wtorek, 14 stycznia 2014

Dialog, jednanie, transcendencja

- o prawdę i wspólnotę w Strachówce -


"Dialog stanowi centralny i niezbędny 
element każdej etycznej myśli ludzkiej,  
kimkolwiek by ci ludzie nie byli. 
Widziany jako wymiana,  
 jako możliwe (...) porozumiewanie się  
 pomiędzy sobą istot ludzkich,  
 jest on w rzeczywistości  
wspólnym poszukiwaniem”  
 (JPII, Orędzie na Dzień Pokoju'83)

Wizyta biskupa w tzw. wspólnocie lokalnej, wizytacja kanoniczna w parafii, są wyjątkowo serio zaproszeniem do takich rozmów i długich dyskusji, jak w tytule. Zgoda, że niełatwych, uwzględniając naszą historyczną sytuację, która ukształtowała i nadal kształtuje naszą mentalność. U nas się nie rozmawia. Nie publicznie, nie na takie serio temat. Nie mamy nawyków, umiejętności, wiedzy... Czy także nie mamy potrzeby?

Jestem inny. Mam taką potrzebę. Należy do najważniejszych, przez całe 60-letnie życie, z czego 32 lata w posłudze katechety Kościoła Katolickiego.
Czekałem na tę wizytę, przeżywałem ją przed terminem, w trakcie i po. Fakty są językiem, który znaczy (i mówi) najwięcej. Mówi się, że Bóg przemawia faktami.

W ostatni piątek Bóg przemówił do mnie dwoma faktami: obecnością, o randze nawiedzenia, biskupa w parafii, szkole i gminie, oraz sakramentem Ducha Świętego (bierzmowania), udzielonym naszym dorastającym dzieciom, strachowskiej młodzieży (także młodzieży z parafii w Trawach).

Za mojej pamięci była to pierwsza wizyta biskupa w szkole. Może pierwsza w ogóle?Trzecia – w budynku Urzędu Gminy. W parafii – wielo-wielokrotna (od 1951) :-)
Przed laty zazdrościłem sąsiadom z Łochowa, że ich szkołę w podobnych sytuacjach nawiedza biskup Pacyfik Dydycz. Te sytuacje są wielkim zaproszeniem do myślenia. Kim jesteśmy? Skąd nasz ród? Kim jest biskup? Czym jest szkoła, kościół, wspólnota prawdziwa, czym zapisy ustawowe o gminie i systemie oświaty, czym kultura, w której żyjemy, wychowuje, którą kształtujemy naszymi czynami, poglądami, życiem, historią (najnowszą included).

Nie mam złudzeń, że będzie inaczej, niż przez ostatnich wiele lat i zaczniemy rozmawiać. Chyba, że ktoś ważny w naszej tzw. wspólnocie lokalnej, kto wziął na bary odpowiedzialność za jej rozwój i wzrost, zorganizuje, zaprosi na jakieś spotkanie plenarne, debatę publiczną, konferencję popularno-naukową, Dziedziniec Dialogu... Cuda są możliwe. Ja swoją pracę, wynikającą z powołania, wykonam, jak umiem najlepiej.
    Dlaczego nie poszedłem na obiad z ks. biskupem na plebanii, pomimo zaproszenia? Miałem zamiar napisać tylko o tym. Należy się wszystkim wyjaśnienie. Wyszło dużo więcej. Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie. Jesteśmy złączeni ziemią, językiem i kulturą, wiarą, rozumem... Moje sprawy nie są tylko moje. Wasze – tylko wasze.

    Okoliczności mojego/naszego życia stworzyły inny kontekst oczekiwania na przyjazd biskupa, niż przed laty. Dawniej czekanie wiązało się tylko z aspektem religijnym (i gospodarskim). Bywało, witałem biskupów jako katecheta, wójt, ojciec dużej rodziny, świadek czasów... Pierwsze witanie zapamiętałem najbardziej. Musiałem przemyśleć, kim jest dla mnie biskup przyjeżdżający do mojej parafii. Odpowiedź znalazłem/zobaczyłem taką: nie spada z księżyca, ani ze szczytu hierarchii. Zobaczyłem się w tłumie czekających przed kościołem, w kościele (parafia w Legionowie była b. duża). Zgromadził nas przyjazd biskupa (Kazimierza Romaniuka). Zobaczyłem w nim kamień spajający budowlę.
W Strachówce kiedyś zobaczyłem w biskupie Stanisławie człowieka przebranego w historyczne szaty, na jakąś modłę do odczytania. Powiedziałem Mu to, uśmiechnął się ze zrozumieniem, jestem Mu za to wdzięczny dożywotnio.
Jak patrzyliśmy dzisiaj (w piątek) na arcybiskupa naszego aktualnego Henryka Hosera? „Za kogo ludzie Mnie uważają?” - pytanie Jezusa powraca i powracać będzie w nieskończoność. Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma wiary – nie ma kościoła. Nie ma wspólnoty. Nie ma osoby homo sapiens (i h. religiosus).
Moje malutkie pytanie dołączę – dlaczego zostałem, powołano mnie, katechetą? Dlaczego wytrzymałem 32 lata? Dlaczego odchodzę?

Dlaczego nie poszedłem na obiad z biskupem? Chyba odpowiedź jest prostsza niż myślę, albo niż myśli ktokolwiek. Bo nie miałem nadziei na dotknięcie tego, co jest dla mnie (dla wielu) najważniejsze w życiu społeczno-publiczno-religijnym naszej tzw. wspólnoty loaklnej 2014. Nie porusza się takich spraw na uroczystych obiadach. Zakładałem, że będą na nim wszystkie ważne osoby publiczne w życiu tzw. wspólnoty lokalnej: Wójt, Przewodnicząca Rady Gminy, Dyrektorka Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, liderka opozycji szkolnej i gminnej Krystyna, i inne, które zaprosił gospodarz, Ksiądz Proboszcz.

Długo zmagałem się, wręcz biłem z myślami. Raz na tak, to znów na nie. Nigdy bym nie pomyślał wcześniej, że dojdzie do takiej sytuacji, że odmówię (nie skorzystam) zaproszeniu. To jest bardzo przykre, bardzo trudne. Przecież całe życie byłem w sercu kościoła, kościelnych wspólnot, w bardzo dobrych relacjach z księżmi, nigdy z żadnym nieskłócony. Ile razy już powtarzałem, że tego, co się dzieje od wielu lat w Strachówce pojąć (do końca) nie mogę.

Rozważając po sto razy wszelkie „za” i „przeciw” brałem pod uwagę nie siebie głównie, ale dobro wspólne, w tym szkołę i jej dyrektorkę, w zaszczytnym gronie. Nie mogłem dopuścić, żeby moja prywatna osoby zaburzyła spokój, wpłynęła na klimat. A przecież siedziałbym tam, i musiał głośno – przedstawiając się - wyznać, że jestem oskarżony nie tylko o skonfliktowanie CAŁEJ gminy, ale nazywany bywam „siewca nienawiści”, „zdrajcą dzieci rocznicowych i komunijnych”..., a nawet, gdybym tego wszystkiego nie wymieniał, to musiałbym powiedzieć, że jestem tym, na którego wysyłają skargi do Kurii Biskupiej i Kuratora i Prokuratora i Bóg wie, gdzie jeszcze. Nie tym jest posiłek przy wspólnym stole, w braterskiej wspólnocie. Zresztą, tłumaczyłem sobie, to zaproszenie od księdza proboszcza, od księdza biskupa odrzucić bym nie mógł. I było to zaproszenie przede wszystkim ”na uroczystą Mszę Świętą celebrowaną przez JE Ks. Abpa”, na której oczywiście byłem. „Na obiad” – jakby dodatkiem. Fakt, że jestem na długim zwolnieniu z nadzieją, że nie wrócę wcale, też był znieczulający.

Post factum dowiedziałem się, że liderki opozycji też nie było, co mocno mnie zdziwiło, zwłaszcza, że za parę godzin miała wraz z mężem (mąż wraz z żoną) prosić abpa o dary Ducha Świętego dla naszej młodzieży (z Traw też), naszych dzieci, wielu naszych wspólnych byłych uczniów. Wszystko musi być jasno powiedziane, żeby można było nas leczyć. Może znalazła inną okazję, by się przedstawić jako autorka listu ze skargą do Wszystkich Ważnych, że jest prześladowana w szkole przez dyrektorkę i jej męża-katechetę. Wszystko „to” jest wszystkim wiadomym. Dziwne, gdybyśmy o to nie pytali, o tym nie rozmawiali w szkole, gminie, parafii (legalizując fałsz). To, co ciemne, zakryte, to, co złe i nienazwane, nie uzdrowione może truć w nieskończoność. Przemilczane – ropieje. Poznamy prawdę? - a prawda nas wyzwoli. Nas? Nie tylko w Strachówce. Takie sprawy mogą dziać się na każdym polskim podwórku. Jeśli my będziemy milczeć, kamienie wołać będą.

Nie, nie kwestionuję ważności i solemności prośby o bierzmowanie. Lider/liderzy opozycji zajmują bardzo ważne miejsce w każdej demokracji. Autorzy skarg (do „góry”), donosów i anonimów – nie. Jednak slalom wokół problemów nie rozwiązuje ich. Dobry slalomista nawet nie dotknie tyczki na stoku. Mam inne podejście do wspólnych spraw. W moim rozumieniu demokracji i dobra wspólnego trzeba je poruszyć, i to w miarę dogłębnie. Nie musimy się zgadzać. Nie trzeba, nawet w kościele, mieć takich samych poglądów na życie w świecie współczesnym, ale jakiś konsensus musi być wypracowany. Inaczej może przyjść jeszcze więcej konfliktów, podziałów, a nawet zgorszeń.

Tak mnie życie prowadziło po stoku, że miałem okazję zajmować jasne stanowisko wobec problemów w każdym miejscu i czasie: wolności Ojczyzny (3 Maja 1981), w kościele (32 lata katechezy), w tworzącej się samorządnej gminie i samorządności w Polsce (I Kadencja 1990-94). Jestem świadkiem naocznym ostatnich 36 lat wielkiej Historii współczesnej. Jestem także położnikiem i chrzestnym Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Kocham jej program, sztandar i hymn. „Jak być człowiek, prawdy szukać w sobie,jak kochać Boga, swoją pieśnią nam podpowiedz”.

Wszystko prawie z życia publicznego i osobistego mam, ze szczegółami, opisane i opublikowane. Nie wstydzę się swojego życia, jestem za nie wdzięczny Bogu i Opatrzności. Mówię więc nie tylko w imieniu „dzisiaj”, ale i „wczoraj” i „jutra”. Wierząc w rozmowę, może pośmiertną, ze swoimi współczesnymi, spytam retorycznie tylko o wymiar oświaty i wychowania, jak długo dobra szkoła RzN ma potykać się i dźwigać ciężar wewnętrznej opozycji? To jest toksyczna sytuacja. Zakulisowe rozgrywki, listy, anonimy... zabijają jedność.

Nienawidzić nie potrafię” (Wierszyki,1978?), nawet w tej sytuacji, a znaleźli się i tacy, którzy zniszczyli mojego bloga, włóczyli po prokuraturze i straszyli nas odebraniem domu, w którym mieszkamy! Nie potrafię, z urodzenia i wychowania. Chcę rozmawiać. Chcę zrozumieć inaczej myślących. Nigdy nie blokowałem nikogo z imieniem i obliczem na poczcie internetowej, blogu, Facebooku... Podejmę każdą (poważną) debatę o pamięci i tożsamości naszej tzw. wspólnoty lokalnej.

Jesteśmy wolnym krajem. Wolność nie spadła nam z nieba, ani z księżyca. Nie otrzymaliśmy jej bez bólu. Mamy demokrację. Każdy z nas jest ważny. Każdy może wnieść skarb w życie wspólnoty. Może! Przymusu nie ma. Bez dialogu nie poznamy, nie odkryjemy prawdy. Ani wspólnoty. Powtarzam się. Powtarzać będę, dopokąd...

Wiem, wiedziałem, że za tą razą, za tym razem, nie ma jeszcze możliwości na dyskusję o nas. Nie ma wzoru, procedur, protokołu... jesteśmy bardzo młodym krajem, prawie niemowlakiem czasu wolności. Franciszka w Rzymie też mamy od niedawna. Czekać, zwlekać jednak nie możemy. Historia podarowała nam już 25 lat! I uczy, że to bardzo dużo, jak na naukę.

I cóż, że mało nas, mało nas do pieczenia chleba (norwidowskiego).
Może obecność (nawiedzenie) biskupa jednej wspólnoty w trzech miejscach, obecność nawiedzająca następcy Apostołów, przełamie opory wśród nas i wskaże drogę współpracy pełnej, soczystej, owocnej. Wszystko zaczyna się od pojęcia, słowa, mądrości koncepcji, dialogu... Ale na początku jest wola, musi być. Dobra wola. Nikt za nas, nawet o największym autorytecie, nie rozwiąże naszych problemów. Bardzo może pomóc.

Czy Rzeczpospolita Norwidowska tego się od nas nie domaga? Nie oczekuje? Czy historia Sobieskich Józefa i Hilarii, ich praojca-pradziada Jana III, ich prawnuczka Cypriana Norwida... tego nie podpowiada? Nie daje znaków i narzędzi? Byśmy zaczęli świadomą, w pocie swego czoła, pracę nad polskim kształtem dialogu 2014? W XXV-lecie odzyskania po raz trzeci wolności. Może stworzymy wspólnie okazję, by biskup mógł do nas ponownie przyjechać. Tym razem na nasze wspólne zaproszenie. Z pomocą naszemu dialogowi. I Wojewodę, Starostę, Ministra... Każdego, kto będzie chciał nam służyć swoją mądrością i posługą jednania. Dialog, jednanie, transcendencja.

Trzeba trochę odwagi, żeby nie tylko samodzielnie myśleć, ale szczególnie dzielić się myśleniem. Możemy wszakże liczyć na pomoc, która może nadejść z każdej strony. Z osobistej modlitwy, zamyślenia, ale i ze świata, poprzez Internet. Tak podziałała na mnie dzisiaj m.in. konferencja prasowa nowego kardynała z Quebecu. Nie jakaś konkretna wypowiedź. Całość, klimat. Czułem się jednym z grona rozmówców - o wszystkim, co piszę tutaj, mógłbym z nimi rozmawiać. Na Haiti już też. Jesteśmy globalnym Kościołem. Jezusowym/Apostolskim od 2 tysięcy lat, soborowym od pięćdziesięciu, Franciszkowym - od marca 2013.

2 komentarze:

  1. "He warned against religious life being engaged as a means of escape from a "difficult and complex world." He emphasized the need for dialogue in several spots in his conversation and he issued a stern condemnation of the kind of hypocrisy -- thinking one thing but saying another to get ahead -- "that is the result of clericalism, which is one of the worst evils." http://ncronline.org/news/vatican/editorial-francis-advice-good-church

    OdpowiedzUsuń
  2. "In our top-down hierarchical church, the concept of the sensus fidelium has been pretty much a dead letter since the Second Vatican Council. Usually Rome talks and we listen. But now he wants to hear from us. Thank you." (http://ncronline.org/blogs/parish-diary/pope-francis-should-consider-churchs-outdated-annulment-process)

    OdpowiedzUsuń