wtorek, 7 maja 2013

Pamieć życiorysowej i narodowej wiosny (w dniu matury naszych dzieci)


“odmówiono mi zwyczajnego dialogu,
obficie nakarmiono pogardą” (Józef K.)

Majowe noce i dni zawsze już będą miały dla mnie melodię, światło i zapach maja 1981. Melodia, tak wtedy, jak i dzisiaj, płynie z łąk, z drzew, z sadzawek i rozlewisk. Przyrodnicy mówią, że tylko w ciepłe noce i na w miarę czystym ekologicznie terenie. Światło księżyca. Zapach bije od kwitnących roślin i z parującej ziemi.

Wszystkie impulsy chłonąłem z wyostrzoną wrażliwością, wracając po założycielskich zebraniach wiejskich i przesiadując z własnymi myślami na werandzie. Zmysły, rozum, świadomość miałem wyostrzone, jako jeden z warunków solidarnościowego działania i sztuki przetrwania. Rodziła się Polska. Byłem akuszerem. Odbyliśmy, w sumie, z Kazikiem i Jankiem, osiemnaście zebrań założycielskich Nowej Polski. I my dołożyliśmy cegiełkę do fundamentów Nowej Odrodzonej Ojczyzny. Nikt mi tego nie zabierze. Nikt nam tego nie zabierze.

Kto ma o tym mówić (i pisać), jak nie naoczny świadek i uczestnik tamtych wydarzeń, KTÓRE WRACAJĄ Z KAŻDYM MAJEM! Dlaczego w ogóle o tym mówić, pisać, przypominać?! Bo na tym polega ŻYCIE gatunku homo sapiens. Bez pamięci (więc) i tożsamości, tenże wyjątkowy gatunek w całym Kosmosie degraduje się do przysłowiowego homo lupus. Ludzie stają się sobie wilkami. Od szczytów władzy politycznej, po tzw. wspólnoty lokalne, poprzez samorządy, po szkoły, parafie itd. Czym jest wtedy Polska? Czym kościół? Czym wiara i rozum? Jaka rozumność rządzi nami wtedy? Jak racjonalność, jaka logika? Ludzki świat, którego zarys dał Jan Paweł II w Centesimus annus, w Fides et ratio, wali się w gruzy, w kupę rozrzuconych kart.

Piszę 7 maja, bo to takie ważne, takie wyjątkowe, takie majowe, takie polskie, takie chrześcijańskie...
Jestem wybrańcem, byłem przy narodzinach wszystkich naszych dzieci, tuż tuż. Nie potrafiłbym wtedy być gdzie indziej, ale przecież to nie zawsze od chęci zależało. Jestem wybrańcem, Opatrzność mi służyła. Przy narodzinach Olka – nawet w sali porodowej. W MAJU 1981 BYŁEM PRZY PORODZIE ODRODZONEJ POLSKI. Byłem jej akuszerem, jednym z milionów. Nikt mi tego nie odbierze. Nikt nam tego nie odbierze. To jest nasze dobro wspólne, całego narodu. Wszystkich Polaków. Także w gminie.

Może tylko trzy były takie wydarzenia za mojego życia:
- noc z 16 na 17 października 1978
- czternasto-minutowa burza frenetycznych oklasków i śpiewu z głębi serc i dziejów podczas przemówienia Papieża na placu Zwycięstwa w Warszawie w czerwcu 1979
- maj 1981 w gminie Strachówka
Przeżycie po komunii w Kodniu 1983 w kościele pw. Ducha Świętego na terenie rodu Sapiehów było najgłębsze teologicznie, ale narodowo-patriotycznie tamte trzy. “Kodeń” był przeżyciem osobistym i uniwersalnym, Prostoty Boga, tamte trzy były do szpiku kości polskie.

Bez pamięci i tożsamości, Centesimus annus!!! też jest dokumentem napisanym z rocznicowej okazji, życie społeczne rozsypuje się w pustynny piasek.  U nas, potrafię wskazać momenty przełomowe tzw. najnowszej historii. 3 Maja 1981 – wiarę (rozumną), wielkie ideały, wspólnotę, wierność, przyjaźń. 19 czerwca 1994 - zdradę, łamanie przyrzeczeń, prywatę, interes grupowy (bezideowość).

Ziarno fałszu wrzucone w gminną glebę wydaje zatrute owoce. W tej samej spoleczności lokalnej funkcjonują w większym lub mniejszym stopniu dwie gminy, dwie wiary (parafie), dwie szkoły. Hutu i Tutsi? I tabu lub dogmat, by tę prawdę przemilczeć. Trudno jednak milczeć, gdy dochodzi do pogwałcenia wiary i rozumu, w Roku Wiary i Rozumu!

“Niech ja wezmę, że szalony i głupi, a Wy potraficie, a Wy resztę zróbcie” - cytuję swój młodzieńczy wierszyk. Mnie weryfikuje Życie. Nie to, co ktoś wyrwie z kontekstu i pastwi się w komentarzu do mojego bloga. Mnie weryfikuje Życie.

Czuję ogrom upokorzeń i się pod nimi ugiąłem. Wyprostować mogłaby mnie tylko Polska lub Kościół, więc “choć się tak nie stanie miłości mojej” tęskno mi Panie. Nie będę udawał, że jest mi to obojętne. Miał prawo wielki poeta skarżyć się "Cyprian Norwid zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego: to jest aby oneż społeczeństwo nie było dlań obce i nieprzyjazne"! Mały obywatel JK też ma takie prawo. Zamiast tego nałykałem się upokorzeń:
- jako ojciec rodziny (sytuacja materialna),
- polski patriota (Solidarność RI),
- samorządowiec, prezes OSP (odrzucono bez słowa apel o uczczenie XXX rocznicy Solidarności, wypchnięto z Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej),
- katolik myślący (po 31 latach katechizowania zwany siewcą nienawiści i oskarżany, że zostawił dzieci przed I Komunią, niczym zły pasterz owce),
- człowiek myślący (czego wyrazem jest choćby “Osobny świat”)
- przemilczany, skazany na banicję w swojej kochanej Ojczyźnie i norwidowskiej gminie, persona non grata, dziedzic tradycji rodzinnych (stan materialny)...

Jakiej Polski (i jakiego katolicyzmu) dzisiaj najwięcej wokół nas? Czy tej wolnej, dumnej, świętej jak Sobór Watykański II, otwierającej się na "świat cały", jak w koronce do Miłosierdzia, świadomej siebie i swojej roli w świecie i Europie? Odzyskanej od światowego i rodzimego komunizmu i komunistów? Branej tęczą zachwytu od zarania dziejów? Czy tej wymiędolonej, popeerelowsku nieświadomej, zakompleksiałej z wielu – prawdziwych, choć nierozpoznanych lub wypieranych – powodów? Polski i Polaków wybierających sobie okazje do świętowania? - Jeśli dawne powstania i dawni powstańcy, to tak, jeśli niedawni, ale skuteczni w Swym Dziele, to nie! Jaka?

Wystarczyłoby, zwłaszcza w tak małym środowisku lokalnym (gmina, szkoła, parafia) rozmawiać, w realu lub w Internecie, pokazać swoje myślenie, skąd my, skąd nasz ród... by rozświetlić masę ciemności. By zajaśniała Rzeczpospolita. By wspólnoty stał się cud. I to jest właśnie nasz największy problem. Anty-objawienie. Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie pragnących się objawić. Słowo musi się narodzić. Zwłaszcza słowo adekwatne, osobowe, poparte osobowym życiem. Takie słowo nie umiera – śpiewamy w kolędach i w hymnie.

Jest wyjście honorowe dla wszystkich – spotkania, debaty społeczne, oczyszczająca rozmowa (ciąg spotkań i rozmów). Bo w dwu- albo wielo-licowości żyć się nie chce. A na pewno nie da się dobrze wychować następnego pokolenia na prawych ludzi, wielkich obywateli, patriotów lokalnych i narodowych, ludzi Europy i świata.

Pozostałości mentalności klasowej, nieświadomych siebie dziedziców marksistowsko-wyznaczonego ciasnego światopoglądu, ciągle jest więzieniem dla wielu.

Choć nie wydam ciała na cało-spalenie  ani nie ugnie się pode mną gałąź drzewa, to chcę by to był list pożegnalny. Mógłbym wpisać dedykację: “Martwy w społeczeństwie - martwym w królestwie prawdy, na wyrzut sumienia”. Mam nadzieję jednak, że także na ratunek - któremuś z Waszych dzieci, pragnących żyć w prawdzie, z pełną pamięcią i tożsamością, w stanie - osiągalnej przez homo sapiens - samoświadomości, z wiarą i rozumem, nie w białej magii bezrefleksyjnej religijności.

PS.1
Córka Hela, absolwentka Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce i LO im. Księcia Józefa Poniatowskiego w Warszawie wybrała i pisała na temat “Rola autorytetu w społeczeństwie na podstawie "Przedwiośnia". No i w ten niecodzienny maturalny sposób dostałem impuls, aby opublikować tekst pisany w Gwizdałach, gdzie szukałem i znalazłem odpowiednie warunki. Kiedyś już mówiłem, że napisać – to jedno, zdecydować się na opublikowanie w Internecie – to drugie. Czasem trzeba silnych bodźców, by wykonać jedno i drugie.

PS.2
Przypadkiem, plik kartek leżał w samochodzie na tylnym siedzeniu, posłużył mi za podkładkę, zajrzałem, był to tekst modlitwy powszechnej na mszę Vademecum 2013, przeczytałem. Jak znalazł i dzisiaj. Wierzę w każde zapisane tam słowo. I w słowa, w cytatach biblijnych z Nowego Testamentu, i te - w naszych wezwaniach modlitewnych. Słowo musi się narodzić, by przekazało swoją prawdę. Raz narodzone, nie umiera, nie jest wszak z rozkładającej się materii. Agatologia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz