wtorek, 30 lipca 2013

Moje - i większego świata – myślenie


Muszę wykonać pracę. Zebrać światło rozproszone na kilkadziesiąt postów, komentarzy, zajawek... Już to robiłem uprzednio. Nie jest to chyba bardzo nowatorskie, ale całkowicie własne. Z potrzeby. Z realizmu. Żyję w świecie rzeczywistym, nie urojonym. Tak dzieje się życie (moje!).

Zatrzymałem się na poniedziałku 22 lipca, na poście pt. Lumen fidei 2013! - czyli “Przeplataniec – czas zwykły i metafizyczny”, albo “Moje - i większego świata – myślenie”.
Potem się działo, myślało, pisało - co następuje:

1. Jakże znajomo brzmi marzenie ojca/księdza Kaspra - “Mam marzenie, aby w mojej parafii stworzyć centrum dla młodzieży (boisko do siatki, sale kinowa). Infrastruktura już jest, konieczna jest tylko odpowiednia adaptacja. Właśnie otrzymałem maila następującej treści: "Istnieje możliwość pośredniego wsparcia działań pomocowych w tym regionie poprzez sfinansowanie przez MSZ wyjazdu i pobytu wolontariuszy – obywateli polski – którzy mogliby być zaangażowani w prace centrum, o stworzeniu którego wspomina Pan w mailu."

2. Ten sam autor jest nieocenionym komentatorem nowego pontyfikatu. Pisze z Ameryki Południowej - “Inaczej były też rozłożone akcenty w rozumieniu sakramentu Eucharystii. Dla zakonników z Ameryki Łacińskiej była ona nade wszystko miejscem spotkania z Bogiem we wspólnocie (wymiar komunii). Dlatego też nie akceptowali oni indywidualnego celebrowania Mszy Świętej. Woleli w ogóle jej nie odprawić, niż sprawować ją indywidualnie. Dla nas, Polaków, Msza ma wymiar nade wszystko ofiarny i przebłagalny, dlatego też nie wyobrażaliśmy sobie dnia bez Eucharystii. 

Gdy papież przybywa do Brazylii, warto poczytać o specyfice latynoamerykańskiego Kościoła. O. Kasper Kaproń pracuje w Boliwii i na łamach letniego numeru WIĘZI przybliża kontekst "papieża z końca świata" 

3. Chrześcijanie mają łatwiej. Trudniej uwierzyć, że dobro, miłość, piękno wyewoluowały z nicości (takiej lub innej). Łatwiej zrozumieć zło z dobrym Bogiem u początków, wystarczy spojrzeć w lustro. 

4. Uśmiechnij się. Idź. Nie daj zakapturzonym anonimom dominować w moim/Twoim/naszym świecie i kościele – pod wpływem mszy radosnej w Garoua Boulai w Kamerunie, w departamencie Lom-et-Djerem z siostrą-kuzynką Tadeuszą, która była u nas w Rzeczpospolitej Norwidowskiej w trakcie swoich pracowitych wakacji w Ojczyźnie. Trochę więcej radości i spontaniczności (także na mszy świętej) też nam się należy w Roku Wiary i Rozumu. Obejrzyj film o radości (eucharystycznej).

5. Potem byłą seria niezwykłych postów od Jima, nauczyciela z Canterbury. Zmarł Mu Ojciec. Wszystko dużymi literami? TAK. “Sadly my wonderful dad passed away this evening he didn't suffer. There's a beautiful sunset tonight I'm sure he's lit it up". 

Jim daje serdeczne cordialne wyznanie - "Całe życie się bałem chwili, w której umrą moi rodzice. To się właśnie stało, a ja czuję tylko pokój, ciepło, życzliwość. Nie potrafię teraz widzieć/wyobrazić sobie Ojca bez Jego uśmiechu. Czuję z Nim bliskość jeszcze większą. Ponieważ żyje w moim sercu. Były łzy i u mnie, ale bardziej dlatego, że tylu smutnych ludzi dokoła. Nigdy nie przypuszczałem, że to może być właśnie tak. 

Jako dziecko chciałem, żeby moi rodzice żyli wiecznie. Teraz wiem, że to prawda, oni żyją w naszych sercach, i we wszystkim, co mówimy, robimy, myślimy. Na zawsze. Życie jest krótkie. Ludzie, nie róbcie tego, co ja i nie zamartwiajcie się śmiercią najbliższych. Ponieważ, gdy umierają, to tracicie ich tylko w sensie fizycznym, zyskując ich bliskość w sensie wyższym, na wyższym poziomie. W swoich sercach. Jeśli żyjecie w zgodzie z własnym sercem, nie możecie niczego utracić.

Nie wiem jaki jest światopogląd Jima. Ale? czy to ma jakieś znaczenie?! Czuję z nim wielką bliskość w widzeniu świata, tego, w którym żyjemy realnie. Jego posty we własnej chorobie i po śmierci Ojca są moje. Przytoczę Chwała i dziękczynienie po śmierci Mojej Mamy Babci Heli napisane w pierwszych godzinach po wiadomości.

6. Jak niezwykłe są przeżycia, osoba i posty Jima, pokazuje i podkreśla każdy anonim wpisany jako komentarz do mojego bloga. Wczorajszy post na moim własnym, bardzo osobistym blogu "Osobny świat", tak poruszył anonima, że zwrócił się do mnie z dziwną, niewykonalną prośbą. Poniższy wpis (nieopublikowany) przechodzi ludzkie pojęcie 
"Człowieczku jeżeli jestem taki zły to daj choć jeden przykład mojej nienawiści, a jak nie to przeproś mnie publicznie tak jak oskarżasz".
Śmiać się? Płakać? Modlić o światło! To Polska 2013. Nie wirtualna. Przetrzyjmy oczy! Nim... 

7. Krążył w necie cytat jakoby z przemówienia papieża Franciszka w Rio, któremu też dałem się pochwycić - “Potrzebujemy świętych, którzy będą żyli w świecie i nie bojąc się życia w świecie, będą uświęcali świat swoją obecnością w nim. Potrzebujemy świętych, którzy chodzą w dżinsach, adidasach, piją coca-colę, jedzą hot dogi, surfują w Internecie i korzystają z iPodów. Potrzebujemy świętych, którzy kochają Eucharystię, a nie obawiają się lub nie wstydzą jeść pizzę czy pić piwo z przyjaciółmi” Potem były wyjaśnienia, sprostowania, że to luźna interpretacja. 

Wszystkie wypowiedzi papieża - nie tylko ta “It is true that nowadays, to some extent, everyone, including our young people, feels attracted by the many idols which take the place of God and appear to offer hope: money, success, power, pleasure. Often a growing sense of loneliness and emptiness in the hearts of many people leads them to seek satisfaction in these ephemeral idols. Dear brothers and sisters, let us be lights of hope! Let us maintain a positive outlook on reality – są na stronie watykańskiej.

8. Jak przezwyciężyć wewnętrzny paraliż, który wywołują w tobie dominujące osoby? Każdy z nas ma chyba od czasu do czasu taki problem?! Ja też. Powinienem napisać, ja to bardzo znam. Na przykład... Może nie koniecznie przed dominującymi. Miałem coś podobnego przed swoim bardzo sympatycznym nauczycielem w szkole j. francuskiego w Tours (1980). Kto chce o tym porozmawiać?

9. Znalazłem coś innego, w innym w klimacie (na czyimś blogu), obraz nas i Polski widziane z oddali, nie polityczne, bardziej kulturowe widzenie - "Należę do pokolenia, które tak bezlitośnie i dokładnie zauważyło różnice, czy raczej przepaść kulturową, gospodarczą, społeczną Polski w porównaniu do tzw. krajów zachodnich. Chaos polityczny, kłamstwa wyborcze, pseudo-reformy, korupcja władz, brak zasad społecznych i niezależnej, rzetelnej prasy, wciąż nie pozwalają mi niestety myśleć o Polsce jako o kraju, w którym mogłabym wychowywać moje dzieci." Ja to nazywam DEPRAWACJĄ PUBLICZNĄ.


10. Numer DZIESIĘĆ, ale może być również numer JEDEN, wśród tematów i postów na Fb, jak do tej pory, wakacji 2013 (Rok Szczególny, zaniedbany intelektualnie, jak prawie wszystko w naszym kościele?!). To tekst księdza profesora Andrzeja Draguły, dyrektora Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. Edyty Stein, współ-patronki Europy, przyjaciółki Romana Ingardena, wszystkich fenomenologów i miłośników wczucia (einfühlung) w drugiego człowieka i w cały świat (miłosiernie?!). 
- Ten tekst powinien być odczytany z ambon we wszystkich polskich parafiach!!! Postawa przeciwna, kościół zamknięty, to anty ewangelia, Zła (naiwna?) Nowina dla Ciebie, mnie i świata całego. To także anty-papizm. BO PAPIEŻ ROZMAWIA O WSZYSTKIM, PRZYNAJMNIEJ SIĘ STARA (próbuje).

PS.1
Zatrzymałem się po dwóch dniach. Jutro wrócę? 
Obrazek - krzyż świętego Jakuba.

PS.2
Będę teraz bardziej na stronie naszej strachowsko-jadowskiej kolonii Caritas w Muszynie.

środa, 24 lipca 2013

W życiu i w śmierci



Nie ja, Ty. Tak się zaczyna moja mantra. Tak samo pisze Jim, angielski nauczyciel związany z Pilgrims School w Canterbury -

'You' - are amazing!
'I' - am pretty OK!
'You and I' - that's powerful!
But 'We' - that can change the world..!

Szkoła w sławnym mieście Canterbury, jednym z “odwiecznych” - do korzeni - europejskich miejsc pielgrzymkowych, ma długoletnią tradycję humanizacji procesu nauczania. Nie znam go osobiście. Mam na liście Fb, bo byłem kursantem, on szefem (całości?). Otwartość jest podstawą pilgrims, i nauczycieli, którzy rozumieją wagę zasady "pokaż mi swoje myślenie". Bądź, na pierwszym miejscu, człowiekiem.

Wczoraj umarł ojciec Jima. Niedawno przejmowaliśmy się ich stanem, podziwialiśmy stan relacji między synem i ojcem. Jim po kolejnej chemioterapii(?), ojciec po jakiejś zapaści. Szpitale zamieniali na dom, dom na szpital.
Wczoraj ojciec passed away. Odszedł. Umarł. Zachód słońca był piękny na niebie. Wiemy z posta Jima - “Sadly my wonderful dad passed away this evening he didn't suffer. There's a beautiful sunset tonight I'm sure he's lit it up...”. 
A dzisiaj - “I wrote Wednesday's post on Monday and got childishly excited by it. Strangely now it seems even more appropriate and it's for my dad:
How amazing would it feel to share a hug with the whole world?
Share this message with everyone you know and we might just find out...!
It's 'We'dnesday - the world deserves our hugs!

- Hey Jim - I'm sending you 'cosmic' love from my hospital bed - your Dad has 'emigrated to heaven' - please read the poem 'Please Believe These Words' again today Jim - lets speak soon my precious friend
- Hey Richard - knowing you're well is the best gift you could send me today, your poem helped me sleep last night. We still Rock mate albeit in a slightly quiter reflective mode - but no means weaker! Get strong my dear friend - there's a bigger picture that still needs painting and it's too big to paint on me own...
- Thank you my fellow 'bigger picture painter'. (post Jima i komentarze  )

PODZIEL SIĘ Z KAŻDYM, KOGO ZNASZ, KOGO SPOTYKASZ NA PIELGRZYMIEJ DRODZE (ŻYCIA). DZIEL SIĘ ŻYCIEM, MYŚLENIEM I CHLEBEM. DZIEL SIĘ SOBĄ. WIARĄ I ROZUMEM, JEŚLI ICH UŻYWASZ.
DZIEL SIĘ JESZCZE PRZEZ CZTERY MIESIĄCEM WYZWANIEM ROKU WIARY I ROZUMU. BĄDŹ W PEŁNI CZŁOWIEKIEM (SWOICH CZASÓW I JEJ KULTURY).

Papież mówi to samo w Rio - "Necesitamos santos sin velo, sin sotana. Necesitamos santos de jeans y zapatillas... Necesitamos santos modernos, santos del siglo XXI con una espiritualidad insertada en nuestro tiempo..." Co nie dziwi, żyjemy w tych samych czasach :-) 

Antytezą jest anonimowy(?) głos Strachówki, wpisujący się nieustannie pod moimi postami na blogu - "jak ktoś taki zawistny, zgorzkniały, nienawidzący ludzi lepszych od siebie może uczyć dzieci w szkole, w dodatku religii. Jaki przykład im dajesz, że wolno opluwać wszystkich tylko dlatego że są lepsi od ciebie. I ty nazywasz się katolikiem w dodatku katechetą? Żal mi ciebie i szkoda mi tych dzieci... Kto tu jest zakapturzony, to ja nie będę mówił. Jesteś jak artysta jednego przeboju, jak spadający meteor pojawia się z nie wiadomo skąd zabłyśnie przez chwile i odchodzi w zapomnienie. Nikt go nie pamięta... Człowieczku, jeżeli jestem taki zły, to daj choć jeden przykład mojej nienawiści, a jak nie, to przeproś mnie publicznie, tak jak oskarżasz.”

Anonimowość lub milczenie moich PT Rodaków 2013 jest wielkim obciążeniem kraju i gmin nad Wisłą, Odrą, Bugiem... Osownicą. I ciasna wizja człowieka, Polski, Europy, losu, kościoła, wiary i rozumu. Tak w życiu, jak i w śmierci.

PS.
Zdjęcie katedry w Canterbury z tej strony. Nawet tak wspaniała budowla nie pomieści ducha wszystkich świętych z tego miasta.


wtorek, 23 lipca 2013

Od Afryki, po Europę, Rzeczpospolitą Norwidowską i gminę


Tak dziś mój/nasz dzień się układa. Tak śpiewa się pieśń. Grażyna pierwsza otworzyła komputer, przed 7.00.
Najpierw doszły rytmy, śpiewy, tańce na mszy radosnej w Garoua Boulai w Kamerunie, w departamencie Lom-et-Djerem. Zgromadziło sie na niej kilka chórów parafialnych i jedna "owieczka" i pasterka zarazem, ważna, filmowiec tym razem, która wróciła ze starego kontynentu, z Ojczyzny, po pracowitym zasłużonym – albo zasłużonym pracowicie – urlopie. Radość wielka, roztańczona, ubrana wszelako, zwyczajnie, ludowo, chóralnie, nawet w liturgicznym ornacie.

Europa czaiła się (skryła w czasie prześladowań?) pod progiem naszego domu. Domu wielkiego jak dwie gminy, Jadów i Strachówka? A może aż dwanaście, jak apostołów? Także. W niedzielę odbędzie się pierwszy etap, całkiem nowy w naszych gminach, parafiach i powiecie, bardzo starej tradycji wędrowania przez Europę do celu. Do grobu Apostoła. Dosłownie? W przenośni? Na wszelkie sposoby. LGD Równina Wołomińska dopięła projekt ścieżek Jakubowych pośród naszych pól, wsi, miast, naszych żyć. Wyruszy w drogę z Kamieńczyka do Jadowa, do parafii św. Jakuba! Arcybiskup - misjonarz Afryki i lekarz - odprawi i pobłogosławi. Czy będziemy umieli tak iść, śpiewać i radować się, jak Afryka! Tak być sobą! Pokaż, pokażcie, pokażmy swoje myślenie, to będziemy wiedzieli.

To, co robię (co piszę, pisanie jest robieniem) ma usprawiedliwić mój żywot cały. Życie? czyż nie po to jest? By znalazło wszystko! nie coś. Po to każdego dnia, a zwłaszcza samoświadomy 60-latek budzi się, wstaje, przeciera oczy, myśli, medytuje, zapisuje.

Dla ostatecznych uzasadnień. Także dla, jeśli jeszcze żyjąca - rodziny. To jest twórcze myślenie, pisanie, działanie. Współ-kreowanie tego świata. Dla, jeśli żyjąca jeszcze, rodziny? Na pewno. Więcej, niż testament. Dużo więcej. Ostateczne uzasadnienie żywota, świata... ich, mojego, w ogóle. W takim żyję, w takim żyją i żyć będą kolejne pokolenia. Człowiek na ziemi. Pielgrzym. Ja, Ty, on, ona... “a ż  w  n i e b a  ł o n i e  t r w a m, g d y  o n o  d u s z ę  m ą  p o r y w a  i  z i e m i  t y l e  m a m, i l e   j e j  s t o p a  m a  p o k r y w a”.

W naszej tzw. wspólnocie lokalnej doświadczaliśmy przez lata tego stanu i symboliki wyjazdów i powrotów. Nawet początków i zakończeń kolejnego roku w szkole, dla dobra wspólnego, w (i dla) całej społeczności, zwłaszcza w rodzinach. Szkoła, Caritas, parafia szły (idą, iść zawsze powinny) razem. Msza święta przed wyjazdem, początkiem, czasem jako zwieńczenie. Rozśpiewanie drogi i wspólnoty. Zawiązanie wspólnoty, większej, niż miejsca zamieszkania i przekonania na życie, Polskę i świat. Odnajdywanie i odkrywanie pielgrzymiego losu. Takie były i jeszcze są nasze kolonie Caritas. Takie były powroty, w ramiona rodziców, opiekunów, naszej i Norwida ziemi, małej ojczyzny i wielkiej.

Dochodzi nam nowy początek i cel, Ścieżek Jakubowych w jednej, zjednoczonej Europie, Polsce, LGD, kościele. Czasem trzeba postawić znak zapytania w ciągu wyliczanym, ale to nie ja, nie w tym tekście.

Pielgrzymi jednoczyli Europę. Dochodzili, lub nie, do celu. Swojego życia też. Rzeczpospolita Norwidowska idzie szlakiem jednego z największych chrześcijańskich myślicieli naszego kontynentu. Rzeczpospolita Norwidowska jest pełna pytań. O sens, o cele, o uzasadnienia największe. Jest otwarta na wszystkich, nikogo nie wyklucza, nikogo nie blokuje, nie wyrzuca za drzwi... nawet w Internecie. Czasem musi tylko stawić opór anonimom zło czyniącym. Anonimy rozsiewają fałszywą wizję człowieka, Polski, Europy, kościoła... Anonim zdradza boskie powołanie pielgrzyma. Nie chce przyznać (wiedzieć), kim jest, skąd i dokąd idzie. Anonim jest ani polski, ani europejski, ani...
Chrześcijanin na chrzcie dostaje imię i oblicze, obraz i podobieństwo Najwyższego. Tajemnie zło czyniący (terroryści) rodowodem z innych korzeni, myśli, religii, sekt i kultury zakrywają twarz i tworzą fałszywe tożsamości. Sobie, gminom, krajom, połowom kontynentów nawet. Rodzą "wieczne", niekończące się konflikty i wojny.

'You' - are amazing! 'I' - am pretty OK!
'You and I' - that's powerful!
But 'We' - that can change the world..!

Dr Peter Schreiner, President of the InterEuropean Commission on Church and School said: “Dialogue is a value in itself that needs continuation. It is worthwhile exchanging views and arguments but there is no need to agree on everything. Also a change of perspectives is needed from “us first” to “we together” to carry on for the sake of all people in Europe in joint activities including education.” 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Lumen fidei 2013!


Tytułów roboczych miałem dwa:

Przeplataniec – czas zwykły i metafizyczny
albo Moje - i większego świata – myślenie

Na koniec wyszło inaczej. Wybrałem ten, o świetle wiary 2013
Dziś dostałem czas, by zebrać to, co rozproszone jest już(!) na Facebooku. Wisi w Internecie. Duży nurt powinien być świadomy dopływów. Życia-rys i epizody nasze powszednie, jak chleb. Gdzie zacząć? Tyle tego, się narobiło. Tyle osób, kierunków, choć wątków tylko kilka – osoba (“ja”), świat, Kościół...

No to, po kolei:

1) Mój komentarz do posta Tygodnika Powszechnego - “Wczoraj "Między Ziemią a Niebem" wysłuchałem z przyjemnością rozmowy prowadzonej przez red. Marka Zająca o Duchu Świętym. Przeczytam chętnie rozmowę z innym rozmówcą, o Kościele (polskim kościele). Rok Wiary i Rozumu jest po to?!“ - powiązanego ze sprawą z Jasienicy. Ta sprawa, za sprawą opublikowanego wieczorem oświadczenia kurii, legła na mnie. Zaciążyła. Noc, ciemność, ciężar sprawy. Rzecz jest głębsza niż osobowości, słowa wypowiedziane... Ale po cóż mamy RWiR.

Pomógł mi rozjaśnić horyzont (spraw) mój własny post. Nawet nie post, notatka do posta. Jedna z tych, na kartkach, albo w komputerze, które miały coś uchwycić, coś co się dało, albo tylko zajawiło i zostało szybko spisana.

Prawda jest obiektywna. Jest na zewnątrz. To mi daje/przywraca spokój , gdy zmęczę się sobą. Nie muszę się martwić o prawdę. Ona martwi się o mnie i sie do mnie uśmiechnie, przy najbliższej okazji. Najchętniej (mówię o jej chęciach, nie moich) po ciszy, modlitwie, jakimś innym duchowo-intelektualnym wydarzeniu. Tych zaś jest bez liku, one tworzą atmosferę człowieka-duchowego-osobę.” - to było już w komputerze, wpadłem przypadkiem, przeczytałem. Uprzedziło mój smutek, ból, spowodowane wieczornym oświadczeniem kurii. Bo dlaczego nagle, pod koniec Dnia Pańskiego, niedzieli, w której administrator został oficjalnie wprowadzony do parafii? Używając barwniejszego słowa, ktoś został uciszony, jakby brzęcząca, natrętna mucha odsunięta z pańskiego stołu, nawet nie zając, i mógł wjechać czołg. Armaty nie wystarczyły. Zgromadzenia i wiece poparcia, też nie.

Dlatego ucieszył mnie dziś post na stronie Tygodnika Powszechnego. Nie tylko ja się tak poczułem. A wczoraj właśnie Zając pięknie prowadził program o Duchu Świętym! Czym również podzieliłem się natychmiast na Facebooku. Ktoś dostrzegł, przeczytał, pochwalił, widocznie też tak czuł i myślał. Pokaż mi swoje myślenie. Uratujesz może nie jednego człowieka.
Dokąd nas jeszcze zaprowadzisz sprawo jasienicka?! Ciężko mi Panie.

Każdy z nas (chyab) został w tę sprawę zanurzony, umoczony. Kościół jest wspólnotą. Jednym Ciałem! Nie da się załatwić sprawy rozporządzeniem , oświadczeniem, zgromadzeniami poparcia. Jest prawda, prawda jest poznawalna, jest możliwa postawa miłości intelektualnej. Jest powinność. Ciąży na każdym, proporcjonalnie i analogicznie. Modlitwa, osobista i w zgromadzeniach jest bardzo pomocna. Duch tchnie, kędy chce.

2) Dzisiaj sobie nagle zanotowałem to, żadne a propos, do niczego. Cało-życiowe (najzwyczajniejsze) refleksje 60.latka:

Czas zwykły - czas metafizyczny. W oba jesteśmy zanurzeni? W obu jestem zanurzony. Wystarczy coś i przeskakuję. Odkrywa się zasłona. Czas relacji?

Bo. Siedzę ze sobą w kuchni. Przy stole. Przy jedzeniu, piciu, myśleniu. Ot tak, sobie, bio-psycho-itd. Ol. się odzywa z pokoju, bo coś tam. Włączyły się relacje. Podjąłem, pożartowałem. Życiowy teatr, kabaret, scena. Psycho-fizo-itd. Relacje są z ponad nas (sponad?). Tylko w kulturze i z kultury? Także, ale nie tylko. Bo więzi krwi, wychowania, odpowiedzialności, wartości, miłości... Jakim adekwatnym pojęciem obejmiemy to wszystko?

Transcendencja, metafizyka jest w nas cały czas. Można opisywać nasze życie pojęciami cząstek elementarnych, cyklami czasu(?)... ale po co? Na potrzeby konferencji naukowych i pseudo- wystarczy, ale dla życia osobowego – NIE.”

3) Cofam się do...? “No to zaczynamy się poznawać... Ja jestem siostra Tadeusza, siostra zakonna ze Zgromadzenia Sióstr św.  Dominika. Od 14 lat pracuję w Kamerunie, jestem misjonarką. Moje imię chrzestne to Helena Marta Frąckiewicz. Mój ojciec to Edward Frąckiewicz, urodzony w 1905 r. w Janopolu pod Bujwidzami, za Wilnem. Aresztowany w Wilnie i wywieziony do łagra w Stalinogorska (nr. 116058). Moja mama to Stanisława Rauba z Kudrawki koło Nowego Dworu (białostockie). Mój dziadek ze strony taty to Augustyn Frąckiewicz, ur. w 1852 r. zmarły w 1926, pochowany 20.V.1926 w Bujwidzach (akt zgonu nr. 28). To z jego drugiej zony Ewy Marii Różewskiej pochodzi mój ojciec. I wiem jeszcze tylko jedno, że dziadek miał ojca, który się nazywał Wincenty Frąckiewicz. Podobno ten właśnie Wincenty miał dużo synów i córki czyli rodzeństwo mojego dziadka Augustyna było liczne tylko, że wraz z wysiedleniem babci po wojnie do Polski, straciliśmy wszelki kontakt z jego rodziną, a sam dziadek jest pochowany sam w Bujwidzach, więc cała jego rodzina miała gdzie indziej swoje posiadłości.... I żeby zakończyć, mój ojciec Edward Frąckiewicz, miał dwóch braci - Stanisław Świętnicki (zmienił w czasie wojny nazwisko) i Kazimierz Frąckiewicz (ur. w 102 r., aresztowany we Wilnie i wywieziony do łagra w Workucie, nr. 150712), zmarły w Giżycku oraz 3 siostry: Weronika (póżniej Węgrowska), Tomira (pozniej Jasiewicz) i Alina (później Lipińska). Mam dosyć wyprowadzone dzieje rodziny ale tylko z rodzeństwa taty, ale nic więcej nie wiem na temat rodzeństwa dziadka...

Rabin Mendel z Kocka grzejąc się przy piecu do wypieku chleba odwiedzającym go filozofom dialogu powiedział tak: "Jeżeli ja, to jestem ja, bo ty to jesteś ty, to ani ja nie jestem ja, ani ty nie jesteś ty.” Nadymającym się coraz bardziej z oburzenia filozofom rabin kontynuował: "Jeżeli ja to jestem ja, bo ja to jestem ja, a ty to jesteś ty, bo ty to jesteś ty - to wtedy ja to jestem ja a ty to jesteś ty i możemy ze sobą gadać i wtedy dopiero będzie prawdziwy dialog.” Bez spotkania dialog przeobraża się w umizgi, w grę, która prowadzi donikąd, a nawet więcej – taka gra przesądza o tym, że następuje uśpienie własnej tożsamości.” - (za: ojciec jezuita Dariusz Kowalczyk

- Też często się odwołuję do "pamięci i tożsamości"! Czy jest kanon polskiej tożsamości? Jaki?
- Prawda. Dialog prowadzi do budowania relacji, a bez relacji nie ma nic... (tamże).
 

Zacznijmy się poznawać! W to mi graj. Rzucę światło, jak to było ze mną, że odkryłem w sobie Frąckiewiczów, całkiem niedawno... w skali życia. I dokąd mnie to doprowadziło, jak dotąd.
Parę lat temu zadzwonił i przyjechał wkrótce nieznany kuzyn Jacek. JŁ. Zajmuje się genealogią, jest członkiem warszawskiego oddziału... Trafił na nas, zadzwonił, przyjechał. Dowiedziałem się od niego, że moja prababcia była z rodziny Frąckiewiczów, Natalia Michalina ur. 10.10.1836 w Warszawie (zm. 03.05.1929). Ponieważ wyszła za Jana Kapaona jestem Kapaon. Mój ojciec też był Jan, syn nasz najstarszy? Oczywiście - Jan.

Jestem katechetą i wiem, że Bóg daje z pokolenia na pokolenie (ps.78, 89, 90, 100...).
Zrozumiałem, gdy miałem swoją pierwszą katechezę o rodzinie w klasie 7 (rok 1985?) w Legionowie w par. Miłosierdzia Bożego.

Każda rodzina ma skarby, czasem trzeba poszukać w łańcuchu pokoleń. Kuzyn Jacek przysłał mi namiary, z których dowiedziałem się o por. Zdzisławie Karolu Hennebergu, dowódcy Dywizjonu 303, który zginął w Kanale La Manche. Ostatnio - via Kanada, zdjęcia pra-pradziadka Michała Frąckiewicza zrobione we Lwowie z baretką Virtuti Militari (?), choć nie możemy pojąć dlaczego, za co, czy i jak???


Nasza pamięć i tożsamość wołają o jak najwięcej danych. Wiara i rozum przerabiają to, co mają w każdym danym momencie.

Czekam na odkrycia Jacka, ale także innych Frąckiewiczów. Siostra Tadeusza Helena z Frąckiewiczów robi wspaniałą robotę. Dopiero po Jej wizycie w naszej szkole im Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce odkryłem, że Ona wszak też Frąckiewicz, co wcześniej umykało. I tak zostaliśmy/odkryliśmy swoje powinowactwo w Rodzinie (Bożej) :-)

"Cośmy słyszeli i cośmy poznali, 
i co nam opowiedzieli nasi ojcowie, 
tego nie ukryjemy przed ich synami. 
Opowiemy przyszłemu potomstwu 
chwałę Pana i Jego potęgę, 
i cuda, których dokonał. 
Albowiem nadał On w Jakubie przykazania 
i ustanowił Prawo w Izraelu, 
aby to, co zlecił naszym ojcom, 
podawali swym synom, 
aby to poznało przyszłe pokolenie, 
synowie, co się narodzą" (ps.78)


Dzięki temu wiem... Nie dziwi, że ja jestem Józef K, a mój śp. Ojciec był Janem K. Jak to miło spotkać kuzynki i kuzynów Frąckiewiczów. Siostra, która stała się kuzynką! Kuzynka, która jest Misjonarką! O Roku Ów! Lumen fidei 2013! ♥



Byłem wreszcie na mszy w Jasienicy. W niedzielę 14.7, o 10.00. Warto. Odetchnąłem powietrzem mojej młodości, kościołem pełnym ludzi. Wszystkich namawiam (do eksperymentalnego stylu życia wiarą). W kościele, na mszy świętej "to wszystko" nabiera zupełnie innej perspektywy. Kościół, teren przykościelny, plebania... duuużo więcej mówi. W mediach jest płaskie, naleśnik. Gdyby to była tylko sprawa "biskup-proboszcz", pewnie bym nie jechał. Ale jest tu jeszcze parafia i ten klimat (?!) w anonimowym – bo kto zna ich poglądy, publicznie wyrażone, nie tylko kaznodziejsko z ambony - gronie kapłańskim... no i my, bo to jest przecież nasz wspólny - jak jedno ciało - kościół. Przekonajcie mnie, że Słowo mieszkające między nami, to jest to słowo tylko z ambony. Wiara to nie (tylko?) doktryna. To (jeszcze bardziej) życie. Moje, Twoje, nasze, każdego wierzącego i całego globalnego Kościoła! :-(


Dziś odebrałem - podzielił się radością x.W.W - z wydawnictwa książkę z kazaniami. W tym tygodniu powinna być do nabycia, przynajmniej na Straszewskiego [w Krakowie], 350 stron, 70 kazań polskich, 7 w obcych językach, taki subiektywny wybór z ambony na 15 lecie kapłaństwa. Niech się sieje :-) 
"Każdy orze, jak może", ja nie odbiorę swoich katechez z ponad 30 lat, bo ich tam nie wysłałem :-)

Rozpisuję się za to w postach, na blogu i na Facebook'owym notatniku/ścianie/profilu. Na przykład "Czytając przypowieści i encykliki".
Ewangelie są napisane językiem czasów Jezusa. Przypowieści mówią obrazami tamtej kultury. Encykliki są pisane w czasach bliższych, najnowszych.
W naszym komunikowaniu się w aspekcie spraw duchowych, religijnych musimy dysponować jakim takim oczytaniem i rozumieniem dzisiejszego świata i jego kultury. Był papież, który pisał o epifanii twarzy, jest ten, który przytacza przypowieści rabina z Kocka... Nie da się bez: egzystencji, (samo)świadomości, filozofii spotkania, "drugiego", dialogu, sceny, dramatu, patrologii, Vaticanum Secundum...
Czy my o tym rozmawiamy w parafiach? Jeśli się spotykamy ze sobą-osobą, także w parafialnych klubach i świetlicach! Życie współczesnych ludzi wierzących, to nie tylko nabożeństwa. Czy dzisiejsze chrześcijaństwo schowane w nabożeństwach i nauczaniu tylko słuchającym (choć wiemy, że zna się tylko to, co się samemu przekazuje innym), od ambony, bez spotkania żywych z żywymi i rozmowy, dialogu, może się ostać i rozszerzać, głosząc prawdę Dobrej Nowiny o Królestwie Niebieskim, inaczej - o naszym życiu, świecie i Bogu!?

"Expecting people to be like you or act like you can only lead to disappointment, respecting people for who they are and what they stand is far more satisfying!
And don't be afraid to ignore people who don't respect what you stand for - you're bigger than that - and bigger than them!
You're amazing - accept it- embrace - live it - enjoy it! Have an amazing week - (we already are -we're alive!" -
to ważne lekcje od angielskiego nauczyciela z Pilgrims Teacher Training and School, szkoły pielgrzyma, z Canterbury, tych, od humanazing school and teaching. Życie go wystawiło na próbę, oddycha połową płuca.


Siostra kuzynka Helena odleciała po pracowitych wakacjach w ojczystym kraju. “Obudziłam się rześka, choć spałam tylko 4 godziny... Dziś mój dzień. Dziękuję wszystkim za miłe słowa, błogosławieństwo Pana i pamieć! Odezwę się do was już z Kamerunu. Będę w stolicy kraju Yaounde o 18.15, czyli waszej 19.15. Ale zanim wybiorę bagaże, dojadę do Sióstr to mi trochę zejdzie, ale mam nadzieję, że około 22.00 luknę do internetu i wam powiem - witajcie moi kochani, ale już z Afryki, mojej Afryki....”
Skoro Siostra była w Rzeczpospolitej Norwidowskiej i skoro jest kuzynką, od tej mniej więcej pory, to niech nam jak najczęściej “każe” z dalekiego kraju, między innymi nad Rzeką Krzyżową. Najłatwiej i prościej na Facebooku.

"Nauczyciele powinni brać pod uwagę zmianę zawodu - ostrzega minister edukacji narodowej Krystyna Szumilas".
Ależ odkrycie wysokiego organu! Może w stosunku do nauczycieli wyobcowanych z tego świata. Pisząc pracę magisterską przed stu laty, też o tym wiedziałem. Edukacja całe życie, zwiększająca się "elastyczność" mentalna (samowiedza, motywacje, ścieżki kariery osobistej lub rodzinnej...), mobilność życiowa itd. itp. To jest abecadło inteligenta od dawien dawna, w świecie i kościele 
:-)

Oł i wow (aż tak) jeśli chodzi o programowość pontyfikatu Franciszka. Inna sprawa, te codzienne (prawie) kazania każą mi myśleć o codzienności komunikowania się między nami (światem) np. na Facebooku, Twitterze, także w rozmowie, rozmową Dobrą Nowiną. Bo po co tracić czas i życie, milcząc uporczywie, robiąc/zwiększając dystans między nami i Bogiem, skoro dostaliśmy takie możliwości - a Słowo jak zamieszkało, tak mieszka między nami, permanentnie i constantly (incessantlynon-stop). Wiemy to z pomocą pracy o. Kaspra, tłumacza i pośrednika ze światem rzymskim (języka włoskiego) z zaoceanicznej Boliwii. Papież wskazal nam, na Lampeduzie, że zadaniem Kościoła w przestrzeni publicznej nie może być manifestowanie siły". Ho! ho! ho! Jakie ważkie, złaszcza dla polskiego kościoła i naszych rodaków-katolików i nie :-)

Ad. media/dziennikarstwo, to stwierdzam, że mamy u nas zjawisko segregacji medialnej. Tak głoszą ludzie (wielu) kościoła i polityki. Są według nich media wręcz nakazowo/urzędowo - w cudzysłowie – akceptowalne i nieakceptowalne i, w konsekwencji, ludzie, czytelnicy bądź autorzy. Bo jak te podziały, wytykanie i konsekwencje nazwać nazwać? Sprawa stylu, jak kto pisze, jest sprawą drugorzędną. W jakich mediach pisuje, też. Uczciwość się liczy. W niektórych, zaliczanych do tzw. wrogich, można czasem znaleźć więcej lustrzanych flashów z życia naszego kościoła, znanego nam z życia, niż w tych drugich, zwanych bardzo katolickimi. Można znaleźć ileś tytułów/redakcji nazywanych jednocześnie wrogimi kościołowi i przyjaznymi jakiemuś księdzu :-) A ja wierzę (wiem), że jest jeden świat. Nasz. Ciągle plącze dwa posty, ten i o segregacji medialnej, która dla mnie jest gorszącym zjawiskiem, bardziej niż działalność wrogów kościoła. 

Czy nie jest to m.in. odmiana kościoła walczącego/tryumfującego? Tworzącego para-dekalog, para-prawo (tzw. nauczania moralnego), imputującego sobie te prawa. Niech mówią, ale jako własne przemyślenia (pokaż mi swoje myślenie), albo tzw. świadectwo z życia.

A sprawa zaufania do myślenia w ogólności? I brania odpowiedzialności za ten dar! Lubię inną optykę "zadaniem Kościoła w przestrzeni publicznej nie może być manifestowanie siły".
Czy segregacja medialna jest tylko polskim zjawiskiem? Kto powie, że to moralne/niemoralne? Dlaczego tolerujemy to zjawisko? Dla mnie jest to obrzydliwe, jak każda segregacja :-(

W związku z linkiem do artykułu pt “Wściekła nagonka na Kościółna biera rozpędu” w “Naszym Dzienniku”, nie wytrzymałem. Wściekłem się i ja. Wpisałem - “Też uważam realizm za swój największy atut. Nie mam nic do wybaczania, wręcz przeciwnie, jestem wdzięczny, każdy głos inaczej postrzegający mnie i mój realizm (świat, Kościół) jest szansą na lepsze myślenie. Realiów w redakcjach nie znam. Nie jest to zresztą jakąś wielką moją potrzebą. Własne życie, w tym niezwykłym, cudownym czasie, czasie cudów od 16.X.1978 do dzisiaj (i antycypujący go czas Soboru Vat.II) znam jako-tako. Bogactwo Polski, chyba nie rozpoznane, tj. pomóc światu zrozumieć fenomen JPII i nas (Solidarności), jako-tako zobaczyłem, pojąłem, oczywiście - w jakimś stopniu. Oby inni i następne pokolenia coś do tego dorzuciły, bo przyszły kolejne etapy, pontyfikaty... nie wszystko da się nadrobić :-(
Czy Jaienica, nie jest dzisiaj wyzwaniem dla nas wszystkich, w kościele? Czy spotkamy się na tym gruncie, w wyjątkowym Roku Wiary i Rozumu 2012/13 i roku dwóch papieży, by pogłębiać rozumienie siebie i kościoła, i siebie w kościele, i odkrywać własne misje może, także służby medialnej (na blogach też)? Tchnij Duchu! i odnawiaj nas, i nasze ziemie 2013.”

Za dużo na jeden raz. Nie skończę. Może jutro pociągnę.

O! NIESKOŃCZONA JESZCZE DZIEJÓW PRACA. NIE PRZEPALONY JESZCZE GLOB SUMIENIEM. Nie każdy wierzy w prawdę, poznawalną i wyznawalną publicznie. Niewielu – w postawę miłości intelektualnej. Niewielu chce ją pokazać, dzielić się nią. Nawet z tzw. Ludem Bożym. POKAŻ MI SWOJE MYŚLENIE! W DIALOGU! Choćby tak, jak ja, zbierając swoje wypowiedzi na Facebooku. Wychodzi wtedy (czyż może nie?!), obraz i podobieństwo, zapisane w nas. Jesteśmy jednością osobową (pamięć i tożsamość included), czyż nie!

PS.
Zdjęcie por. Zdzisława Hennenberga (opis wskazuje który) i innych pilotów Dywizjonu 303 stąd.
Rzeki Krzyżowej w Kamerunie stąd.

sobota, 20 lipca 2013

WSPÓLNOTA LOKALNA i “zmysł przewidywania i uczestnictwo” :-)



Bezdomny. Bezrobotny. Bez wspólnoty lokalnej, albo podstawowej. Czy można tak żyć? Można. Ale co to za życie.

Różnymi historiami dochodzi się do w/w stanów. Z osobistych zasług lub nieporadności. Ze zbiegów złych okoliczności. Z wyroków sądów, ale także rodzinnych nieporozumień. Z powodu różnych kataklizmów.

Co dziwne, wspólnoty lokalnej albo podstawowej nigdy zabraknąć nam nie powinno. Mamy ją prawie zapisaną w ustawach i w prawie kanonicznym, o ileśmy wierzący i poczuwamy się do przynależności do kościoła Jezusa Chrystusa.

Wspólnota lokalna jest chyba moją ideą fix. Spróbuję nakreślić jej krótką lub długą, ale zawsze osobistą historię.
Początki wiążą się, na pewno, nie chyba, z pracą katechetyczną w Legionowie. W trakcie poznawałem fenomen wspólnoty. Najpierw posłania do niej z mocy wyższej, w której zanurzony zostałem przez wybór papieża Polaka, czyli Polaka na papiestwo, w konsekwencji - Solidarność, wolna Polska i wolna Europa (no, pół), wolny Kościół(?) w Polsce i świecie(?), stan wojenny, wołanie kościoła, spotkanie potrzeby z gotowością służby. Takimi koleinami potoczyło się życie. Oczywiście musiałem mieć wyposażenie bytowe, by podjąć, zrozumieć(?), udźwignąć. Wyposażenie otrzymałem w genach, wychowaniu, (auto)kształceniu, studiowaniu, podróżach. Osiągnąłem ten stan wiary, rozumu, samoświadomości.

Wtręt, na gorąco – dlaczego ta oczywistość nie jest faktem, punktem zaczepienia, podkładką pod kurą nioską? naszego lokalnego Roku Wiary i Rozumu? Takie rozmowy? świadectwa... 
Jaka jest nasza pamięć i tożsamość, jako osób i jako wspólnoty lokalnej?! Koniec wtrętu. Wracam do koryta, głównego wątku, rozważania, do wspólnoty lokalnej i najbardziej - oczywiście - podstawowej. Życia i wiary. Życia wiary. Czy jest bardziej podstawowa, dla dorosłego człowieka, niż WSPÓLNOTA WIARY (ROZUMNEJ)? A w niej spotkanie współ-braci, współ-siostry i rozmowa z nimi Dobrą Nowiną (bez podziału na tzw. duchownych i tzw. świeckich)!

Katecheta bywa powołany do zadania przekazywania i podtrzymywania wiary. Programy, podręczniki, kanony... są instrumentarium. Oprzyrządowaniem. Masło, maślane. Łacina. Instrumentum. Źródłosłowy. Etymologia?

Myślę, że ksiądz proboszcz Józef Schabowski szukał w 1982 nie tylko nauczyciela religii. Może i szukał tylko nauczyciela, ale potrzebował chyba kogoś więcej(?). Miał trzech księży wikarych i siostrę katechetkę. Fakt, ze parafia była bardzo duża, dynamiczna (ludność napływająca z całej Polski, ze względu na bujne budownictwo mieszkaniowe, bloki, całe osiedla do zaludnienia) i miał na głowie budowę kościoła. W konsekwencji dostałem całe duszpasterstwo młodzieżowe (studenci included). Oczywiście oprócz posługi sakramentalnej :-)
Chociaż! - przygotowanie do bierzmowania też mi powierzył (co rok ponad 200 osobowe grupy młodzieży szkół średnich).

Chwalę się? Niedobrze, że tak może wyglądać. Chcę tylko spisać to, co istotowe i konstytutywne, z tego, co się wśród nas zdarzyło, dostojni Teofilowie. Taka jest historia najnowsza moich wspólnot lokalnych i bardzo podstawowych. Komuś może się przydać. TAK BYŁO / TAK JEST. To mój(?) realizm. Szkoda, jeśli tylko mój.

W legionowskich parafiach (w drugiej inny ks. prob. też zachęcił do pracy z młodzieżą “bo on musi się zająć budową”, dziś zastąpił pierwszego, jako dziekan) zdobyłem wiedzę o parafii, jako wspólnocie podstawowej dla ludzi wierzących i aktywnie szukających (sensu) na danym terenie, że może – jako wspólnota – być perpetuum mobile. Wspólnota wspólnot. Nie – wspólnota liturgiczna, od czasu do czasu, bez zrozumienia.

Tę moją wiarę (doświadczalną) przypomniał mi po latach były proboszcz w Urlach. Rozmawialiśmy dość często w czasach legionowsko-jabłonowskich, odwiedzaliśmy się, spotykaliśmy modliliśmy na podłodze, "po domach". Trzech naraz trafiło się wtedy takich księży i trochę nas tzw. świeckich. Potem nawet, na skutek dyslokat, gdy odeszli dalej, w granicach ówczesnej diecezji, trafił nam się jeden – dzisiaj rektor - ale równie otwarty i skory do rozmów i modlitw na dywanie (wtedy, skąd mam wiedzieć, jak jest dzisiaj, godności usztywniają z reguły, ale mam nadzieję i przesłanki, po przelotnym spotkaniu, że tak pozostało, proporcjonalnie i analogicznie ;-)
Jaki potworny regres czuję dzisiaj, w moim - polskim - kościele.

Wspólnoty dokonywały cudów, albo cuda działy się i dzieją zawsze we wspólnotach – czego przykładem były biwaki chrześcijańskie, z mszą codzienną wieczorną, nad Jeziorakiem. Zaczął je Andrzej, ojciec, zakonnik, Madej. Od Maryi Immaculata oblat. Pompy się reperowały w buszu, gdy była potrzeba, bo zwyczajnie nie truła woda z jeziora. Z buszu poszliśmy raz świadczyć w kościele. Z buszu wyruszyliśmy – za nim – do Brodnicy, ewangelizować (Nowa Ewangelizacja, z nim zawsze, nim ktoś pomyśli, a papieże ogłoszą). Do świętości zostaliśmy wezwani, ni mniej ni więcej - według niego. I Dobrej Nowiny o grzesznikach. Z grzesznością nam przyrodzoną, na którą się nie zgadzamy, na ile umiemy. Na pewno nie kościół walczący, tym bardziej nie tryumfujący. Skromny, pokorny, służebnie rozdający ser od Reagana, albo co ma. Spotkanie i słowo. Bliskość i rozmowa. Życie w dialogu, nie wsobne.

Ustawa samorządowa wpisała wspólnotę w prawo. Dają nam prawo do życia we wspólnocie. Ba! Ale kto rozumie, że wspólnota się rodzi wśród ludzi, którzy przyjmują dar?! Jakiś dar. Im większy, im bardziej uświadomiony – tym lepsza wspólnota. Prawem się nie da dać (niczego). To tylko zapisy, na które się można powołać, gdy nam zabierają. Na przykład prawo do myślenia i dzielenia się własnym samodzielnym myśleniem. Każda władza nie cierpi ludzi obdarzonych rzadkim darem samodzielnego odważnego myślenia? Boję się, że może ich być 99% :-(

Gmina to samorządowa wspólnota mieszkańców i terytorium. Jak więc być bezdomnym, bezrobotnym, bez wspólnoty podstawowej dla życia, do życia w gminie? Można. Tak jak w parafii można być/żyć bez braci i sióstr. Nominalnie. Intencjonalnie?

PRAWO DO SPOTKANIA I ROZMOWY DOBRĄ NOWINĄ JEST NAJWAŻNIEJSZYM PRAWEM CZŁOWIEKA WIERZĄCEGO W KOŚCIELE/PARAFII. Oczywiście, według mnie :-)

Wszystko się bierze z dialogu. Czasem jest to dialog w zastępstwie (Monika za Augustyna, Helena za Józefa...). Nie z obrzędu. Słowo zamieszkało między nami. Nie da się go/GO zawłaszczyć. Izolowane umiera. W ogóle się nie rodzi.

O TYM TEŻ NIKT NIE BĘDZIE CHCIAŁ ZE MNĄ ROZMAWIAĆ W MOJEJ WSPÓLNOCIE PODSTAWOWEJ (M.IN. W NOMINALNEJ POLSKIEJ PARAFII, CZYLI W KOŚCIELE POLSKIM 2013), NAWET W INTERNECIE.

Jadąc pożyczonym od rodziny samochodem odebrać córkę po skończonym udanym podarowanym obozie sztuk wszelakich, z amerykańską kadrą, słuchaliśmy radia rozlicznych lokalnych i ogólnopolskich rozgłośni, co się nawinęło. Był różaniec z Radiem Maryja, w jakiejś innej stacji kazanie z Jasnej Góry(?), dla pielgrzymów wadowickich, ale i z Warmii, pobożne gadanie, rodzaj religijnej taśmy radiowej (żeby nie powiedzieć plepleple). Najwięcej dało mi do myślenia grzeczne, zwyczajowe podziękowania “wiernym świeckim, którzy włączyli się...” Zupełnie nie mogłem logicznie rozebrać tej sekwencji. Czy to znaczyło, że pielgrzymka nie mogłaby się bez nich odbyć, bo wypełnili sobą rzeszę/masę/tłum/Lud Boży? Za pomoc organizacyjną? Nie pamiętam konkretnego sformułowania, ale to był przykład pustej? mylnej? (dez)nformacji!? Bo co – czy duchownych i nieduchownych było pół na pół? A może świeckich i nieświeckich? O co chodziło kaznodziei?
W moim odczuciu miało to być inne zdanie/zdania, którego jednak duchowni/kaznodzieje/pasterze/przewodnicy nazbyt często nie rozumieją - “podziękujmy sobie za pielgrzymkę. Wszyscy pielgrzymi są równi, jak siostry i bracia w drodze na spotkanie i w spotkaniu/życiu z Jezusem z Nazaretu. Chcę imiennie podziękować tylko nn/NN. Za wkład pracy takiej a takiej, ale bez przesady, bo trzeba by wszystkich wymieniać po kolei, nikt się tu nie lenił. Pielgrzymki się organizuje w wolności i w wolności się w nich uczestniczy. Amen”

Czym jest kościół? Wspólnota? Czy ten kaznodzieja umiałby i chciał usiąść ze mną, z nami i rozmawiać Dobrą Nowiną?! O życiu? Drogach? Bezdrożach? Celach, środkach, sensie? Przeznaczeniu? To jest w zasięgu każdego myślącego człowieka, homo sapiens, ale nie ma parcia na ten intelektualno-duchowy wymiar. Wydaje mi się, że jest poprzestanie, zaprzestanie, przyzwolenie, zwolnienie się z …? rozwoju? nadążania za światem i kulturą? z nieustannej (ciężkiej) pracy, w pocie swego czoła, aby utrzymywać w harmonijnej równowadze wiarę i rozum! Na miarę możliwości każdego zdrowego homo sapiens. Nie trzeba cudów. Jest prawda. Prawda jest poznawalna. Jest możliwa postawa miłości intelektualnej. Są wiarygodni i błyskotliwi teologowie, czujący świat, nie bujający w przestworzach na jednym skrzydle pobożności (jeszcze gorzej, jeśli na kartkach i literze prawa). Ich trud i odwagę myślenia, owoce ciężkiej pracy "czoła" trzeba wnosić, znosić na poziom wspólnot podstawowych, w których żyją ludzie-obywatele XXI wieku (parafie, gminy, szkoły, NGO'sy, portale internetowe itd), łącząc - nie przeciwstawiając przecież - z pobożnością. Mamy dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy.

Nie wypada? Nie można? Nie wolno? Poprzestać na odziedziczonej, wyuczonej pobożności. W góry się idzie, bo są. Skoro nauczyciel musi się stale dokształcać, rozwijać, doskonalić i szkoła - świadoma siebie, swoich zadań, misji - również, to księża i kurie też. Z profilu nauczycielki, koordynatorki programu rozwoju innych nauczycieli wziąłem auto-prezentację “we design and run professional development programs for teachers in Turkey and in Turkish schools abroad. I love watching teachers learn more about education so that they can help their students better “. Stąd (z tej strony)! 

PS.
Podtytuł “zmysł przewidywania i uczestnictwo” pochodzi z wypowiedzi o. Federico Lombardi S.J. - zdj. po lewej - dyrektora Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, przed pielgrzymką papieża Franciszka na Spotkanie Młodzieży w Rio de Janeiro. Przewidywania i uczestnictwo – bo papież z tego kontynentu pochodzi. Zna. To była jego wspólnota lokalna i podstawowa.

Zdjęcie/plakat u góry wziąłem stąd! uważając, że "prawie wszystko", co wpadnie w ręce w trakcie pisania posta może być kamieniem węgielnym. Samo życie. Zaufałem większej sile, która prowadziła i doprowadzi do celu. Ostatecznego. "Ad maiorem Dei gloriam". Post, to nie traktat, raczej zbiór żywych i pobożnych notatek. Do dyskusji, której nie ma. Ciągle nie ma. POMIMO ROKU WIARY I ROZUMU! Nie gasi to jednak mojego zmysłu "p i u" we wspólnocie Kościoła, którego jestem członkiem już 60 lat!!!