sobota, 25 maja 2013

Rewolucja s艂owa



Spojrzenie w oczy dziecka (ka偶de?) mo偶e da膰 rado艣膰 i inne g艂ebokie prze偶ycia. Na katechezie s膮 wr臋cz niebem. Na katechezie mog膮 mie膰 wymiar Absolutu. Bo:
- nie mog臋 go, jej oszuka膰, ani nawet zawie艣膰 艣wiadomie, mi臋dzy nami musi by膰 prawda
- poznacie prawd臋, a prawda was wyzwoli
- je艣li nie staniecie si臋 jak one... kiedy bardziej, ni偶 na katechezie?... gdy Bo偶y Duch...

Dobry pasterz zna owce swoje, a one go znaj膮 te偶. Nie ka偶dy pasterz jest (musi by膰) – dla tego – idea艂em. 艢wi臋to艣膰 buszuje mi臋dzy pasterzami i owcami. 艢wi臋to艣膰, to nie bezgrzeszno艣膰. Kto bez grzechu, mo偶e mie膰 (wtedy) inne zaj臋cia... rzuca np. kamieniami.

I tak oto wr贸ci艂em do pocz膮tku wczorajszego posta, na pocz膮tku dnia i pisania. Bo przecie偶 zapowiedzia艂em post pt. “Rewolucja s艂owa”, a tu ci臋偶ko jest mi si臋 rano rozkr臋ci膰, wi臋c wracam do tego, co dobre, co sprawdzone, co si臋 naprawd臋 zdarzy艂o. Raz realizm, zawsze realizm. Raz si臋 zdarzy艂o, wi臋c jest. Dobry dawca nie odbiera daru. To, co si臋 wydarzy艂o – zw艂aszcza rozpoznane jako dobro – jest darem. Nie wymy艣li艂em sobie tego. “Bo zbyt jest pi臋kne”.

Wczoraj, cho膰 mia艂em opisa膰 dzie艅 czwartkowy, dosta艂em rano prze偶ycie innego s艂owa/s艂贸w/prawdy. O mocy s艂owa, kt贸re jest nam dawane. Zacz膮艂em wi臋c tak:
Da艂bym tytu艂 “Rzecz o wolno艣ci s艂owa”, ale jest ju偶 zaj臋ty.
Ale po kolei:
Mia艂em zasi膮艣膰 dzisiaj do klawiatury i zapisa膰 pi臋kny dzie艅 wczrajszy, dany mi w szkole. Dany do prze偶ycia mnie, innym, ka偶demu, kto ma oczy do patrzenia, uszy do s艂uchania, g艂ow臋 do my艣lenia, wiar臋 i rozum pracuj膮ce razem, nie oddzielne. Serce do kochania, ale z tym chyba problem najmniejszy, ka偶dy kocha (lepiej ode mnie) i mo偶e by膰 moim nauczycielem. Ja [mog臋 by膰 chyba nauczycielem] w my艣leniu, tzn. w odwadze my艣lenia i pisania/m贸wienia tego, co my艣l臋.

Po kolei. Nim zaczn臋 w ko艅cu o wczoraj, musz臋 o s艂owie, ktore mnie zrodzi艂o rano, kt贸re rodzi si臋 we mnie, ka偶dego dnia. Rodzi mnie s艂owo. S艂owo rodzi si臋 we mnie. Ten fakt u艣wiadomiony da艂 tytu艂. O nim chc臋 (musz臋!) napisa膰 s艂贸w par臋, ale wreszcie chc臋 zacz膮膰 o dniu i s艂owie wczorajszym, kt贸re na szcz臋艣cie mam na kartce w paru punktach, wi臋c mo偶e si臋 uda. Bez zapisania wszystko ginie. Bez wypowiedzenia, nie ma miedzy nami.... czego艣, ale nie ma pustki, zawsze wci艣nie si臋 co艣 innego.

Wczoraj dane, wczoraj powinno by膰 obrobione my艣l膮 i pi贸rem, ale zrobi艂oby si臋 zbyt du偶o, za ci臋偶ko, dla mnie i dla Was. Dlatego zostawi艂em tylko to, co by艂o o “katechetycznym bardzo czwartku, a “to” przenios艂em na dzisiaj.

Czy mo偶na si臋 obudzi膰 bez s艂owa? Czy mo偶na obudzi膰 si臋 w swojej 艣wiadomo艣ci bez s艂owa? Czy 艣wiadomo艣膰 budzi si臋 i jest bez s艂贸w? Bez obraz贸w, poj臋膰, pami臋ci, to偶samo艣ci...? No nie! Budz臋 si臋 i jestem w 艣wietle dnia, w 艣wietle (samo)艣wiadomo艣ci, budz臋 si臋 i jestem, bo...!
Nastroje mog膮 by膰 r贸偶ne. Ma艂o kto lubi przebudzenia poranne i wstawanie do pracy, szko艂y, obowi膮zk贸w... cho膰 bywaj膮 wyj膮tki. Niekt贸rzy maj膮 radosne wstawanie wpisane w regu艂臋 lub postanowienia. - “Bierzmy krzy偶” - “I nie艣my go z rado艣ci膮” m贸wi膮 sobie Franciszkanki Krzy偶a w Laskach. Ale jednak “krzy偶”.

Jest jeden sprawdzony spos贸b na roz艣wietlenie porank贸w, u偶ywaj膮 go osoby wierz膮ce, zw艂aszcza te bardziej pobo偶ne. Jest nim modlitwa. To s艂owo zawsze mnie rodzi. Odradza. S艂owo, modlitwa, wcielenie s艂owa, przed 2 tysi膮cami lat S艂owa Boga Jezusa z Nazaretu, teraz w ka偶dym homo sapiens, c贸偶 dopiero ochrzczonym. S艂owo ciszy przed krzy偶em rodzi tak偶e moje katechezy, nawet te s艂abiutkie, s艂abiute艅kie. Jeste艣my cia艂em uduchowionym, duchem uciele艣nionym. Jeste艣my ca艂o艣ci膮 (osobow膮). Czy mo偶na pozna膰 ducha, bez s艂owa, nawet nienazwanego, niewypowiedzianego? Jak?

I oto, po modlitwie, jestem odrodzony s艂owem. Nape艂niony! Czym? Duchem. Duchem S艂owa Wcielonego? S艂owem z krainy pokoju, kr贸lestwa niebieskiego, 艂膮k zielonych i pastwisk, w贸d spokojnych... I nie wolno mi w Strach贸wce o tym m贸wi膰, 艣wiadczy膰?! Dlatego od razu wczoraj stan臋艂a przede mn膮 sprawa wolno艣ci s艂owa w Strach贸wce, Ko艣ciele, Polsce. Je艣li tyle os贸b chce mnie uciszy膰, wszelakimi sposobami, naciskami, zakazami... to gdzie jest nasza wolno艣膰?! wolno艣膰 mi臋dzy nami? TAK OTO WIELKI TEMAT opanowa艂 mnie na d艂ugo. Wolno艣膰 s艂owa! Co to jest wolno艣膰? Co to jest s艂owo?

Mo偶e jest Absolutem, kszta艂em absolutu? Kszta艂tem mi艂o艣ci? Darem osoby dla drugiej osoby? Darem osobowym – na pewno. Objawieniem tajemnicy, kt贸r膮 jeste艣my, i kt贸ra mieszka w nas i mi臋dzy nami?

G艂臋bia Rzeczpospolitej Norwidowskiej ujawnia i ods艂ania przed nami coraz nowe wymiary. A ja ju偶 prawie my艣la艂em, 偶e w zasadzie jest pozamiatane ;-)
Gmino moja, szko艂o moja, parafio moja, Ojczyzno moja! Gdzie jest Twoja wolno艣膰! Czemu milczycie?! Niepodleg艂o艣膰 wywalczyli艣my, przez Solidarno艣膰, Okr膮g艂y St贸艂, umowy spo艂eczne, modlitw臋 wierz膮cych, pomoc Opatrzno艣ci. A wolno艣膰? Wolno艣膰 ka偶dego z nas, do u艣wiadomionej obecno艣ci we wsp贸lnocie narodowej, samorz膮dowej, ko艣cielnej, mentalnej?! W 艣wiecie, w kt贸rym 偶yjemy. We wsp贸艂czesno艣ci. W Roku Wiary (i Rozumu) og艂oszonym przez jednego papie偶a, kontynuowanej przez drugiego.

Wsp贸艂czesno艣膰 sz艂a d艂ugo do tej cz臋艣ci Europy. Dosz艂a. Ale czy znamy jej drogi? Jej 艣cie偶ki w naszych okolicach?
Wsp贸艂czesno艣膰 sz艂a drog膮 odkrywania wolno艣ci i osoby. Przez etapy personalizmu, egzystencjalizmu, fenomenologii, filozofii dramatu (i spotkania), filozofii drugiego (z epifani膮 twarzy), z prawami cz艂owieka i obywatela, z Wielkim 艢wi臋tym Soborem Watyka艅skim II... Wiele jeszcze na pewno zosta艂o do odkrycia... ca艂ego cz艂owieka. Cho膰by rozpracowa膰 lepiej nasz m贸zg. 
A ju偶 wszystko wydawa艂o si臋 w drugiej po艂owie XX wieku takie proste! Zw艂aszcza marksistom i r贸偶nym pozytywistom. 呕e znaj膮 cz艂owieka z atom贸w, kom贸rek, wyposa偶onego w pi臋膰 zmys艂贸w... dookre艣lonego stosunkami spo艂ecznymi. 

Po co komu jeszcze wiara (i rozum), dzi臋ki kt贸rym mo偶emy si臋 wsp贸艂kreowa膰 (ko艅czy膰 dzie艂o stworzenia) do ko艅ca swoich dni na ziemi. Og艂oszono, 偶e wiara to przes膮d i irracjonalizm. Na takim gruncie wkr贸tce wyros艂y pseudo-wiary np. w jedno-p艂ciowe para-ma艂偶e艅stwa, w para-p艂e膰 spo艂eczn膮...
Karol Wojty艂a opublikowa艂 w tym czasie "Osoba i czyn" i "Mi艂o艣膰 i odpowiedzialno艣膰", a pod koniec wieku alfabet spo艂eczny "Centesimus annus". Nie ma osoby bez czynu. Ka偶dy czyn wsp贸艂-kszta艂tuje osob臋, podmiot czynu. Osoba i czyn, mi艂o艣膰 i odpowiedzialno艣膰, wiara i rozum id膮 w parze i nigdy nie powinny da膰 si臋 rozerwa膰. Modlitwa jest czynem, s艂owo jest czynem, wiara i my艣lenie s膮 czynem. W pocie swego czo艂a. Aby “odpowiednie da膰 rzeczy s艂owo”. Verbum et verum convertuntur? Mo偶e! Skoro S艂owo staje si臋 Cia艂em! Verbum caro panem verum / verbo carnem efficit, czyli: S艂owem, wi臋c Wcielone S艂owo / chleb zamienia w Cia艂o Swe”, S艂owo i Cia艂o przez du偶膮 liter臋, to dar od Ojca. Te, przez ma艂膮 liter臋, to praca zamierzona dla nas przez Stw贸rc臋. “Aby艣cie posiedli ziemi臋, kt贸r膮 wam da艂em.” Nie ma wiary bez my艣lenia, nie ma homo sapiens, ani homo religiosus. Nie ma kultury, nie ma Polski, nie ma gminy, nie ma Ko艣cio艂a, nie by艂aby mo偶liwa szko艂a Rzeczpospolitej Norwidowskiej, ani 偶adna inna. S艂owo i prawda potrzebuj膮 siebie, nie mog膮 bez siebie 偶y膰! Potrzebuj膮 spotkania. W ko艣ciele - Eucharystii. We wsp贸lnocie braci, si贸str, przyjaci贸艂 Jezusa i SIEBIE nawzajem. S艂owo, 呕ycie, Prawda, Droga i my. Rewolucja s艂owa.

Dlaczego tyle os贸b chce mnie uciszy膰 w mojej ma艂ej ojczy藕nie!
Zrozumia艂em wczoraj, 偶e powodem ich frustracji s膮 oni sami, nie ja. Ich frustracje s膮 rezultatem nie s艂贸w, kt贸re ja wypowiadam, ale s艂贸w niewypowiedzianych przez nich (kt贸rych oni nie potrafi膮 wypowiedzie膰!) Ja wiem, dlaczego m贸wi臋 i pisz臋, oblekaj膮c swoje s艂owa w "cia艂o", realizuj膮c swoje duchowo-osobowo-obywatelskie powo艂anie. Nie mnie m贸wi膰, dlaczego oni milcz膮. Mog臋 mie膰 swoje teorie, ale nie chc臋 nikogo urazi膰.

Jak d艂ugo to pokolenie, lub nast臋pne(?) nie zdob臋dzie si臋 na odwag臋 wolno艣ci wewn臋trznej i nie zrodzi (objawi) SIEBIE, obrazu Najwy偶szego, i z siebie s艂owa prawdy, z g艂臋bi w艂asnej pami臋ci i to偶samo艣ci (cho膰by w formie "poka偶 mi swoje my艣艂enie"), tak d艂ugo nie b臋dzie pokoju, kt贸ry zamierzy艂 dla nas B贸g Stw贸rca i Zbawiciel. Czy doczekam rewolucji s艂owa? Norwid nie doczeka艂 - "Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie pragn膮cych si臋 objawi膰".

Na koniec ta sama anegdota, co wczoraj. Przypadek z siostr膮 dominikank膮 (contemplata aliis tradere, nawet na odleg艂o艣膰 tak wielk膮 jak z Kamerunu do Strach贸wki) Tadeusz膮 Helen膮 FR膭CKIEWICZ ilustruje moc i niezwyk艂o艣膰 s艂owa dostrze偶onego. S艂owo dostrze偶one, realnie obecne, przyj臋te i dzielone mi臋dzy osobami, staje si臋 widzialnym znakiem uniwersalnego braterstwa, siostrze艅stwa, macierzy艅stwa (“kto jest moj膮 Matk膮...”), ojcostwa, cz艂owiecze艅stwa. przyj臋tego jako dar. Rodzi wsp贸lnot臋 zbawionych.

PS.
艢ni艂o mi si臋 dzisiaj, 偶e by艂em w Watykanie. Jakim艣 innym, ni偶 ten znany ze zdj臋膰. By艂 niewyszukany, na poziomie (standardzie) naszego domu. Najpierw by艂em oprowadzany przez jak膮艣 siostr臋 (s.THF?), potem nawet przez ni膮 zbadany. Papie偶 Franciszejk chodzi艂 tu i tam, co艣 z艂atwia艂, spacerowa艂? - drzwi oszkolone, wszystko by艂o wida膰, 偶adnego odgradzania si臋 tzw. "duchownych" od tzw. "艣wieckich". Pojawi艂a si臋 kolejna siostra, w bardzo prostym habicie, ma艂o dba艂ym o elegancj臋 zakonn膮, raczej o normalno艣膰. Ta nowa siostra by艂a wa偶niejsza, jakby nadrz臋dnym, pierwszym sekretarzem papie偶a, ale zupe艂nie nie dawa艂a odczu膰 swojej pozycji, przeciwnie. Ona te偶 mnie zbada艂a, poprzednia siostra chcia艂a si臋 upewni膰 w diagnozie, zniepokojona(?), przedstawi艂a siostrze (prze艂o偶onej?) swoj膮 opini臋 medyczn膮. Dosta艂em jakie艣 zalecenia. Zn贸w pojawi艂 si臋 papie偶, tym razem chyba z potrzeby uspo艂ecznienia. Lepiej mu si臋 my艣la艂o w kontakcie wzrokowym, fizycznym z innymi. Posiedzie膰 z lud藕mi, swoimi wsp贸艂pracownikami, raczej wsp贸艂-siostrami i bra膰mi. Usiad艂 przy stoliku przed filarem, po prawej stronie w k膮cie sta艂o 艂贸偶ko,to, na kt贸rym przeszed艂臋m badania. Prostota umeblowania i zachowa艅. 呕adne jakie艣 wydumane bariery ochronne przed kobietami (siostrami) i “obcym” tzw. 艣wieckim (mn膮). My robili艣my swoje w dobrej komitywie. Papie偶 wsta艂, wr贸ci艂, ale ju偶 po cywilnemu, w kremowych (ecru) lnianych(?), bawe艂nianych(?) koszuli i spodniach. Zn贸w tam usiad艂. Potem przesiad艂 si臋 do sporego zastawionego sto艂u po prawej stronie, chyba do obiadu, w do艣膰 licznym towarzystwie. Ja ju偶 chyba za艂atwi艂em, co mia艂em do za艂atwienia(?) po偶egna艂em si臋 i wyszed艂em. Z wiedz膮, 艣wiadomo艣ci膮, 偶e tak samo wygl膮da艂o to (偶ycie osoby papie偶a, os贸b-mieszka艅c贸w watyka艅skich) za Jana Paw艂a II. Wychodzi艂em jak od siebie, jak ze wsp贸lnoty (Jezusa z Nazaretu, po wsze czasy), z domu wsp贸lnoty, nie z pa艂acu papie偶a, biskupa lub prze艣wietnej, ale ca艂kiem mi/nam obcej kurii, z ko艣cio艂a w艂adzy, przykrojonego do zwyczaj贸w tego 艣wiata.
Do偶yj臋? Do偶yjemy?

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz