piątek, 30 listopada 2012

Mowa nieba - zapis dnia


Popołudnie zmieniło wszystko, czyli katecheza. Tak, czy inaczej - katecheza. Bo choć projekt z Lincoln nie jest religijny, to jednak jest głęboko kulturowy. Kultura jest wrażliwszą częścią naszego życia. Prawdziwa kultura nie może przejść obojętnie obok ważnych wydarzeń globalnych. Takim jest Rok Wiary (i Rozumu). Stąd nasze zadanie, pokaż wasz RW(i R). Pojechaliśmy do Domu św. Faustyny w Ostrówku zebrać materiał wszystkimi zmysłami i wnętrzem. Dotknęliśmy miłosierdzia, Miłosierdzie nas dotknęło, staliśmy się naocznymi Jego świadkami.

A dzień zaczął się byle jak i miał swoje byle jakie sprawy. Oto ich zapis (przepisuję z Facebooka):
1) Dziwny jest ten świat, w którym tyle światów, ilu ludzi, a tak ograniczony między nami przepływ.
2) Refleksja z samego dołu Rzeczypospolitej(?):
- pycha władzy, arogancja władzy, która nie chce spotykać się i rozmawiać o wspólnych sprawach, mając do dyspozycji wszelkie środki (sale konferencyjne, posiedzenia Rad Gmin, strony internetowe, budżet, nawet - o zgrozo - zaproszenia i wołanie zewsząd o spotkania i dialog) komentuje za plecami jawny publiczna wpis szarego mieszkańca, "że czuje się jak zbity pies". A to Polska 2012 właśnie!
3)  Ale jest też optymistyczna strona życia w Rzeczypospolitej Wierzących, rosnąca liczba znajomych, przyjaciół, współ-braci i współ-sióstr w Internecie, na Fb. Każdej i każdemu, który wspaniałomyślnie przyjmuje mnie do swojego grona odpowiadam, mniej więcej i podobnie - "Dziękuje serdecznie za przyjęcie do grona znajomych na Fb! Gorąco pozdrawiając, polecam siebie, dużą rodzinę, szkołę Rzeczpospolitej Norwidowskiej, parafię i gminę w STRACHÓWCE modlitwie... siostry, księdza, ojca, brata :)
" DOBRA NOWINA żyje! Możemy rozmawiać Dobrą Nowiną ze sobą, z Polską, z całym światem! ♥
4) Po PRL odziedziczyliśmy wizję społeczeństwa - żadną. Wizję człowieka - żadną. Wizję wspólnoty - żadną. Grantoza szaleje. Bogu dzięki (i papieżowi Benedyktowi XVI), że zaprosił nas do myślenia w Roku Wiary (i Rozumu) 50 lat po Soborze !! I DO DYSKUSJI OTWARTEJ, przełamując kompleksy i nawyki.
5) Andrij Pierwozwanyj ♥ - "Kult św. Andrzeja był w Kościele bardzo zawsze żywy. Liturgia bizantyjska określa św. Andrzeja przydomkiem Protokleros, co znaczy "pierwszy powołaniem", gdyż obok św. Jana pierwszy został przez Chrystusa wezwany na Apostoła. Achaja się chlubi, że jego pierwszym metropolitą był św. Andrzej". Mamy Syna Andzreja, który chrzest przyjął podczas Spotkania Ekumenicznego w Kodniu z rąk ojca Karola Lipińskiego, obecnego proboszcza Syberii. Wierszyna, jego parafia, w 2010 obchodziła 100-lecie. Nazjeżdżało się wtedy gości z Polski, że ho, ho, nawet Marszałek Bogdan Borusewicz tam był, przemówił, komputery podarował. Wierszyna jest ewenementem światowym, bo... przeczytajcie sami. Zobacz Synu Andrzeju gdzie mnie/nas dzisiaj poprowadziłeś! Jak trudno żyć, grzebać w świętościach i się nie wzruszać. Ale trzeźwięjąc uświadomiłem sobie, że trzeba do Kodnia gońca słać po Twój akt chrztu do bierzmowania. Eh! gdyby forsa była (już nie tylko na paliwo, ale i naprawy, opłaty itd. - nierealna sprawa) to by się tam pojechało. Śladami Sapiehów i turkmeńskiego Andrzeja.
6) Dotknąć Miłosierdzia Bożego! i pokazać światu (np. tak, jak stacja EWTN), jako naoczni świadkowie (EWTN) - ale zadanie dostaliśmy! - w Roku Wiary (i Rozumu), 50 lat po otwarciu Soboru Watykańskiego II, w ramach projektu "Korespondencja z Ameryką" w English Teaching, PAFW i NIDA. Zostaliśmy wybrani. Jak wielka jesteś RZECZPOSPOLITA NORWIDOWSKA ♥
7)  Ale na początku była rozmowa z Dobrą Nowiną. Więc, wróć tutaj :)
Zawsze zaczynam i wracam od-do Dobrej Nowiny. A po drodze, z Nią w dialogu zajrzę to tu, to do Turkmenistanu, Boliwii, Lincoln, Ne, USA, Glasgow i Szkocji św. Andrzeja, Włoch i Watykanu...

PS.1
Św. Andrzej (obraz i komentarz) z tej strony.

PS.2
Dużo serc w moich postach, ale chyba jeszcze więcej łez i wzruszeń.

PS.3
Uświadomiłem sobie, że Boh ljubit trojcu, więc skoro wymieniłem w jednym tekście ojców misjonarzy Andrzeja i Karola ze Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej, to powinienem jak najszybciej dołączyć trzeciego, ojca Stanisława, który przeprowadził w pojedynkę Rekolekcje Pięćdziesięciolecia dla naszej parafii, stając się częścią naszej historii najnowszej i historii kościoła lokalnego w tej części diecezji warszawsko-praskiej. U Boga nie ma nic niemożliwego, nie ma nic nieważnego, zapomnianego, ani względu na osoby :-)

czwartek, 29 listopada 2012

Pamięć i tożsamość, albo...

"Gdy jednostki i wspólnoty widzą, 
że nie są ściśle przestrzegane
 wymogi moralne, kulturowe i duchowe..."(JPII) 

Pamięć i tożsamość to w ogromnym stopniu rozum i prawo całkiem naturalne. To prawo i warunek naturalnego rozwoju osób i społeczności ludzkich. Bez nich zaczyna się przedpokój piekła na ziemi. Do nas należy wybór. Człowiek swoimi decyzjami może tworzyć niebo lub piekło innym ludziom. Dlatego tytuł ma formę niedokończonego pytania.

Jest bardzo polską sprawą tytułowe "albo". Oczywiście nie tylko polską, ale w naszym języku i kulturze znalazło wyrazisty wyraz. I jest oczywiste jak masło maślane lub oczywista oczywistość. A jednak jest naszym wielkim współczesnym problemem.

"Miałeś chamie złoty róg" - to powiedzenie i tę przyśpiewkę zna każdy rodak po maturze. To z naszego narodowego dramatu o swojskim tytule "Wesele".
"Nie ma mienia bez sumienia” - to z poezji czwartego wieszcza.
"...prawdziwego wyniesienia człowieka, zgodnie z naturalnym i historycznym powołaniem każdego, nie da się osiągnąć jedynie przez korzystanie z obfitości dóbr i usług czy dzięki dysponowaniu doskonałą infrastrukturą.
Gdy jednostki i wspólnoty widzą, że nie są ściśle przestrzegane wymogi moralne, kulturowe i duchowe oparte na godności osoby i na tożsamości właściwej każdej wspólnocie, poczynając od rodziny i stowarzyszeń religijnych, to całą resztę — dysponowanie dobrami, obfitość zasobów technicznych służących w codziennym życiu, pewien poziom dobrobytu materialnego — uznają za niezadowalającą, a na długą metę za rzecz nie do przyjęcia" - to Jan Paweł II w encyklice pt. "Społeczna troska", czyli po łacinie "Solicitudo rei socialis". Wiadomo powszechnie, że papież pisał po polsku, potem tłumaczono jego pisma na łacinę i wszystkie języki świata.

Pamięć i tożsamość jest dla jednych fundamentem życia osobistego, rodzinnego, wspólnotowego i narodowego, warunkiem normalności i świętym testamentem do wypełnienia, dla innych grą słów, ideologią, igraszką...

Gdzie rozum i prawo naturalne nie jest szanowane jest przedsionek piekła. Przed-pokój lub wręcz mowa nienawiści. Bo kto nie chce znać prawdy i według niej żyć, niszczy pokój i słucha podszeptów ojca fałszu i nienawiści.

Prawda, o jakiej myślę i piszę, to nie tajemna dziedzina dla wybranych, ale powszechnie dostępna łąka trawy zielonej i czystych wód. Nie trzeba filozofii, żeby z nich korzystać. Wystarczy adekwatnie nazwać rzeczy i sytuacje i adekwatnie do tej wiedzy działać. Trzeba złej woli, żeby ich nie widzieć. Każdy się rodzi, by być zaprowadzonym nad wody wielkie i czyste, do źródeł pokoju i szczęścia. Każdy dorasta z nadzieja, że na takich łąkach i przy takich źródłach spotka innych ludzi, owce tej samej owczarni. Niestety, nie wszystkie homo sapiens chcą do niej należeć.

Pamięć i tożsamość była i jest siłą każdego narodu wybranego. Każdego pełnego człowieka.

***

Dlaczego snuję te rozważania o godz. 2.30 w nocy? Bo mnie zbudził straszny smutek i ból niepamięci i nie-tożsamości. Nie jest moja intencją nikogo - przeżywającego prawdę i szukającego prawdy w dialogu - ranić, czy nawet zabierać słusznych powodów do dumy i zadowolenia. Straszną cenę przyszło nam płacić w rodzinie za zachowywanie depozytu, świętego testamentu, pamięci i tożsamości gminnej. Który został nam powierzony, a my chcemy go zachować i wiernie strzec i przekazać następnemu pokoleniu.

Taką wymowę i konsekwencje ma dla mnie i dla Grażyny piękna wczorajsza uroczystość podpisania umowy o finansowaniu wodociągów w kilku wsiach naszej gminy. Kwota 4 milionów z funduszy europejskich i wojewódzkich robi duże wrażenie. Jest wielkim osiągnięciem wójta. Cieszymy się wraz z nim i ze wszystkimi mieszkańcami, którzy będą korzystali z czystej wody w kranie.

Uroczystość była piękna, ale niepełna. Bardzo istotne okoliczności zostały pominięte.
Czy można sobie wyobrazić w Polsce 2012, aby ktoś zorganizował podobnie doniosłą uroczystość w sali OHP w Stoczni Gdańskiej i nie wspomniał, co się w niej dokonało w 1980 roku?
Analogiczną rolę odegrała dawna sala OSP, obecnie świetlica wiejska przy OSP w Strachówce. Położono w nich fundament pod WOLNĄ POLSKĘ I WIELKĄ EUROPĘ 25 ZJEDNOCZONYCH PAŃSTW. We właściwej skali. NIE MA WOLNOŚCI BEZ SOLIDARNOŚCI. Nie byłoby też samorządu, ani europejskich funduszy dla Polski.

Dlaczego w umowach o współfinansowaniu przeróżnych inwestycji jest punkt, zobowiązujący do upublicznienia (uwidocznienia) źródeł finansowania? Tablice z taką informacją są charakterystycznym elementem polskiego krajobrazu 2012. "Wybudowano z PROW, z Funduszy Urzędu Marszałkowskiego, z...".

A jaką tablicą przypomnieć (upomnieć się) i uhonorować wolność i niepodległość? Polska wolna i niepodległa w Zjednoczonej Europie powstała z Solidarności 1980/81. Nasza gminna Solidarność RI założona w Strachówce 3 Maja 1981 roku wyryła trwały wpis na kartach polskiego honoru i dumy.
Nie dla naszej władzy samorządowej lat 1994-2010 i niestety nie w dwóch pierwszych latach obecnej kadencji.
Pamięć i tożsamość jest pogwałcona u nas nie tylko z powodu staro-nowej historii (32 lata to dużo i mało). Także z powodu najnowszej historii, którą można nazwać odzyskaniem podmiotowości w gminie dzięki zmianie wójta w wyborach samorządowych 2010.

Jak boleśnie wybrzmiało i brzmi, że wczoraj tylko Wojewoda Mazowiecki i Przewodniczący Rady Powiatu przywoływali w swoich wystąpieniach bardzo ważne i obiektywnie wymowne spotkanie wyborcze w tej samej sali, między pierwszą a drugą turą, w dość dramatycznych zimowych okolicznościach. Wczoraj na sali OSP - świetlicy wiejskiej - było wielu uczestników tamtego historycznego wydarzenia. Wójt Piotr Orzechowski, Wojewoda Jacek Kozłowski, Starosta Konrad Rytel, Przewodniczący Rady Powiatu Paweł Solis, Radna i sołtys Hanna Wronka, Dyrektorka Grażyna Kapaon, Prezes OSP (jednostki z Równego) Robert Przesmycki, Przew.Pow. Rady Izby Rolniczej i pracownik urzędu gminy Magda Suchenek, mogłem kogoś niechcący pominąć.. i najmniej dzisiaj znaczący piszący te słowa, którego uniesione wczoraj palce w kształcie litery "V" musiał zrozumieć każdy myślący Polak i obywatel gminy Strachówka.

Nie zachowanie pamięci i tożsamości, ich utrata, w życiu publicznym często prowadzi do łamania naturalnych i zrozumiałych, historycznie i etycznie, związków, sojuszy i sumień. Brak autorytetów i opinii publicznej (dialogu publicznego), a także - niestety - mowa nienawiści i anty-partycypacyjna nad-obecność karierowiczów i "anonimowych" podszeptów fałszywych doradców są innymi z wielu złych konsekwencji. Niczym się nie da zastąpić pamięci i tożsamości. Ja bez nich żyć nie mogę.

Chciałbym w życiu zdążyć pokazać jeszcze piękno, które stało się naszym udziałem. Dzięki wierze i działaniom ojców naszych i nas późnych wnuków. Piękno etyczne, duchowe, historyczne – trudno mi precyzyjnie określić zakres. Z najdawniejszych kart przodkowie przodków – Sobiescy i Norwidowie, z przedwojennej tych, co zakładali w 1918 gminne OSP, z powojennych małżeństwo Kmiecińskich, z najnowszych - członków Solidarności RI, którzy zapisani są złotymi literami w historii polskiej wolności i niepodległości, bo mieli odwagę swoim imieniem i nazwiskiem wpisać się po stronie godności człowieka, przeciwko duchowemu zniewoleniu czasów komunistycznych. Ostatnie dziesięć lat też ma swoich liderów nowoczesnego i europejskiego myślenia o człowieku, Ojczyźnie, oświacie i szkole.

Jak pokazać cud pontyfikatu Jana Pawła II w naszym życiu (także tzw. wspólnoty lokalnej) i jego trwałe owoce, dzisiaj widoczne już w szerszym horyzoncie w korespondencji (nie tylko w rozumieniu „pisanie listów”) z USA i światem całym. Pieniądze nie opiszą całego naszego udziału w życiu świata. „Nie ma mienia bez sumienia”.

Między niebem a piekłem znajduje się kraina zwana z łacińska "ignorantia". Swoista kraina cienia. Przeszli przez nią także rycerze prawdy - bohaterowie książki J Tolkiena "Władca pierścienia". W tej krainie wszystko jest niby takie samo, tyle, że postrzegane niewyraźnie, za mgłą, dochodzi w niej do wielu nieszczęść. W pewnych kwestiach nie-wyraźność jest tylko dokuczliwa, w niektórych jednak wręcz zabójcza. Jako kierowcy radzimy sobie z mgłą jako-tako, zwalniamy prędkość, włączamy dodatkowe światła. Nie wszystko da się jednak zrekompensować. Cień pozbawia barw. Dla ludzi o większej wrażliwości na barwy życia, to nie jest tylko dokuczliwość, to jest prawdziwy dramat. Cień – w tym sensie – okrada z czegoś istotnego, co należy nam się na mocy stworzenia i praw naturalnych.

Wczoraj dano nam (tzw. gminnej wspólnocie lokalnej) 4 miliony, ale jako uczestnicy wydarzenia w sali OSP (świetlicy wiejskiej) zostaliśmy pozbawieni wielkich NALEŻĄCYCH SIĘ NAM przeżyć. O dziwo, rozumieją to prawnicy. O dziwo, bo nie oczekuję wiele po prawnikach, według potocznego rozumienia, oczekując mnóstwo od prawa, przyjaciółki i przyjaciela każdego mądrego i dobrego człowieka. "Ignorantia iuris nocet" - nieznajomość prawa szkodzi. Nie można tłumaczyć się nieznajomością prawa - "Ignorantia legis non excusat". Wie to nawet wikipedia - " nikt nie może podnosić, iż zachował się niezgodnie z normą dlatego, że nie wiedział o jej istnieniu". NORMA TO NORMALNOŚĆ! Więc każdy ignorant jest nienormalny, w krainie cienia żyje się nienormalnie. Dotyczy to nie tylko barw życia, ale nawet języka. Mowa ludzi w krainie cienia staje się niezauważalnie mową najpierw bezbarwną, na koniec mową nienawiści.

Ignorantia facti non nocet – nieznajomość faktów nie szkodzi, ale ich ignorowanie szkodzi bardzo.

Nasza prawdziwa tożsamość? Trudno ją zgłębić - i nie da się w pojedynkę. Konieczny jest dialog. Nikt nie jest wszechwiedzący, ani nieomylny. Nie mam jednak czasu czekać, gdy inni odmawiają nawet spotkania i rozmowy, albo ich unikają.
Jest o czym rozmawiać, co zgłębiać, choćby w świetle wydarzenia, które nam zafundowali samorządowcy z powiatu Aktem Ofiarowania Matce Bożej na Jasnej Górze! Daleki jestem od lekceważenia takich aktów, ale sprzeciwię się pierwszy, gdyby miał się okazać czynnością magiczno-polityczną. O TYM TEŻ TRZEBA ROZMAWIAĆ. To Wy stworzyliście ten fakt. Do wszystkich naturalnych powodów do radosnej tożsamości dołożyliście jeszcze i to! Tajemnicze, sakralizujące naszą rzeczywistość.

Jestem katechetą od czasu stanu wojennego. Katecheza wyprowadza dobro nawet ze złych skojarzeń, jakie mogły się komuś nasunąć w związku ze słowami „straszliwa ignorancja”, których użyłem w komentarzu pod postem burmistrza na stronie sąsiedzkiego miasta. Dzisiaj w komentarzu co-nie-co rozjaśniłem. Też było mi ciężko z tymi słowami, przez pół nocy.

Pomyślałem ze zgrozą, "czyżby udało mi się dotknąć - tym razem - nie tylko swojego wójta, ale wszystkich trzech"? I całą salę, śmiertelnie nieświadomą siebie i prawdy o sobie? (CKN, Kółko), a to Polska właśnie. U nas w sali OSP w gminie Strachówce była wczoraj Polska, przynajmniej z poziomu województwa i powiatu. Trój-gminne wydarzenie było trój-poziomowe: gmina, powiat, województwo. I trzy poziomy znaczeń? Dosłowny - finansowy, historyczny (budżet unijny 2007-2013) – znaczenie wydarzeń w tej samej sali i wspólnocie, i kulturowy – zanurzeni, osadzeni, ukorzenieni w kulturze światowej 2012, także sięgając do wieszcza-Norwida.

PS.
Wiele się dzisiaj wydarzyło w moim świecie wewnętrznym, także z wielkim udziałem pracy powołaniowo-zawodowej, katechetycznej. Może podzielę się jutro rozważaniami o katechezie. I zapisem lekcji.

środa, 28 listopada 2012

Rodzić Dobrą Nowinę!?


Znów coś mnie budzi w środku nocy. Nie mnie jednego. Może być nas wielu. Nawet w nocy napominają mnie: żołądek, serce i nerki, czyli - ja sam siebie tak bolę. Cały jestem ciałem. Cały jestem duchem. Punktowo jestem intelektem. Te trzy ostatnie zdania chodziły mi po głowie wczoraj, miałem nawet wpisać jako post na Facebooku, z post scriptum, żeby nie brać ich zbyt „na poważnie”, bo choć jest w nich prawda, to trudno zlokalizować, w którym punkcie najbardziej.

Nie mogłem wpisać jako posta, tak działa nasz Internet, wpisałem jako komentarz, na koncie MR, pod jej postem o świętej Teresie z Avila. Coś jednak było na rzeczy.

Teraz też jest na rzeczy i na mojej osobie i to bardzo. Nikt normalnie nie budzi się w środku nocy. Psalmista tak miał, w pierwszej połowie trzeciego zdania i masę poetów. "Ja sam siebie tak bolę" - druga połowa trzeciego zdania jest dosłownie z Leśmiana, ale ja pamiętam w wydaniu nie jednego wiersza Andrzeja Madeja. Teraz google usłużny podał całą stronę (internetową) takich i bardzo podobnych.

Zgadzam się z psalmistą i Andrzejem, którzy odczytują i zapisują sens głębszy i większy niż Wojaczek i www.depresja.ws/topic/5516...

Sam siebie bolę! Ho, ho! - jestem punktem zetknięcia (wszech)świata i jednostkowego istnienia myślącego. Jestem spotkaniem (punktem spotkania? - zbytnio urzeczawia i matematyzuje) dwóch rzeczywistości - materialnej i duchowej. Jestem (o)sobą.
Ta noc jest dobra na takie niespanie, nie mam wielkich zadań, dla których powinienem dobrze spać i się wyspać.

Nie śpiąc, przez żołądek, serce albo nerki (łącznie: przez siebie samego, całego) myślę. Pod kołdrą można wtedy "zwariować", czyli za bardzo się męczyć pod ciężarem. Lepiej wstać, wziąć komputer, wynieść się i jego do kuchni i pisać.
Wcale mi się nie zdaje, że znam takie stany z dalekiej przeszłości. Pierwszy raz był to rok 1980, około maja. Drugi raz, dużo krótszy, w 1982, znów okolice wiosny, kwiecień. Pierwszy raz - nieszczęśliwa miłość. Drugi raz - śmierć ojca. Teraz? I jedno i drugie i trzecie itd.itp. Może być aż siedem? - tyle, ile dzieci? Być może.

Lat przybyło, dużo się zmieniło, sposób przeżywania - nie. Ani u psalmisty, ani u poetów. Ba! U Jezusa też nie. "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił". Ale zaraz potem - "W ręce Twoje Panie, oddaję ducha mego". A jak ma myśleć i doświadczać siebie człowiek wierzący, ochrzczony?
"Zamiast śmierci /racz z uśmiechem / przyjąć Panie / pod Twe stopy / życie moje / jak różaniec" - to ostatni wiersz księdza Jana Twardowskiego.

Szybko rachuję: ja mam 59 lat, Jezus miał trzydzieści parę, Jan Twardowski - 90. Wiek nie odgrywa głównej roli w spotkaniu tych dwóch światów, a pewnie także ze śmiercią i wiecznością. Księdza Jana zapamiętam bardziej z konfesjonału, z mojej najlepszej spowiedzi, to znaczy nie tyle, że mojej, choć oczywiście, była moja, ale to, że tak sobie wyobrażam idealną spowiedź, prawie bez słów, ze strony Słuchającego, bo ja, co miałem - wyrzuciłem z siebie. Reszta jest milczeniem, dosłownie była ciszą. I płaczem, szlochem. Więc bardziej z konfesjonału, niż z rozmowy, kiedy zaniosłem mu i odbierałem z powrotem "wierszyki". Rozumiecie też chyba, że od tamtej pory bez zbytnich chęci podchodzę do mebla spowiednego.

Człowiek może się obudzić w środku nocy i dnia. Więc nie marudzę, że się ostatnio budzę. Wstaję, biorę komputer pod pachę, idę do kuchni i piszę.

Życie po życiu? Zaglądając do wierszyków sprzed lat - tak. I jeszcze jedno wyjaśnienie - dawno temu zrozumiałem (1982?), że śmierć robi miejsce życiu. Dużo później, że śmierć biologiczną często poprzedza śmierć społeczna (w powiązaniu ze śmiercią finansową). Śmierć społeczną zafundował mi mój następca na stanowisku wójta i przez 16 lat dokładał wszelkich starań, bym nie ożył. Śmierć finansowa jest równie okrutna. Bo, pomyślcie, mieć dobry samochód i pieniądze na paliwo i kawę po drodze, a jakże łatwo i z jaką przyjemnością wyrwalibyśmy się z żoną (DyrKa, Grażyna) na przykład do Częstochowy, albo w inne miejsce święte - bliżej jest np. Niepokalanów - i nie-święte, z przystankiem przed konfesjonałem, albo z kilkudniowym pobytem-dumaniem duchowym. Mrzonki. Ściętej głowy - znów powraca motyw trupi lub delikatniej - życia po życiu.

Kiedy budzisz się w nocy i nie śpisz, dostajesz dużo życia, całe? do przewałkowania. Życie i ty i prawie więcej nic. To nie jest kapitulacja. Re-kapitulacja, albo prywatne rekolekcje prawie-watykańskie, jakie prowadził kardynał Wojtyła dla Domu Papieskiego (na psalmie 139.)
Rekolekcje watykańskie też są - jak się okazało - doświadczeniem pokoleniowym.

Czy widzicie to samo, co ja? Zauważyliście? Rozbłysła na firmamencie nowa gwiazda. Wszechświat dociskający życiem jednostkowe „ja” myślące rodzi Dobrą Nowinę!
Do tej pory znałem mechanizm odwrotny, dociśnięte życie szukało Dobrej Nowiny. Oraz - pod wpływem Dobrej Nowiny godziło się ze Wszechświatem, wracało do życia.
Wszechświat swoim nieskończonym ogromem dociskający, poddający wielkiemu ciśnieniu grudkę materii zorganizowanej w życie biologiczne obdarzone myśleniem wykrystalizowuje w niej Zwycięską Dobrą Nowinę o Zbawieniu, Dobru, które wiecznie trwa. Rozumie – jesteś wielki!

W ostatniej chwili Jezus oddaje ducha swego Bogu Ojcu. Ksiądz Jan Twardowski kładzie życie pod Jego stopy, jak różaniec. Mały stary Józef K. budzi się, wstaje, bierze pod pachę komputer, wychodzi do kuchni i pisze mniej więcej w podobnym duchu. Nawet jeśli nie używa zbyt wielu pobożnych słów. To jest powszechne doświadczenie ludzi od pokoleń. Bóg, który się nie ukrył.

Dostałem nieoczekiwanie zaproszenie na uroczyste podpisanie umowy na dofinansowanie kanalizacji w części naszej gminy. Podobne umowy podpiszą gminy sąsiedzkie i miasto Tłuszcz. Trzej wójtowie-burmistrzowie zorganizowali wspólna uroczystość w świetlicy OSP w Strachówce. Jadę z ciekawością. Pierwszy raz zostałem na coś podobnego zaproszony (otwarcie hali sportowej przy Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej to był inny incydent :-)
Czuję się dokooptowany (na siłę) ze względu na układ trzech gmin. W mojej gminie jestem traktowany od 18 lat jak r.i.p.

Jennifer Davies z Lincoln on Facebook - „Watching a fascinating documentary on happiness. According to studies, 50% is genetic, 10% is circumstance (income, social status) but 40% is intentional activity to boost your own level of happiness. Interesting!! So take care of yourself, enjoy life and be happy!”

Na uroczystości trój-gminnej byłem. Wróciłem, na Facebooku w dziale "Notatki" wpisałem:
"Gmina Strachówka będzie miała wodociąg w kilku wsiach. Wójt podpisał umowę z władzami województwa. Uroczystość miała piękną oprawę, tyle co... Nie zostałem na poczęstunku. Wróciłem rozdygotany. Jak zbity pies. Owszem, nawet pierwszy wójt gmin Strachówka w obecne epoce samorządnej Polski był wymieniony w gronie witanych. Uniosłem znak „V” odwzajemniając powitanie. Ale to co najgorsze, to to, że uroczystość odbyła się jakby w grobowcu współczesnej Polski. Było to zwycięstwo budżetu i cyklu inwestycyjnego, ale śmierć „Ducha Polski”.

Każda inwestycja z udziałem funduszy zewnętrznych (europejskich, wojewódzkich itp.) ma swoją metryczkę uwidocznioną na skraju drogi, na budynku Urzędu Gminy, szkoły itd. Parę razy w tym kontekście wspomniano, że z takich funduszy odnowiono świetlicę OSP. Kilka razy padła aklamacja „Polska w Europie”. Należałoby mówić „WOLNA POLSKA W WOLNEJ EUROPIE”. Ani razu nie wspomniano, że w tej sali kładziono fundament TEJ WOLNOŚCI - 3 Maja 1981 odbyło się w niej założycielskie zebranie Solidarności RI.
Kopiąc kanały pod rury i wodę, NIE WOLNO  ubijać grobowca pamięci i tożsamości wspólnoty lokalnej.

Wróciłem rozdygotany. Będę chwalił osiągnięcia menedżerskie wójta, pokazywał zdjęcia od-nowionej sali i pań z KGW w kolorowych strojach. Będę równocześnie krzyczał i wył z bólu w imieniu mojej niemej Ojczyzny.

PS.1
To jest oczywiste dla wolnych Polaków, że obok dyplomu uznania za osiągnięcia OSP powinna być tablica upamiętniająca wolnościowe wydarzenie z 3 Maja 1981. Bez tego zadusi nas fałsz i hipokryzja, odwieczni wrogowie wolności (Wolnej Ojczyzny).

PS.2
Św. Edith Stein, filozof, współ-patronka Europy.

wtorek, 27 listopada 2012

Mój kościół online


Sen mara:

- w niestabilnym kraju (jak dawne Bałkany lub Kaukaz), przeżywającym swoją wiosnę ludów, w dużym mieście, w ulicznym tłumie, który się wylewał ze schodów podziemnego dworca kolejowego rozegrała się scena mrożąca moją krew, serce i rozum. Wielki autorytet był w tłumie, z wielkim bukietem kwiatów. Szedł do kobiety nam nieprzyjaznej, ale zauważył Grażynę w pół drogi. Rozdzielił bukiet i wręczył obu.

Ja, będąc tylko cieniem, usłyszałem, jak tłumaczył coś, nam nieprzychylnej, kobiecie, w związku z wydarzeniami i jej w nich udziałach? Że "... na początku wydarzeń majowych była poetyka, a w tamtych innych dwóch przypadkach był rewolucjonizm? Nie było powiedziane jakich - może aż Komuna Paryska i Sierpień 1980???

To, że tak głęboko wchodził, wgryzał się i tłumaczył jej politykę? historię? podglebie? w kontekście jej projektu społecznego? wzmacniając, namaszczając?... dawało mi strasznie do myślenia.

Nie najważniejsze było, że zostaliśmy na uboczu. Najgorsze było podejrzenie moralno-teologiczne, że może coś ze mną jest nie tak."

Podobnie było w niedzielę przed wyjazdem do kościoła. Braki spotkań z ludźmi i rozmów rodzą upiory. Może i sen. Spotkanie eucharystyczne jest darem, ale bywa punktowym przeżyciem dnia lub tygodnia. Na co dzień są spotkania i rozmowy, bliskie sąsiedztwo człowieka z człowiekiem, także w Internecie.

Właśnie tym miejscu i momencie dnia, za pośrednictwem wpisu na koncie Fb ks. prof. A.Draguły przechodzę na karty pracy doktorskiej Jana Joostena "Ludzie i ziemia w prawie świętości". Tłumaczę bezradnie nawet tytuł pracy, a cóż dopiero zawartość biblijnej księgi. Rozdziały 17-26 tej księgi zwane są zbiorem "Praw świętości" i zawierają pouczenia dotyczące seksualności, życia rodzinnego, małżeńskiego, społecznego, przepisy tak ogólno-rytualne, jak i dotyczące zachowań tej szczególnej grupy społeczno-religijnej jaką są kapłani itp.

Pośpieszne douczanie z biblistyki jest bardzo dla mnie a propos moich mąk i niepokojów. Choćby widocznych w tym moim wpisie na Facebooku:

"Marzę o polskich sprawach tak:
- gdyby w małej gminie, Ci, którzy mają powinność, bo wzięli na siebie odpowiedzialność za... i wszyscy inni "ludzie dobrej woli" spotykali  się i rozmawiali językiem swojej dobrej nowiny, to musiałby powstać ożywczy wiatr, a na ich (naszą) ziemię spadłaby życiodajna rosa. Gdyby w wielkiej gminie... to samo. Na tę samą nutę. Drzewiej tak bywało. Do pana, wójta i plebana dołączyłby dziś dyrektor szkoły, może tu i tam ktoś jeszcze. My, którym dawniej było "zewsząd nędza" mielibyśmy glejty (legitymacje) w grupie mieszkańców dobrej woli ♥"

... i późniejsze komentarze:
1) mój - "Stawiam tezę - wszyscy jesteśmy obciążeni dziedzicznie. Indywidualnie - rodzinnie, własną historią i grzechem, władza - cieniem starego ustroju, kościół (religia) - wizją przed ewangeliczną (czekanie na lud w formach liturgicznych, konfesjonałach...). Po każdej  stronie są przeszkody i zahamowania przed spotkaniem i rozmową. A to one (spotkania, rozmowy) są pierwotne w - najnormalniejszym z możliwych - życiu. Dodam z katechetycznej łączki - "Bóg Żywy i Prawdziwy" to jest serc wspólnota (działa także przed i poza liturgią). W czym my - stworzeni na obraz i podobieństwo - partycypujemy?"
2) Internautki IS - "zgoda, wszyscy jesteśmy obciążeni, ale przyszedł Ten, który te kajdany zdjął i dał nam siłę, by znów w nie nie wpaść. A co do rozmowy między ludźmi to: bądźmy jak dzieci. Ostatnio to do mnie dotarło, to nie tylko znaczy, że [nie] grzeszyć, zaufać innym. To również oznacza brak tych wszystkich barier kulturowych, przez które nie potrafimy podejść do drugiego człowieka (cóż z tego, że obcy?) i spytać o pomoc, albo spytać, czy możemy mu pomóc. Bądźmy jak dzieci!"
3) znów mój - "Bądźmy. Łatwiej na polu religijnym, trudniej, czasem wręcz nie wolno, na polu społeczno-publicznym, tutaj konieczna jest inicjatywa, bo zło zwycięża, kiedy dobro milczy. Mamy dzieci i siebie nauczyć największej z możliwych godności (takie mam rozumienie asertywności). Bardziej nawet odkrywać niż uczyć. Mistrzów zaufania drugiemu człowiekowi warto zaprosić na warsztaty [do nas i do każdej gminy, szkoły, parafii, wspólnoty], od zaraz".

Wieczór jeszcze bardziej mi rozjaśnił w głowie. Zebrał wątki w kupę. Znów wypisałem się pod postem ks. profesora. Niech Mu Pan Bóg da zdrowie, Broń Boże mu odchodzić.

On, na Fb - "Signum temporis: wpisałem w Google słowo "targum". Pierwszym zaproponowanym rekordem był "serwis ogumienia". Pora umierać..."
Sprawdziłem, chodzi o termin z zakresu biblistyki. Ale, choć biblistyka jest bardzo ważna, to jeszcze ważniejsze było dla mnie doświadczenie z zakresu eklezjologii, a właściwie ŻYCIA, rodzi się na naszych oczach KOŚCIÓŁ ONLINE:
Ja, na Fb - "Niech ksiądz profesor jeszcze pożyje, proszę. Te krótkie pościki [ks.prof.] dochodzą nawet do mojego rozalińsko-strachowsko-annopolskiego lasu (i kościoła). Poranny "potrzebuję komentarza online...", i że akurat do Kap. 24.10-23! "zrobiło mój dzień". Nie mam nic do Kapł.24... ale w odpowiedzi był (a skoro online to i ja skorzystałem) m.in. link na jakiegoś Jana Joostein i jego "People and land in the Holiness Code", co samo w sobie może jeszcze też jest niczym szczególnym (przepraszam Autora, ale nie mam rozeznania na polu teologii akademickiej i teologów). ALE ŻE TEN ŁAŃCUSZEK USPOKOI MOJE ROZDYGOTANE SERCE SNEM LITERACKO-TEOLOGICZNO... ITD.?!
Sen mara, Bóg wiara - ale bez ks.posta marnie by to dzisiaj wyglądało. Więc na wieczór doszło do mnie - jak wielką (misyjną i apostolską! ośmielę się powiedzieć) robotę eklezjalną wykonuje ks. prof. takim rzuceniem online teologicznego pytania. Jest ksiądz moim sąsiadem :) Kościół się księdzem (i jego postami) otworzył pewnie nie mnie jednemu, mam nadzieję. Nie jestem sam! Jestem online!

PS.
Dorzucę pytanie. Czy ten nie-online kościół nie wziął zbyt dużo z Kapł.24.17-26? Czy nie hołduje zasadzie, że "musimy trzymać się w izolacji od świata zewnętrznego, bo to wszystko jakieś takie światowe profanum?"

poniedziałek, 26 listopada 2012

Nasze życie, życie szkoły, życie kościoła


Kl.2
Nie lubię rozkładania kabli, sprzętu... ale jak inaczej pokazać życie? I cuda tego życia? Nie ma ich w podręcznikach. Są w (naszym) życiu. W życiu tzw. wspólnoty lokalnej, która ma wszystko, co trzeba, aby stać się prawdziwą wspólnotą. Pokazałem dwa zdjęcia, „wzięte” z tego samego świata, w takiej samej sytuacji - zakończenie mszy świętej niedzielnej szkolnej, przed ołtarzem, na zaproszenie celebransa – proboszcza, tydzień temu i wczoraj.
Cudem było rozmnożenie obecności dzieci na mszy niedzieli Chrystusa Króla Wszechświata.



A rysunek i malowanie jest dzisiaj o najważniejszym kościele katolików i o kluczach do niewidzialnego królestwa. Niewidzialne klucze zamykają i otwierają niebo i naszą duszę. Grzech zamyka, modlitwa (łaska, za trudne słowo) otwiera.

A nad wszystkim - niczym Słońce i mgła, którą spotkaliśmy w drodze do szkoły, koło lasu, co jest raczej zjawiskiem rzadkim - unoszą się słowa i zdarzenia z naszego rodzinnego życia. Dramaty, tragedie i wspomnienia sprzed lat. Rodziną jesteśmy połączeni większą, z lat 1982-89 w Legionowie. W porannej korespondencji zahaczyliśmy o Europę, poprzez Sławka i ks. prof. Mazurkiewicza, któremy skończyła się kadencja przewodniczenia COMECE w Brukseli. Zastąpi go Anglik z Birmingham . Naprawdę jest coś takiego, jak większy kościół, ponad granicami w Europie i świecie. Nawet my, w Annopolu i Strachówce, należymy do tego większego.
Jest w nim także Boliwia z odczytywaniem istoty misyjnego powołania?

Kl.5
Wyszedł mimowolnie „ideał 2012”, katecheza internetowa, bo...
Chce rozmawiać z nimi o rozmawianiu Dobrą Nowiną. Czy lubią i jakie nowiny? Szybko przechodzimy do rzeczy. Dobra Nowina = (po grecku) Ewangelia. Przejdźmy na język polski. Wpisuję hasło do google.com i lądujemy na stronie  "zadane.pl”.
1) Co to jest Dobra Nowina?
2) Zadania Dziecka Bożego...
3) W jaki sposób można się dzielić się Ewangelią?
4) Co daje chrzest?
5) Zadania pierwszych chrześcijan i rodziców...
6) W co wierzą Apostołowie?

Trochę popracowaliśmy językowo-logicznie. Zrezygnowałem z tego, co miałem przygotowane na rzecz inter-aktywności ze światem. Zabawa stała się życiową katechezą. Jeśli nie przejdą na etap samodzielnych poszukiwań z wykorzystaniem zasobów świata całego, to niewiele do nich dotrze z mojego i innych gadania. Nasza mowa-trawa.
Oni przepisują pytania, ja wysyłam do siebie jako pocztę mailową.
Pokazuję im swój poranny wpis na Facebooku. Może mój najważniejszy wpis. „Żyj tak, aby być (stać się) dobrą nowiną dla innych.”

Goszcząc przez chwilę na Facebooku, zahaczeni zostaliśmy – całą klasą na dużym ekranie -  pozdrowieniem Michała na czacie „błogosławionego ostatniego tygodnia roku Józefie”, odpisałem „Amen, piszę na katechezie w klasie 5 w RzN”. - „OOO! - to nie przeszkadzam”. - Ależ skąd, jesteśmy (tym samym) kościołem.
Pokazałem i zareklamowałem stronę „Miłujcie się” ze swoim komentarzem - "Błogosławieni czystego serca...” nie jest tylko "anty-seksualne" - mówi o całym człowieku (życiu)” pod postem „Ruchu Czystych Serc”.

Kl.6
Szkolny „Dzień Misia” narzucił tok działań. Zdjęcia, zdjęcia - utrwal to, co widzisz. Wytłumacz. Nawet podczas i w trakcie modlitwy, która jest wiecznym aktualizowaniem! Aktualizowanie wieczności, czyli wyprowadzenia realności z tego, co potencjalne :-)

Temat – Dzień Dobrej Nowiny
1) Czytaj Biblię, módl się co dzień, abyś... (uzupełnij zdanie).
2) Czytaj Dobrą Nowinę na wszystkim i ze wszystkiego.
3) Pisz dobrą nowinę swoim życiem.

Kl.3
Nie zawsze da się coś charakterystycznego złapać, zanotować... Chyba tylko związek znaku ryby w moim signum katechetycznym i pierwszego papieża Piotra, świętego męczennika-Apostoła.

Kl.1
Są rozśpiewani. Następuje u nich samowzbudzanie. To nie jest powszechne zjawisko w naszej szkole i środowisku. Zaczynają hymn szkoły, „bo fajny”, a zaraz potem „jak długo w sercach naszych, Zygmunta bije dzwon...”.

Kl.4
Zakończył się dzień misia, Dobrej Nowiny, plątania się w kablach i sprzętach: laptopem, projektorem, aparatem fotograficznym, głośnikiem - noszonych z klasy do klasy, dzień imienin koleżanki Kasi, kolejna próba przeżycia - z wiarą i rozumem na wierzchu - dnia pracy katechetycznej w szkole Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Trudno w tych dniach i tygodniach znaczyć tekst końcową „buźką”. Ty wiesz Panie, dlaczego. Śmiejcie się ze śmiejącymi, płaczcie z płaczącymi. Ty wiesz. Znasz nas, przenikasz serce, duszę, nerki... Chcę myśleć, mówić i żyć Dobrą Nowiną. Trudno pisać.

PS.1
Po powrocie do domu czułem i wypełniłem obowiązek dzielenia się dobrem i pięknem. Dałem na szkolnym Facebooku zdjęcia i filmiki „z dnia”.

PS.2 Acha! - już wiem, co miało być w miejscu pod klasą 3. Zmęczenie myli oczy i ręce. Miała być karteczka-zaproszenie księdza proboszcza do dzieci klas 2 i 3 i ich rodziców na mszę Chrystusa Króla. To wyjaśnia cud rozmnożenia ich obecności. Niech Adwent i przykazania podtrzymują tę tendencję.

niedziela, 25 listopada 2012

Nad śnieg wybieleję


Znów wydarzyło się coś wielkiego. Bardzo. Nie wiem, jak to opisać. Najlepiej służy mi milczenie. Dlatego godziny mijają, a ja trwam w wewnętrznej ciszy. Staram się. Choć wiem, że muszę to jakoś opisać. Bo to jest doświadczenie człowieka. Jednego z nas.

Wielką rolę odgrywa chronologia. Chronologia stoi na straży obiektywności przekazu. Strzeże go wręcz.

Noc była przerywana. Po 00.00 - żołądek w przełyku. Po 2.00 – łazienka. I spać się nie dało. Leżeć się nie dało, bo ciężar myśli zbyt duży. Trzeba wstać, to najlepiej robi w takiej sytuacji. Idź do kuchni, zbierając swoje zabawki po drodze. Udało się. Nocna herbata, coś jeszcze, przekąska. I myśli zaprzęgnięcie do pracy, nie tylko, żeby się nade mną przewalały, przygniatając. Myśl zaczyna pracę - dla mnie - od modlitwy. Nie da się inaczej. Nie mogę. Sens jest jak zakończenie strzały. Modlitwa nadaje kierunek przestrzeni, orientuje ją, jak wektory, kursory itp. Bez zorientowania przestrzeni (i czasu, stąd chronologia) nie mogę napisać ani jednego słowa. Słowo istnieje tylko w przestrzeni sensu. Słowo, prawdziwe, nie jest zabawką. Jeśli słowo staje się zabawką, to człowiek też.

Kiedy otwarta jest już przestrzeń mojego bytowania, życiem zwana, samoświadomym zaznaczam, przez akt modlitwy człowieka-osoby, czyli jakiegoś przedstawiciela (ochrzczonego) homo sapiens, to potrzebny, od zaraz, jakiś punkt zaczepienia dla (dalszego) pisania. Dalszego, bo pisanie zawsze jest aktem nieskończonym, jakimś etapem podróży, dociekania itd. - „Idź do niej i spytaj jak spała?” - taki dostałem początek, jeszcze z etapu przed-wstania. Z etapu przygniatania, wałkowania, prawie rozpaczliwego, może bardziej beznadziejnego, choć to samo znaczy. Kiedy jest nadzieja! Ho, ho, to wszystko wraca. - Nie zostawiaj jej samej, tak jak sam nie chciałbyś być zostawiony samemu sobie w Domu Opieki Społecznej, ku któremu czasem myśl twoja wylatuje lotem zranionego ptaka.

Tak, tak. Bo jeśli masz wikt i opierunek, to trzeba ci jeszcze tylko, żeby ktoś był obok, życzliwy, zwrócony ku tobie słowem dobrym, nawet jeśli tylko profesjonalnie-zawodowym. A cóż dopiero, jeśli wspólnotowym, w duchu i prawdzie. Ach! Czego chcieć więcej.
Tak więc, to nie tylko czyjeś, siostry, córki, brata są sprawy, ale stają się moje, nasze. Nie pytasz, kogo dotyczy nadzieja lub jej brak. Albo czyją nadzieją zostałeś uleczony. Nadzieja, jeśli przychodzi... przechodzi przez ciebie po rękojeść. Może nawet na wylot.

Nadzieja, gdy wchodzi pod dach, staje się naszą wspólną. To jest materiał promieniotwórczy w najwyższym stopniu. Czas-okres połowicznego rozpadu nadziei? Ho, ho, więcej niż wieki. Tak scala osoby, przedmioty nawet, pojęcie DOM. („Nim przyjdzie ktoś, pierwszy wyjdę ja...” - pamiętacie? Wierszyki)
Więc mój hipotetyczny pobyt w Domu Opieki Społecznej stał się pomyśleniem szerszym. Że ona także potrzebuje tego, co ja. Aby ktoś wszedł i zapytał - „jak spałaś”. A potem może posiedział przez chwilę przy łóżku. Uczę się być człowiekiem na stare lata w hipotetycznym Domu Opieki. Tego samego bym oczekiwał i to samo podtrzymywałoby mnie w rytmie życia.

Potem doszły kolejne akapity, zaczepione w przygniatającym niespaniu. Rzadkość u susłów.


Po co wstaje kameduła? Trochę inaczej i bardzo podobnie, po co wstaje papież? By służyć Bogu. Czyli czemu? Dobru. Bo „komu” już było w pierwszym stwierdzeniu, Bogu. Kim jest Bóg? Dobrem Najwyższym. Czy nie wystarczyłoby powiedzieć zatem, po co wstaje kamedula i papież - by służyć Dobru. Można, ale trzeba potem za chwilę definiować, jakiemu dobru. Bóg zawiera wszystko.

Po co - ja? Dzisiaj? - bo nie mogłem spać? - jest odpowiedzią niepełną. Wstałem, wstaje się - do i dla większego dobra.

I to mi chodziło pod kołdrą, na poduszce, w głowie, DWA DOBRA WYPEŁNIONE I JEDNO NAPOCZĘTE, z którymi już się prawie oswoiłem i położyłem spać.
1) Wspomnienie niedzieli ubiegłej, zapisane w poście „dlaczego tak zobaczyłem, doświadczyłem, zrozumiałem dobro w byciu razem w zeszłą niedzielę w kościele na mszy?
2)  A w piątek czytanie podwojonej porcji Dobrej Nowiny i RADOŚCI z przesyłki misjonarza?...,
3)  ... która stała się napoczęciem rozmowy Dobrą Nowiną dwojga ludzi na dalekich kontynentach, ale bliskiej Ziemi Ojczyzny ludzi
4) A wcześniej, wcześniej... 16 października 1978, Taize, Solidarność, Kodeń, Andrzej Madej, Rzeczpospolita Norwidowska, Wilno, Ostrówek.... Ile tego było!!! A wszystko z tego, co było (i widziałem, że było dobre) było z tego samego DOBRA, z samego jego źródła.
5) Nie mogę nie doliczyć, nie zlinkować, w epoce cyfrowej, tego, co się dzieje w Internecie, na Facebooku, gdzie powstała nieformalna grupa połączona wiarą, rozumem, nadzieją, miłością(?) i się rodzi kościół naszych czasów, pardon, parafia internetowa, bez granic i ograniczeń, ale wcale nie wirtualna, dla mnie ratunkowa jak Arka Noego.

Zapisuję, czas mija, kameduła i papież już pewnie wstali, by pełnić służbę w Domu Opieki (Miłości) bez granic czasowych i przestrzennych (prawie). Opieka Miłości, równa się opiece nad miłością, także społeczną, więc bądźmy w końcu wielkim zakładem opieki społecznej. Chciałbym w takim zakończyć życie. I chciałbym takiego zakładu dla całej swojej rodziny, dla wszystkich sierot, które są teraz na świecie i pozostaną po mnie.

Oni wstali służyć Bogu, nie sobie. Biologia i psychologia muszą być zasilane, by funkcjonować (dobrze, a nawet jako-byle-jako-tako też). Ktoś musi zasilać i podtrzymywać Dom Opieki nad Miłością całego świata i każdego człowieka (albo odwrotnie).

O tej niezwykłej dla mnie, ale nie dla kamedułów i papieży, porze znalazłem na Facebooku zaproszenie do polubienia strony Modlitwy za kapłanów! Dawnego proboszcza z Tłuszcza, od Męczenników Podlaskich, czyli od Darka, którego poznałem w Katowicach w maju 1980, na spotkaniu zorganizowanym przez braci z Taize, przerwanym nagle przez interwencję z góry. Zmarł wtedy Prymas Tysiąclecia. Darek był maturzystą, zastanawiał się nad życiem. A teraz zabrali go do kurii warszawsko-praskiej. Po rekolekcjach i spotkaniu z księdzem z Ugandy wrócił do siebie i założył stronę!

W służbie uzdrawiania ksiądz John Baptist Bashobora mówi „po cichu wyszepczcie imiona tych, którzy was skrzywdzili. Wybaczcie im w imię Jezusa Chrystusa. Przebaczenie jest warunkiem uzdrowienia.”

Ksiądz charyzmatyk dolał oliwy do ognia moich nocnych przerażających roztrząsań, w duchu spod kołdry, sprzed wstania. Dlaczego w relacjach ze wspólnotą lokalną (przypominam, że od roku? dłużej? głoszę, że jest to dla mnie gmina, parafia i szkoła, nigdy rozdzielnie, bo pojęcie i rzeczywistość wspólnoty definiują relacje między ludźmi na danym terenie, a nie „firmami”, które mają dla nich działać) tyle trudnych chwil i napięć, teraz cień w rodzinie... skąd biorą się wszystkie złe rzeczy? Może trzeba mnie jak Jonasza wyrzucić za burtę. Na pewno. Czy jestem „opętany” złem, czy tylko dotknięty, skażony? Może niosę w sobie gen skażony i przekazuję całym sobą? Taki, inny alkoholizm? NO BO SKORO NIE CHCĄ ZE MNĄ SPOTYKAĆ SIĘ I ROZMAWIAĆ!!?

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą! - staje się dla mnie wyzwaniem najbardziej upragnionym. No bo wtedy nikomu bym nie szkodził. Byłbym nie tylko ja zbawiony, ale i moja wspólnota bliskich i dalszych. Ci inni – nieczystego serca, rozumu i duszy ? - Boga nie przekażą nikomu. Boga świętości, błogosławieństw, czystego serca... Ci inni nie chcą budować „Królestwa prawdy i życia, królestwa świętości i łaski, królestwa sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Chcą i będą ciągle powielać siebie. W nieskończoność. Często będą zamieniać „królestwo” na „rynek”.

W takim stanie ducha i zmęczenia wróciłem pod kołdrę, dospałem do drugiego rana. Wstałem, wróciłem do trzeźwiących myśli przy komputerze, w rozmowie ze światem wierzących. Bardzo wielu księży jest w nim. To znaczy, na moim i ich Facebooku, bo trzeba wysłać i przyjąć zaproszenie, by być w jednym kręgu rozmowy. W trakcie takiej rozmowy wyjechałem na mszę. CO ZA SKARB – BYĆ KIEROWCĄ RODZINNYM DO KOŚCIOŁA. Dzisiaj jechaliśmy bogatsi o jedną osobę – żony i Mamy. Olek z Andrzejem przy ołtarzu, Marysia z Zosią przy nas – rodzicielach. Dlaczego te wyliczanki? Bo to takie ważne, że każdy ma imię i swój własny los, ale jesteśmy z jednego domu. I żeby jeden mieć przed sobą widok – Królestwa, Domu Opieki nad Miłością.

Potem były czytania i list (może jutro skomentuję). Najważniejsze wydarzyło się – jak przeważnie – przed Komunią. Że nawet ja, kiedy wstaję i idę do łamania chleba, staję się czystego serca! Trudno wcześniej i później – to jest dar z nieba. Za rzadko się o tym mówi. I pisze. Więc piszę. Kiedy podchodzę do łamania chleba, podchodzę do stołu, przy którym siedzi Jezus z Nazaretu, z Apostołami, którzy tym razem patrzą na mnie, z sympatią, że się dołączyłem, nie ma w nich zazdrości. Nie ja ich obserwuję – oni mnie. A ja jestem czystego serca!!! Czy mógł mi się zdarzyć dzisiaj większy dar? Taka odpowiedź! Przecież myślałem, że jestem synem diabła i dlatego nikt nie chce się ze mną spotykać i rozmawiać, a tu taki cud! Że nawet moje oporne, w ciężkim ciele zanurzone, serce nad śnieg wybielało! Czy mógł się dzisiaj dla mnie zdarzyć większy – bardziej teologiczny – cud. Oczy łzawią. Serce przestaje bić. Ławka drży.

A w domu czekał świat, moja/nasza wspaniała rodzina/grupa pragnących się spotykać i rozmawiać, braci i sióstr, w tym księży profesorów... każdego, kto głodny drugiego człowieka i prawdy, która także w nim się objawia.

sobota, 24 listopada 2012

Rozmowa Dobrą Nowiną (sakrament)


Jest sobota, 24 listopada 2012. Znów się obudziłem, już ponad 21-tysięczny raz. Jako samoświadomy Józef K. wypadnie dużo mniejsza liczba. Na samoświadomość trzeba zapracować, a czas leci. Budzę się i myślę: dlaczego jestem i jak. Dlaczego jest świat. Dlaczego dzisiaj tak? Dzisiaj? - bo było wczoraj, które bardzo silnie zadziałało. Dzisiaj jeszcze jest we mnie wczoraj, tak jak się to konkretne wczoraj narodziło, nagle, niespodzianie. I ciągle jest.

Jedne wydarzenia mają moc długotrwałą, inne nie. Jaka jest natura tego wczorajszego, że trwa. Nie mogę nie pytać. Nie mogę się nie zastanawiać. Skoro od tego wydarzenia (wydarzeń) zależę także dzisiaj, tak, jak się obudziłem i jestem. Jak jestem, kim, jaki jest mój świat, jak jest, czym jest. Obudziłem się, budzę się - zawsze jako istota myśląca. Czuję, żyję, budzę się, wiem, zastanawiam, myślę.

Jak cudownie stworzyłeś człowieka? - sam się nie stworzyłem. Gdybym był sam, nie miałbym imienia, nazwiska, języka, żeby coś powiedzieć, myśleć, czułbym pewnie tylko zimno, ciepło, głód, widział ciemno, jasno... i jeszcze znałbym parę podstawowych lęków, instynktów i jakieś sposoby zabezpieczania przed poznanymi zagrożeniami.

Jak cudownie zostałem stworzony przez Wielkość Nieskończoną, która mi daje Swoją Nieskończoność. Najważniejsze? - że zostałem stworzony istotą myślącą. Myślę i dlatego wiem, co czuję, gdzie jest moje mieszkanie, co widzę, słyszę, odkrywam kim jestem, wiem, gdzie szukać, gdzie znajdę drugiego człowieka i Boga i świat, i siebie w nich itd. itd. itd. Cudownie nas stworzyłeś Bóstwo Nieskończone.


Mamy Rok Wiary (i Rozumu). To jest (rok) wiary każdego z nas. Mocnego, ale i słabego w wierze, a nawet dobrze, gdyby ci, bez wiary, weszli w dialog o wierze i naszej w świecie różnej i podobnej obecności, żebyśmy się lepiej poznali i ubogacali rozmową, wielkim dialogiem, nie beznadziejnym przekonywaniem, nigdy uprzedmiotawiającą indoktrynacją.
To jest Rok Wiary (i Rozumu) osób, nie instytucji. Od samego początku, od pierwszych zapowiedzi, tak to rozumiem. Taka jest moja wiara. Taki jest mój Kościół Jezusa Chrystusa. Żadna instytucja.

Nie instytucja jest we mnie i przy mnie, gdy się budzę i wstaję, nocą lub w dzień. Nie instytucja mnie grzeje i ziębi od środka i na wylot w obliczu ostatecznych wyzwań. Wszystkim jest osoba. Ta, która jest we mnie, którą cierpliwie poznaję, jej obraz i podobieństwo. Ta mnie grzeje i ziębi. Ta jest moim światem i przeznaczeniem. Ostatecznie i przede wszystkim osoba Jezusa Chrystusa. Nie poznałbym Go i do Niego się nie zbliżył, gdyby nie inne osoby, które Mu uwierzyły, ale najpierw poznały.

Dekoracje, piękne obrazy, obiekty architektoniczne, kolorowe szaty biskupów, zwyczaje kalendarzowych świąt itd. są tylko rozbudowaniem sceny, na której dzieje się to, co najważniejsze - moje, nasze spotkanie (najpierw i przede wszystkim) z Nauczającym Mądrym Nauczycielem i Mistrzem zwanym Słowem Bożym, a także z Nim - dającym siebie w wydarzeniu spotkania eucharystycznego.

Nie istnieję, jako ja-Józef K., sam, w izolacji, w oderwaniu od innych i całej kultury. Od sytuacji ustawicznego (nieustannego?) dialogu. Jestem zawsze na moście od – do. Pomiędzy swoim światem cielesno-psychiczno-duchowym, ze wszystkimi moimi współrzędnymi biologiczno-kulturowymi (wiedzą, stanem zdrowia, wiarą i rozumem, samoświadomością...) a światem bardziej dalej zewnętrznym, z dostępnymi informacjami, źródłami, autorytetami, punktami oparcia – dzisiaj najbardziej po(d)ręcznym w Internecie, ale także w tradycyjnych punktach dostępowych, w tzw. wspólnocie lokalnej z kościołem, gminą szkołą... (w których, niestety, nie ma zbyt dużo dialogu).

Czy Rok Wiary (i Rozumu) nie musi dowartościować spotkania i rozmowy w istniejącym kościele? Czy nie musi wyraźniej na nie wskazać człowiekowi i kulturze roku 2012? CZY DO WSZYSTKICH DOTYCHCZAS ODKRYTYCH I USTANOWIONYCH SAKRAMENTÓW NIE TRZEBA WRĘCZ DOŁOŻYĆ SAKRAMENTÓW SPOTKANIA I ROZMOWY?! Przecież to były i są podstawowe sposoby poznania i udzielania się Jezusa z Nazaretu. BYŁY - SĄ - I BĘDĄ. Te - najbardziej ludzkie, osobowe, oczywiste, najprostsze. Nie - misteryjne, administrowane. Osoba z osobą, z osobami. Osoby na jeden najwyższy obraz i podobieństwo. Nie petenci, penitenci, interesanci... których źródłem i obrazem może być podział na tzw. świeckich, tzw. duchownych, i może jeszcze jakieś inne pod-grupy (rządzących i zarządzanych?) w JEDNYM zbiorze - zgromadzeniu - kościoła?! Zgłaszam pytanie do historyków kościoła – kto, kiedy i po co wymyślił ten sztuczny i wsteczny (dzisiaj? jawnie hamulcowy!) podział na tzw. świeckich i tzw. duchownych? Jeśli nie jesteśmy jedną wspólnotą (krzewem, ciałem) - to jesteśmy niczym.

Nie! Nie :-)
Po minimalnym zastanowieniu widzę i rozumiem, że wcale nie mówię o nowych sakramentach, tylko sobie marzę. Wystarczy odinstytucjonalizować (albo bardziej zhumanizować) istniejące liturgie lub nawet tylko ich realizacje by stały się spotkaniem i rozmową osób! Czy one same by się nie odinstytucjonalizowały i zhumanizowały, gdyby normą była rozmowa Dobrą Nowiną od najmłodszych lat? (oczywiście także wprowadzenie w życie i działanie soborowych propozycji? - bez podziału na tych i tamtych). Mniej pompy, mniej podziałów, więcej wspólnoty, normalnych spotkań i rozmowy. Nie rozumiem, jak mogło dojść do takich błędów i wypaczeń, że nawet, gdy w małych społecznościach wierzących parę osób uczestniczy we mszy - rozchodzą się po niej, 99 przypadków na 100, jak obcy i nieznajomi. Każdy w swoją stronę, ksiądz jeszcze w inną. Co oni (my) zrobiliśmy ze spotkania uczniów i przyjaciół Mistrza na "łamaniu chleba"!? Zgroza - przeciwieństwo chwały. 

Rozmowa Dobrą Nowiną - nie jako nowa grupa lub ruch w kościele, ale norma (wy)chowania, postępowania i kultury w kręgu osób wierzących! Gdyby człowiek z człowiekiem (wierzącym) rozmawiał, dzielił się w codzienności chlebem słów, zdań, obrazów, scen, znaczeń jawnych i podskórnych Dobrej Nowiny, czyli Nim, Mistrzem i Nauczycielem i Sobą (pisanym również z wielkiej litery), uważnym i pilnym uczniem, to WIERZĘ, że zmieniałby się cały nasz świat. Poczynając od tych, co żyją i pracują najbliżej, w tzw. wspólnotach lokalnych.

Czy nie takie są wyzwania i konsekwencje wypływające z POWSZECHNEJ dostępności Dobrej Nowiny w epoce ICT? Powszechne powołanie do świętości? Bez powszechnego powołania do czytania Dobrej Nowiny i do spotykania się i rozmowy w jej języku, duchu i stylu - (prawie) niemożliwe. Jeśli nie w realu, to choć w Internecie.

Ale powiedziałem! Ale mi się powiedziało! Ale napisałem. Myśli, dokąd ty (wy?) mnie prowadzisz!? Nawet, kiedy naprawdę nie chcę. Przecież rzucą się na mnie ze wszystkich stron i zadziobią! Bo gdyby to było powiedziane na konferencji, kongresie, albo w publikacji w fachowym wydaniu... to jeszcze jako-tako, ale tak na wsi? w małej gminie!?
Ale ja tak właśnie rozumiem ROK WIARY I ROZUMU. Nie po watykańsku, czekając, co "Roma locut" za nas i nakaże, ale jako zaproszenie do powszechnego dzielenia się myśleniem, wiarą, rozumem, o wierze i rozumie. O każdym homo sapiens i całym gatunku w pierwszej ćwierci XXI wieku. Dziękuję Ci, stary papieżu Niemcu Benedykcie, że się odważyłeś i nas zaprosiłeś do tego dzieła. Jesteś wielki!

Po takim roz-poczęciu dnia robię przerwę w pisaniu. Sięgnę i otworzę słowa Dobrej Nowiny w grupie innych osób, nawet jeśli zgromadzi się w tym celu (w to imię) tylko dwóch albo troje.
Zgromadziło się czworo: ksiądz autor, internautki Kasia i Halina i ja. Autor dał tytuł "Tajemnica" - "Nie można przykładać ludzkiej miary do spraw boskich... Trudno wytłumaczyć to, co tak naprawdę jest niewytłumaczalne. Można jedynie przybliżyć obraz; próbować namalować słowami Tajemnicę."
Moją reakcją na tekst Dobrej Nowiny był komentarz - "Sporo na wyrost powiem, że - w tym fragmencie - Jezusa rozumiem, pytających - nie. Skoro nie wierzą w zmartwychwstanie, to po co pytają, co jest po zmartwychwstaniu?
Jezusa rozumiem, bo mówi o czymś, co jest po zmartwychwstaniu, to jest wszak ważny element (istota) Jego nauki. Wszystkiego nie zrozumiem, ale cieszy mnie przykład myślenia (rozumowania) Jezusa "Mojżesz przy krzaku...". Wiem, że nie ma wiary bez myślenia."   

Zabawmy się w papieża i zawołajmy jak on. - Bo to jest moja matka, ta ziemia. Bo to jest moja matka, ten Kościół. Bo to jest moja matka, ta Ojczyzna. Bo to jest moje - jedno i niepowtarzalne -  życie.

PS.1
Jak na zawołanie zdarzył się dzisiaj istotny fakt, choć internetowy, to bardzo realny. Dla mnie, w kontekście zuchwałego myślenia, pisania, prawie ratunkowy :-)
Jest TUTAJ!
Natychmiast wpisałem go na stronę Grupy ROK WIARY (I ROZUMU) W STRACHÓWCE. Każdy taki post-link znaczy trasę i obecność w świecie myśli, co nowa, świeża, ponad granicami i innymi blokadami. Czuć ducha czasu i wiatr zmian. Niech choć następne pokolenie skorzysta.

PS.2
Zdjęcie pierwsze - my po Wilnie Miłosierdzia przed Wigrami Kamedułów i Papieża.
Zdjęcie drugie - Boliwia, ze strony Prowincji Matki Bożej Anielskiej Zakonu Braci Mniejszych

piątek, 23 listopada 2012

Manifest niepolityczny - Polska i kościół 2012


Po co wstaje papież? Kameduła? Po co ja, ty? Bo tak funkcjonuje organizm biologiczny człowieka. Resztę dopowiadają okoliczności, w jakich żyjemy i ta reszta jest intencjonalna. Co wybrałeś, co zainwestowałeś, co Ciebie wybrało - to masz.

Gdzie mnie prowadzisz, myślenie? Do sedna, czy na manowce! Wybrałem Ojczyznę, powinność i Kościół. Mam samotność i gorycz. Owszem - wiarę i rozum, niepotrzebne nikomu?!

To jest - według mnie - klęska tzw. wspólnoty lokalnej, której nie ma, bo wszystko zostało wydane na łup polityce i karier jednostek. Pokażcie inne przykłady!

Wierzę w dialog. Jest to ziarno, które zostanie ze mną pochowane w grobie, ale wzejdzie kiedyś, gdzieś, znajdzie się gleba właściwa, znajdzie parę osób. Ale nie polityków i nie politycznie myślących. Dzisiaj "politycznie" to znaczy pod siebie. Bezwstydne wyparcie (się) prawdy.

Religijny - to znaczy szukający prawdy, otwarty na prawdę. Religijne myślenie chciał skompromitować wiek ubiegły, wiek obecny chce na tym zrobić interes. To, zdaje się, jest proces globalny (od tych bogatszych krajów zaczynając).

Jaką cywilizację zostawimy dzieciom? Botoksu i rezydencjonalnych siedzib?

Zanik religijnego myślenia ma swój wyraz także w kościele. Bo kościół to my, a nie doktryna. Skoro w nas nie ma, to nie ma. Pozostało w naszych świętych księgach.
Gdyby w nas było, to każdą sprawę, zwłaszcza problemową, byśmy omawiali siedząc w kręgu biblijnym, głównie ewangelicznym. Bo prawda by nas gromadziła i prowadziła. Bo nikt by nie mógł wytrzymać z cząstką prawdy, jemu daną, i szukał swojej "drugiej połowy" i kolejnych puzzli Jednej Prawdy. Potrzebowałby tego jak trolejbus pantografem szukał prądu. Bo nie wyobrażalibyśmy sobie, że można żyć z problemami, nie stawiając ich w snopie światła większego od każdego z nas z osobna. W świetle światła wiary i rozumu, rozumu i wiary.

Polityczne myślenie pozwala (nakazuje) udawać, że nic nie ma złego w złych rzeczach, że nic się nie dzieje złego, z tego, co się dzieje, że to wszystko tak mam być, że to normalne, byle "moje" było na wierzchu i rosły szanse wyborcze. KRÓLESTWO FAŁSZU, w miejsce Królestwa Bożego. Na naszych oczach, za dni naszych.

Kościół 2012? Szczerze? Zbierze(my) się na nabożeństwach, odprawimy liturgie, zaspokoimy prywatny i zbiorowy głód obrzędowości i rozejdziemy się do swoich domów, bardziej ubogaceni do rezydencji. Niektórzy myślą o nowym soborze. Ja nie. Po co? Kiedy tamten powszechnie zapomniany! A przecież Gaudium et spes? Lumen gentium? - w wymiarze światowym dokonały cudów. W wymiarze wspólnot lokalnych (parafii) - nie. Pokażcie parafię po sąsiedzku, wspólnotę lokalną, gdzie życie się dzieje w świetle prawdy, poszukiwanej, oświecającej publiczne sprawy i problemy? Gzie nie ma sprawy nie naświetlonej jawnie i publicznie "Radością i nadzieją" i "Światłem narodów", nie wspominając o encyklikach (nie tylko społecznych) Jana Pawła II, "ukochanego" Polaków. Owszem, wszędzie po sąsiedzku są urzędy, struktury, są wypełniane ustawy, rozporządzenia, tradycje, umarli grzebią swoich umarłych.

Zewnętrznie wygląda, jakby wszystko było normalnie - na obraz i podobieństwo... wyobrażeń o państwie. Działa przepływ instrukcji tworzonego prawa. Od góry do dołu. Ustawy generują uchwały Rad Gminy, tradycja gromadzi w kościołach. Nakazy i zakazy są mniej więcej wypełniane. Ale się NA-PRAWDĘ i O-PRAWDZIE nie rozmawia. Udało się nam stworzyć w jednym pokoleniu świat bez duszy. Są - na szczęście - zbawienne wyjątki.

Gdzie jesteś Królestwo Niebieskie? Zrobię sobie przerwę w tym gorzkim pisaniu, zajrzę do Dobrej Nowiny. Częściej się używa „Ewangelia”, ale zakazałbym - pół żartem, pół serio - używania greckich słów w kościele. I łaciny. Chowania głowy w obrządki, kosztem spotkania osób i kultury słowa (rozmowy, dialogu). Stworzyliśmy fałszywą religię obrządków, nie-Słowa, które zbawia rozumną naturę człowieka!  Jesteśmy mistrzami pozorów rzeczy.

Istotą jest rozumność. Rozumność wyraża się w słowie. W rozmowie, dialogu - nie w przemilczaniu.
Ignotum per ignotum? - bo tak się komuś kojarzy religia? Bez szukania i rozmawiania publicznego w prawdzie? Ciężkie oskarżenia? NA MIARĘ WIELKOŚCI OBJAWIENIA! Na miarę mojej wiary w ob-jawienie i światło Boże, w tajemnice świetliste.
Zamiast "Lumen gentium" dajmy więcej tajemnicy w obrzędach? NIE - nigdy w świecie, to jest pochód wstecz. Dajmy jeszcze więcej światła. PRAWDY, zaufania rozumności. Proszę Cię Papieżu! Niech prawda nie rejteruje z pola bitwy o przyszłość, wchodząc pod dywan i sprowadzając wszystko do "na klęczkach i do ust", w nie-zrozumiały tradycjonalizm, nasycając jeszcze bardzie może greką i łaciną?
Front biegnie nie wzdłuż granic państwowych, ale wyobrażeń, wyrobienia intelektualnego, wygodnictwa postaw zamkniętych, ego-istycznych, ograniczonej ludowości, aż po brak (zanegowanie) postawy miłości intelektualnej, która jasno mówi, jest możliwe poznanie istotowe, sięgające to tego, co konstytutywne a nie powierzchniowe. Fides et ratio! - nigdy nie rozdzielnie. Tak powiedział błogosławiony rewolucjonista na kolejne wieki. Zapoznawany na naszych oczach, za dni naszych, także przez "umiłowanych" rodaków.

Wróćmy do Dobrej Nowiny o królestwie prawdy i miłości, a nie czyichś, nawet jeśli masowych, wyobrażeń i umiłowań instytucji. Strach przed rozumnością i ucieczka w obrzędowość grozi herezją i zabobonem. Nie tak zostaliśmy stworzeni! Nie do podzielonych ludzi na obrzędowców-jaskiniowców i tych wierzących rozumnie w rozumną naturę osoby, stworzonych na obraz i podobieństwo Boga-Trój-Osoby, przyszedł Jezus-Słowo-Mądrość-Wcielona, ale do wszystkich. Uratować chce wszystkich, więc dał nam Siebie-Słowo-Jednania. Otwierania na Prawdę, która wyzwala. Boże masło maślane :-)

W czytaniach mszalnych dostajemy w krótkim czasie ponowienie sceny wypędzenia przez Jezusa kupców ze świątyni. "Antykomercyjna Dobra Nowina! Paradne dla naszych czasów, przesłanie? porównanie?! Serce, dusza człowieka, osoba, personalizm!? Grzech chwilowej nie-wiary. Dom dla innych i również dla Boga! Ach! Jak nie pomedytować i z uśmiechem na twarzy wrócić do jaskiniowców, szukając człowieka" - cisną się pierwsze słowa komentarza na ulubionym - i koniecznym z punktu widzenia życia wiary - blogu.

Wracam do komentarzy pod postem z pamiętnego dnia wyjazdu do Domu Świętej Faustyny (tak "się" ułożyło!):
1) "… Wierzący więc, wchodząc w świątynię Jego Ciała (wspólnotę Kościoła; precyzując także: przyjmując Jego żywe Ciało w Eucharystii) jednocześnie zanurzają się w zmartwychwstaniu"! (fragment z ks. Tomasza)
2) „Za chwilę wyjeżdżamy z grupą 20 uczniów do Domu Św.Faustyny. Zrobiłem na drogę "arkusz obserwacji" (o tym kiedyś i gdzie indziej. Ale metoda działania jest ta sama, tzn. sposób myślenia o wierze i "świecie całym". Dotykalna, namacalna, jak bicz z różnych postronków. „Dom Mojego Ojca" w Jerozolimie i wszędzie indziej, widzę także jako dom mój, Twój, nasz. "Dom" spotkania, odnajdywania dwóch osób - mojej, Twojej, każdego chętnego i Boga. Czyż nie wiecie/wiemy, że jesteśmy świątynią.... świątynię Swego ciała... Wy [także] nią jesteście... Mam wielką nadzieję, że nasz dzisiejszy wyjazd, z pomocą projektu korespondencji ze szkołą św. Teresy w Lincoln, Ne, USA będzie sprzątaniem naszych świątyń. Proszę o modlitwę, za nas, w kontekście "świata całego"! (mój) 3) „Wielkie sprzątanie w dzisiejszym Słowie. My też powinniśmy czasem zrobić u siebie w duszy porządek. Trzeba zobaczyć, czy religia nie jest naszą magią i czy z pewnych rzeczy nie zrobiliśmy sobie swoistych talizmanów. Od czasu do czasu musimy również zerknąć na nasz własny obraz Nauczyciela. Czy czasem nie tworzymy z Jego prawdziwego wizerunku karykatury...” (internautka Kasia)
Nikt nie mógł przypuścić, dokąd zostanę doprowadzony, zaczynając to pisanie o godz. 5.00 (kiedy się mniej więcej budzą papieże i kameduli). Że największym drogowskazem stanie się kalendarz czytań liturgicznych. Że przypomni przed-świętą Faustynę z Ostrówka i Wilna i nasze szkolne wyjazdy (któż dzisiaj o nich myśli i mówi zajęty komercją naszego świata i życia?). I że Norwid przyjdzie na ratunek, ze strasznym słowem o faryzeuszach, bo nie mogę po lekturze Dobrej Nowiny wrócić „milczącym faryzeuszem”. A myśmy taką właśnie ufundowali „kulturę” naszym dzieciom w gminie i szerzej, dalej! W takim świecie tzw. wspólnot lokalnych żyjemy – milczących faryzeuszy. Zabijamy (aborcja poczętego słowa) prawdę milcząc, w szkole, gminie, a nawet w kościele (gromadząc się tylko na prywatno-zbiorowych obrzędach, unikając prawdy i kultury osobowego  spotkania i Słowa). Czy nie taka jest Polska i kościół 2012?! Znacie inne? - pokażcie adresy.

Po takim wewnętrznym wydarzeniu rankiem piątego dnia tygodnia i duchowej przygodzie, warto umierać. Choćby nawet zawał. Warto było żyć, uczyć i pisać (także wczorajsze słowa). Może zostaną po nas tylko słowa wypowiedziane w spotkaniu i rozmowie z Dobrą Nowiną! Może tylko w tym spotkaniu i w tej rozmowie tylko naprawdę żyjemy!

PS.1
Jak można zaprzepaszczać skarby? Cały podarowany spadek - w testamencie nie tak znowu starym? Przykład naszych szkolnych wyjazdów!!! A cóż my możemy z tym zrobić? - spytacie na pewno. No właśnie. Wystarczy pomyśleć – zaryzykować, pobyć przez chwilę homo sapiens - i się odezwać dobrym słowem, dobrą nowiną, która nigdy się nie przeterminowuje, którą czas sam  wydobędzie z archiwum w odpowiednim momencie :-)

PS.2
Wpis na Fb zniknął mi w tajemniczych (technicznych?) okolicznościach. Z trudem odtworzyłem po paru godzinach:
"Obudziłem się i wstałem jak nieżywy. Ożywiły mnie słowa Dobrej Nowiny. Nawet – w przelocie – usprawiedliwiły moje wczorajsze pisanie. Chronologia odgrywa ogromną rolę w moim zapisywaniu, tego, co się dzieje. W chronologii jest wielka wymowa."
Potem dałem komentarz jeden:
„Wnętrze duszy mojej jest jakoby wielkim i wspaniałym światem, w którym mieszka
Bóg i ja. Poza Bogiem nikt tam wstępu nie ma”(św. Faustyna)
I drugi:
- „że miłosierdzie nie jest abstrakcją ani teorią, ale najbardziej konkretnym faktem, doświadczalnym, eksperymentalnym, jeśli ktoś kiedyś doświadczył choć raz".

PS.3
Powrót w myślach do tych miejsc i wspomnień – Ostrówek, gm. Klembów, Wilno, Wigry, Studzieniczna... - tyle mi daje, że nie mogę się nadziwić "swej duszy tajemnicą". Tajemnica Wiecznie Obecnego Miłosierdzia. Trzeba Go dotknąć i zachować (wracać).

"CZYTAJĄC W KSIĘDZE SWOJEGO ŻYCIA.
Takie rozważanie tajemnicy miłosierdzia Bożego doprowadziło ją do wniosku, że w życiu człowieka nie ma ani jednej chwili bez miłosierdzia Bożego, ono jest jak złota nić wpleciona we wszystkie chwile naszego istnienia. Poznawanie tej tajemnicy [wiary i rozumu] doprowadziło św. Faustynę do odkrycia Boga w swej duszy."(Wprowadzenie do Dzienniczka s.Faustyny).

PS.4
Długo szukam oprawy dla skarbów dzisiejszego dnia. Diamentów i pereł szczerozłotych - dla których warto wszytko sprzedać i rozdać.
Po pierwsze:
NIE SAMO CZYTANIE MSZALNE, bo w tajemniczy sposób podwojony ten sam tekst. Rozmnożenie Słowa! W konsekwencji zaś spotkania bloga księdza Tomasza zanotowane myśli na ten sam temat w dwóch różnych terminach i okolicznościach!!! Panowanie spontaniczności nad zaplanowaniem. Szczerość zwycięża. W szczerości rozmowy, w reakcji na czyjś wpis, wylewa się łaska prawdy spoza nas. Większa od każdego z rozmówców.
A potem dostałem zadanie, od projektu z Lincoln, przygotowywałem materiały dla pod-grupy, na bazie życiorysu i "doktryny" miłosierdzia świętej Faustyny.

Po drugie:
Cudowny głos z zaświatów, z Boliwii. Z serca kościoła, bo z misji, na których trzeba sobie odpowiedzieć na pytania pierwsze, więcej niż kluczowe. CZŁOWIEK KTÓRY IDZIE DO DRUGICH, KTÓRY SIĘ OTWIERA W IMIĘ WIĘKSZEJ PRAWDY NA DRUGIEGO, i cóż, że z Annopola. Prawdy KTÓRA WOŁA w Internecie, skoro nie może objawić się pomiędzy nami-milczącymi-Strachowianami.

Te perły, brylanty, naprawdę miały większą siłę (dobro, piękno, prawdę...) niż nasze wielkie problemy. Straciłbym, gdybym natychmiast nie zapisał. Stracić tez mogę przez własną słabość, nie kontrolowaną złość i inne wybuchy.

Obudziłem się umierając. Kończę dzień - ŻYJĄC.

PS.
Zdjęcia z klasztoru po-kamedulskiego na Wigrach, po historycznym pobycie papieża Jana Pawła. I naszym, pod koniec sierpnia :-)


czwartek, 22 listopada 2012

Wierzę w katechezę


Wierzę w dobro, które jest tak wielkie i zwycięskie, że mogę napisać je z wielkiej litery. DOBRO. Mogę zrobić krechę przez pół strony i po jednej stronie wypisywać to, w co wierzę, po drugiej to, co wiem.
Wiara i rozum są we mnie nierozłączne i są ciągle jeszcze zasilane, choć może przyjść moment, że moja aparatura poznawcza wysiądzie lub ulegnie osłabieniu. Wiara wspiera się na filarach (zasobach) zewnętrznych, głównie wychowaniu i wspólnocie wierzących (kościoła). Rozum jest doświadczaniem tego świata. Wiara mówi "tak jest zapisane" (w księgach), rozum doświadcza, że "tak jest i tak to działa".

Obudziło mnie ciężkie ostatnio doświadczenie świata i siebie samego. Czy to tylko stan psychiczny? Nie, coś dużo więcej, to ja sam, pewne jedno konkretne życie. Upodmiotowane, zapodmiotowane. Ciało uduchowione, duch ucieleśniony, jednostkowany przez... i w... Psychologia powiązana w całość mojego życia? - to za mało powiedziane. Co by mnie nie obudziło, bo może żołądek, sumienie lub pies, zawsze każe myśleć. Myślenie, jak po sznurku prowadzi. Do Królestwa Bożego.

W myśleniu zawsze wystąpią pewne elementy, najpierw jako rozsypanka: grzech, zbawienie, dobro i zło, wspólnota, moc świętości i prawdy, prawda, która zawsze wyzwala, przekaz, doświadczenie, mnóstwo doświadczeń, głównie dobra... Wiara i rozum spotykają się w serdecznym uścisku. Rozsypanka zawsze zaczyna układać się w Całość. To jest katecheza, zarodek wszelkich encyklik. A po drodze przeczytam na pewno jeszcze coś dobrego, najlepiej Dobrą Nowinę. Zajrzę na bloga i spotkam drugiego wierzącego człowieka. Zaczynam(y) współ-tworzyć ten świat. Zawsze we wspólnocie, w dialogu, nigdy sam.

Przeważnie tak jest, kiedy budzę się w nocy lub w dzień, w jakimkolwiek punkcie tego świata. Napisałbym "zawsze", ale w między-czasie byłem w Węgrowie na "R". Jeszcze bardziej tak jest, kiedy staję pośrodku sali (grupy) katechetycznej. Czy zawsze tak będzie? Nie wszystko ode mnie zależy. Co do pierwszej z sytuacji, nie mogę ręczyć, to zależy też od medycyny. Co do drugiej? - no nie, najdłużej do emerytury :-)

Katecheza - dla mnie - nie jest programem i metodą. Jest wiarą i metodą. Jest wiarą pośrodku całego świata wszystkich możliwych sytuacji. Wiarą zwycięską, jeśli nie mocą katechety, to działającego Boga. Także w nim i przez niego, tzn. osobę wierzącą, katechizującą. Nie ma katechezy bez Boga Żywego, działającego tu i teraz. I bez wcielonego (ucieleśnionego) katechety. Najpierw i przede wszystkim jest Bóg Żywy i Prawdziwy, potem programy, podręczniki i metody, jeśli GO za mało. NON ABBIATE PAURA - katecheci :-)

Czyż, wybudzony nad ranem, w nocy... - nie piszę katechezy na dzisiaj?
Piszę i uczę w konkretnej sytuacji, w jakiej się budzę, żyję, staję pośród... na sali lub w klasie. Katecheza, jak życie, jest dialogiem z konkretem, nie z teorią. Wierzę w dialog. Boli mnie każde zamknięcie. Czyż nie widzicie, że każde zamknięcie produkuje toksyny i prowadzi do gorszego stanu! Dialogiem jest także medytacja i adoracja. Kontemplacja też. Kon-templum. Przeanalizujmy każdą naszą konkretną sytuację! Bez rozumu się nie da. Bez myślenia się nie da. Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma modlitwy bez myślenia. I "nie ma mienia bez sumienia"(CKN).
***
W samochodzie, po drodze, z dziesiątkiem zwyczajowego różańca, w głowie zapisuję, że:
- jadę do szkoły na chwilę! Na chwilę spojrzenia, modlitwy, bycia z i w i wobec i przed (pasują mi prawie wszystkie przymiot-niki).
Jadę z pierwszym spojrzeniem, pierwszym słowem, z oczekiwaniem na pierwszą modlitwę przed krzyżem. Jadę skupiony jak Małysz na belce startowej przed kolejną próbą. Chcę tylko oddać dwa równe skoki. Może starczy energii i skupienia na trzy?

Kl.2
Modlimy się o dobry dzień, o każdą lekcję, rozmowę i chwilę. Aby zobaczyć w nich kawałek Królestwa Bożego („Niebieskiego”, wymienne).
Potem prezentuję skarby:
- głośnik, z którego - gdy połączony kablami z resztą – popłynie muzyka
- książkę, w której są słowa do tejże muzyki (książka blogera „chleb-boski.blogspot.com” z Włoch, księdza Tomasza, z 2003, którą popełnił na czyjąś pierwszą komunię)
- laptop, bo musi być serwer, by wszystko zagrało
- no i rysunki, na które czekają, te lepsze od tamtych, z królem nie prawdziwym, na tronie. Ten król wyciąga rękę do Ciebie i chce się z Tobą spotkać. Możesz z Nim zamienić wiele słów i słuchać.

Melodia zagrała, wierszyk Karola Wesleya, przynajmniej mnie się spodobał, dobrze się go recytuje, mówi, gra i tłumaczy. Rysunek Jezusa wyciągającego dłoń do człowieka, małego i dużego, pasuje, jak ulał. Jego istotą jest miłość. Delikatność i zrozumienie, na wskroś.

***
Na tym etapie dnia katechetycznego jestem ciekawy kolejnej klasy. Jestem nastrojony.
Na zakończenie, po modlitwie, wychodząc usłyszałem „dziękuję za dobrą lekcję”. Już drugi raz. Jak to cieszy. W końcu, rzadko się to słyszy. Ten komplement padł z najbardziej odpowiednich ust. Nie od obserwatorów zewnętrznych, nawet nie od rodziców, dyrektora i ministra. Od ucznia, dla nich są lekcje-katechezy. Mają objawiać Boga-Miłość-Miłosierną.

Kl.”0”
Krąg nas-współbraci-współsiostry-siedzących-na-podłodze. Wiek? Wiek nie istotny. Poza wiekiem. O rysunku, o szatach, butach, kulturze i klimacie, w jakim żył Jezus z Nazaretu. I o spotkaniu z Nim, każdego z nas. Człowieka, małego i dużego. Każdy (u)rośnie. "Bóg jest Miłością" - śpiewa jak zwykle ksiądz Paweł.

kl.4
Zaczynam(y) modlitwą, w której przypominam(y) modlitwę końcową poprzedniej lekcji. Modlitwę dziękczynienia za dobro (dobre zachowanie, lekcję, klasę, szkołę...). Bądź nam ogniwem dobra! Pozwól – chcemy – nam być ogniwem w wielkim łańcuchu dobra.
Trochę ta modlitwa? sytuacja! powala. Wzrusza. Ładunkiem mądrości, która spoza nas. Jak ma nie wzruszać, kiedy tyle tu było trudności, tyle pracy włożonej wychowawcy, współ-pracy, dyrektora, szkoły, sztandaru, hymnu, roty ślubowania... wiary i rozumu.

To – w nagrodę – rysują malują Jezusa Króla Wszechświata, z wyjaśnieniem, że prezydentów się wybiera, królowie się rodzą. A w nas królestwo Boże, od chrztu. Nie jesteśmy tylko zorganizowaną materią. Materia nie jest Królestwem Bożym. Malują z zadaniem myślenia (modlitwy myślnej?!) o Królowaniu Jezusa (Kr.Wsz.) w nas, w naszej klasie, rodzinie, szkole, gminie, parafii, (wszech)świecie. Ale bez przygniatających obrazkowych i pomnikowych intronizacji. W tle znów ksiądz Paweł śpiewa, że Bóg jest Miłością, oni podśpiewują refren. Taki to jakiś mały cud przed-adwentowy zdarzył się nam.

***
Myślę już sobie o klasie następnej (choć nie powinienem wybiegać naprzód), że mam kolejne chwyty i stopnie „na dziś” we wspinaczce na szkolno-katechetycznej ścianie.
Jakie to ważne! - wszystko, co się wydarza na katechezie.

Przypomniałem sobie, że w tej klasie już mamy sieć WiFi! Znalazłem „Króluj nam Chryste...” na YouTube. Słuchamy. To jest nasza modlitwa końcowa.

Kl.3
Po tej lekcji nie chce mi się znowu upubliczniać. Ani w pokoju nauczycielskim, ani w stołówce... nigdzie. Tak to działa. Dobro daje życie. Zło - zabija.
Za to narodził się pomysł (szkolnego?) bloga „Dzielmy się Dobrą Nowiną!” Odbudować ludzki zespół, po ludzku i z ludźmi, można tylko wokół dobra, nie wokół sporów, konfliktów, problemów.

Kl.1
Znów ta piękna, z jednej strony i z drugiej nieznośna, refleksja - że szkoła się odjaśnia (ckn) w spojrzeniu nauczyciela na uczniów, a jeszcze bardziej uczniów na nauczyciela! Spójrz w oczy dziecka a powiedzą ci... dużo. Czy jesteś dla nich nauczycielem, czy "siewcą nienawiści". TEGO NIE DA SIĘ UTAJNIĆ. Lata wrogiej propagandy musiały wydać owoce. Są grupy bardziej i mniej zarażone. Program propagandowo-wyborczo-anty-szkolny można wyczytać we wpisach anonima "111". Jawna dywersja. Deprawacja publiczna. Zło! Nie lubię tego pisać i powtarzać, ale nie mogę odwracać oczu od spojrzenia prawdzie w oczy. Nie chodzi mi o wrogość wobec kogokolwiek, ani tym bardziej napastliwość, ale o bezkompromisowe chronienie dobra. Nie mogę milczeć. Nie w takie dni, gdy tyle i takiego niespodziewanego dobra się objawia. Szkoła nie żyje tylko tym, co dobrego robi, ale także tymi, którzy ją podkopują (niszcząc pracę wielu). Jeśli coś niedokładnie napisałem, zawsze możemy w otwartym dialogu doprecyzować. Za błąd przeproszę lub wyprostuję. Dziś tu, jutro może być inaczej i gdzie indziej. Zawsze staram się notować tylko to, co realnie się dzieje, dokładając staranności w przekazie. Zawsze z własnym imieniem, podpisem i twarzą.

A w ogóle z klasą pięknie się dorozumieliśmy, dooglądaliśmy Chrystusa Króla na dziesiątkach obrazków, i w pieśni. Modlitwę też mieliśmy stosowną - spadła z nieba, jak zwykle, modlitw się nie wymyśla - o tym, jak Jezus leczy konflikty i choroby duszy.

Kl.6
Temat – Rok kościelny.

1) R.K. Pomaga świętować życie.
2) R.K. Przypomina fakty z życia Jezusa
3) R.K. Zaczyna się Adwentem – oczekiwaniem, a kończy ogłoszeniem (uznaniem) Jezusa Królem Wszechświata.

Potem był nieplanowany wywiad z księdzem. Z prywatnych zasobów katechetycznych. W zastępstwie, bo Internet tu nie doszedł. Najpierw wysłuchali nagrania szkolnego multimedialnego węzła w gimnazjum w Świętochłowicach. Wygadany prowadzący (uczeń!) "dorwał" nowego księdza katechetę, z ciekawym hobby bractw rycerskich. Kolejny etap pracy, rozmowa w parach, trójkach i stworzenie własnych pytań, które możemy przekazać naszemu księdzu i wciągnąć w interaktywną katechezę na stronie szkoły. Samo-nakręcająca się katecheza. Podoba się tej, temu, tamtej i tamtemu.

Kl.5
Koniec Roku Kościelnego (J.Chr.Kr.Wszech.). Bóg był, jest i będzie, ponad kalendarzami.
W tym pomieszczeniu także można korzystać z Internetu. Z pożytkiem. „Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie to nasze rycerskie hasło", rycerskie zwyczaje, honor, ideały. Przeciwieństwo czyha - populacja krętaczy, karierowiczów, konsumentów, tu ściągnąć na klasówce, tu udawać przykładnego ucznia, kolegę, dorosłego... Nagranie pochodzi z Ameryki. Śpiewają Polacy, ale z polonijnej parafii. Sprawdzam(y) co-nie-co o mieście Yonkers, stan NY. Stan innego życia, innego spojrzenia na siebie, na wiarę, na Ojczyznę ziemską, niebieską i Króla.
Na koniec jako tako nawet zaśpiewaliśmy wszystkie trzy zwrotki sami, bez akompaniamentu, a capella. Tekst na dużym ekranie pomaga.

Posumowanie: trzy godziny na skrzydłach, potem opadanie. Zmęczenie największe tym, co w nas nie styka. Każda klasa jest jakimś odzwierciedleniem wychowawcy. Jego/jej duch i styl nie tylko odciskają obraz i podobieństwo, ale wchodzą (lub nie) w reakcję z każdym kolejnym nauczycielem. To nie jest alchemia, to prawidła życia duchowego i wspólnotowego. Jest powiedzenie, a nawet prawo (reguła), że chory animator zaraża wspólnotę. To samo nauczyciel. Taka jest nasza odpowiedzialność. Jeszcze bardziej widać to po każdej rodzinie. Jaki ojciec, jaka matka, jaki teść, teściowa...

Życie jest dialogiem. Żyjemy w dialogu, dobrym lub niewłaściwym (niedorozwiniętym, ledwo artykułowanym), nie ma od tego ucieczki. Lepiej się zastanowić, póki czas, niż szukać alternatywy, której nie ma. Każdy się może nawrócić.

PS.1
Nie może się zdarzyć w żadnej szkole, taka sytuacja, że „jedna pani mówiła, że jak to jest na drugiego pana lekcji, to pan musi sam...”. Odpowiedź na takie dictum acerbum jest proste - "że plasterkiem nie wyleczymy złamania”.

PS.2
Wierzę w katechezę. Katecheza to bezkompromisowe chronienie dobra w dialogu. Katecheta nie musi go na lekcjach szukać, bo ono jest tam już przed nim. Musi tylko chronić, w sobie też.

PS.3
Obraz ze strony o Polakach w Korei.

środa, 21 listopada 2012

Ponad-czasowy zapach świętości


Noc. Życie parę razy "przeleciało" mi przed oczami. Nie uniosłem się zbyt wysoko nad siebie. Dusza trochę krążyła po ziemi, szukała szczelin, ale nie przeszła na drugą stronę, więc klinicznie nie było klasyczne. Ot, tak na miarę jednego zwykłego życia.

U niektórych, u wielu, u wszystkich? - nie wiem, są wyraźne powracające motywy. Są, to znaczy, dochodzą do głosu, dają się obserwować. A czemuż te enuncjacje?
Pewnie najmocniej przemówiły do mnie takie, które Andrzej Misjonarz wpisał w maila Jaśka. Dziękując za zdjęcie sprzed 22 lat, poruszył kwestię czasu i wieczności, które są nam dane doświadczalnie, tu, na ziemi, za życia - "teraz ten facet co trzyma dzieci na rękach jest siwy i stary... ale, ani ciutkę starym się nie czuję, a to dzięki Ewangelii. Chrystus nas wzywa do świętości, czyli do młodości serca".

Gdybym nie poznał Andrzeja 30 lat temu, może nie zwróciłbym, aż takiej uwagi na ten fragment. Może wziąłbym go za całkiem naturalne misjonarskie poczucie humoru i widzenie świata. Pobożnościowe bardziej niż heurystyczne. Gdyby nie był to rys charakterystyczny w jednym ludzkim życiu! (czyż życie nie jest miarą! JEST!).
Jeśli rysujesz w jednym miejscu papieru lub innego tworzywa linię przez 30 lat, to wyrzeźbisz ją na drugą stronę. Pozostanie, po śmierci zyskując (bardziej niż za życia) nieodwołalność!

Pierwszy wykład o powszechnym powołaniu do świętości zapamiętałem z ust Andrzeja na Hynka w Warszawie. Grzesiek zaprosił go do siebie, budowali dopiero kościół, msza była w prowizorycznej kaplicy. Grzesiek był uprzywilejowany, znał Andrzeja, był współ-organizatorem Kodnia, zaprosił na spotkanie zakończenia szkoły. Młodzież przyszła i zjechała, jak my, z bliższej i dalszej okolicy. Po Kodniu ucho i oko miałem wykalibrowane. Nie moglibyśmy (nie-cało-roczny katecheta) nie przyjechać, skoro tak blisko przechodził Ktoś, kto zachwycił.

Co było pierwsze? - ucho, czy słowo? - obraz, czy patrzenie? Daremne łamigłówki? - nie zupełnie. Na początku zawsze musi być Słowo i dialog.

Zaproszenie doszło i do mnie. Usłyszałem – niczym zwiastowanie - od Doroty przez Marysię, przez Dorotę od Marysi, której jeszcze nie znałem, że w Kodniu będzie spotkanie ekumeniczne, że organizuje  je ksiądz, który wiersze pisze na mankietach koszuli i na serwetkach przy kawiarnianym stoliku. Usłyszałem i zobaczyłem zew. Nie-cało-roczny katecheta, niedoszły przywódca ludu, zapisywał je na kartkach i marginesach pseudo-dzienników. Nie mógł nie usłyszeć i nie zobaczyć. Nie mógł przegapić, bo po co żył? Przecież sam też odpowiedział na wezwanie, najpierw Polski, a potem kościoła (i cóż że parafialnego). Tacy idą na zew. Niczego nie wymyślają.

Nie mogłem nie usłyszeć poezji. Nie mogłem przegapić ducha. Taize było w refrenie, a nawet Białoszewski. Ekumenizm, spotkanie w Paryżu, pomysł na jedność przeżywaną nad Bugiem. Wiosną. Od Doroty poznanej na studiach na ATK, w grupie filozofii przyrody (była po fizyce), wiedziałem, że Marysia - przepraszam pani profesor - bywała w "Teatrze Osobnym" Białoszewskiego na Tarczyńskiej. To był głos kogoś, kto zna z autopsji.

Na Hynka zapamiętałem słowa kazania o ptaku uwięzionym w rynnie. „Każdy grzech cię więzi, chwyta w potrzask rynny, że nie możesz fruwać, a nawet tylko rozprostować skrzydeł.”

Po 20 latach na pytanie "czym jest świętość", nie pamiętam, moje czy Edwarda z Belgii, w mieszkaniu Renaty i Sławka w Legionowie, a może ich było to pytanie, siedzieliśmy u stóp mistrza jako jedno ciało, odpowiedział "to nie przede wszystkim bezgrzeszność". Uprzedził obawy? - grzesznych szarych ludzi? Czy dojrzał i usłyszał ducha czasu? - bo teraz nawet B16 mówi, żeby nie redukować religii do etyki, nakazów i zakazów... Że to Całościowość widzenia ze zrozumieniem siebie i świata i Boga. I odnajdywania siebie w tym Bożym dziele i Bożym planie (jako perspektywie, nie zapisie w punktach, co robić).

Po mszy na Hynka też byłem uprzywilejowany, mogłem nocować z nimi w kawalerce Grześka, to na pewno także jeść razem kolację, ale głównie zapamiętałem solidarno-braterski nocleg na podłodze, na materacach i nocne w trójkę rozmowy. W miejskiej ciemności, pod kocem.

Grzech i świętość idą w parze. Jako wybór świętości i doświadczanie ciągłe swojej słabości. Nie - jako wybór grzechu i narzucanie się świętości w kazaniach i pouczeniach.
Tomasz Mann nie-katolik pierwszy to wymyślił, jako podtytuł (prawie) eseju o gigancie rosyjskiej literatury "wielkie zbrodnicze oblicze świętego, oblicze Dostojewskiego". Ale jeszcze wcześniej był Szaweł, który został Apostołem Pawłem. Taki los człowieka, który szuka i znajduje, bo się nie zamknął, pozostał całe życie otwarty na szczelinę nieba w swojej własnej duszy. Dużo tu masła maślanego. I oczu?

Powracają motywy (wszech)świata i wieczności w życiu każdego z nas? Wszystkich? Nielicznych? Wielu?
Chciałbym ukończyć ledwo napoczęte przepisywanie notatek z zeszytów "Roku katechety". Obawiam się jednak, że... przepisywanie to nie moje zajęcie, nawet powracających motywów własnego życia.
Cóż więc tam jest? To, co nie mija. Uchwycone (na i) w przerwach spotkań grup katechetycznych w parafiach św. Jana Kantego i Miłosierdzia Bożego w Legionowie. Dlaczego spisałem? - a któż to wie, takie dostałem natchnienie. Widziałem, słyszałem, czułem, pisałem. Czy wiedziałem, że będzie to mój rok ostatni (w Legionowie)? - chyba nie, nawet na pewno, tego wiedzieć nie mogłem.

To był rok-ogniwo, które spięło stare z nowym. Starym, była praca katechety. Nowym - życie rodzinne. Życie rodzinne zaprowadziło nas – z powrotem - do Annopola w gminie Strachówka. Po trzech latach  życia – już nie katecheta, ale wójt gminy - zrobiłem zdjęcie Jaśka i Zosi na kolanach Andrzeja Madeja. Teraz czas do nich należy. Do wszystkich naszych dzieci, bo choć nie każde siadało na najlepszych kolanach na świecie, to każde przed narodzeniem było błogosławione w Kodniu przez Andrzeja. Syn Andrzej tam został ochrzczony, na ekumenicznym spotkaniu nad Bugiem, przez ojca Karola, Andrzej-misjonarz-świętości był już w drodze na Wschód przez Kijów.

Nim zacząłem się zmagać z nocą, zrozumiałem jak wielką siłą - tkwiącą w naszej realności i możliwościach - jest świętość (nie bezgrzeszność). Że na moich oczach świętość zmieniała świat. Na placu Zwycięstwa w Warszawie, w Kodniu, Legionowie, Turkmenistanie... wszędzie, gdzie jej uwierzyli. Czasem widzi się od razu, czasem z opóźnieniem. Materia sama się nie zmienia i nie przekształca w życie osób, rodziny, wspólnoty, kościoła, Ojczyzny. Pozwól Mu działać. Zdaj się – choć czasem – na Niego. Uwolnij się z rynny.

Za parę godzin skończy się moje szybowanie w przestrzeni wolności, przybliży się wyjazd do szkoły. Najpierw będzie noc. Lęk powróci. Rynna. Moja gmina kojarzy się z ograniczeniem - jak rynna - wolności latania. Nasze dzieci nie zaznają prawdziwej wolności duchowej? Władza świecka ma swoje plany, tu się nie spotyka ani nie mówi o wolności. To inna przestrzeń - rynny lub torusa. Ale jest kościół - szczelina prawdziwa do nieba. Zaproszenie do dużo więcej.

Sięgnąłem do kieszeni kurtki, tej od Pawła, i wyjąłem notatki z niedzieli. Czerwono na białym, taki akurat miałem długopis pod ręką (ze stolika Marysi). Rzeczywistość dyktuje faktami, nawet dobiera kolor pisma. Dlaczego tak wiele oczekuję od tych notatek? Co wielkiego się zdarzyło? Co mi powiedziało, co się z tego zapisało?

"Msza szkolna (?), a ja przeżywam rodzinność (szkolność i parafialność ze wstydem, bo w kościele dzieci prawie nie ma). Grażyna na "Szkoły Liderów Kongresie" - w Białobrzegach, ale i tak jest nas "piątka". Olek z Andrzejem przy ołtarzu, Marysia z Zosią tuż obok, w ławkach. Jakie to niezwykłe, że jesteśmy razem w kościele na mszy - wcale nie konieczne, tak być nie musi, nie musiało, wiele zdarzyć się mogło przeciw - słuchamy i wypatrujemy tego samego Królestwa. Przeżywamy? - każdy po swojemu, na miarę lat, swojego czasu i osobistych doświadczeń i losu.

Po komunii dochodzi do mnie, że TO (kościół św. Antoniego, w parafii WNMP w Strachówce) jest nasze miejsce rodzinne! Bo chrzty (Hela w... czterdzieści dni po urodzeniu, z podpowiedzi Antoniego, proboszcza przyjaciela, bo "nie tylko pierworodnych synów ofiarowuje się biblijnie Bogu"), bo I Komunie i nasze rocznice... Bo jeszcze nim wybudowano, gdy tylko modlono się o tę parafię i ten kościół, byli Maria i Andrzej Królowie, ich i nasze sosny ofiarowane na budowę światyni, i spora garść świętych anegdot, legend z ich życia. Nawet pierwsza chorągiew parafialna i „usynowienie” pierwszego proboszcza Jana.

To jest nasza Ojczyzna! Vota wdzięczności za Jej wolność stoją przy ołtarzu. Nie zapomnę nigdy sumy i kazania z 3 Maja 1981 przed założycielskim zebraniem Solidarności. Eugene Delacroix przy tym nie było, ale była „Marianna-Wolność wiodąca lud na barykady”! Nie zapomnę też wzruszenia, gdy klękałem w progu naszego kościoła w 1989 z pierwszym posłem Wolnej Polski, rolnikiem z Korytnicy, Krzyśkiem Szymańskim, rówieśnikiem, współdziałaczem w czasach Solidarności Rolników Indywidualnych. Był pobity przez ówczesną milicję – został posłem. Ja, spod plaszcza Matki Bożej na Jasnej Górze trafiłem wprost na sale katechetyczne. To jest moja Ojczyzna ta ziemia. To jest moja Ojczyzna ta gmina, ta parafia, ta szkoła.

Usłyszałem nagle we mszy słowa, które musiałem szybko zanotować - „bo szczęście pełne...tylko w Tobie”. A dzieci tuż obok (każde z własnym życiem... i problemami). Wiedziałem, ze znajdę pełny tekst, że Go nie pominę, nie zgubię, bo jestem katechetą, znam parę określeń części stałych i zmiennych, po nich dojdę „kolekty” w wyszukiwarce internetowej. Doszedłem, znalazłem! „Panie, nasz Boże, spraw, abyśmy znajdowali radość w Twojej służbie, albowiem szczęście trwałe i pełne możemy znaleźć tylko w wiernym oddaniu się Tobie, Stwórcy wszelkiego dobra.”

Dlaczego notuję nawet w kościele na mszy? (pytanie zapisane czerwonym tuszem na białym papierze.) Czy to nie przesada?
BO DOSTAJĘ TAK DUŻO I TAK KONKRETNE ODPOWIEDZI NA KONKRETNE PROBLEMY, ŻE BYM NIE SPAMIĘTAŁ. A JAK POTEM BEZ NICH MIAŁBYM ŻYĆ?? Tylko z własną mądrością? - się nie da (podobnie nadrukowano na „liderskch” latarkach - „Bez liderów się nie da”). Bez Prawdy się nie da!

To wszystko było i jest spisane. I to, co następuje:
- co jest konkretem w (naszym, moim) życiu religijnym? Chyba wszystko, co powyżej opisałem. Co się dostaje w chwilach chwały, ale także, kiedy jestem złamany, zmiażdżony.

Żona – liderka prawdziwa, z latarką! - wyjechała do szkoły, ale w domu pozostał zapach jej perfum. Aż dziw, że taki silny. Tylko dzisiaj czuję? Może. Skorzystam więc z okazji, że widzę, słyszę i czuję , to się jeszcze napiję kawy w jej "liderskim" kubku. Inaczej wtedy smakuje „cała” sytuacja życiowa.

PS.1
Chyba tutaj – jak mało gdzie – pasuje to, co myśli i wypisuje anonimowa, ale i „oficjalna” moja gmina. Jest ich 111, ten wpis dali 19.11:
„Zaraz, zaraz - z was tacy Strachowianie, jak ze mnie baletnica. Powiedz człowiecze, kto dał ci taki pseudonim [„siewcy nienawiści”], agenci z SB, UB, czy KGB, że tak się nim chwalisz. Wszyscy zapomnieli o tobie, więc się nim przypominasz. Nudne to. – dotyczy posta: In veritatem - na korytarzu i poza”.

Oni nie są tylko przeciwko Kapaonom. O naiwni! Oni są przeciwko szkole, przeciwko Rzeczpospolitej Norwidowskiej (idei i rzeczywistości), i przeciwko fundamentom polskiej wolności z lat 1980/81!
Anonimowość i milczenie „sterroryzowało” życie publiczne w naszej gminie. Brak JAWNEJ opinii publicznej, to de facto brak demokracji (podglebie rządów deprawacji publicznej). „Nie ma mienia bez sumienia”(CKN).

PS.2
Co wielkiego się zdarzyło, co powiedziało, zapisało... na mszy niedzielnej? Że wielkie problemy, miażdżące, dostają wielkie (p)odpowiedzi. Że nikt, kto wierzy, nawet resztką sił, nie zostaje sam. Nie zostanie bez odpowiedzi. Nie może. Jest Prawda większa niż każdy z nas. Jest wspólnota zbawienia. Ponad-czasowa. Najpierw sam-na-sam z Jezusem z Nazaretu. Później także z ludźmi, którzy Mu uwierzyli.

PS.3
Stałe motywy życia mówią (pochodzą) spoza nas. Są działaniem Obiektywnego Podmiotu (Rzeczywistości), Boga Samego?! Wierzę w Boga, Kóry nie tylko Jest, ale równocześnie Działa. Jego Istnienie jest Działaniem. Pozwól się prowadzić. Zaufaj! Dopiero dialog z Bogiem, możliwy dzięki Biblii, stworzył mnie pełnym człowiekiem. Dialog wyprowadza poza siebie, w ten spsób wyzwala. Oferuje wolność. Nie koncentruj się na swoim życiu, ani na swojej śmierci. Wie to Biblia, wiedział nawet Roman Ingarden, swoim czystym rozumem, pięknym umysłem. Taki jest Człowiek! Rozumność i świętość mogą iść w parze, służąc.

PS.4
Zdjęcie ze strony "Akademia Biblijna".