Katechezy to samoudzielanie się Boga. Jak bozię kocham. Jak bum-cyk-cyk. Jadę do szkoły z trudem i oporem. Wchodzę do klas drżący, a wychodzę często olśniony.
Klasa 5 - coś powiedziałem o modlitwie Jezusa, z książeczki Basyla Pennigtona OCSO i prosiłem, żeby sami wypróbowali - pooddychać, popowtarzać imię "Jezus", a potem opisali przebieg próby. Oto samodzielna notatka ucznia -
- "Zamknij oczy, o niczym nie myśl, powtarzaj w spokoju, w myślach słowo JEZUS, aż Go zobaczysz i będziesz myśleć tylko o Nim. Kończąc, pomódl się w spokoju słowami "Ojcze Nasz". Jest to modlitwa skupiająca się tylko na Jezusie i niczym innym, nie przejmując się natrętnymi myślami chodzącymi po głowie."
Zachowam oryginalną kartkę, na której została zapisana notatka, na wypadek gdyby ktoś nie uwierzył w jej autentyczność.
Klasa 6 dostała pracę w grupach. Każdej z nich podyktowałem fragment ewangelicznego opisu modlitw Jezusa. Mieli przełożyć na swój język. Tekst uzgodniony w grupie jedna osoba miała zaprezentować klasie. Nie wiedzieli, że w niezwykłych okolicznościach. Stanąłem z nimi na końcu, jak zawsze podczas modlitwy na początku i na końcu lekcji. Ich (grupowe) notatki były modlitwą końcową. Wierzcie, że to nie to samo czytać to samo "tak sobie" i czytać jako modlitwę (powszechną). Niech Duch w nich zwycięża. Nie wiadomo kiedy i jak. Niech ich przemienia. Niech zostawi w nich, w nas, choć maleńki znak.
Chodziłem do klas z ogromna świecą. - "Światło Chrystusa!" - "Bogu niech będą dzięki." Na szyi nosiłem pleciony różaniec ze Lwowa, od św. Jura - a może ktoś spyta? Owszem, uczeń przed wejściem do klasy 3. Prosiłem, żeby powtórzył pytanie w klasie. Nie powtórzył. Niestety.
W klasie 1-szej chodziłem z nim "prowokacyjnie" po klasie, kiedy malowali śniadanie wielkanocne w rodzinie. Sytuacja naprawdę sprowokowała mnie do modlitwy za nich.
Odkryciem dnia było stwierdzenie o samotności, niezbędnej cesze modlitwy. Wyskoczyło to na mnie z jednej z pomocnych stron www. "Jezus modli się zawsze sam... oddala się od uczniów, nigdy nie modli się z nimi... To doświadczenie pustyni, samotności i ciszy, w której dojrzewają słowa, pozwala słyszeć najpierw samego siebie, pragnienia własnego serca, zobaczyć prawdę o nas. Pozwala też odczuć, że nawet na pustkowiu KTOŚ jest przy nas, słyszy nas i odpowiada."
Dodam od siebie - w Jezusie modli się nasza(!)rozumna natura ludzka ("wszyscy ludzie, ponieważ są osobami, czyli istotami wyposażonymi w rozum i wolną wolę, a tym samym w osobistą odpowiedzialność, nagleni są własną swą naturą, a także obowiązani moralnie do szukania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii. Obowiązani są też trwać przy poznanej prawdzie".)
O modlitwie Jezusa mówił Jan Paweł II w katechezie na audiencji generalnej 22.7.1987. Mówił, że Jezus był zwrócony do Boga (Ojca) całą swoją ludzką egzystencją. Że modlitwa była życiem jego duszy. Że modlitwa arcykapłańska jest swoistą syntezą samoobjawienia się Boga w Synu. Że prosi w niej też o rozprzestrzenianie się wśród ludzi owoców swojej misji. Że w Ogrójcu dochodzi do zjednoczenia Jezusa z Ojcem w woli odkupienia świata.
Że Jezus się modli przy różnych okazjach, o różnych porach dnia i nocy, także w okolicznościach, które wynikały z tradycji i żydowskiego prawa religijnego. "W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi". Że na szczególna uwagę zasługuje tzw. modlitwa własna Jezusa.
Zaś z pomocą biskupa Tadeusza Pieronka, którego zawsze ceniłem - choć dostrzegam i rozumiem u niego nutkę goryczy - prowadzę na Facebooku dialog ze światem o kościele i polskich sprawach.
środa, 27 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz