niedziela, 30 września 2012

O - moim - Absolucie (WA)


"woła zapłata robotników, żniwiarzy pól waszych, 
którą zatrzymaliście, 
a krzyk ich doszedł do uszu Pana Zastępów" 
(Jk, Ap)

Od dawna chcę i chyba to robię - mówić i pisać o Absolucie.
W perspektywie tego wyzwania ważne jest każde słowo i ich kolejność.

Kiedy myślę, mówię lub piszę o Absolucie (wartości, wartościach absolutnych, "WA") to, po pierwsze, chcę stanowczo podkreślić - "w moim życiu".

Dla mnie Absolut (WA) to PRZEDE WSZYSTKIM życie i doświadczenie, nie teoria, czyli poznanie, wiara itd. Oczywiście, poznanie, wiara itd. są warunkiem rozumnego życia.

Skoro mówię "dla mnie" to oczywiście myślę o całej mojej - nie wybiórczo podzielonej - samoświadomości. Samoświadomość zaś, w największym skrócie, to stan wiedzy i rozumienia siebie i świata, w którym (jeszcze) żyję.
Moje początki wzięły się z połączenia dwóch komórek rozrodczych Heleny i Jana Kapaonów. Ale żeby doszło do połączenia tychże komórek - jaja i plemnika - musieli się poznać (1944, obóz przejściowy w Neumünster koło Hamburga), związać jakimiś większymi i głębszymi relacjami (więzią rzeczywistą) - uczuciami, postanowieniami, decyzjami, czynnościami-faktami. Spojrzeli na siebie, coś ich pociągnęło ku sobie, dali się prowadzić temu, co zaiskrzyło-zadziałało, przyjęli siebie, podjęli decyzję i zaakceptowali OSTATECZNY charakter tych relacji wyznając sobie publicznie i wobec Wieczności Miłość i JEJ konsekwencje. Przyjęli Sakrament (znak i narzędzie) Większej Rzeczywistości.

Połączenie dwóch komórek (symbolicznych "połówek" osobowego życia Heleny i Jana) dało początek mojego życia biologicznego (mojemu życiu biologicznemu jest poprawniejsze gramatycznie, ale słabsze metafizycznie).
Moje życie biologiczne "nasiąkało" miłością, troską, poznaniem i kulturą. Tak formowane napotykało na swojej drodze świat i wydarzenia, które miały miejsce za mojego życiorysu. I tak jest oto dzisiejszy ja - Józef Kapaon, jakiego znacie, widzicie, słyszycie i czytacie.

Wartością absolutną AD 2012 dla mnie, JK, jest SENS-DOBRO-PRAWDA-MIŁOŚĆ, które zostały mi dane, które dały mi się poznać i przeżyć całym sobą (nie tylko komórkom i narządom, ale i efektom-faktom-owocom ich pracy).

Czułem, wiedziałem o TYM, w miarę jak dawałem się IM prowadzić przez całe świadome życie, ale najklarowniej dało mi się TO zrozumieć, przyjąć, tak, z dwa lata temu w doświadczeniu "rodzinnym"? "rodzinności"?, którego ślad jest na pewno  uchwytny na tym blogu. "Rodzinność" jest sposobem mojego życia? (- ale skoro wiążemy to pojęcie z jakimś jednostkowym bytem, to - raczej istnienia dzisiaj).

Istnieję!!! - to nie tylko komórki, narządy i procesy fizyczno-chemiczno-biologiczne, które w nich zachodzą, ale także wszystko to, co  wiąże się z efektami ich pracy: a życie poczęte z moim udziałem - jako ich najwyższymi materialnymi skutkami - i skutki wszystkich moich decyzji etycznych stoja na czele i przede wszystkim. Jeśli się rozrywa CAŁOŚĆ na materię i coś-tam, coś-tam to się - mimo najszczerszych chęci - nie zrozumiemy. Nie zrozumiem(y) się z ludźmi, którzy kawałkują ŻYCIE i JEDNOŚĆ rzeczywistości danego nam życia i danej nam w życiu.

Mój ABSOLUT, dany mi w sposób konkretny i namacalny, jest moim wyposażeniem, z jakim staję już i stanę kiedyś ostatecznie w obliczu śmierci. Śmierć nie może niczego mi (już) zabrać. Jest tylko ostatnią okładką, w którą zostanie oprawione moje życie, gdy przyjdzie. Moje życie wraz z nią się nie może skończyć, bo dawno przekroczyło ramki biologiczne! - nawet nie wspomniane dwa lata temu, ale dużo, dużo wcześniej, w absolutnie pierwszym z zapamiętanych i zapisanych "wierszyków" (1978), co wtedy boleśnie raczej tylko przeżywałem/doświadczałem, ale jeszcze tak nie rozumiałem, jak dzisiaj.

Życie i wiara rozumna! Fides et ratio! Życie i poznanie, jako udział w kulturze i istnieniu, własnym i świata całego, Wszechświata i Wieczności, tak, jak są nam dane? Tak. Tak. Tak.
Tak właśnie życie stało mi się łańcuchem dobra, którego ogniwa zazębiały się, jedno z drugim i trzecim i kolejnym, aż do dziś. Największe w nim oczka, to 16 października 1978 i Solidarność (zwłaszcza ta, która się zaczęła/narodziła 3 Maja 1981 w sali OSP w Strachówce), z moim "obozem przejściowym" w Taize. Te dwa/trzy fakty kluczowe wyrzeźbiły resztę, katechezę w Legionowie, małżeństwo, dużą (wielką) rodzinę, zrodzenie/wójtowanie Pierwszemu Samorządowi i na koniec Rzeczpospolitą Norwidowską (ideę).

A Bóg? Gdzie jest Bóg w moim rozważaniu/doświadczeniu Absolutu?

Jest cały czas, nie da się GO odłączyć od mojego życia (najpierw przodków i rodziców).
Religia dawno przestała być dla mnie obowiązkiem i nakazem. Stała się - dawno temu - darem, odkryciem, propozycją (najwyższą), możliwością, wyborem.

Mój rozum "rozgryzł" moją wiarę, a wiara westchnęła wtedy "nareszcie"! :-)

A co wyście zrobili z niej w swojej kulturze, a raczej tylko w jej przekazie! Straszydło dla niegrzecznych dzieci i obywateli?! Twardy obowiązek. Musisz wierzyć bo... !? Jak nie będziesz wierzył, to... ?! Bójcie się Boga, ludzie, kościoły, narody! To jest anty-wychowanie!

Jak możecie Mną straszyć? - pyta we mnie wiara i mój Bóg (do Was też chyba mówi w modlitwie i takich tam innych przeżyciach duchowych w świecie wewnętrznym?). A gdzie Ja jestem Bóg_Miłość_Miłosierdzie? Miłość_Miłosierna"? Jezu_Maryjo ratujcie. Po co ja wam dałem Sobór-Watykański_II? Gaudium et spes? Lumen gentium? Dignitatis humanae? Dei verbum? Gravissimum educationis?...
Po co wam dałem mego-sługę Papieża? Jana Pawła, który w imieniu jest już w trzech osobach poprzedników, czyli cały, po uszy w tymże soborze, czyli w moim kościele od 2 tysięcy lat? Co wyście z tym bogactwem zrobili? Z Moim darem dla ZBUDOWANIA JEDNOŚCI w was, dla wszystkich narodów, dla Kościoła Jednego Powszechnego Świętego i Apostolskiego i dla świata całego, a nie dla partykularyzmów pychy polskiej i innej?! Robicie tak dla własnej satysfakcji, żeby ludzie was widzieli i podziwiali, nurzacie się z rozkoszą we władzy nad innymi, którą zwiecie tradycją i bronicie jak niepodległości w MOIM kościele!

Nawet w myśl (i w duchu) Nowego Testamentu "do wolności wyswobodził nas Chrystus". Ja o Nim usłyszałem najpierw od rodziców, potem na katechezach, ale także własnym poszukiwaniem i lekturą. Ja Go studiowałem całym swoim życiem. I stałem się wolny.

Chcesz Mnie (ale i mnie, jk) dotknąć - nie w sensie "obrazić" ale "pogłaskać czule i wiary-godnie"? Zacznij swoje myślenie i mówienie (pisanie) Dobrym Słowem. Bo, że na tym polega modlitwa, nie muszę nikomu tłumaczyć.  Ale i życie jest i MUSI być na "tak", na "nie" jest antykoncepcja.

Jestem Bogiem Żywym, nie teorią zbawienia. Jestem w waszych sakramentach, święceniach i posługach. Chcę być w waszych słowach, blogach, dzienniczkach, przemówieniach i postach na Facebooku... Dotknijcie Mnie swoim Dobrym Słowem miłości jednych do drugich i wszystkich, wypowiadanych i pisanych w służbie Prawdy, którą JA wam daję, i której - broń Boże - sobie nie wymyślajcie sobie na potrzeby chwili i dla własnej chwały.
Dotknij mnie życiem, życie nie jest bujaniem w obłokach, sami to zdanie często powtarzacie, może nawet zbyt często i wydaje Mi się, że gęsto-czasami bez zrozumienia, w kontekście tego, co wam przed chwilą powiedziałem :-)

PS.1
Wróciłem z kościoła zachwycony wiarą, która sieje od nowa nasz nowy proboszcz. Wiary prostej, radosnej, ufnej, dziękczynnej... otwartej na ościerz dla Boga i ludzi tuż obok i w ogóle.
Dzisiaj"
- introdukcją do mszy "wiara rodzi się ze słuchania Słowa Bożego" niczym z ministrantury mojej młodości "introibo ad altare Dei: ad Deum qui laetificat iuventutem meam" (dało się tego wyuczyć w 1-szej klasie!)

- kazaniem o zazdrości, którą można leczyć wdzięcznością za dobro (dary) i o zgorszeniu (z pomysłem oddawania telewizora zamiast wydłubywania sobie oczu)
- podziękowaniem dla zaprzyjaźnionej (przynajmniej na razie z księdzem proboszczem) parafii św. Marka Ewangelisty z Targówka w Warszawie
- zaproszeniem dzieci i rodziców do modlitwy i wdzięczności wyrażanej w Internecie do klasztorów sióstr karmelitanek za ich modlitwę za wiarę świata całego
- zaproszenie dzieci z "podstawówki" RzN pod ołtarz i pytanie do nas wszystkich, czy mamy Internet w domu
- za boisko do siatkówki (i chyba badmintona) pod własnymi oknami (plebanii).
AMEN.

PS.
Już po skończeniu tego posta znalazłem na podłodze w łazience zbanalizowany absolut na opakowaniu proszku do prania marki Vizir.





sobota, 29 września 2012

Tak być dłużej nie może + cdn


Czasem myślę, że nic już nie dopiszę do tego, co do tej pory powiedziałem. A jednak. Nasze życie mówi i przemawia w dzień i w nocy. Jak uciszysz je w dzień, przemówi w nocy.

Ten sen mną wstrząsnął i nie pozwolił dłużej spać. Jest godz. 3.40.
Mieszkałem i pracowałem - w nim - w Legionowie. Odbywała się jakaś narada w miejscu pracy. Prezes firmy mieszkaniowej-zarządczej-sportowo-komunalnej(?), formalnie mój zwierzchnik, ale nieformalnie raczej znajomy(?), jakieś takie łączyły nas relacje, jakby powiązanie historyczno-ideowe, w normalnych relacjach skutkujące wzajemnym poszanowaniem i respektem, wystąpił z jakąś taką przemową, z której wynikało, że właściwie to nie mam czego tam dłużej szukać, bo właściwie nie mam prawa, formalnych uprawnień do zajmowania swojego stanowiska i wykonywania dalej pracy i w ogóle - między wierszami - że "persona non grata". Wyraźnie chciał się mnie pozbyć nawet ze swojego otoczenia, robiąc sobie więcej miejsca?, szykując nową trampolinę do kolejnego szczebla awansu-kariery? - posługując absurdalnymi zarzutami. Których wymowa właściwie sprowadzała się do "jesteś niczym i nie masz prawa... jakim prawem jeszcze tu przebywasz... jakim prawem jeszcze żyjesz...", pomimo, że jego stanowsko było pośrednio owocem mojej szczerej i autentycznej pracy życiowej.

Nie wytrzymałem - we śnie - wyszedłem przed zgromadzenie i broniąc elementarnej przyzwoitości "natarłem" na niego twarzą w twarz, oczy w oczy, nos w nos, aż na chwilę sczepiły się guziki naszych białych koszul - obalając jego insynuacje i krętactwa, bo nie miał odwagi mówić wprost, posługiwał się urzędniczą niby-mową, bezwstydnie mieszając pomówienia, pół-prawdy, i formalizmy dokumentów, jak często robią pseudo-autorytety, a naprawdę tylko żałośni, autorytarni urzędnicy. Fałszywi przywódcy silący się na pozór wielkich.

Moje wzburzenie nie dawało sie dłużej kontrolować. Zdecydowałem się opuścić salę zgromadzenia, nim bardziej wybuchnę. Wychodząc wyciągnąłęm jeszcze rękę do pseudo-przyjaciela-prezesa i powiedziałem "przepraszam za wzburzenie i może za niektóre słowa".

Wracałem do domu ulicą Cypriana Norwida. Minąłem jednak blok, w którym mieszkałem, wiedziałem, że sprawy poszły za daleko i nie da się, nie moge - jakby nigdy nic - wrócić do siebie. Nie czułem się sobą najlepiej. Problemu - w skali już zawałowej - nie wolno było zlekceważyć, przeczekać, "zagłaskać". Trzeba było wyleczyć, natychmiast, a przynajmniej poddać pod kontrolę.

Poszedłem dalej, w kierunku kościoła garnizonowego pw. św. Józefa (Robotnika?), ale nie do kościoła, ale na pogotowie ratunkowe, była niedziela, tylko tam mogłem znaleźć lekarza. Powierzyłem się najpierw fachowej pani doktor, potem jeszcze innego lekarza. Wychodząc z pogotowia, od nich, fachowców wzmacniających moje poczucie bezpieczeństwa, także i tym razem, rozegrała się mała scenka. Zauważyłem przygotowych do badania matkę z dzieckiem na ręku, których juz najwyraźniej wcześniej spotkałem, pewnie mijałem w "drodze do lekarza". Teraz więc spojrzałem, głównie na dziecko, chłopczyka 'płci męskiej', jak na starego znajomego i powiedziałem trochę po kumplowsku, "przecież my się już znamy", parząc mu w oczy z uśmiechem i z od-wieczną przyjaźnią. Podjął grę spojrzeń i ufności.

Snu - koniec.
Ale spać nie mogę. Przypomniałem sobie, że granice ZŁA w mojej gminie Strachówka też od dawna zostały przekroczone. To już nie jest złe słowo, emocje, plotka, pomówienie itd. To jest diabelska negacja prawdy (historycznej) i osób. Na miejsce prawdy faktów wprowadza się wymyślone koncepcje (narracje). Jeśli ja zamilknę, albo mnie uciszą, kamienie wołać będą. Poznacie prawdę, a może przyznacie się do niej, uznacie ją za prawdę, a gmina, szkoła, parafia, całe rodziny odetchną z wielką ulgą. Nie potrzeba dokonywać sądu nad nikim, tylko oddychać tlenem, by odzyskać lekkość istnienia. Radość życia i wiary. Szczęście przyjaźni - tym jest (patrz: realizm Norwida).

Przecież zanegowali mnie jako założyciela Solidarność, czyli kombatanta walki o wolność i godność życia w Polsce i w TEJ gminie (i swoją własną!!!), jako wójta I Kadencji samorządnej Ojczyzny, jako katechetę, jako męża i ojca, jako człowieka. Jestem dla nich tylko "siewcą nienawiści". Oni zaś sieją nam (mnie i Grażynie) anonimami do komputera, wynajdują pozory powodów jawnych ataków na zebraniach szkolnych i w urzędowej korespondencji, a na stole leży list od jakiegoś starca-emeryta aż z Warszawy(!) - na naszym terenie ma podobno korzenie (działania wrogów, ich propagandy i sojuszy sięgają daleko poza gminny rozsądek i jakiekolwiek granice przyzwoitości i chyba zdrowia psychicznego) - negujący nasze prawo do domu, w którym mieszkamy i do dobrego imienia.

Grażyna, matka siódemki dzieci, dyrektorka szkoły, liderka i wychowawczyni (także do I Komunii) jest celem haniebnych ataków, pomówień, całkowicie zanegowana nawet przez bliskiego współpracownika, nawołuje się do wywiezienia jej i mnie na taczce gnoju poza wieś. Całą naszą rodzinę odsądzają ONI od czci i wiary. Chcą zbudować i ogłosić swoje królestwo fałszu i nieprawości w środku Polski i Europy (a jak się uda, to nawet w środku kościoła!).

Gdzie jest granica fałszu, zła? Nasze chrześcijańskie początki mówią, że na krzyżu. "Na krzyż z Nim, na krzyż", choć przeszedł przez życie niczego złego nie czyniąc, czyniąc wszystkim dobrze, lecząc od chorób, odpuszczając winy i nauczając o Królestwie Niebieskim. On przyniósł im horyzonty wolności i zrozumienia życia, ONI Go zabili.

PS.1
Na moim blogu przeplatają się czasem wzniosłe prawdy, prawdziwe uniesienia duchowe i opis podłości ludzi, którzy nie znają granic w walce z jawnymi dziejami gminy, parafii i szkoły (przy bierności widowni, a czasem tylko gawiedzi). Nie jest to miłe, nie służy piszącemu, ani żyjącym. Wolałbym służyć, składając wieczne dziękczynienie i uwielbienie. I ani słowa o NICH. Tylko, że żadnej Ewangelii o dobru, nie da się napisać bez krzyża.

Czuć u nas złą woń (diabelstwem? psychopatologią?). TAK DŁUŻEJ BYĆ NIE MOŻE. Pozwólmy zajaśnieć światłu. Chcę napisać, wyznać "Moje wartości absolutne" - jako cdn. "Tak dłużej być nie może"

PS.2 Ikona Michała Archanioła stąd.

piątek, 28 września 2012

Tak to JEST, ja tylko notuję


Modlitwa daje pokój, miłość, światło i siłę. Na pewno nie skończona to wyliczanka. Dorzuć swoje kwantyfikatory, najlepiej bardzo egzystencjalne :-)

Cóż więc dziwnego, że często dopiero po modlitwie mam odwagę i siłę otworzyć oczy na świat, zajrzeć do poczty (internetowej), zabrać się za swoje obowiązki - do jakichś się poczuwam :-)
Szpile lub oścień może przyjść z każdej strony: czyjejś złości, nieżyczliwości, zawiści, pretensji uzasadnionych lub nie, niezrozumiałych żądań biurokracji tego świata (związanych zawsze z "mieć", biurokracja tylko tego dotyczy, wpływając niestety na "być człowieka-obywatela, także w formie praw bezdusznych), psujących się urządzeń i naszych niedostatków materialnych (znów "mieć"), wściekłych "mafijnych" - bo nie osobistych - anonimów itd.
Tyle rzeczy i spraw może zaciągać chmury i przesłaniać piękno świata i świętość życia.

Jeśli tak się dzieje w życiu jednego człowieka, a z różnych zapisów wiadomo, że w wielu, i że taki jest wzór (przepis) ksiąg świętych naszej kultury, to... Tak to jest, po prostu.

Przez ten czas przestał padać deszcz i wyszło Słońce. Ja tylko notuję. Jeśli większe JEST i twoje się spotka w rozumnym spotkaniu, a ty zauważysz, zechcesz poświęcić mu trochę więcej uwagi i zapiszesz.

*****

A twoje słabości? i złości? i inne braki, a masz ich przecież sporo... pytam samego siebie. Muszę na nie jakoś szczerze odpowiedzieć, a przynajmniej do nich się odnieść lub ustosunkować, by nie zatracić wiary-godności.

W ogóle, to głupio mi i żal z ich powodu. Mam swoją teorię i na to:
1) "Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy"
2) Gdy próbuję zbyt wiele (robić na raz, zwłaszcza w Internecie), a nie daję rady - też się cieszy tamten (i złośliwe anonimy lokalne)
3) Muszę zgodzić się na niezaradność, rosnącą niestety i odpuścić - módlcie się za mnie, na razie przepraszam (chciałbym bardziej skutecznie przeprosić i nieodwracalnie jak sędzia Iwan Ilicz - "
„tak, wszystko było nie TO, ale to nic. Można zrobić TO”, pytał siebie jak?. To było na godzinę przed śmiercią, syn przekradł się do pokoju chorego, chwycił jego rękę przycisnął do ust i rozpłakał się. Wtedy Iwan ujrzał światłość – zrozumiał, że jego życie było nie takie, jak trzeba, lecz to można jeszcze naprawić... Istnieje we mnie widocznie malutka, drobna cząstka prawdy i ona właśnie jest mną, i ona właśnie teraz, przed śmiercią, dopomina się swoich praw... Gdy zastanawiał się czym jest TO, syn pocałował go w rękę. Chory spojrzał na niego i zrobiło mu się go żal. Spojrzał też na zrozpaczona, zapłakana żonę – jej też pożałował. Pomyślał że oni go żałują, a on ich męczy. Powiedział do syna, że żal mu go i zamiast "przebacz" rzekł "przepuść”. Wówczas poczuł, że to, co go męczyło wychodzi z niego."). Tak bym chciał.

****
Oścień w ciele gminy, to grupa ludzi, która drąży pod nami wybuchowy tunel, niczym Tatarzy pod Kamieniem Podolskim. Nie robią tego sami z siebie, zły duch ich prowadzi na manowce. Bez przywódców, mąciwodów, którzy na ich karkach chcą wypłynąć do portu władzy, nie robiliby tego, znali by swoje ograniczone siły intelektualne, nikt nie lubi się wyrywać do kompromitacji.
Osiemnaście lat rządów propagandy to szmat czasu, zło/zły zdążył już sobie przysposobić całe pokolenie. Wielkie podobieństwo do ideologii nienawiści klas i dyktatury proletariatu miast i wsi. Tworzą jakąś swoją "republikę rad" wewnątrz polskiego systemu konstytucyjnego z naciskiem na samorząd lokalny. "Gmina to wspólnota samorządowa mieszkańców i terytorium". Oni wybiórczo i w sposób bardzo ograniczony rozumieją miłość do własnej ziemi. Najpełniejszy sposób jej rozumienia to "Pamięć i tożsamość", "Miłość i odpowiedzialność", "Osoba i czyn". Papież wyłożył kawę na ławę, Cyprian Norwid był jeszcze pierwszy. Ale co im tam. Oni sami sobie sterem, żeglarzem, okrętem na oceanie samolubstwa i kariery.

Oni działają tylko w strefie cienia, nienawistna im jest sama myśl o jawności, spotkaniu, dialogu, partnerstwie. "Nie po to jest światło, by pod korcem stało... wszystko będzie wyjawione" - niech nam się śni po dniach i nocach.

Jest dobro i zło. Dobro rodzi dobro, dzieli się nim, wszystkiemu ufa, jest widzialne i stara się być przezroczyste, obecne w przestrzeni publicznej dla wszystkich, we wszystkim pokłada nadzieję, chce rozmawiać, słucha... Zło zupełnie przeciwnie - kryje się w anonim-ach(-owości), uderza zza krzaka, za plecami obmawia i planuje zło kolejne... Dobro tworzy, zaprasza do współ-udziału, uczestnictwa, zło neguje, rujnuje, a w końcu zabija. Od stworzenia świata? Nie, od pierwszego grzechu. "A widział, że wszystko, co stworzył, było dobre". Mogę publicznie i prywatnie "w izdebce" w nieskończoność składać dziękczynienie.

PS.
Zdjęcia:
Lew Tołstoj w Jasnej Polanie
1) sam (1908)
2) i z wnuczką .

czwartek, 27 września 2012

Wielki oścień w ciele gminy


Skąd wiem jaki dać tytuł i o czym pisać?
Bo przychodzi nagle i jest. Nie bierze się z niczego, tylko z tego, co jest. Co jest moim, naszym, waszym życiem. Słowa są sygnalizatorami, znakami, posłańcami w naszej świadomej (i...?) jaźni. Stanowią część ważną bardzo naszej pamięci i tożsamości, mówiąc językiem JPII. Jedni chcą im poświęcić chwilę namysłu, gdy się zjawią nagle, jak Anioły, inni pędzą i nie zwracają na nie uwagi, prowadzeni raczej przez wymiar "mieć" niż "być".

Z ościeniem w plecy usypiałem z trudem, tkwił we mnie całą noc, z nim się obudziłem. Ale spokojniej się obudziłem, bardziej refleksyjny niż emocjonalny. Może więcej zrozumiałem, więc piszę. A jak dzień z nim (ościeniem) przeleci? - zobaczę, opiszę.

Wracam po pracy jak na nowych skrzydłach, które mi wyrosły w szkole. Nie muszę nic pisać, wszystko samo się dzieje. Więc to napisałem, natychmiast, na Facebooku, ponaglany przez prawdę, objawioną mi w szkole, przez siedem godzin.

O! - jak szybko się przekonałem, co znaczy natychmiastowe i bezdyskusyjne posłuszeństwo natchnieniom, objawieniom, zjawieniom aniołów... Jakim jest błogosławieństwem. Jaką łaską wiary?! 
Bo natychmiast przyszedł kontratak. Pohukiwanie z góry na dyrektora szkoły, pouczanie z przemądrzałą pewnością siebie i takąż arogancją, stało się, jest! ciężkim dziedzictwem lat rządów pogardy dla człowieka, dla szczerości, dla należnego szacunku dla... , nie tylko lata PRL.

Przetrwamy. Już nie takie opresje przetrwali ludzie szlachetni, prawdy poszukujący - "Podczas okupacji niemieckiej myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem."

środa, 26 września 2012

Wolność? Cuda? Personhood?


"Freedom will never be a birthright, it has to be earned" 
 (K. Wojtyła)

Z przyjemnością dzisiaj nic nie napiszę. Napisałem już tyle!

Cuda się wydarzyły. Bez tego nie może obejść się dzień człowieka wierzącego na ziemi. Ślad ich przechodzi coraz chętniej na Fb.
Cudem jest fakt korespondencji i treść - z Ameryką. O wielkich sprawach. I ich nowy biskup, były pomocniczy abp Charles'a Chaput, bardzo otwartego, światłego człowieka.

No i okazało się, że Pierwszy Ekumeniczny Kodeń połączył wielu ludzi, którzy do dziś się odkrywają.

wtorek, 25 września 2012

TO JEST! TYM!



Każdy z nas zna mechanizm wypierania (także "się"). To nie ja, nie ty, ja/ty jesteś za słaby, za głupi, za grzeszny... Oddajemy pole. Schowajmy się więc pod korcem i wejdźmy pod łóżko?!

Ja - za moimi wspaniałymi Mistrzami - myślę inaczej. To, że jest bałagan w domu, na werandzie, w ogrodzie, do tego jeszcze zepsuł się podgrzewacz do wody w kuchni, może samochód, a komórkę zostawiło się gdzieś-gdzieś, nie znaczy, że mamy jeszcze oddać (dobre) myśli, poruszenia i natchnienia. Strzeżmy się (właśnie) tego kwasu faryzeuszy, których możemy mieć w nas. Nie oddawajmu (Mu).

Myślicie może, że mądre napisałem zdania? Szybko wyjaśniam, to nie (tylko) ja. Pracując w słowie i dając słowu pracować nad sobą, tak się dzieje. Słowo pociąga słowo, które już zostało kiedyś wypowiedziane. Objawione!
Głębia przyzywa głębię. Znał to psalmista, znam ja, znaj ty. "Pozwól się prowadzić" - napisało mi się jako jedna ze złotych myśli po wyprawie szlakiem światłości po suwal- i wileń-szczyźnie. Wtedy - pod wpływem docenienia (Aprecciative Inquiry) roli przewodników. Dzisiaj - (i zawsze) prowadzenia przez Słowo. Jesteśmy kulturą Słowa (nb. które się stało ciałem).

Co jest łatwiej powiedzieć - żyjemy w kulturze, czy kulturą jesteśmy? Więc skoro napisałem 'strzeżmy się' to samo się dopowiedziało "kwasu faryzeuszy" itd.

Tak samo zadziałało dziś słowo opublikowane przez chleb-boski.blogspot.com. On (autor) napisał o dzisiejszej liturgii czytań i słuchań, że "Chrystus pragnie włączyć do swojej rodziny wszystkich wiernie słuchających Słowa", a we mnie echo zawołało - "zrób coś więcej, by Rok Wiary był Rokiem Słuchania (rodzenia) Słowa i siebie nawzajem". To nie może być poprawny Rok Wiary papieża i posłusznej mu mniej lub bardziej hierarchii KK - taka jest moja wiara! - ale Rok Wiary w kulturze człowieka na ziemi. Rok Wiary na Ziemi, czyli jedno wielkie Boże (Na)rodzenie.

Wczoraj dałem pęknie-brzmiący - do za-słuchania i za-myślenia - cytat z Norwida w podtytule scenariusza urodzinowej liturgii w wersji cyfrowej, ale zapomniałem(?) i nie wkleiłem w wersji papierowej - "A ludzie rzekną, że nieba szaleją, a nieba rzekną: że przyszedł dzień Wiary". Co uświadomiwszy i zapisawszy w tej chwili, śpieszę naprawić, publikując w "Agatologii" - wyjątkowo pasuje i tutaj i do Roku Wiary :-)

Bóg jest żywy w naszym życiu. Po co byłby nam inny?! Tak ja, tak ty możesz odkrywać Obecność (Jego Tajemnicy) w życiu. Bo jesteś! Bo masz udział w istnieniu, bo zaistniałeś, urodziłeś się, żyjesz, w rodzinie (jakiejś wspólnocie, grupie osób...), posługujesz jakimś językiem, tkwisz w jakiejś kulturze. Nawet in vitro nie może chyba zmienić tego faktu, faktyczności, tych realiów uczestnictwa.

Można i trzeba dużo wyjaśniać wszystkimi dostępnymi metodami i już zdobytą wiedzą. Ale nie wolno stwierdzić "to już wszystko". To nigdy wszystko nie jest i nigdy nie będzie (taka zdrowo-rozsądkowa odmiana zasady nieoznaczoności Heisenberga). Andrzej Eligiusz zamieścił wczoraj post o zbliżonej wymowie, choć ja akurat nie chcę wzbudzać dyskusji nt. istnienia Boga, bo, paradoksalnie, chyba już wyrosłem z tego, ale chcę rozmawiać o Jego Obecności i objawianiu się w naszym, moim/twoim życiu i naszych wspólnot - co jest nierozłączne. Nie ma - dla mnie - Boga poza wspólnotą! - chytry trik, nikt mi nie może zaprzeczyć. Ale ja nie dla tricków piszę, ale dla życia i zbawienia własnego i mojej rodziny. I niech to już będzie mój łabędzi śpiew :-)

Jeśli Go naprawdę dotykam i słyszę, to jest to możliwe, bo żyję we wspólnocie jakiegoś języka, kultury, osób. Bez nich, czyli więc (także) bez mojego trwania w nieustannym dialogu z nimi, nie ma mojego (dla mnie) Boga, bo ani bym Go nie poznał, nie dowiedział się/usłyszał/przeczytał nic - że w ogóle coś jest poza moimi zmysłowymi doświadczalnie danymi danymi, nie rozwinąłbym się w osobę (osobowe życie na ziemi), jaką jestem itd.itp.itd.

Jestem więc osobą! Mam niezrównaną z niczym, nikim, niepowtarzalną godność. Mogę ją tylko odnieść właśnie do Boga samego i domyślać się - przez wczucie - tego samego u innych osób.

Wczoraj dotykaliśmy Miłości na mszy św. "Norwidowskiej" i potem na zajęciach specjalnych w szkole. Ale była - można Ją było zobaczyć - także w przemarszu, defiladzie "pod sztandarem" w obie strony, do i z kościoła. I w hymnie na początku liturgii (rozumianej jako źródło i szczyt stwarzania).

Ksiądz proboszcz w kazaniu mówił o pracy nad Miłością i cytował "bloga" św. Faustyny Kowalskiej. Nie sfilmowałem w całości, bo się bałem. Paradoks! Jezuici z Łodzi - i inni, w tym Watykan - transmitują każde słowo i czynność liturgiczną na cały świat, my czytamy i słuchamy na mszy dwie wersje tego samego, że "Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem"(Ew, św. Łk) i "bo nie jest światło, by pod korcem stało..."(CKN)...  A NA MOJE ZACHOWANIA W CZASIE MSZY W STRACHÓWCE WPŁYWA STRACH! - zostawiam bez komentarza, niech fachowcy rozeznają duchy.

Norwid - na szczęście - myślał jak każdy zdrowy na umyśle wierzący. Był wielkim realistą. To rzeczywistość miała pierwszeństwo w Jego życiu, a nie wymyślone wizje i zwidy. Rzeczywistość odczytana w świetle dziejów biblijnych i Ewangelii. "Klucz Dawidowy usta mi otworzył, Rzym nazwał człekiem". Łachy bez. Łachy jakichś samozwańczych liderów jakichś pseudo-wspólnot zawsze będą deformować rzeczywistość społeczną, także w kościele.

Norwid mówi wprost -"On jest zwycięstwem Miłości!" I wylicza ("uważajcie jak słuchacie!"):
- wszelka rozkosz przyjaźni tym jest
- wszelkie zadowolenie tym jest
- pełność siebie tym jest
- wszelki spokój tym jest
Więc napisał wiersz-monolog bo tego wszystkiego dotknął, dotykał. To-Tym-Jest-(Nim).
Mógł on, mogę ja, możesz ty szukać adekwatnych słów.

TO JEST! TYM!
Nie snujmy więc jałowych przeważnie i ślepych dywagacji "czy", ale "jak" TO (BÓG) jest w naszym życiu.
Oto moja - i jak się okazuje, norwidowa - teologia.
"On zwycięstwem Miłości!". TO JEST.  Jest prawda. A my możemy do niej dochodzić wiarą i rozumem. Nie zakładajcie mi knebla, powtarzając sto-i-pierwszy raz "zamilcz", nie rób zdjęć, nie pisz, nie pokazuj... UWAŻAJCIE JAK SŁUCHACIE!

Karol Wojtyła (bł.JPII) powie w marcu 2003 "jest postawa miłości intelektualnej, która pozwala uchwycić [w naszym życiu] to, co istotowe i konstytutywne". Nie szukajcie wykrętów, wymówek i politycznej poprawności itp. "Obudź się Polsko, obudź się (najpierw) w kościele". Idzie "ROK WIARY" niczym ciąg dalszy dziejów słowiańskiego papieża na ziemi. Pan Bóg uderza w ogromny dzwon.

PS.1
Kończę z wielką ekscytacją. Pod wpływem apelu młodych ze wspólnoty Saint Egidio, po ich spotkaniu w Oświęcimiu. Zawarli w nim słowa, które biją mnie światłem po oczach (i sercu i duszy i całym "ja" wewnętrznym) - "Pragniemy wspólnie budować świat bez przemocy, wspomagając się inteligencją kultury i siłą miłości". MIŁOŚĆ INTELEKTUALNA zaczyna kiełkować w coraz większym/szerszym świecie.

Choć mówię (piszę) o niej od dość dawna i przywołuję tę wypowiedź papieża, nikt o nią ie pyta, przeciwnie, wielu każe mi zamilknąć ("jesteś siewcą nienawiści, zamilcz"!). Póki żyję, nie zamilknę.

PS.2
Zdjęcie dedykuję z ogromną wdzięcznością i wzruszeniem całej Pracowni Życia i Twórczości Cypriana Norwida, na UAM, zwłaszcza Zosi i Eli.

poniedziałek, 24 września 2012

191. urodziny Poety


Kiedy dzieje się to, co dziać się powinno (co – zaiste - godne i sprawiedliwe), a my nie przeszkadzamy, to nie bójmy się powiedzieć (ale najpierw POMYŚLEĆ) że, „Bóg tak chce”.

Pierwszy raz tak pomyślałem - i powiedziałem – na jednej z (ostatnich?) wrześniowych Nocy Czuwań pt. „Podziękowanie za wakacje” w parafii św. Jana Kantego w Legionowie (tak na oko z 25 lat temu). Ale byłem śmiały! I trzeba mi być coraz bardziej śmiałym, z upływem lat, które – chciał, nie chciał - zbliżają do Niego.

To nie my stworzyliśmy świat i nie wymyśliliśmy życia człowieka (i jego kultury) na Ziemi itd. itp. itd. Czy ktoś chce o tym ze mną porozmawiać :-)

Czy tylko tyle mam do powiedzenia po pięknym dniu 191. Norwidowych urodzin i jego Rzeczypospolitej w Zespole Szkół i parafii w Strachówce? A czy mało powiedziałem?

PS.1
Ale powiem jeszcze coś, czekam od wczoraj na dzisiejszą mszę św. z charyzmatyczną posługą uzdrowienia w Łodzi, u Jezuitów. Nabrałem apetytu po wczorajszej transmisji. Bardzo mi tego potrzeba. ODETCHNĄĆ POWIETRZEM MOJEJ MŁODOŚCI WE WSPÓLNOCIE SZUKAJĄCYCH BOGA.
Nie trzeba mi wymyślać innego Boga, bardziej papierowego, na mocy ustaw, dekretów, tradycji, zwyczajów i rozporządzeń. Wolę Boga Żywego.

PS.
Resztę niech na razie powiedzą zdjęcia, to w dużym stopniu moje widzenie rzeczywistości dobra, piękna i prawdy.
Albumy są dzisiaj dwa, ten drugi jest tutaj (przynajmniej mam taką nadzieję :-)


niedziela, 23 września 2012

"Grażyna"


moda jedna wszystkich wzajemnie podobni”
Kółko, CKN

- „Nie musisz iść do kuchni.”
- „Muszę.”
Muszę wymknąć się cicho, by nie potrącić nie tylko krzesła, czegoś tam jeszcze na podłodze, ale i niedobrych znaczeń wczorajszego dnia.
Wstał nowy dzień. Noc odnowiła siły i myśl. Jest wszytko świeże. Noc daje nowość i świeżość nowego dnia, Nowego Początku. Jaka szansa. Wielka, ogromna.

Chcę jak najszybciej się w niej otworzyć, uruchomić, przejrzeć i zanotować. Myśli biegną tak szybko, komputer otwiera się za wolno.

Śniła mi się Grażyna, nie ta obok, śpiąca, ale ta w okładkach. Na Litwie. Miałem egzemplarz stary, archiwalny. Był jakby ułożony w akty i didaskalia. Z okładek i kopert wylatywały oddzielne dokumenty, urywki, wycinki... gazet, scenopisów, raportów. Wszystko się dopełniało, dawało głębię i tło. Dowiedziałem się poznałem, sprawa procesu, spadków, dziedziczenia nie tylko majątków, ale i obciążeń, konfliktów... Wyszło przede wszystkim, że tak skomplikowały się ludzkie losy, bo historia rzuca na codzienność długi cień. Niepełna suwerenność, podległość jakaś, zadawnione rządy obcych na naszym terenie, jakby czas panowania Litwy, a my czujemy się Polakami.

Tak mi się wyświetliła egzegeza utworu, co to niby znany i już przerobiony w szkole, a tu tyle nowego, mądrego i rzeczywistego. Ho, ho, aż dwa, trzy poziomy więcej lub wyżej.

Ale w innej części snu był ksiądz (nie wiem Mieczysław, czy Marcin egzorcysta?) parafia, procesja i stary nasz dom. Procesja z Monstrancją pod baldachimem szła alejkami, okrążając parę razy dom, a może każdy raz to było nowe nabożeństwo? Ja siedziałem w domu, kończyłem sprzątanie po jakimś remoncie, więc kiedy procesja wychodziła zza zakrętu i szła na mnie "na wprost" - widzieliśmy się dobrze, przez otwarte drzwi, to tylko klękałem, opierając głowę na starym fotelu.

Czy to wszystko, Józiu? Tak, wszystko. To chciałem powiedzieć. Tyle pamiętam ze snów.
Ale jeszcze ważniejsza od nich jest ta świeżość i nowość, dana z każdym porannym przebudzeniem (ew. nocnym). Wstrzymuję pióro, by nie napisać "porankiem", bo nie zawsze musi być słodko. Ma być zwyczajnie, normalnie, prawdziwie, tak, jak jest, a nie jakbyśmy sobie chcieli programować życie (na modłę i zwór telewizji śniadaniowych).

I trzecia sprawa od rana, boli. Przesłałem wczoraj do wszystkich: nauczycieli, księdza i własnych dzieci scenopis rozmowy zaczętej ze mną przez Michała, którego imię znaczy "Któż jak Bóg". My tak ze sobą nie rozmawiamy. Zbywamy sie konwencjonalnymi słowami, które nic nie znaczą. Robimy sobie taką telewizję śniadaniową w pracy. Głupstwa i odpryski dominują, wyznaczają styl i tok. Dlatego rozmowa z Michałem jest dla mnie objawieniem, zjawieniem się normalności pod moim/naszym dachem. W moim/naszym domu.

Pomyślmy, jeśli to w ogóle jest do pomyślenia, że tak chcieliby (czasem) rozmawiać z nami nasi uczniowie i niektórzy z nas. Normalnie, o normalnym życiu, o świecie, o sobie, o Bogu. Według mnie, wtedy by się realizował pośród nas IDEAŁ WYCHOWANIA. Życie prawdziwe, prawda, Żywy Bóg...

Skądinąd w tym samym duchu, w duchu podobnego prawdziwego życia, zajaśniała zajawka na koncie Fb Uli. Ulu, wpisałaś coś, co błysnęło czymś prostym, prawdziwym i tak rzadkim w naszym(?) świecie. Mogłem skomentować, czyli współ-uczestniczyć przez chwilę w dobrej i ogromnej przestrzeni, którą otworzyłaś mi swoim postem. DZIĘKUJĘ!

Pozwólmy sobie na szczerość. Nie cenzurujmy własnych odczuć, przeżyć, snów, życia. Bądźmy sobą "raz przecie". Wychodzi, wyjść chce przez nie głębokość, szerokość, długość i wysokość naszej egzystencji, naszego życia, po prostu. Kiedy damy jej słowo, zapis, może inni się w niej przejrzą, odnajdą. Jestem marzycielem pełnej wolności. Freestyle, ale naprzeciwko tysiące zniewoleń i innych konwencji "codzienności" ("Dzień dobry Pani", "Dzień dobry Panu"... brr! powierzchowności skrywające, nie objawiające życie prawdziwe i nas w nim). Łatwiej się dziś mówi o narkotykach, alkoholu (metanolu) itd. niż o tych naszych wewnętrznych ograniczeniach, które sami sobie nałożyliśmy, bądź, na które się się zgadzamy, by w zamian coś uzyskać, pochwałę, akceptację sąsiada, by nas inni (powierzchownie) lubili.

Wczorajszy dzień miał dość swoich zmartwień, splątań, starć bezsensownych i tych całkiem z sensem. Dajmy mu spokój. Była noc, dała nowy dzień. Nową szansę na wolność, nadzieję, radość, przeżycie z wiarą i rozumem czegoś, co jest naszym życiem. Dlatego wychodźmy do kuchni, gdzie nie gra za plecami radio, telewizor, gdzie nie toczą się rutynowo-swarliwe rozmowy z dnia lub jeszcze gorzej, z dni minionych. Poszukajmy wokół siebie Michaela? - może być tuż-tuż pod palcami, na kartce papieru lub na klawiaturze komputera.

Słowo mnie budzi. Niech Słowo prowadzi. Słowo może być dźwiękiem, obrazkiem, zapisem, ale przede wszystkim jest myśleniem nad jego treścią i znaczeniem.

Appendix:
Lecz ja bym główniej myśl artysty badał,
I czy dosłownie Naród on spowiadał,
Czy się nie wstydził prawdy i nie stłumił,
Mogąc łatwiejszy poklask zyskać sobie
Albo cóż prawda tam, gdzie jest udanie,
Tam, gdzie jest wszystko przez naśladowanie...
-Co piękne, nie jest to - mówił Maurycy -
Co się podoba dziś lub podobało,
Lecz co się winno podobać; jak niemniej
I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza...
- Spytam się tedy wiecznego-człowieka,
Spytam się dziejów o spowiedź piękności:
Wiecznego człeka, bo ten nie zazdrości,
Wiecznego człeka, bo bez żądzy czeka,
Spytam się tego bez namiejętności:
Cóż wiesz o pięknem ?...”
Kształtem jest Miłości
Kształtem miłości piękno jest - i tyle,
Ile ją człowiek oglądał na świecie,
W ogromnym Bogu albo w sobie-pyle,
Na tego Boga wystrojonym dziecię;
Tyle o pięknem człowiek wie i głosi -
Choć każdy w sobie cień pięknego nosi
I każdy - każdy z nas - tym piękna pyłem.
Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.
O Polsko! pieśnią Pan Bóg cię zapała,
Aż rozgorzejesz jak lampa na globie
Pieśń twa - o Polsko! - przeszła już ciemniejsze
I na świeczniku staje ze skrzydłami
Złotymi.., także dźwięk, co gra harfami
I polonezem przechodzi Europę -
I - tylko kształtu nie masz dla wnętrzności
Kto kocha - widzieć chce choć cień postaci,
I tak się kocha Matkę - Ojca - braci -
Kochankę - Boga nawet... więc mi smutno,
Że mazowieckie ani jedno płótno[2]
Nie jest sztandarem sztuce - że ciosowy
W Krakowskiem kamień zapomniał rozmowy
Kto kocha, widzieć chce choć cień obrazu,
Choć ślad do lubej wiodący mieszkania,
Choć rozłożone ręce drogoskazu,
Choć krzyż, litanii choć nawoływania,
Choćby kamienną wieżę, w błyskawice
Idącą - Boga by oglądać lice.
*
Bo Miłość strachu nie zna i jest śmiała,
Choć wie, że konać musi, jak konała;
I wszelka inna Miłość bez wcielenia
Jest upiorowym myśleniem myślenia...
Bo u Polaków Charitas z Amorem[3]
Są już Miłości słowem niepodzielnym,
Którego logik nie przetnie toporem:
- Kto kocha - widzieć chce oczyma w oczy,
Czuć choćby powiew jedwabnych warkoczy;
Kto kocha - małe temu ogromnieje
I lada promyk zolbrzymia nadzieje;
Upiorowego nie dość mu myślenia,
Chce w apostolstwo, czyn, dziecię - wcielenia:
Bohater - w dzieło wielkie lub w Ojczyznę;
Bóg - w Kościół; człowiek - w poważną siwiznę.
O! gdybym jedną kaplicę zobaczył,
Choćby jak pokój ten, wielkości takiej,
Gdzie by się polski duch raz wytłumaczył,
Usymbolicznił rozkwitłymi znaki,
Gdzie by kamieniarz, cieśla, mularz, snycerz,
Poeta - wreszcie Męczennik i rycerz
Odpoczął[5] w pracy, czynie i w modlitwie...

- Gdzie by czerwony marmur, cios, żelazo,
Miedź, brąz i modrzew polski się zjednały
Pod postaciami, co, niejedną skazą
Poryte, leżą w nas, jak w sercu skały -
...
O! - to bym w drobnych nawet arabeskach,
Z naturą rzeczy polskiej w pokrewieństwie
Nierozplątanym będących - doślepił,
Że to Miłości balsam brąz ten zlepił...
Nie widzę, aby Miłości filary
Podejmowały ciężką piramidę;
I drżę - i nucąc psalm - sierota!... idę...
*
Gdzież idę? - idę sobie do duchowych
(Co materialnym zwą mnie rzemieślnikiem),
Duch u nich - próżnia: form brak postaciowych,
Nieowładnięcie formy treściownikiem,
Duch u nich miejscem na duch. Potem idę
Do świeckich: ci mnie widzą za-duchowym
I jak mistyczną goszczą piramidę.
I - tak - przechadzam się w śnie Prometowym!
To dość!... o pięknem rzecz jest rozwiniona.
To w tym - o pięknem przypowieść ma leży!...
I tak ja widzę przyszłą w Polsce sztukę,
Jako chorągiew na prac ludzkich wieży,
Nie jak zabawkę ani jak naukę,
Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostoła
I jak najniższą modlitwę anioła.
Pomiędzy tymi praca się stopniuje[6],
Aż niepotrzebne prace zginąć muszą;
Ze zbudowania w duchu się buduje,
Smak się oczyszcza i żądze się głuszą,
Przyroda niema jest uszanowaną
I rozebrzmiewa czyn długą hosanną!..
Dość jest - jeżeli z wierszy tych zostanie
Dwa w życiu...
...
- Skończyłem...
...Życzę-ć, czytelniku, zdrowia.”

Plus Norwidowe objaśnienia siebie samego:
[5] Od-począł znaczy: począł na nowo, począł w drugiej potędze...”
[6] „Wszystkie organizacje pracy oficjalne są dzieciństwem logicznym - nic z nich nie może być - nie mają siły ograniczania skłonności rzemieślniczych: jak można oznaczyć prawem liczbę ślusarzy - kamieniarzy - rzeźbiarzy itd.?bałwochwalstwo przemysłowe dojdzie do zenitu swego, tak jak tamto za czasów, kiedy Panteon wszech bogów świata objął. A potem - potem przez postawienie sztuki tak, aby była najniższą modlitwą i najwyższym rzemiosłem i przez postawienie estetyzmu tak, ażeby żywotnym i dodatnim ascetyzmem stał się - miara ta się otrzyma. Tę myśl polską w zarysie dostępnym naprzód rzucam - a później, da Bóg i dobra wola rodaków, że rozwinę.”

No i mamy asumpt do nieskończonego rozwijania (pracy nad) Rzeczpospolitą Norwidowską, co i Papież-Polak czynił rozwłócząc po całym świecie norwidową myśl-cytat o pięknie i pracy dla Zmartwychwstania. Większej perspektywy chyba nie ma i być nie może. I lepszych współ-apostołów tej sprawy.

PS.
O Polsko!” - norwidowe wołanie.
O wy, wszystkie tu zgromadzone rodziny! O wy, wszystkie na świecie rodziny... ” - papieskie wołanie.
O moja gmino Strachówko – moje wołanie.
O Rzeczpospolita Norwidowska! - czyje to będzie wołanie w kolejnych dziesięcioleciach?

sobota, 22 września 2012

Pieśń o jednej nadziei


W korespondencji z kimś (wewnątrz jakiejś instytucji, grupy ludzi, zespołu) zapisałem zdanie, które później mocno mnie zastanowiło i zmusiło do poniższej kontynuacji:

NN, a co zrobić, żeby wciągnąć w tę rozmowę innych, czyli toczyć ją w formule dostępnej dla wszystkich?... Wychowują nie tylko sukcesy ale również porażki!”

Moje porażki:
- nieumiejętność przekazania bogactwa, które jest mi ciągle dawane. Nie mogę być niemym świadkiem Cudu, który dla mnie się zaczął 16 października 1978 roku. To mój OBOWIĄZEK indywidualny i pokoleniowy. Wiem już, że nie zdążę i nie potrafię go dobrze wypełnić, bo:

- nie zdążę – bo karteczek z notatkami mam tyle, że nigdy wszystkich nie spiszę, a każda jest zapisem jakiegoś wydarzenia (zew- lub wewnętrznego), ważnego, skoro trafiły na kartkę (bombardując wcześniej kosmicznie-eschatologicznie czyjąś świadomość)

- nie potrafię – bo jest między nami emocjonalno-intelektualny zgrzyt, wzajemna blokada itp., która ma – musi mieć - w czymś swoje korzenie lub rodowód. Nie rozpoznając go, przerywamy łańcuch przyczynowo-skutkowy fatalnie przysługując się rzeczywistości, w której żyjemy i którą kształtujemy (także w wielkim procesie wychowawczym). Nie mogę, nie wolno nikomu (prze)milczeć, jeśli widzi jakieś istotowe i konstytutywne aspekty świata. Ja kiedyś odejdę, problem pozostania.

Porozmawiałem dzisiaj z nowym znajomym na Facebooku. O dziwo! - to już drugi Michał (Michael, czyli 'Któż jak Bóg', ale także tytuł czasopisma wydawanego w Kanadzie promującego, ba apostołującego czemuś takiemu jak „kredyt społeczny”, co w czasie poszukiwania nowej społecznej ekonomii też jest bardzo ciekawe), tym razem nastoletni, który mówi o pustelni w Czatachowej i tamtejszej wspólnocie „Miłość i Miłosierdzie Jezusa”.

Rozmowa z Michałem natchnęła mnie, wręcz przymusiła, do rozesłania jej świadectwa do całego zespołu nauczycieli RzN i do wspólnoty „jakiej-takiej miłości i takiegoż miłosierdzia” w rodzinie Kapaonow, czyli do wszystkich swoich dzieci. Potrafią już czytać ze zrozumieniem i samodzielnie myśleć. Przecież nie może być tak, że rozmawiam o wierze i Żywym Bogu z (nie)znajomym nastolatkiem na Facebooku, a z nimi - nie. I to nie ja, tym razem, wciągam kogoś w rozmowę, tylko dałem się wciągnąć (nb. wczorajszy zapis w poście: xRy, x wychowuje y, y daje się wychowywać przez x...).
Co znaczy być wspólnotą wychowującą? Być jednym organizmem? No a szczytem jest „być jednym ciałem” w małżeństwie i kościele. To jest możliwe, jeśli rządzi nami jedna prawda, ożywia zaś jedna wiara, nadzieja i Jedna Miłość Najwyższa.


Normalność naturalności i naturalność normalności niech rządzi nami wszystkimi. Przeczytałem sobie wczorajszego posta o tym właśnie i znajduje go ciągle wielkim. Prawie doskonałym. Pewnie mi to przejdzie i z czasem stanę się bardziej samokrytyczny odnośnie jego lub do niego (to normalny mechanizm i przeważnie tak się dzieje)?
Oby normalność (naturalność) nami rządziły. Oby jak najszybciej. Pytanie teologiczno zdrowo-rozsądkowe brzmi – kto z możnych tego świata najwięcej korzysta na nienormalności (nienaturalności) gwałcącej rozum i wiarę? Pozwólcie, że nie odpowiem. Żyłem w takim ustroju 37 lat, więc niecierpliwię się na każdy kolejny jej wśród nas dzień.

Posłuchałem to i owo z Czatachowej, potrzebowałem wyrobić sobie zdanie. Zostałem ostrożnym sympatykiem. Następnym krokiem poznania powinna być osobista lustracja :)
Lubię realizm życia religijnego. Źle powiedziałem, lubię REALIZM w ogóle, jako fundament rozumnego i normalnego życia. Nie przepadam za wyróżnianiem życia religijnego jako jakiegoś podzbioru jakiegoś życia w ogóle(?). Mój realizm mówi o jednym życiu, jednym Bogu, rozumie i wierze. Czy mam też wyróżniać życie naukowe, internetowe itp. w moim życia-rysie? To jakieś igraszki lub wręcz absurd. Moje życie ma być jednością, bardzo się o to staram, wchodząc z tego powodu w liczne konflikty z publicznością.

W nocy, ale jakże mądrzejszy tą nocą także w dzień, kiedy się odrobinę pogubię lub zagotuję sięgam do doświadczenia - i słów, które tyle przyniosły i niosą pokoju - z wczorajszej naszej mszy w intencji wychowania, a jak wiadomo, wychowanie jest naszym wspólnym po-wołaniem -

„Abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa.”

Ten tekst można sobie czytać, mruczeć, recytować, a nawet śpiewać – działa jak mantra. Spróbujcie z psalmodią lub całkiem po swojemu :-)

PS.1
Przecież to dar natury, że jedni są bardziej (uzdolnieni) praktycznie, inni teoretycznie. Nienormalnym by było, gdy nie potrzebowali siebie i nie potrafili cenić siebie nawzajem i efektów swojej ciężkiej pracy. Muszą jeszcze umieć to sobie powiedzieć i okazać, czego sposób też pewnie da się uzgodnić, dobre jest np. AI, Appreciative Inquiry, doceńmy się wreszcie, chętnie składając (liturgicznie i nie) Bogu i sobie dziękczynienie. I co wtedy będzie? ŻYCIE wszystkich i każdego ciekawsze, lepsze, piękniejsze i bardziej prawdziwe. Wierzę w to i mam nadzieję.

PS.2
Czemu tyle Roberta Schumana u mnie dzisiaj? A czemu nie. Przecież 14 maja 2004 Kościół Katolicki rozpoczął jego proces beatyfikacyjny.

„W osobie Roberta Schumana, kandydata na ołtarze, nazwanego przez wielu „ojcem Europy” spotykamy prawnika, polityka i ekonomistę oddanego sprawie człowieka i jego kultury, a przede wszystkim kultury chrześcijańskiej Europy, z którego bogactwa sam nieprzerwanie czerpał, za którą cierpiał od dalekich i bliskich oraz dla której niestrudzenie pracował”.(JPII, 1982)

"Symbolem szczególnym jest wybór patrona Auli Głównej [UKSW] Roberta Schumana, ponieważ był on wielkim człowiekiem, wielkim politykiem, wielkim chrześcijaninem i katolikiem. Zasłużył na męża stanu będąc człowiekiem dalekowzrocznym. - Mamy więc wychowywać na tej uczelni ludzi, którzy potrafią myśleć daleko. Tej dalekowzroczności życzę wszystkim"(Ks. kard. K. Nycz, Wielki Kanclerz UKSW).

„Wasza Fundacja [im. Roberta Schumana na rzecz Współpracy Chrześcijańskich Demokratów w Europie] może brać przykład z osoby swego patrona. Jego działalność polityczna była bez reszty poświęcona służbie fundamentalnym wartościom wolności i solidarności, rozumianym w pełni w świetle Ewangelii.

Drodzy przyjaciele, w tych dniach, poświęconych refleksji nad Europą, warto przypomnieć, że wśród głównych rzeczników ponownego zjednoczenia tego kontynentu byli ludzie kierujący się głęboką wiarą chrześcijańską, tacy jak Adenauer, De Gasperi i Schuman. Czy możemy na przykład nie docenić faktu, że w 1951 r., przed rozpoczęciem trudnych negocjacji, które miały doprowadzić do przyjęcia Traktatu Paryskiego, postanowili oni spotkać się w klasztorze benedyktyńskim w dolinie Renu, aby modlić się i medytować?”(JPII, 7 listopada 2003 r.)

piątek, 21 września 2012

O normalności


"abyście postępowali w sposób godny powołania,
 jakim zostaliście wezwani, 
 z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, 
znosząc siebie nawzajem w miłości. 
Usiłujcie zachować jedność Ducha 
dzięki więzi, jaką jest pokój"
List św.P.Ap. do Efezjan, Strachowian itd ;-)

Może "Teologia normalności" byłoby lepszym tytułem? Ale wtedy filozofia może by się obraziła. No to może "Naturalna norma normalności absolutnie zdrowo-rozsądkowej"?

A było i działo się tak - 21 września, kościół świętego Antoniego, parafia WNMP w Strachówce, godz. 7.30:

Wchodzę do kościoła, by po prostu "być". Istnieć, zabrzmi zbyt filozoficznie. Być - po prostu, Ktoś wszystko inne za ciebie tu zrobi. To, co najważniejsze. Ty możesz - jeśli zechcesz - dorzucić cząstkę od siebie, a najlepiej cząstkę siebie.

Dzisiaj msza jest zamówiona przez DyrKa w związku z Tygodniem Wychowania. Wychowujemy? Wychowujmy. Zamówienie "intencji" jest naszym działaniem. Włączeniem się w dzieło zainicjowane przez polskich biskupów. Nie jesteśmy bezdusznymi kołkami w płocie, usłyszeliśmy, czujemy, rozumiemy, działamy na miarę tego zrozumienia i możliwości.

Minuta przed mszą, uświadamiam sobie, że jesteśmy tutaj - Ania i ja - prosto z Konferencji-Sejmu Społeczników, Bojowników i Ekspertów "Rzeczpospolitej Lokalnej". Że przychodzimy wprost z poziomu krajowego na poziom lokalny. I uniwersalny zarazem. Na poziom wieczności.
Czuję zarazem, że jestem u siebie, że dobrze mi tutaj być. Nie zawsze to czuję. Dzisiaj - tak. Nie ma na mszy "szkolnej" porannej w Tygodniu Wychowania spojrzeń nieprzejednanych wpatrzonych w każdy mój krok, bym się zachwiał lub najlepiej upadł.
Podchodzę do pulpitu, by śpiewać chwałę Bożą. Basia podchodzi, by ją czytać. A potem by Ją prosić i wstawiać się za nami i naszymi sprawami. Jakie to naturalne! Normalne! Jesteśmy u siebie.

Normalność odzyskana. Utrwalić ją, uświęcić i spowszechnieć zarazem by się zdało. I - mam nadzieję - już nie ma od tego odwrotu. Wszystko, co dobrego już się stało i stanie, będzie umocnione w czasie Roku Wiary. Nie może być innej logiki. Nie ma. Normalność naturalności i naturalność normalności wraca pod dachy domów i świątyń Polaków. Nie wszędzie i nie zaraz. Ale wszędzie tam, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tak się dzieje.

Dzisiaj jest  - tak po za tym, w kalendarzu kościelnym -  świętego Mateusza, Apostoła i ewangelisty. Uświadamiam sobie, że Apostołowie opowiadali o tym, co widzieli, słyszeli, czego dotykali i co zrozumieli, bo przecież nie jest tajemnica, że wszystkiego to i oni, naoczni świadkowie, nie zrozumieli. Zostawili coś dla nas :-)

Chrześcijaństwo nie jest spekulacją. Ja, w dwudziestym pierwszym wieku, z całą jego mądrością, wiedzą, nauką, technologią itd. także przekazuję to, co widzę, słyszę, czego dotykam, co rozumiem. Z całą ograniczonością mojego rozumu, wiary, osobowości itd. muszę uczciwie powiedzieć, że jest tego wiele (straszne mnóstwo). Głoszę więc - TAK JAK APOSTOŁOWIE - BOGA ŻYWEGO, nie, spekulacje filozoficzno-teologiczne, choć od nich nie stronię.

Normalność, naturalność, empiria, wręcz naturalizm. Żartobliwie, a może jednak tylko pół-żartem pół-serio, powiem, że my w Rzeczpospolitej Norwidowskiej osiągnęliśmy już niezły poziom normalności, stając się pierwocinami "Inteligentnego Mazowsza" :-)

"Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników."

Ale czyż nie my wszyscy do tego zostaliśmy stworzeni i powołani? Abyśmy na własność posiedli ziemię - ... צידה כי בעוד שלשת ימים אתם עברים את הירדן הזה לבוא... - także intelektualnie-duchowo?

A po mszy, a raczej na zakończenie liturgii rozumianej jako źródło i szczyt stwarzania, zostaliśmy zaproszeni do wspólnego zdjęcia pod pomnikiem Jana Pawła Wychowawcy, patrzącego u nas tęsknie zawsze i z radością w stronę krainy jego kulturowych umiłowań, czyli tam, gdzie począł się "jeden z największych chrześcijańskich myślicieli Europy" (dzisiaj teren agroturystycznej "Aksamitki" :-)

Skoro liturgia "przyjmuje, integruje i uświęca elementy stworzenia i kultury ludzkiej, nadając im godność znaków łaski, nowego stworzenia w Jezusie Chrystusie", to...
- jak nie uwiecznić piękna tego wydarzenia?
- jak się jeszcze lepiej nie zintegrować?
- może nigdy więcej nie zbierzemy się w tym miejscu uświęceni łaską zjednoczenia w Eucharystii
- skoro nawet w czytanych dziś tekstach usłyszeliśmy dwa razy słowo "nauczyciel"
- a do tego nasz Nauczyciel wprost nam powiedział "Idźcie i starajcie się [to wszystko] zrozumieć"
- tego wymaga od nas normalność

Jaka była intencja mszy świętej? Jak skutkuje intencjonalność w religii? Bo intencjonalność wychowania znaczy tyle, "że wychowawca jest świadomy celów, jakie pragnie realizować w wyniku planowo organizowanej działalności wychowawczej" (na poziomie studenckiego bryku). Na poziomie pedagoga szkolnego to "Cx ___________-> sytuacja 1- n __________->Ex".

A w naszym zwykłym życiu szkolno-zawodowym w RzN?
Msza została zamówiona! Msza została odprawiona. Odprawiliśmy (zbiorowo) mszę świętą pod przewodnictwem kapłana (księdza proboszcza Mieczysława". Takie rozumienie liturgii mszy świętej zachwyciło mnie na początku pracy katechetycznej, przyszło wprost z dokumentów Soboru Watykańskiego II (Konstytucja o liturgii świętej, nr.42).

Tym (jego) językiem zawsze chciałem prowadzić katechezy, tym językiem przemówił nasz (pomysł i red. jk - 'katecheta z Legionowa' a dzisiaj ze Strachówki) list do papieża -  
"Wyrośliśmy w parafii i z życia parafii, która jest przecież cząstką Kościoła Powszechnego, czerpiemy natchnienia do działania. Tutaj spotykamy się na cotygodniowej modlitwie, tu w niedzielę jednoczymy się w zbiorowym odprawianiu mszy świętej, tu spotykamy się na katechizacji, tutaj na początku września w Noc Czuwania dziękujemy za wakacje i rozpoczynamy nowy rok nauki, tutaj także łączymy modlitwę i zabawę przy okazji tradycyjnych ''Andrzejek'', czy ''Sylwestra'', tutaj duża część naszej grupy otrzymała Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania, aby się stać dojrzałymi uczniami Jezusa Chrystusa".

To jeszcze "idźmy i starajmy się zrozumieć" i to :

"Pomoc w uporządkowaniu znaczeń terminu "wychowanie" mogą stanowić dwie równoważne formuły, które proponuję na zakończenie:

xRy ("x wychowuje y") / yRx ("y jest wychowywany przez x")

Występują w nich trzy zmienne:
"x" ("wychowujący"),
"y" ("wychowywany")
i "R" (relacja między x a y).
...
"R" jako "proces" może być rozumiane jako:
- rozwój;
- samorealizacja;
- wzrost samoświadomości;
- całokształt procesów.

Jako cecha tak pojętego "R" występuje "naturalność" !!!

PS.
Nie chcę nadmiernie żonglować skojarzeniami, ale czasem nie chcę, ale muszę.

czwartek, 20 września 2012

Villa Holiday Park, Warsaw


Dzień dobry. Jestem w hotelu Villa Holiday Park, ale niczego to nie zmienia. Budzę się, wstaję, jakiś akt strzelisty i do roboty. Piszę swoje. Fakt! - spałem na poduszce z wyhaftowanym znakiem firmowym.

Wiem, że piszę ważne rzeczy. Pewnie dość chaotycznie, na pewno spontanicznie, piszę o wszystkim, co jest mi wiadomym w sprawie. Jest to sprawa homo sapiens w takimże - czyli myślącym - społeczeństwie, o ile to ostatnie istnieje. Niektórzy, od czasu Margaret Thatcher (?) głoszą tezę, że niekoniecznie, inni, powołując się choćby na ACTA, że jednak coś łączy niektórych i potrafią to zakomunikować, przynajmniej.

ROEFS i CAL robią dobrą robotę w Polsce, ale u nas są mało znane i ich działanie. Trochę się czas u nas zatrzymał. Zatrzymał się na sprawach inwestycji i finansów. Społeczeństwo obywatelskie w naszych okolicach nie przyjęło się i nie ma go w związku z tym w nadmiarze. Przyczółki jednakowoż są, choćby NGO'sy.

Partnerstwo (zawsze) jest problemem. Choć jest warunkiem normalności i rozwoju.

Wydaje mi się - i taką zgłaszam tezę do Open Open (2x konieczne) Space - że problemem jest pozostawanie za swoimi czasami. I choć dochodzą do nas odgłosy i kolejne fale pomysłów i rozwiązań społecznych z Zachodu, to mści się na nas nie przerobiony w wolności okres 45-lecia. Nie-wola myśli wymaga głębokiej terapii. Ominęły nas etapy tego rozwoju. Mamy luki w świadomości i wiedzy. Głównie, rzecz się ma z pojęciem (filozofią) wolności, osoby, dialogu... i w związku z tym, to, co wdrażamy, wdrażamy intuicyjnie (z konieczności po łebkach?). Wielki dział aktywności społecznych buduje na teoriach i umiejętnościach komunikacji (społecznej), która u nas jest w powijakach. Musi być, skoro wyszliśmy z ciemności i dopiero od 22 lat gonimy uciekający świat.

W kościele mamy podobne problemy, choć nie związane bezpośrednia z materialistycznym marksizmem. Pewnej części kultury współczesnej sprzeciwiła się spora grupa wpływowych duchownych. Kardynał Martini nie jest wyjątkiem w krytycznej ocenie tego stanu rzeczy i mówił o 200-letnim zacofaniu (a może łagodniej "pozostawaniu za swoimi czasami w kulturze").

Ciekawe światło - według mnie - na sprawę rzucają Tajemnice Światła, ogłoszone – z wielką dozą osobistej wolności, by nie rzec dezynwoltury – przez Papieża Polaka(!), Karola Wojtyłę.
Czy nie widzicie tego niemego protestu (np. wobec wstrzymywania reform soborowych) i rewolucyjności tego aktu? Genialnego w swej prostocie, ale i jakże wręcz zuchwałej.

Bo cóż nam mówi ten fakt? Że nie obrzędy, tradycje itd. są istotą religii, ale wolność poszukującego i znajdującego bezpośrednią drogę do Boga-Absolutu człowieka.
„Człowiek jest drogą Kościoła”! Nie odwrotnie – co musiało i musi drażnić masę duchownych.
Jaki obraz religii akcentują Tajemnice Światła? Chrzest Jezusa w wodach Jordanu, Objawienie chwały na weselu w Kanie Galilejskiej, głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia, Przemienienie na górze Tabor , ustanowienie Eucharystii. Dla mnie to tajemnice spotkanie, przemiana, wczucie, dialogu z drugim i ze światem, obecność... Tajemnica drugiego, einfulung, epifania twarzy, filozofia spotkania, dramatu...

ALE MYŚMY TEGO NIE PRZERABIALI W SZKOŁACH. MYŚMY TEGO NIE PRZEROBILI NA KULTURĘ NASZĄ POWSZEDNIĄ. Te młyny jeszcze nie mielą mąki na nasz chleb codzienny (choć dla dużo wcześniejszego Cypriana Norwida - Tak). Jeszcze nie odzyskaliśmy siebie! i swojego dziedzictwa! - bez pamięci i tożsamości mamy lukę w życiu społeczno-publicznym.

Religia odpowiadająca na odwieczne wołanie człowieka współczesnym językiem - marzy mi się i w takiej spełniło się właściwie moje życie. Miałem szczęście spotkałem mistrzów - Ingardena, Wojtyłe, Sobór Watykański II, Twardowskiego, Madeja. Przeżyłem swoje Aggiornamento. Jak mógłbym inaczej przeżyć to życie in transition (życie zawsze jest okresem przejściowym) z komuny przez JPII i Solidarność do wolnej Poslki, i już samorządnej po trochu.

Rok Wiary? - musi się upomnieć o tę naturalność traktowania osoby, drugiego człowieka i wspólnoty zwykłych, żywych mieszkańców (podmiotów) w kościele. Nie tylko sakramentalnie i katechizmowo, ale po ludzku, zwyczajnie, człowiek z człowiekiem, we wspólnocie otwartej na transcendencję (nadprzyrodzoność), na Obecność Tego Który Jest, a my na Jego obraz. Bóg Żywy, a nie tylko obrzędowy. Z ogromną wymową (obrazem i narracją) Ewangelii Rodziny. Bo gdzie jeszcze tak powszechnie i dostępnie, na co dzień, odsłaniamy głębię osobową?

I tu, w realnym czasie i przestrzeni - po obfitym śniadanku - pojechałem sobie na drugi dzień wydarzenia Sejmu Społeczników Bojowników i Ekspertów od Rzeczpospolitej Lokalnej.

Czułem się przymuszony wewnętrznie do wypowiedzenia dwóch zdań - zgłaszając nieśmiało - kontrowersyjną sprawę "Konsensusu dla Prawdy". Uznać i wyznać swoimi ustami, że Prawda JEST.

Jest, ale nie jest kochana i mało kto czuje potrzebę takiego wyznania (miłości), może nawet ze wszystkich miłości ta jest pierwsza?! Jak się wyzna i sakramentalnie utwierdzi można konsumować z rozkoszą.

Większość reaguje na takie moje wystąpienia, jakbym popełnił nietakt, albo puścił bąka. Bo wszyscy chcą być praktyczni, działać dla rozwoju, sukcesu itd. Malo kto traktuje moje wystąpienia jako głos wielkiego realisty. "Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli". Zresztą twórcze zastosowanie tej prawdy odegrało ważną rolę w trakcie warsztatów nad Białym Dunajcem. Ale o tym po tym.

Czując się lekko nieswojo, odnalazłem jednak dwa punktu agendy życiowej dającej spokój absolutny (co i jak w rzeczonych warsztatach było poddane nam metodologicznie, z dobrym skutkiem).
1) msza święta jutro o 7.30, zamówiona jako nasze wspólne działanie w Tygodniu Wychowania.
2) jakaś następna msza w poniedziałek, co i umknęło przyznaję, ale już jestem świadomy.

Jutrzejsza - w pełnej wolności, kto zechce, będzie, tak lub inaczej, różne mogą być formy obecności i msza właśnie jest o tym!
Poniedziałkowa - galowa, w rocznicę urodzin patrona całej Rzeczpospolitej Norwidowskiej (po raz drugi u nas dopiero, więc nie można mówić o molestowaniu dzieci i młodzieży, tudzież pracowników).

Obie msze same wyszły, "w praniu" dnia naszego powszedniego, tacy jesteśmy po prostu. Będzie zatem i lokalność w wydarzeniu i uniwersalność i wieczność. Długo by rozważać, ale kto by to czytał?!

Co mnie tak napawa spokojem na piątek i poniedziałek? Prawie nic, odrobina zwykłej prawdy, która chce się nam udzielać. W wieczne za-chwyceni jesteśmy, po norwidowemu.

PS. Kiedy ROEFS i CAL robiły dobrą robotę nad Polską obywatelską i samorządną, zespół nauczycielek z Rzeczpospolitej Norwidowskiej robił podobna robotę nad tzw. wspólnotą lokalną w Strachówce przygotowując po godzinach Dzień Norwidowski.

wtorek, 18 września 2012

Wołanie na pustyni i matematyka Życia w Prawdzie


Prawdo, Ojczyzno moja. Moje zawsze "dziś". Jesteś źródlaną wodą, piję z Ciebie, ilekroć siadam do tego komputera w osobnym bardzo świecie. W osobowym. Posoborowym. Na pustyni właściwie.

Wymyślamy, wymyślamy swoje prawa, akcje, działania i światy. A trzeba tak niewiele. Usiąść, popatrzeć, posłuchać. Właściwie - tylko - poczytać rzeczywistość, tak, jak się przed nami odsłania. Prawda jest - nie trzeba jej wymyślać.
Dam się - i dzisiaj, jeszcze raz, może jeszcze ten tylko raz, któryś będzie na pewno ostatni -  całkowicie prowadzić cytatom z wiary-godnych dokumentów, tym razem, na tzw. Tydzień Wychowania i tych, do których prowadzą i odsyłają.

Aby "owocnie wykorzystać ten czas dany nam przez Boga, abyśmy mogli wspólnie się zastanowić, jak owocnie wychowywać dziś dzieci i młodzież", bo "życzymy wszystkim owocnego spożytkowania wszystkich możliwości związanych z II TW".

I od razu zostajemy wprowadzeni na szeroki trakt, właściwie na autostradę odpowiedzialnego myślenia - "pogłębieniu świadomości, czym jest wychowanie i jak dziś wychowywać, służą myśli z nauczania papieży - bł. Jana Pawła II i Benedykta XVI".

Benedykt XVI, głowa Kościoła, mówi do nas szczerze i wprost "życzę, by [TW] ożywił współpracę rodziny, szkoły i Kościoła [brak tu - niestety -  wielkiego nieobecnego, "samorządu i rządu/państwa", w tym nauki i sztuki], by zapewnić dzieciom i młodzieży solidną formację intelektualną, kulturową, duchową i chrześcijańską. Niech środowiska wychowawcze przenika «Ewangelia rodziny». Wzrastając w jej świetle, we wspólnocie życia, wiary i miłości, młodzi mogą nabyć wartości, które nadają sens ludzkiej egzystencji. Wspierajmy rodziców, wychowawców i nauczycieli naszą modlitwą".

Skoro papież Niemiec odsyła do papieża Polaka, trzeba czym prędzej sprawdzić, czym jest ta Ewangelia Rodziny (tu jest ukryty ten link)? Od pierwszych jej słów przeniknie nas dreszcz (zaręczam tych, którzy doczytają do końca):

- bo JPII wprost i eschatologicznie (matematyka eschatologiczna, a w jej granicach TAJEMNICA JEDNOŚCI) "przywołuje prawdę o stworzeniu człowieka «na obraz i podobieństwo Boga». Na obraz i podobieństwo Boga samego został stworzony człowiek jako mężczyzna i niewiasta: «mężczyzną i niewiastą stworzył ich». W nich ma początek komunia osób ludzkich. Człowiek-mężczyzna «opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem». W tej jedności przekazują życie nowym ludziom: stają się rodzicami. Uczestniczą w stwórczej mocy Boga." (ERR)

"«Rodzina chrześcijańska [prawdziwa wspólnota chrześcijańska, jest, są] dobrą nowiną dla trzeciego tysiąclecia». Kościoły domowe! Małżonkowie chrześcijańscy, w waszej wspólnocie życia i miłości, w waszym wzajemnym oddaniu i wielkodusznym przyjmowaniu dzieci stawajcie się światłem świata! byście każdego dnia byli jak lampa, której nie trzyma się w ukryciu, ale stawia się «na świeczniku"(ERM)

"Rodzina oparta na małżeństwie jest dziedzictwem ludzkości [EMPIRIA!], jest wielkim dobrem o najwyższej wartości, koniecznym dla życia, rozwoju i przyszłości narodów... jest ona środowiskiem, w którym osoba ludzka... zostaje poczęta, rodzi się, wzrasta i dojrzewa. Rodzina, będąca pierwszą szkołą, w której kształci się osoba ludzka, jest niezbędna dla prawdziwej «ekologii ludzkiej» [znów empiria]... przyszłość ludzkości idzie poprzez rodzinę... Weźcie w swoje ręce losy Kościoła i świata... rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa... modlitwa [zaświadczam i ja, że to także jest empiria] w rodzinie jest gwarancją jedności" (ERM)

"«miłość (...) rozlana Jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany»; tę miłość otrzymaliście w sakramencie małżeństwa i od tamtej chwili ona nieustannie ożywia wasz związek i każe wam ofiarowywać się sobie nawzajem. W miarę lat ogarnia ona dzieci, które zawdzięczają wam swoje życie. Jakąż radością jest dla nas ta miłość, jaką Jezus okazywał dzieciom: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże»"
... aby wszyscy na świecie (rodzice i wychowawcy) mieli uczestnictwo [familijne światło z Dolin Chochołowskiej] w tej miłości, jaką otacza On dzieci i młodzież. On patrzy w ich serca z miłością i troską..."(ERR)

"Czyż to nie On zaszczepił w sercach waszych tę miłość, która pozwala wam trwać przy sobie jako mężowie i żony, jako ojcowie i matki, dla dobra tej fundamentalnej wspólnoty, jaką jest rodzina? Przejmujące słowa... oto ludzkie serca, przejęte wzajemną oblubieńczą miłością, wołają, aby ta ich ludzka miłość mogła zawsze znajdować «moc z wysokości» [by] stanowić jedność - dozgonną jedność. Jest to miłość szlachetna, czysta. Jest to miłość płodna. Miłość ożywiająca. Miłość piękna... stanowi najgłębszy fundament życia rodzinnego."(ERR)

" O wy [!!!], wszystkie tu zgromadzone rodziny! O wy, wszystkie na świecie rodziny zbudowane na fundamencie tego sakramentu, który Apostoł nazywa «wielkim»! Czyż nie widzicie, jak głęboko jesteście wpisane w tajemnicę Boga Żywego... [mistyka Boga Żywego na oczach milionów]
Kościół więc jest rodziną rodzin [A GMINY???, a RR (za) kard. Wyszyńskiego, w której dojrzewała nasza rodzina i my od dzieciństwa!]. Tajemnica Kościoła - ta wspaniała tajemnica, tak głęboko naświetlona przez pracę ostatniego Soboru Watykańskiego II znajduje w rodzinach swoje odzwierciedlenie. Drodzy bracia i siostry! Żyjcie w tym świetle!... kiedy wypowiadacie słowa «Credo», które odnoszą się do Kościoła, czujcie, iż one do was się odnoszą!"(ERR)

"Rodziny! [!!!] Jakże wielka jest tajemnica, której jesteście uczestnikami! Jakże głęboko wasze rodzicielstwo, drodzy ojcowie i matki, łączy się przez Kościół z przedwiecznym ojcostwem Boga samego! Wierzymy w świętych obcowanie. W grzechów odpuszczenie. Ciała zmartwychwstanie. I żywot wieczny. Czyż nie trzeba, abyśmy w tej (zbawczej) perspektywie przeżywali ten szczególny rok, Rok Rodziny [a ROK WIARY?]... Od tajemnicy stworzenia człowieka jako communio personarum przeszliśmy do tajemnicy communio sanctorum. Życie ludzkie, które się w Bogu zaczyna, w Bogu ma swój kres, swoje wypełnienie. Kościół trwa w nieustającym zjednoczeniu ze wszystkimi świętymi i błogosławionymi, którzy wiecznie żyją w Bogu. W Bogu jest też wieczne «obcowanie» tych wszystkich, którzy tu na ziemi byli ojcami i matkami, synami i córkami [mistyka Boga Żywego na oczach milionów!]. Nie pozostają oni od nas oddzieleni. Są zjednoczeni wspólną historią zbawienia [empiria, ekologia]. [Bo] On Jeden jest «Początkiem i Końcem, Alfą i Omegą»"(ERR)

"Rodziny całego świata! Życzę wam, [jak] ten Chrystus [który] mówi dziś do was: «idąc na cały świat, nauczajcie wszystkie rodziny». Opowiadajcie im Ewangelię wiecznego zbawienia, która jest «ewangelią rodzin»... Chrystus - «wczoraj i dziś, ten sam także na wieki».
Pozdrawiam z całego serca rodziny polskie: w Ojczyźnie i na emigracji. Życzę wszystkim, aby były Bogiem silne; aby z dnia na dzień coraz bardziej odkrywały wielkość i świętość swego powołania; aby stały wiernie na straży «pięknej miłości» i każdego poczętego życia; aby w dzisiejszych czasach umiały obronić cenne dziedzictwo wiary i przekazać je następnym pokoleniom Polaków. Niech Bóg wam błogosławi!
Na koniec chciałbym wraz z wszystkimi tu obecnymi przygarnąć i pobłogosławić wszystkich chorych na świecie. Ostatnie słowo przeznaczone jest dla rodzin, które cierpią, które cierpią dotkliwie. To prawda, że rodzina jest gaudium et spes, ale jest też cierpieniem i bólem. Ale z tym wszystkim, także z cierpieniem i bólem, pozostaje zawsze gaudium et spes w Chrystusie Jezusie„ (ERR)

A to już cytat z (ruin) samego siebie, z wczorajszego posta - „społeczności, w których nie rządzi prawda, nie wychowują, ale demoralizują!

PS.1
Kiedy bł.JPII mówił - ile razy musiał to mówić! na pustyni świata (i Kościoła) - "wspaniała tajemnica, tak głęboko naświetlona przez pracę ostatniego Soboru Watykańskiego II", mówił to nie w pustkę i dla krasomówczego efektu (efekciarstwa), jak Jego oponenci, ale mówił konkretnie - TAK MYŚLĘ OD DAWNA - przeciwko konkretnym (ilu?) kardynałom, biskupom, proboszczom... którzy za swój "porąbany" honor? i ambicję wzięli sobie dystansowanie się i prychanie na wspomnienie prac soboru! - choćby rzucając ludziom stare ławki pod nogi, zakrywając tajemnicę obecności Miłości w tabernakulum starą "szmatką/kapką" i frazeologią, zamykając się w swoich pałacach, plebaniach i dewiacjach, odwracając się (a nawet Jezusa na krzyżu) tyłem do "ludu", czyli do nas - swoich braci i sióstr stworzonych na ten sam obraz i podobieństwo!

Następca Polaka, błogosławionego JPII, Niemiec, Benedykt XVI ogłosi lada moment ROK WIARY w rocznicę rozpoczęcia "prac ostatniego Soboru Watykańskiego II". Ilu z nas wejdzie w ten Rok Wiary? Oby nie tak, jak w I i II Tydzień Wychowania!

ERR - Ewangelia Rodziny (w Rzymie)
ERM - Ewangelia Rodziny (w Manilii)
"Gaudium et spes" - (z łac. Radość i Nadzieja) Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym ogłoszona przez papieża Pawła VI 7 grudnia 1965. Stanowi obszerny wykład nauki społecznej Kościoła i jest tym samym najważniejszym dokumentem Soboru Watykańskiego II. Wielokrotnie powołuje się na dokumenty papieży, szczególnie wypowiedzi Jana XXIII i Pawła VI. Zajmuje się sprawą powołania człowieka i Kościoła w obliczu zmian, które dokonały się w XX wieku. Dokument ten w dużej mierze czerpie z filozofii neotomistycznej i poglądów Jacques Maritaina. W czasie trzeciej sesji Soboru do zespołu przygotowującego konstytucję "Gaudium et spes" został włączony abp Karol Wojtyła, był on jednym z aktywniejszych członków i przyczynił się do ostatecznego jej kształtu" (za: Wikipedia). Zachwycając się nauczaniem "ukochanego" papieża, zachwycamy się - o ile go naprawdę czytamy - nauką Soboru Watykańskiego II.

Tej (powyższej) radości i nadziei pozbawiła nas - tak myślę - m.in. w/w grupa kardynałów, biskupów, proboszczów... dla własnej wygody (nie tylko całkiem przyziemnej, ale i intelektualnej), by mogli rządzić po swojemu kawałkami kościoła Jezusa Chrystusa w różnych zakątkach ziemi. Na nich - w dużej części - spoczywa odpowiedzialność za zastój i zmarnowane szanse ostatnich 50 lat w dziejach świata i 22 lat przemian ustrojowych w Polsce (śp. kardynał Martini „wyliczył”, że zacofali nas – kościół - o 200 lat). Mam nadzieję, że jest ich już coraz mniej i nie uda im się zbojkotować (zbanalizować) ROKU WIARY.

PS.2
Przemówienie do rodzin w Manilii „Uczyńcie z waszej rodziny kartę Ewangelii”, papież wygłosił w 2003, czyli w tym samym roku, w którym otrzymał nasz list, od szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce. Jest to także rok wypowiedzenia słów o postawie miłości intelektualnej - na rzymskim spotkaniu z fenomenologami - do których sam się w dużej części zaliczał - dążących do poznania aspektów istotowych i konstytutywnych całej dostępnej nam rzeczywistości (matematyka życia w prawdzie).

PS.3
Oczywiście ten post, to tylko – dzisiaj – mały odprysk sprawy. Daleko nam do "solidnej formacji intelektualnej, kulturowej, duchowej i chrześcijańskiej”. Problem wielki jest w tym, że my rozłączyliśmy „duchową i chrześcijańską” od „intelektualnej, kulturowej”, a papieże – jak widać – oczekują czegoś innego, tzn. ich nierozłączności. „Wiara i rozum” albo magia i zabobony.

PS.4
Poszukując ilustracji, które ożywiłyby tego posta, wpisałem do wyszukiwarki "Google-grafika" "ewangelia rodziny" i - o dziwo - wśród propozycji dostałem także zdjęcie ze Strachówki, sprzed ołtarza, więc, co dla mnie oczywiste i najbardziej świetliste i jasne, udostępniam je i to na początku :-)