Tytuł ostry, chcę więc pisać łagodnie. Mam jeszcze zadania na tym świecie, w mojej tzw. wspólnocie lokalnej, niedokończone. Póki my żyjemy.
Czy pisać prozą, czy wierszem? Na Facebook'u w notatkach, czy na blogu? Tylko te mam wątpliwości. Zaczynałem w Łączniku Mazowieckim w roku jubileuszowym, norwidowskim, na papierze. Tomek K. zrobił z tego stronę www, w 2004. W ogóle to wcześniej, wierszykami w 1977? innymi notatkami... Na Facebooku od 2009, bo Jasiek wybył daleko i było najłatwiej tak.
Na blogu zacząłem samodzielnie po latach publikować, bo się uwziąłem i z html sobie poradziłem, ale już dalej w klasy i style mi się nie chciało. Więc frycowe płacę, dlatego też umykam w notatki na Fb, bo łatwiej, mniej pułapek, wcale prawie. Ale coś za coś. Mniejsza stabilność? Regularność, zobowiązanie...
Dzisiaj chciałem też tam, ale chyba za dużo i pewne aspekty umykają. Dwupasmowość pisania, relacji. Tam się kondensuję i znika bardzo ważny aspekt - okoliczności symultaniczne. Pisanie symultaniczne! Nie tylko kierunek jazdy, ale i opis drogi. Żeby sobie poradzić jakoś z zasadą nieoznaczoności Heisenberga w dziedzinie przeżyć człowieka. Nie tylko co już mam w głowie, co zostało mi dane, ale także to, co w każdej nowej chwili jest dawane, dopakowywane. Bo wieczność, wszechświat i...
"Ludzkości-pół na globie współ-śni ze mną;
Dopomaga mnie - i cicho, i głęboko,
I uroczyście, i ciemno:
Jak - wszech-oko!"
(C.K. Norwid, Kolebka pieśni)
Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie. Nie jestem sam. Jest prawda. Prawda jest poznawalna. Jest możłiwa postawa miłości intelektualnej poznająca to co jest istotą rzeczy. Co jest. I jest konstytutywne, nie jakieś tam, względne, modne lub nie.
Tym się różni postawa wiary i rozumu idących łącznie? Kontrewolucja zatem, czym jest. Ta tytułowa. Ta tytułowa jest obserwacją lokalną. Gdzież mi pisać o wielkich kulturowych sprawach. Ani potrzebnego wykształcenia nie mam, ani doświadczenia, ani otoczenia...
Zanim zacząłem wyłuskiwać swoją/naszą kontrewolucję przeczytałem z posta ojca profesora jezuity w Gościu Niedzielnym tekst o "Zderzeniu cywilizacji". Wpisałem komentarz - "Dla mnie bardzo na czasie, choć lokalnie zderzenie mamy także w ramach jednego kościoła. I tu bywają "kontrrewolucje". Dołączyłem "buźkę" zasmuconą, w podkówkę dolną. Tu także doszła do głosu symultaniczność mojego pisania.
Niech się, gdzieś tam, zderzają cywilizacje. Gorzej, że i u nas, co najbardziej zaiskrzyło na kościelnym podwórku. Okablowania biegną teraz przeważnie pod ziemią, w glebie, blisko fundamentów, dróg ludzkich losów, chodników dla młodych i starych.
Albo, zamiast 'zaiskrzyło' - wybombelkowało (patrz, czekolada Nestle). Nierówno się chodzi, ale nikt nie płącze, wręcz przeciwnie - chcą sie bawić. Można się ubawić? (kto tu z życia robi literaturę? teologię? antropologię i kulturę zawsze!).
Mogę, powinienem(?) wytłumaczyć, dlaczego to, co się (u nas) dzieje nazywam aż kontrrewolucją? (Inna religia? Inne życie, inny świat)
Bo nie dotyczy powierzchni. Bo nie odsłania się w jakimś jednym zdarzeniu. Bo zaczyna podkopywać naszą całość. Całość życia społeczno-polityczno-oświatowo-kulturalno-religijno... itd. Bo wstrząsnęło już niejedną osobą, rodziną! Wieloma nami, także tymi, którzy mocno wrośli w glebę tzw. wspólnoty lokalnej i są jej kreatywnymi jednostkami, strażnikami nawet jej pamięci i tożsamości. Bo przerasta nawet Igrzyska Olimpijskie w Soczi w moim/naszym domu z 1908 roku. MAMY IGRZYSKA BYT-OWE. EGZYSTENCJALNE? METAFIZYCZNE :-)
To, co było i jest naszym fundamentem, nagle zostało zepchnięte na margines. Przemilczane, niezrozumiałe. Zanegowane?!
I w to miejsce wciska się (nam) coś nowego, nienazwanego nawet, cóż dopiero -zdefiniowanego, czyli amorficznego, czyli szkodliwego. Nie wiadomo skąd, dlaczego? Można się tylko domyślać. Bo za ich wciskaniem stoją osoby. A za osobami instytucje? Trendy modne gdzie indziej. Odwieczne ludzkie ambicje władzy, znaczenia, popularności, kariery, pieniędzy, zemsty, podobania się przełożonym, ślepego posłuszeństwa literze prawa...?
I oto absolutnie dla nas nieprawdopodobnie NIE DO POJĘCIA dzieje się. Utwierdziły się na naszych oczach, za dni naszych, dwa światy. Jeden - wkorzeniony w tradycję wolnościową. W Polskę braną tęczą zachwytu od zarania dziejów. Której wyniesieniem, świętem? wybuchem? był 3 MAJA 1981 w naszej gminie i kościele parafialnym pw. Świętego Antoniego w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Drugi - jw.
To, co najbliżej, boli najbardziej. Oznaki kontrrewolucji widać na różnych polach i w wielu większych perspektywach. Nie będę się silił na chronologię, wartościowania, systematyzację:
- kiedy zaczynałem pracę w kościele, usłyszałem i poszedłem na jego wezwanie, byliśmy sobie potrzebni, "oni" i "my", wiązało nas partnerstwo. Z księżmi, siostrami, pracownikami. Bo był komunistyczny PRL (1980-1989). Dzisiaj to pieśń przeszłości. Znów są oni i my. Bez cudzysłowu.
- Sobór Watykański był wiatrem i wichurą, którą czułem w żaglach każdego dnia, godziny, każdej chwili, w modlitwie, myśleniu, byciu... był i jest moim światopoglądem. Wiarą i rozumem, nim papież napisał taką encyklikę, ale On tez był w wieczność zachwycony soborem i... pewnym wielkim chrześcijańskim Poetą myślicielem. Dla żadnego księdza, wśród których żyłem. Owszem, są tacy, daleko, daleko. Bliscy sercem, duchem, internetem. W tym gronie, która jest prawdziwą resztą tego świata, żyjemy wspólnotą i osobą, chcemy siostrzano-braterskiego Kościoła Powszechnego Apostolskiego globalnego.
- oni, bez cudzysłowu, chcą zaś zachować rząd dusz i swoją pozycję nadrzędną względem nas, hierarchiczną aż do bólu zębów, no bo, łaskawie nam uzasadniają „wy nie macie przygotowania teologicznego”, a papier z pieczątką (kancelaryjną, kurialną...) jest warunkiem porawnych relacji z Bogiem??!!!
- my żyjemy normalnym życiem w tym i na tym świecie, obowiązkiem-powinnością utrzymania rodziny, wypełnienia obowiązków wynikających z umowy o pracę... Oni - żyjąc czym innym, sprawami liturgicznego kultu, który jest ich codziennością, a poza tym? któż z nas może wiedzieć? - hobby? gadżetami współczesności?... chcieliby nadal odczytywać i interpretować nam kulturę, znaki czasu i wzory życia... bez dialogu partnerskiego, równościowego, wolnego... a nawet próbując negocjować(?), reglamentować powszechne prawa osoby, zapisane w Powszechnej Deklaracji ONZ... np. zabierania publicznie głosu w każdej sprawie, która nas dotyczy, WOLNOŚCI SŁOWA, publikowania... które sa nie tak dawną zdobyczą Ludzkości i "jedną z najwznioślejszych wypowiedzi ludzkiego sumienia naszych czasów" (JPII).
- lokalne paradygmaty kulturowe? Tak, to się rzadko, ale gdzieniegdzie i ówdzie zdarza. Zdarzyło się także wśród nas - Rzeczpospolita Norwidowska, z błogosławieństwem, którego, głęboko wierzę, udzielił nam święty Jan Paweł II.
– lokalne kulturowe paradygmaty stają się solą w oku, muszą - znając polskie przywary - niestety, komu? tylko na dole? czy także wyżej, wyżej...
- spór o rozumienie i praktykowaie IV przykazania kościelnego jest tylko czubkiem góry lodowej. To jest kontrrewolucja lokalna, cząstka większej. Czy młodzież, nasze dzieci, mają się oprzeć wielkiej medialnej pressji świata i odwrócić się od ich przecież, bardziej niż naszej, współczesności (wyalienować), i wybierać z jakąś nadśwaidomością religijno-moralną post, pokutę, przyoblekając smutek na młode radosne oblicze, epifanię, ich i czegoś sponad nich, twarzy - NA JAKIEJ PODSTAWIE? Jakiej edukacji? Jakiego wychowania? Skąd mają wziąć siłę - której my nie mamy? Bo ja przez całe życie miałem w głowie "w czasie zakazanym zabaw hucznych nie urządzać". A czasem zakazanym był Wielki Post, no i w mniejszym stopniu Adwent. Ale to wszystko się zmienia, i nie jest wcale aż takie ważne - sprawa bardziej dyscypliny, niż metafizyki. Nie może być miara pobożności, godności... człowieka-osoby... na obraz i podobieństwo?!
Ktoś, kto chce odkrywać? proponować? wprowadzać nowe paradygmaty musi mieć za sobą nadprzyrodzoność? Kto dzisiaj chce wprowadzić kulturę w oparciu o dwa święte dni, niedzielę i piątek? Niedzielę - rozumiem. Była i pozostanie wielką propozycją. Zmieniła znaczenie, ale i tak mało kto z nas-chrześcijan pamięta, że już nie jest pamiątką stworzenia, ale dzieła zbawienia przez... najważniejszej tajemnicy, granicznej dla rozumu - zmartwychwstania! Piątek z nią nie ma szans. Mam szacunek dla wszystkich mających pobożność pokutną, postną, wynagradzającą...
Dużo można i trzeba rozmawiać o tych sprawach. Dorośli i młodzi. W dialogu nieustannym ze sobą i z kulturą. Bez dialogu nic nie ma, nic udać się nie może, w świecie człowieka-osoby.
Nie chcemy religii, nie chcemy kościoła bez dialogu. Rzeczywistość niedalogiczna hamuje rozwój osób i wspólnot, jest pustynnieniem obszarów wiejskich, jest wstecznictwem. Wierzę, że nie chce takiego kościoła papież Franciszek i wszyscy pobożni myślący chrześcijanie, przytomnie obecni w świecie 2014. Chcemy kościoła i pasterzy pachnących owcami. Nieżyjących na dystans, jakby z zewnątrz naszego życia i świata.
Muszę się spieszyć z zakończeniem i opublikowaniem posta. Błedy będę poprawiał jeszcze długo. Żeby zdążyć, nim zacznie sie - zwłaszcza nim się zakończy - nadzwyczajne posiedzenie Rady Pedagogicznej Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Chcę sie wypowiedzieć, niczego nie ukrywając z tego, co jest mi wiadomo. To moja (i każdego w naszej szkolnej społeczności i poza?) powinność. NIEZALEŻNIE OD TEGO, JAKI BĘDZIE TENOR I WYNIK POSIEDZENIA W SZKOLE. Prawda przegląda się w wielu lustrach - oby się przejrzała, oby jak najwięcej z nas podzieliło się swoim myśleniem !!
Czuję przez skórę, że dla niektórych to posiedzenie "zabiera" tylko czas, zmusza do wysiłku przyjazdu, może być trudna, ale wierzę i wiem, że jest też zaszczytem i nobilitacją. Kto, która szkoła w ramach swojej pracy i misji musi rozważać kluczowe sprawy kultury i Polski 2014! Do tego nas doprowadził paradygmat lokalny kultury dziedzictwa podjętego i zobowiązującego. Do tego doprowadził i zobowiązuje ideał szkoły-wspólnoty. "Kto pracował na miłość, ten z miłościa potem pracować będzie. To jest szczęściem prawdziwym. Tutaj innego szczęścia nie masz".
Będę towarzyszył im serdeczną myślą i modlitewnym duchem.
Za ostre sformułowania w tym poście przepraszam, ale nie użyłem ich przeciwko komuś, jeśli - to tylko przeciwko przemilczaniu i w sprawie. Nie wierzę, że wszystko jest zrozumiałe - bez DIALOGU. Na dialog jestem gotowy, będę wyjaśniał, usprawiedliwiał się, tłumaczył z każdego sformułowania, ale przede wszystkim z głównej myśli, więc nich nikt się znów nie obraża, tylko dialogujmy, najlepiej publicznie. W Realu i w Internecie!
Linków moge podać więcej:
- mamy skarby duchowe i intelektualne, które możemy wnieść do skarbca Polski, Europy i świata
- "Dziedzictwo kulturowe nie jest martwym zespołem symbolicznych znaczeń zawieszonym w próżni społecznej, przeciwnie – ewoluuje a zarazem w ogromnym stopniu wpływa na tożsamość regionalną."
- KULTURA A ROZWÓJ LOKALNY - albo stagnacja, miałkość, wycofanie mentalne i pochodne
- o wspólnocie, z serca kościoła napisał nowicjusz jezuita, zniknęło mi, ale już odnalazłem :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz