środa, 7 maja 2014

Te „przeklęte” 10 lat ;-)


Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,
niech uschnie moja prawica!
Niech język mi przyschnie do podniebienia,
jeśli nie będę pamiętał o tobie,
jeśli nie postawię Jeruzalem
ponad największą moją radość”
(ps.137)

Ojczyzno! Polsko! Gmino Strachówka! Stałaś się moim Jeruzalem. W Tobie i z Tobą doświadczyłem Ducha Świętego. „Bóg istnieje, spotkałem Go”. Najbardziej? 16 października 1978! Na Placu Zwycięstwa, czerwiec 1979! Taize! 3 Maja 1981 w Strachówce! W Legionowie na katechezach i potem! W Kodniu na pierwszym Spotkaniu Ekumenicznym i kolejnych! W małżeństwie i rodzinie! W Comeniusie-Socratesie! W Listach pisanych do świętego Papieża, jeden z nich wisi na korytarzu szkoły w Strachówce, vota wdzięczności stoją przy ołtarzu! W Rzeczpospolitej Norwidowskiej i Vademecum! W mszach szkolnych niedzielnych przez lata w Strachówce! W koloniach CARITAS! Czy mógłbym zrobić coś z tego bez (po)mocy z góry! Ja, bardzo grzeszny człowiek?

"Skałom trzeba stać i grozić, obłokom deszcze przewozić, błyskawicom..." Mnie? Póki żyję, nazywać rzeczy i czasy, chronić dobro w nich, szukać tego, co istotne i konstytutywne... ks. Iwanicki, ks. Schabowski, ojciec Madej, błogosławieństwa, potrzeba, współpracownik! Kościół w narodzie, z narodem. Wolność nas prowadziła, jednała. Miłość Ojczyzny? A ktoś wątpi?! Od zarania dziejów. Brana tęczą zachwytu. Papież na Watykanie. Odwiedzali nas, spotykali, błogosławili, przyjaźnili itd... W jednym duchu. 150 lat. Katyń.... Kardynał Wyszyński. Wszystko się skończyło. 10 lat temu? Odchodzą lub głuchną starzy przyjaciele? Mają też kłopot z widzeniem dobra – jak Polska długa i szeroka, z udziałem europejskiego prawa i funduszy. Skupiają się wokół swojej władzy (koagulują). I zacieśniają, zamykają, zatrzaskują z hukiem. I ci nowsi, którzy nie pamiętają tamtych czasów. Nie odpłacę im tym samym, unikaniem, odmową rozmów, milczeniem. Kocham ich nadal, nienawidzić nie potrafię.

Ksiądz Mieczysław Iwanicki powiedział TAK, idź do nich, sam bym poszedł, mam inne zadanie... dał błogosławieństwo – 3 MAJA 1981, SOLIDARNOŚC, Wolność Polski na raty! Wcześniej przyjeżdżał do nas na rowerze do Ogrodu, do Rodziców, rozmawiać o ich ukochanym kardynale Prymasie Wyszyńskim.

Ksiądz Kazimierz Bors namawiał na wyjazd do Taize, a potem na pracę w parafialnej katechezie "będziesz miał kontakt z młodzieżą, rodzicami...".

Ksiądz Józef Schabowski (a za Nim ks. płk. Leszek Kołoniecki i ks. Lucjan Szcześniak) wezwał mnie do pracy z młodzieżą, katechezy, wtedy parafialnej, a ja nie odmówiłem, podałem policzki rwącym mi brodę... ;-)
Ksiądz Feliks Folejewski SAC dojrzał zaś, usłyszał coś w pierwszym moim katechetycznym wierszyku "Modlitwa katechety", że wziął i dał w pierwszym numerze "Królowej Apostołów". Czy dzisiaj Królowa się mnie wstydzi? Czy tylko kuria i wszyscy księża diecezjalni, po 33 latach! (Byłem człowiekiem tylko na tamte ciężkie czasy? Dzisiaj Piłat, Judasz i cały Sanhedryn umywa ręce? a może lekką ręką skreśla się pół Polski? według nowej doktryny Ojczyzny i kościoła!).

Ksiądz Stanisław Krupski pozwolił mi wrócić do katechezy, tym razem już w szkole, nie radził sobie z 8 klasą. Byłem wójtem katechetą, zastępcą księdza.

Ksiądz Antoni Czajkowski, tak jak Schabowski, powierzył mi bardzo wiele. Zawierzył? Zawierzyli? A jak mogłoby być inaczej w Kościele Jezusa Chrystusa, bez lęków! Wzrastałem, wzrastaliśmy we wspólnocie. Polska wzrastała. Europa. Świat. Przekroczyłem próg nadziei, wyzbyłem się lęków, w życiu, wierze i rozumie. Mam – dostałem, rozwinąłem - dwa skrzydła, by wznieść się ku kontemplacji prawdy.

Co się stało z nami (zwłaszcza w polskim kościele? I w polityce?) 10 lat temu? Przecie nie od razu. W kwietniu 2004 staliśmy na mszy w kościele Świętego Antoniego w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w siostrzano-braterskim kręgu z księdzem w środku, przy ołtarzu, nie zdążył zdjąć ornatu. Po mszy niedzielnej szkolnej (na prośbę biskupów) z czytaniami po polsku, angielsku i norwesku. Z wielkim duchowym przeżyciem (powrotem? nawróceniem?). Z przyjaciółmi z Norwegii, Czech, z Poznania, z Uniwersytetu, z młodzieżą i założycielami Fundacji AMF. ZJEDNOCZENI W DUCHU ZAŚPIEWALIŚMY. Dzień wcześniej przeżyliśmy I Vademecum, jeszcze z Duńczykami i Angielkami. A dwa dni wcześniej byliśmy w Treblince, po katedrze i Seminarium w Drohiczynie oprowadzał nas bratanek błogosławionego Beszta-Borowskiego, też ksiądz, a w pałacu „Pani na Korczewie” przyjęła nas i opowiedziała historię hrabina Beata Ostrowska, kończyliśmy pielgrzymkę bardzo polską i ekumeniczną na świętej Górze Grabarce. Wszystko wtedy było jeszcze takie świeżo-wiośniane, piękne i wszystko było jeszcze możliwe.

Ale nasze (nie)polskie obawy i zatwardzenia już się gromadziły w obłoczki i chmury. I błyskawice. By wkrótce wrócić, wychynąć z dziejowych zakamarków. Z lęków i uprzedzeń. W nich i w nas? Niech historycy i wszelcy badacze zmierzą. Dla wielu Rodaków – w sutannach i bez - zjednoczyły się, utożsamiły z jedną partią. Wtedy partie powstawały, dochodziły do głosu i władzy.

W polskim koście zaczęło się rozrastać i umacniać jednopartyjne duszpasterstwo. Częściowo pokrywające się z podziałem na integrystów i liberałów? W obrębie – jeszcze niedawno zjednoczonego kościoła, wspólnoty wierzących - doszło do głosu i władzy ideologiczne myślenie o wolności, Polsce, Europie i świecie. Starzy przyjaciele wymierają. Kościół umacnia (ideologizuje? Teologizuje?) podziały? U nas to widać jak na dłoni. Nasze dziesięć lat w Unii, nasze dziesięć lat Vademecum, myśl nowoczesna (współczesność) w szkole i Ogrodzie. Została dostrzeżona. Stała się solą w oku. Podłączono pod wrogą ideologię, zaczęło się potajemne zwalczanie. Z nami się już nie rozmawia. Nie odwiedza. Nie spotyka, unika. Według tej nowej dziesięcioletniej linii podziałów jesteśmy zapowietrzeni? Wymagamy egzorcyzmów, odprawia się je może po cichu, za plecami?!

Nie ma papieża Polaka Europejczyka, który by w stół uderzył i zagrzmiał. Obaw zbądź, nie zniknęły znaki zbawienia. Jest papież Argentyńczyk, zna smak i cenę wolności, nawet jej teologię przerobił na sobie. On się ujmie za nami. On jest nam bratem. Znamy smak i cenę wolności.

Czy mam rację? W jakiej mierze? Są miary i znaki. (Prze)milczenia mojego kościoła parafialno-dekanalno-diecezjalnego, przemówienia (kazania) okolicznościowe (3 Maja na Jasnej Górze), nowe grupy, ruchy, inicjatywy kościelno-jakieś (od samorządu po Parlament), sposób świętowania rocznic, odnajdywania siebie i myśli w kulturze czasów i miejsc, pamięci i tożsamości, także z tymi, którzy te czasy i miejsca współtworzyli, współtworzą. I niektórzy wciąż żyją, odrzuceni, przeklęci....

Strachówko, dokąd zmierzasz? Kościele polski, dokąd zmierzasz? Moją radością jest wysławianie Ciebie Boże mój i Panie i Twoich dzieł, jakich dokonałeś wśród nas. Za dni moich, naszych. Śpiewam pieśń dziękczynienia. Wychwalanie Boga i dobra jest moją siłą. Cóż może uczynić mi człowiek? W sukience, garsonce, sutannie lub garniturze! Radość w Panu jest naszą siłą!” Obym nie ustał w tej pracy. Ci, co są nam przeciwni mają być dzisiaj nowymi liderami. Nowej gminy? Kościoła w naszej Ojczyźnie? Całej Polski? Nie Europy i świata, chyba! Są promowani z wysoka? Też dostają znaki i przyzwolenie! Na tym poziomie rozstrzyga się życie i historia. Pod niebem prawd. Wyznacznikiem i ostoją prawd są (sprawdzalne) fakty.

PS.
Grafika ze strony Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Dość często dostaję i wypełniam od nich ankiety na temat życia wspólczesnego kościoła w Polsce. Robia badania i opracowania sytuacji w poszczególnych diecezjach itd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz