wtorek, 5 kwietnia 2011

Niesamowity czas, niesamowite pokolenie

Widzieliśmy wielkie znaki. Ci, urodzeni w 1960 i wcześniej, którzy jeszcze żyją. Przeżyliśmy 5 niezwykłych lat.

1978, 16 października -
- Byłem w akademickim szpitalu na ulicy Uniwersyteckiej, położony na obserwację pracy nerek. Czułem się trochę jak w domu. Szpital zajmował część monstrualnego budynku "Bratniaka", domu studenckiego Politechniki Warszawskiej. Byłem studentem Akademii Teologii Katolickiej, ale miałem za sobą dwa lata na politechnice (SiMR). Byłem bywalcem gmaszyska. Miałem tam kumpli ze świętokrzyskiego, Kazia Płazę i Waldka Kotwicę.
Byłem obserwowany, a sam zobaczyłem największą sprawę w najnowszej historii świata. Leżałem sam w pokoju, gdy dotarła wiadomość z konklawe. Przeżyłem noc dumania w niezwykłym uniesieniu - tak to określam od 33 lat. Dumanie, medytacja wiodły mną tymi samymi ścieżkami, które wypełniły tekst papieskiego przemówienia z 2 czerwca 1979 na placu Zwycięstwa. Polska-Kościół-dzieje-odpowiedzialność-Polaków.
W karcie wypisowej mam też łaciński zapis "neurosis vegetativa gradu majoris", nerwica wegetatywna stopnia dużego. Nerwice i niezwykła wrażliwość chodzą w parze. Da się z nimi żyć. Czasem okazują się darem.

1979 -
- Pierwsza Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Przyjechał w czerwcu, ale zaczęło się wcześniej. Pamiętam spotkania, odprawy wolontariuszy do służb porządkowych. Byłem wtedy przewodniczącym ROMA (Rada Organizacji Młodzieży Akademickiej na ATK), więc byłem dowodzącym pewnego odcinka. Stąd moje starcie z dowódcą milicyjnym. On widział tłumy, ja pielgrzymów. On - masy. Ja - osoby.
Plac Zwycięstwa 2 czerwca - i unoszącego się nad nim, nad nami wszystkimi Ducha (Świętego) - opisałem wczoraj.
Po pielgrzymce dostałem paszport (cudowny jej skutek?). Pojechałem do Taize (Wojtek - dzisiaj Augustianin w Anglii - mi podpowiedział. Także ks. Jerzy Bors namawiał). W drogę wziąłem mocno juzż sczytaną pierwszą papieską encyklikę Redemptor Hominis, i dwa powitalne proporczyki, biało czerwony z jednej, biało-żółty (papieski) z drugiej. Proporce - już za granicą - przypiąłem do plecaka. Też stałem się znakiem.

1980 -
- Sierpień zastał mnie we Francji. Pierwsza informacja, że coś w Polsce się dzieje dotarła do mnie poprzez francuskiego kierowcę, który zabrał mnie na auto-stopie gdzieś w Bretagnii, na trasie z Rennes do Paryża. Spytał o "les grevistes de Gdansk" i kim jest Lech Valesa. Nazwisko brzmiało dumnie, wymawiane jak naszego dawnego króla, francuskiego przecież pochodzenia.
Reszty dowiadywałem się z gazet, które łapczywie wypożyczałem (biblitekarka szła mi na rękę) na przerwie obiadowej w bibliotece Institut de Touraine a Tours. Inni szli na posiłek. Męki i wahania trwały do grudnia. Ruskie czołgi i przypadki autostopowicza sprowadziły mnie do Polski tuż przed Bożym Narodzeniem. Przełom roku spędziłem samotnie w Annopolu.

1981 -
Solidarność zakwitła w gminie Strachówka. 13 maja - zamach na papieża, zebranie w Rozalinie. Koniec maja - spotkanie Taize w Katowicach, śmierć i pogrzeb Prymasa Tysiąclecia. Wszystko jest opisane w Ziarnie Solidarności.

1982 -
- zabójczy stan wojenny. Wojna polsko-jaruzelska. Niszczenie społeczeństwa, pamięci, ideałów, patriotyzmu. Zagnieżdżanie małości, służalczości, podłości. Torturowanie ducha.
Dla mnie początek wspólnotowej działalności w kościele, w parafii świętego Jana Kantego w Legionowie. Zaczęło się od śpiewania kolęd. Potem były regularne spotkania modlitewne w podziemnej salce. Zorganizowałem między-pokoleniowy opłatek w sali parafialnej. Byli na nim rodzice. W ostatnim dniu marca zmarł śp. ojciec. Bywałem w warszawie na patriotycznych wydarzeniach. Stawałem naprzeciwko wozów pancernych i oddziałów milicyjnych, kryłem się w kościołach, leżałem pod samochodem na parkingu przed PAN, by nie dać się złapać bojówkom Jaruzelskiego. We wrześniu rozpocząłem pracę katechety. Tam się wszystko zaczęło. Wybuchła nasza wspólnota młodzieżowa. Pojechaliśmy na I Spotkanie Ekumeniczne do Kodnia. Poznaliśmy Andrzeja Madeja! Spotykaliśmy się już w dolnej kaplicy, z betonowym (wtedy jeszcze nie zamalowanym olejną farbą) Jezusem na ceglanej ścianie. To był nasz Jezus. Dla jednych zstępował z nieba, dla innych wstępował. Wyrywał się ku nam. My, ku Niemu. To też zostało później opisane.

*****

Przeżyłem. pełnię (swojego) czasu. W wielu momentach czułem to samo co papież. On "u początku swej papieskiej posługi zwracał się do nas wszystkich". Ale nie tylko do nas. Głośno, publicznie zwracał się "do Niego". Stawał się przejrzysty. Zwracał swoją myśl i serce. I nie krył, że też tak odczytuje historię swoją i człowieka na Ziemi. "W tej doniosłej godzinie dziejów, w której znajduje się Kościół i cała wielka rodzina współczesnej ludzkości... czas, w którym Bóg w swoich tajemniczych zamiarach powierzył mi posługę powszechną związaną ze Stolicą św. Piotra w Rzymie. Trudno jeszcze w tej chwili powiedzieć, co będzie oznaczał ów rok na zegarze dziejów ludzkości, jaką okaże się datą dla poszczególnych ludów i narodów, krajów i kontynentów".

Przeżyło wielu z mojego pokolenia. Kiedy powtórzy się takie pięciolecie (z interwałami wielkiego/czystego dobra i wielkiego/czystego zła)? Dlaczego sale szkół, parafii, redakcji przed nami się nie otwierają? Będziemy znikać po kolei. Czy mają innych proroków? Czy nie mają wyczucia na profetyczny wymiar historii? Czy aż tak straszne spustoszenia uczynił komunizm PRL i stanu wojennego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz