sobota, 30 kwietnia 2011

KONTEMPLACJA PRAWDY


Serce napomina mnie nawet nocą. Wolno psalmiście, wolno i mnie. Po to mamy serce, nerki, tarczyce, przysadkę mózgówą i inne organy, żeby dla nas pracowały dniem i nocą. Toż nasza natura. Acha! Naturą też nasza osoba. Ona nawet bardziej, jest naszą istotą. Ale z nią rzecz jest inna, bardziej skomplikowana. Nie ma jej bez czegoś. Indukcja? Za banalne. Promieniowanie tła? Może ładniejsze, ale zbyt materialistyczne (i czasowo zdeterminowane), odpada. Więc co? Ano, niech pokolenia nieustannie mają coś do roboty. Po to jest zachwyt, zadziwienie by napędzały wiarę i rozum.

Może jeszcze kiedyś tu wrócę, może się przyśni?
Wracam do dnia niezwykłego w niezwykłej szkole i klasie. Jechałem z nimi pociągiem, ale nie wiedziałem. Siedziałem wśród nich, tylko część poznałem. Stach przedstawił mi mamę, mama męża, pan z drugiej strony pozostał nieznajomym. Do czasu. Dziś już wiem, że to ojciec Adama i przed uroczystością woził z Łazarzem i innymi kwiaty do szkoły, bo nie mieli czym. Pozdrawiam, dziękuję, teraz już się znamy. Ja, to ten, co pytał, czy to miejsce (fotel!) jest wolne. Pan po chwili wahania odpowiedział, że chyba tak, bo były tu czyjeś rzeczy, ale już zabrali.

Potem na to wyszło, że siedzieliśmy za waszą klasą. Nie znałem schematów, nie wiedziałem. No i wyszło z tego schematu, że medale otrzymali trzej uczniowie waszej klasy. NIESAMOWITE. Nie wiedząc przecie, krzesło Uli uchwyciłem dłońmi, gdy poszła odebrać, z czystego podziwu dla geniuszu, a gdy wracała wyciągnąłem nieśmiało "piątkę", żeby przybiła. Przyglądam się dłoni, chyba odcisnę w gipsie. No, ale do pana z krótkimi włosami, ale długim cienkim zaplecionym pasemkiem podejść nie miałem śmiałości z podziwem, bo siedział na samym przodzie. Wybacz Kuba, że nawet nie rozpoznałem. Znałem z jakichś zdjęć, ale włosy były jakieś inne, a szum na sali nie pozwolił dosłyszeć imion i nazwisk. Dziś z daleka wyciągam rękę, chcę dotknąć choć krzesła (i czuję się zaszczycony, że mogłem z tobą wymienić parę myśli w komentarzach na blogu Łazarza).

CO TO ZA KLASA! (Pokolenie nowych Kolumbów?!). Skąd wyście się wzięli. Same geny mi tego nie wyjaśnią. Muszą być jeszcze chyba jakieś wzory, klimaty, (silne i mocne) oddziaływania... Rzućcie trochę światła, spoczęła na was odpowiedzialność.
Inni to widzieli: Dyrektor, Rada Pedagogiczna... a ja, rodzic-katecheta, wszystko to zachowuję w sercu swoim. Amen.

Duch nie jest znowu takim niezauważalnym Bytem, trzeba tylko metod właściwych używać. Tak jak w CERN pod Genewą historię zdarzeń znają z tego, co się zapisało na materiale światłoczułym. W tysiącach zdarzeń każdego dnia trzeba zauważyć działania ducha (zarejestrować aparatem duchoczułym). Wczoraj skrótowo opisałem. Serce, nerki, dusza, łza, co pod powieką zawisła... podziw, zadziwienie, co trwa i trwa. Rozważaj w sercu swoim. Jak Matka, jak ojciec, jak ten, co zrozumiał. WIARA I ROZUM SA JAK DWA SKRZYDŁA, NA KTÓRYCH DUCH LUDZKI WZNOSI SIE KU KONTEMPLACJI PRAWDY.

W nocy bardzo przeżywałem także mój ostatni post pod rozmową o kościele na Fb. Jeszcze nie zaglądałem,jaki jest stan na rano. Był wpis Moniki, potem mój ostatni. Przeżywałem, bo szybko i krótko czasem cos wpiszę, a potem długo rozważam. Oczywiście, tam wrócę, ale wszystko co najważniejsze, chcę tutaj notować.

Po pierwsze - wszyscy mamy imiona. W dyskusji dotąd się uobecnili (prócz prowokatora, albo sprawcy Józefa): Jarek, Janek, Paweł. Monika. A kościół w Polsce jest ogromny :(
"Kościele ojczyzno moja ty jesteś jak ...
ile cie cenić trzeba ten tylko się dowie..."
Dzięki kościołowi nigdzie w świecie, gdzie byłem, nie czułem się obco i sam. Odkryłem m.in. globalna sieć "hotelową", dzięki której można objechać Ziemię, tę Ziemię. Opactwa benedyktyńskie mają zawsze miejsce dla pielgrzyma. Tak chciał założyciel. Europa wędrowała wzdłuż i w poprzek do grobów świętych. Pielgrzymujmy. Tak wędrowałem w 1980 z Taize, przez Notre Dame de Tamie, klasztor bernardynów (od piesków) na najwyższej europejskiej przełęczy, opactwo Notre Dame de Dombes i Saint Benoit sur Loire, do Taize. Miałem mniejsze i większe pętle po Francji i Europie.

"Razem jesteśmy kościołem, nie osobno :)". Ten wpis mnie dręczył. Razem - ale jak i kto? Dożyłem takiego rozumienia - z każdym,kto przyznaje się do inspiracji biblijnych i chce według nich układać życie. Kto przyjmie pod dach wędrowca, kto nakarmi głodnego, kto kubek wody poda, kto porozmawia, się razem pomodli, jeśli taką ktoś ma potrzebę... Nie ma to prawie nic z potocznym rozumieniem, że to ci, co chodzą do tego samego kościoła na nabożeństwa. To dobrze, że ktoś chodzi do miejsc duchowych, ale ważniejsze - jak żyje i czy drugiego człowieka uważa za brata.
Razem mamy dźwigać liturgię. Mieć świadomość tego, czym się żyje, w co wierzy i dlaczego. Sobór i papież "ukochany" i następca ukochanego, wskazują na konieczność świadomości (samopoznania, samoświadomości) chrześcijanina, ucznia Jezusa z Nazaretu. Samo powtarzanie "Panie, Panie" uczniem nie czyni.
Oczywiście, nikt z zewnątrz nie wie, co jest w sercu twoim i co się dzieje przez lata. "Nie martw się, czasem na Pana Boga trzeba poczekać". Najważniejsze jest, że "Z racji godności swojej wszyscy ludzie, ponieważ są osobami, czyli istotami wyposażonymi w rozum i wolną wolę, a tym samym w osobistą odpowiedzialność, nagleni są własną swą naturą, a także obowiązani moralnie do szukania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii. Obowiązani są też trwać przy poznanej prawdzie i całe swoje życie układać według wymagań prawdy. Tego zaś zobowiązania nie zdołają ludzie wypełnić w sposób zgodny z własną swą naturą, jeśli nie mogą korzystać zarówno z wolności psychologicznej, jak i wolności od zewnętrznego przymusu. A więc prawo do wolności religijnej ma fundament nie w subiektywnym nastawieniu osoby, ale w samej jej naturze. Dlatego prawo do owej wolności przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku szukania prawdy i trwania przy niej; korzystanie zaś z tego prawa nie może napotykać przeszkód, jeśli tylko zachowywany jest sprawiedliwy ład publiczny.
Wszystko to jeszcze jaśniej ukazuje się temu, kto bierze pod uwagę, iż najwyższą normą ludzkiego życia jest samo prawo Boże, wieczne, obiektywne i uniwersalne, którym Bóg, wedle planu mądrości i miłości swojej, porządkuje, kieruje i rządzi całym światem i losami wspólnoty ludzkiej. Tego to prawa uczestnikiem czyni człowieka Bóg, aby za miłosiernym zrządzeniem Bożej Opatrzności mógł on coraz lepiej poznawać niezmienną prawdę. Przeto każdy ma obowiązek, a stąd też i prawo szukania prawdy w dziedzinie religijnej, aby przez użycie właściwych środków urobił sobie roztropnie słuszny i prawdziwy sąd sumienia.
Prawdy zaś trzeba szukać w sposób zgodny z godnością osoby ludzkiej i z jej naturą społeczną, to znaczy przez swobodne badanie przy pomocy magisterium, czyli nauczania, przez wymianę myśli i dialog, przez co jedni drugim wykładają prawdę, jaką znaleźli albo sądzą, że znaleźli, aby nawzajem pomóc sobie w szukaniu prawdy; skoro zaś prawda została poznana, należy mocno przy niej trwać osobistym przeświadczeniem."

Mocno trwam - kontempluję. Oby wyszła nam wieczorna kontemplacja na czuwania w kościele w wigilię beatyfikowania. Sami ja sprowokowaliśmy.

piątek, 29 kwietnia 2011

Dni beatyfikowane Janem Pawłem II

Które to dni? Dziś, wczoraj, w niedzielę 1 Maja? Pewnie każdy będzie miał swoje. We mnie zapadł 16 października 1978 i pozostał na zawsze. Podobnie, spotkanie Andrzeja Madeja w Kodniu w maju 1983. Czy można porównywać? Każde działanie Ducha Świętego jest święte i ponadczasowe. Nie mam wątpliwości, że oba wydarzenia przyszły z głębi ducha. To się wie, czuje. Coś przenika ciebie, twoje myśli, uczucia, serce, duszę, nerki, rozum, wyobraźnię. CAŁEGO CIEBIE. I trwa odtąd niezniszczalne w tobie. I nigdy nie zmienia swojego wymiaru, a ty ich kwalifikacji. Są wydarzeniami, które wpływają na całe dalsze życie. Które czynią lepszym , wrażliwszym, pokorniejszym, mądrzejszym. Które mogą stać się w każdej chwili inspiracją modlitwy, a nawet długiej medytacji. Które stały się twoim duchowym talizmanem. Z pamięcią których chciałbyś zasypiać, i umierać.

Jestem głęboko przekonany, że każdy ma wspomnienia podobnych zdarzeń. Szkoda, jeśli nie poświęcamy im wystarczającej uwagi, jeśli nie stają się ważną częścią naszej samoświadomości. Szkoda, że o nich nie rozmawiamy (w realu i w Internecie).

O czym będziemy rozmawiać w dniach beatyfikowanych - w osobie Jana Pawła II. O czym będą rozmowy Polaków?
W mediach pewnie o liczbach. Gdybyż w naszych domach i kościołach - o Duchu Świętym!

Byłem na zakończeniu nauki klas 3 w V Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie. W Poniatówce. Bogu dzięki, że udało mi się rozwiązać problemy logistyczne i dojechać.
Przyjemnie jest iść nowoczesnym Centrum miasta w marynarce pod krawatem. Jestem obywatelem Europy. Korzystam przez chwilę z obywatelstwa europejskiego. Bo na wsi, to nie bardzo. Na wsi, jakby czas stoi. Na wsi dużo przypomina PRL. Niewiele jest widocznych zmian w kierunku nowoczesności i Europy.
Idę dzielnicą, w której mieszkał Cyprian Norwid po przeprowadzce do Warszawy. On wtedy tęsknił za wsią. Ale to różne porządki rzeczy. Ja też kocham wieś, uczyłem się w niej na nowo patriotyzmu w 1981 roku. Żałuję tylko, że czas przemian się w niej opóźnia.

Aula Poniatówki z balkonami dookoła i dostojnymi schodami bardziej przypomina teatr i college niż zwykłą szkołę średnią. Na pożegnaniu abiturientów zgromadziła się cała społeczność szkolna. Był poczet sztandarowy i hymn Polski. Było przekazanie sztandaru nowemu pocztowi z klas młodszych. Dyrektor wyjaśnił symbolikę. Szkoła ma 90 lat, jest dziełem i ciągłością pokoleń. Każdy rocznik coś w nią wnosi. I każdy uczeń z osobna. "Lubimy wszystkich, którzy wkraczają w nasze progi, ale są roczniki, które bardziej wpadają w pamięć i zaznaczają się w historii szkoły. Ten rocznik należał do tych niezwykłych."
W Poniatówce olimpijczyków, laureatów i finalistów zawsze jest dużo. Zwłaszcza z chemii i fizyki. Wszyscy byli wyczytani i nagrodzeni. Nagrody i dyplomy dostali także szkolne drużyny sportowe i jej reprezentanci w rozgrywkach międzyszkolnych. Łazarz był wśród jednych i drugich.

Trojgu absolwentów wręczone zostały okolicznościowe medale Poniatówki. Dyrektor podkreślił, że jest ich limitowana liczba i wręczane są bardzo oszczędnie. W tym roku otrzymali je wielokrotni medaliści "olimpijscy" (w różnych konfiguracjach: chemia + fizyka + ..., lub język angielski + ...), za niezwykłe zdolności, osiągnięcia i postawę. Trzeci medal otrzymał Łazarz, ustępujący przewodniczący samorządu - "za twórcze udzielanie się w życiu szkoły i godne jej reprezentowanie". Dyrektor zidentyfikował i nazwał też inne jego zasługi - "umiejętność rozmowy ze wszystkimi w rozsądny i przekonujący sposób". Wspólnota uczniowska zgotowała mu owację, a koledzy i koleżanki z klasy wstali z miejsc. No, no, no! Dobrze, że mogłem przeżywać tę uroczystość z rodzicami Stacha, przyjaciela Łazarza i bywalca Strachówki. Stanowiliśmy małą wspólnotę rodzicielska. Sam - dumny rodzic - pewnie bym się ugotował taką wspaniałą niespodzianką.
Wychodząc ze szkoły miałem szczęście spotkać dyrektora i jego zastępczynię. Mogłem im wyrazić szczerą i wielką wdzięczność. Mam za co. Jak to się stało, że byli przy tym i Łazarz i Stach?!
Dobrze, że nie kończy się nasza przygoda z tą niezwykłą szkołą, uczy się w niej Hela.

PS 1.
W pociągu z Tłuszcza jechałem naprzeciwko uczennicy w uroczystym stroju. Po drodze dosiadły się dwie następne. Jasne, dzisiaj w Warszawie takie uroczystości odbywają się w kilkudziesięciu szkołach. Jakże się zdziwiłem, że wszystkie trzy spotkałem w auli Poniatówki!
PS 2.
Rok maturalny także uważałem przez wiele lat za najszczęśliwszy w życiu. Teraz mam inne talizmany. Wdzięczny jestem swojej maturalnej klasie, ale już inne rzeczy bardziej cenię. Cenię wiek dojrzały i pewien certyfikat duchowo-intelektualny jaki mi podarowały. Nie zamieniłbym go na zdrowie, młodość i bogactwo, choć bieda materialna nam doskwiera.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Co - kto - nas (współ)tworzy?


Co stworzyło dzisiaj mój dzień?
1. Ciężkie sny, w nich legionowskie mieszkanie, wychodzenie przez okno...
2. Obecność w powiatowym konkursie wiedzy o Norwidzie "Rzeczpospolita Norwidowska". Zobaczyłem święto szkoły. Miałem zaszczyt czytać poetę. Natychmiast napisałem o tym na Facebooku.
3. Wypełnianie aplikacji do agencji narodowej europejskiej instytucji. Stawiając literki i cyferki widzę swoje życie. Ono samo pisze aplikacje. Już mnie to nie cieszy. W kontekście moich/naszych spraw zawodowo-gminno-życiowych - raczej złości. W tym upatruję podobieństwa do nuty goryczy w wypowiedziach biskupa Tadeusza Pieronka.
4. Zauważyłem straszne gapiostwo - nie daliśmy jeszcze zaproszenia na Historyczne VII Vademecum na Facebooku. Nadrobiłem, zajrzyjcie.
5. Zaiste nastał dobry czas dla Strachówki. Rzeczpospolita Norwidowska została zakwalifikowana na ogólnopolskie warsztaty organizacji działających na wsi. Będziemy dyskutować - "Przyszłość, młodzież, wieś – wyzwania”. Hurra!
6. Poważna dyskusja o kościele, o naszym kościele, o nas w kościele - nie porywa internautów. A byłoby miło trwać na takiej rozmowie w dniach beatyfikowanych narodu polskiego w osobie Jana Pawła II. Nawet nie czuję, że rymuję. Ja wiem, że większość ( przerażająca) woli smędzić o papieżu i obliczać liczbę pielgrzymów na placu Świętego Piotra. Mnie nie ciągnie dziś do Rzymu. Kiedyś ciągnęło, ale musiałem się wycofać spod Mediolanu. Nie jest mi pisane. Dzisiaj to głównie sprawa kasy. Ale też nie wpadam w euforię z powodu 1 Maja. Jan Paweł II jest dla mnie tym kim jest od 16 października 1978 roku. Świętym? oczywiście. I to Santo Subito. Dzień przybicia pieczątki jest ważny dla mnie tylko ze względu na masowość naszego narodowego przeżywania (nawet globalnego). Z tego powodu jest nam potrzebny. Ale - jak na razie - jest dla mnie tylko umowną datą, w której zostanie wydane upoważnienie do publicznego kultu w kraju pochodzenia. Śmieszą mnie te formułki prawa kanonicznego, ale rozumiem ich pożyteczność w czasach obowiązywania prawa. Świętość to jednak nie jest sprawa prawa. To sprawa Ducha!

Bardziej porywa mnie inna kwestia, związana z dyskusją o kościele, do której chciałbym wciągnąć świeckich młodych i starszych i duchownych. Porywający podmuch znajduję w sformułowaniu - "dźwigać wspólnie liturgię". Bo ja nie idę do kościoła na mszę, którą ma mnie obsłużyć kapłan, ale wspólnie ją odprawiać, pod przewodnictwem kapłana. Czujecie rewolucję?

środa, 27 kwietnia 2011

Katecheza, modlitwa Jezusa i dialog ze światem

Katechezy to samoudzielanie się Boga. Jak bozię kocham. Jak bum-cyk-cyk. Jadę do szkoły z trudem i oporem. Wchodzę do klas drżący, a wychodzę często olśniony.

Klasa 5 - coś powiedziałem o modlitwie Jezusa, z książeczki Basyla Pennigtona OCSO i prosiłem, żeby sami wypróbowali - pooddychać, popowtarzać imię "Jezus", a potem opisali przebieg próby. Oto samodzielna notatka ucznia -
- "Zamknij oczy, o niczym nie myśl, powtarzaj w spokoju, w myślach słowo JEZUS, aż Go zobaczysz i będziesz myśleć tylko o Nim. Kończąc, pomódl się w spokoju słowami "Ojcze Nasz". Jest to modlitwa skupiająca się tylko na Jezusie i niczym innym, nie przejmując się natrętnymi myślami chodzącymi po głowie."
Zachowam oryginalną kartkę, na której została zapisana notatka, na wypadek gdyby ktoś nie uwierzył w jej autentyczność.

Klasa 6 dostała pracę w grupach. Każdej z nich podyktowałem fragment ewangelicznego opisu modlitw Jezusa. Mieli przełożyć na swój język. Tekst uzgodniony w grupie jedna osoba miała zaprezentować klasie. Nie wiedzieli, że w niezwykłych okolicznościach. Stanąłem z nimi na końcu, jak zawsze podczas modlitwy na początku i na końcu lekcji. Ich (grupowe) notatki były modlitwą końcową. Wierzcie, że to nie to samo czytać to samo "tak sobie" i czytać jako modlitwę (powszechną). Niech Duch w nich zwycięża. Nie wiadomo kiedy i jak. Niech ich przemienia. Niech zostawi w nich, w nas, choć maleńki znak.

Chodziłem do klas z ogromna świecą. - "Światło Chrystusa!" - "Bogu niech będą dzięki." Na szyi nosiłem pleciony różaniec ze Lwowa, od św. Jura - a może ktoś spyta? Owszem, uczeń przed wejściem do klasy 3. Prosiłem, żeby powtórzył pytanie w klasie. Nie powtórzył. Niestety.
W klasie 1-szej chodziłem z nim "prowokacyjnie" po klasie, kiedy malowali śniadanie wielkanocne w rodzinie. Sytuacja naprawdę sprowokowała mnie do modlitwy za nich.

Odkryciem dnia było stwierdzenie o samotności, niezbędnej cesze modlitwy. Wyskoczyło to na mnie z jednej z pomocnych stron www. "Jezus modli się zawsze sam... oddala się od uczniów, nigdy nie modli się z nimi... To doświadczenie pustyni, samotności i ciszy, w której dojrzewają słowa, pozwala słyszeć najpierw samego siebie, pragnienia własnego serca, zobaczyć prawdę o nas. Pozwala też odczuć, że nawet na pustkowiu KTOŚ jest przy nas, słyszy nas i odpowiada."
Dodam od siebie - w Jezusie modli się nasza(!)rozumna natura ludzka ("wszyscy ludzie, ponieważ są osobami, czyli istotami wyposażonymi w rozum i wolną wolę, a tym samym w osobistą odpowiedzialność, nagleni są własną swą naturą, a także obowiązani moralnie do szukania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii. Obowiązani są też trwać przy poznanej prawdzie".)

O modlitwie Jezusa mówił Jan Paweł II w katechezie na audiencji generalnej 22.7.1987. Mówił, że Jezus był zwrócony do Boga (Ojca) całą swoją ludzką egzystencją. Że modlitwa była życiem jego duszy. Że modlitwa arcykapłańska jest swoistą syntezą samoobjawienia się Boga w Synu. Że prosi w niej też o rozprzestrzenianie się wśród ludzi owoców swojej misji. Że w Ogrójcu dochodzi do zjednoczenia Jezusa z Ojcem w woli odkupienia świata.
Że Jezus się modli przy różnych okazjach, o różnych porach dnia i nocy, także w okolicznościach, które wynikały z tradycji i żydowskiego prawa religijnego. "W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi". Że na szczególna uwagę zasługuje tzw. modlitwa własna Jezusa.

Zaś z pomocą biskupa Tadeusza Pieronka, którego zawsze ceniłem - choć dostrzegam i rozumiem u niego nutkę goryczy - prowadzę na Facebooku dialog ze światem o kościele i polskich sprawach.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Rozumność wiary






Myślę, że na koniec moja wiara zakotwiczyła na stałe w porcie rozumu. Wszystko stało się w niej rozumne. Idę do kościoła, lub nie idę rozumnie.
Przykazania staram się wypełniać. Rozumiem, że są dla mojego dobra. Są drogą ku większej, największej - trudnej często - miłości. Grzech zaś rozumiem, jako zwycięstwo egoizmu.

Rozumność wiary chciał nam przybliżyć wielki, globalny, prawie czteroletni wysiłek ojców soborowych Vaticanum Secundum. Był wśród nich Karol Wojtyła, nasz "ukochany" papież. Był wtedy biskupem i kardynałem. Był też duszpasterzem (parafialnym i akademickim), filozofem, teologiem. Był synem polskiej ziemi, historii, literatury. Był przede wszystkim myślącym, sympatycznym, empatycznym, kochającym człowiekiem.

Gdy został papieżem wcielał swoja osobą, życiem, posługą to, czym był. I naukę Soboru. Uważał, że ważnym sposobem realizacji Soboru jest jego pielgrzymowanie po świecie.
Razem z nim możemy głośno myśleć tak:
- W Jezusie z Nazaretu (Chrystusie) religia przestaje być szukaniem Boga „niejako po omacku” , a staje się odpowiedzią wiary daną [takiemu] Bogu, który się objawia [objawił]. W ten sposób, dla każdego kto poznał, zastanowił się, przyjął jego naukę o miłości braterskiej aż do końca - Jezus Chrystus jest nowym początkiem wszystkiego. Wszystko w Nim odnajduje siebie. Jezus szuka człowieka, ażeby go wyprowadzić z tych manowców, na które coraz bardziej schodził. „Wyprowadzić”, to znaczy wytłumaczyć człowiekowi, że znajduje się na błędnych drogach, ale to znaczy także przezwyciężyć zło, które rozpanoszyło się w dziejach człowieka. Właśnie to przezwyciężenie zła nazywa się Odkupieniem.
Religia, która ma początek w tajemnicy Bożego Narodzenia (Wcielenia), jest religią „trwania we wnętrzu Boga”, uczestniczenia w Jego własnym życiu. Idę do kościoła, aby lepiej uczestniczyć w życiu Boga. Nie chcę przegapić takiej okazji.

Jestem człowiekiem rozumnym. Tak mnie zdefiniowano gatunkowo (homo sapiens). Fundamentalna postawa nadziei nie pozwala mi stracić z oczu ostatecznego celu, który nadaje sens i wartość całej mojej egzystencji. Jakież to naturalne! Ewangelista też nie stawia mi wygórowanych warunków. "A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa”. Tylko tyle. Poznać na ile to możliwe! To odpowiada mojej wrodzonej ciekawości poznawczej. Słucham mądrych ludzi, czytam mądrych autorów (w tym także natchnionych). Jakież to naturalne i rozumne. Bóg Biblii nie ukrywa się przed żadnym czytelnikiem.
A do tego zdarzył się jeszcze Sobór, "który pragnął przemówić do wszystkich, aby wyjaśnić tajemnicę człowieka oraz współdziałać w znalezieniu rozwiązania głównych problemów naszego czasu”.
I na szczęście nie ma już, przynajmniej w Europie, wielkich (z totalitarną przemocą) systemów antychrześcijańskich — najpierw nazizmu, a później komunizmu - choć trzeba uważać, bo inne anty- chcą i mogą się rozplenić. Widzę rozumność wiary. Chcę wierzyć w rozumność człowieka.

Najlepszym sposobem promowania rozumności wiary i budowania (osobowej) cywilizacji III Tysiąclecia "nie jest nic innego, jak tylko możliwie wierne wcielanie nauki Vaticanum II w życie każdego człowieka i całego Kościoła."

PS 1.
Mądrości mi użyczył list JPII "Tertio Millennio Adveniente". Tą drogą dziękuję Benedyktowi XVI za namówienie mnie do ponownej lektury listu. Bóg zapłać papieżu :)
PS 2.
Zdjęcie kaczek, które przyfrunęły do naszego Ogrodu.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Trzecie Tysiąclecie







Ciekawy jest fakt przeżywania w taki sam sposób w różnych miejscach tych samych tajemnic i stanów ducha. Dzięki blogom rodzinnym więcej o tym wiemy. Od Bałtyku po szczyty Kalabrii.

Wczoraj prościutki film zgromadził nas wszystkich przed telewizorem. Może to był najpiękniejszy moment dnia? Owinięta w love story opowieść o rzymskim legioniście dociekającym na rozkaz cesarza sprawy Jezusa z Nazaretu - na skutek niewytłumaczalnych zjawisk w naturze. Od Nadrenii po Jerozolimę.
Love story szczęśliwie się skończyło, Tytus poślubił śliczną Tabitę, a my mieliśmy choć przez chwilę okazje do głębszego myślenia. JAK W OGÓLE PRZEŻYŁA NOWA WIARA PIERWSZE DZIESIĘĆ LAT? Przecież odbywało się polowanie na świadków Jezusa (Ew. Jana 12,10), bo byli zagrożeniem dla istniejącego porządku.

W Wielkanoc, najpiękniejsze co może się przytrafić - to myślenie. Jeśli jeszcze w religijnym (uniwersalnym, ludzkim) "zaczadzeniu" - to jest to szczyt szczytów.

Ciekawy jestem, czy w efekcie filmu, któreś z dzieci sięgnie dziś lub w jakimś "jutro" po "Dzieje Apostolskie"? Ja odłożyłem sobie do czytania "Tertio millenio adveniente", a to z powodu, że B16 wspomniał o niej w swojej książce-wywiadzie - "To tekst bardzo serdeczny, prawie poetycki". Czy mogę się opierać takiej rekomendacji? Korzystałem już z tego listu JPII przy wieczornych czuwaniach w rocznice jego śmierci.

"Nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej." Wielki spadek został mi przepisany tym testamentem. Myślę o tym po doświadczeniu Wielkanocy 2011. Czuję braterstwo z ludźmi, którzy podobnie przeżywają Triduum (Duum, Quoruum). Tzn. przeżywają sobą tajemniczy wymiar tych dni. Wchodzą w tajemnicę, pozwalają się jej opanować. Tajemnicy innego życia - po ludzku. Nowego Życia - w świetle wiary. Po ludzku - znaczy dla mnie właśnie doświadczalnie, nie spekulatywnie. Ja, ty, on, ona przeżywamy to samo. Cui bono? Każdy z osobna i wszyscy razem. Każdy jest budowany od środka. Wszyscy razem budujemy (stajemy się budulcem) większą wspólnotę.
Wiek, rasa, upodobania, otyłość lub fitness nie ograniczają. Istota tego przeżycia (przeżywania) jest pozaczasowość i ponadprzestrzenność. Kiedyś przeżyłem Triduum i Wielkanoc w Jersey City. Tak samo. Tym bardziej? Dzisiaj przeżywam także jakoś we własnych dzieciach, na wiele sposobów. Jedność w różnorodności :-)

W 1982 roku Wielkanoc wypadła 11 kwietnia. Mój ojciec zmarł 31 marca. Piękny czas na umieranie. Jeśli kiedyś, to właśnie wtedy, w okresie wielkiejnocy (tuz przed, tuz po, w same wielkie dni?). Nasza śmierć tak lekko rozejdzie się wtedy po kościach :), a nowe życie szybciej zajaśnieje. Ale to tylko mozliwe w Nim. I znów wracam do doświadczalnego wymiaru wiary! RELIGIA JEST DLA NAS (NASZEGO LEPSZEGO I CIEKAWSZEGO ŻYCIA, NIE MY DLA RELIGII! CZŁOWIEK JEST DROGA KOŚCIOŁA! (NIE ODWROTNIE). Ani liturgia, ani ustrój świata, ani pamięć o poszczególnych wydarzeniach, ani upodobania ważnych ludzi w kościele i państwie. Człowiek jest drogą dla religii, kościoła(łów) i społeczeństw. Istotą człowieka jest nieredukowalna do materii osoba, obdarzona wolną wolą, odpowiedzialnością, niezbywalna godnością, będąca podmiotem praw i obowiązków. Taki jest też (wreszcie) fundament cywilizacji współczesnej.

Czy pojęcie osoby może funkcjonować bez Ducha Świętego? -zostawiam teologom. Mnie interesuje powszechność i doświadczalność natury człowieka. Jak papież siedzę w odosobnieniu (annopolski Watykan) i myślę o ostatecznościach. Żyjemy (całkowicie) sub specie aeternitatis. On napisał, ja czytam. W ciszy i odosobnieniu czytanie takich tekstów staje się kontemplacją. Ja też piszę.

Kto nie poczytał dzisiaj tekstów JPII, nie pomedytował ni z tąd ni zowąd, to stracił kolejny rok. Dam próbkę serdecznego i poetyckiego tekstu Tertio Millennio Adveniente -
„Duch Święty sprawia, że człowiek uczestniczy w wewnętrznym życiu Boga, że jest na podobieństwo Chrystusa również synem, a także dziedzicem tych dóbr, które są udziałem Syna. Na tym właśnie polega owa religia „trwania w wewnętrznym życiu Boga”. Duch Święty, który przenika głębokości Boże, wprowadza nas, ludzi, w te głębokości za sprawą Ofiary Chrystusa... W chrześcijaństwie czas ma podstawowe znaczenie. W czasie zostaje stworzony świat, w czasie dokonuje się historia zbawienia, która osiąga swój szczyt w „pełni czasu” Wcielenia i swój kres w powrocie Syna Bożego na końcu czasów. Czas staje się, w Jezusie Chrystusie, wymiarem Boga, który jest wieczny sam w sobie. Z przyjściem Chrystusa rozpoczynają się „ostateczne dni”, „ostatnia godzina”, zaczyna się czas Kościoła, który trwać będzie do Paruzji.
Z tego związku Boga z czasem rodzi się obowiązek uświęcania czasu. To uświęcenie czasu dokonuje się na przykład poprzez świętowanie poszczególnych okresów, dni czy tygodni...
W liturgii Wigilii Paschalnej celebrans, przy poświęceniu świecy, która symbolizuje Chrystusa zmartwychwstałego, mówi: „Chrystus wczoraj i dziś. Początek i Koniec. Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków”. Te słowa wypowiada, wypisując na świecy paschalnej cyfry bieżącego roku... Chrystus jest Panem czasu, jest jego początkiem i jego wypełnieniem; każdy rok i dzień, i każda chwila zostaje ogarnięta Jego Wcieleniem i Zmartwychwstaniem, ażeby w ten sposób odnaleźć się w „pełni czasu”.

Jak można świętować jakąś okazję abstrahując od jej znaczenia? Można. Ale dlaczego? Imieniny - abstrahując od solenizanta? Rocznicę - abstrahując od jubilatów albo zdarzenia? Święta narodowe od historii? Święta religijne od religijnej treści? itd. Czym jest wtedy świętowanie? Datami w kalendarzu wyróżnionymi tylko powszechnością zwyczaju? Może nawykiem, czyli drugą (nabytą jakby) naturą człowieka! Ja tylko pytam.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Misja (podwójnie?) wypełniona?








Kiedy w poczatkowej fazie życia podejmuje się pewne zadanie, nie wiadomo jeszcze, przygoda to, czy misja? Oprócz małżeństwa i kapłaństwa, bo to dyktowane jest miłością zwaną powołaniem (wyższą koniecznością).

Mogłem podążać ścieżką związkową - generał Jaruzelski przeszkodził.
Gdybym 13 grudnia 1981 roku nie był na Jasnej Górze - też mogło być całkiem inaczej (dwustopniowa weryfikacja, czy falsyfikacja?).

Byłem 13 grudnia na Jasnej Górze, wróciłem do Legionowa. Rewolucyjne wskakiwanie na obrabiarkę w hali produkcyjnej, ani rozlepianie ulotek we mgle - niczego już nie zmieniło. Pozostało śpiewanie kolęd w nie-niemej rozpaczy i budowanie wspólnoty ducha. Musiałem zostać katechetą. Na próbę? Na jakiś czas? Takie pytania stawiał sobie nawet proboszcz Józef Schabowski, który miał odwagę mnie zatrudnić. Ja, po prostu, próbowałem podołać temu, czego się podjąłem. W co się rzuciłem. Z desperacji? Rozpaczy? Na pewno w służbie wolności.

Pan Bóg miłosierny dał mi biorytm? Wytchnienie przez zróżnicowanie? Szansę lepszego poznania? Filozoficzne seminarium - "działania upraszczające w modelowaniu fenomenologicznym ... Parametry modeli są dane jako funkcje własności systemu .... mnożymy każde z definicyjnych wyrażeń przez s i podstawiamy zmienne stanu w prawej stronie wyrażeń?" ??
Ożeniłem się, zostałem ojcem i wójtem. Znów wyznaczałem początki w gminie (Polsce samorządowej).
Katechezy nie zaniechałem - znowu nie sam z siebie przecie. Śp. ks. Stanisław nie radził sobie w szkole, zwłaszcza w 8 klasie. Chodziłem go zastępować. Oczywiście społecznie, nie trzeba było wołać CBA. Miało to swoje dobre skutki już niedługo (1994/5). Było dla mnie czymś naturalnym zaprosić burmistrza i wójta, żeby dali świadectwa wiary w szkolnych rekolekcjach. Wójta innej gminy, nasz dawał anty-świadectwo.

Kiedy miałem za sobą studia, Tomasza Manna, Taize, Solidarność, młodzież i studentów w Legionowie, oraz wójtowanie w Strachówce, a z sobą rodzinę - mój los katechetyczny był już przypieczętowany. Próbowały go złamać zawistne anonimy, ale dotąd nie dały rady.

Wczoraj w paschalnej liturgii (wybaczcie mi to mądre katechetyczne wyrażenie) przyszło (mi?) na myśl, że misję wypełniłem. Film o młodych latach Jezusa z Nazaretu podpowiedział, że nawet podwójną:

1) w życiu parafii (lokalnej wspólnoty wiary) wprowadziłem(liśmy) nową jakość - wyraźne, dobitne i ze zrozumieniem czytanie biblijnego słowa. Niby nic, ale każdy kto studiuje zagadnienie "wprowadzanie zmiany" wie, że trzeba pokonać kolejne prędkości kosmiczne i lata świetlne dla wprowadzenie najmniejszej, w życiu wspólnot naturalnych, z utrwalonym rytuałem (zwyczajem, uprzedzeniami).
Najpierw czytałem, śpiewałem sam. Potem z kolejnymi rocznikami uczniów. Własne dzieci dorosły, wyrosły w klimacie, stały się najlepszymi uczniami czytania słowa, interpretorami. Czytał Jasiek, Łazarz, Hela, Marysia. Wczoraj czytałem z tym, któremu - ostrzegali wszyscy, że z racji imienia - sprzeciwiać się będą. Wyszło na nasze, że jest odwrotnie, bardzo jest akceptowany :)
2) skoro Żydzi mogą zaufać Bogu i uznać 12-latków z wypełnioną drogą religijnego wprowadzenia (wtajemniczenia) za gotowych do samodzielnego marszu w kierunku wieczności pod parasolem aniołów, duchów i samego Boga - to i tę misję też już wypełniliśmy(łem). Takie poczucie pięknie Jasiek wzmocnił postem z Calabrii.

Papież Benedykt XVI mówi - "Nie jestem mistykiem". Korci mnie, żeby się posprzeczać z autorytetem. Mistykom przypisuje się jakieś spektakularne znaki. A, według mnie, całe chrześcijaństwo jest mistyczne. Rozumiem to tak, że nie tylko wierzymy, ale przezywamy wiarę. W ten sposób każdy ma większe, lub mniej wielkie przeżycia :)
Cieszę się, że w tę Wielkanoc przyznał się do nich racjonalnie myślący Jasiek :)
Bez tak pojmowanego mistycyzmu nie wiem, jak wyglądałaby dzisiaj moja religijność i w ogóle życie.

W liturgii tzw. Triduum Paschalnego uczestniczę od dzieciństwa. Najpierw jako ministrant w starym drewnianym kościele w Legionowie "na górce". Gdy dorastałem, zdarzało mi się wychodzić w trakcie wielko-piątkowej adoracji krzyża, bo była długa. Pamiętam ścisk w kościele. W Wielką Sobotę liturgia odbywała się z lewej strony, przy bocznym ołtarzu.
W nowym dużym kościele pragmatyczny budowniczy ks. Józef Schabowski wystawiał dwa, albo trzy krzyże do adorowania i szło szybciej. Parafia miewała w porywach ponad 15 tysięcy bardzo konkretnych ludzi. W dużym kościele wiedziałem już, kto to Atanazy i Grzegorz z Nazjanzu, więc Litania do Wszystkich Świętych szybciej dla mnie biegła. Za wodą i cierniami nigdy nie biegałem. "Magia" religii do mnie nie przemawia.

W ubogim wiejskim życiu liturgie paschalne nabrały dla nas jeszcze większego znaczenia i stały się prawdziwym bogactwem. W te dni naprawdę życie ma inny wymiar i smak. Doświadczenie N o w e g o Ż y c i a?

PS1.
Chwalą mnie za pasztet, rosół i bigos. A ja tak chciałbym usłyszeć pochwały za te (wielkanocne) katechezy na blogu :-(
PS2.
Na zdj. nr.7 - gra rodzinna po śniadaniu wielkanocnym

piątek, 22 kwietnia 2011

Ponadczasowe - soborowe - poczucie wspólnoty





Mam nadzieję, że w polskich kościołach nie zabrzmią w Wielkanoc nie uśmiechnięte, nie Soborowe, nie ekumeniczne, nie rodzinne akcenty?
Według mnie i mojego wewnętrznego przezywania tajemnic paschalnych ten czas nie sprzyja w ogóle aktualnościom tego świata. Zdałem sobie sprawę, że przeżywam te dni w zasadzie tak samo, jak w młodzieńczych, legionowskich latach. Pomimo, że w strachowskim kościele WNMP siedzieli przed nami: Zosia (20), Łazarz (19), Hela (17) i Marysia (12), a Andrzej (15) z Olkiem (12) byli przy ołtarzu, a Jasiek (21.5) na samodzielnych i gościnnie na dróżkach w kalabryjskim kościele - czas jakby się nie liczył wcale. Ja, my i oni. Rodzina przecież, a jakby każdy sam przed Bogiem!!! Wielkanoc to już także - i po prostu - ich sprawa. Bardzo mi się to spodobało. Jezus w wieku 12 lat też zademonstrował samodzielność religijna swoim rodzicom.
Dzisiaj usłyszałem, żeby podeprzeć się mądrością innych narodów, że u religijnych Żydów troska rodzicielska sięga tylko 12 roku życia - jeśli idzie o wychowanie religijne (bo rodzicami się jest przez całe życie). Ale, u nich, od 12 roku, po spełnionych ceremoniach początkowych dojrzałości religijnej, opiekę w tym względzie nad dziećmi przejmuje Pan Bóg. Więc tacy - samodzielni - siedzieli przede mną, a ja - jak dawny Józio - przezywałem tajemnice wiary i życia. I żadne wydarzenia, przez powiedzmy 40 lat, niczego nie zmieniły i nie maja na to wpływu. Ani konklawe kolejnych papieży (JPII, B16), ani wolne związki zawodowe, koniec PRL, ani tragedia smoleńska. Tym mniej krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
To, co ludowe w religijności nie ma szans z tym, co odwieczne, uniwersalne. W dni Wielkiego Tygodnia króluje tajemnica Prawdy Ostatecznej. Nawet modlitwa powszechna w kościele jest ułożona przez autorytety, żeby strzec - jeśli można dodać, nie ująć - powagi liturgii prawdami cząstkowymi. Niestety, nie ma zakazów mówienia z ambon.

Papież, znając wszystkie sprawy i tragedie świata, o żadnej nie wspomniał wczoraj w Koloseum. Czy potrzeba? Zwycięsko zakończona tragedia z Jerozolimy (pod obcą władzą!) - której rocznicę właśnie obchodzimy - wszystkie je zawiera. Taka jest nasza wiara.
Triduum Wielkiego Tygodnia to, być może, jedyne dni prawdziwe we względnym świecie? Gdy żadne sprawy lokalne, polskie, ani gminne, nie są w stanie zakłócić natchnionego ducha. Czy u was podobnie jest, czy inaczej?

Być może księża, którzy podparli się warszawskim krzyżem przeżywają go na równi z jerozolimskim? Trudno mi sobie to wyobrazić, ale nikomu nie mogę i nie chcę narzucać swojego rozumienia. Mnie jest przykro wtedy w kościele, ale nie wybieram sobie treści tych dni w nabożeństwach. Zniosę, przełknę, brew podniosę, opuszczę, powrócę do eschatologii. Tajemnica paschalna mnie strzeże. Myślę, że większość ludzi w małych i większych miejscowościach byłaby, tak jak ja, zdziwiona, bo nikomu do głowy nie przyszłoby, że można w Tridum i Noc Zmartwychwstania widzieć coś innego, niż historię Zbawienia.

Bo po co, dlaczego? Dziwne, wielka tajemnica wspólnoty kościoła dochodzi wtenczas do głosu. Duszpasterze mogą być bardziej wtedy ludowi, a lud - nawet wiejski - bardziej uniwersalny.
Polskie realia ucho mi wykrzywiły do tego stopnia, że uczestnicząc w Drodze Krzyżowej z Benedyktem XVI w Rzymie, w Koloseum, nasłuchiwałem, czy i on wspomni jakieś swoje polityczne żale do świata? NIE. Papież nie może, chwała Bogu, zboczyć Z GŁÓWNEJ DROGI KOŚCIOŁA, KTÓRĄ JEST CZŁOWIEK.

O dziwo, u mnie doszło jedynie silnie do głosu - poza treściami biblijnymi - poczucie wspólnoty z jakimś nieznanym Anglikiem, który mi przysłał odpowiedź i któremu ja odpowiedziałem tuz przed wyjazdem w piątek do kościoła. Ale to też tylko na marginesie przeżywania TAJEMNICY. W czasie nieliturgicznym.

Żyję od słowa do słowa. Katecheza o fundamencie współczesnej cywilizacji, jakim jest osoba, tak mnie na chwilę ożywiła, że wysłałem "zapytanie ofertowe" na CLIL. Bo trzeba czuć się potrzebnym i przydatnym jakiejś wspólnocie, żeby się jeszcze uczyć, czy w ogóle cos robić. SOBÓR WATYKAŃSKI II DAJE MI PONADCZASOWE POCZUCIE WSPÓLNOTY.

(Nie)zwykła kolejność rzeczy

Wczoraj miałem odpowiedź, dziś przyszło pytanie. Odpowiedź wyglądała tak - "od Słowa do Słowa". Pytanie postawiło się takie - "Dlaczego dzień święty świętować?".

Jest to dla mnie pewien kłopot. Mój kalendarz się kosmicznie równo obraca, matematyczne wzory są dopisywane. Pamięć dopiero musi poszperać i przypomnieć przykazania mojżeszowe. A ty żaczku nauczony, powiedz co jest trzy? No i mam źródło kłopotu. Bo świętowanie ma dla mnie głównie społeczna naturę. Rozumiem, że to, co wspólne, pospolite (republikańskie?) wskazuje na istotę rzeczy. Musi mieć w niej źródło. Osoba i wspólnota są nierozerwalne (nawet powłoki elektronowe muszą im służyć).

Wracając do mojej odpowiedzi i pytania (patrz: Logika pytań, Metodologia), to oczywiste jest, że ich nie mogłem wymyślić. PRZEŻYŁEM I CIĄGLE PRZEŻYWAM. I to nie w izolacji, jakby ktoś mógł pomyśleć, ale w bardzo osobistej relacji z autorytetami. Z uczestnikami Soboru, zwłaszcza jednym z nich, Wojtyłą, z Cyprianem Norwidem i papieżem Benedyktem. Ich słuchałem, z nimi rozmawiałem. Mówią — że to jest wielkie; ja wiem: ja tam byłem. A wszystko, co przypomniałem sobie z tego zakresu filozofii, zapisałem w folderze "katecheza" w moich dokumentach. Ja też chcę "odpowiednie dać rzeczy słowo." Słowo i rzecz, rzecz i słowo. Co jest pytaniem, co odpowiedzią? Trzeba ciągle szukać, przecież nawet Arystotelesowi nie udało się sformułować pełnej teorii pytań :-)

Sobór i Norwid spotkali się w Rzeczpospolitej Norwidowskiej. We mnie, katechecie. Ale najpierw spotkali się w Wojtyle Karolu. Kiedy? Na pewno kiedy siedział w auli soborowej w Rzymie, ale może już wcześniej, kto wie?

Bardzo mnie ucieszyło, co wczoraj zapisałem. Wokół Soboru krążę od dawna. Ale jak doszedłem do Norwida? Przez konkret wydarzeń. Nie było "jajka wielkanocnego" w szkole powszechnej i niepospolitej. Czy zrodzi to pytania i dyskusję? Stąd już hyc, krok, skok do poety. To on podpowiedział, że u nas każda myśl za późno, czyn często zbyt szybki. Jak np. słowa polityków i komentatorów w mediach. Co jest z ta myślą, że taka oporna u rodaków (myśl, nie słowa). I odwaga do jej publicznej obrony (najpierw wypowiedzi). I tak przyszła do mnie rozprawa o wolności słowa. Nie ma wolności, nie ma właściwego słowa, jest szwank debaty publicznej. Musi wkroczyć wieszcz, prorok, poeta i Sobór Watykański II. Jesteśmy w domu :-)

Pięknie się złożyło. Piękniej, niż gdyby sam Sobór, albo sam poeta. Życie objawia swoja nadrzędność. Życie to słowo? Słowo dało życie. LOGOS. Było na początku wszystkiego w Biblii. Mnie, w każdym razie, słowo często przywraca do życia. Po Soborowym i Norwidowym, wziąłem się za papieskie (Benedyktyńskie). Też chce być światłością i bardzo dobrze się czyta. Bardzo intelektualnie, jak tlenem, oddycha. To mój kościół. Bardzo dobrze się w nim czuję (że też go tak mało!). W nim jesteśmy równi. Nawet papież nie może definiować go inaczej. To jest Sobór Watykański II. Na "stare" lata żyję od słowa do słowa. Słowo związane jest z tchnieniem, wdechem i wydechem. Dech jest figura ducha. Za pierwszy oddech dostaje się punkty w skali Apgar. Ostatni przywraca nas w pełni Duchowi. Oddech, życie i słowo to zbyt mało rozpoznana triada. Więc może dobrze, że wszystko piszę. Gdybyście nie wiedzieli jak jestem mały, biedny i zawstydzony, nie zajaśniałaby także i na moim przykładzie siła Słowa. Wczoraj moc mi dało do wysłania zapytania o dalszą aplikację w europejskim programie. To nie jest tak, że z nikim nie chcę się widzieć i rozmawiać. O tym, co tu piszę (zakres tematyczny) mógłbym wszędzie i z każdym.

Moja religijność jest mało maryjna. Ale przecież nie mogę ominąć jej całkowicie. Zwłaszcza po filmach o tajemnicach Jasnej Góry i Ukrytym życiu Jezusa (przed trzydziestką). Odbudowa Sephoris, przy której pracował pewnie św. Józef i Jezus, a Maryja mogła obok na targu sprzedawać warzywa z przydomowego ogródka - mocno zadziałała mi na wyobraźnię. Pewnie tez jestem maryjny, ale inaczej muszę dojść do tego. Matka Boga, dwie natury jej syna, natura syna z natury matki, Bóg powiązany nieuchronnie i wyjątkowo z człowiekiem (wyprowadzony jak z niewoli egipskiej ponad naturę)... Bez słowa nijak pojąć. Słowo wiąże te rzeczywistości.

Na pytanie o świętowanie podpowiedział pięknie ten drugi film. Nasze świętowanie dnia świętego staje się bardziej zrozumiałe, gdy znamy świętowanie Narodu Wybranego. Jezus w nim uczestniczył od małego. Dnia siódmego Bóg sam odpoczywał z nimi. Piękny i święty jest szabasowy obrzęd błogosławienia przez ojca rodziny chleba i wina. A jaki wonny i zapadający w oczy, nos i serce inny, wąchania ziół! By zapach szabatu był zapamiętany na cały tydzień. I cała ich liturgia rodzinna. Shema Yisrael - Bóg jest jeden, Bóg jest święty - to żydowskie korzenie naszego świętowania. Papież B16 woli używać w stosunku do Żydów zwrotu "nasi ojcowie w wierze" niż "starsi bracia". Bardziej biblijnie uzasadnione.Shema tradycyjnie używają jako swoich ostatnich słów, a rodzice uczą dzieci, aby z tym słowem na ustach i w sercu usypiały.
Jezus był zwyczajnym zydowskim dzieckiem. Dlaczego dołożył "to cos więcej" (wartość dodana dzisiejszych projektów)? Założę chyba filakterie i tałes.
Niektórzy bibliści mówią, że "Jezus wniósł samą nowość, wnosząc siebie samego". I, że "wniósł więcej, niż sam pozyskał". Ryzykowne. Jezus by pewnie tego nie powtórzył.
Biblista powiedział jeszcze coś, równie odważnego. "Gdyby Jezus wszystko wiedział, nie musiałby się modlić. W modlitwie poznawał, odkrywał itd. wolę Ojca i swoja samoświadomość." To bardzo logiczne, ale ja aż tyle bałbym się powiedzieć. Wpadłem na to samo, gdy na obozie nad Jeziorakiem prawie 30 lat temu dostałem od Madeja zadanie "powiedz coś o modlitwie Jezusa". Wtedy odkryłem ten związek - zawsze po modlitwie coś ważnego mówił lub robił.

Inne filmowe komentarze (zakonnicy ze wspolnoty Naszej Pani z Syjonu i profesorów-zakonników ze Szkoły Biblijnej w Jerozolimie) były bardziej prostolinijne:
- żeby słowo mogło rozbrzmieć musi paść w ciszy
- wejdźmy w ciszę Boga
- bez wczucia w ciszę Boga nie zrozumie się Ewangelii
- życie ukryte Jezusa - skoro Bóg wślizgnął się w nasze zycie, to my powinniśmy w jego, żeby poznać
- Królestwo Boga jest ukryte

Pewnie, że miło by mi było, gdyby mnie społecznie uznali. Gdyby przyznali jakiś tytuł społeczny (społecznik, weteran, poeta-amator, katecheta z Annopola, starzec Symeon, prorokini Anna(?)) - nie tylko "złośliwego pismaka". Może po śmierci, jak to jest w zwyczaju u Polaków. Więc "się tak nie stanie miłości mojej" i nie wyjadę z krzaków z parafialnym odczytem - "Osoba jako fundament cywilizacji współczesnej". Wśród osób bryluje (świeci) Solidarność - Wspólnota.

Wiosna zawitała i do Annopola - nasz Ogród i Dom (bardzo podupadłe przez ostatnie kilkadziesiąt lat), znów zaroiły się Życiem. Życie zwyciężyło śmierć.

Załączniki:
1. praca nad wiarą młodzieży
2. "pytania są najważniejsze w życiu człowieka"

czwartek, 21 kwietnia 2011

Święta, Norwid, Wojtyła i samoświadomość (kościoła)

"Mówią — że to jest wielkie; ja wiem: ja tam byłem" (C.Norwid, Rzecz o wolności słowa)

***
Wczoraj, po raz pierwszy od dawna, nie było "jajka wielkanocnego" w szkole. Zabrakło ducha. Może gdybym był? Nie, nie ze mnie. Może powiew i parcie przyszłoby od strony katechetycznej? Od tego, co dzieje się na katechezie w klasie. Może.

Jak to jest z tym duchem wśród nas? Jeśli rozgorzeje dyskusja - jest nadzieja. Jeśli nie, jej brak.

Jesteśmy, w ocenie poety, narodem, w którym każdy czyn zbyt szybko wstawa, każda książka, za późno. Książka - to przemyślenia opublikowane i dostępne.

"Będąc nie tylko ojcem swych słów, lecz i synem
I duchem — i dopiero uroczystym czynem!
...
A kto by mi zaprzeczył doniosłości słowa
I że nie wstaje przezeń istność narodowa (!) (wykrzyknik mój, jk)
...
Nie rodzimość to bowiem języka zrobiła
...,
Lecz Ten, co ze wszech figur i ze wszech przymiotów,
Ze wszystkich tkań, ze wszystkich uciszeń i grzmotów
Czyni ogromną aurę wolności sumienia:
Wysokość sfery słowa, nie wartość korzenia (wytł. moje, jk)
...
Każdy język okaże się w czemś niebogaty.
Lecz, jeżeli mąż, członek narodu, już stoi
Tam, gdzie o swe słabości człowiek się nie boi
I gdzie ze stron ujemnych urabia się nowa
Bezstronności potęga, dodatność zbiorowa,
Niechże narodu język strony swe mniej chwalne
Zna i prawdzie zeń łuki wiąże tryumfalne.
...
Polskiemu językowi na czem z rodu zbywa?…
Na literze! To jego strona jest wątpliwa.
Nie na słowie, ni słowa duchowem bogactwie,
Ni jego włóknach srebrnych, raczej na ich tkactwie.
...
Do dziś, zaiste, wyznać trzeba, choć boleśnie:
Późno wychodzi książka, czyn w zamian przedwcześnie,
...
Moc miejmy obejrzenia się na braki, które,
Ujemne będąc, kreślą całości naturę,
I są jakoby twórczą narodów pokorą:
Pozornie krzywdząc, one dlań skarbią i biorą.
...
Bawi mię, gdy dziennikarz albo publicysta
Klnie średniowieczną ciemność, z której wciąż korzysta;
Ta ciemnota musiała nieźle być użyta,
Gdy się, jak świeca, topi, a przy niej się czyta.
Ciemnota, która mimo niezgrabne praktyki
Stworzyła arcydzieła, stworzyła języki!
Tych się nie tworzy sennym natchnienia polotem,
Zboże po burzy wstawa, lecz nie siane grzmotem,
I raczej praca długa a wierna literze
Całokształty takowe urabia i strzeże.
...
Trzeba było mieć tłocznię i drukarską czeladź
Wytrwale pracującą, by ducha w rzecz przelać
Nie na dzień, nie na jeden pamflet zaułkowy,
Lecz na wieki przed ludźmi i źródłem wymowy.
Praca, której nie pełni się między gawędką
A gawędką, ni ciska konwulsyjnie, prędko.
Trzeba było, jak Ojciec Niebieski, na długo
Ukochać, trzeba było być duchem i sługą!…
...
Trzeba było być duchem, pokorą, i pracą,
I siłą, i nicością — trudem, nie lada co,
Lecz dlaczego, lecz przez co to słowiańskie ciało,
Duchem możne, w litery pracach opieszało
Tak dalece, że sama nazwa Słowianina,
Nie znane mu, co głosi ni skąd się poczyna?
Jakby owy, co nigdy nie był ścisłym w mowie,
Nie wiedział za to, czemu, ani jak się zowie.
Treści te, aby słusznie odczytać, godzi się
Wrócić w czas, gdy kowano litery w napisie,
I dopiero, epoki powietrzem owiane,
Wygłosić, jako były w pamięć zaciosane.
...
«Słabi» jest slavi, tylko zmienione wymową.
Słabi — Sklawy — i Sławni — i Słowo: to cała
Jest treść dziejów, jak dziejów oś się obracała!
...
Do dziś znać, że Słowianin wyglądał, czy w dali
Zorza się jakaś nagle światu nie zapali;
Mag narodów wyzierał gwiazdy nie na niebie,
Lecz w sercu i w goszczeniu i w łamanym chlebie;
...
W polemice tak mało formy urobione,
Że trudno jest się różnić, łatwiej zejść na stronę,
...
Spocząć pragnę, iż błędną rzeczą nie uwiodłem,
Pragnę spocząć — i pójdę spocząć — i poszedłem…
Gwiazdy przede mną, za mną gwiazdy dżdżą złotemi
Kresy, gdy lecę, niebu odrębny i ziemi,
Jakbym sam trzecią rzeczą był między obiema…
...
drogi jak wiele
Ubiec musiałem, prawe upatrując cele,
Porzuciwszy świat, na dwie partie rozłamany:
Między tytany szału i flegmy tytany
Sam przez pustynie lecąc, wybladły,...
Bym nie zbył reszty serca pierwej, aż się cegły
Nad trumną zaczerwienią, iż miłość dostrzegły!…
...
«Zaprawdę — ruina
Jest całością!… I nową twórczość odpoczyna!»
...
W tym momencie dotknąłem palcem ZMARTWYCHWSTANIE (moje,jk)
I wymówiłem słowo: «Jestem!» niespodzianie,
I chciałem ręką wtóry kamień podjąć z ziemi,
Lecz zdał mi się ogółem łączny ze wszystkiemi…
Zadrżałem znów, gdy orzeł rzekł jak trąba grzmiąca:
«Kto tu trąca ruinę, ten principium trąca»…
Odtąd już, w jakąkolwiek się przeniosłem sferę,
Zrozumiewałem całość słowa i literę.

***
"Widziałżeś te babilońskie i niniwitańskie rzeźby i odłamy w muzeach albo rysunkach? To widziałeś i pojęcia ludzi czasu Komuny. Pejzażu ruin Paryża i obrazu bitew nie maluję ci, ale raczej pojęć społecznych obraz."
Trudno uwierzyć, że Cyprian Norwid widział i próbował sięgnąć źródeł naszego "słowiaństwa", oraz poddać analizie zniszczenia jakie dokonała Komuna, a w naszych czasach mówi się o tym tylko półgębkiem i między wierszami.

Jeśli Norwida nie słuchają, to Soboru tym bardziej, bo młodszy.
Jednakowoż swoją pracę i ja wykonam, bo na coś się żyło, na coś studiowało, choć współcześni tylko w swoim widzimisię i w papierach upatrują legitymizacji siebie, władzy i tych czasów.
Otóż, głównym zadaniem Soboru Watykańskiego II było odpowiedzieć na pytanie o sam Kościół w dzisiejszym świecie i na pytania, jakie stawia sobie współczesna ludzkość. Inaczej mówiąc, chodziło o samoświadomość Kościoła i o dialog. Jest w tym analogia do człowieka, "który także w owych dwu aspektach siebie określa i urzeczywistnia." Dopiero w trakcie trwania Sobór rozszerzył swoje spojrzenie na cały świat, czyli całą ludzkość, "uwzględniając wszystkich niewierzących i ateistów". Poznanie siebie samego, samoświadomość (tak osoby, jak i Kościoła) jest warunkiem dialogu z innymi. Ideałem dialogu Paweł VI nazywa "dialog zbawienia".
Tylko wtedy skutecznie i owocnie mogę "orientować się na innych", kiedy potrafię najpierw "wejść w siebie". Ale także zdolność do odnowy "na wszystkich frontach życia Kościoła" tkwi korzeniami w jego samoświadomości, w samowiedzy. Nie tylko hierarchii, ale wszystkich: ciebie, mnie, kardynałów, katechetów, organisty, kościelnego i "myszy kościelnej". Tylko rzetelna samowiedza daje fundament do pełnej identyfikacji i utożsamienia z Kościołem.

Perspektywy dialogu ze światem rosły wraz z samoświadomością "Ludu Bożego" ("Lumen Gentium"). Kościół stawał się bardziej świadomy zarówno swojego posłannictwa, jak i możliwości dialogu. Punktem stycznym obu rzeczywistości ("szczególną wypadkową współczesności i Soboru") jest osoba ludzka, którą niektórzy uczestnicy nazywali wprost "najbardziej podstawową płaszczyzna myślenia soborowego".
Prawda o osobie roztacza blask na dzisiejszy świat. Jest dobrze zakorzeniona we współczesnej filozofii (fenomenologia, personalizm, filozofia dialogu, spotkania, "drugiego", "innego", dramatu, "epifania twarzy"...).
Z prawdy o osobie wywodzi się uzasadnienie wolności i praw człowieka, które stały się zasadą sformułowań współczesnych konstytucji państw i deklaracji międzynarodowych. Sobór podjął całą problematykę współczesności "nie zostawiając niczego lękliwie na boku". Co więcej, niektórzy wprost dowodzą, że dokumenty Soboru leżą u podstaw nowoczesnej etyki personalistycznej. Klucz do rozwiązania najtrudniejszych problemów ludzkości leży w człowieku.
Rozumna natura człowieka każe nam wszystkim pytać o sens. "Sens, czyli prawda" - jest warunkiem wartościowego życia. Sobór Watykański II naucza prawdy o Kościele w świetle Objawienia i na podstawie doświadczenia współczesnej ludzkości. Jego nauka (dokumenty) są wynikiem "niezwykłej sumienności, precyzji myślenia i odpowiedzialności za każde słowo" (kard. Wyszyński). Jest rzadkim przykładem poszanowania każdej ludzkiej myśli. Każdy dzień Soboru rozpoczynała modlitwa do Ducha Świętego.

PS.
Powyższe mądrości, z wielkim szacunkiem, wyciągnąłem i wynotowałem z myśli uczestnika Soboru, kardynała Karola Wojtyły ("naszego ukochanego papieża").

środa, 20 kwietnia 2011

Świeccy w Kościele i wykluczenia 1,2,3

1.
Trudno mi się dzisiaj zabrać do czegokolwiek. Skapitulowałem. Jestem Don Kichotem. Po co jechać do Anglii, na kolejny kurs, albo gdziekolwiek.

Wpadł mi w ręce stary kwartalnik katolicko-społeczny (1988). Przeczytałem rozmowę z samym sobą. Ostatnie pytanie redaktora brzmi - "Oceń sytuację waszej wspólnoty w życiu parafii i podziel się dokonaniami". Zacytuje moja odpowiedź - "Obserwujemy wzrost wiary w życiu osobistym. Wzrost duchowy pociąga umocnienie wspólnoty. Ta grupa ludzi szuka różnych form działania. Dwa lata temu postanowilismy odpowiedziec na list Papieża, powstał nasz "List Młodzieży do Papieża". Jest to ciągle ważny fakt w życiu wspólnoty, choc jego znaczenie może się ujawnić dopiero po latach. Organizujemy wiele spotkań, m.in. co roku na początku września noc czuwania pod hasłem "Podziękowanie za wakacje". Zapraszamy na nią okoliczne parafie i przyjaciół z całej Polski. W tym roku było około 400 osób, w tym dziewięciu księży. Od dwóch lat aktywnie współpracujemy przy organizowaniu rekolekcji dla młodziezy. Rekolekcjonistów zaprasza ksiądz proboszcz spośród duszpasterzy, których zaproponujemy, z kręgu naszych przyjaciół poznanych na szlakach pielgrzymek i ewangelizacji w Jarocinie. Pod moim kierunkiem przygotowujemy (z grupą animatorów) co roku razem ponad 200 osobową grupę młodzieży do bierzmowania. Z naszej grupy wywodzą się dwie nowe katechetki, które już podjęły pracę w parafii. Powstały dwie grupy muzyczne, które dbaja o oprawę muzyczną liturgii.Ostatnio powtsała grupa dla młodzieży studiującej i pracującej, na razie bardzo mała, słaba, ale już zorganizowała rekolekcje w parafii, dla młodzieży w tym wieku. Na miarę naszych możliwości staramy się uczestniczyć w innych inicjatywach, m.in. zorganizowaliśmy koncert muzyki sakralnej w ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Jest to początek drogi, ale za każde osobiste nawrócenie i wzrost duchowy Bogu niech będą dzięki."

Łza się w oku kręci. Jestem wdzięczny redaktorowi Tomkowi, że zechciał mi poświęcić tyle czasu i miejsca. Jam nie z soli, ani z roli.

Nic z tego, co piszę nie zaplanowałem. Gdyby nie ten wywiad, włączyłbym pokaz slajdów w swoim "Osobnym świecie" i adorował zdjęcie, po zdjęciu. Apostolus Paulus dixit 'Preterit enim figura huius mundi'. Ale zanim przeminie musi najpierw zaistnieć. Teraz, o Panie, pozwól odejść swemu słudze w pokoju.

Wywiad był przeprowadzony w czasie Synodu Biskupów o powołaniu i posłannictwie świeckich w Kościele. Już wtedy używane było określenie "obudzić śpiącego olbrzyma", bodaj nawet przez ks. prof. Andrzeja Zuberbiera, który pisał przecież także i o kapłanach.
Na marginesie i przypadkiem wpadłem na tekst Michała Wojciechowskiego, pierwszego świeckiego profesora teologii w Polsce. Poznaliśmy się na studiach, uczestniczyliśmy w jakiejś studenckiej konferencji nt. turystyki, w Broku (akurat w trakcie powodzi). To tak, na świadectwo czasów. Rozwijamy się, czy zwijamy?
Pierwszą damą polskiej teologii (kobietą świecką z doktoratem w tej dziedzinie) była Stanisława Grabska.
W akademickiej nauce społecznej Kościoła "robi" teraz Sławek, uczestnik młodzieżowej wspólnoty parafialnej w Legionowie w latach 1982-89.

A ja mam silne poczucie wykluczenia na wielu frontach. Dla uspokojenia poadoruję pokaz slajdów.

2.
Pardon synu, bracia i siostry. Podam swoja historię zatrudniania i wykluczania, bo powinniście znać dzieje rodzinne. Jestem to winien wam i... Było tak:
A)
1. Na studiach doraźnie w tzw. Spółdzielni Studenckiej. Niektórzy tak lubili w niej zarabiać, że zapominali studiować.
2. W gminnej Solidarności RI, na trzy(?) miesięcy, bez żadnych papierów, ze składek.
3. W parafii św. Jana Kantego, potem jeszcze w parafii św. Józefa Oblubieńca i Bożego Miłosierdzia (wszystkie w Legionowie).
4. W gminie jako wójt I kadencji samorządu (1990-94).
5. W szkole od 1994 do dzisiaj.

B)
Najpierw byłem wykluczany przez służby PRL, nie dawali paszportu, łamali mi karierę życiową (zmarnowane stypendia). Potem przez generała Wojciecha Jaruzelskiego, wraz z milionami solidarnościowców. Na koniec przez Kazika Łapkę, na 16 lat jego kadencji, z życia publicznego gminy (choć słowami za plecami zabijał już wcześniej, żeby przejąć władzę). Paradoksalnie, wspólnota, w której uczyłem się dojrzałego patriotyzmu ("Ziarno Solidarności") skazała moja rodzinę na wegetację. Łapkowy totalitaryzm trwał najdłużej w moim dorosłym życiu. I ma trwałe skutki. Jakimś antidotum na jego monopol była kadencja Antoniego, proboszcza, na szczęście – OPATRZNOŚĆ BOŻA - tyleż samo lat trwająca. Antoniego jeszcze ja witałem w parafii. Rozumieliśmy się bardzo dobrze. W kościele naprawdę czuliśmy się "u siebie". Miałem/mieliśmy jego poważanie. On mnie/nas zainstalował na długo w życiu parafialnym. Byłem lektorem, kantorem, ceremoniarzem. Witałem, żegnałem, dziękowałem biskupom. Najwyższą formą uznania było powierzenie mi posługi nadzwyczajnego szafarza Eucharystii. To było za dużo dla szeptanej za plecami propagandy antykapaonowskiej. Anonimy poszły do kurii biskupiej. Później podobne do kuratorium oświaty, prasy lokalnej i do Internetu w sprawie nauczania języka angielskiego (po ukończeniu mnóstwa świetnych kursów metodycznych). To był czas rządów totalitarnych, jawnie i niejawnie. Łamanie sumień. Łamanie także mojej kariery zawodowo-społecznej. 16 lat - to wystarczająco długo. Nikomu nie życzę.

Ciekawe, że ja, kiedy byłem odpowiedzialny za gminę, szukałem ludzi z autorytetem, lub osiągnięciami, aby ich pozyskać do wspólnej pracy. Tak, jak wcześniej we wspólnocie parafialnej (w każdej wspólnocie). Mnie raczej nikt nie szukał.

3.
Jeśli ktoś już się zdążył zgorszyć, to niech go pocieszą dzisiejsze czytania liturgiczne. "Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu, przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie.
Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz mi okrywa. Dla braci moich stałem się obcym. Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera i spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie. Czekałem na współczucie, lecz nikt się nie zjawił, i na pocieszycieli, lecz ich nie znalazłem. Pieśnią chcę chwalić imię Boga i wielbić Go z dziękczynieniem."

Czy wtedy, gdy pisał autor natchniony, mógł ktoś wymyślić dzisiejszą interpretację?

wtorek, 19 kwietnia 2011

Kazanie Wielkanocne katechety

W naszej epoce, w której ludzkość coraz bardziej się jednoczy i wzrasta wzajemna zależność między różnymi narodami, Kościół tym pilniej rozważa, w jakim pozostaje stosunku do religii niechrześcijańskich. W swym zadaniu popierania jedności i miłości wśród ludzi, a nawet wśród narodów, główną uwagę poświęca temu, co jest ludziom wspólne i co prowadzi ich do dzielenia wspólnego losu.

Ludzie oczekują od różnych religii odpowiedzi na głębokie tajemnice ludzkiej egzystencji; czym jest człowiek, jaki jest sens i cel naszego życia, co jest dobrem, a co grzechem, jakie jest źródło i jaki cel cierpienia, na jakiej drodze można osiągnąć prawdziwą szczęśliwość, czym jest śmierć, sąd i wymiar sprawiedliwości po śmierci, czym wreszcie jest owa ostateczna i niewysłowiona tajemnica, ogarniająca nasz byt, z której bierzemy początek i ku której dążymy.

Od pradawnych czasów znajdujemy u różnych narodów jakieś rozpoznanie owej tajemniczej mocy, która obecna jest w biegu spraw świata i wydarzeniach ludzkiego życia. Rozpoznanie to i uznanie przenika ich życie głębokim zmysłem religijnym. Religie zaś związane z rozwojem kultury starają się odpowiedzieć na te same pytania.
Religie, istniejące na całym świecie, różnymi sposobami starają się wyjść naprzeciw niepokojowi ludzkiego serca, wskazując drogi, to znaczy doktryny oraz nakazy praktyczne, jak również sakralne obrzędy.

Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które nierzadko odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi. Głosi zaś i obowiązany jest głosić bez przerwy Chrystusa, który jest "drogą, prawdą i życiem", w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego i w którym Bóg wszystko z sobą pojednał.

Przeto wzywa synów swoich, aby z roztropnością i miłością przez rozmowy i współpracę z wyznawcami innych religii, dając świadectwo wiary i życia chrześcijańskiego, uznawali, chronili i wspierali owe dobra duchowe i moralne, a także wartości społeczno-kulturalne, które u tamtych się znajdują.
Jeżeli w ciągu wieków wiele powstawało sporów i wrogości np. między chrześcijanami i mahometanami, święty Sobór wzywa wszystkich, aby wymazując z pamięci przeszłość szczerze pracowali nad zrozumieniem wzajemnym i w interesie całej ludzkości wspólnie strzegli i rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz pokój i wolność.

Zgłębiając tajemnicę Kościoła, święty Sobór obecny pamięta o więzi którą lud Nowego Testamentu zespolony jest duchowo z plemieniem Abrahama.
Wierzy bowiem Kościół, że Chrystus, Pokój nasz, przez krzyż pojednał Żydów i narody i w sobie uczynił je jednością. 
Zawsze też ma Kościół przed oczyma słowa Apostoła Pawła odnoszące się do jego ziomków, "do których należy przybrane synostwo i chwała, przymierze i zakon, służba Boża i obietnice; ich przodkami są ci, z których pochodzi Chrystus wedle ciała". Pamięta także, iż z narodu żydowskiego pochodzili Apostołowie, będący fundamentami i kolumnami Kościoła, oraz bardzo wielu spośród owych pierwszych uczniów, którzy ogłosili światu Ewangelię Chrystusową. 
Żydzi nadal ze względu na swych przodków są bardzo drodzy Bogu, który nigdy nie żałuje darów i powołania.
Skoro więc tak wielkie jest dziedzictwo duchowe wspólne chrześcijanom i Żydom, święty Sobór obecny pragnie ożywić i zalecić obustronne poznanie się i poszanowanie, które osiągnąć można zwłaszcza przez studia biblijne i teologiczne oraz przez braterskie rozmowy.

Niechże więc wszyscy dbają o to, aby w katechezie i głoszeniu słowa Bożego nie nauczali niczego, co by nie licowało z prawdą ewangeliczną i z duchem Chrystusowym.
Kościół, pomnąc na wspólne z Żydami dziedzictwo, opłakuje - nie z pobudek politycznych, ale pod wpływem religijnej miłości ewangelicznej - akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom.

Nie możemy zwracać się do Boga jako do Ojca wszystkich, jeśli nie zgadzamy się traktować po bratersku kogoś z ludzi na obraz Boży stworzonych. Postawa człowieka wobec Boga Ojca i postawa człowieka wobec ludzi, braci, są do tego stopnia z sobą związane, że Pismo święte powiada: "Kto nie miłuje, nie zna Boga"
Stąd upada podstawa do wszelkiej teorii czy praktyki, które między człowiekiem a człowiekiem, między narodem a narodem wprowadzają różnice co do godności ludzkiej i wynikających z niej praw. Sobór, idąc śladami świętych Apostołów Piotra i Pawła, żarliwie zaklina chrześcijan, aby "dobrze postępując wśród narodów", jeśli to tylko możliwe i o ile to od nich zależy, zachowywali pokój ze wszystkimi ludźmi, tak by prawdziwie byli synami Ojca, który jest w niebie.

Cały tekst wziąłem z "Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich" Świętego Soboru Watykańskiego II. Santo Subito. Mogłem zatytułować "Szkoła Soboru(2)", ale chciałbym, żeby takie były kazania wielkanocne (soborowe) na całym świecie. Boże, może wreszcie po 40-stu latach sobór stanie się powszechny w Kościele!? Można go cytować dosłownie, można opowiadać swoimi słowami, jeśli przyswoiliśmy sobie należycie filozofię i teologię Soboru. Sobór musi być fundamentem światopoglądu chrześcijańskiego, a nie jakieś tam coś, gdzieś (gdzie nigdy ludzie nie bywali).

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

O Wielkim Komunikatorze

Siedzę i kaszlę na wszystko. Od długiego czasu. Aż głowa pęka, a oblicze płonie. Ale każde kichnięcie mnie cieszy, jest dowodem, że "nie jestem oszust, ani nawet Jacuś, mamo".
Słowo mnie ratuje, przychodzi na pomoc przeciw wykluczeniu. Przychodzą słowa, które mnie ożywiają i włączają. Odpowiednie słowo może dawać partycypację. Słowo, które jest ponad mną, a jednocześnie daje sobą trochę władać. Mogę wybierać, aby lepiej nazywać, aby cieszyć, aby nie ranić. Jeśli źle wybrałem, mogę przeprosić. Słowo jest Wielkim Komunikatorem. Jest obecnością transcendencji w naszym życiu. W nim zawsze dotykamy czegoś, co nas przekracza.

Objawienie dotyczy tajemnicy. Dzieje się przez czyny i słowa wewnętrznie z sobą powiązane. Najdoskonalej w osobie (Chrystusa). Nie potrzebują go rzeczy oczywiste. Daje dostęp do sedna mocy, dzięki niemu stajemy się uczestnikami boskiej natury. Sedno mocy jest "dziwną" jednością, bo "musi", czyli chce się dzielić sobą. Musi - wobec własnej woli, własnej prawdy i miłości, czyli swojej istoty. Wola - "chcę" jest przed "musi". Tu jet źródło wspólnoty. Jesteśmy wszyscy zaproszeni. Otrzymujemy ją. Możemy tylko przyjąć, sami nie stworzymy.

Ludzie przez wytrwanie w dobrym szukają zbawienia - ekonomia chrześcijańska, jako nowe i ostateczne przymierze, nigdy nie ustanie. Każdy człowiek ma dawać wiarę prawdzie. Duch święty darami swymi wiarę stale udoskonala.

„Boga będącego początkiem i końcem wszystkich rzeczy można poznać z pewnością przy naturalnym świetle rozumu ludzkiego z rzeczy stworzonych”.
"To, co w sprawach Bożych samo z siebie jest dla rozumu ludzkiego dostępne, również w obecnych warunkach rodzaju ludzkiego może być poznane przez wszystkich szybko, z mocną pewnością i bez domieszki jakiegokolwiek błędu”.

Tradycja święta i Pismo święte są jakby zwierciadłem, w którym Kościół ogląda Boga. Wzrasta zrozumienie rzeczy, jak i słów przekazywanych, dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych, którzy je rozważają w sercu swoim, a także dzięki głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych. Duch Święty, przez którego głos Ewangelii rozbrzmiewa w Kościele, a przez Kościół w świecie, wprowadza wiernych we wszelką prawdę.

"Tradycja święta zatem i Pismo święte ściśle się ze sobą łączą i komunikują. Obydwoje bowiem, wypływając z tego samego źródła Bożego, zrastają się jakoś w jedno i zdążają do tego samego celu. Albowiem Pismo św. jest mową Bożą, utrwaloną pod natchnieniem Ducha Świętego na piśmie, a święta Tradycja, słowo Boże, przez Chrystusa Pana i Ducha Świętego powierzone Apostołom, przekazuje w całości ich następcom, by oświeceni Duchem prawdy, wiecznie je w swym nauczaniu zachowywali, wyjaśniali i rozpowszechniali".
"Każde Pismo przez Boga natchnione użyteczne (jest) do pouczania, do przekonywania, do napominania, do kształcenia w sprawiedliwości: by człowiek Boży stał się doskonały i do wszelkiego dobrego dzieła zaprawiony".
Oczywiście należy czytać rozumnie. Należy m.in. uwzględnić ich "rodzaje literackie". Całkiem inaczej ujmuje się i wyraża prawdę w tekstach historycznych, czy prorockich, czy w poetyckich, czy innego rodzaju. Musi więc komentator szukać sensu. Poszczególne księgi powstawały w określonych okolicznościach, w warunkach swego czasu i swej kultury. Trzeba pamiętać i zwrócić uwagę na owe zwyczaje, naturalne sposoby myślenia, mówienia i opowiadania. Słowa Boże, językami ludzkimi wyrażone, upodobniły się do mowy ludzkiej. Bo Słowo Boże powinno być po wszystkie czasy wszystkim dostępne.

Wszystko - co powyżej - wziąłem z "Dei Verbum".

Bardziej wykształcony wierzący i poszukujący w tej materii prawdy niewierzący (dawniej się mówiło inteligentny, ale dziś wiemy, że niekoniecznie) powinien przestudiować teksty Soboru, zdanie po zdaniu. Na nich powinien wyrabiać swój stosunek do rzeczywistości wiary("cokolwiek bowiem zostało napisane, dla naszego pouczenia napisane jest..."). Dziś dostępne jest powszechnie dzięki Internetowi (i Biblia i Sobór). Pouczenia o lekturze Biblii można zastosować do studiowania Słowa Soboru "by jak najliczniejsi słudzy mogli z pożytkiem podawać ludowi Bożemu pokarm owych Pism". Wszyscy duchowni, zwłaszcza kapłani Chrystusowi, i inni, którzy, jak diakoni i katechiści, zajmują się prawowicie posługą słowa, dzięki wytrwałej lekturze i starannemu studium przylgnęli do Pisma Świętego (i Soboru), aby żaden z nich nie stał się „próżnym głosicielem słowa Bożego na zewnątrz, nie będąc wewnątrz jego słuchaczem”. „Nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa”, a nieznajomość Soboru jest nieznajomością Kościoła.

Partycypacja jest także (a może przede wszystkim) w tym, że - „Głosimy wam żywot wieczny, który był u Ojca i objawił się nam. Cośmy widzieli i słyszeli, to wam głosimy, abyście i wy współuczestnictwo mieli z nami, a uczestnictwo nasze jest z Ojcem i synem jego Jezusem Chrystusem”

Powstał w Ameryce Chip's nation. W Polsce był w 1980/81.

Parodia ślubu "królewskiego" bawi chłodnych ponoć Anglików. Jarosław robi inflację (parodię z) rzeczy innych, dla gorących Polaków. Czy to tylko sprawa gustu? Wywoła anty demonstrację, ale chyba mu o to m.in. chodzi. Chcę - i się nie poddam - kochać PiS-owców, ale staje między nami "wódz". On się tego boi?

Mam poczucie, że coś (ważnego) jednak dzisiaj zrobiłem. Bieda w tym, że bezpłatnie. Odebrałem też europejski telefon i ze zrozumieniem pogadałem z synem. Potem zadzwonił jeszcze raz, z pięknym dopowiedzeniem. Niech go (i wszystkich) Bóg prowadzi!

Możliwość dialogu z kimś, lub czymś, co ma znamiona prawdy obiektywnej, czy rzetelnego poszukiwania obiektywizacji - jest wielkim darem dla człowieka żyjącego, a nawet po śmierci. Bo jesteśmy istotami myślącymi (i wiecznie szukamy). Tyle teorii i mód dookoła, że łatwo pobłądzić. Obiektywizacja jest jak pompa tlenowa. Tym dla mnie m.in. są Sobór i papieże. Sobór nawet bardziej wprost, bo kolegialny. Z papieżami rzecz jest inna. Ale maja wszelkie dane ku temu.

PS.
Jarosława ma jednak nie być w Krakowie. Zadziałała siła wyższa. Pomysł współpracowników śp. Lecha Kaczyńskiego, którzy jechali na rowerach 420 km bardzo mi sie podoba. Nie cierpię tylko wieców politycznych "ku pamięci".

niedziela, 17 kwietnia 2011

Szkoła Soboru (1)

"Między wszystkimi środkami wychowania szczególne znaczenie ma szkoła, która mocą swego posłannictwa kształtuje z wytrwałą troskliwością władze umysłowe, rozwija zdolność wydawania prawidłowych sądów, wprowadza w dziedzictwo kultury wytworzonej przez przeszłe pokolenia, kształci zmysł wartości, przygotowuje do życia zawodowego, sprzyja dyspozycjom do wzajemnego zrozumienia się, stwarzając przyjazne współżycie wśród wychowanków różniących się charakterem i pochodzeniem, ponadto stanowi jakby pewne centrum, w którego wysiłkach i osiągnięciach powinny uczestniczyć równocześnie rodziny, nauczyciele, różnego rodzaju organizacje rozwijające życie kulturalne, obywatelskie, religijne, państwowe i cała społeczność ludzka." (DWCh.5)

Tyle mi chodzi po głowie, że na pewno nie zdążę zapisać. Nie da się.

Grażyna pięknie wysprzątała już na święta kuchnię, z pewną pomocą dzieci, i na ile mżna bez generalnego remontu. Ja, jak Jacuś, znów znalazłem coś, mamo. Mogę zasiąść przy czystym stole nawet przed piątą rano, a i tak się nie da. Ciąży mi, że ja tak pięknie ne wykonam swojej pracy. W nocy, pod kołdrą, przyszła myśl ważna, wydawała się taka jasna i jedyna, jak zawsze, że odłożyłem spisanie na rano. Była przecież oczywista, nie mogła przepaść. Przepadła. Mam kaca. Nie da się wszystkiego spisać.

Kuchnia posprzątana to nie tylko pochwała dzielnej niewiasty, ale filozofia i teologia. Wszystko, co istnieje, wychodzi ci na spotkanie, abyś cieszył się pełnią piękna, prawdy i dobra. I wszystko, co w tobie, jest powiązane ze wszystkim dookoła. Taki maksymalny, na ile się da, egzystencjalizm konkretu. Trzeba zobaczyć, uchwycić wszystko, na ile się da. A piękno - wiadomo po co jest. W Rzeczpospolitej Norwidowskiej?! Więc wszystko prawie żyje i wychodzi ku tobie, żebyś miał udział w zmartwychwstaniu. Nie jesteśmy skazani na swoje słabości, wady i grzechy.

Spojrzę na Sobór w perspektywie swojej filozofii i teologii jedności. To młoda nauka, w powijakach.

- Kiedy się rodzi nasza świadomość jednosci, która jesteśmy? Czy pierwsze wspomnienia, czy myśli jakoweś? Kiedy się stałem tym, którym jestem? Od tego momentu moim zadaniem stała się ochrona jedności. Jest jedną z najtajniejszych komnat mojej twierdzy wewnętrznej. Jest skarbcem, w którym leży pokrycie w szczerozłocie mojego ludzkiego bytu. Czy to jest tożsame z godnością? Jedność-tożsamość-godność?

Są punkty zwrotne, albo osobliwe na tej drodze np. małżeństwo! Narzędzie i znak - jak każdy sakrament.

Sobór w perspektywie filozofii i teologii jedności - ciężkie zadanie. Już prawie miałem punkt zaczepienia i... nie zapisałem. Czy to była ta myśl, która uciekła przez noc?

Dołożyłem za to zdjęcie do pokazu slajdów z prawej strony bloga "Królowie, Jackowscy, Kapaonowie, Annopol". Przypadkiem znalazłem, przypadkiem wycięły się profile itd. Raczej wzrosła jedność - kogo? czego? - niż zmalała? - co nie wchodzi w grę.

sobota, 16 kwietnia 2011

Możliwe i wykonalne

Olek z drużyną i Krzyśkiem trenerem pojechał grać w Tłuszczu. Wcale nie o sport mi idzie, ale o rozprzestrzenianie się dobra. Rosną więzi, rozszerza się wspólnota życia i horyzonty dzieciaków i młodzieży. Przez nich - całej wspólnoty szkolnej i gminnej. Bez ludzi, człowieka, byłoby niemożliwe.

Idąc tym śladem wspomnę, jaką radość mieliśmy widząc Janka Grabca, starostę legionowskiego, w studiu poważnej rozmowy w TVP Info o przestrzennym kształtowaniu Polski. Był jednym z trzech wybieralnych reprezentantów narodu - szczebel prezydencki, rządowy i rządowo-samorządowy. Byliśmy dumni i radośni. Czemu? Jesteśmy połączeni wspomnieniem wspólnoty, która nas kształtowała, i która trwa wiecznie. Z Ducha Świętego. Zahacza o Strachówkę i nasz dom.

Jeden i drugi przykład pokazują, że zacierają się dzisiaj granice gminnego i państwowego, katolickiego i jednopartyjnego, zaścianka i centrali, możliwego i niemożliwego. Na początku był Sobór Watykański, Jan Paweł i Solidarność.

Połączenia, których raczej nie widza politycy i komentatorzy. Wielu (większość?) księży też, niestety. W moim myśleniu zaczyna zaś coraz bardziej dominować. W nocy przyszło w dwutakcie Norwida z soborem. Albo wielkości i małości narodu i społeczeństwa polskiego. "Jesteśmy wielcy jako naród, jako społeczeństwo żadni" - pisał wieszcz. Warkocz myśli się splatał pod kołdrą. Musiałem wstać i zapisać. Kolejny raz post powstaje w ten sposób. Noc - ranne zorze - i coś tam jeszcze. Zorzę przestawiam na początek.

Sobór i dziś zapalił mi zorzę. Czytam, czytam, szukam fundamentów prześwietlając wstępy (preambuły) poszczególnych dokumentów. Czytam do czasu, gdy kop jest za duży i muszę zapisać. Nie można walczyć z głosem wewnętrznym - "przerwij czytanie i zapisz". "Apostolstwo w środowisku społecznym, a mianowicie staranie się o kształtowanie w duchu chrześcijańskim sposobu myślenia i obyczajów, praw oraz ustroju własnej społeczności, jest tak dalece zadaniem i obowiązkiem świeckich, że inni nigdy nie potrafią go należycie wypełnić" (DA 13).
Tak widzę trenera, starostę i ten blog.

***

Lektura Vaticanum Secundum ma coś wspólnego z Norwidowym głosem, żeśmy żadne społeczeństwo. Choćby na przykładzie tego bloga. Sobór był eklezjalny i duszpasterski przede wszystkim. „Świadomość Kościoła - dialog - zarówno ad intra, jak i ad extra" - trzeba mieć przed oczami czytając dokumenty. To rada kardynała Karola Wojtyły. Można rysować kręgi zazębiania, lub uczestnictwa wzajemnego, kościoła i świata. Dla konkretnego człowieka, dajmy na to Kapaona piszacego bloga o życiu i wierze, kręgi te wygladają tak: parafia, szkoła, dekanat, diecezja. Każdy może zajrzeć w podszewkę (komentarze) i sprawdzić, że tylko Jakub, polski salezjanin na praktykach w Anglii bierze udział w tym dialogu. Kościelne kręgi - parafie, dekanaty, o które się ocieram – milczą, wycofane na z góry upatrzone stanowiska.

To tylko najbliższy sercu przykład. Inne, równie bliskie, płyną z doświadczeń rodzinnych i w ogóle życiowych. Żyjemy, borykamy się, przytapiani wznosimy głowy, by zaczerpnąć powietrza i znowu idziemy na dno. Tak to wygląda z tysiącami (milionami) podobnych. Podobno to tylko ich i nasza sprawa. Struktury w jakie zorganizowane jest społeczeństwo, też żyją swoimi sprawami. Państwo, kościół, samorząd i może coś tam jeszcze.

Niby normalne, ale przychodzą mi konkretne wspomnienia i wiercą mentalnie, zupełnie nie dając spokoju. Dlatego wstaję nawet spod kołdry i piszę. Jestem odpowiedzialny za myśli, które są mi dane. Nie mogę ich uśpić razem ze sobą.

Po pierwsze Solidarność -
- nasza Solidarność w gminie Strachówka w roku 1981. Zarząd gminny, emanacja narodu polskiego żyjącego w 22 wsiach, zorganizowanych w społeczność lokalną, był zalążkiem społeczenstwa obywatelskiego i posoborowym kościołem. Prowadził dialog. Znał konkretną sytuację ludzi, współmieszkańców, sąsiadów. Na swoich posiedzeniach brał na tapetę konkretne sprawy, jakie się działy w warunkach PRL-owskiej władzy i gospodarki. Nie wzdragał się nawet przed ingerencją w kolejki społeczne, listy oczekujących na deficytowe towary. „Pani NN damy eternit najpierw, bo to wdowa samotnie wychowująca dzieci, panu NN zaraz potem, bo niedołężny i samotny. Ktoś inny się spalił itd.itp” Nie tylko eternit (nomen omen), ale i kombajn i snopowiązałkę. Podejmowali decyzję wbrew własnym interesom i tym, którzy się dobrze mieli. Skąd ta sprawiedliwość?! Odwaga?! Z natury ludzkiej i jej niepowtarzalnej godności, o których pisze Sobór. Ja tylko patrzyłem. Mnie przyświecały moje ideały - wspólnota i spotkanie.
Mieliśmy tylko parę miesięcy (!!) na spokojną działalność - nim rąbnął w Polskę młot Jaruzelskiego.
Gdybyż oni dzisiaj żyli - Zarząd Sprawiedliwych z SOLIDARNOŚCI RI gminy Strachówka, roku 1981! Gdyby istniała nadal taka solidarność w ludziach!

Stawiam pytanie najbliższym mi wójtom i burmistrzom - jakie ideały wam przyświecają. Pomówmy o ideałach! (np. jak być wspólnotą samorządową, nie tylko urzędem i gminą - bo tak zapisano w ustawach i statutach). Pomówmy dłużej, głębiej, serdeczniej o ideałach. Wnieśmy duchowy komponent do naszych (waszych) działań.

Po drugie spotkania -
- u nas w domu. Było ich bardzo dużo, nieustannie właściwie. Bo taką mam, mamy naturę (dialogiczną i posoborową). Przeważały z udziałem księży. Bo oni są normalną i ważną częścią społeczeństwa. Najwięcej było może ich z siedmiu naraz. Z Andrzejem Madejem pośrodku. Dziekan, proboszczowie, znajomi, przyjaciele. Brat Marek z Taize. Spotkania przy stole, przy kawie, dyskusyjne, modlitewne. Liturgie Mszy Świętych w domu i przy figurze. Nawet sakrament pojednania. Na zakończenie był nawet i biskup. Gdzie to? Gdzie ten świat? Błysnął jak meteoryt (Gwiazda Betlejemska) i się rozpadł w drobiazgi w zderzeniu z inną atmosferą? Nadszedł czas Heroda? Chyba tak. Byłem wójtem, co wiele tłumaczy. Potem nastał inny.

Trzecie bym wymienił Gminne Spotkania Oświatowe w różnych szkołach (znów z udziałem księży). Po pierwsze, po drugie, po trzecie było krokiem ku społeczeństwu otwartemu, obywatelskiemu i ku kościołowi normalnemu (posoborowemu). Gdzie jesteś świecie w 2011? Czy masz inne ideały?

Dziękuję wdzięcznym sercem za każdą pomoc i życzliwe słowo (także w necie). One są. Zdarzaja się od dobrych ludzi, osób. Ale gdzie jesteś żadne społeczeństwo polskie? Twoje struktury?
Tylko Fundacja Dzieła Nowego Tysiąclecia (sic!) i pomoc społeczna na dożywianie w szkołach wspiera nas w widzialny sposób. Jak na 38 milionowy naród w katolickim kraju to chyba niewiele?
"Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy naród... człowiek w Polaku jest karzeł". Cyprian Norwid to widział, bo był wieszczem. Sobór też wszystko prawie widział, bo patrzył globalnie, był pracą kolegialną i dysponował ekspertami (także z socjologii). Sobór ukształtował, przygotował, wypromował kardynała Karola Wojtyłę.