czwartek, 31 maja 2012

Notatki do filozofii (polskiej) współczesności, albo pomysł na pracę lincencjacką "Pojęcie miłości intelektualnej u Jana Pawła II" (1)

Boże, pozwól mi zobaczyć rzeczywistość i siebie jak najbliżej prawdy. Otwórz me oczy i serce, daj światło wiary i rozumu, dwóch skrzydeł, na których mogę wznieść się ku kontemplacji prawdy, także o moim świecie i sobie samym. Żebym nikogo nie ranił niepotrzebnie, ale żebym wypełnił zadanie, jakie na mnie nałożyłeś. Moje wychowanie, moje wykształcenie i całe życie przygotowały i zobowiązują mnie do tej pracy. Modlę się jak ten, który ma napisać ikonę.

Ktoś we śnie przyszedł i mnie o to pytał, prosił! Padało w sennym programie (telewizyjnym, radiowym?) wiele nazwisk wybitnych i znanych, książka o nich zbiorcza i wywiad na ich temat. Mnie został jeden z bohaterów, nazywał się jakoś tak Worthton(?), co mogło być i Warthton i Worthon i Woodworth... co prowadzi do czcionki, która chce "zażółcić gęślą jaźń" i do psychologii eksperymentalnej, co i tak jest dobrze całkiem i nieźle.
  • pomyłka Obamy, stwarzają nową nieistniejącą rzeczywistości, odpowiedniki prawdziwych składowych, zahaczonych, uczepionych prawdziwej rzeczywistości. Realizm to współuczestnictwo w stwarzaniu Bożego świata przez "przyprowadzanie do Boga wszystkiego co istnieje (żyje) i nadawanie 'adekwatnej' nazwy..."
  • wyniki testów 6-klasy (a jak my-dorośli korzystamy ze źródeł informacji, na swoim poziomie, co jest źródłem wiedzy dla nas)
  • może i to, co się dzieje w Watykanie
  • chłodny dzień, dzieci by powiedziały "nudzę się", ja - smętno mi i nijako... ale od czego jest modlitwa? I robi się światło, wielka jasność wewnętrzna.
  • już nie piszę na Berdyczów, pisze do Polski i świata całego (takiej globalizacji uczy nas nawet koronka siostry Faustyny)
  • Berdyczów będzie milczał nadal (gmina, powiat, parafia, dekanat - niczym "Backward 2012 sp. ZOO" w globalnej wiosce, kościele i świecie). Konieczne jest uwolnienie ducha, uwolnienie osoby z krępujących, sztywnych, starych podziałów i granic nie odpowiadających warunkom wolności. Drepczemy po zaułkach wolności. Nie mam na myśli ani wyzwolenia politycznego (vide nasza Solidarność), ani obyczajowego (vide ruch hippisowski i rewolucja seksualna). Mówię o wolności osoby. O wolności Ducha.
  • B16 katecheza "modlitwa jest przede wszystkim darem Boga" i pojęcie miłości intelektualnej u JPII, pojęcie Objawienia... - a naprzeciw kontrastująca wiara obrazkowa (Pan Jezus jak rakieta wstępuje do nieba?)!!
  • Norwid - połączenie piękna, prawdy i dobra i ich prze-życie, czyli inna - zintegrowana z pełnym pojęciem człowieka-osoby - definicja pracy, sięgająca zmartwychwstania (dwa skrzydła rozumu i wiary, to on jest chyba i niewątpliwie współautorem papieskiej encykliki!)
  • jakie to proste i genialne, że rodzice Norwida nie poznali się w Poznaniu albo Wielkopolsce, ani w Białymstoku, ani koło Krzemieńca lub Wilna, ale w Strachówce!! I że mieli Jana III w podszewce (Bożej). Tak, to również filozofia i teologia Strachówki, o czym nikt prawie nie chce słyszeć w gminie i w powiecie, w parafii i dekanacie. Stare struktury raczej (bardziej) uwięziły niż wyzwalają dzisiaj ducha Polaków. O nieszczęśliwi. Biada im! - bo nie rozumieją czasu swojego nawiedzenia. Słowo mieszka wśród nas, a oni się spodziewali, i ciągle spodziewają, że...
  • Tu notatki dzieci do debaty....
  • a tu notatki czerwonym długopisem, gdzieś na stole, sprzed przedwczoraj
Nieoceniona pomyłka autorów Barackowego przemówienia przy nadawaniu orderu za próbę ratowania narodu Żydowskiego i żydowskiej kultury i świata! Ukochany bachor, bachorim - czy bachor przebrzydły? My także żyjemy w epoce i kraju pomieszania pojęć. Katecheta stał się dla wielu siewcą nienawiści - a w takim razie kim oni są, zakonspirowani autorzy niby-pojęć "polskie obozy śmierci", "siewca nienawiści"... i ich świat (i projekt na władzę)? Co mnie legitymizuje, co ich?

Mnie? Jackowscy, Królowie, duża, wierna i kochająca się rodzina, Annopol, Katyń i Europa (i Ameryka) w rodzinie, Prus i Kiliński w Warszawie, Rodzina Rodzin, FBI, Taize, Solidarność, I Kadencja Samorządnej Polski, wierszyki na stronie www, świadectwa o czasach, w których żyłem i działałem na forum Tygodnika Powszechnego, listy do papieża, vota w kościele parafialnym przed tabernakulum, Rzeczpospolita Norwidowska, trzydzieści lat na katechetycznej ambonie i żyjący w opinii świętości Andrzej Madej, który się przyzna i wstawi za każdym grzesznikiem. Wy to zbywacie dwoma słowami - SIEWCA NIENAWIŚCI. Jaka jest wasza Polska i Kościół?

A w telewizji Brygida Grysiak "Wybiera życie", można być normalnym na każdym stanowisku i w każdym środowisku (dziennikarskim, artystycznym, nauczycielskim, samorządowym...). Nie trzeba być katolickim oszołomem, oszołomką.  Wystarczy być normalnym. Wytworzył się klimat (moda) na infantylne wizje życia, wydumane dla potrzeb własnego wygodnictwa, mniej lub bardziej zakamuflowanego egoizmu, uciszające sumienia. W pewien sposób także jesteśmy ofiarami takiej nowo-mody. Ci, co nas zwalczają, wiodą raczej wygodne życie. O zgrozo, znajdują sojuszników także wśród duchownych-koniunkturalistów - wbrew odwiecznej nauce kościoła pro-life! Koniunkturaliści przymykają oczy na takie subtelności. Także i ich dotyczy pytanie ponadczasowego wieszcza o faryzeuszy:

1) 
Dewocja krzyczy: "Michelet wychodzi z Kościoła!"
Prawda; Dewocja tylko tego nie postrzegła,
Że za kościołem człowiek o ratunek woła,
Że kona - że ażeby krew go nie ubiegła,
To ornat drze się w pasy i związuje rany.
*
A faryzeusz mimo idzie zadumany...

2)
Byłem wczora w miejscu, gdzie mrą z głodu -
Trumienne izb oglądałem wnętrze:
Noga powinęła mi się u schodu,
Na nie obrachowanym piętrze!

Musiał to być cud - cud to był,
Że chwyciłem się belki spróchniałéj...
(A gwóźdź w niej tkwił
Jak w ramionach krzyża!...) - uszedłem cały! -

Lecz uniosłem... pół serca - nie więcéj -
Wesołości?... zaledwo ślad!
Pominąłem tłum, jak targ bydlęcy;
Obmierzł mi świat...

Muszę dziś pójść do Pani Baronowej,
Która przyjmuje bardzo pięknie,
Siedząc na kanapce atłasowej -
Cóż powiem jej...

...Zwierciadło pęknie,
Kandelabry się skrzywią na realizm
I wymalowane papugi
Na plafonie - jak długi -
Z dzioba w dziób zawołają: "Socjalizm!"

Dlatego usiądę z kapeluszem
W ręku - - a potem go postawię
I wrócę milczącym faryzeuszem
- Po zabawie.

W ściądze dla gimnazjalistów jest takie wyjaśnienie „O faryzeuszu i celniku” – "W kościele modli się dwóch mężczyzn: faryzeusz i celnik. Pierwszy z nich dziękuje Bogu za to, że różni się od innych ludzi: nie cudzołoży, nie kradnie, nie oszukuje i zachowuje post dwa razy w tygodniu. Drugi z nich błaga Boga o wybaczenie grzechów. Przypowieść ta obrazuje dwa modele ludzkiego myślenia i charakteru. Faryzeusz to człowiek, który dostrzega wyłącznie grzechy i winy innych nie widząc w swoim postępowaniu nic karygodnego stawiając w ten sposób siebie ponad innymi ludźmi jego postawa nacechowana jest pychą. Celnik to człowiek świadomy swych ułomności, otwarcie przyznaje się do grzechów i błaga o wybaczenie. Jego postawa nacechowana jest pokorą. Uniwersalność tej przypowieści polega na tym, że i dzisiaj spotykamy ludzi, którzy mają pretensje do całego świata, obwiniają innych o zło i nienawiść, podczas gdy sami dalecy są od doskonałości. Niewielu jest ludzi pokornych, którzy potrafią przyznać się do błędów. Przypowieść piętnuje następujące cechy; ślepotę, zadufanie, pychę, przekonanie o własnej doskonałości a każe naśladować pokorę, krytycyzm wobec samego siebie".

***
Kiedy się nie ma kasy, ani innych żadnych możliwości, masło maślane jest mym towarzyszem, a tłum dookoła czeka nie tylko na sfinalizowanie się śmierci cywilnej, to ten świat w moim wieku nie ma już zbyt wiele powabów. Ile meczów tenisowych można oglądać dziennie w Internecie?
Nic już nie muszę, niczego - w życiu publicznym. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić kolejnego (takiego) roku. Co miałem zrobić, zrobiłem. W życiu osobistym - trochę się nawrócić, by nie zaszkodziło. W życiu rodzinnym - potowarzyszyć jeszcze żonie i dzieciom, ile się da. I koniec. Mógłbym jeszcze to i owo, ale żadna parafia, szkoła, ani stowarzyszenie nie czuje potrzeby mnie zaprosić ze świadectwem ubiegłego wieku (osobistej przemiany, rodziny, gminy, kościoła, Polski), katechezą lub jakimś programem ewangelizacyjnym. I dobrze. I trudno. Chociaż ucieszę tym anonimowe stronnictwo faryzeuszy w mojej gminie, bo w niczym im nie zagrażam - ani nie konkuruję o władzę, profity, sukcesy u władzy, powodzenie u kobiet...
Prawda - także wiara rozumna - nie jest przecież w popycie.

Rzadko się spotyka takie studium przypadku - możliwość skrupulatnego przyglądania się tej fazie życia. Wykorzystajmy tę szansę dobrze. Czasami, czasami - przeważnie tylko w bajkach bardzo filozoficznych - dno (własnego) bytu oglądać można, niczym dno oka. Najbardziej spektakularnym było odchodzenie papieża.

Oto definicja patologii (paranoi?) społecznej, podam w trzech krokach, bez cienia nienawiści, przeciwnie z wielkim bólem, goryczą i żalem, i modlitwą o uzdrowienie:
- krok pierwszy (kontekst kulturowy) - wystąpienie dyrektorki Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce przed Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej na Ogólnopolskim Spotkaniu Organizacji Działających na Wsi
- krok drugi - opis tej samej wsi, szkoły, wspólnoty mieszkańców, autorstwa nauczycielki Zespołu Szkół im.Rzeczpospolitej Norwidowskiej z sugestiami personalnymi względem inspiratorów tej wielkiej (ponad gminnej, ponad powiatowej...) idei i osobiście wobec dyrektorki (matki siedmiorga dzieci!!!)
- krok trzeci - ludzie, którzy znają sytuację i nic (niewiele) zrobili i robią, aby zapobiec dalszemu niszczeniu wspólnoty lokalnej, W TYM SZKOŁY (UCZNIÓW), powtarzając "zostawcie ją, dajcie jej spokój itd.itp", nie podejmując odpowiedzialności za dobro wspólne (w tym także osoby społecznie szkodliwej!? - żeby nie użyć innego, bardziej adekwatnego w tej sytuacji słowa)







środa, 30 maja 2012

Rodacy! - więcej rozsądku i debat (więc Ducha)

Budzę się, wstaję, myję, zamykam oczy i patrzę. Co widzę? Swoją mantrę - nie-ja-Ty-Bóg-Miłość-Chrystus-Pokój-Dobro....
Otwieram oczy, patrzę. Co widzę? Dęby pamięci.

Wczoraj dostałem z Watykanu projekt katechezy na dzisiaj. Przyszedł w Internecie, na Face-book'u objawień wszelakich, przez Lincoln, Nebraska, USA. Jesteśmy jednym kościołem, lub... sektami.
Jest środa oktawy po Zesłaniu Ducha Świętego. Wszystko możemy widzieć w Jego świetle. W Jego objawieniu.

Ubawiony słucham w telewizyjnych wiadomościach o lapsusie prezydenta Obamy i cieszy się we mnie 'siewca nienawiści'. A więc przekonał się, nawet on, prezydent największego mocarstwa, że może stać się ofiarą wyższej siły! Tak działają zbitki słowne, ktoś je w tym celu wymyśla, a potem żyją własnym życiem, deformując świadomość świata. Diabeł jest nazwany ojcem wszelkiego kłamstwa i na przykładzie wpadki Barracka Obamy dobrze widać, jak (to) działa.

*******

Odgradzam czasami gwiazdkami to, co zapiszę rano przed szkołą, od tego, co po.  

Temat roboczy dnia brzmi „O Patronach Spotkania Młodych w Rio”. Zrobiłem sobie mini słowniczek z języka portugalskiego. Na wzór i przykład:
rio bonita - piękna rzeka
irmao - brat
escolhida – wybrana

Kl.3
Nie pozwolili na przeprowadzenie lekcji. Zawsze jest modlitwa, jako wstęp i zakończenie, ale środek - zamiast katechezy o błogosławionej Albertinie - był ćwiczeniem panowania nad sobą, od czego (wszystko) się zaczyna, co dobre, w naszym osobistym życiu.
Chciałoby się wziąć pasa na nieznośne bachory. W ich wieku można być świętymi, albo bachorami, choć słowo bachor ma w sobie przekręconą czułość. Pamiętam jeden z wykładów ks. prof. Czesława Jakóbca "Pojęcie Objawienia" (cały semestr na ten sam temat, ja wpadałem gościnnie), na którym, jako wtręt, było podane przez wielkiego biblistę pochodzenie bachor, bachorim - ukochane dziecko w rodzinie żydowskich sąsiadów, polscy sąsiedzi zrobili "normalnie potworem, bestią, porażkę wychowawczą swoich nieudolnych rodziców, ofiarę ich beznadziejnych eksperymentów pedagogicznych itd". Ot, jaka to wielka gra na poziomie języka! Wcale nie słowna! Dużo więcej - gra między-kulturowa (religijna), a raczej zwalczanie kulturowe (religijne).

Uczniom, w ramach pojednania zadaję liczenie ?beata Albertina" w piosence na cześć młodej błogosławionej. W kraju kultu cielesności obroniła integralność swojego ciała, płacąc cenę życia. Miała 12 lat. Papież pokazują ją młodym całego świata przed spotkaniem w Rio'2013. Ja - pokazuję młodym Strachówki. Ne pokazałbym, bo bym nie znał wcale, gdyby wczoraj nie mignęło nazwisko ulubionego biskupa Lucy Langdon z Lincoln, Chaput, pierwszego tak wysoko w hierarchii kościoła Amerykanina z indiańskiej krwi przodków. Ja też go polubiłem, umie ze wszystkimi rozmawiać, nie boi się debat na uniwersytetach z ateistami i każdym, go zaprosi lub wyzwie, aby stanął w szranki. Watykan chyba też na niego liczy.

Mignął mi w społecznościowej zajawce na monitorze, uchwyciłem sygnał, znak i podjąłem zawody ze światem.

KL6
Gratuluje im zwycięstwa - o dziwo - w piątkowej debacie. O dziwo, bo nie jest łatwo klasie szóstej potykać się z gimnazjalistami! Tym większe bravo! No i dodaję słów parę o potrzebie debat, opisuję jak umiem, salę debat w dawnym Kolegium Jezuickim w Drohiczynie, obecnym seminarium diecezjalnym. Udatność opisu mogą sprawdzić na zdjęciach w korytarzu, byliśmy tam z grupą nauczycieli z Anglii, Danii, Norwegii i Czech. Trzeba nauczyć się debatowania z kulturą  godnością, jeśli mamy wyjść na ludzi i na zdrowe społeczeństwo obywatelskie.

Każda lekcja daje mi lekcję - ot, choćby, jaki miałem plan, co wyszło i końcowy wybór: być dzisiaj bł. Albertiną, czy celebrytą/ką z piątym narzeczonym lud trzecim mężem/żoną?

Kończę pointą - debata pana Józka z panią Krysią, byłaby pięknym wyjściem z niezdrowej sytuacji w naszej wspólnocie szkolnej, parafialnej i gminnej.

Kl.1
Moją misją na dziś – uczyć panowania nad sobą! A wszystko inne – w wierze rozumnej - będzie nam dodane.

Kl.4
Romerports.com – jesteśmy jednym kościołem. Znów jednego gagatka wyprowadziłem, dzierżąc krzepko za chudawe ramię do gabinetu dyrektora. Są jakieś granice. Ja swoje, on swoje. Ja - tak, on - nie. Dobrze, że go Grażyna przyprowadziła, potem jeszcze Mila zajrzała dyscyplinująco, podszedł, przeprosił, uścisnąć mogliśmy sobie dłonie. Do wybaczania jestem pierwszy. To wielki przywilej nauczyciela, wychowawcy, ojca miłosiernego i chyba każdego rozumnego chrześcijanina.

Romereports - jesteśmy jednym kościołem, wyjdźmy z ciasnego własnego podwórka. Prezydent Kostaryki jest zaproszony z wykładem do Watykanu. A nasz? A ja? A ty? - myślisz w ogóle o tym? Szkoda, że my boimy się nawet mówić na własnym podwórku i gotowi jesteśmy oddać prawie całe pole debaty o prawdzie, pamięci i tożsamości co kłótliwszej koleżance.

A ty papież mówi, że modlitwa jest naprawdę darem Boga. Wiem, dlatego od 30 lat staję z uczniami w ciszy przed krzyżem.

Kl.2
Po drodze do klasy mamy (katecheta, pan Józio i wychowawczyni, pani Krysia) małą scysję, malutką, micro i bardzo sympatyczną.
Zachowuję się raczej spontanicznie, nie złośliwie. Nie widząc życzliwej akceptacji mojego pozdrowienia, głośnego "Dzień dobry", zaczynam przesadnie artykułować raz drugi i trzeci. No wiem, przesadziłem, powiedziałem 3 razy, wystarczyło tylko dwa, ale przecież w naszej szkole formy kabaretowe są coraz popularniejsze. Na ostatnim Festynie dla Matek prześmiewali się gimnazjaliści i uczniowie klasy trzeciej z podstawówki. Humor i uśmiech na co dzień krzepi.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że bardzo jest potrzebna debata oksfordzka między nami - dobrze by zrobiła wszystkim, przede wszystkim uczniom! Mamy możliwości uwolnić ich ducha z ciasnych stereotypowych ramek szkoły, kościoła i gminy, czyli stawać się coraz bardziej i lepiej Rzeczpospolitą (Norwidowską i Polską).

Z klasą pracuje mi się zaraz potem całkiem zwyczajnie, normalnie, prawie jak masło maślane - sprawdzam, czy wiedzą, a raczej, czy zdają sobie sprawę, w jakie święto kościelne dostali I Komunię? Nie bardzo, ale po cóż jest nauczyciel, stary katecheta. Podpytuję o pamięć czytań liturgicznych, przecież lektorzy są wśród nich. Kantorka także. Pamięta cały psalm. To ona właśnie śpiewająco podpowiedziała. "Pan wśród radości wstępuje do nieba". 
Gdzie jest niebo? Na pewno nie tam i nie tak jak, na znanych obrazach i rysunkach-malowankach. - Dam wam, ale pamiętajcie, że to było inaczej, więc malując myślimy, jak to mogło być? A jak jest Jezus jest w Komunii świętej?

Wczoraj natychmiast wpisałem komentarz na Facebooku, na wieść o jakichś krypto-potajemnych (wiem, że znów masło maślane) świętowaniu 40-stej rocznicy święceń ks. proboszcza przez jakąś grupkę, w tym radną-nauczycielkę, chyba jedną? główną? organizatorkę (któż to wie, u nich wszystko jest tajne łamane przez poufne), choć do południa ksiądz i ona byli w szkole! Tak się nie robi, ale nie wolno też przemilczać.
Znamy zasadę „Zero tolerancji”, w domyśle „dla zła wokół nas”. Zło zachowań anty-społecznych zabija każdą wspólnotę. Przemilczanie jest współudziałem. Zło zwycięża, kiedy dobro milczy.

W międzyczasie mam mini przemowę i ćwiczenie z klasą. Wstajemy, "gasimy świeczki", ćwiczymy oddech, równowagę, panowanie nad sobą.
Świętość to nie bezgrzeszność, to sztuka przyznania się do błędów, grzechów, refleksja i próba szczera ich naprawy. W tym jestem chyba dobry, może mam po ojcu, który choć był wybuchowy, to kierował się biblijną - więc Bożą - zasadą "aby Słońce nie zachodziło nad gniewem twoim", mama zawsze w nim to ceniła.
********
Po co mi to pisanie?
Kto by tak zapytał, dostałby odpowiedź bardzo prostą. To miłosne rozdawanie się ducha. Udzielanie? Obcowanie! Zmęczony sprawami dnia, lekko zużyty, odżyję publikując. Mamy udział w objawieniu – Słowo mieszka wśród nas, i może być większy z każdym dniem, o ile sami zechcemy się odkryć. Kto nie ceni, albo jeszcze nie docenił tego aspektu rzeczywistości człowieka-osoby, niech jak najszybciej spróbuje.

wtorek, 29 maja 2012

Znaczenie Roku 1981 w moim życiu, w dziejach gminy Strachówki, Polski i Europy

Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił - śpiewam z samego rana, 29 maja 2012. Nie ma lepszych i gorszych dni w życiu dla śpiewania z głębi serca. Śpiewaj duszo maja. Wychwalaj Pana swego, rozważaj Jego życie i mękę i zdradzieckich mu współczesnych - swoich i okupantów. Cóż im złego uczynił? Niczego. Czynił dobro, mówił prawdę. Za to Go zabili - bo znieść prawdy nie mogli. Zabili też później wszystkich Jego przyjaciół (i naśladowców), Apostołów, ówczesnych katechetów. Oprócz jednego Jana, który do końca opiekował się Jego Matką. Stronnictwa faryzeuszy są i będą niestety pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. Najprostsza i okrutna ich definicja to "zabójcy prawdy".

Wczoraj miałem pisać (śpiewać?)  o roku 1981 w dziejach Strachówki, ale byłoby za dużo. Co do śpiewu - to głos dałem na sali podczas festynu dla Matek we wspólnocie szkolnej. Czy wszyscy czuli to samo - WSPÓLNOTĘ na nowej sali sportowej? - dzieci-uczniów, matek, nauczyciel?/ DLATEGO aż zaśpiewałem basem/barytonem "i serdeczny twój dar, lniany ręcznik mi dałaś...", myśląc przez chwilę, że czas pożegnania z matką nadchodzi (90 lat).

Dlaczego o roku 1981 w naszych dziejach?
Najpierw - bo w ogłoszeniach parafialnych na mszy rocznicowej w niedzielę od księdza Andrzeja usłyszeliśmy, że wspominamy (cały kościół w Polsce, cała Polska) 31 rocznicę śmierci kardynała Stefana Wyszyńskiego. Swoją drogą, jak te 30-tki często wracają w moim pisaniu, widać to jakaś wielka miara!

Dlaczego o roku 1981 w naszych dziejach? Pozastanawiajmy się razem. Pomóżcie mi zrozumieć.
Wróciłem do Polski z Francji na Boże Narodzenie 1980, na wypadek wejścia wojsk radzieckich (Armii Czerwonej), żeby nie weszli.
Sylwestra spędziłem w samotności w Annopolu, miałem o czym dumać. Pamiętam rozmowy o Polsce z sąsiadem Wieśkiem, jest młodszy o siedem lat. Wszystko prowadziło mnie, nas do Solidarności. Po to też wróciłem.
W kwietniu się skrystalizowało. 3 Maja powstała nasza SOLIDARNOŚĆ RI. 3 Maja był wtedy świętem zakazanym - łatwo dzisiaj tego faktu nie skojarzyć, nieprawdaż, tak jakby wolność zawsze była, i święta narodowe i wolna gmina i demokratycznie w szkole... Otóż nie - to był szlak wolności. TO JEST SZLAK WOLNOŚCI!

13 maja chcieli zabić papieża, strzelali do niego. Używam liczby mnogiej. Tak myślałem i zapisałem od razu, w "Ziarnie Solidarności", notatkach z tego czasu.
Pod koniec maja 1981 odbywało się I wielkie spotkanie braci z Taize w Polsce. Pojechaliśmy tam z Wieśkiem. Tak o tych samym czasie i poszukiwaniach ideałów pisze znana dziennikarka prasy katolickiej:
- "W 1981 r. odbywało się pierwsze w Polsce duże spotkanie Taize w Katowicach - mieszkaliśmy w rodzinach, spotykaliśmy się na wspólnej modlitwie i z zachwytem słuchaliśmy brata Rogera. Brat Roger wówczas już po raz czwarty odpowiedział na zaproszenie bp. Herberta Bednorza, z którym był zaprzyjaźniony od czasu Soboru Watykańskiego II. Jego pobyt w Polsce w roku 1981 zbiegł się z chorobą papieża Jana Pawła II po zamachu na jego życie oraz ze śmiercią i pogrzebem kard. Stefana Wyszyńskiego. Brat Roger i towarzyszący mu bracia z Taize byli przy trumnie Prymasa Polski w chwili ostatniego pożegnania w jego rezydencji oraz w dniu pogrzebu. Wprost z Warszawy brat Roger udał się do Rzymu, aby rannemu Papieżowi zawieźć bukiet polnych kwiatów nazbieranych przez polską młodzież na podwarszawskich łąkach.
Przeżycie głębokiej jedności Kościoła, które towarzyszyło mi od czasu katowickiego spotkania, prowadziło do poszukiwań prawdziwie chrześcijańskiej atmosfery w moim otoczeniu."

W Katowicach Wiesiek, chłopak z Annopola (myślałem, że wszyscy są i będą tacy otwarci :-), z polskiej wsi, wybrał "grupę milczenia" medytacji w ciszy(!), ja - "weteran" Taize - grupę pracy. Poznałem w niej maturzystę z okolic Warszawy, Darka, późniejszego proboszcza i budowniczego kościoła w Tłuszczu (parafia Męczenników Podlaskich). Nagle Katowice okryły się kirem - PAMIĘTAM, to pozostaje w oczach, pamięci, sercu, w duszy, to część mojej TOŻSAMOŚCI. Spotkanie w Katowicach zostało skrócone, wszyscy wróciliśmy na pogrzeb Prymasa Tysiąclecia.
Pamiętam Pogrzeb Tysiąclecia, setki tysięcy ludzi, wielki krzyż na Placu Zwycięstwa, kazanie po polsku wysłannika rannego Papieża-Polaka kardynała-sekretarza stanu Agostino Casaroli, pieśni Zmartwychwstania... byłem w czapce porządkowego z gwiazdką, dowódcy odcinka z czerwcowej pielgrzymki 1979. Szukam ducha czasu i siebie na zdjęciach.
Portret kardynałą Wyszyńskiego, przewiązany kirem, wisiał odtąd u mnie na ścianie, towarzyszył spotkaniom powstańców solidarności i wolnej - po latach - Polski i gminy.

Maj 1981 roku wstrząsnął gminą Strachówka, wszystko jest zapisane, dzień po dniu, w każdej wsi odbyło się zebranie i powstało koło Solidarności, z porządnym zarządem, powstał na końcu zarząd gminny, narodziliśmy się do wolności. Staliśmy się podmiotem, a nie masą rządzoną od góry (Biuro Polityczne KC PZPR, monopartii sowieckiego rodowodu). Maj 1981 wstrząsnął też Polską i Europą (białe marsze po zamachu na papieża...).

W lato były żniwa, jak zwykle o tej porze roku. Na jesieni był wyjazd na strajk do Kłoczewa i włączenie się gminy w strajk przez niepłacenie ostatniej raty podatku rolnego. Znów objechałem po błotach na rowerze wszystkie sioła i przysiółki. Coś się psuło w Polsce, mój rower też nie przetrzymał próby bezdroży lokalnych.
Najważniejszy był Ogólnopolski Strajk Rolniczego świata w Siedlcach w budynku rządowych związków zawodowych. Spędziłem na nim wiele dni, z chłopami z całej Polski. W międzyczasie wyjeżdżałem na strajk studentów na Uniwersytet Warszawski i na ATK, byłem łącznikiem dwóch światów. Spędziłem pół listopadowej? grudniowej? nocy na (powstańczym) posterunku-dyżurze-warcie pod Wyższą Szkołą Pożarniczą, by ich nie rozbili (mówiło się spacyfikować?!) w ciemnościach siłą. Zrobili to kolejnej nocy, jako "preludium do wprowadzenia stanu wojennego".

12 grudnia pojechałem z braćmi przyjaciółmi studentami na Jasną Górę zakończyć strajk akademicki, podpowiedź nowego prymasa Glempa i nowego pro-rektora Jurosa. Zastał mnie stan wojenny pod płaszczem Królowej Polski. Kariery politycznej przez to nie zrobiłem, zostałem katechetą Słowa Bożego i Bożej woli, no i "siewcą nienawiści" od wdzięcznych rodaków-współmieszkańców. Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? Tak było, jest i będzie, bo zawsze będą stronnictwa faryzeuszy.

O ROKU ÓW! KTO CIEBIE WIDZIAŁ i  PRZEŻYŁ DOGŁĘBNIE WÓWCZAS W NASZYM KRAJU?! Kiedyś nowy Sienkiewicz z pewnością opisze. Nowy Wajda pokaże.

Czy ktokolwiek rozumie jaką mają wartość i wymowę moje wota wdzięczności za Solidarność stojące przy tabernakulum w naszym kościele? Wątpię. To Cały Ów Rok 1981 patrzy na was od strony ołtarza. Nikt wszystkiego nie widział, nie poznał, nie rozumie. Wczoraj kardynał Kazimierz Nycz otworzył mi oczy na znaczenie III pielgrzymki Papieża Jana Pawła II, "bez której nie byłoby przełomu 1989" (?). Ile jest jeszcze znaków zapytania dla tropicieli prawdy!

GAUDE MATER POLONIA. GAUDE MATER STRACHOWKA (RZECZPOSPOLITA NORWIDOWSKA). Jest o czym rozmyślać.

PS.1
W spojrzeniu na Taize są i takie kwiatki, pardon "antyki", jak ten. Nie polecam lektury :)

Ja mógłbym już was dzisiaj (maj 2012) nie oglądać, nie wychodzić poza próg starego domu i "rozwalonej bramy do Ogrodu". Mógłbym i chciałbym zostać z widokiem na dęby pamięci i spisać, co pozostało w sercu, duszy, w kościach, mięśniach, Internecie, na skórze i w głowie, w dzień i w nocy.
Ja mógłbym już was nie oglądać, ale czy wy byście byli od tego mądrzejsi i lepsi? Wątpię. Ja pamiętam, jak było, jaka jest nasza "pamięć i tożsamość", jaki był nasz szlak do wolności, "wolność poznałem przed wiekiem".

PS.2
Jak sobie coś jeszcze przypomnę, może usłyszę w ogłoszeniach parafialnych, może znajdę w kronikach szkoły, albo Koła Gospodyń Wiejskich (pani Alina wiele razy mówiła Grażynie, że chciałaby ją przekazać w godne ręce dyrektora szkoły RzN).

PS.3
Błogosławieństwo Prymasa Tysiąclecie dla wszystkich rodzin z parafii Strachówka wisi na chórze naszego kościoła parafialnego.

PS.4
Rodzinną relikwią, oprócz takiegoż indywidualnego błogosławieństwa dla naszej rodziny (całe dzieciństwo przeżyłem/przeżyliśmy niejako w cieniu skrzydeł wielkiego Prymasa w Rodzinie Rodzin), które wisi nad łóżkiem mojej Mamy (90) w Legionowie, są także zapiski w biograficznej książce wuja Aleksandra Jackowskiego (92) z czasu pobytu w Gimnazjum Biskupim im. ks. Długosza we Włocławku. "Akurat to był okres mojego buntu przeciw Bogu.... Właśnie w fazie niewiary okazało się, że musimy przed końcem roku przynieść kartki od spowiedzi (instrukcja Ministerstwa Oświaty i Wyznań Religijnych)... - Więc co? - krzyczałem - mam iść do spowiedzi - nie wierząc? Tego nie zrobię, zbyt szanuję Waszego (to podkreśliłem) Pana Boga... Ksiądz dyrektor chyba podzielał moje racje, wezwał mnie do siebie, dał zalakowany list i poprosił, bym go zaniósł do jego przyjaciela, księdza kanonika. - To mądry człowiek - powiedział - proszę Cię, porozmawiaj z nim o sobie, o spowiedzi, o tych wszystkich kłopotach.
Porozmawiać mogłem, po południu poszedłem do seminarium duchownego, odnalazłem adresata. Uderzyła mnie szlachetność jego rysów. Samej rozmowy nie pamiętam. Opowiadałem o sobie, on mówił mało, napisał coś na kartce papieru, włożył ją do koperty i dał mi, prosząc, bym oddał memu dyrektorowi. Jeszcze tego wieczora wręczyłem mu list. Otworzył kopertę, przeczytał i uśmiechnął się do mnie. - No i po kłopocie. Mamy kartkę ze spowiedzi! - Przecież to nie była spowiedź! zdziwiłem się. - Ale ksiądz kanonik kartkę napisał i dołączył błogosławieństwo dla ciebie. - Przyznam, że wzruszyło mnie to. Takt i mądrość mego rozmówcy. Był to późniejszy Prymas Stefan Wyszyński" (Na skróty, wyd. Pogranicze, str.57)

poniedziałek, 28 maja 2012

Drugi dzień Zesłania Ducha Świętego w RzN

Wiercę się długo i długo wstaję jak z krzyża. Po głowie kręcą się trzy obrazy(ki), trzy teksty, trzy wystąpienia. Ta troistość jest krzyżem?

Pierwszy – Grażyny, dyrektora szkoła RzN i prezesa Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska wobec, w obecności, przed Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim na Ogólnopolskim Spotkaniu Organizacji Wiejskich w Marózie.
Drugi – mój, o podwójnym święcie Zesłania Ducha Świętego i Rocznicy I Komunii w Strachówce, na osobistym blogu.
Trzeci – Krystyny, nauczycielki, radnej i prezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Strachówki o nas, na jej blogu.

Pierwszy i drugi są z tego samego pnia, tyle, że mój bardziej religijny (silnie nasycony wątkami duchowo-religijnymi), a pierwszy duchowo-obywatelskimi.
Wszystkie trzy stanowią dzisiaj ważne fakty społeczne w naszej gminie. Ktoś z boku może spytać, czy jest tak dobrze jak w pierwszym, czy tak źle jak w trzecim.

Nie mnie być sędzią. Dla piszących, każdy przekaz jest ważny i dla nich prawdziwy.

Jest na szczęście (dla mnie) Duch (Święty). Myślę o trzech klasach, w których stanę dzisiaj twarzą w twarz z radosną rzeczywistością - klasa po-komunijna, po-rocznicowa i po debacie. Na którejś godzinie lekcyjnej będzie jeszcze apel z okazji Dnia Matki. Na wszystkich na pewno będzie modlitwa itd. Takie jest życie. Czy tylko katechety Słowa Bożego i Bożej woli?
Odważnie piszę! A jak mam pisać, skoro wytrzymałem na stanowisku przez 30 lat? Nawet dzieci rocznicowe wczoraj się modliły "abyśmy mogli zanieść Twoją Dobrą Nowinę innym ludziom" i dodały na koniec, po komunii "Twoje zawsze wierne dzieci / wyszeptały swoje prośby /Świętość w życiu niech nam świeci". CZY ONE I JA, ICH KATECHETA, MOŻEMY MIEĆ COŚ INNEGO W GŁOWIE, KIEDY STAJEMY NA KAŻDEJ KATECHEZIE POD KRZYŻEM?

Ręczę niedowiarkom, że nie można udawać, ani grać kogoś innego przez TRZYDZIEŚCI lat. Kto chce zweryfikować moje twierdzenia, niech spróbuje, jeśli jest jeszcze odpowiednio młody, czyli ma dziś nie więcej niż 30 lat, bo weszły już w życie nowe przepisy emerytalne.

Kl.2
Różaniec lwowski, „kitkę Matki Bożej”, wieszam na szyi, aby nie zapomnieć pomodlić się z dziećmi trochę dłużej, tak z dziesięć „zdrowasiek”, w podziękowaniu za I Komunię.
Niosę im Boga, pełniąc Jego wolę.
Wchodzę do klasy i Ducha Świętego widzę w ich bieli na apel dla matek przywdzianej.

Potem już nie jest tak radośnie. Niespodziewanie (trudno powiedzieć, że nieoczekiwanie) wyłażą z kątów problemy zamiatane od dawna pod dywan.
Ustawiłem aparaturę i pokazuję zdjęcia i filmiki z wczorajszej mszy rocznicowej klasy 3, a oni od razu - „a nasze zdjęcia?” - A waszych to ja nie mam, wszystko mieliście swoje, fotografów, filmowców, reżyserów dźwięku, liturgii i obrazu. Katecheta czuł się u was jak piąte koło u wozu – nie wszystko mogę im powiedzieć. Wychowawczyni i rodzice z pewnością też nie mówią im wszystkiego o naszych sprawach. To nie jest dobry klimat wychowawczy. Brrr!

Jak wygląda współpraca innych nauczycieli w klasie radnej? - pytajcie, niech sami mówią. Przestańmy/cie milczeć. Katecheta nie jest wyjątkiem w tej „szkole w szkole”. Mówienie, jak jest, nie ma nic wspólnego z sianiem nienawiści. Przeciwnie, jest umiłowaniem prawości w życiu publicznym, także, a może głównie, w życiu szkolnym. Nim się będą mnożyć pytania „a nasze zdjęcia, nasze miejsce we wspólnocie, nasza przyszłość w otwartym społeczeństwie, w świecie szczerych ludzi...”. OD UCZNIÓW OCZEKUJEMY OTWARTEJ DEBATY NA TRUDNE TEMATY, A OD SIEBIE??? NAUCZYCIELI – RODZICÓW - WYCHOWAWCÓW?

Jesteśmy także rodzicami. W zachowaniach dzieci na pewne moje słowa, na to, co mówię, co czynię, na niektóre propozycje (pieśni) widzę reakcje nie dzieci, lecz polityki jakiejś grupy wobec mnie (szkoły) i jej liderów. Albo skończymy z obłudą, albo obłuda zniszczy nasze życie (wspólnoty szkolnej, parafialnej, gminnej). 
Ile już razy proponowałem otwartą rozmowę wszystkich zainteresowanych z sps ze mną! Po co obciążać życie szkoły? Nie musimy chodzić dookoła siebie na palcach, z palcem na ustach, byle rozmawiać z kulturą (w prawdzie i w miłości bliźniego, także tego najmniejszego spośród nas i całej wspólnoty). Nauczmy się mówić o wartościach i wizjach życia wspólnego, nie sprowadzajmy wszystkiego do spraw osobistych (to sprawa „między Józkiem a Krystyną???” Tak jak poprzednio między „byłym a obecnym wójtem?” Bzdura. To sprawa nas wszystkich, SPRAWA WARTOŚCI W ŻYCIU WSPÓLNOTY LOKALNEJ).
Strasznie długo milczeliśmy, ciągnie się to ze stratą dla wspólnoty szkolnej. Tu nie ma miejsca dla prywaty. Tu jest dobro wspólne. Z trudnościami, pokonując wewnętrzne opory, ale musimy rozmawiać, nie ma innego wyjścia dla demokratycznej wspólnoty, w demokratycznych czasach XXI wieku. W kraju Norwida, Jana Pawła II i Solidarności?! Chyba nie jesteśmy z cukru, lub waty cukrowej! Większość z nas wierzy w Ducha Świętego - Ducha Pańskiego, ducha mądrości i rozumu, ducha rady i męstwa, ducha wiedzy i bojaźni Pańskiej (Iz 11,2).

Znalazło się wystarczająco czasu na lekcji, by obejrzeć z klasą klamrę ewangelizacyjnego filmu „Jezus”. Początek... - "Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”.
... koniec – śmierć na krzyżu. Oto, dlaczego stajemy zawsze pod krzyżem. Żeby zrozumieć miłość Boga i życia siebie-człowieka.

Patrząc na krzyżowanie Jezusa powtarzam swoją mantrę – nieja-Ty-Bóg-Miłość-Chrystus -pokój-dobro... Słowa Jezusa do „dobrego łotra” odbieram nie jak uwolnienie z lęku śmierci, ale lęku od nicości.
Jestem katechetą-ewangelizatorem w tej wspólnocie. „Mnie tak potraktowali? - i was tak traktować będą”! Każdy apostoł, ewangelizator, katecheta przekona się o tym wcześniej lub później.

Kl.4
Ach, te przeklęte plątanie się w kablach, ustawianie drogiego sprzętu szkolnego i prywatnego na chwiejnych piramidach (stolik, krzesło, podkładki) trzęsącym się rękoma starych nauczycieli (dziękuję przy okazji nieocenionemu jak się okazuje anonimowemu 'zwykłemu 40-latkowi')
Temat – II Dzień Zesłania Ducha Świętego. Notatka, zadanie - po czym poznać OBECNOŚĆ i działanie Ducha Świętego. Szukać mamy w każdej czynności dnia, lekcji, w rysowaniu portretu mamy, słuchaniu pobożnych piosenek. Dla mnie? - także w podjęciu najtrudniejszych tematów w życiu szkoły, wiecznego (10 lat) sporu z Krystyną. Nie odwrócić oczu od problemu, ale i nie przesadzić. Trzymać się wiary i rozumu. Bądźmy wreszcie dorosłymi obywatelami III RP.

Apel uroczysty na odłożony z soboty Dzień Matki okazał się czymś dużo, dużo więcej. To było prawdziwe święto - festyn Matki we wspólnocie szkolnej. Boże odkryłeś piękno wspólnoty gminnej przed nami, dzięki zespołowej pracy nauczycieli. To i święto dzieci i rodzin i szkoły... nas wszystkich. Nie plećcie o nienawiści i nie próbujcie niszczyć tego piękna, dobra i prawdy, które się dziś objawiły.

Jakie to śmieszne i wykrzywiające – oskarżać dyrektora, że coś gra, jakby w ogóle musiał coś grać?! Nic nie musi grać, pełniąc swoje obowiązki. Wystarczy i AŻ być sobą, nauczycielem, katechetą, radną, dyrektorem, wójtem, prezydentem kraju i niczego nie odgrywać, bo granie czyni żałosnym, niezależnie na jakim się jest stanowisku.

Na przerwie przeczytałem po raz setny list szkoły o błogosławieństwo do Jana Pawła II. List do papieża i przemówienie dyrektorki w Marózie są tożsame – jest w nich wyrażony i utrwalony fundament naszej szkoły (na wszystkie pokolenia żyjące w Strachówce, wartości, jest duch i metody pracy na nieskończoność).

PS.
Kochana koleżanko-nauczycielko i radno, pokaż mi nienawiść w tym poście i w całym moim blogu. I wytłumacz, proszę, dlaczego nie chcesz spotkać się i rozmawiać w gronie twoich przyjaciół, w sps, albo dyskutować na otwartych stronach internetowych. Jesteś niewiarygodna.

niedziela, 27 maja 2012

Ożyj, moja gmino


Jedni zabili mnie 'siewcą nienawiści', drudzy milczeniem (przyzwoleniem?). Jestem podwójnie nieżywy. Używa się też nieraz określenia „śmierć cywilna”. Biologicznie jeszcze dycham :)

Nasza szkoła jest znana szeroko, daleko, dzieją się w niej wspaniałe rzeczy, lecz toczą od dawna także manewry pani Krysi - jak uważają jedni, na przykład jakiś pan Józio. Drudzy, na przykład pan Rysio, albo inny zwykły 40-latek, mówią, że szkoła jest fatalna, cała do zmiany, dzieją się w niej straszne rzeczy, i że to pani Krysia ma rację .

Czy wolno tak mówić? ALEŻ TRZEBA! Mówcie głośno tak, jak myślicie (po cichu). Mówcie tak, jak rozmawiacie w swoim gronie. I tak kiedyś wszystko zostanie odkryte i wróble będą ćwierkać o tym, co w skrytości myślicie. Nie pozwalajcie jedynie sobie na „mowę nienawiści”, tak jak uczciwie rozumiecie te słowa. A na samą nienawiść??!
Dzisiaj jest Zesłanie Ducha Świętego w Kościele Katolickim.

Wszystkie twierdzenia/deklaracje wygłoszone powyżej są prawdziwe, nieprawdaż?

Na tym właściwie mógłbym poprzestać dzisiejsze pisanie, ale czy Duch mi pozwoli milczeć w dniu Zesłania? Dopiero wyjeżdżamy do kościoła.

****
Czuję się przed kościołem, wśród dzieci i ich rodziców bardzo dobrze. I w kościele dobrze. Jakie to rzadkie ostatnio. Jestem na swoim miejscu, robię to, co zostało mi powierzone 30 lat temu przez kościół, w imieniu kościoła, a przecież... rzadko się czuję ostatnio w swojej parafii swojo.
Przez wojenny przypadek wojny polsko-jaruzelskiej zostałem katechetą. Bo, po 13 grudnia 1981 nie mogłem być dalej działaczem gminnej wiejskiej Solidarności. Historia? Raczej Opatrzność rządziła moim życiem. I będzie rządzić do grobowej deski, mam nadzieję.

Nasze samo-(po)czucie ma swoje źródła na zewnątrz i w nas. Kto/co takiego było lub czego/kogo nie było przed i w kościele, co miało ewidentny wpływ na mnie? Człowiek MUSI dociekać, stawiać takie pytania, jeśli chce być człowiekiem myślącym, homo sapiens, i rozumieć swoje życie, życie swojej wspólnoty lokalnej, narodowej...
Nasz, mój, twój... świat dzieje się w tobie, we mnie, w nas, nie w mediach lub innych ośrodkach, zawsze jakoś szepczących/szemrzących za plecami i ponad naszą głową.
Jaka jest więc rola liderów we wspólnotach lokalnych, że mogą uwznioślić lub zatruć życie innych?

Przecież dzisiaj byli ci sami ludzie, te same rodziny, część tych samych rodziców i dzieci. A żądeł i jadu nie czułem! Wychodzi na moją silną wiarę i rozumienie, że ludzie są „normalni”, czyli z krwi i kości itd. i potrafią realne oceniać rzeczywistość, dobre rzeczy i złe, i zachować się adekwatnie. Wszystko niestety się zmienia, gdy stoją za nimi liderzy, którzy dla swoich celów mącą i zaopatrują bliźnich i sąsiadów w żądła i jad. Manipulują samą nieraz swoja obecnością (Sarumanowi wystarczyło wpatrywać się w szkiełko, wszyscy lubimy JRR Tolkiena).

Na koniec doszło do głosu „freudowskie” widzenie (i niewidzenie!) naszej gminno-parafialno-szkolnej rzeczywistości. Freudowski język? szerzej? - przejęzyczenia, pomyłki i przemilczenia. Broń Boże, żebym poczuł się dotknięty. Katecheta Słowa Bożego i Bożej woli nie potrzebuje ludzkich słów wdzięczności, ale ludzie w kościele? - chyba bardzo tak. Oni żyją w wielkim pomieszaniu pojęć. Wielu z nich myśli, że katecheta to siewca nienawiści, a to już chyba grzech, chociaż pewnie bardzo lekki. Albo ciężka paranoja społeczna.
Zresztą, co ucina taką błahą sprawę - tak się historycznie złożyło, że mój Anioł Stróż zawsze klęczy przy tabernakulum w parafii WNMP w Strachówce i on za mnie wszystko kiedyś dopowie. Swoje wszak życie osobiste i rodzinne, nie tylko pracę założyciela i działacza Solidarności RI, wójta, katechety i nauczyciela, związałem z nią na życie i na śmierć.

Każdy widzi, słyszy, czuje, myśli, źrenicami i oczami serca, duszy, przez skórę, swoim Aniołem Stróżem nawet za plecami – co się wokół niego dzieje, zwłaszcza, co dotyczy serca i nerwu jego ŻYCIA. Spytajcie każdego, kto występuje przed jakąś publiką – czyli każdego, od ucznia w zerówce poczynając, po arcy-aktora pewnie i kapłana.

Gdzie jest normalność w Strachówce? Każdy wie, jeśli go coś nie zaślepi – dyrektorki RzN przy Prezydencie RP (opcje polityczne nie mogą mieć wpływu), a katechety przy ołtarzu z dziećmi szkolnymi, z klas O,1,2,3,4,5,6... przynajmniej, NA MSZACH SZKOLNYCH NIEDZIELNYCH PRZEDE WSZYSTKIM.

Rocznica? Normalna sprawa. I Komunia? - tak samo. Najnormalniejsze - w drodze do świętości. Do Świętości! Nie trzeba pytać katechety, czy przygotuje dzieci, tak jak księdza, czy je wyspowiada. Wiara i rozum nie rozróżniają dni mniej i bardziej świętych w życiu człowieka wierzącego. Byle każdy żył, czuł, rozumiał i się zachowywał, według zdrowego rozumu jaki otrzymał w darze od Boga w naturze ludzkiej. By był silny Duchem, który w nim żyje, mówi, dyktuje i działa. Byle nie poddał się manipulacjom - z zewnątrz przeważnie. Jeśli od wewnątrz – to sprawa dla psychiatry i egzorcysty (często – 90%? - łącznie).

Jakie są dary Ducha Świętego? Bierzmowani wiedzą, uczyliśmy się ich przed przyjazdem biskupa, a w czasie uroczystości na jego pytanie - Droga młodzieży, powiedzcie przed zgromadzonym tu Kościołem, jakich łask oczekujecie od Boga w tym sakramencie?”, odpowiedzieliśmy-wtedy-wyznaliśmy głośno, wyraźnie, publicznie - „Pragniemy, aby Duch Święty, którego otrzymamy, umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do postępowania według jej zasad”.
"Siedem darów Ducha oscyluje wokół mądrości życia".
Wielka jest mistagogia tego sakramentu. Bierzmowanie - z czeskiego "biřmovati" – utwierdzać. W Koronowie też jest to jasno wyłożone na stronie internetowej parafii, pod tym samym wezwaniem, co nasza, w Strachówce.

Duch Święty więc każdemu z nas dyktuje przez całe/resztę życia. Czyni zazwyczaj to tak szybko, że nie nadążamy notować - tylko z tym możemy mieć kłopot. Dlatego nie lubię rozmawiać błaho po drodze z kościoła, żeby nie uronić, jeśli nie miałem możliwości zanotować od razu. W kościele na mszy jest bowiem pod wszystkimi prawie postaciami (słowa, ciała, krwi, sakramentalnych znaków, wspólnoty...).

B16 zapowiedział dwóch nowych Doktorów Kościoła. Takich – na nasze czasy, od spraw dialogu (kulturowego). Ogłosi ich uroczyście w przeddzień ogłoszenia Roku Wiary, w październiku, dziesiątym miesiącu obowiązującego - ludzkiego i prawie globalnie - kalendarza. Wierzę i głoszę, że bł. Jan Paweł II też będzie z pewnością kiedyś ogłoszony Doktorem Kościoła. Wolno mi.

OŻYJ MOJA GMINO W PRAWDZIE I MIŁOŚCI PRZEZ ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO.

sobota, 26 maja 2012

Wiosenna Wigilia

Moja modlitwa poranna nie jest koniecznością. Jest wyborem, wolną decyzją. Nie jest prośbą o nowy dzień - głównie - ani żadną uregulowaną "kodeksowo" formą. Jest utożsamieniem. Głównie sobie, tym jest wszak tożsamość, kim i gdzie jestem we Wszechświecie spraw życiowych. Jest haustem prawdy lub w niej obmyciem/utrwaleniem/zaistnieniem. Ja-osoba i Osobowe-Dopełnienie. Ja, jeden-z-wielu i Bóg, Jeden-z-Istoty.
Cała reszta mojej modlitwy jest aktualizacją, pamięcią, tożsamością... w różnej kolejności, procentach i konfiguracjach. Nad sobą się nie rozpływam, ani zachwycam. Nad sensem, który jest mi dany do udziału, roz-poznania itd. - TAK. Sensu nie stworzyłem. W sensie uczestniczę, mam udziały - każdym wolnym wyborem je nabywałem na "własność", choć nabywanie mówi o udziałach w istnieniu, a nie posiadaniu, co bardziej właściwe. Sensu się nie ma, nie posiada. Sens jest kategorią egzystencjalną. Można go (GO) czuć, rozumieć, kon-temlować, współ-istnieć w nim (NIM), BYĆ Współ-Świątynią.

Teraz dopiero zdałem sobie sprawę (przez skojarzenie trzech ostatnich słów ze znaną religijną piosenką), że jutro "mamy" w kościele Zesłanie Ducha Świętego, który pewnie tak, jak ja - obchodzi się z ludzkimi datami, czyli jest zawsze i wszędzie, a nie w kalendarzu. Zawsze i wszędzie zaś Jest, bo jest Osobą.

Człowiek przecież tak naprawdę żyje umysłowo(tzn. Wiara i rozum)-duchowo-emocjonalnie a nie biologiczno-medycznie pod kreskę i jotę kalendarza i innych przepisów. Oczywiście, że na podłożu procesów biologiczno-fizykalnych. Ale na pewno trzeba bardziej zrównoważyć akcenty definiując człowieka w XXI wieku. Co jest istotne w życiorysie? - data w kalendarzu, waga i wzrost, mierzone co dziesięć centymetrów i co 5 kg? - czy istotne etapy rozwoju umysłowo-duchowo-emocjonalnego OSOBY (z elementami instytucjonalizacji).

Dzięki Zosi (czemu? - jej pytajcie) mogłem być DZISIAJ (wiecznym tu i teraz) na nabożeństwie pokutnym dzieci przed mszą rocznicową I Komunii. Jakże inaczej się czułem, swojo i u siebie, niż tydzień temu z klasą pani Krysi, która chce być czymś więcej niż wychowawczynią, wielką gminną liderką z ogromnymi ambicjami.
Psychologowie mówią, że trzeba mówić o swoich uczuciach, emocjach i wiedzy serdecznej, głębokiej, najgłębszej (jak na spowiedzi). Uchwytując elementy istotowe i konstytutywne rzeczywistości wchodzimy na drogę ku miłości intelektualnej (JPII). Smutne, że tego papieskiego przepisu nie chcemy traktować serio i metodycznie.

Zamieniając dzisiaj parę słów przed kościołem z paroma mamami o drobiazgach na jutro, jeszcze raz zdałem sobie sprawę, jakie to są silne oddziaływania walencyjne w naszej małej wiejskiej wspólnocie. Ja, nauczyciel, katecheta, członek kościoła lokalnego, szkoły i gminy obiektywnie coś mogę, coś ode mnie zależy z racji obowiązków i pozycji w szkolno-kościelno-gminnej wspólnocie, więc nie jest to czysto równościowe wiązanie jak w jądrze atomowym i na jego orbitach. Jest emocjonalno-mentalno-strukturalnie... nacechowane. Więc jeśli ktoś wkłada w to świadomie i pod-... jakieś dodatkowe treści i gierki, wytwarza nowe związki chemiczne. Mogą być wspólnoto-twórcze, albo toksyczne, niszczące.

Jak ja dzisiaj dobrze się czułem! Nikt mnie nie nadzorował, nie cenzurował, nie kontrolował, nie sprawdzał itd. czujnym okiem, i spod oka (może i teczką, kartoteką?).
Ja byłem sobą, dzieci były sobą, mamy były sobą, ksiądz proboszcz był sobą.
Dobrze, że ksiądz robi scrutinium przed taką spowiedzią. To nie jest (już!) dla mnie łatwa sytuacja. Scrutinium może nam wszystkim pomóc w zagubieniu sytuacji chyba nieprostej dla nikogo, a przeciwnie - bardzo wieloznacznej. Forma spowiedzi jest chyba pierwsza w kolejce do przemyśleń na nowy wiek Kościoła.
Ja – o dziwo – sobie pomyślałem/uświadomiłem, że nie chciałbym być w skórze księdza, tego i żadnego, w relacji spowiednik-penitent. Umarłbym z bólu serca i rozumu, że ktoś musi mi opowiadać siebie z nakazu. Tak bardzo utrwaliłem w sobie przez życie całe relacje osobowe, z ludźmi, z Bogiem, nie-instytucjonalne!
Spowiedź - jako głęboka, jak najgłębsza duchowa rozmowa z elementami samooskarżeń (? mogą być, nie można z góry wyznaczać zakresu) z potrzeby wewnętrznej? - TAK. Nakazywana i wyznaczana przepisami (terminami, zakresami)???? Brrr!

I cóż, że ze Szwecji? - ktoś może zapyta. Dużo. Bardzo dużo. Skoro katecheta jest zadowolony i cieszy się na mszę kolejną niedzielną i przeżywa jej treści z uczniami konkretnie wyrażonymi w modlitwie powszechnej – naszej – w komentarzach i jeszcze innych ważnych słowach, znakach i gestach – to znaczy, że dobrze wykonają swoją liturgię-służbę publiczną wstawienniczą, budującą wspólnotę. Bóg do nich się uśmiechnie i powróci w poniedziałek na katechezach w każdej klasie. Dobro wraca zwielokrotnione. Zło? Bardzo może szkodzić, nawet jeśli "tylko" blokuje dobro, przewraca porządek (hierarchię) pojęć, znaczeń i struktury bytu. Blokując normalność - tworzy nienormalność. Normalność to m.in., że katecheta robi swoje z dziećmi w klasach, kościele, parafii, na mszach szkolnych.

Tak się kończy nasz list od WSPÓLNOTY SZKOLNEJ (LOKALNEJ) do błogosławionego papieża o błogosławieństwo dla Rzeczpospolitej Norwidowskiej z marca 2003:
„Prosimy Cię Ojcze Święty, pobłogosław naszym zamierzeniom. Zapewniamy Cię Ojcze o naszej miłości i stałej modlitwie, szczególnie w czasie niedzielnej szkolnej Mszy Świętej.”
List podpisał(a) „Dyrektor Szkoły - w imieniu Nauczycieli, Rodziców i uczniów”. Wszyscy w niego jesteśmy włączeni – taka jest nasza Rzeczpospolita! Wszyscy – którzy chcą żyć i rozwijać się intelektualnie i duchowo w tej wielkiej wspólnocie.

PS.1
Nie róbmy tabu ze spraw oczywistych, bo sfermentują i eksplodują z niszczącą siłą wcześniej, czy później. Jedynym sposobem rozbrojenia (częściowego unieszkodliwienia) bomb socjo-psycho-społecznych jest mówienie szczerze i wprost, biorąc ciężar i nieodzowne ryzyko społecznych napaści na siebie. Polityka tabu zabijała ducha naszej wspólnoty lokalnej przez 16 lat, tak samo w szkole. Polityka(?) władzy plus utrwalony pokoleniami sposób życia ludzi na większym niż gmina terenie (w wiejskim środowisku, vide Wyspianski i nie jedno wesele) ciągnie nas, jak balast na dno. Atmosfera fałszu, niedomówień, brak lub niechęć do dialogu, demoralizuje KAŻDĄ społeczność. Najstraszniejsze skutki MUSI powodować w społeczności szkolnej, powołanej do wychowywania (w prawdzie). Kształtem miłości piękno jest. A prawda? - wyzwala. Wolność (wewnętrzna) jest bezwzględnym warunkiem rozwoju osobowego.
„Nienawidzą mnie za mówienie prawdy? I was nienawidzić będą.”

Unikanie rozmowy idzie zawsze w parze z manipulacjami (fałsz, nieczysta gra za plecami, wszelkie chwyty dozwolone itd., itp.) - to matematyka w świecie osobowym, ani psycho-, ani socjo- ani inna technika.

PS.2
Zdjęcie nr.1 - serpentyny (48 zakrętasów) na trasie dzisiejszego etapu Giro d'Italia (z wiki)
Zdjęcie nr.2 - wiadomo kto, co, gdzie i dlaczego (z Witryny Wiejskiej)

piątek, 25 maja 2012

Staro-nowo-wieczna Polska (Polsza) i polszczyzna

"Był czas, kiedy rozpierzchać się poczynała po świecie młoda emigracja bez żadnego enchiridionu - manuela - katechizmu prawie! - żadnej elementarnej filozofijności, a bezpośrednio do całego waru i wiru spraw ludzkościowych zbliżona..." - tak pisał nasz wieszcz swoją "Filozofię mierności" (1849... 1852?). Czemu ja dzisiaj miałbym nie spróbować?

Oj dostałby dzisiaj po gęsim piórze - rodacy to gęsi wszakoż bardzo gęsto i często - od moich gminnych współobywateli. Siewcą nienawiści niechybnie by go ozwali. Żadnej u nich filozofijności nie obaczysz także w 2012, nie uświadczysz myśli zgoła publicznie wyrażonej. Świadomości większej trza, bracia moi. Ś-w-i-a-d-o-m-o-ś-c-i! "Pamięć i tożsamość", ktoś już napisał, ku wielkiej, ogromnej - lekceważonej u nas strasznie - pomocy.

Poczęty wobec urodzonego nawet, a cóż dopiero tylko zamieszkały - w Strachówce - obowiązki wypełnia.
"[...] wypełniłem obowiązek braterski, prowadząc do ślubu brata mego Ludwika. Żona jego po matce jest wnuczką gubernatora Jamajki - osoba miła i ładna - niestety (bo to zawsze bywa niestety) bogata" - pisał wieszcz do Mazurzyna, lirnika Mazowsza w styczniu 1859."
Rzeczpospolita Norwidowska ma i mieć będzie zawsze źródełka wody żywej w życia-rysie i pismach jednego z największych chrześcijańskich myślicieli Europy, którego prababka, pradziady i rodzice zechcieli wolą Opatrzności losy swe zawiązać z nami, późnymi pra-pra-wnukami. Pracować musiem w pocie swego czoła, rodaki-wieśniaki-mazowszany.

Piszę i ja bez żadnych kategzochenicznych pretensji i umyślnie na końcu tego zdania legalna ortodoksja zaprzeczona i u mnie będzie. Kto chce jednakowoż, niech do wiekopomnego dzieła kalendarzem życia i twórczości Cypriana Norwida nazwanego zajrzy i zagląda oby najczęściej, po to jest nam dana tak wielka pomoc w Rzeczypospolitej Jego.
Kształcić język i słowa i pojęcie rzeczy ostatecznych, tak dziennych należy u samego źródła polskości właściwie pojętej i przemyślanej, nawet u samej góry jakby zatwierdzonej, bo i w Watykanie tego się nie wstydzą a i owszem, po całym świecie Jego Błogosławiona Świątobliwość, który już może z Mistrzem Owym rozmawiać u nieba wrót, rozwiózł, rozwłóczył i tam i wszędzie teraz chętnie filozofijują. U Jezusa stóp przesiadując całym godzinami. O czym? - może nam Węgierska - przecie też Sophija - prześle w felietonie, który sczytywać niektórzy potrafią z pól, łąk i lasków w okolicy Górek Bożych. Po toż nie jest nam dana Jego Rzeczypospolita? I jej krajobraz prawie nie zmieniony? Ja chętnie takież lekcje tutaj poprowadzę. Czytanie z dziejów, łąk i pól, i z kruszyn chleba i gniazd bocianich, z tego, co jest tak, i z tego co jest nie. Znam ten język wieśniaczy i filozofijny prawie należycie. Przecież i mnie siewcą już TUTAJ nazywają. W tej samej gminie, ludzie tej samej wiary, języka i tego samego narodu? Nie może to być, a jest!?! Kwadraturą koła ponoć to u Greków nazywają. "Wielki my naród, ale społeczeństwo żadne" - teza wieszcza godna Oxfordu, Glasgow... i dzisiaj. W RzN nawet dzieci o tym dyskutują. Bravo! Bravissimo!
PS.1
Po cóż pismak pismaczyć ma dalej skoro wielkie wójty, radne, radni (i nieradni, bezradni, złą wolę mający) wszelacy słuchać go nie chcą w samorządzie naszym? Pseudo-samorządzie raczej. Samorząd to wszyscy mieszkańcy na terenie gminy, ale ci nasi tacy widać uważają się ważni, że słuchać inaczej myślących o Rzeczpospolitej nie chcą - może to ukryci rojaliści jacyś, korona by im z głowy spadła. Cha, cha, cha :(
Dzisiaj Grażyna, nasz prezes i dyrektor, wygłosiła w Marózie mowę tronową "Co to jest Ojczyzna" przed Prezydentem RP! W gminie by nie mogła, nie chcą słuchać, sami sobie są samorządem, a właściwie i przecież tylko organami.
W Marózie słuchała cała polska wieś (zgłosiły się 423 organizacje), na czele z Pierwszym Obywatelem!!
Takiż b....l u nas się porobił (zamęt umysłowy brzmi nieadekwatnie), i panuje bezczelnie bezwstydny po 16 latach pseudo-smorządowych rządów i trudnym początku nowej kadencji, która wzdraga się od uporządkowania pojęć i qui pro quo, czyli od przywrócenia pojęciom ich wydźwięku pierwotnego w mowie Polaków. Wstyd i żal o tym mówić, i mówić, i mówić... I pisać, i pisać, i pisać... na Berdyczów.
Choć mówię i mówię, i piszę i piszę od 40 lat w wielu miejscach z miłością.

PS.2
Zdjęcie nr.1 z pokoju nauczycielskiego w RzN podczas transmisji na żywo z Maróza. Jest też zdjęcie przyglądającego się ciała pedagogicznego, ale bez ich zgody na piśmie się boję opublikować. Taki jest stan/klimat ducha życia społecznego po 16 latach pseudo-demokracji.
Zdjęcie nr.2 ze strony "Witryna Wiejska".

czwartek, 24 maja 2012

Modlitwa i realizm w życiu człowieka

Dlaczego modlitwa ma taką moc?
Uciekam się w niej do Ciebie Boże i znajduję pomoc. Jak to działa? Otwieram przestrzeń modlitwy, wchodzę w nią, odnajduję wielki świat dobra, większy ode mnie... To jest fakt. Kwestią wiary jest osobowy charakter sedna tego świata, Boga Osobowego. Tu otwiera się wielkie pole spekulacji (dociekań/rozumowań) teologicznych. Każdy ma (także) jakiś własny sposób identyfikacji i relacji z Bogiem. Domaga się tego ode mnie/nas PRAWDA, nie moje/twoje EGO. Wiara i rozum nie mogą bujać w próżni. Wiara rodzi się ze słuchania (z przekazu innych osób i Biblii), a dalej powinna rozwijać się w osobowym (osobistym) przeżywaniu i myśleniu.

Dla mnie, też to jest oczywiste. Mój duch, moja osoba i nikt z ludzi, nie chce trafiać kulą w płot. Ale czy w miłosnym akcie można trafiać kulą w płot? Z jedną, jedyną na całe życie i na całą wieczność Osobą? W Jedności nie można trafić w Dwójkę! W miłości i w sensie nie można trafiać w nie-miłość i bez-sens. Będąc w sercu (sednie) tożsamości nie nożna być poza nią.

Pytanie o Boga i Jego Osobową Naturę to pytanie o miłość i jej naturę. Róbta, co chceta, ale inaczej tego "na dzisiaj" wyrazić nie umiem.

Przeżywanie miłości jest i nie jest codziennie takie samo. Gdyby ciągle było takie samo, miłości byłyby jednorazowe. A akty miłosne?

Moje pisanie też jest codziennie podobne, ale nie takie samo. Indywidualizuje je, jednostkuje, nacechowuje każdorazowa nowość każdego poranka. Każda modlitwa jest ta sama i inna. Nie słyszałem, żeby ktoś się zanudził i odrzucił własną tożsamość tylko dlatego, że jest tożsama.
Więc każdy dzień zaczyna nową przygodę. Dlatego tak trudno jest mi wracać do wybrakowanych postów i je uzupełniać.
Dwa razy już się usprawiedliwiałem z wątku białostocko-smoleńskiego. Chodziło o "pod-rozdziały dziejów jednego narodu i obraz społeczeństwa, w "Nad Niemnem", w "Lalce" i w Rzeczpospolitej Norwidowskiej.
Pewnym postaciom-bohaterom "wspólne są dociekania o pamięci, nie pamięci, tożsamości związanej z minionymi, ale niezbyt jeszcze odległymi wydarzeniami walki o wolność i niepodległość Ojczyzny. Uczestnicy walk żyją jeszcze wśród im współczesnych. Tylko oni pamiętają, wspominają, chodzą na groby, prowadzą pamiętniki, a w nich toczą niekończące się rozmowy z nieżyjącymi przyjaciółmi z napiętnowanego heroizmem okresu. Żyją jeszcze gdzieś na marginesie i po kolei odchodzą z tego świata". Bohatyrowicze, Rzecki...?
Usłyszałem kiedyś w radio prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego (ur.1919) wspominającego dzieciństwo w Białymstoku. Jako kilkuletni chłopak widywał starego powstańca z 1863 roku. Biegł wraz z kolegami za nim i krzyczeli "powstaniec, powstaniec".

Często zawodzi nas wyczucie epoki i przesuwa przeszłość w mityczne czasy, kiedy ona jeszcze jest dotykalna i żyją świadkowie. Jeszcze niedawno w sierpniowe święto Polaków telewizyjna kamera wyszukiwała legionistę Piłsudskiego, może miał 100 lat, ale w mundurze pięknie wyglądał i wiarygodnie. Uwiarygodniał (naszą) historię.

Wuj Aleksander Jackowski ma 92 lata. W swojej biograficznej książce opisuje wakacyjny epizod w Annopolu (w annopolskim domu i Ogrodzie). Zaczyna się tak:
"Kiedy miałem cztery lata, spędzałem wakacje w domu wujostwa, w Annopolu...". Pointą opowiadania jest mysz wrzucona cioteczce Marii za wykrochmalone koronki białej bluzeczki. "Boże, jak płakała". Sięgnęliśmy czasów naszej prehistorii. HISTORIA JEST CZYMŚ ŻYWYM, TO NASZA PAMIĘĆ I TOŻSAMOŚĆ.

Mam lat 59. Jestem żyjącym świadkiem Solidarności (RI) i wydarzeń odzyskania niepodległości i tożsamości przez Polskę, Polaków, także przez własną gminę, parafię i szkołę. Nikogo to z kreujących naszą społeczną rzeczywistość 2012 nie obchodzi. Boże, jak schamiało polskie społeczeństwo (schamieć = zgodzić się na małość, upodlającą w konsekwencji następne pokolenie, bo skazywanie, w pewien sposób, na życie w fałszu, ba! na fałszywą tożsamość wspólnoty lokalnej jest według mnie formą upodlenia; jeśli nie, to przepraszam, zawsze jestem otwarty na argumenty drugiej strony).

Dlaczego nazwałem to uzupełnienie posta z wtorku 22 maja 2012 "wątkiem białostocko-smoleńskim?". Wiadomo, prezydent Kaczorowski zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Ale w tym sformułowaniu kryje się coś więcej. Domyślacie się. Są w nim i dawne tragedie, Katyń, i obecne zamieszanie pojęć i umysłów.
"Pewnym postaciom-bohaterom "wspólne są dociekania o pamięci, nie pamięci, tożsamości związanej z minionymi, ale niezbyt jeszcze odległymi wydarzeniami walki o wolność i niepodległość Ojczyzny". W Katyniu zginął brat mojej babci Emilii i ciotki Marii - której wuj Aleksander wrzucił mysz za białe wykrochmalone koronki - jego stryj. Postać, która żyje w annopolskim domu, Ogrodzie, historii. Od dwóch lat także w Dębie Pamięci przed Zespołem Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej.

Chcę mieć w żywej i godnej pamięci tragiczny wypadek pod Smoleńskiem w dniu 10 kwietnia 2010, w którym zginął prezydent RP Lech Kaczyński z żoną Marią i elitami polskiego życia polityczno-publicznego, w tym, przedstawicielami rodzin katyńskich, których czujemy się krewnymi.

Pamięć smoleńska jest dziś skomplikowana. Trudność się rodzi z pomieszania rodzinnego z narodowym. Czy rodzinne ma wyznaczać standard narodowego, czy odwrotnie. Nie do rozstrzygnięcia przez wielu. Nigdy rodzina nie powinna zajmować najwyższych stanowisk w państwie. Rodzinność przeszkadza nawet w sporcie. Bracia Kliczko obiecali matce, że nigdy nie będą walczyli (bili się) na ringu ze sobą. Słowa dotrzymują.
Siostry Radwańskie mogą się spotkać po dwóch stronach siatki na korcie, krzywdy sobie fizycznie nie zrobią, choć psychicznie i rodzinnie??
Umawianie się stron, co do wyniku sportowej rywalizacji zabijałoby sport (jest wzorcem sportowej/etycznej nieuczciwości). POLITYKA ŻYJE KOMPROMISEM I DOGADYWANIEM SIĘ.  Nie muszę ciągnąć dalej, zbyt jest niebezpieczne. Ten pogląd na życie żywię, żywić będę, jestem realistą.

W gminie nie biegną za mną dzieci wołając "solidaruch, solidaruch". Robią to za nich dorośli, wołając za mną "siewca nienawiści, siewca nienawiści". Władze zaś (gminne, parafialne, różnych stowarzyszeń...) traktują mnie jak wieśniaka, pismaka. Nie tak mnie potraktują następne pokolenia w Strachówce i poza nią. Jestem niezbędnym ogniwem pamięci i tożsamości wspólnoty lokalnej i ponad. Nie tylko ja, ale ja mam odwagę, odpowiednio dużą i całościową wiedzę i umiejętność/talent mówienia/świadczenia o tym. I takie poczucie obowiązku. Domaga się tego ode mnie PRAWDA, nie moje EGO, choć nie wypieram się, mam duże poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.  Cudze winy wszystkim wybaczam, jednak nienaprawiona, nawet nie nazwana krzywda (niesprawiedliwość) musi pozostawić takie (samo)poczucie.
Nie ja to wszystko sprawiłem, nie ja zaprogramowałem. Tak to jest - rodzimy się i żyjemy w konkretnej rodzinie, w jakichś czasach, w jakimś miejscu (nie pytając się samorządowców, raczej pseudo, ani aspirantów do bycia liderami lokalnymi). Każdy się może wybić na wolność i niepodległość (więc i względną wielkość) akceptując i rozpoznając rzeczywistość, w której przyszło mu żyć. REALIZM PONAD WSZYSTKO.

PS.1
"To wszystko" z ostatniego akapitu - ciągle pozostaje do nazwania publicznego.

PS.2
Jak realizm i modlitwa wybronią nasze życia z zagrożenia bankructwa? Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, czy wiara obejmuje ten zakres spraw, ale chyba tak, musi być stosowalna do całego życia. Najtrudniej mi jednak oczekiwać interwencji Boga w nasze sprawy ekonomiczne. Taki jakiś wstyd. Nietakt? Ale przecież faktem jest, że tylko żyjący człowiek jest (może być) chwałą Boga. Wspólnota kościoła? - to ciągle głównie wzniosły projekt, lecz już teologiczna nauka. Więc...?
Jesteśmy bankrutami, nie pierwszy raz to wyznaję publicznie. Wiadomo było od początku naszej dzietności-rodzinności, że tak, wcześniej, czy późnej, być musi. Jesteśmy niewypłacalni. Długi szybciej rosną niż dochody, taka jest chyba definicja bankructwa. Co raz to chcą nam wyłączać światło, telefony, raz już wyłączyli. Szans - po ludzku - na ratunek nie mamy. Ciebie prosimy.... Wysłuchaj nas Panie.

środa, 23 maja 2012

Objawienia prawdy, objawienia Boga


Przed szkołą:
1. Wczorajsze małe doświadczenie prawdy w ciągu normalnego dnia. Działa jak technika TM. Podobieństwa i różnice?
2. Doświadczenie (przeżycie) prawdy życia daje skutki "na śmieć i życie".
3. Roqueplo - doświadczenie świata - doświadczeniem Boga? Blisko, blisko, ale moje „dotknięcie prawdy – doświadczeniem Boga” uważam za bardziej właściwe. Gdyby jednak nie Roqueplo, miałbym kłopot z publicznym formułowaniem swojego odkrycia. Bo opisując prawdę naszego życia we wspólnocie lokalnej dostałem w policzek nazwą "siewcy nienawiści", więc opisywanie doświadczenia Boga zasłuży u nich na... Bóg wie na co? Postąpią tak, jak faryzeusze "na krzyż z nim, na krzyż". Stronnictwo prawdy zawsze będzie tak traktowane przez stronnictwo faryzeuszy, nawet w tym samym (niby) kościele.
4. Ten drugi świat (ducha) jest strasznie konkretnie realny, to on układa lub nie, do snu. To on lub nie, daje pokój... Dopóki masz kasę i możesz sobie planować reakcje na sytuacje życiowe... dentystę, zmianę opon, coś tam, coś tam jeszcze... odpychasz prawdy wieczne, zadowalają cię przejściowe. (ps. jak zestawienie „naród” - „społeczeństwo”?)

Kl.3
Sztuka interpretacji. To wszystko (w religii) się w nas dzieje, albo ma się zadziać. Tak mam omówić całą liturgię i czytania. Akcent zwłaszcza położyć muszę na wydarzenie Zesłania Ducha Św.

Dwóch chłopaków ciągle zachowuje się jak na pastwisku lub w budynkach gospodarskich, oborach, stodołach... dziwne, ale wcale, nic-a-nic, na działają na nich słowa, prośby, próba przemówienia do rozumu, zawstydzenia??? Co to jest???? Gdzie jest korzeń, oścień tego „małego” zła? Czy tylko w psychologii dziesięciolatków? Wątpię, myślę, że najbardziej w ich domach.

Uświadamiam sobie, że wszedłem na niebezpieczną ścieżkę wewnątrz-lekcyjną i nieprzetartą ścieżką wewnątrzszkolnego niby-dialogu. Nasze „domy”, w których zakorzeniona jest nasza tożsamość, świadomość jako fundament i mechanizm procesów edukacyjno-wychowawczych. Brrr!!! Prosta droga do skonfliktowana się jeszcze większego z wieloma milczącymi. A tu jeszcze przecież: modlitwa, msza, medytacja (także ta z artykułu transcendentalna-TM/MT, zależnie od języka). Br! Skąd mi nadejdzie pomoc? Pomocą może być tylko śmierć, albo renta. Zabierz mnie od nich Boże, w miłości i pokoju! Nim wybuchną kolejne wojny z powodów egzystencjalno-metafizycznych.

Ćwiczymy na koniec pewne słowo, to słowo. Czy ktoś je usłyszy w kościele na mszy rocznicowej?

Kl.6
Zwykły/niezwykły nigdy/zawsze początek - modlitwa w ciszy przed krzyżem. Każda modlitwa jest moim nowym narodzeniem z ducha. Jest rodzeniem. Stwarzaniem, początkiem. Mnie? Religii? Mojego świata? Mojej przyszłości od teraz!...
Każda moja modlitwa na katechezie była (bardziej już pasuje czas przeszły jeszcze niedokonany) nową definicją, próbą definiowania od nowa i od nowa aktu modlitwy właśnie, i siebie (w niej, przez nią), i Boga, religii.... kościoła..... to są do dzisiaj już tysiące definicji....

Ciąg dalszy lekcji dyktuje życie – wtrącam się w przygotowanie do kolejnej debaty. Teza brzmi „Norwid miał rację mówiąc, że naród z nas wielki, ale społeczeństwo żadne”.
Tak na marginesie, czy wyobrażacie sobie naszą szkolną codzienność i odświętność bez Cypriana Norwida?

Naród a społeczeństwo? - w tym leży gwóźdź, zagwozdka prawdziwa. Jak im pomóc, na ich poziomie? Metodologią!
Rysuję na tablicy grubą krechę. Po jednej naród, po drugiej społeczeństwo. Szukajcie a znajdziecie. Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma i katechezy. Norwida też nie ma.
Szukają w głowach, w rozmowach, robią brudnopisy swoich myśli i map neuronowych. Kogoś wysyłam do biblioteki po książkową encyklopedię, sam idę do Internetu.

Przepisują swoje nieliczne znaleziska na tablicę, słuchają książkowej wiedzy, porównujemy, wykreślam(my) to, co się powtarza, albo było kulą w płot. Zostaje prawie kwintesencja w ramkach białą kredą na czarnej tablicy.

Naród – trwała wspólnota na jakimś terytorium, z kulturą (językiem), historią i tradycją.
Społeczeństwo – zbiorowość, w której występuje względna intensywność oddziaływań (zachowań, interesów, praw, obowiązków) wzajemnych między jej członkami.

Znaleźliśmy definicję narodu, czyli tego, co naturalne i społeczeństwa, czyli tego, co poddane bardziej wpływom działalności człowieka, naukowej, potocznej, wszelako-różnorodnej (zależnej od mód, epoki itd.itp).

Konkretyzacja przychodzi sama - „Cały naród cieszy się Euro, społeczność taksówkarzy chce załatwić swoje interesy”. Może też są kibicami i się cieszą na Euro, ale bliższa koszula ciału i życiowe interesy. A u nas w szkole, gminie, parafii? Przechodzę(my) na nasze własne podwórko. Nie ma to jak przykład z życia! Moja perora wygląda mniej więcej tak - „wszyscy wiedzą, że jesteśmy jedną dumną pękną gminą, Rzeczpospolitą Norwidowską, ale przecież są między nami konflikty, różnice zdań, różne interesy? To jest normalne, tak zawsze było (wieża Babel), jest i będzie. Nigdy wszyscy na danym terenie nie będą mieli takich samych poglądów, wizji wspólnego życia i interesów osobistych i grupowych.
Jeszcze bardziej konkretnie? No to - kim jestem? Katechetą, mówią dziwiąc się pytaniu, podnosząc brwi i ramiona ku górze. Co robi katecheta? - ciągnę dalej. Uczy o Bogu. - Tak jest, świetnie to wiecie, rozumiecie, inaczej być nie może. Tak jest. Katecheta uczy o Bogu, kościele, o prawdzie wiecznej, niezmiennej, objawionej. A przecież wiecie, że nazywają mnie siewcą nienawiści? Można to zrozumieć???
Żeby było bardziej jasne i ostateczne, pytam o źródło prawdy, o drogę i życie. Czy Jezus zrobił komuś coś złego? A wołali na krzyż z nim, na krzyż i Go zabili. Dlaczego??? DLACZEGO?

Bo taki jest człowiek. Kain i Abel byli braćmi. Dobro i zło walczy w nas. Zmagamy się, aby trwać przy dobru, wartościach, ideałach. Tak jest i będzie. Taki jest człowiek. Bez Boga i zbawienia dobro przegrywa z interesami w nas i interesów doraźnych grup, w których każdy z nas może się znaleźć. Jak to dobrze, że zaczęliśmy – zawsze - i kończymy modlitwą!!!!

Kończymy modlitwą, która jest pełnym realizmem, „stanięciem w prawdzie”, „rodzeniem w duchu i prawdzie” do życia w duchu i prawdzie. OTO SEDNO RZECZY!

I znów „świadomość” upomina się o właściwe miejsce w szkole! Jej różne poziomy, oddziaływania, skutki, relacje, ogniwa, łańcuchy....

DOTKNIJ PRAWDY. GDZIE I JAK? W GŁĘBI ŚWIADOMOŚCI!!!!!!

Religia (w szkole) – to walec Ducha Świętego przechodzący przez społeczność szkolną. Od A do Z.

Kl.1
Jakiej dziwnej religii dzisiaj (?) uczę. Zawsze. Takiej, która nie mieści się w naszych „nielogicznych głowach” bo złą logiką uporządkowanych, na nasz obraz i podobieństwo.

Najpierw o panowaniu nad sobą. Kto nie umie na (podczas) krótkiej modlitwie, to jak ma iść do I Komunii? - sięgam po argumenty grubego kalibru. Kto nie umie panować nad sobą na lekcji, jak ma iść na mszę świętą komunijną, niedzielną, każdą inna? Nie wystarczy mieć dwóch nóg i dwóch rąk, żeby nazywać się człowiekiem. Dopiero wtedy, gdy umiem panować nad sobą! - nim się staję, jestem. „Braterstwo [wtedy] ludom dam.” Myślę Norwidem? Mówię nim często, coraz częściej. Przewidziałem to, raczej przepowiedziałem proroczo 12 lat temu w rozmowie z Karoliną Wajdą, pod bramą dworu Norwidów.
Wystarczy tak niewiele, wystarczy ślad, zwykła wieś, w której poznali się Jego rodzice, grób księdza, który dawał ślub jego rodzicom?! Sakramenty, sakramenty. Czym są sakramenty w naszym życiu? Wystarczy mały opłatek, by dotknąć i POJĄĆ Boga. Pojąć, pojęcie, słowo, Słowo, które stało się ciałem, które stale staje się ciałem. Na lekcji religii, na (w) każdej modlitwie, w umyciu nóg żebrakowi (brrr!), w Eucharystii. Czy można tak wszystko wymieniać jednym tchem? Można – mówi wam to „ja” katechety. Ja - katecheta? Co łatwiej powiedzieć? - więc mówię „ja” katechety.

Chodząc z brzemieniem „siewcy nienawiści”, ja-katecheta Słowa Bożego też może myję nogi biedakom, żebrakom, łotrom dobrym i złym? Kto wie? Może. Bogu niech będą dzięki, nawet za to "kto wie".
W każdym razie jest na tym blogu spora porcja mistyki. Nie wymyślonej - zanotowanej na katechezach i po nich, i między nimi. Może zrodzą się z niej nowi katecheci? Nie żyłem nadaremno. Niech krzyczą, plują, biją, krzyżują. Możecie być pewni, że nikomu nie wypomnę tego przed Bogiem, ani w godzinę śmierci mojej. Amen. Nie potrafiłem nigdy nienawidzić. NIGDY. Nie wiem, nie rozumiem, czym jest nienawiść, choć widzę takie zachowania w świecie. Taki albinos wśród czarnych sumień nienawidzących jestem :)

Myślę, że gmina mogłaby zarobić na mojej inności. Wystarczy być realistą, widzieć to, co jest, co rośnie i żyje, co się ma w gminie i tym się cieszyć, służyć, eksponować. TYM JEST I PO TO JEST SAMORZĄD. Ale nie dla dzisiejszych pseudo-. Wolą wymyślać jakąś inną nieistniejącą gminę - własną produkcję ograniczonego pojmowania świata i człowieka. Dziwadła.

Myśl przyszła, komputer schowany, gdzie i jak zapisać, nim umknie wraz np. z czyimś pytaniem lub innym odezwaniem świata? Łapię kartkę z parapetu i czyjś długopis - „jak przejść od religii znaków do rzeczywistości?”

Kl.4
Idę mądrzejszy o lekcje i modlitwy w poprzednich klasach. Malowanka być musi! Ona dzisiaj mnie/nas prowadzi. Naprowadziła na odkrycie istoty religii. Bo jaki mamy obraz religii? Jako obowiązku, przymusu, ciężaru nałożonych zasad, czynności... A to FARYZEIZM, faryzejska postać religii.
Modlitwa nie jest obowiązkiem. Jezus nie przyszedł, żeby nałożyć na nas nowe obowiązki. Przeciwnie, schylił się, żeby przynieść ulgę nawet naszym stopom. Jak można tak wypaczać obraz religii i religijności? Biada wam, faryzeusze.

Dzisiaj lepiej rozumiem mycie nóg, gdy jest upalny dzień. Gdy katecheta i wuefista chodzą w sandałach na gołe stopy. Gdy przypominam sobie drogę do kościoła sprzed lat, w dzieciństwie, w młodości po piachach sławnych Strachówki i okolicy. Zdejmowaliśmy buty, łatwiej było iść. Myliśmy nogi w strudze, co za ulga! 400 metrów przed wejściem do kościoła w parafii WNMP, na budowę której Królowie dali 27 sosen i byli dobrodziejami parafii i proboszcza. Ja - w 2012 jestem siewcą nienawiści. 
Jezus przywraca świeżość, może była burza piaskowa i u nich. Chłód, powietrza łyk, wody i może kropla oliwy na brodę. I miłosierdzia.

Ostatnie 10 minut oglądamy kawałek „Jezusa”, sceny krzyżowania, śmierci, pochówek w grobie Józefa z Arymatei, zmartwychwstania, ukazania się czystego Jezusa po...

Kiedy wyszli, a ja zostałem aby spisać notatki, przez drzwi widzę korytarz i uczniów. Patrzę jak z wnętrza wapiennego(?) grobowca. Jakbym nowe widział życie, nową szkołę, nowy świat. Może tak patrzył święty Piotr, gdy pobiegł i zobaczył grób pusty i chusty?

Religia (w szkole) – to walec Ducha Świętego przechodzący przez społeczność szkolną. Od A do Z.

A Janusz Palikot i inni rozpowiadają, że religia to oszukańcze znaki. Ja – że realna OBECNOŚĆ.
Spór z Januszem Palikotem, a jak trzeba będzie także z Donaldem Tuskiem, to mój głos w sprawie obecności religii w szkole. Uważam, że to jest spór o istotę Obecności, nie o religijną indoktrynację. Ja także (30-letni katecheta) jestem przeciwko indoktrynacji, a za OBECNOŚCIĄ (o której nie traktuje żaden inny przedmiot).

Kl.2
Długo próbuję namówić ich na wypowiedzi od serca o ich (pierwszej) Komunii. Wiem, że ma(ją) coś pięknego. Ale jak skłonić do mówienia. Tworzę nastój modlitewny muzyką i słowami księdza Szelągowskiego „Bóg jest Miłością”. Powtarzam słowa zwrotek, oni powtarzają, ot, takie nasze ćwiczenie.
  • poczułam się jakaś ważniejsza, bo do tej pory przy komunii świętej na mszy zostawałam sama w ławce, a teraz idę z innymi
  • że niespodziewane coś się dzieje, że coś dobrego, a coś złego zostało z tyłu
  • że nie jestem niepotrzebny, ale że jestem już w kościele
  • kiedy przyjąłem komunię, to poczułem się lekko, miło
  • gdy mówiłam wierszyki na podziękowanie, to się zawstydziłam, ale pomyślałam, że Bóg jest przy mnie i pomogło

Kl.5
Słyszę niespodziewaną aklamację „lubię pana, lubimy. Ko lubi pana?” - nie wiem za bardzo za co, dlaczego, może dlatego, że się trochę spóźniła/spóźnili, co mało mnie dziś obeszło, zajętego rozstawianiem sprzętu i rysunków na stole?

Modlitwa – wieczne świadectwo i wyznanie wiary katechety: „w modlitwie i dzięki niej możemy odkryć skarby największe życia i siebie samych, w sobie, gdzieś na dnie”. A w głowie myśl - „ja - siewca nienawiści, żebrak modlitwy (wierszyki), biedny rzeczywiście ekonomicznie”. Ale kiedy staję z nimi przed krzyżem w ciszy do modlitwy, która jest wiecznym teraz i zawsze, nie mam lat i nic się innego nie liczy. Jestem wtedy chyba najbardziej duchem Józefa K – katechety :)

I im rozdaję obrazki „Jezus umywa nogi uczniom”. Każę dopisać u góry „Istota religii”. Taki temat jest w dzienniku, wielkimi literami. Dobry rysunek w skwarny dzień Strachówki.

Podczas dyżuru mam przed oczami zdjęcia i jedno zwłaszcza zdjęcie (jak zdjęcie z krzyż) Jana Pawła II i siostry Aliny z naszym listem w ręku na kolanach. Obok zdjęcia jest treść naszego listu do błogosławionego Papieża-Polaka. Patrzę, patrzę. „Żeby się spotkać, trzeba się napatrzeć” (JPII, Tarnów, do 2 mln pielgrzymów). Patrzyłem czytałem po kawałku, myślałem, osłupiałem. Przecież wszyscy obok tego zdjęcia i listu codziennie przechodzimy dziesiątki razy! Prawda się nie ukrywa przed nikim. Bóg się nie ukrywa przed nikim. Nasz Bóg się objawił. Jest OBJAWIENIEM. PROSTOTĄ!

A istota naszej szkoły i RzN jest wyłożona w liście do JPII. To (jakby) nasz wzajemny testament i zobowiązanie. Jest tam powiedziane, przewidziane, że powrócą niedzielne msze szkolne! Spełni się wszystko, co tam zapisane. Słowo w słowo. Co do kropki i joty. Wierzycie w to? I we mnie wierzcie – powiedział Jezus.
Napisał ten list (z Bożym natchnieniem) w 2003 roku siewca nienawiści w roku 2012. Nie mnie jest potrzebne to podkreślanie i ciągłe przywoływanie tego epitetu. Potrzebne to jest naszej wspólnocie lokalnej (gminnej, parafialnej), by widziała, w czym żyjemy, jaki FAŁSZ chce przejąc władzę nad nami. By się otrząsnęła, by wreszcie kiedyś zrozumiała. Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy!
***
Już w domu - niesamowite jest, jak Olek sprawdza zawsze, czy wszyscy już coś mieli, czymś się częstowali, coś jedli – gdy chce dokładkę. - Ja wziąłem sobie tylko połówkę, na wypadek, gdyby nie wszyscy jeszcze brali... do Andrzeja. Niesamowite. To nie my wychowujemy. To dom wychowuje. DOM. Podejrzewam, że rezydencje - bo w tę stronę ewoluuje budownictwo - nie wychowują. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Błogosławieni różni tacy, którzy niewiele mają. To już u nas nie sprawa przekonań religijnych i ideałów życiowych, tylko realiów szaro-świątecznej codzienności. To chleb nasz powszedni.

PS.1
Boże, jacy my mądrzy jesteśmy! Jakim uniwersytetem (obywatelskim LGD?)! jest RzN.

PS.2
Jednak nie mogę wyjaśnić wątku białostocko-smoleńskiego, bo by było dużo za dużo.