„Przez wszystko do mnie przemawiałeś - Panie,
„Przez ciemność burzy,
grom i przez świtanie;
„Przez przyjacielską dłoń w zapasach z
światem (...)
„Twojego
w piersiach mam i czczę anioła -
„To daj jeszcze głos, bo anioł woła
***
„Kościół,
który na Anglię
nie przez boleść irlandzką,
a na Rosję nie przez
boleść polską działa,
nie zobowiązuje
mnie w tej akcji.
I o ile
jest w takiej akcji,
zginie za niewiele już czasów,
bo apostolstwo to nie jest dyplomacja,
kabalistyka i kuglarstwo,
lecz proroctwo szczere”
(Cyprian
Norwid)
Mam w sobie anioła, anioł woła, duch dwuskrzydlaty - wiara i rozum - unosi do kontemplowania prawdy. Dar od JPII! W encyklice niewykorzystanej w naszym Kościele, parafii, gminie, Polsce... jako i nauka soborowa.
Dlaczego muszę (jeszcze) pisać? Skoro już napisałem życiem. Oto sobotni tytuł posta dzisiaj wrócił do mnie i krzyczy coraz mocniej! „Dezintegracja kościelno-gminno-większa 2014”. Czy dzisiaj już wszystko zrozumiałem? Pewnie też, nie. Dając tytuł chciałem podkreślić, że sprawy są związane, powiązane na powierzchni i w głębi. Nie jesteśmy – przecież – dwoma społeczeństwami. Nie da się kombinować, że gmina i państwo, to oni. A Kościół – to my.
Rok w tytule podkreśla, jak bardzo jest to aktualna sprawa. Nie zastanawiałem się w sobotę nad historią ponurego związania, powiązania spraw. W niedzielę zobaczyłem to ponure i straszne powiązanie w naszej gminie z samego rana. Próbowałem przelać w tekst, nie dałem rady. Za ciężkie! Dzisiaj jest poniedziałek, próbuję dalej.
Widzę, że sam nie dam, nie dałbym rady. Opisuję, bo prawda mnie prowadzi. Daje siebie, odkrywa, objawia. To nie jest opowieść o walce (wojnie) polsko-polskiej, w gminie i parafii Strachówka. To jest kawałek po kawałku dawana, opisywana, świadczona droga-prawda-życie osoby na tym terenie. Osoby, daru niebios. I osoby – konkretnej zaangażowanej w dzieje tego terenu i Polski w ostatnich dziesięcioleciach, półwieczu... Gdybym tej drogi nie przeszedł, ciągle idę, gdybym nie przeżył, ciągle żyję, gdybym nie szukał zrozumienia, ciągle jestem otwarty na dialog z każdym, to bym we wszystkich trzech odsłonach? To bym na wszystkich trzech poziomach? To bym we wszystkich trzech wymiarach nie istniał. Wszystkie trzy wymiary, bardzo osobowe, nie sklejałyby jednej prawdy. Jednego obrazu. I podobieństwa najwyższej miary. Życie, przynajmniej samoświadomej osoby, jest konkretem nad konkretami i filozofią i teologią. Bo jej/jego otoczeniem bytowym, środowiskiem rozwoju, egzystencji i istnienia, jest dobro-prawda-piękno. Inaczej nie może, nie potrafi. Grzech, fantasmagorie, przelotność, dorywczość itd. - tego nie dadzą, dać nie mogą, nie potrafią. Łaską jesteśmy zbawieni, nie materią. Łaską – nie własnym wymysłem, pomysłem na siebie (na karierę...) itp. Sensem sensów. Żyjemy w uduchowionym ciele, w duchu ucieleśnionym. Jest prawda. Jest poznawalna. Ona wyzwala. Jest postawa miłości intelektualnej sięgająca aspektów istotowych i konstytutywnych rzeczywistości świata, człowieka i Boga (jeśli ktoś wierzy).
Dezintegracja wszystko niszczy, zabija. Dlaczego u nas? Dlaczego 2014? Dlaczego u nas? - odpowie historia najnowsza, tak z 36 lat, i jeszcze dłuższa, sięgająca aż Króla Jana III, zwanego „obrońcą chrześcijaństwa”. Jeśli ktoś ją zna i opowie nam i światu całemu. Jak - jako pieśń miłosierdzia i dziękczynienia. Dlaczego 2014? Bo teraz żyjemy. No i tej akurat jesieni są pierwsze z kilku wyborów PT Rodaków. Właściwie drugie, były już do Parlamentu Europejskiego. Za dwa tygodnie będą do polskich samorządów gminnych (wsi i miast), powiatowych i wojewódzkich. Za parę miesięcy wybierać będziemy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, a później posłów i senatorów. Pewnie także dlatego. W wielu miejscach ostrzej wtedy widać sprawy historyczne, społeczne - ludzie się odkrywają, także mechanizmy prezentacji siebie, historii, wizji. Nastaje czas prezentacji i dokonywania wyborów. Bez prawdy się nie da. Bez prawdy wybory są pozorem cieni, fundamentem (fundują) kolejnej prowizorki, niedopowiedzeń, gry, manipulacji, albo nawet fałszu, na kolejne lata. Prawda, pamięć i tożsamość stają mataczeniom na wprost, jak barykada. Człowiek jest większy. Człowiek-osoba transcenduje przyziemne (polityczno-interesowne) uwarunkowania.
SFINKS
Cyprian Norwid
Zastąpił mi raz Sfinks u ciemnej skały,
Gdzie jak zbójca, celnik lub człowiek biedny
"Prawd!" - wołając, wciąż prawd zgłodniały,
Nie dawa gościom tchu;
- "Człowiek?... jest to kapłan bez-wiedny
I niedojrzały..." -
Odpowiedziałem mu.
Alić - o! dziwy...
Sfinks się cofnął grzbietem do skały:
- Przemknąłem żywy!"
Myśl nie kończy się, gdy jest zapisana. Wiara i rozum są w nas tożsamością, pracują w nas bez wytchnienia, kończą pracę – jako nasze osobowe rusztowanie - wraz ze śmiercią lub starczą demencją. Nadal więc – po zapisaniu - pracuje, wyrzuca na brzeg ziarna piasku, muszle żyjące echem, nowe związki odkrywa... Dezintegracja - czym większa, wracając do sobotniego tytułu? Jak większa? Fakty wskazują na coś ogólnopolskiego? I dla ogólnopolskich mediów? Według mnie – TAK. Moja parafia i diecezja nie odpowiedzą na moje pytania. Milczą jak zaklęte, nieludzko, nie-po-Bożemu, niemiłosiernie. Zakazano im? To też nie jest normalne (w wolnym kraju, ani w Kościele posoborowym). Wojna polsko-polska? Aż na dnie, u podstaw gminno-parafialnych? Tu i tam, na pewno. W Rzeczpospolitej Norwidowskiej Polska dojrzała do takich pytań. Aby się sobie przyjrzeć z pomocą wielkich Polaków i z samoświadomością ich i (nielicznych) współczesnych.
„Dezintegracja kościelno-gminno-większa 2014”. Dając tytuł, nie zastanawiałem się w sobotę nad historią ponurego związania, powiązania spraw dużo wcześniej. W sobotę widziałem głównie jej stan bieżący, na obu polach połączony. W niedzielę, z samego rana, zobaczyłem historycznie to ponure i straszne powiązanie w naszej gminie . Najpierw – przynajmniej na naszym terenie – wystąpiła dezintegracja na polu gminnej polityki wójta Kazimierza Łapki (1994-2010). Radykalnie odciął się od poprzedniej, czyli Pierwszej Samorządnej Niezależnej - od jedynej partii, jej Komitetu Centralnego, Biura Politycznego i rządu - Kadencji Życia Polaków. Wrócił do mentalności epoki, słusznie minionej, zależnej od kogoś, czegoś – teraz od niego. Był jedynowładcą Wójtokratorem.. Wszystko, co było przez cztery lata uprzednie było „podłe, złe”, najbardziej Wójt I Kadencji, jakaś/czyjaś solidarność, ideowość, religijność, Biblia w biurku, krzyż na, pieśni o dobroci śpiewane na zebraniach wiejskich itd. itp. Zostałem siewcą nienawiści (wprowadziłem zwyczaj śpiewania pieśni Zofii Solarzowej „Błogosławiona dobroć człowieka”, i „Roty” w dwu wersjach, tej patriotycznej i tej kościelnej). Propaganda po roku 1994 musiała być silna, by zagłuszyć pieśń wolności i godności, i sumienia tych, którzy zdradzili dane słowo, lub więzi rodzin w Kościele Domowym. Basta.
Mogliśmy przeżyć 16 lat wójtokracji, bo mieliśmy Kościół i przyjaźń proboszcza. W nim toczyło się życie duchowo-liturgiczne, kulturalne, towarzyskie. A jak jeszcze demokracja obroniła się przed wójtem w szkole (w dwóch etapach, najpierw obrona szkoły przed likwidacją, potem praw obywatelskich do startowania w konkursie na dyrektora/kę) otworzyliśmy się na Europę i świat (Sokrates-Comenius i PAFW, wizyta dyr. Douglas Ades). Goście ze świata jedli/biesiadowali na plebanii, czytali Słowo Boże podczas mszy. Inicjując „Vade-mecum, w korowodzie weselnym Rodziców Cypriana Norwida” (2005) ruszyliśmy z posad bryłę prowincjonalizmu i skamienialiny. W 2010 roku wieczny - zdawałoby się - wójt, przegrał.
Czy odetchnęliśmy wolnością? I tak, i nie. Ustąpił lęk przed ciosem znienacka, poniżej pasa, w plecy. Ustąpił wójt, nie było go. Wielu radnych pozostało. Przede wszystkim pozostała mentalność urabiana przez 16 lat, od domu do domu, od interesanta do interesanta, także przez rozdzielnictwo łask i przywilejów. Nie ustąpi przez następne pokolenie?!
Gdyby chociaż dawny klimat i współpraca szkolno-parafialna, ale gdzie tam. Nowi proboszczowi – „nowe” tradycjonalistyczne myślenie o Polsce, Kościele, o człowieku w Europie i świecie współczesnym - wrócili raczej do tego, co zawsze było. Co kościelne - to kościelne, co Wasze? A!... to chcielibyśmy i na to mieć wpływ. Decydować m.in. jak i czym żyje szkoła, na przykład próbując nas – wolny świat – związać swoją osobista interpretacją IV przykazania kościelnego, typem pobożności, księżowskim rozumieniem posłuszeństwa w Kościele (dla nich absolutnym, sprawa ich życia, bytu, śmierci w wymiarze instytucjonalno-wspólnotowo-całkowitym)... itd. A my na biskupa patrzymy jak na brata w wierze. I tyle. Zawsze gotowi do braterskiego z nim/nimi dialogu, do którego nie są przygotowywani w seminariach. Ciągnie się to za nimi całe życie, a nam i Polsce 2014 bardzo ciąży.
Niby jest większa demokracja, a znów zostaliśmy właściwie sami: jako szkoła, oświata, stowarzyszenia pracujemy nad ekumenizmem poglądów, człowieczym rozwojem wolności i osoby. „Oddaliliśmy się od siebie. Straciliśmy oparcie”. W świecie przyrody i kultury nigdy nie ma próżni. Ktoś inny się zbliżył i dostał oparcie.
Nie ma już mszy szkolnych, spotkań plebanijnych przy różnych osobistych, kościelnych i narodowych datach i wydarzeniach. Nie ma śpiewania pieśni patriotycznych w okolicach 11 Listopada przy biesiadnym stole. Nawet tradycja Spotkań Trzech Króli, pomyślana jako okazja do spotkania władzy (każdej, „świeckiej” i „duchownej”), opozycji, dwu lub kilku – zwłaszcza wadzących się – stron. Nie ma z kim podjąć Gminnych Spotkań Oświatowych, w których w latach I Kadencji uczestniczył wójt, wszyscy księża z okolicy, nauczyciele pięciu szkół w gminie Strachówka (tyle było), zapraszani goście. Ba, nawet Tygodni Wychowania już nie ma - wymyślonych przez biskupów bez pomysłów na wykonanie (jak ustawa bez rozporządzeń wykonawczych). Gmina to gmina, główny nacisk kłądzie na pozyskiwanie funduszy i inwestycje, parafia to parafia, jest od kultu i kultywowania porządku nabożeństw zapisanych tradycją. Tylko szkoła szuka i znajduje partnerów w większych horyzontach, wpisała się na stałe w poszukiwania „adekwatnego słowa i działań” na miarę potrzeb i czasów, i ma udział w najszerszym widzeniu świata i losu ucznia-człowieka-absolwenta na ziemi. Jest najbardziej nowoczesna w rozumieniu spraw ludzkich, społecznych, kulturowych, idzie z duchem wolnego człowieka-osoby w świecie i Kościele (katecheza?).
„Dezintegracja kościelno-gminno-większa 2014”. W świetle powyższego powinno być - gminno-parafialna. Niestety zły proces dezintegracji, choć zaczął się po stronie tzw. świeckiego świata, dzisiaj się związał, powiązał, połączył ze światem kościelno-parafialno-dicezjalnym. Mój/nasz kościół parafialno-dekanalno-diecezjalny odciął się od nas (dałoby się przeżyć), ale niestety także od historii i ciągłości działań i dziania się dziejów naszych gminnych, polskich i świata całego. I od kultury. Od chrześcijańskiego świata, który współ-tworzymy, budujemy w Rzeczpospolitej Norwidowskiej od wielu, wielu lat. Z POMOCĄ/BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM PAPIEŻA.
Dezintegracja. Nie ma dezintegracji życia wspólnoty bez skutków dezintegrujących osoby i rodziny. „Chory animator zaraża wspólnotę” i vice versa. Mój/nasz kościół parafialno-dekanalno-diecezjalny odciął się od nas. Co to znaczy w szczegółach? Zakładałem tutaj Solidarność, byłem wójtem, jestem katechetą od 33 lat, tego nie da się rozłączyć. Aż chcę i powiem - wzorcowe powiązanie drogi-prawdy-życia (i cóż, że na przykładzie własnej osoby, rodziny, losów). Żona od 12 lat kieruje szkołą. Za jej czasów szkoła zyskała imię/nazwę Rzeczpospolitej Norwidowskiej, sztandar, hymn, motto, programy wychowawcze, programy nauczania, nowe metody (Ocenianie Kształtujące), tytuł Szkoły Uczącej Się, poddającej swoją pracę obserwacji ciągłej, wewnętrznej i zewnętrznej itd.itp. Szkoła uczestniczy w programach edukacyjnych: polskich, europejskich i światowych. Powstał, wykształcił się zespół świadomych celów (nauczania, wychowania, kultury większej, wyższej, osobowej...) nauczycieli i wychowawców. Wójt za Rzeczpospolitą Norwidowską dostał Srebrny Medal Akademii Polskiego Sukcesu, żona Brązowy Medal Zasługi od Prezydenta RP.
W takich okolicznościach odcięcie się od nas, od szkoły, od ciągłości dziejów nabiera innego światła i znaczenia. Woła. Krzyczy. Do działaczy oświatowych z całej Polski – ministerialnych i samorządowych i NGO - i do nieba. Do włodarza, włodarzy diecezji też! Pomocy, zrozumienia!
A dla przeciwników, pod kierunkiem nauczycielki, radnej, kandydatki na wójta mam twarde słowa - „Nie zatwardzajcie serc waszych.” W tym miejscu musiała się wyłonić z cienia owa postać nauczycielki, która nie podziela moich/naszych zachwytów nad szkołą, ani historią najnowszą gminy I Polski, ani nad ideą Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Ani, ani. Jest wbrew. Poczynając od imienia szkoły i hymnu. Nie przebaczy nam (szkole, gminie) tego nigdy?! Czy zaśpiewa kiedyś hymn szkoły, w której pracuje od tylu lat?! Ma inne pomysły na wszystko. Ale i do niej się zwracam, zechciej rozmawiać z nami, w Naszej Szkole im. RzN! Powiedz, jakie masz - co do niej i do nas, zespołu - plany, w razie zwycięstwa, którego Ci nie życzymy. Którego się boimy! Nie stawajcie w poprzek drogi rozwoju dla wspólnego dobra, dobra człowieka. Szukajcie, szukajmy współpracy większej. Porozumienia. Współdziałania. Bez dialogu się nie da.
Aż głupio pisać : kto pomoże rodzinie: polskiej, wielodzietnej, patriotycznej i religijnej z pokolenia na pokolenie - Prus, Katyń, narodowe pielgrzymki do Ziemi Świętej, na Kongresy Eucharystyczne, w towarzystwie Prymasa Hlonda, prezydenta Mościckiego (otwarcie Muzeum Techniki), Solidarność, Rodzina Rodzin u boku Prymasa Tysiąclecia, katechizowanie od stanu wojennego, I kadencja samorządu, 13 lat prowadzenia kolonii Caritas, Anioł Stróż Ziemi Wołomińskiej, Rzeczpospolita Norwidowska, Brązowy Krzyż Zasługi... Z Matką Bożą w Ogrodzie wniebowziętą, strzegącą, królującą od 1910. „Matkę Bożą wystawili / ideały swe wcielili /.../ Kapaoni tu wzrastali / i pomocy Twej doznali /.../ niech przemożna Twa opieka... i pociąga ku Twej chwale...” (Maria Królowa z d. Jackowska, 1930).
Aż głupio pisać o sobie, ale jeśli nie my, to kto? Jeśli tutaj mamy takie niezaprzeczalne (zarazem) świętości i zgorszenia, to co może się dziać w innych gminach, parafiach, w tzw. wspólnotach lokalnych i w całym kraju, jak długi i szeroki? Czy tylko naszą rodzinę spotkał ten los w wolnej Polsce? A jeśli nasz głos pomoże innym?
Z jednej strony – u nas w RzN, ale chyba nie tylko tutaj - jest ciągłość, wkorzenienie w nurt zmian wolnościowych, z pokolenia na pokolenie, śpiewanie pieśni dziękczynienia, branie Polski tęczą zachwytu od zarania dziejów... po drugiej stronie jest głównie - nie, bo nie. Są jakby we wszystkim inni, wszystko chcą robić od nowa, po swojemu (pod siebie), na naszych ruinach, jak im się podoba. Normalność, to między innymi ciągłość. Nieciągłość to między innymi dezintegracja. Dezintegracja to śmierć, inaczej mówiąc, mówiąc do końca. Wprost. Z doświadczenia, z bolesnej pamięci (PRL?). Jak oni to wytłumaczą, zwyczajnie po ludzku? A jak teologiczno-eklezjalnie?! Czy oni choć trochę myślą nad tym, co robią? Co rozumieją, z tego, co robią? Przecież to woła o pomstę do nieba.
„Oni” działając na zasadzie odwracania znaczeń, koryt rzek, biegu historii... nie mają zamiaru dyskutować, prowadzić otwartej debaty o wartościach. Nie, bo nie. Jeśli nasze jest światło, promieniowanie, które idzie od pamiętnego dnia wyboru Polaka na światowej Piotrowej stolicy, a wraz z nim wielkie otwarcie w perspektywie światowej, globalnej, to ich jest resentyment do czegoś innego, czego sami przed sobą boją się zdefiniować?! Zamknięci w sobie, nieufni, zablokowani, nieszczerzy, chcą takiego samego zamkniętego świata.
Z zewnątrz może się to wydawać nieprawdopodobne, żeby nauczycielka w pojedynkę, wewnątrz szkoły, ale gromadząc zwolenników na zewnątrz, potrafiła aż tak mieszać, że aż zagrozić? Czy to tylko sprawa osobowości, której ludzie boją się przeciwstawić, stanąć do jawnego sporu o wolność, godność, prawdę, pamięć i tożsamość?! Czy to fenomen, który da się rozpatrywać tylko na tle 16 lat despotyzmu poprzedzającego, w który świetnie się wpisuje jej skryta osobowość, upodobanie do niejawnych działań, tożsame, podobne do tamtych? Może. Fatalne, że dzisiaj działa w oparciu o parafię i księdza. To by się nie mogło wydarzyć za poprzedników. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Tak jak w 1994 odwrócenie biegu historii nie mogło dokonać się tylko siłami wójta Łapki, tak teraz odwrócenie historii (dziś bardziej w Kościele, autorytarnym z definicji, hierarchicznym inaczej) też nie może być dziełem jednej nauczycielki! Takie wsteczne zmiany mają oparcie w mentalności. W niej jest trampolina „nowych-starych” czasów, skok w bok, albo do tyłu, w przepaść dezintegracji.
Czy taka jest kondycja społeczeństwa polskiego 25 lat po transformacji ustrojowej? Jako skutek ucieczki od jawności, ciągłości, od zrozumienia większego, co się u nas, w Polsce i w polskich gminach dzieje? O dziwo i nie dziwo - także co się w tym czasie dzieje w światowym Kościele od 50 lat i w polskim, dzieje i nie dzieje. Od dialogu, debaty, od sięgnięcia do przyczyn stanu rzeczy. Bez pokazania mechanizmów materialistycznego marksizmu państwowego (totalitarnego) dewastującego mentalność polską przez 45 lat. Na tamto, czyli pozostałości zdekonstruowanej mentalności po systemie państwowej i ideologicznej deprawacji, po roku 1989 mali ludzie próbują nadbudowywać nowe swoje „wartości” by zdobyć i utrzymywać jak najdłużej władzę. Kto wytrzyma 16 lat prania mózgu?! Większość polskiego ludu miast i wsi nie rozumie procesów dogłębnie (w głębi dziejów i siebie). Odszedł pokonany marksizm w świecie całym, nie ma nic w zamian?!
Wielce diagnostyczna i prorocka jest sprawy mojej pracy i los naszej rodziny. Wyprowadzając się z Legionowa po siedmiu latach pracy katechetycznej w trzech parafiach - powołany w stanie wojennym 1982 - sprowadzając tutaj, wtedy z jednym dzieckiem, do annopolskiego starego domu sprzed I Wojny Światowej, pomnika II RP z Matką Bożą w Ogrodzie, zawierzyliśmy duchowi czasów, czasowi zmian, transformacji ustrojowej. „Musi znaleźć się zapotrzebowanie na nas w wolnej Polsce”. Przecież o to "walczyłem". Tak rozumiałem sprawę polską. O to walczyli bracia i ojcowie nasi. "Wszyscy dziadowie i Ojcowie Rzeczypospolitej Polskiej tak pojmowali sprawę polską" (Co to jest Ojczyzna, C.Norwid). Przecież wróciłem dlatego z Francji w grudniu 1980, założyłem Solidarność RI w gminie w dniu 3 Maja 1981.
Po roku zamieszkiwania stuletniego domu jako bezrobotny kombatant Solidarności i katechezy polskiej nadeszły wybory ustrojowo-samorządowe 1990. Zrobiliśmy kampanię wolnościowo-solidarnościową, jako Komitety Obywatelskie. Zostałem wójtem I Kadencji. W naszej rodzinie przyszły na świat kolejne dzieci, nowe pokolenie Polaków, Europejczyków, obywateli świata.
Potem nastał czas zdrad. W konsekwencji zostałem katechetą szkolnym Generał Jaruzelski miłą wpływ na moje powołąnie katechety parafialnego, Kazimierz Łapka na zatrudnienie jako katechety szkolnego). Dzisiaj znów jest czas zdrad. Nie ma już dla mnie miejsca. W szkole? Byłoby, byłoby nadal. Ale jak mogę uczyć religii, mając przeciwko sobie księdza proboszcza i kurialistów (dzisiaj działając w zmowie odbierają stypendia FDNT naszym dzieciom)?!
NIE. Ja tak nie mogę. Przepraszam moją rodzinę, że znów staję się bezrobotnym obciążeniem, darmozjadem. Ale... wraz ze zdradą traci się życie. Połowę? Trzy czwarte? Zdradzony jestem przez kogo? Przez wójta minionego Kazika, którego mianowaliśmy po wyborach 1990 sekretarzem samorządowej gminy, a który chciał wszystkich oszukać i szybko został nowym samorządcą na cztery kadencje? Przez nauczycielkę, która pracując w szkole, działa przeciw niej, nie mając szacunku dla dyrektorki i zespołu i chce zostać wójtem? Przez ich elektorat (rodzinny i inny)? Przez Polskę? Przez ludzi Kościoła?
Pewnie za życia się nie dowiem/my. Wy po mojej śmierci, kiedyś. Jak dalece wtedy będzie zniszczony nasz mały? większy? świat przez dezintegrację?!
W czym diagnostyczna (symptomatyczna). Prorocka? Praca i brak pracy, są wielce diagnostyczne dla rodzin i społeczeństw. Proroctwo zaś wtedy (czas przemian 1989/90) się spełniło. Bo zaufaliśmy i żeśmy się nie zawiedli. Budowaliśmy życie na wierze (zaufaniu). Do prawdy i jej mechanizmów. Prawda żyje (nigdy nie kostnieje), objawia się, daje łańcuchy kojarzeń, działań, gwarantuje logikę, ciągłość, jedność (objawień) itd.itp. Daje wolność. W niej ufundowana jest godność osoby. Prawda jest nierozłączna z wiarą religijną, z Bogiem.
Wierzyliśmy wtedy, że nowa wolna Polska będzie nas potrzebowała. Że jest ciągłość i solidarność dziejów?! Że nasza rodzina będzie mogła się rozwijać wraz z Ojczyzna wolną. Bo to jest nasza Matka, ta ziemia i ta Ojczyzna.
Tak samo wierzę, że i w 2014 i latach następnych, następnych, że ten sam Bóg, ta sama Opatrzność nie pozwoli nam zginąć, zmarnieć. Jest prawda. Jest poznawalna... i postawa milości intelektualnej. "Ten sam jest Bóg, nie żaden inny".
Czy mogę się z tym wszystkim pogodzić? Zapomnieć! Polsko, pamiętasz nas jeszcze? Swoje córki i synów, jak kamienie rzucane na szaniec wolności! Bo to jest nasza Matka, ta ziemia! Bo to jest nasza Matka, ta Ojczyzna!”. Duchu Święty powróć i przywróć tamto oblicze tej ziemi!
To, że kandydaci na wójta walczą wszelkimi sposobami mogę zrozumieć. Ale dlaczego ksiądz nic nie rozumie? Dlaczego kuria nie rozumie? Polski Kościół?! Dlaczego milczą? Nie stają w obronie człowieka-osoby, rodziny, dziejów... Nie pojmuję. Nie mieści się w mojej wierze i rozumie.
Jak dotąd kołysała i prowadziła mnie prawda. Ona ukołysze i dzisiaj. Ważniejsza niż śmierć i odrzucenie. Ona znalazła we mnie mieszkanie, ja w niej – dom. Fundament wszystkiego. Ona daje wolność prawdziwą. Dlatego mogę pisać. Bo ani płakać nad sobą, ani niszczyć nikogo nie chcę, nie będę... Znam prawdę i ona mnie zna. Musze więc ją opisać, opisywać, dzielić się nią, póki życia i sił. Tylko tyle? Tak, tylko. „Odpowiednie dać rzeczy słowo”.
Widzimy w naszym życiu przykłady odwrócenie znaczeń, historii, fundamentów. Odwrócenie znaczeń, zaczęły się u nas zwyczajnie, czyjąś ambicją i parciem do władzy i po pieniądze po trupach, bezwzględnie, bez zwracania uwagi na wartości, które leżały i decydowały o etapie poprzednim polskiej historii. Wartości ludzkie, duchowe, patriotyczno-duchowo-kościelne... Wszystko można było ludziom wmówić (na wsi). Tak działał nasz wójt czterech kadencji. Doszedł do władzy odwracając ludzi, radnych, z rodziny i nie tylko, słowo przyrzeczeń łamał bez skrupułów. Rozpadła się m.in. grupa rodzin spotykająca się na eucharystiach i pracy nad Biblią (wzór Kościoła Domowego), byli wśród nich wójt I Kadencji, solidarnościowcy, sąsiedzi, radny. Wójt-katecheta został przemianowany na „siewcę nienawiści”. Po wsiach nowy wójt (nowej epoki) chodził z różańcem, nie katecheta.
Tak było przez 16 lat, a prawdę mówiąc dużo dłużej. Bo zaczął grać za moimi/naszymi plecami dużo wcześniej. Pewnie całą kadencję. Zwietrzył swoją szansę.
Ale i po jego porażce wyborczej z trzecim wójtem nowej ery Piotrem w 2010, sytuacja mentalno-społeczna u nas się niewiele zmieniła. Piotr się boi narazić gminnej opinii, jak wiejska wieść niesie, więc nie stanie w naszej obronie, po naszej stronie i historii najnowszej i pamieci i tozsamości. Tak to działa. A Krystyna jawnie chce tę resztkową sytuację wykorzystać. Dano mi więc za jej czasów, na jej korzyść, miano „zdrajcy dzieci komunijnych i rocznicowych” z jej akurat klasy, wcześniej nie byłoby to możliwe. Ona szykowała sobie od lat (12?) grunt pod sięgnięcie po władzę. Rodzice uczniów z klas początkowych są wyśmienitym kąskiem dla tej nauczycielki-polityka. Stała się i jest więc „dwa w jednym” (i więcej, kto wie, co w niej siedzi) nauczycielką i liderką przeciw szkole. Ma w zanadrzu inne atuty i narzędzia. Ona mogła wreszcie od dwóch lat sięgnąć po liderowanie w parafii, w życiu duchowym wspólnoty lokalnej, jako wychowawczyni różańcowa, rodzinna, liturgiczna... Teraz, po kryjomu podjęła nawet studia na teologii, aby zostać w przyszłości katechetką. No bo skoro wójt I Kadencji Wolnej Polski był/jest katechetą? To i ona, we wszystkim (?), przeważnie(?) naśladowcza. Skryta, że chyba nawet Bóg nie wie, co myśli i planuje. Dyrektorkę szkoły (DyrKa) chciała wywieźć na taczce, jak Jagnę, podburzała, ale chyba już tego sławnego posta ze swojego bloga usunęła. Często tak robi, zmienia, usuwa, innych blokuje... Dzisiaj powie, że to była tylko gra słowna, straszenie, zabawa... choć tego samego posta wtedy powtarzała UROCZYŚCIE DWUKROTNIE na swoim blogu, żeby nikt nie miał (wtedy) wątpliwości, co myśli i zamierza, że jest tak jak (wtedy) mówi, tak wierzy i nie zmieni, nie usunie tych słów.
A my co możemy? Znów, jak w przypadku Kazimierza Wójta Łapki, powtórzymy: traktowaliśmy ją jak koleżankę, przyjaciela. Dwa razy brałem ją, Krystynę Ołdak, jako wychowawczynię na kolonie Caritas. Wcześniej, jako wójt, pomagałem jej się osiedlić w gminie w mieszkaniu komunalnym, dla nauczycieli. Myślałem, że będziemy zawsze iść wspólną drogą, dla dobra wspólnego, jak w pielgrzymce. Naprawdę!
„Nie umiem mijać ludzi / za każdym zostaję zastygłym spojrzeniem” i „nienawidzić nie potrafię...” (Wierszyki, lata 80-te ubiegłego wieku). Osoba, samoświadoma osoba, ma pamięć i tożsamość. Jest jednością. Ciągłością włąsnej osobowej historii, ideałów.... Drogą-prawdą-życiem. Patrzę, jak patrzyłem, w oblicze Tego samego Boga, tej samej historii człowieka, Polski, Kościoła, mam tę samą wielką nauczycielkę modlitwy z miasta Avila w Hiszpanii. Tych samych mistrzów zachwytu nad rzeczywistością: Cypriana Norwida i Fortepian Chopina, Pawła Apostoła Narodów, Jana Pawła od Veritatis splendor etc., Gaudium et spes, Lumenen gentium...
„A jeśli w łzach gnębionych ludzi,
A jeśli w dziewic krwi niewinnej,
A jeśli w dziecku, co się budzi,
Ten sam jest Bóg - nie żaden inny -
To - namiot Twój niech będzie szerszy
Niż Dawidowych cedrów las - -
Bo z Królów-Magów trzech - Tyś pierwszy,
Co konia swego dosiadł w czas!” (C.Norwid, Do emira Abd el Kadera)
Gorzka refleksja - przecież jest wiedzą publiczną, że odwraca się szpiegów, ale nie swoich! Kto zatem musi odwracać nasze życie, historię, osoby... traktuje nas jak szpiegów, wrogów gminy, Polski? Kościoła? W PRL byliśmy narodem bez państwa. Teraz mamy funkcjonować jako katolicy bez Kościoła, parafii, diecezji, FDNT... bo pytamy i chcemy żyć w prawdzie i dialogu, który do niej prowadzi? Kto! Kto! Kto! Dobrze, że jest Internet i wolność. I Dom Kultury w Łochowie :-)
Norwid i Tischner? Tischner i Norwid? Jasne. Czemu nie. I nowi teologowie, współcześni chrześcijańscy myśliciele przychodzą z pomocą. Samą obecnością w naszym życiu-prawdzie-drodze. Dzieląc się swoją wiedzą, wiarą i rozumem. Dzieląc się i będąc dla wszystkich w Internecie. Jak wczoraj w Miejskim i Gminnym Domu Kultury ksiądz profesor Andrzej Draguła. Znany w całej Polsce teolog i publicysta „troszczy się o Kościół i kulturę, ale najbardziej chodzi mu o Boga”. „Trzeba ocalić Boga, bo tylko On zdolny jest nas ocalić”. „Czy procesy sekularyzacyjne są dla chrześcijaństwa jedynie zagrożeniem? Może to tylko koniec pewnej historycznej – a więc zmiennej i niekoniecznej – formy zachodniego katolicyzmu?” Kościół zamykający się w zakrystii, nieobecny w naszym inter-osobowym-świecie sam paradoksalnie sekularyzuje świat.
Czy Kościół może funkcjonować poza kulturą? Bez inkulturacji? Każdy misjonarz odpowie, że nie. Papież Franciszek też – jest przecież współtwórcą dokumentu z Aparecida. Kościele mój parafialno-dekanalno-diecezjalny? Konserwacja czy misja? Konserwacja czego? Dezintegrując nas, naszą historię, tzw. wspólnotę lokalną i narodową sekularyzujesz kulturę Rzeczpospolitej Norwidowskiej?! Konserwowanie w kościele - to innymi słowy konsumpcjonizm (duchowy), który piętnujemy w świecie współczesnym. Kolejny paradoks?! Czy to tylko wygodnictwo duchowo-intelektualne i lęk. I słabe przygotowanie do służby we współczesnym świecie, z jako-taką znajomością dróg współczesnej myśli i Soboru Watykańskiego II. Non abbiate paura! - mówił, pisał, wołał Jan Paweł II. To jest jedno z najbardziej pamiętanych zdań naszego papieża. Pokazujmy życiem, że je rozumiemy.
Jak widział i w jakim Kościele był Norwid? Jaki jest Kościół Tischnera? Jaki Franciszka, Draguły, biskupa Rysia, siostry Chmielewskiej...?
Tischner mówił, że istnieją dwie tendencje w rozumieniu Kościoła „liberalizująca i integrystyczna. Twarzą pierwszej tendencji jest Hans Küng, protagonistą drugiej Marcel Lefebvre. „To są dwie skrajne tendencje. A między nimi szukamy drogi pośredniej. „Eklezjologia życia” Tischnera jest niezwykle głęboka. Kościół jest po to, by pomagać człowiekowi być sobą. „Nie przychodzi się do Kościoła, aby było w życiu łatwiej. Nie przychodzi się jednak również po to, by w życiu mieć trudniej. Przychodzi się dlatego, że Kościół świadczy o heroicznym wymiarze ludzkiej egzystencji”. Sobą można się stać jedynie na drodze jakiegoś heroizmu, przez poświęcenie, oddanie się komuś.”
Człowiek-osoba jest transcendencją. Żyje w wiecznej transcendencji. Przekracza siebie. Powie to Paweł Apostoł, Teresa z Avila, Norwid, Ingarden, Tischner, Wojtyła - „wytwory kultury ludzkiej, bez względu na to, czy są dziełami poszczególnego człowieka, czy też całej społeczności ludzkiej konstytuują się na podłożu rzeczy i procesów przyrodzonego świata, przystosowanych do tego przez człowieka, a ich własności przekraczają granice uposażenia rzeczy materialnych, pokrywając je nową warstwą sensu i nowych zjawisk. Transcendując tym te rzeczy, tracą zarazem pełnię i autonomię istnienia i nie posiadają mocy rzeczywistości niezależnej od człowieka i jego aktów duchowych. Mogą one zaspokoić aspiracje człowieka do życia wzniesionego ponad przyrodę jedynie pod warunkiem jego nadzwyczajnej duchowej aktywności i zapadają z powrotem w zupełny niebyt, skoro tylko człowiek traci wolę transcendowania swej prostej natury przyrodzonej i wyrzeka się swej twórczej aktywności świadomości." (Ingarden, Człowiek i przyroda).
"Czymże jestem ja, nie ów kawał mięsa i kości, lecz ja z krwi kości mych wyrastający, człowiek działający? Raz powstały, bez względu na to, z jakich sił i na jakim podłożu, jestem siłą, która sama siebie mnoży, sama siebie buduje i sama siebie przerasta, o ile zdoła się skupić, a nie rozproszy się na drobne chwile ulegania cierpieniu lub poddawania się przyjemności. Jestem siła, która - w ciele żyjąca i ciałem się posługująca - ślady ciała na sobie nosi i jego działaniu nieraz podlega, ale zarazem, raz to ciało ujarzmiwszy, wszystkie jego możliwości na wzmożenie samej siebie obraca. Jestem siłą, która raz w świat sobie obcy rzucona, świat ten sobie przyswaja i ponad to, co zastaje, nowe - dla swego życia niezbędne - dzieła wytwarza.
Jestem siła, która się chce utrwalić - w sobie, w swym dziele, we wszystkim, z czym się spotyka - czując, że wystarczy tylko jedna chwila odprężenia czy zapomnienia, a samą siebie rozbije, samą siebie zatraci, unicestwi. Jestem siła, która największe skarby zachwytu i szczęścia w tęsknocie sobie uraja i do ich urzeczywistnienia dąży, ale wszystkich ich zrzec się gotowa za samą możność przetrwania. Jestem siła, która się ostaje w przeciwnościach losu, gdy czuje i wie, że swobodnym swym czynem z niebytu wywoła to, co po niej pozostanie, gdy sama się już w walce spali. Jestem siłą, co chce być wolna. I nawet trwanie swoje wolności poświęci. Ale zewsząd pod naporem sił innych żyjąca, niewoli zaródź sama w sobie znajduje, jeśli się odpręży, jeżeli wysiłku zaniedba. I wolność swoją utraci, jeżeli się sama do siebie przywiąże. Trwać i być wolna może tylko wtedy, jeżeli siebie samą dobrowolnie odda na wytwarzanie dobra, piękna i prawdy. Wówczas dopiero istnieje" (Ingarden, Człowiek i czas).
Nie będę płakał nad swoim losem. Będę pytał, co ma na celu mój ksiądz proboszcz, były kanclerz kurii warszawsko-praskiej ks. Wojciech Lipka (promotor? czy prowodyr? działań by zabrać stypendium Żywego Pomnika św. JPII dzieciom Kapaonów), może nawet jego i mój biskup, inni podobnie myślący i działający w moim/naszym Kościele. Nie w dziedzinie teologii, ale na drodze-prawdy-życia. Ich i naszej, związanej czasem i miejscem.
Opisałem wszystko, co jest mi wiadomym w sprawie dezintegracji gminno-kościelno-większej 2014 w Strachówce: gminie, parafii itd., szkole (skutki), NGO'sach... Bezpardonowo? Możliwe. Jak w 1980/81, 1990 (wtedy przywracając normalność i ciągłość polskich dziejów i duszy)... jak przez całe życie!? Nie muszę być bezbłędnym, nikomu się to na ziemi nie uda. Jeśli więc mamy poznać jeszcze większą prawdę, niech inni wyrażą swoje zdanie, opinię, niech opiszą nasza historię i stan bieżący. Krytykę zniosę. Przemilczania, jak gdyby nic się nie działo, nie stało? Nie.
Na stronie jednej z kandydatek w obecnych wyborach samorządowych ucieszyłem się hasłem „Człowiek - najlepsza inwestycja”. Inwestujmy. Z wizją i odwagą. Przezwyciężajmy, pokonajmy dezintegrację. Zło – dobrem.
PS.
Ksiądz profesor Andrzej Draguła w Miejskim i Gminnym Domu Kultrury (Świątyni Kultury!).
Znak czasu i... młodzież jest, księży z okolic nie ma ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz