"Może dlatego mówię tak, jak mówię,
ponieważ to jest moja matka, ta ziemia!
To
jest moja matka, ta Ojczyzna!
To są moi bracia i siostry!
I zrozumcie, wy
wszyscy,
którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw,
zrozumcie, że te sprawy
nie mogą mnie nie obchodzić,
nie mogą mnie nie boleć!
Was też powinny boleć! (wytł. moje, jk)
Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować.
Zbyt długo niszczono! Trzeba
intensywnie odbudowywać!
Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!"
(Jan Paweł II, Kielce, 1991)
Gwizdek gwiżdze. Jest do gwizdania, zwoływania, sygnalizowania... Czasem aż uszy bolą :-)
Położyłem gwizdek koło siebie. Na stole. Przy komputerze. Gwizdek - i moja samoocena. Osoba! Gwizdek, pamięć i tożsamość!
Na wierzch sterty rzeczy wyniosło go poszukiwanie klucza w szufladzie. Szukała żona.
Spojrzałem na niego z rozrzewnieniem. Służył mi przez wiele lat. Był nieomal atrybutem kierownika kolonii. Nie wiem, czy miałem go już na pierwszym turnusie, czy może dopiero drugim. Żółty, plastikowy, ale kupiony w sklepie sportowym w Warszawie, na niebieskiej "smyczy" do noszenia na szyi, przymocowany żółtym cienkim mocnym kordem, sznurkiem. Ten gwizdek mówi mi dużo. Może przemówi do niektórych?
Kierownikiem kolonii CARITAS stałem się z woli księdza proboszcza w 1999. Posłał mnie na kurs organizowany na Kawęczyńskiej. Chciał, żeby jako parafia mógł wysyłać ministrantów i wszelkie dzieci i młodzież na wakacje. Caritas odżywał po latach niewoli bolszewicko-peerelowskiej.
Pierwszy turnus, najmniejszy z małych (było nas 35 zusammen), na początek, był na ziemi zamojskiej. Na Zamojszczyźnie. Dopiero tam poznałem jej dzieje w zalążku i znaczenie zapomniane dla Polski.
Kierownik budził kolonie, prowadził gimnastykę, zwoływał na posiłki, robił zbiórki przed kąpielą w jeziorze, obwieszczał spotkania wieczorne. Wszystko gwizdkiem.
Przywiązałem się do niego. Był dobry, dźwięczny, lekki, mój. Nie rozstałem się nigdy, jest częścią historii :-)
Po wielu latach przestałem być kierownikiem. Żona podjęła zobowiązanie, ja domu pilnowałem. Strzegłem.
Dziaj na szczycie sterty opowiedział mi tyle i niestety dużo więcej. Niedobrego coś. Bo ten gwizdek mówi o epoce już radykalnie nowej i innej w naszym życiu. W życiu gminy, parafii, tzw. wspólnoty lokalnej też.
Ja - patrząc na gwizdek widzę "dobrego" człowieka, katechetę, ojca. Dobrego kierownika? Nie mnie się osądzać. Byli po mnie lepsi. Są. Ja tylko miałem daną szansę wypracować wzór - podarowany we śnie, z nieba, znaleziony na pielgrzymiej drodze życia. Formowanie ciała, ducha i intelektu. Nim została opublikowana i przyswojana encyklika "Wiara i rozum"? Fakt, jeden z turnusów był "darem dla Ojca Świętego na Jego jubileusz".
Ale choć jeździliśmy na kolonie, byliśmy wybrani, powołani, braliśmy odpowiedzialność... w życiu małej trzody kościelnie wierzących, w gminie, w której byłem wójtem w I Kadencji, w historycznym roku 1980/81 założyłem Solidarność, żona wygrywa od lat konkursy na dyrektora/kę szkoły pod dumną nazwą Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej (można poczytać o niej w książce) to cały czas za plecami wre praca jak nas oczernić, podkopać, zniszczyć.
Kiedy więc gwizdałem na turnusach mając w głowie, sercu i rozumie tylko los powierzonych uczestników, na ziemi owej naszej z wyboru, utrwalono na mnie epitet "siewca nienawiści". Tak umacniał swoją pozycję przez 16 lat mój następca (za pierwszej kadencji wybrany przez nas na sekretarza gminy). Przykre, ale trzeba było z tym i innymi, gorszymi? epitetami, działaniami ("wywieźć na taczce gnoju, dyrektorkę, Matkę siódemki dzieci, katechetkę nawet"), zbieraniem na nas teczki śmieci... żyć. I robić swoje.
Przeszło, minęło? Otóż nie. Dziedzictwo po długowiecznym wójcie chcą zagospodarować inni. Pasuje im tamta czarna legenda. Łatwiej im iść po władzę, dodaje im znaczenia, słodzi gorycze porażek...?
To też już było, z trudem, ale się przyzwyczajamy.
Niepojęte i najgorsze (jak na razie) przyszło od strony władz kanonicznych w parafii? diecezji?... Uświadomiłem sobie, z pomocą gwizdka, że od 2 lat? oni na nas patrzą, oceniają, traktują na miarę epitetów i czarnej legendy. Przejęli. Też im do czegoś służy. Bez miejsca na subtelności, nadprzyrodzoności. W zwykłym, ludzkim wyrachowaniu? Bez wątpienia z przywiązywaniem należytej wagi do ustnych i pisanych donosów, anonimów (srebrników?)... które ją budowały, na której osadzają fundamenty swojej nowej propozycji kulturowej dla naszej tzw. wspólnoty lokalnej i terenu. Kontrrewolucja nie przejdzie? Ale na kogo teraz mamy liczyć? Na kim się wesprzeć? Pomoc nadejdzie nam tylko od Boga. Odkupienie świata dokonuje się naprzód poprzez rodzinę (św. JPII).
CO MOŻNA ZBUDOWAĆ NA FAŁSZU I ZDRADZIE?
Pomimo, nie śmiem powątpiewać, najszczerszych wysiłków (naiwność? zaślepienie?...). Mocno powiedziane? Mocno, ale nie za mocno. Z miłością do mojego/naszego Kościoła. Do osób zajmujących w nim kadencyjne stanowiska? Z rezerwą. Chcę z szacunkiem. Ale z poszanowaniem naszej pamięci i tożsamości, dla których ostatnie 30 lat miało ogromne znaczenie. Nie tylko ze względu na odzyskanie wolności, tzw. transformację ustrojową, budowanie samorządnego społeczeństwa (obywatelskiego? otwartego? - ciągle zbyt dużo powiadziane, ale wytrwale i nieodwołalnie posuwającego sie w tym kierunku). Także ze względu na przełomowe znaczenie kulturowe jakie ma powstanie Rzeczpospolitej Norwidowskiej i w pełni świadomej swoich zadań i wyzwań współczesności SZKOŁY. Dla których współpraca z parafią miała kapitalne znaczenie (gminne spotkania oświatowe 1991-94 z równoprawnym, partnerskim udziałem wszystkich księży z okolic paru parafii można uznać za jej antycypację). To było naszą ziemią, Ojczyzną, radością, nadzieją i spełnieniem w epoce, o której chwilowo musimy mówić, że była epoką byłą. Były melodią przyszłości? Pieśnią i hymnem wolnego społeczeństwa, w którym człowiek jest drogą kościoła, nie odwrotnie! Powołaniem Kościoła nie jest rząd dusz rozumiany jako nadwładza posługująca się kanonami i tradycjami dla wyznaczania naszego sposobu życia. Wiara i rozum. Nigdy oddzielnie!
Mojego wołania - za papieżem z Kielc - i pisania - "Bo to jest moja Matka ta ziemia! Bo to jest moja Matka, ta Ojczyzna" - oni nie rozumieją. I nie chcą. Nigdy o tym nie podjęli rozmowy. O Polsko! O Kościele! :-(
PS.
Kolonie w Ustce 2004 nazwane "Koloniami Króla Dawida" miały nawet swój hymn :-)
Kiedy to zrozumiecie o! Wy, nasi nieprzyjaciele!
OdpowiedzUsuńNawet sutanny Wam nie podpowiedzą, nie podpowiadają, że tutaj w Strachówce, w naszych dziejach, w Rzeczpospolitej Norwidowskiej macie/mamy do czynienia z tym, co takie proste! Że "U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie. (...) Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował, miłość nie jest już tylko ‘przykazaniem’, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi” (Benedykt XVI, "Deus caritas est"). PRZYSZEDŁ W TYM NIEZWYKŁYM CZASIE DLA POLSKI, KOŚCIOŁĄ, EUROPY I ŚWIATA CAŁEGO! O nierozumni! Jak długo (ś)cierpieć jeszcze Was mamy :-)
Gwizdek pamiętam, spełniał swoje zadanie, mobilizował.
OdpowiedzUsuńAle teraz w Strachówce brzmi jakaś tuba, która zagłusza, tłumaczy przekręcając i zaciemniając Twoje, nasze , jak to kiedyś usłyszeliśmy: "mówię za was i myślę za was", choć my chcemy myśleć za siebie. Tego trzeba : myśleć za siebie. Na zdradzie i fałszu buduje się na od razu przegniłym fundamencie, ale nawet jak się szybko zawali, odpryski pozostają, zostawiają coś niedobrego, nie do odrobienia - zaniżona samoocenę, próbę ukrywania swojej złej roli, zniewolenie. A jednak wierzę, że dobra jest więcej, jest tylko cichsze, skromniejsze, dyskretniejsze.
Tuba wchodzi w koalicje na wysokim poziomie powiatowo-diecezjalnym, moze jeszcze wyższym. Wszystko, co czyni niejawnie (nie tylko przeciwko nam i szkole) wyjdzie na światło dzienne. Życie nasze ma być tak-tak, nie-nie!
OdpowiedzUsuń