czwartek, 4 sierpnia 2011

Offowy i mainstreamowy :-)

Margines wstaje przed 10.00, ledwo oczy rozchyla. Nie mówiąc o myślach i samopoczuciu. Wszystko upada. Wszystko się rozpada. Przechodzi na dzieci. Na sąsiadów i na cały świat. Można punkt po punkcie opisać, ale po co. Żeby zilustrować? Uwierzcie, chyba znacie podobny stan.

Lucy przyszła do głowy. Amerykanka i ich widzenie spraw. Dla nich New Age jest większym problemem niż dla nas, u nich się to zaczęło. Coś mnie/nas jednak łączy ze światem i z wami. Ze światem Internet, z wami stylistyka. I waga różnych spraw.
Najbardziej mnie kopnęło jedno spostrzeżenie. Dokumenty Unii Europejskiej są tłumaczone na wszystkie (oficjalne) języki, a Kościoła – nie!

Lucy się przejęła, że „Jezusa, dawcę wody żywej” trzeba sobie u nas kupić. Nie ma Go na wolnym rynku myśli w Internecie. Lucy myśli o nas, więc podaje linki do tłumaczeń maszynowych.

Czemu ten epizod wydał mi się mainstreamowy? A na pewno na mnie tak podziałał – bo nie chcę, żeby moje dzieci wpadały w trudności (pułapki) w wierze (życiu, życiu intelektualnym…) z tak błahych powodów. Organizacyjnych? Strukturalnych? Mentalnych? Fundamentalnych – dla polskiego kościoła?

Dzieci moje i wasze żyją w świecie globalnym, współczesnym. Nasz kościół zaś w starej religijności (rzeczywistości) ludowej, lekko zdezaktualizowanej. Co raz częściej pomoc przychodzi nam od wspólnoty wierzących na świecie. Co ze strukturami? Struktury więdną, gdyż nadal mają zbyt (ciut?) klasowy charakter (duchownych i świeckich). Poczucie (współ)odpowiedzialności przywróciło mnie do main streamu. Oto jestem – Panie.

Przetrwamy na świecie, religia przetrwa, jako wspólnota – albo nie. Nie jako struktura. Rozumiem, że struktury powstawały do pomocy wspólnotom, ale - jak wszystkie - struktury władzy, z czasem się usamodzielniają i stają się ważne same dla siebie.
Co z prymatem piotrowym? Trzeba rozszerzyć interpretację. Raczej wrócić do początku. Nie zawężyć jej do historycznej jeno. Że Piotr jest biskupów, biskupi proboszczów, proboszczowie wikarych, a oni ludu. I jeszcze, żeby na każdym poziomie w inne kolory się ubierali, a kolory żeby nabierały ważności wagą/rangą urzędówi i tytułów. Raczej dziś śmieszne, niż straszne. Straszne mogą być konsekwencje. Przetrwamy jako wspólnota, lub nie. Zwykła miłość przetrwa, bez tytułów i kolorów. Od człowieka do człowieka. Od Boga, przez pokolenia. W tajemnicy osoby.

Widzieliście duchownych idących po radę, ba, po wzmocnienie wiary, do świeckich? Ja takiego spotkałem. Przygoda wierzącego człowieka, osoby zdefiniowanej na Soborze Watykańskim II, jest większa niż struktura. Znacie wierszyk, za pomocą którego prostuje się dzieciom wyobrażenia o Kościele?

„Kościół to nie jest budowla
z kamieni i złota.
Kościół żywy i prawdziwy,
To jest serc wspólnota”.

Okazuje się jednak, że jeszcze jest za mało łopatologiczny. Trzeba dopisać – „Kościół to nie jest struktura urzędów i paleta kolorów…”. Dalej bez zmian. Ja wyzwolenia ducha od nadmiaru struktur (tradycji) i kolorów nie doczekam. „I my czekamy na Ciebie…” - choć może (na pewno) krócej niż lat cztery tysiące.
Na szczęście urodziłem się wolny. W Jezusie Chrystusie. Amen.

PS.
Ciekawy jestem, ilu księży (biskupów...) będzie chciało ze mną rozmawiać po tym poście (publikacji). W realu, lub w Internecie. Czy moje wołanie o wspólnotę zostanie tylko wyciem na globalnej pustyni?
A może być tak pięknie. To wspólnota przybliża zbawienie. "Abyście się wzajemnie miłowali... abyście byli jedno".

PS.2
Wcale nie to wszystko, co powyżej, było najważniejsze w porannym doświadczeniu. Ale inny fakt. Że równocześnie jesteśmy sceną dwóch akcji. Powiedzmy, subiektywnej i obiektywnej. Albo jakoś inaczej klasyfikowanych. Mogę się torturować światem subiektywno-obiektywnych doznań i refleksji, albo światem obiektywno-zewnętrznym, jeśli jakoś dotrze do nas (na naszą scenę). Większa prawda jest. Większa prawda kieruje światem. Większa prawda może ratować nas, nawet od nas samych. Nie wiadomo kiedy i jak. Przychodzi nagle, znikąd jak właśnie dziś. Zbawia? Tak to (dziś) leciało. Ale gdybym nie był wyczulony i przygotowany (doświadczony w szybkim notowaniu) to światełko by zajaśniało tylko na i przez chwilę. Trzeba przyjąć zbawienie. Trzeba żyć stałym Adwentem - oczekiwaniem. Trzeba być w dyspozycji. Oddać się dobrowolnie na wytwarzanie dobra, piękna i prawdy (R.Ingarden). Nie znacie dnia ani godziny. Szukajcie, kiedy pozwala się znaleźć. Bo wydziobią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz