czwartek, 1 grudnia 2011

Następna okazja (na miłość intelektualną)

Motto: "Dla dobra prawdy,
trzeba swoje poglądy wyrażać"
(ks.T.Isakiewicz-Zaleski)

"Odszczekałem [wczoraj, co trzeba, na RP i na blogu], przeprosiłem, ale osad (moralny) pozostał. Przynajmniej ja tak czułem i byłem skwaszony do końca (co warto rozwinąć przy następnej okazji)."

Osad moralny, bo... Bo wyszło, że nie wierzę w zdolność do obiektywizacji moich koleżanek(kolegów) i tylko czekam, by im to wygarnąć. Że - niektórzy mówią - cały jestem na "nie" wobec naszej lokalności. Tego argumentu w ogóle nie będę dyskutował, kto chce, niech policzy słowa i znaki na moim blogu.

To, co kiedyś nazywano obiektywizacją, dzisiaj można podłączyć do miłości intelektualnej. Jest to jedno z największych dla mnie odkryć w pośmiertnym Janie Pawle II. Poznałem tę Jego wypowiedź dopiero 2/3 miesiące temu. Wypowiedź pochodzi z bardzo późnego (dojrzałego) Papieża, z marca 2003. JEST (DLA MNIE?) NIESŁYCHANĄ SENSACJĄ-REWELACJĄ.

Zaczyna ona odżywać w nauczaniu Jego następcy. „[W Średniowieczu] liczni wierni świeccy, mieszkający w miastach, które szybko się rozwijały, pragnęli praktykować bogate duchowo życie chrześcijańskie. Starali się zatem pogłębiać znajomość wiary i szukali przewodników na trudnej, lecz porywającej drodze świętości... Dziś również potrzebna jest «miłość prawdy i w prawdzie», «miłość intelektualna», by oświecić umysły i połączyć wiarę z kulturą”(B16).

A my, żyjąc w XXI wieku w gminie wiejskiej, mamy się zadowolić ubóstwem życia duchowo-intelektualnego? Człowiek nie jest ubranym zwierzęciem! Sytość brzucha i ścieżka kariery zawodowej nie wypełnią pustki po nieodnalezionym (albo nienazwanym) sensie.
Przecież to droga do stagnacji, albo wręcz uwstecznienia. Nie można lekceważyć osiągnięć współczesnej nauki, w tym nauk społecznych, teologi, filozofii, nauk o kulturze, kognitywistyki... "Dopóki-ż was znosić będę?"

"Miłość intelektualna, o której mówi B16, wzywa nas i wymaga, aby teologowie podjęli na serio wyzwania stawiane przez tych, którzy szukają sensu życia, zmagają się z problemami wiary w Boga, naśladowania Jezusa Chrystusa, przynależności do Kościoła i budowania tegoż Kościoła, przeżywania wspólnej celebracji liturgicznej."(Nuncjusz Watykański w Polsce, abp Celestino Migliore).
"Społeczeństwo, które odrywa człowieka od przeszłości i przyszłości, podporządkowując wszystko doświadczeniu i trudowi poszczególnej chwili [wymagając od wszystkich, by robili więcej rzeczy w dużo krótszym czasie, najlepiej natychmiast, bez zastanowienia, przechodząc od jednego zadania do drugiego, popadając w stan ciągłej aktywności, trudu, zaangażowania] zatraca sens istnienia." (Z.Baumann)
Kiedy Apostołowie znaleźli się w podobnej sytuacji, Jezus powiedział im - «Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i odpocznijcie nieco!». Mistrz (i nauczyciel) życia duchowego dotyka samej istoty naszych poszukiwań sensu egzystencji i wskazuje dobrą i prostą metodę.

Więc właściwie jestem w niebie, siedząc w domu (przed dębami) pośród posłańców prawd większych, niż fizykalna teoria wszystkiego. Wśród aniołów i innych posłańców prawdy. Fizyka może być tylko podłożem dla większych światów i wszechświatów. W tym, dla świata osobowego, który na niższych(?) światach mógł wyrosnąć. Jeśli nie pojedziesz do Ameryki, nie zobaczysz Statuy Wolności. Redukcjonizm chyba nigdy nie jest wskazany w drodze do wolności i prawd(y). Nie wolno sprowadzać tego, co wyższe do tego, co niższe. Stąd m.in. moja niezgoda na przemijanie, jako główną kategorię kultury, skoro całe prawie życie opisują funkcje rosnące. A w sprawie prawd(y) trzeba połączyć oba światy, muszą się spotkać fizykalna teoria wszystkiego i wiedza o osobie, której istotnym elementem jest auto-transcendencja. Czego przejawem może być sprawiedliwe, bez uprzedzeń i sztucznych ograniczeń, użycie wiary i rozumu. Świat zewnętrzny i wewnętrzny nie mogą się poznawać bez siebie (nawzajem). Nie ma innej drogi do adequtio rei et intelectus.

Szukając w Internecie "miłości intelektualnej" znalazłem tylko odpryski i pomruki. Czasem całkiem ciekawe, jak na przykład "Teoria Miłości Prawdziwej", choć na koniec rozczarowująca "hołdem dla starożytnych Bogiń Miłości i Płodności."

Są to wszystko tylko nieśmiałe nawiązania (echo) do bardzo śmiałej wypowiedzi bł.Jana Pawła II. On powiedział coś dużo bardziej istotnego, otwierającego niezbadaną perspektywę teologiczno-pastoralną. Przeanalizujmy słowa Wielkiego Papieża - "postawa miłości intelektualnej do człowieka i świata - jest przede wszystkim stylem myślenia oraz sposobem intelektualnego podejścia do rzeczywistości, który pragnie uchwycić jej cechy istotowe i konstytutywne, unikając uprzedzeń i schematów." Ma to być droga do "przezwyciężenia kryzysu sensu, którym naznaczona jest część myśli nowożytnej". Papież wprost wiąże to z innymi swoimi kompleksowymi przemyśleniami zawartymi w Encyklice Fides et ratio (nr.83). Człowiek wierzący, który świadomie i metodycznie chce się posługiwać tym sposobem myślenia (fenomenologią) ciągle będzie się odnajdywał (z ogromnym zdziwieniem) między początkiem i celem wszystkich rzeczy, czyli w Bogu. Wielki Papież, którego tak podziwiamy, i którego podziwia świat (Lincoln, Ne, USA), żeby nie pozwolić nam Go zawłaszczyć, mówił i pisał, że "KONIECZNE JEST OTWARCIE SIĘ NA METAFIZYKĘ". Wierzył, że "właśnie fenomenologia może w znaczący sposób przyczynić się do takiego otwarcia." Wierzył w nas, późnych synów, córki i wnuków, że twórczo rozwijać będziemy ten wątek. Obudźmy się zatem z letargu i stawiania tylko kamiennych lub spiżowych pomników i pociągnijmy ten wątek.

Stawiam tezę, że po komunistycznym praniu mózgów nie jesteśmy przygotowani intelektualnie, ani nawet otwarci, na metafizykę. Nie rozbudzał też tego głodu kościół w Polsce, zadowalając się pobożnością ludową. Konsekwencją tej tezy jest stwierdzenie, że najsłabszym punktem życia zbiorowego Polski 2011 jest poziom intelektualny rodaków. Pomimo przekonania wielu, że PRL dało nam najlepszą szkołę. To ostatnie stwierdzenie jest bardzo dyskusyjne, poza tym, na poziom intelektualny ma wpływ nie tylko szkoła, ale wszystkie instytucje, poziomy i instancje, także techniczno-technologiczne, w których przyszło nam żyć.

Do powrotu do wczorajszego posiedzenia RP ZSz.im.RzN też zmusiła mnie miłość intelektualna, czyli taka "relacja z rzeczywistością, która szuka jej istotowych (nie pozornych, powierzchownych i szybko przemijających) i konstytutywnych (bez których istnieć dana rzeczywistość nie może) cech, unikając uprzedzeń i schematów."

Miłość intelektualna człowieka, świata i Boga wisiała wczoraj gdzieś nad nami. Dała mi się we znaki w związku z opisanym na samym początku tego posta lapsusem. Ta miłość zawsze kosztuje. Musi boleć, bo jest jak rodzenie. Nie jest oglądaniem przedmiotu danego zewnętrznie, ale przedmiotu, który nierozdzielnie jest połączony z wnętrzem (aby mogło być adequtio). Im bardziej chcę narodzić prawdę (metodą fenomenologiczną), tym więcej musi boleć. Wiele musi nastąpić obrotów sfer osobowych, współpracy różnych składowych strumienia świadomości, by zobaczyć prawdę, lub jej cień. To był mój ból.
Ale był też inny. Zdarzył się fakt, który jeszcze bardziej powinien poruszyć wszystkich. Niezwykle ciężko mówić o tym, bo jest o "pani" i "panu", jako sposobie komunikowania się między nami - w SUS-ie! Nie usłyszeliśmy za to czegoś, co było dużo ważniejsze dla wspólnoty szkolnej, że na 6 grudnia jest zaplanowana Sesja Rady Gminy. Nie rozumiem tej sytuacji i mam prawo twierdzić, że płacę za nią zdrowiem. Pisanie o tym nie sprawia mi przyjemności, jak pozostałe wątki. Odwrotnie, udziela mi się zdenerwowanie i pocę się, choć siedzę sam przed komputerem.

Czy to też był lapsus, czy objaw czegoś dużo poważniejszego? Czy może być gdzieś szkoła, w której każda "pani" i każdy "pan" wychowuje według własnych zasad i wizji? Jeśli przez wiele (kilkanaście) lat wspólnej pracy niektórzy nie zdołali zawiązać normalnych (zdrowych) relacji z koleżankami/kolegami z pracy - to jesteśmy chorą wspólnotą. Bo "chorzy animatorzy zarażają wspólnotę". Szkoła musi stawać się wspólnotą (a nauczyciel animatorem!)- jeśli ma wychowywać (ale także skutecznie uczyć). Czy tylko ja zauważyłem ten objaw we wczorajszym wystąpieniu? Na pewno nie. Czy ktoś z nas wie, jak postąpić, widząc takie objawy? Czy wolno nic nie robić? CZY WSPÓLNOTA, KTÓREJ ZADANIEM JEST KSZTAŁCENIE I WYCHOWYWANIE MOŻE NIE REAGOWAĆ?
Nie może. Nie wolno. Czy ktoś zastanawia się nad skutkami - w skali jednostkowej (ucznia), grupowej (RP) i społecznej (całej szkoły, gminy, parafii)?

Ja często muszę mówić o sprawach lokalnych w perspektywie uniwersalności, inni o wielkich sprawach kultury i historii często mówią w perspektywie bardzo lokalnej.
Oczywiste, że jest to strasznie niewygodnie, bo mówi to mąż dyrektorki. Bardzo mi (Grażynie na pewno też) to ciąży. Obyż to był powód do przejścia na rentę. Niestety, nie ma takich przepisów.
Niech więc częściowym usprawiedliwieniem będzie przypomnienie, że mówię to także jako założyciel Solidarności w gminie i były wójt. Nawet Danuta Wałęsa, żona byłego prezydenta, wywalczyła się na wolność wypowiedzi. Cóż więc ja?
Solidarność, jako związek zawodowy nigdy nie miała zawężającej wykładni dla swojego działania. Najdalej idącym zapisem w jej statutach jest chyba odwołanie się do godności człowieka, której należy bronić w porę i nie w porę.

Przyznaję więc i uznaję niezręczność - ale ust sobie zamknąć nie dam.

Bez wielkiego autorytetu, bez wielkiego cudu, nie wybrniemy z potrzasku. Zwykły rozum wymięka. Kiedy jesteśmy razem na mszy, albo kiedy nasi synowie razem kopią piłkę, kiedy dzieci razem się uczą, występują, śpiewają hymn Polski i hymn szkoły - nie sposób zrozumieć podziału na dwie(?) gminy, szkoły, parafie. Jeśli potrzebne są egzorcyzmy, to je wspólnie zamówmy.

PS.
TVP Info ogłosiło apel o nadsyłanie świadectw (zdjęć) pt. "Mój 13 grudnia 1981". Nie interesuje mnie za bardzo program telewizyjny, ale szkolno-gminny owszem, bardzo. Tu żyjemy. Tu realizuje się nasz patriotyzm i przekazywanie prawdy następnemu pokoleniu. Zwłaszcza, że pracujemy w szkole. Tego dnia w parafii będą rekolekcje adwentowe, na pewno też nie zabraknie w nich modlitwy za wielką i małą Ojczyznę. Przeżywam to. Ktoś, kto ma 45 lat i więcej, nie może spokojnie myśleć o tamtym dniu i czasach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz