Najpierw powinna być kronika katechetyczna, klasa po klasie, albo choć co druga. A tu wyskoczył taki(!) ambaras na Radzie Pedagogicznej! I choć obowiązuje mnie tajemnica, to nie do końca, bo do własnych tylko chcę się przyznać win.
W relacji z zespołów projektowych dostałem swoje trzy minuty na nieformalny projekt "Msza Szkolna Niedzielna". Chciałem tylko wyjaśnić jego założenia i towarzyszącej mu ankiety. Miałem być grzeczny i słodki jak baranek wielkanocny, a wyszło jak zawsze. Zadziałały mechanizmy obiektywne. Albo nasze nieustanne starcia dwóch światów już się zinstytucjonalizowały w mechanizmy chociażby. Przeliczyłem oddane ankiety i wyszło, że od RR (Rada Rodziców) mam 13, a od RP (Rada Pedagogiczna)tylko 6, co kąśliwie skomentowałem. Okazało się, że bazowałem na tych, które były u Grażyny (ona je rozdawała, bo mnie we wtorki nie ma). Okazało się, że 10 wypełnionych leżało na stoliku w PN (Pokój Nauczycielski). Odszczekałem, przeprosiłem, ale osad (moralny) pozostał. Przynajmniej ja tak czułem i byłem skwaszony do końca (co warto rozwinąć przy następnej okazji). Ale zdążyłem jeszcze wyjaśnić, jak powstaje modlitwa powszechna na niedziele. Na bazie Pisma Świętego! Cytat z czytań danej niedzieli daje ramy myśli. I osadzenie w realiach życia wspólnoty szkolnej (lokalnej). Wszystko jest na Agatologii.
TERAZ KRONIKA, A NA KONIEC POWRÓT DO RP
Kl.3
Początkowej modlitwie pomaga ksiądz z Internetu (Youtube). Akurat wpadł mi w sieci rano; czemu nie urozmaicić katechezy? Pozostało nam tylko zakończyć słowami setnika - "Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będę uzdrowiona/y."
Rysunek Anielskiego Zwiastowania (Poczęcia Jezusa, Wcielenia) wieszam na tablicy. Opowiedz go! Zawsze najpierw chodzi o zrozumienie i opowiedzenie, na koniec o pomalowanie. Są na nim dwie osoby... ale jakie gesty? Co znaczą te gesty? W religii muszę rozumieć nie tylko słowa, ale także gesty i znaki. Może odkryją więcej całym sobą, odgrywając scenki! Odgrywają, wcielają się! Poznanie przez wcielenie!! Nieźli jesteśmy, no nie?
Po wcieleniu odkrywają możliwe sytuacje, w których gesty na rysunku byłyby adekwatne (pasowałyby):
- w wielkiej potrzebie
- przy błogosławieniu
- przy przyjmowaniu Komunii św.
Toż to same nadzwyczajne spotkania!
Stąd temat – „Adwent – Boże znaki”.
Nam na drodze także dzisiaj stanął Anioł. Czekał w osobie dalszej sąsiadki. Miała komunikat - proszę do mnie wpaść w drodze powrotnej, Święty Mikołaj zostawił u mnie dla was paczkę!
"Na miły Bóg! Życie nie po to jest by trwać!"... Oj Sojka, Sojka Stanisławie. Wiem, jaki jest ciąg dalszy - lecz by samego siebie dać.
Malującym dzieciom włączam podkład muzyczny, "To Przyjaciel" Marcina Stycznia do słów Karola Wojtyły. Ile pokoju Bog nam dał na tej lekcji! Bóg zapłać - a raczej Bogu niech będzie chwała!
Oni malują, pytają o budulec w okolicach Nazaretu, bo na rysunku więcej kamienia niż drewna. Za oknem dużo słonecznego światła, tu pod ręką "Armia" i ich utwór "Jezus Chrystus Panem jest... i drogą". Po to jest szkoła - myślę - żebyśmy mogli być w przyjaźni ze sobą, ucząc się nawzajem siebie, znaków, gestów i rozumieć te, które dostajemy z zewnątrz, od sąsiadki lub z wysoka. Zostaliśmy wcieleni (jesteśmy wcieloną miłością rodziców) dla takiegoż właśnie OSOBOWEGO istnienia. Jestem o tym w stu procentach przekonany. Mówi mi to wiara i rozum.
Kl.6
Temat – Adwent (łacina, dziś już martwy język), Maranatha (aramejski, język Jezusa)
Rozumienie - czytanie - gestów - znaków. Także z rysunku. Podkładem muzycznym są różne utwory o wspólnym tytule "Maranatha".
Kl.1
Przyszedł Anioł do człowieka w Nazarecie. Do Maryi. Można też opowiedzieć inaczej. Przyszedł Anioł, generał Gabryjel do Maryi. Przychodzą anieli do człowieka. Nam wyszedł na drogę, kiedy jechaliśmy do szkoły. Co nam zostwił u pani Wysockiej w Rozalinie? Nie wiemy.
Kiedy pieśń "Archanioł Boży Gabriel" śpiewa chór Deus Meus - dzieciaki same się włączają. Ładna chwila. Adwent, znaki i gesty. Uchwycić chwilę! Może być ich wiele w życiu, ale może być też jedna, jedyna. Czuwajcie.
Kl.4
Bóg Jest – nie musi przychodzić! Dlaczego jest tyle umowności w naszej (polskiej?) religijności, skoro może być FAKTYCZNOŚĆ. Realizm religijny mówi "Bóg Jest, Jezus narodził się ok 2 tys. lat temu w Betlejem".
Bóg Jest - Żyje - nie musi się rodzić. Wystarczy... znaleźć w sobie, np. na katechezie, w sakramentach, w Biblii, modlitwie itd. Jak nazwać taki stan rzeczy? Skandalem? Czy to jest rodzaj kościelnej komercji?
Boga, którego dostaliśmy w chrzcie świętym tracimy tylko przez grzech. Ale On jest Miłosierny i daje przebaczenie. Trzeba tylko CHCIEĆ BYĆ Z NIM.
Zdaję sobie sprawę, że po ludzku jestem na przegranej pozycji. Przecież nikt tutaj , w mojej wspólnocie lokalnej (parafia, gmina) nie chce takiej "nowej" religii i takiego proroka. Ksiądz (księża) nie chcą rozmawiać o teologii, wójt (wójtowie) o samorządzie, nauczyciele/ki o personalizmie (pedagogice personalistycznej). Za bardzo się różnimy. Większość chce trwać w tym, co jest, "status quo", i w stereotypach. Czuję silny opór i odrzucenie. Śmierć będzie wybawieniem dla obu stron.
Kl.2
W czasie modlitwy przypomniałem sobie jedno z zadań dla własnych dieci, które mi wczoraj przyszło do głowy – znajdź w słowach tzw. "modlitwy pańskiej" to, z czym się nie zgadasz, albo co jest nadmiernie religijne na dzisiejsze czasy (i może dla ciebie). Wskaż te wezwania, przedyskutuj, albo uznaj "doświadczalność" naszej Jezusowej wiary.
Idę w zaparte, że Bóg jest w naszym życiu, i że nie musi przychodzić. TO TYLKO MY MUSIMY GO CHCIEĆ.
Choćby wczorajsza nocna rozmowa. Dramatyczna, a - o dziwo - pozostawiła mnie w spokoju. Bo On był w niej taki(!) obecny i prawie widoczny! Jego nauka, a może lepiej powiedzieć "Boża logika". Nic nam w takich chwilach po ludzkiej mądrości. Owszem, ona jest bardzo ludzka, ale z pomocą Jego nauki i Jego obecności w świecie (życiu). Jest dobro i zło. Nie wiem, czy jest inny sposób uznać tę prawdę jak - jej w pełni doświadczyć! Zobaczyć i uznać własną słabość, grzech. Ale przecież to nie będzie, nie jest prawda o mnie, o tobie, o człowieku i świecie. DOPÓKI JEJ SIĘ ŚWIADOMIE NIE ODDASZ. Owszem, jest we mnie skłonność do zła i zła wybieranie i zła realizowanie. Ale jest też pragnienie dobra, widzę dobro w sobie i w świecie i czasem udaje mi się coś dobrego zrobić, albo pomyśleć. Większość ludzi tak ma. To nasza natura. I o ile chcemy współpracować z tą inną, zewnętrzno-wewnętrzną mądrością, OBJAWIONĄ w wielkim zakresie, i JAWNĄ, wszystko jest do wyreulowania, naprawienia, a nawet wyciągnięcia wielkiego dobra z trudnych doświadczeń.
„Przypominam sobie pamiętną spowiedź u księdza Jana Twardowskiego. Na całe wyznane zło i „wykrzyczany” bunt, niezrozumienie i niezgodę na wiele nauk kościoła, on tylko spytał - „czy robisz coś dobrego z ludźmi”. Idź w pokoju!
Eksperymentalnie dojdziemy do tego, że zło wygląda ponętnie tylko z wyglądu (pozoru). Zawsze w konsekwencji rodzi kolejne zło. ALE BÓG NAS NIE ZOSTAWIŁ SAMYCH. Jest On i jest wspólnota ludzi, którzy Mu zaufali.
Kiedy dzieci bardzo pięknie malowały Archanioła i pokornie klęczącą przed nim Maryję, myśli buszowały. Niektóre zdążyłem prawie stenograficznie zapisać. W domu nie mamy czasu na takie rozmowy. Nie ma czasu by sobie powiedzieć tyle ważnych i pięknych spraw?! Nie, nie dogadamy się w domu, nie będzie okazji. Gdybym nie zapisał na religii....? Pewnie by przepadły.
Ale nie jestem w stanie odtworzyć ścieżki, po której przyszłą myśl, że "tylko w tej jednej jedynej (którejś?) mam dojście do nieba. To Amen, poza którym nie ma już nic."
Kończymy ładnie (widocznie coś musiało nam sprzyjać w tej klasie) - "Spójrzmy na krzyż, jak Maryja na Gabryela. Tak samo musimy wznieść oczy ku górze. Czy też powiemy Amen? Fiat? - jak Ona?".
Kl.5
Udało mi się cały dzień wytrzymać w roli dobrotliwego dziadka - choć nie jest to moje adwentowe postanowienie. Chciałbym już do końca być dobrotliwym dziadkiem. Więc powinienem jak najkrócej pracować. Bo jak siebie znam, długo w dobrych postanowieniach nie wytrzymam. Ach, gdybym nie musiał już wcale chodzić do szkoły. I tak już nie mam przecież żadnej przyszłości, a nawet już i teraźniejszości. Chodzę obcy, sobie a muzom. Piszę chyba też bardziej innym pokoleniom. Bo któż chciałby rozmawiać z chodzącą, tykającą jak granat, żyjącą literaturą.
Bywam więc - poza klasami - w pustce. Mógłbym już wcale nie wychodzić z piwnicy na świat. Najwyżej wychodziłbym z piwnicy przed okno w pokoju z widokiem na dęby i samotną gwiazdę. I więcej już nic.
Na koniec odwróconego porządku było słuchowisko o (zawsze jednostkowym) mózgu, neuronach, neuroprzekaźnikach, spersonalizowanym procesie dydaktycznym i - pośrednio - o bohaterze zbiorowym tj. naszym nauczycielskim gronie. Zwieńczenie budowli. Zakończenie po-siedzenia rady (P). Nie wiem, kto słuchał uważnie. Nie miałem ani chwili, żeby się rozglądać. Cały byłem zasłuchany, a może wprost, cały byłem słuchem. Czuwałem. Staram się przez cały Adwent nauczyć tego uczniów.
środa, 30 listopada 2011
wtorek, 29 listopada 2011
Ogłaszam upadłość...
... ale nie kapitulację!
Bankructwa znakiem jest, kiedy dość rozpaczliwie poszukiwana "na bieżąco" kwota spada do bilonu - 3, a najwyżej 5 zł. Trudno wyprodukować jakiekolwiek banknoty. Środki nagromadzone w większej kwocie, tj w okolicy 50 zł. podlegają losowaniu. "Na który adres wysłać, do Glasgow, Poznania, czy Legionowa?" Powtarzającym się pytaniem w jednokierunkowych rozmowach - bardziej meldunkach - telefonicznych jest - "co jadłaś/jadłeś dzisiaj". Najbardziej dramatycznym komunikatem było parę tygodni temu - "od trzech dni nie mam nic w lodówce" - Co robisz? - Siedzę, żeby nie tracić energii". Jedyną radą od kochających rodziców było - "pożycz od sąsiadów". - Może mi się uda coś ci w poniedziałek wysłać.
Rodzinny bank jest niewypłacalny, liczą się 10 groszówki magazynowane np. w kubku na półce. Dzieciom może się jeszcze zdarzyć dług w sklepiku szkolnym do 5 zł i niezapłacony mandat na kolei. Matce i ojcu wydatnie pogarsza się sen w nocy, choć nie są to jeszcze regularne koszmary. Wszyscy zaczynają chyba rozumieć, że będzie coraz gorzej i tylko cud może uratować rodzinę w perspektywie średniookresowej. Cudem wiary jest oczywiście Opatrzność w perspektywie ostatecznej. Której zaufaliśmy.
To nie jest relacja z greckiej, ale z polskiej rodziny. Nie wpadajcie jednak w panikę. To dotyczy przede wszystkim bezrobotnych i wielodzietnych. Nie silę się na analizy ekonomiczne tego świata lub jego połowy, bo to wiedza dla naukowców i spekulantów. Nie roszczę także pretensji politycznych do jakiejś ekipy rządzącej teraz lub parę lat wstecz. Co nas czeka, łatwo było przewidzieć od początku. Tak być musiało i musi, w wymiarze finansowym. Nie wiem, jaka jest bariera finansowego bezpieczeństwa rodziny, realne (do ręki) 1000 złoty na osobę? Trochę mniej? Trochę więcej?
Nie wierzę, żebym/żebyśmy wznieśli się kiedyś w życiu na taki poziom.
I ja się z tym pogodziłem od początku. Nie planujemy remontów domu, zmiany 27-letniego samochodu (wiekuistej na szczęście "Beczki"), żadnych wyjazdów wakacyjno- turystycznych, zakupu garnituru, perfum, ani droższej książki. Wykluczenie? Tak. Nie dbam zbytnio o zdrowie i wygląd. Chciałbym tylko opłaconych bieżących rachunków w Annopolu, Glasgow, Poznaniu, Warszawie i Legionowie.
Ale jedna rzecz nie może we mnie milczeć - dlaczego z taką kotwicą i eksterminacją z życia kulturalnego i towarzyskiego jesteśmy realną elitą lokalną? I ważnymi filarami kultury dla wspólnoty lokalnej.
Tylko własną osobowością i siłą patriotyczno-religijno-kulturowych dziejów rodzinnych?
To wystawia fatalne świadectwo tzw. rozwojowi społeczno-politycznemu Polski (partie u władzy się zmieniają, to normalne, Polska jest jedna). Nie zgłaszam pretensji do jakiejś (jednej) partii. Jesteśmy obywatelami Polski, nie partii i opcji. Wrzucam do urny w wyborach jakąś kartkę, ale zdaję sobie sprawę, że ich (każdego kolejnego rządu, Parlamentu...) odpowiedzialność jest ograniczona, np. naszym osobowo-obywatelskim poziomem rozwoju.
W realnej Polsce żyjemy. W realnej gminie. W realnej parafii Kościoła Katolickiego. W tym realnym świecie pracujemy, praktykujemy życie wiarą, wychowujemy dzieci i działamy społecznie. Ten realny świat terytorialnie zawężył się co prawda do własnego podwórka (choćby ze względu na cenę paliwa i koszty pośrednie), ale za to przestrzennie się rozszerzył na pół świata (przez życie duchowo-intelektualne i Internet).
Człowiek żyje przede wszystkim we wspólnocie lokalnej. Nie w państwie. Człowiek wierzący w ogóle bez wspólnoty nie istnieje. A cała dyskusja u nas dzieje się (i dzieli ludzi) wokół polityki państwowej! Absurd o post-socjalistycznych (PRL) korzeniach!
Dla kontrastu - znane są zwyczaje w amerykańskich miastach i miasteczkach wyprawiania przyjęcia powitalnego, przez zasiedziałych mieszkańców, dla nowo się osiedlających. Żeby ich wprowadzić w sąsiedzką wspólnotę. Żeby się lepiej poczuli i wkorzenili.
Niedawno i my lepiej się czuliśmy, choć nasza kasa była równie kiepska. Ile dla nas znaczyło dobre słowo i szacunek księdza Antoniego! I te sławne obiady i kawy u niego! Z biskupami, wójtem (jaki był), samorządowcami, ministrami itd. Z ludźmi, z gośćmi z wielu kierunków świata i poglądów. I w Socratesie-Comeniusie i w English Teaching, kiedy stawał się prawdziwym gospodarzem i ojcem lokalnej europejskiej wiejskiej wspólnoty gminnej. Albo przy postnym śledziu, przy układaniu z ojcem Stanisławem Grzybkiem, przyjacielem Andrzeja Madeja, planu Misji na 50-lecie Parafii. Jeszcze innym razem na koncelebrze a potem śniadaniu z rekolekcjonistą-rowerzystą, specem od Cypriana Norwida (był gościem u A.Madeja w Aszchabadzie), który wracał od siebie w Elblągu na studia w Lublinie. Dzięki Antoniemu możemy się poszczycić "relikwiami" bł. Jana Pawła II, bo podjął wyzwanie "Rekolekcji Norwidowskich" i zaprosił siostrę Alinę Merdas, która wkrótce potem zawiozła nasz list i wręczyła Papieżowi. Boże, ile tego było! Łączył nas, przedstawiał sobie i nawzajem. Dla niego wszystko stawało się proste i możliwe. Włączał nas w większą wspólnotę - ziemską i niebieską. Nawet wymiana oświetlenia w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej zaczęła się u niego, na plebanii. Przy kawie, czy herbacie.
Dokuczliwość naszego bankructwa zwiększa lokalna sytuacja klimatyczna. Jak wiadomo, stale się pogarsza. Przy czym nikogo za bardzo nie obchodzi wiatr i opady dwa kilometry od własnego domu. Choć to może nasza wina? Może nie umiemy rejestrować wszystkich zmian? Może suma nie jest taka zła, jak ją realnie odczuwamy?
Fronty się zmieniają, jeden przechodzi w drugi, jeden przynosi oziębienie, ale za to daje szansę na większe opady. A ten drugi ociepla, ale wysusza? Kto by się połapał. Nie ma czasu śledzić nowinek na bieżąco, trzeba nagrzać w domu i w ogóle zająć się rodziną.
To wszystko rzutuje, skutkuje na różne sposoby w życie naszej rodziny i całej wspólnoty lokalnej- żyjemy w innym świecie. W różnych światach? Nie chcemy się na to zgodzić. Szukamy jedności, szukamy wyjaśnienia, możemy błądzić. Ale nie można żyć bez wspólnoty. "Spodobało się Bogu zbawić nas we wspólnocie".
Rodzina to także takie przedziwne zjawisko, że nie sposób jej poznać do końca i się nią nacieszyć. Zwłaszcza, gdy mając 58 lat jest się jeszcze ojcem, powiedzmy dwu-nastolatków i potem stopniowo do pełno- i ponad-letności. To, że ma się głodujących (czasami) studentów - w tym wieku bywa zrozumiałe. Prawie rutyna wielodzietnych, których dzieci chcą się uczyć. Ale, że hasają jeszcze po domu króliki! Nadzwyczajna ekologia! Nadzwyczajna łaska Boga - Ojca wszystkich rzeczy i stworzeń. Mówię wam, nic nie przesadzam, wystarczy spojrzeć im w oczy, albo posłuchać.
Nie mogę nie wspomnieć wczorajszej rozmowy z Marysią, w której niestety zbytnio się nie zanurzyłem. Nadrabiam teraz. Czy nadrobię? Rzecz dotyczyła struktury powieści. Skąd się wzięła jej objętość, jak autor rozbudowuje wątki etc. Ile trzeba przeczytać książek, żeby przy kolejnej wdać się w takie rozważania - głównie ze sobą? Też dużo czytałem, adresat pytań był dobrze wybrany, powinienem się zorientować. A jednak byłem zbytnio zaskoczony. Naprawdę, choć wygląda to, jak na siłę szukane usprawiedliwienie, dałem się zaskoczyć. Zdarzyło mi się takie(!) pytanie i je, w danej chwili, prawie przegapiłem.
Josh Mc Dowell nakazywał mówić codziennie dzieciom "kocham cię" i inne trudne praktyki, żeby być ich bohaterem.
GRZECHY ZANIECHANIA mogą mnie jeszcze bardzo zaboleć.
Kiedy moja "maszyneria" osobowa ledwo-ledwo pracuje - jak dziś do południa - zaglądam do czytań na każdy dzień na mateuszu.pl.
I spoczął na mnie Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej.
Zawsze trzeba, tak lub inaczej, wziąć Słowa do siebie i do swojego kościoła. Jest też coś a propos biednych (zbankrutowanych). Potem idą pełne wyobraźni sceny: wilk z barankiem, pantera z koźlęciem, cielę i lew i mały chłopiec pospołu. Krowa i niedźwiedzica i ich młode. Lew jak wół je słomę. Niemowlę bawi się na norze kobry, dziecko wkłada rękę do kryjówki żmii.
Biblia jest bogata wieloma rodzajami literackimi. Lwy, smoki i żmije działały mi w dzieciństwie na wyobraźnię podczas wieczornych modlitw pod Matką Bożą Annopolską.
"Kraj się napełnia znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze." Czyż nie czujecie? A "Korzeń Jessego" dzisiejszych czytań i reminiscencji, to przede wszystkim potomek Dawida. Jezus, jak kwiat wyrasta z tego korzenia, ale jednocześnie z jego gałęzi – Maryi, „Różdżki Jessego”. "Do niego ludy przyjdą po radę, i sławne będzie miejsce jego spoczynku."
Każdy w Kościele jest zakorzeniony. Czego nie zdziała za życia, dokończą jego kości w grobie.
Biedakowi dobrze się robi podwójnie przy lekturze Biblii. Jest często nazywany po imieniu. Dostaje obietnicę, że Bóg go wyzwoli i weźmie pod opiekę. Ba, zmiłuje się nad nim i ocali od śmierci.
Radość i pogoda ducha przychodzi do mnie nagle np. przy czytaniu tekstów Pisma Świętego z Internetu. A do Jezusa w jakiejś innej chwili i "rozradował się w Duchu Świętym" i powiedział, że "wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli." I przeczytać w Internecie to, co wy teraz czytacie :)
Myśl myśl goni, myśl myśl rodzi. Przypomniałem sobie, jak to wczoraj patrzyłem w to samo okno. Niby nic. Teraz widzę dęby, ale wtedy była godz. 3.30 w nocy i widziałem samotną gwiazdę na niebie. Takie widoki w naszych oknach to normalność (ponad 100-letnia codzienność). Myślałem o rodzinie. Grzałem się przy niej (rodzinnej gwieździe, gwieździe rodzinności?), jak przy ognisku, rozpalonym jakąś mocą z wysoka, w bezkresnym i bardzo lodowatym Kosmosie.
Tu blisko jest ze mną mój Bóg. Nie wiem, co jest tam daleko. Im mniej wiedziałem o życiu i rodzinie, tym bardziej szukałem wyjaśnień z dalekiego świata. Tym bardziej byłem poddany nastrojom zależnym od różnych teorii, fizycznych, kosmologicznych, filozoficznych. Boga znalazłem blisko, albo On mnie znalazł. Nie jest to relatywizm zawężający teodyceę do własnego podwórka. Po prostu niewiele mogę powiedzieć, co TAM jest.
Lubię fizykę, kosmologię i filozofię, choć zdaję sobie sprawę, jak daleko musiały mi za mojego życia odbiec. Mogę za to coraz więcej poznawać i odkrywać w moim świecie osobowym. Może osoba tak przyciąga istnienie i sens, że wokół niej można je łatwiej zarejestrować i przeanalizować. Staram się korzystać z tego prawa i możliwości. Ten świat jest również ogromny i bardzo mało znany. Nie każdy może być fizykiem teoretycznym lub eksperymentalnym, ale każdy może być coraz bardziej świadomym siebie - i w ogóle świata osobowego - podmiotem poznającym, czyli człowiekiem myślącym (homo sapiens). Nie ma wiary bez myślenia, nie powinno być i życia (osobistego, rodzinnego, społecznego). Nie można rozwijać się jako osoba, bez dialogu (słuchania innych i wyrażania siebie) i bez działania. Miłość jest najwyższym czynem osoby. "Osoba i czyn". "Miłość i odpowiedzialność". Wystarczy chwilę nad tym pomyśleć, żeby mieć chęć dłuższego adorowania. Aura duchowa nie powinna nas opuszczać :)
Antropologia (jak najszerzej rozumiana) jest nauką empiryczną. Teologia może się rozwijać (pojawić) na pewnym poziomie rozwoju osobowego. Jak to dobrze zobaczyć w nocy samotną gwiazdę za oknem!
PS.
Zgłoszenie upadłości jest powinnością każdego podmiotu nią zagrożonego. Nie muszę już niczego więcej wyjaśniać.
Bankructwa znakiem jest, kiedy dość rozpaczliwie poszukiwana "na bieżąco" kwota spada do bilonu - 3, a najwyżej 5 zł. Trudno wyprodukować jakiekolwiek banknoty. Środki nagromadzone w większej kwocie, tj w okolicy 50 zł. podlegają losowaniu. "Na który adres wysłać, do Glasgow, Poznania, czy Legionowa?" Powtarzającym się pytaniem w jednokierunkowych rozmowach - bardziej meldunkach - telefonicznych jest - "co jadłaś/jadłeś dzisiaj". Najbardziej dramatycznym komunikatem było parę tygodni temu - "od trzech dni nie mam nic w lodówce" - Co robisz? - Siedzę, żeby nie tracić energii". Jedyną radą od kochających rodziców było - "pożycz od sąsiadów". - Może mi się uda coś ci w poniedziałek wysłać.
Rodzinny bank jest niewypłacalny, liczą się 10 groszówki magazynowane np. w kubku na półce. Dzieciom może się jeszcze zdarzyć dług w sklepiku szkolnym do 5 zł i niezapłacony mandat na kolei. Matce i ojcu wydatnie pogarsza się sen w nocy, choć nie są to jeszcze regularne koszmary. Wszyscy zaczynają chyba rozumieć, że będzie coraz gorzej i tylko cud może uratować rodzinę w perspektywie średniookresowej. Cudem wiary jest oczywiście Opatrzność w perspektywie ostatecznej. Której zaufaliśmy.
To nie jest relacja z greckiej, ale z polskiej rodziny. Nie wpadajcie jednak w panikę. To dotyczy przede wszystkim bezrobotnych i wielodzietnych. Nie silę się na analizy ekonomiczne tego świata lub jego połowy, bo to wiedza dla naukowców i spekulantów. Nie roszczę także pretensji politycznych do jakiejś ekipy rządzącej teraz lub parę lat wstecz. Co nas czeka, łatwo było przewidzieć od początku. Tak być musiało i musi, w wymiarze finansowym. Nie wiem, jaka jest bariera finansowego bezpieczeństwa rodziny, realne (do ręki) 1000 złoty na osobę? Trochę mniej? Trochę więcej?
Nie wierzę, żebym/żebyśmy wznieśli się kiedyś w życiu na taki poziom.
I ja się z tym pogodziłem od początku. Nie planujemy remontów domu, zmiany 27-letniego samochodu (wiekuistej na szczęście "Beczki"), żadnych wyjazdów wakacyjno- turystycznych, zakupu garnituru, perfum, ani droższej książki. Wykluczenie? Tak. Nie dbam zbytnio o zdrowie i wygląd. Chciałbym tylko opłaconych bieżących rachunków w Annopolu, Glasgow, Poznaniu, Warszawie i Legionowie.
Ale jedna rzecz nie może we mnie milczeć - dlaczego z taką kotwicą i eksterminacją z życia kulturalnego i towarzyskiego jesteśmy realną elitą lokalną? I ważnymi filarami kultury dla wspólnoty lokalnej.
Tylko własną osobowością i siłą patriotyczno-religijno-kulturowych dziejów rodzinnych?
To wystawia fatalne świadectwo tzw. rozwojowi społeczno-politycznemu Polski (partie u władzy się zmieniają, to normalne, Polska jest jedna). Nie zgłaszam pretensji do jakiejś (jednej) partii. Jesteśmy obywatelami Polski, nie partii i opcji. Wrzucam do urny w wyborach jakąś kartkę, ale zdaję sobie sprawę, że ich (każdego kolejnego rządu, Parlamentu...) odpowiedzialność jest ograniczona, np. naszym osobowo-obywatelskim poziomem rozwoju.
W realnej Polsce żyjemy. W realnej gminie. W realnej parafii Kościoła Katolickiego. W tym realnym świecie pracujemy, praktykujemy życie wiarą, wychowujemy dzieci i działamy społecznie. Ten realny świat terytorialnie zawężył się co prawda do własnego podwórka (choćby ze względu na cenę paliwa i koszty pośrednie), ale za to przestrzennie się rozszerzył na pół świata (przez życie duchowo-intelektualne i Internet).
Człowiek żyje przede wszystkim we wspólnocie lokalnej. Nie w państwie. Człowiek wierzący w ogóle bez wspólnoty nie istnieje. A cała dyskusja u nas dzieje się (i dzieli ludzi) wokół polityki państwowej! Absurd o post-socjalistycznych (PRL) korzeniach!
Dla kontrastu - znane są zwyczaje w amerykańskich miastach i miasteczkach wyprawiania przyjęcia powitalnego, przez zasiedziałych mieszkańców, dla nowo się osiedlających. Żeby ich wprowadzić w sąsiedzką wspólnotę. Żeby się lepiej poczuli i wkorzenili.
Niedawno i my lepiej się czuliśmy, choć nasza kasa była równie kiepska. Ile dla nas znaczyło dobre słowo i szacunek księdza Antoniego! I te sławne obiady i kawy u niego! Z biskupami, wójtem (jaki był), samorządowcami, ministrami itd. Z ludźmi, z gośćmi z wielu kierunków świata i poglądów. I w Socratesie-Comeniusie i w English Teaching, kiedy stawał się prawdziwym gospodarzem i ojcem lokalnej europejskiej wiejskiej wspólnoty gminnej. Albo przy postnym śledziu, przy układaniu z ojcem Stanisławem Grzybkiem, przyjacielem Andrzeja Madeja, planu Misji na 50-lecie Parafii. Jeszcze innym razem na koncelebrze a potem śniadaniu z rekolekcjonistą-rowerzystą, specem od Cypriana Norwida (był gościem u A.Madeja w Aszchabadzie), który wracał od siebie w Elblągu na studia w Lublinie. Dzięki Antoniemu możemy się poszczycić "relikwiami" bł. Jana Pawła II, bo podjął wyzwanie "Rekolekcji Norwidowskich" i zaprosił siostrę Alinę Merdas, która wkrótce potem zawiozła nasz list i wręczyła Papieżowi. Boże, ile tego było! Łączył nas, przedstawiał sobie i nawzajem. Dla niego wszystko stawało się proste i możliwe. Włączał nas w większą wspólnotę - ziemską i niebieską. Nawet wymiana oświetlenia w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej zaczęła się u niego, na plebanii. Przy kawie, czy herbacie.
Dokuczliwość naszego bankructwa zwiększa lokalna sytuacja klimatyczna. Jak wiadomo, stale się pogarsza. Przy czym nikogo za bardzo nie obchodzi wiatr i opady dwa kilometry od własnego domu. Choć to może nasza wina? Może nie umiemy rejestrować wszystkich zmian? Może suma nie jest taka zła, jak ją realnie odczuwamy?
Fronty się zmieniają, jeden przechodzi w drugi, jeden przynosi oziębienie, ale za to daje szansę na większe opady. A ten drugi ociepla, ale wysusza? Kto by się połapał. Nie ma czasu śledzić nowinek na bieżąco, trzeba nagrzać w domu i w ogóle zająć się rodziną.
To wszystko rzutuje, skutkuje na różne sposoby w życie naszej rodziny i całej wspólnoty lokalnej- żyjemy w innym świecie. W różnych światach? Nie chcemy się na to zgodzić. Szukamy jedności, szukamy wyjaśnienia, możemy błądzić. Ale nie można żyć bez wspólnoty. "Spodobało się Bogu zbawić nas we wspólnocie".
Rodzina to także takie przedziwne zjawisko, że nie sposób jej poznać do końca i się nią nacieszyć. Zwłaszcza, gdy mając 58 lat jest się jeszcze ojcem, powiedzmy dwu-nastolatków i potem stopniowo do pełno- i ponad-letności. To, że ma się głodujących (czasami) studentów - w tym wieku bywa zrozumiałe. Prawie rutyna wielodzietnych, których dzieci chcą się uczyć. Ale, że hasają jeszcze po domu króliki! Nadzwyczajna ekologia! Nadzwyczajna łaska Boga - Ojca wszystkich rzeczy i stworzeń. Mówię wam, nic nie przesadzam, wystarczy spojrzeć im w oczy, albo posłuchać.
Nie mogę nie wspomnieć wczorajszej rozmowy z Marysią, w której niestety zbytnio się nie zanurzyłem. Nadrabiam teraz. Czy nadrobię? Rzecz dotyczyła struktury powieści. Skąd się wzięła jej objętość, jak autor rozbudowuje wątki etc. Ile trzeba przeczytać książek, żeby przy kolejnej wdać się w takie rozważania - głównie ze sobą? Też dużo czytałem, adresat pytań był dobrze wybrany, powinienem się zorientować. A jednak byłem zbytnio zaskoczony. Naprawdę, choć wygląda to, jak na siłę szukane usprawiedliwienie, dałem się zaskoczyć. Zdarzyło mi się takie(!) pytanie i je, w danej chwili, prawie przegapiłem.
Josh Mc Dowell nakazywał mówić codziennie dzieciom "kocham cię" i inne trudne praktyki, żeby być ich bohaterem.
GRZECHY ZANIECHANIA mogą mnie jeszcze bardzo zaboleć.
Kiedy moja "maszyneria" osobowa ledwo-ledwo pracuje - jak dziś do południa - zaglądam do czytań na każdy dzień na mateuszu.pl.
I spoczął na mnie Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej.
Zawsze trzeba, tak lub inaczej, wziąć Słowa do siebie i do swojego kościoła. Jest też coś a propos biednych (zbankrutowanych). Potem idą pełne wyobraźni sceny: wilk z barankiem, pantera z koźlęciem, cielę i lew i mały chłopiec pospołu. Krowa i niedźwiedzica i ich młode. Lew jak wół je słomę. Niemowlę bawi się na norze kobry, dziecko wkłada rękę do kryjówki żmii.
Biblia jest bogata wieloma rodzajami literackimi. Lwy, smoki i żmije działały mi w dzieciństwie na wyobraźnię podczas wieczornych modlitw pod Matką Bożą Annopolską.
"Kraj się napełnia znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze." Czyż nie czujecie? A "Korzeń Jessego" dzisiejszych czytań i reminiscencji, to przede wszystkim potomek Dawida. Jezus, jak kwiat wyrasta z tego korzenia, ale jednocześnie z jego gałęzi – Maryi, „Różdżki Jessego”. "Do niego ludy przyjdą po radę, i sławne będzie miejsce jego spoczynku."
Każdy w Kościele jest zakorzeniony. Czego nie zdziała za życia, dokończą jego kości w grobie.
Biedakowi dobrze się robi podwójnie przy lekturze Biblii. Jest często nazywany po imieniu. Dostaje obietnicę, że Bóg go wyzwoli i weźmie pod opiekę. Ba, zmiłuje się nad nim i ocali od śmierci.
Radość i pogoda ducha przychodzi do mnie nagle np. przy czytaniu tekstów Pisma Świętego z Internetu. A do Jezusa w jakiejś innej chwili i "rozradował się w Duchu Świętym" i powiedział, że "wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli." I przeczytać w Internecie to, co wy teraz czytacie :)
Myśl myśl goni, myśl myśl rodzi. Przypomniałem sobie, jak to wczoraj patrzyłem w to samo okno. Niby nic. Teraz widzę dęby, ale wtedy była godz. 3.30 w nocy i widziałem samotną gwiazdę na niebie. Takie widoki w naszych oknach to normalność (ponad 100-letnia codzienność). Myślałem o rodzinie. Grzałem się przy niej (rodzinnej gwieździe, gwieździe rodzinności?), jak przy ognisku, rozpalonym jakąś mocą z wysoka, w bezkresnym i bardzo lodowatym Kosmosie.
Tu blisko jest ze mną mój Bóg. Nie wiem, co jest tam daleko. Im mniej wiedziałem o życiu i rodzinie, tym bardziej szukałem wyjaśnień z dalekiego świata. Tym bardziej byłem poddany nastrojom zależnym od różnych teorii, fizycznych, kosmologicznych, filozoficznych. Boga znalazłem blisko, albo On mnie znalazł. Nie jest to relatywizm zawężający teodyceę do własnego podwórka. Po prostu niewiele mogę powiedzieć, co TAM jest.
Lubię fizykę, kosmologię i filozofię, choć zdaję sobie sprawę, jak daleko musiały mi za mojego życia odbiec. Mogę za to coraz więcej poznawać i odkrywać w moim świecie osobowym. Może osoba tak przyciąga istnienie i sens, że wokół niej można je łatwiej zarejestrować i przeanalizować. Staram się korzystać z tego prawa i możliwości. Ten świat jest również ogromny i bardzo mało znany. Nie każdy może być fizykiem teoretycznym lub eksperymentalnym, ale każdy może być coraz bardziej świadomym siebie - i w ogóle świata osobowego - podmiotem poznającym, czyli człowiekiem myślącym (homo sapiens). Nie ma wiary bez myślenia, nie powinno być i życia (osobistego, rodzinnego, społecznego). Nie można rozwijać się jako osoba, bez dialogu (słuchania innych i wyrażania siebie) i bez działania. Miłość jest najwyższym czynem osoby. "Osoba i czyn". "Miłość i odpowiedzialność". Wystarczy chwilę nad tym pomyśleć, żeby mieć chęć dłuższego adorowania. Aura duchowa nie powinna nas opuszczać :)
Antropologia (jak najszerzej rozumiana) jest nauką empiryczną. Teologia może się rozwijać (pojawić) na pewnym poziomie rozwoju osobowego. Jak to dobrze zobaczyć w nocy samotną gwiazdę za oknem!
PS.
Zgłoszenie upadłości jest powinnością każdego podmiotu nią zagrożonego. Nie muszę już niczego więcej wyjaśniać.
poniedziałek, 28 listopada 2011
Wydarzenie wewnętrzne
Kiedy kończę pracowity poniedziałek w szkole, jestem dla siebie pełen uznania. Przeżyłem kolejny dzień. Siedem lekcji (w tym w zerówce o 15 min. krócej) dla mnie jest wyczynem. Są tacy, co mają więcej o te 15 minut i to w gimnazjum, ale to już nie jest moja konkurencja. Wysiadam.
Sławek napisał, że prowadzi w niedzielę zajęcia od 9.15 do 19.00, ale to jeszcze inna dyscyplina, akademicka. Choć trudno porównywać, na wszelki wypadek współczuję. Utrzymać wysoką koncentrację przez wiele godzin zawsze jest trudne i basta. Ja pracuję ze znieczuleniem miejscowym, następny dzień mam wolny, mogę planować pobyt na swoich Karaibach, albo Wyspach Dziewiczych - Myślenia.
Boże Narodzenie też jest wydarzeniem wewnętrznym. Faktem wewnętrznym. Jak myślenie. Taki temat się uformował na koniec dnia, w klasie 5-tej. Ale po kolei - konspekt miałem taki:
Katechezy 28 listopada
1) Moja wczorajsza wpadka przy psalmie i piękne czytanie dzieci (+ objaśnienia przed wyjazdem dla Andrzeja i Marysi)
2) List Andrzeja na X (XII?)Dzień Modlitw za Kościół na Wschodzie
LIST - "Bóg zapłać dzieciom, które namalowały obrazki dla misjonarza !!!
Kochane dzieci – Szczęść Boże! Witajcie!
Kochane - u nas w Aszchabadzie nie mamy jeszcze kościoła z drewna,
kamienia czy cegły… nawet z gliny nie mamy jeszcze świątyni.
Wynajmujemy domek, w którym zbieramy się na Msze Święte.
Mamy nadzieję, że kiedyś się doczekamy i będziemy mogli zbudować kościółek dla Pana Jezusa.
Pomódlcie się proszę, aby Pan Bóg dał nam tego dożyć.
Dziękując Wam za Waszą modlitwę i namalowane przez Was kościoły dla mnie, serdecznie Was błogosławię.
Ojciec Andrzej z Turkmenistanu"
- księżowski zespół rockowy z Krakowa
- księżowski zespół rockowy z Poznania i okolic
4) Modlitwa powszechna i komentarz na procesję z darami z I Niedzieli Adwentu
5) Żywy Bóg (w modlitwie, w życiu wspólnoty wierzących i Wszechświata), potem dopiero programy, dzienniki, zeszyty itd.
REALIZACJA
Kl.2
Repetytorium, o czym było na spotkaniu z księdzem po mszy niedzielnej o g.12.00, dwa tygodnie temu (przed moim zwolnieniem), kto odrobił pracę domową i rozmawiał z rodzicami o seksie. Nie można unikać słowa seks, rozmawiając o przykazaniu 6 i 9, bo tak funkcjonuje ta tematyka w życiu i w mediach. Nie można kościelnie mówić o "cudzołożeniu" i "pożądliwości żony bliźniego" (i innych jego dóbr). Uporządkujmy odrobinę słownictwo i wychowanie szkolno-religijno-rodzinne. Nieodłącznym słowem do rozmów w domu i w trakcie przygotowań do spowiedzi jest "seks". Bo „cudzołożyć” i „pożądać” to sprawy seksu, a nie życia wewnętrznego aniołów i motyli na łące!
Opowiadam list o kościele w Aszchabadzie, w którym może są może meczety i cerkiew, ale nie ma jeszcze kościoła. No to przy okazji coś o świętych księgach i obrazach - Koranie i ikonach. Jak umiem, tak rysuję te obiekty sakralne na tablicy.
Kl.4
Temat – "Ojciec Andrzej z Turkmenistanu", co żadnych innych tytułów nie potrzebuje, choć wypił toast z prezydentem Rosji Władymirem Putinem w pałacu prezydenta Turkmenbaszy ("Ojca wszystkich Turkmenów") i rozmawiał osobiście z bł. Janem Pawłem II (Synod biskupów Azji). Modlimy się o kościół dla nich na kolejne Boże Narodzenie. Żeby dożył, doczekał/doczekali.
Kl.”0”
W kręgu siedzimy na podłodze wokół świecy i... czuwamy. Rozmowa wokół czuwania. Maja pomysły, jak nie zasnąć - młotkiem się stukać w głowę, poprosić kolegę, żeby nie dał usnąć, śpiewać piosenki. Dorzucam życiową rutynę: kawę, okład z zimnej wody. Pomysłem na inne czuwanie, powiedzmy "bożonarodzeniowe, adwentowe" jest wśród dorosłych zerwanie z paleniem, mniej piw, mądrzejsze programy w "telewizorze"... A wasze? Że pójdę dla babci po zakupy, z cukierkami to jeszcze pomyślą. I dalej do rysowania, które też ma pomóc zrozumieć małe, 5-cioletnie osobiste przygotowanie na wielkie BN.
Niewypałem, a wybuchem, była piosenka księży-rockmanów "6-6-6 jest prawd wiary". Tego nie mogę wiedzieć z góry, "a priori". Tylko odbiorcy pokażą jaki jest odbiór - nim dzieci zareagują jestem "tabula rasa". No i proszę, potrzebuję ich, one mnie w tym zakresie programują, wiem już, czego się spodziewać po innych klasach.
Kl.3
Świeca, światło, ad-venire, latarnia morska, ołtarz z "roratką" i przede wszystkim serce ze światłem wewnętrznym.
Niezbadane są ścieżki Opatrzności. Dochodzi do mnie wśród uczniów klas wczesno-szkolnego nauczania co, jako ojciec, czuję wobec dorosłych dzieci. Że spocznę dopiero, gdy oni znajdą swoje powołanie w rodzinie lub inne. I gdy w tym stanie, jaki wybiorą, zakorzenią się w Jezusie z Nazaretu. Dopóki będą szukać - dopóty nie znajdę pełnego pokoju. PRZYBĄDŹ DUCHU ŚWIĘTY... BO WSZYSTKO W ŻYCIU TO NIC, WOBEC TEJ JEDYNEJ MIŁOŚCI (I SENSU).
Kl.1
Też chętnie podśpiewują 6-6-6 prawd wiary. Spontanicznie inscenizują grę na gitarach - to jest pokolenie rock-and-rolowe. Nie trzymajmy ich w kojcu.
Kl.6
Temat - "Adwent - zewnętrzne, czy wewnętrzne wydarzenie?"
Adwent - światło - "Czuwajcie".
Kl.5
Temat ostatecznie zmutował – "Boże Narodzenie jest wydarzeniem wewnętrznym".
Adwent-światło-czuwajcie. Bóg stworzył świat. Jest Stwórcą. Jezus narodził się 2 tysiące lat temu w Betlejem. Nie ma innego stworzenia ani Bożego Narodzenia. Ani w kościele, ani w kalendarzu, ani w zwyczajach, ani w super-promocjach. Szwankuje teoria człowieka wewnętrznego. Bóg się narodził i Jest. W każdej chwili i w każdym miejscu. Reszta jest w nas. Czuwanie - jest zdolnością i możliwością. Widzieć, słyszeć, czuć, wierzyć, myśleć...- włącza światło wewnętrzne. O nie chodzi. Nie o świece w domu lub kościele. W świetle wewnętrznym (życiu duchowym, wewnętrznym) może się "narodzić" Bóg w nas, tzn. możemy Go dostrzec, dotknąć i z Nim "wieczerzać", a On z nami. To dość ścisłe rozumowanie - rozumność wiary.
Czuwajcie! Fakty zewnętrzne dostrzec - to nie sztuka. Ale sztuką całkiem świeżą jest dostrzec fakty wewnętrzne!
niedziela, 27 listopada 2011
Rozumność wiary
"Zauważyłem, że dla większości ludzi wiedza o tym, co się wydarzyło, nim stali się dorosłymi, jest mniejsza niż o wcześniejszych okresach". Sir "klasyk" Crick napisał ok. pół wieku temu. Sam siebie pytał, czy tak się dzieje ze względu na szkolną historię, a po wielu latach stał się nawet rządowym konsultantem do nauki tego przedmiotu w angielskich szkołach.
W Polsce mamy chyba jeszcze większy problem. Do zjawisk zaobserwowanych przez wielkiego teoretyka politics dochodzą zakłamania i przemilczania 45-letniego nauczania historii w PRL, obecne kłopoty z oceną tamtego czasu u ok. 40% rodaków i kłopot z komunikacją między nami.
W Strachówce dochodzi wpływ 16 lat rządów Kazika Łapki (1994-2010), który dodatkowo wpędził gminę w głęboki prowincjonalizm.
Chciałem dzisiaj zdążyć napisać to i owo przed wyjazdem na mszę świętą. Bo jest ona wielkim wydarzeniem zaginającym promieniowanie biegnące od innych obiektów na moim nieboskłonie. Chcąc poznać i opisać je najwierniej, powinienem zobaczyć je w różnym świetle.
Udało mi się wpisać komentarz w dyskusji na Fb, z mszalną treścią - " Wyjeżdżając z rodziną na naszą ukochaną i bardzo trudną dla nas mszę szkolną niedzielną dźwigam ciężar za rodzinne wychowanie, parafię, szkołę... świat."
Msza zapisała się wyraziście na pergaminie duszy i kartce papieru.
1) wyjazd - czuję jak rośnie we mnie napięcie i oczekiwanie (Adwent). Kościół domowy wyjeżdża do kościoła parafialnego.
2) ostatnie objaśnienia Marysi i Andrzejowi na temat czytania w czasie liturgii (czym jest co)
3) "czuwaj", bacz co w tobie, nie masz lepszego ekranu egzystencjalnego!
4) taka msza to coś ważniejszego, niż obowiązek. To realne działanie w realnym świecie, z domieszką świata nadnaturalnego (niektórzy wolą słowo nadprzyrodzony). Używam różnych słów, żebyśmy nie dali się schwycić w potrzask słów, jako nadrealności (rządzącej nami, nadrzędnej nawet osobie)
5) Andrzej-ministrant zapala świeczki przy ołtarzu. Chętnie bym uwiecznił aparatem, ale się boję
6) strasznie zawaliłem psalm, utrudniając maksymalnie pracę organiście, ludziom. Może irytując niektórych. Przepraszam.
7) msze szkolne są wysiłkiem duchowym - ale dają okazję do dobrych zmagań wewnętrznych. Chcę w sobie więcej miejsca dać Bogu, niż lękom. Przy pulpicie (i mikrofonie) pomogły mi czytane słowa "nie brakuje wam żadnego daru łaski... On też będzie umacniał was aż do końca". Mocno czytam słowa "Bóg powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem" patrząc na moją wspólnotę lokalnego kościoła.
8) najsilniejszym chyba punktem dzisiejszej liturgii było czytanie wezwań modlitwy powszechnej. Marysia też się przyłożyła do komentarza. Dziewczyny z klas 5 i 4 (Marysia z kl.6) zrobiły to bardzo wyraźnie. Jestem dumny siedząc razem z nimi w ławce. Jest nas mało (w tej liczbie dzisiaj "piątka" własnych), ale mógłbym już się targować z Bogiem, jak Abraham o Sodomę. Chyba nikogo nie dziwią "szóstki", które im stawiam.
9) Świat się dzieje. Życie się dzieje. Warto zauważyć, co się w nas dzieje na mszy. Mogę sobie wyobrazić artystę jednego temat - który namaluje, skomponuje, opisze, co się w nim działo (dzieje) po każdej komunii świętej. Przez całe życie.
10) lubię trwać z zamkniętymi oczami. Na mszy także. Ale dzisiaj pierwszy raz mi się zdarzyło odejść po komunii świętej z zamkniętymi oczami! Zorientowałem się po paru krokach. Szkoda, że otworzyłem, może bym trafił na swoje miejsce :-)
11) tak przeżyte dopołudnie jest niezłym dopalaczem niedzieli. Nieskończenie uwzniaśla. Chce się żyć i nie żal umierać. Radośniej zasiadam do obiadu.
Ad.9. - Wczoraj przyszło kolejne potwierdzenie znajomości na Facebooku z Lincoln. Rodzina wielodzietna, chyba innych tam nie ma?! Zdębiałem gdy przeczytałem info. Matka, artystka, maluje z chrześcijańskiego natchnienia. Ojciec,pisarz, pracuje nad kolejną powieścią. Chyba nikt z nas nie zdaje sobie jeszcze sprawy, jaką przygodą jest nasza międzykontynentalna wymiana.
"Sąd Boży", na który się nie doczekałem w trakcie wymiany postów na Fb, przyszedł "Między Ziemią i Niebem" w telewizji polskiej. Było o wzorach osobowych kapłanów i Nowej Ewangelizacji. W studio zasiadł ksiądz z długimi włosami i brodą, solista i gitarzysta "Daj spokój". Redaktor Marek Zając rozmawiał z biskupem Grzegorzem Rysiem. Stawiał rozsądne pytania, rozmówca rozsądnie odpowiadał. Jak widać można. W polskim kościele!! W ramach Episkopatu Polski został przewodniczącym Komisji ds. Nowej Ewangelizacji. Nie jest źle.
Cytuję biskupa:
- "jednym z głównych problemów w polskim kościele jest to, że nawzajem się nie znamy"
- potem on cytował papieża, choć nie wiem, którego, że "w kościele w Polsce funkcjonował "dziedziniec pogan"" - to pewnie odnosiło się do czasów byłego ustroju i kościołów przepełnionych ponad stan posiadania
- "zdaję sobie sprawę, w jakim stopniu nie dorastam do ideałów, które głoszę jako biskup"
PS.
1. Jasiek pisze esej o (kryzysie) demokracji
2. Łazarz rozgrywał z kumplami z Poniatówki jakiś turniej w łochowskiej hali. Dowiedziałem się przypadkiem, gdy wrócił. Byłem przekonany, że pojechał do Warszawy :)
3. Wszystko wskazuje na to, że przy dzisiejszej technologii i komunikacji nie da się utrzymywać prowincjonalizmu w nieskończoność na żadnym polu (samorządowym, kościelnym, szkolnym...)
W Polsce mamy chyba jeszcze większy problem. Do zjawisk zaobserwowanych przez wielkiego teoretyka politics dochodzą zakłamania i przemilczania 45-letniego nauczania historii w PRL, obecne kłopoty z oceną tamtego czasu u ok. 40% rodaków i kłopot z komunikacją między nami.
W Strachówce dochodzi wpływ 16 lat rządów Kazika Łapki (1994-2010), który dodatkowo wpędził gminę w głęboki prowincjonalizm.
Chciałem dzisiaj zdążyć napisać to i owo przed wyjazdem na mszę świętą. Bo jest ona wielkim wydarzeniem zaginającym promieniowanie biegnące od innych obiektów na moim nieboskłonie. Chcąc poznać i opisać je najwierniej, powinienem zobaczyć je w różnym świetle.
Udało mi się wpisać komentarz w dyskusji na Fb, z mszalną treścią - " Wyjeżdżając z rodziną na naszą ukochaną i bardzo trudną dla nas mszę szkolną niedzielną dźwigam ciężar za rodzinne wychowanie, parafię, szkołę... świat."
Msza zapisała się wyraziście na pergaminie duszy i kartce papieru.
1) wyjazd - czuję jak rośnie we mnie napięcie i oczekiwanie (Adwent). Kościół domowy wyjeżdża do kościoła parafialnego.
2) ostatnie objaśnienia Marysi i Andrzejowi na temat czytania w czasie liturgii (czym jest co)
3) "czuwaj", bacz co w tobie, nie masz lepszego ekranu egzystencjalnego!
4) taka msza to coś ważniejszego, niż obowiązek. To realne działanie w realnym świecie, z domieszką świata nadnaturalnego (niektórzy wolą słowo nadprzyrodzony). Używam różnych słów, żebyśmy nie dali się schwycić w potrzask słów, jako nadrealności (rządzącej nami, nadrzędnej nawet osobie)
5) Andrzej-ministrant zapala świeczki przy ołtarzu. Chętnie bym uwiecznił aparatem, ale się boję
6) strasznie zawaliłem psalm, utrudniając maksymalnie pracę organiście, ludziom. Może irytując niektórych. Przepraszam.
7) msze szkolne są wysiłkiem duchowym - ale dają okazję do dobrych zmagań wewnętrznych. Chcę w sobie więcej miejsca dać Bogu, niż lękom. Przy pulpicie (i mikrofonie) pomogły mi czytane słowa "nie brakuje wam żadnego daru łaski... On też będzie umacniał was aż do końca". Mocno czytam słowa "Bóg powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem" patrząc na moją wspólnotę lokalnego kościoła.
8) najsilniejszym chyba punktem dzisiejszej liturgii było czytanie wezwań modlitwy powszechnej. Marysia też się przyłożyła do komentarza. Dziewczyny z klas 5 i 4 (Marysia z kl.6) zrobiły to bardzo wyraźnie. Jestem dumny siedząc razem z nimi w ławce. Jest nas mało (w tej liczbie dzisiaj "piątka" własnych), ale mógłbym już się targować z Bogiem, jak Abraham o Sodomę. Chyba nikogo nie dziwią "szóstki", które im stawiam.
9) Świat się dzieje. Życie się dzieje. Warto zauważyć, co się w nas dzieje na mszy. Mogę sobie wyobrazić artystę jednego temat - który namaluje, skomponuje, opisze, co się w nim działo (dzieje) po każdej komunii świętej. Przez całe życie.
10) lubię trwać z zamkniętymi oczami. Na mszy także. Ale dzisiaj pierwszy raz mi się zdarzyło odejść po komunii świętej z zamkniętymi oczami! Zorientowałem się po paru krokach. Szkoda, że otworzyłem, może bym trafił na swoje miejsce :-)
11) tak przeżyte dopołudnie jest niezłym dopalaczem niedzieli. Nieskończenie uwzniaśla. Chce się żyć i nie żal umierać. Radośniej zasiadam do obiadu.
Ad.9. - Wczoraj przyszło kolejne potwierdzenie znajomości na Facebooku z Lincoln. Rodzina wielodzietna, chyba innych tam nie ma?! Zdębiałem gdy przeczytałem info. Matka, artystka, maluje z chrześcijańskiego natchnienia. Ojciec,pisarz, pracuje nad kolejną powieścią. Chyba nikt z nas nie zdaje sobie jeszcze sprawy, jaką przygodą jest nasza międzykontynentalna wymiana.
"Sąd Boży", na który się nie doczekałem w trakcie wymiany postów na Fb, przyszedł "Między Ziemią i Niebem" w telewizji polskiej. Było o wzorach osobowych kapłanów i Nowej Ewangelizacji. W studio zasiadł ksiądz z długimi włosami i brodą, solista i gitarzysta "Daj spokój". Redaktor Marek Zając rozmawiał z biskupem Grzegorzem Rysiem. Stawiał rozsądne pytania, rozmówca rozsądnie odpowiadał. Jak widać można. W polskim kościele!! W ramach Episkopatu Polski został przewodniczącym Komisji ds. Nowej Ewangelizacji. Nie jest źle.
Cytuję biskupa:
- "jednym z głównych problemów w polskim kościele jest to, że nawzajem się nie znamy"
- potem on cytował papieża, choć nie wiem, którego, że "w kościele w Polsce funkcjonował "dziedziniec pogan"" - to pewnie odnosiło się do czasów byłego ustroju i kościołów przepełnionych ponad stan posiadania
- "zdaję sobie sprawę, w jakim stopniu nie dorastam do ideałów, które głoszę jako biskup"
PS.
1. Jasiek pisze esej o (kryzysie) demokracji
2. Łazarz rozgrywał z kumplami z Poniatówki jakiś turniej w łochowskiej hali. Dowiedziałem się przypadkiem, gdy wrócił. Byłem przekonany, że pojechał do Warszawy :)
3. Wszystko wskazuje na to, że przy dzisiejszej technologii i komunikacji nie da się utrzymywać prowincjonalizmu w nieskończoność na żadnym polu (samorządowym, kościelnym, szkolnym...)
sobota, 26 listopada 2011
Rozprawa o metodzie
Wieje mi pod skrzydła wiatr. Muszę szybować. Tak daleko, jak się da. Biada mi, jeśli nie spróbuję. Jakaś bieda także dla świata.
Wiatr powstał w związku z dyskusją na Facebooku. O Matce Polce. "Polsko Ojczyzno moja...". Ale nie tylko w perspektywie świeckiej! Także w perspektywie "Mater et magistra".
A było tak:
Grażyna wpisała coś w obronie Danuty Wałęsowej pod postem x. Jarka. Zrozumiałe, matka matkę broni. A ksiądz broni księdza - co już nie jest oczywiste, bo człowiek jest drogą kościoła, nie hierarchia (ks.abp, ks.dyr.). Hierarchia ma wyłącznie charakter służebny, a bez matek nie będzie nie tylko kościoła, ale ludzkości. To tak, z grubej rury.
Kolejne posty pozwoliły uspokoić oddech, wyrównać puls i ciśnienie, wyłagodzić język i ton wypowiedzi. To są dobre momenty. Bywam impulsywny, ale zawsze jestem gotowy na autokrytykę i szukanie korzeni sporu. Szkoda, że większość dyskutantów kończy na pierwszych bardzo "zgrubnych" deklaracjach. Szkoda. Wielka szkoda.
Przyczyn takiego kształtu polskiego dialogu upatruję nie tylko w 45 latach dyktatury jedynej partii i jej ideologii (totalitarnego ustroju całego bloku wschodniego). Drugim uwarunkowaniem jest brak dyskusji w polskim kościele. U nas sprawy wiary (trochę upodobnione do przesądów, zwyczajów, nawyków) są z reguły poza myśleniem. Przyjmowało się wszystko, co było i nie było do wierzenia podane.
"Nie ma wiary bez myślenia" zapisane w IV wieku przez jednego z ojców chrześcijaństwa u nas się nie przyjęło. Pobożność ludowa była dominującą formą religijności. Ma ona zalety, ale i wady.
Sobór Watykański II, najważniejsze wydarzenie w kościele XX wieku, idzie Via Dolorosa przez nasze episkopaty i parafie. Dla większości katolików jest wiedzą tajemną, albo zakazaną. Większości pewnie więcej skojarzeń ma przy nazwisku biskupa Marcelego Lefebvre, niż przy tytułach dokumentów soborowych. To są dziwne paradoksy. Biskup Lefebvre jest oficjalnie zjawiskiem marginalnym, ale sprzyja mu chyba większość duchownych. Jeśli nie wprost, to gdzieś w głębi duszy. A z kolei to, co jest oficjalnie fundamentem kościoła w świecie współczesnym (tym w nauce kościoła jest sobór powszechny), jest zepchnięte prawie w niebyt. NAJGORSZĄ KONSEKWENCJĄ TEGO STANU JEST POMIESZANIE POJĘĆ. Popularne i dobrze widziane jest powtarzanie przy każdej okazji "nasz ukochany Ojciec Święty Jan Paweł II", i jednoczesne odcinanie się (nigdy wprost) od jego nauk. A On był przede wszystkim REALIZATOREM VATICANUM SECUNDUM. Nie mógł inaczej. Bo całym sercem był za wykładnią soboru, w który wniósł swój zapał, wiarę i intelekt. A z drugiej - wykładnia soboru go zobowiązywała (jak wszystkich biskupów, księży i wiernych świeckich). Ale o tym się mało mówi. Niewygodne. Więc głośno się chwali Jana Pawła II, a po cichu "wyznaje" Lefebvryzm. Poczytajcie cytaty z buntownika, a może odnajdziecie w nich wypowiedzi (bądź, ale niestety rzadziej, przemyślane poglądy) wielu znanych wam pasterzy.
Czy pozostając w takiej niejasnej do końca postawie kościół w Polsce jest w stanie "wnieść swój wkład do tego szczególnie ważnego dzieła, jakim jest właściwe rozwiązanie palących problemów społecznych", co jest "prawem i obowiązkiem" (Pius XI i Jan XXIII). Mam obawy. Wierzę, wraz ze śp. Bratem Roger z Taize i śp. bł. Janem Pawłem II (organizującym spotkania w Asyżu, co rozsierdzało bp. Lefebvra), że religia powinna iść na czele działań poszukujących pokoju i pojednania wśród ludzi.
Do takich uzasadnień doprowadziła mnie wczorajsza dyskusja na Facebooku na temat "Matki Polki" i mojej "Mater et magistra". Tak było, kto chce, niech prześledzi tok.
Ale najważniejsze są fakty. Faktem stał się najpierw mój wpis, potem mój zgryz, odpowiedź Jarka i mój kolejny wpis. Ten ostatni był łaską szczególną. W nim, dzięki niemu dotknąłem Boga. Czemu aż tak? Bo dał głęboki pokój, który trwa. I trwać ma, jak mi się zdaje - o czym jest ta rozprawa.
Całą noc miałem taki sobie nastrój i takiegoż ducha. Oprócz jednego punkciku. Właśnie tegoż postu. Był jak światełko w mrokach. Czemu aż tak?
Potrzebna ściślejsza analiza faktów? Chyba nie, kto potrafi troszkę się wgryźć w duszę 60-cio letniego katechety KK, temu stanie się jasne.
Jaki Bóg wyłania się z postu? Mój Bóg, przede wszystkim. Bo Kto? Bo Co? Czy jest w ogóle jakiś inny? Nieosobisty? Anonimowy (jakby) prawie. Nie chcę takiego.
Według mnie jest tylko Bóg, którego możesz dotknąć swoim życiem. Całym sobą. Ani w CERN pod Genewą, ani w na Marsie. Nie Bóg teorii. Bóg Starego i Nowego Testamentu. Bóg Życia. Droga-Prawda-Życie. Do takich śmiałych sformułowań musiałem dochodzić długą drogą. Ważnymi etapami (punktami zwrotnymi) były:
1) apologetyka - samoświadomość Jezusa
2) "Bóg Jezusa Chrystusa" Waltera Kaspera
3) dzieła świętej Teresy z Avila
4) pobyt w Taize
5) przeżycie Boga jako Prostoty na I Ekumenicznym Spotkaniu w Kodniu
6) życie Andrzeja Madeja
7) moja metoda katechetyczna
Punkty 1 i 2 są punktami wyróżnionymi. Są ze świata myśli. Reszta jest doświadczeniami, potwierdzającymi tezę. Apologetyka z ks. prof. Józefem Myśkówem i książka Waltera Kaspera uwolniły moje myślenie religijne. Że w ogóle można tak myśleć o Bogu. Że można pytać o samoświadomość Jezusa!! Że można pytać o Boga Jezusa? itd. Że można o wszystko pytać! (- i ze wszystkimi śmiało rozmawiać o sprawach najtrudniejszych).
Mam pretensję do naszych wielkich pasterzy, że sami tak traktują religię i tak się po niej poruszają, a dla nas mają "wicie, rozumicie". Nie usłyszałem w żadnym kazaniu, w żadnych rekolekcjach o samoświadomości Jezusa i o Bogu Jezusa Chrystusa. A wy?
Walter Kasper został później kardynałem, więc droga jest pewna!
Za mało się mówi o empirycznej stronie religii. Sobór Watykański II jest rzadko uczęszczaną autostradą katolików. Jan Paweł II był wielki min. nauczaniem soborowym. Był jego wielkim realizatorem. Tam jest światła koncepcja Kościoła działającego w świecie współczesnym.
Nie ma innej drogi przed nami, wyznawcami kościoła katolickiego, jak pochylenie się wspólne tzn. duchowni i świeccy razem(!) nad dokumentami soboru i ich przepracowanie myślą, modlitwą i życiem w takiej lub innej wspólnocie. Życie tymi dokumentami w codzienności naszych parafii i wspólnot lokalnych (uniwersytetów katolickich, szkół gminnych, gmin, stowarzyszeń etc.)! Naród i Państwo też by na tym ogromnie zyskało.
Nie ma innej drogi - do czasu następnego Soboru Powszechnego! Tylko sobór może zmienić naukę soboru.

Biada mi, gdybym nie szukał, nie pytał, nie rozmawiał, nie pisał, nie dawał świadectwa TEMU, CO NIE (TYLKO) MOJE.
Przepraszam, że wprowadziłem tyle teoretyzowania na blog. Nie chciałem, ale kiedyś musiałem to napisać. Wymiana postów między katechetą i księdzem stała się doń asumptem.
Rozprawa o metodzie zawiera się właściwie w jednym (bardzo adwentowym zawołaniu) - bacz na wszystko. Czuwaj. Cóż możesz lepiej poddać rozumnej analizie, jak nie samego siebie. Człowieku poznaj samego siebie. Bacz na wszytko, co jesteś w stanie uchwycić. Mogą być gdzieś blisko wielkie skarby. Serce? Tak. Rozum? Tak. Wiara? Tak. Emocje i stany duchowe? Tak. Tak. Jesteśmy całością. Nie pytaj, gdzie? Wszędzie. Jesteś całością. Nie wierzcie, gdy wam będą mówić, tu lub tam, gdzieś. Każdy jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. "Tu lub tam, gdzieś" - ale tylko wtedy, gdy i dla ciebie ON tam będzie (gdy i ty się tam gdzieś odnajdziesz w Nim, z Nim). Nie musisz wierzyć każdemu. Badaj adequatio. Bóg "musi" być spersonalizowany z tobą. Nie - uprzedmiotowiony. Emmanuel - Bóg z nami. Nie jesteś mniejszy od aniołów. MARANA THA!
PS.
Sir-bernard-crick-political-theorist-and-orwell-biographer-who-advised-the-government-on-citizenship-teaching-in-schools!
Wiatr powstał w związku z dyskusją na Facebooku. O Matce Polce. "Polsko Ojczyzno moja...". Ale nie tylko w perspektywie świeckiej! Także w perspektywie "Mater et magistra".
A było tak:
Grażyna wpisała coś w obronie Danuty Wałęsowej pod postem x. Jarka. Zrozumiałe, matka matkę broni. A ksiądz broni księdza - co już nie jest oczywiste, bo człowiek jest drogą kościoła, nie hierarchia (ks.abp, ks.dyr.). Hierarchia ma wyłącznie charakter służebny, a bez matek nie będzie nie tylko kościoła, ale ludzkości. To tak, z grubej rury.
Kolejne posty pozwoliły uspokoić oddech, wyrównać puls i ciśnienie, wyłagodzić język i ton wypowiedzi. To są dobre momenty. Bywam impulsywny, ale zawsze jestem gotowy na autokrytykę i szukanie korzeni sporu. Szkoda, że większość dyskutantów kończy na pierwszych bardzo "zgrubnych" deklaracjach. Szkoda. Wielka szkoda.
Przyczyn takiego kształtu polskiego dialogu upatruję nie tylko w 45 latach dyktatury jedynej partii i jej ideologii (totalitarnego ustroju całego bloku wschodniego). Drugim uwarunkowaniem jest brak dyskusji w polskim kościele. U nas sprawy wiary (trochę upodobnione do przesądów, zwyczajów, nawyków) są z reguły poza myśleniem. Przyjmowało się wszystko, co było i nie było do wierzenia podane.
"Nie ma wiary bez myślenia" zapisane w IV wieku przez jednego z ojców chrześcijaństwa u nas się nie przyjęło. Pobożność ludowa była dominującą formą religijności. Ma ona zalety, ale i wady.
Sobór Watykański II, najważniejsze wydarzenie w kościele XX wieku, idzie Via Dolorosa przez nasze episkopaty i parafie. Dla większości katolików jest wiedzą tajemną, albo zakazaną. Większości pewnie więcej skojarzeń ma przy nazwisku biskupa Marcelego Lefebvre, niż przy tytułach dokumentów soborowych. To są dziwne paradoksy. Biskup Lefebvre jest oficjalnie zjawiskiem marginalnym, ale sprzyja mu chyba większość duchownych. Jeśli nie wprost, to gdzieś w głębi duszy. A z kolei to, co jest oficjalnie fundamentem kościoła w świecie współczesnym (tym w nauce kościoła jest sobór powszechny), jest zepchnięte prawie w niebyt. NAJGORSZĄ KONSEKWENCJĄ TEGO STANU JEST POMIESZANIE POJĘĆ. Popularne i dobrze widziane jest powtarzanie przy każdej okazji "nasz ukochany Ojciec Święty Jan Paweł II", i jednoczesne odcinanie się (nigdy wprost) od jego nauk. A On był przede wszystkim REALIZATOREM VATICANUM SECUNDUM. Nie mógł inaczej. Bo całym sercem był za wykładnią soboru, w który wniósł swój zapał, wiarę i intelekt. A z drugiej - wykładnia soboru go zobowiązywała (jak wszystkich biskupów, księży i wiernych świeckich). Ale o tym się mało mówi. Niewygodne. Więc głośno się chwali Jana Pawła II, a po cichu "wyznaje" Lefebvryzm. Poczytajcie cytaty z buntownika, a może odnajdziecie w nich wypowiedzi (bądź, ale niestety rzadziej, przemyślane poglądy) wielu znanych wam pasterzy.
Czy pozostając w takiej niejasnej do końca postawie kościół w Polsce jest w stanie "wnieść swój wkład do tego szczególnie ważnego dzieła, jakim jest właściwe rozwiązanie palących problemów społecznych", co jest "prawem i obowiązkiem" (Pius XI i Jan XXIII). Mam obawy. Wierzę, wraz ze śp. Bratem Roger z Taize i śp. bł. Janem Pawłem II (organizującym spotkania w Asyżu, co rozsierdzało bp. Lefebvra), że religia powinna iść na czele działań poszukujących pokoju i pojednania wśród ludzi.
Do takich uzasadnień doprowadziła mnie wczorajsza dyskusja na Facebooku na temat "Matki Polki" i mojej "Mater et magistra". Tak było, kto chce, niech prześledzi tok.
Ale najważniejsze są fakty. Faktem stał się najpierw mój wpis, potem mój zgryz, odpowiedź Jarka i mój kolejny wpis. Ten ostatni był łaską szczególną. W nim, dzięki niemu dotknąłem Boga. Czemu aż tak? Bo dał głęboki pokój, który trwa. I trwać ma, jak mi się zdaje - o czym jest ta rozprawa.
Całą noc miałem taki sobie nastrój i takiegoż ducha. Oprócz jednego punkciku. Właśnie tegoż postu. Był jak światełko w mrokach. Czemu aż tak?
Potrzebna ściślejsza analiza faktów? Chyba nie, kto potrafi troszkę się wgryźć w duszę 60-cio letniego katechety KK, temu stanie się jasne.
Jaki Bóg wyłania się z postu? Mój Bóg, przede wszystkim. Bo Kto? Bo Co? Czy jest w ogóle jakiś inny? Nieosobisty? Anonimowy (jakby) prawie. Nie chcę takiego.
Według mnie jest tylko Bóg, którego możesz dotknąć swoim życiem. Całym sobą. Ani w CERN pod Genewą, ani w na Marsie. Nie Bóg teorii. Bóg Starego i Nowego Testamentu. Bóg Życia. Droga-Prawda-Życie. Do takich śmiałych sformułowań musiałem dochodzić długą drogą. Ważnymi etapami (punktami zwrotnymi) były:
1) apologetyka - samoświadomość Jezusa
2) "Bóg Jezusa Chrystusa" Waltera Kaspera
3) dzieła świętej Teresy z Avila
4) pobyt w Taize
5) przeżycie Boga jako Prostoty na I Ekumenicznym Spotkaniu w Kodniu
6) życie Andrzeja Madeja
7) moja metoda katechetyczna
Punkty 1 i 2 są punktami wyróżnionymi. Są ze świata myśli. Reszta jest doświadczeniami, potwierdzającymi tezę. Apologetyka z ks. prof. Józefem Myśkówem i książka Waltera Kaspera uwolniły moje myślenie religijne. Że w ogóle można tak myśleć o Bogu. Że można pytać o samoświadomość Jezusa!! Że można pytać o Boga Jezusa? itd. Że można o wszystko pytać! (- i ze wszystkimi śmiało rozmawiać o sprawach najtrudniejszych).
Mam pretensję do naszych wielkich pasterzy, że sami tak traktują religię i tak się po niej poruszają, a dla nas mają "wicie, rozumicie". Nie usłyszałem w żadnym kazaniu, w żadnych rekolekcjach o samoświadomości Jezusa i o Bogu Jezusa Chrystusa. A wy?
Walter Kasper został później kardynałem, więc droga jest pewna!
Za mało się mówi o empirycznej stronie religii. Sobór Watykański II jest rzadko uczęszczaną autostradą katolików. Jan Paweł II był wielki min. nauczaniem soborowym. Był jego wielkim realizatorem. Tam jest światła koncepcja Kościoła działającego w świecie współczesnym.
Nie ma innej drogi przed nami, wyznawcami kościoła katolickiego, jak pochylenie się wspólne tzn. duchowni i świeccy razem(!) nad dokumentami soboru i ich przepracowanie myślą, modlitwą i życiem w takiej lub innej wspólnocie. Życie tymi dokumentami w codzienności naszych parafii i wspólnot lokalnych (uniwersytetów katolickich, szkół gminnych, gmin, stowarzyszeń etc.)! Naród i Państwo też by na tym ogromnie zyskało.
Nie ma innej drogi - do czasu następnego Soboru Powszechnego! Tylko sobór może zmienić naukę soboru.

Jakie było największe znaczenie wczorajszej przygody duchowo-intelektualnej z postem na Fb? Trwał we mnie dialog. Ten drobny wpis utrzymywał - w konsekwencji - we mnie stan permanentnego dialogu ze światem zewnętrznym. "Ja" z mojego świata (życia) wewnętrznego jestem, od pory opublikowania go, w dialogu ze światem zewnętrznym (w tym z Bogiem, który łączy oba światy, jest tu i tu. Jest warunkiem adequatio rei et intelectus?)
Dialogiczność jest istotą człowieka-osoby. Bóg wprowadził dialog przez stworzenie świata, Objawienie, Wcielenie, Zbawienie. Bóg w Trzech Osobach jest dialogiem samym. Nie może istnieć bez dialogu, wymiany miłości między osobami. Tę prawdę zawarł - explicite i implicite - w swoich dokumentach Sobór Watykański II.
A ja, kiedy zdam sprawę z tego co do mnie dotrze, czuję się bosko. To mnie pochłania, nie polityka i nie polemika dla polemiki. Chcę sięgnąć Boga samego - i zrealizować naturę (istotę) jaką mnie obdarzył. Jestem na obraz i podobieństwo, nie sam z siebie.Biada mi, gdybym nie szukał, nie pytał, nie rozmawiał, nie pisał, nie dawał świadectwa TEMU, CO NIE (TYLKO) MOJE.
Przepraszam, że wprowadziłem tyle teoretyzowania na blog. Nie chciałem, ale kiedyś musiałem to napisać. Wymiana postów między katechetą i księdzem stała się doń asumptem.
Rozprawa o metodzie zawiera się właściwie w jednym (bardzo adwentowym zawołaniu) - bacz na wszystko. Czuwaj. Cóż możesz lepiej poddać rozumnej analizie, jak nie samego siebie. Człowieku poznaj samego siebie. Bacz na wszytko, co jesteś w stanie uchwycić. Mogą być gdzieś blisko wielkie skarby. Serce? Tak. Rozum? Tak. Wiara? Tak. Emocje i stany duchowe? Tak. Tak. Jesteśmy całością. Nie pytaj, gdzie? Wszędzie. Jesteś całością. Nie wierzcie, gdy wam będą mówić, tu lub tam, gdzieś. Każdy jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. "Tu lub tam, gdzieś" - ale tylko wtedy, gdy i dla ciebie ON tam będzie (gdy i ty się tam gdzieś odnajdziesz w Nim, z Nim). Nie musisz wierzyć każdemu. Badaj adequatio. Bóg "musi" być spersonalizowany z tobą. Nie - uprzedmiotowiony. Emmanuel - Bóg z nami. Nie jesteś mniejszy od aniołów. MARANA THA!
PS.
Sir-bernard-crick-political-theorist-and-orwell-biographer-who-advised-the-government-on-citizenship-teaching-in-schools!
piątek, 25 listopada 2011
Życie się dzieje - w przejrzystości
I świat się dzieje.
Czy mogłem kiedyś przypuszczać, że znajdę świętego Graala?
Przez okno zaglądają do mnie drzewa, historia ludzi i miejsca i moja własna. Niczego prawie więcej mi nie potrzeba. "Prawie" pozostaje do zdefiniowania.
Mam silne poczucie sensu. SENSU. Wszystkiego, co za. I co przed. I naonczas.
Kiedy myśl chwyci (załapie? zarejestruje?) kawałek rzeczywistości dokonuje się cud. Adequtio rei et intelectus. Najciekawsze jest chyba adequatio. Bo skąd wiemy, że adequatio? Mnie mówi o tym cała nabyta wiedza, wiara i rozum. Badam zgodność tego, co mi do głowy zaświta, z całością.
Kiedy Grażyna z dziećmi wyjadą do szkoły, zostaję jak w klasztorze. Jak zakonnik w celi lub w pustelni. Wielkie spraw się w nich dzieją. Wzbogacają i ubezpieczają kulturę człowieka.
Refren - tu się tyle dzieje! Życie i świat się dzieją. Nie można mówić o żadnym przemijaniu, tylko o uczestniczeniu w cudzie świata, cudzie życia.
Życie wewnętrzne jest tylko do przodu! Życie duchowe jest tylko w przód!
Mahatma Gandhi jest jednym z moich idoli. Najtrudniejsze sprawy załatwiał z pomocą postu. Mógł wtedy siedzieć w jakiejś izolacji, a zmieniał świat dokoła. Jak się zgubiłem przed 23 laty w Nowym Jorku, też mi pomógł. Zobaczyłem go w pomniku piechura w sari z laską wiecznego wędrowca.
Mam poczucie, że załatwiam ważne sprawy Strachówki nie ruszając się ze stuletniego domu w stuletnim Ogrodzie. Myśląc, modląc się, pisząc. Jakoś mi z postem najtrudniej.
"I żadna łza, i żadna myśl, i chwila, i rok nie przeszły, nie przepadły, ale idą wiecznie...". I żaden post i żadna modlitwa.
Poznaliśmy się dzisiaj z Adamem z bloga norwidiana.blogspot.com. Oprócz miłości do wieszcza mamy jeszcze inne podobieństwa - "Czy my się skądś w realu znamy? Wybacz, ale z pamięcią do twarzy różnie u mnie bywa. Zaciekawił mnie ten SIMR w biografii - czyżby tamte czasy?" I on i ja studiowaliśmy przelotnie na tym samym wydziale Politechniki Warszawskiej. Rzuciliśmy ją dla innych pasji. Ja wybrałem filozofię na ATK (dzisiejszy UKSW), on polonistykę na KUL.
Z kolei Noam Chomsky wspomniany na moim profilu Fb pomógł nam się rozpoznać z Lucy z Nebraski! Życie się dzieje! Jedną z najważniejszych w nim wartości jest przejrzystość. Nacisk na nią kładzie wspólnota z Taize. Pierwszy raz usłyszałem o niej jako istotnej (istotowej?) cesze człowieka-osoby od brata Roger. Po 31 latach odnajduję ją w miłości intelektualnej, o której mówił Jan Paweł II. FANTASTYCZNA PRZYGODA (intelektualna).
Ludzie zamknięci skazują się za życia na piekło. Czy są nieprzenikliwi i niepoznani tylko dla nas, współczesnych? Jeśli odgradzają się w ten sposób od prawdy - sprawa może być dużo gorsza. To nie musi być błona półprzepuszczalna. Może kończyć się na częściowym (pełnym) odgrodzeni od świata realnego.
Przejrzystość to i otwartość, i zaufanie, i gościnność, i pokora, i miłosierdzie i...
Samorząd to ogół mieszkańców na danym terenie. OTWARTOŚĆ REALIZOWANA W NIEUSTANNYM DIALOGU JEST WARUNKIEM NORMALNOŚCI SAMORZĄDU. I warunkiem nowoczesności i najlepszą drogą jego rozwoju!
Zakonnik Ksawery Knotz OFMCap jest jasną gwiazdą na nieboskłonie polskiego kościoła. "Bóg jednoczy małżonków w całej pełni ich ludzkiego doświadczenia: duchowo, psychicznie, ale i cieleśnie, poprzez seksualność. Bóg przychodzi, objawia się w więzi (relacji) małżeńskiej między kobietą i mężczyzną, którzy w sakramencie małżeństwa tworzą widzialny znak niewidzialnej łaski. Budowanie więzi jest procesem. Ludzie dźwigają bagaż swojego życia i z nim wchodzą w małżeństwo. To właśnie dzięki współmałżonkowi, przy nim i z jego pomocą Pan Bóg chce każdemu człowiekowi pomóc lub coś mu powiedzieć...
O. Knotz podkreśla, że trzeba dowartościować ciało, bo poprzez ciało przychodzi Bóg do małżonków. Boimy się tego, ale bardzo potrzebujemy doświadczenia, że w akcie małżeńskim objawia się Boża miłość. W tym akcie angażuje się nie tylko ludzka psychika (zaspokojenie poczucia bliskości, bezpieczeństwa), fizjologia, czyli ciało (poprzez rozładowanie napięcia, przeżycie przyjemności), ale przychodzi Duch Święty ze swoimi darami: pokojem, radością, łagodnością, miłością, wyrozumiałością, cierpliwością, itd. Pewna żona, gdy doświadczyła takiego wszechogarniającego doświadczenia jedności, powiedziała: „Boże, jeśli to jest Twoja miłość, to więcej mi nie dawaj, bo nie wytrzymam.
Tak intensywne, głębokie doświadczenie jedności z drugim człowiekiem zmienia też spojrzenie na Pana Boga – staje się On niesamowicie bliski." Przejrzystość musi być i tu i tam :)
PS.
"PAN i NCB boją się Tuska i Komorowskiego" - mówi Antoni Macierewicz. Nie wierzy chyba w ludzi i chyba ich obraża. To niech mnie o coś poprosi, ja się nie boję ani premiera, ani prezydenta, ani nawet prymasa. Tylko Boga. SOLI DEO.
Zdaję sobie sprawę, że większość ludzi (nasze wspólnoty lokalne) nie wierzą w szczerość, dialog, przejrzystość. I że Jezusa i Gandhiego zabili.
Czy mogłem kiedyś przypuszczać, że znajdę świętego Graala?
Przez okno zaglądają do mnie drzewa, historia ludzi i miejsca i moja własna. Niczego prawie więcej mi nie potrzeba. "Prawie" pozostaje do zdefiniowania.
Mam silne poczucie sensu. SENSU. Wszystkiego, co za. I co przed. I naonczas.
Kiedy myśl chwyci (załapie? zarejestruje?) kawałek rzeczywistości dokonuje się cud. Adequtio rei et intelectus. Najciekawsze jest chyba adequatio. Bo skąd wiemy, że adequatio? Mnie mówi o tym cała nabyta wiedza, wiara i rozum. Badam zgodność tego, co mi do głowy zaświta, z całością.
Kiedy Grażyna z dziećmi wyjadą do szkoły, zostaję jak w klasztorze. Jak zakonnik w celi lub w pustelni. Wielkie spraw się w nich dzieją. Wzbogacają i ubezpieczają kulturę człowieka.
Refren - tu się tyle dzieje! Życie i świat się dzieją. Nie można mówić o żadnym przemijaniu, tylko o uczestniczeniu w cudzie świata, cudzie życia.
Życie wewnętrzne jest tylko do przodu! Życie duchowe jest tylko w przód!
Mahatma Gandhi jest jednym z moich idoli. Najtrudniejsze sprawy załatwiał z pomocą postu. Mógł wtedy siedzieć w jakiejś izolacji, a zmieniał świat dokoła. Jak się zgubiłem przed 23 laty w Nowym Jorku, też mi pomógł. Zobaczyłem go w pomniku piechura w sari z laską wiecznego wędrowca.
Mam poczucie, że załatwiam ważne sprawy Strachówki nie ruszając się ze stuletniego domu w stuletnim Ogrodzie. Myśląc, modląc się, pisząc. Jakoś mi z postem najtrudniej.
"I żadna łza, i żadna myśl, i chwila, i rok nie przeszły, nie przepadły, ale idą wiecznie...". I żaden post i żadna modlitwa.
Poznaliśmy się dzisiaj z Adamem z bloga norwidiana.blogspot.com. Oprócz miłości do wieszcza mamy jeszcze inne podobieństwa - "Czy my się skądś w realu znamy? Wybacz, ale z pamięcią do twarzy różnie u mnie bywa. Zaciekawił mnie ten SIMR w biografii - czyżby tamte czasy?" I on i ja studiowaliśmy przelotnie na tym samym wydziale Politechniki Warszawskiej. Rzuciliśmy ją dla innych pasji. Ja wybrałem filozofię na ATK (dzisiejszy UKSW), on polonistykę na KUL.
Z kolei Noam Chomsky wspomniany na moim profilu Fb pomógł nam się rozpoznać z Lucy z Nebraski! Życie się dzieje! Jedną z najważniejszych w nim wartości jest przejrzystość. Nacisk na nią kładzie wspólnota z Taize. Pierwszy raz usłyszałem o niej jako istotnej (istotowej?) cesze człowieka-osoby od brata Roger. Po 31 latach odnajduję ją w miłości intelektualnej, o której mówił Jan Paweł II. FANTASTYCZNA PRZYGODA (intelektualna).
Ludzie zamknięci skazują się za życia na piekło. Czy są nieprzenikliwi i niepoznani tylko dla nas, współczesnych? Jeśli odgradzają się w ten sposób od prawdy - sprawa może być dużo gorsza. To nie musi być błona półprzepuszczalna. Może kończyć się na częściowym (pełnym) odgrodzeni od świata realnego.
Przejrzystość to i otwartość, i zaufanie, i gościnność, i pokora, i miłosierdzie i...
Samorząd to ogół mieszkańców na danym terenie. OTWARTOŚĆ REALIZOWANA W NIEUSTANNYM DIALOGU JEST WARUNKIEM NORMALNOŚCI SAMORZĄDU. I warunkiem nowoczesności i najlepszą drogą jego rozwoju!
Zakonnik Ksawery Knotz OFMCap jest jasną gwiazdą na nieboskłonie polskiego kościoła. "Bóg jednoczy małżonków w całej pełni ich ludzkiego doświadczenia: duchowo, psychicznie, ale i cieleśnie, poprzez seksualność. Bóg przychodzi, objawia się w więzi (relacji) małżeńskiej między kobietą i mężczyzną, którzy w sakramencie małżeństwa tworzą widzialny znak niewidzialnej łaski. Budowanie więzi jest procesem. Ludzie dźwigają bagaż swojego życia i z nim wchodzą w małżeństwo. To właśnie dzięki współmałżonkowi, przy nim i z jego pomocą Pan Bóg chce każdemu człowiekowi pomóc lub coś mu powiedzieć...
O. Knotz podkreśla, że trzeba dowartościować ciało, bo poprzez ciało przychodzi Bóg do małżonków. Boimy się tego, ale bardzo potrzebujemy doświadczenia, że w akcie małżeńskim objawia się Boża miłość. W tym akcie angażuje się nie tylko ludzka psychika (zaspokojenie poczucia bliskości, bezpieczeństwa), fizjologia, czyli ciało (poprzez rozładowanie napięcia, przeżycie przyjemności), ale przychodzi Duch Święty ze swoimi darami: pokojem, radością, łagodnością, miłością, wyrozumiałością, cierpliwością, itd. Pewna żona, gdy doświadczyła takiego wszechogarniającego doświadczenia jedności, powiedziała: „Boże, jeśli to jest Twoja miłość, to więcej mi nie dawaj, bo nie wytrzymam.
Tak intensywne, głębokie doświadczenie jedności z drugim człowiekiem zmienia też spojrzenie na Pana Boga – staje się On niesamowicie bliski." Przejrzystość musi być i tu i tam :)
PS.
"PAN i NCB boją się Tuska i Komorowskiego" - mówi Antoni Macierewicz. Nie wierzy chyba w ludzi i chyba ich obraża. To niech mnie o coś poprosi, ja się nie boję ani premiera, ani prezydenta, ani nawet prymasa. Tylko Boga. SOLI DEO.
Zdaję sobie sprawę, że większość ludzi (nasze wspólnoty lokalne) nie wierzą w szczerość, dialog, przejrzystość. I że Jezusa i Gandhiego zabili.
czwartek, 24 listopada 2011
Straszny stan rzeczy (wojna umysłów) i wybawienie
Reklamują film "80 milionów", o - jak to się mówi w takich przypadkach - brawurowej akcji ukrycia pieniędzy związku zawodowego Solidarność przed komunistycznymi "siepaczom" w stanie wojennym. W studio są bohaterowie z tamtych czasów Józef Pinior, Władysław Frasyniuk i młodzi aktorzy, odtwórcy ról. Redaktorzy prowadzący (też młodzi ludzie) zachwycają się, "nareszcie film pokazujący prawdziwą - nie posągową i nie polityczną - Solidarność".
I drugi zachwyt, że w młodych odtwórcach młode pokolenie musiało wczuć się w swoich rówieśników (byliśmy naprawdę młodzi) i zdarzenia. Jak ma mnie nie boleć, gdy słucham takich programów i filmów?? Miałem tyle lat, co oni!
Kazik Łapka w 1994 roku zdradził może tylko mnie i ideały I Kadencji Samorządu w Polsce. Czy obecna kadencja samorządu chce zdradzić historię własnej gminy i Ojczyzny? Bez poważnej publicznej debaty większość z nas, mieszkańców gminy, nie odnajdzie pokoju wewnętrznego. To jest REALNA blokada rozwoju i tylko władza lokalna może ją usunąć. Dostali do tego w wyborach wszystkie niezbędne narzędzia. Można nawet powiedzieć, że spokój społeczny jest ich najważniejszym zadaniem. Nie chodzi o czyjeś dobre samopoczucie lub przeciwnie, o sprawianie komuś nieprzyjemności. Owszem, mnie udziela się wewnętrzne drżenie przy omawianiu wydarzeń 1980/81, w kontekście waszego przemilczania. Chyba nikogo to nie dziwi? Ale chodzi o coś ważniejszego, o prawdę i klimat życia zbiorowego w jakiejś (naszej!) gminie w Polsce.
Przyznaję, że nawet mnie historia jeszcze raz zaskoczyła. Na przykład, nie przypuszczałem, że po 17-stu latach ciągle tak żywa będzie sprawa "wyborczego rachunku sumienia!". Nie o wynik chodzi, ale o metodę. Może to ze względu na treść (moich) niebieskich karteczek-ulotek z tamtej kampanii? Dołożyłem je u samej góry "Agatologii". One ukazują istotę ówczesnych zmagań (duchowych, nie wyborczych) i dokonanych (bo czy na pewno wybranych?) zmian.
Ciekawostka - szukając tekstu pieśni Zofii Solarzowej zostałem odesłany przez Google do własnej strony. Zdążyłem zapomnieć o tym wpisie.
W XXX ROCZNICĘ STANU WOJENNEGO ŻADEN DOROSŁY POLAK NIE MOŻE CHOWAĆ GŁOWY W PIASEK.
Praca umysłowa wymaga odpowiednich warunków, czasu i wysiłku. TAK, to, co tutaj robię, TO JEST PRACA. To, że nie przynosi żadnej finansowej rekompensaty na utrzymanie wielodzietnej rodziny, to też fakt. Ten fakt rzuca światło na obraz życia publicznego w kraju nad Wisłą. To w pewien sposób negatywny certyfikat stanu państwa i społeczności lokalnych.
Dojrzałe demokracje uznają za elementarną powinność znaleźć miejsce dla "kombatantów" (takich lub innych kampanii o wolność) i wykorzystać ich wiedzę i doświadczenie.

Wczoraj, któreś z dzieci zmieniło mi tapetę w laptopie. Był cmentarz w Jadowie, a są jaskrawo-czerwone płatki kwiatów. Zdjęcie z cmentarza pochodzi z pogrzebu Czarka, jest słoneczne, pogodne. W rogu wnikliwi obserwatorzy mogą dostrzec znajomą sylwetkę nauczyciela z Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Samo wyszło takie ujęcie, kadr i samo znalazło się na monitorze. Coś wcisnąłem przypadkiem i stało się. Mnie nie przeszkadzało. Przeciwnie - jest słoneczne, refleksyjne i pobożne jednocześnie. Lubię tajemnicę "świętych obcowania", lubię pamięć o tych, którzy są naszym łącznikiem z królestwem Bożym po drugiej stronie życia biologicznego. Na tym cmentarzu są pochowani śp. dr Leon Bokiewicz (1820-1879), dr Ludwik Wiśniewski (zm.1942?), strzelec Władysław Białobrzeski (1893-1918), Andrzej Król (1870-1955), mąż Marii, ojciec chrzestny prof. Aleksandra Jackowskiego (który w swojej autobiografii napisał, że Kapaonowie mogą być potomkami jakiegoś Garibaldczyka?).
Ale, ale - chciałem o cmentarzu (muszę go odzyskać). Mieszkańcy jakiegoś osiedla w Kołobrzegu wznoszą barykady, żeby zakład pogrzebowy nie wykupił budynku po sklepie spożywczym na osiedlu. Bunt, jak bunt. Łatwo jest wszczynać wszędzie i o wszystko. Argumenty mnie poruszyły. Nazwę je "katolickim pogaństwem". Hurra na zmarłych, na trumny, na klepsydry, na wieńce i na co się jeszcze da (ładnie się nazywa funeralia lub artykuły funeralne). W imię własnej wizji świata, bez śmierci, bez grobów, pogrzebów, i oczywiście ze znikoma tolerancją i zdolnością do poważnego myślenia (światopoglądu). Jak nie im będzie przeszkadzało i oczywiście pozbawi ich spokoju wewnętrznego i radości z życia, to na pewno ich biedne małe kochane dzieciątka. Większość z nich pewnie jest ochrzczona (to wynika ze statystyki) i pewnie broniliby krzyża na Krakowskim Przedmieściu i w Sejmie.
W 1979 i 1980 roku parę miesięcy przemieszkałem na działce graniczącej z cmentarzem w Tours, Francja, na ulicy Rue du Pas de Notre Game (ulica jednego kroku Matki Bożej). Lokalizacji nie przeszkadzała właścicielom, Marie i Francois Bray. Mieli siedmioro dzieci! Jedna z ich córek wstąpiła do karmelitanek, a inną spotkałem po latach na pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Stopy i kroki Matki Bożej zobowiązują!
Lubiłem patrzeć na mur i groby za nim. Chodziłem tam na spacery, spotykałem miłych ludzi, wymienialiśmy się uśmiechami lub dobrym słowem.
W Legionowie mieszkaliśmy daleko od cmentarza, ale i on dawał nam znaki 1 Listopada. Był położony na piaszczystej górce i kiedy rozświetlał się tysiącami zniczy, ich blask i łuna była widoczne z naszego okna na I-szym piętrze. Wglądanie z niego w kierunku miejsca wiecznego spoczynku w Dniu Wszystkich Świętych było rytuałem naszego dzieciństwa.
Praca umysłowa jest wielkim bogactwem. Także naszej gminy. Kiedy zastanawiam się, dlaczego ma taki wielki wpływ na prawie każdy mój dzień (od niej zależy głęboka satysfakcja i aż poczucie sensu życia) przychodzą mi do głowy trzy "fakty":
1) wuj Aleksander Jackowski, który odpowiadając mi na komplement, że "każde zdanie w jego książce "Miejsca i ludzie" niesie piękno i prawdę", zażartował sobie, że nawet pół zdania jest czymś niezwykłym
2) miłość intelektualna do świata, człowieka i Boga, o której mówił Jan Paweł II
3) "Gdzie ton i miara równe są przedmiotowi... tam się z - traja"(CKN, Kolebka pieśni)
Wszystkie te okoliczności i doznania prowadzą do Źródła Wszechrzeczy - Trójcy Świętej. Amen.
I drugi zachwyt, że w młodych odtwórcach młode pokolenie musiało wczuć się w swoich rówieśników (byliśmy naprawdę młodzi) i zdarzenia. Jak ma mnie nie boleć, gdy słucham takich programów i filmów?? Miałem tyle lat, co oni!


Ciekawostka - szukając tekstu pieśni Zofii Solarzowej zostałem odesłany przez Google do własnej strony. Zdążyłem zapomnieć o tym wpisie.
W XXX ROCZNICĘ STANU WOJENNEGO ŻADEN DOROSŁY POLAK NIE MOŻE CHOWAĆ GŁOWY W PIASEK.
Praca umysłowa wymaga odpowiednich warunków, czasu i wysiłku. TAK, to, co tutaj robię, TO JEST PRACA. To, że nie przynosi żadnej finansowej rekompensaty na utrzymanie wielodzietnej rodziny, to też fakt. Ten fakt rzuca światło na obraz życia publicznego w kraju nad Wisłą. To w pewien sposób negatywny certyfikat stanu państwa i społeczności lokalnych.
Dojrzałe demokracje uznają za elementarną powinność znaleźć miejsce dla "kombatantów" (takich lub innych kampanii o wolność) i wykorzystać ich wiedzę i doświadczenie.

Moja praca, lekceważona przez współczesnych, jest potrzebna następnym pokoleniom. Kiedyś wróci zapotrzebowanie na prawdę i wrażliwość na historię najnowszą (choć ta "nowość" ma już ponad 30 lat!). Ktoś będzie chciał wiedzieć, czy w tamtych czasach była u nas SOLIDARNOŚĆ. Kto do niej należał? Co robili? Co robili w tym czasie inni? Jaka była zima w grudniu 1981? Dlaczego patrol wojskowo-milicyjny szukał przewodniczącego Solidarności tu i tam? Brnąc w kopnym śniegu przez pola w Annopolu i pytając w różnych innych domach i wsiach?
A ktoś inny bardzo dociekliwy spyta, czyj to "Anioł Stróż Ziemi Wołomińskiej" ze skrzydłami gotowymi do uniesień i długą trąbą (prawie jerychońską, zwycięską) stoi przy tabernakulum w kościele w Strachówce i dlaczego? Nie jest przyjemnie pisać o sobie, ale jak inaczej upomnieć się o prawdziwą historię Strachówki? Jeśli inni zaczną, ja umilknę.
Wczoraj, któreś z dzieci zmieniło mi tapetę w laptopie. Był cmentarz w Jadowie, a są jaskrawo-czerwone płatki kwiatów. Zdjęcie z cmentarza pochodzi z pogrzebu Czarka, jest słoneczne, pogodne. W rogu wnikliwi obserwatorzy mogą dostrzec znajomą sylwetkę nauczyciela z Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Samo wyszło takie ujęcie, kadr i samo znalazło się na monitorze. Coś wcisnąłem przypadkiem i stało się. Mnie nie przeszkadzało. Przeciwnie - jest słoneczne, refleksyjne i pobożne jednocześnie. Lubię tajemnicę "świętych obcowania", lubię pamięć o tych, którzy są naszym łącznikiem z królestwem Bożym po drugiej stronie życia biologicznego. Na tym cmentarzu są pochowani śp. dr Leon Bokiewicz (1820-1879), dr Ludwik Wiśniewski (zm.1942?), strzelec Władysław Białobrzeski (1893-1918), Andrzej Król (1870-1955), mąż Marii, ojciec chrzestny prof. Aleksandra Jackowskiego (który w swojej autobiografii napisał, że Kapaonowie mogą być potomkami jakiegoś Garibaldczyka?).
Ale, ale - chciałem o cmentarzu (muszę go odzyskać). Mieszkańcy jakiegoś osiedla w Kołobrzegu wznoszą barykady, żeby zakład pogrzebowy nie wykupił budynku po sklepie spożywczym na osiedlu. Bunt, jak bunt. Łatwo jest wszczynać wszędzie i o wszystko. Argumenty mnie poruszyły. Nazwę je "katolickim pogaństwem". Hurra na zmarłych, na trumny, na klepsydry, na wieńce i na co się jeszcze da (ładnie się nazywa funeralia lub artykuły funeralne). W imię własnej wizji świata, bez śmierci, bez grobów, pogrzebów, i oczywiście ze znikoma tolerancją i zdolnością do poważnego myślenia (światopoglądu). Jak nie im będzie przeszkadzało i oczywiście pozbawi ich spokoju wewnętrznego i radości z życia, to na pewno ich biedne małe kochane dzieciątka. Większość z nich pewnie jest ochrzczona (to wynika ze statystyki) i pewnie broniliby krzyża na Krakowskim Przedmieściu i w Sejmie.
W 1979 i 1980 roku parę miesięcy przemieszkałem na działce graniczącej z cmentarzem w Tours, Francja, na ulicy Rue du Pas de Notre Game (ulica jednego kroku Matki Bożej). Lokalizacji nie przeszkadzała właścicielom, Marie i Francois Bray. Mieli siedmioro dzieci! Jedna z ich córek wstąpiła do karmelitanek, a inną spotkałem po latach na pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Stopy i kroki Matki Bożej zobowiązują!
Lubiłem patrzeć na mur i groby za nim. Chodziłem tam na spacery, spotykałem miłych ludzi, wymienialiśmy się uśmiechami lub dobrym słowem.
W Legionowie mieszkaliśmy daleko od cmentarza, ale i on dawał nam znaki 1 Listopada. Był położony na piaszczystej górce i kiedy rozświetlał się tysiącami zniczy, ich blask i łuna była widoczne z naszego okna na I-szym piętrze. Wglądanie z niego w kierunku miejsca wiecznego spoczynku w Dniu Wszystkich Świętych było rytuałem naszego dzieciństwa.
Praca umysłowa jest wielkim bogactwem. Także naszej gminy. Kiedy zastanawiam się, dlaczego ma taki wielki wpływ na prawie każdy mój dzień (od niej zależy głęboka satysfakcja i aż poczucie sensu życia) przychodzą mi do głowy trzy "fakty":
1) wuj Aleksander Jackowski, który odpowiadając mi na komplement, że "każde zdanie w jego książce "Miejsca i ludzie" niesie piękno i prawdę", zażartował sobie, że nawet pół zdania jest czymś niezwykłym
2) miłość intelektualna do świata, człowieka i Boga, o której mówił Jan Paweł II
3) "Gdzie ton i miara równe są przedmiotowi... tam się z - traja"(CKN, Kolebka pieśni)
Wszystkie te okoliczności i doznania prowadzą do Źródła Wszechrzeczy - Trójcy Świętej. Amen.
środa, 23 listopada 2011
Święte impulsy
Skąd taki temat? Z porannego maila. Zajrzałem do poczty, wbrew rozumowi, i znalazłem impulsy. Wczoraj napisałem e-maila do Andrzeja, przełożonego kościoła w Turkmenistanie (takie sformułowania przywodzą wyobraźni od razu historię Kościoła, świętego Andrzeja Apostoła, Dniepr, Don, Małą Azję itd.)
Wielkiego Apostoła dzisiejszej Azji trudno złapać na miejscu. Często jest w drodze. Zawsze w apostolskiej pracy. Ale zawsze odpowiada na listy, czasem trzeba poczekać. Więc wbrew rozumowi otworzyłem pocztę. Innych powodów nie miałem, bo przestałem właściwie z niej korzystać, poprzestaję na Fb i na jego funkcji messages (doskonała zastępowalność). A tu aż dwa maile od Andrzeja.
1)22.11, godz.18.50
2)23.11, godz. 3.14
A wysłałem 22.11, godz.14.54.
Daję pełną faktografię, bo Bóg przemawia głównie przez wydarzenia. W Andrzeju Madeja dotyka nas Bóg. My w nim możemy Boga dotknąć. Niczym nie jest osłonięty, ani odgrodzony.
Dołączyłem do maila (z życzeniami imieninowymi i z prośbą o słowo pasterskie na Dzień Modlitw za Kościół na Wschodzie) zdjęcie zrobione na katechezie w klasie 1-szej. Dzieci malowały kościół dla misjonarza i jego owczarni w Azji. Dopiero na koniec lekcji oświeciło mnie, żeby zrobić zdjęcie i wysłać Andrzejowi. Pobiegłem po aparat i stało się. IMPULS.
List z Turkmenistanu, który był wysłany jako pierwszy, o godz. 18.50 - jest listem do dzieci. Muszę go im przekazać. Najpierw z pomocą rodziców i Fb, potem na katechezach, może na korytarzu, może w gazetce szkolnej? Muszą się dowiedzieć, że są bardzo ważni w Kościele.
"BOG ZAPLAC DZIECIOM KTÓRE NAMALOWALY OBRAZKI DLA MISJONARZA !!!
KOCHANE DZIECI
SZCZESC BOZE !
WITAJCIE
KOCHANE
U NAS W ASZCHABADZIE NIE MAMY JESZCZE KOSCIOLA Z DREWNA ,
KAMIENIA CZY CEGLY ... NAWET I Z GLINY NIE MAMY JESZCZE
SWIATYNI
WYNAJMUJEMY DOMEK W KTÓRYM ZBIERAMY SIĘ NA MSZE SWIETA
MAMY NADZIEJE ZE KIEDYS SIĘ DOCZEKAMY I BĘDZIEMY MOGLI
ZBUDOWAC KOSCIOLEK DLA PANA JEZUSA
POMODLCIE SIĘ PROSZĘ ABY PAN BOG DAL NAM TEGO DOZYC
DZIEKUJAC WAM ZA WASZA MODLITWE I NAMALOWANE PRZEZ WAS
KOSCIOLY DLA MNIE, SERDECZNIE WAS BLOGOSLAWIE
OJCIEC ANDRZEJ Z TURKMENISTANU"
Taki jest prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa. Wrażliwy. Człowiek jest jego drogą. Najmniejsi najbardziej. Słyszy każdy, najsłabszy nawet głos. "Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku." Ani w Azji, ani w Strachówce.
Aneta Rudkowska opowiada życie Annie Dymnej w programie "Spotkajmy się" - "Jak to cudownie być z ludźmi, wśród ludzi." Spotkały się na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki i w Fundacji „Mimo Wszystko”. Jedna jest organizatorem i prezesem, druga - finalistką festiwalu, z mukowiscydozą.
Jak to cudownie spotkać takiego człowieka, jak Andrzej z Turkmenistan.
Jak trudno jest spotkać się nam w Strachówce na herbacie i współtworzyć cudowny świat Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Cudowny świat Ewangelii. Zbyt często (chętnie) zamykamy się w światach swoich nawyków. A życie jest takie krótkie. Każda gmina powinna mieć (cudowne) miejsce na "Zaczarowaną herbatę". Mogłoby ono pełnić taką rolę jak "Okno życia", w którym dzieją się cuda ratowania życia człowieka. Herbatki mogłyby ratować kulturę człowieka.
O programie Anny Dymnej tak piszą w prasie - "Program kierowany jest zarówno do osób niepełnosprawnych, jak i pełnosprawnych. Głównym przesłaniem audycji jest zbliżenie tych dwóch, wydawałoby się odrębnych, światów. To intymna rozmowa z zaproszonymi przez Annę Dymną gośćmi, w czasie której będą poruszane tematy dotyczące każdego człowieka, takie jak miłość, akceptacja, samotność, szczęście, wiara i nadzieja."
A my o wierze, o szczęściu, akceptacji, samotności itd. nie chcemy rozmawiać? Owszem, na katechezach. Ale dlaczego nie w parafii, gminie, radzie pedagogicznej... czyli różnych przejawach (formach organizacyjnych) wspólnoty lokalnej?
wtorek, 22 listopada 2011
Świadectwo dla Teo-filów
1) www.sps-strachowka.pl
2) Wielki projekt od Zachara
3) Wyklęty o Boniecki i niewyklęty (jeszcze) o Ksawery na Fb
4) List do o Madeja
5) Ankieta nt. mszy szkolnej
6) Kontrrewolucja oczami o Józefa
7) 10 lat Wspólnoty Mazowieckiej
8) Książka m Danuty i blog m Grażyny
9) Internet tuż, tuż (w drzwiach)
10) Zagadkowy Jezus dzisiejszych czytań mszalnych
Żyjąc, czemuś dajemy świadectwo. Świadczymy słowami, uczynkami, zaniedbaniami - całym sobą. Kto przemyślał dzieciństwo i wiek dojrzały, wie czemu świadczy.
Ad.1
Ukazał się mój komentarz, został zmoderowany pozytywnie. Cieszę się autentycznie i dziękuję.
Ad.2
To wielki tekst kulturowy. Stephen Hawking jest wielkim tekstem. Dla mnie także - korespondencja z Zacharem. Jeśli są jeszcze inni, oprócz nas, mieszkańcy gminy i okolic zainteresowani takim problemami, to może warto by zorganizować spotkanie przy herbacie i rozmowę bardziej publiczną?
Czytając "Wielki projekt", przepraszam, że etapami i powoli, jestem jakby w dwóch osobach. Współczesny JK i dawniejszy, dużo młodszy. Obecny - ma swoje doświadczenie życiowe i teorie (zależne od modelu) - realizm zależny od modelu, którego się dorobiłem. Ten młodszy, poszukujący, był chyba w gorszym położeniu (jak cała młodość).
Dzisiaj, poznając myślenie innych osób, zdaję sobie sprawę, jak inny jest mój świat. Tym , co mnie różni lub upodabnia jest doświadczenie wiary (religijne, duchowe, świata wewnętrznego). To nie jest sprawa samego chrztu i przynależności do kościoła. Przecież takich jest przytłaczająca większość (w Polsce), a bliskość (duchową) przeżywam z bardzo nielicznymi - reprezentuje ich Andrzej Madej, w jakiś sposób także Karol Wojtyła. To są ci, którzy zaufali i powierzyli siebie całkowicie Innej Rzeczywistości. Znaleźli ją w Jezusie z Nazaretu i całej tradycji biblijnej. W tym modelu zrealizowali całkowicie, lub już w większości, życie (siebie). W modelu, dla którego nie znaleźliśmy żadnej rozsądnej alternatywy. Naukowcy więc mogą tworzyć nieskończoną liczbę nieskończonych historii i teorii. Dla realnie istniejącego homo sapiens (z całym bytowym wyposażeniem i potrzebami) są one wiedzą ciekawą, może (kiedyś) pomocną technologicznie, lecz tylko dopełniającą mądrość prawdziwą o Zbawieniu i Życiu Wiecznym. (cdn. o "Wielkim projekcie", musi, o wolnej woli itp). No i na sobotę ks.S.Gaworek zaprasza na audycję radiową o podobnych sprawach.
Ad.3
Liczę na to, że oponentom i sympatykom księży Adama Bonieckiego i Ksawerego Knotz nie zabraknie chęci do dyskusji na Facebooku, więc tutaj pominę.
Ad.4
Muszę dziś napisać i wysłać, z prośbą o Jego list na XII Dzień modlitwy za Kościół na Wschodzie. Pierwszy list napisał rok temu. Jest Rektorem naszego - ciągle wirtualnego - Uniwersytetu Obywatelskiego LGD.
Ad.5
Trzeba coś zrobić, bo uginamy się pod ciężarem odpowiedzialności. Jak zyskać innych zaangażowanych we wspólne dzieło katolickiego wychowania? Trwamy i działamy we wspólnocie Kościoła Katolickiego żyjącego i modlącego się w parafii Strachówka.
Ad.6
Artykuł napisany przeze mnie (ojca Józefa, podkreślam ojcostwo w odruchu solidarności z ojcem Adamem, Ksawerym, Andrzejem...) we wrześniu jest wreszcie dostępny w druku (bieżący numer Łącznika Mazowieckiego). Czy stracił coś na aktualności? A może, wręcz przeciwnie, zyskał?
TEZA - po 20 latach tzw. transformacji ustrojowej ugrzęźliśmy - jako społeczeństwo - w materializmie i stagnacji. Jakbyśmy działalność JPII z 1979 roku (niech zstąpi Duch Twój i odnowi...) zrozumieli nazbyt dosłownie. Niech Duch Święty nadal odmienia oblicze Ziemi, zawsze, ciągle! Niech słowa jego modlitw i przemówień z 1979, i tu i tam powtarzane, trwają, dźwięczą nam w uszach, duszy, umyśle. "Postęp ludzkości musi się mierzyć nie tylko rozwojem nauki i techniki, w czym uwidacznia się wyjątkowa pozycja człowieka w przyrodzie, ale równocześnie, a nawet bardziej jeszcze prymatem wartości duchowych i rozwojem życia moralnego” (JPII, USA, ONZ, 1979). Niech Jego działalność trwa wśród nas - niech nam ciągle pomaga odzyskiwać prawdziwą HISTORIĘ, KULTURĘ I TOŻSAMOŚĆ. Takie jest powołanie (misja) Rzeczpospolitej Norwidowskiej.
Ad.7
Przepiszę tylko motto Programu MWS:
"Wolność i demokracja, raz wywalczona, nie stanie się wartością trwałą polskiej państwowości bez codziennej pielęgnacji i wzbogacaniu zdobyczy ogólnospołecznych, wypracowanych solidarnie w czasach przełomu ustrojowego krajów Europy Środkowej i Wschodniej."
O to - paradoksalnie - trwa najgłębszy spór wśród nas. O tym były moje dwa apele do władz samorządowych gminy. Pozostały bez odpowiedzi!! Więc gdzie jest ta Polska!
Ad.8
Książkę matki Danuty znam tylko z wczorajszych prezentacji medialnych. Blog matki Grażyny można przeczytać bez ograniczeń (bez blokowania nikogo przez administratora strony).
Ad.9
Wczoraj chyba faktem dnia - ZNAKIEM CZASU!! - było dociągnięcie kabla internetowego pod moje/nasze okno na świat. Teraz czekamy już tylko na podłączenie. Mamy nadzieję, że na koniec roku? Może na Gwiazdkę?
Ad.10
"Wtedy mówił do nich: Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie." Hmm, mam z tym problem, bo nie lubię i stronię od religijnej abrakadabry. Trzęsienia ziemi zostawiam sejsmologom, niebo astronomom itd. Znaków nie odrzucam, przeciwnie, cały (wszech)świat jest dla mnie znakiem Bożej Miłości dla człowieka-osoby. Muszę poszukać biblistów.
Mistycy dają inne podpowiedzi - "wola Boga i wola duszy są złączone w jednym, osobistym i wolnym przyzwoleniu”. Wówczas życie Boże ogarnia duszę i Bóg oddaje się jej jak oblubieniec oblubienicy. Duszy, która Mu się oddała całkowicie, Bóg nie tylko udziela łask, lecz daje siebie samego. „To jest ten wysoki stan zaręczyn duchowych duszy ze Słowem, w którym Oblubieniec świadczy jej wielkie dobrodziejstwa i bardzo często nawiedza ją z miłością” (św. Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości).
poniedziałek, 21 listopada 2011
Może być inaczej
Lekcji nie przygotowałem, nocy nie przespałem (dobrze), do szkoły nie pojechałem. Muszę pojechać do lekarza.
Odkryłem za to, że przejrzystość jest formą realizacji intelektualnej miłości do świata, człowieka i Kościoła. Za mało jej poświęcamy uwagi.
Każdego stać na taką miłość, na miarę swoich możliwości. Nie każdy musi być tak dokładny jak Miron Białoszewski, który opisując w "Zawale" sytuację krańcowego zagrożenia życia nie omija niczego - "Już mnie rozbierają i na łóżko. Pielęgniarka chce mi zdzierać majtki, ale ja mówię - wstydzę się, i ściągam sam, bo nie są znów te majtki tak do pokazywania."
Można się śmiać, ale to ma głęboki sens. Kto cię nie oszuka w takich detalach, nie oszuka cię w innych (żadnych). A odwracanie oczu (cenzurowanie rzeczywistości) w obliczu śmierci może być szczytem hipokryzji. "Każdemu daj śmierć jego własną Panie, daj umieranie co wynika z życia). Jesteśmy jednością, ale nie każdy chce ją przyjąć do końca. Czy będzie zbawiony? Nie moja to rzecz; Jezusa i Miłosiernego Ojca.
Wczoraj trudno było mi wyobrazić sobie, że zasiądę do klawiatury i coś będę pisał. Wyście mnie uśmierzyli, zaakceptowałem to - o dziwo - niemal bez zarzutu.
A jednak prawda mnie znów przynagla i piszę. Co będzie za chwilę, któż wie? C'est ne connaît que La Providence. Google tłumacz stał się niezbędnym asystentem życia na blogu, choć dopiero Lucy musiała mnie do niego przekonać. To konieczność postępu kulturowego. Nie można ugrzęznąć na Wordzie i pracowniach komputerowych w szkołach. Użycie technologii (dla dobra i rozwoju osobistego i więzi z bliźnimi) się liczy, a nie same technologie. Dlatego, między innymi, taką wielką szansą dla naszych dzieci i dla nas jest kontakt (korespondencja, współpraca) ze szkołą świętej Teresy w Lincoln, Nebraska. Taką misję cywilizacyjną w świecie pełni Ameryka. Ci, którzy tego jeszcze nie zrozumieli powinni przeczytać teksty Jana Pawła II z Bostonu (1-sza pielgrzymka do USA, 1979). Mnie też otworzył oczy na inną Amerykę przed 32 laty.
"Papież odkrył wtedy tętniący życiem katolicyzm, mniej sceptyczny w odniesieniu do przyszłości chrześcijańskiego świadectwa i kultury niż bliźniacze Kościoły w Europie Zachodniej. Poczuł, jak się zdaje, iż Kościół katolicki w Ameryce wyszedł z zawieruchy okresu posoborowego silniejszy, niż można to sobie było wyobrazić. I że – pomimo wulgaryzmu kultury popularnej i sceptycyzmu elit – Stany Zjednoczone to kraj, w którym kontynuowana jest wielka zachodnia tradycja. Amerykańska demokracja, mimo swoich problemów, zdawała się rozumieć, że prawda moralna i demokratyczna władza są ze sobą blisko powiązane. Ameryka bowiem w pewnym sensie zachowała przekonanie, iż tylko ludzie szlachetni mogą być wolni. Te nowe odczucia stały się fundamentem, na którym przez ponad ćwierćwiecze Jan Paweł II budował swoje relacje ze Stanami Zjednoczonymi, z Amerykanami i z tutejszym Kościołem katolickim."
„Postęp ludzkości musi się mierzyć nie tylko rozwojem nauki i techniki, w czym uwidacznia się wyjątkowa pozycja człowieka w przyrodzie, ale równocześnie, a nawet bardziej jeszcze prymatem wartości duchowych i rozwojem życia moralnego” (JPII, USA, ONZ, 1979).
Rozwój państwa, gminy, stowarzyszeń itp. trzeba mierzyć tą samą miarą. Nie budżetem, nie poziomem inwestycji. JEST PRAWDA, nie postępujmy tak , jakby jej nie było. Stawiamy pomniki Janowi Pawłowi II, nazywamy Nim ulice i place. CZYTAJMY, DYSKUTUJMY, REALIZUJMY jego słowa powiedziane i zapisane. Nie bądźmy krajem hipokrytów. Swiat patrzy na nas i liczy, że pomożemy mu w zrozumieniu fenomenu JPII. Że będziemy liderami w znajomości jego nauki i w jej wcielaniu w życie. Mamy najwięcej danych ku temu - dziedzictwo kulturowe.
1) John Paul II gave back to his people their history, their culture, and their identity. In doing so, he gave Poles spiritual tools of resistance that communism could not match. - Polska, 1979
2) "as one who wishes you to fulfill completely your noble destiny of service to the world" - USA, 1979
3) 5 czerwca 1979 r., podczas spotkania w Białym Domu z prezydentem USA i prominentami świata polityki, kultury i biznesu, Ojciec Święty powiedział: “Pochodzę z narodu, który posiada długą tradycję głębokiej wiary chrześcijańskiej i który ma historię naznaczoną wieloma wstrząsami. Przez ponad 100 lat Polska była po prostu wykreślona z politycznej mapy Europy. Jest to jednak kraj, który posiada głęboką cześć dla wartości, bez których żadna społeczność nie może istnieć i się rozwijać. Tymi wartościami są: umiłowanie wolności i umiłowanie własnego dziedzictwa kulturowego oraz przekonanie, że wysiłki wspólne dla dobra społeczeństwa muszą być kierowane przez prawdziwy sens moralny”.
4) na stadionie w Bostonie - 1979.
"Earlier today, I set foot on the soil of the United States of America. In the name of Christ I begin a pastoral journey that will take me to several of your cities. At the beginning of this year, I had the occasion to greet this continent and its people from a place where Christopher Columbus landed; today I stand at this gateway to the United States, and again I greet all of America. For its people, wherever they are, have a special place in the love of the Pope.
I come to the United States of America as Successor of Peter and as a pilgrim of faith. It gives me great joy to be able to make this visit. And so, my esteem and affection go out to all the people of this land. I greet all Americans without distinction; I want to meet you and tell you all—men and women of all creeds and ethnic origins, children and youth, fathers and mothers, the sick and the elderly—that God loves you, that he has given you a dignity as human beings that is beyond compare. I want to tell everyone that the Pope is your friend and a servant of your humanity. On this first day of my visit, I wish to express my esteem and love for America itself, for the experience that began two centuries ago and that carries the name "United States of America" ; for the past achievements of this land and for its dedication to a more just and human future; for the generosity with which this country has offered shelter, freedom and a chance for betterment to all who have come to its shores ; and for the human solidarity that impels you to collaborate with all other nations so that freedom may be safeguarded and full human advancement made possible. I greet you, America the beautiful!"
5) "To właśnie nasza kultura – jak podkreślił w słynnym wystąpieniu na forum UNESCO 2 czerwca 1980 r., w czasach, kiedy sąsiedzi skazywali Polskę na śmierć, okazała się ona “potęgą większą od innych potęg”.
RZECZPOSPOLITĄ NORWIDOWSKĄ BUDUJEMY NA TYCH SAMYCH FUNDAMENTACH. Dlatego prosiliśmy i otrzymaliśmy Jego błogosławieństwo!
***
To było z głowy. A teraz to, co dorzucił dzisiaj Internet. Najpierw - jak to dobrze, że są tacy ludzie (księża) jak ojciec Ksawery Knotz. Ile mu zawdzięczam w krótkim czasie! Silną inspirację katechetyczną i dotlenienie w kontaktach internetowych z księżmi, czyli dla mnie, ze światem. Bo częściej jest tam, albo nic, albo bardzo powierzchownie. A ja żyję, gdy mogę z kimś rozmawiać, poważnie. Innego świata właściwie nie mam. We wspólnocie lokalnej, w której żyję, ani wójt, ani ksiądz proboszcz nie zapraszają na szczere rozmowy przy herbacie. Mijamy się, mijamy. A ja tak ich lubię i cenię, że byłoby to dla mnie wielkim radosnym przeżyciem. O ile byśmy od serca gadali! Bo na większość tematów z miejscowymi - oprócz Zachara - się nie da. Przyjazny kącik (kącik Solidarności) w Urzędzie Gminy, albo na plebanii mógłby zdziałać cuda. Nie tylko w moim życiu, ale całej wspólnoty. Takie działania nazywam metodą Bł. Jana XXIII. Bł. JPII też rozwiązał nie jeden spór w kościele zapraszając do siebie i słuchając.
Wczoraj słyszeliśmy na ten temat Ewangelię. Podać kubek wody, zaprosić na herbatę, nawet więźniów lub innych "golasów" w społeczeństwie lokalnym, a Bóg i świat się uśmiechnie od ucha do ucha także w naszej gminie, szkole i parafii :)
Przemówienia i kazania tego nie zrobią. Mamy raczej już dosyć kazań i przemówień. Oczywiście, od czasu do czasu, tak mnie, jak i wszystkim chyba, się przydadzą.
Więc ojciec Ksawery Knotz wziął na siebie wielkie zadanie - przełamać zmowę milczenia, także w polskim kościele, na temat seksu i przełamać nieobecność w najpotężniejszym medium, jakim jest Internet. Chwała mu za to! Dzięki niemu choć przez chwilę nie czuję się pobitym piechurem spod Jerycha. Ojciec Knotz jest wtedy dobrym Samarytaninem, nie kapłanem lub lewitą.
Jeśli ktoś myśli, że przesadzam, to dam kolejny dowód.
Miałem jechać do lekarza, ale mi bardzo nieskoro gdziekolwiek wychodzić. Skoro świat mnie nie chce, to ja też źle się w nim czuję. Po serii postów ojca "kapucyna od seksu" i wpisaniu moich komentarzy (uważam to za abecadło współczesnego dobrego wychowania i kultury, "netykietę") - ożyłem. Poczułem się raźny i rześki, że jak na rączym koniu pojechałem 27-letnią "beczką" do Przychodni Lekarza Rodzinnego w Jadowie.
Czekając na wizytę u fachowca wrócił mi nawet apetyt na lekturę od Zachara. W takim stanie ducha nie boję się żadnych teorii astro- i fizyków. Tyle może zdziałać rozmowa - nawet w Internecie. OJ KOCHANI KAPŁANI I WÓJTOWIE, czy do was ta ludzka i ewangeliczna prawda dojdzie, czy wam ktoś życzliwy doniesie!? Oby. Kochani donosiciele, zróbcie tę łaskę całej lokalnej wspólnocie. Możecie się przyczynić do wzrostu ludzkich (wspólnotowych) więzi i mieć zasługę, która będzie mówić na waszą korzyść na Sądzie Ostatecznym.
WYSTARCZY SŁOWO. JAKA JEST POTĘGA SŁOWA. ONO BYŁO NA POCZĄTKU U BOGA. MOŻE BYĆ I MIĘDZY NAMI
Cud stoi u naszych wrót. Byle ktoś nastawił herbatę i wyrzekł słowo zaproszenia.
Od lekarza dostałem recepty, zwolnienie, zaświadczenie, ale nie mogę dostać chęci i woli życia. Nie chce mi się leczyć, zdrowieć, dbać o siebie. Do tego są mi potrzebne normalne relacje z księdzem i wójtem. Dobrze by też było z całym gronem pedagogicznym itd, ale nie przesadzajmy. Dla katechety, ojca rodziny, samorządowca, solidarnościowca, wójta I Kadencji, patrioty wielkiej i małej ojczyzny - JEST TO NIEZBĘDNE DO ŻYCIA. Mogę żyć bez pieniędzy (wybacz kochana żono i kochane dzieci), ale bez normalności - NIE. Bez przyjaźni - NIE. Bez prawdy - NIE.
Przykro mi, że te moje ludzkie, chrześcijańskie i obywatelskie potrzeby są dla was ciężarem. Że wam sprawiam przykrość mówieniem od serca. Ale czy ktoś z nas wie, jak długo będzie żył? Zwłaszcza, że w tak fałszującym chórze śpiewać się za długo nie chce. Więc nie przerwę tej - wirtualnej na razie rozmowy - do samego końca (biologicznego lub umysłowego, np. demencji).
Jeszcze przed wyjazdem do lekarza zobaczyłem jak Lech Wałęsa odsłania w Warszawie pomnik Ronalda Reagana! A jego żona Danuta wydała autobiograficzną książkę. I bardzo dobrze.
Odkryłem za to, że przejrzystość jest formą realizacji intelektualnej miłości do świata, człowieka i Kościoła. Za mało jej poświęcamy uwagi.
Każdego stać na taką miłość, na miarę swoich możliwości. Nie każdy musi być tak dokładny jak Miron Białoszewski, który opisując w "Zawale" sytuację krańcowego zagrożenia życia nie omija niczego - "Już mnie rozbierają i na łóżko. Pielęgniarka chce mi zdzierać majtki, ale ja mówię - wstydzę się, i ściągam sam, bo nie są znów te majtki tak do pokazywania."
Można się śmiać, ale to ma głęboki sens. Kto cię nie oszuka w takich detalach, nie oszuka cię w innych (żadnych). A odwracanie oczu (cenzurowanie rzeczywistości) w obliczu śmierci może być szczytem hipokryzji. "Każdemu daj śmierć jego własną Panie, daj umieranie co wynika z życia). Jesteśmy jednością, ale nie każdy chce ją przyjąć do końca. Czy będzie zbawiony? Nie moja to rzecz; Jezusa i Miłosiernego Ojca.
Wczoraj trudno było mi wyobrazić sobie, że zasiądę do klawiatury i coś będę pisał. Wyście mnie uśmierzyli, zaakceptowałem to - o dziwo - niemal bez zarzutu.
A jednak prawda mnie znów przynagla i piszę. Co będzie za chwilę, któż wie? C'est ne connaît que La Providence. Google tłumacz stał się niezbędnym asystentem życia na blogu, choć dopiero Lucy musiała mnie do niego przekonać. To konieczność postępu kulturowego. Nie można ugrzęznąć na Wordzie i pracowniach komputerowych w szkołach. Użycie technologii (dla dobra i rozwoju osobistego i więzi z bliźnimi) się liczy, a nie same technologie. Dlatego, między innymi, taką wielką szansą dla naszych dzieci i dla nas jest kontakt (korespondencja, współpraca) ze szkołą świętej Teresy w Lincoln, Nebraska. Taką misję cywilizacyjną w świecie pełni Ameryka. Ci, którzy tego jeszcze nie zrozumieli powinni przeczytać teksty Jana Pawła II z Bostonu (1-sza pielgrzymka do USA, 1979). Mnie też otworzył oczy na inną Amerykę przed 32 laty.
"Papież odkrył wtedy tętniący życiem katolicyzm, mniej sceptyczny w odniesieniu do przyszłości chrześcijańskiego świadectwa i kultury niż bliźniacze Kościoły w Europie Zachodniej. Poczuł, jak się zdaje, iż Kościół katolicki w Ameryce wyszedł z zawieruchy okresu posoborowego silniejszy, niż można to sobie było wyobrazić. I że – pomimo wulgaryzmu kultury popularnej i sceptycyzmu elit – Stany Zjednoczone to kraj, w którym kontynuowana jest wielka zachodnia tradycja. Amerykańska demokracja, mimo swoich problemów, zdawała się rozumieć, że prawda moralna i demokratyczna władza są ze sobą blisko powiązane. Ameryka bowiem w pewnym sensie zachowała przekonanie, iż tylko ludzie szlachetni mogą być wolni. Te nowe odczucia stały się fundamentem, na którym przez ponad ćwierćwiecze Jan Paweł II budował swoje relacje ze Stanami Zjednoczonymi, z Amerykanami i z tutejszym Kościołem katolickim."
„Postęp ludzkości musi się mierzyć nie tylko rozwojem nauki i techniki, w czym uwidacznia się wyjątkowa pozycja człowieka w przyrodzie, ale równocześnie, a nawet bardziej jeszcze prymatem wartości duchowych i rozwojem życia moralnego” (JPII, USA, ONZ, 1979).
Rozwój państwa, gminy, stowarzyszeń itp. trzeba mierzyć tą samą miarą. Nie budżetem, nie poziomem inwestycji. JEST PRAWDA, nie postępujmy tak , jakby jej nie było. Stawiamy pomniki Janowi Pawłowi II, nazywamy Nim ulice i place. CZYTAJMY, DYSKUTUJMY, REALIZUJMY jego słowa powiedziane i zapisane. Nie bądźmy krajem hipokrytów. Swiat patrzy na nas i liczy, że pomożemy mu w zrozumieniu fenomenu JPII. Że będziemy liderami w znajomości jego nauki i w jej wcielaniu w życie. Mamy najwięcej danych ku temu - dziedzictwo kulturowe.
1) John Paul II gave back to his people their history, their culture, and their identity. In doing so, he gave Poles spiritual tools of resistance that communism could not match. - Polska, 1979
2) "as one who wishes you to fulfill completely your noble destiny of service to the world" - USA, 1979
3) 5 czerwca 1979 r., podczas spotkania w Białym Domu z prezydentem USA i prominentami świata polityki, kultury i biznesu, Ojciec Święty powiedział: “Pochodzę z narodu, który posiada długą tradycję głębokiej wiary chrześcijańskiej i który ma historię naznaczoną wieloma wstrząsami. Przez ponad 100 lat Polska była po prostu wykreślona z politycznej mapy Europy. Jest to jednak kraj, który posiada głęboką cześć dla wartości, bez których żadna społeczność nie może istnieć i się rozwijać. Tymi wartościami są: umiłowanie wolności i umiłowanie własnego dziedzictwa kulturowego oraz przekonanie, że wysiłki wspólne dla dobra społeczeństwa muszą być kierowane przez prawdziwy sens moralny”.
4) na stadionie w Bostonie - 1979.
"Earlier today, I set foot on the soil of the United States of America. In the name of Christ I begin a pastoral journey that will take me to several of your cities. At the beginning of this year, I had the occasion to greet this continent and its people from a place where Christopher Columbus landed; today I stand at this gateway to the United States, and again I greet all of America. For its people, wherever they are, have a special place in the love of the Pope.
I come to the United States of America as Successor of Peter and as a pilgrim of faith. It gives me great joy to be able to make this visit. And so, my esteem and affection go out to all the people of this land. I greet all Americans without distinction; I want to meet you and tell you all—men and women of all creeds and ethnic origins, children and youth, fathers and mothers, the sick and the elderly—that God loves you, that he has given you a dignity as human beings that is beyond compare. I want to tell everyone that the Pope is your friend and a servant of your humanity. On this first day of my visit, I wish to express my esteem and love for America itself, for the experience that began two centuries ago and that carries the name "United States of America" ; for the past achievements of this land and for its dedication to a more just and human future; for the generosity with which this country has offered shelter, freedom and a chance for betterment to all who have come to its shores ; and for the human solidarity that impels you to collaborate with all other nations so that freedom may be safeguarded and full human advancement made possible. I greet you, America the beautiful!"
5) "To właśnie nasza kultura – jak podkreślił w słynnym wystąpieniu na forum UNESCO 2 czerwca 1980 r., w czasach, kiedy sąsiedzi skazywali Polskę na śmierć, okazała się ona “potęgą większą od innych potęg”.
RZECZPOSPOLITĄ NORWIDOWSKĄ BUDUJEMY NA TYCH SAMYCH FUNDAMENTACH. Dlatego prosiliśmy i otrzymaliśmy Jego błogosławieństwo!
***
To było z głowy. A teraz to, co dorzucił dzisiaj Internet. Najpierw - jak to dobrze, że są tacy ludzie (księża) jak ojciec Ksawery Knotz. Ile mu zawdzięczam w krótkim czasie! Silną inspirację katechetyczną i dotlenienie w kontaktach internetowych z księżmi, czyli dla mnie, ze światem. Bo częściej jest tam, albo nic, albo bardzo powierzchownie. A ja żyję, gdy mogę z kimś rozmawiać, poważnie. Innego świata właściwie nie mam. We wspólnocie lokalnej, w której żyję, ani wójt, ani ksiądz proboszcz nie zapraszają na szczere rozmowy przy herbacie. Mijamy się, mijamy. A ja tak ich lubię i cenię, że byłoby to dla mnie wielkim radosnym przeżyciem. O ile byśmy od serca gadali! Bo na większość tematów z miejscowymi - oprócz Zachara - się nie da. Przyjazny kącik (kącik Solidarności) w Urzędzie Gminy, albo na plebanii mógłby zdziałać cuda. Nie tylko w moim życiu, ale całej wspólnoty. Takie działania nazywam metodą Bł. Jana XXIII. Bł. JPII też rozwiązał nie jeden spór w kościele zapraszając do siebie i słuchając.
Wczoraj słyszeliśmy na ten temat Ewangelię. Podać kubek wody, zaprosić na herbatę, nawet więźniów lub innych "golasów" w społeczeństwie lokalnym, a Bóg i świat się uśmiechnie od ucha do ucha także w naszej gminie, szkole i parafii :)
Przemówienia i kazania tego nie zrobią. Mamy raczej już dosyć kazań i przemówień. Oczywiście, od czasu do czasu, tak mnie, jak i wszystkim chyba, się przydadzą.
Więc ojciec Ksawery Knotz wziął na siebie wielkie zadanie - przełamać zmowę milczenia, także w polskim kościele, na temat seksu i przełamać nieobecność w najpotężniejszym medium, jakim jest Internet. Chwała mu za to! Dzięki niemu choć przez chwilę nie czuję się pobitym piechurem spod Jerycha. Ojciec Knotz jest wtedy dobrym Samarytaninem, nie kapłanem lub lewitą.
Jeśli ktoś myśli, że przesadzam, to dam kolejny dowód.
Miałem jechać do lekarza, ale mi bardzo nieskoro gdziekolwiek wychodzić. Skoro świat mnie nie chce, to ja też źle się w nim czuję. Po serii postów ojca "kapucyna od seksu" i wpisaniu moich komentarzy (uważam to za abecadło współczesnego dobrego wychowania i kultury, "netykietę") - ożyłem. Poczułem się raźny i rześki, że jak na rączym koniu pojechałem 27-letnią "beczką" do Przychodni Lekarza Rodzinnego w Jadowie.
Czekając na wizytę u fachowca wrócił mi nawet apetyt na lekturę od Zachara. W takim stanie ducha nie boję się żadnych teorii astro- i fizyków. Tyle może zdziałać rozmowa - nawet w Internecie. OJ KOCHANI KAPŁANI I WÓJTOWIE, czy do was ta ludzka i ewangeliczna prawda dojdzie, czy wam ktoś życzliwy doniesie!? Oby. Kochani donosiciele, zróbcie tę łaskę całej lokalnej wspólnocie. Możecie się przyczynić do wzrostu ludzkich (wspólnotowych) więzi i mieć zasługę, która będzie mówić na waszą korzyść na Sądzie Ostatecznym.
WYSTARCZY SŁOWO. JAKA JEST POTĘGA SŁOWA. ONO BYŁO NA POCZĄTKU U BOGA. MOŻE BYĆ I MIĘDZY NAMI
Cud stoi u naszych wrót. Byle ktoś nastawił herbatę i wyrzekł słowo zaproszenia.
Od lekarza dostałem recepty, zwolnienie, zaświadczenie, ale nie mogę dostać chęci i woli życia. Nie chce mi się leczyć, zdrowieć, dbać o siebie. Do tego są mi potrzebne normalne relacje z księdzem i wójtem. Dobrze by też było z całym gronem pedagogicznym itd, ale nie przesadzajmy. Dla katechety, ojca rodziny, samorządowca, solidarnościowca, wójta I Kadencji, patrioty wielkiej i małej ojczyzny - JEST TO NIEZBĘDNE DO ŻYCIA. Mogę żyć bez pieniędzy (wybacz kochana żono i kochane dzieci), ale bez normalności - NIE. Bez przyjaźni - NIE. Bez prawdy - NIE.
Przykro mi, że te moje ludzkie, chrześcijańskie i obywatelskie potrzeby są dla was ciężarem. Że wam sprawiam przykrość mówieniem od serca. Ale czy ktoś z nas wie, jak długo będzie żył? Zwłaszcza, że w tak fałszującym chórze śpiewać się za długo nie chce. Więc nie przerwę tej - wirtualnej na razie rozmowy - do samego końca (biologicznego lub umysłowego, np. demencji).
Jeszcze przed wyjazdem do lekarza zobaczyłem jak Lech Wałęsa odsłania w Warszawie pomnik Ronalda Reagana! A jego żona Danuta wydała autobiograficzną książkę. I bardzo dobrze.
niedziela, 20 listopada 2011
Parę pytań "dlaczego"
2. Dlaczego Marysia?
3. Dlaczego Jezus Król Wszechświata i od kiedy?
4. Dlaczego nas to spotkało (w Strachówce - czy cena za RzN?), czy są jeszcze jakieś większe sprawy?
Wstaję nie z kacem, bom niepijący, ale z niesmakiem - jeść lubię. Nieprzyjemne rozmowy lokalne nie spływają po mnie, jak po kaczce. Brudem oblepiony lekko się czuję. Pytam więc dlaczego i po co, bo jest niedziela, dzień pierwszy, nie ostatni i nie jestem przecież w życia wiośnie.
Szybko dość przyszedł do mnie Król Wszechświata, jako treść istniąca bardzo konkretnie i statecznie. Taką mamy niedzielę. Jest podarunkiem. Więc rozum zaczyna myśleć nad treścią wiary.
1) Niedziela (jak, od kiedy, gdzie i dlaczego)
2) Chrystusa Króla (jak wyżej)
I tak w kółko. Się żyje. Życie wokół siebie się toczy. Życiem się karmi i syci. Samym życiem. Einstein i prędkość światła może się zmienić.
A jaki jest twój PARADYGMAT. Wokół czego kręci się twoje/moje/nasze życie? Można sprawdzić na tym blogu. O czym piszę w 90%? Dlaczego ty zaglądasz i co czytasz u mnie?
Z donosicielami rzecz jest prosta - kserują tutaj tylko wypowiedzi o wójcie, radnych, księdzu. Mają takie prawo. A że niewiele rozumieją i zdania bez kontekstu nie to znaczą, co znaczą - taka właśnie ich rola i wkład w życie wspólnoty lokalnej. Są fałszerzami. Roznoszą zarazę. Są jak korniki w pniu rzeczy-pospolitej. Chyba, że się zdobęąą na odwagę i uzasadnią swoje decyzje i uczynki. Litościwie czekam(y).
Jadę odprawiać mszę święta - tak tłumaczę dzieciom, próbując ich wciągnąć w permanentne i całościowe myślenie o życiu (którego wiara i kościół jest częścią, nie odwrotnie). Jestem sobie takim samozwańczym uczniem Karola Wojtyły, Papieża Polaka, błogosławionego Jana Pawła II. Przy czym, to chyba jednak bardziej jest dla mnie błogosławiony Karol Wojtyła :)
Jadę odprawiać mszę, muszę sobie postawić wszystkie pytania "dlaczego". Niektóre odpowiedzi są warunkiem wytrzymania presji, gdy stanę wobec swojej wspólnoty lokalnej kościoła powszechnego.
TAKI - jak powyżej - WYJEŻDŻAŁEM "DO KOŚCIOŁA" (ten zwrot trywializuje wielkie sprawy).
A TAKI - jak poniżej - wróciłem.
ZACHWYCONY. Czym, jak, kiedy, dlaczego? Kolejne "dlaczego".
Są jakieś wydarzenia zewnętrzne i wewnętrzne, które się realnie wydarzyły. Nie wszystko można zarejestrować, choć ja mam przy sobie przez całą mszę notatnik. "Coś tam, coś tam" zapamiętałem:
1) dobrze, tzn. jakoś adekwatnie do czytających, zabrzmiały wezwania modlitewne i komentarz ("z ufnością, że Bóg ich odnajdzie", "co nas spotyka", "nie boję się podejść do pulpitu, czytać tego komentarza", "pisać w liście do Ameryki"...)
2) zestaw osobowy w procesji z darami: 6-cio letnia Jowita i olbrzym z gimnazjum, Janek, aż poleciałem po aparat, by ten cudowny widok utrwalić na wieki wieków. Amen. Byli (są) jak modlitwa.
3) Ewangelia, która mi się zwizualizowała, czyli zobaczyłem przy ołtarzu wszystkich tych, których Jezus wymienił i nawet tych, których wtedy nie wymienił, bo nikt by nie zrozumiał, czyli np. narkomanów, mamrotowych i denaturowych alkoholików, niektórych uczniów polskich gimnazjów, a może i podstawówek, pacjentów nowotworowych, dzieci i dorosłych z zespołem Downa lub Aspergera, kłótliwych Jóźków i Kryśków itd.itp. Całą tę kochaną przez Jezusa (niekoniecznie przez nas, Jego uczniów lub tylko "wyznawców") menażerię.
4) wzruszenie księdza, a może tylko mi się zdawało, może tylko zakatarzonego?
5) radość, że pójdę jutro do klas m.i. z dzisiejszymi wezwaniami m.p. i komentarzem
6) że wielkie-małe cuda są na wyciągnięcie ręki - taka idealna msza święta szkolna nie tylko z dziećmi, ale z dyrektorką śpiewającą psalm, z wychowawcą, z matką, ojcem, babcią, ciotką itd., ale czy oni uwierzą? Czy znajdą się ludzie, którzy zechcą przyłożyć rękę, serce i duszę do takiej przemiany. Także ksiądz proboszcz, ci, co sprzątają i dekorują kościół kwiatami, i organista i, i, i, i... Jeśli staniemy się wspólnotą: parafialną, szkolną, gminą. Czy uwierzymy w Ewangeliczne podpowiedzi Jezusa?
CUDA STOJĄ W NASZYM PROGU. U DRZWI. PUKAJĄ. JEŚLI KTOŚ IM OTWORZY...
Za tydzień rozpocznie się Adwent. Niektórzy czekali lat 4 tysiące, niektórzy będą czekać krócej. "Jego jest królestwo, które nadchodzi".
Czułem się świetnie w kościele, taki wróciłem i to zapisuję. Dzielę się z tobą, z wami. Jeśli tam, na mszy, w kościele, nie dotkniemy Boga, to gdzie? Jeśli Nim się nie podzielimy, to czym? Jak długo będziemy zamknięci na ten wymiar życia, tak długo nie staniemy się wspólnotą. Wiem, wiem - nakarmimy głodnych, okryjemy gołych, odwiedzimy więźniów. Dzięki Bogu jest wiele możliwości twórczego żywota. Ale nie na zbudowanie (stanie się) wspólnotą.
"Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli" - mam ten problem na liście najtrudniejszych tematów w klasie 6.
"Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć" - no to mamy z czym walczyć.
"Syn zostanie poddany Temu (Ojcu)" - zagadkowo brzmi, bo robiąc znak krzyża wyznajemy równość, anim wcześniej pomyślał, a i dziś niewiele na to wymyślę.
"Synowi poddał wszystko..." - to raczej często re-cytowana prawda wiary.
"... aby Bóg był wszystkim we wszystkich" - gdyby poddał Sobie, też wystąpiłby ten efekt, więc o co chodzi? Ale "Bóg wszystkim, we wszystkich" - jest bardzo pociągające, z mistycznego punktu widzenia. Dziękuję Ci Boże.
Ksiądz odpowiedział mi na pyt. nr.3 - że święto Chrystusa Króla jest z 1925 roku. Była wtedy w Rzymie z pielgrzymką Maria Królowa. Tu jest encyklika "QUAS PRIMAS" uzasadniająca to święto.
W tzw. prefacji mszalnej usłyszeliśmy jakie jest królestwo Chrystusa - królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.
Na pytanie numer 2 - w sposób jak najbardziej naturalny związałem się z ludźmi, których spotkałem u początków dyskusji o powiecie, nim powstał. Byłem samorządowcem głosowałem (optowałem) za Wołominem, a byliśmy wszak w Rejonie Mińsk Mazowiecki, więc musiałem mieć jakieś przemyślenia i argumenty. I tak pewnie zostanie do śmierci. Nigdy żadnego stanowiska i funkcji w ramach powiatu nie pełniłem. Jestem wszak spoza układów, byłem wójtem w układach mińskich. Widać, że Opatrzność postanowiła uchronić mnie przed pokusami władzy. A to zamiast do "internatu" 13 grudnia 1981, trafiłem pod skrzydła MB Częstochowskiej (Królowej Polski), a to jestem nie swój, bo... itd. Kazik Łapka też był przecież bardziej "swój" ode mnie. Tak więc jestem "jako w trupie doskonałej nad-kompletowy aktor" - wiejski katecheta, niewygodny każdemu.
Ale skoro musiałem (jakaś siła, jakieś światło znów się zapaliło) pojechać na Konwencję MWS i z powodzeniem wprowadziłem skromne zmiany w jej programie, to nie mogę się na nią obrazić i odejść. Tak to się plecie mój marny żywot. Splatany nicią Opatrzności.
Dlaczego Marysia, jako jedyna z podstawówki (a Natalia z gimnazjum), wyszła na środek, przed całe zgromadzenie zespołu szkół, aby spytać i uzasadnić swój sąd o patriotyzmie? Jak rodzi się w ludziach poczucie powinności? Nie poważę się odpowiedzieć. Są wychowawcy, może im będzie łatwiej, niż ojcu.
Pytanie numer 4 - Rzeczpospolita Norwidowska warta jest dużej ceny, ale chyba na niej się nie kończą nasze grzechy. Na jakiejś szkolnej środzie (najbliższej?) poproszę o głos w sprawie szkolnych mszy niedzielnych - Królestwa Króla Wszechświata, które ma swoją Rzeczpospolitą w Strachówce. That's all.
Skończyłem opisywanie niedzieli (Chrystusa Króla Wszechświata), zacznę szykować lekcje na jutro :)
sobota, 19 listopada 2011
Niby rozmowy lokalne i prawdziwa Konwencja Programowa MWS
No i nie róbmy "wiochy" (jak mówią młodzi), przywiązaniem do minionej epoki i tzw. demokracji ludowej. Ponieważ sam mieszkam na wsi, nie lubię tej kwalifikacji. Widzisz, ile możemy mieć wspólnego? No i jesteśmy odpowiedzialni za to, co udało nam się oswoić!"
Ja wpisuję dłuugie posty na swoim blogu i krótkie komentarze na Facebooku. Wszyscy mogą je czytać i komentować. Nie puszczam tylko anonimowych arogancji i wygłupów. A Ty? Na Facebooku mnie blokujesz, a podobno tam w zakładce "wiadomości" zamieszczasz to, co ukrywasz przede mną. Na blogu swojego stowarzyszenia też nie ukazują się wszystkie moje wpisy, zaznaczam, że bardzo grzeczne i kulturalne, co więcej, adresowane do wszystkich przyjaciół Strachówki i zawierające propozycje współpracy. To ci wolno. Ale dlaczego co innego mówisz tu i tam (a może jeszcze gdzieś)? Tego nie wolno - to jest chore i zaraża wspólnotę lokalną. To dyskwalifikuje samorządowców
Doszło do mnie jakimś cudem coś, co mnie ogromnie zdziwiło. Cytuję z twojego Fb:
"Tytuł - "Quo vadis J?" - Informuję, że od czasu umieszczenia mojego komentarza z cenzurą (dopiero po interwencji pojawił się w całości) komentarza nie czytam bloga tego Pana. Wchodzenie w jakiekolwiek rozmowy z tym człowiekiem mija się z celem. Lepiej spożytkować energię na pracę dla ludzi."
Toż to kpina z ludzkiego rozumu. Trzeba bardzo ludźmi pogardzać, żeby im coś takiego wciskać. Pisać tylko dla owieczek i baranków, którzy wierzą ci ślepo. A są w ogóle tacy? Przykre jest komentowanie komentarzy kogoś nie-pojętego. Kto chce, niech sprawdzi jednak jak to leciało. Ja nie muszę nikomu niczego wmawiać, jestem otwarty i wszystkie konta mam dostępne. Nie zmieniam ani kropki, ani joty w tym, co ktoś do mnie pisze.
Informuję, że tym panem (po cóż te wielkie litery do małych świństw) jestem ja - Józef Kapaon, mąż Grażyny, ojciec J,Z,Ł,H,A,M,O, katecheta od 30 lat, założyciel gminej Solidarności RI, były wójt I Kadencji Samorządu, autor tego bloga.
Dla ocieplenia bardzo nieprzyjemnego klimatu sięgnę po mistrza polskiej mowy, z koncertu Wojskiego:
„Słychać zmieszane wrzaski szczwania, gniewu, trwogi, / Strzelców, psiarni i zwierząt”. Ale gdy Wojski zagrał! Słuchacze oczarowani podobno wręcz oniemiali. Jego gra długo jeszcze brzmiała niesiona echem.
...i pojechaliśmy w swoje strony, na swoje konferencje: Grażyna do Wołomina, o współpracy NGO w powiecie, ja - na Konferencję Programową Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej w Domu Technika, Ul. Czackiego 3/5 w Warszawie. Gdyby nie koincydencja, pewnie bym nie pojechał. Wyjazd do Warszawy rujnuje nasz budżet rodzinny, zżera co najmniej cztery dniówki żywieniowe naszych poza-domowych studentów (Jasiek, Zosia, Łazarz) i jednej licealistki (Heli), a i domowników nie mogę pominąć. Nam dadzą konferencyjną kawę czy herbatę, czasem inny poczęstunek, Marysia, Olek i Andrzej muszą sobie poradzić sami.
1) Spytam o wartości. Sformułowanie "wartości chrześcijańskie" jest tak ogólne, że jestem zdegustowany, gdy ktoś się na nie powołuje, nie mówiąc o co mu właściwie chodzi. Czy dla was jest to oczywiste? Wymieńcie choć trzy! Ja mam cztery kontrolne - osoba, prawda, pokora i świętość. Dopiero, gdy ktoś uszczegółowi swoje "wartości chrześcijańskie" chcę go słuchać dalej. Wiecie, że mam wstręt do pozorantów.
2) Zaproponuję dopisanie do programu sformułowania o "Partycypacji publicznej". Żeby nasz program był nowoczesny i pod tym względem.
3) Spytam o rozumienie wspólnoty - niby proste, ale nie do końca i ma ogromne konsekwencje. Nad pojęciem wspólnoty myślę całe (długie) życie. Czy mamy podobne, że to organizm otwarty na transcendencję i że jak w organizmie, jeden organ wpływa na drugi. Więc, czy żywotne koła (oddziały) MWS np. w Wołominie, Piastowie, Sochaczewie, Płocku chcą - i jak - pomóc usychającej Wspólnocie w Strachówce, bo ja - dinozaur - nie mam mocy sprawczej, a wójt wybrany pod szyldem Wspólnoty, nie jest zainteresowany istnieniem Wspólnoty w gminie.
Ponieważ w wystąpieniach publicznych zawsze można się po(za)plątać więc przypomniałem sobie i zapisałem metodę. Jest nią pokora. Ona chroni w wielu sytuacjach (niektórzy wierzą, że w całym życiu). Więc powtarzałem sobie - "nie bądź złośliwym starcem, ale pokornym sługą (wspólnoty)". To działa, zapewniam niedowiarków.
Przebieg wydarzeń publicznych koryguje pomysły i plany. Dyskusja panelowa się przedłużyła, miałem powody sądzić, że tak samo będzie z druga częścią (prezentacja programu) i czasu na dyskusję zabraknie. Skorzystałem więc z innej formy, pisemnego zgłoszenia pytań i propozycji.
W panelu - o pomysły na innowacyjność w małej wiejskiej gminie. Nie trzeba dodawać, że w nią wierzę. Rzeczpospolita Norwidowska jest przykładem. I działalność szkoły im.RzN. I model współpracy szkoła-parafia-gmina. Otwartość na świat i nowe technologie, aktywność na blogach, Facebooku, Twitterze... Dzięki temu zyskaliśmy przyjaciół w Ameryce i nasi uczniowie prowadzą korespondencję ze szkołą Świętej Teresy w Lincoln. Paneliści nie podpowiedzieli innych form. Poszukamy sami.
Dzięki wcześniejszym przemyśleniom (światłu wewnętrznemu) udało mi się zgłosić dwie propozycje do Programu działania MWS - wprowadzenia pojęcia "partycypacji publicznej" i wskazania nauczania Jana Pawła II, jako źródła uszczegółowienia "wartości chrześcijańskich". Prowadzący wytłumaczył mi, że nie można tego zrobić w formie załącznika. Przyjąłem z częściowym zrozumieniem (wszak nie jestem prawnikiem). I tak najważniejsze się stało. Kto chce, będzie mógł rozszerzyć rozumienie wartości, a także powołać się na źródło w dyskusjach, tak wewnętrznych, jak i zewnętrznych.
Dla mnie także ważną nauką była reakcja sali, rozumiejąca pierwsze, niewiele rozumiejąca drugie. To znaczy utwierdzam się w przekonaniu, że panujące rozumienie chrześcijaństwa jest bardzo powierzchowne. I że przywoływanie "wartości chrześcijańskich" ma raczej znaczenie marketingowe, niż autentyczne szukanie głębi (pogłębiania wszelkich wymiarów naszego życia, osobowego i wspólnotowego).
Konwencje, nawet programowe, nie są miejscem na prowadzenie dyskusji filozoficzno-teologiczno-światopoglądowych. Zgadzam się z tym. Nie zgadzam się z głosami, że "wartości chrześcijańskie" to jedno z najbardziej klarownych sformułowań dla Polaków. Wystarczy przypomnieć kwestię krzyża na Krakowskim Przedmieściu, w Sejmie i polemik z Palikotem (sporo o symbolach, mało o Krzyżu). Obie sytuacje pokazują, że brak jest -większości wierzącym - rozumności wiary. Ciekawe, ilu przeczytało encykliki "Centesimus annus", która jest abecadłem działania społecznego, albo "Fides et Ratio", która może być fundamentem światopoglądu współczesnego katolika (i w ogóle człowieka otwartego na kulturę). Dłuuuugo by gadać.
Lubię cię, naprawdę coraz bardziej, ale dla dobra wspólnego, albo powinnaś przemyśleć jeszcze raz te decyzje - uznam za faut pas - i odblokować mnie jako jednego z wyborców w tej gminie, albo zrezygnuj z mandatu radnej. Tertio - chyba - non datur. Nie obrażaj się tak łatwo na ludzi i na cały świat, za styl, za słowa, za... Możemy przecież kulturalnie korespondować ku pokrzepieniu serc całej wspólnoty lokalnej! Nasze(?) fochy kwaszą humor wielu ludziom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)