Jestem grzesznikiem, ale nie jestem grzecholubny. Jestem Bogolubnym, prawdolubnym, dobro- piękno- też.
Grzech i zło niszczą
piękno itd. Oczywiste. Ale jest dobro, jest prawda, jest piękno,
które są większe niż nasz największy grzech i zło. I te –
dobro, piękno, prawda - pod ręką, tuż tuż i te, jako Najwyższe,
Osobowe, Bóg.
Oczywistości. Ale
wychodząc od tych i innych oczywistości, chcę zastanowić się nad
zwykłym niezwykłym fenomenem, dostępnym każdemu z nas, prawie
codziennie. Nad relacją: Bóg – religia – samopoczucie. Celowo
odwołuję się do samopoczucia. Powiedzenie: Bóg – religia –
psychologia (człowiek) są zbyt trywialne. Wiadomo, że nie ma
religii, bez człowieka. A Bóg bez człowieka byłby Bytem
nieznanym. Ale co ma do tego samopoczucie?
Nie raz już
chciałem wziąć to pod lupę. “To”, czyli właściwie środek siebie, relacje między ja i resztą bytów, zwłaszcza Ty - Boga (subiektywność - obiektywność?, mój świat wewnętrzny - świat zewnętrzny rozumu i wiary...). Nie znam
innego samopoczucia, jak tylko swoje, samopoczucie innych osób jest poznawalne mniej
doskonale.
Mogę już napisać:
moje samopoczucie, a Bóg i religia. Czy to, co subiektywne może
mówić coś o tm, co obiektywne. Co Największe? Subiektywność a
Dobro Piękno Prawda? TAK. To mnie frapuje od dawna.
Samopoczucie jest
jakby marginalizowane w rozważaniach religijnych na poziomie
codziennym, lokalnym. U świętych (mistyków) – nie. Może nawet
samopoczucie jest chowane za plecami, wstydliwie, jako nielicujące z
wielką religijną domeną. O nie! O, biada nam, jeśli tak jest!
Przykład z wczoraj:
- po czarnej nocy i
poranku pojechałem do szkoły, wiedząc, że spotkanie z dziećmi
(czemuż także nie z dorosłymi, ależ oczywiście) musi dać dobro,
które zajaśnieje czymś większym.
Przykład z dzisiaj:
- też nie
najpiękniej, choć dużo jaśniej się budzę, po śnie
takim-owakim, wśród innych, były też spowiedź, spotkania,
rozmowy duchowo-intelektualne... (jestem zwykłym homo sapiens
religiosus). Potem kawa, śniadanie, to, tamto i nagłe dobre
samopoczucie. Na pewno w tym nagłym zwrocie był procent od wczorajszego dobra (opisanego w poście "Zachować (ratować) dobro i prawdę"). Po nitce do kłębka, do piękna, dobra, prawd
licznych, pięknych i dobrych, wszystko w jasności się zanurza i
jak psałterza wiersze i dęby pamięci otaczają mnie. Gdzieś w tej
mączce-tworzywie bytu jest (znajduje się) punkt zaczepienia, ten pierwotny
punkt zwrotny, ale nie jestem w stanie wyplątać go z całości. Ktoś
nadmiernie religijny pójdzie na skróty I powie: Go w Całości, ale
nie ja. Ja chcę bardziej pomyśleć, poszukać, zapisać. Adekwatne
dać słowo rzeczy, która mnie pochwyciła. Homo sum et...
Nawet Piłata zastanowiło
dobro i zło w rozsądzaniu sprawy Jezusa, wskazywał poruszony na “Ecce homo”
i pytał “A cóż to jest prawda”.
Doświadczenie
dzisiejsze inne? Nie zaglądam do Internetu, by dzisiejszość,
zwłaszcza ta nasza, zwłaszcza po moim wczorajszym poście
opisującym nasze nie-rozsądne sprawy, I to właśnie z
posługiwaniem się religią, nie zburzyły spokoju, nie zaciemniły
jasności, nie zniszczyły dobra, nie utrudniły kontemplacji prawdy
I piękna, które jest, mieszka wśród nas. W Tobie, we mnie, w nas,
w nich!
Różne
są samopoczucia. Różne miewają powody. Każde moje samopoczucie,
dobre i złe, ma swój kontekst najgłębszy. Tak lub owak prowadzi do
sprawy Boga, religii i człowieka (czyli i mnie, w istocie).
Samopoczucie
może być dobrą (doskonałą) drogą do odnalezienia i odnowienia
dobra, prawdy i piękna w nas. Czasem przechodząc etap refleksji nad
grzechem i złem. Grzech i zło nie są oderwane od całości,
pisanej z małej i wielkiej litery. Jesteśmy transcendencją.
Transcendencja jest w nas. I znów, ta z małej i z wielkiej litery
(nawet jeśli mamy swoje własne gramatyki i ortografie). My jesteśmy
transcendencją – podobieństwem i obrazem transcendentnego Boga.
Jesteśmy immanentną transcendencją. Nie możemy od niej uciec (się
wyzwolić). Ba, nie jestem w stanie uchwycić jej punktu zaczepienia
we mnie, nawet punktu zwrotnego swoich samopoczuć.
Psychologia
nie jest w stanie ukonstytuować samej siebie. Bez reszty kultury. Bez
całości, która na nas oddziaływuje, nas kształtuje, na nas wpływa
tak i owak, wszechogarniająco. Bogu dzięki, jeśli w dialogu
rozumnym. Fatalnie, jeśli poprzez filtry i kagańce zamkniętej
(chorej) prywatności, które jej intencjonalnie (i nie) nałożymy.
Chwila refleksji nad
sobą, nad swoim samopoczuciem, prowadzi homo sapiens (czy tylko h.s.
religiosus?) na zielone pastwiska, nad wody spokojne. Stąd mogą
ścieżki, ścieżynki, mosty I mostki prowadzić do medytacji,
adoracji, kontemplacji. Jeśli zrobimy dalsze kroki, jeśli damy się
poprowadzić.
To wszystko było i
jest w religii, choć... Choć zdaje się, jakbyśmy w swojej
codzienności mniemali, ze to tylko dla specjalistów mnichów,
mniszki i w książkach. Otóż, nie. To wszystko jest w Dobrej
Nowinie. Tylko – niestety – przykroiliśmy ją w naszej
religijnej codzienności do utartych zwyczajów, tradycji itp.
Ogólnie – do bezrefleksyjnej dominacji archaiczności (choć
ciągle żywej) form, szat, gestów, obrzędów, jakby one były
istotą religii. O bezrozumni. O zgrozo XXI wieku. Zgrozo w Roku
Wiary (i Rozumu)! Kościele święty coś zrobił z powiewem Ducha
Świętego w Świętym Powszechnym Soborze Watykańskim II. Jeśli
nasze życie religijne, życie naszych lokalnych wspólnot wiary,
zwanych parafiami, nie kręci się wokół nauczania soborowego, w
licznych spotkaniach, rozmowach (np. w katechezach dla dorosłych),
to słusznie ksiądz Tomasz Halik użył określenia “zdradzona
rewolucja” (ze znakiem zapytania).
A co by dzisiaj
powiedział święty Augustyn, który już w IV wieku wiedział, że
“nie ma wiary bez myślenia”? Zdumiony był także tym, że
podziwiamy świat, krajobrazy, osiągnięcia ludzkości, a sami
siebie nie znamy, sami siebie nie podziwiamy.
Skierujmy więcej
światła do środka, a więcej Światła odbierzemy, niż
zainwestujemy. Zachwyćmy się, od czasu do czasu, nawet swoimi
samopoczuciami :-)
PS.
Po jakimś czasie, nabywszy większego doświadczenia, trzeba rozszerzyć kwestię o możliwość zwodzenia, o rozeznanie, na ile tradycja, a na ile rozumność natury człowieka, jest fundamentem naszej religijności, o zakres miłosierdzia (np. o auto-miłosierdzie, nie tylko auto-oskarżenia, w związku z bliźnim i Bogiem samym...).
PS.
Po jakimś czasie, nabywszy większego doświadczenia, trzeba rozszerzyć kwestię o możliwość zwodzenia, o rozeznanie, na ile tradycja, a na ile rozumność natury człowieka, jest fundamentem naszej religijności, o zakres miłosierdzia (np. o auto-miłosierdzie, nie tylko auto-oskarżenia, w związku z bliźnim i Bogiem samym...).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz