Nie powiedziałem słowa, nie wstałem od klawiatury, nie piekliłem się wcale. Za kolejnym razem było trochę gorzej. Grażyna widziała. Ale skoro jestem na początku tekstu, to może chociaż główną myśl uratuję.
Zaczynam po raz trzeci. Boh ljubit trojcu – pocieszam się z wiarą. Zadaję sobie przy tym całkiem serio pytanie, czy to ja padłem ofiarą znikającego tekstu, czy tekst padł ofiarą czyjąś? Temat wzak na tapecie sążnisty, do żywego mięsa. Do bólu. I za każdym razem piszę bardziej nerwowo, szybko chcąc odzyskać to, co utraciłem. Te okoliczności nie sprzyjają nadmiernie delikatności. Mogę rąbać z całej siły, ze strachu. Pies też tak atakuje i gryzie. Ale – tłumaczę się – gdyby nie było przyczyny i wszystko szło smoothly między nami, może byłbym barankiem i owieczką Molly. Nie pytaj, dlaczego dwupłciowy i sklonowany. Sam nie wiem.
Owoce natychmiast przychodzą mi dwa - do głowy:
1) wspólnota lokalna w warunkach Polski i narodowej kultury to (przeważnie?) szkoła, parafia, gmina... wójt, pan, pleban, dyrektor szkoły... 2) dialog wewnętrzny lub inny sposób auto-prezentacji świata duchowego-wewnętrznego jest nieodzowny w naszej (chrześcijańskiej) kulturze.
Paradoks to okrutny, szyderstwo czasów, że wykazujemy więcej podobieństw do kanonów marksistowsko-materialistycznych niż osobowo-ewangelicznych. Idąc dalej, można wykazywać, że wielu przywódców życia publicznego bardziej podobnych jest w swoich zachowaniach do towarzyszy Gierka, Gomułki, może i Jaruzelskiego niż do „ukochanego” papieża. Nasz „ukochany” był przede wszystkim błogosławionym człowiekiem. Błogosławieni, równa się - szczęśliwi. Szczęśliwi - pełnią osobową, zakorzenioną w Osobowej Wartości Najwyższej. Szczęśliwi chcą się dzielić, a jeśli mają jakieś wrodzone zahamowania, to włącza się w nich silne poczucie powinności moralnej i starają się je przewalczyć w ciężkim trudzie przez całe życie. Wrodzone słabości nie mogą być wyrokiem dla osoby zbawionej wiarą w Jezusa z Nazaretu z całym Jego osobowym przykładem życia, słów i czynów. Człowiek, który uwierzył i przyjął zbawienie może nadal być słaby, ale nie udaje kogoś innego. Ma odwagę być sobą. Przyznać się z godnością do własnych słabości. Tak podobno - z jąkaniem i innymi wadami - został ktoś nawet królem.
Czy ktoś docieka, co miał wrodzone, a czego nie miał nasz „ukochany”? Jakie opcje, upodobania, słabości itd.? WAŻNE KIM BYŁ. KIM JEST. KIM SIĘ STAŁ – Z CAŁYM PRZECIEŻ WYPOSAŻENIEM BYTOWO-OSOBOWYM. Każdy ukochany – nie tylko Papież-Polak.
I tak ma być z nami. Tłumaczenie się „bo ja taki jestem” - jest niepoważne i bardzo niegodne chrześcijanina. Chrześcijaninie! – masz być na wzór Jezusa z Nazaretu. Nie tłumacz się. Nie szukaj w sobie innej ewangelii.
Tak, czy inaczej, ci co uwierzyli i są otwarci, szukają innych, zapraszają, goszczą itd. Podają przysłowiowy (ewangeliczny) kubek wody, herbaty, chleb z bułką, kawę z łykiem wina lub koniaku. Nic co ludzkie nie jest im obce. Tak myślę o Janie Pawle Karolu Wojtyle.
Ci "po-marksistowscy przywódcy ludu" może nawet uśmiechają się na ulicy, pewnie bardziej do mieszkańców, niż bliźniego i brata swego w tym samym duchu. Mijamy się na ulicach, w sklepach, bankach, na poczcie i innych budynkach publicznych (bo nie prywatnych, niestety), o zgrozo - może także w kościele, tak naprawdę - ni współcześni, ni bliscy, ani sobie znani. Ręce imając, śliniąc się szczelnym uściskiem. Głębia pomiędzy nami wre i oceani. Widać – takie już mieliśmy zadatki przed realnym socjalizmem. Norwid doświadczył w sobie kiepskich stron rodaków. A swoją drogą – był rówieśny Marksowi. Mógłby i dzisiaj wiele nam wytłumaczyć.
To - swoi, to – nasi! Polarnie nieświadomi siebie i osobni; dość, że nad nimi jedna lampa zapalona, albo tę samą gminę zamieszkują i moda jedna wszystkich wzajemnie podobni.
Norwid wiedział, że ludzki świat jest tam, gdzie łza drobna płynie! Albo dialog wewnętrzny się toczy. Oj Marksie i Engelsie, na jak długo zawłaszczyliście nie serca - na szczęście – ale styl życia wspólnego. Nieewangelicznego przez to bardzo. Bez objawiania siebie sobie nawzajem nie ma Ewangelii! Nie ma Ewangelii ? – nie ma dobrej nowiny. Zła nowina w jej miejsce między nami króluje. Bardzo to marksistowsko-materialistyczna wizja świata (naszego). A Norwid nie mógł przewidzieć, że nawet z pomocą Internetu się nie objawimy.
Moja myśl jest kierowana. Poszła w inną stronę niż dwie godziny temu. Życie nie stoi w miejscu. Wiele słów, obrotów zegara, zdarzeń pobocznych, małych, mniejszych, większych, zew-i wewnętrznych się przetoczyło nade mną i nami. Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozdziela. Jesteśmy całością. Jest to, co jest, a nie to, co chciałbym może przez chwilę, by było.
Telewizja jest kolejnym wtrętem prosto w serce posta, nie po raz pierwszy – o dziwo – i całkiem do rzeczy. Między Ziemią a Niebem. Dziś – o katechezie. Materiał filmowy jest z „Misji miast” i mszy dla rodzin z małymi dziećmi u dominikanów. Niby oczywistość, ale nie u nas. Trzeba rozumieć inkulturację religii w każdym czasie i miejscu na ziemi. W studio o tym mówią – ksiądz jezuita-katecheta, pani antropolog kultury, studenci od miejskiego parkouru, misjonarz z długa brodą i licealista-aktor z Księdza Mateusza i Rodzinki.pl. Dam parę cytatów:
- „nasz ksiądz raz w miesiącu zaprasza do siebie. Spotykamy się u niego w mieszkaniu, gotujemy, a ponieważ jest fanem kuchni hiszpańskiej to tortille - „siostra też zapraszała, piekłyśmy ciasta i pozwalała nam-dziewczynkom pokręcić się w sukienkach komunijnych przed kościołem”
- o Adam Malinowski sj z wielkiej Łodzi lubi obserwacje astronomiczne, ma teleskop, szykuje przenośne obserwatorium, na lekcjach potrafią połączyć się przez Internet z obserwatorium w Arizonie i w niebo spoglądać. W ferie, i nie tylko, organizuje wycieczki, wspinaczki.
- inny ksiądz (a może ten sam) zgłosił się do młodzieży z prośbą pomoc w nawiązaniu kontaktu z grupą, poszedł do klubu chrześcijańskiej szkoły parkouru heavenlyparkour.pl - więc dosłowną rację ma młody człowiek, że „u niego w szkole rozmowa z księdzem może być odskocznią”
Bywa więc dobrze także z katechezą. Policzono nas, co do kropki i joty i zapisano w księdze 40 tysięcy. Niestety 40% z nas miało epizody depresyjne, wielu chciało odejść. Nie jest to łatwy zawód-powołanie. W wielkim mieście Warszawie są problemy z zatrudnieniem katechetów.
Misjonarzy jest w Polsce 2174. Świecka misjonarka pomagała krajowcom w Afryce w dziele oświaty - „odkryłam swoje miejsce w kościele”. Chciałbym jej dopytać - a w życiu i w kosmosie jeszcze nie? Ja taką najszerszą perspektywę widzę od dawna. Jest w niej mój kościół.
Filmik, choć krótki, dobrze ilustruje słowa misjonarza, że najważniejsze na misjach jest - „wejść jak najgłębiej w kulturę, niczego nie można nakazać, trzeba zawsze tylko proponować! Msza misyjna - w Nowej Gwinei(?) - musi obronić się sama! Jako radosne wydarzenie osadzone w miejscowej kulturze - nie nakazany, rytualny obrzęd.
Biskup Grzegorz Ryś, odpytywany na tę samą okoliczność, daje mądre odpowiedzi. Wiadomo – profesor. „Wiarę przekazuje się przez wprowadzenie do wspólnoty wiary... w niej może narodzi się miłość, czyli, że osoba wolna czuje się pociągnięta przez atrakcyjność tej prawdy, którą poznała na katechezie”.
A papież (B16) głosi Chrystusa i wiarę nawet na Twitterze. W Krakowie uruchomiono nową usługę religijną - telefoniczne umawianie się na rozmowy duchowe i spowiedź.
Nie można głosić królestwa niebieskiego gwałcąc kulturę (miejsca) i ludzi. Fuj, z taka nakazowo-instytucjonalną religią. Misjonarz, ksiądz, zarządca (bądź sługa) wspólnoty – musi być człowiekiem, który rozumie i wchodzi w daną kulturę. Na przykład jak Karol Wojtyła, najpierw młody wikary w Niegowici, potem stopniowo, duszpasterz młodzieży studenckiej, doktor filozofii, profersor teologii, biskup, arcy, kardynał i papież. BYĆ CZŁOWIEKIEM NAJPIERW BYĆ TRZEBA, GOŚCINNYM, OTWARTYM, SŁUŻEBNYM - POTEM DOPIERO KATECHETĄ, PROBOSZCZEM, BISKUPEM, PAPIEŻEM.
Tak samo zresztą katechetą świeckim, nauczycielem każdego przedmiotu, wychowawcą, wójtem, radną, autorem bloga, dyrektorem szkoły, czy bloggerem. Być szczerym człowiekiem!
Dobrze, że telewizja się włączyła w moje rozmyślanie i pisanie. Jest powszechna i dla wszystkich jednaka. Pokazuje to, co jest na świecie i co jest możliwe także w naszym kościele. W takim gronie, jak w studio, aż chciałoby od dzisiaj, od zaraz pracować. Bo u nas – to nie zawsze.
Iść do nich, z nimi - przed siebie w świat.
W Boży świat i człowieka. Prawda jest piękna, powabna i nieśmiertelna. Oj, jak u nas starzyzną(?) (trupem?) pachnie. Zacofaniem myślowym. Nie, bo nie – panuje. Dialog właściwie nie istnieje w wymiarze społecznym. Tyle – co wymuszony przepisami prawa samorządowego. Obradzić, przegłosować, pospierać się krótko i prawie na niby, pomilczeć raczej. Bezduszne jest prawo. Bezduszne mogą być zachowania. Nawet wśród chrześcijan, w krajach post-komunistycznym, gdzie nie widzi się potrzeby jedności zachowań jako człowieka, po prostu, radnego, sąsiada, chrześcijanina, wychowawcy młodzieży, koleżanki z pracy, lokalnego polityka itd.
Czy się mylę, że więcej jest w naszym wspólnym życiu „nie – bo nie”. Zamiast tak - bo tak. Patrząc z każdej strony. Nie powiem, że jestem bez grzechu. Zresztą możemy policzyć. A przecież negacja, antykoncepcja - jest zaprzeczeniem życia. Jest kulturą śmierci (JPII). Więc proszę i proszę i proszę o takie publiczne rozmowy. Niechże i Norwid się nami ucieszy, że wreszcie coś się zmieniło i jest już inaczej, niż za niego było - „Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie pragnących się objawić!... - Przechodzą – przechodzą”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz