piątek, 30 września 2011

Realizm i straty moralne

Wczorajszy post na blogu Łazarza rozwiał moje wątpliwości, czy powinienem pisać o konflikcie szkoła-radna/nauczycielka. Potrzebujemy obiektywizacji, żeby nie sfermentować i zdziwaczeć. Świat bez dialogu idzie na manowce. Nawet na samo-zatracenie. Dialog jest istotą człowieka (homo sapiens). Godność człowieka wypływa z jego rozumności i wolnej woli. Dla człowieka wierzącego sprawa jest jeszcze prostsza -Bóg stworzył świat z miłości, chciał się podzielić z nami Sobą. W sposób dynamiczny, ciągły, a nie jednorazowym okazaniem nam łaski. Wszedł w ten sposób na drogę nieustannego dialogu. Na Biblii się nie skończyło.
Od 2 tys. lat działa Kościół Chrystusowy. A człowiek jest jego drogą!

"Każda z form aktywności poznawczej umysłu może być badana na wielu poziomach i stanowić przedmiot zainteresowania odrębnej dyscypliny badawczej. Kognitywistyka natomiast jest przedsięwzięciem multidyscyplinarnym. W jej tworzeniu uczestniczą filozofowie, informatycy, logistycy, neurobiolodzy, psycholodzy oraz reprezentanci wielu innych, wysoce wespecjalizowanych dyscyplin. Wykorzystując swoją wiedzę i umiejętności, wspólnie odsłaniają fragmenty fascynujacego świata umysłu, a wyniki ich prac składają się na multidyscyplinarny patchwork, bez którego nie da się stworzyć wiarygodnych map i rzetelnych przewodników po rozmaitych krainach tego świata." Pytania można już kierować do Łazarza, jest naszym łącznikiem z kognitywistyką.

"Coraz więcej wiemy o mózgu, coraz lepiej rozumiemy działanie umysłu. Mózg jest obiektem badań neuronauki, umysł – kognitywistyki. Obydwie skazane są na współpracę. Kognitywistyce bez wsparcia neuronauki grozi uwiąd, neuronauce bez kognitywistyki – wyjałowienie... umysły percypujące, a także te zdolne do komunikacji usprawniają funkcjonowanie organizmu w otoczeniu."

Jakim realizmem się kierujemy w życiu, lub jaki realizm kieruje naszym życiem?

Może za daleko wybiegnę myślą, jeśli powiem, że "stary" realizm tomistyczny, panujący miłościwie w kościelnych naukach i wychowaniu jest jednym z "winowajców" podziałów w naszym społeczeństwie? Jesteśmy wewnątrz niego bardziej dogmatyczni, niż potrzeba. I przez to mniej dialogiczni. Nie jesteśmy wtedy miłośnikami encykliki "Wiara i rozum". W ogóle się wtedy nie zastanawiamy nad antropologicznymi podstawami i logiką (konsekwencjami) wiary.

Realizm tomistyczny i realizm fenomenologiczny przyszedł mi w sukurs w zmaganiu o normalność świata, w którym żyje, pracuję i wychowuję własne dzieci. Starsi są już świadomi wagi i znaczenia tych zmagań dla życia każdej myślącej osoby. Jasiek podsyła mi muzyczne pomysły na katechezę.

"Fenomen to sposób odsłaniania się różnego typu przedmiotów... [w którym] świat, a w tym także ja sam jako człowiek, staje się tylko pewną daną dla wyższego poziomu refleksji...". Zadaniem drugiego realizmu (metafizyki) jest "zbadanie, jaki sens mają one faktycznie, a stąd stwierdzenie, jaki charakter ma byt realny...". Większość autorów głosi anty-spekulatywny charakter fenomenologii, polegający na intuicyjno-naocznościowym wykazywaniu jej tez.

Np. konflikt między zespołem szkolnym a nauczycielką-radną jest faktem realnie istniejącym i oddziałującym na otoczenie. Realizm nie pozwala ignorować faktów. Należy je obiektywnie poznawać (analizować) bo nie możemy być jak dzieci, które krzyczą "O! dąb Ucieka!... w lasu głąb - Gdy dąb stoi, wóz z sobą unosi dzieci."

Lenin ustalił kanony architektoniczne. Monumentalizm miał przypominać człowiekowi w każdym momencie życia, jak jest malutki wobec tej ideologii (partii). Oświata polska, ani żadna inna instancja nie podjęły próby wyjaśnienia istoty starego systemu i jego wpływu na psychikę i całą osobowość mieszkańców PRL. Wielu z nich - w tej liczbie i ja - jeszcze żyje i jest aktywnych, także w oświacie. To celowe zaniechanie zasługuje na Trybunał Stanu Moralnego Narodu. Wszystkie opcje są umoczone. To się da wytłumaczyć tylko wyrachowaniem wyborczym. Za dużo mogli stracić.
Lenin i jego uczniowie ustalali także kanony oświatowe, kulturalne i wszelkie. Ustalili kanon ŚWIATOPOGLĄDOWY. Bo to był do szpiku kości USTRÓJ TOTALITARNY. Żyj narodzie w błogiej nieświadomości=ignorancji. Bo moglibyśmy upomnieć się o odszkodowanie o straty moralne. Ale u kogo?

Któregoś dnia, a raczej którejś bezsennej nocy włączyłem telewizor. Nie wiem nawet, która była godzina. Jakaś wróżka od-powiadała bajki na pytania niby dorosłych widzów. Przecierałem oczy. Trudno mi ciągle uwierzyć w świat ludzi infantylnych. Ale świat reklamy - mocno uzasadniany ekonomiką - promuje nierealistyczną wizję życia. To nie są najważniejsze potrzeby egzystencjalne osoby ludzkiej. O najważniejszych jest zmowa milczenia, pewnie też dająca się uzasadnić ekonomicznie. Człowiek szukający i realizujący największe potrzeby homo sapiens e zapełni supermarketów. CO TO JEST REALIZM? Odpowiedź dawał nam całym swoim nauczaniem i działalnością JPII. I wydawało się, że większość kiwała głową ze zrozumieniem. Czy coś się zmieniło w strukturze bytu? Ten sam JPII jest ciągle dostępny - każde słowo zostało spisane.

Korespondencja z USA jest szansą na wychowanie ludzi otwartych na świat realnie istniejący, obywateli świata. Dzisiaj z duchoty myślowej wyrwał mnie tekst św. Jeroma na Facebooku - "Show me, O Lord, your mercy, and delight my heart with it. Let me find you, whom I seek so longingly. See, here is the man whom the robbers seized and mishandled and left half dead on the road to Jericho. O you who can what the kind-hearted Samaritan cannot: Come to my aid! I am the sheep who wandered in to the wilderness: Seek after me, and bring me home again to your fold. Do with me what you will, that all the days of my life I may bide by you, and praise you, with all those who are in heaven with you for all of eternity. Amen"

PS.
Odkąd Google uruchomił usługę "tłumacz" zwalniam się z własnego tłumaczenia. W perspektywie korespondencji z USA (i innymi krajami) wprawa w posługiwaniu się internetowym tłumaczem jest bardzo wskazana :)

czwartek, 29 września 2011

Polemika o istotę (prawdy, szkoły, gminy, parafii, życia...)

Chodzi o coś więcej, niż spór dwojga ludzi, miejscowych nauczycieli: Krystyny i mnie. Tym bardziej nie o to, żeby kogokolwiek niszczyć, czy pozbawić dobrej opinii i szacunku. Każdemu człowiekowi przysługuje wielka godność bo jest istotą obdarzoną rozumem i wolną wolą. Ochrzczeni otrzymują jeszcze godność "dzieci Bożych". Dobra opinia i stopień szacunku zależy zaś głównie od przylgnięcia do prawdy. Można zatem w tej polemice prawie całkowicie pominąć personalia, byle sięgnąć jak najgłębiej i jak najlepiej opisać naszą rzeczywistość społeczną. Chodzi o zasady i o całość poglądów (myślenia), które wpływają na naszą współpracę i w ogóle życie w Strachówce. Wartości i duch są silniejsze od polityki i naszych prywatnych planów.
Chodzi o "życie w prawdzie", które domaga się odwagi myślenia. Myślenia, w którym patrzy się na rzeczywistość jako naprawdę obiektywnie istniejącą. O realizm - a nie żonglerkę słowami - którym okażemy szacunek dla rzeczywistości, a nawet miłość dla Strachówki i całej Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Uznając możliwość takiego poznania (uczestniczącego), nawet w wiejskiej gminie wchodzimy na drogę, "na której możemy znaleźć Słowo sięgające Absolutu".

Jako społeczność z 30-letnim zakorzenieniem w niepodległościową historię najnowszą i ponad 20-letnią praktykę samorządową (nie wspominając ponad 1000-letniego chrześcijaństwa) dorośliśmy już chyba do otwartej dyskusji o wartościach. Utrzymywanie, że to walka Kapaona z Ołdakową, przynosi szkodę nam wszystkim i blokuje pracę wychowawczą. Kwasi nie tylko nasze świętowanie, ale i dzień jak najbardziej powszedni. Rozmawiajmy o wartościach i "całości".

"Theatrum Grecum" podczas festynu szkolno-rodzinnego z 5 czerwca miało być tylko preludium rozmowy o wartościach. Kolejnym etapem miała być dyskusja ważnych osób w gminie na placu przed stawem, w sali konferencyjnej urzędu gminy, starej, albo nowej sali gimnastycznej... gdziekolwiek. Mini widowisko, zabawa, gra uliczna - a zarazem samo życie.

Niewiele musiałem zmienić początkowe zdania z tekstu profesor Anny Grzegorczyk (z książki "Obecność i wartości", autorka jest przew. Centrum Badań im. Edyty Stein), aby trafić w sedno naszych lokalnych problemów. Pani profesor chodzi "o pokazanie głębi refleksji Jana Pawła II i jej oddziaływania na myślenie i w ogóle życie..., [która] leży w przywróceniu absolutnego horyzontu od­niesienia, przywróceniu ludzkiemu słowu i czynowi transcen­dentnego zakorzenienia i obiektywnego wymiaru wartości."

"Przekonanie, że bije jedno źródło wartości dla naszego człowie­czeństwa, że ma ono ponadkulturowy wymiar, że źródło to było od zawsze, a to, „co było, jest", uwalnia od wszelkiego rodzaju ograniczeń relatywizmu, sceptycyzmu i wirtualnych miraży. Przywraca też utraconą rzeczywistość jako realnie istniejącą... Taka jest fenomenologia, która przez swe metody redukcji pozornych aspektów rzeczy stara się dociec do ich elementów koniecznych, aby były tym, czym są. Jest to zatem filozofia par excellence istotowa, starająca się dotrzeć do istoty rzeczy poza słowem, poza jej językowym kształtem, a w konsekwencji do ostatecznej podstawy bytu."

Istota szkoły - według mnie - sprowadza się do consensusu wychowawczego (co do wartości i celów). My-wykonawcy-realizatorzy możemy być różni co do wiary i poglądów politycznych itd.
Istota parafii - wg mnie - to wspólnota ludzi szukających Boga i gotowa się Nim dzielić na różne sposoby.
Istota gminy - "wspólnota samorządowa mieszkańców i terytorium" (ustawa) sprawnie i przyjaźnie (w duchu wspólnoty) zarządzana przez "wybrańców" i pomocnych urzędników służących zaspokajaniu potrzeb i rozwoju każdej osoby.
Istotą życia - odnalezienie sensu w Absolucie, który jest Miłością.
Mam te same poglądy w szkole, w gminie, w parafii, w życiu. Jestem tym samym człowiekiem. Mam te same oblicze, nie zmieniam go, nie dopasowuję do konkretnych ludzi i okoliczności, nie udaję, że nic się nie stało, że nie ma fundamentalnego sporu o Strachówkę - jakby nigdy nic. Udawanie też jest kłamstwem.

Znalazłem drogę do sensu. By ją przybliżyć skorzystam z dłuższych fragmentów książki prof. Anny Grzegorczyk:
"W pismach św. Jana od Krzyża fenomenologia jest prak­tykowana jako ćwiczenie duchowe. Asceza słowa od filozofów starożytnych i Ojców Pustyni prowadząca do ascezy myśli, a w konsekwencji do spotkania ze Słowem będącym Bogiem i Absolutem jednocześnie — jest uznawana za spontaniczną fenomenologię.

Metoda poznawania istoty rzeczy przez abstrahowanie od ich przypadkowych przejawów uskutecznia się na drodze ich bezpośredniego doświadczania i drążenia w głąb, aż do odkrycia związków koniecznych, bez których nie są tym, czym są. Bez których np. stół nie jest stołem, poezja poezją, człowiek człowiekiem, i dalej...

Poznanie, które zdziera kolejne zasłony skrywające głębię rzeczy, otwiera przed poznającym różne pokłady rzeczywisto­ści, w tym jego - poznającego podmiotu - wewnętrzną rzeczywistość.

Autentyczne poszukiwanie prawdy i nielękanie się jej odkrycia oraz miłość do siebie i świata wciągają podmiot poznawczy w niewidoczne dotąd rejony, aż do stanięcia przed koniecznoś­cią zreflektowania nad podstawą tego wszystkiego, czego w swym poznaniu docieka. Przed poznającym zaczyna jawić się Absolut - źródło i podstawa wszelkiej rzeczywistości, ale jednocześnie coś nieuchwytnego i niewypowiedzianego -

"O źródło kryształowe!
Gdyby mi teraz twa toń wysrebrzona
Odzwierciedliła nagle
Te oczy upragnione,
Których piękność w moim wnętrzu już nakreślona" (zwr.12)

"Karol Wojtyła odkrywa w strofie św. Jana od Krzyża cały potencjał ludz­kiego poznania i ujmowania fundamentu istnienia. Pozwala mu to mówić filozoficznie zarówno o źródle jako Absolucie, Arche, Najwyższym Bycie, o Prawdzie i Logosie. Lecz także o Dawar - Słowie dającym i stwarzającym, o Obecności, o „Jestem, który jestem", o Pięknie, o pragnieniu zjednoczenia podmiotu poznającego z Poznawanym, który już w nim jest od zawsze, czyli o osobowym Bogu będącym Miłością.

Człowiek ma możliwość odkrycia veritatis splendor - prawdy, którą się naocznie widzi i bezpośrednio słyszy.

Poznanie uczestniczące, pokazuje, że tylko ten, „kto odpowiada Słowu", może „Słowo zro­zumieć".

Zewnętrzne, nadnaturalne źródło Światła jest właśnie tym Słowem poza słowem językowym, Słowem, które „Jest"; Jego Obecność i nadnaturalna moc sprawiają, że może odnowić oblicze ziemi, jak i każdego z nas. Nadnaturalnym Światłem, które dotyka, przemienia i odnawia.

Poznanie uczestniczące, zarówno mistyczne i fenomenologiczne, w swej końcowej fazie, w roz-poznaniach Jana Pawła II uwieńczone zostaje poznaniem absolutnym, które - paradoksalnie - jest nadnaturalne, nadzwyczajne, cudowne i jednocześnie intelek­tualne, zwykłe, normalne. Krótko zatem można powiedzieć, że konieczność obecności Absolutu jako gwaranta prawdy w poznaniu, ujawniona w fenomenologii K. Wojtyły i Boga w życiu człowieka, to odnowienie [pełnej, skutecznej] refleksji naukowej, a zara­zem ludzkiej egzystencji.

T-A-K / T-O / J-E-S-T - możemy zakrzyknąć za Edyą Stein. Sprawdźcie własnym życiem!!!

Ciasto dla dzieci w Dniu Norwidowskim - albo jego brak - urosło do rangi znaku, że żyjemy w Strachówce w dwóch rzeczywistościach - co jest tajemnicą poliszynela od dawna. Pierwsza jest od-wieczna, wkorzeniona w całość polskich dziejów. Druga jest wymyślona na własne (grupowe) potrzeby. Ta druga ma swoją politykę i święta, które mają służyć (tworzyć) innej wizji szkoły, gminy, parafii i innych personaliów. Jak daleko to prowadzi? Do pogwałcenia praw wolności obywatelskich i to wcale nie w subtelny sposób. To, że ktoś nie odpowiada na moją prośbę o dołączenie do grona znajomych (kolegów z pracy) na Facebooku, to jego prawo (choć pozbawia się jakiejś komunikacji ze światem zewnętrznym, zrywa więzi). Ale jeśli ten ktoś zabrania mi wysyłania korespondencji na swój adres, to już jest nie tylko paranoja publiczna, ale działanie bezprawne. Ale o tym tylko ja wiem, na zewnątrz wszystko wygląda miło, grzecznie, poprawnie - jakby nigdy nic. Jeśli piszę o tym, to pewnie znów będzie jakaś moja wina. Moją główną winą jest przecież utożsamienie się z od-wiecznością i całością polskich dziejów.
Nie mam zdolności do mimikry. Tę zdolność nazywam zresztą wprost manipulacją emocjami innych ludzi.

Nie ma prawdy Kapaona, Łapki, albo Ołdaków. Wszyscy mamy talenty argumentowania. Ale niektórzy używają ich w sposób skryty, niejawny, unikając publicznej dyskusji poddanej regułom.
Nasze talenty pochodzą od Boga i dane są dla służenia Jednej Prawdzie i dla budowaniu wspólnoty. Talenty można jednak także oddać złej sprawie.

Nie "swojej" prawdzie (ani interesom) służę 30 lat! I dlatego nie będę milczeć! Mówię głośno do wszystkich ludzi dobrej woli - nie można przemilczać, powtarzać, sprzyjać, lub jawnie firmować opinii, że KATECHETA głosi nieprawdę i sieje nienawiść. Bo jeśli w to wierzycie, to dlaczego jako rodzice i odpowiedzialni za życie publiczne na to zezwalacie?! "Nie można dwom panom służyć". Niech przyjedzie kurator, minister, biskup... by zbadać nasze sprawy i uzdrowić. Bo brniemy w obłęd w życiu publicznm. Przez 16 lat byliśmy świadkami fałszu w życiu wspólnoty lokalnej i milczeliśmy. W grudniu nastąpiła zmiana epoki, wybraliśmy nowego wójta, Piotrka! Dostaliśmy szansę na życie w prawdzie.

Niestety nadal wybieramy wygodną opcję dwóch (trzech?) prawd. Bo nie chcemy stanąć w niezręcznej sytuacji wobec koleżanki, sąsiada, wyborcy, kogoś znajomego, lub z rodziny. Poddaliśmy (w większości?) zdrowy rozsądek i zdolność poznania prawdy czyimś interesom, osobistym lub grupowym. Jeśli odda się rozum - cóż się z nami i naszymi dziećmi stać może?

środa, 28 września 2011

Skarby i problemy







Nie chce mi się dzięciolić (w klawiaturę), ale chyba byłoby niedobrze dołączyć do milczących. Bo świat jest. Bo prawda jest. Bo jestem. Bo Bóg jest.

Na katechezy chodziłem z projektorem. Pokazywałem stare i nowe zdjęcia i filmiki z Dnia Norwidowskiego w Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Dzisiaj były potrzebne w dwójnasób, wyręczały moje zainfekowane struny głosowe. Zobaczyliśmy więcej piękna niż mogłem oczekiwać. Prawda, piękno prawdy, odsłania się kwantowo. Zobaczyłem w Strachówce i w Rzeczpospolitej Norwidowskiej rzeczy, których wcześniej nie widziałem - Piasta Kołodzieja, odmienionych kołodziejów, Chopina i Norwida w cieniu wierzb, powiązanie motta szkoły z (Monologu) i znaczenia rzeczpospolitej, błogosławieństwo kardynała Stefana Wyszyńskiego dla każdej rodziny w Strachówce przezierające między gimnazjalistami śpiewającymi ze swoim nauczycielem Pawłem Stysiem hymn szkoły na chórze w kościele WNMP, dar dzielenia się po mszy świętej w kościele Chlebem Norwidowskim (wypiek Eli Orzechowskiej) wszystkich pokoleń i "stanów" - uczniów, nauczycieli, rodziców, babć i dziadków.
Mamy skarby - nazwę, która wszystkich intryguje, w Polsce i w świecie, hymn, który można wykonywać w szkole i w kościele, piękny sztandar, śpiewający wierzbami i odwołaniami do ideałów i początków, jak w "Fortepianie Chopina", pod którym przechodzimy obok dębów pamięci. Musimy do przemarszów dołożyć chwilę przy nich zatrzymania. Mamy relikwię - zdjęcie na którym siostra-norwidolog Alina Merdas wręcza na klęczkach nasz list o błogosławieństwo dla Rzeczpospolitej Norwidowskiej Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II na Placu św. Piotra. Powtarzam się. Wiem. Przestanę, gdy kamienie wołać będą.

"I była w tém Polska – od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wzięta tęczą zachwytu –
– Polska – p r z e m i e n i o n y c h k o ł o d z ie j ó w !
Taż sama – zgoła,
Złoto-pszczoła!…
(Poznał-ć-że bym ją – na krańcach bytu!…)".

Przeżywałem tęczą zachwytu Polskę w 1980/81. Zostaliśmy okradzeni - i ja i cała gmina - z zachwytu, z tęczy, z pszczół... na krańcach bytu. Zdrada ideałów przyszła w 1994 roku. Dzisiaj chcą nami rządzić jej pogrobowcy. Spiskują. Oni są niewrażliwi na wszechdoskonałość dziejów, na Doskonałe-wypełnienie, Pospolitą- i Niepospolitą Rzecz, Miłości profil. Kłamstwem jest też udawanie.

Problemy biorą się z zanegowania CAŁOŚCI, która nas prowadzi od początku. Ci, którzy ją negują na różne sposoby (drąc na strzępy), niszczą wspólnotę szkolną i gminną. To jest wśród nas temat tabu. Wrzód, ropień, który im później wycięty, tym większe zrobi wśród nas spustoszenie. Dotyczy każdego z nas z osobna i szkolnej całości. Zdrowy rozsądek i doświadczenie życiowe mówią chyba każdemu, że nie ma, co do tego, wątpliwości. Lekarstwo jest proste i ogólnodostępne - dialog.

"Niektóre tabu pociągają za sobą złożone problemy społeczne (np. tabu występowania publicznie przeciwko własnej rodzinie, publicznego "prania brudów", utrudnia rozwiązanie problemów związanych z różnego rodzaju przemocą w rodzinie). Dlatego w istocie nie są one wtedy w ogóle konstruktywne, a nawet niejednokrotnie są destruktywne. Jednak w daną kulturę, wskutek różnych uwarunkowań społecznych i historycznych, wpisane jest założenie, że naruszenie tego zakazu będzie stanowić zamach na istnienie tej kultury, i dlatego właśnie dany problem jest tak trudny do rozwiązania. Np. pociągnięcie do odpowiedzialności cesarza Hirohito za udział jego kraju w II wojnie światowej było niemożliwe ze względu na tabu jego nietykalności (wynikające z sakralnego charakteru jego osoby w kulturze Japonii); japońska kultura odebrałaby to jako zamach na nią samą, choć mogłoby to rozwiązać wiele faktycznych problemów." (Wikipedia)

Dzisiaj jest szkolna środa. Zebrały się tzw. zespoły zadaniowe. Ja zostałem przypisany do "projektowego", ale nie zostałem. Miałem obiektywne powody, ledwo dociągnąłem z przeziębionym organizmem do końca 6-tej lekcji. Ale i tak bardzo trudno mi było podejść do przewodnizącej mojego zespołu z tym wyjaśnieniem. To są konsekwencje wojny polsko-polskiej między nami. Nikt się nie rwał do tej komisji. To są konsekwencje. Inne? Komentarze dzieci do jednego ze zdjęć - "a my ciasta nie mieliśmy". Trudno świętować coś, czemu się wypowiedziało wojnę. Ta "rzecz" wróciła w modlitwie. Dziękowaliśmy za Dzień Norwidowski, za hymn, za sztandar, za Chleb Norwidowski, za dęby pamięci, za panie, które się napracowały, aby upiec ciasta dla swoich klas.

1
Nie Bóg stworzył przeszłość i śmierć, i cierpienia,
Lecz ów, co prawa rwie,
Więc nieznośne mu - dnie;
Więc, czując złe, chciał odepchnąć spomnienia!

2
Acz nie byłże jak dziecko, co wozem leci,
Powiadając: "O! dąb
Ucieka!... w lasu głąb..."
- Gdy dąb stoi, wóz z sobą unosi dzieci.

3
Przeszłość jest i dziś, i te dziś dalej:
Za kołami to wieś
Nie - jakieś tam... cóś, gdzieś,
Gdzie nigdy ludzie nie bywali!...

***
Nie można rwać praw zdrowego rozsądku i tysiącletniej kultury narodu. Jest i dziś, i te dalsze - z dni Solidarności. Nie wypadliśmy sroce spod ogona. Jesteśmy wkorzenieni w całość dziejów.

wtorek, 27 września 2011

Całość poglądów i jej brak

Zauważyłem w jednym ze swoich postów fałsz, popełniony przez zbytnią poprawność języka - "Od dawna są w gminie dwa obozy, jeden skupiony wokół prac szkoły (i parafii), drugi przeciwko nim." Jest przecież inaczej. Jest tak, że i drugi obóz bardzo ładnie się prezentuje w życiu parafii. Sprzeczności u nas jest więcej, niż w tamtym górnym zdaniu.

Wczorajszy Dzień Norwidowski pokazał jak w zwierciadle dwie linie rozwoju wspólnoty lokalnej. Jedna sięga korzeni, historii, najgłębszych tradycji. Druga jest reakcją na pierwszą.
Najnowsza nasza historia zaczęła się od zrywu Solidarności i patriotyzmu "co nie rzuci ziemi [i wiary] skąd nasz ród". Potem była obrona podmiotowości (demokracji) przed zakusami Łapki. Następnie przyszedł Cyprian Norwid i wyrzucenie Lenina z naszej ulicy. Norwid zwyciężył i dał początek Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Szkoła stała się jedynym liderem przemian i wiary w jasną przyszłość. Jak "Placówka" u Bolesława Prusa. Przeciwko niej się obróciła kulturowa opozycja. Stała się kontr-rewolucją. Nie podoba się im nazwa szkoły, hymn i sztandar. Pięć lat blokowali uznanie Rzeczpospolitej Norwidowskiej, jako nazwy szkoły, pomimo listu od wspólnoty szkolnej i parafialnej do bł. Jana Pawła II z prośbą o Jego błogosławieństwo. TEN LIST JEST DLA NAS RELIKWIĄ.

Prostą, acz niezwykle istotną obserwacją jest, że nasze (umownie oznaczam jako RzN) działania są spójne i dają się powiązać w CAŁOŚĆ. Solidarność wyrasta z umiłowania wolności i Ewangelii (Dobrej Nowiny) wpajanej większości rodaków od dzieciństwa w zwyczajnych, katolickich rodzinach. W większości, bo nie ma obowiązku należenia do wyznawców Jezusa z Nazaretu i Kościoła. Sam mogę wyznać, że milenijna polskość i wiara religijna współgrały mi w duszy. Potem był czas obumierania ziarna w czasie stanu wojennego i siania ziaren na polu katechetycznym (zwracam uwagę na dopełnianie się dwóch pól).
Wybory z 4 czerwca 1989 roku i samorząd z 1990 były służbą u podstaw niepodległości (niezawisłości, podmiotowości). Ani w katechezie lat 1982-89, ani w I Kadencji 1990-94 polityka nie odgrywała istotnej roli. Oba pola się dopełniały, w Strachówce w pamiętnych spotkaniach oświatowych z udziałem wszystkich okolicznych księży (dziekan toże). Zwieńczeniem tego rozumienia wspólnoty (samorządowej i kościelnej) było spotkanie z udziałem biskupa ordynariusza Kazimierza Romaniuka w Urzędzie Gminy. Wspominam dzień kwietnia 1994 roku; stoimy trzymając się za ręce - tak zarządził 80-letni Janusz Dzierżawski, powojenny instruktor rolniczy na naszym terenie, działacz Uniwersytetów Ludowych - biskup, burmistrz Mińska Mazowieckiego, wójtowie, redaktor "Wspólnoty", pracownicy gminy - powtarzając za nim zwrotki pieśni o wspólnocie.

Kontr-rewolucja przyszła do nas najpierw w osobie Kazimierza Łapki, w innych rejonach pewnie w innych oschłych i wyrachowanych ludziach. Łapka wyrzucił mnie z życia gminy, biskupi zamknęli się w swoich pałacach, proboszczowie na plebaniach. Upraszczam? To niech inni włączą się do tej narracji i rozszerzą moje widzenie, wzbogacą.

W naszych (moich) działaniach jest rewolucyjna ewolucyjność, dziedziczymy wartości, wizje i marzenia, które przerastają zdolność akceptacji establishmentu. Odwołuję się do Soboru Watykańskiego II, Taize, bł. Jana Pawła II, Solidarności, Andrzeja Madeja, Cypriana Norwida, ojców założycieli Unii Europejskiej i partycypacji społecznej (publicznej). Czytałem, studiowałem myśl tych, którzy współtworzyli fundament współczesności. Dialogiczność jest u nich wszystkich warunkiem normalności. Tak w sferze świeckiej, jak i kościelnej. Biblia wszak jest dialogiem Boga z Człowiekiem, z Narodem Wybranym, z Ludzkością.

Wszystkie te wartości, wizje, marzenia niosę w sobie. I wnoszę w katechezę przez 30 lat.
Strachówce Opatrzność dała Sobieskich i Norwidów. Sięgamy aż po Jana III, a nawet po Piasta Kołodzieja. W "między czasie" byli królowie, rozbiory, Sejm Wielki, Konstytucja 3 Maja, dwie wojny światowe, walka o szkołę polską, Katyń, święci Maksymilian i Faustyna, Prymas Tysiąclecia i Rodzina Rodzin.
Te same mazowieckie wierzby wplatane są przez malarzy i grafików w portret Chopina i Cypriana Norwida. To nie my, to artyści, którzy odpowiadają na powołanie dane im przez Stwórcę. Nie sięgałbym do obrazu przemienionych kołodziejów, gdybym nie znał utworów Norwida i nie zobaczył wczoraj przemarszu społeczności szkolnej - społeczności młodej Strachówki - przez wieś gminną! Obok figury Matki Bożej, tuż przed mapą gminy i budynkiem urzędu, w drodze na eucharystię w 190 rocznicę urodzin poety - wieszcza narodowego (proroka).

Nazwa szkoły, hymn szkoły i jej sztandar - są symboliczną trójcą. Precz od niej wszystkim publicznym gorszycielom. Lepiej by im było "uwiązać sobie kamień młyński do szyi".

Zajęcia zaproponowane wczoraj uczniom i nauczycielom też nie wzięły się znikąd. Są ogniwem w pracy wychowawczej szkoły, która "chce pracować na miłość". Są w duchu Szkoły z Klasą, Szkoły Uczącej Się, Oceniania Kształtującego (czyli pedagogiki podmiotowej), Warsztatów Edukacyjno-Integracyjnych z firmą "Linia". Dzień Norwidowski był kwintesencją długiej drogi wspólnotowego rozwoju. W tym tkwi jego norwidowska prawda, piękno i siła. W spełnianiu jego wymogu CAŁOŚCI.
Gdzież szukać jej źródła na cały rok pracy, jak nie w eucharystii szkolnej co-niedzielnej?!

Wrogowie myślą, decydują i postępują inaczej. Przede wszystkim wróg nic nie mówi. Nie rozmawia z nami, niektórzy nie odpowiadają nawet na "Dzień dobry". Żyją w skrytości swoich planów. Chcą jak najwięcej zasłaniać. Bo nie ufają drugiemu człowiekowi. Nie wiemy więc, skąd się wzięły ich idee i czy w ogóle jakieś mają. Nie wiemy, ja osobiście wątpię, czy mają przed oczami jakąś "całość". Znam tylko ich osobiste ambicje, wypisywali je na afiszach wyborczych. Sprawiają wrażenie, jakby wzięli się znikąd, tzn. na czyjeś zwołanie i manipulację.
Chcą pociągać sznureczkami z ukrycia (nawet fundusz sołecki uchwalają według własnego rozumienia demokracji). Anonimy telefoniczne, internetowe i tradycyjnie pisane są ich sposobem komunikowania się ze światem. "Wróg krąży wokół nas i szuka kogo by pożreć". Wróg wczoraj musiał przeżywać schizofreniczne cierpienia.
Nie jest miłe pisanie i mówienie o nich, ale chyba konieczne. Oni nie przegapią pierwszej okazji, by zniszczyć nas i naszą pracę.
Kain i Abel są przykładem, czym skutkuje brak dialogu nawet między braćmi. Brak dialogu rodzi mowę przemocy, prowadzi do śmierci (zabójstwa). Morderca chowa się za swoim kłamstwem, chce ukryć się nawet przed Bogiem. Można kłamać niczego nie mówiąc - kłamstwem jest także udawanie. Na przykład kogoś, kim się nie jest, albo jakim się nie jest naprawdę. Można oszukiwać grą emocji. Takich wykładów słuchałem w sobotę na sesji norwidowskiej w seminarium duchownym naszej diecezji. "Prawda" jest najważniejszą wartością na liście Cypriana Norwida. Użył tego słowa 908 razy! (wczoraj pomyliłem się i podałem 807). Prawda żyje decyzjami i postępowaniem ludzi.

poniedziałek, 26 września 2011

Norwidowskie w wieczność za-chwycenie






Msza Norwidowska pokazała, jak mogłyby wyglądać msze szkolne niedzielne. Gdyby Sobór był bardziej uszanowany i nauczany w polskim kościele. Gdyby nauki JPII, wyrastające całkowicie z nauki Soboru (którą współtworzył) były bardziej szanowane i nauczane (tj. wykorzystywane do praktyki duszpasterskiej polskiego kościoła). Gdyby.

"Liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i zarazem jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc... Liturgia pobudza wiernych, aby posileni "wielkanocnym
sakramentem", "żyli zjednoczeni w Bożej dobroci"... Z liturgii więc, a zwłaszcza z Eucharystii, jako ze źródła, spływa na nas łaska i z największą skutecznością dokonuje się to uświęcenie ludzi w Chrystusie i uwielbienie Boga... Liturgia jest bowiem pierwszym i niezastąpionym źródłem, z którego wierni czerpią prawdziwie chrześcijańskiego ducha. Dlatego duszpasterze w całej swej pastoralnej działalności powinni gorliwie dążyć do zapewnienia takiego udziału przez należyte wychowanie wiernych... Dlatego w świadomości wiernych i duchowieństwa należy pogłębiać rozumienie życia liturgicznego i jego związku z biskupem oraz rozwijać je w praktyce. Trzeba również dążyć do rozkwitu poczucia wspólnoty parafialnej, zwłaszcza w zbiorowym celebrowaniu niedzielnej Mszy świętej... Staranie o rozwój i odnowienie liturgii słusznie uważa się za znak działania Bożej opatrzności w naszych czasach, niejako za przejście Ducha Świętego przez Jego Kościół...". (KL)

Ile szczęścia (?) może być w skupieniu na ważnym zadaniu (np. na tej tej mszy). Ile jest w nim Boga? Można Go dotknąć wtedy w sobie. Przeziera w Swoim obrazie w nas, w naszej istocie, w naszym najłębszym "ja". Jego obraz jest co prawda delikatny, jak odbicie w wodzie, większy ruch na zewnątrz nas może zburzyć gładką toń.

Tak napisałem przed wyjazdem do szkoły i kościoła. Dzień Norwidowski w Rzeczpospolitej Norwidowskiej przeszedł wszelkie moje oczekiwania. Zaczął się przemarszem pod sztandarem ze szkoły do kościoła. Msza święta rozpoczęła się hymnem szkoły "Z naszej ziemi się wywodził... jak być człowiekiem... jak kochać Boga... swoją pieśnią nam podpowiedz". Podpowiedz wieszczu, sztukmistrzu, wielki chrześcijański myślicielu. Byłeś przyjacielem i natchnieniem "naszego" papieża. Jesteś natchnieniem naszych działań wychowawczych. Byłeś dzisiaj współ-autorem modlitwy powszechnej i komentarza do procesji z darami.

Dzień zburzył rutynę szkolną. Był świętem. Dał dzieciom, młodzieży i nam nauczycielom (w tym gronie ks. proboszczowi) okazję doświadczyć innej szkoły. Radosnej, twórczej, wspólnotowej - tego, czym powinna być szkoła! I była w tym Strachówka, wzięta tęczą zachwytu - od początku swych dziejów. Strachówka - odmienionych kołodziejów!

Nie śmiem pisać o szczegółach, bo mogę coś uronić i pomieszać. Nie znam całej kuchni wydarzenia. Lepiej niech zrobią to same inicjatorki-organizatorki. I cukierniczki zarazem, własnoręcznie upiekły dla uczniów (i całej Rady Pedagogicznej) torty! Cieszę się, że dożyłem tej chwili (po 10-ciu latach od początku norwidowskiego "w wieczność za-chwycenia").

PS.
Nie mogę grzeszyć naiwnością i nie nazwać myśli "co nie nowe" w naszym życiu gminnym. Są ludzie, którym Rzeczpospolita Norwidowska stoi kością w gardle. Jest kością niezgody między grupami mieszkańców. Tak jak i Solidarność (kiedyś i dzisiaj). Można sobie nawet wyobrazić sytuację, że gdyby im bardziej sprzyjało szczęście wyborcze, to mogliby rozwiązać szkołę RzN. Oni służą swoim ciasnym wizjom osobistej kariery i rewanżu na innych. Mają swoich liderów. Jeśli o tym zapomnimy, możemy przeżyć straszliwy szok. Dlatego - sorry - biorę na siebie tę nieprzyjemną prawdę, w tym pięknym dniu.





niedziela, 25 września 2011

Kartka z kalendarza



1) 25 września 1953 roku władze PRL aresztowały Prymasa Wyszyńskiego (miałem pół roku). O fakcie przypomniał ksiądz proboszcz na początku mszy świętej szkolnej. Obraz Matki Bożej Częstochowskiej z błogosławieństwem Prymasa Tysiąclecia dla każdego z nas i "oddający każdą rodzinę w naszej parafii w macierzyńską niewolę Matki Boga i człowieka" wisi na chórze. Jak relikwia. Podobny wisi w mieszkaniu Mamy w Legionowie. I pewnie w tysiącach innych domów i setkach kościołów. Kto dożyje, będzie po nie sięgał w dniu beatyfikacji :)
2) 28 lat temu ukończyłem bieg maratoński - byłem 998. Nie pamiętałem, ale pokazali wyniki dzisiejszego biegu (5 tys. uczestników!). Akurat wtedy też był 25 września :)
3) Cały dzień myślę nad modlitwą powszechną i komentarzem na jutrzejszą mszę norwidowską. To jest trudniejsze, niż takie samo zadanie na zwykłą niedzielę. Mija 190 lat od urodzenia wieszcza i 10 lat naszych norwidowskich działań (które rozpoczęły się podobną mszą, była wiolonczela i recital poezji CKN w wykonaniu Adama Ferensa). Jak zawrzeć tak wiele treści, w tak krótkiej i specyficznej formie?

sobota, 24 września 2011

Dni Norwidowskie na Białołęce




Delektowałem sie dzisiaj uczestnictwem w -

Vade-mecum, czyli sesji popularno-naukowej "Świat Wartości Norwida" w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Warszawsko-Praskiej w Warszawie ul. Mehoffera 2

Referaty

1) Cyprian Norwid o człowieku - kilka myśli z lektury jego dramatów, dr Joanna Trzcionka

2) Biblia w świecie wartości Norwida (na przykładzie listów), mgr Marta Rogowska

3) Cyprian Norwid jako krytyk materializmu, mgr Marcin Będkowski

4) Norwid wobec Europy i kultury europejskiej, mgr Karol Samsel

*** Występ Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej

Dyskusja panelowa

A) Prawda - prof. dr hab. Jadwiga Puzynina

B) Kłamstwo - dr hab. Jacek Leociak

C) Chrześcijaństwo - ks. dr Antoni Dunajski

d) Człowiek - dr Tomasz Korpysz

***

I ja tam byłem, miod i wino duchowe piłem. C.Norwid, z pomocą norwidologow wzbogaca mnie i Rzeczpospolitą Norwidowską, a takze bardzo mi pomaga w trudnym dialogu ze wspolnotą lokalną. Dziekuje!

piątek, 23 września 2011

Na śmierć i życie w obfitości

Słowa dobierają się w pary, całe zdania za mną chodzą. Nie ma rady, muszę usiąść i zapisać.

Ojcowie kupują dzieciom nowe ciuchy, albo dają na nie pieniądze. Ja mogę tylko skroić egzystencjalne wdzianka relacji i znaczeń. Chcę ich ubrać na życie, a zwłaszcza na śmierci, które będą się w ich życiu pojawiać i to w pewnym momencie w obfitości. Trzeba być ubranym na każdą pogodę.
A przy innej okazji łapię się na myśli, że nasze dzieci dziedziczą inny, osobny świat. Żyją z nami na osobności, nie mają koleżanek i kolegów pod bokiem. Zwłaszcza najmłodsi. Ich klasa - cała jest zamiejscowa. Nie bywają u nich, nie mają "podwórka",ani nawet bliskiego sąsiedztwa. Są ze sobą, ze starym domem w zarosłym ogrodzie, z nami. A my z nimi.
Słyszę za drzwiami ich ranne śpiewy i pogwarki. Siedzę, słucham, namyślam się, zapisuję. Bez odniesienia do wieczności, w osobowej Trójcy Świętej, w kulturze duchowej i materialnej - ale byśmy żyli pustką i nędzą.

Obiektywizacja – to jest mój wkład w polską katechetykę (światową?) i egzystencjalizm. Nie ja jestem najważniejszy, ale to, co się wydarza na katechezach (i w życiu). Trzeba tylko notować.

A jaką inną mamy alternatywę wobec jednorazowości życia w wieczności? Niż być przeźroczystym.

Co się właściwie wydarza na katechezach i w życiu? - Oto jest pytanie.

Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Na pewno sami siebie nie stworzyliśmy, ani nawet nie wymyśliliśmy. Jest w nas, musi być, to COŚ więcej. Szybko mnie o to spytajcie, bo mam ciekawą interpretację. Przyszła ze trzy dni temu nieoczekiwanie – jak często – do poduszki. Może nigdy nie powrócić! Patrzę teraz na siebie (swój żywot) jak Bóg Ojciec. Widzę je i opisuję. Bo szukam i tęsknię do prawdy. Oto ono – moje życie, „ja”. Patrzę na siebie jakby z zewnątrz, jak Bóg Ojciec. Ale jestem nierozłączny z "Ojcem" patrzącym i opisującym jednocześnie. Patrzącym i opisującym nie kogoś obcego, ale najbliższego, niczym "kochającego syna". Jestem jednością tych dwóch. Jak jesteśmy złączeni? Przez co? Same neuroprzekaźniki? Niemożliwe! Duch nas łączy. Co jest tym duchem? Między innymi wartości, różne kategorie niematerialne, duchowo-kulturowo-intelektualnie... poznane, przyjęte, uznane, które mnie (nas) formują. Czy może być inaczej? No nie – skoro mamy być obrazem i podobieństwem Trójcy Świętej. Oto początek wykładu na wszystkie katedry świata.

Sekwencja zdarzeń byłą taka -
- Zaczęło się jakoś tak, od, że jestem rozłączny ze światem, bo nie mam forsy. Forsa jest wejściówką do świata. Gdziekolwiek bym chciał się ruszyć, muszę mieć forsę. Nie mam nawet tyle. Więc mnie nie ma w świecie. Umarłem dla świata. Ale nie ruszając się z czterech ścian, jestem jednak. Mogę obserwować, wziąć pod lupę niejako i opisać „przedmiot”, którym jestem ja sam. Na tysiąc sposobów, ale wszystkie ukażą ten sam sens.
Każdy z nas jest powieścią, byle wziął się pod obserwację i opisał. Najważniejsze jest zauważyć „przedmiot”, którym się jest. Paradoksalnie nie sztuką jest opisać, sztuką jest zauważyć - nie tyle siebie, ile w sobie, to coś, co się staje, dzieje i co jedynie właściwie jest, bo komórki i narządy podlegają stałym zmianom (obumieraniu). Więc "jest, jestem" jest w czym innym, niż powszechnie się uważa. Jest właśnie w tym, do czego trzeba sięgnąć myśleniem. Wcześniej można było mniemać, że tym, co "jest" jest materia. A tu wyszła figa z makiem. Kartezjusz ani się pewnie spodziewał takiego wsparcia z mojej strony (tzn. ze strony współczesnych nauk biologii, chemii, fizyki, matematyki itd.) Są jakieś siły oddziaływań, pola sił, nieznane cząstki Higgsa, które może są, a może nie i może jest całkiem inaczej. Wszyscy szukają "teorii wszystkiego", a w Bogu wszystko już jest, było i będzie.

Samo pisanie można wyćwiczyć. Każdy potrafi ułożyć zdanie, bo całe życie gada przecież z innymi. Niech zacznie gadać poniekąd do siebie, o sobie, tzn. o „przedmiocie” widzenia i namysłu. I tak odkrywamy w sobie podobieństwo Boga w Trójcy Jedynego, i to nie tylko, co do istoty, ale i sposobu (struktury) istnienia. Odbiciem Boga Ojca jest "pierwszy", "obserwujący", podmiot. Synem jest "to", co żyło i nadal żyje, przeżywa, doświadcza, a Duchem, zdolność rozumienia i opowiedzenia (przekazania, udzielenia się, objawienia).

Teologia i antropologia nie będą stały w miejscu. Wszystko już jest, ale sposób ciągłego odkrywania, a zwłaszcza opisu ciągle będzie w ruchu. Trudno mówić o rozwoju na tym polu. Nowe podejścia mogą być co najwyżej inne. Nic nowego przecież nie powiedziałem. Rozróżnienie na ducha i duszę jest i w opisie mistycznych przeżyć (czy po prostu miejscami zwykłym, precyzyjnym opisie tzw. świata wewnętrznego) u świętej Teresy z Avila i w fenomenologicznym opisie Romana Ingardena. Ale dochodzą niuanse z kultury i własnego życia - praca naukowa z teologi o pojęciu wiary św. Jana od Krzyża, Karola Wojtyły i inne. Edyta Stein zostaje w międzyczasie ogłoszona przez Jana Pawła II błogosławioną, świętą i patronką Europy - zawrotna kariera. Warto studiować związki na linii - św. Teresa od Jezusa, Jan od Krzyża, Benedykta od Krzyża, Roman Ingarden od fenomenologii i Jan Paweł II Wielki. Na tej osi znalazłem obraz człowieka, wiarę i Kościół, które mnie urzekły.

21.września

Znalazłem wczoraj dobrą stronę (www.teacherhelp.org). Dzięki niej mam rysunki i pomysły na katechezy. Tak się nimi cieszyłem, że załatwią mi katechezę, a w praniu wyszło jak zwykle – stanąłem z pustymi rękoma pod krzyżem. I oto – patrz jak wszystko się zmienia.

Kl3.
Wyobraźnia i religia. Czy można coś zdziałać w religii bez wyobraźni? Czytam wiersz Cypriana Norwida, opis grobu świętego Stanisława Kostki. Uczniowie mają znaleźć w nim elementy opisu, i coś więcej. Rysują grób świętego z wyobraźni. "Róża świętości nie upadła na ziemię, wciąż leci".

kl.6
Krzyż i Ojcze Nasz - jak można zapleść w jeden modlitewny warkocz? Skoro w ciszy stajemy pod krzyżem, a potem mówimy Ojcze...
Szukają pomysłów. Ja też. „Ojcze, który patrzysz z krzyża, święć się twoje ukrzyżowanie, przyjdź królestwo twego krzyża (albo poprzez krzyż), bądź wola Twoja, nie moja, bo ja się boję, chciałbym krzyża i cierpienia unikać...".

kl.5
Odbijam na xero kartki z teacherhelp.org, które mają być głównie pomocą w korespondencji ze św. Teresą z Lincoln, ale okazuje się, że kl.5 też bardzo lubi pochylić się nad kolorowaniem Wszechświata (o tym jest pierwsza, z ks. Rodzaju, "God makes the world").

Kiedy staną u drzwi...

Telefon z policji sprowadza mnie na strachowską równinę. Jacyś utajeni wrogowie chcą nas pozbawić podstaw do życia. Szukają wszelkich sposobów. Teraz jest to zrównanie mnie z przestępcą, a Grażyny ze skorumpowaną niby-dyrektorką, która przestępcę zatrudniła. Z jednej strony jest Rzeczpospolita Norwidowska pod sztandarem i z hymnem, partycypacja "Decydujmy Razem" z przyjaznymi urzędnikami najwyższego szczebla, z drugiej "Inferno" pisane przez diabelskich autorów (na razie skrytych).

Jak to przeżywam? Jestem roztrzęsiony. Nie strachem przed policją - podłością małych, przegranych ludzi. Mam burzę w głowie.
Co mi pomaga? Wiara, praca, przejrzystość. To nie jest moja (nasza rodzinna) sprawa. To jest wspólna sprawa całej Strachówki. Wszystko co robię (robimy), robimy w świetle dnia. W pełnym Słońcu natury i Objawienia. To są także konsekwencje wyborów, decyzji i zachowań mieszkańców. Od dawna są w gminie dwa obozy, jeden skupiony wokół prac szkoły (i parafii), drugi przeciwko nim. Przeciwny Rzeczpospolitej Norwidowskiej od początku. Jakby tego nie obwijać w bawełnę. Są wśród nas sztukmistrze gry pozorów.

Co mi pomaga? Wiara, praca. Myślę właśnie o tym w klasie 1-szej, kiedy dzieci podchodzą z rysunkami "Dzieła Stworzenia", a raczej kiedy odchodzą. Robi się małe misterium. Rysunki z teacherhelp są podstawą. Ładnie pokolorowane Słońce, księżyc i gwiazdy, drzewa, ryby, ptak, krowy i ludzie - wychodzą z rąk Stwórcy w samym dole kartki. Dorysowuję swój znak katechetyczny i głoszę mój kerygmat - "Bóg stworzył dla nas świat, bo chciał podzielić się Sobą, swoją mądrością i miłością", albo "rysuję serce, bo Jezus nas kocha, krzyż, bo umarł za nas, rybę, bo jesteśmy jak ryby w sieci Pana Boga. Amen i moje inicjały dopełniają sygnaturę. Dzieci wracają tak spokojnie, że aż muszę zanotować - jakby niosły je skrzydła aniołów stróżów. Czy to moja formułka tak działa? Czy czują, że trzeba mi pomóc, bo jestem przybity?

Burza w głowie przycicha, ale nie odchodzi. Bo przecież na horyzoncie jest św. Teresa z Lincoln, bierzmowanie ich 5-to klasistów i naszej młodzieży, msze szkolne niedzielne i ta wspaniała Konstytucja o Liturgii Świętej! A tu masz! "Będą was oskarżać i ciągać przed sędziów. Nie martwcie się, co będziecie mówić, bo Duch Święty przez was mówić będzie". Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego - to zapisałem także tego dnia na Fb.

Zauważam też, ile papieża dokoła – Marcin Styczeń śpiewa w podkładzie do malowania poezję Karola Wojtyła, papież jest na okładkach zeszytów, w encyklikach. Czuję jego obecność nawet w dokumentach soborowych.

czwartek, 22 września 2011

"Zło dobrem zwyciężaj"


Trudno mi się zebrać do kolejnego tekstu, a może tylko redakcji. Na tekst do Łącznika potrzebuję półtora dnia. Pół, na wyczajenie tematu i jakieś pomysły, dzień na wykonanie. Na pisanie schodzi trzy godziny, z okładem, jeśli nie idzie. Potem parę godzin na odparowanie.

Mam notatki z wczoraj i z przedwczoraj, ale poczekają. Wczoraj nie tylko sześć lekcji mnie wyczerpało. Jeszcze bardziej telefon i wizyta na policji.
Za wkład w rozwój Strachówki anonimowi oskarżyciele chcą mnie i Grażynę pozbawić pracy. Najpierw hakerskim atakiem (kto ma takie zdolne dzieci?) skasowali mojego bloga na republika.pl w symbolicznym dniu 5 grudnia, kiedy skończyła się 16-letnia epoka Kazimierza Łapki. Pozostała za nim zacofana gmina i zatrute środowisko społeczne. Oni prawdy boją się, jak albinos słońca. Nie skończyła się też gra o wpływy. Tworzą się nowe alianse, nie mniej toksyczne. Jedni walczą o władzę, inni milczeniem im na to pozwalają. Zło staje się zuchwałe.

wtorek, 20 września 2011

Katecheza o posoborowej katechezie

Wstaję, rozglądam się. Trochę czasu musi upłynąć, nim dojdę do siebie, albo do Twojego Boże spojrzenia na świat. Dochodzi także z całą okrutną jasnością do mnie, że łatwiej na tym świecie o towarzyszy partyjnych, albo innych zwolenników, niż pomocników w budowaniu Twojego Królestwa. Oczywiście piszę o tym złym rozumieniu polityki i wypaczeniu rozumienia wspólnoty, ale pokażcie mi w pobliżu dobre przykłady. Czyli służbę ludziom i wartościom.

Czy napięcie i drżenie muszą towarzyszyć każdemu wyjazdowi do szkoły? Czy lekarstwem jest jedynie prawdziwa wspólnota? Czy tak być musi - jak mawiał Bronisław Pawlik wychodząc na scenę? Przechodzi mi, gdy zamknę za sobą drzwi klasy, a jemu, gdy kurtyna szła w górę.

Choć wiem, co chcę robić. Ach, gdybym mógł iść do klasy wczoraj prosto z kościoła, po zapowiedzi i modlitwie o msze szkolne niedzielne! Po mszy długo pokój miałem, tzn. on mnie trzymał, nie ja jego. Tak po prostu było.

Ideałem szkoły i uniwersytetu jest wspólnota. Najpierw spotyka się w niej przyjaciół (braci i siostry), potem wypełnia różne zadania. Jan Paweł II odwoływał się do tej prawdy (ideału) chyba przy każdym spotkaniu z profesorami i studentami odwiedzając uczelnie.

Pojechałem, wróciłem. Mam garść notatek.

kl.2
Niedziela, w języku rosyjskim to Wozkresienie. Jest od czego zacząć rozmowę.

kl.4
Nie pozwolę na kpiny z modltwy. To jest mój obowiązek, będę niczym Jezus wypędzający kupców ze świątyni. Będę konsekwentny, niech to dotrze do rodziców, odpowiedzialnych za wychowanie (zachowanie) swoich dzieci. Albo niech przychodzą i pilnują ich na lekcjach - zapraszam.

***

Zaczął się dzień szkolny – dla mnie, 7 godzinne nabożeństwo (liturgia godzin lekcyjnych i dyżurów na przerwach).

Gdyby udało nam się zgromadzić większość dzieci, młodzieży, ich rodziców, nauczycieli, a także władz samorządowych (wójta, radnych, pracowników Urzędu Gminy i służb powiatowych) na świętowaniu Zmartwychwstania w niedzielę – to byłoby nasze największe zwycięstwo wychowawcze. Wszyscy zacznijmy (zgodnie) wychowywać. A jako katolicy – świętować niedzielę, pamiątkę największego wydarzenia w dziejach człowieka, jeden z fundamentów naszej kultury i cywilizacji. Potrzeba tak niewiele – konsekwencji wiary i rozumu.

Ucieszyła mnie rozmowa z Sebastianem na dyżurze w przerwie, na korytarzu - o korespondencji z USA. A na katechezach - docieranie do sensu mszy niedzielnych. Sens niedzieli, to dla chrześcijan, sens zgromadzenia na wspólnej mszy. Otrzymujemy wtedy łaskę z nieba, ale i sami głosimy sobie i całemu światu, że mamy ten sam ideał życia, istnienia świata i wychowania. Chodzi o wiarę rozumną (jest wyłożona w różnych kompendiach). Zależało na tym bł. JPII, możemy znaleźć odpowiednie fragmenty w Jego „Liście o niedzieli”, „Liście Do młodych” itd.
Podjęła ten aspekt młodzież z dekanatu legionowskiego, odpisując papieżowi 26 lat temu, że „chcemy jednoczyć wszystkich wokół życia parafii. Wyrośliśmy w parafii i z życia parafii, która jest przecież cząstką Kościoła Powszechnego, czerpiemy natchnienia do działania. Tutaj spotykamy się na cotygodniowej modlitwie [grupy młodzieżowej], tu w niedzielę jednoczymy się w zbiorowym odprawianiu mszy świętej... Ojcze Święty, oto nasze życie, a jednocześnie Boże dzieło rozpisane na wiele młodych głosów i serc. Przyjmij je, jak bukiet różnorodnych kwiatów wyrosłych m.in z nasion Twojego listu. Ty obudziłeś naszą odwagę i naszą nadzieję. Jednoczysz nas i pomagasz zjednoczyć się całej młodzieży świata wokół ideałów i prawdy Ewangelii. Źródłem naszej mocy jest modlitwa i każda msza święta, wymarzonym szczytem działalności zgromadzenie wszystkich młodych ludzi z naszej parafii na mszy świętej niedzielnej. Parafia wspólnotą miłości - to nasz najpiękniejszy sen. Patrz i czytaj,ukochany ojcze, w naszych sercach i w naszych snach.”

Nic się nie może zmienić pod tym względem. Niedzialna msza świadomie przeżywana (odprawiana) przez jakąś wspólnotę lokalną (nie indywidualistycznie, bo spodobało się Bogu zbawić nas we wspólnocie) jest drogą do raju na ziemi w jakimś konkretnym miejscu na Ziemi. Taka jest pointa 30 lat moich katechez.

kl.5
Wyjaśniłem zapis w prywatnych notatkach o 7-mio godzinnej liturgii katechetycznej. Że katecheta i katechezy, mają być znakiem we wspólnocie szkolnej. O niedzieli, dlaczego jest ważna dla kultury i cywilizacji człowieka. List o niedzieli JPII, że - msza jest nam dana jak arka – mamy do pomocy, byśmy nie potopili się w złych zachowaniach, w ZŁU.

Siedmiogodzinna mobilizacja katechetyczna jest dobrem. Łaską? Chyba tak. Bo w powodzi głupstw z mediów można łatwo zgubić wysokiego ducha. Lepiej wycofać się w odpowiednim momencie w ciszę, sen... Chcę jak najdłużej zachować - jeśli nie pokój wewnętrzny - to ten obłok, który mnie otoczył na poziomie głowy, ducha, serca? To zawsze jest równocześnie obłok ciemności i samotności.

„Przepraszamy za...” - np. za złe zachowania - włączam w końcową modlitwę po katechezach, jak i w modlitwę powszechną.

Obiektywizacja – to jest mój wkład w polską katechetykę (światową?) Nie ja jestem najważniejszy, ale to, co się wydarza na katechezach. Trzeba tylko notować.

A jaką inną mamy alternatywę wobec jednorazowości życia w wieczności? Niż być przeźroczystym. Chyba, że żyjemy w węższych ramach, np. tylko sąsiedzkich i środowiskowych.

Co się właściwie wydarza na katechezach? - Oto jest pytanie.

Wszystko co poniżej, jest zaczerpnięte z KONSTYTUCJI O LITURGII ŚWIĘTEJ (Soboru Vat.II). Łatwo mi znaleźć odpowiednie fragmentu w grubej księdze, bo mam je pozaznaczane. Całe moje 30-letnie katechizowanie jest oparte o naukę Soboru Watykańskiego II. Nie mógłbym inaczej być katechetą. Moje filozoficzne wykształcenie zmusza mnie wręcz do szacunku dla rozumu. Nie mógłbym katechizować tylko w oparciu o pobożnościową niby mowę. Musiałem na samym początku znaleźć coś, co byłoby racjonalnym wytłumaczeniem spraw wiary. TYM STAŁ SIĘ DLA MNIE SOBÓR WATYKAŃSKI II. Nie mam łatwego życia, brak powszechnej znajomości i wdrażania jego ducha. Niektórzy mi powtarzają "zbyt wiele oczekujesz... ależ upłynęło za mało czasu od jego zakończenia". To są chyba żarty - według mnie - i żałosna próba tłumaczenia zaniedbań. Wpuśćcie zatem katechetów świeckich do seminariów. Bo życie nie chce czekać. Powiedzcie młodym, że Papież może być partnerem i wyjść na spotkanie ich oczekiwań i nadziei, ale biskup i proboszcz to niekoniecznie. To są kpiny z czystego rozumu i ochrona czyichś przyzwyczajeń, a nie duszpasterska troska.

***

"Kościół bardzo pragnie, aby wszystkich wiernych prowadzić do pełnego, świadomego i czynnego udziału w obrzędach liturgicznych...
To pełne i czynne uczestnictwo całego ludu trzeba mieć dokładnie na uwadze... Liturgia bowiem jest pierwszym i niezastąpionym źródłem, z którego wierni czerpią ducha prawdziwie chrześcijańskiego...
Duszpasterze niech zabiegają gorliwie i cierpliwie o liturgiczne wychowanie przez czynny udział wiernych, tak wewnętrzny jak i zewnętrzny, stosownie do ich wieku, stanu, rodzaju życia i stopnia kultury religijnej...
Liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc. Albowiem prace apostolskie to mają na celu, aby wszyscy stawszy się dziećmi Bożymi przez wiarę i chrzest, schodzili się razem, wielbili Boga pośród Kościoła, uczestniczyli w Ofierze i pożywali Wieczerzę Pańską.
Z drugiej strony liturgia pobudza wiernych, aby „sakramentami wielkanocnymi” nasyceni, „żyli w doskonałej jedności”... Z liturgii przeto, a głównie z Eucharystii jako ze źródła, spływa na nas łaska i z największą skutecznością przez nią dokonywa się uświęcenie człowieka w Chrystusie i uwielbienie Boga, które jest celem wszystkich innych dzieł Kościoła.
Dlatego w umysłach i praktyce wiernych oraz duchowieństwa należy pogłębić życie liturgiczne parafii i jego związek z biskupem, należy również do rozkwitu doprowadzić poczucie wspólnoty parafialnej, zwłaszcza w zbiorowym odprawianiu niedzielnych Mszy świętych.
Kościół zatem bardzo się troszczy o to, aby chrześcijanie podczas tego misterium wiary nie byli obecni jak obcy i milczący widzowie..."

PS.
Dzisiaj zrozumienia szukam u Koreańczyków, świętych męczenników Andrzeja Kim Taegon, prezbitera, Pawła Chong Hasang i jego towarzyszy. Wierzę w to, o co się modlę z wszystkimi uczniami RzN.

niedziela, 18 września 2011

Nasza Arka - nasz świat

Przygotowywanie liturgii, skupienie nad tekstami - już jest duchową przygodą i łaską. Potem rytm natury i łaski został zaburzony telewizją, zrobiło się ciężko. Ale znów sny przyszły z pomocą. Z wielką pomocą.
Były dwa, a jakby jeden. Zaczął się w Legionowie, w scenerii dzieciństwa i PRL-u, a zakończył na Jasnej Górze, iście po hetmańsku i ewangelicznie.

Generał Jaruzelski miał kwaterę pod naszym starym adresem (mówiło się tak właśnie - mieszkać 'z kwaterunku'). Był stary, wcale się nie pokazywał. Miał ku temu i inne powodu. Była ruchawka na ulicach. Jak w Trypolisie. Wszyscy czegoś chcieli, byli niezadowoleni, ale o generale na pierwszym piętrze nikt nie mówił ani słowa. Ze strachu. Lud wie, co kto może. Więc znów byłem pierwszy w nazywaniu prawdy. "A co z generałem, trzeba wprost go spytać, jakie ma plany". "Tak, tak" - wszyscy się ruszyli. On się pojawił, otoczyli kołem i rozmawiali. Stałem z tyłu, uważałem, że zrobiłem, co do mnie należało.

Generał, zdając już chyba sobie sprawę ze swojej niemocy, zechciał jechać na Jasną Górę. Tam znalazł się zakonnik, którego aż roznosiło, że znalazł się we właściwym miejscu, o właściwej porze. "Ja, taki skromny ksiądz, odprawię mszę w ważnej bardzo sprawie".
Ja, siedząc na ostatniej ławce, wspominałem październikowo-kasztanowe pobyty w Częstochowie i msze dzieciństwa, z Rodziną Rodzin i panią Lilką, w cudownej kaplicy.
Nagle od drzwi zrobił się w niej rumor. Mszę ksiądz aż przerwał. Jakiś dogmatyczny Polak-patriota krzyczał, "że tak nie można, że zdrada, że, że, że". Wyciągnął wszystkich z kaplicy. Tam chyba zabrakło mu argumentów. Znów ja wkroczyłem na sceną. Upewniłem księdza, że tak właśnie trzeba. Że każdy może zamówić mszę i prosić o wysłuchanie przed Bogiem. Że generał jest tu prywatnie, a nie przed Trybunałem Stanu. Wróciliśmy do ołtarza. "Ale gdzie jest generał?". Zobaczyłem, że leży na podłodze pod ławkami. Podbiegłem, sprawdziłem, że żyje. Podniosłem z jeszcze jednym, posadziliśmy na ławce, leciał przez ręce, objąłem ramieniem, jak matka.

Msza potoczyła się odwiecznym rytmem, choć w posoborowym już rycie. Ja cicho rozmawiałem z generałem. Był bezradny i przestraszony ostatecznością scenariusza, w który był wpisany. Przywoływałem ostatnie dni i chwile Papieża, żeby mu pomóc. W odpowiedniej chwili spytałem grzecznie, jak należało, czy idzie do komunii? Zaprzeczył głową, ale czułem, że duch chciałby inaczej. Podpowiadałem, jak dziecku, że może porozmawiać szczerze z mądrym zakonnikiem, którego sprowadzę, że nazywa się to spowiedzią, ale nie chodzi o nazwę, ale o ostateczną szczerość całego życia. Był roztrzęsiony, nie wiedział nawet, czy jest ochrzczony.

Opowiedziałem mu więcej ze swojej biografii, żeby szczerością oswoić, a nawet zarazić. Że byłem antykomunistą przez całe życie, że kocham wolność, że jestem katechetą, że to ja naruszyłem tabu, zacząłem głośną rozmowę, która wyciągnęła go z kwatery i doprowadziła, aż tutaj, że siostra była agentem FBI, jako pierwsza ze wszystkich krajów dawnego bloku wschodniego...

Taka jest moja wiara, takie jest życie. Tak stawałem naprzeciw wyzwaniom, Solidarności, samorządu, Sokrates-Comenius'a, fałszom byłego wójta i obecnej radnej, teraz na rzecz współpracy szkoły i parafii świętej Teresy od Dzieciątka Jezus w Lincoln. Wierząc Bogu i wewnętrznej prawdzie. Nie ludzkim planom, ambicjom, knowaniom. Nie przed ludźmi gram swoje życie. Wobec Wieczności. Powołaniem mym życie w Bogu i z Bogiem.

Wobec wielkich wyzwań nie pękam. Bóg dodaje mi sił. Nawet we śnie.


Na mszę święta jechałem bardzo zmobilizowany. To wielka chwila, prawie jak stanąć obok Mojżesza przed krzakiem ognistym na górze Horeb. Wszystko się udało. Dzieci nie było - do smutnego przewidzenia. Od jutra na każdej lekcji będę tłumaczył, prosił, wyjaśniał, błagał. Będę się też modlić z nimi w intencji mszy szkolnych. Wierzę, że po jednym, po dwoje będzie rosła liczba. Jeśli nie włączą się w namawianie, wyjaśnianie i modlitwę wszyscy nauczyciele, będzie szło opornie. Ale głównie rodzice. To ich sprawa. Bez nich nie wychowamy dzieci i młodzieży. Jesteśmy ich asystentami, wyręczyć nie możemy.

Korespondencję między mną i Lucy położyliśmy na ołtarzu, zawierzyłem Bogu. Zawsze było tak, że gdy rodziło się coś wielkiego w kościele, to kościół przez jakiegoś swojego przedstawiciela prosił o sprawozdanie pisemne. Aby mogła je zbadać komisja teologiczna. Współpracę Rzeczpospolitej Norwidowskiej i św. Teresy z Lincoln od samego początku poddajemy pod osąd kościoła.


Patronem mszy szkolnych niedzielnych chcemy uczynić dzisiejszego świętego Stanisława Kostkę. Nie wiedziałem, umknęło mi, że ksiądz proboszcz ma jego relikwie, którymi nas dzisiaj pobłogosławił. Jesteśmy bogatsi, niż się nam wydaje!


Wiersz Norwida "Na pomnik grobowy św. Stanisława Kostki w Rzymie" przeczytałem po mszy. Brakuje nam aktywnych uczestników, jestem gotów wyręczać, jak długo będzie taka potrzeba. Dziś "wziąłem" także czytania liturgiczne i jedno wezwanie z modlitwy powszechnej. Dobrze, że czytała także studentka, licealistka, gimnazjalista i uczennica klasy 4. Teksty będą na Agatologii, a może kiedyś w zakładce na stronie szkolnej - co będzie właściwsze. Wszyscy zacznijmy wychowywać. Msza szkolna niedzielna jest wielką szansą.
Oby znaleźli się liturgicznie odważni nauczyciele i rodzice. Mogą mi się trząść nogi, mogę nawet zejść przed ołtarzem - ach jaka by to byłą piękna śmierć. Mamy dawać świadectwo. Żyjemy na świadectwo. Na mszach świętych spotykamy się dlatego, że Ktoś 2 tysiące lat temu położył swoje życie na ołtarzu, dał się dla nas zabić. Msza św. jest szczytem działalności dla człowieka wierzącego. Jest, i wtedy namówimy na nią także dzieci, albo nie jest, i wtedy namowy niewiele dadzą. Żyjemy na świadectwo.


Prosto z kościoła zawieźliśmy chłopaków, ministrantów na turniej piłkarski, o którym nawet ich matka i dyrektorka szkoły nie wszystko wie. Dostałą jakieś przecieki, nie rzetelną wiedzę do współorganizowania. A widziałem, że szkolny pawilon namiotowy się przydał i WC pewnie też by się przydały. Ale rozumiem też niedoróbki, gdy nie wiadomo, kto za co odpowiada.


Straszną rzecz usłyszałem w "Między Niebem a Ziemią", że dopiero przy rozwodzie poznaje się, z kim się żyło w związku małżeńskim. Brr. Albo się życie zbuduje na biblijnej wierze i wiedzy o człowieku, albo trzeba szukać szansy "poznania" dopiero w rozwodzie, przed sądem.

Oto spontaniczne notatki do psychodramy - "Grażyna, chodź tutaj, zostaw te pierogi, musimy porozmawiać :)"
W programie usłyszałem "masz prawo mieć rodzinę" od Rzecznika Praw Dziecka. Usłyszałem też, że gdzieniegdzie udało się stworzyć "Świat bez rywalizacji, żądzy władzy i sukcesu, świat serca" - od Jean Vanier, założyciela wspólnot L'Arche-Arka.

sobota, 17 września 2011

Pozoranci


Jeden sen był wyraźny, drugi był wspomnieniem innego i toczył się poniżej jako tło, lub prześwit bycia.
W tym wyraźnym byłem w gabinecie lekarskim, który był w naszym legionowskim mieszkaniu, ale nie ze sobą, dla kumpla z młodości "ziomala", zakonnika mieszkającego teraz w Londynie, który w 1979 roku wskazał mi drogę do Taize.
Pani doktor, życzliwa bardzo, była za to ze Strachówki. Receptę na specjalistyczne specyfiki dostałem, ważną tylko tydzień. Wyszedłem z naszego bloku, gdzie czasowo zamieszkaliśmy obok starego mieszkania, mu ją nieść.

Na innym poziomie rozgrywał się sen z Papieżem. Jakby równocześnie, ale właściwie jak wspomnienie wcześniejszego?
We wspomnieniu papież był żywy, ale też jakby już po dwóch stronach. To była jakaś jego ostatnia wizyta, pożegnalna bardzo. Bardzo także lokalna. Mogła się odbyć w Strachówce, Legionowie, albo Rzymie. Nieśli go dookoła kościoła, na koniec przemówił. Zaległą dojmująca cisza. Ledwo słyszalnym głosem i tylko wyrazami, bez wielkich zdań chciał przekazać coś śmiertelnie ważnego. Wielkie dał świadectwo, testament. Opisał w nim, że stoi przed Bogiem. To znaczy, nie jak w filmie, ale jak w metafizycznym doświadczeniu. Bardziej opis był podobny do heideggerowskiego prześwitu bycia, niż beatyfikacyjno/kanonizacyjnych obrazków z frontonu Bazyliki św. Piotra. Wyszeptał do nas bardzo przejmujący opis. Byłą w tym szczerość do ostatniego tchnienia żywota. To było ostatnie świadectwo.

Opis zbliżania się do tajemnicy bytu, do Źródła, tu na ziemi, za życia - jest największym skarbem jaki pozostawił nam Karol Wojtyła, bł. Jan Paweł II. Jest to w każdym tchnieniu ludzkiego świadomego życia (jak i życiu jako całości, tak czy siak jest podmiot i dopełnienie) - ale brakuje nam wyćwiczonych struktur myślowych. Wiara i rozum jest rzadko używanym paradygmatem. W bardziej tradycyjny sposób powiem, że kerygmat ma się stać naszym paradygmatem.

Sny były ciekawe, ale tytuł posta niestety taki nie jest. Pozoranci, to delikatny sposób nazywania fałszywców. Pozoranci - to opis naszego życia publicznego.
Spotkałem mistrza... - który do mnie przemówił, uzdrowił, wezwał itd. - mówili ludzie w Ewangelii - Dobrej Nowinie. A my się właściwie nie znamy. Żyjemy za kurtyną. To, co jest nami - jest skryte. Ktoś zaprojektował nam takie życie. Ale nie Bóg, w którego wiara jest podobno ważnym elememtem życia? Raczej rodzajem życiowej lokaty, ale nie codziennego obrotu. Ten został sprowadzony do form symbolicznych, jeśli dotyczy istoty, i słowotoku, jeśli chodzi o głupstwa.
Jakiś projektant z zakresu inżynierii społecznej ustalił wzór naszych rozmów - co tam, jak tam, jak się czujesz (papieskie "sobą" pozostaje tylko w anegdocie), ładna bluzka, byłem u mechanika, co dziś na obiad...

"Nawrócenie to zawsze doświadczenie spotkania. Ono jest pierwsze. Potem mogą być jakieś łzy, emocje i chęć zmiany, ale na początku jest to „coś” związane ze spotkaniem, co wyzwala w nas energię prowadzącą do zmiany i innego sposobu postrzegania świata, życia i siebie. Takie są wszystkie opisy spotkań ludzi z Jezusem w Ewangeliach czy historie z Dziejów Apostolskich" - tak mówią specjaliści od mówienia, ten jest jezuitą, a ja katechetą. Ale warto szukać tego "czegoś" w każdym spotkaniu i każdym doświadczaniu siebie. Siebie się też spotyka. Jeśli nawet siebie się nie spotyka, to jest się chyba największym pozorantem. Zamiast "nawrócenie" można próbować podstawiać inne, równie głębokie i całościowe doświadczenia - zdumienie, zachwyt, olśnienie... Doświadczenie życiowe (osobowe) równa się "przeżycie". To jest życie. Czym się żyje, o tym się mówi.

Kończy się "Tydzień wychowania" pod nazwą "Wszyscy zacznijmy wychowywać". "Się" - chyba też, a nawet przede wszystkim. Kto, gdzie, kogo zaprosił z tej okazji (odpowiadając na prośbę "pasterzy") do rozmowy, na spotkanie, działanie. Przyrzekam, że stawię się na każde. Biskupi wymienili nas z nazwy - "rodziców, nauczycieli szkół i przedszkoli, duszpasterzy i katechetów, dyrektorów szkół oraz władze samorządowe".

Żyjemy jednak w świecie pozorów. W mediach królowało tylko sprzątania świata przyrodniczego. W sobotę dodatkowo tzw. "III Europejski Kongres Kobiet". Chcą mówić o energii, środowisku, kryzysie finansowym itp. Czy to jest także kongres matek, nauczycielek, katechetek?

Trudno, podejmę, stanę na rozstajach. Nawet, gdybym miał się stać jutro pośmiewiskiem. Na świadectwo śmiertelnie poważne. ŻYCIE, ŚMIERĆ I ZBAWIENIE JEST TYLKO JEDNO.

PS.
Pierwszy raz nie pojechaliśmy na zakończenie "Akcji letniej Caritas". Nie mieliśmy 100 złotych na wyjazd rodzinny samochodem, a 30 zł na wyjazd jednej osoby też wydało się kwotą za wielką.

czwartek, 15 września 2011

Wielki dialog i zbyt ciasne struktury myślowe







Sny przenosiły mnie w odległe lecz bardzo mi bliskie krainy i rejony świata.

Leciałem z Łodzi do USA z międzylądowaniem w Warszawie. Na Okęciu mignęli starzy znajomi sięgający czasów PRL, Rodziny Rodzin i kardynała Wyszyńskiego. Profesor Przyjałkowski z rodziną, po siedmiu latach lecieli także z wizytą do Ameryki.
Byłem też bliżej, na jakimś znanym europejskim zabytkowym placu. Zamawiałem pod daszkiem na chodniku firmową kawę, która wyróżniała kawiarenkę. Miała w nazwie "glazurowana" lub inne słowo, równie dobrze wyedukowane. "Cafe a la... coś tam, coś tam" była podawana jakby w małej wazie, z pływającymi wyspami bitej śmietany. Można było jeść/pić ją za pomocą łyżek, lub ustami czerpać, małymi łyczkami, jak z brzegów pucharu.
Z nieznajomymi, reprezentantami różnych krajów, ludów i narodów wymienialiśmy pogodne uwagi, dowcipy i spostrzeżenia. Byliśmy z tych samych bibliotek, szkół, katedr i uniwersytetów. Przystanął przy nas na chwilę minister Radosław Sikorski. Żałowałem, że nie ma z nami Tomasza Manna, eleganckiego pana w binoklach, z laseczką - wytrawnego erudyty, z elity elit. Może to więc była Wenecja, ale wtedy nie plac świętego Marka, ale jakiś boczny, ukryty przed masą turystów przysłaną w celach rytynowo-zarobkowych przez biura podróży.

Sen/sny piękne, powiązane w tomy, sagę - obudziły mnie gotowego do pisania już o 6.00 rano. Rzecz dla mnie prawie niebywała, bo jeśli już, to zdarza się bardziej w środku nocy.

Kawa i Wenecja wplątały natychmiast w tok myślenia Jaśka i ostatnie jego messerschmitty (meisterschmitty?) na Facebooku, albo w komórce telefonicznej przyłożonej do ucha. Jego rozmowy z rówieśnikami o świato-krajo-poglądowych-i-pokoleniowych sprawach. Ja, z zewnątrz, widzę w nich dwa kręgi: jeden bardziej globalny, drugi około-łochowski (policealny). Nie będę go wyręczał, bo to niemożliwe, niestosowne i może być wybuchowe. Owszem, chciałbym go namówić na intelektualną obecność także w moim świecie (starych pryków poprzedników).

Tak a propos i nie a... - wyklarowała mi się przy okazji oczywista oczywistość, że pokolenie JPII dzieli raczej niż łączy ludzi, nie według wieku, ale zasady i umiejętności stosowania jej w życiu - łączenia wiary i rozumu - i zupełnie nie ma ograniczeń narodowych, a może i wyznaniowych.

Pokolenie Jana Pawła Drugiego żyje tak samo w Polsce, jak w Lincoln w USA, Szkocji, Niemczech, Rosji, Ukrainie, Italii, Francji, Belgii, na Filipinach, w Kenii, Turkmenistanie i w każdym innym kraju.
Są to ludzie, którzy w sposób świadomy wybierają swoją drogę życia, są otwarci na mądrość i jej aktywnie poszukują, pielgrzymując do wielu miejsc. Do bibliotek przede wszystkim. Na Spotkania Młodych z Papieżem, po wtóre. Do różnych katedr ludzkiej (głębokiej) kultury.

Do tego pokolenia należą - według mnie - również, nieżyjący już profesorowie Stefan Świeżawski i Jacques Maritain. Ba, bez nich nie byłoby tego pokolenia.
Jan Paweł II to nie tylko uczeń gimnazjum w Wadowicach, student UJ, robotnik w kamieniołomach, kleryk konspiracyjnego seminarium i młody wikary z Niegowici. To także poeta, miłośnik Cypriana Norwida, aktor Teatru Rapsodycznego, profesor filozofii i teologii na KUL, biskup uczestniczący bardzo aktywnie i wprost zafascynowany Soborem Watykańskim II, na którym, po obradach plenarnych i w komisjach, mógł prowadzić ożywione dyskusje przy kawie ze Stefanem Świeżawskim, Jacquiem Maritain i ówczesną elitą intelektualną i duchową całego świata.

Dla mnie podział na pokolenie JPII i innych ludzi ma w tle ponury okres w dziejach Europy i świata, w którym socjalizm (najpierw narodowy w Niemczech, a później radziecki w wielu krajach) chciał wykreślić transcendentnego Boga z dziejów człowieka i ustanowić swoich bogów, bardziej lokalnych.

Sobór Watykański II był najbardziej rewolucyjnym wydarzeniem w życiu współczesnego kościoła (całej współczesności?). Jan Paweł II był "tylko" jego personifikacją. Samą osobowością nie mógłby dokonać tyle. Nie przeskoczyłby Prawa Kanonicznego i Doktryny bez soborowej tyczki. Nie wiem, czy napisałby niektóre encykliki (zwłaszcza "Wiara i rozum"), a nawet, czy dopisałby lekką ręką "Tajemnice światła" do uświęconego czcigodną tradycja Różańca Świętego. Wątpię też, że jako papież wyznałby wtedy te słowa - "Fenomenologia jest «postawą miłości intelektualnej do człowieka i świata, a dla wierzącego, także do Boga — początku i celu wszystkich rzeczy»".

DLACZEGO MUSZĘ TO TŁUMACZYĆ NA SWOIM BLOGU? Przecież Karol kardynał Wojtyła wskazuje na to wyraźnie i personalnie swoim imieniem (już błogosławionym), które wyraża istotę. Jak imię Boga JHW, Jahwe. Przyjął imiona tych, którzy Wielki Sobór rozpoczęli i dokończyli - bł. Jana XXIII i Pawła VI. Dlaczego te fakty nie połączyły sie w naszych strukturach myślenia? Nie stały się naszym paradygmatem ?

------

Bez wiary nie mógłbym już wcale żyć. Wykończyłbym się jednego dnia. Ot choćby sprawa najbliższej niedzieli. Słowo się rzekło. Publicznie. Na spotkaniu całej Rady Pedagogicznej i z rodzicami. Potem w szkole zawisła kartka z prośba o współpracę "przy niedzielach".

Sprawa to ważna, sensu stricte szkolna, dotyczy wychowania. I kościelna, katolicka. Biskupi zwrócili się do wszystkich, nie tylko funkcyjnych w kościele. Zakończenie "Tygodnia wychowania" i jednocześnie nowy początek naszych (strachowskich) niedzielnych mszy szkolnych. Ten dzień wpisany jest w długoterminowe myślenie polskiego kościoła. Dlatego na 18 września, z początku roku nauki szkolnej, przeniesiono świętowanie i wspominanie świętego "młodzianka" z Rostowa, Stanisława Kostki. W moich czasach szkolnych organizowano z tego powody tzw. triduum kościelno-młodzieżowe.
Dzisiaj nie używa się już na szczęście starego pobożnościowego języka. Dzisiaj mówi się o świętym uciekinierze, o kasztelanicu z sąsiedztwa (Przasnysz nie taki od nas odległy), o jego zagranicznych studiach i znajomości języków. Każda epoka wychowawcza ma co wybierać z życiorysów świętych, czyli pełnych ludzi.

Poeci mają przywilej widzieć więcej, "nędzy śpiesząc na ratunek". Nie są aż tak bardzo ograniczeni swoimi czasami. Dlatego od Cypriana Norwida dostajemy dodatkowe światło w spojrzeniu na naszego młodego rodaka z XVI wieku, herbu Dąbrowa. Niby że, po obrazu [i wiersz] stoczywszy się płótnie, [coś] upaść ma, jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię... ale nie, nie spada, rodzi się nowe pokolenie, które chce podjąć. W końcu św. Stanisław uznany jest za patrona rodziny - także w naszych czasach, gdy dzietność polskich rodzin spadła poniżej progu zwykłej odnawialności pokoleń. Więcej nas umiera, niż się rodzi!

Bez wiary nie mógłbym już wcale żyć. W czasach, gdzie któż o to - i o encykliki społeczne papieży, o "fenomenologię Słowa", a i o mnie - stoi? Nikt, jak dotąd, nie zadzwonił, nie napisał w Internecie, nie wsparł dobrym słowem. Dobrze, że Lucy w dalekiej-bliskiej Ameryce rozumie i chce brać na siebie nasze ciężary.

Tylko wiara każe i pozwala mi myśleć o niedzieli. Tej i następnych. O korespondencji uczniów z przyjaciółmi z USA, by przełamali swoje klasowe ograniczenia i wyrośli na ludzi z pokolenia JPII. "Skałom trzeba stać i grozić, obłokom deszcze przewozić, błyskawicom grzmieć i ginąć...".

Jest prawda. Ta prawda stała się dla mnie skałą i zbawieniem. Nadzieją tchną Jaśka studia i otoczenie, jak i kognitywistyka Łazarza i UAM w Poznaniu, który od 10 lat jest wsparciem dla Rzeczpospolitej Norwidowskiej :)

Na koniec opowiem dziś o toż-samości klasy 3 i mojej.

Kiedy widzę młode dziewczyny, na których zawieszam oko, jak mógłbym się wypierać normalności, tak w młodości wpadła mi w oko Grażyna, żona, to interesuje mnie nie tyle pożądliwość samych oczu, ale całego żywota. To znaczy chyba od zawsze było we mnie pragnienie objęcia "żywota" w drugiej osobie, to znaczy i dzięki i wespół. Żywot mam jeden, więc było i jest we mnie pragnienie uwiecznienia. Własnego żywota we dwoje. Pożądliwość oczu na jedną chwilę, czy jak niektórzy mówią "na jedna przygodę"? Nie, nie znam takiej możliwości realizacji jednego żywota. To jest spoza mojej filozofii życia. Wiara - tylko i aż - pomaga wytrwać w tej filozofii. JEDNOŚĆ jest dla mnie ogromną wartością. Jedność - czyli toż-samość. Bardziej ontologiczna i metafizyczna, niż czysto i bezdusznie matematyczna.

Być sobą - zakłada jedność. Tożsamość rozbieraliśmy z klasą trzecią na czynniki pierwsze. Słowami można się bawić w drodze do prawdy jak puzzlami. To samo. Samość. Mość - jak waszmość, jegomość i inne ważne persony. Być tą sama osobą. Sobą.
Bardzo nam pomógł Marcin Styczeń piosenką "Niech". A zakończyłem anegdotą z papieskie lotu, tzn. samolotu w dalekiej wyprawie misyjnej. "Jak się Ojciec Święty czuje - zapytał dziennikarz" - "SOBĄ" - odpowiedział Karol Wojtyła. Błogosławieni, którzy są i pozostają całe życie sobą. Którzy zaufali SŁOWU - TAK - AMEN.