wtorek, 29 lipca 2014

Z paru dni na Fb :-)



Pokaż mi swoje myślenie! Wybór. Zestaw. Przegląd! Niezbyt duży rozrzut tematów, nieprawdaż!

- Dzieci powyrastały. Cieszą! Niech ich Bóg prowadzi ♥

- Wiem, przekonałem się naocznie i namacalnie, że chyba tylko dziękczynienie wydobywa najwięcej prawdy z wszystkiego. Trudne bywa, ale muszę powtórzyć sobie właśnie teraz w sytuacji, której nigdy bym nie przypuścił do głowy (co muszę nazwać sekciarstwem)! Dziękczynienie to – zwłaszcza w rodzinie, w Kościele Domowym - jedyna poezja, personalizm, psychologia, genealogia i metafizyka :-)

- Reinterpretacja dziejów jakiej doświadczamy na własnej skórze i terenie jest nie do zniesienia. Dla innych, a i owszem, jest częścią ich planów kariery (samorządowej, politycznej...). Moja parafia, chyba w zgodzie z planami diecezji abp. Hosera buduje z pomocą donosów, anonimów i własnej teorii na Polskę XXI wieku. I co? Zbudują coś trwałego na tym? Gdyby im się udało, to 30 lat pracy, cudów itd. fiu przepadłoby z wiatrem. Ale w to nie uwierzę. Próżna jest ich wiara i starania, ale ile zła przyniosą!

- Dyskusja, która przewaliła się przez media i ambony kaznodziejów nie ma się tylko do aborcji i świętych zasad KEP. To tyczy dentysty, diabetologa... każdego. "Nie chciałbym chodzić do lekarza, który nie informuje mnie o wszystkim, co dotyczy mojej choroby. I manipuluje mną" - mówię z własnego doświadczenia. Podobnie chyba co do prawa pracy. Przegrywałem i tam, jako kierownik zakładu pracy. Co ma KEP do niego? To nie prawo kanoniczne. I każdy może błądzić, popełnić błąd w interpretacjach, stosowaniu... i to także nie jest materia do potępień na polu zbawienia.

- Moje zdanie o Solidarności dzisiaj jest takie - kruk krukowi oka nie wykole, nie ma wśród liderów świętych, świętszych i całkiem podłych, na ile znam. Etatyzm zaś obserwuję od bardzo dawna. Kto wskoczy na związkowy stołem siedzi w zaparte. Przeskakują też na parlamentarne. To nie są czasy idealistów. Nie można zaś było nie być idealistą wtedy (albo zabijaką?). Ci co teraz rządzą związkiem, zależą od rejonu i tego co się w nich dzieje, więc Śląsk na czele... ale to zwykłe ludzkie mechanizmy. Nie idealizuję Wałęsy, trwam jeno w ocenie tego w czym sam brałem jakiś mały udział. I nie idealizuję obecnych, przeciwnie, ich małość jeszcze bardziej skrzeczy. Prócz tego każdy ma jakieś zalety, talenty, zadania... Jestem, staram się być, cholernym realistą :-)

- Nasza radna/nauczycielka Krystyna to też, niestety, druga strona księżyca. Niestety, bo dużo robi, mogłaby wnieść dużo więcej, gdyby była szczera i nie aż tak zakamuflowana/tajna. Wtedy przyłączyłbym się do gratulacji dla niej i życzenia dobrych wyników wyborczych także ja. Ale jest głównie dla swoich, którzy mają informację tylko od niej. Tyle o niej wiesz, co zechce Ci powiedzieć. Bardzo przekonująco i z wdziękiem. Innych zablokuje, wyrzuci. Spytaj ją PUBLICZNIE o szkołę, o Rzeczpospolitą Norwidowską,o DyrKa, o katechetę... Ze sprawy tła zdjęć lub podobnych wątków zrobi prawdziwy dramat wyborczy. Sumienie (jej/ich grupowe?) ani drgnie. Cel uświęci środki. Podpisać mogę "siewca nienawiści, wywieziona na gnoju..." (epitety i podburzanie innych przeciwko nam właśnie za prowadzenie przez nas blogów!!!). Z nadzieją pozostaję i dziękuję (jawnie) Opatrzności za ostatnie 36/33/25 lat naszej gminy i Ojczyzny (Kościoła, Europy i świata całego :-) ) ♥

- Kiedy inni (nawet osoby tzw. publiczne: radni, nauczyciele...) udają dialog, trzeba szukać sposobów, by minimalizować skutki ich manipulacji :-( … I ja dziękuję radnej/nauczycielce Krystynie, że zechciała opublikować komentarze żony. Dialog (nie)publiczny przeciera sobie miejsce w naszej tzw. wspólnocie lokalnej. Na razie okrężną drogą, bo radna/nauczycielka boi się dyskusji wprost, jawnie, szczerze. Może kiedyś nastąpi normalność, że każdy będzie mógł dyskutować, komentować wprost z imieniem, obliczem bez "podpatrywań" u znajomych na Fb... i przyjaciół :-)

- STRATEGIA OBECNOŚCI” - Słusznie. Trzeba przemyśleć swoje bycie w świecie. To pytanie "jak być katolikiem" w 2014 postawił ks. prof. Andrzej Draguła w ostatnim felietonie w Więzi.

- „Niewierzący gromko domagają się dziś u nas, by katolicy szanowali ich system wartości i pozwolili im żyć po swojemu.” Myślę, że i my katolicy musimy zawalczyć o wolność do życia po swojemu? Że jest coś takiego, jak niepisane prawo/obyczaj... jako rusztowanie życia naszego codziennego w tzw. wspólnotach lokalnych, zwłaszcza wiejskich? Braterstwo w kościele parafialno-dekanalno-diecezjalnym? Żeby choć równouprawnione partnerstwo! Ten prąd myślenia będzie się - według mnie – nasilał.... a propos II Kongresu pt. "Dla społecznego panowania Chrystusa Króla" mam do powiedzenia tylko tyle - „Na początek, niech zapanuje nad nami, w naszych katolickich parafiach (społecznościach, mieszkańcach)! Na to mamy duży wpływ i my. Nic o nas, bez nas :-) „ … Co świadczy o niezwykłym umocowaniu i owocowaniu, naszej religijności w obyczaju codziennym. Wpływa na kulture tak, jak byśmy sobie życzyli i nie życzyli. Na mnie używa się "siewca nienawiści" (za dużo piszę, za dużo mnie w Internecie, jak mówią) co tez bez ewangelicznego kontekstu traci ostrze/toksynę [złorzeczenie].

- „Chciałem studiować coś, co mnie pasjonuje. Obserwowałem siebie, do czego mnie ciągnie, co mnie nakręca i co jest moim żywiołem. Wiem, że „wiara bez uczynków jest martwa”, więc zapisałem się na studia i zdobywam wiedzę, która pozwoli mi działać i przeżywać moją wiarę bardziej świadomie i odpowiedzialnie.) (studenci zielonogórskiego instytutu św. Edyty Stein „U Draguły” okr. moje, jk.) - Uważam, że tacy są przyszłością katolickiego społeczeństwa (wspólnot), zwłaszcza Kościoła Domowego (l.mn.)! ♥

- „Biskupi mają trudność, nie wszyscy znają wewnątrzkościelne przepisy o pedofilii...”. Taka sobie wiadomość z Watykanu. Ale nie chodzi tylko o reagowanie w sprawach pedofilii. Dla mnie kwestia jest tak szeroka, jak obecność księży w naszych instytucjach np. szkołach, innych organizacjach, do których maja wszelkie prawa, i do których ich gorąco zapraszamy. Nasze dawne Gminne Spotkania Oświatowe 1990-94 mogą być wzorem. Uczestniczyli w nich wszyscy nauczyciele szkół gminnych, wójt, radni, wszyscy okoliczni księża (w tym dziekan, proboszczowie). Czyli przykład jak samorząd gminny, kadra pedagogiczna i tzw. kościół instytucjonalny - skoro są katechetami i członkami Rad Pedagogicznych - mogą się poznawać, integrować, dzielić doświadczeniami, pomysłami, dyskutować o aktualnościach krajowych, światowych, spierać, świętować BN, Wielkanoc... wypracowywać elementy polityki oświatowej. Chodzi mi o styl, najzwyczajniejszy sposób uczestnictwa w życiu wspólnot, do których zostali posłani. Niepotrzebne byłyby wtedy akcje "walka o szkołę polską", "szkoła przyjazna rodzinie" itd. Normalność ma wielką moc. Jest marnowanym potencjałem Kościoła, narodu(?!), wspólnot lokalnych i większych. Kto ma pomysł na normalność?!

- „W 80 urodziny ks. Adama Bonieckiego... z modlitwą, wdzięcznością i dobrymi myślami, wspominając zeszłoroczne spotkanie w Pałacu Działyńskich w Poznaniu” (Ojciec Biskup, Dominikanin)... - Parafianie! Obudźcie się! Pobożność bez myślenia często przybliża się do zabobonu :-(
"...po kilkudziesięciu latach kapłaństwa został potraktowany jak sztubak? Jest jednak i taka możliwość, że Boniecki traktowany jest jako symbol formacji, która chce pozostać w Kościele, a zarazem nie chce rezygnować z prawa do dyskusji o jego kształcie. Jako człowiek odważny marianin mówi to, czego parafianie na głos nie powiedzą."

- Im dalej od JPII tym cięższe czasy dla tych, którzy mają odwagę myśleć i mieć swoje zdanie w polskim kościele :-(

- Co do wypowiedzi G.Brauna na KUL nie zmieniam zdania, bełkotliwa. Nie czuję się oszukany przez abp. J. Życińskiego i ks. Adama Bonieckiego. Ten drugi link jest poważniejszy w mowie. Dlaczego nie czuję się oszukany ani Bolkiem, ani Filozofem.... i wieloma innymi pseudonimami? Nie wiem, co pod tym, pod nimi się kryje. Spotykałem na drodze życia-prawdy-drogi wielu ludzi osobiście, w ich publikacjach naukowych, wypowiedziach medialnych, w tym kościelnych... J.Życińskiego jako filozofa przyrody, którą studiowałem. Adama Bonieckiego jako red. Osservatore Romano, do którego ściągnął go JPII. Udostępniał nam w Polsce całe nauczanie Papieża! Czytałem każdy numer od deski do deski. Dzisiaj badania niektórych historyków dotyczą/koncentrują się na innych sprawach. Każda rzetelna praca badawcza się obroni. Tak samo ludzkie życie. Nikt nie zrozumie siebie bez Chrystusa... mawiał św. JPII. I tyle. Spoko. Rewelacje wycinkowe nie zmienią mojego życia, moich lubianych autorów itd.itd. Żyłem w tamtych czasach, byłem ich częścią, dorastałem, studiowałem... byłem namawiany na współpracę z SB, odmawiano mi paszportu, przesłuchiwano, próbowana straszyć... Spoko... Świętując 80-tkę szczęśliwego kapłana, kapłaństwa... narodu, który widział cuda i żyje wolnością łatwiej uchwycić dziwny(?) normalny(?) mechanizm podziału Polski (pa równo państwowo-kościelnie?). Bo to/ci, którzy mnie/nam kojarzą się dobrze, z tamtą walką, im zupełnie przeciwnie z TW. Bolek, Filozof... to nie są różne odsłony tej samej sceny. To może być scena ta sama, bohaterowie, ogniwa, poziomy, tajemnice... Nikt nie zna człowieka bez Chrystusa (JPII)... Obu lubiłem i lubię. Ks. Boniecki był mi guru pracując w Osservatore Romano i pozostał (nie zmieniam, nie wyrzekam się przyjaciół). Ks. prof. później biskup imiennik Życiński bo myślący, znający i publikujący z zakresu filozofii przyrody itd. Podpisano /wdzięczny uczeń/ :-)

- W notatce „Stoły i ławy wspólnoty lokalnej” wpisałem post scriptum - „Mogę odwołać się do Gminnych Spotkań Oświatowych i niezliczonych Spotkań Domowych (w naszym ponadpokoleniowym Kościele Domowym i wokół niego). Są ławy, stoły, kapliczki, kaplice i kościoły we wspólnotach lokalnych. Marnujemy potencjały! To grzech! który spadnie na głowy mających władzę, pozycję, role, posługi. Wszyscy płacimy cenę za ich zaniedbania. Spróbowałem kiedyś założyć stronę o wspólnocie samorządowej. Tutaj są jej pierwociny :-)  To samo prawie w komentarzu - „Tak było. Gminne Spotkania Oświatowe, Spotkania Trzech Króli, Spotkania Domowe: religijne (nawet liturgie), towarzyskie, naturalne włączanie w nie lekarzy... Może ktoś podejmie kiedyś ten wzór na tzw. wspólnotę lokalną. Dzisiaj Grażyna obrabia dwa pola: szkoła i stowarzyszenie im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Prawda się nie ukrywa. Ci drudzy też mają wielkie możliwości. Otwartość nie ma konkurencji. Hodowle wsobne są szkodliwe :-) 2x BO ZBYT JEST WAŻNE!

- Chwała żyjącym jeszcze powstańcom 1944. Dlaczego nam nie chwała solidarnościowcom 1980/81? Dlaczego tamtych powstańców nie wolno już nazywać zaplutymi... a mnie wolno, w mojej gminie nazywać siewcą nienawiści, zdrajcą dzieci komunijnych i rocznicowych itp. Dlaczego można nawoływać, by moją żonę DyrKa Dumnej Szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej wywieźć na taczce gnoju...? Dlaczego liderka o takich poglądach jest równocześnie duchowym przewodnikiem w parafii? A to Polska właśnie 2014 i Kościół w Polsce. Na marginesie programów, filmów rocznicowych. Ta prawda nie mija we mnie. Pewnie z nią umrę. Wielka była we mnie, w nas wiara, rozumu, ideały – Solidarność 1980/81!.. Kiedy to zrozumiecie o! Wy, nasi nieprzyjaciele! Nawet sutanny Wam nie podpowiedzą, nie podpowiadają, że tutaj w Strachówce, w naszych dziejach, w Rzeczpospolitej Norwidowskiej macie/mamy do czynienia z tym, co takie proste! Że "U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie. (...) Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował, miłość nie jest już tylko ‘przykazaniem’, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi” (Benedykt XVI, "Deus caritas est"). PRZYSZEDŁ W TYM NIEZWYKŁYM CZASIE DLA POLSKI, KOŚCIOŁĄ, EUROPY I ŚWIATA CAŁEGO! O nierozumni! Jak długo (ś)cierpieć jeszcze Was mamy :-)

- „Rolnik, co nosa nigdy może nie wychylił poza własną wieś i pole. Kupiec, obieżyświat, którego nie łatwo było czymś nowym zachwycić. A jednak z niewytłumaczalną pasją poświęcają wszystko i ryzykują dla ukrytego skarbu i drogocennej perły. Pasja niesłychana. I niemożliwa, bez miłości Chrystusa, który pasjonuje się biedą człowieka. Dla niej, dla nędznej kondycji i losu człowieka, by nas wykupić na całą wieczność, On sam ogołocił siebie. Bóg, pasjonat człowieka – Christos philantropos.” (z konta ojca Biskupa, OP) … "W duszpasterstwie wszystko zaczyna się od rozumienia człowieka. Łaska musi być nabudowana na naturze" (ks. J.Tischner). Ba, gdybyż tak było w Polsce 2014!... "... podziały są także w Kościele, wśród wierzących... [jednak] świętowaliśmy 25-lecie odzyskania wolności i suwerenności Polski. Ważną rolę w polskich przemianach odegrał Jan Paweł II. - Świętując srebrny jubileusz naszej wolności, pamiętajmy o tych, którym życie nie szczędzi i dziś cierpień, ubóstwa, bezrobocia." (biskupi w Krakowie) - dopisuję 'marginalizowania w swoich tzw. wspólnotach lokalnych; gminach, parafiach... także ze względu na inne poglądy na najnowszą historię Polski!! Niestety. Słowa przeprosin w Krakowie nie wystarczą, niczego nie naprawiają z tego, czego doświadczamy tutaj w Strachówce!

- W świecie jest więcej dobra. Ale są też bardzo różne rzeczy (także światopoglądowe). Nie możemy się ich bać, panikować i chować pod dywan przez kościelne zakazy, nakazy i pisemne deklaracje. Jedyną obroną przed głupotą i zabobonem jest rozum. Nie ma wiary bez myślenia. Nie tylko na poziomie szkoły, szkolnej katechezy, ale także parafii i katechezy parafialnej. Nie musimy się lękać nad miarę, Non abbiate paura! Internet jest/może być bardziej wspólną płaszczyzną wymiany myśli i budowania wspólnot. Kiepsko jeszcze jest z tym. A prof. Wiktor Osiatyński posuwa się aż do stwierdzenia, żeby wycofać się z konkordatu.W takiej perspektywie jeszcze nikt się nie odważył... Przynajmniej ja nie czytałem. Coś jest na rzeczy. Non abbiate paura! Nie jestem przekonany, że dochodzi do klerykalizacji. Ale styk państwa i Kościoła w Polsce(!) uważam za pole do stałego subtelnego rozminowywania bez lęków z obu stron. Najlepiej od dołu samorządowego, postępującego, wprost proporcjonalne do częstotliwości kontaktów i występowania tematów zapalnych. Aggiornamento nieustanne!

- Tak pisał ks. Józef Tishner (i Jarosław Gowin o Tischnerze) - „Ks. prof. J.Tischner do Komisji KEP ds Duszpasterstwa "A to powiedział Komisji KEP ds Duszpasterstwa - "Walcząc z totalitaryzmem o własną wolność, o prawa człowieka i narodową suwerenność, Kościół nie zauważył, że bakcyl totalitaryzmu przeniknął do jego wnętrza. Piętno, jakie komunizm odcisnął na duszach katolików, objawia się niezdolnością do poświęceń, dwulicowością i chorobliwą podejrzliwością. Produktem komunizmu jest "człowiek zewnętrzny", zdeterminowany przez doczesne potrzeby, wydrążony duchowo, gotowy iść za podszeptem Wielkiego Inkwizytora, by zrzec się wolności i samoistności, przekazując odpowiedzialność za swoje życie instytucji. "Człowiek zewnętrzny", ta polska odmiana homo sovieticus, w swej ucieczce od wolności szuka często schronienia wewnątrz struktur kościelnych. Dotyczy to nie tylko laikatu, ale i duchownych. "Już dziś rysuje się niebezpieczeństwo rozziewu między poziomem deklaracji a poziomem praktyki. Zarazy systemu totalitarnego przenikają do kancelarii parafialnych, do sal katechetycznych, na ambony, a nawet do konfesjonałów. Nieufność, podejrzliwość i pogarda wystawiają wiernych na ciężkie próby cierpliwości. Biurokracja kościelna zaczyna konkurować z państwową. Doprawdy nie spotkałem w życiu człowieka, który stałby się ateistą po przeczytaniu Feuerbacha, ale spotykam coraz częściej takich, którzy odchodzą od Kościoła po spotkaniu z własnym proboszczem".
Odzyskanie wolności przez Polskę i Kościół pozwoliło w pełnym świetle ujrzeć balast narzucony polskiemu chrześcijaństwu przez totalitaryzm. "Hermeneutyka podejrzeń", resentyment, neomanichejskie wietrzenie zewsząd zdrady i wszechobecności grzechu obróciło się przeciwko niedawnym sprzymierzeńcom Kościoła - laickiej inteligencji, która w czasach komunizmu znalazła w nim azyl - oraz przeciwko "niepokornym" katolikom. Upragniona wolność przyjęta została przez znaczną część ludzi Kościoła jako "dar nieszczęsny": "Gdy mówimy o niebezpieczeństwach konsumpcjonizmu, obwiniamy wolność. Gdy wskazujemy na aborcję, obwiniamy wolność. Gdy szukamy źródeł pornografii, podejrzewamy wolność. (...) Powoli, niepostrzeżenie wina wolności staje się większa niż wina komunizmu". Lęk przed wolnością, niczym pasożyt niszczący duchową tkankę polskiego katolicyzmu, wpycha go w potrzask "religii politycznej", która chrześcijańskie ideały moralne gotowa jest narzucać przy pomocy instrumentów prawno-państwowych. Efektem "religii politycznej" okaże się jednak nie chrystianizacja polityki, ale upolitycznienie chrześcijaństwa, sprowadzenie go do rzędu ideologii, takich jak socjalizm czy liberalizm. Skutkiem ubocznym politycznego zaangażowania się instytucji kościelnej musiała zaś stać się erupcja antyklerykalizmu." 

- „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę”... Kto doświadczył dotknięcia Duchem Świętym, ten traktuje Boga jako największy skarb, którego szukał całe życie. WSZYSTKO jest gotowy oddać by utrzymać ten Skarb.... Ceną "posiadania" Jezusa jest oddanie swego "ja" Bogu i ludziom.” (z konta ks.
Tomasz Ludwicki SChr)... „Dziś kolejne słowo o Królestwie Bożym. Tym razem przyrównane do ziarnka gorczycy czy do zaczynu. Chodzę cały dzień z tym słowem. Bo to jakiś nowy wymiar Królestwa Bożego. Wczoraj było skarbem i perłą, a dzisiaj czymś co daje wzrost, przemienia. Na wieczornej Mszy św kiedy słuchałem je ponowne przyszła refleksja, że przecież ziarnko gorczycy potrzebuje gleby do wzrostu, a zaczyn dobrej mąki na chleb. To ja jestem tą glebą, tą mąką, a więc Królestwo Boże może zacząć się już we mnie. Powiedział przecież Jezus w innym miejscu: "Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest" Niepojęta to tajemnica bo łączy wymiar bycia osobowego z Jezusem w Jego Królestwie gdy przyjdzie czas, z pewnym wymiarem duchowym, jakiejś takiej relacji z Nim, a tym samym z drugim człowiekiem już tutaj na ziemi. I można by powiedzieć, że ten ziemski wymiar jest takim pomostem do Królestwa Niebieskiego” (z konta Jurka Storczyka). Też tak uważam, choć z Jurkiem wadzimy się prawie o wszystko na tym świecie. Więc jaką pobożną (lub pobożnościową) sektę chce wśród nas zaprowadzić/zapuścić nasz proboszcz Mieczysław, odmieniającą znaczenie całej 30 letniej historii, która jest jak ziarno jedno jedyne i skarb w roli? A on w dwa lata chciałby wszystko odwrócić ogonem! I inną ustalić podstawę naszego życia wspólnego, oczywiście mianując też nowych – przeciwnych nam we wszystkim – liderów. Bóg Prawdy Drogi i Życia na to nie pozwoli!

- Mam wrażenie, że jest moja „sprawa katechety z RzN” w diecezji, jak była „sprawa ks. Wojciecha Lemańskiego”, z wszelkimi zastrzeżeniami, analogicznie i proporcjonalnie. Konspektów do lekcji religii nie brakuje w Internecie. Bo jest wielu studentek i studentów, zaliczają, a potem z dyplomami stają się nauczycielami stażystami katechetycznymi. Ja mam za sobą 33 lata zrealizowanego powołania, w innych czasach (wojennych), do innych zadań (ewangelizacyjnych)... Mając pomoce wszelakie wystarczy dzisiaj je zrealizować i temat wpisać do dziennika. A i tak po 20/30 latach przyjdzie nowy proboszcz, z nowego rozdania? pokolenia? i Was wypędzi. A w tzw. wspólnocie lokalnej może przyjdzie lider/liderka, który/która dla własnej kariery rzuci na Was epitet "siewcy nienawiści", "zdrajcy dzieci komunijnych/rocznicowych"... Bo to Polska właśnie 2014 i nasz kościół. Jeśli katechetka/katecheta nie będą normalnym ogniwem i kamieniem prawie węgielnym wspólnoty parafialnej, nauczającej... I tak mi minęło 33 lata, aż nadeszła burza i zmiotła. Bez słowa błogosławieństwa na dalszą drogę do mety. Nie piszę na kogoś. Piszę na świadectwo, bo nie sposób żyć na próżno i uczyć miłości do Boga, Kościoła-wspólnoty i spraw ostatecznych. Piszę, bo jeszcze żyję z tą raną, która boli, piecze, krwawi... Człowiek jest drogą Kościoła, ale to nie dotarło jeszcze do mojego/naszych proboszczów, którzy chcą być alfą i omegą wszystkiego, co kościół ich parafialny stanowi :-(

- Boże! A normalność w Watykanie chodzi w czarnych ortopedycznych butach! Czemu normalność tak łatwo zatrzymuje się na granicach niższych jednostek podziału administracyjnego Kościoła? Na zakazach, nakazach, niechęciach (personalnych?), ograniczeniach intelektualnych(?), wiary i rozumu? Papież do zielonoświątkowców: proszę was o przebaczenie deon.pl

- „U jednego ze znajomych [jest] post o papieżu Franciszku. I komentarz jakiegoś "katolika": "Cóż, a propos tego aktora, to w zasadzie czekam na tylko jeden serial, dziewięcio-odcinkowy pt. 'Novemdiales'". Wikipedia wyjaśnia: "Novemdiales (łac. dziewięć dni) – okres żałoby po śmierci papieża, trwający od jego pogrzebu do rozpoczęcia konklawe". Przerażające, by umieć tak publicznie życzyć śmierci komukolwiek, a cóż dopiero papieżowi, któremu należy się - jeśli już nawet nie religijne cześć i posłuszeństwo - to po prostu przyzwoite życzenie zdrowia i życia - jak każdemu. Przykro też, że żadnej reakcji właściciela profilu nie zauważyłem.” (z konta ks. prof. Andrzeja Draguły)
Są i tacy „katolicy”. Oni nie posługują się papieżem. Może za to składają zamaszyste podpisy pod deklaracjami wiary (moje, jk).



piątek, 25 lipca 2014

Ks. Adam Boniecki o abp Życińskim


Dialog (nie)publiczny


Człowieku poznaj samego siebie! Nie da się - bez dialogu. Im bardziej otwarty na cztery strony świata tym więcej się dowiemy i tym większa szansa na obiektywizm. Bez dialogu się nie da.
Z otwartego, publicznego dialogu skorzystać mogą wszyscy, zainteresowani tematem, osobami, terenem...


Lada moment będą wybory samorządowe. Im lepiej się poznamy (poznamy kandydatów) tym lepiej wybierzemy. Przynajmniej wzrosną szansę na taki wybór.
Mnie już wybierać nie będziecie musieli, za to moje myślenie poznajecie  od kilkudziesięciu lat. "Wierszyki" sięgają roku 1978, "Ziarno Solidarności" jest z lat 1980/81 itd.itd., prawie całe życie mam opublikowane. Na pewno opublikowane/ujawnione/objawione mam myślenie. Jest to część mojej filozofii życiowej. Myślenie nie bierze się z pustki, ani z osobistej skrytości, zakamuflowania, nieszczerych publikacji "tylko dla swoich", z blokowania, wyrzucania z kont na Fb i wypierania z własnej świadomości... To, skąd się bierze, jego źródła i procesy są (muszą być) publicznie dostępne, badane naukowo, poddawane obiektywizacji. Dlatego uważam, że owoce naszego myślenia nie są tylko naszą własnością. Mogą wzbogacać cały świat, prawie tak, jak akty miłosierdzia. I jedne i drugie mogą wyrastać tylko z wolności i w wolności pełnej (jeśli sobie ją wywalczymy i na nią sobie pozwolimy, z odwagą).

Facebook jest największym narzędziem służącym jawności i radości dzielenia się myśleniem. Stawia pytanie "O czym teraz myślisz?" - zapraszając w każdej chwili do dzielenia się sobą. Szczerze. I cóż, że większość nie chce, zamienia w zabawę. Ja i moi znajomi traktują to narzędzie jako szansę i dar dla siebie i świata całego. Aby wzrastał. I my z nim.


Czy muszę jeszcze dokładać deklarację wiary, że nikogo nie wyrzucam i nie blokuję! Prócz wulgarnych panieniek. Inaczej przeczyłbym sobie i życiu całemu, tak, jak je pojmuję, z wiarą i rozumem.

Ponieważ jednak są inaczej myślący - stąd ten dzisiejszy post. O dialogu (nie)publicznym w mojej gminie, parafii, tzw. wspólnocie lokalnej w Strachówce. Skopiowałem fragment postu z blogu radnej, prezeski stowarzyszenia SPS, liderki na polu społecznym, publicznym, duchowym... Brak odpowiedzi w takich przypadkach jest groźny. Umacnia epitety nadawane przez anonimowe źródła, np. "siewca nienawiści", "zdrajca dzieci komunijnych i rocznicowych", i chęć dalszego podburzania do wywożenia na taczce gnoju itd. Trzeba reagować. Podobne fragmenty, epitety i narracje znajdują sie potem w skargach, donosach do wszelkich władz (nawet Arcybiskupa) i instytucji opiniotwórczych.
 
"Osobny świat ma cechy Kalego." - to o mnie, dokładnie o moim blogu. Ba! tylko że "Osobny świat" powstał, gdy Kalego jeszcze nie było na świecie (internetowym na pewno). Blog był długo przed moim kontem na Fb. Blog i stronę zaproponował i zrobił dla mnie przyjaciel w 2004, z materiałów wcześniej publikowanych przez parę lat w "Łaczniku Mazowieckim". Wróg samorządowy włamał się tam i zniszczył w drugiej turze wyborów, 5 grudnia 2010. Na Fb jestem od czasu studiów syna w Glasgow, żeby mieć z nim łączność. To było w roku 2009 (18 stycznia). Kiedy oswoiłem się z Fb zapraszałem tam innych. DZIELMY SIĘ MYŚLENIEM (odważnie, publicznie). Między innymi zaprosiłem koleżankę z Rady Pedagogicznej Krystynę. Skoro tylko na Facebooku można dyskutować pod jawnym nazwiskiem, z obliczem! ("Blog to fajna sprawa, jednak są lepsze narzędzia. Np. Facebook, gdzie każdy może imiennie wyrażać opinie, bez obawy o to, że nie zostanie dany komentarz opublikowany. Można wtedy mieć pełen obraz sprawy, toczy się wtedy dyskusja" - Internauta, znajomy, kolega z pracy w RzN, SR). Miałem dość nicków ("znajomy111", "Basia"...), mam ich aroganckie, obraźliwe wpisy jako komentarze na blogu. Kiedyś nie wytrzymałem i zrobiłem z nich notatkę "Życie z (zabójczymi) anonimami"... potem jeszcze napisałem o tym samym List otwarty "O deprawacji publicznej". 
 
Krystyna długo się wahała, nie było sygnału z Fb, aż któregoś dnia dostałem powiadomienie, że Krystyna założyła konto zgodnie z moją sugestią/zaproszeniem. Dzisiaj nie sprawdzę, kiedy dokładnie, bo mnie wykasowała, zablokowała. Ot, wdzięczność dla osoby wprowadzającej na salony :-)
Inni, których zaprosiłem są w 99% wśród moich znajomych. Podobny przypadek spotkał mnie ostatnio ze strony ważnej osoby w mojej diecezji (za to, że kiedyś podlajkowałem komentarz znajomej na stronie w sprawie, nie przeciwko ks. Lemańskiemu). Są ludzie i ludziska :-)

A ja lubię wszystko jawne, ba! aż po przejrzystość. Pewnie się takim nie urodziłem, ale takim uczynili mnie bracia ekumeniczni w bialh habitach na wzórzu Burgundii. Gdybym ich nie poznał, a potem cudownego misjonarza Andrzeja, żyjącego w opinii świętości, pewnie nigdy bym do tego ideału nie dorósł. Pomimo ewangelii, Dobrej Nowiny, w porę i nie w porę, objawianej z dachów i na placach.

O aktualnym i aktualizującym spór o brak dialogu publicznego w Strachówce poście usłyszałem wczoraj, ale nie chciało mi się już odrywć głowy od poduszki. Dzisiaj jednak sprawa się przypomniała i stąd mój post. TYLKO TAK, pośrednio mogę się odnieść do wpisu (myślenia) Krystyny, radnej, liderki itd. jw. Mogę skopiować jej wypowiedź, wkleić u siebie i niepytany dać odpowiedź. Skoro ona twierdzi, że ja ją blokuję, wyrzucam... to nic nie poradzę, ona tak twierdzi, widać tak być - w jej świecie - musi. Pisze to dla swoich. Dla swoich znajomych wyborców.  Po cichu powiem, że jest całkiem odwrotnie. Wiem, że pod tamtym postem na blogu radnej/nauczycielki/liderki wpisała komentarz żona, skądinąd dyrektorka moja i radnej w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Czekam/y, sprawdzam/y (nie tylko ja, my) kiedy się ukażą, jeśli! Niejawność (bo nie jawność) w naszym dialogu (nie)publicznym ma fatalny wpływ na całokształt życia społeczno-publiczno-kulturalno-towarzysko-itd. w gminie. Działalność wychowawcza? Samorządowa? Społeczna (NGO)? Aktywność duszpasterska? WIELKIE KONSEKWENCJE. WIELKIE PYTANIA!
Każdy mógłby wiedzieć, się przekonać, JAK JEST, gdyby było miejsce w tzw. przestrzeni publicznej Strachówki (gmina? szkoła? parafia? stowarzyszenia?...), w której każdy mieszkaniec pod swoim imieniem, nazwiskiem, obliczem mógł się dzielić swoim myśleniem na temat wspólnych spraw. Najlepiej - aby rosło wspólne dobro (materialno-intelektualno-duchowo-...). A Wisła dalej by płynęła, jak płynie, płynie, jak płynęła!

WPIS KRYSTYNY:
"Kto kogo blokuje i wyrzuca? Z tego, co wiem, to Józef mnie zablokował na fb. Prawdą jest, że nie przyjęłam na fb zaproszenia od niego i Grażyny. Prawdą jest, że zablokowałam Jego korespondencję na moją prywatną pocztę mailową, ale ma dostęp do adresu szkolnego i radnej i z tego korzystał. Na prywatnej poczcie chciałam mieć spokój od Jego maili. Ciągle mi spamował konto. Tolerowałam to do czasu korespondencję, aż przysłał mi link do swojego wpisu na blogu (nie czytałam tych bzdur) na którym obrażał mnie i pisał nieprawdę o mnie i moim Mężu. Cenię sobie prywatność, bo mój dom i moja Rodzina to mój azyl i szczęście. To moje święte prawo chronić Rodzinę i swój mir domowy.

Można kontaktować się ze mną w różny inny sposób (maile, telefony, blog). Najlepiej osobiście. W tym przypadku nie było to trudne, skoro razem pracujemy. Facebooka radnej nie mam, a na prywatnym profilu w gronie znajomych mam tylko tych, którzy mi dobrze życzą. Wyjątkiem są dzieci i młodzież naszej szkoły. Bez względu na wszystko, nie przyjmuję obecnych uczniów, dopiero gdy są absolwentami, bo traktuję fb odpowiedzialnie. Zdanie cel uświęca środki jest moim przeciwieństwem, bo tak działali komuniści. Tak w ogóle to takie zdanie wypowiedział Wójt na ostatniej sesji mówiąc o swoich działaniach. Zbieg okoliczności? Podburzanie innych...- kolejny cytat, to "odwracanie kota ogonem". Osobny świat ma cechy Kalego."
 
Potwierdzam, że w komentarzu na Fb wpisałem tak, słowo w słowo - "Krystyna to, niestety, druga strona księzyca. Niestety, bo dużo robi, mogłaby wnieść dużo więcej, gdyby była szczera i nie aż tak zakamuflowana/tajna. Wtedy przyłączyłbym się do gratulacji i ja. Ale jest głównie dla swoich, którzy mają informację tylko od niej. Tyle o niej wiesz, co zechce Ci powiedzieć. Bardzo przekonująco i z wdziękiem. Innych zablokuje, wyrzuci. Spytaj ją PUBLICZNIE o szkołę, o Rzeczpospolitą Norwidowską, o DyrKa, o katechetę... Ze sprawy tła zdjęć lub podobnych wątków zrobi prawdziwy dramat wyborczy. Sumienie (jej/ich grupowe?) ani drgnie. Cel uświęci środki. Podpisać mogę "siewca nenawiści, wywieziona na gnoju..." (epitety i podburzanie innych przeciwko nam właśnie za prowadzenie przez nas blogów!!!).   Tu dałem link na "Gwizdek".                                                   
Z nadzieją pozostaję i dziękuję (jawnie) Opatrzności za ostatnie 36/33/25 lat naszej gminy i Ojczyzny (Kościoła, Europy i świata całego )
 
PS.1
Uśmiechnij się! Tutaj jest o tym samym - braku u nas dialogu i debaty publicznej - i że bywamy litościwie wykropkowani :-)
 
PS.2
Grafika 1 ze strony filozofy.pl
Grafika 2 ze strony sztukatornia.pl
 
PS.3
Jeśli radna/nauczycielka Krystyna nie puści komentarzy DyrKa, to oferuję miejsce na swoim blogu (np. jutro). Taki to trochę dziwny sposób na dialog (nie)publiczny, ale ważne, że dzisiaj jak nie tak, to inaczej można upomnieć się o jawność w życiu publiczny.
 

wtorek, 22 lipca 2014

Gwizdek


"Może dlatego mówię tak, jak mówię,
ponieważ to jest moja matka, ta ziemia!
To jest moja matka, ta Ojczyzna!
To są moi bracia i siostry!
 I zrozumcie, wy wszyscy,
 którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw,
zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić,
nie mogą mnie nie boleć!
Was też powinny boleć! (wytł. moje, jk) 
Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować.
Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać!
Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!"
 
(Jan Paweł II, Kielce, 1991)

Gwizdek gwiżdze. Jest do gwizdania, zwoływania, sygnalizowania... Czasem aż uszy bolą :-)

Położyłem gwizdek koło siebie. Na stole. Przy komputerze. Gwizdek - i moja samoocena. Osoba! Gwizdek, pamięć i tożsamość!
Na wierzch sterty rzeczy wyniosło go poszukiwanie klucza w szufladzie. Szukała żona.

Spojrzałem na niego z rozrzewnieniem. Służył mi przez wiele lat. Był nieomal atrybutem kierownika kolonii. Nie wiem, czy miałem go już na pierwszym turnusie, czy może dopiero drugim. Żółty, plastikowy, ale kupiony w sklepie sportowym w Warszawie, na niebieskiej "smyczy" do noszenia na szyi, przymocowany żółtym cienkim mocnym kordem, sznurkiem. Ten gwizdek mówi mi dużo. Może przemówi do niektórych?

Kierownikiem kolonii CARITAS stałem się z woli księdza proboszcza w 1999. Posłał mnie na kurs organizowany na Kawęczyńskiej. Chciał, żeby jako parafia mógł wysyłać ministrantów i wszelkie dzieci i młodzież na wakacje. Caritas odżywał po latach niewoli bolszewicko-peerelowskiej.

Pierwszy turnus, najmniejszy z małych (było nas 35 zusammen), na początek, był na ziemi zamojskiej. Na Zamojszczyźnie. Dopiero tam poznałem jej dzieje w zalążku i znaczenie zapomniane dla Polski.

Kierownik budził kolonie, prowadził gimnastykę, zwoływał na posiłki, robił zbiórki przed kąpielą w jeziorze, obwieszczał spotkania wieczorne. Wszystko gwizdkiem.

Przywiązałem się do niego. Był dobry, dźwięczny, lekki, mój. Nie rozstałem się nigdy, jest częścią historii :-)
Po wielu latach przestałem być kierownikiem. Żona podjęła zobowiązanie, ja domu pilnowałem. Strzegłem.

Dziaj na szczycie sterty opowiedział mi tyle i niestety dużo więcej. Niedobrego coś. Bo ten gwizdek mówi o epoce już radykalnie nowej i innej w naszym życiu. W życiu gminy, parafii, tzw. wspólnoty lokalnej też.

Ja - patrząc na gwizdek widzę "dobrego" człowieka, katechetę, ojca. Dobrego kierownika? Nie mnie się osądzać. Byli po mnie lepsi. Są. Ja tylko miałem daną szansę wypracować wzór - podarowany we śnie, z nieba, znaleziony na pielgrzymiej drodze życia. Formowanie ciała, ducha i intelektu. Nim została opublikowana i przyswojana encyklika "Wiara i rozum"? Fakt, jeden z turnusów był "darem dla Ojca Świętego na Jego jubileusz".

Ale choć jeździliśmy na kolonie, byliśmy wybrani, powołani, braliśmy odpowiedzialność... w życiu małej trzody kościelnie wierzących, w gminie, w której byłem wójtem w I Kadencji, w historycznym roku 1980/81 założyłem Solidarność, żona wygrywa od lat konkursy na dyrektora/kę szkoły pod dumną nazwą Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej (można poczytać o niej w książce) to cały czas za plecami wre praca jak nas oczernić, podkopać, zniszczyć.

Kiedy więc gwizdałem na turnusach mając w głowie, sercu i rozumie tylko los powierzonych uczestników, na ziemi owej naszej z wyboru, utrwalono na mnie epitet "siewca nienawiści". Tak umacniał swoją pozycję przez 16 lat mój następca (za pierwszej kadencji wybrany przez nas na sekretarza gminy). Przykre, ale trzeba było z tym i innymi, gorszymi? epitetami, działaniami ("wywieźć na taczce gnoju, dyrektorkę, Matkę siódemki dzieci, katechetkę nawet"), zbieraniem na nas teczki śmieci... żyć. I robić swoje. 

Przeszło, minęło? Otóż nie. Dziedzictwo po długowiecznym wójcie chcą zagospodarować inni. Pasuje im tamta czarna legenda. Łatwiej im iść po władzę, dodaje im znaczenia, słodzi gorycze porażek...?
To też już było, z trudem, ale się przyzwyczajamy.

Niepojęte i najgorsze (jak na razie) przyszło od strony władz kanonicznych w parafii? diecezji?... Uświadomiłem sobie, z pomocą gwizdka, że od 2 lat? oni na nas patrzą, oceniają, traktują na miarę epitetów i czarnej legendy. Przejęli. Też im do czegoś służy. Bez miejsca na subtelności, nadprzyrodzoności. W zwykłym, ludzkim wyrachowaniu? Bez wątpienia z przywiązywaniem należytej wagi do ustnych i pisanych donosów, anonimów (srebrników?)... które ją budowały, na której osadzają fundamenty swojej nowej propozycji kulturowej dla naszej tzw. wspólnoty lokalnej i terenu. Kontrrewolucja nie przejdzie? Ale na kogo teraz mamy liczyć? Na kim się wesprzeć? Pomoc nadejdzie nam tylko od Boga. Odkupienie świata dokonuje się naprzód poprzez rodzinę (św. JPII).

CO MOŻNA ZBUDOWAĆ NA FAŁSZU I ZDRADZIE?
Pomimo, nie śmiem powątpiewać, najszczerszych wysiłków (naiwność? zaślepienie?...). Mocno powiedziane? Mocno, ale nie za mocno. Z miłością do mojego/naszego Kościoła. Do osób zajmujących w nim kadencyjne stanowiska? Z rezerwą. Chcę z szacunkiem. Ale z poszanowaniem naszej pamięci i tożsamości, dla których ostatnie 30 lat miało ogromne znaczenie. Nie tylko ze względu na odzyskanie wolności, tzw. transformację ustrojową, budowanie samorządnego społeczeństwa (obywatelskiego? otwartego? - ciągle zbyt dużo powiadziane, ale wytrwale i nieodwołalnie posuwającego sie w tym kierunku). Także ze względu na przełomowe znaczenie kulturowe jakie ma powstanie Rzeczpospolitej Norwidowskiej i w pełni świadomej swoich zadań i wyzwań współczesności SZKOŁY. Dla których współpraca z parafią miała kapitalne znaczenie (gminne spotkania oświatowe 1991-94 z równoprawnym, partnerskim udziałem wszystkich księży z okolic paru parafii można uznać za jej antycypację). To było naszą ziemią, Ojczyzną, radością, nadzieją i spełnieniem w epoce, o której chwilowo musimy mówić, że była epoką byłą. Były melodią przyszłości? Pieśnią i hymnem wolnego społeczeństwa, w którym człowiek jest drogą kościoła, nie odwrotnie! Powołaniem Kościoła nie jest rząd dusz rozumiany jako nadwładza posługująca się kanonami i tradycjami dla wyznaczania naszego sposobu życia. Wiara i rozum. Nigdy oddzielnie!

Mojego wołania - za papieżem z Kielc - i pisania - "Bo to jest moja Matka ta ziemia! Bo to jest moja Matka, ta Ojczyzna" - oni nie rozumieją. I nie chcą. Nigdy o tym nie podjęli rozmowy. O Polsko! O Kościele! :-(

PS.
Kolonie w Ustce 2004 nazwane "Koloniami Króla Dawida" miały nawet swój hymn :-)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Mus (i głos) wewnętrzny



To, co mnie przymusza, jest tak samo ważne, jak meritum sprawy.

Najpierw usłyszałem dwa głosy w TV. Dwóch redaktorów. Jeden z 'w Sieci.pl', drugi z 'NaTemat.pl'. Trzecia, pani redaktor stawiała pytania. O zestrzelony samolot, o połączenie PiS(JK), SP(ZZ) i PR(JG). Na koniec o PSL(JP?) i posła przewodniczącego Jana Burego. Rytualne pytania o aktualności polityczno-faktyczne (z) Polski i naszego świata. Nic bulwersującego, nawet ciekawego, żeby poświęcić dłuższą uwagę i pisanie, prócz jednego zaiskrzenia. Przy okazji wzmianki o Smoleńsku. O tragedii polskiego samolotu, ofiar, rodzin, politycznych rozdźwięków. - Pan cytuje raport Anodiny! - Nie, zacytowałem ustalenia (raport) polskiej komisji. Że tragiczny wypadek, splot różnych błędów i okoliczności. Nie da się mechanicznie zestawić z tragedią nad Ukrainą. Zaiskrzyło, przestało, wartki nurt potoczył się dalej.

We mnie ta iskra rozpaliła ognisko. Myślenia o nas, o naszej sytuacji, w Polsce, w gminie, w kościele... Że nasze dwie strony są nie do sklejenia. Bo różnią się wiarą i rozumem. Użyciem wiary w kwestiach polityczno-publicznych. Rozumu? Tu jest chyba problem. Rozum i wiarę oddzielić? Oczywiście, tak jest łatwo, najłatwiej? Nie mogę żadnej ze stron odmówić rozumu, bo kimże jestem ja sam?! Chcę uczciwie myśleć i pisać, oddając każdemu sprawiedliwość, tak jak sam jestem ją w stanie zrozumieć. Pokazuję swoje myślenie. Proces i owoce. Po owocach poznajemy? I po drzewie. Po przetworach też :-) Po zapisanych danych metodycznej mniej lub bardziej obserwacji (a jeśli do tego uczestniczącej!).

Staram się, przymuszam do większego wysiłku, by nikogo nie obrazić. Uczę się, uczę, widzę po sobie, choć pewnie dla innych zbyt wolno. Próbuję urazić jak najmniej. Zdać jednak (rzetelnie) sprawę z włodarstwa swego, tam gdzie sięga mój rozum, pamięć, tożsamość, (samo)świadomość i nic nie ukrywać z tego, co jest mi wiadomo. Fakty, fakty first. Także te wewnętrzne!! - co już dla niewielu jest oczywiste, niestety. Któż – prócz braci na wzgórzu w Burgundii – uwierzył w przejrzystość. (jest jeszcze jakiś projekt pod nazwą przejrzysta oświata, czy coś?).

Zobaczyłem czynnik wiary (komponent istotny) – nie tylko religijnej – w naszych polskich przekonaniach „na wszystko”, który wzbrania na tych polach porozumienia, współpracy, zgodnego, owocnego współ-życia? Ktoś nie dzielący wiary w sprawie smoleńskiej nie może pracować 'w Sieci.pl' i dziedzinach, które podlegają ludziom/władzy o tych przekonaniach. Nie da się nagiąć (zmusić) własnego rozumu, by tak myślał, mówił, pisał... Tu jest punkt graniczny, bariera realna, nie do przekroczenia. Organiczna. Materialno-psychologiczno... itd. Dwa plemiona Polaków żyją obok siebie. Przeplatają się. Mają swoje „barwy, sztandary...” plemienne. Kto nie podziela naszych/ich poglądów (wiar), jest inny. W pewnych sprawach, zakresach możemy współdziałać. W innych – najbardziej zasadniczych? - nie. Napisalibyśmy dwie konstytucje, a może i dwa credo. Czyż nie stajemy się „nie-swoi” nawet na gruncie kościoła (zbawienia?).

Po krótkim czasie od rozmowy w studio były telewizyjne wiadomości. W nich zwrócili uwagę na tzw. porozumienie prawicy. Tzw. piszę, nie by deprecjonować, ale po pierwsze: co to jest polska prawica, bo czy Korwin Mikke też?, jak również, co to jest polska lewica (moje stare ograniczone rozumienie klasycznych podziałów), po drugie niektórzy mówią „wchłonięcie”... itd. Z gruntu popieram porozumienia, współpracę i uważam za dobre, pożyteczne... i dla mnie/nas, bo strony muszą się słuchać, rozmawiać, docierać (szlifować). "Żelazo żelazem, człowiek człowiekiem się szlifuje" (Księga Przysłów).

Tzw. jednak, bo nie wierzę, że oni wierzą w siebie, a w tej „stronie/stronach” bez wiary się nie da. Choćby wiary smoleńskiej. Ale i wiary na wszystkich ważnych polach. Choćby ostatnie polskie spory o Chazana (o dziecko? o rodzinę dziecka? o prawo do podejmowania decyzji przez inną stronę niż „oni”...). O gender, o związki między osobowe, o kulturę, o media wrogie i nie-wrogie, czyli nie wiadomo o co... o 'NaTemat.pl', o 'wSieci.pl', o Gazetę Wyborczą, o TVN, Polsat, Idziemy, TVP 1,2, Info itd., o Niedzielę, Tygodnik Powszechny, Internet... a w nim o stronę „o głos dla ks. Lemańskiego”, o głos dla parafii, proboszcza, wierzących i niewierzących Polaków rozmawiających ze sobą tu i ówdzie we wspólnotach tzw. lokalnych, podstawowych (zamieszkania, życia, pracy)... dla szkół przyjaznych rodzinie z definicji (nie tylko w ustawie o systemie oświaty i osób ważnych, publicznych, państwowych, samorządowych, hierarchicznych...), nie tylko przyjaznych certyfikowanych dyplomem od starosty i biskupa... Galimatias – to mało powiedziane. Nie tylko w polityce. W sercach, w duszach, wierze i rozumie... to właśnie Polska 2014.
Patrząc na porozumienie prawicy, po prostu nie wierzę. Choć po Gowinie spodziewałem się dużo. Wiarę i rozum przecież ma... Tischnera?! Precyzyjniej, po sławnym i ważnym w polskich przemianach księdzu profesorze.

Na koniec – w tym ciągu – przeczytałem krótką wypowiedź Lecha Wałęsy. Przytoczę - "przecież PiS to lewica, a nie żadna prawica. Wystarczy przeczytać ich program. PiS z tymi ludźmi i wrogim nastawieniem do wszystkich szybko przegra wszystko, co uda się im wygrać. Kaczyński u władzy doprowadzi w Polsce do rewolucji. Jeśli PiS będzie rządzić, to dojdzie do fizycznych rozstrzygnięć". Jak to Wałęsa, krótko, węzłowato. No i trochę radykalnie. Jednym się podoba, drugim wręcz przeciwnie. Dla mnie Wałęsa to nadal i ciągle Wałęsa. Nie mam wiary w Wałęsę, tylko w rolę jaką odegrał. Osoba, jak to osoba, ma zalety i wady. Dla innych jednak to także, ze względu na wiarę, za mało powiedziane. Ponieważ stracili wiarę w Wałęsę, Wałęsa ma nie tylko być wzięty w nawias, ale wręcz wyklęty.

W świetle wyższych akapitów mego rozmyślania, łatwo zobaczyć podobieństwo w proroctwach (mus i głos wewnętrzny) moim i byłego/historycznego/honorowego Przewodniczącego Solidarności i byłego (w tym przypadku całkowicie) Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Bo dla mnie też łatwe jest do wyobrażenia sobie zwycięstwo wyborcze Jarosława Kaczyńskiego (PiS-u z włączonym Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobro). Ale jak mamy, jak ma większość PT Rodaków, żyć z jego przekonaniami o świecie, wolności, człowieku, Europie, Rosji, Niemcach, Kościele (w obszernym pakiecie spraw powiązanych) – tego nie daję rady sobie wyobrazić. On, oni w połączeniu z oczekiwaniami grup i środowisk ich popierających (np. KEP i Radio „M”) jest inną przebrzmiałą – mam nadzieję – epoką. Przyszłość jest – czy się podoba czy nie – w związku nierozłącznym wiary i rozumu. Sama wiara i sam rozum chyba już były.

Co mnie przymusiło dzisiaj rano? Ten sam głos (i mus). Mus utożsamiany z głosem? (które się zresztą linkują z innymi zdarzeniami, głosami, światłem, światełkami, plamkami...). Coś staje się tak ważne, że wypala małą plamkę w mózgu. Nie daje się zatrzeć, zagasić, odepchnąć. Połączenia neuronów, synapsy, neuroprzekaźniki... drapią, swędzą, bolą. Moja (samo)świadomość? Strumień świadomości? Mózg (mój?) musi połączyć wiele bodźców (muszę zobaczyć, usłyszeć, poczuć...) by zrozumieć! W każdej sprawie. Dlatego nie jestem decyzyjny, tylko wizyjny. Metafizyk realista :-)

Gdybym zapomniał, odepchnął je, ją, jego, to... biada mi. Dręczyłoby, że coś jest mi dane, ktoś dał, a ja zlekceważyłem, zaprzepaściłem. Że przepadło, a przecież zostało mi dane jako jednemu z homo sapiens, przedstawicielowi gatunku. Nikt nie ma prawa zawłaszczać, choć to, że dostajemy takie impulsy, rozumienie... jest powiązane z naszymi osobistymi osobami. Z naszą historią osobową (dzieje, czyny, wykształcenie, łaski...). Z niepowtarzalną, niemierzalną godnością, zdolnością do ponoszenia odpowiedzialności za decyzje, wybory, wolne czyny nasze (w tym myślenie, metody, sposoby i jego owoce). Ale przecież osoba jest zanurzona i złączona (z wyboru i z musu) w oceanie bytu wszelkiego. W dialogu powszechnym. W kulturze ponad-osobowej. W całokształcie sensu(ów). W metafizyce. W jedności tego Jednego Bytu dla człowieka wiary i rozumu.

Jest prawda. Prawda jest poznawalna, jest możliwa postawa miłości intelektualnej, zdolna poznać aspekty istotowe i konstytutywne rzeczywistości świata, człowieka i Boga (jeśli ktoś jest osobą wierzącą). Błogosławieni, którzy przyjmują, dzielą się, głoszą, publikują. Internet jest niesamowitym darem w służbie objawieniu.

piątek, 18 lipca 2014

Klauzula mojego sumienia



Mam nadzieję, że komunikat KEP zakończył określanie się władz Kościoła w Polsce względem tzw. sprawy profesora Chazana. Stanowisko KEP jest podsumowaniem(?) wcześniejszych oświadczeń i deklaracji poszczególnych hierarchów i rzeczników (np. ks. prof. J.Kloch).

Oficjalna reakcja mojego kościoła (tzn. jego władz, bo kościołem jesteśmy wszyscy wierzący) stawia mnie w niekomfortowej sytuacji. Od kilkudziesięciu lat mam klarowny stosunek osobisty, życiowy, do kwestii życia poczętego, narodzonego i nienarodzonego. Nie mogę napisać, że przez całe życie, bo najpierw byłem za mały, by cokolwiek z tego rozumieć, a w okresie pierwszej młodości zgłaszałem różne nieprzemyślane głupstwa jako swoje poglądy, i to tylko w przekomarzaniu się w rodzinnym gronie (ze świętej zaiste pamięci Mamą). Testowałem swoje poglądy, szlifowałem, pogłębiałem...

Dzisiaj mam poglądy dojrzałego człowieka, 61l. Nie są to już teorie, ale droga-prawda-życie, sformułowane, samodzielne i potwierdzone życiorysem. W szczególnych momentach przywołuję najważniejsze wyznaczniki tegoż. Mówię wtedy o sobie: Józef K. jak katecheta (33 lata), założyciel Solidarności w swojej gmnie 3 Maja 1981, ojciec dużej rodziny. W tym łąńcuchu jest też wójtowanie w I Kadencji samorządnej Polski (i odkrycie Rzeczpospolitej Norwidowskiej?). Nie mogę milczeć. Czas mnie ponagla, tym bardziej nie mogę milczeć. Jestem świadomie, z poczuciem wielkiej powinności, odpowiedzialny za całokształt mojego katechetycznego, rodzicielskiego i patriotycznego "nauczania". Jestem odpowiedzialny za prawdę, którą poznałem - która mi się dała, powierzyła, odsłoniła, objawiła, odkryła przede mną.

Przyznaję, że sprawa profesora Chazana należy do bardziej skomplikowanych, ale nie aż tak, żeby nie można odwołać się do całkiem prostych doświadczeń życiowych. Skomplikowana robi się ponad miarę, gdy obracana jest w te i wewte na poziomie medialnego i kaznodziejskiego teoretyzowania. Niejeden akapit oświadczeń i stanowisk może spowodować ból głowy - "W tym kontekście pisał [JPII] o współdziałaniu w złu, które „ma miejsce wówczas, gdy dokonany czyn – już to z samej swej natury, już to ze względu na określony kontekst kształtujących go okoliczności – ma charakter bezpośredniego uczestnictwa w działaniu przeciwko niewinnemu życiu ludzkiemu albo też wyraża poparcie dla niemoralnej intencji głównego sprawcy” itp. Życie-prawda-droga daje światło realne, konkretne, cudownie wyraźne także w tym przypadku.

We wszystkich kościelnych oświadczeniach sprawa jest formułowana tak - "jesteśmy w Polsce uczestnikami publicznej debaty na temat klauzuli sumienia, a także odmowy aborcji nieuleczalnie chorego poczętego in vitro dziecka oraz konsekwencji prawnych wobec lekarza odmawiającego aborcji".
Dobrze, że toczy się taka dyskusja. Cieszę się z tego i bardzo bym sobie i wszystkim moim dzieciom i uczniom życzyłbym, by znależli swoje miejsce w niej, miejsce dla swojego myśłenia i wyrażania zdań, poglądów, pytań, wątpliwości. Zwłaszcza tam gdzie mieszkają, pracują, uczą się. W swoich podstwaowych tzw. wspólnotach lokalnych - parafiach, gminach, szkołąch, uczelniach, środowiskach. Także w Internecie - z udziałem osób z w/w miejsc. Życiowych, kulturowych, religijnych...

Czym jest klauzula sumienia, czy dotyczy tylko lekarzy? Czy "dziecko nieuleczalnie chore poczęte in vitro" to nowa kategoria medyczna i czego? Czy mogę mieć klauzulę swojego sumienia na innym polu życia (i poglądów, teorii?). Czy wiek, wiedza i doświadczenie życiowe wpływają na zakres ew. klauzul sumienia? itd.

Moje sumienie w powyższej dyskusji (czy trzeba mówić o dwóch dyskusjach? w granicach Kościoła - Polskiego i Watykańskiego - i granicach państwa?) zajmuje odrębne stanowisko. Od samego początku/punktu zdefiniowania przypadku. W moim odbiorze przypadek jest inny (albo tylko ja, z wypowiadających się, nie nie mam odpowiedniej wiedzy) - czy lekarz (z tytułem profesora) udzielił pełnej informacji pacjentce (pacjentowi, nawet zbiorowemu, bo to sprawa rodziny)?
Co pacjent - ja, Ty, on, ona, my/Wy - zdecyduje, to sprawa sumienia, ale nie - lekarza, a pacjenta! W każdym gabinecie. (Nawet w każdym konfesjonale!). TY, Twoje Sumienie decyduje, nie czyjeś!
Życie, nie teoria, dostarcza przykładów, wobec których milknę, solidaryzując się jakoś, na pewno nie osądzając sumienia osób/podmiotów, którzy je opowiedzieli.

1. św. ks. Jan Maria Vianney wyciął drzewa jabłoni, żeby chłopcy z okolicznych wsi nie mieli okazji kraść/zrywać/zbierać z nich jabłek

2. "Do emira abd-el Kadera" i „Kościół, który na Anglię nie przez boleść irlandzką, a na Rosję nie przez boleść polską działa, nie zobowiązuje mnie w tej akcji. I o ile jest w takiej akcji, zginie za niewiele już czasów, bo apostolstwo to nie jest dyplomacja, kabalistyka i kuglarstwo, lecz proroctwo szczere (list do A.Cieszkowskiego). 
ps. W czasach Norwida toczyły się podobne dyskusje, m.in. z udziałem Andrzeja Towiańskiego - "Mistrz nie chciał burzyć struktur, zmieniać dogmatów, może poza jednym, ustanowionym już pod koniec jego życia – dogmatem o nieomylności papieża. Twierdził, że jest to bałwochwalstwo i grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Według niego nieomylność jest przymiotem tylko samego Boga. Martwił się, że w ślad za papieżem pójdą inni urzędnicy Kościoła i zwykły ksiądz będzie się czuł nieomylnym w sprawach sumienia bliźniego. Doprowadzi to, zdaniem Mistrza, do sytuacji, w której zło będzie nazywane dobrem, a bałwochwalstwo pobożnością. Przekonanie o własnej nieomylności jest niebezpieczne, dlatego że usypia czujność, wrażliwość na zło, „człowiek przestaje pracować wewnętrznie, natychmiast duch jego zniża się i upada, jak upada ptak, który przestaje poruszać skrzydłami” (Agnieszka Zielińska).

3. Stanisław Likiernik, powstaniec 1944, wziął udział w głośnej likwidacji sadystycznego banschutza Karla Schmalza"Panienki", podczas akcji strzelił do jednego z Niemców. - Zabiłem go, ale to było jak pstryknięcie palcem. Fraszka. To przykre, co mówię, ale tak jest. Mnie to absolutnie nic nie
kosztowało. Trzeba było to zrobić... To jest tragiczny aspekt tego wszystkiego: zabijanie bez wyrzutów sumienia... " - Swoim rozmówcom - mówi, że nie zdają sobie sprawy z tego, co to znaczyło przestać być zwierzyną łowną i zmienić się w myśliwego. Kiedy udało się odwrócić role i zapolować na Niemca "to było uczucie nieporównywalne z niczym". Akcje, w których brał udział nie były obowiązkiem, ale radością i wyznaje, że przez wiele lat po wojnie miał kłopoty z życiem bez adrenaliny. Likiernik sądzi, że podobne odczucia jak żołnierze Kedywu mieli powstańcy żydowscy w getcie warszawskim. Walcząc przestawali być niewolnikami.

4. Miałem podobną rozmowę osobiście. W autobusie w USA na trasie Hartford - Nowy York dosiadł się Żyd polskiego pochodzenia i opowiedział swoją wojenną historię. Stracił całą rodzinę, sam przerzucany z kryjówki do kryjówki przeżył. Z frontem? przed frontem? dotarł do Belgii. Z grupą współtowarzyszy przebierali się w mundury aliantów i mordowali Niemców. Była w tym zwierzęcość, żądze ponad rozumem... po jakimś czasie (przypadkach?) przeszło. "- Rozumie pan? Rozumiesz?" Bywają rzeczy ponadrozumienie. Wysiadając pożegnałem się znim, podałem rękę. Wyszli na dworzec po niego synowie, o których z dumą opowiadał, lekarz i prawnik.

5. Sprawa ks. profesora Andrzeja Szostka

6. Tekst Jarosława Gowina o słowach, tekstach, poglądach ks. prof. Józefa Tischnera - „Analizując rozpowszechniony w Polsce (w domyśle: w seminariach duchownych) model wychowania religijnego, ks. Tischner zwracał uwagę, że - wbrew podstawowemu aksjomatowi chrześcijańskiej pedagogiki, głoszącemu, iż człowiek jest istotą wolną i tylko taki czyn zasługuje na miano prawdziwie ludzkiego, który wypływa z wolnego wyboru - proces wychowawczy sprowadza się do wyrabiania dobrych przyzwyczajeń, wpajanych przez wymuszanie posłuszeństwa wobec przełożonych. Ów "legalizm wychowawczy" - wdrażanie do bezkrytycznego posłuszeństwa autorytetom, władzy, regulaminom czy nakazom - wyrasta z lęku przed wolnością. Ale traktując ją z podejrzliwością, widząc w niej tylko źródło grzechów, "wychowawca daje wyraz lękowi przed tym, co w świecie chrześcijańskiej koncepcji człowieka jest w człowieku istotowo ludzkie" .
Legalizm wychowawczy pozostawia poza horyzontem swojego zainteresowania sprawy z punktu widzenia religijnego podstawowe, mnoży natomiast sztuczne wymagania (zamiast kształtować dojrzałego chrześcijanina, zmusza się wychowanków do dodatkowych praktyk religijnych, do rezygnacji z pójścia do teatru, z lektury gazet itp.). W ten sposób "formacja w stronę chrześcijaństwa przekształca się w formację w stronę dewocji". .Towarzyszy temu zastępowanie religii surogatami: redukuje się ją do etyki, do światopoglądu filozoficznego, wpaja się religijny sentymentalizm...
Niedowartościowanie wymiaru wolności odnajdywał ks. Tischner także w tradycyjnej filozofii Boga. Biorąc w obronę przez tomistami koncepcję Kartezjusza, z aprobatą streszczał jego myśl, iż "Bóg nie jest już »eksplozją istnienia«, lecz »eksplozją« niczym nie ograniczonej wolności". Podkreślenie elementu wolności zmienia rozłożenie akcentów w rozumieniu Boga - jest On przede wszystkim Osobą, a relacje, jakie łączą Go z człowiekiem, to więzi międzyosobowej miłości.... On sam, znakomicie obeznany z myślą współczesną, dostrzegający jej podskórną wrażliwość na inspiracje chrześcijańskie, ale i czujny na jady, którymi paraliżować ona może już nie tylko Kościół, a wręcz samo człowieczeństwo, był w pełni przygotowany do roli Wergiliusza, który przeprowadzi polski katolicyzm przez "czyściec", o którym pisał".

7. O.Gużyński OP - "0ni na górze mogą mówić takie pryncypialne rzeczy, ja na dole musze je potem z trudnością tłumaczyć ludziom... mówią poza tym takim językiem, który odpycha". (usłyszane w telewizji, cytuję z pamięci)

WAM NA DROGĘ

szukałem cienia waszych pleców
i z waszych myśli tkałem swą nadzieję
ciągłą trwogę jednak czułem
że odejdziecie
i że nie poradzę

dzisiaj was już nie ma
patrzę dokoła
tylko bardziej zadumany
na świat
na ludzi
nie na wasze groby

bo dzisiaj innym
trzeba dać schronienie
- wypuściliście wątek tajemnicy -
dobrze
podejmę
stanę na rozstajach

    (Wierszyki, 1980?)

Tak przeżywał i pisał młody Józio. Stary Józef niedaleko padł od swojej jabłonki. Pamięć i tożsamość. Droga-Prawda-Życie. Mam szczęście, ciągle są jednością. "Niech więc nie uczą mnie, co mą Ojczyzną...", czasem mnożąc zamieszanie w sercach, duszach i rozumach wierzących Polaków. Niech ze mną, niech z nami rozmawiają, od dołu do góry, także w Internecie.

sobota, 12 lipca 2014

Do młodych i starszych ery Internetu (wolności)



Co i kiedy – na odcinku ostatnich 25? 10? lat - wydarzyło się na polskiej ziemi i w polskim kościele, co owocuje podziałami, usztywnieniem, uproszczeniem, brakiem dialogu, otwartości, szczerości, z ofertą głównie dewocyjną dla wszystkich, a dla młodych junkierstwa (kozackiego? innego...). Dawne lata, głównie w kościele, bo te znam najlepiej, obfitowały w inny styl. Każde spotkanie zaczynało się tzw. zawiązaniem wspólnoty, dostrzegało i to przyjaźnie i dobrze, nie tylko młodych, ale tak w ogóle tzw. świeckich. Mówiło się „obudzić śpiącego olbrzyma”, tzn. nas, skądinąd Kościołów Domowych. To one zapełniały place i błonia podczas pielgrzymek papieża, dzisiaj świętego JPII, Polaka-Rodaka, który m.in. spłacił swój osobisty dług wobec Cypriana Norwida, tzn. także wobec całej naszej kultury. Nie bał się ludzi i świata (kultury) sam i innych namawiał, żeby się nie bali. A dzisiaj? Nic z tych rzeczy. Postawa podejrzliwości, więc nieufność, kręgi swoich, dla swoich.... drugich odsyłają od razu do piekła. Brrr! Czujemy ten prąd na sobie. Unicestwiają wręcz kawał/większość naszego życia. Na życie innych są nieczuli? „W imię czego? Jakich argumentów... „.

Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć "nie" temu, czym wszyscy żyliśmy przez... ostatnie 36/25 lat?! Temu, co przyniosło nam wolność i stworzyło podstawę naszej tożsamości i sporów współczesnych. W gminie i parafii Strachówka takim – symbolicznym wręcz – kamieniem obrazy jest Rzeczpospolita Norwidowska. Przemilczanie i tworzenie programów alternatywnych wobec niej zda się na krótko lub na nic. Konkurencyjność? Proszę bardzo. Zawiść i zwalczanie? - a! w życiu!

Gdybym nie żył tymi problemami dzień w dzień, pewnie bym nie pisał. „Człowiek wybiera świadomie, z wewnętrzną wolnością - tu tradycja nie stanowi ograniczenia: jest skarbcem, jest duchowym zasobem, jest wielkim wspólnym dobrem, które potwierdza się każdym wyborem, każdym szlachetnym czynem, każdym autentycznie po chrześcijańsku przeżytym życiem.

Pozwólcie – z przymrużeniem oka - że jako założyciel Solidarności na naszym terenie i jako wójt I Kadencji i jako katecheta, a może najbardziej jako ojciec dużej rodziny (przyszłości Polski, Kościoła i świata) powtórzę? wypowiem dzisiaj wobec was wszystkich czytających, zwłaszcza współ-mieszkańców mojej gminy, współ-parafian mojego kościoła, w tym współ-obywateli Rzeczpospolitej Norwidowskiej - i wobec całych naszych dziejów i całej współczesności... że powtórzę dziś słowa Piotra - słowa, które wówczas były jego odpowiedzią na pytanie Chrystusa: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego". Nie mam innych słów, innego języka.

Co się z Tobą stało Ojczyzno moja, Kościele mój? Czy obroną wartości ma być brak tolerancji dla innych? Narzucenie swojego sumienia drugiemu? Ordnung? Posłuszeństwo? Nacjonalizm? Wpatrywanie, wsłuchiwanie się w wodzów? Bój się Boga – Polsko, Rodaku. Gdzie sam idziesz? Gdzie prowadzisz młodych? Na chwiejne, piaszczyste, jałowe bezdroża. Podczas, gdy jest prawda, dostępna, poznawalna, która chce się dawać. O świecie, człowieku i Bogu. I radość, nadzieja, optymizm... Większa prostota niż Ci/Wam się wydaje. Niż macie odwagę pomyśleć. Non abbiate paura! Otwórzcie drzwi. Otwórzcie okna – aggiornamento. Concilio vitam alere. Nie jesteśmy skazani na smutki, podejrzenia, życie w ciemności. Są rady i sobory do podtrzymywania życia w ogóle i między nami. W świetle, wolności, braterstwie i dialogu. Jest głębia i godność niepowtarzalna/niemierzalna OSOBY. I są skrzydła, dwa, wiara i rozum, by wznieść się do ich/jej (prawdy) kontemplowania.

Na jednej nodze? Na jednym skrzydle? Z dwoma rękami do klaskania? Jak ma być dobrze? Jak nasza radość ma się objawiać i stawać pełna, jeśli odrzuciliśmy, a przynajmniej nie znamy, nie poznajemy i nie rozmawiamy, choćby w parafiach, językiem Dobrej Nowiny o Lumen Gentium i Gaudium et spes. Co na ich miejsce wprowadzamy?! Deklaracje? Oświadczenia? Gromy zza barykady? Działania niejawne? Komisje super-ober-doktrynalne? Kanony? Zakazy? Nakazy milczenia? Lub/i ignorowania siebie (nawzajem), przemilczania.

PS.1
Kto wierzy, że jest postawa miłości intelektualnej, zdolnej do poznania istotowych i konstytutywnych aspektów rzeczywistości (świata, człowieka, a dla ludzi wierzących także Boga). Nie spotkałem jeszcze takich. Prócz św. Jana Pawła II. Czy jeszcze zdążę?!



PS.2
Pocztówka, przygotowana na 27 kwietnia w Polsce i na świecie, towrzysząca wystawie "Jeden zaszczyt, być człowiekiem", która mi się jeszcze nie opatrzyła. Nie przedawniła, ani nie przedawni za dni naszych i kolejnych pokoleń Polaków. Rewers i awers.