Mizin, jesteś niesamowity. Zaczynam rozumieć, dlaczego tak o tobie mówią inni. Kiedy pytałem dlaczego, odpowiadają „Mizin to jest Mizin”. Nawet Cyprian Norwid by to potwierdził. Skoro napisał - „Jak niewiele jest ludzi pragnących się objawić”. Jesteś z tych nielicznych. Jestem więc pewny, że poznasz prawdę, bo jej szukasz i jesteś na nią otwarty.
„A cóż to jest prawda?”. Broń Boże, żebym ja wiele miał do powiedzenia. Mam tylko własne życie, poszukiwania i doświadczenia. Rozmowa z tobą pozwala mi pewne sprawy przemyśleć jeszcze raz i jakoś formułować. Spodobało mi się bardzo stwierdzenie (i cóż że własne, choć mało orginalne), że „prawdy (czy prawdę?) wiary dowodzi życie według niej”. Błogosławieni (święci), którzy w nią uwierzyli i ją przyjęli – cóż tu dodać? Korowód świętych potwierdza, a z żyjących Andrzej Madej (jeśli nadarzy ci się okazja odwiedź go w Aszchabadzie).
Żyjąc szczerym poszukiwaniem i (nawet na wszelki wypadek) według przykazań i poznanej Ewangelii musisz dojść do głębokiego przekonania, że „twoje o Bogu pojęcie jest właściwe”. Że po prostu nie ma innego Boga. Że Jezus przeżył to życie, nie czyniąc niczego złego, przeciwnie, czyniąc wiele dobrego. Pokazał drogę, prawdę i życie. Jak Mu nie wierzyć? Jak Mu powiedzieć „nie”. Można, ale dokąd pójdziemy?
„Doświadczyć Boga bezpośrednio”.
To jest największe wyzwanie dla człowieka. Powinno być. Przeglądałem kiedyś książkę „Doświadczenie świata doświadczeniem Boga”, jakiegoś dominikanina. Wiele nie pamiętam. Czytałem dwa tomy dzieł św. Teresy z Avila, zachwyciłem się nią. Na Teresę trafiłem przez książkę siostry Immakulaty Adamskiej, karmelitanki. Ktoś w recenzji napisał „kongenialnej”. Pod wpływem Immakulaty chciałem jechać do Hiszpanii i poznać szlak klasztorów, które założyła Teresa Sánchez de Cepeda y Ahumada. Nie dostałem paszportu, był PRL, znalazło się dla mnie miejsce u Kamedułów w Krakowie, tam przestudiowałem Teresą. Robiłem masę notatek, to była rewelacja. REWELACJA. To doświadczenie jest chyba najbliższe twemu pragnieniu - „Doświadczyć Boga bezpośrednio”. Nie wiem, czy na pewno czytelnik, ale ona takie opisuje. I co najważniejsze, nie robi z tego tajemnicy. Wręcz przeciwnie, mówi, że jest to droga dla każdego. Wymagania nie są wygórowane, wystarczy 15 min. dziennie tzw. modlitwy myślnej.
Dzieła św. Teresy są w stanie zaspokoić nawet wielkie umysły, example św. Edyta Stein (Benedykta od Krzyża). A od tej ostatniej (ur. we Wrocławiu, związanej też z Lublińcem, zamordowanej w Oświęcimiu) bliska już droga do nas, całkiem współczesnych. Spotkamy na niej Husserla, twórcę fenomenologii, Romana Ingardena, Karola Wojtyłę. Też uczepiłem się tej ścieżki. Czyż słowa JP o fenomenologii nie rzucają na kolana - „Fenomenologia jest przede wszystkim stylem myślenia oraz sposobem intelektualnego podejścia do rzeczywistości, który pragnie uchwycić jej cechy istotowe i konstytutywne, unikając uprzedzeń i schematów. Chciałbym powiedzieć, że jest to niejako postawa miłości intelektualnej do człowieka i świata, a dla wierzącego, także do Boga — początku i celu wszystkich rzeczy. Aby przezwyciężyć kryzys sensu, którym naznaczona jest część myśli nowożytnej, jak pisałem w Encyklice Fides et ratio (por. n. 83), konieczne jest otwarcie się na metafizykę. Właśnie fenomenologia może w znaczący sposób przyczynić się do takiego otwarcia.
Dziękuję Bogu, że również mnie dał możliwość uczestnictwa w tym fascynującym przedsięwzięciu, począwszy od lat studiów i pracy dydaktycznej, a także później, na kolejnych etapach mego życia i posługi duszpasterskiej.”
Mnie te słowa zachwycają. Myślę, że są także wytłumaczeniem niektórych moich potyczek, tak ze świeckimi, jak i duchownymi (tomizm uprzywilejowany przez wieki w K-le contra fenomenologia :), nt. świata, człowieka, kościoła itd. Rzadko można spotkać ludzi bez uprzedzeń i schematów.
Jeśli chodzi o moje najbardziej własne doświadczenia w tej kwestii, to jest nim chyba proste odkrycie, że modlitwa (rzeczywiście najlepiej myśli, nie słów, a jeśli słów, to koniecznie poddanych jakiejś medytacji, albo tylko najprostszego bycia, oddechu, "odpocznienia") jest zawsze doświadczeniem akceptacji, w pewnym sensie zakładającym i realizującym-uobecniającym rozgrzeszenie (całościowe, całego życia, nie pojedynczych spraw-grzechów, wszystkiego czym jestem), dobra doświadczanego jako dobra-dla-mnie, a nie jakiegoś tam, gdzieś. Więc skoro w modlitwie doświadczam całkowitej akceptacji, dobra, miłości – to czego jeszcze mam chcieć? W szatę pojęć i słów pomaga mi ubrać to doświadczenie Biblia i nauka kościoła.
Bezpośrednim doświadczeniem Boga, jest dla mnie także, doświadczenie wszelkich przejawów miłości miłosiernej (ta dwuczłonowość pomaga, kiedy pojęcie miłości się rozmywa). Taką można poznać w konkretnych ludziach (jeśli się ma szczęście) – ja poznałem Andrzeja Madeja. W perspektywie rozwoju osobowego znaczy on dla mnie więcej niż JPII. JPII znaczy więcej w perspektywie światowej. O JPII wiem, słyszałem, czytam, bywałem na Jego mszach, ale z Andrzejem rozmawiałem, jadłem wiele razy przy wielu wspólnych stołach, jechałem pociągiem, spałem na jednym posłaniu, pływałem w Bałtyk i Jezioraku, gościłem w domu rodzinnym w Legionowie i w Annopolu... zadawałem pytania, słuchałem odpowiedzi... poznałem także "naocznie" sytuacje nie z tej ziemi.
Mam też takie malutkie objawienia prywatne (Kodeń, Sen, cd. z s.Immakulatą), ale to pryszcz. Pozostańmy przy wielkim Objawieniu biblijnym i tym, którym jest kościół od 2 tys. lat.
SOBÓR WATYKAŃSKI II
Z artykułów nt. Soboru b. polecam „Wstęp ogólny” Kardynała Karola Wojtyły pt.”Próba uporządkowania”, który jest zamieszczony w wydaniu dokumentów soborowych przez Pallotinum, 1968 i na pewno dostępny w Internecie.
Wynotuję trochę swoich podkreśleń, które towarzyszą mi przez wszystkie lata katechizowania.
- niezmiernie cenne świadectwo poszanowania każdej myśli... droga kolegialnego myślenia
- odpowiedzieć sobie na szereg pytań, które stawia sobie współczesna ludzkość
wskazania nt. Świadomości (samoświadomości) Kościoła i dialogu
- swoista logika Soboru... ujęcie Kościoła „od wewnątrz” i „od zewnątrz” stwarza analogię do człowieka, który także w owych dwóch aspektach siebie określa i urzeczywistnia
- poznanie Kocioła ad intra i ad extra ma wywołać pogłębioną świadomość (smoświadomość) K-ła, a zarazem uzdolnienie do dialogu z tymi wszystkimi, którzy znajdują się poza Kościołem
- świadomość Kościoła (która dla ludzi wierzących jest pewnego rodzaju samoświadomością) oraz do płynącej stąd umiejętności prowadzenia dialogu – nie samego tylko dialogu naukowego, teologicznego, światopoglądowego, czy wreszcie „dialgu społecznego”, ale autentycznego, dialogu zbawienia
- identyfikacja, utożsamienie różnych ludzi i różnych powołań, z jednym i tym samym Kościołem
- K-ł orientował się na zewnątrz siebie... wszakże na zasadzie wejścia w siebie
w parze z narastaniem świadomości... otwierała się perspektywa dialogu
- główny przedmiot, który łączy [różne] dokumenty jest o-s-o-b-a l-u-d-z-k-a (podkreślenie moje jk)... jest to najbardziej podstawowa płaszczyzna myślenia soborowego, kóra jest jakby wypadkową współczesności !!!!!!!!!!!! (jk)
- Vaticanum II posiada tę ogromną zasługę w stosunku do Kościoła, że podjęło całą problematykę współczesności, nie pozostawiając lękliwie na boku niczego. Stwarza to w świadomości człowieka wierzącego ogromnie cenne poczucie „panowania nad rzeczywistością”... składnik postawy życiowej chrześcijanina. Dla człowieka, który patrzy na to oczami wiary, weryfikuje się w taim dorobku Soboru działanie Ducha Świętego
- rys Kościoła, jego powołanie do myślenia o dobru i do czynienia dobrze w spsób dla wszystkich zrozumiały, w sposób ludzki, odpowiadający godności człowieka... jego istota i posłannictwo tak głęboko zespolone z całą celowością ludzkiej egzystencji... każe mu właśnie pytać o sens... osadza go i ugruntowuje w doświadczeniu współczesnej ludzkości... wielkie ludzkie i nadprzyrodzone zarazem działanie
Zachwyt nad Soborem, który prowadził mnie przez całe świadome i katechetyczne życie, kazałby cytować bez końca. Czytaj jednak sam Kubo – niezwykły Mizinie, zjedz te pisma. One po to zostały nam dane, by kościół i świat odnowić, choć są wielkim nieobecnym (niemową) w naszym parafialnym kościele i przez to, także w świecie.
Jak ci nie dziękować? Nie mogę już więcej dziś pisać, nikt by nie strawił. Wiedz jednak, żeś dokonał czegoś wielkiego w moim życiu. A i poryczałem się (to jeden z największych darów Boga na ziemii wg. CKN), ale nie doszedłem w odpowiedziach jeszcze do tego fragmentu twojego (także obfitego) pisania.
PS.
Napisz coś o rodzinie. Gdzieś ty się uchował? Kim są rodzice, którzy dali synowi takie biologiczne i kulturowe wyposażenie?! Jestem dla nich pełen podziwu.
piątek, 21 października 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio zupełnie nie mam czasu aby zebrać się w sobie i coś napisać czy nawet przeczytać, a pisze Pan bardzo regularnie i w taki sposób, że trzeba się zawsze dłuższą chwilę zastanowić nad tym, co się czyta, co przekłada się na to, że nie udaje mi się komentować Pańskich wpisów na bieżąco, staram się natomiast czytać je jak tylko się ukazują. Niestety, studia są ze swej natury niezwykle absorbujące i czasochłonne...
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodzi o moje wątpliwości/przemyślenia, to na chwilę obecną mógłbym je ująć jakoś tak:
- Coraz mniej obawiam się zaufania Bogu. W zasadzie to nie wiem, czy kiedykolwiek naprawdę z tym miałem problem. Chodzi mi raczej o coś innego. Nie chodzi mi o to, dlaczego warto zaufać Bogu. Zastanawia mnie raczej, jakiemu Bogu/Bogom będę musiał przez to powiedzieć "nie"...
- Mam nadzieję, że znajdę czas, by chociaż oględnie zapoznać się z tymi wszystkimi dziełami, które warto byłoby przeczytać. Jednak z czytaniem zawsze miałem pewien problem, bo czytam bardzo wolno i niewiele zapamiętuję, a ponadto mam póki co bardzo mętne pojęcie o tym, jak nad tym pracować, więc i o tym muszę poczytać, czy już właściwie czytam. Muszę się wpierw nauczyć, jak się uczyć, by się uczyć.
- Fenomenologia bez schematów... cóż, chyba nie wszystkie schematy są złe, tzn. przecież podobno umysł ludzki generalnie myśli schematami (Łazarz, potrzebuję się :) ), więc w pozbywaniu się schematów chodzi pewnie o jakieś konkretne, "złe" schematy. Np. takie, które wynikają z niezrozumienia litery Pisma lub wzajemnej wrogości. Zaś cechy konstytutywne/istotowe uzyskuje się, jak rozumiem, metodą jakiejś redukcji (może fenomenologicznej/ejdetycznej), jednak - jak zredukować w ten sposób doświadczenie Boga, albo w ogóle cokolwiek? I poza tym - czy w wyniku takiej redukcji nie otrzymamy po prostu innych schematów?
- Z "dobrem i złem" też zawsze miałem dylemat... Bo to są takie dziwne pojęcia, podobnie jak np. doskonałość. Bo czy ma sens pytanie: Czy to, że Bóg jest dobry, zawiera się w tym, że jest doskonały, czy raczej odwrotnie? Zwykle słów takich jak "dobry", "doskonały" używamy w odniesieniu do jakiejś jednej, konkretnej cechy, w związku z czym mam nie lada problem z jakimś uogólnieniem tego do postaci absolutnej, najwyższej.
- poczytam też oczywiście coś o tym Soborze, bo być może pozwoli mi to obronić się przed, jeśli mogę się tak wyrazić, "źle prowadzonymi kazaniami na mszy" i ogólnie błędnym, często "przeterminowanym" przekonaniom odnośnie religii
- W sumie ciekawi mnie, czy Kościół podczas pracy nad tym Soborem korzystał z pomocy kognitywistów i psychologów :)
Jeśli zaś chodzi o rodzinę, to... sam nie wiem, co powiedzieć. Rodzice na pewno się ucieszą z takiego docenienia ich zasług, bo rzeczywiście bardzo wiele z tego, kim jestem, właśnie im zawdzięczam. Przeprowadzili się do Warszawy spod Magnuszewa, najpierw na Ursynów, potem (gdy już byłem na świecie) do Piastowa. Mama jest dyrektorem biura zarządu w Radiu Eska, tata prowadzi własny sklep ogólnospożywczy... W sumie nie wiem, co mógłbym powiedzieć więcej.