艣roda, 3 lipca 2013

Sen o Tomaszu Mannie


Jedynym rekwizytem by艂a gruba wielka ksi臋ga o moim pisarzu. Druk by艂 ma艂y, 偶eby wszystko pomie艣ci膰 w jednych ok艂adkach. Mia艂em pozak艂adane strony, fragmenty tekst贸w i ilustracji, zdj臋膰.
Wszystko, od "A" do "Z". Dla siebie tylko? Nie! Mia艂em zrobi膰 prezentacj臋 przed ca艂膮 szko艂膮, w ka偶dej klasie. Legitymizuj膮cym mnie, moje zadanie, by艂 nauczyciel j臋zyka rosyjskiego w moim liceum sprzed 45 lat, profesor Mazur. On reprezentowa艂 Rad臋 Pedagogiczn膮, jej decyzj臋, tzn. tak偶e Dyrektora, inaczej nie m贸g艂bym by膰 i czu膰 si臋 “zadaniowanym”. Mieli艣my razem wchodzi膰 do klas.
Na dalszym planie, w podtek艣cie, by艂a nawet i jego 偶ona, kt贸ra mia艂a z nami j臋zyk polski w podstaw贸wce. Mieli艣my do nich zaufanie, tak g艂osili rodzice. Mazurowie chodzili do ko艣cio艂a. My, ja, katoliccy uczniowie, polsko艣ci膮 zachwyceni, mieli艣my dla nich sympati臋. 艁膮czy艂a nas niewidzialna i widzialna ni膰 porozumienia. Konfidencjonalna – rodzaj subtelnego, lecz niez艂omnego ruchu oporu.

Sytuacja – z Tomaszem Mannem - w jakiej si臋 znalaz艂em, by艂a stresuj膮ca. Ja, niby jeszcze ucze艅, a ju偶 jakby absolwent, nie wiadomo z jakich inspiracji i mocy mia艂em wobec ca艂ej szko艂y, tzn. wobec ciut m艂odszego ode mnie pokolenia(?) uczni贸w 艣wiadczy膰 o czym艣/kim艣 tak obiektywnie wielkim i uznanym (Warto艣ci 艣wiatowej kultury), 偶e nawet stary system nie m贸g艂 stan膮膰 na drodze, sprzeciwi膰 si臋, uniemo偶liwi膰, uniewa偶ni膰 zadania. Samozwa艅czego!? No, nie. Jakiej艣 mocy z wysoka, ponad nami wszystkimi, nawet wi臋kszej od systemu o艣wiaty i totalitarnych rz膮d贸w poprzedniego ustroju. Wszyscy mieli tego 艣wiadomo艣膰, dlatego zadanie by艂o nieuchronne, nieodwo艂alnie musia艂em je wykona膰. DANE i ZADANE.

Musia艂o si臋 sta膰 to, co mia艂o si臋 sta膰. Musia艂o si臋 wykona膰, dokona膰. A jednocze艣nie nie by艂o innego wykonawcy. Nie mog艂o by膰, wszyscy zdawali sobie spraw臋. Tylko ja doszed艂em do takiej znajomo艣ci Mistrza. To by艂o niekwestionowane. Bezapelacyjne. Musia艂em.

Nieuchronno艣膰 losu, kt贸ry by艂 mi dany, zadany, podj臋ty, przyj臋ty, zaakceptowany ca艂kowicie, mia艂a w sobie ten rodzaj s艂odyczy, kt贸ry rodzi wewn臋trzny szloch. Szed艂em z tym szlochem opanowuj膮cym i opanowanym(?) i wielk膮 ksi臋g膮 w d艂oni przed siebie. Zbli偶a艂em si臋 do wej艣cia szko艂y. Ruchliwo艣膰 uczni贸w podczas przerwy by艂a ju偶 widoczna. Profesor Mazur sta艂 chyba przed drzwiami na schodach.


W 偶yciu publicznym, patriotyczno-religijnym mia艂em dwa wyj膮tkowe dni, kt贸re wp艂yn臋艂y na 偶ycie ca艂e - 16 pa藕dziernika 1978 i 3 Maja 1981.
Tomasza Manna nie spotka艂em przypadkiem, ani sam go sobie nie znalaz艂em. On r贸wnie偶 mnie znalaz艂. Siostra wyjecha艂a do USA w lutym 1968. Zostawi艂a dwa tomy Buddenbrook贸w. Kupi艂a sobie par臋 miesi臋cy wcze艣niej, w klasie maturalnej. Zosta艂y po niej. Najbli偶sza Wigilia podarowa艂a 'pod choink臋' odpowiedni nastr贸j, si臋gn膮艂em po ksi膮偶k臋. Zamkn膮艂em si臋 w pokoju i zacz膮艂em lektur臋. 
Szczyty czytelnictwa osi膮gn膮艂em podczas dw贸ch lat studi贸w na politechnice i dw贸ch lat mi臋dzy politechnik膮 a filozofi膮 na Akademii Teologii Katolickiej. Tak si臋 dokon(yw)a艂a zmiana w polu mojego widzenia. Dojrza艂a w Taize. Zaowocowa艂a Solidarno艣ci膮 RI w gminie Strach贸wka i katechez膮 (w Legionowie i w 偶yciu). Ukoronowaniem pewnie jest Rzeczpospolita Norwidowska. W 偶yciu osobistym - oczywi艣cie ma艂偶e艅stwo i rodzina. Cho膰, czy ma艂偶e艅stwo i rodzina nie s膮 najbardziej dojrza艂ym i wa偶kim owocem i wyrazem 偶ycia!? Czy mo偶na rozdziela膰? Nie wolno! One s膮 nie tylko si艂膮, motorem nap臋dowym, ale i najwa偶niejsz膮 weryfikacj膮. Kwintesencj膮!?

PS.
艁zy si臋 pola-a-艂y” (Mickiewicz/Paderewski). Norwid – u 艣wi臋tego Kazimierza - p艂aka艂 przed 艣mierci膮. Tomasz Mann w swoim ostatnim szpitalu s艂ucha艂 Mozarta (m贸zg po 艣mierci mia艂 nietkni臋ty :-)

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz