-
o prawdę i wspólnotę w Strachówce -
"Dialog
stanowi centralny i niezbędny
element
każdej etycznej myśli ludzkiej,
kimkolwiek
by ci ludzie nie byli.
Widziany
jako wymiana,
jako
możliwe (...) porozumiewanie się
pomiędzy
sobą istot ludzkich,
jest
on w rzeczywistości
wspólnym
poszukiwaniem”
(JPII,
Orędzie na Dzień Pokoju'83)
Wizyta biskupa w tzw. wspólnocie lokalnej, wizytacja kanoniczna w parafii, są wyjątkowo serio zaproszeniem do takich rozmów i długich dyskusji, jak w tytule. Zgoda, że niełatwych, uwzględniając naszą historyczną sytuację, która ukształtowała i nadal kształtuje naszą mentalność. U nas się nie rozmawia. Nie publicznie, nie na takie serio temat. Nie mamy nawyków, umiejętności, wiedzy... Czy także nie mamy potrzeby?
Jestem
inny. Mam taką potrzebę. Należy do najważniejszych, przez całe
60-letnie życie, z czego 32 lata w posłudze katechety Kościoła
Katolickiego.
Czekałem
na tę wizytę, przeżywałem ją przed terminem, w trakcie i po.
Fakty są językiem, który znaczy (i mówi) najwięcej. Mówi się,
że Bóg przemawia faktami.
W
ostatni piątek Bóg przemówił do mnie dwoma faktami: obecnością,
o randze nawiedzenia, biskupa w parafii, szkole i gminie, oraz
sakramentem Ducha Świętego (bierzmowania), udzielonym naszym
dorastającym dzieciom, strachowskiej młodzieży (także młodzieży
z parafii w Trawach).
Za
mojej pamięci była to pierwsza wizyta biskupa w szkole. Może
pierwsza w ogóle?Trzecia – w budynku Urzędu Gminy. W parafii –
wielo-wielokrotna (od 1951) :-)
Przed
laty zazdrościłem sąsiadom z Łochowa, że ich szkołę w
podobnych sytuacjach nawiedza biskup Pacyfik Dydycz. Te sytuacje są
wielkim zaproszeniem do myślenia. Kim jesteśmy? Skąd nasz ród?
Kim jest biskup? Czym jest szkoła, kościół, wspólnota prawdziwa,
czym zapisy ustawowe o gminie i systemie oświaty, czym kultura, w
której żyjemy, wychowuje, którą kształtujemy naszymi czynami,
poglądami, życiem, historią (najnowszą included).
Nie
mam złudzeń, że będzie inaczej, niż przez ostatnich wiele lat i
zaczniemy rozmawiać. Chyba, że ktoś ważny w naszej tzw.
wspólnocie lokalnej, kto wziął na bary odpowiedzialność za jej
rozwój i wzrost, zorganizuje, zaprosi na jakieś spotkanie plenarne,
debatę publiczną, konferencję popularno-naukową, Dziedziniec
Dialogu... Cuda są możliwe. Ja swoją pracę, wynikającą z
powołania, wykonam, jak umiem najlepiej.
Dlaczego
nie poszedłem na obiad z ks. biskupem na plebanii, pomimo
zaproszenia? Miałem zamiar napisać tylko o tym. Należy się
wszystkim wyjaśnienie. Wyszło dużo więcej. Nikt nie żyje i nie
umiera dla siebie. Jesteśmy złączeni ziemią, językiem i
kulturą, wiarą, rozumem... Moje sprawy nie są tylko moje. Wasze –
tylko wasze.
Okoliczności
mojego/naszego życia stworzyły inny kontekst oczekiwania na
przyjazd biskupa, niż przed laty. Dawniej czekanie wiązało się
tylko z aspektem religijnym (i gospodarskim). Bywało, witałem
biskupów jako katecheta, wójt, ojciec dużej rodziny, świadek
czasów... Pierwsze witanie zapamiętałem najbardziej. Musiałem
przemyśleć, kim jest dla mnie biskup przyjeżdżający do mojej
parafii. Odpowiedź znalazłem/zobaczyłem taką: nie spada z
księżyca, ani ze szczytu hierarchii. Zobaczyłem się w tłumie
czekających przed kościołem, w kościele (parafia w Legionowie
była b. duża). Zgromadził nas przyjazd biskupa (Kazimierza
Romaniuka). Zobaczyłem w nim kamień spajający budowlę.
W
Strachówce kiedyś zobaczyłem w biskupie Stanisławie człowieka przebranego w historyczne szaty, na jakąś modłę do odczytania.
Powiedziałem Mu to, uśmiechnął się ze zrozumieniem, jestem Mu za
to wdzięczny dożywotnio.
Jak
patrzyliśmy dzisiaj (w piątek) na arcybiskupa naszego aktualnego
Henryka Hosera? „Za kogo ludzie Mnie uważają?” - pytanie Jezusa
powraca i powracać będzie w nieskończoność. Nie ma wiary bez
myślenia. Nie ma wiary – nie ma kościoła. Nie ma wspólnoty. Nie
ma osoby homo sapiens (i h. religiosus).
Moje
malutkie pytanie dołączę – dlaczego zostałem, powołano mnie,
katechetą? Dlaczego wytrzymałem 32 lata? Dlaczego odchodzę?
Dlaczego
nie poszedłem na obiad z biskupem? Chyba odpowiedź jest prostsza
niż myślę, albo niż myśli ktokolwiek. Bo nie miałem nadziei na
dotknięcie tego, co jest dla mnie (dla wielu) najważniejsze w życiu
społeczno-publiczno-religijnym naszej tzw. wspólnoty loaklnej 2014.
Nie porusza się takich spraw na uroczystych obiadach. Zakładałem,
że będą na nim wszystkie ważne osoby publiczne w życiu tzw.
wspólnoty lokalnej: Wójt, Przewodnicząca Rady Gminy, Dyrektorka
Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, liderka opozycji
szkolnej i gminnej Krystyna, i inne, które zaprosił gospodarz,
Ksiądz Proboszcz.
Długo
zmagałem się, wręcz biłem z myślami. Raz na tak, to znów na
nie. Nigdy bym nie pomyślał wcześniej, że dojdzie do takiej
sytuacji, że odmówię (nie skorzystam) zaproszeniu. To jest bardzo
przykre, bardzo trudne. Przecież całe życie byłem w sercu
kościoła, kościelnych wspólnot, w bardzo dobrych relacjach z
księżmi, nigdy z żadnym nieskłócony. Ile razy już powtarzałem,
że tego, co się dzieje od wielu lat w Strachówce pojąć (do
końca) nie mogę.
Rozważając
po sto razy wszelkie „za” i „przeciw” brałem pod uwagę nie
siebie głównie, ale dobro wspólne, w tym szkołę i jej
dyrektorkę, w zaszczytnym gronie. Nie mogłem dopuścić, żeby moja
prywatna osoby zaburzyła spokój, wpłynęła na klimat. A przecież
siedziałbym tam, i musiał głośno – przedstawiając się -
wyznać, że jestem oskarżony nie tylko o skonfliktowanie CAŁEJ
gminy, ale nazywany bywam „siewca nienawiści”, „zdrajcą
dzieci rocznicowych i komunijnych”..., a nawet, gdybym tego
wszystkiego nie wymieniał, to musiałbym powiedzieć, że jestem
tym, na którego wysyłają skargi do Kurii Biskupiej i Kuratora i
Prokuratora i Bóg wie, gdzie jeszcze. Nie tym jest posiłek przy
wspólnym stole, w braterskiej wspólnocie. Zresztą, tłumaczyłem
sobie, to zaproszenie od księdza proboszcza, od księdza biskupa
odrzucić bym nie mógł. I było to zaproszenie przede wszystkim ”na
uroczystą Mszę Świętą celebrowaną przez JE Ks. Abpa”, na
której oczywiście byłem. „Na obiad” – jakby dodatkiem. Fakt,
że jestem na długim zwolnieniu z nadzieją, że nie wrócę wcale,
też był znieczulający.
Post
factum dowiedziałem się, że liderki opozycji też nie było, co
mocno mnie zdziwiło, zwłaszcza, że za parę godzin miała wraz z
mężem (mąż wraz z żoną) prosić abpa o dary Ducha Świętego
dla naszej młodzieży (z Traw też), naszych dzieci, wielu naszych
wspólnych byłych uczniów. Wszystko musi być jasno powiedziane,
żeby można było nas leczyć. Może znalazła inną okazję, by się
przedstawić jako autorka listu ze skargą do Wszystkich Ważnych, że
jest prześladowana w szkole przez dyrektorkę i jej męża-katechetę.
Wszystko „to” jest wszystkim wiadomym. Dziwne, gdybyśmy o to nie
pytali, o tym nie rozmawiali w szkole, gminie, parafii (legalizując
fałsz). To, co ciemne, zakryte, to, co złe i nienazwane, nie
uzdrowione może truć w nieskończoność. Przemilczane – ropieje.
Poznamy prawdę? - a prawda nas wyzwoli. Nas? Nie tylko w Strachówce.
Takie sprawy mogą dziać się na każdym polskim podwórku. Jeśli
my będziemy milczeć, kamienie wołać będą.
Nie,
nie kwestionuję ważności i solemności prośby o bierzmowanie.
Lider/liderzy opozycji zajmują bardzo ważne miejsce w każdej
demokracji. Autorzy skarg (do „góry”), donosów i anonimów –
nie. Jednak slalom wokół problemów nie rozwiązuje ich. Dobry
slalomista nawet nie dotknie tyczki na stoku. Mam inne podejście do
wspólnych spraw. W moim rozumieniu demokracji i dobra wspólnego
trzeba je poruszyć, i to w miarę dogłębnie. Nie musimy się
zgadzać. Nie trzeba, nawet w kościele, mieć takich samych poglądów
na życie w świecie współczesnym, ale jakiś konsensus musi być
wypracowany. Inaczej może przyjść jeszcze więcej konfliktów,
podziałów, a nawet zgorszeń.
Tak
mnie życie prowadziło po stoku, że miałem okazję zajmować jasne
stanowisko wobec problemów w każdym miejscu i czasie: wolności
Ojczyzny (3 Maja 1981), w kościele (32 lata katechezy), w tworzącej
się samorządnej gminie i samorządności w Polsce (I Kadencja
1990-94). Jestem świadkiem naocznym ostatnich 36 lat wielkiej
Historii współczesnej. Jestem także położnikiem i chrzestnym
Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Kocham jej program, sztandar i hymn.
„Jak być człowiek, prawdy szukać w sobie,jak kochać Boga, swoją
pieśnią nam podpowiedz”.
Wszystko
prawie z życia publicznego i osobistego mam, ze szczegółami,
opisane i opublikowane. Nie wstydzę się swojego życia, jestem za
nie wdzięczny Bogu i Opatrzności. Mówię więc nie tylko w imieniu
„dzisiaj”, ale i „wczoraj” i „jutra”. Wierząc w rozmowę,
może pośmiertną, ze swoimi współczesnymi, spytam retorycznie
tylko o wymiar oświaty i wychowania, jak długo dobra szkoła RzN ma
potykać się i dźwigać ciężar wewnętrznej opozycji? To jest
toksyczna sytuacja. Zakulisowe rozgrywki, listy, anonimy... zabijają
jedność.
„Nienawidzić
nie potrafię” (Wierszyki,1978?),
nawet w tej sytuacji, a znaleźli się i tacy, którzy zniszczyli
mojego bloga, włóczyli po prokuraturze i straszyli nas odebraniem
domu, w którym mieszkamy! Nie potrafię, z urodzenia i wychowania.
Chcę rozmawiać. Chcę zrozumieć inaczej myślących. Nigdy nie
blokowałem nikogo z imieniem i obliczem na poczcie internetowej,
blogu, Facebooku... Podejmę każdą (poważną) debatę o pamięci i
tożsamości naszej tzw. wspólnoty lokalnej.
Jesteśmy
wolnym krajem. Wolność nie spadła nam z nieba, ani z księżyca.
Nie otrzymaliśmy jej bez bólu. Mamy demokrację. Każdy z nas jest
ważny. Każdy może wnieść skarb w życie wspólnoty. Może!
Przymusu nie ma. Bez dialogu nie poznamy, nie odkryjemy prawdy. Ani
wspólnoty. Powtarzam się. Powtarzać będę, dopokąd...
Wiem,
wiedziałem, że za tą razą, za tym razem, nie ma jeszcze
możliwości na dyskusję o nas. Nie ma wzoru, procedur, protokołu...
jesteśmy bardzo młodym krajem, prawie niemowlakiem czasu wolności.
Franciszka w Rzymie też mamy od niedawna. Czekać, zwlekać jednak
nie możemy. Historia podarowała nam już 25 lat! I uczy, że to
bardzo dużo, jak na naukę.
I
cóż, że mało nas, mało nas do pieczenia chleba (norwidowskiego).
Może
obecność (nawiedzenie) biskupa jednej wspólnoty w trzech
miejscach, obecność nawiedzająca następcy Apostołów, przełamie
opory wśród nas i wskaże drogę współpracy pełnej, soczystej,
owocnej. Wszystko zaczyna się od pojęcia, słowa, mądrości
koncepcji, dialogu... Ale na początku jest wola, musi być. Dobra
wola. Nikt za nas, nawet o największym autorytecie, nie rozwiąże
naszych problemów. Bardzo może pomóc.
Czy
Rzeczpospolita Norwidowska tego się od nas nie domaga? Nie oczekuje?
Czy historia Sobieskich Józefa i Hilarii, ich praojca-pradziada Jana
III, ich prawnuczka Cypriana Norwida... tego nie podpowiada? Nie daje
znaków i narzędzi? Byśmy zaczęli świadomą, w pocie swego czoła,
pracę nad polskim kształtem dialogu 2014? W XXV-lecie odzyskania po
raz trzeci wolności. Może stworzymy wspólnie okazję, by biskup
mógł do nas ponownie przyjechać. Tym razem na nasze wspólne
zaproszenie. Z pomocą naszemu dialogowi. I Wojewodę, Starostę,
Ministra... Każdego, kto będzie chciał nam służyć swoją
mądrością i posługą jednania. Dialog, jednanie, transcendencja.
Trzeba
trochę odwagi, żeby nie tylko samodzielnie myśleć, ale
szczególnie dzielić się myśleniem. Możemy wszakże liczyć na
pomoc, która może nadejść z każdej strony. Z osobistej modlitwy,
zamyślenia, ale i ze świata, poprzez Internet. Tak podziałała na
mnie dzisiaj m.in. konferencja prasowa nowego kardynała z Quebecu.
Nie jakaś konkretna wypowiedź. Całość, klimat. Czułem się
jednym z grona rozmówców - o wszystkim, co piszę tutaj, mógłbym z
nimi rozmawiać. Na Haiti już też. Jesteśmy globalnym Kościołem.
Jezusowym/Apostolskim od 2 tysięcy lat, soborowym od pięćdziesięciu,
Franciszkowym - od marca 2013.
"He warned against religious life being engaged as a means of escape from a "difficult and complex world." He emphasized the need for dialogue in several spots in his conversation and he issued a stern condemnation of the kind of hypocrisy -- thinking one thing but saying another to get ahead -- "that is the result of clericalism, which is one of the worst evils." http://ncronline.org/news/vatican/editorial-francis-advice-good-church
OdpowiedzUsuń"In our top-down hierarchical church, the concept of the sensus fidelium has been pretty much a dead letter since the Second Vatican Council. Usually Rome talks and we listen. But now he wants to hear from us. Thank you." (http://ncronline.org/blogs/parish-diary/pope-francis-should-consider-churchs-outdated-annulment-process)
OdpowiedzUsuń