艣roda, 26 stycznia 2011

Wielki, straszny dzie艅

Tragedia sprawi艂a, 偶e to by艂 dla mnie bardzo wielki dzie艅 w szkole. St膮d, a偶 do nieba. Przez czy艣ciec i piek艂o.
Dzie艅, kt贸ry dotar艂 a偶 do dna duszy. I do sedna pracy katechetycznej i nauczycielskiej. Nie wszytko by艂em w stanie zanotowa膰 na i po lekcjach, w przerwach i na korytarzu.

Do szko艂y jecha艂em mokry od wypychania samochodu z b艂ota. To nasza codzienno艣膰. Nadawa艂em si臋 pod prysznic i do przebierki, jak mi oznajmiono. Sp贸藕niony, sch艂em na pierwszej lekcji s艂uchaj膮c Olka opowie艣ci o Ewangelii 艣wi臋tego 艁ukasza, kt贸r膮 tylko on przeczyta艂. Opowie艣膰 by艂a niema na pocz膮tku. Nic nie potrafi艂 z siebie wydusi膰, cho膰 za pos艂usze艅stwo i czytelnicze osi膮gni臋cie z g贸ry stawiam sz贸stki. Chcia艂em jednak co艣 z niego wyci膮gn膮膰 i pom贸c mu w odkryciu, 偶e tyle ju偶 umie, 偶e tyle ju偶 w nim jest. Z ka偶dym tak post臋puj臋, nie ma uprzywilejowanych dzieci nauczycielskich. Przeciwnie, wi臋cej od nich oczekuj臋. - Podejd藕 do tablicy.
Stan膮艂 z kred膮 w r臋ku. - Rysuj, maluj map臋 my艣li wok贸艂 ewangelii. Bez trudy napisa艂 pi臋膰 warto艣ci intelektualnych. Zr贸b z nich proste zdania. - Wi臋cej w was siedzi, ni偶 si臋 domy艣lacie. Lepsi jeste艣cie, ni偶 wam powtarzamy. Pi臋kniejsi, ni偶 potrafili by wam powiedzie膰 w telewizji.

Na przerwie dosta艂em obuchem w g艂ow臋. 呕e w pi膮tek, na Borkach, samoch贸d potr膮ci艂 ch艂opaka. I 偶e to ma zwi膮zek z nasz膮 szko艂膮. Nasz ucze艅 by艂 w samochodzie. Policja odnalaz艂a sprawc贸w. Kierowca jest aresztowany na trzy miesi膮ce, nasz ucze艅 ma doz贸r, za nieudzielenie pomocy. Wiadomo艣膰 stawa艂a si臋 coraz gorsza. Ofiar臋 znaleziono po kilkunastu godzinach w rowie. Mo偶na snu膰 domys艂y, 偶e m贸g艂 nie zgin膮膰 od razu. Tragedia. Ma艂o powiedziane. Potworna tragedia. Zwielokrotniona.
W klasie zerowej modlili艣my si臋 w pewnej intencji. Za cz艂owieka co zgin膮艂 na drodze, za jego rodzin臋. Za sprawc贸w i za ich rodziny te偶. Jeste艣my wsp贸lnot膮 lokaln膮 i wsp贸lnot膮 wiary. Wszystkie wielkie sprawy przechodz膮 przez nas na wylot.

Na czwartej godzinie by艂 apel na sali gimnastycznej. Dla gimnazjalist贸w i klasy sz贸stej. Wszyscy znaj膮 spraw臋. Nasz ucze艅 z dozorem jest w艣r贸d nas.
Gra偶yna m贸wi par臋 zda艅. Sta艂a si臋 tragedia. Zgin膮艂 cz艂owiek. Nie chcemy nikogo oskar偶a膰. Wypadki si臋 zdarzaj膮. Nie mo偶na i nie wolno nikogo pozbawi膰 pomocy, kto jej potrzebuje. Nie trzeba du偶o m贸wi膰. Wi臋cej mo偶e powie minuta ciszy i my艣lenia. Ksi膮dz poprowadzi艂 modlitw臋. Wr贸cili艣my do klas.

W sz贸stej ja mia艂em lekcj臋. Religii!
Przygotowany by艂em. Na艣laduj膮c Mario Rivolucriego napisa艂em wiadomo艣膰 do ka偶dego ucznia - "Mieszkam w tobie. Podpisano - Tw贸j B贸g". Emila pomog艂a, roz艂o偶y艂a ka偶demu, na stoliku. Weszli, wzi臋li w r臋k臋, przeczytali. Kto艣 cicho si臋 za艣mia艂. Wiedzieli, widzieli, 偶e nie jest mi do 偶art贸w. Wyciszyli si臋. Stali艣my, jak na pocz膮tku ka偶dej katechezy, od 28 lat, przed krzy偶em. U艣wiadomi艂em sobie, 偶e modlitwa ju偶 si臋 zacz臋艂a, na sali gimnastycznej, na apelu. To im powiedzia艂em. Jestem interaktywny na katechezie, kto艣 inny nas prowadzi. Wi臋c niech ta modlitwa trwa. Nie przerywajmy jej. Nie zniszczmy. Niech zako艅czy si臋 wsp贸lnym "Amen" na ko艅cu lekcji. To im powiedzia艂em.
Rozda艂em zeszyty. Chcia艂em by wkleili li艣cik, podumali troch臋 i skomentowali. Nie wysz艂o.

Lekcja nie by艂a 艂agodna. By艂a sroga, nie moja srogo艣ci膮. A wszystko przez 艣miech, kt贸ry nieustannie kr膮偶y po klasie. Ze wszystkiego i o nic. Rozumiem, 偶e s膮 w takim wieku. Ale to nie by艂 czas na 艣miech. To nie jest czas na g艂upot臋 i bezmy艣lno艣膰. Wi臋cej, na bezduszno艣膰. S膮 gdzie艣 granice tolerancji. Trzeba je odnale藕膰.
O dnie duszy, o sumieniu musia艂em m贸wi膰. O twarzy te偶. Epifania twarzy - wielkie s艂owa i wielka w nich zawarta jest prawda. Nie, nie m贸wi艂em do nich takim j臋zykiem. Prostym, najprostszym. 呕e nawet lustro ci pomo偶e odkry膰 prawd臋 o sobie. Je艣li zapomnisz, lub wyprzesz si臋 sumienia, zobaczysz w nim tylko zwierz臋. Dwuno偶ne zwierz臋. Gro藕n膮 besti臋 偶yj膮c膮 na tym 艣wiecie.
Za kt贸rym艣 dopiero razem unios艂em si臋. Tak musz臋 powiedzie膰, bo takim si臋 jeszcze nie widzia艂em. Czu艂em, 偶e co艣 dzieje si臋 w czasie tej katechezy. Unios艂em si臋 gniewem, nie wiem, jak inaczej to nazwa膰. Ale i ci膮g my艣li i sens by艂 bardzo rozumny. G艂os wewn臋trzny i p贸藕niejsze znaki m贸wi膮, 偶e nie przesadzi艂em.

Tak dzia艂a si臋 tylko w natchnieniu. Nie spos贸b wszystkiego odda膰 sprawozdaniem. Nie pami臋tam wszystkich 艣lad贸w, 艂膮cznik贸w, podpowiedzi. Bo przyszed艂 mi na my艣l epizod Kaina i Abla. Chyba dlatego, 偶e za kt贸rym艣 艣miechem wypali艂em, 偶eby nie czuli si臋 lepsi od Czarka. Bo w g艂臋bi rzeczy nie s膮 ani lepsi, ani gorsi, bo艣my wszyscy stworzeni na obraz i podobie艅stwo i nie wiadomo kiedy i jak Kain zabija Abla. Niech sobie nie my艣l膮, 偶e 藕li ludzie s膮 inni od pocz膮tku, od urodzenia. 呕e trzeba zrobi膰 co艣 tak potwornego, 偶e a偶 艣mier膰 przyjdzie, 偶eby patrz膮c w lustro powiedzie膰 "z艂y jest we mnie". Jest, to 偶adne odkrycie. Odkryciem, budz膮cym wstrz膮s, jest uznanie, 偶e i ja mog臋 by膰 Kainem. Bo to byli bracia. Mieli tak膮 sam膮 pul臋 genow膮. Cienka jest granica z艂o艣ci, zawi艣ci, g艂upoty, kt贸ra prowadzi, a偶 do 艣mierci brata. Nie m贸w, 偶e nie ty. Je艣li艣 m膮dry odrobin臋. Szukajmy raczej razem, gdzie le偶y przyczyna, 偶e granica si臋 przesuwa poza nieodwracalne. Poza dramat. 呕e zostaje tylko rozpacz, gniew, p艂acz i bezsilno艣膰.
Tu jest 藕r贸d艂o tragedii. Tak偶e na tej sali, w tej klasie, we mnie i w was. 殴r贸d艂em tragedii jest uwi膮d sumienia. Brak wra偶liwo艣ci na ma艂e 艣miechy z wielkich spraw, na przyk艂ad z modlitwy. Sumienie zabija si臋 pomalutku, ma艂ymi kroczkami. Prawie niewidocznie. 艢miejesz si臋, by kto艣 ci odpowiedzia艂 tym samym. Odwracasz si臋, bo mo偶e kto艣 do ciebie zamruga, kiwnie palcem albo wyszczerzy w nieszczerym u艣miechu.
Ilu z was wierzy, 偶e bogami jeste艣cie. 呕e jest w was dobro, pi臋kno i prawda, kt贸rej 艣wiat potrzebuje. Wasi rodzice potrzebuj膮, wasi nauczyciele, wasi prawdziwi przyjaciele. Fa艂szywi przyjaciele wcale nie chc膮 waszego dobra, pi臋kna i prawdy. Chc膮 was dla swoich wyg艂up贸w. Chc膮 na was zarobi膰, albo si臋 za wami schowa膰, gdy zdarzy si臋 nieszcz臋艣cie.

Nie jeste艣cie lepsi, ani gorsi od Czarka. Ani on nie jest potworem. Nieszcz臋艣ciem jest przekroczenie niewidzialnej linii, za kt贸r膮 gubi si臋 wra偶liwo艣膰 sumienia. Wra偶liwo艣膰 cz艂owieka.
Grzeszy膰 jest rzecz膮 ludzk膮. Zrobi膰 co艣 g艂upiego jest rzecz膮 naturaln膮, zw艂aszcza w waszym wieku. Nie mie膰 odwagi przyzna膰 si臋, udawa膰, 偶e "nic si臋 przecie偶 nie sta艂o", wzrusza膰 ramionami z u艣miechem na niby, powtarza膰 mi臋dzy sob膮 "o co oni (rodzice, nauczyciele) si臋 piekl膮" - to jest pocz膮tek nieszcz臋艣cia. Ten pocz膮tek mo偶e doprowadzi膰 do takiego udawanego 偶ycia w艣r贸d i z niby przyjaci贸艂mi, 偶e sumienie twardnieje, twardnieje. Jeste艣my lud藕mi! Bez wzgl臋du na wiek mamy cierpie膰 z cierpi膮cymi, p艂aka膰 z p艂acz膮cymi, cieszy膰 si臋 z ciesz膮cymi. Wtedy naprawd臋 偶yjemy. Wtedy naprawd臋 jeste艣my - Cz艂owiekiem. Je艣li tej wra偶liwo艣ci si臋 pozb臋dziemy, je艣li wysi艂ku zaniedbamy to... podobna tragedia mo偶e przyj艣膰 do was za par臋 lat. 呕e i wy zostawicie rannego cz艂owieka bez pomocy. 呕e uciekniecie od niego, od siebie, od prawdy, od marze艅 waszych rodzic贸w o szcz臋艣liwych dzieciach - do piek艂a. Oby tylko do czy艣膰ca, bo ka偶dy si臋 mo偶e zmieni膰, przemy艣le膰, przemieni膰. Nawr贸ci膰?

Nie chcesz, nie rozumiesz, kiedy si臋 modlimy, albo kiedy do ciebie m贸wi臋 jak do kogo艣 bardzo mi bliskiego, to zg艂o艣, wyjd藕 z sali, znajdziemy inne rozwi膮zanie. Nie podkopuj fundamentu 艣wiata cz艂owieka, nie gotuj dla siebie i swoich najbli偶szych piek艂a. Lub nawet piek艂a dla 艣wiata XXI wieku. Nie t艂umaczcie za ka偶dym razem, sami, lub wasi rodzice i opiekunowie "偶e to taki wiek". Braku wra偶liwo艣ci, przyznania si臋 do siebie, do swojej twarzy, do swojego cia艂a (anoreksja), nie da si臋 t艂umaczy膰 wiekiem dorastania, lub innej cholery. Trzeba wzi膮膰 odpowiedzialno艣膰 za w艂asne s艂owa, czyny, 艣miechy i gesty. Nim b臋dzie za p贸藕no. Nim w lustrze zobaczycie zwierz臋.
Modlitwa ko艅cowa by艂a inna ni偶 przez wszystkie 28 lat mojej pracy. Wyznajmy,jak w ka偶dej mszy 艣wi臋tej, naj艣wi臋tszej ofierze, 偶e potrzebujemy mi艂osierdzia Boga i siebie nawzajem - "Spowiadam si臋 Bogu... i wam bracia i siostry, 偶e bardzo zgrzeszy艂em my艣l膮, mow膮, uczynkiem i zaniedbaniem. Przeto b艂agam ... i was bracia i siostry...".

To nie by艂a zwyk艂a lekcja. To nie by艂 zwyk艂y dzie艅. To nie jest zwyk艂y dzie艅.
Zostali艣my dotkni臋ci tajemnic膮 艣mierci we wsp贸lnocie lokalnej i wsp贸lnocie wiary. Czy ta 艣mier膰 zrodzi wsp贸lnot臋? Jak膮? Czy b臋dzie to wsp贸lnota wiary i 艂aski? Wsp贸lnota wyznania grzech贸w, zaniedba艅 i modlitwy wynagradzaj膮cej? Wsp贸lnota przebaczenia i Mi艂osierdzia?

Klasa trzecia ko艅czy m贸j dzie艅 pracy. Modlitw膮 zacz膮艂em serio - powa偶n膮, szczer膮, jak zwykle. Ale potem zaraz szczerze, jak zawsze, spyta艂em, czy us艂yszeli wielk膮 powag臋 modlitwy? Tak, przyznali. Musia艂em by膰 przejrzysty dzisiaj, jak nigdy. Sta艂a si臋 w艣r贸d nas wielka tragedia. Ba, dzieje si臋 nadal. Ona nas tak szybko nie opu艣ci.
Nie wymkniemy si臋 艂atwo z tego u艣cisku (niepotrzebnej) 艣mierci. Wesz艂a do naszej szko艂y, do naszych klas. Bardziej ni偶 艣mier膰 spod Smole艅ska.
I dalej im, uczniom klasy 3 i samemu sobie, t艂umaczy艂em: nie mo偶emy si臋 nie modli膰, nie mo偶emy nie m贸wi膰 o tym, o czym wszyscy m贸wi膮. Bo tego oczekuje B贸g. Bo je艣li b臋dziemy udawali, 偶e to nas nie dotyczy, to kamienie wo艂a膰 b臋d膮. Taka jest religia. Tym jest religia. Tego uczy religia. Bo religia to B贸g w nas, B贸g mi臋dzy nami. A nie jakie艣 tam co艣, gdzie艣, gdzie nigdy ludzie nie bywali.
Rozda艂em i im kartki. Starczy艂o. I spyta艂em - czy wierzycie, 偶e B贸g jest tutaj? "Mieszkam w Tobie". Przez stworzenie, przez chrzest, przez, przez... Jest, i wszystko widzi, i wszystko wie. On tu jest i widzi i wie, a my mieliby艣my milcze膰? Udawa膰, 偶e to nas nie dotyczy? Mamy cierpie膰 z cierpi膮cymi. P艂aka膰 z p艂acz膮cymi. 艢mia膰 si臋 z radosnymi.
To wszystko jest w nas od urodzenia. Tak nas stworzy艂 B贸g. Takie da艂 nam 偶ycie. Takie sumienie.
Ca艂a trudno艣膰, to w to uwierzy膰. Tak偶e uwierzy膰 w siebie! W dobro, pi臋kno, prawd臋 - w nas.

Pami臋tacie map臋 my艣li, macie j膮 w zeszycie. Wklejcie karteczk臋 na 艣rodku kartki, zr贸bcie map臋 my艣li do "Mieszkam w tobie - Tw贸j B贸g". W waszej g艂owie, my艣lach, sercu jest wi臋cej ni偶 podejrzewacie. Nie 艣pieszcie si臋. Dajcie sobie czas. Patrzcie w tekst, czytajcie wiele razy, dumajcie, my艣li b臋d膮 si臋 rodzi膰. S膮 w was. Jest prawda, pi臋kno, dobro. Dajcie sobie czas. Uwierzcie.

Sprawdzam na koniec. Kto ma wi臋cej ni偶 10? wi臋cej ni偶 15? Dw贸ch uczni贸w ma 18! Czytajcie. Kto ma jeszcze inne, niech dopowie. Dopowiadaj膮.
Dla ch臋tnych mam zadanie - u艂o偶y膰 notatk臋, opowiadanie z wykorzystaniem s艂贸w, skojarze艅 z mapy my艣li. Wersja 艂atwiejsza - wykorzysta膰 par臋. Wersja mistrzowska - wykorzysta膰 wszystkie. Niekt贸rzy z zapa艂em podchwycili wyzwanie. Zobaczymy. Modlitwa ko艅cowa zbiera艂a wszystkie w膮tki w jedno. Bo B贸g jest Jedno艣ci膮.

Zn贸w co艣 dziwnego si臋 ze mn膮 dzia艂o. Nie czu艂em si臋, jakbym wychodzi艂 ze szko艂y. Czu艂em si臋, jakbym wychodzi艂 po jakim艣 niezwyk艂ym nabo偶e艅stwie w Jerozolimie, albo Damaszku, w pierwszym wieku po Chrystusie. Po?

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz