“Spotkanie i tylko spotkanie,
jest źródłem najgłębszych pytań metafizycznych.
Doświadczenie innego to doświadczenie kluczowe,
od którego zależy sens świata.
Doświadczamy innego spotykając go.
Spotkać to doświadczyć Transcendencji...
Czym jest zaplecze spotkań?
Jest nim szeroko pojęta sfera
przeżywanych przez ludzi,
idei i wartości...”
(Ks. prof. J.Tischner, Filozofia dramatu)
Boże, Duchu Święty pozwól mi zebrać wszystkie wrażenia, odczucia, obserwacje, wszelkie dane zmysłowe, wszelkie refleksje, pogłęb je, połącz, pomóż wyciągnąć budujące wnioski... Ty wiesz, że to zadanie przerasta moje możliwości. Moja mantra mówi “Nie-ja-Ty-Bóg-Miłość-Chrystus-Pokój-Dobro-Bóg-Miłość-Amen”. Tylko tyle mogę. Tyle, na ile sięga moja wiara i rozum.
Minęło poniedziałkowe popołudnie, potem spokojna noc. Noc uspokojona, napełniona, uleczona sensem. Minęła doba od spotkania i rozmowy (dialogu) w Rzeczpospolitej Norwidowskiej z dyplomatą z Amerykańskiej Ambasady w Warszawie.
A jednak tytuł tych refleksji nie jest “Szkoła dyplomacji”, ale Wielki Poniedziałek. Życie rozszerzyło perspektywę SPOTKANIA I ROZMOWY. Od razu powiem, że życie zawsze rozszerza perspektywę spotkania i rozmowy (sie wie, że osób). Spotkanie i rozmowa zawsze dają więcej, niż wynika z sumy naszych obserwacji i refleksji. Czy mam już powiedzieć, że Bóg w nich mieszka? To znaczy, zamieszkał i jest na wieki wieków, amen? Może tak, a może wyniknie to dopiero jako propozycja, teza, spostrzeżenie... na koniec?!
Dlaczego mieszam prosty opis faktów ze spekulacją teologiczną? Bo tak one łączą się we mnie od początku. Moja wiara i rozum nijak nie chcą występować i działać oddzielnie. Są mi dane i działają łącznie. OSOBOWO. To nie są tryby maszyny, to jestem myślący„ja”, homo sapiens zwany Józefem Kapaonem, z całą pamięcią i tożsamością.
Bałem się bardzo tego spotkania, od momentu zapowiedzi, kiedy Grażyna odebrała telefon z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i oczywiście zgodziła się przyjąć gościa w naszej szkole. Kulminacja lęku nadeszła w niedzielę, wraz z korespondencją od Sebastiana z agendą spotkania. Najgorsza była noc.
A przecież nie ja miałem być w głównej obsadzie. Miałem rolę drugoplanową. Odpowiedzialność wzięli na siebie: Grażyna za zaproszenie (zgodę) i za całość, Sebastian – za przebieg. A jednak bardzo się bałem. Jestem niebytem społecznym. Marginesem (gminnego) marginesu. Kto zna lęki niebytu? Wraz z nimi przychodzi brak akceptacji dla swojego wyglądu, wad, poziomu znajomości języka angielskiego itd.
Dawno temu też się bałem w podobnych sytuacjach – w Kromerziż (Cz), reprezentując szkołę na tzw. seminarium kontaktowym (angielskojęzycznej randce w ciemno szkół szukających współpracy międzynarodowej), organizując wizyty w Danii, Norwegii i Anglii, a potem planując ich rewizytę w Strachówce (Treblince, Korczewie, Drohiczynie, Grabarce, Muzeum Powstania Warszawskiego... i w naszych domach, kościołach, w Vademecum - korowodzie weselnym rodziców Norwida i na rzeczywistym weselu Marty, sekretarki szkoły). Ostatnim takim wydarzeniem była wizyta Douglasa Ades'a z PAFW, z pamiętnym zakończeniem na plebanii. Tak, ale wtedy byłem jeszcze jako-tako bytem uspołecznionym, jako takim elementem osobowym naszej tzw. wspólnoty lokalnej w Strachówce.
Po bardzo ciężkiej nocy chciałem zwiać - „tak samo dobrze odbędzie się beze mnie”. Sebastian jednak użył nacisku motywującego, nie mogłem się wymigać. Z duszą na ramieniu. Podkreślenia godne - „z duszą”. Z gorczycznym ziarnem wiary. Z pamięcią i tożsamością.
Pierwsza lekcja odbyła się zgodnie z planem, prawie normalnie. Prawie, bo się spóźniłem, akumulator siadł w samochodzie (w nocy było minus 14C), uratował nas Krzysiek, zawiózł do szkoły. Pierwsza lekcja była w drugiej (komunijnej) klasie. O Wielkim Poście, Wielkim Tygodniu, Wielkim Poniedziałku, Wielkiej Nocy. O rachunku sumienia w książeczce, którą ksiądz rozdał wcześniej, by służyła dzieciom (i rodzicom!) pomocą w przygotowaniach do pierwszego pełnego uczestnictwa w eucharystii. Namawiałem, by w Wielki Piątek do niej zajrzeli, wybrali jeden z dwóch przykładowych rachunków czynów, ocen, win... Każde cierpienie ma sens, czyjeś cierpienie (nawet zwierząt) rodzi w nas ból, jest nam przykro, współczujemy. W Wielkim Tygodniu, w Wielki Piątek, współczując z Jezusem wiemy dlaczego czytamy (robimy) rachunek życia i sumienia. To nie obowiązek, to zaproszenie i propozycja.
W modlitwie końcowej z dziećmi ogarnąłem – tak się mówi w naszej religii i duchowości – czekającą nas wizytę/spotkanie.
Pierwsze, jak zwykle lekko zmieszane, witanie schwyciło mnie/nas w gabinecie Grażyny, DyrKa. Na szczęście Sebastian przejął rolę cicerone i wszedł w serdeczną konwersację. Mogłem dokończyć drukowanie materiału uzupełniającego spotkanie z dyplomatą, rzucające światło na początki naszej korespondencji z Ameryką. Pierwszy post Lucy i moją odpowiedź, plus link na świadectwo wiary studentki z Lincoln, Rachael i pierwociny angielskojęzycznej strony na blogu kolonijnym z Murzasichla 2011. Tak pojąłem swoje obowiązki, wyznaczone mi przez Sebastiana.
Napięcie całkowicie ustąpiło w sali językowej, mogłem już zająć się tylko fotografowaniem wydarzenia. Plan Sebastiana i profesjonalne (dyplomatyczno-informatyczne) przygotowanie gościa zadziałały perfekcyjnie. Na scenie był tylko amerykański dyplomata Andrew Staples i nasi uczniowie.
Mr Andrew okazał się profesjonalistą w obu dziedzinach, a przede wszystkim sobą, człowiekiem! Przygotował żywą (filmowo-muzyczną) prezentację z pomocą prezi.com nt. świąt oficjalnych i nieoficjalnych w wielokulturowej Ameryce, życia własnej rodziny, szkoły, do której kiedyś chodził.
Uczniowie mogli zadawać pytania. Każdy! Każde!
- ile ma dzieci
- jak się zostaje dyplomatą
- czy podobają mu się polskie dziewczyny
- czy popełnił w życiu jakieś błędy
- czy lubi polską wódkę
…......
Dyplomata Andrew Staples nie zbył żadnego. Wsłuchiwał się w każde, nie tylko w formę i treść, ale i w intencję. Dzięki temu dowiedzieliśmy się dużo. Mamy wrażenie, że spotkaliśmy i poznaliśmy człowieka, nie tylko pracownika ambasady.
Wiemy, że – poza placówkami zagranicznymi - mieszka z rodziną w stanie Waszyngton, w północno-zachodnim rogu USA, z wyboru, z umiłowania spokoju, oceanu i przyrody. Ma żonę z Finlandii i siedmioro dzieci. Najstarszy syn ma 24 lata, najmłodsza córka – osiem. Z wykształcenia jest informatykiem. Był szefem firmy produkującej lasery w Skandynawii. Żona zna m.in. język japoński. Po wizycie w Japonii i chyba w Chinach zapragnął być za „pan brat” z całym światem, zgłosił się do służby państwowej. Żeby zostać do niej przyjętym trzeba zdać wiele testów. Sprawdzających nie tylko wiedzę fachową, w tym talenty językowe, ale przede wszystkim, jakim się jest człowiekiem. Uczciwość, zdolności komunikacyjne (łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi), pasję do tego, co się robi i całą paletę innych zalet.
Andrew Staples nie używa alkoholu. W czasie pobytu w naszej szkole pił herbatę owocową i wodę. Do swojego hobby zaliczył weekendowe samochodowe wyjazdy poznawcze po kraju, w którym przebywa (polubił Polskę wschodnią!) i wychowywanie własnych dzieci.
O wspólnym zdjęciu z uczniami, też on przypomniał. Amerykański standard. Kultura. Zrozumienie siebie i swojej roli. Misyjność pracy w dyplomacji. I w szkole!
W sali lekcyjnej, na korytarzu i w stołówce, przy zupie, jest się tym samym człowiekiem.
Ja zupę odpuściłem. Skorzystałem z chwili psychologicznej przerwy. Muszę mierzyć zamiary podług sił.
Po zupie spotkaliśmy się w pokoju nauczycielskim. Pełen zakres takich wizyt obejmuje spotkania robocze, plenarne, grupowe, poznawanie się na wielu płaszczyznach. „Bądź człowieku!”. BYĆ CZŁOWIEKIEM. „Braterstwo ludom dam, gdy łzy osuszę / bo wiem, co własność ma, co ścierpieć muszę / bo już się znam” (CKN, Pieśń od ziemi naszej).
Andrew Staples poznał motto naszej szkoły „kto pracował na miłość, ten potem z miłością pracować będzie, to jest szczęściem prawdziwym...”, sztandar i hymn „Z naszej ziemi się wywodził...” (zaśpiewaliśmy razem z uczniami). Ma przed oczami przekrój naszych działań i naszej najnowszej historii, na podstawie zdjęć, które jak tapety obwieszają nasz korytarz.
Zdjęcia mówią prawdę. Jest na nich piękno, dobro i prawda. Prawda czasem krzyczy ze zdjęć. Jest na nich nasza zbiorowa pamięć i tożsamość. Jesteśmy Szkołą z Klasą. Jesteśmy Szkołą Uczącą Się. Jesteśmy szkołą z Ocenianiem Kształtującym. Jesteśmy Szkołą im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Jesteśmy gminą, która przejęła oświatę w pierwszej możliwej kolejności w Polsce, przed zobowiązującą ustawą. Jesteśmy gminą, która sercem i duszą weszła na drogę przemian ustrojowych na mocy (aktu założycielskiego?) Wolnościowego Czynu Solidarności (RI) z 3 Maja 1981!
Kto nie budował na skale wartości, tego dzieło się rozsypie. Nasze trwa. Jest ciągłość wartości, ideałów. Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności ma w tym swój udział, europejski program Sokrates-Comenius i CEO, i wzorcowa współpraca parafii, Solidarności (1981), szkoły (od 1991/2). Wyznaczamy szlak. Ścieżkę kulturowo-cywilizacyjną – nie tylko w powiecie i województwie.
Po zupie spotkaliśmy się w pokoju nauczycielskim. Niektórzy z nas mieli jeszcze sporo pytań do gościa. Grażyna chciała wiedzieć dużo o zajęciach pozalekcyjnych w amerykańskich szkołach, taki wątek jest też tematem tegorocznego wyjazdu do USA grupy ze Szkoły Liderów PAFW. W trójkącie Sebastian-AndrewStaples-ja klarowaliśmy istotę Strachowsko-Amerykańskiego Spotkania i formę korespondencji (rozmowy, dialogu). Po raz któryś wyraziłem zdumienie tym spotkaniem, szacując jego prawdopodobieństwo jak 1:100 000 000. Miło było usłyszeć od amerykańskiego dyplomaty, że właśnie o to im chodzi, o życiowe, nieinstytucjonalne spotkanie i współpracę, Życiem wykreowaną. A to, według całej mojej wiedzy, jest tajemnica z zakresu „rzeczy niewidzialnych”.
W tym momencie Życie znów przemówiło. Wkroczyło na scenę. Weszli do pokoju autorzy i główni aktorzy równoległego spotkania, które tego dnia miało miejsce w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej: nasza p. Basia, opiekunka naszego szkolnego Caritasu i Wojciech Marciniak (użyłbym po prostu Wojtek, ale dostosowuję się do szkolnej konwencji) pracownik socjalny Warszawskiego Hospicjum Dziecięcego. Ich/nasze/szkolne spotkanie miało tytuł „Każdy może pomóc”. Miało wielkopiątkową perspektywę. Było też oczywiście o wolontariacie. Wojtek przekazał na ręce opiekuna SKC podziękowanie za pomoc dla hospicjum wyrażoną solidarnie przez społeczność szkolną oraz mieszkańców gminy Strachówka w ramach akcji sprzedaży sadzonek i sadzenia żonkili na „Polach Nadziei” (przy szkole m.in. Wokół Dębu Pamięci Katyńskiej (płk. Kazimierza Jackowskiego). Szkolne koło „małej, biednej gminy” (definicja poprzedniego wójta) zebrało 2.4 tys. złp.
Rozmowa przy stole w pokoju nauczycielskim nabrała nowego wymiaru. Wymiar spraw ludzkich nabrał jeszcze większej pełni (głębi? wysokości? szerokości?), niczym fragment apostolskiego listu. Pracownik amerykańskiej ambasady dostał biuletyn hospicjum, pracownik hospicjum dotarł z informacją dalej niż mógł się spodziewać jadąc do Strachówki. Rzeczpospolita Norwidowska! Rzeczpospolita ludzka! Globalna!
Żegnając się z gościem (gośćmi) miałem już świadomość wielkości wydarzenia Wielkiego Poniedziałku w Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Sebastian odwiózł mnie do domu. Podchodząc do samochodu żartowaliśmy, że nawet chód nam się zmienił. Stawialiśmy stopy lekko, może trochę nad ziemią?!
W domu reszta popołudnia też była lekka i wzniosła. Noc – tak samo. Czemu aż tak? Sam sobie zadaję pytanie.
Czas upływa, dochodzą nowe myśli, nowe perspektywy. Jeśli pozwolimy działać czasowi i większej sile (w nas? w kosmosie? we wszechświecie? we wszechbycie? w wieczności... na pewno) to muszą przyjść nowe myśli i perspektywy. Zawsze, u homo sapiens. Poza przypadkami uszkodzenia mózgu.
Dlaczego wiążę przeżycie wielko-poniedziałkowego spotkania w RzN z religią? Dlaczego stało się dla mnie przeżyciem o religijnym wydźwięku? Dlaczego w takich wydarzeniach upatruję i znajduję prawdę objawienia Miłości Największej? Religijne samopoczucie? Samoświadomość? Samowiedza? Religijny nastrój? Duch? Skupienie? Religijna radość? Natchnienie?
To nie tylko psychologia. To wiele aspektów, perspektyw, wymiarów. To życie, w całym swym bogactwie i przejawach, po prostu.
Ten (nie)zwykły wymiar i klimat trzyma mnie także przy pisaniu. Prowadzi moją myśl i rękę, jak kardynałów na konklawe. Bez tego pewnie bym nic już nie pisał. Widzę i opisuję, bo... To coś więcej. Misja!
Przesłankami wyższego rzędu (religijnymi?) są wartości obecne w tym spotkaniu i rozmowie oraz cały rodowód naszej korespondencji z USA. Muszę w skrócie przypomnieć jej kamienie milowe.
To jest łańcuch ogniw. Chyba w rozmowie z Andrew Staples użyłem tego zwrotu „a chain of many links”:
- pierwsza spotkana w Internecie reakcja na wiadomość o rychłej beatyfikacji Jana Pawła II była na koncie Fb Kevina, kolegi Jaśka z duszpasterstwa akademickiego na Uniwersytecie w Glasgow, (obecnie w szkockim seminarium duchownym w Rzymie)
- znajomość, poprzez Kevina, ze studentką Rachael z Lincoln i jej świadectwo przemiany życiowej (duchowej) w wieku 17 lat, obecnie wolontariuszki (misjonarki) na Florydzie w FOCUS, stowarzyszeniu studentów katolickich uniwersytetów, w zeszłym roku odwiedziła i Glasgow i Kraków Łagiewniki w Święto Miłosierdzia Bożego
- mój komentarz na koncie Rachael zwrócił uwagę Lucy, jej starszej o pokolenie przyjaciółki z Lincoln, córki nowomodnych intelektualistów, żony pobożnego bankowca i matki szóstki dzieci
- Lucy zadziwił katalog moich upodobań wpisanych na profilu Fb, zwłaszcza szokujące połączenie Noama Chomskiego i kultu eucharystycznego. Po wczytaniu doszła głównowątkowa miłość do osoby i nauczania Jana Pawła II
- reszta jest w xero naszych pierwszych postów (messages na Fb).
Gdzieś w tle można by znaleźć (przeczucie) rezygnację papieża Benedykta i wybór papieża Franciszka. Świat rozwija się dynamicznie. A Kościół nasz powszechny? A nasza gmina samorządowa?
Ile z tego przewidział Cyprian Norwid?
Współczesnym zacnym oddać cześć
- To jakby cześć Bożej prawicy;
I sercem dobrą przyjąć wieść
- To jakby Duch łonem Dziewicy.
Więc hołd, Emirze, przyjm daleki,
Któryś jak puklerz Boży jest -
Niech łzy sieroty, łzy kaleki
Zabłysną Tobie jakby chrzest.
Bóg jeden rządzi z wieków w wieki,
Nikt nie pomierzył Jego łask -
Chce? - to wyrzuci z ran Swych ćwieki
A gwiazdy w ostróg zmieni blask.
I nogą w tęczy wstąpi strzemię,
Na walny sądów jadąc dzień -
Bo kto Mu niebo dał? - kto ziemię? -
Kto Jemu światłość dał? - lub cień? -
A jeśli w łzach gnębionych ludzi,
A jeśli w dziewic krwi niewinnej,
A jeśli w dziecku, co się budzi,
Ten sam jest Bóg - nie żaden inny -
To - namiot Twój niech będzie szerszy
Niż Dawidowych cedrów las - -
Bo z Królów-Magów trzech - Tyś pierwszy,
Co konia swego dosiadł w czas!...
(CKN, Do Emira Abd El-Kadera w Damaszku)Religia to życie, nie teoria ujęta w najgrubsze i najmądrzejsze podręczniki i katechizmy. Bóg – to prostota, nie komplikacje. „Jezu, ufam Tobie”. Najważniejszym i najpierwszym sakramentem jest spotkanie i rozmowa (dialog). Nazywamy naszą religię religią Słowa. To Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. Słowo rodzi się w spotkaniu osób. Może paść i być przyjęte tylko w spotkaniu osób. Tak podszedł Jezus do Jana Chrzciciela i poprosił o chrzest w Jordanie. Obrzędy religijne (nabożeństwa, liturgie, sakramenty, biskupie – i papieskie - wizytacje...) to rodzynek na cieście, ale nie ciasto. Ciastem (religijnym) jest życie. Prostota Boga, nie instytucjonalne skłębienie do granic niemożliwości. Lud i hierarchia podziwiają teraz papieża Franciszka, ale czy potrafią sami (na miarę swojej wiary, rozumu i odpowiedzialności) odejść od “uświęconych” tradycji w swoich narodach, parafiach, diecezjach, instytucjach około-kościelnych? A przede wszystkim w swoim własnym, osobistym i osobowym życiu?!
Przyjazd dyplomaty do szkoły jest zawsze także wydarzeniem gminnym, ważnym dla całej wspólnoty lokalnej. Także parafialnej. To jest drobny, ale ważny wycinek polityki zagranicznej naszej Ojczyzny i tego drugiego kraju, przykład realizowania jej na poziomie samorządowym. “Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”... i taki świat, jakie wzory przed nimi stawiane dzisiaj. Jakie spotkania i rozmowy (dialog) między nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz