
Serce napomina mnie nawet nocą. Wolno psalmiście, wolno i mnie. Po to mamy serce, nerki, tarczyce, przysadkę mózgówą i inne organy, żeby dla nas pracowały dniem i nocą. Toż nasza natura. Acha! Naturą też nasza osoba. Ona nawet bardziej, jest naszą istotą. Ale z nią rzecz jest inna, bardziej skomplikowana. Nie ma jej bez czegoś. Indukcja? Za banalne. Promieniowanie tła? Może ładniejsze, ale zbyt materialistyczne (i czasowo zdeterminowane), odpada. Więc co? Ano, niech pokolenia nieustannie mają coś do roboty. Po to jest zachwyt, zadziwienie by napędzały wiarę i rozum.
Może jeszcze kiedyś tu wrócę, może się przyśni?
Wracam do dnia niezwykłego w niezwykłej szkole i klasie. Jechałem z nimi pociągiem, ale nie wiedziałem. Siedziałem wśród nich, tylko część poznałem. Stach przedstawił mi mamę, mama męża, pan z drugiej strony pozostał nieznajomym. Do czasu. Dziś już wiem, że to ojciec Adama i przed uroczystością woził z Łazarzem i innymi kwiaty do szkoły, bo nie mieli czym. Pozdrawiam, dziękuję, teraz już się znamy. Ja, to ten, co pytał, czy to miejsce (fotel!) jest wolne. Pan po chwili wahania odpowiedział, że chyba tak, bo były tu czyjeś rzeczy, ale już zabrali.
Potem na to wyszło, że siedzieliśmy za waszą klasą. Nie znałem schematów, nie wiedziałem. No i wyszło z tego schematu, że medale otrzymali trzej uczniowie waszej klasy. NIESAMOWITE. Nie wiedząc przecie, krzesło Uli uchwyciłem dłońmi, gdy poszła odebrać, z czystego podziwu dla geniuszu, a gdy wracała wyciągnąłem nieśmiało "piątkę", żeby przybiła. Przyglądam się dłoni, chyba odcisnę w gipsie. No, ale do pana z krótkimi włosami, ale długim cienkim zaplecionym pasemkiem podejść nie miałem śmiałości z podziwem, bo siedział na samym przodzie. Wybacz Kuba, że nawet nie rozpoznałem. Znałem z jakichś zdjęć, ale włosy były jakieś inne, a szum na sali nie pozwolił dosłyszeć imion i nazwisk. Dziś z daleka wyciągam rękę, chcę dotknąć choć krzesła (i czuję się zaszczycony, że mogłem z tobą wymienić parę myśli w komentarzach na blogu Łazarza).
CO TO ZA KLASA! (Pokolenie nowych Kolumbów?!). Skąd wyście się wzięli. Same geny mi tego nie wyjaśnią. Muszą być jeszcze chyba jakieś wzory, klimaty, (silne i mocne) oddziaływania... Rzućcie trochę światła, spoczęła na was odpowiedzialność.
Inni to widzieli: Dyrektor, Rada Pedagogiczna... a ja, rodzic-katecheta, wszystko to zachowuję w sercu swoim. Amen.
Duch nie jest znowu takim niezauważalnym Bytem, trzeba tylko metod właściwych używać. Tak jak w CERN pod Genewą historię zdarzeń znają z tego, co się zapisało na materiale światłoczułym. W tysiącach zdarzeń każdego dnia trzeba zauważyć działania ducha (zarejestrować aparatem duchoczułym). Wczoraj skrótowo opisałem. Serce, nerki, dusza, łza, co pod powieką zawisła... podziw, zadziwienie, co trwa i trwa. Rozważaj w sercu swoim. Jak Matka, jak ojciec, jak ten, co zrozumiał. WIARA I ROZUM SA JAK DWA SKRZYDŁA, NA KTÓRYCH DUCH LUDZKI WZNOSI SIE KU KONTEMPLACJI PRAWDY.
W nocy bardzo przeżywałem także mój ostatni post pod rozmową o kościele na Fb. Jeszcze nie zaglądałem,jaki jest stan na rano. Był wpis Moniki, potem mój ostatni. Przeżywałem, bo szybko i krótko czasem cos wpiszę, a potem długo rozważam. Oczywiście, tam wrócę, ale wszystko co najważniejsze, chcę tutaj notować.
Po pierwsze - wszyscy mamy imiona. W dyskusji dotąd się uobecnili (prócz prowokatora, albo sprawcy Józefa): Jarek, Janek, Paweł. Monika. A kościół w Polsce jest ogromny :(
"Kościele ojczyzno moja ty jesteś jak ...
ile cie cenić trzeba ten tylko się dowie..."
Dzięki kościołowi nigdzie w świecie, gdzie byłem, nie czułem się obco i sam. Odkryłem m.in. globalna sieć "hotelową", dzięki której można objechać Ziemię, tę Ziemię. Opactwa benedyktyńskie mają zawsze miejsce dla pielgrzyma. Tak chciał założyciel. Europa wędrowała wzdłuż i w poprzek do grobów świętych. Pielgrzymujmy. Tak wędrowałem w 1980 z Taize, przez Notre Dame de Tamie, klasztor bernardynów (od piesków) na najwyższej europejskiej przełęczy, opactwo Notre Dame de Dombes i Saint Benoit sur Loire, do Taize. Miałem mniejsze i większe pętle po Francji i Europie.
"Razem jesteśmy kościołem, nie osobno :)". Ten wpis mnie dręczył. Razem - ale jak i kto? Dożyłem takiego rozumienia - z każdym,kto przyznaje się do inspiracji biblijnych i chce według nich układać życie. Kto przyjmie pod dach wędrowca, kto nakarmi głodnego, kto kubek wody poda, kto porozmawia, się razem pomodli, jeśli taką ktoś ma potrzebę... Nie ma to prawie nic z potocznym rozumieniem, że to ci, co chodzą do tego samego kościoła na nabożeństwa. To dobrze, że ktoś chodzi do miejsc duchowych, ale ważniejsze - jak żyje i czy drugiego człowieka uważa za brata.
Razem mamy dźwigać liturgię. Mieć świadomość tego, czym się żyje, w co wierzy i dlaczego. Sobór i papież "ukochany" i następca ukochanego, wskazują na konieczność świadomości (samopoznania, samoświadomości) chrześcijanina, ucznia Jezusa z Nazaretu. Samo powtarzanie "Panie, Panie" uczniem nie czyni.
Oczywiście, nikt z zewnątrz nie wie, co jest w sercu twoim i co się dzieje przez lata. "Nie martw się, czasem na Pana Boga trzeba poczekać". Najważniejsze jest, że "Z racji godności swojej wszyscy ludzie, ponieważ są osobami, czyli istotami wyposażonymi w rozum i wolną wolę, a tym samym w osobistą odpowiedzialność, nagleni są własną swą naturą, a także obowiązani moralnie do szukania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii. Obowiązani są też trwać przy poznanej prawdzie i całe swoje życie układać według wymagań prawdy. Tego zaś zobowiązania nie zdołają ludzie wypełnić w sposób zgodny z własną swą naturą, jeśli nie mogą korzystać zarówno z wolności psychologicznej, jak i wolności od zewnętrznego przymusu. A więc prawo do wolności religijnej ma fundament nie w subiektywnym nastawieniu osoby, ale w samej jej naturze. Dlatego prawo do owej wolności przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku szukania prawdy i trwania przy niej; korzystanie zaś z tego prawa nie może napotykać przeszkód, jeśli tylko zachowywany jest sprawiedliwy ład publiczny.
Wszystko to jeszcze jaśniej ukazuje się temu, kto bierze pod uwagę, iż najwyższą normą ludzkiego życia jest samo prawo Boże, wieczne, obiektywne i uniwersalne, którym Bóg, wedle planu mądrości i miłości swojej, porządkuje, kieruje i rządzi całym światem i losami wspólnoty ludzkiej. Tego to prawa uczestnikiem czyni człowieka Bóg, aby za miłosiernym zrządzeniem Bożej Opatrzności mógł on coraz lepiej poznawać niezmienną prawdę. Przeto każdy ma obowiązek, a stąd też i prawo szukania prawdy w dziedzinie religijnej, aby przez użycie właściwych środków urobił sobie roztropnie słuszny i prawdziwy sąd sumienia.
Prawdy zaś trzeba szukać w sposób zgodny z godnością osoby ludzkiej i z jej naturą społeczną, to znaczy przez swobodne badanie przy pomocy magisterium, czyli nauczania, przez wymianę myśli i dialog, przez co jedni drugim wykładają prawdę, jaką znaleźli albo sądzą, że znaleźli, aby nawzajem pomóc sobie w szukaniu prawdy; skoro zaś prawda została poznana, należy mocno przy niej trwać osobistym przeświadczeniem."
Mocno trwam - kontempluję. Oby wyszła nam wieczorna kontemplacja na czuwania w kościele w wigilię beatyfikowania. Sami ja sprowokowaliśmy.