny. Taki mechanizm. Takie mechanizmy są bardzo ważne w życiu. Pełnią rolę regulatorów samoczynnych, by rozum nie przeciążał się bez zbytniej potrzeby.

Wpadam do szkoły, by znaleźć kawałek papieru i ołówka. Tak, zrozumiałem, że ciągle są chwile promienne, ale rzeczy rutyny codzienności je zasłaniają. Potrzeba wysiłku, by odsłonić zasłony codzienności. Zwykłe dzień dobry i chwila rozmowy z napotkanym kimś, może zabrać to, co przed chwilą się w nas zdarzyło naprawdę. Promienie przechwycą zwykłe chmury, obłoczki. Możemy światła zgromadzić (zapalić?) i zatrzymać tyle w sobie, by przez chmury się przedarło.

Z radosną refleksją wychodzę pod szkołą z 28-letniej "beczki" - "Po to żyjemy! - kościołem przez chwilę promienną jesteśmy! Kościołem domowym i samochodowym.
Na katechezach było wiele łez. Ale o tym potem. Była wszak jeszcze dzisiaj po pięknym dniu, trudna Rada Pedagogiczna. Szczególnie dla mnie. Prawie zawałowa. Wykańczające nas wszystkich - po trochu, po trochu - nierozwiązane, ba nawet nienazwane adekwatnie problemy. Ale była też chwila podniosła - na zdjęciu :)

wtorek, 28 lutego 2012

Życie przed oczami

Wstań i pisz. Benedyktynki w Nantes już od godziny są na nogach, kameduli może nawet dłużej.
Myśli pogubiłeś? Nie wszystkie. A zresztą w realiach większość zapisana, nie musisz niczego wymyślać. Realia mówią same - stół lub krzesło z powyłamywanymi nogami, kubły od popiołu, szczapy na podłodze do palenia w piecu, psi garnek ze zlewkami. Dzieci jadły w nocy, zostawiły wszystko na stole i schnie. Gdzieś coś przestawię, odsunę i komputer da się wcisnąć. Nie jest źle, sny miałem gorsze. W gównie się babrałem, bo łyżka tam wpadła. Snów się nie cenzuruje.
Nasze życie też gdzieś wcisnąć trzeba. Chwilami bywało przecież jako-tako.

Dzisiaj spadamy lotem ślizgowym. Straciliśmy napęd, więc i sterowność. Najpierw - oczywiście - paliwo. Lądowanie wielkim statkiem powietrznym w takich okolicznościach jest zawsze popisem mistrzowskim. Może nawet ratujemy innych ludzi na pokładzie?

Coś musi jest na pierwszym planie, znaczy, gdzieś główny rozziew prawdy i miłości (burdel – po staropolsku). Mówiąc neutralnie - fałsz lub niedostatek.

Na każdego z nas trzeba by wydać jakąś sumę (kasę) by doprowadzić do stanu używalności. Nierealne. I wcale nie marzenie. Też neutralne stwierdzenie. Najlepiej wiem po sobie. Na mnie? Może jakieś parę tysięcy - na zęby i w ogóle zdrowie, tak zwane. Tylko jak i po co, skoro nie zarabiam? Na samochód z tysiąc, albo dwa od zaraz. Na dom? Pięćdziesiąt, albo sto mogłoby być za mało. Każde z dzieci należałoby zasilić „na dziś” po stów kilka złotych.

Żyjemy. Żyjąc w deficycie życie nawet w nocy mamy przed oczami.

Pojedziemy do szkoły. Czasem razem. Grażyna jest dyrektorem. Spytają jej ludzie o rzeczy fachowe, co z budżetem może, czy można planować wydatki w dziale takim a takim, zrobić zastępstwa za kogoś, odpowiedzieć na pismo, albo jakiemuś niecierpliwemu rodzicowi lub urzędowi dać po-słuchanie, serce, swój umysł i głos. Dać siebie, do końca. Takie ideały nam przekazano, uwierzyliśmy, wzięliśmy za swoje. Lepiej lub gorzej każdemu wychodzi.

Kto spyta, jak dzieci, czy ma im co wysłać przekazem elektronicznym i jak sobie radzi? Nie spyta, jak znam życie, proboszcz, wójt, koleżanka mało-która. Ja na dodatek jestem tylko oficjalnie w tej gminie "siewcą nienawiści", więc oficjalnie pomóc za wiele nie jestem w stanie. W szkole moja obecność jeszcze bardziej pogarsza sprawę. Rodziny nie powinny pracować w tych samych jednostkach budżetowych. Tak samo, jak bracia nie powinni być prezydentem i premierem na jeden raz, zarazem, znaczy przynajmniej w tym samym czasie. Zasady sobie, a życie sobie - niestety - także z naszym udziałem lub przyzwoleniem.
Całe życie mam wcześni dziś rano przed oczami. Teraz już pod kontrolą, bo wstałem - jak długo można rozpaczliwą modlitwą odpychać znaczenia i udawać, że się śpi?! Mam je (życie) teraz chociaż pod palcami i na klawiaturze.

Z biedą da się żyć. Afryka głoduje. Straszne filmy oglądaliśmy wczoraj na katechezie. Tylko płakać - i płacze strasznym szlochem autorka nie tylko reportażu. Dałem na Facebooku, dzieciom-uczniom powiedziałem, że kto jest tam wśród moich znajomych - znajdzie. Na moim bliskim i kochanym koncie, bliższym i bardziej kochanym z każdym nowym znajomym i z każdym dzieckiem z Afryki! Nie wypowiadajcie lekkich opinii o Facebooku przy mnie - proszę. Profesor Piskorski też stosuje i nam podsuwał stosowanie Internetu w dydaktyce. Niektórzy w klasie piątej mówili, że nie chcą tego oglądać. Bo straszne. Więc im powtarzam, żeby oczu nie odwracali, bo to jest nasz prawdziwy świat. Jak prawdziwa jest Strachówka o której piszę od lat. Jeden, jedyny, nie ma innego. To znaczy za życia. Wierzymy w życie wieczne, więc inne, po życiu na ziemi. Ale ja nie wierzę naiwnie z wyobrażeniami aniołków ze skrzydełkami, diabełkami jak w bajce, Panem Bogiem na chmurce itd. Moja wiara rozumna mówi tylko i aż, że wszystkiego nie znamy, a o czym nie da się mówić, albo wyobrazić, to po co? Ja żyję wiecznością! Między życiem a śmiercią, a nie między szczeblami kariery i powodzenia wśród was. Każde słowo i zdanie można interpretować przeciwko mnie, albo za mną. Tłum miał kiedyś nawet wolność wyboru - Jezusa, albo Barabasza.

Jest prawda. Wieczna prawda jest na przykład w słowach Jezusa z Nazaretu. O drugim człowieku i o sobie samym. O przebaczeniu, miłości bez granic, po krzyż. Po co mam wymyślać bzdurki na sposób nowo-ludowy, na sposób inny? Komu to po co? Nie mnie.

Wczoraj nie dało się mi oglądać sztuki z wielkimi aktorami w TV, bo tekst był rzadki. Próbował trącać o wielkie tematy. Mówili coś o śmierci, o życiu, o samotności, o rodzinie, ale jakoś to wszystko nie trzymało się – znów podkreślę, że „dla mnie” - kupy, czyli Większego Sensu. Jaki pan, taki kram. Taki poziom rozumienia życia oglądamy na co dzień w telewizyjnych programach śniadaniowo-popołudnio-wieczornych. Już nie tylko w serialach brazylijsko-peruwiańsko-ogólnoświatowych. Przecież także w rodzimych produkcjach, redakcjach, rozgłośniach i stacjach telewizyjnych. Infantylizm w roli mądrości i sztuki życia!? Yes, yes, yes.

Czy tak być może także z weselem Norwidów? Zagrożenie jest, wystarczy zaniechać wysiłku myślenia. Wszyscy na to mogą mieć „pomysła”? Oczywiście - i to jest OK. Jest pomysł, jest bryka, gra muzyka, będzie widowisko. OK po raz drugi. Cieszyć się trzeba z każdej formy współpracy w gminie i pomiędzy nimi. Moją rolą w tej sztuce jest mówić o faktach. Tak nakazuje realizm.

ŻEBY IŚĆ ZA KIMŚ
- VADEMECUM –
TRZEBA O NIM COŚ WIEDZIEĆ
I TROCHĘ SIĘ NIM ZACHWYCIĆ.

Wesele Norwidów - czyli jakie było, ma być? Na ludowo? Na staroświecko? Było przecież, więc jakieś.
Ale w naszym (moim) zamyśle pierwotnym i genetycznie wam danym, jest zanotowane - w pocie czoła szukaj znaczeń! Nie uciekaj od pracy prawdziwej, czyli najpierw w Słowie. Bo ono jest na początku. Sens, zamysł, koncepcja. Nigdy – antykoncepcja. Antykoncepcja – z definicji jest jałowa, bez-płodna. W ten sposób Łapka wymyślił i wdrukował w niektórych ludzi wizję anty-Kapaona :-)
Jak to teraz iść z nim, za nim, obok... jeśli uwierzyło się w anty-koncepcję gminy?

Szukaj u wieszcza, nie podpowiedzi - najpierw tego, co on sam mówi wprost. Przekazał swoje myślenie na różne sposoby. Wyczytaj w wierszach, listach, bajkach, rozprawach, np. w rzeczy o wolności słowa!!
On szukał i nam nakazał odpowiednie dać rzeczy słowo. Słowo na początku i na końcu jest chyba. Słowo jego przetrwało? I nas przetrwa. Trwa. Bo w słowie jest prawda wieczna. Innej nie ma, choć zapominamy.
Ale wiele osób nie może do dzisiaj uwierzyć, że jest coś takiego jak wolność słowa! Po 45 latach realnego socjalizmu w Polsce i po 16 latach pozornej demokracji w gminie i nam jest trudno uwierzyć w tak wielki dar. Wystarczy zajrzeć na Facebook, na inne na strony, na głuchą przestrzeń debaty publicznej między nami i posłuchać prawie przerażonych uczniów wizją wystąpień w turnieju debat w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. WOLNOŚĆ (SŁOWA) RODZI SIĘ W TRUDZIE. „Gmina po Łapce” odkrywać będzie - na sobie i bardzo powoli – swoje/jego ponure dziedzictwo. Są skutki? Muszą być przyczyny. Tak mówi nauka. Jaki pan – przez 16 lat – taki kram. A to? - Mądrość przecież(!) ludowa!

Życie przed oczami potrafi już o szóstej rano mieć skończony zapis. Mniej więcej. Więc po co reszta dnia mi dana? Zarobić nie mogę, utrzymania rodzinie nie dam. Cóż zresztą komu po? - siewcy nienawiści.
To czym jest ta gmina? W dzisiejszym – po Łapkowym - wydaniu? Gdzie większość znaczeń została zmieniona!

Życie przed oczami mam chyba od dawna. Przecież większość spraw już jest opisana, zasygnalizowana w wierszykach, które kiedyś się pisały i jakimś sposobem przetrwały próbę przeprowadzek, wilgoci i moli. Jestem zaskoczony. Bo przetrwać w tym kontekście, czy zdać egzamin czasu, zawsze znaczyło - obronić swą formę i treść. Obronić się jeszcze w pokoleniu dzieci, nie czekając wnuków. „Wierszyki” - myślał sam autor - amatorsko szczerą potrzebą zapisania poszukiwań, ideałów, przeżyć i wartości. Siebie samego właśnie i swojego... życia? Czasu? Wiary i rozumu? Wiary poszukującej zrozumienia.
Fides Quaerens Intellectum - jak mawiał Anzelm z Canterbury syn Longobarda Gundulfa i Erenbergi urodzony w dolinie Aosty. Dobrze, że i tam pielgrzymowałem. Nie tylko do grobu Tomasza Manna i Taize, tej wiecznej wiosny w kościele. Wojtyła też. W jego przypadku podróż po Europie odkryła też ważki example księży-robotników. On też był - i to w czasie wojny światowej, wszystkich ze wszyskimi - robotnikiem.

Statek powietrzny, Gundulf i wojska na smokach latające każą przypomnieć sobie o Pieśni śpiewanej z potrzeby katechetycznego serca i rozumu.
Tu Józef K. grać przestał. Odpoczywa. Siewca nienawiści - dla znaczących osób w swojej „ukochanej”, przez przodków wybranej gminie. W dzisiejszej Polsce ziejącej małością do wszystkiego, co kogo przerasta! Pozostałość walki klas, ustroju chłopów i robotników, jak chciał Marks z Leninem, Stalinem, Engelsem i Jaruzelskim. Nawet przejściowo z Wisławą Szymborską i dużą częścią inteligencji wojennie skażonej. Byli nawet księża, nie tacy znowu patrioci. A Caritas był zawieszony przez kościół, żeby nie legalizować fałszu. Dziś życie w zalegalizowanym kłamstwie jest smutną normą tu i ówdzie w kraju i najdziwniejsze, że wielu nie dziwi.

Para-doksalnie tu i ówdzie normą chce być, się stało, że to tym, którzy mówią prawdę każe się milczeć i ustąpić z drogi. Komu - tylko karierowiczom bez-klasowym? Czy ojcu kłamstwa? W pewnych samorządach, w pewnych resortach, może i partiach tak się dzieje. Mniej lub bardziej. Nie wyrzuci się tak łatwo homo-sovieticusa (po co szukać innych nazw, ta jest całkiem dobra, wyrazista i prosta jak cep, młot i sierp). Ten zły duch siedzi w narodzie i trzyma się dobrze. JRR Tolkien myślał i pisał, z kolei, w kategoriach i obrazowaniu dużo starszym i dużo biblijnym. Żeby u nas się odtworzyła taka inteligencja trzeba lat. Ale najpierw chyba nawrócenia na wiarę rozumną, nie deklaratywną. Stara - może konserwować podziały i uprzedzenia, wystarczy włączyć Toruń i trwać przy odbiorniku, albo antenie satelitarnej, jakąś chwilę. Anzelma nie ma tam za wiele, ani jego ojca Gundulfa. A matka Erenberga też może być podejrzewana o związki lub pomylona z Eriką. Brzmi groźnie, nawet „tylko” w słowie pisanym i mówionym.

Reationy inconate” – takiej chciał komputer weryfikacji obrazkowej pod komentarzem - „Wpis jest chamski, bez kultury niezbędnej u ojca, matki, wychowawcy, bez względu na płeć i nazwisko autora. Każdy kto kręci, wcześniej czy później sam się pogubi, nawet na własnym blogu. Nie zdoła niczego sprostować ten, kto sam jest pokręcony i boi się prawdy o sobie. Nie wiem kogo widzi, patrząc w lustro, ale założę się, że nam tego nie powie. Mówię oczywiście o każdym NN.”

Nawet maszyny już nas dawno rozgryzły. Będę zamiennie używał NN i reationy inconate. Maszyny tworzą nową niby-mowę.

PS.
Nie uwierzycie! Grażyna wróciła z kulturalnego posiedzenia Rady Rodziców przy kawie lub herbacie w samym sercu szkoły, w pokoju nauczycielski. Niektórych życie w prawdziwej godności i zaszczyty przerosły. A ja przecieram oczy! Przecież pisałem o tym o 6.00 rano! Jestem – stety i niestety - prorokiem.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Gmina według Łapki

Kazio może był prosty chłop, jak chcą i mówią niektórzy, ale gmina jaką po sobie zostawił, nie jest dobrze kultywowaną wielopolówką. Jego 16-letnie rządy wywarły niszczący wpływ do samych korzeni. Z-ugorowały?

Żyjemy w świecie znaczeń. Nie samych rzeczy, które nas otaczają. Bo człowiek nie jest rzeczą, ani zwierzęciem. W człowieku najważniejszą i zarazem najwrażliwszą sferą jest świat znaczeń, rozpoznawalny i mający znaczenie tylko w życiu osób. Którym nadaje sens.
O znaczenie znaczeń zepnę się nawet z żoną dyrektorem. A nawet z samym wójtem np. nie o odznakę (gwiazdę) za czyjąś działalność, ale o sens Rzeczpospolitej Norwidowskiej, a jeszcze bardziej o Solidarność i Pierwszą Kadencję Samorządu, bez których nie byłoby ani gwiazd, ani nawet Kazika Łapki jako wójta, bo Mirkowi Subzdzie by nie podskoczył? Albo o moje – mieszkańca i obywatela głuche apele do władzy, bez słowa odpowiedzi???!
Gdybym musiał wybierać, czy zapisać podarowane mi znaczenia, czy przyjąć rutynowe lekarstwa, wybrałbym pewnie znaczenia (chyba, ze byłby to zawał lub inne bezpośrednie zagrożenie funkcji życiowych). Mam wiersz o potrącaniu znaczeń, sprzed 30 lat. Że nie wyjdę z domu, żeby ich nie... Zawsze były dla mnie ważne.

Kazik był klasycznym pomieszaniem dobrego i złego. Pomieszaniem znaczeń!!!

To wszystko JEST teraz naszym życiem i światem „po Łapce”. Po całej epoce -16 lat!!!
Nie chce w to uwierzyć wielu znaczących dzisiaj mieszkańców. Mówią, że demonizuję. Dobre określenie. Bo jeśli prosty chłop robi coś z precyzją zegar-mistrza – to kto to robi? Kto jest jego -mistrzem? Kto jest nazwany ojcem wszelkiego kłamstwa?

Skutki, przeraźliwe skutki, potwierdzające (niestety) moją tezę, będą się ujawniały przez długi czas. Jak długo? Może trzeba znów mierzyć miarą pokoleniową. Zapomnijmy o szybkich zmianach na lepsze. W leczeniu chorób też się mówi, że nie wystarczy leczenie objawów (skutków). Trzeba sięgnąć do przyczyn. Nie widzę takiej woli u nikogo, kto ma u nas odpowiednie wpływy.

Zostały rozdane nagrody „Super Samorządu”. Jednym z laureatów jest Zielonka! Hurra! Brawo! Bis! Będę wam śpiewał "brawo biało-czerwono-zieloni" - jak kibic prawdziwy!
W licznych artykułach prasowych i na wielu ważnych adresach internetowych (prezydent.pl) wyliczane są ich osiągnięcia. Nazywane po imieniu. Padają konkretne przykłady:

- ujednolicenie adresów internetowych radnych
- objawienie się radnych wśród „ludu” przez noszenie koszulki „jestem radną/radnym” na ulicach, placach, sklepach, w szkołach, urzędach, miejscach pracy zawodowej i w sferach towarzyskich itd.

Te dwa prostotą genialne pomysły każą myśleć o samorządowej historii Strachówki i jej kolejnej – obecnej – odsłonie.
Nie mogę sobie wyobrazić "naszej" radnej zwracającej na siebie uwagę uczniów, nauczycieli, pracowników, rodziców w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej.
A ułatwienie dostępności w Internecie? Mamy do czynienia wręcz z czymś przeciwnym! Z blokowaniem dostępu do swojego konta i cenzurowaniem wypowiedzi użytkowników tego najbardziej demokratycznego, z definicji, medium!
Jeśli te zachowania towarzyszą komuś, kto z racji dyplomu powinien znać się i rozumieć istotę funkcjonowania społeczeństwa i mieć o nim wiedzę – to nie trzeba lepszego dowodu na to, że JESTEŚMY GMINĄ WEDŁUG ŁAPKI. Na wzór i podobieństwo. Na tym to polega m.in., żeby nic nie powiedzieć publicznie w jasnej formie, bo to zobowiązuje. Ale wiedza jest właśnie po to, by była jednoznaczna i publicznie głoszona, w te i wewte.
Prawdziwej wiedzy jednak schachmęcić się nie da. Można samemu i całkiem prywatnie mieć kompleksy (takie prawo natury), ale uczniów nie można traktować jak analfabetów w przestrzeni publicznej (takie prawo kultury). Nie dzisiaj – w dobie Internetu i demokracji partycypacyjnej. Starsi uczniowie doskonale wiedzą, co jest grane, albo co - w gminnej i szkolnej trawie - piszczy i kto jest kim. Mogą nam kiedyś zrobić niezły kabaret "Qui Pro Quo".
Pozostaje nam tylko stanąć ze swoją wiedzą i ich wiedzą naprzeciw siebie i wszystkiemu sprostać w szczerej debacie. Oczywiście – bardzo kulturalnej, wszak jesteśmy pedagogami i wychowawcami. Uniki i pozoranctwo pogarsza z każdym dniem życie prywatne i publiczne.

Żyjemy w świecie znaczeń. Znaczenia wyrażane są pojęciami, pojęcia - ubierane w słowa.
Dostaję codziennie znaczenia, deszcz, lawinę znaczeń – jako osoba myśląca, homo sapiens. Jako autor wyćwiczyłem się w ich zapisywaniu. To wcale nie jest proste, dla zwykłego chłopa. Trzeba mieć specjalny odruch chwytny. Wychwytywać poręcze i ślady ludzkiego osobowego znaczenia istnienia. I szybko zaciskać chwyt (wychwytem, podchwytem, nadchwytem), by się nie wyśliznęły.

Wygląda to niepozornie, może śmiesznie, bo kręcę się, latam i szukam kartki i długopisu, gdy komputera nie ma pod ręką. Także na przerwach, na dyżurnym korytarzy, na... BO ZNACZENIA (SENSY) DOSTAJEMY W KONKRETNYCH SŁOWACH! W NAZWACH FRAGMENTÓW RZECZYWISTOŚCI NASZEGO REALNIE SIĘ ROZGRYWAJĄCEGO ŻYCIA. Na początku było - w naszym kręgu kulturowym, jak ładnie się mówi - Słowo. Przez duże "S".

Więc jeśli nie zapiszę „świat według Łapki”, natychmiast, kiedy jest mi dane, nawet jeśli potem samowolnie zmienię-dopasuję na „gmina według Łapki”, albo „z której widzą mnie strony” - to coś (czyli sens podarowany) będzie za mną chodziło, ale z trudem będę próbował ustalić – co? Słowa – tak, jak są dane, i kontekst sytuacyjny - mówią najwięcej. Na początku było i jest słowo.

Sprawa Józefa K., mieszkańca i obywatela, tak jak ją wydrukował w mentalności co niektórych mieszkańców wójt Łapka – jest bardzo miarodajna. No bo – łatwo sprawdzić – mam kilka dobrze udokumentowanych stron, i żadnej się nie wstydzę. Co więcej, uważam za powód do chwały.
- strona patriotyczna - założyciel Solidarności RI w gminie
- strona patriotyczno-religijna – katecheta Kościoła Katolickiego (mgr filozofii chrześcijańskiej)
- strona-stan cywilny – żonaty, dumny ojciec wielodzietnej rodziny
- strona polityczna – samodzielnie myślący samorządowiec z krwi i kości (wójt I-szej kadencji)
- strona kariery zawodowo–żadnej, nauczyciel pokorny, podwładny własnej żony-dyrektorki, wieloletni kierownik kolonii Caritas
- strona pasji życiowej – pisanie (prowadzenie bloga) w „Osobnym świecie”

Nie jestem doskonały. Czekam na krytykę. Ale co macie do zarzucenia (odrzucenia) wymienionym stronom? Wiem, Łapka wam powiedział, że ma być inaczej! Każdej mojej stronie dopisał anty-.
Fajne pomieszanie pojęć. On, który rozpoczął od zdrady przyjaźni i własnego słowa! Ten, który jest podobno tylko „prostym chłopem” (to nie moje określenie, nie śmiałbym tak) pisze mi na nowo życiorys! Jaką trzeba mieć władzę nad umysłami, żeby osiągnąć taki efekt? I to na kim? Radna, radni, wójt itd. Rozpoczął od zdrady, potem miał ich dużo.

A ja dzień rozpocząłem od wpisu na blogu (wszystko, co powyżej), potem pojechałem do szkoły. Nie żyję przecież tylko kłótnią z byłym wójtem i obecna radną :)
Skądże znowu! Muszę nawet powiedzieć, że wracam pod ogromnym wrażeniem. Tyle. Bo - czego? Zdaje się, że ten zwrot zazwyczaj jest z dopełnieniem. Ogromnym wrażeniem urobku pedagogicznego? Bo chyba nie samych przeżyć osobistych i wrażeń. Moje katechetyczne ucho dobrze słyszy ciszę. Inna jest pusta cisza, inna głucha, a inna współ-duchowa. Uczestnicząc we wspólnocie przeżycia mamy tego świadomość.

Dla wspólnoty najważniejszy jest dawca.

Słysząc ciszę w końcowej modlitwie w klasie 6-stej widzę, czuję, rozumiem, że większość czuje podobnie i nie odrzuca tego wewnętrznego przeżycia. Czyli, mamy to samo źródło życia wewnętrznego, przynajmniej przez chwilę. To jest właśnie m.in. przeżycie wspólnoty wiary, o którym mówił biskup Grzegorz z Krakowa. Czy muszę mu dodawać rodowego Rysia? Mam nadzieję, że też jest między nami braterska wspólnota. W Duchu jesteśmy jednym, oznaki władzy i hierarchii w organizacji są sprawą drugoplanową. Tak przeżywam wiarę i życie w kościele Jezusa z Nazaretu od bardzo dawna. Zalążki tego otrzymałem na chrzcie, a może nawet przy poczęciu i narodzinach z matki i ojca ziemskiego. Resztę sobie może wymodliłem? Może wyczytałem, choćby z ust Andrzeja Madeja, może z mądrych ksiąg św. Teresy od Jezusa w zawziętej lekturze od brzasku do zmierzchu dni kamedulskich w Krakowie. Gdzie biskupem teraz jest Ryś, znaczy brat biskup Grzegorz od katechezy, historii kościoła i duszpasterstwa młodzieży nie tylko seminaryjnej. Tak chcę widzieć kościół. W takim kościele chcę dożyć i umrzeć.

******

Jeśli nie wyprostujemy sytuacji między nami, aktywnymi mieszkańcami-obywatelami pięknej i dumnej gminy Strachówka, bo FAKTYCZNY KONFILKT (o sprawy zasadniczych wartości) rzutuje w ogromnym stopniu na klimat pracy i bycia ze sobą w szkole, kościele, w sklepach.... to ?????
„Pieśń Konfederatów” jest przykładem, jak działa świat znaczeń. Słowa Juliusza Słowackiego żyją i pulsują we mnie za każdym razem, gdy śpiewam z uczniami.
Fałsz, czy normalność ma być wśród nas??? Katecheta jest jak otwarta rana... przywilej Jezusowy... może inni potrafią z tym żyć.

Naszym problemem, który boleśnie doświadczamy w życiu szkoły, gminy, parafii i obserwujemy w życiu polskim bardzo (na wyżynach państwa) jest brak umiejętności prowadzenia publicznej rozmowy. W tym braku kryje się pewien podstępny mechanizm – że próbę rozmowy w tzw. przestrzeni publicznej – czyli coś co jest normalne - uznaje się często (przeważnie?) za obrażanie, atakowanie, sianie nienawiści. Jeśli podtrzymujecie tezę, że katecheta sieje nienawiść, albo nie potraficie jej odrzucić - to przyznjecie, że żyjecie w patologicznym miejscu na ziemi.

Może każdą rozmowę trzeba zaczynać od preambuły, przypomnienia reguł i zdefiniowania wielkimi literami O CO W NIEJ CHODZI. Problem to wśród nas prawie filozoficzny, skoro Norwid się skarżył, żeśmy żadnym społeczeństwem, a Ingarden napisał słów kilka o owocnej dyskusji. Muszą być spełnione warunki! To nie może być sąd nad kimś, nad nikim, tylko prezentacja swojego stanowiska, wizji i racji za nimi.
Jesteśmy, jestem, w różny sposób tego egzemplifikacją.

Brak w życiu gminnym tak zwanej przestrzeni publicznej (dzisiaj najłatwiej w Internecie) jest formą analfabetyzmu. Źródeł może jest więcej, ja wymieniam jednym tchem trzy:
- 45 lat anty-społecznego(!), anty-wspólnotowego, anty-personalistycznego ustroju PRL
- mały udział wiary osobowej w tradycyjnym katolicyzmie w kraju nad Wisłą
- w naszej gminie dodatkowo 16 lat anty-demokratycznych rządów wójta Łapki ( z ogromną rolą propagandy szeptanej i łamania praw obywatelskich)

kl.1
Boże mój, Boże, chociaż Ciebie nie widzimy, to jesteś tu z nami, w miejscu gdzie jesteśmy najlepsi. Cytuję te słowa od Krasnobrodu z najmądrzejszej broszurki w katechezie dzieci, którą chyba wtedy kupiłem, a może jeszcze wcześniej. A może mówię je już od siebie!
Z Tobą możemy być mądrzejsi, mocniejsi, naucz nas miłości i przebaczenia (coś jakoś tak, ale w oryginale zawsze jest lepsze, bo pochodzi prosto z Ducha. Zapisywanie jest przypominaniem, cytowaniem raczej, bardziej niż mniej nieudolnym).

kl.6
Było przeżycie! Na koniec, w modlitwie Juliusza Słowackiego! Muszę posłuchać nagrania w domu i oddać to przeżycie - w jakimś stopniu przeżycie wspólnoty wiary i wizji świata - z niektórymi uczniami z klasy 6. Cieszę się, że mogę śpiewać i przeżywać Hymn Konfederatów jakby nigdy nic, a świadkami i uczestnikami są moje dzieci! To niesamowite. TO NIEZWYKŁY DAR!!!! Poruszający do szpiku. I katechetę, i ojca. Gdybym nie zapisał tego drżenia serca NATYCHMIAST też pewnie bym stracił w wichurze zwykłych spraw, psującego się samochodu, palenia w piecu itd. Byłby to ogromny rodzicielski grzech.

Jedno mam życie. Jak wielką rolę odgrywa do dzisiaj od tygodnia już Juliusz Słowacki.
Mam też nowego pomysła (język kiepski, czy film)- ja mogę iść na spotkanie do SPS, byle zechcieli zaprosić, a my ich możemy zaprosić na spotkanie zorganizowane przez nas – RzN. Ale, ja – oddzielnie, a Grażyna, gdyby chciał i oni jej chcieli - oddzielnie. Ja mam inną rolę i historię we wspólnocie lokalnej, ona, jako dyrektor - ma jasno określone i wypełnione miejsce i misję i przemyślenia. I godność i serce, i duszę - i taką ją kocham, jako odpowiedzialnego za siebie i innych człowieka.

SPS-ie - teraz kolej na wasz ruch dobrej woli!

PS.
Dzień kończę oglądając na żywo transmisję obrad Rady Miasta Zielonka. Mają Super Samorząd. Jest od kogo się uczyć. Gmina według Łapki nie ma szans.

niedziela, 26 lutego 2012

Są owoce, przyjdzie wiosna :)

Myśl nagła przyszła – taka jak w tytule. Dwa razy już do niej się przysiadałem, dwa razy już dzisiaj padłem ofiarą znikającego tekstu. Znika cały, zostają dwie, trzy litery. Za pierwszym razem mówiłem sobie – tylko bez paniki, wszystko było z ciebie, jest, musi być w tobie, tylko spokój zachowaj, masz szansę przywrócić większość z tego, co było ci przed chwilą dane.

Nie powiedziałem słowa, nie wstałem od klawiatury, nie piekliłem się wcale. Za kolejnym razem było trochę gorzej. Grażyna widziała. Ale skoro jestem na początku tekstu, to może chociaż główną myśl uratuję.

Zaczynam po raz trzeci. Boh ljubit trojcu – pocieszam się z wiarą. Zadaję sobie przy tym całkiem serio pytanie, czy to ja padłem ofiarą znikającego tekstu, czy tekst padł ofiarą czyjąś? Temat wzak na tapecie sążnisty, do żywego mięsa. Do bólu. I za każdym razem piszę bardziej nerwowo, szybko chcąc odzyskać to, co utraciłem. Te okoliczności nie sprzyjają nadmiernie delikatności. Mogę rąbać z całej siły, ze strachu. Pies też tak atakuje i gryzie. Ale – tłumaczę się – gdyby nie było przyczyny i wszystko szło smoothly między nami, może byłbym barankiem i owieczką Molly. Nie pytaj, dlaczego dwupłciowy i sklonowany. Sam nie wiem.

Owoce natychmiast przychodzą mi dwa - do głowy:

1) wspólnota lokalna w warunkach Polski i narodowej kultury to (przeważnie?) szkoła, parafia, gmina... wójt, pan, pleban, dyrektor szkoły... 2) dialog wewnętrzny lub inny sposób auto-prezentacji świata duchowego-wewnętrznego jest nieodzowny w naszej (chrześcijańskiej) kulturze.

Paradoks to straszny, że nasz sposób życia wspólnego ciągle jest pod ogromnym wpływem minionego systemu materialistyczno-marksistowskiego. Życie otwarte na wartości i świadczenie o nich wszem wobec? Nie do pojęcia (zaakceptowania) jest dla większości rodaków, ochrzczonych przecież. Wraz ze chrztem przyjęliśmy inne – wyższe - życie, inne zasady. Niestety, wzory zachowań społecznych dłużej trwają niż stare systemy.

Paradoks to okrutny, szyderstwo czasów, że wykazujemy więcej podobieństw do kanonów marksistowsko-materialistycznych niż osobowo-ewangelicznych. Idąc dalej, można wykazywać, że wielu przywódców życia publicznego bardziej podobnych jest w swoich zachowaniach do towarzyszy Gierka, Gomułki, może i Jaruzelskiego niż do „ukochanego” papieża. Nasz „ukochany” był przede wszystkim błogosławionym człowiekiem. Błogosławieni, równa się - szczęśliwi. Szczęśliwi - pełnią osobową, zakorzenioną w Osobowej Wartości Najwyższej. Szczęśliwi chcą się dzielić, a jeśli mają jakieś wrodzone zahamowania, to włącza się w nich silne poczucie powinności moralnej i starają się je przewalczyć w ciężkim trudzie przez całe życie. Wrodzone słabości nie mogą być wyrokiem dla osoby zbawionej wiarą w Jezusa z Nazaretu z całym Jego osobowym przykładem życia, słów i czynów. Człowiek, który uwierzył i przyjął zbawienie może nadal być słaby, ale nie udaje kogoś innego. Ma odwagę być sobą. Przyznać się z godnością do własnych słabości. Tak podobno - z jąkaniem i innymi wadami - został ktoś nawet królem.

Czy ktoś docieka, co miał wrodzone, a czego nie miał nasz „ukochany”? Jakie opcje, upodobania, słabości itd.? WAŻNE KIM BYŁ. KIM JEST. KIM SIĘ STAŁ – Z CAŁYM PRZECIEŻ WYPOSAŻENIEM BYTOWO-OSOBOWYM. Każdy ukochany – nie tylko Papież-Polak.

I tak ma być z nami. Tłumaczenie się „bo ja taki jestem” - jest niepoważne i bardzo niegodne chrześcijanina. Chrześcijaninie! – masz być na wzór Jezusa z Nazaretu. Nie tłumacz się. Nie szukaj w sobie innej ewangelii.

Tak, czy inaczej, ci co uwierzyli i są otwarci, szukają innych, zapraszają, goszczą itd. Podają przysłowiowy (ewangeliczny) kubek wody, herbaty, chleb z bułką, kawę z łykiem wina lub koniaku. Nic co ludzkie nie jest im obce. Tak myślę o Janie Pawle Karolu Wojtyle.

Ci "po-marksistowscy przywódcy ludu" może nawet uśmiechają się na ulicy, pewnie bardziej do mieszkańców, niż bliźniego i brata swego w tym samym duchu. Mijamy się na ulicach, w sklepach, bankach, na poczcie i innych budynkach publicznych (bo nie prywatnych, niestety), o zgrozo - może także w kościele, tak naprawdę - ni współcześni, ni bliscy, ani sobie znani. Ręce imając, śliniąc się szczelnym uściskiem. Głębia pomiędzy nami wre i oceani. Widać – takie już mieliśmy zadatki przed realnym socjalizmem. Norwid doświadczył w sobie kiepskich stron rodaków. A swoją drogą – był rówieśny Marksowi. Mógłby i dzisiaj wiele nam wytłumaczyć.

To - swoi, to – nasi! Polarnie nieświadomi siebie i osobni; dość, że nad nimi jedna lampa zapalona, albo tę samą gminę zamieszkują i moda jedna wszystkich wzajemnie podobni.

Norwid wiedział, że ludzki świat jest tam, gdzie łza drobna płynie! Albo dialog wewnętrzny się toczy. Oj Marksie i Engelsie, na jak długo zawłaszczyliście nie serca - na szczęście – ale styl życia wspólnego. Nieewangelicznego przez to bardzo. Bez objawiania siebie sobie nawzajem nie ma Ewangelii! Nie ma Ewangelii ? – nie ma dobrej nowiny. Zła nowina w jej miejsce między nami króluje. Bardzo to marksistowsko-materialistyczna wizja świata (naszego). A Norwid nie mógł przewidzieć, że nawet z pomocą Internetu się nie objawimy.

Moja myśl jest kierowana. Poszła w inną stronę niż dwie godziny temu. Życie nie stoi w miejscu. Wiele słów, obrotów zegara, zdarzeń pobocznych, małych, mniejszych, większych, zew-i wewnętrznych się przetoczyło nade mną i nami. Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozdziela. Jesteśmy całością. Jest to, co jest, a nie to, co chciałbym może przez chwilę, by było.

Telewizja jest kolejnym wtrętem prosto w serce posta, nie po raz pierwszy – o dziwo – i całkiem do rzeczy. Między Ziemią a Niebem. Dziś – o katechezie. Materiał filmowy jest z „Misji miast” i mszy dla rodzin z małymi dziećmi u dominikanów. Niby oczywistość, ale nie u nas. Trzeba rozumieć inkulturację religii w każdym czasie i miejscu na ziemi. W studio o tym mówią – ksiądz jezuita-katecheta, pani antropolog kultury, studenci od miejskiego parkouru, misjonarz z długa brodą i licealista-aktor z Księdza Mateusza i Rodzinki.pl. Dam parę cytatów:

- „nasz ksiądz raz w miesiącu zaprasza do siebie. Spotykamy się u niego w mieszkaniu, gotujemy, a ponieważ jest fanem kuchni hiszpańskiej to tortille - „siostra też zapraszała, piekłyśmy ciasta i pozwalała nam-dziewczynkom pokręcić się w sukienkach komunijnych przed kościołem”

- o Adam Malinowski sj z wielkiej Łodzi lubi obserwacje astronomiczne, ma teleskop, szykuje przenośne obserwatorium, na lekcjach potrafią połączyć się przez Internet z obserwatorium w Arizonie i w niebo spoglądać. W ferie, i nie tylko, organizuje wycieczki, wspinaczki.

- inny ksiądz (a może ten sam) zgłosił się do młodzieży z prośbą pomoc w nawiązaniu kontaktu z grupą, poszedł do klubu chrześcijańskiej szkoły parkouru heavenlyparkour.pl - więc dosłowną rację ma młody człowiek, że „u niego w szkole rozmowa z księdzem może być odskocznią”

Bywa więc dobrze także z katechezą. Policzono nas, co do kropki i joty i zapisano w księdze 40 tysięcy. Niestety 40% z nas miało epizody depresyjne, wielu chciało odejść. Nie jest to łatwy zawód-powołanie. W wielkim mieście Warszawie są problemy z zatrudnieniem katechetów.

Misjonarzy jest w Polsce 2174. Świecka misjonarka pomagała krajowcom w Afryce w dziele oświaty - „odkryłam swoje miejsce w kościele”. Chciałbym jej dopytać - a w życiu i w kosmosie jeszcze nie? Ja taką najszerszą perspektywę widzę od dawna. Jest w niej mój kościół.

Filmik, choć krótki, dobrze ilustruje słowa misjonarza, że najważniejsze na misjach jest - „wejść jak najgłębiej w kulturę, niczego nie można nakazać, trzeba zawsze tylko proponować! Msza misyjna - w Nowej Gwinei(?) - musi obronić się sama! Jako radosne wydarzenie osadzone w miejscowej kulturze - nie nakazany, rytualny obrzęd.

Biskup Grzegorz Ryś, odpytywany na tę samą okoliczność, daje mądre odpowiedzi. Wiadomo – profesor. „Wiarę przekazuje się przez wprowadzenie do wspólnoty wiary... w niej może narodzi się miłość, czyli, że osoba wolna czuje się pociągnięta przez atrakcyjność tej prawdy, którą poznała na katechezie”.

A papież (B16) głosi Chrystusa i wiarę nawet na Twitterze. W Krakowie uruchomiono nową usługę religijną - telefoniczne umawianie się na rozmowy duchowe i spowiedź.

Nie można głosić królestwa niebieskiego gwałcąc kulturę (miejsca) i ludzi. Fuj, z taka nakazowo-instytucjonalną religią. Misjonarz, ksiądz, zarządca (bądź sługa) wspólnoty – musi być człowiekiem, który rozumie i wchodzi w daną kulturę. Na przykład jak Karol Wojtyła, najpierw młody wikary w Niegowici, potem stopniowo, duszpasterz młodzieży studenckiej, doktor filozofii, profersor teologii, biskup, arcy, kardynał i papież. BYĆ CZŁOWIEKIEM NAJPIERW BYĆ TRZEBA, GOŚCINNYM, OTWARTYM, SŁUŻEBNYM - POTEM DOPIERO KATECHETĄ, PROBOSZCZEM, BISKUPEM, PAPIEŻEM.

Tak samo zresztą katechetą świeckim, nauczycielem każdego przedmiotu, wychowawcą, wójtem, radną, autorem bloga, dyrektorem szkoły, czy bloggerem. Być szczerym człowiekiem!

Dobrze, że telewizja się włączyła w moje rozmyślanie i pisanie. Jest powszechna i dla wszystkich jednaka. Pokazuje to, co jest na świecie i co jest możliwe także w naszym kościele. W takim gronie, jak w studio, aż chciałoby od dzisiaj, od zaraz pracować. Bo u nas – to nie zawsze.

Iść do nich, z nimi - przed siebie w świat.
W Boży świat i człowieka
. Prawda jest piękna, powabna i nieśmiertelna. Oj, jak u nas starzyzną(?) (trupem?) pachnie. Zacofaniem myślowym. Nie, bo nie – panuje. Dialog właściwie nie istnieje w wymiarze społecznym. Tyle – co wymuszony przepisami prawa samorządowego. Obradzić, przegłosować, pospierać się krótko i prawie na niby, pomilczeć raczej. Bezduszne jest prawo. Bezduszne mogą być zachowania. Nawet wśród chrześcijan, w krajach post-komunistycznym, gdzie nie widzi się potrzeby jedności zachowań jako człowieka, po prostu, radnego, sąsiada, chrześcijanina, wychowawcy młodzieży, koleżanki z pracy, lokalnego polityka itd.

Czy się mylę, że więcej jest w naszym wspólnym życiu „nie – bo nie”. Zamiast tak - bo tak. Patrząc z każdej strony. Nie powiem, że jestem bez grzechu. Zresztą możemy policzyć. A przecież negacja, antykoncepcja - jest zaprzeczeniem życia. Jest kulturą śmierci (JPII). Więc proszę i proszę i proszę o takie publiczne rozmowy. Niechże i Norwid się nami ucieszy, że wreszcie coś się zmieniło i jest już inaczej, niż za niego było - „Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie pragnących się objawić!... - Przechodzą – przechodzą”.

sobota, 25 lutego 2012

Czy życie jest cytatem (2)

W imię Ojca i Syna I Ducha Świętego. Czy bez tego wezwania mógłbym usiąść do pisania? Pisanie tak, jak ja je rozumiem, to sprawa tożsamości i jej samoświadomości, a nie popisów stylistycznych. Tożsamość zawsze jest w czyjeś imię. Jest opatrzona imieniem. Chrześcijanie grają w reprezentacji Boga. Ja też chcę mówić i żyć w Jego imieniu. Powtarzam to dzieciom i młodzieży na katechezach – nie jestem zazdrosny :)

Wczoraj zgubiłem post. „Ktoś” mi ukradł. Podejrzewam jakiś skrót klawiaturowy, ale za mało się na tym znam. Zdarzyło się po raz drugi. Tuż przed publikowaniem. Coś dopisywałem, kliknąłem i zniknął cały post, pisany cały dzień. To jest jak zawał. Straszny zamęt w głowie, sercu i w stopach. Trzęsienie ziemi. Nie wiem, gdzie biec, co robić, jak znieść najbliższy czas. Nic uporządkowanego robić nie mogę. Chaos w moim kochanym świecie wewnętrznym. Wziąłem coś na sen, obudziłem się dzisiaj. Muszę mieć nowy dzień, by "wszystko" zacząć od nowa.

Nie da się odtworzyć posta. Każdy jest pisany z użyciem wszystkich głosów i pod-szeptów losu. Przede wszystkim w ciszy się rodzi, a dzisiaj sobota i wszyscy są w domu!
Każdy donos telewizyjny, skojarzenie, myśl z nie wiadomo skąd - nie da się już odtworzyć. Nic dwa razy się nie zdarza.
Wiem, jaki miałem zamysł, jak na ironię - tytułu nie zżera skrót klawiaturowy. Czy życie jest cytatem, skoro nie potrafię zacytować wczorajszego posta? Ano, może. Cytat jest fragmentem. Muszę w sobie znaleźć jeszcze większą wiarę, że dobry duch mnie prowadzi, i wszystko ułoży, może nawet przypomni. Zaufanie mnie buduje. Może zbuduje i posta.

Postaram się odtworzyć bieg myśli, na tyle, na ile pamiętam. Początek był duchowy. O tym, że jestem, jak i dlaczego zaczynam dzień, doznawanie, przeżywanie. Czuję, widzę, żyję, myślę, piszę każdego dnia.
Mam pomysła - jak mawia Ferdynand Kiepski. Gdyby tak ktoś chciał podzielić się ze mną (z innymi) swoim początkiem dnia! Jak to wygląda u niego, u was. Bo każdy dzień budzi-rodzi się na nowo w nas. W naszej cielesnej maszynie tylko? No nie. Budzimy się cali. Życie się toczy w pewien sposób od początku nowego dnia. Bardzo proszę o przykłady. Świadectwa. Co i jak robicie w swoim świecie wewnętrznym na samym początku dnia?


Żal po wczorajszym poście jest dziś mniejszy. Zakrywa go niepojęta radość pisania. Oczywiście nie stukania w klawiaturę, tylko widzenia i przeżywania rzeczy. Obcowania z ich realnością. Egzystencjalizm sensu stricte - jako współudział, a nie ogląd przez szybę. Miłość intelektualna do świata, człowieka i Boga!
To chyba także jest zagadnienie dla kognitywistki. Kognitywistyka musi objąć całość procesów poznawczych, czyli wszystko co się w człowieku dzieje (bierze udział) w tym procesie. Wiarę i rozum - bezstronnie.
Ogromną rolę we wczorajszym układzie posta pełnił cytat z powiatowej gazety "FAKTY", na który wpadłem przypadkiem. Bardzo mnie poruszył:

"Uroczystą mszą św. o godz. 12:00, odprawioną przez proboszcza księdza Andrzeja Duszę w kościele pw.WNMP, rozpoczął się 10 lipca. VI Zjazd Oddziału Gminnego OSP RP w Strachówce. Następnie w siedzibie Urzędu Gminy w Strachówce przy udziale zaproszonych gości: przedstawiciela komendanta PSP w Wołominie kpt. Jarosława Kłaka, wójta gminy – dha Piotra Orzechowskiego, byłego Prezesa Oddziału Gminnego OSP w Strachówce (1991-96), założyciela struktur Solidarności RI w Strachówce oraz wójta gminy I kadencji – dha Józefa Kapaona, przew. Powiatowej Izby Rolniczej – Magdaleny Suchenek i dyr. Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej – Grażyny Kapaon..."

Przecieram oczy ze zdumienia. Przecież to ktoś napisał z zewnątrz. Ktoś, kto był tylko obserwatorem i nie zna naszej historii i zasług. Czy mnie się to śni? Czy to może być prawda? TO ZNACZY, ŻE - przynajmniej w sprawie jakiegoś mieszkańca (jakiegośx2) J.Kapaona - ŻYJEMY W ZALEGALIZOWANYM FAŁSZU. Ale skoro można tak traktować jakiegoś (!) mieszkańca-obywatela J.Kapaona, to znaczy, że każdego innego też tak władza potraktuje. Cóż tam czyjeś lata, zasługi, tytuły. Wykluczamy go - tak lub inaczej - z życia publicznego. I basta. Takie mamy widzi-mi-się. Cóż tam jego prośby, apele, wystąpienia na sesji Rady Gminy. Po prostu nie odpowiada się jakiemuś tam mieszkańcowi. I basta.

ŻE TAK BYŁO PRZEZ 16 LAT KAZIMIERZA ŁAPKI - JAKOŚ MOŻNA ZROZUMIEĆ. ALE TO, ŻE TAK JEST OD 15 MIESIĘCY NOWEJ WŁADZY, PIOTRKA ORZECHOWSKIEGO, MYŚLAŁEM, ŻE MOJEGO MŁODEGO "KUMPLA-DRUHA" - TEGO NIJAK NIE ROZUMIEM.
Że też musiałem przypadkiem wpaść na ten artykuł akurat przed planowanym 1-szym zebraniem gminnej Wspólnoty Mazowieckiej :-)
Nie ja - jednak - życie wymyśliłem. I nie ja przecież układam historyczne wydarzenia, agendy,listy zaproszonych, odznaczonych i kalendarze uroczystości. Robią to zwykle demokratycznie wybrani przez nas wszystkich przedstawiciele mieszkańców.

Jako pierwszy dałem wczoraj jednak - pomimo wzburzenia - cytat z Angeli Merkel, zasłyszany w telewizji. Skomentowałem go na Facebooku:
"- Niemcy uhonorowali ofiary współczesnych neonazistów i wyrazili akt ekspiacji. Wzięły w nim udział wszystkie władze konstytucyjne państwa!!! Społeczeństwo postkomunistyczne nie rozumie tego, co zrozumieli Niemcy (choć z dziedzictwem hitleryzmu byli tylko w połowie zainfekowani wirusem komuny, a pani kanclerz, choć ze Wschodnich Niemiec, to jednak jest córką pastora).
W naszej gminie "władze konstytucyjne" nie rozumieją, jak ważne jest stanięcie przy tych, którzy współtworzyli najnowszą (godnościową, wolnościową, tożsamościową) historię i tradycję w Strachówce. Wójt Łapka prowadził politykę wykluczenia, Łapka ustalił obyczaje anty-demokratyczne (anty-godności, anty pamięci i anty tożsamości) i tak ma trwać. A ci, co mówią, że powinno być inaczej, nazwani są SIEWCAMI NIENAWIŚCI. Gratuluję Niemcom. Współczuję ofiarom. Jesteśmy na szczęście w jednej Europie. A nasz świat żyje i działa na tym samym Globie, Matce Ziemi".

Prawda chce być cytowana. Ne chce ukrywać się po niedostępnych kątach, nawet na zakazanych (ocenzurowanych) stronach radnej w Strachówce. Starając się myśleć, mówić i pisać "w prawdzie" staram się - jak mogę - by było we mnie miejsce na miłość do kochanej, choć niekoleżeńskiej radnej i wszystkich i wszystkiego, co mnie otacza. Czy katecheta z trzydziestoletnią służbą Bogu, kościołowi i Ojczyźnie (w niej zaś - Rzeczpospolitej Norwidowskiej) mógłby inaczej? Można oczywiście czepnąć się jakichś słów lub zdań. Któż z nas bez pryszczy, zmarszczek, wad i grzechów - niech pierwszy rzuci kamieniem słowa!

Używam na swoim blogu dialogu wewnętrznego i wydaje mi się to nie tylko ważne, albo bardzo ważne. Czytelnik ma dostęp do mojego świata wartości, wewnętrznych poszukiwań, dyskusji, wątpliwości, a często modlitwy. Uważam to za naturalne. Tak rozumiem wolną, rozumną i odpowiedzialną osobę.
Porównałbym tę technikę-metodę (raczej sposób życia, egzystencjalizm) do idei otwartego oprogramowania (ex. Linux). By każdy miał dostęp do kodów źródłowych i uczestniczył w udoskonalania człowieka-osoby.

Był wczoraj cytat z Jaśka i Łazarza, bo wraz z nimi w pewnym zakresie się dokształcam, a może nawet studiuję. Jak to ojciec. Jestem przecież ojcem i mężem jakim-takim w rodzinie, katechetą-nauczycielem w kościele i szkole, byłym wójtem-samorządowcem, wiecznym Solidaruchem - jak mówią niektórzy z przekąsem, mieszkańcem niekwestionowanym Strachówki, z niezakłamanym dziedzictwem pięknej historii przodków, znanych i nieznanych, autorem OSOBNEGO ŚWIATA. Nigdzie i nigdy się nie ukrywam. Ani swoich poglądów. Postów nie podmieniam i nie usuwam. Ludzi nie cenzuruję. Wierzę w Prawdę (OSOBOWĄ) Jedną Jedyną, dostępną nam dla dobra (zbawienia). Kto chce o tym ze mną porozmawiać?

WYZYWAM NA POJEDYNEK
- DEBATĘ PRZYJAZNĄ (KULTURALNĄ) -
"O NAJNOWSZEJ HISTORII STRACHÓWKI"!
- TYLKO 32 LATA! -

W SZRANKI
MOŻE
STANĄĆ KAŻDY MIESZKANIEC,
WIEK, PŁEĆ, STAN, POGLĄDY - BEZ ZNACZENIA
z RADOŚCIĄ ZAJMĘ DRUGIE MIEJSCE
ALBO PRZEGRAM SROMOTNIE
NIE O SPORT IDZIE - ALE O PRAWDĘ

Inne cytaty rzucają ostrzejsze światło na to, w czym uczestniczymy - chcąc nie chcąc - jako mieszkańcy jakiejś części świata. Każdy kawałek ziemi podlega jakiejś władzy. W samorządowej możemy podobno mówić bez obawy. Samorząd podlega takim samym regułom, pokusom i wypaczeniom jak cysorze, sekretarze i króle.

"Democracy needs the media to monitor and prevent cases of abuse of power is hardly controversial. It has been present in the imagination of democratic societies for centuries" (2012r.). "Its eye is constantly open to detect the secret springs of political designs and to summon leaders of all parties in turn to the bar of public opinion" (1835r.)
Cytuję, cytuję, cytuję - „... media can and in fact does play the role of the watchdog successfully... collective understanding of what democratic duties of the media are... it is a popular expectation that the media should highlight the abuses of power and make them known to society... media as the public’s eyes and ears, and not merely a passive recorder of events, is today widely accepted... behind this widespread consensus is a belief that abuse of power on the part of the state is a significant threat to the well-being of society... corruption, it is claimed, the most common form of pathology to be found in democracy, undermines the culture of democracy and contributes to high levels of mistrust within societies... the mass media is often viewed as the most able intermediary between the state and the people... journalism, it is claimed, has an unusual capacity to serve as watchdog over those whose power and position most affects citizens... acting in public interest...”. Warto cytować! Nie żyjemy sami na świecie. Ktoś jest (był, będzie) oprócz nas. Ktoś żył, myślał, (na)pracował. W cytowaniu jest jakaś forma wdzięczności. Pokory. Mądrości.

Jestem w gminie jednoosobową prasą lokalną. Stoję na straży demokracji. Jestem łącznikiem między zakamuflowanym (przeważnie?) myśleniem osób "na funkcjach" a resztą mieszkańców. Mam ku temu doświadczenie i wiedzę - JESTEM BARDZO WYCZULONY NA NADUŻYCIA WŁADZY. Życiorys mnie bardzo wyczulił na brak sprawiedliwości i szacunku ze strony tych, którzy sprawuję władzę w naszym wszak imieniu (są - mają być - naszą reprezentacją)!!
Dzisiaj (nie lubię wyrażenia 'dzień dzisiejszy') dorzuciło to i owo - jakżeby mogło być inaczej. Nawet zacytuję - pokazuje dobrze sedno naszych problemów.
Samorządowiec-radna prostuje nas wytrwale, pisze, zmienia, usuwa, mąci jak może, a nawet zapowiada dalsze matactwa na swoim blogu w najbliższej przyszłości - "Po kilku dniach będę zmuszona usunąć dwa ostatnie wpisy". Wpisałem komentarz - „A czemuż to? Przecież to jest jawna manipulacja szeroko rozumianą informacją!
Albo coś jest, albo go nie ma. Albo coś zostało powiedziane i inni słyszeli, albo nie było powiedziane i nie słyszeli. Albo coś zostało publicznie napisane (opublikowane) albo nie ???!!!
A u niej jest i nie ma, było i nie ma, jak w ruskim cyrku, albo czeskim filmie (były takie powiedzenia w mojej młodości).
Skomentowałem na Facebooku http://www.facebook.com/jkapaon. Cóż mogę więcej? Ona cenzuruje. TO JEST NADUŻYCIE WŁADZY. To jest psucie demokracji. Mówię bardzo delikatnie. Władza wszelka, samorządowa nie jest wyjątkiem, ma obowiązek udzielać informacji i odpowiadać na pytania wyborców, czy mieszkańców. RADNA TO ŚLUBOWAŁA na pierwszym posiedzeniu Rady Gminy. Może nawet dodała „tak mi dopomóż Bóg”?

Przeważnie cytujemy uznanych autorów i ważne teksty. Nieraz przytaczamy także teksty, z którymi się nie zgadzamy. Przytaczanie faktów i tekstów zapamiętanych też jest cytowaniem, tego, co się zdarzyło lub zostało utrwalone (opublikowane).
Nawet w arcydziełach mogą być cytaty, np. w sławnym scherzo h-moll Fryderyka Chopina. Ten sam motyw z kolędy cytuje Jacek Kaczmarski w „Wigilii na Syberii”. Cypriana Norwida cytuję co i rusz. Nie mogę dzisiaj bez niego (jego myślenia) żyć i pisać. W Rzeczpospolitej Norwidowskiej powinno to być normą. Dawno temu (2000) objeżdżając po raz pierwszy norwidowskie miejsca w okolicach spotkałem Karolinę Wajdę przed bramą dworku w Laskowo-Głuchy. Rozmawiałem chwilę by wprosić się łaski. Mówiłem o dzieciach, które będą mówić i myśleć Norwidem. Chyba nie była w stanie uwierzyć w moje proroctwo. Potem były kolonię, których mottem był język i słownik Cypriana Norwida. Oczywiście byłoby to niemożliwe bez poznania norwidologów. Pracownia warszawska skończyła prace nad pięcio-tomowym wydaniem słownika, poznańska nad trzy-tomowym kalendarium wieszcza. Wieszcz jest prorokiem. Katecheta? Z samej definicji chrześcijanina. Prorok, choć mówi o tym, co będzie, mówi z mądrości Największego Autora, więc także cytuje.

Wczoraj mi przyszło do głowy, że każdy z nas jest w pewien sposób cytatem swoich rodziców. Nasze dzieci – nas. Nikt z nas życia nie wymyśla. Dziedziczymy, otrzymujemy w darze.
Hypothesis non fingo! Skoro - nie wymyślam, to pewnie dostaję od dawcy. Dawcy! Chcę być Jego cytatem.

piątek, 24 lutego 2012

Czt życie jest cytatem

Tragedia autora, zżarło mi posta, pracę całego dnia. Tytuł był jw.Wepchnąłem w siebie środki nasenne, padnę. Dzisiaj już nic nie mogę. Jutro? Kto to wie. Moja teologia, moje ja wewnętrznem blisk akoszula ciału, spraw bliskich trudnych nam nie brak, Czy coś się da? Czy nowe coć=ś?

Przeprzszam. Wasza pomoc dużo może. Moflitwą.

czwartek, 23 lutego 2012

Preambuła - studium przypadku

Wyjechali. Zostałem. Sam? No nie, z Bogiem. Teraz się zacznie! - ale co to znaczy? Że nie jestem sam. Zamykam oczy o słowa same się zaczynają powtarzać - "Chrystus-Pokój-Dobro-Bóg-Miłość...". Raz w tej wersji, raz z - "nie-ja-Ty-..." - na początku. Taka preambuła :)

Nawet jak nie zamknę oczu czasem też powtarza mi się. Gdy nie zamknę - cieszy mnie to, co widzę. Światło lampki z abażurem świetlistej Doroty-koleżanki-katechetki w niebie, dęby za oknem, samo okno z wyrysowanym krzyżem przez przodków we framudze rozmyślnie. Cieszy to, co jest, co było. Co będzie?

To, co jest, jest związane z tym , co było. To, co będzie także. To nie jest tak, jak napisał Miron Białoszewski "Było i było". Było i jest i będzie. Pamięć i tożsamość siebie warunkują.

Ale od wczoraj mam jeszcze inne, niemylne wzruszenie, że w sposób szczególny są ze mną współcześni. Wy nimi jesteście. Czy łączy na stylo ta sama miara czasu? No nie. Dużo więcej, przede wszystkim kultura. W niej zostaliśmy uformowani, przez nią. W niej się wypowiadamy. Wyrażamy, jest lepiej, bo większość nie mówi wcale. Wyraża ich nawet cisza.

Bóg jest w Internecie, w wielowymiarowych łączach, nawet jeśli nie jesteśmy podłączeni. Każdy byt działa tym, czym jest. Całym swoim wyposażeniem bytowym. Osoba - tym, kim jest. Całym swoim wyposażeniem bytowo-osobowym.

Zdrowy rozsądek, filozofia jaka-taka i przepisy szkolno-samorządowo-parafialne wcześniej lub później, prawie w każdym poście ściągną mnie na grząski grunt spraw bliskich. Biska koszula ciału.
Tak działa silna normalność, ale także silna nienormalność. Normalność się podziwia i za nią nieustanne dziękuje. Nienormalność też krzyczy i niszczy. Nienormalność jest złem.

Gdyby w zakładzie pracy fizycznej, jakiś jeden robotnik złamał zasady ustanowione przez resztę (wszystkich), to nie miałby życia. Ba, wymyśla i planuje rozwiązania dotyczące wszystkich, ale im o tym nie mówi! Itd. itd. życie co i rusz stworzy nowe okoliczności dla normalności (większości) i nienormalności (solisty/tki).
Taki robotnik nie mógłby dalej pracować w tym zakładzie pracy. To logiczne i ze wszech miar słuszne. Trwanie takiej sytuacji byłoby chore, rodziło wrzód i blokowało rozwój, czyli dobro wspólne. Dzisiaj modne jest pojęcie kapitału społecznego i kapitału ludzkiego. Ktoś, kto chce działać w sferze publicznej (samorządowej, ale także społecznej, NGO itd) musi je znać. Jeśli lekceważy współczesną wiedzę o społeczeństwie - tym jeszcze i bardziej gorzej.
A po ludzku, jeśli komuś takiemu nie podoba się to, co wszyscy ustalili (jego wspólnota pracownicza, zawodowa, związkowa, a nawet w dużej części parafialna) i nie chce się temu podporządkować, to niech odejdzie w prywatość, z honorem lub bez.

Nie mówię o abstrakcji. Mówię o nas. Jeśli jest się członkiem Rady Pedagogicznej, związków zawodowych i innych struktur mających wiązać pracowników w jedno i tworzyć warunki normalnego funkcjonowania i rozwoju to.............. !!!!!!!!!!!..... ????????????.

NIENORMALNOŚĆ JEST PRZECIWKO DOBRU WSPÓLNEMU.
NIENORMALNOŚĆ NAS WSZYSTKICH NISZCZY.
SZKOŁA JEST NAJWRAŻLIWSZYM MIEJSCEM (SERCEM) GMINY. WRAŻLIWSZA OD ZAKŁADU PRACY FIZYCZNEJ.
SZKOŁA FORMUJE W DZIECIACH I MŁODZIEŻY
WIZJĘ SIEBIE, ŚWIATA, SUMIENIA....

Czy normalnym jest być przeciwko komuś (innym), zgłaszać takie projekty, głosować i podejmować decyzje przeciw, cenzurować wypowiedzi - a w miejscach publicznych słodko się uśmiechać i przemawiać gładkimi słowami??
Cytowane przykłady są wprost słownikową definicją postaw aspołecznych i anty-koleżeńskich. Jeśli się dzieje wśród pedagogów (i samorządowców) przynosi demoralizację niewyobrażalną.
Szkoda, że normalnym się stało, że to ja muszę brać na siebie ciężar mówienia tego "co jest i jak jest", aby tak kiedyś przestał być. Owszem dano mi język wymowny, ale nie siły bez ograniczenia. Moim powołaniem jest widzenie dobra i dziękczynienie. Także po stronie moich oponentów. Nie mam kłopotów z uznaniem dobrych czynów (także projektów SPS) radnej-"koleżanki" i oddaniem sprawiedliwości każdemu, kto na co zasługuje. Można sprawdzić moje komentarze na różnych ich stronach internetowych (jeśli ich nie zdjęli). Chcę zawsze mówić -TAK-TAK, NIE-NIE. Druga strona bardzo kluczy. Nie chce nas za nic pochwalić i wprost przeciwnie - cenzuruje, co jest dzisiaj ogromnym skandalem.
Jednak i tak DOBRA W ŻYCIU I W ŚWIECIE JEST OGROM. NIE PRZESTANĘ ŻYĆ DZIĘKCZYNIENIEM. Zło jest mniejszością, ale strasznie dokuczliwą. Wrogowie normalności przezwali mnie "siewcą nienawiści".

Czy to jest normalne, żeby wasze dzieci uczył miłości intelektualnej do człowieka, Polski, świata i Boga ktoś taki! Siewca nienawiści, a nie mistrz dziękczynienia (jestem nim, taki talent dostałem od Boga, to jest moja siła)?! I żeby to robił przez trzydzieści lat? Zaczynając od Solidarności RI i podstaw samorządności w gminie? Zapiski rodzinne mówią, że nasz, religią podszyty, patriotyzm i takież młodzieży chowanie trwa nieprzerwanie od ponad 150 lat. A ci, autorzy "siewcy nienawiści" zjawili się niedawno, i prawie nie wiadomo skąd!? I uważają, że zawładną całą lokalną wspólnotą i całym lokalnym kościołem? Wiarą i rozumem? To groźna sekta. To musi się oprzeć kiedyś o biskupa. Dobro i prawda (normalność) nie mogą być tak publicznie ciemiężone w Polsce, chrześcijańskiej od ponad 1000 lat, a pobłogosławionej przez Jana Pawła od lat 34. Mogą u nas i wśród nas wyrosnąć nowe Rzeczpospolite, wspólne, słuszne i sprawiedliwe, ale wpierw nienormalność musi się nawrócić.

Chodząc wczoraj po korytarzu podczas nauczycielskiego dyżuru nacieszyć się nie mogłem dobrem , które mnie zewsząd otaczało. Uczniowie otaczający kołem i przyjacielską rozmową nauczyciela jednego, drugiego. Nie ci piątkowi, super i wzorowi, ale ci od dwój, jedynek i wpisów w dzienniczkach do rodziców. Ci, których prawie cała Polska pokazuje palcami - gimnazjaliści. Nie jest to szkoła aniołów, ostatnio jacyś dranie swoje gniazdo skalali, drzwi w męskim kiblu porozwalali. Dochodzenie w toku i jak to się mówi w podobnych przypadkach, jest rozwojowe.

Wiele się u nas zmieniło na lepsze, choćby struktura zatrudnienia. Przyszły młode, młodzi, panie i panowie. Na 21 nauczycieli, z naszą kochaną DYREKCJĄ - tylko ja muszę się jej podlizywać - jest pięciu (aż) facetów. Czworo z nas uczy lub uczyło języka angielskiego. Inni, choć bez papierów, też posługują się tym językiem, już nie takim obcym, w razie konieczności. Nieźle żeśmy się rozwinęli, z różnym - według talentów i chęci - wkładem pracy i inwencji.

Klimat na korytarzu i w pokoju nauczycielskim bywa super. Uczniowie gimnazjum często siedzą na ławeczce tworząc swój areopag. Panie woźne ludzkie i serdeczne, w kuchni panie równie przyjazne i smaczne. Ostatnio na przerwach bywa wielce muzycznie. Parę dziewczyn zaczęło uczyć się gry na gitarach, siadają obok, nawet na podłodze i przygrywają. Robi się ciepło na sercu i duszy. O to wasi ojcowie walczyli. Unosi się wśród nas Duch wolności, duch Solidarności - tej najczystszej, pełnej ideałów.

Też mam swoje pięć sekund, gdy od zerówki, po piątą klasę (może i szóstą), ktoś podejdzie, uśmiechnie się, zagada, piątkę przybije i powie dobre słowo, coś jak "dobrze, że jesteś" (Madejowy pierwszy tomik wierszy!).

JEDNA OSOBA TEGO DOBRA (W SKRÓCIE RzN) ZNISZCZYĆ JUŻ NIE MOŻE! Nawet z pomocą polskiego prawa oświatowo-samorządowego. Nie tylko przecież szkoła się rozwija. Cały świat idzie do przodu, ot, choćby nastają i w Polsce czasy demokracji partycypacyjnej. A w Europie coraz większy nacisk się kładzie na gospodarkę (ekonomię) społeczną i kapitał ludzki.
W tej kwestii nikt nie przebije nauczania społecznego Jana Pawła II wyłożonego w "Centesimus annus". Wystarczy studiować. I znów filozofujący katecheta jest niezastąpiony :)

PS.1
Strachówka, ani inna gmina, na nienormalność nie zasługuje. Rzeczpospolita Norwidowska - rzecz wspólna, normalna, zwyczajna i w pewien sposób pospolita - może być wzorem dla innych szkół i gmin. Pewnie dlatego musi okupić to ciężkimi zmaganiami z pozostałościami nienormalności historycznej i nienormalnością wiecznie odżywającą w ludzkich niezdrowych ambicjach. Jest czego bronić. Jest przed kim bronić.

PS.2
Skończyłem tekst do biuletynu. Jestem zadowolony. Nie koniecznie z siebie. Bardziej z wiedzy, którą przy okazji zdobyłem. I z tego, że czasem, choć rzadko, mogę być pożyteczny w życiu większej wspólnoty. Oficjalna gmina mi tej radości od 17 lat nie daje, jedynie proboszcz Antoni, imiennik naszego kościoła, dawał nam odczuć, mówił też prosto w oczy do naszego serca, że jesteśmy potrzebni wspólnocie wierzących i to nie oddzielnie, ale jako rodzina. Dzisiaj ci inni, przeciwni nie tylko nam, ale i historii i duchowi kościoła katolickiego chcą wywierać decydujący wpływ, co wykazałem - jak mniemam - powyższym postem, które może być zaczątkiem studium - nienormalnego, mam nadzieję - przypadku.

środa, 22 lutego 2012

Wędrowanie życiowe z Juliuszem Słowackim

Rodzina to potęga. My wstaliśmy - jak ostatnio - ledwo ciepli, wiadomo, Łyski z pokładu Annopol, ale Andrzej ma świetny humor i wyśpiewuje. SC Napoli rozegrało wczoraj świetny mecz. Lepszy Internet - więcej sportu :)

Nie potrafię zwyczajnie powiedzieć "Ojcze Nasz", ani "Chrystus-Pokój-Dobro-Bóg-Miłość...". Mówię i działam w modlitwie nienormalnie :)
Muszę "religijnie gdybać" całym sobą i rozumem - a czemu, a co by było gdyby, a jak to możliwe itd.itp. I może bym się martwił, że pod jakąś inkwizycję wpadnę, gdyby nie kochana św. Teresa z Avila, kóra już to przerabiała u siebie i sióstr w jej klasztorach.
- Matko nie umiem się modlić? - wyznała któraś swojej przełożonej - nie potrafię dokończyć nawet "Ojcze Nasz"
- a jak siostra się modli"
- zaczynam "Ojcze" i tak się Nim zachwycam i myślę - jak to jest możliwe, że ja tak mała i nieporadna, a On chce bym mówiła do Niego, jak do kogoś tak bliskiego jak Ojciec, mój tata kochany...

Oczywiście wielka święta ją usprawiedliwiła i zachęcała do dalszej "nieporadności". Może się nawet w duchu uśmiała :)

Cieszę się, że będę mógł po powrocie doszlifować tekst do biuletynu LGD o Mdrycie i gospodarce społecznej po trochu. To ważny tekst, ważna sprawa.

Cieszę się też, że za chwilę wejdę do klasy 3-ciej i zaczniemy chwilą ciszy, krótkiej medytacji wprowadzajacej i modlitwy wspólnej. Ot, taki bonus od Życia Samego, bo przecież nie od władzy, ani wyborców :)
Wzruszenie, wzruszenie, wzruszenie. Od-wiecznośc uczuć, pragnień, nadziei - związana jest z Pieśnią Konfederatów. Puszczam pięć wersji. Nic dziwnego, że chodzę potem po szkole nucąc. To więcej niż piosenka, więcej niż śpiew. Wędrowanie życiowe. Koleżanka w pokoju nauczycielskim zauważyła. Też usłyszała po raz pierwszy na pielgrzymce pieszej. Pamięta nawet, że przechodzili przez Włoszczową. Akcja zdejmowania krzyży przywołała wtedy u pielgrzymów Pieśń Konfederatów. Podobnie jest chyba u wielu innych, którzy się odnajdują w słowach wieszcza. Wolność i bunt przeciwko każdemu zniewoleniu z nim wyśpiewujemy. Ja do dzisiaj. Teraz przeciwko pokrętnym, zafałszowanym intencjom i czynom niektórych liderów lokalnych (próbom bezczelnego narzucenia fałszu w życiu publicznym). Można to samo wydziergać w jedwabnych rękawiczkach nałóżonych na język polski, tylko dlaczego? Po co? Czy to cokolwiek daje? Zresztą każdy może dziergać, jak chce. Gdyby inni znaleźli bardziej jedwabiste nazwanie świństw, może i ja bym przystał na ich propozycje językowe. Ich milczenie jest milczeniem. Nieobecnością w debacie publicznej. Świństwo jest świństwem.

Jednego nie możecie mi zarzucić, że zawężam lub inaczej ograniczam wolność słowa i nazywania naszych spraw i sporów. Zawsze jest u mnie pełnia widzenia. Na jaką mnie stać. W każdym poście jestem najpierw ja wewnętrzny, sa obserwacje tego, co się dzieje wokół, jest teologia i ciut-ciut amatorskiego filozofowania. Pełnia życia. Nie możemy przystać świadomie na kawałkowanie człowieka. Że ktoś może być ojcem, matką, radną, nauczycielką, działaczem jakiegoś NGO, autorem postów albo artkułów i za każdym razem występować jako ktoś inny. A i jego posty pojawiają się i znikają. Nie da się niczego chwycić w garść, wszystko jest jakieś płytkie i płynne.
Nie można pozwolić by takie schizofreniczne obrazki rzutowały na wychowanie dzieci i młodzieży i życie wspólnoty lokalnej (szkolnej, gmninnej, parafialnej). W imię miłości - właśnie - a nie nienawiści!
Skąd się wzięli ci, ktorzy nam plują w twarz? Mocne słowa! Znajdźcie mi inne. Przecież ci bezimienni, chowający się w anonimowość plują tymi słowami. Nie wiadomo skąd się wzięli. Nie wiadomo co myślą i w co wierzą (jeśli w ogóle). Chcą przeskoczyć ponad trzydziestoleciem i zbudować nową gminę i nową Polskę. Muszą więc mnie zniszczyć, wyśmiać, upokorzyć.
O naiwni. Niech się wsłuchają w słowa proroka narodowego. Tego, który przepowiedział nawet Papieża-Słowianina. To niemożliwe. Musieliby zniszczyć historię i narodowych wieszczów. Musieliby nawet założyć swój kościół katolicko inny, nie powszechny i apostolski.
Słuchając dzisiaj wśród (nierozumiejących mojej egzaltacji) dzieci zdałem sobie sprawę, że ta (takie) pieśni i przeżycia nie pozwoliły mi w całym życiu nawet pomyśleć, że mógłbym wyemigrować i żyć gdzieś indziej. Że mógłbym mieć inną Oczyznę. Annopol i Strachówka są ucieleśnieniem tej wizji Ojczyzny? STAŁY SIĘ EGZEMPLIFIKACJĄ MOJEGO PATRIOTYZMU JAKO POSTAWY CAŁO-ŻYCIOWEJ. Tak, żyję w duchu tego hymnu. W tym duchu jest miejsce na groby Boruczy i Kątach Wielgich i na Rzeczpospolitą Norwidowską.

Ani rusyfikacja, ani germanizacja, ani komuna, ani dzisiejsze widma-anonimy, bezkształtni, bez uchwytnej formy, bez kształu to szkieletów ludy, upiorów zgraja. Niezgrabne zdanie? Niegramatyczne? Niech tak pozostanie.

Na katechezie w klasie 4-tej było źle. Słyszałem kwiczenie świń, śmiechy bezosobowe - brrr! powiedziałem im, co o tym myślę. Że obraz z Ewangelii tak opisuje działanie szatana. Mogą być nieświadomi tego. Ale jak się zastanowić nad środowiskiem demoralizującym... nie można nie mówić. Nie można się nie modlić.
W klasie 2-giej podchodzi uczeń i mówi - "a Szymon nazwał mnie wariat" i odszedł.
Wołam go do siebie jeszcze raz. Pytam konfidencjonalnym tonem - "ale nie jesteś?". - Nie. No to co sie martwisz? Idź w pokoju i się (nic) nie przejmuj. Uśmiechnął się i się więcej nie skarżył.

W poniedziałek wpisałem do dziennika - "Wielobarwna postać Jezusa" i cyber-katecheza.
Dzisiaj wielotonowa-wielowątkowa (a może jedno-) pieśń?

Dzisiaj muszę ze sporym zdziwieniem zrobić wyznanie - "Wierzę w diabła". Bo w Ewangelii tak jest to opisane...
To co? - ja mam być mądrzejszy od Jezusa i ludzi tamtej epoki?
Co zachowuje ważność ponad wiekami? Jakie znaki i słowa kultury człowieka?

To jest hymn na wieki - wszystkich bojowników o wolność - najgłębiej rozumiana aklamacja "de profundis".

Wracamy do domu. Przeżyłem kolejny dzień w szkole. Nie to, że to starszne, tylko ja już nie do życia, tylko pisania o nim. Uczniowie, Dzieci i młodzież są mi bliscy, mniej lub bardziej i patrzę na nich jak na swoje własne. Słowo honoru. Ze swoimi też nieraz nie potrafię ułożyć stosunków smoothly. Dzisiaj na przykład rozpalam ogień i chodzi o szybką akcję, bo po powrocie mamy 13.5 stopnia Celsjusza, a oni nie rwą się do pomocy. Ja proszę, proszę spod rusztu - "przynieść szybko węgla", a tu - głucho. Na ponaglenie jeden się ruszył, przyniósł z błotem i śniegiem - w sam raz do uruchamiania akcji grzewczej! I pojechał sobie na ping-ponga. Wołam do drugiego, żeby ratować nikły płomyczek - "wybierz popiół i przynieś dobrego węgla". Ale gdzie tam, ale gdzie tam. Na ponaglenie drugie wybrał i zostawił na progu kuchnio-kotłowni. Na ponowienia ponaglenia wyniósł i wrócił z pustym wiaderkiem. Trzecie lub czwarte naglenie zaowocowało węglem rzuconym prawie pod nogi.
Oczywiście, że mógłbym sam wykonać wszystkie czynności, ale po pierwsze, też nie jestem wyrywny do roboty, po drugie, dobrze jest przećwiczyć akcje zespołowe, no nie?

wtorek, 21 lutego 2012

Dwie mentalności i ciągłość dziejów

Norwid, JPII, Solidarność, I Kadencja samorządu, RzN, cyber-katecheza, wspólnota życia: 50-lecie klasy, ludzie ze „wspólnoty” parafialno-młodzieżowej. To była wspólnota. List do Papieża, itd. Mój 13 Grudnia. Kąty Wielgi, Borucza.

I na to miejsce wchodzi namiastka normalności. Nazywa się tak samo Polska, Kościół Katolicki... Czy to tylko nasz fenomen bardzo gminny-lokalny? Czy większy problem narodowy?
Stawiam gruszki przeciwko ulęgałkom, że większy. Ostatnio vice-premier coś puścił wprost lub między wierszami swoich zaciśniętych warg, co stało się przedmiotem psychowiejskiej-psychoanalizy, a i w zajawce nowego rozdania „Rancza” powtarzają co i rusz, że „to już była cała wiejska inteligencja i elita” - tak w filmie objaśnia rzeczywistość gminno-parafialną stary proboszcz nowemu wikaremu. Mamy gruby problem narodowy.
Ci starzy, co są łącznikami ciągłej normalności maja się ukryć lub całkiem zejść do podziemia. Są niewygodną wymówką sumienia dla nowych, którzy po-rządki chcą sprawować tak, jakby wszystko się właśnie od nich (za nich) zaczynało. Chcą ustanowić nową rzeczywistość gminno-narodową nowej mentalności. Bezideowej. Bardziej pragmatycznej niż (stary) rozum jest w stanie pojąć. Bo czy jest patriotyzm bez (starej-całej) Ojczyzny?

Co by zrobiła stara Ojczyzna na naszym miejscu? Zebrała by w jedno miejsce i urządziła dziękczynienie. Nie jedno. Przy każdej okazji. Tak by rozpoczynała każde zgromadzenie. Nie od fąsów i dąsów, obrażeń i Bóg wie czego jeszcze na „nie”. Stara Ojczyzna byłaby - jak życie – cała na „tak”. Dzieje człowieka nie znalazły (tym bardziej nie wymyśliły) lepszej i wyższej formy wspólnego bycia wobec wieczności i wszechświata niż uwielbienie i dziękczynienie. Rytuał może co prawda je mocno zabić. Trzeba od-zawsze przywracać ich wydźwięk pierwszy. To trudne zadanie w niedorosłej wspólnocie. Choć dużo łatwiejsze wśród dzieci.

Gdybym miał pieniądze, ufundowałbym sztandar Solidarności RI na wieczną rzeczy pamiątkę. Z takim sztandarem łatwiej by było zebrać paru ludzi na mszy rocznicowo-dziękczynnej i na przyjęciu jakim-takim w świetlicy wiejskiej w Strachówce. Ale tak się już nie stanie miłości mojej – więc tęskno mi Panie. Świetlica należy wszak do nowej mentalności innej rzeczywistości. I innej ojczyzny pisanej małą literą.
Tęsknię do tych wiecznych idealistów, co mają tak za tak, nie za nie, bez światło-cienia. Są w niebie.

Pogmatwanie narodowe jest większe niż nazwałem. Przecież patriotami są także ci, którzy szukają dowodów, że Lech Wałęsa nie jest legendą i bohaterem narodowym, ale zdrajcą. Generał Polko rośnie na bohatera szukając dziury w całym wojsku polskim. Albo inny, innej szarży lub bez, tropiąc spisków, układów, zdrad i zamachów, gdzie tylko się da. Nowy Don Brown wśród nas prędzej wyrośnie niż zaczniemy śpiewać hymny dziękczynienia. Chyba w pojedynkę, jeśli jeszcze zostanie mi dana możliwość będę uczył dzieci i młodzież starego „Hymnu Konfederatów”, który po raz ostatni śpiewaliśmy w zło-wrogi poranek 14 grudnia 1981 roku w pociągu relacji Częstochowa-Warszawa i w podziemiach Dworca Śródmieście.

Bóg w zasobach świata. Wystarczy spojrzeć w rozkład dnia kamedułów lub Benedyktynek od Pokuty. Godziny wspólnej i indywidualnej modlitwy nie idą nadaremno.

Nadaremno za to straciłem godziny i może pół życia przez fałszywą naukę egzystencjalizmu literackiego, który wywarł i wywiera ogromny wpływ (nieracjonalne wielki) na kształt wielu sztuk, w tym życia. Lekko bezsensowny, lekko rozpaczliwy, zagubiony w świecie, wszechświecie i w oceanie znaczeń, obcy nawet lekko sobie. Przemijanie jako naczelny motyw.

Musiałem żmudnie i długo dochodzić do innego całkiem egzystencjalizmu. Z pomocą wielu mądrych ludzi. Bardziej prawdziwych od jednowymiarowych bohaterów starego (Sartre'a i Camusa).
Egzystencja jako istnienie i wypełnianie się ludzkiego losu w OSOBIE. Chrześcijański egzystencjalizm jest prawdą świata zewnętrznego i wewnętrznego. Jezus go przyniósł na świat. Najwspanialsze objawienie osoby. WOLNEJ, ROZUMNEJ, ODPOWIEDZIALNEJ OSOBY. Osoby, która jest zdolna do poznania prawdy i przyjęcia jej z pełną wolnością i odpowiedzialnością. Aż do śmierci. Aż po śmierć na krzyżu za swoich przyjaciół i nieprzyjaciół.
„Idź i ty czyń podobnie”. „Odpuszczają ci się twoje grzechy”. A cóż to jest grzech? Najbardziej osobowy wymiar grzechu! „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. A cóż to jest wiara? Najbardziej osobowy wymiar wiary!
W świecie osoby i osobowego rozwoju i wypełniania swojego losu świat zewnętrzny (materialny) jest tylko podłożem i sceną życia człowieka.

Jest też tutaj (we wszystkim czym żyję, co robię, co piszę) życie wewnętrzne i teologia. Jestem całościowym człowiekiem, żyjącym wiarą i rozumem. Całym człowiekiem. Całkowitym człowiekiem-osobą z pełną tożsamością, samoświadomą siebie, celów, zasad, wartości. To chyba jednak ciągle jest jakiś inny (nowy) gatunek starego homo sapiens sapiens, więc przedstawiciele poprzedniej formy gatunkowej mnie zwalczają :-)

Szkoła nie jest miejscem dla zdobywania popularności i do realizacji swoich ambicji politycznych, czy samorządowych. Jest przede wszystkim miejscem realizowania powołania pedagogicznego i służby każdemu dziecku (wspólnocie) i ich rodzinom. Oczywiście można podjąć służbę w samorządzie, jeśli jest się w zgodzie z własnym środowiskiem szkolnym i nie działa się przeciwko niemu. Realizowanie własnych planów poza plecami Rady Pedagogicznej, koleżanek, kolegów, dyrektora a także bez dyskusji z Radą Rodziców – jest działalnością najbardziej szkodliwą z możliwych, bo dzieje się na najwrażliwszym terenie oświat i wychowania. Dla szkoły konsensus wychowawczy i światopoglądowy jest fundamentem. Same programy ministerialne, podręczniki i metody ich realizowania nie wystarczą. Rzecz idzie o człowieka-osobę, a nie o przedmiot do obróbki. Ważny jest całokształt spojrzenia na młodego człowieka i świat go (i nas) otaczający.
Prywatne plany na karierę osobistą ze szkołą jako odskocznią są nie tylko anty-wychowaniem i anty-oświatą. Jest źródłem wielu patologii w życiu całej wspólnoty lokalnej. Dotyka także życia religijnego na danym terenie. W końcu większość z nas jest osobami wierzącymi, prywatnie i publicznie.
Milczenie wobec tego problemu jest nie tylko najgorszą przysługą, ale wręcz współudziałem w fałszu. Nikt nie może chować głowy w piasek.
I choć wielu wydawać się może, że mówię o problemie lokalnym, to jestem przekonany, że dzieje się tak w wielu szkołach, gminach i parafiach na terenie Polski. Paradoksalnie prawo państwowe uniemożliwia najprostszy sposób uzdrowienia sytuacji we wspólnocie szkolnej przez rozwiązanie umowy o pracę.

Rozumienie wspólnoty i dobra wspólnego nie jest silną stroną społeczeństwa postkomunistycznego. Nawet w kościele. Pojęcie wspólnoty jest kluczem do stworzenia szkoły, parafii i gminy - trudno powiedzieć, na którym polu najbardziej! A u nas - w Polsce i pewnie innych krajach dawnego „bloku wschodniego” - na ten temat nie ma nawet poważnej dyskusji. Z kolei znalezienie równowagi między zapisami o roli procedur instytucjonalnych i wartości osobowych nauczyciela-wychowawcy w procesie dydaktcznym (kształcenia i wychowania) jest trudnością na całym chyba globie. Człowiek jako osoba! Szkoła jako wspólnota! Parafia jako wspólnota! Gmina jako wspólnota! - to są największe globalne wyzwania.

Nie pisze się o 3.00 nad ranem, aby zrobić na złość byłemu wójtowi lub obecnej radnej. O 3.00 nad ranem pisze się samiuśką prawdę. Z głębi, z dna serca i egzystencji własnej osoby. Nie się zdolnym o takiej porze do popisów słownych. Nie gubi się właśnie wtedy perspektyw zbawienia. Nie ja.

Skądinąd pozwolę sobie na niesmaczne porównanie – tak jak wielki pisarz JRR Tolkien miał swoje Śródziemie a niemniej wielki inny swoje hrabstwo literackie Yoknapatawpha, tak ja – malutki blogger – mam swój Ogród, Annopol i gminę Strachówkę. Wielcy i mali przechodzimy do historii wraz ze swoją ziemią.

Pisałem do biuletynu o Madrycie i padłem. Daję nieuporządkowane zapiski ze środka nocy i rana. Czekam na dzienniki Białoszewskiego.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Cyber katecheza

"Łysek z pokładu Idy" - to o nas. To my. Łazimy-człapiemy korytarzami w chodnikach między warstwami świadomości i kultury wspólnoty lokalnej. Taki sobie łamaniec obrazkowy. W nocy nadchodzi jak chmura radioaktywna. Nie widać jej, a wszędzie się wciśnie i złowieszczo prześwietli. Każdy kawałek wyobraźni i zakamarek duszy. Trzeba sporego wysiłku, by się przed nią bronić. Mantra pomaga. W dzień można poratować się obserwacjami dobra i rozumowaniem. A rozum - wiadomo - bez wiary nigdzie nie uniesie. A na pewno nie do kontemplacji prawdy.

Boże, jakże ogromną moc nam dałeś - osobę. Swój obraz i podobieństwo. Osobową moc. Nieprawdo-podobną. Prawdziwą, choć się o tym przekonuję świadomie dopiero teraz. Wcześniej z niej korzystałem, ale nie miałem ram, by ją oprawić w rozumnej postaci koncepcji życia.
Największą pomocą w katechezie dzisiaj był profil siostry Marii Genowefy Suder na Facebooku.
Ten obrazek i link na piosenkę-modlitwę dał wielkie pole interpretacji i zastosowań katechetycznych. Czerpałem obydwoma garściami. Jednak nie mam siły przepisywać i układać notatek z papieru. Gdybym zrobił je w komputerze to może, może. A tak, to może jutro. Choć nieraz nie mogę do końca wypełnić obietnic pod lawiną łask doczesnych i niebieskich.

Pomocą jest ksiądz Piotr Wiśniowski (cyber missionary), z którego wzięliśmy rysunek w klasie 1-szej, a nawet wpisaliśmy komentarz, i wielu, wielu innych w necie.

PS.
Wpisałem jakieś komentarze pod SPS-em, a właściwie na chwałę pań z KGW, po nagraniu telewizyjnym. Paniom gratuluję. Fałszowi liderki SPS nadziwić się nigdy nie przestanę. Chwali się częścią Strachówki, działając na szkodę innej części (szkoły). Ja milczeć NIE BĘDĘ, bo milczenie nikomu nie służy. Gotów jestem zawsze o tym rozmawiać głośno i publicznie. BEZ NIENAWIŚCI. Prawda nigdy nie jest nienawistna i nienawiści służyć nie może. Fałsz - owszem.