poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Vademecum - Chleb Norwidowski - Nowa Ewangelizacja

Dzisiaj świętuję. Nie dociera do mnie, że to poniedziałek. Świętuję po Vademecum. Z samej nazwy jest to  wydarzenie bardzo ewangeliczne. Iść i prowadzić innych śladami wieszcza, który jest jednym z największych chrześcijańskich myślicieli Europy - jest Kształtem Miłości - Nowej Ewangelizacji.

Świętuję całym sobą, dzisiaj to znaczy, że także w Internecie. Bo mój Internet wiąże się z objawieniem. Jest najlepszym narzędziem objawiania świata prawdy.
Samo tak wyszło, dzisiaj. Nie siadłem do bloga, za to Facebook usiadł na mnie. Tam się wypisałem. Ważniejsze, co przeżyłem, niż - co napisałem. Tak jest zawsze, tzn. co dzień. Żyję, przeżywam, piszę. Ktoś mnie za rękę prowadzi przez całe życie. Dzisiaj, aż do Singapuru  - ze wzruszeniem, w ślad za którym często idzie modlitwa. Religijne wzruszenie Cyprian Norwid nazwał jednym z największych - ściśle mówiąc 'najsłodszych' - darów od Boga.

Skopiuję parę komentarzy z wzmiankowanej powyżej Księgi Twarzy, ikony XXI wieku:
1) Komentarz do procesji z darami podczas mszy św. rozpoczynającej VIII VADEMECUM:

 Niesiemy wino, które stanie się Krwią Chrystusa
opłatek, który stanie się Ciałem Chrystusa
i Chleb Norwidowski
który stał się symbolem naszych działań.
Chcemy się dzielić dobrem i mądrością ze wszystkimi -
- tak, jak jest zapisane w motto naszej szkoły:
„Kto pracował na miłość, 
ten potem z miłością pracować będzie”
Kamień wzgardzony stał się fundamentem.

2) Na zapytanie ks. ŁT z Wołomina - "gdzie to i co to?" pod moim postem i zdjęciami - "Strachowskie VIII Vademecum, czyli w korowodzie weselnym rodziców Cypriana Norwida" - to coś jak pochód-pielgrzymka przez wieki z wieszczem na czele :) Wędrówka wzdłuż, w poprzek, w głąb naszej tożsamości i naszej krainy nazwanej RzN. Bo 25 kwietnia 1818 roku jechali tędy nowożeńcy, Ludwika ze Zdzieborskich z Janem Norwidem. W Strachówce w onczas mieszkali, parafię mieli w Sulejowie pw. Trójcy Świętej ♥".
2) "Dobrze nam się współpracowało. I za to mu dziękuję i Opatrzności, że mieliśmy taki czas" (Lech Wałęsa). Gwoli tylko historycznej i lokalnej ścisłości wspomnę, że czułem się uhonorowany faktem, że dostałem Anioła Stróża Ziemi Wołomińskiej w swojej kategorii, w tym samym roku, co śp. Marszałek Wiesław Chrzanowski "za całokształt". RIP.
3) "Jezus jest Panem, Jezus jest Panem, On jest Panem Ziemi Tej!" - RzN!! Czy uwierzycie, że wczoraj jedyny raz łza mi się w oku zakręciła, właśnie na tej pieśni po komunii! Dlatego za późno złapałem za kamerę ♥ ♥ ♥"
4) Ja - "Trwa dewastacja kościoła, kościołów - brzydotą"... PB - "uważam, że ksiądz to pasterz i powinien dbać o swoją owczarnię, niestety dzisiaj musi być managerem, inżynierem budownictwa, bankierem, urzędnikiem, znawcą sztuki itd. jedni się w tym sprawdzają, a inni nie, jak w życiu - co za dużo to nie zdrowo"... ja - "Uważam, że nie w tym jest sedno problemu. Pasterzowi ludzie pomogą. Bądź dobrym człowiekiem, a doświadczysz dobra, mówił pewien rekolekcjonista. Także w prowadzeniu parafii. Nie można budować kościoła bez ludzi, poza ludźmi. Dla dobrego pasterza głównym problemem jest znać owce swoje. Nie można poznać zza ołtarza, ani poprzez kolędę. Przez konfesjonał? - owszem, ale nie wystarczy, choćby ze względów statystycznych. Trzeba kochać ludzi! Być otwartym! Spotykać się! Rozmawiać! Utrzymywać ludzkie relacje! Ze wszystkimi (na miarę ludzkich możliwości)! Benedykt XVI zachęca księży także do aktywności w Internecie! it. To, czego oczekujemy od innych i my im czyńmy, bez rozróżniania na duchowny, nie-duchowny! Kto jest naszym bliźnim? - odpowiedź jest w przypowieści Jezusa i dotyczy WSZYSTKICH. Nb. kapłani nie są w niej przedstawieni w korzystnym świetle :)"
5)  I chyba największe przeżycie dnia - ciąg odkryć i komentarzy, aż po Singapur, pod najkrótszym wpisem, tylko z dwóch słów - "Chwała organizatorom ♥ - potem popłynęło "wrogom przebaczam z całego serca, bo tylko w przebaczeniu można żyć pełnią życia... Niezwykle prze-życie! Śpiewak nie żyje? Timothy Chong (1960-1999), zostawił żonę i pięcioro dzieci. Żyje, słucham jak śpiewa o miłosierdziu, wszystko jest tu - łącznie z przypomnieniem o kanonizacji s. Faustyny. Timothy, jesteś mi bliski, choć pięć minut temu wcale cię nie znałem. I twoja żona (nie pomyśl sobie źle) i twoje dzieci. Ciekawy jestem, jak sobie radzą, jak wyglądają, jak się modlą w duchowej łączności z tobą i czy śpiewają tę koronkę i litanię? Bardzo bym chciał być z tobą i porozmawiać o wszystkim, co poznałeś za życia i po śmierci. 

Mistyczny Ocean Miłosierdzia jest bliżej każdego z nas, niż to nawet jesteśmy w stanie sobie wyobrazić ♥ Każdemu, kto odchodzi z tej ziemi, wezwany do Życia, życzę takiego spadku i dalszego trwania w modlitwie i pamięci jak tobie, Tymoteuszu z Singapuru. Dotarłem twoim tropem aż tam.
Dzięki tobie wiem, jak się śpiewa Koronkę do Miłosierdzia w Medjugorie i że dzisiaj wypadła 12-sta rocznica kanonizacji św. s. Faustyny. W związku z czym przeczytałem kazanie bł. Jana Pawła II. Jego skrót jest bardzo interesujący w kontekście dzisiejszego dnia i Vademecum.

"Duch, który w Trójcy Świętej jest Osobą-Miłością... [to] szlak miłosierdzia, które odbudowuje więź każdego człowieka z Bogiem, a zarazem tworzy także między ludźmi nowe relacje braterskiej solidarności... pragnę dziś przekazać orędzie miłosierdzia nowemu tysiącleciu. Przekazuję je wszystkim ludziom, aby uczyli się coraz pełniej poznawać prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka... [i] miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie. Tej miłości można nauczyć się jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga... Jezus pochylał się nad wszelką ludzką nędzą, materialną i duchową... [w pierwotnym kościele] miłosierdzie nadawało formę ludzkim odniesieniom, życiu wspólnoty, wyznaczało zasady podziału dóbr. Z niego wypływały "uczynki miłosierdzia" co do ciała i co do ducha. Tak oto miłosierdzie przybrało konkretny kształt stawania się "bliźnim" dla najbardziej potrzebujących braci."

PS.
Musiałem zrobić pewne korekty we wczorajszym poście, przez co pewne wątki nabrały większej jawności, jasności, precyzji. Wątki, które mają ogromny wpływ na wypaczony obraz i życie dzisiejszej gminy Strachówka. Robię to nie przeciw komuś, ale dla kogoś, tzn. dla nas wszystkich, dla dobra wspólnego!

niedziela, 29 kwietnia 2012

O wydarzeniach egzystencjalnych

2.20 - nocna godzina. Bezsenności, dumania. Zęby mi wypadają, Grażyna się gryzie, że dom zaniedbany, albo jak to dzieci mówią "nie ma nic do jedzenia", choć bardzo mi smakuje salceson, a jej jaja z majonezem. Ale ani o to chodzi, co na stole, w lodówce, na podłodze, a nawet w kieszeni. I nawet już dawno nie o zdrowie. Najważniejsze są wydarzenia egzystencjalne. To, czym się żyje. W nich żyję. Żyjemy? Na przykład, że Marysia dzisiaj miała koleżankę i bardzo przeżywała, sprzątała, kanapki z mortadelą robiła i o nic się nie upominała. O nic nie ma pretensji! Jakby to ona w pełni odpowiadała za wszystko, co się zdarzy podczas wizyty. Za warunki naszego życia. I akceptowała.

Najważniejsze są wydarzenia egzystencjalne. To, czym się żyje. W nich żyję. Naprawdę, poczułem się jak duch czysty, który tylko sprawami, a nie ciałem żyje. Olek zdjęcia zrobił, patrzy coraz ciekawiej na świat dookoła. Jutro Vademecum, odsuwa na chwilę, na dzień, na dwa sprawy lokalne, konflikty i czyjeś kwasy o wszystko, nawet o I Komunię. Żyjemy pełnią i wolnością - przez dzień, chwilę? Złe mechanizmy naszego życia wspólnego są silnie zakorzenione, wrócą, byle nie ze zdwojoną siłą.
Przy tej okazji wyłazi, nie da się odsunąć, bo na pewno zamanifestowało się jakoś i dzisiaj, że pracownik, który podejmuje decyzję przeciwko dyrektorowi i przegłosowuje, swoją postawę niechęci przenosi na wszystkie wspólne wydarzenia, jego/jej przecież także, bo dotyczą szkoły. Pracownik zwołuje posiedzenie gremium, którym kieruje, żeby podejmować decyzje o zakładzie pracy, w czasie integracyjnego wyjazdu pracowników z dyrektorem... itd. Jak to się nazywa? Anarchia? Stan hipokryzji prawnej? Żadne skłócone królestwo się nie ostoi. Przecież ktoś taki nie będzie szczerze świętował tej/swojej szkoły!

Co to znaczy być opozycją w szkole? Do czego, kogo? Do zapisów prawnych (zewnętrznych i wewnętrznych)? Do dyrektora i innych osób wykonujących te postanowienia? Do uczniów i rodzin posyłających dzieci do tej szkoły? Do organu prowadzącego? Ministerstwa?Do Boga Stwórcy i Prawodawcy?

Co to znaczy być posłem, radną, senatorem ze swojego zakładu pracy, dla własnej misji i dla tego zakładu pracy? Jakie to nakłada obowiązki, jakie daje prawa, nie tylko pisane, ale i zwyczajowe, ludzkie? Czy można żyć i działać, jakby się nie było pracownikiem tego zakładu, albo nie pełniło funkcji posła, radnej, senatora? Na każdym posiedzeniu Rady Gminy, Rady Pedagogicznej, Vademecum...? Czy można (ew. jak długo) unikać zorganizowania dyskusji lub wzięcia udziału w rozmowie na temat sytuacji, która powstaje wraz z wyborem w ogóle, a szczególnie, w sytuacji opowiedzenia się po stronie opozycji? Znów wracają podstawowe pytanie: dlaczego, po co, za, przeciw, do kogo, czego, jak z największym pożytkiem służyć wszystkim? Jak nowa sytuacja dotyczy jego/jej, zakładu pracy, w naszym przypadku - szkoły, organu prowadzącego oświatę gminną, dyrektora realizującego zapisy prawa, kolegów, koleżanki, rodzin we wspólnocie szkolnej, parafialnej, gminnej? Życie nie jest takie skomplikowane, gdy się w coś wierzy rozumnie.

To są problemy i pytania do posłów, radnych, senatorów każdej gminy i każdego zakładu pracy w Polsce! Jeśli ktoś jest w takiej sytuacji powinien z mocy prawa i moralności zorganizować lub wziąć udział w dyskusji.  Nie tylko wpisami na własnych blogach, co w ogóle jest nieporozumieniem, lub czystą manipulacją, gdy się na nich blokuje głosy innych. FUNKCJE PUBLICZNE SĄ SŁUŻBĄ, NIE TYLKO OSOBISTĄ KARIERĄ. Chcącemu nie dzieje się krzywda. UPOMINAJMY SIĘ O KULTURĘ DEMOKRATYCZNĄ - po wieku braków w demokracji (PRL, wójt Łapka).

Jakie skutki praktyczne rodzi nauczyciel będący w opozycji do wójta, organu prowadzącego, dyrektora (szkoły)? Przedmiotowiec - skutki ograniczone. Wychowawca klas 4-6 problemy poważne. Wychowawca nauczania zintegrowanego - skutki tragiczne dla wspólnoty szkolnej. Rozłamowe! Ma trzy lata by związać ludzi z sobą, ze swoją wizją szkoły, gminy... Ma ku temu wiele sposobności - zebrania zatroskane, uroczystości klasowe, ślubowania, wycieczki, nawet I Komunie. To nowotwór bardzo złośliwy, ma szybko przerzuty, przenosi się na całą szkołę, parafię, gminę, stowarzyszenia... I wszystko bardzo toksycznie zatruwa. Tak lub siak następuje alienacja pewnej grupy i pokusa, by stworzyć z nich grupę wyborców. A lekarstwo jest takie proste - jawność życia publicznego, szczerość, spotkania, rozmowy. I miłosierdzie - na lekcjach tę wersję śpiewamy.

Wczoraj wpadłem na, i zacytowałem pastora kościoła Boskiej Nauki Josepha Murphy "Potęgę podświadomości". Dzisiaj kawałek reklamowy z jego innej książki "Prawa umysłu" - „Człowiek sam ściąga na siebie cierpienie, chorobę, ból i różnoraką biedę ignorując prawa umysłu i ścieżki Nieskończonego Ducha. Musisz odrzucić przekonanie, że Bóg jest istotą podobną do człowieka, przepełnioną chęcią zemsty. Bóg jest uniwersalnym prawem, które nie jest mściwe. Bóg nie jest osobą na nasze podobieństwo i naprawdę nie ma względu na osoby (Dz 10, 34)”. „Pamiętaj, że wola Boża względem ciebie nie może być sprzeczna z fundamentalnym dążeniem Zasady Życia do wyrażania Siebie poprzez miłość, piękno, radość, harmonię i wszelką obfitość...”

Przeglądając strony o autorze i jego teoriach natrafiłem na wypowiedź internauty, w której znalazłem trochę argumentów do rozwijającej - wierzę, że nas obu - dyskusji z synem.
"Książka jest przeznaczona zarówno dla osób wierzących jak też dla inteligentnych ateistów. Przede wszystkim zaś do ludzi o otwartych umysłach. J. Murphy użył w książce afirmacji odwołujących się do Boga ponieważ był osobą wierzącą, ale nie jest już dziś tajemnicą, że wiara chrześcijańska została utworzona na potrzeby ówczesnego ludu i ich poziomu rozumienia świata, a Biblia została napisana za pomocą kodu. Dziś już częściej używa się nazw Uniwersum, Nadświadomość, Najwyższa Inteligencja=Bóg, podświadomość=treść ukryta, cień, zagrożenie=diabeł. Pewnie myślicie że coś pomyliłam, ale tak nie jest. Podświadomość może zawierać różne treści, które kierują życiem człowieka w pozytywny lub negatywny sposób w zależności od tego, co zostało zmagazynowane. Najszybciej magazynują się treści, którym towarzyszą intensywne emocje".

Mój otwarty umysł odwołuje się do Boga, a właściwie Bogiem żyje. Jestem wdzięczny rodzicom, że mnie wychowali w wierze. Resztę szlifowałem sam, a raczej życie. Wiara jest moim największym bogactwem. Oczywiście - wiara rozumna, tzn. rozum nie da się oddzielić od wiary, a wiara domaga się gotowości wyjaśnienia w każdych okolicznościach. Kim jest Bóg? A, to proszę bardzo, aby każdy myślący człowiek miał swoją przemyślaną definicję. Najlepiej, żeby była uzgodniona jakoś z tzw. magisterium Kościoła, bo po co komu zmaganie się z oskarżeniami o herezję (choć musi na to być przygotowany, zwłaszcza z najbliższego otoczenia ludzi tradycyjnie wierzących, w tym także wielu duszpasterzy, którzy nie przejmują się zbytnio przypowieścią o zgubionej owcy). Na szczęście mamy po swojej stronie świętych. Jeśli ktoś ich lubi i dodatkowo poezję to znajdzie wsparcie nawet u papieży (Karol Wojtyła, "Pieśń o Bogu ukrytym"). Nie sprowadzajcie wiary i religii do plepleple, z którym spotykacie się najczęściej. Gdyby plepleple było obrazem prawdziwej religii, to już by jej nie było. Szukajcie, piszcie swoje poematy o Bogu, tak lub owak ukrytym, albo wprost przeciwnie, bardzo objawionym. Powodzenia. Wtedy możemy rozmawiać dalej. Jedźmy, nikt nie pyta :(

Najszybciej magazynujemy treści... na blogu, bo jest zapisem konkretnego życia, któremu towarzyszą zawsze jakieś emocje. Czyż czegoś podobnego nie zapisałem wcześniej, że żyję w - zwykłych, samoświadomość się kłania i poleca! - wydarzeniach? W bobrach, których szukali wczoraj Olek z Marysią i Olą? W zdjęciach, które są obrazem świata czyimś dla kogoś? W przeżywaniu adwentu Vademecum. I tak dużo więcej i dużo dalej.
Chowam coś do lodówki o 5.35 i cieszy mnie widok, który ujrzałem. Są wędliny, mają to, co lubią, chyba. Potem będą inne atrakcje emocjonalno-inteletualno-duchowe i festyn. Zosia ma zajęcia na uczelni. Jasiek ma Lectio - w chaplaincy - Divina i Ricardo z Włoch. Hela z Łazarzem są na wyjeździe z pedagogiem w góry. Bieszczady. Odkładają, oszczędzają na stypendiach i jedzeniu, ale jadą. I dobrze, bo to jest najlepsza pedagogia i pedagog, skarb na całe życie.

Na WP.pl dają darmowe poradnictwo przeciw mobbingowi. Przydać się może wielu. Mnie też. Dobrze wiedzieć! Można być nękanym z różnych poziomów. Mam zapis echa serca, które na wspomnie zderzenia z koleżanką w pracy i napuszczanymi na mnie rodzicami zwariowało podczas badania. Ba, nawet przez męża. Rękoczyny? - wszystko jet u nich możliwe. I te notorycznie odrzucane zaproszenia do spotkań i rozmowy w ich sps!
Pojechałem do kościoła ma mszę Vademecum. Odpowiadałem głośno księdzu celebransowi, śpiewałem, modliłem się szczerze. Rękę podałem wszystkim na znak pokoju. Przejechałem trasę do Sulejowa robiąc zdjęcia, nagrywając filmiki, pokażę. Koncertu w Sulejowie wysłuchałem, oklaski biłem głośno.
Wróciłem o 15.00 do domu.Gdybym miał czapkę-niewidkę pojechałbym na plac przed szkoła. Popatrzeć. Jest się lub się nie jest realistą. Nie można realizmu zawiesić tylko w jakimś zakresie. Realizm jest wymagający - albo całość, albo woluntaryzm.
Nie mogłem na placu wdać się  choćby w takie dialogi, wielce możliwe"
- Jak się ma Cyprian Norwid? W domyśle, że u was.
- Nic nie wiem, o czym waćpan mówi?
- Nie słyszałeś waść o planach z pałacem w Chrzesnym?
- Słyszałem, nie słyszałem i cóż z tego?
- Chodzi mi o to, co tam ustalili?
- Domyślam się przecie, tego właśnie nie wiem, ale tak w ogóle, same ogólniki, coś w komunikacie Mazovii czytałem.

- A u was? Taka impreza, to pewnie też macie jakieś z nim plany?
- Kto, znaczy? I z kim?
- Gmina przecie, znaczy z Norwidem, wieszczem-nie-byle-jakim.
- Wieszcz wiele nauczyć nas może, ale chyba tylko od takiego święta jak dzisiaj lub u Michaelitów. Chętnych do nauki w naszej gminie nie widać. U nas przecie jak wie cały powiat, nie ma wspólnoty (MWS), wójt i inni, którzy coś znaczą,  siebie szachują, podejmują uchwały, planują, decyzje jakoweś w ukryciu chowają. Ja za maluczki. Po co mam po placu chodzić i oczami świecić. Dzisiaj może i byłoby cacy-cacy, jakbyśmy razem konie kradli i kulturę tworzyli, a jutro znów się nie znamy, Broń  Boże przyznać się do mnie na Sesji Rady. Fuj! wypluj waść to słowo-zaperzysz zobaczysz, to bardzo przesądni ludzie..
- To masz babo placek a i waszci zazdrościć się nie ważę. Trudne życie, tak żyć w udawaniu, by się nie narazić. Uważaj waszmość, bo cię jeszcze siewcą  nienawiści obwołają.
- Toteż piszą i piszę na Berdyczów. Może kto kiedy przeczyta i złapie się za głowę, nad tą ciemną masa.
- Daj Boże, daj Boże na liczę. Jestem prawie pewny.

Co z tą Strachówką, panie Lisie XXI wieku? Po dzisiejszym dniu! Vademecum numer Osiem.

PS.
Brakuje nam bardzo inteligentnych rozmów. Bardzo brakuje, nie bardzo inteligentnych, wystarczy jako-tako. Polskie wykształcenie nie daje podstaw do samodzielnego myślenia i odwagi myślenia, więc brak rozmowy, to proste. Napisał o tym profesor-fizyk UJ i przeprosił uczniów i studentów. Jan Paweł II też potrafił przepraszać publicznie i oficjalnie za winy systemu religijnego, którego czuł się cząstką. A my?

sobota, 28 kwietnia 2012

Pamiętnik patriotycznego społecznika

Samorządowa gmina, to miniaturka państwa. Jak byśmy chcieli, żeby było w kraju, albo na własnym terenie, to sprawdźmy jak jest tu lub tam, albo na odwrót. Ideału wspólnoty nie ma nigdzie, dopiero w niebie.

Wieści z boku złe. Mama w szpitalu po upadku w domu. Siostry złe na mnie, że się nie interesuję. Chcę, muszę znaleźć równowagę wieści i samopoczucia?
Modlitwa nie jest usprawiedliwianiem siebie, ani oskarżaniem kogoś, nikogo. Z tego punktu widzenia - psychologicznego, społecznego - jest czysta jak łza. W modlitwie dzisiejszej, jak w pozostałe dni, jest to, co było? Co będzie i co jest? - tak można mniemać, na podstawie całej teologii i dotychczasowego życia.
To, co było - w modlitwie - u mnie wygląda tak - nie-ja-Ty-Bóg-Miłość-Chrystus-pokój-dobro...

Metafizycznie, w potocznym rozumieniu i eschatologicznie, po kościelnemu - jest u mnie OK. Więc także filozoficznie i psychologicznie. Za to społecznie? - pozrywane więzi, poprzestawiane na głowę znaczenia, bałagan nieznośny i zawiniony. Zawiniony przez kogoś i zakonserwowany przez lata. Skutki spadły na wszystkich . "Jego krew na nas i na dzieci nasze" - krzyczeli ludzie żądni widowiska, nie pomni na skutki społeczne i inne, które ujawnią się w czasie. W większości znamy opowieści ewangeliczne, ale kto zastanawia się nad skutkami Ewangelii - Dobrej Nowiny? Skutki są wszechogarniające w wymiarze kultury. Nawet rola Watykanu w historii dwudziestu wieków ludów i narodów nie wszystko pokazuje. Czasem lepiej sztuka. Władca pierścieni?

Gmina jest miniaturką państwa. A my - obywatelami małej i wielkiej społeczności. Mała i wielka Ojczyzna? Rozbierzmy ją na czynniki pierwsze, przeanalizujmy. "Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie".
Złota zasada z Ewangelii św. Mateusza, dobrze brzmi, ale nie jest taka oczywista po zastanowieniu, a na pewno nie łatwa w realizacji. "To, co chcesz, żeby ludzie o tobie myśleli, ty myśl o nich. To, co chcesz, żeby ludzie do ciebie czuli, ty czuj do nich. Tak, jak chcesz, żeby ludzie z tobą postępowali, ty postępuj z nimi". No i w ogóle "nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". To wszystko mówi nam Ewangelia - Dobra Nowina. A ja mam za godzinę pojechać na spotkanie przed I-Komunijne do parafii i mam straszny opór wewnętrzny i drżenie! Jedna osoba wychodzi z jednego posiedzenia, ja - z drugiego. Milczenie zabije nas wszystkich, albo "tylko" strasznie powykrzywia. Ja twierdzę i głoszę, że trzeba o tym rozmawiać w pełnym świetle, inni - że trzeba milczeć i z konsekwencją wartą lepszej sprawy, milczą. Ale nie znam osób, które by się chciały ze mną teraz zamienić. Z książek? Na przykład święty Jan-Maria Vianney. Ciekawe spostrzeżenie przy okazji - nawet klerykałowie w przypadku świętości nie mają pretensji, że pomija się tytuł "ksiądz". Świętość jest lekarstwem na wszystkie problemy :-)

Wszystko potrafi w udawanym życiu społecznym jakiejś "wspólnoty" lokalnej pięknie wyglądać, dopóki ktoś nie spróbuje jak najszczerzej opisać swoich stanów wewnętrznych i stosunków między ludźmi, z imionami, funkcjami, rolami... Najgorsze jest chyba milczące udawanie poprawności (nie tylko politycznej).

A ja bym chciał tylko szczerości, prawdy. Najlepiej - w duchu ewangelicznym. Nie znam i nie potrzebuję innej Dobrej Nowiny. Link, który dałem do szczerości i prawdy jest z ciekawej strony, o oczywistych i najbardziej spornych wśród nas sprawach, przez które nie można nawet przeprowadzić spokojnego posiedzeniach Rady Pedagogicznej, albo innych spotkań i zgromadzeń. Każdy z nas znajdzie tam coś dla siebie :-)

Nikt nie może uwolnić się całkowicie od pytania, czy wszystko zrobił, aby zaistniała/rozbrzmiała rozmowa o naszych sprawach. Zdałem sobie sprawę, że moim akcesem do rozmów publicznych o naszym życiu wspólnym, było własnoręcznie namalowane ogłoszenie i zaproszenie, które wywiesiłem na słupie w ostatnich dniach kwietnia 1981 roku. Chyba za to dosięgła mnie zemsta po latach od byłego ustroju, który stał się systemem myślenia dla całych pokoleń.

Piszę pamiętnik społecznika - w gminie, w której zrobiło się laurowo i ciemno. Pamiętnik mój także "ogryzmolony i w siebie pochylon – Obłędny! ależ – wielce rzeczywisty". Od paru lat jest w formie bloga. Bronię zdrowego rozsądku i wiary rozumnej od pierwszego plakatu przybitego do drzewa lub słupa w 1981 roku. Jak na razie haker raz mnie zniszczył, 5 grudnia 2012 w dniu II tury wyborów między kandydatem Piotrkiem, a starym wójtem Kazikiem.
Tym, którzy jednostronnie widzą nasz świat, głosząc, ze powinienem zamilknąć, nie chcą widzieć prawdy, że ktoś roznosił plakaty i głosił swojego bloga i publikował od chałupy do chałupy, od posesji do posesji, przez ponad 16 lat. Żyjemy w drukowanym, szeptanym, i dziś na szczęście także internetowym świecie, XXI już! wieku. Ja najbardziej korzystam z tej ostatniej możliwości (formy). Mój los jest jakimś odbiciem losów Polski na przełomie wieków. A blog także echem odbytych i nieodbytych rozmów. Po powrocie w grudniu 1980 z Francji w rozmowie ze szwagrem powiedziałem, że gdyby nam wolność miała się nie udać, to dalej żyć nie warto. Chyba nie zdajecie sobie sprawy, co przeżywaliśmy wtedy, w tamtym pokoleniu. To nie była gra o popularność albo stanowisko (samo)rządowe.
Boli ogromnie, że dzisiaj ci, co korzystają z wolności (a nawet z funduszy europejskich) zainteresowani są głównie grą.

"Borat" był zakazanym filmem w Kazachstanie, bo nadmiernie rozśmieszał tym krajem? Dzisiaj podobno staje się błogosławieństwem marketingowym, zainteresował i ściąga turystów. Tak będzie w naszej gminie z moim blogiem, pamiętnikiem społecznika i innymi publikacjami w Internecie (na czele z nieśmiertelnym "Ziarnem Solidarności"). Po tym zdaniu nie postawię znaku zapytania :-)

PS.
Jak się czuję przed jutrzejszą niedzielą? Wspaniale. PRZEŻYJĘ CHWILĘ WOLNOŚCI! - nie tylko festyn i koncert. Dlaczego, aż tak? Bo TAK, ni mniej, ni więcej. Znajdę się wśród przyjaznych ludzi. Co mnie cieszy na myśl o mszy świętej? To samo. Już teraz mam w oczach uczniów ubranych w historyczne stroje, chodzę wśród nich uśmiecham się, szukam ujęć, robię zdjęcia. Mogę chodzić wśród nich, szukać ujęć, robić zdjęcia. Nie czuję się spięty, nie muszę nikogo pytać o zgodę, nikt mi/nam łaski nie robi, że jestem/śmy u siebie, w ukochanej RzN. Rzeczpospolita Norwidowska ma lat 11, Vademecum jest po raz ósmy! Panie i panowie "magnaci", którzy chcecie zawładnąć (zawłaszczyć) gminę i parafię. Jeszcze Polska nie zginęła!

Jak się czuję? - co za ważne diagnostycznie pytanie - o całą wspólnotę lokalną, gminę, parafię i szkołę. Po samopoczuciu uświadomionym i objawionym nie tylko mnie poznacie. Człowiek jest niezwykłym bytem. Osobą obdarzoną najwyższą godnością, wolną i zdolną ponosić pełną odpowiedzialność za swoje słowa i czyny. Ci, którzy boją się ujawnić swoje myśli, podzielić świadomym słowem o sobie i otaczającej rzeczywistości, przepadną z kretesem. Są niedojrzali duchowo, osobowościowo, niezdolni do dojrzałych zachowań społecznych. Oby jak najszybciej byli zdemaskowani i nie szkodzili już więcej nikomu. Bo nie wierzę, że coś opiszą z tego, co np. jutro będą przeżywać, z nami, obok nas, w kościele, w szkole... albo nie wyjdą nawet z domu!

piątek, 27 kwietnia 2012

Link znaczy ogniwo


W pierwszej modlitwie dnia punkt zetknięcia z Bogiem (wiecznością, duchem?) rozciągam na cały dzień. Tak to (u mnie) działa. Dla samej modlitwy, żeby zaistniała, ważna jest pamięć i tożsamość, one pozwalają mi się modlić, one właściwie są punktem zetknięcia z Bogiem (wiecznością duchową). To, co poznałem, czego doświadczyłem nadało kształt mojej wierze rozumnej. Ale w pierwszej modlitwie dnia ten mały punkcik (mniejszy niż ziarno gorczycy) rozciągam przed siebie, na cały mój/nasz świat. Jest w tej (nowej, osobowej) przestrzeni wirtualnie? realnie? wszystko, co się dziś zdarzy. Wierzę, że bardzo REALNIE.

Kiedy tak sobie piszę, mam przed oczami zadania maturalne z analizy przebiegu funkcji. Parabole, hiperbole, równoległe, styczne itd. Czy można w ogóle coś powiedzieć o Królestwie Bożym bez przypowieści? Literackich, matematycznych, innych.

Do innej przypowieści potrzebny będzie jeszcze nasz pies. To była scenka z wczoraj, dobrze, że sobie ją przypomniałem i podyktowałem z łóżka przed zaśnięciem kompletnym Olkowi, ten był pod ręką. Weź kartkę, długopis i zapisz:
"Wychodzę, morda na kanapie, on w swoim psim świecie, ja w swoim - ludzkim, z kulturą, Bogiem itd."

Muszę tę melodię rozpisać na nuty, albo ten skrótowy zapis przełożyć na melodię. Zaśpiewać? Może się uda.

Wczoraj rano wyszedłem na werandę, a tu cielsko, morda i ślepia we mnie wpatrzone są. Remi(giusz). Sympatycznie byłem zaskoczony. Bo normalnie Andrzej się nim zajmuje, wiąże, karmi, nie karmi, odwiązuje z długiej alpinistycznej liny. Pies - alpinista, my go asekurujemy, a może też odwrotnie, jak to w "Osobnym świecie" :)

Sympatycznie jest zobaczyć coś żywego, uśmiechniętego z rana, gdy rodzina wyjedzie.
Resztę dopisałem sobie. Wymyśliłem, czy domyśliłem w spontanicznym dialogu?
- ty jesteś w swoim psim świecie
- a ja w swoim - ludzkim - bycie świadomym, z kulturą
- a Bóg?
- Bóg jest w świecie kultury
- czy tylko? Nie ma Go w moim?
- nawet jeśli jest w twoim, to nie masz sposobu, ani doświadczyć, ani przekazać innym (stworzeniom)
- chodź, to cię uwiążę, robię sprytną ósemkę na linie, której się nauczyłem na obozie żeglarskim, alpinistom też się przydaje, a i mnie, bo jest znakiem nieskończoności w matematyce.

Takeśmy sobie pogadali, z wielkim pożytkiem dla obu. On dostał nagrodę za posłuszeństwo i dobre maniery (nawyki) - pół kotleta schowanego w chlebie, ja - całkiem ciekawą przypowieść.
Wiara, religia, kultura... Wczoraj siostra profesor Zdybicka dużo powiedziała w linku, który dałem.
Mnie bardziej poleciały myśli w stronę własnych doświadczeń, w klasie trzeciej na katechezie. Oni kiedyś bardzo się zdziwili, że psy i koty nie mają duszy. A mają kulturę?
Roman Ingarden dał ciekawy opis struktury świadomości i dusza u niego jest gąbką, która nasiąka wszystkimi odcieniami naszych doświadczeń świadomych bardziej i mniej, każdy czyn się na niej odciska konsekwencjami metafizycznymi, barwami tęczy istnienia człowieka - bytu świadomego, OSOBY.
W takich analizach dusza, duch, "ja" czyste, podmiot świadomości (strumienia przeżyć świadomych) przeplatają się, że nie rozdzielisz... i "nie przefruniesz tamtędy jak ptak".

"Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem". Dobrze, że mogę się na kogoś powołać, dać link w Internecie, bo by mnie powiesili za herezję. Dzisiaj wśród nas rządzi a-intelektualizm (łagodniejsza forma anty-). Przecież nie tylko w rezydencjach i pod strzechą, ale nawet w kościołach, wiejskich, miejskich parafii. Nawet Karol Wojtyła nie miałby szans u nich, gdyby nie został papieżem. Nawet już - i od zawsze - błogosławiony! Utopiliby go w łyżce wody. Kto ma odwagę myśleć i się dzielić swoim myśleniem, to społeczności lokalne (bo nie wspólnoty) obdarzą go szybko epitetem "siewcy nienawiści", by zrobić miejsce dla pseudo-liderów anty-duchowo-intelektualnych. Łatwo ich poznać, nie mówią nic o realnym świecie i samych sobie, tylko o własnych planach, tzn. jak chcą innych (nas wszystkich) urządzić. Smutne, przykre bardzo. Przecież i tak jasna i jawna strona rzeczywistości - której jesteśmy ogniwem - zwycięży. Biada im. Kulawi przewodnicy ślepych prowadzący na manowce kultury człowieka XXI wieku. Dla niektórych byłoby lepiej, gdyby się w ogóle nie urodzili.
To nie są łatwe i przyjemne zmagania. Z ludźmi, którzy nie chcą się spotykać, rozmawiać i boją się jas(w)ności, jak diabeł święconej wody? Wszyscy mieszkańcy mają prawo wiedzieć, o co nam chodzi! O co się spieramy! To są prawa zapisane w konstytucji RP, w ustawach samorządowych i ślubowaniu radnych! Nikomu nie robimy łaski, że jesteśmy samorządowcami i stowarzyszeniami (NGO!). Ile już było zaproszeń z naszej (jasnej) strony! To są STRASZNE ZDERZENIA, które muszą każdego wyprowadzić z równowagi, MUSZĄ wstrząsać każdym duchowym człowiekiem. To walka koncepcji i anty-koncepcji. Słowa życia - ze słowem anty-. Przypowieści i anty-przypowieści.

Link znaczy ogniwo. Religio - więź. Moja teologia Internetu przychodzi mi z pomocą w samotnym świecie osobnym. Znów mamy czas błędów i wypaczeń. Sekty i herezje były zawsze. Jezusa zabili. Zbawienie przyszło i przychodzi przez krzyż, nawet śmierć na nim. Potem jest zmartwychwstanie. Norwid doczekał się go w pokoleniu późnych wnuków. Nie mogło być inaczej, bo prawda zwycięża, wcześniej, później. Nie ma tak, że nigdy. Jesteśmy jej ogniwem. OSOBĄ - z obrazem i podobieństwem Boga wyrytym na wieki.

Jak może gdzieś się zdarzyć, że nie władza samorządowa, ale jeden nauczyciel chce zniszczyć całą szkołę, bo mu się nie podoba nazwa, hymn i sztandar, dyrektorka, zespół kolegów i koleżanek, bo ma własne plany budżetowe i wyborcze? Mam odwagę nazwać to wprost patologią życia społecznego (i publicznego). Ścieżką na manowce - dla dorosłych i dla uczniów szkoły! Gdzie może powstać taka herezja i sekta? Poszukajcie na mapie Polski. Mogłoby tak się zdarzyć, gdyby wszyscy zamilkli i odwrócili oczy. Bo boją się wejść w spór intelektualny z kimś nadmiernie emocjonalnym, z kim trudno lub nawet się nie da zwyczajnie rozmawiać? Więc czy oczywistość wspólnego dobra (i jawności) ma przegrać z krańcową formą (chorobliwej) prywaty? Ale to już było w naszych dziejach. Nawet Konstytucja 3 Maja musiała przegrać z takimi na długi czas, z wydatną pomocą sąsiadów, ale nie na zawsze.
Każdy ma prawo mieć swoje pomysły na gminę i szkołę i tworzyć organizacje i programy alternatywne. Każdy może być w opozycji w jakichś ciałach statutowych - w demokracji to normalne. Być jawną opozycją? Tak. Tajną piątą kolumną? Nie.

W naszej gminie 3 Maja też jest zalążkiem przyszłego święta gminnego, na pamiątkę nie tylko Jóżefa Sobieskiego, ale założycielskiego zebrania Solidarności RI/1981. Bo przecież nie tylko mojego święta, Kapaona, Józefa K. Byłem tylko malutkim i szarym ogniwem wielkiej historii gminy i Polski. Musi najpierw jednak nadejść nowe patriotyczne pokolenie z otwartymi głowami i - osobistym i historycznym - sumieniem. Na tym punkcie też jestem baaardzo emocjonalny. Do łez.

Przypomniałem sobie niespodzianie - tak działa nasza kognitywistyka - opowieść maturalnego kolegi o śmierci ojca. Krótka była bardzo. - Zawsze był bardzo aktywny, po pracy zajmował się pszczołami, a jak przeszedł na emeryturę, usiadł w fotelu. Siedział, siedział i umarł.

Dożyłem tej chwili szczęśliwej, że jestem naraz ojcem własnym dzieciom, i bytem przed-emerytalnym, i ojcem z opowieści kolegi, i kolegą młodszych koleżanek i kolegów z pracy, i siewcą nienawiści i siewcą ziarna Solidarności i katechetą od Dobrej Nowiny i autorem bloga i... i... i. Gdzie jestem? Tam, gdzie mnie cały życiorys i wiara rozumna (Fides et ratio) zaprowadziły. Jakąś współczesną głupotą (zboczeniem?) jest udawania kogoś innego? - 70-latek na przykład 40-latka, albo innego młodzieńca, byle nie siebie, byle wiek oszukać, a raczej publikę - a przecież każdy wiek i każda pora niosą światło i coś najważniejszego w naszym życiu! I w całym naszym świecie coś sobie i innym odkrywają! Dla wszystkich! Wzbogacają! Ach, ci oszuści, którzy chcą być świata demiurgami, a nie ogniwami!

Na polanie za dębami pamięci pięknie się zielenią i bielą zawilce, trawy i inne zioła. Bywały tam kiedyś drzewa zwalone czasem, wiadomo wierzby są nietrwałe. Zachowały się zdjęcia bajeczne z nimi i z Jaśkiem i Zosią w kwiatach. Mieli 2 i 3 lata. Takie słodziutkie maluchy, jeszcze bez rodzeństwa. Dzisiaj tylko zawilce bez zmian, te same. Moja tożsamość też. Ale mam zupełnie inny stosunek do przyszłości. Wtedy, wiadomo, nie było miejsca na deliberacje, trzeba było żyć i opiekować się narybkiem i stadem. Dzisiaj? A! - to co innego. Prawie nic już nie muszę. Niech zawilce sobie kwitną co roku, ich sprawa. Mnie już wiosna nawet nie obchodzi, tyle, że jest praktyczna, nie trzeba palić (w piecu). I tyle :-)

PS.1
Trwa przeciąganie ogniwa ciągłości historycznej z zagubionym ogniwem ewolucji społeczno-politycznej?

PS.2
Budzę się, żyję, piszę jak to leci/leciało. Nie przeciwko komuś, byłemu wójtowi, obecnej radnej, koledze/koleżance w pracy, wszystkim i wszystkiemu? - bzdura! Piszę ZA! Budzę się, myję, modlę, żyję, piszę DLA. Na świadectwo TEGO, CO JEST WE MNIE I DOKOŁA MNIE. Szkoda, że jest tak mało realistów na (naszym) świecie.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Jeszcze raz - (NIECHCIANY) REALIZM

Zapisuję to, co dzieje się w jednej osobie - w życiu wewnętrznym, duchowym - Józefa K. Na zewnątrz mnie jest przeważnie to samo, z pewną zmiennością i cyklicznością. Ponieważ nie przemeblowujemy się często, ten sam stół, okno, za nim dęby pamięci annopolskiej. Często za oknem biegają koty, wiosną i latem także wiewiórki i ptaki na drzewach, rzadko sarna, zając, jastrząb. O tej porze roku jest zielono na ziemi i biało od zawilców.

Najciekawsze dla mnie jest to, co w środku. Zwłaszcza każdego poranka, nowego początku. W duchowej osobie? - tak jest zawsze.
Nie mówiłbym z Bogiem i o Bogu, gdybym nie żył w ciele. Ciało - to nie tylko moja skóra, tłuszcz itd. ale wszystkie nasze/moje sprawy rodzinno-materialne. Od początku kształtowania się puli genowej, po ostatni włos biały na głowie i te, co mi wypadły. To - w moim przypadku - Kapaonowie, Borutowie, Królowie, Jackowscy, Wiatrowie, Srokowie, Legionowo, Szczucin, Warszawa, Annopol, Strachówka. Oczywiście, także sprawy jak najbardziej bieżące: Vademecum za trzy dni, Rzeczpospolita Norwidowska cała, I Komunia 20 maja, szkoła, parafia i gmina, ze wszystkimi ich dobrymi i słabymi stronami, przede wszystkim historią, także z konfliktami.
Pośrodku tego wszystkiego, i z tego, szukam rano Całości i siebie, relacji właściwych. Religio - znaczy relacje i jeszcze bardzo wiele rzeczy. Nie jestem sam. Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie. Jestem powiązany z... na ile starcza mi otwartości, odwagi intelektualnej, uczciwości. Krótko mówiąc, na ile posłużę się wiarą i rozumem (swoją pełnią i całością osobową).

Gdyby wszyscy się odkryli i podzielili sobą, swoim światem wewnętrznym - na ile mogą i potrafią - ależ świat by zajaśniał! Ale stałoby się jasno. Świat, Ludzkość staliby się szczęśliwsi? Uważam, że TAK. Nie po to jest światło, by pod korcem stało. Nie po to są potencjały, by je blokować (więzić, z ogromnym nakładem sił).
Tylko tyle? Tak, tyle. Mnie wystarcza. Na przykład cieszy mnie teraz, że starszaki (Grażyna, Zosia, Andrzej) wyjechali z domu raczej w dobrym humorze i może wrócą w takim? "Maluchy" śpią, choć już od 12 lat nie w kołysce. Jeśli Grażyna wróci w pogodnym nastroju (co bardzo rzadziutkie), a nawet w międzyczasie zadzwoni z dobrą wiadomością (bardzo rzadziutkie i od niej niezależne) - to mnie wystarczy na amen. Nie myślę, ani czekam na jakieś nie wiadomo co, gdzieś, gdzie nigdy ludzie nie bywali. Takie refleksje przychodzą nagle, niespodzianie i odsłaniają to, czego może nie wiedzą podręczniki filozofii i psychologii. Życie i śmierć, w moim wieku, zależy od dziś i od teraz. Od tego, co najbardziej realne.

"Assunta Norwida jest zapisem poszukiwań człowieka, jego samotności, rozerwania pomiędzy skończonością, a nieskończonością, egzystencji wśród sprzeczności i próby znalezienia drogi pomiędzy nimi. Rozdarcie Pascala, rozpacz Kierkegaarda, krzyż, miłość romantyczna, samotność, rozum, wiara... panoramiczny i bardzo realistyczny obraz ludzkiego losu"

I smutki ludzkie, prawie smutki Boże –
Znam po nazwisku;
Zawiści chude brałem na obroże
W piekieł ognisku.
...
Dlatego znam cię, Realności – wdowo!
I znam twą śliczność,
I powiem tobie tylko jedno słowo:
„ Tyś… jak… publiczność.”

Czy ludzie dzisiejszych salonów samorządowych (innych raczej nie ma na wiejskim terenie, bo niestety wyjątkiem są plebanie tak gościnne jak proboszcza Czajkowskiego, kiedyś w Strachówce, dzisiaj w Sulejówku) nie zachowują się podobnie, jak w czasach Cypriana Norwida "niechętni wobec realizmu, który jest dla nich czymś nieestetycznym, nietaktownym, zakłócającym etykietę" i - przede wszystkim - plany wyborcze!

"...Zwierciadło pęknie,
Kandelabry się skrzywią na realizm".

Na Facebooku gmina (miasto) Zielonka zaprasza na transmisje obrad Rady Miasta, a u nas kochana radna cenzuruje historię gminy. Cieszę się z każdej nowej strony internetowej poświęconej naszej gminie. Ucieszyłem się także ze strony "Małe historie tworzą historię świata...". Od razu wpisałem pochwalny komentarz (na początku nie była włączona funkcja moderowania komentarzy, ukazywały się od razu po wpisaniu) i zareklamowałem na Facebooku. Po jakimś czasie MÓJ KOMENTARZ ZOSTAŁ USUNIĘTY. Później wpisałem komentarz pod postem o niemieckich osadnikach. Uważałem to za swoją elementarną powinność. Bo jestem aktywnym, bardzo zaangażowanym społecznie, religijnie, samorządowo mieszkańcem, zakładałem w każdej wsi Solidarność w bardzo trudnych czasach, w Rozalinie 13 maja 1981 roku modliliśmy się na wieść o zamachu, byłem wójtem, w rozalińskiej szkole modliliśmy się z od-wiecznym radnym Krzyśkiem i dyrektorką Małgosią z bratem (już księdzem) Markiem z Taize, o pojednanie,  spędzili w niej tydzień ciszy i skupienia przyjaciele, w tym obecny wykładowca Nauki Społecznej Kościoła i obecny starosta powiatu legionowskiego, moi dalsi przodkowie i rodzice przyjaźnili się z kolejnymi nauczycielami i dyrektorami/kami - Wojnarowicz, Dobrowolscy, Wachowicz. Jestem katechetą, więc pewne obrazy utkwiły w pamięci np. dyr. Dobrowolskiej, która na wieść o śmierci Andrzeja Króla przyprowadziła całą szkołę, by pomodlić się za przyjaciela.  Maria, wdowa, poprowadziła do figury Matki Bożej w Ogrodzie, bo ciału Andrzeja "już nic nie potrzeba, on w niebie". Część historii o Królach z annopolskiego Ogrodu i ich przyjaźni z Dobrowolskimi usłyszałem od matki byłego wójta Łapki.

Zawsze mnie interesował okres niemieckiego osadnictwa w historii gminy, w największym stopniu dotyczy przecież moich najbliższych okolic. Mamy w zapiskach rodzinnych ciekawe świadectwo. Dałem z niego cytat pod wzmiankowanym postem, czekałem na tzw. moderację, czyli akceptację autorki bloga. Nie doczekałem się. Zamiast tego ukazało się w innym miejscu, na innym blogu (mętne) wyjaśnienie, że pisanie historii Strachówki ma inaczej wyglądać. Pierwszy wpis brzmi jak zaproszenie do nadsyłanie materiałów i utrzymywanie zainteresowania i kontaktu ("Początkowo miejsce to będzie zawierać fotografie, dokumenty, informacje dostępne w tej chwili. Bez względu na chronologię. Potem będę segregować wpisy zgodnie z porządkiem historycznym...").

Daję więc tutaj treść wpisanego przed ponad tygodniem komentarza:

"Obecność niemieckich osadników pozostawiła ślady w nazwiskach spotykanych na naszym terenie i we wspomnieniach rodzinnych. W roku 1924 burza zwaliła wierzbę przed naszym domem. Było to wielkim przeżyciem dla wszystkich domowników, którzy zostawili nam swoje wierszowane opisy:
"Tyś nasz domek otulała
zielenią wspaniało-złotą
myśmy pod tobą siadali
czytali, szyli z ochotą.
Ciebie Niemcy posadzili
półtora wieku temu,
tyś tu pole ocieniała
rolnikowi poczciwemu..."
Autorka, Maria Królowa przyjaźniła się z dyr. szkoły w Rozalinie Dobrowolską oraz nauczycielką Janiną Wojnarowiczówną, która mieszkała w Rozalinie w czasie wojny. Odwiedzali się wzajemnie, spędzali razem święta. Dojeżdżał do nich mój ojciec z Warszawy." 
Radna, autorka bloga, cytuje wypowiedź mieszkanki Rozalina, w której występuje wojenna dyrektorka szkoły Wojnarowicz(ówna?) Mam inne zdarzenia i epizody z jej udziałem, ale nie będę już próbował korespondować ze stroną www.strachowka-historia.blogspot.com, z nazwy -  historyczną?! Przykre.
Zamiast normalności, spotkania, rozmowy, wolą podziały i ciągłe konflikty. Małe historie tworzą historię większą, jeśli ktoś ich nie ocenzuruje  :(
Blog szanownej radnej ma jeszcze w tytule "... z kart historii Strachówki"?? Autorka robi na nim z historią co chce, a jak uczciwy, szanowny, mniej lub bardziej poczciwy i lubiany - co jest sprawą gustu - mieszkaniec spyta lub sprostuje, dla naszego wspólnego dobra! - to dostanie etykietę "siewcy nienawiści" i znów zrobi się spięcie/fatalny klimat, albo awanturka taka lub owaka, przy najbliższej okazji, może nawet na Radzie Pedagogicznej, byle nie spotkać się i nie omówić spornej sprawy np. w swoim własnym stowarzyszeniu! Kwitnij demokracjo! Kwitnij szacunku dla gminnej historii i mieszkańców!!
PS.
Nie byłoby ostatnich akapitów, gdyby nie zaproszenie z Zielonki, do śledzenia ich demokracji na żywo w Internecie. Słucham i piszę. Mam głos jasny, przejrzysty z Zielonki i cenzurę we własnej gminie!

środa, 25 kwietnia 2012

Scenariusz świętości dookoła i w nas

1. Luwr sala malarstwa włoskiego XV/XVI w, jakbym był w ramach, pejzażach, między obiektami?
2. W prefekturze Macon, Tours - przedłużenie wizy i przesłuchanie (mlle Destouche, Michel)
3. Autostop Hede-Taize, kierowca pyta o Walezę
4. W bibliotece szkoły językowej dla obcokrajowców pani pożycza i zostawia mi w schowku gazety, które jej w przerwie na lunch odnoszę (wie, że trafił jej się wyjątkowy czytelnik/student, ma zaufanie)
5. W TV Francuskiej pokazują zdjęcia satelitarne Armii Czerwonej pod granicami z Polską, analizują możliwość wejścia
6. Nagłe zniknięcie Roberta (do Kanady) - "Il est parti", je pars
7. Walka duchowa na - rozstaju - tu albo tu
8. Przejazd przez Niemcy, epizody drogi (Wv do Berlina Zachodniego, student wracał z Maroka)
9. Berlin - Adam, zakupy, prezenty, butelka wina (2l) szynka..., PKP - granica-budzę się-pokój wewnętrzny
10. Boże Narodzenie w Legionowie
11. Annopol, Sylwester z Wieśkiem i rozmowa pod gwiazdami
12. Wywiady u okolicznych księży proboszczów, decyzja o zakładaniu Solidarności, służba historii narodu, własnoręczne plakaty-ogłoszenia, itd. reszta w notatkach "Ziarno Solidarności" (między ziarnem Solidarności a siewcą nienawiści)

Tych punktów dwanaście wczoraj było mi podyktowane, wieczorem, późno po poście. A dzisiaj jest rano i usiądę jeszcze na chwilę. Siły zbiorę przed wyjazdem. Oczy zamknę. Mantrę - może - powtórzę. Choć parę razy, żeby ją, Jego, Całość zobaczyć. Dajcie mi choć chwilę.

I oto znalazłem się w klasie trzeciej Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Modlitwa jest początkiem Lekcji? Wszystkiego? Świata?
A praca z samym sobą i nad sobą jest początkiem modlitwy. Skąd jest ta moc, która potrafi zapanować nad sobą samym? Wolna wola, moje najgłębsze „ja”. Zadanie kognitywne zadał mi także z samego rana Adam Cedro, na stronie norwidiana.blogspot. (A popołudniu podminował mnie kolejnym ładunkiem wybuchowym – o nieskończoności)

W modlitwie nie jest ważna postawa, pozycja itd. To, co zewnętrzne, cielesna, materialne - ma tylko służyć, pomóc. Temat - nie ma wiary bez myślenia. Dlatego każda modlitwa, a nie ma jej bez działania Ducha Świętego, Ducha Dobrego, Ducha Dobra w nas - jest zaproszeniem do myślenia i może być naszą największą przygodą, tak jak w życiu bł.bł. Hiacynty, Franka, Łucji i siostry Faustyny. Zawsze jest wydarzeniem (miejscem) świętości.
A tu nagle ktoś kwiczy na lekcji. Kazałem im stanąć obok ściany, albo z nosem w tablicy, bo w ławkach siedzą uczniowie, stworzeni na obraz i podobieństwo... Kiedy zapisuję na tablicy świętego Augustyna nie mam lat 60. Mam wtedy tyle lat akurat, jak wtedy gdy odkrywałem najważniejsze sprawy swojego życia i swojej wiary rozumnej. Ubrany zostałem na zawsze w tamte lata, w tamto ubranie, zachowanie, lekkość kroku, śpiew duszy i ciała.  A reszta też może we mnie kwiczy?

Dlaczego w sobie mogę odkryć Pana Boga? - prawda, że w sam raz pytanie dla klasy trzeciej.

Oni szukają w sobie odpowiedzi, a po gminnych drogach jeździ równiarka, także z tyłu szkoły. Tuż-tuż za oknem, podczas naszej religii. Równiarka drogowa to duża maszyna. Będzie gmina piękna przejezdna z jednej strony na drugą. Oby w ślad poszły także inne środki komunikacji - wszystkie telefony, kable, inter-nety. No, ale do dobrej komunikacji międzyludzkiej najważniejszy jest otwarty człowiek. Dzisiaj łatwiej porozumieć się nam z Ameryką, niż z niektórymi mieszkańcami. Sprawdźcie np. na Facebooku. Grażyna pisze do Lucy po polsku, Lucy odpowiada po angielsku. Ameryka zagląda i wpisuje „like” lub komentarze pod polskimi postami. Naprawdę rodzi się nowe globalne społeczeństwo, zwłaszcza wśród ludzi wierzących.
Brytyjski think tank publikuje raport o znaczeniu wiary i religijności dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Dowiaduję się o tym na profilu Fb Marii socjolożki, która ze swoją panią profesor była w naszej trzyosobowej grupie dyskusyjnej Open-Space w Marózie, gdzie zgłosiłem temat „Jak rozmawiać o wartościach w gminie”. Widziałem ją także „Między ziemią a Niebem”.
Nieobecni w debacie i milczący wokół ludzie wstrzymują rozwój społeczeństwa obywatelskiego, chyba, że są zakonnikami/cami kontemplującymi. Jesteśmy systemem naczyń połączonych kapitałem społecznym. Cóż dopiero w kościele-mistycznym ciele Chrystusa.

Odpowiedzi dzieci:
- wymieniają, że w kościele, różaniec itp.
- bo jesteśmy stworzeniami Bożymi
- bo Pan Bóg nas stworzył, więc mamy w sobie jakąś (jedną) Jego cechę

Kl.6
Kończymy (prawie) – film o „Dniu 13-stym” z całą jego wymową, nauką i tym, co niespodziane. Jutro zamienię się w katechetycznego krytyka filmowego? - może. Dziś byłoby za wiele tego dobrego :)

Kl.1
Przed modlitwą daję im zadanie – „nim wstaniemy do modlitwy, pomyślcie nad pytaniem - czy na ziemi jest świętość?
Potem modlitwa stosowna spontanicznie.
A na koniec ze zrozumieniem mają powiedzieć w myślach „Ojcze Nasz” i znów odpowiedzieć, czy umieją to robić ze zrozumieniem. A z ilu cząstek się składa? Która jest najbardziej moja/twoja/nasza?

No i masz babo placek kolejny – musimy się zatrzymać „święć się imię Twoje”, ale jakie? No to musi przyjść opowieść o jednym z najbardziej odważnych (zuchwałych) i mądrych ludzi na Ziemi, Mojżeszu? Poszedł na górę, bo inni się bali „tam mieszkają bogowie, lub Bóg. Ale kim jest? Jak ma na imię?”
Poszedł. Zobaczył, usłyszał, zachował się zgodnie z tym co doszło do niego. - „ Ta ziemie jest święta!” Nie wiedziałem, że z góry dostanę odpowiedź na pytanie, które postawiłem dzieciom na początku, przed modlitwą.
Jakie jest to imię? Jestem Który Jestem. A jak to się ma do tego, co już dzisiaj było w kl. 3, 6? Dzień katechetyczny jest jednym wielkim objawieniem – nie może nie układać się w całość ! Prawda jest niepodzielna. Ta – największa, najważniejsza. Wystarczy zapisać jeden dzień, szukając słów adekwatnych. To moja służba.

Rysują wybrany temat i pomysł z całej katechezy – ot, taka wizualizacja tego, co zasłyszane i w ucho wpadło. Zwizualizuj przeżyte treści zwerbalizowane w rytm afrykańskich cymbałów i bębnów, grany na sprzęcie własnej roboty, w czasie przed mszą świętą w jakiejś kaplicy misyjnej. To nie tylko zabawa słowna, to forma kognitywistyki personalistyczno-religijnej. Nie ma wiary bez myślenia. Uśmiechnij się :)

Odpowiedź na pierwsze pytanie przychodzi także w końcowej modlitwie, tuż przed obiadem - „dziękujemy Ci Jezu, że się urodziłeś i mieszkasz między nami i w nas. W nas jest świętość i może być między nami.”

Kl.4
Poszukując adresu, znajduję Jaśka post na temat samopoczucia po egzaminie. To czego szukam, znajduję u Grażyny, po drodze wpisując komentarz. Taki jest świat, taka jest dziś szkoła, katecheza, wiara, kościół... Bogu dzięki.

Kl.2
Chcę pokazać najprostsze obrazy Ostatniej Wieczerzy i Pierwszej Mszy i Pierwszej Komunii - historycznie. Moim zdaniem dzieci najbardziej potrzebują Jezusa, który brał ich rówieśników na kolana. Nie teologii, zwyczajów i upodobań dorosłych. Pomylenie nauk Mistrza z Ewangelii - bo jasno powiedział, kto na kim ma się wzorować w drodze do Niego??

Wracam. Wracamy ratami, Grażyna najpóźniej, odwoziła sprawdziany gimnazjalne do Wołomina.
Szkołą doświadczyłem na chwilę wspólnoty - pomogły koleżanki staremu "sierocie", odwiozły. Miło dojechałem z dobrym kierowcą i towarzystwem. W ciągu jednego dnia miewam różny wiek, lat osiemdziesiąt, kiedy się budzę, lat pięćdziesiąt za chwilę, po kawie, trzydzieści - idąc i pogwizdując do samochodu, jak młodzieniaszek, ubiór też miewam nijaki do wieku, stanu, niczym się wzorując, kierując, będąc katechetą od lat trzydziestu, czyli jakby od wczoraj zdziwiony, co chwila.

Gdybym miał nagle pieniądze, na przykład wygrał w totka, lotka, lub byle co innego, to bym:
- wysłał każdemu z dzieci, ile komu potrzeba
- zrobił zęby
- pojechał na basen i do sauny
- podleczył to i owo, zgodnie ze wskazaniem fachowców
- wyrwalibyśmy się z Grażyną do świątyni sztuki jakiejś, z przystankiem w sklepach odzieżowych
- dobrze byśmy się poczuli i coś zaplanowali, oprócz remontów

Jakie to wszystko proste. Niczym w notatniku pod datą - "Tours, 25 Octobre 1980: - Jacy my młodzi umieramy, mimo 80-tych urodzin. Nasz brat jedzie do Rzymu, a my już do grobu. Jesteś rencistą, może kardynałem - co ty tam wiesz, niemowlę spraw kosmicznej codzienności. Zawsze jesteś niespodziany sobie i śmierci. Tak przed, jak i po odejściu."
To była reakcja na wiadomość o śmierci stryja Aleksandra. Ojciec był w tym czasie z pielgrzymką w Rzymie z Rodziną Rodzin.



wtorek, 24 kwietnia 2012

Osoba jest sanktuarium

Jak z krzyża zdjęty wstaję, ale wiem, że przyjdzie chwila błoga niedługo. Najpewniej po kawie, modlitwie, w ciszy. Na pewno zapiszę. Człowiek-osoba jest ekranem heideggerowskiego prześwitu bycia i mojego osobistego istnienia. Obejmiemy się z rozkoszą. Jeszcze ten jeden dzień, ten jeden raz, ten jeden post, ta właśnie godzina.

Od dłuższego czasu żyję na drugiej stronie księżyca, po drugiej stronie lustra? Ostatni rok posunął mnie o lat dwadzieścia na życiostradzie. Czasem mam wrażenie, jakbym naprawdę patrzył już z drugiej strony i muszę powiedzieć, że nie jest to nieprzyjemne. Z nikim nie rozmawiam, nigdzie nie pojadę, niczego nie kupię, niczego nie zrobię. Poczuję, przeżyję, zapiszę.
To nie są wybory. To są konieczności życiowe. Moje? - no dobrze. Ale rodziny, dzieci? Czysta ekonomika? Nie tylko. Także kształt życia wspólnego w Polsce, w kościele, gminie i parafii. Ciii-sza. O tym się nie mówi. Poprawność? - to pokojowy optymizm Platformy i wojenna retoryka PiS-u. Szary zwykły człowiek i jego rodzina nie są podmiotem polityki. Nawet duszpasterskiej?

W każdej chwili mogę stać się, jak psałterza wiersze, sanktuarium. Jestem o-sobą. Wiem, że nie każdy się ze mną zgodzi. A niektórzy w ogóle nie uwierzą i nawet nie spróbują. Ci ostatni raczej włączą telewizję, by czymś siebie i czas wypełnić. Czyjąś produkcją.

Czasem rynek prowadzi do pięknych wspomnień i głębszych źródeł. Tak było wczoraj z nowym smakiem "Tymbarku", cytrynowo-miętowym. Krzysiek odkrył w sklepiku szkolnym i poczęstował. Odwzajemniłem toast wspomnieniami. W głowie pozostał ważny punt na mapie Polski. Reszta jest w Internecie. Zajrzałem, nie pamiętałem, że tego jest tak dużo i znacznie głębiej idzie niż pamięć (przyczynek do służby adekwatnym słowem, choć tę mądrość dopiero wczoraj zapisałem). Swoją drogą adekwatny i adwentowy idą blisko siebie. Noga w nogę.

Tymbark sprzed dziewięciu lat i wczoraj przy butelce znaczył dla mnie wiele. Jak wiele? Zajrzyjcie. Nie tak często się układa litanie. To, co odkryłem na własnej stronie jest ważnym komentarzem do mojego 'dzisiaj'. Pisałem kiedyś to samo, co piszę teraz - co do ducha. Wtedy jeszcze nikt w Strachówce nie wymyślił "siewcy nienawiści", choć nad taką strategią wójt Łapka pracował dwadzieścia lat (16 za swoich czterech kadencji i cztery lata za plecami, jeszcze za mojej). Był mistrzem stawiania spraw na głowie. Prawdziwym samo-rządowcem. Odwrócił nawet znaczenia niektórych pojęć. A ludzie nie mieli interesu bronić katechety przed władcą-satrapą. Ani się spostrzegli, że za srebrniki, układy albo "święty" spokój sprzedali nie tylko mnie, ale zamienili sługę Dobrej Nowiny na "siewcę nienawiści". Co oni dzisiaj mają w głowie?? Chyba nie mętlik, tylko zwykłe siano.

Zamiana pojęć i określenie "siewcy nienawiści" było potrzebne w kampanii wyborczej w 2010, a i przydaje się kandydatom/kandydatkom przed kolejnymi wyborami, choć ja już nigdzie przecież nie startuję i nikomu nie zagrażam. Ale widać im "siewca nienawiści" do czegoś służy nadal. Na przykład do wygodnego dzielenia mieszkańców na jakieś obozy. Uważają, to widać i słychać, że jakieś (nad)użycie/odniesienie do nienawiści być musi (papierek lakmusowy, czy listek figowy?). Pewnie są i tacy, którzy wierzą głęboko, na ile ich tylko stać, że nie powinienem tego wypominać. W moim blogu to świństwo nad świństwami, w ich ustach to miód. Tylko oni mogą wyciągać "siewcę" i nienawiść, kiedy i jak chcą, kiedy im wygodne?! Co dla nich niewygodne, ma zamilknąć. "Audiatur et altera pars"!? - to może w Rzymie, ale nie u nas, więc sps nie chce się ze mną nawet spotkać i rozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, by sobie wszystko patrząc w oczy przy ludziach powiedzieć. Dobrze, że są inne NGO i że będzie I Gminne Święto Strażaków... w OSP Równe. Świat idzie do przodu i się demokratyzuje partycypacyjnie/partycypacynująco :)

Osoba jest sanktuarium największym na świecie i Wszechświecie. Pamiętam kazanie w Iławie, nad Jeziorakiem, na zakończenie biwaku. Andrzej Madej mnie prosił o słowo na mszy polowej, leśnej, jeziornej, komarowej. Cały byłem wtedy pod wpływem lektury św. Teresy, po osobistych bardzo dniach ciszy u kamedułów w Krakowie, więc nic innego nie powiedziałem, tylko - "nie trwóż się, nie martw, że kończy się czas wspaniały z Mistrzem Andrzejem i Nauczycielem Wyjątkowym i przyjaciółmi nad wodą wielką i czystą. Bóg sam wystarczy. Nie jesteś sam. Nie wyjedziesz stąd sam. Solo Dios basta".

Podobnie koledze tłumaczyłem w Zegrzu nad zalewem, że cóż, że jakaś Olimpiada się kończy?! Radość i pełnia w nas zostają. Pełnia jest w nas, została nam dana i zadana. To takie oczywiste. Jaka olimpiada? Jaki po niej żal?

A jednak dopiero dzisiaj mówię, jakby jeszcze bardziej świadomie, że osoba jest największym sanktuarium Wszechświata. Doszło trochę lektur, doświadczeń, przeżyć, choćby kolejnych lekcji religii-katechez szkolnych. I encyklika "Fides et ratio" i słowa tegoż autora do fenomenologów w 2003 roku. A w Strachówce mamy już Zespół Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, której uczniowie zdają dziś egzamin końcowy po gimnazjum, a pewien nasz absolwent pisze egzamin z polityki w Glasgow. Cóż im powiedzieć? Że Duch Święty nie tylko nad nimi, ale i z nimi i w nich. Bośmy osobami-sanktuariami Jego.

Wypełniam swoją powinność publiczną, szykuję teksty wierszy komunijnych, modlitw i komentarzy. To dobra praca, nawet wspaniała... ale we wspólnocie. Tam zaś, gdzie każdy chce swoją rzepkę skrobać??? Ot choćby mówią o tym kompetentne słowa, na które co i rusz natrafiam przy okazji - "Komentarz liturgiczny jest to część katechezy liturgicznej, podawana w postaci krótkich pouczeń, zachęt, wyjaśnień, wprowadzeń, podczas trwania liturgii... winien być poprawny teologicznie i wcześniej sprawdzony przez kompetentną osobę [np. katechetę z 30-letnim doświadczeniem]".

Wypełniłem swoje zobowiązanie. Dam wszystkie wyszukane materiały i teksty czytań liturgicznych na 20 maja na stronę szkoły, bo zwykłe nawet ich przejrzenie przynosi pożytek tak dzieciom, jak i dorosłym. Zwłaszcza w rodzinach, które kładą nacisk na przeżycie religijne I Komunii w parafii WNMP i szkole RzN w Strachówce 2012.
Reszta należy już do - wydaje się - dobrze zgranego zespołu: księdza, rodziców i wychowawczyni. Bóg okazał mnie/nam swoje miłosierdzie. Alleluja :-)

PS.1
Znów wyrąbałem kawał ściany na przodku w kopalni bytu ludzkiego. Nie ma popytu na ten towar, nie dopiszę nic do PIT-u.

PS.2
Jakie to niesamowite, że w Ameryce czytają i komentują nasze posty na Facebooku pisane po polsku! A klasa piąta, że chciała się modlić śpiewaną Koronką do Miłosierdzia po angielsku. Kłopoty z rozmową (dialogiem) mają tylko ci, którzy nie chcą rozmawiać z drugim człowiekiem.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wystarczy kliknąć... w adekwatne słowo

Jest bardzo kiepsko? Bardzo łyso? Bardzo źle? I tak i nie.
Skoro mam pełną świadomość! Skoro mogę i chcę się modlić? Skoro znam wiele przykładów, że było komuś, gdzieś, osobom, rodzinom, wspólnotom wierzących bardzo kiepsko, bardzo łyso, bardzo źle, a zaufali i wytrzymali. Ufam i ja. JEZU UFAM TOBIE. Znów miłosierdzie wróciło w moich myślach i słowach. Ale jak to przekazać Grażynie, najbliższym znaczy, oni tego samego doświadczają, ona najbardziej. Musi dzielić zero na kilka części i rozsyłać po świecie. I jeszcze mieć męża niezgułę niezarobkującego. Nic nie powiem, pomodlę się jeszcze bardziej w ciszy. Moje słowa nic tu nie zmienią. Nic nie mogę. Sobie mówię, otwórz oczy, patrz. Przyszła mantra, z całym łatwym i radosnym automatyzmem.

Wystarczy usiąść na chwilę w ciszy, a tyyyyle się zobaczy. Wystarczy kliknąć, zobaczyć, zapisać... Może być różna kolejność :-)

To co będzie moją kolejną czynnością? Zgadli może co poniektórzy, Youtube, Sorrowful Passion. Dobrze, że zostawiłem sobie linki w różnych miejscach, jak stacje drogi krzyżowej. Wystarczy kliknąć.
W wiadomej na tę chwilę najtrudniejszej mojej sprawie-powinności publicznej przyszedł (prze)piękny obrazek - "siostry szarytki zawieszające na szyjach dzieci pierwszokomunijnych i ich rodziców Cudowny Medalik siostry Katarzyny Laboure z rue du Bac". (Prze)cudny obrazek dla wszystkich znających trudną sytuację, w jakiej tkwimy po uszy i po same dno wiary rozumnej."

Wyjechaliśmy, dojechaliśmy szczęśliwie w sześć osób, z modlitwą po drodze, do szkoły. Katecheza się dzieje. Miałem w konspekcie dla klasy 2-giej "komunijnej" rachunek sumienia i KKK, ale nagle przyszło i ustawiło się na czele to, że „muszę dzieciom powiedzieć, że wychwalam ich, bo "zjednały sobie mój jeszcze większy szacunek i sympatię, kiedy siedziały spokojne w czasie mszy wczorajszej przede mną, a siostry szarytki wśród nich i czuć było jakby jakąś wewnętrzną postawę potrzebną do świadomego i głębokiego przeżycia tajemnicy spotkania z Jezusem pod postacią chleba".
Najpierw trzeba dostrzec Boga Żywego, potem zapisy w dokumentacjach wszelakich.

Więc miała być na lekcji 'spowiedź i śpiew', ale kwaśna kapusta i kwaszone ogórki nie chciały śpiewać niektórych piosenek, a nawet "moja mama mówi, żebym nie uczył się żadnych wierszyków na I Komunię". I masz babo placek, a katechecie zgryzota. Kwas skądś się wylewa na te biedne dzieci, na tę biedną klasę, szkołę, parafię i gminę. Problem wraca regularnie co trzy lata. Usuńcie źródło zakwaszenia, toksyczny liquor, a jasność i radość zajaśnieje wśród nas. Kwas faryzeuszy.

Przecież dzieci mają wrodzoną radość w sobie i chcą ją wyśpiewać, wymalować, wytańczyć i wyrecytować! Cóż dopiero dzieci szykujące się do I Komunii! Cóż dopiero parafianie Matki Bożej Wniebowziętej? Cóż dopiero szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej, której motto brzmi "kto pracował na miłość ten potem z miłością pracować będzie..." wzięte od jednego z największych chrześcijańskich myślicieli Europy.
Niepotrzebnie się wygadałem z tym wszystkim na przerwie w gabinecie "na dywaniku". Nawet dyrektor już nie wierzy moim przeżyciom (nauczycielko-katechetycznym), obserwacjom i opowieściom, zostałem sam.

Czy gdybym wzniósł nad siebie i rozbił o ziemię laptopa, byłbym choć trochę podobny do Mojżesza?
Duchu Dobry, Duchu Święty, Duchu Jezusa I Ojca, daj nam światło, pokój, mądrość byśmy umieli rozpoznać i odrzucić ducha złego - było medytacją i modlitwą katechezy w klasie czwartej.

Przecież ja tylko zapisuję!! Jaką moc, i jak głęboko sięga dokładny, precyzyjny opis rzeczywistości i jej spraw. "Adekwatne słowo" - to Słowo, które było (i jest ) u samego Boga. Ale rozczytałem na koniec swoje powołanie!!! Być sługą adekwatnego słowa!! Które zmierzy, czym jest głębokość, wysokość, rozległość... do szpiku kości i ostatniego tchnienia. Każdy tak ma, kto uwierzy, spróbuje i będzie trochę ćwiczył (wszystkie zmysłowe kanały zbierania danych i przerabiania duchem, wiarą i rozumem). Kto się na nikogo i na nic nie zamknie, lecz otworzy. Aż po przejrzystość, jak mówi Taize.

Jeśli ci drudzy mieszkańcy odrzucają całą "naszą" (RzN) naukę, to widać mają jakiś swój powód i swoje wytłumaczenie. Mam prawo więc powtórzyć - znane z niedalekiej historii pytanie - "za kogo mnie uważają". Skoro odrzucają nawet naukę pierwszokomunijną? - to chyba za sługę bardzo złego ducha. No to miejmy odwagę nazwać rzeczy po imieniu - sięgnęliśmy dna! Opętania, czy tylko nawiedzenia, ogłupienia i zaślepienia doprowadzonego do granic wiary i niewiary? Mówimy "gada i zachowuje się jak nawiedzony". Przez kogo? Adekwatne słowo ma straszną głębię i moc.

Jeśli katechetę coś zdenerwuje i straci ducha w jednej klasie, to w drugiej odzyska. Mało się wie o, i uwzględnia obecność religii i katechetów w szkole, w klasach, na co dzień i w Radzie od święta. Ale także w parafii, gminie i w ogóle wspólnocie lokalnej. A oni mają być posłańcami Dobrej Nowiny o zbawieniu i jej sługami. Mają ją roznosić, rozpoznawać, ale i mówić o dostrzeżonych niepokojących zdarzeniach, sytuacjach, obserwacjach. Ich rola w laicyzującym się społeczeństwie powinna być większa.  Będzie? Bo diakonów świeckich na razie jest tylko dwóch! Wszystko przełamuje się w ich/naszym konkretnym życiu. O tym jest także ten blog i każdy post - nie o sporze z byłym wójtem i obecną radną. Oczywiście, że i katecheta - taki jak ja - jest uwikłany w materię, kłopoty bytowe, spory, historię i konflikty wspólnoty, w której trwa wraz z (dużą) rodziną. Doświadczam w pełni życia ciała, wiary i rozumu. Wielu ciał.

Kiedy staję przed krzyżem w ciszy – obmywam swą duszę w źródle wody wielkiej, czystej, żywej. Czy tylko ja? Teraz akurat z całą klasą trzecią. To jest dar dla mnie i wszystkich uczniów. Stajemy w ciszy – słowa adekwatne znajduję od 30 lat, odnajduję/my obraz i podobieństwo w sobie (uczniowie są zaproszeni do tego samego) – Boga, Ducha Dobrego, Świętego i Miłosiernego.

Nie wymyślam tego, co zapisuję. Nie budzę się rano z myślą, żeby kogoś opier-pier-pier, albo pochwalić pod niebiosa. To wszystko, co piszę, przychodzi wraz z otwarciem oczu, oddechem, spojrzeniem, obserwacją tego, co jest i dzieje się przed moimi oczami. Gdyby nie zdarzyło się na katechezach w kl.2, 4, 0 itd – to bym nie spisał. A przecież w ten sposób dostałem/dostaliśmy ogromne, jeśli nie odkrycia, to odsłonięcia wielkich prawd, np. - co to znaczy adekwatne dać rzeczy słowo, które jest służbą człowieka - człowiekowi, który jest kapłanem bezwiednym, chyba, że ktoś z moich czytelników wychował się i żyje w innym kręgu kulturowym, aseptycznym religijnie, muzułmańskim, pogańsko-słowiańskim...??

Otrzymałem/liśmy zaproszenie na I Gminne Obchody Dnia Strażaka (OSP Równe) w gminie! Proste? Nie u nas! - skoro to będą PIERWSZE. Gminne!
Krok po kroku odbudowuje się (odbudowujemy) gminny wymiar Strachówki, choć nie w równym stopniu wszystkie organy i stowarzyszenia chcą wszystkich zapraszać, spotykać się, rozmawiać. Zwyczajnie, normalnie – wszystkich zapraszając, nikogo nie wykluczając, spośród tych, którzy coś robią, robili, coś znaczą, znaczyli – bo gmina to wspólnota samorządowa mieszkańców i terytorium. Wszystkich mieszkańców, a nie wybieranych, dobieranych według jakichś kluczy!!!

Więc i ja dostałem zaproszenie - zakładałem wszak Solidarność RI w 1981, byłem wójtem I Kadencji, Prezesem OSP w gminie, jestem katechetą, ojcem wielodzietnej rodziny, autorem artykułów do prasy lokalnej i na blogach. Nie chcę i nie potrzebuję chwały, zaszczytów. Nie po to wymieniam swoje role i czyny. Potrzebujemy tego wszyscy, żeby znów być normalną gminą. Potrzebujemy każdego mieszkańca nazwanego adekwatnym imieniem, jak w dziele Stworzenia „przyprowadzali przed Stwórcę i nadawali imiona, a On widział, że wszystko, co stworzył było dobre”. To jest pełny realizm. I powód/źródło nieustannego dziękczynienie.
Szkoda, że są inni wśród nas, i inne organizacje, które ciągle nie chcą tego zrozumieć i nie chcą rozmawiać, ale oni sami się wyalienują z czasem w samorządowej gminie, bo gdy wszyscy będą chcieli być razem, oni będą dzielili na swoich i nie swoich, szemrząc jedynie za plecami.

Rozmawiałem przez chwilę z Emilą na ławeczce na dyżurnym korytarzu jak kolega z koleżanką. Jakie to oczywiste w życiu i niezwykłe, dziwne w zapisie. A dla wielkiej większości kolegów i koleżanek - w szkole przecież są sami tacy - jesteśmy, tzn. ja, starym człowiekiem. Przecież sam tak myślałem w ich wieku, o każdym, kto miał ponad 50 lat, a ja kończę szóstą dziesiątkę i wcale nie trzymam się dobrze. Jakie to wszystko normalne. Zmienia się tylko optyka. Bo życie twoich wiernych zmienia się, ale się nie kończy. Nie mając w Bogu rozmówcy, wielu rzeczy w ogóle się nie da powiedzieć :-)
Sanktuaria są mniej więcej po to. Nawet nabożeństwa i uroczystości. Nie żeby tylko były i się odbyły, ale żeby były okazją do osobowego przeżycia obecności Boga i niekończących się z Nim rozmów. Łaska udziela się w trakcie sprawowania, choć przecież inaczej w każdym tzw. stanie – dla księdza, małżonków, zakonników, osób zupełnie świeckich, zeświecczonych. Każdy jest osobą. Osoba jest obrazem i podobieństwem Boga Samego.
Osoba jest największym sanktuarium!!! Żadne rzeczy zewnętrzne nie oddadzą duchowi ducha.

Kl.6
Mieli próbę przed Vademecum, resztę czasu im zająłem rozróżnieniem Objawienia i objawień.

Kl.5
Duża sala. Więc daję miłosierdzie po amerykańsku na cały regulator. Staje się przez to wielkim poruszającym bardzo nabożeństwem. Boże, miej tę wybaczającą i darmową - niezasłużoną miłość dla nas, w nas, i nad nami, klasą, szkołą, parafią, gminą i całym światem. Nikogo nie wykluczam/my. Przeciwnie - włączam, buduję, jak mogę i umiem, wspólnotę zbawionych.
Mocny akord na koniec, chcą całą klasą zaśpiewać! To już nie elektronika, to osoby! Udało się! Jezusie, zwyciężyłeś!
***
Koniec pracy na dziś. Wracamy. Ulga. Zwycięstwo. Kolejny dzień w szkole przeżyty. Komu mam podziękować? Bogu, bo okazał miłosierdzie kolejny-kolejny raz.
Dlaczego tak lekko i łatwo mówię – Bogu? A komu? Zweryfikujcie moje uczciwe zapiski uczciwie. To eksperymentalna szkoła wiary. W sercu Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Łaski się doświadcza! Tak jak jakichś energii pozytywnych, o których mówią wyznawcy New Age. Nie przejdę do nich, bo po cóż? Czy mogą mieć dla mnie większą ofertę niż mój Zbawiciel? Skąd wzięli swoją? Ja wiem, skąd czerpię pamięć i tożsamość. Z tysięcy lat Starego i Nowego Testamentu i dwóch tysięcy lat KK, które opisują wiernie moje doświadczenia i przeżycia Anno Domini 2012.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Podmiotowy aspekt wiary i czas naszego nawiedzenia (albo odwrotnie)

Coś bardzo ważnego i chyba zbyt pomijanego ruszyłem?! A Początek dało pierwsze świadome tchnienie dnia - modlitwa. Spotykają się w niej dwa pytania odwieczne - kim jestem ja i kim jesteś Ty Boże. "Kim jest człowiek, że o nim pamiętasz..." - psalmista śpiewał tysiące lat wstecz. Moja pamięć, aż do psalmisty (dalej?) i tożsamość są podłożem modlitwy, świadomego początku dnia. Każdy nowy dzień jest jakimś nowym początkiem (wszystkiego).

Z wczoraj (wczorajszego dnia) wychodzę biedny i bogaty. Zużyłem, straciłem część nerwów, część zębów i zdrowia i czasu też pewnie. Nie wykorzystałem wielu możliwości dobra.
Czym jestem bogaty? Postem Rachel, zdjęciem z Turnbull Hall, w duszpasterskim ośrodku Uniwersytetu w Glasgow. Są na nim Jasiek i Rachel na tle Jezusa Miłosiernego. Stałem się bogaty komentarzem Małgorzaty i innych, do zwykłych zdjęć naszych poranków i wieczorów - szarych dni powszednich annopolskiej rodziny. Jestem bogaty zwycięskim spotkaniem z dziećmi pierwszokomunijnymi i rodzicami i wychowawczynią i księdzem. Zwycięstwem ducha nad materią. Nic mnie nie załamało, jak pisał ksiądz Jan Twardowski, nawet jakiś pocałunek i powitanie "dzień dobry".
To jest zwycięstwo miłosierdzia nad nami wszystkimi. "Dives in Misericordia". Niektórzy bardzo nie chcą, żeby o tym pisać, ale nie mogę, nie wolno milczeć. O Miłosierdziu!? Które mnie/nas dotyka w całej mojej/naszej słabości. Piszę po modlitwie. Głównie po modlitwie. W modlitwie najwięcej myśli dostaję. Zrywam owoce w rajskim ogrodzie. Oprócz zakazanych. Czy wy swoje postulaty do mnie też wypowiadacie po modlitwie? Jeśli tak, to się na pewno zrozumiemy. Jeśli nie, to szanse radykalnie maleją. Zresztą, przecież gdybyście otworzyli wokół siebie malutką przestrzeń dialogu publicznego jakoś, nie ciągle tylko prywatnego, to może nie musiałbym pisać o wielu sprawach. Ograniczyłbym się do własnej duszy i rodziny.

Każdy  może i powinien tworzyć przestrzeń rozmowy o ważnych wspólnych sprawach. Przy herbacie, kawie, koniaku, szklance wody... W domach rodzinnych, urzędach gmin, plebaniach, świetlicach wiejskich itd. Ile zbędnych napięć by ubyło w życiu społeczno-publicznym, w tym na posiedzeniach Rady Pedagogicznej Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej!! Skoro tego nikt nie robi, nie zniechęcajcie mnie - jedynego zaworu bezpieczeństwa (przed śmiercią na skutek uduszenia się w oparach fałszu, absurdu, bzdury, zabobonu, podejrzeń, oskarżeń, niedomówień...). Życie bez rozmów - w większych także gronach - zamienia się nie tylko w polskie piekiełko, ale piekło. Tak mniej więcej mamy  z błahego powodu - niechęci (alergii?) do rozmowy (że nie wspomnę mojego wpraszania się na sesje i komisje Rady Gminy i do sps na prawdziwe skrutinium). Widać ten klimat bardziej wielu osobom pasuje. W mętnej wodzie chcą łowić...  Więc niech nie złorzeczą, ani nie skrzeczą, nie mruczą. Nie chcą ONI - więc nie ma. Pozostaje moje pisanie - na świadectwo czasu.

Sobota? - to było, to jest zwycięstwo miłosierdzia nade mną. Pięć godzin zmagań zanim wyjechałem do kościoła?! - to mało?
Noce nerwowe, wiercone, ze snami jakich nikt chyba nie lubi, dobijającymi żywych i umarłych - to nic? A mimo to ciągle jestem gotowy do spotkania z każdym i rozmowę o wszystkich sprawach.

A jednak na szczęście i w noce słabo spane, wiercone ciało odpoczywa, mózg dostaje swoje godziny lżejszej chyba pracy, coś się w nas regeneruje i zaczynamy nowy dzień życia, oddychania, poruszania się, myślenia (które jakże łatwo staje się modlitwą) i łaski.
Tak przeżywam i tego doświadczam i mam odwagę nazywać Miłosierdziem - nawet pośród niechętnych i milczących krajanów. Z tymi niechętnymi i milczącymi jak grób, to sprawa ciekawa. W jakim oni żyją świecie? Bo przecież ja codzienną porcję łaski, nie do przecenienia, dostaję PUBLICZNIE w Internecie!! Moja teologia tegoż medium mówi, że jest to dzisiaj najwspanialszy środek objawienia światła i dobra dla każdego, kto ma kabel, radiolinię, sprzęt, umiejętności i przede wszystkim chęci z niego skorzystać. Dziękuję po stokroć, że żyję w swoich czasach. Dosłownie i w przenośni. Od czasów biblijnych szkoda ludzi, którzy nie rozpoznali czasu swojego nawiedzenia.

Jaką piękną myślą i duchową matematyką jest na przykład - w konsekwencji tego, co opisałem powyżej - że tak za życia, jak i po śmierci, otaczają nas (będą - tych, którzy zostaną, po tych, co odejdą) nie tylko plepleple ludzie, ale także ci, którzy teraz mówią i kiedyś powiedzą słowa prawdziwego miłosierdzia. Ważne to jest za naszego życia, może jeszcze ważniejsze dla bliskich, po czyjejś śmierci! Taki jest pełny realizm. NIKT NIE ŻYJE I NIE UMIERA DLA SIEBIE. Znacie ciąg dalszy? - żyjemy i umieramy dla Boga ("zasnął w Bogu/Panu"). Więc i wśród nas jest (zamieszkuje) cisza i plepleple i prawdziwe miłosierdzie.
W kościele siedziałem tuż za dziećmi. Wśród nich siedziały siostry szarytki, które dzisiaj przyjechały do nas z misją. Moją misją jest to pokazać/przekazać na katechezach, więc robię zdjęcia, czy to się komuś podoba, czy nie. Wypełnianie misji daje siłę, nawet wobec władzy, nie tylko szaraczków psioczących. Jestem takim lokalnym, amatorskim Arturo Mari, którego misją było pokazywanie posługi papieskiej. Jestem przekonany, że Jezus by dzisiaj nie tylko robił zdjęcia na mszy, ale i prowadził bloga (eucharystycznego?).
Nie jesteśmy - nie możemy być - odczłowieczeni w kościele. Wprost przeciwnie, Ewangelia każe nam przeżywać wcielenie Boga samego. To wstyd samemu żyć obok ciała, jego potrzeb, poruszeń, jego czasów i Internetu. Oraz obok ciał innych ludzi. Człowiek jest całością. Całości służymy - także na katechezie. Dlatego mówię o sztuce skupienia się, oddychania, siedzenia i o naturalnych procesach rozproszeń, zmęczenia, odwracania głowy i uwagi. Łaska buduje na naturze. Trzeba znać naturę i się z nią liczyć, jak sam Bóg (Ojciec i Syn).

W kościele też jestem całym człowiekiem, między księdzem Andrzejem przy ołtarzu i ludźmi dokoła. Całym sobą czuję powierzchniowe i podskórne nurty. Każdy tak ma. Wytrzymujemy je, lub nie, jesteśmy wolnymi ludźmi, nikt nas nie spętał, ani nie przybił gwoździami do ławki. Chodzę i robię zdjęcia - gdy jest taka potrzeba. Co jest potrzebą? - Bóg określił, dając nam ciało uduchowione, ducha ucieleśnionego i zadania we wspólnocie lokalnej. Mnie? - stanowisko i misję katechety. Chcę lub mam taką potrzebę - to wyjdę nawet z kościoła. Człowiek jest stworzeniem racjonalnym i wolnym, wolnym i racjonalnym. Powinien uzasadniać swoje wybory, działania, tezy, nauczanie. Wiara i rozum nie mogą w żadnej chwili się rozdzielić. Herezje i sekty czyhają.

Wyobcowanie w kościele jest bardziej bolesne, niż gdzie indziej, np. w szkole lub gminie. Choć Bóg znaki daje i mryga okiem. Niektóre piosenki po nas pozostały podczas liturgii i niektóre zachowania w parafii. Non omnis moriar.
Siostry prezentowały historię i wygląd "Cudownego medalika". Byłem na Rue du Bac w Paryżu, a jakże, takie były moje szlaki, nawet podczas auto-stopu. Wychowanie w rodzinie prowadzi przez życie. Zdjęcia więc robiłem dzisiaj jako żywy człowiek, katecheta - żeby jutro pokazać, przypomnieć, omówić, pomodlić się. Jako ja - pełen wspomnień, zachowujący wszystko, co ważne, w sercu swoim.

Ale zdałem sobie sprawę także z innej już epoki - może nie, w której, ale dla której żyję. Ja nie zostawię po sobie medalików, koronek itd. Chciałbym zostawić zachętę do wiary osobowej. Że osoba dostała cudowny wymiar i narzędzia do walki o wieczność. Może już powoli dojrzewamy, aby ujrzeć w sobie cudowny obrazek-medalik-obraz na podobieństwo... Boga samego. Zachęcam do aktu osobowego - z całą kulturą, jaką wchłonęliśmy - "zostań w ciszy sam z sobą przez parę minut, tak do 15". Do tego samego zachęcała św. Teresa z Avila. Rób to metodycznie i często, na ile potrafisz. Wytrzymaj wtedy te dwa pytania -nie zagłuszaj ich, ani nie unikaj - kim jestem ja, kim jesteś Ty Boże. Tylko tyle? Tak, tyle. Za jakiś czas możemy porozmawiać więcej.

A dziś na zakończenie powiem zaskakującą rzecz - która też przyszła do mnie dzisiaj w kościele - że nie chciałbym już wcale jechać do Rzymu. Przez wiele lat chciałem, nawet stałem w Genui na autostradzie, ale musiałem zawrócić, nie zdążyłbym na rozpoczęcie roku akademickiego, a byłem przewodniczącym ROMA (Rada Organizacji Młodzieży Akademickiej) na ATK (Akademia Teologii Katolickiej) i musiałem przemówić, zaraz po Rektorze. Naprawdę, tak było i tak jest ze mną. Jak pomyślę o tych wszystkich rzymskich pięknych kościołach, placach, zabytkach, tłumie turystów, wielkiej bazylice itd. to czmychnąć bym chciał do Turkmenistanu, gdzie ani jednego nie ma takiego kościoła, a jest Kościół prawdziwy. Madejowy.

sobota, 21 kwietnia 2012

Eucharystia czyli dziękczynienie i ofiara

Czuję się Januszem Korczakiem. Starym katechetą. Zresztą, o tej porze?! Jest godz. 3.15, od dawna nie mogę spać. Wstałem. Co mi dzisiaj zgotuje Strachówka? Spotkanie dzieci I Komunijnych zwołane przez kogoś, nie do końca wiadomo. Czekam na świt jak ostatni oddział rozbitej armii w otoczeniu. Czy na pewno to się dzieje w moim kościele? Czy na pewno jedyną postawą wobec patologii ma być milczenie od dołu do góry? Pojadę, przekonam się. Wszyscy zobaczymy.

Ubrałem się, po cichu i po ciemku zebrałem ubranie i rozbroiłem z kabli komputer. Przeniosłem się do kuchni. Poprzesuwałem rzeczy na stole, zrobiłem sobie miejsce. Żeby nie zmywać ceraty, rozłożyłem ręcznik, który suszył się na zimnym kaloryferze, ale i tak wysechł. - Oho, robię sobie ołtarzyk! Może trochę szkoda, że czerwony, wolałbym zielony, w groszki, albo żółty, ale nie ja decyduję o takich sprawach. Przypadek.

Czy ja chcę kogoś wzruszyć, albo zlitować tym czułym stosunkiem do rzeczy? Chyba nie - to jest akt-ualny, fakt-yczny opis czynności. A co? - mam wyć, wrzeszczeć do księżyca? Że nie chcę takiego życia dla nikogo? Ale takie życie właśnie jest. Jezus był pewnie o tej porze w Ogrodzie Oliwnym, Korczak w pustoszonym gettcie (nie wiedzieli do końca wszystkiego, Niemcy maskowali i budowali nawet sztuczne rampy i stację kolejową w Treblince) - ja w Ogrodzie annopolskim. Tysiące innych, w tysiącach podobnych okolicznościach, tu i tam. Chyba wszyscy papieże. Ty - i naprzeciw CAŁY SENS. I bardzo ostateczny. Nie pozostaje w tobie żadne miejsce skryte i niedopowiedziane.
Ty - to wszystko w tobie, od początku (dziedziczenia genów i osobistego myślenia), po ostatnie liście na głowie. SENS - ho, ho! - cała teologia.

Kto zbudował, a raczej wykopał przepaść między mną/nami a resztą? Źli ludzie? No, na pewno nie przyjaciele. Ale przecież widzieli dobre życie nasze i czyny? Jak to możliwe, co się stało?
Co się stało? Staliśmy się niewygodni dla ludzi spragnionych bardziej władzy niż prawdy. Wrogami systemu, który chcieli trochę utrzymać, trochę stworzyć, bo im służył. By im służył. Łatwiej zburzyć, niż odtworzyć naturalną kolei i porządek rzeczy.
My, jak buntownicy, nie byliśmy poddani systemowi ich władzy, planów i oczekiwań.
Władza umie - i łatwo to osiąga - gromadzić przy sobie popleczników, schlebców, wyborców, elektorat "chleba i igrzysk". Igrzyska ich wybrały. Igrzyska diabelskie. Więc trwają do dzisiaj.

U nas diabeł rządzi za to brakiem kasy. Pastwi się nad nami. Odpędzam go modlitwą, ale częściej ostatnio nawet mantra nie wychodzi, z trudem ją powtarzam, bez radosnego automatyzmu. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybym jej nie miał. -Nie-ja-Ty...Bóg-Miłość-Chrystus-Pokój-Dobro-Bóg-Amen. Jest tylko - ty i SENS. Amen. Rzeczy się przestawia na stole, ręcznikiem nakrywa brudne plamy. Dzieci w tym Ogrodzie nie poznają komfortu życiowego - sam egzystencjalizm! Być, nie - mieć. Uwrażliwiają ich kotki, wiewiórki, sarny, zachodzące Słońce i wschodzące mgły.
Od konsumpcjonizmu naszego powszedniego zachowałeś nas/ich Panie! Zachowuj dalej - wbrew rozsądkowi życiowemu. Eucharystia to dziękczynienie i ofiara.

Grażyna ma cały czas przed i pod oczami mroczki od pustych blankietów nie-przelewów i nie- przekazów, Hela nie ma pieniędzy, Łazarz nie ma, Jasiek nie, Zosia nie ma, ja ich nie widziałem, nie widuję i wcale nie chcę, ale oni ? - nikt nie ma pieniędzy. Dlaczego nikt nie ma tego, co potrzeba! Co nam odłączą tym razem? Prąd? Byt? Napuszczą ogłupionych ludzi? Czy przyślą gałązkę oliwną? Jak się mogą takie rzeczy dziać w 2012 roku po narodzeniu Jezusa, z tysiącami parafii dookoła? Ale czy spotkam w nich przyjaznych ludzi, bliźnich spod Jerycha? Księży? Proboszczów? Biskupów? Jeśli tak - nie bójmy się złego. Nie bójmy się niczego. Jezu Ufam Tobie. Taka jest siła wiary. Taka jest siła Twojego Kościoła. Dobra Nowina dla świata całego. O zbawieniu od wszelkiego złego.
Filmy i inne produkcje wieczorową porą przegrywają z tą. Tu odsłania się, chropowato, z napięciami, ale Boże arcydzieło. Osoba człowieka. Świat spraw ostatecznych - dla mnie, albo na moim exemplum. Kiedy doczekam się innych zawodników na tym polu zmagań? Nie to, jak się pisze, liczy się najbardziej, ale to, co się "widzi" sobą i chce się odkryć i pokazać. Dzielenie się swoim niepowtarzalnym widzeniem i przeżywaniem powtarzalnych rzeczy i spraw. Niepowtarzalna jest głównie egzystencja człowieka, osobowe istnienie. Niepowtarzalność jest wielkim darem. Daje sama - z kolei - naturalne pogodzenie z życiem i ze śmiercią - bo przecież nikt normalny nie chce powtarzać niczego niepowtarzalnego! Zobaczyłem, przeżyłem, trochę zrozumiałem i naprawdę dziękuję.

Dziękuję, dziękczynienie, eucharystia - jest piękną postawą i daje spełnienie w najwyższym dostępnym rodzaju. Czterdzieści lat czekałem, żeby to powiedzieć. By to tak jasno powiedzieć!

Po pięciu godzinach pisania, myślenia, medytowania, fotografowania wschodzącego Słońca, palenia w piecu, szukania wierszy na I Komunię (nie wierszyków), krótkiej obecności na Facebooku - wcale już się nie bałem, wręcz przeciwnie, bardzo chciałem jechać na spotkanie. Jak to dobrze, że zdążyła zadziałać łaska pokoju i radości niespodzianej, bo jakby tu jechać ze skwaszonym duchem (pewnie i miną) na zebranie pierwszo-komunijne dzieci i rodziców. Jadę podzielić się sobą, wiarą rozumną, nadzieją (i miłosierdziem?) :)))

Spotkaliśmy się. To było zwycięstwo łaski wiary po nieprzespanej nocy i pięciogodzinnym biciu się z myślami. Były dzieci, rodzice (głównie mamy), ksiądz proboszcz, wychowawczyni. Ja uprosiłem dyrektorkę-żonę, by chciała być obserwatorem. BY KAŻDY BYŁ TYM, KIM JEST I MÓGŁ WYWIĄZAĆ SIĘ ZE SWOICH OBOWIĄZKÓW Z PEŁNĄ OTWARTOŚCIĄ NA INNYCH. Tak chyba było. Pierwsza Komunia może przywrócić niektóre zerwane nici we wspólnocie lokalnej.

Ja też umiem być bardzo zdyscyplinowany. Nie odezwałem się w drodze do kościoła, dopiero powrotnej, o drobiazgach, ani irytacji czyjąś wypowiedzią. Owszem, pomodliliśmy się, jak zwykle w samochodzie. Samowyzwalacz modlitewny :)

Mam jakieś zgagi, ale to dopiero po rozmowie w domu. Z żoną rodzoną i sakramentalną. Na temat metody postępowania w WIADOMEJ sprawie, permanentnym problemie. Czego się nie dotkniemy, wszędzie cień wyrasta. Echo niesympatyczne i nieprzyjazne. Toksyczne. Ani go ominąć, ani... co? Ja mam swoje zdanie. Trudne. Odejdź, zamilcz, zapomnij!? O, nie! Bo FAŁSZ zakwitnie na całej polanie realnej i wirtualnej Polan-Strachowian.
Czy wolno mi - wobec tego - użyć sformułowania tytułowego? - które zapisałem nad ranem w pełnej zgodności wiary, sumienia, rozumu? Loyola podpowiada "nie zmieniaj zdania, które podjąłeś w dobrej chwili, w chwili złej". Posłucham. Już nieraz słuchałem, z wielką korzyścią dla siebie. Może nie tylko dla siebie. Loyola jest święty. Zaufaj świętości. Zaufaj głosowi wewnętrznemu.