niedziela, 30 października 2011

Msza - zbawcze działanie, spektakl, czy kabała


Czy jutro się idzie do kościoła? A we wtorek (1.11.2011)?
Ilu wierzących rodziców musi odpowiadać na takie pytania?

Co mówią takie pytania?
Wiem z doświadczenia, że pewnie grzeczne, posłuszne dzieci przyjmą odpowiedź, jaka będzie. - "Że jutro nie, ale we wtorek jest 1 Listopada, więc tak." Uszczęśliwione prawdopodobnie odpowiedzią nie są, ale posłuszne grzeczne dzieci tego nie powiedzą, nawet nie pokażą po sobie.
Innym razem, tylko delikatnie krzywiąc nosy na kolejne ogłoszenie, że uroczystość rozpocznie się mszą świętą, spytają - "A długa będzie?"
Męka dzieci powinna nam coś ważnego powiedzieć.
Pamiętam z własnego dzieciństwa (w pobożnej rodzinie), że unikałem sumy jak ognia. Nawet jeśli była dłuższa tylko o 15 minut. Każda niezrozumiała minuta ciągnie się jak wieczność. Nawet dzisiaj, jako dorośli, którzy czasem się mszą delektują, wolelibyśmy, żeby trwała 50 minut, niż 70. Można mówić o jakimś religijnym timingu.

Kościół i katecheza nie znalazły jak dotąd rozwiązania tego problemu. Mało jeszcze przejmujemy się myślą przewodnią Soboru Watykańskiego II, że "człowiek jest drogą kościoła". Nieliczni duchowni chcą ją upowszechniać. Jan Paweł II wcielał ją całym swoim posługiwaniem jako biskup Krakowa i Papież Kościoła Powszechnego.
Nie można współcześnie wychować religijnie dzieci, nie kierując się tą zasadą. Aby nie zanudzić, nie zniechęcić, nie zdeformować długimi, częstymi, niezrozumiałymi mszami na całe życie.

Dlatego dziwię się postawie księdza Wiesława Niewęgłowskiego i redaktora Tomasza Terlikowskiego w dyskusji o "Mszy" Artura Żmijewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Nie byłem na spektaklu. Bardzo bym chciał. Pytania dzieci pokazują, jak bardzo potrzebne jest spojrzenie z boku na mszę, żeby umieć im odpowiedzieć na wiele "dlaczego" w sprawie religii. Że właściwie każdy myślący wierzący powinien chcieć odprawić taką teatralną mszę. Bo w kościele nie może, nie wypada i nie miałby odwagi. Konieczny jest spektakl "Msza", albo msza jako spektakl. Żeby zobaczyć mszę.

Dla mnie msza jest realnym działaniem. Jest realną aktywnością w świecie. Czy tylko w świecie? Czy nie bardziej we Wszechświecie? Wobec Wieczności!
Ale czyje działanie? Gdyby autorem scenariusza był ktoś z nas lub naszych przodków, poprzedników, to byłoby to nasze działanie.
Nie jesteśmy autorami. Nie mamy praw autorskich. Prawa autorskie należą tylko do Jezusa z Nazaretu. On zrobił autorskie prapremierowe wystawienie/wydarzenie. Włożył w nie wielki sens. A nawet, w pewien sposób, całego siebie. Chciał, żeby tak było i pozostało na zawsze. Zostawił nam prawo do Jego naśladowania w tym działaniu. Zachęcał, żebyśmy to robili na Jego pamiątkę.

Potem doszły zwyczaje z wielu rejonów kultury człowieka, tradycje się uświęciły. Rozwinęła się nawet nauka wokół tejJezusowej propozycji, czy projektu, jak to byśmy dzisiaj powiedzieli. Ta nauka wskazuje na obecność Autora w słowach, gestach i znakach powtarzanych za Nim. Najbardziej w słowach "to jest Ciało moje, i moja krew, które za was będą przelane. To czyńcie na moją pamiątkę". Gdybyśmy powtarzali tylko to wydarzenie z Wieczernika i słowa, które tam Jezus wypowiedział, nikt by Arturowi Żmijewskiemu nie miał prawa wyrzucać, że powtarza je w teatrze.

Ale po prapremierze wydarzyło się dużo więcej, co każe inaczej spojrzeć na scenariusz mszy. Jezus został zdradzony, osądzony, zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstał. Scenariusz nabrał innego znaczenia.
Nie każdy uwierzył we wszystko, co się potem wydarzyło, pewnie nie od razu i nie koniecznie w ten sam sposób. Słowa, gesty i znaki można powtarzać prawie w identyczny sposób. Znaczenie odsłania się stopniowo. Nikt nie może twierdzić, że pojął już całe znaczenie wydarzeń zbawczych - jak je nazywamy w kręgu osób, które uwierzyły we wszystkie słowa i zapowiedzi Jezusa. Ani tamtych wydarzeń sprzed 2 tysięcy lat, ani mszy, która jest aktualizacją, wiecznym "teraz", tego co się wydarzyło raz w konkretnym miejscu dziejów i przestrzeni historii ludzkości - w Jerozolimie.

Jeśli mamy sami uczestniczyć dzisiaj w wydarzeniu nazywanym mszą świętą ze zrozumieniem i pełnym zaangażowaniem, to trzeba włożyć trochę pracy wiary i rozumu. Msza jest i pozostanie tajemnicą. W kościele jest odprawiana z zachowaniem ciągłości tradycji (trochę na zasadzie prawa dziedziczenia) i zdobyczy nauk wokół mszy i całego dziedzictwa wiary (w Jezusa Chrystusa).
Artur Żmijewski ma prawo wystawić to, co wydarzyło się w Wieczerniku, po swojemu, w teatrze. Nasze małe dzieci też "wystawiały" niejednokrotnie msze po powrocie z kościoła (nigdy nie mówiliśmy "kościółka", brrr).

Nie powinno się tylko szydzić i wyśmiewać z czegoś, co dla innych jest święte.
Ponieważ nie widziałem inscenizacji, to tylko eksperymentalnie mogę sobie pomarzyć, żeby wszyscy moi uczniowie, powiedzmy od 4 klasy i wszyscy ich rodzice i sąsiedzi i parafianie zobaczyli ten spektakl. Wyobrażam sobie, że wtedy zaczęlibyśmy rozmawiać o mszy świętej kościelnej z większą gotowością i zrozumieniem. Myślę, że to mógłby być jeśli nie przełom, to przynajmniej dobry punkt zaczepienia.
W dzisiejszym (czy tylko polskim?) kościele chyba wszyscy są zablokowani na myślenie. Chyba tak nas wychowano. Tak nam przekazano wiarę. Jako coś bez-apelacyjnego. Jako świętą kabałę. Więc na nic jest przekonywanie, żeby uczestnicy mszy inaczej się zachowywali i myśleli przed, na i po niej w kościele.
To niech spojrzą na nią w teatrze, a może zobaczą w niej realne działanie w realnym świecie.

"The Didache (I,II ne) states: "Let none eat or drink of your Eucharist but such as have been baptized into the name of the Lord, for of a truth the Lord hath said concerning this, Give not that which is holy unto dogs."
"Justin Martyr states: "This food is called among us Εὐχαριστία [the Eucharist], of which no one is allowed to partake but the man who believes that the things which we teach are true, and who has been washed with the washing that is for the remission of sins, and unto regeneration, and who is so living as Christ has enjoined."
Christians came to describe the Eucharist as a sacrifice, specifically an unbloody sacrifice. It was said to be particularly beneficial when undertaken for the aid of the dead.
In the Greek Church, priests came to use leavened bread, in order to further distinguish Christianity from Judaism, and its tradition of unleavened bread at Passover."

Podkreślone fragmenty kładą nacisk na to, co dzieli i wyłącza w związku z mszą. Tak jak ksiądz Niewęgłowski i red.Terlikowski. Ostatni zaś uzasadnia wystawienie spektaklu "Msza" przed 1 i 2 Listopada.

W 1997 Katechizm Kościoła Katolickiego dał obowiązującą wykładnię nauczania na temat Eucharystii.
"Pierwsza zapowiedź Eucharystii [też] podzieliła uczniów, podobnie jak zgorszyła ich zapowiedź męki: "Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" Eucharystia i Krzyż są kamieniem obrazy. Chodzi o to samo misterium, które nie przestaje być przyczyną podziału. "Czyż i wy chcecie odejść?"(nr 1336).

Niekonsekwencje można znaleźć i w katechiźmie i praktyce. Praktyka sprawiła, że komunię przyjmujemy tylko pod jedną postacią chleba. Ale praktyka nie sprawiłą, żebyśmy łamali i przyjmowali "do ręki".
"Skosztowałeś Krwi Pana, a nie zauważasz nawet swego brata. Znieważasz ten stół, jeśli nie uznajesz za godnego udziału w twoim pożywieniu tego brata, który był godny zasiadać przy tym samym stole Pana. Bóg uwolnił cię od wszystkich grzechów i zaprosił do swego stołu, a ty nawet wtedy nie stałeś się bardziej miłosierny" (Św. Jan Chryzostom, za KKK) - tymi starożytnymi wskazaniami też bardzo powszechnie chyba się nie przejmujemy.

I tak dzięki pomyłce - Artura Żmijewskiego reżysera wziąłem za Artura Żmijewskiego aktora - trochę poczytałem, doszkoliłem się, popisałem. Gdybym od początku wiedział, że to redaktor "Krytyki Politycznej" pewnie tylko dyskusji bym się przysłuchiwał. Błogosławiona wina :)

Ale ciągle najbardziej mnie frapuje zdanie - "CZYŃCIE TO na moją pamiątkę". A nie - przyglądajcie się, słuchajcie??!

PS.
"Ὁ θεὸς ἀγάπη ἐστίν" = "Bóg jest Miłością", napis na wielkim kamiennym bloku na Mojżeszowej Górze Nebo

Spotkanie w Asyżu, rocznica poświęcenia kościoła i ...

... i konieczność, imperatyw(!) permanentnego wychowania do dialogu. Tak mówił Jan Paweł II, tak naucza Benedykt XVI. A każdy z nas?

Wróciłem bogatszy z mszy świętej niedzielnej szkolnej. Chciałbym pisać o czym innym, ale najpierw muszę "na gorąco", bo ponagla mnie dyskusja w programie Między Ziemią i Niebem, o dialogu między-religijnym. Nawet papież włączył się, zupełnie dla mnie nieoczekiwanie, w mój strachowski dialog parafialno-gminno-szkolno-religijny. Wyciągnę ten argument za chwilę, za parę linijek.

Mam karteczkę z zapiskami z kościoła, mam. Ile każda msza nam daje! Jak bardzo wzbogaca! Wystarczy ciut zapamiętać (zapisać) z tego, co się w nas dzieje w ciągu tych 50, u nas normą, za księdza Andreja, jest 70 minut.

Już wyjeżdżając z domu miałem myśl "msza zawsze daje chwilę wieczności", ale mogłem zapisać dopiero w kościele. Skąd przyszła? Jak zawsze, o szczegóły pytać trzeba kognitywistów. Musiałem później dopisać "chyba, że ktoś jest do niej przymuszony".
I jeszcze jedno skojarzenie, z pieśnią gminną Cypriana Norwida:

"Stąd to nie są n a s z e – p i e ś n i n a s z e,
Lecz Boskiego coś bierą w się;
Stąd, choć ja śpię… nie ja to śnię – c o? śnię:
Ludzkości-pół na globie współ-śni ze mną;
Dopomaga mnie – i c i c h o, i g ł ę b o k o,
I u r o c z y ś c i e, i c i e m n o :
Jak – wszech-oko!...

Tam to wszczęła się pieśń gminna, jakby z dna
Uspokojonej na skroś głębi
Czerpiąc tok swój i jęk gołębi;
A Bóg ją sam zna!..."

Że co, że to co innego? Że tu msza, a tam pieśń (gminna!)? A Jezus do czego nawiązywał w swoim nauczaniu? Do zwyczajności (gminnej) - do chleba, wina, kolacji-posiłku przy wspólnym stole, do ryb, rybaków, pasterzy, owiec, winnic, krzewów etc.
Norwid jest jednym z największych chrześcijańskich myślicieli Europy, w kwestiach wiary ma samodzielność myśli, węch, wzrok sokoli i inne wyczucia - albo poprawmy błędne oceny Jana Pawła II. Można wszak się nie zgadzać w takich kwestiach, to nie jest uroczyste nauczanie kościoła, to ekspresja człowieka zakochanego w tym poecie, Polaka, filozofa i teologa. Więc obydwaj, i Cyprian Norwid i Karol Wojtyła potrafiliby zbudować muzułmaninowi namiot szerszy niż królowi Dawidowi i jeszcze umieliby z obydwoma pić w nim wino w zgodzie i miłości (prawdy). Jak niewiele jest ludzi zdolnych do samodzielnego myślenia (i koniecznej odwagi graniczącej z zuchwałością Abrahama), pragnących się w pełni objawić wobec Wieczności.

Nasze msze szkolne mają coś z doświadczeń patriarchów, z trudem się rodzą, z prawie pojedynczych osobników, ale kiedyś rozrosną się jak dąb pamięci i będą liczni jak ziarna piasku na pustyni. Nie ma innej możliwości. Ludzkość będzie rozumnie wierząca, albo jej nie będzie.
Głównym problem jest brak zrozumienia mszy, który skutkuje upośledzeniem życia, nie tylko religijnego, ale cało-społecznego. Skoro w Polsce jest większość katolików i Kościół ma - oprócz telewizji i ulicy - największe możliwości wpływania na formację moralno-społeczną. Szkoła pewnie jest na trzecim miejscu, w braku wychowania w rodzinach. To są tezy do dyskusji, nie dogmaty :)

Trudno jest namówić starszo-młodych osobników naszego gatunku, do aktywności na mszy. Plączą im się nogi i język. Warto pomyśleć chwilę, dlaczego? Czyżby spętanie sferą sacrum? Może w jakimś stopniu. Myślę jednak, że głównie przez prawie całkowite niezrozumienie. Boimy się czegoś, czego istoty (nie tylko przebiegu) nie rozumiemy.

Nie wchodząc głęboko w teologiczne dywagacje powiem, że wielką różnicę robi "bycie" i "odprawianie". "Bycie" wypływa głównie z nakazu. Za "byciem" kryje się nieuświadamiana do końca wizja kościoła. Podział na "my" i "oni" odgrywa w niej rolę fundamentu. Oni tworzą nam kościół, my go wypełniamy.
W takim kościele czujemy się obco. Nic dziwnego, że doszedłszy swoich lat (powyżej Jezusowych 12), nie potrafimy się poczuć w nim u siebie.

Zbiorowe odprawianie mszy świętych umożliwiła nam rewolucja soborowa. Sobór odszedł od piramidalnego obrazu kościoła (w podstawie lud, u szczytu papież), na rzecz wspólnoty, ciała Jezusa, w której papież i biskupi są jej sługami. Jedyną głową (szczytem) jest sam Jezus.
Dokumenty soborowe są spisane na kilkuset stronach i czekają na odkrycie. Niby wszyscy w kościele wiedzą, że są, a papieże ściśle starają się według nich żyć i kierować kościołem, ale na dół nikt ich nie spuszcza, Broń Boże promuje.

To zadanie chyba przypadnie nam, świeckim XXI wieku, co nie znaczy, że tylko katechetom.

Pieśnią "Jeden jest tylko Pan" mszę zaczął organista z chóru. Wszedł ksiądz z ministrantami. W komentarzu "na wprowadzenie" nakierował naszą uwagę na rocznicę poświęcenia świątyni (realna 17 maja, liturgiczna dzisiaj). Szykowałem się do czytań, które jak zwykle poznałem w sobotę w domu z Internetu. Na nich opieram modlitwę powszechną (czyli naszą, ludu) i komentarz do procesji na ofiarowanie darów (także z naszego życia codziennego). Andrzej niestety po trzech udanych próbach jako lektor, wzbrania się od kolejnych.
Na pulpicie były założone inne, niż czytałem w domu. Założone były na rocznicę poświęcenia. Już wiedziałem, że rozjadą się trochę przygotowane wezwania modlitwy. Przeczytałem pierwsze i zaśpiewałem psalm (z braku innych kontorów, czasem jest Edyta). I w tym momencie nastąpiła moja konsternacja, zacząłem jakieś, ale się zorientowałem, że to nadal jest (inne) pierwsze. Zamilkłem, nie mogłem znaleźć drugiego. Kartkowałem lekcjonarz. Kiedyś bym się speszył, ale nasza dzisiejsza trudna sytuacja w parafii i gminie tylko mnie mobilizuje. Wiem, że muszę więcej znieść - na świadectwo. Paradoksalnie, im większe zamieszanie, tm większe świadectwo. Dobrze, żeby Strachówka zaczęła dużo myśleć i mówić o mszach niedzielnych :)
Po dłuższej chwili ksiądz szepnął "ze świętego Pawła", ale już się byłem zorientowałem, o co chodzi. Że najpierw jest wiele propozycji pierwszego czytania, po iluś kartkach będą propozycje drugiego itd. Znalazłem, przeczytałem. Z Alleluja poszło łatwiej, szybciej.
Oprócz świadomości "świadczenia" wielką pomocą okazała się dla mnie piękna rozeta nad chórem. To jest ukryte piękno naszego kościoła. Piękno mnie zbawiło. Dawało poczucie wielkości, głębi, ba ogromu. Uśmiechnięta tajemnica, jak wielkie bardzo pogodne Oko Opatrzności, które rysuję często z dziećmi na katechezie, wpisując w różne biblijno-kościelne historie obrazkowe.

W kazaniu było o fundamentach kościoła. Ksiądz cofnął się do wspomnień z letnisk w Strachówce i pierwszego proboszcza ks. Jana Michałowicza. Jemu i abp. Milingo, którego jako diakon poznał będąc w asyście Prymasa Tysiącleci kard. St.Wyszyńskiego w dniu poświęcenia kościoła w Strachówce zawdzięcza nawet pewien rys swojego kapłaństwa.
Wątek historyczny ożywił w moim umyśle ciotkę i wuja Królów z Annopola, Marię i Andrzeja. Oni też byli u początków parafii. Dawali drzewo z lasu, usynowili ks. Jana, Maria jest chrzestną pierwszej chorągwi parafialnej ze św. Franciszkiem. Odgrzało mi się nawet najdalsze wspomnienie mszy w strachowskiej remizie. Na poświęceniu kościoła nie byłem, przyjeżdżaliśmy dopiero po zakończeniu roku szkolnego.

Kazanie dało powód i okazję, aby zestawić dwie epoki w kościele, przed i posoborową. Różny był nie tylko sposób odprawiania mszy (być i odprawiać zbiorowo), także repertuar pobożnych pieśni. Ksiądz dał dwa przykłady:

1) "Idzie, idzie Bóg prawdziwy,
Idzie Sędzia sprawiedliwy:
Stańmy wszyscy pięknym kołem,
I uderzmy przed Nim czołem!

2) "Już teraz we mnie kwitną Twe ogrody,
już teraz we mnie Twe królestwo jest."

To, że moje wezwania rozjechały się z okolicznościowymi czytaniami okazało się niczym, kiedy ustawiła się czwórka czytających. Po za tym przy czterech wezwaniach zostaje dużo miejsca, żeby ksiądz naprawił moje/nasze braki.
Grażynie udało się złapać w liturgiczną sieć (publiczna służba wspólnocie Kościoła i Ludzkości) nie tylko Weronikę i Julkę z klas młodszych, ale także Alę i Helę, absolwentki szkół Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Ujrzałem w nich prawdziwy fundament nie tylko kościoła - naszej parafii, ale także gminy. Zdążyłem im to powiedzieć, nim wspięły się do mikrofonu. Pewnie nie mają pełnej świadomości jak wielką rzecz robią.
Mój zachwyt jeszcze urósł, gdy zobaczyłem, kogo zmobilizowała Grażyna do niesienia darów, Jowitę i Ewelinę z klasy 1-szej. Skoczyłem po aparat. Zresztą, co ją będę mówił, niech zdjęcie samo przemówi.
No więc w takim świetle i komentarz wydał (mi) się bardzo na miejscu. Mówił wszak o budowaniu kościoła w wymiarze światowym. Wyślę go do diecezji w Lincoln, Nebraska, USA.
BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI, rozwiał wszystkie moje obawy.

Na koniec mszy dostałem jeszcze myśl - gdybyż każdy wywiązał się z obowiązku budowania wspólnoty, mielibyśmy raj. Dyrektor powinien organizować dyskusję o szkole, wójt o gminie, proboszcz o parafii, przewodnicząca Rady Gminy o... le ciągle są to marzenia ściętej głowy. Nie ma w Polsce nacisku na dialog. Nie ma więc i u nas.

Między Ziemią a Niebem dają zawsze słowa papieża do Polaków (Polakuuf). I usłyszałem "Jeden jest Ojciec wasz w niebie i jeden jest wasz Nauczyciel, Chrystus." - z "moich" dzisiejszych czytań liturgicznych. I wilk powinien być syty i owca cała :)

PS.
Przestawiliśmy dzisiaj zegary. Czy przestawimy myślenie (o mszy świętej)?

sobota, 29 października 2011

To, co już masz, co już jest - rozważ w sercu swoim


Szkoda, że nie jest powiedziane w Ewangelii bardziej łopatologicznie, co zachowywała Maryja w sercu swoim. "Wszystko" - i bądź tu mądry człowieku XXI wieku! Jak trudno nam przemyśleć małe sprawy, małe rzeczy - a tu trzeba wszystko :)
Teologia, zajmując się dużo samoświadomością Jezusa, nie zajmowała się dotąd tyle samo samoświadomością Maryi. MAJĄC TAKI ŚLAD! No, może niektórzy, np. Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort. Jeśli się mówi, to głównie o "naśladowaniu" i "nabożeństwie do". Każda epoka wypracowuje swój język pobożnościowy. Kiedyś więcej mówiło się o "nabożeństwie" i "znakach", a dzisiaj może o "miłości intelektualnej" i "samoświadomości". Dzięki temu i ja mam swoją ścieżkę maryjności.

"Maryja prosiła o znak i otrzymała go. Bóg przekazał Jej swoje zamysły także za pośrednictwem osób, z którymi się spotykała. Elżbieta powiedziała Jej, że jest błogosławioną między niewiastami i że błogosławione jest Jej Dziecię. Bóg, gdy mówi do twego serca, to także potwierdza na zewnątrz swój zamysł wobec ciebie i czyni to za pośrednictwem ludzi i poprzez wydarzenia... Znając życie Matki Bożej wiesz, że zaskakiwały Ją wydarzenia i zmieniały kierunek Jej planów, ale nigdy nie była Ona bezradna. Zawsze modliła się, zadawała pytania i rozważała w swoim sercu... Określenie: rozważała w swoim sercu wskazuje na Jej wewnętrzną postawę: milczenia, zadziwienia, uwielbienia, otwartości...". W innym komentarzu czytamy, że werset mówiący „Maryja chowała wszystkie te słowa i zastanawiała się nad nimi w swoim sercu” ilustruje drogę wiary Marii. Maria jest wzorem człowieka wierzącego.

Intelektualna miłość rzeczywistości (świata, człowieka i Boga) mówi nam więcej, niż chcemy wiedzieć. Każdy rodzic zachowuje w sercu swoim masę (albo niektóre) rzeczy z życia swoich dzieci. Ale czy każdy rodzic korzysta z tej podpowiedzi (metody), żeby lepiej poznać Boga i wejść w lepszy z Nim (i z Nią) kontakt? Homo sum et nihil humani a me alienum esse puto!

Zachowywać wszystko = TOTUS TUUS. A wiara i rozum? Czyż nie jest sklejeniem, złączeniem, zbliżeniem, zaślubinami mistycznymi na koniec - życia Jezusa, Maryi, wszystkich biblijnych figur i twoim? Jak (nie)wiele trzeba wiary? Wystarczy odrobina - chęć i jaka taka znajomość biblijnego Objawienia (czyli twój własny - ludzki jedynie i aż - rozum."
Upraszczając, wiara - to wszystko, co przyjąłeś z tego, co wiesz i co poznałeś dzięki spisanemu Objawieniu (w rozmaity sposób: tradycją, kulturą, katechezą rodzinną, szkolną, parafialną), rozum - to ty, twoje życie, doświadczenia, przeżycia i przemyślenia. Pozostaje chyba najtrudniejsze - połączenie wszystkiego w jedność.
Wiara i rozum? Nigdy oddzielnie. Zgromadź wszystkie środki na jednym koncie samoświadomości. Otrzymasz(my) tyle, że głowa mała. Czym jest wtedy religijność?Trzeba sięgnąć do samoświadomości i powiedzieć amen. Kiedy nasze Amen=Fiat, Bóg się rodzi i w nas.. Czy czegoś tutaj nie nazbyt uprościłem, zredukowałem, zachachmęciłem. Dialog z czytelnikami mógłby ten ciąg rozumowania udoskonalić.

Takie coś zobaczyłem w sobie o godz. 2.20 (coś mnie wcześniej obudziło i zająłem się myślami) - zobacz jak się rozrasta. W wielkie drzewo. Czy mógłbym nie wstać o godz. 2.20 i nie zapisać tego? Pisz i ty. A przynajmniej rozważaj, zachowuj - w sercu swoim. Biblijne serce = samoświadomość.

Można siedzieć godzinami przed komputerem, głupio czas zmarnować i... NIC. Bo źle patrzysz. Bo nie widzisz panoramicznie (duchowo-egzystencjalnie). Patrzysz tylko przed siebie, na zewnątrz. Zobacz i to, co masz w sobie! Zauważ. Opisz. Rozważ. Połącz. Uwierz, że więcej otrzymujemy, nagle i znikąd, niż wymyślamy sami. Że życie i wszystko, co najważniejsze w nim się dzieje, jest darem (Andrzej Madej). Otwórz się na dary. Dary rodzą postawę wdzięczności i dziękczynienia.
Dziękczynienie to εὐχαριστία (eucharistía). Czemu więc, przy najbliższej okazji z niej nie skorzystać?

Kiedyś załamany wszedłem do kościoła (Dominikanów, na Freta w Warszawie), bo nie chciałem nigdzie dalej kroczyć. I chyba nie byłem w stanie, nie widziałem słupów na trotuarze, choć pijany nie byłem. Przesiedziałem w pustym kościele bezrefleksyjną godzinę. Mogłem tylko siedzieć, czuć oparcie twardej ławy, oprzeć głowę o zimną deskę i słuchać jak krew krąży i jak płuca łapią powietrze. Usnąłem, nie usnąłem? Nie pamiętam. Wyszedłem uzdrowiony.

Przed Kongresem Obywatelskim otrzymaliśmy ankiety dotyczące „Kluczowych kompetencji Polaków w XXI wieku”. Z 20 propozycji mieliśmy wybrać 10. To mój zestaw:
- Podmiotowość. Poczucie własnej godności, wartości i podmiotowości. Dojrzałość osobowa w sferze emocjonalnej, poznawczej, moralnej i społecznej
- Uczciwość. Świadomość i zachowania etyczne
- Rozwój talentów. Dostrzeganie i rozwijanie talentów oraz silnych stron u siebie i u innych (dzieci, uczniów, pracowników itd.)
- Doskonalenie. Zdolność do akceptacji swoich oraz cudzych błędów i porażek – umiejętność uczenia się na błędach i wychodzenia z porażek
- Dialog. Umiejętność prowadzenia dialogu bez przemocy, opartego na chęci wzajemnego wysłuchania siebie i znalezienia tego, co wspólne
- Współpraca. Umiejętność współpracy, działania w zespole, sieciowania
- Samodzielność myślenia. Odwaga i umiejętność samodzielnego, nieschematycznego myślenia
- Umiejętność uczenia się, selekcjonowania wiedzy, rozumienia sensu, ciekawość świata
- Myślenie całościowe. Zdolność do myślenia holistycznego, integrowania różnych wartości, łączenia interdyscyplinarnego
- Przedsiębiorczość. Przedsiębiorczość i mobilność

Wszystkie 20 kompetencji z listy są przydatne. Ważne, że już dzisiaj jesteśmy jakoś sieciowani w każdym prawie miejscu w samorządnej Polsce, także w Strachówce! Choćby Kongresami Obywatelskimi, programami "Decydujmy Razem", wspólnotą szkół norwidowskich itp. Podkreślam ten fakt, bo niektórzy myślą, jakby znów można nas było odciąć od reszty świata i rządzić się po staroświecku, bez uwzględniania "na co dzień" większości kompetencji na powyższej liście :)
Inwestycje i menedżerskie zarządzanie nie zastąpią demokracji partycypacyjnej. Mogą ją tylko wzmacniać.

Czekając na poniedziałkowe spotkanie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej w Tłuszczu cieszyłem się, choć nie lubię wychodzić z domu bez ważnego powodu. Ale jadąc do Tłuszcza miałem przecież załatwić coś bardzo ważnego! Nie chodziło o to, żeby pogadać i pokazać się w jakimś gronie. Chodziło o polepszanie/udoskonalanie rzeczywistości! Rzeczywistość, nie tylko społeczna, zależy od ludzi! Po to się rodzimy. Po to żyjemy.
"Autentyczne przemiany... zaprowadzenie prawdziwego ładu (moralnego)... podstawowe znaczenie dla współżycia prawdziwie ludzkiego: sprawiedliwość, uczciwość, prawdomówność - nie powinno się tego oczekiwać jedynie od innych albo zlecać instytucjom. Do wszystkich, zwłaszcza tych, którzy pełnią odpowiedzialne funkcje polityczne, prawne i zawodowe, należy troska o to, by być sumieniem społeczeństwa i świadkami kulturalnego, godnego człowieka współżycia międzyludzkiego." Skróciłem, jak tylko się dało, wczoraj dałem link.

Kiedy ludzie uwierzą, że nie jesteśmy tylko zwierzętami dwunożnymi (homo politicus). Że jest prawda przemyślana, przemodlona, sprawdzona pokoleniami najpiękniejszych ludzkich istot. Że człowiek oprócz instynktów: władzy, samozachowawczego itd. ma jeszcze rozum i serce, które są zdolne rozpoznać i uwierzyć prawdzie. JEST PRAWDA. Jesteśmy - z nią, dzięki niej - skazani na sukces.

To, co już masz, co już jest - rozważ w sercu swoim


Szkoda, że nie jest powiedziane w Ewangelii bardziej łopatologicznie, co zachowywała Maryja w sercu swoim. "Wszystko" - i bądź tu mądry człowieku XXI wieku! Jak trudno nam przemyśleć małe sprawy, małe rzeczy - a tu trzeba wszystko :)
Teologia, zajmując się dużo samoświadomością Jezusa, nie zajmowała się dotąd tyle samo samoświadomością Maryi. MAJĄC TAKI ŚLAD! No, może niektórzy, np. Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort. Jeśli się mówi, to głównie o "naśladowaniu" i "nabożeństwie do". Każda epoka wypracowuje swój język pobożnościowy. Kiedyś więcej mówiło się o "nabożeństwie" i "znakach", a dzisiaj może o "miłości intelektualnej" i "samoświadomości". Dzięki temu i ja mam swoją ścieżkę maryjności.

"Maryja prosiła o znak i otrzymała go. Bóg przekazał Jej swoje zamysły także za pośrednictwem osób, z którymi się spotykała. Elżbieta powiedziała Jej, że jest błogosławioną między niewiastami i że błogosławione jest Jej Dziecię. Bóg, gdy mówi do twego serca, to także potwierdza na zewnątrz swój zamysł wobec ciebie i czyni to za pośrednictwem ludzi i poprzez wydarzenia... Znając życie Matki Bożej wiesz, że zaskakiwały Ją wydarzenia i zmieniały kierunek Jej planów, ale nigdy nie była Ona bezradna. Zawsze modliła się, zadawała pytania i rozważała w swoim sercu... Określenie: rozważała w swoim sercu wskazuje na Jej wewnętrzną postawę: milczenia, zadziwienia, uwielbienia, otwartości...". W innym komentarzu czytamy, że werset mówiący „Maryja chowała wszystkie te słowa i zastanawiała się nad nimi w swoim sercu” ilustruje drogę wiary Marii. Maria jest wzorem człowieka wierzącego.

Intelektualna miłość rzeczywistości (świata, człowieka i Boga) mówi nam więcej, niż chcemy wiedzieć. Każdy rodzic zachowuje w sercu swoim masę (albo niektóre) rzeczy z życia swoich dzieci. Ale czy każdy rodzic korzysta z tej podpowiedzi (metody), żeby lepiej poznać Boga i wejść w lepszy z Nim (i z Nią) kontakt? Homo sum et nihil humani a me alienum esse puto!

Zachowywać wszystko = TOTUS TUUS. A wiara i rozum? Czyż nie jest sklejeniem, złączeniem, zbliżeniem, zaślubinami mistycznymi na koniec - życia Jezusa, Maryi, wszystkich biblijnych figur i twoim? Jak (nie)wiele trzeba wiary? Wystarczy odrobina, chęć i jaka taka znajomość biblijnego Objawienia (czyli twój własny - ludzki jedynie i aż - rozum". Upraszczając, wiara - to wszystko, co przyjąłeś z tego, co wiesz i co poznałeś dzięki spisanemu Objawieniu (w rozmaity sposób: tradycją, kulturą, katechezą rodzinną, szkolną, parafialną), rozum - to ty, twoje życie, doświadczenia, przeżycia i przemyślenia. Pozostaje chyba najtrudniejsze - połączenie wszystkiego w jedność.
Wiara i rozum? Nigdy oddzielnie. Zgromadź wszystkie środki na jednym koncie samoświadomości. Otrzymasz(my) tyle, że głowa mała. Czym jest wtedy religijność?Trzeba sięgnąć do samoświadomości i powiedzieć amen. Kiedy nasze Amen=Fiat, Bóg się rodzi i w nas.. Czy czegoś tutaj nie nazbyt uprościłem, zredukowałem, zachachmęciłem. Dialog z czytelnikami mógłby ten ciąg rozumowania udoskonalić.

Takie coś zobaczyłem w sobie o godz. 2.20 (coś mnie wcześniej obudziło i zająłem się myślami) - zobacz jak się rozrasta. W wielkie drzewo. Czy mógłbym nie wstać o godz. 2.20 i nie zapisać tego? Pisz i ty. A przynajmniej rozważaj, zachowuj - w sercu swoim. Biblijne serce = samoświadomość.

Można siedzieć godzinami przed komputerem, głupio czas zmarnować i... NIC. Bo źle patrzysz. Bo nie widzisz panoramicznie (duchowo-egzystencjalnie). Patrzysz tylko przed siebie, na zewnątrz. Zobacz i to, co masz w sobie! Zauważ. Opisz. Rozważ. Połącz. Uwierz, że więcej otrzymujemy, nagle i znikąd, niż wymyślamy sami. Że życie i wszystko, co najważniejsze w nim się dzieje, jest darem (Andrzej Madej). Otwórz się na dary. Dary rodzą postawę wdzięczności i dziękczynienia.
Dziękczynienie to εὐχαριστία (eucharistía). Czemu więc, przy najbliższej okazji z niej nie skorzystać?

Kiedyś załamany wszedłem do kościoła (Dominikanów, na Freta w Warszawie), bo nie chciałem nigdzie dalej kroczyć. I chyba nie byłem w stanie, nie widziałem słupów na trotuarze, choć pijany nie byłem. Przesiedziałem w pustym kościele bezrefleksyjną godzinę. Mogłem tylko siedzieć, czuć oparcie twardej ławy, oprzeć głowę o zimną deskę i słuchać jak krew krąży i jak płuca łapią powietrze. Usnąłem, nie usnąłem? Nie pamiętam. Wyszedłem uzdrowiony.

Przed Kongresem Obywatelskim otrzymaliśmy ankiety dotyczące „Kluczowych kompetencji Polaków w XXI wieku”. Z 20 propozycji mieliśmy wybrać 10. To mój zestaw:
- Podmiotowość. Poczucie własnej godności, wartości i podmiotowości. Dojrzałość osobowa w sferze emocjonalnej, poznawczej, moralnej i społecznej
- Uczciwość. Świadomość i zachowania etyczne
- Rozwój talentów. Dostrzeganie i rozwijanie talentów oraz silnych stron u siebie i u innych (dzieci, uczniów, pracowników itd.)
- Doskonalenie. Zdolność do akceptacji swoich oraz cudzych błędów i porażek – umiejętność uczenia się na błędach i wychodzenia z porażek
- Dialog. Umiejętność prowadzenia dialogu bez przemocy, opartego na chęci wzajemnego wysłuchania siebie i znalezienia tego, co wspólne
- Współpraca. Umiejętność współpracy, działania w zespole, sieciowania
- Samodzielność myślenia. Odwaga i umiejętność samodzielnego, nieschematycznego myślenia
- Umiejętność uczenia się, selekcjonowania wiedzy, rozumienia sensu, ciekawość świata
- Myślenie całościowe. Zdolność do myślenia holistycznego, integrowania różnych wartości, łączenia interdyscyplinarnego
- Przedsiębiorczość i mobilność

Wszystkie 20 kompetencji z listy są przydatne. Ważne, że już dzisiaj jesteśmy jakoś sieciowani w każdym prawie miejscu w samorządnej Polsce, także w Strachówce! Choćby Kongresami Obywatelskimi, programami "Decydujmy Razem", wspólnotą szkół norwidowskich itp. Podkreślam ten fakt, bo niektórzy myślą, jakby znów można nas było odciąć od reszty świata i rządzić się po staroświecku, bez uwzględniania "na co dzień" większości kompetencji na powyższej liście :)
Inwestycje i menedżerskie zarządzanie nie zastąpią demokracji partycypacyjnej. Mogą ją tylko wzmacniać.

Czekając na poniedziałkowe spotkanie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej w Tłuszczu cieszyłem się, choć nie lubię wychodzić z domu bez ważnego powodu. Ale jadąc do Tłuszcza miałem przecież załatwić coś bardzo ważnego! Nie chodziło o to, żeby pogadać i pokazać się w jakimś gronie. Chodziło o polepszanie/udoskonalanie rzeczywistości! Rzeczywistość, nie tylko społeczna, zależy od ludzi! Po to się rodzimy. Po to żyjemy.
"Autentyczne przemiany... zaprowadzenie prawdziwego ładu (moralnego)... podstawowe znaczenie dla współżycia prawdziwie ludzkiego: sprawiedliwość, uczciwość, prawdomówność - nie powinno się tego oczekiwać jedynie od innych albo zlecać instytucjom. Do wszystkich, zwłaszcza tych, którzy pełnią odpowiedzialne funkcje polityczne, prawne i zawodowe, należy troska o to, by być sumieniem społeczeństwa i świadkami kulturalnego, godnego człowieka współżycia międzyludzkiego." Skróciłem, jak tylko się dało, wczoraj dałem link.

Kiedy ludzie uwierzą, że nie jesteśmy tylko zwierzętami dwunożnymi (homo politicus, political animal). Że jest prawda przemyślana, przemodlona, sprawdzona pokoleniami najpiękniejszych ludzkich istot. Że człowiek oprócz instynktów: władzy, samozachowawczego itd. ma jeszcze rozum i serce, które są zdolne rozpoznać i uwierzyć prawdzie. JEST PRAWDA. Jesteśmy - z nią, dzięki niej - skazani na sukces.

piątek, 28 października 2011

Dęby pamięci


Nawet gdybym nie chciał, musiałbym pisać. Paradoks? Nie w świetle tego, co zaraz napiszę :)

Skreśliłem parę słów do uczniów w Lincoln i parę zdań do Lucy. Do uczniów, bo tak ustaliliśmy w trójkę: Sebastian, Mila i ja na spotkaniu Szkolnego Zespołu Zadaniowego. Że będzie dobrze dołączyć do listów pisanych do Lincoln przez naszych uczniów nasze krótkie wypowiedzi.
Do Lucy - o rozumieniu i pożytku fenomenologii w życiu religijnym. Wyjaśniamy sobie używane przez siebie pojęcia i dzielimy się życiem wiarą. Boże, dlaczego to takie rzadkie wśród nas, sobie współczesnych rodaków.
Przepraszam, że nie odpisałem wszystkim, którym powinienem i bardzo chcę. Zrobię to natychmiast, jak tylko odbuduję siły mentalne, będę miał czas i warunki. Myślę o was nieustanne i dziękuję Bogu za to, że jesteście.

I jeszcze doświadczenie empiryczne z wczoraj. Kiedy kliknąłem "publikuj" pod wielkim postem miałem nie tylko uczucie radości, ale i nieśmiertelności. Tak, tak, poczucie pewnego rodzaju nieśmiertelności (wieczności) było mi dane. Pierwszy raz, więc musiałem dłużej się nad tym zastanawiać. To chyba efekt promieniowania prawdy. Naoczności prawdy, związanej z miłością intelektualną do świata, człowieka i Boga, o której powiedział JPII w 2003 roku do fenomenologów. Mało jest to komentowane. Za trudne? Wprawia w zakłopotanie?
Szkoda, że prawdziwe rozmowy intelektualno-duchowe są w naszej kulturze taką rzadkością. Każdy jednak kto chce, może sięgnąć np. do dzieł św. Teresy z Avila. Szkoda także, że ta część chrześcijańskiego dziedzictwa (religijności) jest tak mało znana. Z jednej strony nie ma znajomości Soboru Watykańskiego II, z drugiej "twórczości" (innego realizmu poznawczego) mistyków. Lubimy za to mówić o sobie (ale nie jako o osobie) - powierzchownie bardzo. Jakby o jakimś NN funkcjonującym wśród sklepów, mód, plotek o bliźnich, polityce itd.

Inaczej wczorajszego doświadczenia (rozszerzającego zakres dotychczasowego poznania) nie jestem sobie w stanie wytłumaczyć. Ale przyznacie chyba, że mało kto się zastanawia, co się z nami (naszą osobą) dzieje, gdy zbliżamy się do prawdy. I mało kto zaprasza nas na tę ścieżkę. Poeci, mistycy! Choć wielu powtarza i chciałoby zapewne, żeby było jak w wierszu Cypriana Norwida "odpowiednie dać rzeczy słowo".
A ja wam powiadam, za Jezusem, że "poznacie prawdę i prawda was wyzwoli". To był ulubiony cytat biblijny Jana Pawła II. A ja powiadam, że każde duże zbliżenie się do prawdy jest jakoś odczuwalne (całym swoim cielesno-osobowym bytem). Znane jest powiedzenie, że "do kogo Bóg chce się przybliżyć, tego najpierw osłabia". Dajcie mi pożyć, stwórzcie mi warunki, abym mógł prowadzić dalsze obserwacje, a powiem wam więcej. Nie jestem szarlatanem. Jestem rozumnie wierzącym ("Wiara i rozum").
Z bardzo ludzkiego punktu widzenia, mogę podać argumenty za wiecznością, towarzyszącą wczorajszemu postowi:
- dałem bardzo szerokie spektrum zagadnień (w głąb, wszerz, wzwyż)
- nie było ono moim zamysłem, a jedynie wynikiem działania obiektywnie danych okoliczności mojego/naszego życia w tzw. wspólnocie lokalnej (szkołą, gmina, parafia, powiat, dekanat, diecezja)
- już dziś, a na pewno w przyszłości NIKT normalny (tzn. normalnie myślący i lepiej wykształcony, co nie znaczy z tytułami uniwersyteckimi) pragnący odgrywać jakąś ważną rolę w społeczności lokalnej: gminy, powiatu i kościoła nie będzie mógł pominąć milczeniem tego, co tam napisałem (autora można pominąć)
- wcześniej lub później tak będzie, bo "nie po to jest prawda, by pod korcem stała"
- będzie tak, bo ludzie których wizja świata i człowieka kształtowała się pod wpływem PRL-owskiego materializmu i utrwalała się na naszym terenie w epoce Kazimierza Łapki, będą odchodzić lub się zmieniać wraz z nowymi warunkami życia w globalnym (m.in.cyfrowym) świecie.

Myślenie, zwłaszcza w innym języku, męczy. Więc nie chce mi się (tak się mówi, ale tak nie myślę) - przez chwilę -więcej pisać. Ale nie jest to zawieszenie aktywności, czy pusta bierność. Zaczynam uskuteczniać wtedy, od jakiegoś momentu, inną aktywność. Całkiem niedawno zrozumiałem (albo tylko do mnie doszło), że kiedy wyłączam intensywne myślenie (pracę rozumu), mogę włączyć pracę wiary! Zamiast mnie pracuje wtedy Kto Inny. Lepiej i realniej ode mnie. Ja mam tylko analogiczne istnienie i możliwości. Nie mam ich sam z siebie.
Rozum i wiara nie mogą się eliminować. One mają i chcą w nas współpracować. Takie jakie są, byle łącznie! Ot i wszystko. Musiałem to powiedzieć, bo zbyt jest ważne, by się nie podzielić. Taka jest moja samoświadomość na dzisiaj.

Tytuł rozświetlił się też sam. Spojrzałem w okno, za którym Słońce grą światła icieni rysuje i maluje dęby w ogrodzie. Ten, centralnie przede mną, jest dębem mojej/naszej młodości. W dzieciństwie miał nisko gałęzie, wchodziliśmy na niego regularnie. Dzisiaj podniósł konary do nieba. Nie muszę już na niego wchodzić, żeby go doświadczać. Wystarczy patrzeć.

Człowiek nie jest dialogiczny. Człowiek JEST DIALOGIEM (a przynajmniej ma wszystko, aby w niego wejść i nim się stać). Kto go prowadzi - zrozumie. Kto nie prowadzi, a może nawet unika, niech mnie nie pyta. Pytanie w tam przypadku będzie ucieczką od samego siebie (i prawdy nam dawanej w każdej chwili). Zamiast pytania kogoś, zapytaj wpierw siebie, czemu i o co chcesz spytać kogoś innego. Zrozum najpierw, a przynajmniej postaraj się dobrze opisać swoją sytuację, właśnie jako pytającego. Jeśli jeszcze zechcesz się tym podzielić - jesteś poczwórnym skarbem na tej ziemi. Staniesz się rzadkim przypadkiem "ludzi pragnących się objawić [innym, całemu istnieniu]".

„BLASK PRAWDY jaśnieje we wszystkich dziełach Stwórcy, w szczególny zaś sposób w człowieku, stworzonym na obraz i podobieństwo Boga ... Odpowiedź [na najważniejsze pytania] można znaleźć tylko w blasku prawdy, która jaśnieje w głębi ludzkiego ducha” (JPII, Veritatis splendor).

Jasne jest, że dostęp do niej jest możliwy tylko dzięki wierze i rozumowi, działającymi łącznie. Cóż za demokracja - nie trzeba kończyć Oxfordu lub Yale. Byle mieć wiarę jak ziarno gorczycy i wiedzy jak najwięcej, ale wystarczy tyle, ile uda się zdobyć skromnymi środkami finansowymi i chętnym umysłem.

PS.
Telefonicznie szukam Łazarza. "Jestem w szkole." - Gdzie? "W Poniatówce. Właśnie kończę obiad". Nie wiem , co on tam robi, ale jest to wzruszające. CZYM MOŻE BYĆ SZKOŁĄ W ŻYCIU MŁODEGO CZŁOWIEKA! Najwyraźniej Łazarza Alma Mater nie jest UAM w Poznaniu (z prezydentem w środku), ale V LO w Warszawie. Dzięki ci książę Józefie, dyrektorze, profesorowie, a przede wszystkim przyjaciele i ich rodzice. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, a żołędzie od dębów.

czwartek, 27 października 2011

Kryzys i jego źródła




Tak było dzisiaj rano.

Czy jesteśmy bankrutami?
Grecja tak. Włochy prawie. Europa może.
Bankructwo jest pojęciem ze świata gospodarki i częściowo polityki (nie ma polityki bez pieniędzy i rachunków wyborczych).

A my?
My też jesteśmy właściwie bankrutami. Nie wiadomo jakim cudem (i nie wiadomo jak długo jeszcze) opłacamy rachunki.

A jednocześnie mam królestwo... myśli. Mamy królestwo wiary. Nie mam, nie mamy wspólnoty. Mam nawet silne wrażenie, że mnie w ogóle nie ma już wśród żywych. Mijam się co dzień z wieloma współczesnymi przedstawicielami gatunku, nikt nie zagada o tym, co dla mnie najważniejsze, czego są tu setki stron. Były także tutaj, dopóki haker ich nie zniszczył w pamiętnym dniu II tury wyborów samorządowych, 5 grudnia 2010. Czy już jestem duchem?

Jestem, jeszcze żyję - tylko w królestwie myśli. Paradoksem jest, że samorządność podpiera się pojęciem wspólnoty. Według ustaw "gmina jest wspólnotą mieszkańców i terytorium". Zamęt pojęciowy - delikatnie mówiąc - i to na bardzo wielu polach jest objawem prawdziwego kryzysu w świecie, nie wyłączając Polski, która jest częścią globalnej cywilizacji. Mówiąc wprost - źródłem kryzysu jest fałsz.

Normą życia w Polsce, przez większość przyjmowaną bezrefleksyjnie, jest praktyka, że co innego się mówi i robi na różnych poziomach życia publicznego. Nawet w kościele. Na samej górze papieże organizują spotkania w Asyżu rozmawiają z Żydami, muzułmanami, całują Koran, odwiedzają synagogi zdejmując w jej progu buty, przyjmują Gorbaczowa i Arafata w Watykanie, biorą Aleksandra Kwaśniewskiego do papamobila... a na dole bywa z tym samym bardzo różnie.

Oglądałem wczoraj wywiad z przegranym politykiem Zbigniewem Ziobro. Jego mają prawo zapraszać do telewizji, on ma prawo mówić, co jest mu w danej chwili potrzebne i wygodne, mnie nie wolno, nawet według wielu przyjaciół i członków rodziny, mówić o PiS-ie. Dla wielu wierzących rodaków polityka jest dziwnie blisko ich wyobrażeń religijnych. Jeszcze niedawno słyszałem w katolickim Radio Maryja prawie głosy uwielbienia "dla naszego Zbyszka". "Skłócone królestwo się nie ostoi". Ale na szczęście skłócić się można najbardziej tam, gdzie idzie o pieniądze i władzę, mniej w królestwie myśli (i wiary).

Mazowiecka Wspólnota Samorządowa, której jestem jeszcze członkiem, ma w wielu gminach powiatu władzę, ale w nielicznych ma zalążek wspólnoty. "Coraz więcej dla mieszkańców"? A cóż takiego chce (i kto?) dać mieszkańcom, czym chce nas uszczęśliwić, a może tylko zaskoczyć, skoro nawet członkowie wielu rzeczy nie wiedzą? Zbliża się konferencja programowa, może przebije się na niej fundamentalna prawda, że nie będzie Wspólnoty Mazowieckiej, jeśli nie będzie jej wspólnot gminnych (one zapewniają żywotność organizacji, komunikację z wyborcami itd.). Albo pozostanie, podtrzymywana jakimiś innymi(?) mechanizmami, ale będzie musiała zmienić slogan - bo każdy z nas jest mieszkańcem konkretnej gminy np. Strachówki i nie może jednocześnie być mieszkańcem Piastowa, Wołomina, czy rządowo-samorządowego tworu, jakim jest województwo (życzę MWS powodzenia wyborczego na każdym szczeblu, ale realnie patrząc, do władzy w województwie chyba daleka droga). W obecnej kadencji MWS współrządzi w powiecie w koalicji z PiS. Czy to zapewni jakieś wymierne korzyści mieszkańcom - zobaczymy. Ale pewnym jest, że najwięcej MWS może dać mieszkańcom, jeśli jest silna na danym terenie.
Może nim postawię tę kwestię na spotkaniu programowym - mnie też zawieszą, europośle ZZ :)

Palikotyzacja? Ideowość tylko na zamówienie targetowych grup wyborców? Peerelizacja? Wtedy np. też cenzurowano historię - 3 Maja, 11 Listopada były zakazane (w Strachówce Solidarność RI, 13 grudnia, ja). Pamięć i tożsamość? musi być u podstaw działania publicznego, albo jest umacnianiem fałszu i sianiem zamętu.

*********************************************************

A tak było wczoraj, mam zapisane w notatkach.

Kl.3
Brak sprzętu audio-video. Sam laptop nauczyciela nie wystarczy. Ciągłe noszenie i montowanie wszystkiego (projektor, głośniki, ekran) z klasy do klasy, przechodząc czasem na zewnątrz – nie zawsze jest możliwe. O e-tornistrze mówi się na poziomie państwa. A o czym się mówi na poziomie gminy? We wtorek odbyło się zebranie gminnej Komisji Oświaty, trzeba sprawdzić w protokole na stronie www gminy.

Kl.6
Z modlitwy wychodzi i krzyczy do nas temat - „Jesteś tu - jesteśmy ważnym i wyróżnionym właśnie tu i teraz punktem na mapie świata, bo zebraliśmy się (suma summarum) w Imię Jezusa z Nazaretu.” Konieczna jest więc jakaś fenomenologia - „intelektualna miłość do człowieka, świata i Boga”.
Ktoś mówi "Bo jestem wierzący/wierząca." Jesteś – powiedziałaś ty, i ty, i ty. I cóż mi i światu po tym - skoro nijak tego poznać, dotknąć, doświadczyć nie mogę. Wierzę, że Jezus jest ze mną, z nami. Ale jak jest z tobą? Musisz mi opowiedzieć lub jakoś inaczej okazać.
Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma Ciebie w moim życiu i świecie bez myślenia.

Jesteś. Jak?
Aby zobaczyć Boga (w tobie, w drugim człowieku, dzięki drugiemu człowiekowi), nie wystarczy znać katechizm na pamięć. JAK, JAK!?! Pomyślcie, porozmawiajcie, zapiszcie. Ja też to zrobię.
Ps.
Zrobiłem jednak błąd, nie stałem się rozmówcą dla kogoś z nich, albo dla małej grupy. Nie stałem się dla nikogo przykładem rozmowy bardziej osobistej. Ciągle popełniam ten błąd, pozostaję nauczycielem, nie staję się rozmówcą. Moja wina. Moja wina. Moja bardzo wielka wina.

Mój zapis:
Była cisza. Staliśmy przed krzyżem. Tego się nauczyliśmy. Zachowaliśmy to, czego się nauczyliśmy.
Jak to powiązać z przykazaniami? Powiedziano bowiem - „Jeśli zachowujecie moje przykazania”.
BO BARDZO CHCĘ – PRAGNĘ.
Bo czekam.
Bo mam nadzieję.
Bo myślę o tym, co znam z Ewangelii i z różnych osobistych życiowych przeżyć religijnych.

Taka jest moja intelektualna miłość przedmiotu wiary. Czasem „żeby się spotkać, trzeba się na-patrzeć” - mówił papież w 1987 do tłumów w Tarnowie. Pojechałem tam, bo chciałem lepiej poznać moją matkę. Pochodzi spod Tarnowa (w trakcie wizyty papieża byłą w USA).
I trzeba się zawsze na-myśleć. To mnie zmienia od środka. Na chwilę? Na dłużej? Chyba na czas niejaki, bo zapisuję i przepisuję nawet kolejnego dnia.
Maryja jest mistrzynią tej fenomenologicznej metody. Ona zachowywała wszystko – co widziała, słyszała, doświadczała, na co się napatrzyła - w sercu swoim. Tak odpowiem Lucy. Jej fenomenologiczne pytanie dotyczące wiary „męczyło” mnie całą noc. I to także powiedziałem uczniom w kl.6! Bo, albo religia jest życiem i wielką przejrzystością (r.mistyczna) albo może jej nie być (r. jako obrzęd i tradycja). Maryja mi to dzisiaj powiedziała na lekcji w tej właśnie klasie na katechezie.

Kl.1
Jak ja lubię stać przed krzyżem, z... nami – podpowiadają mi. Razem piszemy tę notatkę (podobnie skomentował JPII nasze oklaski przerywające mu kazania w trakcie wielkich mszy papieskich). Czuję się wtedy jak... w niebie (w cukierni niebieskiej). Bo krzyż jest kluczem do... nieba. (nie komórki na węgiel). Jest przy okazji dużo śmiechu.

Najlepsze notatki powstają kiedy rozmawiamy ze sobą. Bóg-Emmanuel-Duch Święty jest z nami, między nami, oplata i splata nas w wielgaśny różaniec. Bóg chce, żeby nas jak najwięcej łączyło. Ale jest też koś „kto wszystko chce niszczyć... kto prawa rwie, komu nieznośne jest światło jawności...”. Ten ktoś nie chce, żeby ludzie rozmawiali i żeby nas wiele łączyło.

Dlaczego lubię ten rysunek? Bo nie jest taki prosty. Bo ma ciekawy pomysł. Bo ma... korzenie. Bo wąż tak dobrze się ukrył, że go prawie nie widać w konarach drzewa. Drzewo to my. Wąż to diabeł. Korzenie - bo jest wszędzie. Oplata silnym, chytrym i śliskim cielskiem. Ogłupia fałszywym spojrzeniem. Przymilnymi oczkami.
Czy wszędzie musi wygrywać? Nie! Mamy się czym bronić. Czym? Modlitwą. Kiedy się modlę, nie ugryzie mnie, nic mi zrobić nie może. Choć potem będzie jeszcze bardziej zły na mnie.

Kl.4
No i jest zły na mnie. Nawet do dziennika musiałem zmodyfikować temat na „Asyż i piekiełko klasowe”. Było kopanie się pod stolikiem, gadanie jak w kawiarni (raczej pijalni piwa), walenie zeszytem w ławkę albo kolegę, chamskie słowa pisane na kartce i pokazywane koleżankom, gwizdanie. Ryknąłem na to i ja. Kolejnego gwizdacza wyprosiłem do sekretariatu. „Bez rodziców nie chcę cię widzieć”. Wpisałem podobną uwagę do dziennika. Przeczytałem ją klasie (zawsze czytam, chcę, żeby mieli świadomość swoich klasowych spraw, nie potrafię działać w ukryciu słów i czynów).

Ale, co zrobić z rodzicami, którzy zwolnili się z wychowania? I jak my wszyscy nauczyciele, duchowni, rodzice, samorządowcy realizujemy w polskim kościele zaproszenie biskupów - „Wszyscy zacznijmy wychowywać”. Czy nasze działania są spójne? Choćby - czy i jak pomagamy zgromadzić dzieci w zbiorowym odprawianiu mszy świętej niedzielnej? Żadne wypowiedziane (zapisane i opublikowane) słowo nie powinno padać na nieurodzajny kamień. Wtedy dopiero zaczniemy wspólnie wychowywać.
Dalszy ciąg lekcji pokazał, że potrafią być normalną klasą i można prowadzić normalne zajęcia. Potrafią być wolnymi ludźmi, a nie niewolnikami, którzy reagują tylko na krzyk i bat. Diabeł zniewala.

Kl.2
Historia ma być opowiadana. Dlaczego? Głowią się i głowią. Prawie doszli do celu – bo to jest najlepszy sposób, żeby samemu coś pojąć i zachować.
Ponieważ mam na szyi różaniec ze Lwowa i co chwila go głaszczę, musiałem wyjaśnić, że to "kitka Matki Bożej" i... w konsekwencji pogłaskać wszystkie kitki w klasie. Okazało się, że wszystkie dziewczynki mają warkocze:)
Mojżeszu, Mojżeszu – opowiadamy, rozgłaszamy, wyśpiewujemy to, co się tobie i wam zdarzyło. Jesteście drogą do wielkiego tygodnia w naszym życiu.

Kl.5
Asyż, 25-lecie historycznego wydarzenia. Chciałem cały dzień nim żyć, a było to możliwe dopiero na koniec. CÓŻ TAKIEGO WIELKIEGO SIĘ WTEDY WYDARZYŁO?
Jak ja to wtedy przeżywałem! JAK OBJAWIENIE. Pamiętam do dziś zdjęcie w Osservatore Romano. Oglądajcie jutro (my/wy dzisiaj) wiadomości w TV.

Różne rocznice obchodzone w tym roku powodują u mnie bolesne kłucie w sercu. Oficjalna Strachówka wyparła się w tym roku 30 rocznicy wielkiego wydarzenia we własnej historii – założenia 3 Maja Solidarności RI. Zbliża się 30 rocznica stanu wojennego, który ją zniszczył, oraz wielkie nadzieje Polski i świata. Czy potrafimy się zjednoczyć w jego upamiętnieniu. TAKI JEST OBOWIĄZEK ŻYWYCH WOBEC UMARŁYCH I WOBEC PRZYSZŁOŚCI!!! Pamięć - tożsamość - przestroga!

PS.
1) Na zdjęciu-zaproszeniu Solidarności z Kutna z 31 sierpnia jest m.in. mała tablica z tekstem - "Rocznica tych wydarzeń to nasze wspólne święto, święto naszej wolności". Wstyd mi, że tak nie myślą moje władze, w mojej gminie, w mojej Ojczyźnie. Każda normalna wspólnota narodowa lub gminna czci pamięć swoich "deklaracji niepodległości" i umie okazać wdzięczność i szacunek ich "bojownikom". Nie jestem sam! Jest nas, żyjących, jeszcze wielu. Jeśli nie za życia, to po śmierci doczekamy się sprawiedliwości, ale tym większa hańba tym, którzy się ich/nas wyparli po 1994 roku.
2) Najnowsze Fakty (gazeta powiatu wołomińskiego) w najważniejszym miejscu informuje o Debacie o Niepodległości w Markach. Może tak i u nas?? Jestem pewny, że wcześniej lub później też będziemy taką obywatelską i dumną z wolności Polską.
Jest też wzmianka o poniedziałkowym spotkaniu MWS w Tłuszczu i zajawka o "ostrym kryzysie demokracji" prof. Bogusława Wolniewicza (bardzo jednak jednostronna i uproszczona, kryzys to wg prof. BW, Palikot i Tusk?)

***************************************************
A to też dzisiaj z ciut innej perspektywy:

Jak się znów zejdziemy, zjedziemy - będzie to wszystko (pewnie) bardziej optymistycznie wyglądało. W pojedynkę, rozrzuceni przez życie w świecie, nie damy sobie rady. Nikt nie da rady. Taka jest natura człowieka. Więc wspólnota i spotkanie jest niezbędnym krokiem do realizacji człowieczeństwa. To już oczywista oczywistość w filozofii (f.dramatu, f.dialogu, epifania twarzy...).

Świat się kręci nadal. Co jest w nim stałego? Jaka jest oś obrotu?
Nie wywmyśliłem tego logicznego łańcuszka myśli - dostałem, zebrałem, spisałem. Jeśli piszę nieprawdę, wskażcie gdzie. Krążąca po gminie i prawie pół-oficjalna propaganda mówi, że źle piszę. I ciągle sugeruje, że powinienem przestać. Nie mówi oczywiście o tym, że inna strona uprawia swoją politykę szeptem i plotką. Mówi "fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu". Propaganda gminna twierdzi więc, że prawda ma zamilknąć, aby kłamstwo mogło tryumfować. Kłamstwo rządziło 16 lat. Dzisiaj jego owoce chcą zagospodarować inni liderzy. O nierozumni, nie można ocenzurować PRAWDZIWEJ PAMIĘCI I TOŻSAMOŚCI, ani Polski, ani Strachówki, ani Europy. Trwałym, istotowym i konstytutywnym jej elementem w gminie jest i Solidarność i Rzeczpospolita Norwidowska.

"A wy? O! moi, wy, nieprzyjaciele,
Którzy począwszy od pełności serca
Aż do ziarn piasku pod stopami mymi
Wszystko mi wzięliście, mówiąc: "Nie słyszy,
Nie wie - nie widzi - nie zna..." (CKN, Pierwszy list...)

- POKAŻCIE - PRZYZNAJCIE SIĘ - DO SWOJEJ PAMIĘCI I TOŻSAMOŚCI.

"Autentyczne przemiany społeczne są skuteczne i trwałe jedynie wtedy, gdy opierają się na zdecydowanych zmianach osobistego postępowania. Zaprowadzenie prawdziwego ładu moralnego w życiu społecznym nigdy nie będzie możliwe inaczej, jak tylko przez rozpoczynanie od osób i czynienie z nich punktu odniesienia... Rozwijanie tych postaw moralnych, które mają podstawowe znaczenie dla współżycia prawdziwie ludzkiego (sprawiedliwość, uczciwość, prawdomówność itd.), należy oczywiście do samych osób i nie powinno się tego oczekiwać jedynie od innych albo zlecać instytucjom. Do wszystkich, a w szczególności do tych, którzy w stosunku do innych pełnią różne odpowiedzialne funkcje polityczne, prawne i zawodowe, należy troska o to, by być czujnym sumieniem społeczeństwa i w pierwszym rzędzie świadkami kulturalnego oraz godnego człowieka współżycia międzyludzkiego." (Kompendium nauki społecznej Kościoła, nr.134).

Mandat władzy to nie tylko zaszczyt i korzyści. To ogromne zobowiązanie wobec każdego człowieka na podległym terenie. Nie można mu podołać, jeśli nie wierzy się i nie szuka prawdy.
Jest prawda, nie jesteśmy bezradni i skazani na postępowanie po omacku. Życie społeczne ma swój niezachwiany punkt oparcia. Jest nim transcendentna godność osoby ludzkiej (nie dająca się po prostu wywieść z materii). Poznać ją możemy otwierając się w pełni na kulturę i religię.

PS.
Moja Polska? Opisałem faktami i przemyśleniami w 1981.
Mój Kościół? Opisałem faktem i redakcją Listu do papieża.
Pokażcie inne znaki nadziei, jeśli są, jeśli je macie.
Chcemy rozwiązania kryzysu (w rodzinach, gminie, Polsce, Europie, świecie) nie rozmawiając ze sobą o sprawach ważnych, najważniejszych? To niemożliwe.

„BLASK PRAWDY jaśnieje we wszystkich dziełach Stwórcy, w szczególny zaś sposób w człowieku, stworzonym na obraz i podobieństwo Boga ... Odpowiedź [na najważniejsze pytania] można znaleźć tylko w blasku prawdy, która jaśnieje w głębi ludzkiego ducha” (Veritatis splendor).

PS.
Zdj. z Paryża: Katarzyna Cedro

wtorek, 25 października 2011

Dzisiejsza geografia biblijna


Służba prawdzie, która jest mi kwantowo dawana, jest świętem. Prawda, którą poznaję, nazywam i dzielę się, wymaga myślenia. Głównie mówi o zdarzeniach zewnętrznych, które zostawiły ślad na mojej świadomości (zamierzona analogia do laboratorium CERN pod Genewą).

Siedem lekcji religii i ponad dwugodzinne spotkanie wieczorne w Tłuszczu zostawiło wiele śladów na mojej kliszy prawdoczułej.

Tytuł postu powstał rano, myślę, że wieczorne wydarzenie mogę pod nim umieścić, Wspólnota Samorządowa wszak w deklaracji programowej utożsamia się z wartościami chrześcijańskimi (jak wiernie? - jest sprawą ocenną, "ocenność" cytuję za politykami, niektórzy to słowo lubią :)

I -SZKOŁA (8.30-14.50)

1. Droga do Jerychy

Kl.2
Najważniejsze w naszej modlitwie stały się słowa - ”Panie Jezu jesteś z nami. Dziękujemy za twoją tajemniczą obecność. Dziękujemy za to, że chciałeś się urodzić. Że poznałeś nasz świat i życie człowieka. Wiesz, co to dzień i noc, co to miłość, smutek, żal. Co to praca, zmęczenie i odpoczynek. Znasz pot, głód i cierpienie. Dziękujemy, że wiedziłeś to wszystko, znałeś... i zechciałeś stać się dla nas Bogiem."
Zostać Bogiem? Naszym Bogiem. Uwierzyć do końca? Przyjąć misję? Badamy twoją i swoją świadomość. Samoświadomość Jezusa – och! gdyby w Niego wejść. Modlitwa do tego zaprasza.

Nie da się przewidzieć, gdzie Duch w niej poprowadzi naszego ducha. Duch Święty? A jaki inny mógłby prowadzić do Dobra, które nie ma granic przestrzennych, pojęciowych, czasowych?

A rano, przed wyjściem do szkoły, tak bolało mnie (bardzo, bardzo) milczenie moich rozmówcow na Fb. Kiedy bąknę coś politycznego, zaraz są komentarze i to liczne. Kiedy o Soborze Watykańskim II (czyli o osobie człowieka i kościele w świecie współczesnym!) – odpowiada mi (zbywa?) głuche milczenie. Kedy duszę odsłaniam – ostracyzm. Trzech wieszczów pisało wymownie, jakie to cierpienie. I nic. Dalej tak wygląda polski kształt dialogu. Przemilczanie. Obrażanie się. Zostawianie nazbyt dociekliwych (niewygodnych) rozmówców samym sobie. Świat zabija nas także milczeniem. Ostracyzmem. „Użal się i nade mną, bo jest zostawiony sam, bez pasterzy”. Do tych wielkich w Polsce nawet nie mam adresu mailowego - choć jest strona www.vatican.va/ . Nie chcę instytucji, chcę osób.

W takim stanie ducha otworzyłem Internet i znalazłem wielki – jak zawsze – post Kuby, Mizina. Sami sobie dopowiedzcie, jak się poczułem i co pomyślałem. Wśród ludzi żarliwie wierzących łatwo wtedy o pewien komentarz. Znają go zwłaszcza uczestnicy oazowych rekolekcji. Boże dzięki Ci, że nie zostawiłeś mnie samego. Posyłasz dobrego Samarytanina. Przybliżasz do Betlejem.
Dzisiaj najwięcej pobitych i poranionych osób leży przy drodze do Jerycha w Internecie. Wielu z nich wyszło, albo wraca do Jerozolimy.

Nauczyciel, nawet jak budzi się i wstaje obolały i półprzytomny, ma pocieszającą myśl, a nawet wizję „zobaczę pierwsze uśmiechnięte dziecko i mi wrócą siły i werwa”. Tak to działa. Taki jest człowiek - myślący i potrzebujący drugiego człowieka. Taki mechanizm musiał być też składową samoświadomości Jezusa.

Kl.”0”
Modlitwa z 5-latkami znów zaskakuje dojrzałym owocem. Którego pewnie by nie było bez Jerycha i Betlejem. Bo dzieki nim żyję w żarliwym dialogu, od rana na pewno. Modląc się z 5-latkami pamiętam pytania Kuby i Zachara, ba, więcej, są-jesteście jakoś tutaj (swoją intelektualną miłością do rzeczywistości swego życia i świata całego i Wszech-, a nawet Multiversum, jeśli ta teoria jest prawdziwa) z nami. Podzieliliście się ze mną swoim myśleniem, nieprawdopodobnie cennym i rzadkim darem od gatunku zwanym homo sapiens. I pewną dozą ufności w moją szczerość, otwartość, wiedzę i wiarę i gotowość dzielenia się nimi z wami. Cóż mogę powiedzieć – wielkie staropolskie Bóg zapłać. You have made my day!
No więc, stoję wśród maluchów - jakoś z wami po bokach - i się modlę. Nie mogę wypowiadać łatwych słów, zbyt łatwych. Muszą być adekwatne.”Odpowiednie dać rzeczy słowo".
O Boże Jeden, który Jesteś - rodzisz się, aktualizujesz dzięki nam!? - ja także jestem, choć jestem przez Ciebie (CKN, "Pierwszy list co mnie doszedł z Europy).
My stajemy się historią religii, chrześcijaństwa. Ono w nas zapuszcza korzenie i się rozrasta. Nie da się religii wyrugować z kultury i świata, dopóki jest jeden wierzący człowiek. Tu i teraz. "Dajcie mi punkt oparcia a poruszę Ziemię" - tym punktem jest OSOBA.

Maluchom daję do malowania wybrakowany rysunek. Maja uzupełnić róg świętej księgi i brakujące koraliki różańca (czy któreś odważy się kiedyś dopisać piątą jego część?).

Kl.3
Temat - Misje i Tydzień Misyjny - z trudem ułożyliśmy trzy słowa. Choć misjonarz przewodniczył niedzielnym liturgiom w Strachówce. Choć były tej niedzieli dwie jakoś wyróżnione msze, Szkolna (g.10.30) i Stowarzyszenia Przyjaciół Strachówki (g.12.00). Choć padały w kazaniu, modlitwie powszechnej i ogłoszeniach sformułowania "Niedziela i Tydzień Misyjny, Spotkanie Papieża i innych przywódców religijnych w Asyżu". Katecheza musi być kompatybilna z całym 2-tysiącletnim kościołem.
Nasz obecność na mszy jest bardziej symboliczna niż konkretna. Jeśli wszyscy nie zaczniemy wychowywać, także przygotowując niedzielne msze szkolne, to marny los nas czeka. A skądinąd znów powstaje pytanie o pamięć i tożsamość współczesnych i nie tylko.

Dzieci rysują globus albo kulę ziemską i krzyż. Zaznaczam wielkie plusy za aktywny udział z mozołem (i oporami) budowanej mszy szkolnej, ktoś chce za niesienie darów na mszy o 12.00. Zamęt buduje zamęt. Owocem zamętu jest zamęt. We mgle i w niedomówieniach rodzą się... co? Bo "Gdy rozum śpi, budzą się demony" czasami tłumaczony jako Kiedy rozum śpi, budzą się upiory (hiszp. El sueño de la razón produce monstruos). A kiedy inni o tym milczą, musi mówić katecheta.

Od ciebie i ode mnie zależy wiara, i jej kształt na świecie, w twoim/moim domu, otoczeniu, twoich myślach, życiu... nie od podręczników filozofii, astrofizyki, nawet nie od postaw życiowych większości (sąsiadów), a nawet biskupów i duszpasterzy. Warto spróbować. Warto komuś zaufać . Trzeba ich szukać i znaleźć. Koniecznie. Warto się o to nieustannie modlić. Podobne rady dawała św. Teresa z Avila swoim siostrom.

Są paradoksy w nauce, są i w wierze. Wielka moc (rzeczywistość) skrywa się w wierze całego kościoła, ale warto pomyśleć, że wiara i religia zaczyna się w tobie, w nas. I może od ciebie i ode mnie zależy (jej przyszłość)? BETLEJEM może być w nas.

*****
Religia zmienia człowieka. Na długiej przerwie odwiozłem Grażynę i Anię do autobusu do Jadowa, jadą do Urzędu Marszałkowskiego naprawiać błąd urzędników. Oczywiście dopłacimy do ich błędu. Wracając wstąpiłem do znanego sklepu - jadowskiego „Domu chleba”. W samochodzie, w lusterku zobaczyłem, że mam coś na szyi – różaniec od grekokatolików ze Lwowa z kitką Matki Bożej. Ta kitka to mój słowotwór. Sznurkowy różaniec z dziesięcioma dziesiątkami (sotnia), z plecionym krzyżykiem i kitajką u dołu, którą bardzo lubię głaskać, jak warkocz, stąd wzięła się ta kitka. Słowotwory są znakiem zażyłości z językiem. No i nie tylko. Wiara jest twórczością wszelaką. W religii jesteśmy zapraszani, aby stawać się sztukmistrzem, choćby dla "sklepowej".

kl.1
Pokazuję (jedynie w tej klasie mam łatwy dostęp do ICT) zdjęcia z wczorajszej mszy i modlitwę za misjonarzy, w tym imiennie za Andrzeja Madeja. On mnie nauczył tak wiele, właściwie wszystkiego mnie nauczył. On sobą objawia przede wszystkim pełnię człowieczeństwa. Jak JPII – rzadka to sztuka. Dobrze, że mogę wszystko pokazać. Przed całym światem. W sytuacjach zamętu tylko obiektywizacja pozwala na zrozumienie "o co w tym wszystkim chodzi". Prawda nigdy się nie ukrywa. Poznacie prawdę, a prawda was i nas i mnie wyzwoli.

Przypadek katechetyczny sprawił, że mam rysunki kościoła do rozbudowania i pokolorowania. Podpowiadam im, żeby zaprojektowali najpiękniejszy kościół dla młodej i małej jeszcze wspólnoty w Aszchabadzie. Może oni będą architektami nowego kościoła? Czyż nie prawdopodobne?
Mają pokolorować kościół dla wspólnoty, którą buduje swoją wiarą, miłością i nadzieją na marę całego swojego człowieczeństwa Andrzej Madej w Turkmenistanie. Ich kultura jest bajecznie kolorowa. Katechetycznym zrządzeniem losu mam przy sobie aparat fotograficzny. Robimy zdjęcie dla Andrzeja i dzieci w Aszchabadzie. Wysłałbym od razu przy nich, ale czasu i kabla zabrakło. Może będzie nam (ponad lokalnej wspólnocie katechetyczno-misyjno-kościelnej) dany następny raz.

Kl.6 i 5
Wiara i myślenie. Modlitwa i myślenie. Modlitwa - nie słów na pamięć. Modlitwa obecności - i w ciszy zrodzonego myślenia. Modlitwa musi rodzić myślenia, czyli rodzi człowieka. "Świadome" myślenie to ja. Gdzie, jak nie w "świadomej" modlitwie.

Temat - Ksiądz profesor Józef Tischner uczy myślenia.
Słuchamy pierwszej ścieżki dźwiękowej "Filozofii po góralsku". Korzyść podwójna, prelegent mówi gwarą. Polecenie brzmi - "Zapisz ostatnie zdanie nagrania. "Taki to był Staszek z Pardałówki, co z nudów wynalazł myślenie" :-)
**
Przed wyjazdem ze szkoły dostałem do przeczytania książkę "Wielki projekt", Stephena Hawkinga i Leonarda Mlodinowa. Mam serio lekturę. Ludzie myślący wszystkich wiosek, gmin i narodów - łączmy się. Po powrocie do domu znajduję w pocznie maila. Cudownie. Koś chce ze mną podzielić się swoim głodem prawdy. Jestem mu bardzo wdzięczny.

II - SPOTKANIE Mazowieckiej WSPÓLNOTY SAMORZĄDOWEJ W TŁUSZCZU (g. 18.00-20.30)

Ponieważ część katechetyczno-szkolno-gminno-parafialna zajęła wielką objętość streszczę się maksymalnie.

Było bardzo dużo przemilczeń i niedomówień (jedno i to samo). Jak zawsze, chciałoby się powiedzieć, przy czym nie jest to specyfika naszego stowarzyszenia, ale cecha współczesnej kultury życia publicznego. Mamy kryzys(y) w świecie, ale mało kto mówi, że to kryzys człowieka, który lekko odepchnął od siebie myślenie o wartościach. Nie chce, bo to wymaga wysiłku. No i wiąże ręce w realizacji bardzo własnych pomysłów na karierę i sukces. Łatwiej mówić, że to kryzys finansów, systemów, czegoś tam jeszcze.
Niektórych wypowiedzi nie dało się rozumieć, bez dopytywania szeptem, "a teraz o kim?", "o PS" itp. Niektórzy woleli nie mówić imion, nazwisk, okoliczności, swoich prawdziwych intencji.

Było, jak zwykle, dużo o wysokiej polityce powiatowej, międzypartyjnej, a nawet krajowej i niewiele o samym stowarzyszeniu MWS. Jakbyś wszyscy się zgodzili, że to ma być kolos na glinianych nogach. Ten zwrot pamiętam z dzieciństwa, tak się mówiło o ZSRR. Ale odnosi się do każdej organizacji, która ma wielkie plany, ale nie wie na czym stoi, tzn, nie dba o doły. Pytałem się więc siebie "co ja tu robię" i czułem się obco wśród znajomych twarzy. Nie było zresztą komu zadać tego pytania, bo góra nie przyjechała. A tylko góra w naszym stowarzyszeniu wie o wszystkim i o wszystkim ważnym decyduje. Ale mogłem choć wyrazić swój osąd sytuacji. A i to dzięki znakowi z wysoka, bo zastanawiałem się czy w takich okolicznościach warto z czymś występować.

Nie mam wątpliwości, że powinienem tam być. Tak mnie wychowano - że trzeba dotrzymywać słowa i być lojalnym (to brzmi niewinnie, ale chodzi o to, że słowo=człowiek, prawdziwą ceną wierności musi być życie) wobec zaciągniętych zobowiązań. Jestem w MWS od początku. Związałem się z ideą naszego powiatu (przez to i z grupą ludzi), kiedy powiatu jeszcze nie było.

Kiedy nie wiesz co robić, wróć do początku, do czasu, gdy podejmowałeś kluczowe decyzje. Bądź im wierny!!!! W małżeństwie, kapłaństwie, także w życiu publicznym.

Konsekwencją naszej (udało się namówić Grażynę - dzięki stokrotne) obecności było ponowne postawienie (na ostrzu noża) kwestii istnienia lub nie MWS w gminie Strachówka. Jeśli nie zwołamy wspólnie z Piotrem wójtem zebrania w najbliższym czasie to pożegnajmy się z gminną MWS, wyprawmy choć jej stypę. Były w kampanii samorządowej 2010 dwa WSPÓŁPRACUJĄCE ŚCIŚLE (umowa koalicyjna, debata wyborcza, wizyta prezydenta Legionowa, starosty legionowskiego, wojewody mazowieckiego, wspólne świętowanie 11 Listopada, oficjalne deklaracje poparcie w prasie powiatowej itp) komitety wyborcze utworzone z ludzi przyznających się do MWS. Czterech kandydatów z tych list weszło do Rady Gminy, a Piotr został wójtem. Od 5 grudnia nie spotkaliśmy się. Ani słychu, ani widu, ani kukuryku. Prosimy bardzo Zarząd Powiatowy MWS i stowarzyszonych sąsiadów o czynną pomoc w naszej niezaradności :)

Jeśli nie uda się wszystkich spraw gminnego MZS (i w konsekwencji wygranych przez wspólnego kandydata Piotra wyborów) szczerze postawić na nogach i omówić, to skutkiem życia postawionego na głowie zawsze jest zamęt i choroba. Może mniej tyczy to osób, bardziej tzw. wspólnoty lokalnej.
"Wszyscy zacznijmy wychowywać" i wszyscy partycypować w demokracji, która została nam przywrócona 21 lat temu, dzięki SOLIDARNOŚĆI 1980/81.

poniedziałek, 24 października 2011

Po spotkaniu

Czuję potrzebę usprawiedliwienia. Zapodziałem się na spotkaniu Wspólnoty Samorządowej w Tłuszczu, nie chcę pisać pod presją, mógłbym zepsuć materiał, który dzień (?) dał mi w obfitości. Są w nim perełki, muszę je spokojnie oprawić. Blask prawdy mnie prowadzi. Nie-ja-Ty.... Bo ja tylko zbieram.

Ale to zobowiązanie wobec was, czy prawdy? Najpierw ludzie. Kiedyś wyczytałem zapamiętałem maksymę - "tyle prawdy, ile miłości", tzn. żeby nie zniszczyć kogoś aplikując mu prawdę, która go udławi, zabije. Sam się badam, czy mam wystarczająco miłości wobec ludzi i spraw, które opisuję. O tym też rozmawialiśmy w luźnej rozmowie przy kawie (z zachowaniem swoich stanowisk).

niedziela, 23 października 2011

O prawdzie i krzyżu (znów encyklika :-)


Jesteś odpowiedzialny za prawdę, która jest ci dana.

Jak jest nam dawana prawda i skąd mam wiedzieć, że prawda? Właśnie się nad tym zastanawiam. Podpowiedzi udzieli i będzie mnie prowadzić konkretna sytuacja. O różnych przypadkach konfliktów o krzyż w tzw. przestrzeni publicznej. Prawda i poczucie odpowiedzialności za nią splątane są w moim rozumieniu osoby i jej świata. Obym nie namieszał zbyt wiele wątków!

Krzyż ma dla mnie ogromne znaczenie, jest ciągłym wyzwaniem dla mojego rozumu. Konflikty o krzyż w różnych miejscach mają dla mnie znaczenie poboczne.
Pod krzyżem stajemy na każdej katechezie, na początek i na zakończenie. Nie planowałem tego, po prostu był krzyż w salach, w których rozpoczynałem tę misyjną pracę. Były to sale, sali przykościelne. W szkołach, do których przeszedłem z religią krzyż jakoś też był. Skupić się więc mogłem na katechezie, nie na walce o krzyż. Znam sytuacje ze szkoły w Miętnym i inne, mnie były odpuszczone.
Krzyże, które wiszą w wielu klasach w szkole w Strachówce, zrobił były uczeń. Jego siostra przyniosła jeden z nich do szkoły, spodobał się wszystkim, wychowawczyni poprosiła "o jeszcze". Zechciał, zrobił.

Krzyż jest dla mnie znakiem największego sensu. Kluczem do największego sensu. Bo chyba tylko dla uratowania największego sensu gotów byłbym oddać życie w cierpieniach. Chyba, tylko, tryb warunkowy - tak wielkie jest to wyzwanie. Krańcowe. Graniczne. Tym bardziej, że Jezus to zrobił w kwiecie wieku.
Znak krzyża, przedmiot, konkret bardziej niż symbol zmusza mnie do takiego myślenia. Dziwię się, gdy ktoś w dyskusji mówi, że "to znak zwycięstwa"?! Symbole nie bolą.

Krzyże stawiane i zawieszane przez różnych ludzi w różnych miejscach mają dla mnie różne znaczenie. Tak różne, jak motywacje tych ludzi. I bardziej są znakiem ich intencji niż ceny życia w imię największych wartości.
Stawiane z osobistych motywacji dewaluują jego religijne znaczenie. Są narzucaniem prywatnych lub grupowych interesów wszystkim pozostałym. Dziwię się, że nie ma poważnej rozmowy i nabożeństw pogłębiających rozumienie tego problemu w parafiach. Odbieram to jako przyzwalania na zamęt w głowach. "A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza." Znękani, porzuceni, z zamętem w głowach wyładowują swoje emocje w happeningach religijno-politycznych.

Widząc rozentuzjazmowane tłumy konfliktami o krzyż, tu lub tam, cytuję sobie wiersze Norwida, jeden we fragmencie, drugi cały. Jakoś tak samo mi przychodzi.

1. "I nie ma grobów… oprócz w sercu lub w sumieniu,
I nie ma k r z y ż ó w… oprócz na zimnym kamieniu,
Albowiem k r z y ż j e s t ż y c i e już wiek dziewiętnasty"

2. Skoro usłyszysz, jak czerw gałąź wierci,
Piosenkę zanuć lub zadzwoń w tymbały;
Nie myśl, że formy gdzieś podojrzewały;
Nie myśl - o śmierci...

Przed-chrześcijański to i błogi sposób
Tworzenia sobie lekkich rekreacji,
Lecz ciężkiej wiary, że śmierć - tyka osób,
Nie sytuacji - -

A jednak ona, gdziekolwiek dotknęła,
Tło - nie istotę, co na tle - rozdarłszy,
Prócz chwili, w której wzięła, nic nie wzięła -
- Człek od niej starszy!"

Nie tam są krzyże, gdzie ktoś, lub tłum, chce je wieszać, stawiać, widzieć. Są w sercu, lub w sumieniu. Tam gdzie wiara i rozum. "Fides et ratio".
Chyba dobrze, że nie zachował się krzyż z Jerozolimy. Ależ mogłyby wojny o niego wybuchnąć.

Takie myśli o krzyżu zostały mi dane rano w niedzielę. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co otrzymujemy. Chociaż za ich opowiedzenie grozić nam może mniejszy lub większy krzyż. "Na zawsze jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś." (Antoine de Saint-Exupéry, "Mały Książę"). Ja czuję się odpowiedzialny na zawsze wobec Słowa, które stało się Ciałem. Takie wymagania stawia mi moja religia. Nie można milczeć z lęku, że cię źle osądzą.

Przed wyjazdem na mszę dochodzą do mnie inne fakty - język faktów ma dla mnie najmocniejszą wymowę. Fakty mówią i weryfikują różne poglądy i teorie. Fakty muszą układać się (do-pełniać) w jakąś CAŁOŚĆ. JEDNOŚĆ. Jak trudno znaleźć zrozumienie i entuzjazm dla niej. Z jakim trudem przychodzi namawiać "weź i przeczytaj". Własne dzieci nie rozumieją, jak to jest ważne. Grażyna z oporem bierze pocięte paski modlitwy powszechnej, "znów będę sterczała pod drzwiami i łapała dzieci".

Msza mnie zaskoczyła. Odprawiał jakiś misjonarz. Zrozumiałem, gdy nazwał XXX niedzielę zwykłą (nomenklatura kościelna), Niedzielą Misyjną. Mateusz.pl mi tego nie podpowiedział. Ksiądz proboszcz z kolei nie przedstawił gościa, za to spowodował mały zamęt z darami, bo jak się okazało po mszy, powiedział Andzrezjowi, żeby ich nie wynosił na stolik koło drzwi, czego ja nie mogłem wiedzieć, więc zły na Andrzeja, sam zaniosłem ampułki z wodą i winem, ale nie patenę, bo była już na kielichu na ołtarzu przykryta velum (kawałkiem prostokątnego materiału), bo przecież były wymienione w komentarzu, który sam w sobie tracił sens bez procesyjnego przemarszu dzieci od drzwi do ołtarza, co jest częścią katechezy liturgicznej, no i każda nie wyjaśniona dzieciom i ludziom zmiana źle robi z takim mozołem budowanej aktywnej postawy w liturgii, zwłaszcza w naszych ambitnie zamierzonych mszach szkolnych. Jak się zaraz po mszy pokazało, miałem rację, Darek się prawie popłakał, bo miał nieść patenę, której nie było. Eh! biednemu zawsze wiatr w oczy. Ciągle mamy w kościele sztywny podział na "my" i "wy" - i przez to, jak daleko nam do wspólnoty i zbiorowego odprawiania mszy niedzielnych.

Kaznodzieja mówił o różańcu. Że ma być modlitwą kontemplacyjną. Con-templum jest miodnym dla mnie pojęciem (jak miód na serce). Być współ-świątynią. Nie tylko z duchownymi i współ-świeckimi, ale z samym Bogiem. Co się wiąże nie tylko z współ-odczuwaniem, ale i współ-głoszeniem. Contemplata aliis tradere - dziel się owocami kontemplacji (dewiza dominikanów).

Wsłuchuję się i myślę "dlaczego jesteśmy tak przygnieceni sobą w Strachówce, nawet na mszy, że tak ciężko namówić kogoś do aktywnych zachowań w kościele?". Dlaczego nie jesteśmy uskrzydleni duchem (w szczególności Duchem Świętym)? Taka jest niestety prawda o nas i o naszych (rutynowych) mszach. Wystarczy się rozejrzeć.
"Bóg cię uskrzydli, jeśli ty tego chcesz" - słyszę od kaznodziei. To samo mówi misjonarz i ja. A czy, po zastanowieniu, można powiedzieć coś innego?
Czy identyfikujemy się (utożsamiamy) z kościołem i jego głową - Jezusem? JAKA JEST WIĘC NASZA TOŻSAMOŚĆ?
W kazaniu słyszę jeszcze słowa "kilometrowy pacierz" i szybko je zapisuję. Anegdoty i bon-moty przydają się na katechezach. Słucham aktywnie. Jestem katechetą w klasie, w kościele, w domu (przed komputerem), wszędzie. Zaraz potem był akapit z pomysłami na modlitwę w rodzinie - nie może być nudna i monotonna. Trzeba szukać różnego obrazowania, ciekawych szat i form językowych. Urozmaicenia przychodzą wraz z racjonalnością wiary. Wiara nie-rozumna nie szuka, nie uzupełnia oliwy w lampie (religijności, katechezy, liturgii, duszpasterstwa...).

"To czyńcie na moją pamiątkę" - zastrzeliło mnie dzisiaj. No właśnie tego chcę i natrafiam na opór i niezrozumienie innych. Jakby zabrakło w tej wypowiedzi Jezusa w dramatycznych okolicznościach paru słów "kto ma to czynić". I tak przez wieki się utrwaliło, że "oni". "My" kiedyś mieliśmy mszy słuchać, potem na niej być. Nie przebiło się - jak dotąd - soborowe wezwanie do "zbiorowego odprawiania".

Kiedy o tym myślę, lepiej rozumem poranny zapis o odpowiedzialności za prawdę, która jest nam dawana. Prawda dana mi na mszy sięga nieprawdopodobnie głęboko.
Panie - co mamy czynić na Twoją pamiątkę? Odprawiać, słuchać, czy tylko być na mszach odprawianych przez kapłanów? A może siadać przy stole z przyjaciółmi i przechodniami i do prostego posiłku dołożyć czytanie Ewangelii i rozmowę o Jezusie z Nazaretu, ewentualnie umywanie nóg?

"Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem". Czy tylko mamy naśladować niektóre Twoje polecenia, czy wszystkie traktować tak samo? Czy krzyż jest dla wszystkich na ramiona, a eucharystia tylko w ręce niektórych? Dlaczego w Twojej wspólnocie tak mocno zaznaczył się podział na "my", "wy", "oni"?
Nie przybiję tych pytań jak sławnych postulatów na drzwiach kościoła. Ja tylko chcę rozmawiać z tymi, którzy są chyba "my" w polskim kościele. Ja jestem chyba "wy".
Pomarzę sobie, że Twoje wezwanie rozchodzi się i jest jak fraktale. Że każdy z nas jest igiełką w tej pięknej choince.

Oto, do czego prowadzi intelektualna miłość do człowieka, świata i Boga. Bez uprzedzeń i schematów. Dzielę się nią z radością, ba, z entuzjazmem z Lucy, Lincoln, Ne, czyli z całym światem :)

PS.
U nas jednak dominuje nie intelektualna (wiara połączona z rozumem, co w pewien sposób jest koherentne z tezą Karla Rahnera, że "albo chrześcijaństwo XXI wieku będzie mistyczne, albo go nie będzie"), ale obrazkowa wersja religii i spraw duchowych - bajeczny raj, równie malarskie piekło, skrzydlate anioły itd.

A modlitwy liturgiczne są takie mądre - dziwne więc rozdźwięki są wpisane prawie na stałe w naszą wiarę, a może raczej religijność. Oto dzisiejsza modlitwa (z mszału) po komunii - "Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament dokona w nas tego, co oznacza, + abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem, * którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina. Który żyje i króluje na wieki wieków".
W mszale są znaczki, pomagające celebransom czytać ze zrozumieniem, ale nikt nie dba o rozumienie tzw. ludu. Według mnie bierze się to z bardzo zakorzenionego w naszym polskim kościele podziale na "my" (duchowni, konsekrowani do tych zajęć) i "wy" (świeccy, owszem, w większości z sakramentem małżeństwa, ale to jakby - nie wiadomo dlaczego - zupełnie co innego). Sięgam więc głęboko - w rozumienie sakramentów i obrzędów.

sobota, 22 października 2011

O fenomenologii w katechezie

"Może jednym ze sposobów mogłaby być bardziej fenomenologiczna niż tradycyjnie-katechizmowa katecheza? Puk, puk - z kim mógłbym o tym porozmawiać? Antropologiczno-teologiczna. Z pełną wiarą w Boga i Człowieka. W Jezusa, Boga-Człowieka!"

Dobrze, Mizin, że to wyciągnąłeś. Łatwo czasem coś napisać, trudniej się usprawiedliwić, wyjaśniając.
Po pierwsze, jak się pewnie domyślasz, to moja terminologia. Nie jestem teoretykiem katechetyki. Jestem praktykiem, uprawiam ją 30 lat. To bardziej decyzja Opatrzności, niż mój wybór. Zostałem wzięty z ulicy, z dyplomem filozofii, z 3-rokiem na zaocznej teologii (zaliczono mi dwa pierwsze), z legitymacją Solidarności (RI), nie po katechetyce. Ja tylko odpowiedziałem "tak" na zaproszenie księdza proboszcza (kościoła).
Co do pewnych uogólnień na temat katechezy, liczę na waszą weryfikację, bo pewnie większość ma jakieś własne doświadczenia. Paradoksalnie wy, moi - że tak pardon powiem - uczniowie bardziej możecie mnie obronić, jako katechetę, niż moi przełożeni.

Tradycyjnie-katechizmową nazywam taką, jaką sam otrzymałem w latach szkolnych, oraz wszystkie programy i podręczniki, z jakimi się zapoznałem. Nie jestem już bibliograficznie na bieżąco.
Katechezą fenomenologiczną (z pewnym zrównoważeniem antropologii i teologi) nazywam katechezę bardziej opartą na przeżywaniu obecności Emmanuela i Jego spraw - Boga z nami i wśród nas, niż na treściach programowo-podręcznikowych. Treści te mają się znaleźć (wypłynąć) implicite w aktualizowaniu się każdorazowo religii w lekcji-katechezie, nie odwrotnie. Aktualizowanie się religii znaczy dla mnie świadomie przeżywany akt relacji (więzi osobowej) z transcendentnym Bogiem. Dlatego bardziej bym zaliczył katechetykę do szeroko rozumianej liturgiki, niż nauk pedagogicznych. Nakładam sobie obowiązek - "daj przeżyć (doświadczyć) tego, czego nauczasz" (takie katechetyczne wyzwolenie z ograniczeń Haisenberga, że poznajemy albo położenie, albo pęd :-).

Emmanuel - Bóg jest z nami na katechezie (lekcjach religii), bo:
1) - Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: "Bóg z nami".
2) - "Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata"
3) - "A gdzie dwóch albo trzech zbierze się w imię moje, tam Ja jestem pośród nich."
4) - Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy.

Gdybym w to nie wierzył (w Jezusa, Boga-Człowieka, Emmanuela), moja noga więcej nie postałaby w salach i salkach katechetycznych. Bo po co, nie mam zamiaru nikogo indoktrynować. A skoro dzieje się tak wielka rzecz (sprawa) w naszym świecie i życiu, Emmanuel, to ja chcę jej (Jemu) asystować. Życie - niepowtarzalne i jednorazowe - biorę bardzo radykalnie. A skoro Bóg (i filozofia) dają nam metodę, aby tę tajemnicę przeżywać i przekazywać dalej, to właśnie staram się tak robić od 30 lat. Dlatego z tak ogromną radością i zdziwieniem traktuję znalezione całkiem niedawno słowa Jana Pawła II o fenomenologii (z wielkim niedowierzaniem, że on to powiedział!):
"Fenomenologia jest przede wszystkim stylem myślenia oraz sposobem intelektualnego podejścia do rzeczywistości, który pragnie uchwycić jej cechy istotowe i konstytutywne, unikając uprzedzeń i schematów. Chciałbym powiedzieć, że jest to niejako postawa miłości intelektualnej do człowieka i świata, a dla wierzącego, także do Boga" (który raz to cytuję?).

Czy ktoś mnie rozumie? Przez 30 lat musiałem się jakoś chować i ukrywać swoją słodką katechetyczną tajemnicę przed proboszczami i kurialnymi wizytatorami.
Jeśli te słowa nie staną się źródłem przemyśleń nad dzisiejszą katechezą, to zaprzepaścimy wielkie narzędzie i pomoc do wiary rozumnej. Biedny JPII, choć (i) błogosławiony, namęczył się bardzo, aby nam taką wiarę przybliżyć. Najpierw jako aktywny uczestnik SOBORU WATYKAŃSKIEGO II (podobno bardzo, co potwierdza - jak mówił Andrzej Madej - w zapiskach inny uczestnik Jacques Maritain), potem w encyklice "Fides et ratio" i jeszcze dwa lata przed śmiercią.

Mając metodę fenomenologiczną możemy lepiej katechizować (co nie znaczy, że mnie się udaje, przyjdą lepsi), bo odwołujemy się do całego człowieka (pomocne jest także NLP), jego wiary i rozumu, intelektu i miłości. Jest wszak powiedziane - "Będziesz miłował [i nauczał] Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem". Starając się z całych sił uchwycić cechy istotowe i konstytutywne nauczanego przedmiotu. Ten przedmiot może przyjść w różny sposób, nie tylko z podręcznika, ale z oczu dziecka, zdenerwowania nauczyciela, z zastanych zapisków i materiałów z innej lekcji, innej klasy. Cała rzeczywistość na katechezie ożywa. Mówi "zauważ mnie, posłuchaj, nie zasłoń sobą i swoim planem lekcji". "Przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie"(CKN). Staramy się unikać uprzedzeń i schematów. W ścisłych programach i podręcznikach trudno ich uniknąć.

W tej metodzie rzeczywistość duchowa niejako dyktuje samą siebie (to, co mamy mówić, robić, nauczać). Eh! Proste to i trudne zarazem. Proste, bo stajemy się jakby wspólnotą nauczającego, nauczanych i nauczanej rzeczywistości duchowej. Trudne, ze względu na tłum sceptyków i niedowiarków jaki nas otacza w czasie i przestrzeni. Błogosławiony Janie Pawle II ratuj!

PS.
Z kim mógłbym o tym porozmawiać? Dzięki Mizin. Tylko ty się odezwałeś.