sobota, 31 grudnia 2011

Uzasadnienia ostateczne

W Berlinie kończy się Spotkanie Młodych, organizowane corocznie przez wspólnotę ekumeniczną z Taize. Czuję się duchowo z nimi związany, są trwałą wartością w moim życiu.
W łączności z nimi organizowaliśmy(łem) lokalne spotkania, w tym duchu. Kiedyś w Legionowie, później także w Strachówce. Bywałem regularnie także u św. Aleksandra w Warszawie, gdzie w podziemiach mieliśmy swoje modlitwy. Z tamtych czasów zapamiętałem Agnieszki: Kuraś, Pawlikiewicz, Grzegorczyk, Cezarego Gawrysia, Marcina Przeciszewskiego, Jedlińskiego, Żurawskiego. Patronowała nam pani Aniela Urbanowicz z pobliskiego mieszkania na Nowym Świecie, której zdjęcie z bratem Roger ciągle mamy, jak nie na ścianie, to na półce. Większość wymienionych osób (nazwisk) jest aktywna i znana w życiu publicznym lub kościelnym.

Po latach sam muszę pokiwać nad sobą głową z uznaniem i niedowierzaniem, bo zorganizować spotkania i wzajemne pielgrzymki, od parafii do parafii, z grupy do grupy, w Legionowie było z kim, ale żeby w Strachówce porwać się na to, trzeba było być szalonym idealistą - "zagorzałym" wyznawcą JEDNEGO świata wyznawców i uczniów Jezusa z Nazaretu. Byliśmy wystarczająco szaleni i zagorzali, skoro sprowadziliśmy się jako rodzina z małym Jaśkiem na rękach na wieś, do starego domu, wybudowanego jako letnisko, do którego nie było dojazdu. Jasiek miał parę tygodni/miesięcy, my nie mieliśmy pracy. JAKA SIŁA, JAKIE IDEAŁY nam przyświecały, że porwaliśmy się na coś takiego? - POLSKA I KOŚCIÓŁ!

Oczywiście było także coś, co nas "wypychało" z Legionowa - brak mieszkania, konieczność wynajmowania. Na chybił trafił określiłbym stosunek sił ciągnąco-wypychających jak 80/20 w procentach, (4/1). Była, pewnie głównie we mnie, wiara, że znajdzie się dla nas (mnie) miejsce (pracy) w łonie Ojczyzny odbudowującej się i odnajdującej swoją tożsamość po komuniźmie. Zakładałem wszak Solidarność w gminie, rozumiałem, czułem, utożsamiałem się z duchem nadchodzących zmian. Nie doceniłem (ciągle nie doceniamy?) jednak spustoszenia, jakie zrobił stan wojenny. We mnie przeżyły ideały Polski Solidarnościowej, Piastowsko-Jagiellońskiej itp. A w ludziach?

Gdyby nie Jan Paweł II, łącznik ponadczasowy, kto wie, jak potoczyłyby się losy Polski i Europy w 1989???
W Nim była moc ponad historyczna z 1978, z której przelał wiele w nas w 1979, 80, że w ogóle powstaliśmy i się uchowaliśmy przez rok! A potem w Nim, jak forma przetrwalnikowa, i dzięki Niemu (zwieńczenie i szczyt Kościoła) zachowaliśmy resztkę wiary, nadziei, miłości (?) i szaleństwa do zmiany świata. Przeciw fałszowi komunizmu. Na wszystkich frontach. Także, a może przede wszystkim, ideologiczno-filozoficznym. Kto nie sięgnął w swoim obrzydzeniu starym systemem do podstaw, czyli fałszywej, zakłamanej, diabelskiej wizji człowieka, umaterializowanego do szpiku kości i w związku z tym poddawanego krańcowej manipulacji, ten był na powierzchni zmian.

Anty-ludzka ideologia była równocześnie anty-religijna. Walczący ateizm był ich Bogiem i religią.
"Rozumowanie Marksa w tej sprawie można streścić następująco: człowiek nie jest wolny dopóki wierzy w istnienie Boga, więc aby człowieka wyzwolić trzeba zniszczyć religię. Religia jest częścią kultury, a kultura jest zdeterminowana przez ekonomię. Aby zniszczyć kulturę, która zawiera w sobie religię, trzeba zniszczyć system społeczno-gospodarczy, który ją determinuje. Tym systemem jest każda ekonomia oparta na własności prywatnej. Więc aby zniszczyć religię, trzeba zniszczyć ustrój gospodarczy oparty na własności prywatnej. Jedyną drogą do tego celu jest rewolucja. Rewolucja marksistowska ma więc na celu zniszczenie systemu gospodarczego, zbudowanego na własności prywatnej i wprowadzenie systemu gospodarczego, opartego na własności społecznej, czyli komunizm. Komunizm przeto, dla Marksa, przedstawia się jako ustrój laicki, jako system gospodarczy, który wyklucza możliwość istnienia religii i wiary w istnienie Boga . Marksa interesują zagadnienia gospodarcze tylko z punktu widzenia walki z religią z wiarą człowieka w istnienie Boga. Rewolucja przeto, którą planuje ma na celu walkę o wyzwolenie człowieka z wiary w istnienie Boga. Jest to więc rewolucja szatańska... "Komunizm nie odnawia, lecz niszczy doszczętnie prawdy wieczne, religię i moralność". A w Manuskryptach cytuje zdanie, wzięte z pism Owen'a: "Komunizm zaczyna się zaraz z ateizmem".

Cytowany autor, ksiądz prof. Michał Poradowski, wykazywał dystans do nurtu reform w Kościele, ja przeciwnie, jestem ich zagorzałym po-soborowym zwolennikiem. Autor ma ciekawy życiorys i niebagatelną wiedzę o komunizmie, w którym niejako się specjalizował. Polityczne poglądy są sprawą drugorzędną.
Zaświadczam, że w czasach PRL i światowego komunizmu, które znam, bo przeżyłem świadomie w nich 20 lat (wcześniej byłem ciut za młody na cało-osobowe uwrażliwienie i własne poglądy) na eksponowanym publicznie miejscu był "Kapitał" Karola Marksa, a "Manifest komunistyczny" był dla bardziej wtajemniczonych i "poszukujących".

Zacząłem od Berlina i Taize, które wstrząsnęło moim życiem, a zatrzymałem się na dłużej na komunizmie! Bo on też odegrał (odgrywa) ważną rolę w moim życiu. Jego fałsz i zakłamanie mnie ciągle jeszcze odrzuca. Już w klasie maturalnej myślałem o podjęciu studiów, które pozwoliłyby mi z nim walczyć. Myślałem o teologii. Wyszła Politechnika i po 4-letnim odroczeniu (2+2) - filozofia. Gdyby nie śmierć ks. prof. K.Kłósaka znalazłbym pewnie swoje miejsce po akademickiej stronie istoty człowieka i ciągnąłbym do dziś. Ale Pan życia i śmierci chciał inaczej. Musiałem pisać od nowa, zaczynać od nowa - w duchu starych anty-komunistycznych przeczuć i przeznaczeń. Ksiądz prof. B.Hałaczek zaproponował mi "Antropologiczne aspekty rewolucji naukowo-technicznej w pismach polskich marksistów". I musiałem zmierzyć się jakby z innej strony ze znienawidzonym ustrojem. Od strony techniki i nauki (po coś jednak ta politechnika była w moim życiu). Ale to tak wygląda tylko z pozoru.
Marksiści fałszowali, zakłamywali wszystko. Nie tylko filozofię, teologię, także naukę i technikę. Wszystko musiało być poddane ideologii. Stworzyli więc puste pojęcie Rewolucji Naukowo-Technicznej. Posługiwali się nim dla dalszego zniewalania umysłów. Bo kto myślał inaczej niż oni, opowiadał się, według nich, przeciwko nauce i osiągnięciom techniki. Bzdura. Ale ich totalitaryzm (nie tylko polityczny, także umysłowo-całościowy) tak działał, że większość ludzi nie była w stanie nawet sobie tego uświadomić. Wiem, bo się trochę naczytałem i narozmawiałem. Nawet promotor był zaskoczony moją tezą, że "nie ma takiego zwierzęcia".
Trik marksistów polegał na "połączeniu z myślnikiem". Przecież nikt nie mógł (nie mogłem i ja, mizerny magistrant) negować wielkiego postępu nauki i techniki. Można nawet mówić o ich rewolucyjnym skoku. Tak, ale wtedy mówmy o rewolucji naukowej i o rewolucji technicznej. Nie można negować także związków między jedną i drugą dziedziną ludzkiej działalności. Ale marksistowska Rewolucja Naukowo-Techniczna to było coś innego. To było (musiało być!!) coś więcej. I właśnie to ich musiało już zdradza niezdrowy element ich teorii. Każdy element, czy przejaw działalności komunistów był czymś pionierskim, rewolucyjnym i zbawczym. Dzisiaj widzieliśmy jak to samo założenie (jeden z komunistycznych dogmatów) objawia się w zachowaniach ludzi i całych społeczeństw, przy okazji pogrzebu Kim Dzong Ila (wcześniej jego ojca itd).

Rewolucja naukowo-techniczna była odkryciem tylko komunistów. Inni czegoś takiego nie stwierdzali, choć mogli cytować i używać pojęcia za swoimi radzieckimi przyjaciółmi. RNT była jakby zobiektywizowanym mechanizmem (ba, nawet pewnym bytem), który dowodził wyższości wszystkiego, co robią komuniści. Wszystkiego, co się dzieje w części świata, którą rządzą ich partie (Z Komitetami Centralnymi i ich nieomylnymi Biurami Politycznymi). Oczywiście w przeciwieństwie do biednych burżuazyjnych społeczeństw, ich demokratycznie wybieranych despotów, w tym także - tak, tak - socjalistycznej nauki i techniki. Bo ich działalność dostawała wyróżnik "socjalistyczny/komunistyczny". Był więc humanizm socjalistyczny, socjalistyczna demokracja, komunistyczna praworządność. Najwyższą formę uzyskiwało to wszystko u sąsiadów, u Wielkiego Brata, czyli w ZSRR. Oni byli Zeusem, Herą, Trójcą Święta i wcieleniem wszystkich bogów w dziejach Ludzkości. Bo niby w socjalizmie (komunizmie) wszyscy byli równi, ale Związek Radziecki był (musiał być) ponad wszystko. To był podstawowy aksjomat. Z niego należało wysnuwać - i na nim opierać - wszystkie tezy i twierdzenia.

Tricki komunistów-marksistów były tak chytre, że masę ludzi nie potrafi ich z siebie strząsnąć i od nich się uwolnić. Niestety.

Pomyślałem o pewnej metodzie, pozwalającej wykazać pozostałości dawnej ideologii i ustroju, który był jej egzemplifikacją.
Otóż - według mnie - walka rozegrała się na płaszczyźnie wiary i rozumu. Wielką rolę odegrało papiestwo. Leon XIII dostał światło, niezbędne, aby napisać i opublikować encyklikę (każda staje się w pewien sposób źródłem wiary, jako część tzw. uroczystego nauczania papieża, "co w encyklikach wykłada się i z naciskiem podkreśla, to najczęściej już skądinąd do nauki katolickiej należy", PiusXII). Tą encykliką jest "Rerum novarum", czyli rzecz o rzeczach nowych (głównie społecznych). Prześwietlił w niej zamierzenia socjalistów. Zawołał "gore"! Przewidział wszystkie negatywne konsekwencje - polityczne, społeczne i gospodarcze XIX wiecznego socjalizmu - "Oprócz niesprawiedliwości sprowadziłby ten system jeszcze bez wątpienia zamieszanie i przewrót całego ustroju, za czym by przyszła twarda i okrutna niewola obywateli. Otwarłaby się brama zawiściom wzajemnym, swarom i niezgodom; po odjęciu bodźca do pracy jednostkowym talentom i zapobiegliwościom wyschłyby same źródła bogactw; równość zaś, o której marzą socjaliści, nie byłaby czym innym, jak zrównaniem wszystkich ludzi w niedoli. Z tego jasno widać, że się należy ze wszystkich sił przeciwstawić dążności socjalizmu do wspólnego posiadania; zaszkodziłoby ono nawet tym, którym socjaliści chcą pomóc; sprzeciwia się zaś naturalnym prawom jednostek, a wstrząsa ustrojem państwa i powszechnym pokojem."

Odtąd wszyscy papieże nawiązują do podjętej przez Leona XIII problematyki w kolejne jej wielkie rocznice. Najsławniejsza jest encyklika JPII wydana w stulecie Rerum novarum, w 1991 pt. "Centesimus annus". I otóż w tym dokumencie widzę papierek lakmusowy na wykazania pozostałości doktryny komunistycznej w umysłach i instytucjach XXI wieku. Proponuję sięgnąć do janowo-pawłowych ostatecznych uzasadnień spraw społecznych. Czyli - do natury człowieka i istoty rzeczy. Do istotowych i konstytutywnych składowych osoby ludzkiej. Dokument nie jest wykładem akademickim, nie ma w nim jednej metody. Papież stosował metodę fenomenologiczną i "natchnienia teologicznego" związanego nierozerwalnie z Objawieniem (zastrzegam się, że jestem tylko wiejskim katechetą i piszę na własną odpowiedzialność). Świat zewnętrzno-materialny i wewnętrzno-(duchowo)-osobowy muszą się dopowiadać.

Kto z ludzi przyznających się do wartości i tradycji chrześcijańskich nie chce zaakceptować łańcucha wniosków logicznych wyprowadzanych z pojęcia wolnej osoby, obdarzonej niezwykłą godnością, zdolnej do myślenia i ponoszenia osobistej odpowiedzialności za swoje czyny (a nawet za głoszone publicznie poglądy), a nawet odrzucają wysiłek potrzebny do zapoznania się z nimi i ich zrozumieniem - działa bardziej lub mniej świadomie na rzecz mętnego, pełnego przesądów i nowych "dogmatów" świata - stając się kapłanem lub tylko menedżerem agnostycyzmu i sceptycznego relatywizmu.
Rozsiewają oni także twierdzenia, "że ci, którzy żywią przekonanie, że znają prawdę, i zdecydowanie za nią idą, nie są, z demokratycznego punktu widzenia, godni zaufania, nie godzą się bowiem z tym, że o prawdzie decyduje większość, czy też, że prawda się zmienia w zależności od układów politycznych." (JPII).

„Pragnę zwłaszcza, by upowszechniano ją [naukę społ. k-ł] i realizowano w krajach, które po załamaniu się socjalizmu realnego napotykają na wielkie trudności w dziele odbudowy... Stanąć więc każdemu trzeba na właściwym stanowisku i to jak najprędzej, aby odwlekanie leczenia nie uczyniło zła nieuleczalnym"(JPII). Wiedział, czego nam trzeba. Gdzie my, Polska, byśmy byli bez Niego!...

Nauka JPII w ogóle nie jest na rękę większości rządzących i aspirujących do liderowania społeczeństwom, nawet jeśli często się posługują wyrażeniem "nasz umiłowany papież". Papież analizował przyczyny upadku komunizmu i dostrzegł, że choć nie istnieje on już jako system, to jednak (komunizm) pozostał w świadomości ludzi jako swoista świecka „religia", pozbawiona pierwiastka boskiego. W ustrojach totalitarnych zmuszano człowieka do poddania się światopoglądowi narzuconemu siłą, a nie wypracowanemu przez wysiłek własnego rozumu i korzystanie z własnej wolności. „Socjalizm realny" unicestwił "podmiotowość" społeczeństwa razem z podmiotowością jednostki. KTÓŻ Z RZĄDZĄCYCH CHCE PODMIOTOWOŚCI JEDNOSTEK (może nie w ogóle, ale jednostek przez siebie rządzonych).

Totalitaryzm, w formie marksistowsko-leninowskiej, utrzymywał, że niektórzy ludzie z racji głębszej znajomości praw rozwoju społeczeństwa, czy kontaktu z najgłębszymi źródłami kolektywnej świadomości nie mylą się, a zatem mogą sobie rościć prawo do sprawowania władzy absolutnej. Totalitaryzm zawsze rodzi się z negacji obiektywnej prawdy: jeżeli nie istnieje prawda transcendentna, przez posłuszeństwo której człowiek zdobywa swą pełną tożsamość, to nie istnieje też żadna pewna zasada, gwarantująca sprawiedliwe stosunki pomiędzy ludźmi.

Błędna koncepcja natury osoby i "podmiotowości" społeczeństwa poprzedniego ustroju brała się z ateizmu. Marksizm zapowiadał, że wykorzeni potrzebę Boga z serca człowieka. Podstawowy błąd socjalizmu ma charakter antropologiczny. Rozpatruje on pojedynczego człowieka jako zwykły element i cząstkę organizmu społecznego. Marksistowski ateizm jest zresztą ściśle związany z oświeceniowym racjonalizmem, który pojmuje rzeczywistość ludzką i społeczną w sposób mechanistyczny. Neguje on najgłębsza intuicję prawdziwej wielkości człowieka, „jego transcendencję wobec świata rzeczy oraz napięcie, jakie odczuwa on w swoim sercu pomiędzy pragnieniem pełni dobra a własną niezdolnością do osiągnięcia go, przede wszystkim zaś zostaje zanegowana wynikająca stąd potrzeba zbawienia” (JPII).

Dlatego nie ma innej drogi do przemiany społecznej jak moralność, rozwój kulturalny i demokracja. Tak to widział papież i przedkładał jako propozycję, zwłaszcza krajom postkomunistycznym odciętym przez dziesięciolecia nawet od źródeł własnej kultury.(tutaj)

I tak oto wracam do Strachówki. Moje/nasze ideały wyrastają nie tyle z Jego działalności, co mają wspólne korzenie. Wspólne jest zainteresowanie hiszpańskim mistycyzmem, fenomenologią, myśleniem o źródłach komunistycznego zniewolenia i o tym, jak go zwalczyć. Nie powinno dziwić wysłanie naszego osobistego "posłańca" do Watykanu z listem, w którym była prośba o papieskie błogosławieństwo dla Rzeczpospolitej Norwidowskiej.
Wydestylowaną z papieskiej encykliki nauką o człowieku i prawach jego rozwoju mierzę swoje rozumienie rzeczywistości, swój realizm i zakłamanie tych, którzy nie chcą uznać istnienia (i poznawalności) prawdy obiektywnej.

Zacząłem Berlinem i Taize, znów do nich wrócę. Brat Marek z Taize modlił się z nami w szkole w Rozalinie, w naszym domu i w świetlicy OSP (dzisiaj wiejskiej). Większym jeszcze wyczynem było porwanie się na zaproszenie gości z zewnątrz i namówienie rodzin w gminie, aby ich przyjęły na obiad. Takie mieliśmy ideały. Taka była Strachówka. Ja byłem wtedy na obiedzie na Księżykach, u państwa Czerwińskich (brata Czesława). Innym razem zaprosiliśmy dziewczyny, które spędziły jakiś czas w Taize jako tzw. permanentki. Zawiozłem je do Domu Dziecka w Równym. Szukaliśmy "miejsc nadziei", gdzie wśród cierpień rodzi się dobro.
Spotkania modlitewne w naszym domu i po domach znajomych były sposobem nawiązywania więzi w nowym środowisku. Szczytowym zamierzeniem była grupa pięciu małżeństw, które podjęły trud przedzierania się przez Biblię i wspólnego przeżywania sakramentów. TO SĄ NAJWIĘKSZA OFIARY ŁAPKOWEJ ZDRADY. Nie całkiem jednak zwyciężył i nie zabił wszystkich ideałów - powstała Rzeczpospolita Norwidowska (2001) - po 7 latach jego rządów.

Tam gdzie skarb twój, tam i serce twoje. Na wieki. Niektóre są odkryte, inne czekają. Jest nim Hilaria i Józef Sobiescy, Życie okolicznych dworów w II RP, Maria i Andrzej Królowie,
Solidarność (w tym zapiski z 1981, najgłębsze korzenie "projektu'81"), Dęby pamięci...
Muszę o tym pisać, żeby dzieci i młodzież (i następne pokolenia) poznały ideały jakie nam przyświecały - wspólnota duchowa, nie własne plany, interesy i kariery.

Nie wszystko da się - na szczęście - zniszczyć. Pieśń ujdzie cało. Mamy relikwie, w których Strachówka jest wspomniana. Zaliczam do nich:
1) List Józefa Sobieskiego do żony Hilarii z czasów Sejmu Wielkiego
2) Kartka z Katynia ("Jakże jestem wdzięczny Bogu, że cała moja rodzina żyje i że Muzeum ocalało. Wielkie szczęście, że Zosieńka z najbliższymi pozostała w Annopolu..." - w dolnej części kartki)
3) List Szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej do Jana Pawła II

Szukajmy jeszcze, dalej, cierpliwie prawdziwych "relikwi" historii i kultury. To jest nowoczesna turystyka historyczno-kulturowa i jej główne szlaki. A dopiero później idą bliny, pierogi i swojska gorzałka. Na deser, do biesiady. Najpierw zawsze trzeba się spotkać, nim się zasiądzie do stołu. Najlepszą okazją i miejscem spotkań są WARTOŚCI. Wtedy Polska jest Polską, i Strachówka jest wtedy najpiękniejsza. Nie dajmy się ściągać w dół. Pnijmy się wciąż w górę, choć wymaga to większego wysiłku.
Warto zadbać o reprodukcje naszych relikwii, aby były eksponowane (i budowały nie tylko naszą tożsamość ale i nasz image) na wszystkich publicznych wydarzeniach. Tak jak towarzyszące im smaczne potrawy i napitki. Pamięć i tożsamość są warunkiem rozwoju. Prawda jest warunkiem rozwoju. Nie ma wolności bez prawdy.

Mój Anioł Stróż stoi i adoruje przy tabernakulum w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Strachówce. Wniebowzięte są także nasze ideały. Z nieba przyszły i do nieba zmierzają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz