Trzeci wyjazd do orzecznika ZUS na Pradze, na 11 Listopada, mia艂 by膰 gorszy ni偶 poprzednie. Czeka艂em jak na 艣ci臋cie. Ne da si臋 nie ba膰. Nie ze wzgl臋du na oczekiwania, tak w og贸le, egzystencjalnie. Oczekiwania? 呕adnych, chmura niewiedzy. Nie ma dobrych rozwi膮za艅. Da – przed艂u偶y pozorny spok贸j za (w znaczeniu "i") niewielkie pieni膮dze. Nie da –b臋d臋/b臋dziemy si臋 martwic, co dalej. Jak 偶y膰 dalej tam, gdzie mnie (nas?) nie chc膮 proboszcz-zwierzchnik-(nad)programowy-katechety, kuria, w贸jt, radna co-niekt贸ra i jej m膮偶 i ich zwolennicy/wyborcy, pisz膮cy bez przerwy donosy, skargi, pozwy do prokuratora, Kuratora O艣wiaty, Biskupa, S膮du Administracyjnego...
Chwiejna
r贸wnowaga podpowiedzia艂a jedynie s艂uszn膮 postaw臋 – niech si臋
dzieje prawda. Poznacie prawd臋, a prawda was wyzwoli. Czyli – b膮d藕
wola Twoja. Ka偶dy niech robi to, co do niego nale偶y. Ja swoje,
orzecznik – swoje (zawodowo, w imi臋 swojej wiedzy, prawa
instytucji i Polski, wszak on wsp贸艂obywatelem tej samej co i ja, za
kt贸r膮 偶ycie da膰 chcia艂em). Ko艣cio艂a tu nie mieszam? On tam by膰
nie musi. Co cesarskie – cesarzowi. Kto chce – wierzy i post臋puje
z wy偶sz膮 motywacj膮.
Do
kopert z dokumentacj膮 medyczn膮 w艂o偶y艂em poczt贸wk臋 z Janem
Paw艂em II i Cyprianem Norwidem (o Krzy偶u z Jezusem 艂膮cz膮cym ich obu - grafika tego Drugiego - nie wspomn臋),
przygotowan膮 na Wsp贸lny Dzie艅 Kanonizacji i X Vademecum. Oni Trzej
tak przyja藕nie patrz膮 na ka偶dego widza! Nie ka偶臋 mu robi膰 cudu,
nie oczekuj臋. Chc臋 normalno艣ci. A Oni po prostu s膮 mi bliscy.
Przyjaciele. Bracia. I to, co powiedzieli - "Nie l臋kajcie si臋", "Krzy偶 sta艂 si臋 nam bram膮".
Prawda niech rz膮dzi, prowadzi, zwyci臋偶a - ale l臋k pozostaje. Po raz kolejny wa偶y si臋 m贸j los i rodziny. Jest wa偶ony?
呕eby
znieczuli膰 ten cholerny stan, l臋k przed wyjazdem i w og贸le (taka
porobi艂a si臋 moja gmina, moja parafia... tzw. wsp贸lnota lokalna),
wzi膮艂em co艣 na uspokojenie. Odpowiednio, by zadzia艂a艂o na moj膮
94 kilogramow膮 mas臋. Za ma艂o? To po co. Za du偶o – mog臋
zab艂膮dzi膰 w nieznanym mie艣cie, albo usn膮膰 na peronie lub w
parku. Mia艂em wsi膮艣膰 do poci膮gu, doj艣膰 – bo blisko od stacji
ko艅cowej PKP i Bus - do orzecznika, wr贸ci膰, odjecha膰.
Pech
zechcia艂, 偶e
Gra偶yna nie mog艂a odwie藕膰, przywie藕膰 na
dworzec, grafik DyrKa przewa偶nie bywa bardzo wype艂niony (musi
utrzyma膰 liczne dzieci i m臋偶a niezgu艂臋, wyrzuconego moc膮 ko艣cio艂a parafialno-dekanalno-diecezjalnego na margines).
Jedyny spos贸b, 偶eby zd膮偶y膰 na wyznaczon膮 godzin臋 – wzi膮膰
samoch贸d. Tego w艂a艣nie nie chcia艂em, nie dogadane jednak by艂o,
musia艂em.
Jecha艂em.
Na 艣wiat艂ach w Markach podszed艂 kierowca zza plec贸w i zwr贸ci艂
mi uwag臋, 偶e 藕le jad臋. Przepraszam, ju偶 nie b臋d臋, si臋
poprawi臋. Po czym ruszaj膮c pucn膮艂em tego przede mn膮.
Leciusie艅ko, tak jakbym przybi艂 piecz膮tk臋 swoj膮 tablic膮
rejestracyjn膮 na jego zakurzonym zderzaku. Szmatka wyczy艣ci i wypoleruje. Pa艅stwo byli jednak przej臋ci, zdj臋cie zrobili, wzi臋li
moje dane, podpisa艂em. Jako艣 i policja si臋 znalaz艂a przejazdem,
ale nie mieli nic do stwierdzenia, dmuchn膮膰 kazali w alkomat, nic
nie m贸g艂 wykaza膰. By艂em czysty, strat nie by艂o, wi臋c i 偶adnego
zdarzenia w ruchu drogowym. Rozjechali艣my si臋, 偶eby nie robi膰
sztucznego zatoru.
Orzecznik/czka
czeka艂a w drzwiach, pop臋dza艂a. Niezdarnie chyba wygl膮da艂em,
upychaj膮c rozsypane papiery do koperty. - Mam wyznaczon膮 kolejn膮
osob臋 za dwadzie艣cia minut, niech si臋 pan pospieszy.
Wszed艂em,
usiad艂em, nie pami臋tam, papiery poda艂em. Koszul臋 zdj膮艂em,
stetoskopem obs艂ucha艂a. Zn贸w, a mo偶e wi臋cej, nie pami臋tam.
Papiery pani doktor z biurka pozbiera艂a, to i widok贸wk臋 z tr贸jc膮
moj膮/nasz膮 i powiedzia艂a, 偶e daje 艣wiadczenia rehabilitacyjne na
cztery miesi膮ce. Ubrawszy si臋, wyszed艂em.
Samoch贸d
odnalaz艂em. Topografi臋 drogi pami臋ta艂em, pami臋tam i pami臋ta膰
chyba b臋d臋. Stare trasy. Na Szwedzkiej w Teatrze Rodzice bywali.
St膮d ulic臋 pami臋ta膰 zawsze b臋d臋. Taka byle jaka a jaka
znacz膮ca. Pami臋膰 syna i to偶samo艣膰. Doczyta艂em, 偶e „przebojem
wszech czas贸w tego teatru (i bodaj w Warszawie) by艂a adaptacja Ani
z Zielonego Wzg贸rza
Lucy Maud Montgomery (adaptacja Andrzej Konic, re偶. Bohdan
G艂uszczak), kt贸rej premiera odby艂a si臋 19 pa藕dziernika 1974
roku, a utrzymywa艂a si臋 na afiszu przez 15 kolejnych sezon贸w,
mia艂a grubo ponad 1200 przedstawie艅”.
Ca艂kiem
niedaleko, ju偶 na Radzymi艅skiej, co艣 si臋 porobi艂o z prawym
przednim ko艂em, opona posz艂a w drobiazgi, jecha艂em na feldze.
Zatrzyma艂em si臋, kto艣 obok z prawej te偶 i powiedzia艂, 偶e to si臋
sta艂o z p贸艂 kilometra wstecz. Blisko stacja wulkanizacyjna by艂a,
wymienili na ko艂o zapasowe, bo z tego by艂y nici.
Potem
ju偶 bez przyg贸d (po)jecha艂em, tylko zn贸w mnie zatrzymali
policjanci w cywilu, bo 藕le si臋 zachowywa艂em na jezdni? - Skr臋ca艂
pan w prawo, jakby jecha艂 ci臋偶ar贸wk膮- powiedzieli. Ju偶 si臋 nie
dziwi艂em. Dokumenty sprawdzili, wszystko by艂o w porz膮dku. A i
wykroczenia, poza dziwno艣ci膮 na oko, nie by艂o. Jednak zawie藕li
mnie na komisariat, zn贸w w alkomat dmucha艂em, zero wykaza艂o.
Wyja艣ni艂em, co mog艂o by膰 przyczyn膮. Jecha膰 zabronili, poczekali, a偶 skontaktuj臋 si臋 z 偶on膮, kt贸ra po mnie przyjedzie.
Poczeka艂em. 呕ona przyjaci贸艂 poprosi艂a (mamy jeszcze takich w Strach贸wce), wszystko si臋 dobrze sko艅czy艂o. Wszystkim jestem wdzi臋czny. Chyba pr贸cz tych, kt贸rzy jedyni ca艂ej sprawie zawinili. Na uczczenie XXV-lecia. Ale oni ani tutejszej pami臋ci, ani to偶samo艣ci, ani samo艣wiadomo艣ci, ani chyba odpowiedniej wiedzy o cz艂owieku i Ojczy藕nie nie maj膮 (wierze i rozumie).
Wyja艣ni艂em, co mog艂o by膰 przyczyn膮. Jecha膰 zabronili, poczekali, a偶 skontaktuj臋 si臋 z 偶on膮, kt贸ra po mnie przyjedzie.
Poczeka艂em. 呕ona przyjaci贸艂 poprosi艂a (mamy jeszcze takich w Strach贸wce), wszystko si臋 dobrze sko艅czy艂o. Wszystkim jestem wdzi臋czny. Chyba pr贸cz tych, kt贸rzy jedyni ca艂ej sprawie zawinili. Na uczczenie XXV-lecia. Ale oni ani tutejszej pami臋ci, ani to偶samo艣ci, ani samo艣wiadomo艣ci, ani chyba odpowiedniej wiedzy o cz艂owieku i Ojczy藕nie nie maj膮 (wierze i rozumie).
Tak
艣wi臋tuje ten, kt贸ry by艂 (tutaj) u pocz膮tk贸w najnowszej polskiej wolno艣ci. Kt贸ry j膮 wsp贸艂tworzy艂, konstytuowa艂 w istocie. W
szpitalu mnie zasta艂a 36 lat temu, w 艣wiecie, Ojczy藕nie d艂ugiej,
szerokiej, na wskro艣, gminie, Ko艣ciele, wielu parafiach i w szkole.
Ale dzisiaj inna gmina i inna parafia. Inna Polska? Tylko cz臋艣膰,
ta kt贸r膮 gminn膮 i parafialn膮 mo偶na nazwa膰. Bo policjanci byli
OK, i gro藕na orzeczniczka ZUS, wsp贸艂obywatele na drodze, w
warsztacie, nawet ci cmokni臋ci, no i wierni przyjaciele/艂ki. Nie
musia艂bym ich wczoraj spotyka膰 i si臋 naprzykrza膰, gdyby nie
gminno-parafialna Polska. Ta, kt贸ra nie chce by膰 brana t臋cz膮
zachwytu od zarania dziej贸w. Kt贸ra przebiera w pami臋tnych
rocznicach. Kt贸ra po艣rodku wolno艣ci Ojczyzny wolnej szuka. Modli
si臋 o ni膮 starodawn膮 pie艣ni膮 „racz nam j膮 zwr贸ci膰 Panie”.
Ta, kt贸ra jest zideologizowana do w艂asnych (ciasnych?) wizji, kt贸ra
zna tylko to, co jej wyznawcom pasuje, nie dalej ni偶... w艂asna
kiesze艅, 艣cie偶ka kariery, pos艂usze艅stwo hierarchiczne... dyplom,
bu藕ka, go藕dzik. Kt贸rej przeszkadzam, bo 偶y艂em i da艂em si臋 Jej
i Jemu prowadzi膰. Kt贸ra wzrok odwraca od 3 Maja 1981, od 33 lat katechetycznej pracy, wielodzietno艣ci, kt贸ra wybrzydza na
Rzeczpospolit膮 Norwidowsk膮, kt贸rej oboj臋tna jest (niema) Matka
Bo偶a Annopolska... i wszystko, co Polsk臋 stanowi, ale czego oni
sami nie ustanowili lub swojej w艂adzy nad tym czym艣 jeszcze nie
rozci膮gn臋li.
Brak komentarzy:
Prze艣lij komentarz