środa, 22 grudnia 2010

Dzień szkolnej wigilii (2)











Wigilia to dzień przed. Czuwanie, oczekiwanie na. Kiedyś miał dla mnie znaczenie, czułem odświętność. Dzisiaj nie czekam w szkole na nic. Więc byłem w jej budynku dopóki musiałem. Lekcje skończyłem, zdjęcia zrobiłem, Zygmunt zadzwonił, że samochód zrobiony. Wróciłem do domu uwożąc choinkę, którą nam wczoraj kupił pan Krzysiek.

Zygmuntowi wieczna chwała. Wczoraj nas odwiózł, dzisiaj po nas przyjechał zaraz po godz. 7.00, samochód nareperował. Jak się nadziękować, wywdzięczyć?

Do szkoły jechać musiałem. Ważyłem wewnętrznie kilkadziesiąt ton, nie zaciągnąłby mnie i w sto koni, ale Zygmunt potrafi.
Noc była pusta, ale mnie już chyba nie zwycięży. Dałem sobie radę. Grażyna znosi to gorzej. Rozmyślam w ciemności, teraz bardzo jasnej, księżycowej, z wielka wprawą. Mógłbym zagrać Bilbo w Rivendell. Byle duch się miał o co zahaczyć, a mój od dłuższego czasu ma. Żywot dopełniony nie ma tu co więcej szukać, chyba, że to dla was bardziej pożyteczne.

Myśli kręcą się wokół tego samego - jak łatwo manipulować ludźmi, którzy boją się objawić. Niektórzy sami wtedy zaczynają atakować, byle obronić swoje status quo i swój sposób myślenie, a może raczej nie-myślenia. To nie jest problem Kapaona(ów). Nie uciekniecie przed nim. Wcześniej, czy później, jak się rozprawią z nami, wezmą się za innych. Po trupach dążą do władzy. Tego problemu nie rozwiążą żadne dwustronne rozmowy. Kogo z kim? Ktoś wie? Bo ja nie.
Zawsze piszę swoje własne zdanie, za które jestem gotów ponieść całkowitą odpowiedzialność. Podaję fakty, albo osobiste refleksje.

Wiele osób mówi, że nie czytało mojego bloga, ale wszyscy wiedzą, że źle piszę i nie mogę mieć racji. Mimo, że wyliczam fakty! Wiele osób w gminie wie, że Kapaon nigdy nie może mieć racji, bo tak mówił były wójt przez 16 lat. Młodzi wychowali się w takiej plotce. Łapki nie ma, metodologia pozostała. Ktoś następny się nią posłuży. Już to odczułem. Ale chociaż to we mnie walą, większość interpretatorów stosuje zasadę "kowal ukradł, młynarza powiesili". Mnie obsmarowują do kuratora, skarżą do sądu za wyimaginowane łamanie ciszy wyborczej, włamują na konto w Internecie, zmawiają się za plecami, aby wystąpić o zmianę nauczyciela itd.itp. Mnie atakują, a kto inny czuje się atakowany i pokrzywdzony! Paradne. Tak było też za czasów Łapki, on ustalił zasady współżycia w gminie. Na jak długo?! Co bym wtedy na niego nie powiedział, a był zdrajcą, oszustem, krzywoprzysięzcą, to i tak ja byłem winien, bo o tym pisałem. Ba, oskarżają mnie, że zniszczyłem człowieka i jego rodzinę. Ktoś nawet namawiał Grażynę przed II turą, żeby porozmawiała ze starym wójtem i się z nim dogadała. Dziś mnie każą się dogadywać, z innym graczem na scenie lokalnych rozgrywek. Nic nie rozumieją. Tak samo ci, którzy powtarzają formułkę - "że ja szkodzę Grażynie". Po raz pierwszy usłyszałem ten slogan na początku października. Powtarzają do dziś. A nie łatwiej spytać Grażyny, kto jej pomaga, a kto szkodzi?!

Sens mojego bycia w szkole ratują niektóre klasy, z którymi można poszukiwać prawdy. Wspólnie, nie będąc wcale zmuszonym do bycia super i prawie nad-nauczycielem. Wystarczy być sobą i szanując się nawzajem otwierać na większe perspektywy poznawcze.

Lubię chodzić po korytarzu z wielką zapalona świecą, zdegradowanym paschałem. Niosę światło Chrystusa. Jesteśmy (świeca i ja) znakiem.

Klasie piątej kazałem rozpoznawać fakty i mity wokół Bożego Narodzenia. Robili tabelkę. Sam miałem w ręku wydruk z komputera: co jest w Ewangelii u św. Łukasza, a co u Mateusza. Co można wiedzieć o czyimś dzieciństwie po kilkudziesięciu latach? Nawet własnego ojca i matki, nie mówiąc o pradziadkach. Nie ma wiary bez myślenia. Niech przeszukają swoje domowe biblioteki i pół Internetu. Pod choinką i na talerzu raczej nowych faktów nie znajdą i Bóg im się nie narodzi :-(
SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE!

W przerwie zaszedłem po okulary do gabinetu dyrektora i zesztywniałem jeszcze bardziej. Grażyna odbierała telefon. Każdy telefon niesie grozę. Taki jest dla mnie klimat obecnej szkoły. Łapki nie ma, klimat jeszcze trwa. Takie są fakty, spisałem je niejeden raz. Donosy, anonimy, telefony, wizytacje, pretensje rodziców, fałszywe usmiechy niektórych, ich próby ustawiania nauczycieli, ataki na Grażynę i na mnie. Taki jest dla mnie (nas?) klimat. Taka jest cena, którą płacimy za Rzeczpospolitą Norwidowską - nasze dobro wspólne. Czyje? Przecież pięć lat czekaliśmy na zaakceptowanie przez radę gminy - co samo w sobie jest bezsensem - nazwy. Czy wszyscy się z tym faktem pogodzili?

Brakowało mi punktu zaczepienia do tego posta, do czasu reakcji jaką wywołał we mnie głupi telefon do dyrektora. Brakowało przez długie nocne godziny, a i potem. Po telefonie złapałem kartkę, był punkt zaczepienia, był początek posta.

Nie poszedłem do "0", sorry Mirka. Poszedłem na zastępstwo do czwartej, na j.polski. O dziwo, dużo łatwiej prowadzić język polski, niż religię. Choć metodę zastosowałem tę samą (coś podobnego stosuję również na blogu). Prowokowanie do myślenia i dzielenie się ze sobą jego owocami.
Temat z podręcznika - "Na podwórku". W książce trzy obrazki i wiersz Anny Kamieńskiej. Skoro trzy, to niech szukają podobieństw i różnic. Tak dochodzi się w fenomenologii do rozróżniania i definicji bytów. Do czego są podobne, w czym różne. Taki punkt jest we wszystkich testach z języka angielskiego, w części ustnej (FCE itd.)Uczniowie spróbowali sami i wyszło. To prosta metoda określania, czym coś jest. Trzeba rozróżniać byty, po to mamy rozum. Hermeneutyka i fenomenologia są stosowane w pedagogice. Tak samo w dziedzinie wiary. Wiara bez myślenia staje się zabobonem.
Wprowadziłem także na lekcji jedno nowe słowo - "rekreacja". Zdefiniowaliśmy je słownikowo, zaczynając od przedrostka "re" - coś czynić ponownie, jak renowacja, rekolekcje, ale nie rekin. Kreacje dziewczyny znają - stworzyć coś z ubrania na specjalne okazje. Jest kreator, a przede wszystkim Creator. I to poszło łatwo, przyjęli ze zrozumieniem. Wiem, popełniłem błąd zaniedbania, powinienem zdefiniować na co najmniej trzy sposoby. Tego uczyli nas w Krakowie, Mary i Amber z Gonzaga University, USA. Potem jeszcze przeczytaliśmy na lekcji wiersz o tym, że nikt nie musi wszystkiego wiedzieć i wszystkiego rozumieć. Nie musisz, ale próbuj. Metoda różnicowania jest bardzo pomocna. Podobała mi się lekcja, dała mi dużo do myślenia. Ale i tak wiem, że ani oficjalna szkoła, ani oficjalny kościół nie potrzebują filozofującego katechety.

Opisane wyżej problemy nie są tylko problemami Kapaonów. To jest problem genetyczny Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Każdy kto się w dzieje nasze wczyta, powie o naszej idei "niepospolita". Brzmi zagadkowo?

Na radzie zabrakło mi takiego rozwinięcia naszej rozmowy, które poszłoby torem definiowania przez różnicowanie, żebyśmy doszli do konsensusu. Możemy się różnić wyznaniowo, politycznie, materialnie i światopoglądowo, ale mamy wspólne metody (m.in. OK - Ocenianie Kształtujace, co ja nazywam na swój użytek PP - Pedagogiką Podmiotową). Od dawna suszę głowę Grażynie-dyrektorowi, że konieczne jest wypracowanie większego konsensusu. Kto kogo lubi, a kogo nie - ma mniejsze znaczenie. Ja "znak pokoju" każdemu podam (tak jak byłemu wójtowi 11 Listopada) i nawet opłatkiem się połamię, życząc wszystkim darów Ducha Świętego (sobie też)- DAR MĄDROŚCI na przykład -
1/ Uzdalnia nas do tego, że potrafimy przeżywać swoje życie w świetle ostatecznego celu. Ujawnia nam prawdziwy sens naszego życia. Ukierunkowuje nasze serce i działanie ku Bogu, ku ostatecznemu celowi. Umiejętność patrzenia na świat, drugiego człowieka, na siebie samego przez pryzmat wiary. Czyli tak, jak na rzeczywistość ziemską patrzy Pan Bóg. Ostatecznym celem człowieka jest zbawienie, jest zjednoczenie z Bogiem.
Dzięki temu chrześcijanin zawsze ma poczucie sensu życia
2/rozumu,
3/rady,
4/męstwa,
5/umiejętności,
6/pobożności,
7bojaźni Bożej.

Jasełka były nietypowe, bo gimnazjalne. Prawdziwe dla wieku wykonawców. Jak wśród ich codzienności odnaleźć dobre duchy i wzory mądrych kolegów i koleżanek. Jak przeciwstawić się złym podszeptom. Jak być sobą w każdym środowisku i żadnemu nie ulec. Mieć kręgosłup. Wymagać od siebie, nawet gdyby inni nie wymagali od nas. To mógłby być mój scenariusz, chętnie bym się pod nim podpisał. Było w nim echo metody ignacjańskiej "rozeznawania duchów". Pedagogika ignacjańska też jest warta dyskusji na naszych radach pegagogicznych.

Po ostatnich warsztatach nt. jak radzić sobie ze soba i z pokusami, gimnazjaliści, w tym nasz syn Andrzej, mieli kolejna okazję dorastać do życia. Dięki wychowawczyni Renacie, dzięki pedagogom. Widziałem i słyszałem u własnego syna, jak to było ważne i jak nas sprawdzał, czy uważnie oglądaliśmy ich występ.
To było piękne oblicze naszej szkoły. Oblicze konsekwentnie wypracowywane przez lata i przez świadome decyzje kadry zarządzającej!!! I cóż, że jest grupka warchołów w gminie, która próbuje go niszczyć. I cóż, że nawet w kuratoriach mogą nie wszystko rozumieć!!!

Potem był opłatek szkolny w dwóch odsłonach. Najpierw z uczniami.

O godz. 14.39 była wieczerza wigilijna szkolno-gminna dla nauczycieli, pracowników szkoły i urzędu gminy, dla rodziców, dla starszych mieszkańców. Wigilia była ponad podziałami, z wójtem, przewodniczącą rady gminy, radnymi, sołtysami. Jasełka były te same. Nauczyciel języka angielskiego Paweł Styś poszedł na całość i dał przy klawiaturze koncert kolęd. Każdy ma jakiś talent, byle chciał się objawić i nim dzielić! Hurra!
Widzę, że są kolejne filary pod budowę jawności i przejrzystości życia szkolnego. Takich nam trzeba, tych którzy wychodzą poza rytynowe "dzień dobry", "dziękuję", żarciki w pokoju nauczycielski i lekcje wpisane do dziennika. Idzie nowych ludzi plemię (kard. St.Wyszyński - Prymas Tysiąclecia, więc mogę cytować jego proroctwo :-). Hurra.

Wracając do domu, zatrzymałem się przed ogłoszeniami na ścianie "po-żydowskiej" karczmy. Wśród nich wyczytałem zaproszenie dwóch strachowskich radnych na II Sesję Rady Gminy. Ja miałem zwyczajne zaproszenie od przewodniczącej Rady. Gdybym widział to drugie, czułbym się jeszcze bardziej świątecznie. Wiemy że komitetów było pięć, a nawet sześć. Wiemy, że w drugiej turze Grażyna, Magda, Piotrek i nawet Jarek przyjęli jeden front, aby pokonać Łukaszenkę naszej Białopolski. Przyniosło to sukces. Wiemy, że komitet Sylwka i Kryśki stanął z boku, albo postawili na przegranego konia. Mają jakieś swoje plany. To może być groźne dla społeczeństwa obywatelskiego. Trzeba być czujnym.
Trochę sobie dworuję z tego ogłoszenia i nie ja pierwszy się nim zainteresowałem, skorzystałem z podpowiedzi. Jest ono z gatunku "straszno i śmieszno". Jest sygnałem dziwnych działań - może na wzór Ślązaków albo Basków. Na ile sposobów można dzielić ludzi? W nieskończoność.

Na część biesiadną opłatka szkolno-gminnego nie zostałem. Nie miałem nastroju. Po poniedziałkowej radzie, na której nie zrozumieliśmy się. Mam żal, że nie udało się uchwycić wyższego poziomu rozmowy o szkole, w świetle zagrożeń, które omawialiśmy. Wymiana zdań była zbytnio spersonalizowana i nie sięgnęła istoty rzeczy. Mogę o tym pisać, bo tego nie było. Nie wolno mi tylko pisać o tym, co było.
Jednym z podstawowych warunków szkoły jest nie tyle program ministerialny, co konsensus poglądów każdego z nas na wspólne "dziecko", jakim jest szkoła. Żadna szkoła nie wzleci w niebiosa, jeśli na zewnątrz będzie miło, a wewnątrz będą drzemały demony. Nawet przy zrealizowaniu wszystkich programów przedmiotowych. Dyskusja jest możliwa. Żyjemy w kulturze dialogicznej. To jest warunek rozwoju, albo stagnacji.
Jeśli z kimś nie układa mi się rozmowa, to - tym bardziej - nie będę siadał z nim do stołu biesiadnego.
Trochę smutny był dla mnie koniec tego dnia. Ale może Nowy Rok przyniesie jakieś zmiany na lepsze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz