wtorek, 30 sierpnia 2011

Polsko, ojczyzno moja


Dzisiaj jestem we wzniosłym nastroju. "O roku ów, kto ciebie widział wonczas w naszym kraju...". Młodzi nie znają takiego pułapu determinacji. Niektórzy z nas gotowi byli zginąć. Woleliśmy myśleć o śmierci, niż dalszym życiu w upodlającym ustroju.

Boli, że w Strachówce nie mam z kim o tym porozmawiać. Nawet przy rocznicowym piwie. Przydałby się Hans Christian Andersen z nową wersją bajki o brzydkich kaczątkach.
Jestem przekonany, że kto nie rozumie moich uczuć, kto nie rozumie Solidarności i tego co się z nami stało w roku 1980/81 - nie rozumie powołania człowieka. Nie rozumie też zdania z NT, że "do wolności wyswobodził nas Chrystus".

Padła wczoraj liczba trzysta sześćdziesiąt i cztery! Niech nasze sprawy staną się sprawą wielu. Niech będą jasne wobec całej Polski i świata. Prawda się obroni. Fałsz niech sczeźnie na oczach tysięcy, na świadectwo i na przestrogę. Jak wąż, który poległ pod piętą.

"Pamięć i tożsamość" (JPII) leży na kaloryferze w łazience, a "Świat ludzkiej nadziei" (J.Tischner) gdzieś na stole. To są lektury Jaśka, wziął z półki. To były kamienie mojej brukowanej drogi życiowej. Dużo ich było.

"Dzięki nadziei otwiera się prawda o człowieku. Człowiek doświadcza siebie najgłębiej, gdy czuje, że jest jakąś, nawet dla samego siebie, tajemniczą wartością. Nadzieja to najgłębszy sposób ochraniania owej wartości. Człowiek broni siebie swą nadzieją i swą nadzieją walczy o swą ludzką twarz." Lubiłem Tischnera.

Czy uda nam się jutro obronić nadzieję i ludzką twarz samorządu, jakim jesteśmy z mocy prawa? Czy objawi się w kimś geniusz negocjatora i rozjemcy? Czy znajdziemy złoty środek? Czy starczy nam dobrej woli i poczucia humoru?
Krystynko, nie chodzi o 2tys zł. Nikt w to nie uwierzy. Czyż można nie ironizować? Szkoła wydała więcej na twoją formację dyplomowanej nauczycielki. Chodzi o godność, o nadzieję, o ludzką twarz, o klimat pracy i przebywania ze sobą 270 osób każdego dnia (od poniedziałku do piątku). O sprawy człowieka (młodych ludzi przeważnie, bardzo młodych).

Inny autor niż Hans Christian, mógłby napisać inny utwór np. "Judaszowe diety". Smutną opowieść o tym, jak to po wspólnym, braterskim z założenia, posiłku przy wspólnym stole, ktoś wstaje i idzie do jakiejś Wysokiej Rady głosować przeciwko tym, którzy do stołu zaprosili, i z którymi posiłek spożywał. Właściwie przeciwko wszystkiemu, co od nich wychodzi. Łącznie z imieniem, festynem i hymnem. Ktoś napisze taki utwór. Na jakim poziomie? Zależy od talentu. Ale na pewno na własną odpowiedzialność. To leży w naturze artystów, autorów wszystkiego, co robią. Na pewno nie od kompleksów. Kompleksy przerzucają ciężary na innych i są przyczyną katastrof społecznych.

Gmino, bądź mi ojczyzną. Obroń moją nadzieję.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Podziękowanie, absurdy, obłęd



Dziękuję wszystkim internautom, którzy odwiedzają mój osobny świat, bo chcą przeczytać analizę bieżących spraw życia gminnego. Tak odczytuję liczby ze statystyk odwiedzin strony. Wczoraj padł rekord, 204. Wskaźniki nie są dla mnie najważniejsze i mają minimalny wpływ na treść. Poczytność jest ważna, bo "nikt nie żyje dla siebie nie umiera dla siebie". Popularność zaś jest ważna dla pozycji w rankingach, a te są mi obce. Nie chcę już startować w żadnych lokalnych wyborach. Ostatni raz byłem na liście wyborczej (do powiatu) w 2006 roku.

Mam za to świadomość swojej roli w historii gminy. Dane mi było uczestniczyć w największym zasiewie naszych czasów. Rok 1979 - I Pielgrzymka Papieża do Polski, rok 1980/81 - tworzenie Solidarności RI, lata 1990-94 - I Kadencja samorządu w Polsce (tzw. przejęcie oświaty, szkół w gminie). To na polu oświaty rozegrały się największe sprawy. Szkoła w Strachówce obroniła wolność i niezależność myślenia w czarnej epoce łapkowego samodzierżawia. Niepojęte - i niemożliwe do zrozumienia - gdyby miarą wysiłku i walki nie była publiczna prośba o modlitwę za demokrację w naszej gminie wobec biskupów, proboszczów i setek zgromadzonych w kurii diecezji warszawsko-praskiej na rozpoczęciu roku katechetycznego. Miałem wiarę i rozum wołać o pomoc. Miałem ogromną determinację, żeby wystąpić wobec takiego gremium. Modlitwa w tej sprawie połączyła wiele osób, także spoza gminy i Polski.

Ziarno zostało zasiane. Ziarno musi obumrzeć, żeby wydać plon. Pięknie plonuje Rzeczpospolita Norwidowska, która niepostrzeżenie się zakorzeniła na naszym terenie. Jest najpiękniejszym sztandarem gminy. Zdobywamy nim Mazowsze. Polskę? Europę? Świat?

Największym odkryciem ostatniego roku jest, jak bardzo jesteśmy zadłużeni wobec świata. Serdecznie zadłużeni. W pewnej mierze, nie wiadomo, kto u kogo bardziej. My wobec świata, czy świat wobec nas. Jesteśmy z rodu, który wydał bł. Jana Pawła II. W konsekwencji daliśmy także Solidarność.
Świat widzi. Świat podziwia. Świat mówi - "musicie być dumni i wdzięczni Opatrzności". Musimy, ale czy jesteśmy? Świat pyta i chce poznać ten szczególny punkt widzenia i 'dziania się' historii. Świat ludzi wierzących wpatruje się w nas, wytęża wzrok w naszym kierunku, by zrozumieć fenomen Karola Wojtyły. W Jego orszaku idzie św. siostra Faustyna, św. Maksymilian Kolbe, Solidarność i jej błogosławiony patron-kapelan Jerzy Popiełuszko.

Od wczoraj dźwigam ciężar wyzwania i odpowiedzialności za podobne zadanie. Dwie klasy (odpowiednik naszych 5) z katolickiej szkoły i parafii Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, Doktora Kościoła, w stolicy stanu Nebraska, w mieście Lincoln (!), w USA, chce korespondować z naszymi uczniami, z naszą szkołą Rzeczpospolitej Norwidowskiej, z nami nauczycielami i nami rodzicami. W ich wspólnocie są księża, siostry zakonne, nauczyciele, rodzice. Razem możemy poszukiwać twórczej i owocnej obecności katolików w świecie.
Jesteśmy w stanie unieść to zobowiązanie, ale jako WSPÓLNOTA. Jako wspólnota szkolno-parafialno-gminna. W takiej wspólnocie możemy pokonać wszelkie problemy i wyzwania. Jak kiedyś w projekcie Socrates-Comenius. Wspólnota jest w stanie stworzyć najlepsze warunki rozwoju każdemu mieszkańcowi i odpowiedzieć na wołanie świata. Nie jeden przeciwko drugiemu, ale jeden z drugim. "Jedni drugich brzemiona noście".

Czy wykorzystamy szansę? Czy wywiążemy się z serdecznego zobowiązania? Czy raczej będziemy sobie szkodzić i podstawiać nogi, np. pod pozorem oszczędności 2.400 złotych w ponad 8 milionowym budżecie? Dla kogo budżet jest bożkiem? Czym ma się zajmować dyrektor dużego gminnego zespołu szkół, w tym najmłodszych (oddział przedszkolny) i najstarszych (gimnazjum i problemy wieku dojrzewania) - tworzeniem szans cywilizacyjnych (współpraca ze szkołą w USA), czy ciągłym zastępowaniem brakujących psychologa i pedagoga i szukaniem zastępstw za siebie w trakcie tych zastępstw zastępujących innych?? Czy pracownik szkoły jest mądrzejszy od dyrektora z dyplomem lidera, tylko dlatego, że może manipulować innymi z pozycji przewodniczącej gminnej komisji budżetowej? Czy koś mający wiedzę o społeczeństwie i historii Polski może odpowiedzialnie promować "liberum veto", bo nikt w szkole nie popiera jej pomysłów? Gdzie leży granica oddzielająca normę od patologii? Normę od absurdu? Normę od obłędu? Przepraszam, że muszę pytać, aż tak, ale nikt nie zdjął ze mnie tego ciężaru i nie słyszę, by ktoś próbował łagodniejszymi słowami rozwiązać problem i obronić misję Zespołu Szkół RzN.

niedziela, 28 sierpnia 2011

"Rozsypani z wysoka"










Rzeczywistość nas niszczy. Szokujące stwierdzenie? Tylko w połowie. Bo rzeczywistość także nas koronuje na królów chwały. Jak to? Rzeczywistość poznana i uznana - buduje królestwo Boże i człowieka myślącego. Rzeczywistość wymyślona (w krzywym zwierciadle własnego "ja") - tworzy królestwo fałszu, zaślepienia sobą, wynaturzenia. Ta pierwsza daje życie i poznanie prawdy. Ta druga zabija. Wtedy fałsz świętuje. Ma na imię ZŁO.

Strachówka i Legionowo

Legionowo mnie wychowało. W 1980 roku oddało mnie narodowej i ludzkiej Solidarności realizowanej w Strachówce. Strachówka z kolei skierowała mnie w stanie wojennym do Legionowa, do pracy katechetycznej. Legionowo oddało Strachówce wójta I Kadencji. Legionowo przygotowało także dyrektorkę zespołu szkół w Strachówce. Legionowo jest w podszewce Rzeczpospolitej Norwidowskiej.
Związki Legionowa ze Strachówką znalazły się na kartkach książki Mariusza Kraszewskiego "Żal". Legionowski prezydent miasta i starosta powiatu odegrali istotną rolę w ostatnich wyborach samorządowych, które położyły kres epoce Łapki. To dzięki ich wstawiennictwu (na zaproszenie Grażyny) przyjechał do nas wojewoda. W zimowy, bardzo śnieżny wieczór - dając dowód wierności słowu i solidarności. Legionowski starosta bawił kiedyś strachowskie dzieci w ramach naszego 1-szego (i jak dotąd jedynego) Letniego Festiwalu Kultury (1991).

Dzisiaj odbywają się Dożynki Diecezjalne w Legionowie. Podobno ze Strachówki jedzie delegacja. Nawet o tym nie wiedzieliśmy. Ze szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej potrzebne im były tylko namiotowe pawilony (kupione w legionowskiej fabryce). Dziwna jest ta nasza dzisiejsza normalność. Strasznie pokręcona.

Wyjazd szkoleniowo-integracyjny Zespołu Szkół RzN

Dwa dni wyjazdowe doprawdy nami wstrząsnęły. Kulturowo (oświatowo) i termicznie. Sandomierz odkrył się przed nami od stóp do głów. Dzięki pani przewodniczce. Oprowadzała nas po powierzchni i kupieckich podziemiach miasta, po wiekach historii, latach PRL ucieleśnionych w krystalicznej, płynnej i diabelskiej siarce (Tarnobrzeg, Machów). Polska żyje w nas teraz wzdłuż, wszerz i w głąb.
Święty Jakub wyszedł nam naprzeciw w osobie Wielkiego św. Jacka Odrowąża już parę dni wcześniej (15.8). Poznał go cały świat.
Nieszczęsne polskie zamki przetrwały tylko we fragmentach, albo w ruinach. Nie mogą świadczyć o wspaniałej przeszłości, tak, jakby chciały. Ale kawa "U plebana" była pyszna.

Krzyż i Topór stanęły na naszej drodze. Ossolińscy porażają ogromem. Nie potrafię sobie wyobrazić wyobraźni budowniczych. Jak można zaplanować coś, co nie ma granic? Tam wyobraźnia łączy się z horyzontem - krajobrazu i historii. Trudna sztuka i niemożliwa do pogodzenia w każdym śmiertelniku. No, chyba, że się jest Doktorem Anielskim. Nic dziwnego, że większość kamieni tej budowli legło w gruzach. Wszystko, co zbudowane na niespójnym obrazie rzeczywistości musi prowadzić do katastrofy. "Żadne skłócone królestwo się nie ostoi". Skłócone między sobą, lub co gorsza, w sobie.

Dwa światy i dwie szkoły

Kiedy nas, osoby i zespół szkolny, formowała historia Polski i jej najgłębsza kultura - na fundamencie Ewangelii - w budynku gminy w Strachówce zbierała się komisja budżetowa Rady Gminy. Tak zdecydowała nauczycielka-radna z tego samego zespołu szkół, ale nie tego samego ducha. Coś tam sobie wymyśliła. Chce narzucić swoją wolę niecnymi metodami.
Kiedy zespół się integrował przy biesiadnym stole i muzyce na dziedzińcu pałacu w Baranowie oni pewnie nas obgadywali, umęczeni obradami nad przyszłością szkoły!

Kiedy następnego dnia zajechaliśmy pod najpiękniejszą szkołę w Polsce, całą w kwiatach, oni zbierali się przed obradami całej Rady Gminy. Szkoła w Górach Wysokich (nazwa wsi, nie krainy geograficznej) prowadzona przez stowarzyszenie, zasługuje na zwiedzanie i dyskusję w każdym samorządzie. Dobrze, że nas Grażyna tam zawiozła, cały zespół, nauczycieli i pracowników, bez radnej-nauczycielki! Radna-nauczycielka sama chce wymyślić inną, swoją szkołę i swoją rzeczywistość. Wymyślić i narzucić niecnymi metodami.
Rada z jej udziałem uchwaliła dla szkoły koszmarka. Szewc chce uczyć kowala, jak konie kuć.

Działo się to 26 sierpnia. Polacy pamiętają wtedy o Matce Bożej Częstochowskiej.Ma ona swoją kapliczkę w sercu prezesa i na poddaszu szkoły w Górach Wysokich.

Tragedia

Czarek nie żyje. Syn przyjaciół. Przyjaciel naszych dzieci, ich kolega z ławy szkolnej, nasz dawny uczeń, uczestnik kolonii CARITAS i życia wspólnoty lokalnej (parafialnej i gminnej). "Rozsypani z wysoka ciężko spadliście na nasze serca". Pogrzeb był wielką manifestacją serc, wiary i niedowierzania. Kościół w Jadowie wypełnił się młodzieżą, ich rodzicami, nauczycielami, sąsiadami, przyjaciółmi. Czterech księży stanęło przy ołtarzu. W morzy białych kwiatów i wieńców. Trumna wyprowadzana była - po pięknej liturgii - w szpalerze kwiatów.

Tragedia zbyt młodej śmierci wrzuca w ziemię ziarno życia. Jasiek zwołał na modlitwę, na modlitewne czuwanie za swojego najlepszego przyjaciela z lat szkolnych spędzonych w Strachówce. Do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Mari Panny przyszedł, kto czuł taką potrzebę. Przyjechał Sławek z Legionowa, profesor nauki społecznej kościoła. Jest wierny wspólnocie wartości i słowu.
Modlę się, żeby nasze dzieci nigdy nie zostały w życiu same. By zawsze miały wokół siebie wspólnotę osób szukających największych wartości. I żeby same czuły i podjęły odpowiedzialność za duchową rzeczywistość kościoła, która ich w naszej rodzinie wychowuje od pokoleń. By mieli w sobie mądrość i siłę zwoływać innych na modlitwę. Ecclesia - kościół, to "święte zwołanie".

Kiedy w Sandomierzu mijaliśmy na ulicy młodą parę w koszulkach ze spotkania w Madrycie zatrzymaliśmy ich, zagadnęliśmy, pozdrowiliśmy i zrobiliśmy sobie zdjęcie. Wspólnota kościoła może zaistnieć wszędzie. Trzeba mieć "tylko" jednego ducha. Przepraszam - trzeba być jednego ducha.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Kościół? - co to takiego. Albo o inkulturacji.

Czym jest kościół w swym wymiarze społecznym? Teologicznie wiemy, ciągle nam to powtarzają księża i biskupi. Że to nie oni, że to my wszyscy... Ale ja przychodzi co do czego, to tylko oni okazują sie kościołem w świecie. Zbierają się biskupi i ustalają odpowiedź w konkretnych sprawach, także kwestiach społecznych dotyczących nas wszystkich. Niestety, nie znam nikogo, kto potwierdziłby, że pytali go o zdanie. Nawet 30 letniego katechety. A wy? A telewizje i owszem, nawet przyjeżdżali do nas kręcić materiał. Kim my dla nich jesteśmy, ponad 40 lat po Soborze Watykańskim II. Nie buduje to autorytetu kościoła nawet wśród wiernych tzw. świeckich. Ani dobrego obrazu kościoła w świecie.

Służebnica Boża dr Wanda Wantowska, "Lilka" zrozumiała, czym są "społeczne kompetencje Kościoła" w 1942 w Laskach, z godzinnego wykłady Prymasa Tysiąclecia.

Mamy rok 2011 i też potrzebne jest nam rozumienie tej wielkiej rzeczywistości (możliwości) jaką jest kościół. "Lilka" mogłaby się stać patronką naszego pytania.

Leżę w ranach - przy drodze w Internecie - i mijają mnie bez słowa wszyscy księża i lewici. Nie mówiąc o biskupach. Znam jednego, z Anglii, który posługuje takim jak ja. Bóg zapłać. Ten obraz nie może być prawdą o obecności kościoła w świecie. A tekst nie ma być tylko zaczepką. Chcę być wołaniem - "Jezusie Nazarejski ulituj się nade mną także w swoich sługach, którzy mają Ciebie uobecniać w świecie".

Na misjach, a kościół jest na wiecznych misjach, kluczowym zagadnieniem jest inkulturacja. Pod tym samym względem w starym świecie mamy niestety do czynienie ze zjawiskiem, które można nazwać wyobcowaniem kościoła. Obrazowo rzecz ujmując - z zamkniętymi plebaniami i mitycznymi pałacami biskupów. Przynajmniej tak jest u nas, w Polsce. Proces wyobcowania zaszedł tak daleko, że nawet księża się skarżą, że biskupi są niedostępni.

Ja nie czekam na kolejne kazanie. Czekam na człowieka. Żywego i prawdziwego. Który idzie tak ja przez świat i przez życie. Niosąc swój osobisty los i instytucjonalne powołanie. Osobiste powołanie i instytucjonalny los? Nie, to odwrócenie znaczeń.

W wieku 58 lat nie szukam nowych rozumień starej sytuacji człowieka we Wszechświecie. Nie spodziewam się olśnień poznawczych po nowych publikacjach. Nie potrzebuję już ich. Starcza mi tego, co poznałem. Cieszę się, że mogłem przekazać jego owoce innym, zwłaszcza własnym dzieciom. Potrzebuję za to (coraz bardziej) uczestnictwa - partycypacji - w świętości, czyli w pełnym bycie. Co w skrócie zawarte jest w mojej "mantrze" - "Nie-ja-Ty-Bóg-Miłość-Chrystus-Pokój-Dobro-Amen".
Jezus dla współczesnych był człowiekiem. Serdecznym, mądrym, współczującym - obecnym (!) w ich życiu. Bo inaczej w ogóle by Go nie poznali. Poza rodziną, może tylko jakaś grupka. "Divine claim" zostawiam teologom.
Trzeba najpierw jakoś być, by nauczać innych. Z pomocą środków dostępnych danej epoce. Można chodzić po wsiach i miastach, można jeździć rowerem, albo samochodem. Można nawet nie ruszając się z domu być przez Internet.

Przyjęło się w dawnych epokach, że czarna sutanna księdza jest znakiem obecności wyższej. Dziś jest głównie znakiem obecności - dla wielu niezrozumiałej i obojętnej -instytucji kościoła. W społeczeństwie obywatelskim nie o taką obecność chodzi. Mamy przesyt instytucji.

We wszystkich epokach chodzi za to o braterską obecność człowieka. Potem dopiero zwraca się uwagę na to, jaką ma ten człowiek szatę, poglądy, funkcje itd. Jeśli nie podałeś kubka wody, nie odwiedzałeś, nie chciałeś się spotykać, rozmawiać... to po co w ogóle żyłeś?

Oto leżę u waszych stóp (waszych biurek i stolików) i kołaczę o głos, tzn. o wasze serce uobecniające się literkami na monitorze. Enter. Skorzystam nie tylko ja. Skorzysta wielu. Może nawet niebo się otworzy nad jakimś domem, wsią, parafią i usłyszymy kochający i kochany głos Ojca Wieczności.

Chciałbym, żeby adresem mojego wołania był nie tylko ITP waszych komputerów, ale każda plebania, pałac biskupa i Watykan. Dom, sweet home. W nim zamieszkuje człowiek.

Kiedyś wychowywano, aby odpowiadać na pozdrowienia drugiej osoby. Na trasach turystycznych przetrwał ten zwyczaj, choć nie wszędzie. Zauważyłem, że są jeszcze ludzie, którzy nie zostawią wpisu drugiego człowieka na blogu, czy na Fb, bez odpowiedzi. Skomentują nawet wiersz napisany w obcym języku. Zadadzą sobie trud podwójny, z pomocą internetowych tłumaczy przedrą się przez język i kulturowe znaczenia. Bo wiedzą, CZUJĄ, że ktoś na to czeka i tego potrzebuje.
Bo są kulturalni. Bo tak ich nauczono - nie zostawiaj człowieka bez odpowiedzi. Czyż w ten mały sposób nie zdradza się wielkiej sprawy człowieka w XXI wieku? Czy to nie jest szydercze i podstępne oblicze dehumanizacji?
Bądź, jeśli nie współbratem, to choć Samarytaninem. Innej Ewangelii nie ma i nie będzie.

Madryt mamy za sobą. Jego świadectwem dzielą się także na Ukrainie, która świętuje 20 lat suwerenności. Czekamy na Rio de Janeiro - a cidade maravilhosa. Kochany biskupie, dziekanie, prałacie, kanoniku, księże proboszczu, wikary - a może czekając na kolejne transmisję ze spotkania młodego kościoła z Piotrem zrobimy wspólnie to samo w swoich parafiach, wsiach i miastach? Może zamiast się tylko przyglądać, trzeba wziąć przykład ze starych papieży?

Tu LOS wkroczył z wielką siłą w życie naszej wspólnoty lokalnej. Grażyna przywiozła grom z jasnego nieba - "Czarek nie żyje". Syn przyjaciół. Chodził z Jaśkiem do klasy.
Nie wiemy, co się stało. Modlimy się, bo tylko Duch Święty jest pomocą w takiej chwili.

Na krześle znalazłem kartkę z długopisem. Już o niej byłem zapomniałem. Notowałem coś po ciemku i położyłem przy łóżku. W kontekście zdarzeń czekam na jej odczyt jak na list od Boga. "Nie urodziłem się wzniosłym orłem, ani dumnym królem-lwem. Urodziłem się śmiesznym, powolnym i słabym dwunogiem. Ale ten właśnie dwunóg dotyka sobą w bezkresnym wszech-świecie i ograniczonym czasie sedna wszech-rzeczy. Spotyka, poznaje i otula się ciepłym, serdecznym pledem sensu. Miłością - która go może przepełnić. Miłość objawiła się właśnie jako największy sens ludzkiego świata. Nikt jej nie wymyślił, nikt jej nie stworzył. Objawiła się i Jest sama z siebie. Zapodmiotowana w osobie.

Nie byłoby człowieka - nie wiedzielibyśmy, że jest miłość. ISTNIENIE I MIŁOŚĆ podzieliło się Sobą. Tylko człowiek może je poznać i przyjąć jako dar, mając w nich swój darmowy udział!


Patrzę chętnie i z wielką przyjemnością na ikonę Jerzego Nowosielskiego zamieszczoną we wczorajszym poście. Ikona mówi i naucza. Ikonę się pisze. Ikona ma dwukrotny trój-podział. Bosko-ludzkie poszukiwania w głębi Trójcy Świętej?

***

Leninowskie tezy - państwo prawa jest wtedy, kiedy my rządzimy, a demokracja będzie wtedy, kiedy nie będzie już na ziemi (wśród żywych) wrogów demokracji. U Sienkiewicza przyjęło to formę "moralności Kalego". A wśród dzisiejszych polityków?

Odpowiedź na przed-wczorajsze pytanie i papieskie poznanie


Wracam do pytania z Ewangelii, za kogo uważam Jezusa? W niedzielę uchyliłem się od odpowiedzi na temat boskości. Bo to wymaga ode mnie rozumowania. Jako mały chłopiec mogłem recytować katechizmowe formułki, dziś muszę myśleć. Kiedy myślę boskość - myślę "nie z tego świata". Boskość jest nie z tego świata. Czyli jest transcendentna wobec "tego świata", cokolwiek to znaczy. A znaczyć może różne rzeczy, bo wraz z nowymi wynikami i teoriami naukowymi ciągle się zmienia obraz wszech-świata. Nie zmienia się chyba zdrowo-rozsądkowe myślenie, według którego Bóg nigdy nie da się opisać naukowymi prawami (niezależnie od epoki). Bóg w naszym/moim myśleniu jakoś wiąże się z pojęciem Naj-Pierwszej Przyczyny, czyli Stwórcy, choć dzisiaj nie wiem, czy obraz kochającego Ojca nie przesłonił wszystkich uprzednich notacji. Czytałem różne teksty w trakcie studiów i po. A może chodzi mi o stałą Obecność, Istnienie ponad wszelkie istnienie? Że nigdy nie jestem sam w obojętnym kosmosie? Że jest Sens sensów? Tak jakoś jest to we mnie poukładane z pomocą genów i kultury.

Kiedy mam do czynienia z Bogiem? Raczej nie w czasie wysilonego myślenia. Już mi się zresztą nie zdarza na ten temat. Kiedyś, tak. Dzisiaj myśląc "Bóg" zamykam oczy i od razu przenoszę się w inny świat. Nie robię tego dla żadnego celu poznawczego, poznanie jest skutkiem ubocznym. Robię to dla innego bycia właśnie. Tylko w sferze w której występuje desygnat zwany Bogiem, odnajduję całość siebie i mojego wymarzonego świata. Ideał mojego wymarzonego świata kształtował się pewnie całe życie. Czyli od wychowania w religijnej rodzinie, przez wszystkie fazy buntów i poszukiwań, w tym studiów. Zasadnicze znaczenie miały wzory osobowe i własne przeżycia duchowe. Nie można odrzucić wzoru, ideału, jakim jest człowiek Andrzej Madej. W którym nie sposób znaleźć skazy, czy nawet słabości. Który cały jest dla drugiego człowieka, dla innych. Nie jestem w stanie nawet pomyśleć buntu wobec tej propozycji człowieczeństwa. Ukształtowanej świadomymi decyzjami na wzorze Jezusa z Nazaretu. To są szczyty szczytów. Wszystkie podręczniki do filozofii i wszystkie arcydzieła literackie są wobec nich tylko siódmą wodą po kisielu.

"... a surrender of our whole person, with all our understanding, will and feelings, to God’s self-revelation" (B16, Madryt). To "self"... jest bardzo istotne. Bo to tak jest. Nasze najistotniejsze, z punktu widzenia sensu życia, poznanie jest tylko odskrobaniem tego, co już w nas jest.
Jest także w nas od początku samoobjawienie się Boga-Prawdy. Jedno i drugie jest blisko, bliziuteńko, jak asymptota wykresu funkcji matematycznej. W gramatyce Bóg też jest tym małym "się" :)

Więc skoro Jezus może dać siłę Andrzejowi i podobnym, do życia na miarę człowieka w pełni - to musi być Bogiem. Tego nie dają żadne zioła, ćwiczenia, żadna alchemia i neuroprzekaźniki. To dać może tylko duch - "zjawa" nie z tego świata. Czy to jest nauka (duchowości), czy wiara? Powiedzcie sami. Dla mnie jest to wiara i rozum, które - także według mnie - nie dają się oddzielić w ludzkim dojrzałym bycie osobowym.

Dzisiaj filmy i książki, i inne dzieła kultury i sztuki są mi przyjazne tylko - o ile potrafią mnie zainspirować, zaciekawić, przenieść w świat ducha. Inaczej są stratą czasu, prądu, papieru albo nawet niczym.

Jezu - jesteś moim (dla mnie) szczytem wszystkiego, co ludzkie na tym świecie. Przekraczasz wszystkie inne doświadczenia i teorie. Jesteś moim Bogiem, bo nawet jeśli Bóg jest pojęciem nieprecyzyjnym, to i tak jest Istotą najpotężniejszą ze wszystkich, jakie mogę pomyśleć i poznać. I bardzo serdeczną. Istotą serdeczność, przyjaźni, miłości. Chcę się w Tobie roztopić. Wypełnij mnie. Zabierz mnie do siebie. Choć boję się trochę i dalszego życia i śmierci. Widzisz moją małość i niekonsekwencję. Amen.

To były generalia mojej odpowiedzi. Niuansów jest dużo więcej. Stwierdzam i potwierdzam po stokroć, że dla mnie Jezus ma takie znaczenie, jak opisałem. "Mieć znaczenie" i "być" - to kolejna perspektywa poznawcza. Ciąg dalszy książki "Istnieć i poznawać" (M.Gogacz), którą czytałem w młodości.
Jezus rozdaje skarby. Ale pozostaje pytanie, jak Jezus stał się tym, kim jest? To jest przedmiotem historii (biblijnej) i apologetyki, czyli badania Jego samoświadomości. W pierwszym rzędzie myśli kierują się do Jego domu rodzinnego. Do ideałów, wierzeń, nauk, wartości i tradycji, w jakich wyrastał. A więc do Matki i Ojca (Opiekuna, mojego imiennika). Do domu rodzinnego - bez poznania którego każdy z nas pozostaje dla innych tajemnicą jeszcze większą niż jest sam w sobie. Później do tradycji, które kształtowały Jego rodziców i naród. Mądrość idzie z pokolenia, przez pokolenia. Przez wojny stu- i tysiącletnie, Holocausty i Hieroszimy.

Jezus ma 2 tysiące lat w dziejach człowieka, a tyle Go jeszcze było dzisiaj, w kościele w Trawach, w Internecie (Fb, blogi, strony Watykanu itd.), w postach Lucy, w najgłębszym, choć niestety podskórnym, tonie polemiki gminnej, w modlitwie spontanicznej i ciągłej, przywołanej na potrzeby niniejszych rozważań o Bogu. Im więcej rozmyślasz, modlisz się, czytasz (lectio divina) itd. tym bardziej On cię otacza, jest w tobie, jest w świecie. Znów istnieć i poznawać się kłania, choć od zupełnie innej strony. Od strony samoobjawiania się Boga. Papieskie poznanie religijne chyba na tym właśnie polega, na ciągłej jakby audiencji u Boga. Poznanie, sam wysiłek i próba poznania ma wielką moc i zasługi. Współtworzy nas, nasz byt osobowy.
Czyli- skoro papież ciągle musi słuchać, czytać, myśleć, modlić się o Bogu realnym, w życiu osób, diecezji, spraw mu przedstawianych, czyli świata całego (!) - to jest z Nim ciągle. Same mury Watykanu mu Go opowiadają ("Tryptyk Rzymski" JPII). Ale to samo mają mistycy i może mieć każdy wierzący, czyli POWSZECHNOŚĆ DOSTĘPU DO BOGA, POWSZECHNOŚĆ DOŚWIADCZENIA BOGA, BO CIĄGŁA I POWSZECHNA JEST JEGO OBECNOŚĆ, KTÓRA RÓWNOCZEŚNIE JEST SAMOOBJAWIANIEM (z) MIŁOŚCI.
Na stare lata, w największej słabości mogę być najmocniejszy i nabardziej skuteczny w działaniu (za sprawą tegoż samego ducha). Religia jest największa znaną mi demokracją.

I tak może być ciągle z tobą i w tobie, o ile nie zubisz łaski, albo nie pozwolisz sobie jej wydrzeć. Podstępnie. Przez własną głupotę. Tak, jak niezauważalnie pozwoliłeś się prowadzić duchowi tyle razy (albo chociaż raz), tak samo możesz dać sie pociągnąć głupstwom, np. grze w kolorowe kulki na monitorze, lub tylko jakimś wyświetlaczu słabo istniejącego wymiaru. Ale przyznaj, że to ci czasem wystarcza. Że to cię wprost jakby życiem napełnia zwodniczo. Bądź tak samo łapczywy na inne, realniejsze doznania i przebłyski życia duchowego, intelektualnego, osobowego... Zbierz je. Zapisz gdzieś sobie. Jakoś. Obrazek powstanie ciekawszy niż na monitorze. Jesteś czymś większym niż cyfrowym urządzeniem. Jesteś osobą - "Tyś osobą" (CK.Norwid). Jedyną taką we wszechświecie. Nie wyprodukuje cię DELL, Hewlett-Packard ani IBM (najnowszej generacji). Zrodzi cię matka i ojciec. Przyjść możesz (jak dotąd) tylko w łańcuchu pokoleń, dziedzicząc geny i kulturę. Przychodząc na świat w atmosferze miłości, poznasz największą tajemnicę istnienia. Miłość (samo)objawi ci wielkie tajemnice.
Kolorowe kulki dobre były (bywają) do czasu, jako relaks, potem przekraczasz niewidzialną granicę czasu i...
Obym jutro był pełen Boga. Jak w ostatnim nocnym rozważaniu - wpatrzony w świecę paschalną, wyobrażoną na obradach naszej Rady Pedagogicznej. W Niego. Okna w naszym domu, wybudowanym z miłości, pomagają bardzo. Jest w nie wpisany ZNAK KRZYŻA. Amen.

Powyżej pewnego poziomu napełnienia Bożymi duchowymi doznaniami mamy papieskie odczucia, a nawet wręcz zaczynamy oddychać Bogiem. Nie można inaczej, ponieważ On jest we wszystkim, tylko my z rzadka się otwieramy na Jego wymiar - Istnienie i Miłość. Na samo objawianie "się" prawdy - a nie na naszą gimnastykę poznawczo-wolitywną.

Doświadczenie siebie (wystarczająco głębokie, pełne...???) jest doświadczeniem Boga. Mogę tak mówić, bo jakiś uznany teolog napisał kiedyś "Doświadczenie świata - doświadczeniem Boga".
Skoro on, w dzisiejszym pojmowaniu świata i nauki B16 w Madrycie - "mój sąsiad", to także ja - a nawet bardziej. Bo z Niego jest utkana nasza osoba. Lekka, osobowo-duchowa, lub duchowo-osobowa natura człowieka.

Oczywiście to jest tylko mój post na osobistym blogu. Ani teologia, ani filozofia w rozumieniu akademickiej dyscypliny. Ale paradoksalnie to nawet więcej, bo to jest moje życie. "Za co warto życie dać". Może za poglądy naukowe też ktoś jest gotowy oddać życie, ale nie ja. Ja rachuję sobie tak, mogę tylko wymienić życie na życie (z dużej litery). Ewangelia w przypowieści o mądrym rządcy pochwala takie kombinacje.

Boga można zgłębiać, pardon poznawać, studiując teologię i pisma, ale także zgłębiając siebie i dostępny nam fragment (partycję, partycypację) duchowej rzeczywistości, czyli po prostu rzeczywistości (jedna jest rzeczywistość człowieka myślącego, homo sapiens sapiens).

Resztę można opuścić, albo wręcz przeciwnie, tylko ją czytać, bo to są cytaty z mądrych źródeł:

"If it is cogent, and we still decline to accept it, it becomes a moral question about our own integrity as a human being. In that case, our position has little to do with the arguments presented... God did become man in history; the Word was made flesh. If this account is true, obviously, we cannot understand either ourselves or the world without knowing this fact and knowing that it is credible.

Many people who make little or no effort to think through these matters excuse themselves from confronting ultimate things. They assume that no case can be made for the Catholic interpretation of them. Still others are afraid that the Church might have it exactly right but that would be a bit tough to take in terms of prestige or of how we choose to live. The history of scholarly and academic studies on this issue is quite familiar to the pope... "The effort to express the mystery of Jesus in titles that explained his mission, indeed, his essence, continued after Easter. Increasingly, three fundamental titles began to emerge, 'Christ' (Messiah), 'Kyrios' (Lord), and 'Son of God'" (319). The use of each of these titles has a history. Each indicates an aspect of Christ's own understanding of himself. The first title simply became Jesus' name. "He is completely one with his office; his task and his person are totally inseparable from each other." But "messiah" also had overtones that Christ was careful to counteract.

In the course of Old Testament development, the word Lord was a "paraphrase" for the divine name, Yahweh. To apply this name to Jesus was to "claim for him a communion of being with God himself; it identified him as the living God present among us" (320). Among the Jews, a man who, implicitly or explicitly, claimed that he was God blasphemed. Obviously, when someone made this claim, it would be remembered.

The term "Son" may just mean some closeness to God. But the term meant more than mere friendliness. Explaining this more basic meaning so the sameness and difference (between Jesus and the Father) were both accounted for demanded major effort from early thinkers who were believers. Basically, the term "Son" meant that "within God himself there is Father and Son, that the Son is truly equal to God, "true God from true God." Christ is not "made" but "begotten" in a way not external to God. The second citation above accurately used a philosophical term to state what was meant in scripture. This indicated the fact that revelation is directed to reason, and properly so. It said that the Father and the Son were of the same "substance." This phrase meant considerably more than mere closeness... Benedict traces the numerous times Jesus either uses or is referred to as the "Son of Man" in the New Testament, a title he "most frequently used to speak of himself." Benedict carefully separates three different ways this term is used in the New Testament. Again he finds that exegetes will interpret the statement that Jesus sometimes speaks of someone to come as if Jesus meant either that he was not divine or did not know that he was (323). Benedict merely says of this view that it does not explain the actual impact that Jesus did have in his own time on both his followers and enemies. If he merely was waiting for someone to come, no one would worry about him or seek to kill him...The pope is attentive to the fact that those who heard Jesus understood he was in fact making a divine claim for himself. This claim was scandalous to most hearers at the time. "This divine claim (Mk 2:10-12, concerning the paralytic) is what leads to the Passion. In that sense, what Jesus says about his authority points toward his suffering" (331). Jesus is executed because he was understood to claim divine authority."

Z MULIERIS DIGNITATEM (do końca postu) - „Ludzie oczekują od różnych religii odpowiedzi na głębokie tajemnice ludzkiej egzystencji, które jak niegdyś, tak i teraz do głębi poruszają ludzkie serca: czym jest człowiek, jaki jest sens i cel naszego życia, co jest dobrem, a co grzechem, jakie jest źródło i jaki cel cierpienia, na jakiej drodze można osiągnąć prawdziwą szczęśliwość, czym jest śmierć, sąd i wymiar sprawiedliwości po śmierci, czym wreszcie jest owa ostateczna i niewysłowiona tajemnica, ogarniająca nasz byt, z której bierzemy początek i ku której dążymy”. „Od pradawnych czasów aż do naszej epoki znajdujemy u różnych narodów jakieś rozpoznanie owej tajemniczej mocy, która obecna jest w biegu spraw świata i wydarzeniach ludzkiego życia; nieraz nawet uznanie Najwyższego Bóstwa lub też Ojca”. (Sobór Watykański II, DEKLARACJA O STOSUNKU KOŚCIOŁA DO RELIGII NIECHRZEŚCIJAŃSKICH)

Na tle tej rozległej panoramy, która świadczy o dążeniach ducha ludzkiego, szukającego Boga — czasem jak gdyby „po omacku”, „pełnia czasu”, o której mówi Paweł w swym Liście, świadczy o odpowiedzi Boga samego — Tego, „w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Jest to Bóg, który „wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś... do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna”. Zesłanie tego Syna współistotnego Ojcu jako Człowieka „narodzonego z niewiasty” stanowi szczytowy i definitywny punkt samoobjawienia się Boga ludzkości. Samoobjawienie to posiada charakter zbawczy, jak uczy na innym miejscu Sobór Watykański II: „Spodobało się Bogu w swej dobroci i mądrości objawić siebie samego i ujawnić nam tajemnicę woli swojej, dzięki której przez Chrystusa, Słowo Wcielone, ludzie mają dostęp do Ojca w Duchu Świętym i stają się uczestnikami Boskiej natury”.

Niewiasta znajduje się w centrum tego zbawczego wydarzenia. Samoobjawienie się Boga, który jest niezgłębioną jednością Trójcy, zawiera się już w pełnym zarysie w nazaretańskim zwiastowaniu: „Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego”. „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” „Duch Święty zstąpi na Ciebie, i moc Najwyższego Cię osłoni. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym... Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”


PS.
Ikona Jerzego Nowosielskiego

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Odblokować szkołę RzN

Miałem gotowy post rano. Wielkie odpowiedzi na wielkie pytanie Jezusa - "za kogo ludzie mnie uważają". Nie ucieknie. Ważniejszą sprawą jest bój o prawdę. Bój o normalność w szkole RzN. O tlen.
Wczoraj gdzieś (blog, Fb, komentarze do postów Grażyny...?) napisałem, że zgłoszę na posiedzeniu Rady Pedagogicznej prośbę o wystosowanie zaproszenia do Komisji Oświaty RG, aby oba ciała mogły szczerze i dogłębnie ze sobą porozmawiać o funkcjonowaniu Zespołu Szkół. Zapowiedziałem - musiałem wykonać. Dziękuję radzie, koleżankom i kolegom, całemu zespołowi, że zaakceptował ten pomysł. Że też widzi taką potrzebę.

Nie można rzucać kłód pod nogi najważniejszej instytucji w gminie, a tym samym przyszłości gminy, tłumacząc się brakiem 2.400 złotych w gminnej kasie. Jest to tak niepoważne, że zdumiewa wszystkich w okolicy, w powiecie, a pewnie i w całej samorządowej Polsce.
I to ma być wytaczany w stosunku do dyrektora, który zarobił dla gminnej oświaty setkę tysięcy, co inni widzą i nagradzają (Mazowiecki Laur Kobiety 2011) i do grona pedagogicznego, które szczyci się zbiorowym dyplomem "Szkoły Uczącej Się" i innymi osiągnięciami. Jakim wyzwaniem jest dobre prowadzenie Gimnazjum i rozwiązywanie codziennych problemów młodzieży (niestety czasem z pomocą służb mundurowych) wie polska opinia publiczna, bo problemy gimnazjalne nie schodzą z łam prasy i ekranu programów interwencyjnych. A szkoły, do której uczęszczają wychowankowie domów dziecka dodatkowo powinny mieć zapewnioną pomoc państwa, nie tylko samorządu (tylko nie mówcie, że Kapaon jest przeciwko sieroto i wdowom, bo pierwszy prowadziłem gości z Taize do Domu Dziecka w Równym, jako do miejsca nadziei).
A tu radna-nauczycielka-koleżanka z pracy mówi "NIE" dla polepszenia warunków pracy szkoły (bo nie samego dyrektora). Ilu nauczycieli jest angażowanych w rozwiązywanie problemów wychowawczych, zastępstwa za dyrektora, który rozwiązuje kolejny konflikt itd...). Po części można zrozumieć, przebywa w innej części szkoły i nie wie, nie rozumie, co się dzieje w szkole jako integralnej całości, w całym zespole. Ale chyba nikt o zdrowych zmysłach nie potraktuje tego wytłumaczenia poważnie. Raczej spyta po młodzieżowemu "Pogięło ją?"

Przecież na tym polega samorządność i zaszczyt bycia radną (nie mówiąc o pracy w tej szkole), że się rozumie, ma wyczucie, ba! przeżywa się sprawy szkoły jak własne. To jest wpisane w powołanie nauczyciela, wychowawcy, pedagoga. W innych słowach, ale podobnie co do sensu wyraża to rota ślubowania samorządowca, do której niekórzy dodają słowa - "Tak mi dopomóż Bóg"

Nie chcę się pastwić. Wolałbym milczeć. Ale sprawa szkoły i dzieci (w tym także własnych) jest zbyt poważna, bym miał chować głowę w piasek. TĘ SPRAWĘ TRZEBA DOPROWAdZIĆ DO KOŃCA. Trzeba odblokować szkołę od nonsensownych napięć i zahamowań. Tracimy energię, która jest potrzebna na twórcze działanie. Przed nami stoją wielkie wyzwania, choćby perspektywa pen-pal z uczniami pewnej klasy w katolickiej szkole w Lincoln, Nebraska, USA. Oni są z parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus. My z parafii Wniebowzięcia Najświętsze Marii Panny. Przypadek? Opatrzność? Tak, Opatrzność, głęboko w to wierzę. To jest fantastyczna szansa, i nie tylko dla dzieci. Wymiana poglądów z Lucy, a także jej przyjaciółmi z tej parafii jest szansą rozwojową dla nas wszystkich. W dziedzinie wiary, życia rodzinnego, pracy szkół i parafii, zaangażowania katolików świeckich itd. A nawet dla lepszego poznania nauczania Jana Pawła II, którym oni żyją bardziej chyba od nas. Na ich terenie znajduje się kopia encykliki o eucharystii z autografem naszego papieża i jego osobistą prośbą, by była tam publicznie eksponowana. Wiele mogą nam powiedzieć o nas samych. Znają działania kolonii Caritas. Potrzebujemy siebie nawzajem. Po dramacie w Norwegii, z pełną świadomością różnych kryzysów, które podkopują naszą (wspólną) cywilizację, po spotkaniu młodych w Madrycie... nie wolno marnować zdrowia i sił w absurdalnej walce tylko o własny prestiż i władzę.

Może nie odkładałbym zapisanego wcześniej postu na później, gdyby nie trzy epizody, które krzyczą absurdem i oszustwem, które zdarzyły się na radzie nauczycieli i wychowawców Zespołu Szkół Rzeczpospolite Norwidowskiej:

1. zwracanie się do koleżanek i kolegów z pracy - "proszę państwa". Czysty nonsens. I cóż, że ksiądz jest w tym gronie. Tym lepiej. Ksiądz jest, zawsze ma być, znakiem i narzędziem wspólnoty. Jeśli komuś przeszkadza i mrozi tak, że spadamy w hierarchii bytów do jakiegoś kabaretowego "mili państwo", to ten ktoś ma poważny problem. Taki język, to osławiona "niby mowa" starej epoki.

2. jeśli ktoś w drzwiach, uchodząc z rady, rzuca bezpodstawne oskarżenie - "proszę nie nastawiać Rady przeciwko mnie", a sam wyłącza się z życia zespołu przy wielu okazjach (wyjazd szkoleniowo integracyjny do Sandomierza, festyn szkolny itd. itp.), ustala termin posiedzeń samorządowych (?!) o szkole (a nawet chce wizytować) pod nieobecność dyrektora i całej rady, to sam się ustawia przeciwko koleżankom i kolegom, przeciwko zespołowi - a nie odwrotnie. A ja mam całkiem inne wrażenie, że większość chodzi na palcach i boi się powiedzieć coś krytycznego, żeby nie powiększać wojny.

3. wychodząc kładzie jakiś papier przed dyrektorką (Grażyną) mówiąc - "zaproszenie na
Sesję". Jestem przekonany, że większość przyjęła to za dobrą monetę. Nawet Grażyna była zaskoczona, tym bezsensownym skądinąd gestem. Chciałoby się spytać - "kpisz, czy o drogę pytasz?" Przecież wie, wszyscy wiedzą, że w tym dniu jest wyjazd szkoleniowo integracyjny (podkreślam specjalnie) całej rady pedagogicznej i pracowników - ZESPOŁU. To była perfidna manipulacja ludźmi. Ale nie koniec absurdu. Grażyna dopiero po chwili doczytała, że to nie jest zaproszenie dla niej, tylko informacja dla radnej o Sesji i porządek obrad. Pewnie nie wszyscy na sali zorientowali się w tej grze.

Takiej grze, manipulacjom - koniec. Trzeba powtarzać różnym faraonom do znudzenia, jak Mojżesz - "wypuść naród mój". Trzeba skończyć z fałszywą tolerancją na czyjeś gry i wyrachowania, nie wiem ile ma kogo boleć i kosztować. Trzeba odblokować szkołę. Szkoła nie może dokładać zbytecznych stresów nikomu. Szkoła ma być miejscem wolności, miłości (CK Norwid i motto). A nawet świętości - są wszak lekcje religii. Ich nieodłączną częścią jest wspólna modlitwa. Rady Pedagogiczne też zaczynamy krótką modlitwą księdza i każdego, kto dobrowolnie sie w nią włączy. Zapalamy świecę, (światło Chrystusa).
Trzeba odetchnąć i pozwolić oddychać tlenem każdemu dziecku, młodemu człowiekowi, ich rodzicom, nauczycielom i pracownikom, każdemu, kto przekracza nasz próg. Naszej Rzeczypospolitej Bez Absurdów. Pamiętamy Theatrum Greacum - grę o wartości, z festynu szkolnego? Ta klasa (dawna IV, obecna V) ma wielką rolę do odegrania w dialogu międzykontynentalnym. W ramach jednej wiary, kultury, światowej wspólnoty kościoła katolickiego i całej rodziny ludzkiej.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Kto mnie szuka - kto się przyzna? "More authentic values do exist"


Przyszłość świata i Ludzkości na nim w wielkim stopniu zależy od stabilnych rodzin. Czyżby wielki los świata zależał od przypadkowości małych spotkań na dyskotekach, studiach, pielgrzymkach, wakacjach... i zrodzonych na nich związkach dwóch ludzi, mężczyzny i kobiety? Czy poznaniem (i miłością) rządzi tylko przypadek? Skoro konsekwencje tego związku są tak wielkie?
Nie chce mi się wierzyć. To jest pasjonujące zagadnienie. Taki na pewno bywa początek, ale dalszy los związku tych dwóch osób zależy od formacji osoby i wyznawanych zasad. Przyjętych ze śmiertelną powagą i takąż konsekwencją. Mechanizm pierwszej fazy poznawania się i zbliżania nie zawodzi od stuleci, erupcja drugiej fazy to dramat naszych czasów. Niedojrzały (nieuformowany moralnie) człowiek zawodzi. Częścią tej niedojrzałości jest płytkość wiedzy etycznej. Lenistwo światopoglądowe. Etyczny nihilizm.

Czarna noc mnie czymś obudziła. Szczekaniem psa stróżującego? Myszą pod podłogą? Myślą zbyt głośną?
Usnąć nie mogłem. Koszmar szkolno-gminy nie pozwalał. Dołączyła się świadomość dziedzicznej niewydolności ekonomicznej, ale to na drugim miejscu. Bo najważniejsza jest prawdziwa wspólnota. W niej żyć słodko i rozumnie umierać, potrzebnie - w niej nieważny jest standard materialny. Sens jest najważniejszy. Miłość.
Cisza nocna odpowiedziała - mam dla ciebie wspólnotę. Kościół powszechny, międzynarodowy. Dałem ci narzędzia do jego poznawania i nim się radowania. O Boże, no jasne - prawie zawołałem, burząc ciszę. Złapałem się na tym, że tak łatwo zapominam o pomocnej dłoni Opatrzności. Przecież na stronach katolickich z całego świata pachną łąki zielone, na których mój duch odpoczął tyle razy. Tyle na nich źródeł wody żywej. Nie ma na nich żadnych głupot. Są ludzie, którzy są. Którzy są i dzielą się sobą i swoją najlepszą stroną. Wiarą i dobrym spojrzeniem na całość i na szczegół. BÓG CI ZAPŁAĆ, BOŻE (L.Staff).

To jest dla mnie właśnie konkret wiary. Konkretna pomoc w konkretnej bardzo sytuacji. Kojąca, przynosząca pokój i sen w nocy, a w dzień impuls do pisania. Krysiu, nie jesteś najważniejsza. Jesteś moim bliźnim. Mam kochać błądzącego i nienawidzić błędu. Tak chcę na ciebie patrzeć jako człowiek wierzący, potrzebujący wiary jak tlenu. To jest ten aspekt teologiczny, z pomocą którego, my wierzący, ale i niewierzący, którzy wezmą ten wymiar życia pod rozwagę, może rozwiązać każdy problem. I przeciwnie, nie biorąc go pod uwagę, nie szukając nawet, możemy nie dać sobie rady z błahym nawet problemem pensum. Mówimy wtedy - "życie nas przerosło", "jakie życie jest trudne". Taką odpowiedź napiszę Lucy na pytanie - "gdzie i jak znaleźć w Biblii perspektywę rozwiązań naszych problemów (działań, zaangażowań) politycznych (publicznych)"? A pytanie to zrodziło się w związku z cytatem z JPII - "Zarówno interpretacja, jak i rozwiązanie aktualnych problemów ludzkiego współżycia wymaga uwzględnienia ich wymiaru teologicznego”(Centesimus annus,55.)

Chyba podobnie myśli Didoy z Filipin - "Read this in silence! Thank you Lord for everything . Forgive me for all of my sins. I love You and need You!! Cover me and my family, my friends, my life projects with Your precious and holy blood. Give me Your dreams Lord. Bless and protect everyone that seeks You, needs You and believes in You. If you love God and you are not ashamed of Him, put this on your wall for a day and you will see what He will do in the life of those who take this to heart". Internet stawia nas-wierzących w kłopotliwej sytuacji, bo kto przyzna się do podobnej modlitwy publicznie?? Choć setki przeczytało (Fb, blogi...).

Odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi - "współdziałam we wszystkim dla jego dobra." Ja się nie wstydzę - Jezu, jesteś jedyną moją siłą i radością.

W kościele pada dziś z ust Jezusa pytanie - "kim jestem dla ciebie". Odpowiadam na nie po wielokroć. I tu i na Fb, i gdzie się da. Tak mnie wychowano, pytają - odpowiedz, mówią "dzień dobry" - odpowiedz, piszą bloga, którego czytasz - skomentuj, podziel się sobą. Tak rozumiem człowieka i jego (naszą!) kulturę. Jako dialogiczną. Jesteś dialogiczny, żyjesz w dialogu - albo giń, przepadnij. Bo jej zaprzeczasz, niszczysz, deprawujesz. Wielką deprawacją kultury był komunizm marksistowski (obóz państw socjalistycznych i ich "socjalistyczny humanizm"). Ile z niego pozostało w nas, w instytucjach państwa i jego kultury?

Pojechaliśmy do parafii w Trawach, bo mamy wolność religijną. Korzystamy z niej. Za dużo jest ostatnio napięć we wspólnocie lokalnej, żeby dokładać sobie także w niedzielę. Nie zawiedliśmy się. Było bardzo kojąco. Spokój i modlitwa. Żadnych złych spojrzeń, myśli, aluzji. Ani w ramach zgromadzenia, ani z ambony. Rzeczowość i istota rzeczy. Wróciliśmy zdrowsi.

Po komunii świętej też odpowiadałem, bo to szczególne minuty w życiu człowieka wierzącego. Mówiłem Mu - "jesteś moją ciszą wewnętrzną, choć ludzie śpiewają dokoła, jesteś śpiewem tych ludzi, z którymi jestem połączony wymiarem eucharystycznym, jesteś smakiem komunikantu, słodkim, przyjemnym, i takimż uściskiem go zębami, jesteś miękkim i ciepłym dotykiem poduszki na ławce, i twardym, ale właściwie nieodczuwalnym naciskiem kolan na posadzkę świątyni. Jesteś zapachem, którego może dziś nie czułem, ale w kościołach karmelickich czułbym na pewno lilie św. Józefa... Jesteś w tych chwilach wszystkim, co odczuwam wszystkimi zmysłami, i wiarą i rozumem. Całym sobą przyjmuję Ciebie. Nie ustami tylko. Dlatego tak bardzo lubię świątynie, w których mogę Cię wziąć dłonią, jakby jeszcze bardziej serdecznie (w naszym kręgu kulturowym). W kościele także obowiązują jednak ograniczenia i zwyczaje terytorialnie zdeterminowane. Mąż Lucu rozdaje komunię święta. Prezes LGD Równina Wołomińska również. Mój Bóg jest przecież wszędzie Osobą, kocham relacje osobowe.

Czytałem rano kazanie B16 do seminarzystów w Madrycie. Określił kościół jako - "wspólnotę i instytucję, rodzinę i misję". Mogę więc upominać się o wyraz serdeczności w eucharystii, która najbardziej ma być kościołem. Bez wyrażenie w jakiejkolwiek, ale czytelnej formie, serdeczności - czy eucharystia ma sens? W Trawach wszyscy mogli się poczuć dostrzeżeni i przywitani serdecznie. Chciani. Mówi się, że - "Człowiek jest jedynym stworzeniem, chcianym dla niego samego". Bez okazania tego, tak w rodzinie, jak we wspólnocie kościoła (eucharystycznej) stajemy się manekinami i atrapą boskiej i ludzkiej rzeczywistości. Jakie to proste. Bo Bóg jest Prostotą i Prawdą Nieskończoną. Miłością.

Papież też odpowiadał w Madrycie na te same pytania. "Faith is more than just empirical or historical facts; it is an ability to grasp the mystery of Christ’s person in all its depth... Yet faith is not the result of human effort, of human reasoning, but rather a gift of God: “Blessed are you, Simon son of Jonah! For flesh and blood has not revealed this to you, but my Father in heaven”... Faith starts with God, who invites us to share in his own divine life. Faith does not simply provide information about who Christ is; rather, it entails a personal relationship with Christ, a surrender of our whole person, with all our understanding, will and feelings, to God’s self-revelation... Respond to him with generosity and courage... I want you [Jesus] to be the power that strengthens me and the joy which never leaves me... Jesus builds the Church on the rock of the faith of Peter, who confesses that Christ is God... as the Successor of Peter, let me urge you to strengthen this faith which has been handed down to us from the time of the Apostles... Having faith means drawing support from the faith of your brothers and sisters, even as your own faith serves as a support for the faith of others... Friendship with Jesus will also lead you to bear witness to the faith wherever you are... Do not keep Christ to yourselves! Share with others the joy of your faith...".

Przyjaźń z Jezusem niech pozwoli nam dawać świadectwo na Radzie Pedagogicznej i Radzie Gminy. Bo jak żyć inaczej?

PS.
Zdj. ze str. http://www.news.va/en/news/pope-urges-youth-to-find-their-true-vocation

sobota, 20 sierpnia 2011

Kartka numer któryś


Powodem mojego pisania nie są kartki, karteluszki. Jestem nim ja sam. Do mnie dochodzi głos Losu. Na kartkach jest zapis. Nie dosłowny, ale taki, jak go potrafiłem ubrać słowem.

Część mojego losu jest na niebieskich kartkach z 1994 (zasłużyły już na gablotę chwały;-), część w votach wdzięczności w sakralnej przestrzeni parafialnego kościoła. Różni gracze mogą na bieżąco zasłaniać to i owo z losu, ale zawsze kiedyś narodzi się prawdziwy lider, który pamięć o prawdzie przywróci.

Na mszy 14.8 też przyszło, więc zapisałem, zdanie o konfesjonale. Pusty konfesjonał i pełny ołtarz darów - przede wszystkim sam On eucharystyczny. Czeka. Daje się. Jak można odrzucić to zaproszenie, tę miłość. Tylko dlatego, że konfesjonał po drodze stoi pusty? Nie odmawiam wagi i powagi konfesjonałowi. Pokuta każdemu się przydaje. Stawiam znak zapytania nad związaniem formą wolnej osoby. Osoba wolna i odpowiedzialna zna ciężar win i lekkość łaski. Osoba biegnie do Jezusa, nawet po wodzie. Skoro On woła i się daje! Osoba lekka, wolna, rozumna i odpowiedzialna nigdy nie wypiera się swoich win. Przyznaje się do nich w obfitości i chce je wyznawać przy każdej sposobności. Miłość wszystko zwycięża. Jak to jest zawsze między kochającymi się naprawdę osobami. Nie potrzeba im wydawać i odnawiać co i rusz licencji na zbliżenie. Na posiłek sobą. Z Małgorzatą Marią Alacoque miałbym o czym rozmawiać.

"Niech ci się stanie według słowa mego." Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha. Jeśli chcesz - niech ci się stanie. Twoja wiara cię uzdrawia. Są relacje osobowe na tym świecie i formy instytucjonalne. Miłość mi wszystko wyjaśniła.

Radość, światło wewnętrzne, lekkość istnienia ściga mnie ciągle. Jest we mnie ciągły Adwent. Mogą rozbłysnąć (roz-iskrzyć) nie wiadomo kiedy i skąd. Na przykład z radosnego oczekiwania na spoczynek nocny, zwyczajnego - niezwykłego daru snu. Mistrz Tomasz poświęcił mu na początku XX wieku długi esej. Czytałem w młodości. Ile dobrych wskazań może przyjść we śnie! Albo inna bliska sprawa - poczucie bezpieczeństwa (trwania, miłości, wybaczania) jakie daje rodzina i rodzinny dom. Z pokolenia na pokolenie. W naszej kulturze wyraża to słowo "matka". Ale ja wolę szersze ujęcie "dom". O nim mówią m.in. zdjęcia obok, po prawej.
Choć wyznać muszę, że sam nie robię wiele dobra i nie daję wielkiego moralnego zabezpieczenia - wsparcia. Jam żaden autorytet. To, co moją jest specjalnością, to zagadywanie żartobliwe w różnych sytuacjach i żartobliwie poważne ujmowanie życiowych spraw. W tej żartobliwej formie prześwieca jednak inny świat. Jaki? Wieczny. Duchowy.

Radosne oczekiwanie snu jest tylko jednym z dziesiątków (setek) codziennych przebłysków wiecznej radości (wieczności?). Nie sposób ich nieraz zanotować. Ważne, że coś błyska. Jeśli uda mi się uchwycić i jakoś zanalizować, zapisuję. Wtedy zaczynam pisać.

Żadne czarne dziury nie unieważnią (unicestwią) dobra, które się kiedyś wydarzyło. Mojego sensu, który stał się pośrednio "zgodą" na śmierć, nie zmiecie złe samopoczucie, ani inna katastrofa.

Lucy napisała na Fb "zmierzamy do zoo". Jestem jej wdzięczny. Że chciała podzielić się chwilą bieżącą, sobą i swoim życiem rodzinnym. Ja też na Fb napisałem, czym żyję. Dałem swoje emocje i myśli. Dajemy to, co mamy najlepszego i najcenniejszego. Grosz własnego istnienia do skarbony dziejów. Wdowa w Ewangelii też dała grosz. "Powiadam wam, że ta wdowa wrzuciła najwięcej".

Jest PRAWDA, a nawet jej przystępna wersja, kompendium. Mogę iść z nią na cały świat, z Polski, przez każdy kraj i naród XXI wieku. Tak jak 30 lat temu szedłem z nauką WOLNOŚCI, GODNOŚCI I SOLIDARNOŚCI przez gminę Strachówka. Ze stuletniego "Ogrodu", od stuletniej Matki Boskiej Annopolskiej do wszystkich zamieszkałych tu rodaków. Z wioski do wioski, z zagrody do zagrody, z domu do domu. Wspomnienia bywają tyleż radosne co bolesne.

piątek, 19 sierpnia 2011

Saruman demokracji gminnej


Czym ma być wspólnota szkolna?
Czym jest wspólnota lokalna?
Z dokumentów wiadomo. Tak z opracowań prawa i z dobrej praktyki samorządowej w Polsce, jak i z nauki społecznej Kościoła. U nas trzeba pytać o to jednej radnej, która sama chce ustanawiać normy obowiązujące innych.

Dzisiaj było tak: dyrektor szkoły, dyrektor Zespołu Obsługi Administracyjnej Szkół, wójt gminy mówią zgodnie "dla dobra szkoły i gminy dyrektor powinien mieć mniej godzin lekcyjnych, by mógł wypełnić stojące przed nim zadania menadżerskie". Przytaczali wyliczenia i przykłady gmin sąsiednich.
Radna Krystyna wie swoje. Chce utrzymania restrykcyjnego rozwiązanie wprowadzonego (kontra szkole i dyrektorowi) przez poprzedniego wójta Łapkę, w innej zresztą sytuacji szkoły (sprzed połączenia dwóch szkół, podstawowej i gimnazjum, mniej oddziałów). Ona wszystkich chce urządzić po swojemu, pod swoje polityczne wyrachowania. To jest nieszczęście wspólnoty lokalnej - prywata kontra dobro wspólne. Samowolka. To jest choroba społeczna.

Ta, która powinna być w Radzie Gminy rzecznikiem spraw szkoły, jest jej wrogiem. Zatruwa tę szkołę. Jak z nią spotkać się w tej samej pracy? Cudu trzeba.

Jesteśmy krajem europejskim, nie Białorusią. Nie można przymykać oczu na samowolkę tej radnej, czy innej, innego. W tej gminie, lub innej. Saruman, jak wiadomo, przegrał. Zwycięża Drużyna Pierścienia. Zwycięża wspólnota i dobro wspólne, nie prywatne (polityczno-ambicjonalne) rozgrywki. O tym powinna wiedzieć wspólnota gminna i rozmawiać. Potrzebny jest wielki dialog, po 16 latach jego tłumienia. Madryt powinien dziś być w każdym zakątku globu.

czwartek, 18 sierpnia 2011

W granicach tej samej wiary i rozumu


1. Breivik
2. Jersey
3. Kontra Madryd
4. Przemarsz piesków
5. Postrzępiona (nowo)tradycja
5. Itd.itp.

Różny kaliber. Różne ofiary. Co wspólne? Człowiek. Słaby, mocny? Fatalne wybory, fatalne skutki. Rozpacz.

Moje pisanie jest równocześnie procesem poznawczym. Wgryzam się w rzeczywistość, w której mam udział. Nie mogę być wobec niej obojętny. Pisaniem jestem w nią bardzo zaangażowany. Rozmawiam z moim światem. Choć odgłosy dochodzą tylko z daleka. Bliskość milczy.

Święto Młodości, Solidarności i Stowarzyszeń będzie. Po raz drugi. Może na stałe wejdzie do kalendarza. Ja potrafię tylko o tym głosić wszem i wobec. Grażyna potrafi więcej. Okazuje się, że ubiegłoroczny wolontariusz jej Wozu Drzymały, Stach z V L, jest teraz wolontariuszem w Madrycie. I jeszcze druga koleżanka Łazarza z klasy. Są pewni i inni uczestnicy Madrytu'2011 mieszkający gdzieś w pobliżu. Może dotrze donch mój głos? Może odpowiedzą i przyjadą na nasz dzień. Termin jeszcze do dogrania. Przełom sierpnia i września, ze względu na coraz bardziej wypychaną z naszej świadomości SOLIDARNOŚĆ. Młodość aktywnie włącza się w projekty (ponad granicami stowarzyszeń). Młodość jest nie tylko nadzieją, ale warunkiem żywotności. Jasiek, Zosia, Łazarz, Hela odebrali w te wakacje dobrą dawkę wiedzy o NGO'sach. Zobaczyli Polskę aktywną w różnych projektach, miasteczkach i wsiach. Niech owocują. Niech się wypowiedzą. Niech się linkują w rówieśniczym gronie. I niech nie będzie to tylko krąg wzajemnej adoracji, mono-poglądowców i mono-narodowców. Katolicki - znaczy powszechny, uniwersalny.

Boli mnie bardzo, że o tym, co się dzieje w świecie i w kościele mogę rozmawiać ze światem, ale nie z braćmi rodakami mieszkającymi tuż pod bokiem. Dziś zaprosiłem do grona przyjaciół na Fb Maję z Ukrainę, mieszkającą w Mediolanie. Bo kliknęła "lubię" pod moim uczestniczącym komentarzem o anty-zdarzeniach w Madrycie. Tak się rozpoznajemy. Ponad granicami państw i języków. W granicach tej samej wiary i rozumu.

Wiara ma swoją biochemię i rozum ma swoją biochemię. Biochemia ma wpływ na zachowania. Zachowania mają wpływ na biochemię. Jasne!? Czy da się wytłumaczyć zachowanie Breivika i zabójcy z Jersey tlko biochemią? NIE. Ich biochemię ukształtowały także ich przekonania, ich wiara i rozum. WARTOŚCI, KTÓRE POZNALI, PRZEMYŚLELI, PRZYJĘLI ZA SWOJE. Nie dzielmy człowieka na fragmenty, żeby nie powiedzieć - na strzępy. Podzielony człowiek rozrywa kulturę na strzępy, rozrywa drugiego człowieka, rozrywa świat.

Każdy fałsz zabija. Każde społeczeństwo zamknięte na prawdę, lub się jej aktywnie wypierające, wychowuje morderców. Wcześniej, lub później.

PS.
Daję anons na stronie naszego stowarzyszenia. Bądźmy obecni na wszelkie sposoby w życiu kościoła, w życiu świata. Po to zostaliśmy stworzeni.

PS.
Kolejne karteczki przepisane! Na stronie o wspólnocie gminnej i większej.

środa, 17 sierpnia 2011

Osoba, śmierć i wspólnota





Radość potrafi spaść niespodzianie. Radością jest nawet wyprzedzająca myśl o zachwycie modlitewnym. Skąd i jak? Nie wiem. Ale już cię ma.

Nocą podeszło do mnie (na mnie) rozmyślanie o każdym z nas, czyli o sobie, sobości. Uwzględniając całą - znaną i nieznaną - maszynerię, która musi pracować bez zarzutu, abym mógł snuć swoje rozważania, wpadam w wielkie zadowolenie. "Całkuję siebie po wszystkich składnikach." Nie jestem kotem, jestem osobą. Bardzo tajemniczym bytem.

Gdzie i kim jestem ja sam? Jaki składnik fizyczny, chemiczny, biologiczny trzeba by zmienić, żebym to nie był już ja? Czy wtedy byłby to ktoś inny? Manipulator stałby się wówczas Creatorem. Czy w ogóle jest to możliwe? Wierzę, że nie. Na bazie tej wiary dotykam w sobie tego, co boskie. Jakże się tu nie zachwycać! Wystarczy malutka wiedza, malutkie myślenie, by znaleźć źródło zachwytu. Nic nie ma tu do powiedzenia polityka, ani stan posiadania. W Ewangelii też nie ma polityki, ani ekonomii. Nie znalazłem opisów, jak rzeczy były poukładane wokół Jezusa. W jakim były stanie i porządku. Na pewno musiały być funkcjonalne, żeby nie przeszkadzały (pomagały, służyły) - i tyle - temu, co istotne. Ani feng-shui, ani dekorator wnętrz, ani wyciągi bankowe nie były mu widocznie potrzebne. My niby też lubimy powtarzać dzieciom złote sentencje, "że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu", ale mało kto z nas, dorosłych, się tym przejmuje. Biada nam, obłudnicy! Biada obłudnym wychowawcom.

"Oluś (12)- zjadłem ci śniadanie". - "To dobrze." - Bo przygotował sobie kiełbasę na gorąco, ale zagrymasił. No to potem zadzwoniłem do żonki, aby jej wyznać, że wypiłem jej ostatni łyk kawy. Ona tego nie lubi, ale zostawiła i pojechała do pracy.
Uczestniczę we wspólnocie kościoła i rodziny. Na poważnie i na wesoło. "Abyście radość mieli i mieli ją w obfitości".

Ojciec i matka mnie poczęli w akcie małżeńskiej miłości. Matka mnie urodziła. Mam początek i koniec. Teraz to nawet i początek końca:) Jakoś je sobie wyobrażam i rozumiem, choć poznać nie zdoła nikt z nas. Chciałbym być częścią samego Początku i Końca. Alfy i Omegi. Mam szczęście mieć Stworzyciela i Zbawiciela. Przyjąłem ich aktem wiary i rozumu. W ich osobach jest część tajemnicy i wielka część ludzkiego doświadczenia i logiki. Miałem na nie całe życie. Śmierć może nas zastać także w chwili zachwytu. W zenicie wewnętrznego światła (Słońca Słońc).

Tylko prawdziwa wspólnota wychowuje. Wychowuje w niej i przez nią, nie tylko każdy z nas, ale przede wszystkim to coś większego, które zaakceptował i przyjął każdy z nas. Większa moc, większa wartość. Tylko prawdziwa wspólnota daje pełne możliwości poznawcze. Stwarza warunki do poznania siebie i spraw społecznych. Nie ma zbawienia ludzkiego życia poza wspólnotą.
Wspólnota, to też nie tylko kwestia wiary, ale i doświadczenia. Wspólnota ma większy potencjał twórczy (sprawczy), niż zwykła grupa, czy zespół. We wspólnocie działa ludzko-boski czynnik jedności (jedność ma atomową moc). Nie jest on do zaprogramowania, bo zależy od wolnej woli każdego członka wspólnoty. We wspólnocie najważniejszy jest dawca. Wspólnota powstaje przez dobrowolne przyjęcie daru.

Piszę tak "sobie a muzom" i natrafiam na ograniczenia. Każdy dzień woła aktualnością. Czy mogłem pominąć to, co zapisałem powyżej? Chcę jednak także rozwinąć wczorajszy tytuł i dać kolejne punkty, przepisując notatki ze swoich kartek-ścieżynek myśli. Nie mogę jednak za dużo publikować jednego dnia, bo i świnia tego nie strawi. Jeśli zostawię na jeszcze później, mogą zżółknąć i przepaść. Znalazłem rozwiązanie na dziś. Dałem kontynuację wczorajszego posta na stronie "O wspólnocie samorządowej...", jako pkt.5 (trzeba przewinąć do samego dołu).

PS.
W bieżącym numerze Łącznika Mazowieckiego jest mój ostatni artykuł "Jaka Europa, jaka Polska, jaki świat". Treścią - papieskie nauczanie o kulturze i życiu społecznym. A zdjęcie z naszego szkolnego festynu (klasa czwarta w chitonach :-)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Dwie Strachówki i źródła znaczeń (1)





Mam przed sobą cztery ścieżki. Pójdę nimi. Czy wejdę na szeroki trakt?
Pierwsza ścieżynka o karteczka z kościoła. Ze mszy niedzielnej, na 12.00. Siedziałem w trzeciej ławce. W zasięgu miałem księdza, wójta (2-ga ławka) i dyrektora szkoły. Wielka trójca w gminie. Od czasów Mikołaja Reja. Dyrektor zastąpił pana, znacząc epokę demokracji.
Ksiądz wykłada swój punkt widzenia na świat z ambony (pulpitu). Wójt - plakatami i gminnej stronie www. Dyrektor - rozporządzeniami i działalnością wychowawczo-kulturalną na terenie gminy. Ja - staram się być uważnym i myślącym obserwatorem. Obraz i dźwięk można rejestrować z zewnątrz. Myśl - trzeba od wewnątrz. Sięgam po papier i długopis także w kościele. Zwłaszcza w kościele? Tyle się wtedy dzieje w człowieku. W Wieczerniku też bym zapisywał. Papieże mają nadwornych fotografów i rzeczników prasowych. Ja jestem sobie i jednym i drugim. Że też muszę się tłumaczyć z takich oczywistych rzeczy. To też coś mówi o naszej kulturze. Ktoś z bacznych uczestników naszego życia publicznego powiedział, że "ty piszesz w Internecie, a ksiądz ci odpowiada w kazaniach". Może. Ja będę pisał nadal. To moja powinność, misja, powołanie.

Człowiek jest wolnym stworzeniem. Nawet religia nie może go sobie podporządkować. Nikt mi nie może niczego narzucić. Muszę sam wybrać i zaakceptować. Człowiek kulturalny nie łamie zasad i nie występuje z nieuzasadnionymi zarzutami wobec innych. Nieprawdaż?
Jeśli w coś wierzę, muszę umieć wytłumaczyć, a przynajmniej opowiedzieć. Jeśli nie słowem, o czynami.
Jeśli się dużo pisze, wyrabia się swój osobisty styl. Ktoś powiedział, że styl - to człowiek. Coś w tym jest.

Kiedy jest gorąco w kościele rozglądam się za wiatrakami, cośmy sobie kupili 2 lata temu po którejś pielgrzymce. Stoją chyba teraz za drzwiami i nikomu nie przynoszą ulgi w skwarną, lud duszną niedzielę.
Potrzebuję powietrza. Łapię je, chwytam. Notuję.
Ksiądz w kazaniu wspomniał któregoś trenera polskiej reprezentacji. Chyba Leo Benhhakera. W kontekście obecności Boga w naszym życiu. "Nie mam nic wspólnego z tym panem. Nie pomógł, gdy ojciec umierał, a ja go prosiłem". W moim "notesie" zapisałem - "ja, Benhhaker i Bóg". Mój ociec też umierał. Nie mam pretensji do nikogo. Emocje tamtej godziny i dni zapisałem w dwóch, trzech wierszykach. Niedługo nadejdzie i na nie kolei w akcie przepisywania. A potem na mnie. C'est la vie. O co tu się spierać? Byle najpierw dojść do ładu z samym sobą. To znaczy dla mnie - znaleźć sens. Trudno być oryginalnym. Sensem jest Bóg i miłość, albo Miłość i Bóg, albo Bóg-Miłość (pisane łącznie lub rozdzielnie). Zwał, jak zwal.

Ponieważ 14 sierpnia przypomina św. Maksymiliana Kolbego, było i o nim. Został tego dnia dobity zastrzykiem trucizny. Jego podobizna patrzy na nas z wielkiego obrazu. Trzyma dwie korony. Mnie w oczach stanęła jeszcze pani Lilka, Wanda Wantowska. Służebnica Boża. Była bliska Prymasowi Tysiąclecia (na zdj. najniższa). Poznali się w 1942, związali jeszcze bardziej w czasie Powstania Warszawskiego. Współtworzyła Prymasowski Instytut Ślubów Narodu i Rodzinę Rodzin. Pośmiertnie odznaczona Krzyżem Odrodzenia Polski. Spotkałem ją - ja, maturzysta/student(?) - grubo po północy na Jasnej Górze pośród setek śpiących pielgrzymów. Drobna kobietka ubrana na niebiesko. Przyszła rozmawiać z Maksymilianem. "Rodzina Rodzin" krzewiła jego kult. Tak nas wychowywali. Uściskaliśmy się. Zrozumiałem dzisiaj dlaczego tam była. Dla niej to była rocznicę jego śmierci, dla mnie - koniec pielgrzymki. Dobrze, że tam byłem. Widocznie czegoś szukałem. Na pewno miejsca do oparcia pleców.
Wanda Wantowska (polonistka) długo gościła w moich oczach w kościele w Strachówce. Razem z naszym Maksymilianem ze ściany. Ojciec gdzieś bardziej w tle. Naprawdę. Pomrok jasny? Duchowa obecność? Realna? Byli, jako żywo.

W kościele były wieńce żniwne ze Strachówki i Równego. I chleb z krzyżem z maku. Panie były w kolorowych strojach. Po kościele chodził inny fotograf. Druga Strachówka ma swojego?
Kiedyś Strachówka była jedna. Ostatnio w 1981 roku - Solidarna. Na pewno byli i inni, ale ani wtedy, ani dzisiaj nie wychodzą na światło dzienne. Ich ulubionym schronieniem jest cień. Głęboki cień historii i myśli.

Dwie Strachówki - to była narzucająca się refleksje tego dnia (jak się okazało, także następnego). Zapisałem na karteczce "Źródła znaczeń" - aby ich szukać nawet w pojedynkę, ale w służbie jedności.
Pytanie o sens zdarzeń, zwłaszcza tych, w których uczestniczymy osobiście zawsze ma swoją wagę. To pytanie ma sens i działanie musi mieć sens. Nikt nie chce działać bez sensu! To nie jest specyfika filozofów,teologów, nauczycieli i katechetów, ale każdego myślącego człowieka. Nieprawdaż?

Juan Taylor pierwszy kliknął "like" pod albumem zdjęć z mszy 14 sierpnia w Strachówce. Album z 15 sierpnia podoba się Veyselowi z Turcji. Lucy cieszy się, że mogła obejrzeć radosne wejście pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Didoy Villarosa z Filipin zachęca mnie do modlitwy. Dobrze, że nie mając wspólnoty pod ręką, otwiera się międzynarodowa (globalna) wspólnota Kościoła. Źle jest zostawać w tyle za swoimi czasami. Żeby być na czasie trzeba być człowiekiem duchowym. Nie mylić z duchownym - to zawężająca interpretacja. Człowiek duchowy daje się unosić duchowi. Pozwala duchowi dmuchać w żagiel. Dwa skrzydła go unoszą do kontemplacji prawdy. Inaczej się nie da. Duchowy obficie i chętnie używa rozumu.
Takimi byli Ignacy Skorupka i Maksymilian Kolbe. Taki był Karol Wojtyła. Najpierw trzeba być zwykłym, nieuprzedzonym do swoich czasów człowiekiem. Oni pewnie przysiedliby się dzisiaj na wóz konny jeżdżący po gminie z dzieciakami i młodzieżą-woluntariuszami, aby nieść radość i przyjaźń. Może nawet sami stanęliby na czele, gdyby nie było animatorów. I tak samo jechaliby od wioski do wioski ze śpiewem, zabawą i modlitwą. Może także z posługą uzdrawiania. By budować jedność. Czy jest inny wzór, niż EWANGELICZNY??
Ludzie uprzedzeni patrzą raczej w tył i marudzą, że czasy są złe. Wymyślają inną Polskę, inną Strachówkę, inny świat. Nie widzą dobra, które nas zalewa. NIE POTRAFIĄ ŚPIEWAĆ HYMNU DZIĘKCZYNIENIA.
Nieuprzedzeni wykorzystują pieniądze europejskie, wojewódzkie i inne, aby włączyć się w projekt budowy lepszego świata. Dla WSZYSTKICH, nie zważając na podziały. Na miarę sił, zdolności, możliwości. Zawsze na miarę wiary, nadziei i miłości. Dobrze, ze jest międzynarodowa wspólnota wiary (hominibus bonae voluntatis). Dobrze, że kościół nie ma granic narodowych.

Upraszczając co-nie-co można powiedzieć, że w niedzielę mieliśmy dożynki wójta, w poniedziałek Krystyny. Wracamy do tradycji. Są wieńce, chleby, kolorowe stroje, przemarsze, msze. Wróćmy także do poszukiwań jedności i źródeł znaczeń. Kto z mocnych tego gminnego świata zorganizuje spotkanie, aby wszyscy się zebrali w jednym miejscu i najpierw poznali - mając szczerą chęć dzielenia się - swoje zamysły i plany. I by na koniec wysłali jeden komunikat do społeczności lokalnej. Dożynki mają głęboki sens religijny i kulturowy. Odtwarzając tylko elementy zewnętrzne (powierzchowne) marnujemy wielką szansę. Idziemy tylko w ludyczność. Ja nie bardzo się w tym odnajduję. Czy ja i cała część Solidarnościowa naszej historii nie jesteśmy jednym z najbardziej istotnych jej źródeł? Do jakiej tradycji wracają organizatorzy uroczystości 14 i 15 sierpnia w Strachówce?
15 Sierpnia będzie naszym autentycznym świętem, gdy będzie świętem jedności. Niepotrzebne są atrapy, gdy wokół tyle żywych pomników i autentycznych animatorów.

PS.
Mam litość, nie będę więcej dziś pisał. Wykorzystałem niecałą karteczkę. Trzech w ogóle nie ruszyłem

sobota, 13 sierpnia 2011

Potrzeba umiędzynarodowienia, potrzeba dwóch płuc




Na Facebooku moja wiara jeszcze bardziej się umiędzynaradawia niż w młodości, kiedy umiędzynaradawiania potrzebowałem jak zbawienia. Pamiętam jego ważne etapy.
0) literatura (T.Mann, E.Hemingway, L.Tołstoj itd.) i sztuka, szczególnie muzyka
1) Międzynarodowe grupy, Włosi, Francuzi, Szwajcar i Amerykanin (Kanadyjczyk?) na pieszej pielgrzymkę na Jasną Górę.
2) Taize
3) Lourdes - msza święta w podziemnej bazylice, wywoływanie poszczególnych nacji i potwierdzanie oklaskami liczebności
4) udział różnych narodów w wielkich papieskich mszach pod otwartym niebem
5) współpraca szkół w Socrates-Comenius project
6) członkostwo w Unii Europejskiej
7) Facebook i cały Internet

Dzisiaj wpisałem się, tzn. kliknąłem "like" na profilu "Jesus daily". Stałem się 8,191,364 internetowym wyznawcą. który się podpisał. Świat się umiędzynaradawia. Kościół był taki od początku, tzn. od Zesłania Ducha Świętego. Paradoksem historii jest fakt, że wielu ludzi kościoła w Polsce boczy się na świat, dziedzicząc tę postawę od komunistów, a nie od Ducha Creatora i Ożywiciela. Ile złych kazań usłyszą Polacy z okazji 15 sierpnia? Ile dobrych?

Dzielenie ludzi i narodów to diabelskie sztuczki. Jedyną trudnością może być język. Ale dzisiejsi maturzyści i z tym dają sobie radę. Poza tym są elektroniczne translatory, przyjaciele przyjaciół, własne dzieci i wnuki. Partowie i Medowie, ludy Południa i Północy, Wschodu i Zachodu, Niemcy i Rosjanie, Belgowie i Holendrzy, Irlandczycy i Amerykanie - bądźmy jednym w jednym - w dobru.

Zbliżają się wybory. Będę na tych głosował, którzy bardziej łączą ludzi i narody. Pod sztandarem uniwersalności każdej kultury. W myśl nauczania Błogosławionego Jana Pawła II ("Centessimus annus" i pozostałe 13 encyklik!). Powiedzmy ignorantom DOŚĆ, czy to na polu polityki, czy religii, czy sztuki (także masowej). Oprócz Karola Wojtyły mamy jeszcze patrona naszej szkoły i całej Rzeczpospolitej Nrwidowskiej - Cypriana Kamila. "Bo żaden uczciwy człowiek nie mógłby wyżyć dnia jednego w Ojczyźnie, której szczęście nie byłoby tylko procentem od szczęścia ludzkości". On rozumiał uniwersalność patriotyzmu i katolicyzmu.

Kościół ani przez chwilę nie był narodowy. Każdy kościół narodowy to sekta, wcześniej lub później. Oby wcześniej. Żeby nie zmylił zbyt wielu.
15 sierpnia (WNMP) może być dla wielu (wszech)rodaków - jednocześnie zbyt mało wszechstronnych ludzi - taką pokusą.

piątek, 12 sierpnia 2011

R+M+F = (K+M+B ?) = ARRIVEDERCI :-(



Riccardo+Matteo+Francesco odjechali. Trochę smutno, bardzo refleksyjnie się zrobiło. To naprawdę były warsztaty z antropologii kulturowej. Riccardo pisze pracę z Claude Lévi-Strauss. Ja chciałbym bardziej zgłębić madejową drogą. U niego wszystkim jest Chrystus Jezus z Nazaretu. Każda szkoła antropologiczna może poszerzyć nasze rozumienie siebie i kultury. Żadna nie przewyższy Dobrej Nowiny o zbawieniu. Amen.

PS.
Dałem się ponieść emocjom w poście korespondującym ze sprawą bezmyślnych(?) prokuratorów (ad. Białoruś i my).