piątek, 15 kwietnia 2011

Funkcje, relacje, procesy

Plany biorą w łeb, gdy płoną lasy. Kochany Sobór poczeka. Poczytam, pokreślę. O 3.00 rano miałem post (prawie) gotowy. Soborowy fundament już dziś się nie zmieści.

***

Życie to funkcje, relacje (więzi), procesy. Jeśli ich brak – życia nie ma. Acha, więzi w najbliższej rodzinie nie wystarczą, to jak lukier na ciastku.

Mogę tylko patrzeć, zaklęty w szklaną ścianę, na życie innych. Męczące zajęcie, gdy najbliższym nie można pomóc. Oczywiście próbuję opisać, co męczy jeszcze bardziej. Potęguje wstyd za stan rzeczy.
Dramaty pisało się w kilku aktach. Ja mam trzy.
1.Grzechy dzieciństwa.
2.Idealizm młodości.
3.Obumieranie.
Pierwszy napisał już Bolesław Prus, nie będę powtarzał. Zacznę od drugiego. Kto był idealistą w moich czasach popłynął z prądem historii. W arce kościoła i Solidarności. Kto był jeszcze po drodze we wspólnocie międzynarodowej w Taize, mógł zostać katechetą. Oba nurty były szlachetne, nie dawały jednak pieniędzy na życie. Na rodzinę? - to już w ogóle. Potrzebne były dodatkowe okoliczności, żeby zrobić karierę i kasę. Jakoś mnie ominęły. Odziedziczyłem widać gen nieprzydatności (nie zarabiałem). Wypełniałem za to ważne misje i rozwijałem samoświadomość. To, co robiłem dla Polski i dla kościoła, chyba nie ma ceny. Przepraszam, wprost przeciwnie – tu się cenę płaci. Po latach dotkliwie się okazało, że zmarnowałem czas na gromadzenie kapitału niezbędnego dla przeprowadzenie rodziny przez błota życiowe.

Obumieranie zaczęło się po przegranych wyborach samorządowych w 1994. Każda przegrana jest poważną próbą nerwów. A jeśli się pełniło ważne funkcje, działa jak śmierć kliniczna. Ustaje – na krócej lub dłużej – krążenie i pozostałe funkcje życiowe. Dobrze, że ja, jeszcze jako wójt, zdążyłem pojednać się z poprzednikiem i włączyć go w obieg. To nie była moja zasługa, doszedłem do tego za namową Kazika, przewodniczącego Rady. Zdążyłem, uff, nie mam go na sumieniu. Ma mnie na sumieniu następca, Kazik Łapka. On na żadne ludzkie rozumienia i kompromisy nie chodził. Jest człowiekiem pełnym wyrachowań i kompleksów. Uff – po raz drugi!

Obumieranie w szkole przerywane było wakacjami z Caritasem. Miałem na coś wpływ. Wszystko było dopięte (przez Grażynę i księdza dyrektora). Wszystkie koszty klarowne, uzgodnione i opłacone. Żadnych długów. Cieszyły mnie wyjazdy, podróżowanie przez Polskę, na północ, południe. Cieszyły pejzaże, zbiórki na gwizdek, poranna gimnastyka, śpiewy na stołówce, wieczorne spotkania i modlitwy. Na stoliku kolonijnej świetlicy królował zawsze Lekcjonarz Mszalny, tom 4. Wszystko opisywałem, dzień po dniu. Robiłem kroniki dobra. Utrwalił się wzorzec.

Przyszedł czas, że i kolonie się dla mnie skończyły. Nie ma funkcji, relacji, procesów. Jest wstyd. Wstydzę się siebie samego i za sytuację, bez wyjścia. Grażyna musi mnie utrzymywać. Ze wstydu nie chcę już nikogo widzieć. A kysz. Dajcie mi święty spokój. Mam nadzieję, że wstyd mnie zabije. O niej pomyślcie. Jej pomóżcie.

PS. Mnie znów, nieoczekiwanie, pocieszyła (bezpłatna) praca. Jej owocem jest późna lektura „Grzechów dzieciństwa”.

***

Kiedy za oknem wiosna się zieleni i święta zmartwychwstania bardzo chcą już nadejść - choć bardzo im wzbraniają mali politycy i wierni ich słudzy, medialni arystokratowie - wielki polityk dr hab. Karol Karski głosi właśnie w Sejmie Najjaśniejszej ponoć Rzeczypospolitej martyrologię tablicy katyńskiej. Zasługuje jak najbardziej na życzliwie pogodne szyderstwo. Inny łatwopalny poseł Antoni Macierewicz reaguje głosem na spojrzenie posła Tadeusza Iwińskiego. On tak jest czujny, że zrywa 45 letnie znajomości na skutej innego rozumienia słowa. Z Andrzejem Czumą. Słowo „ludobójstwo”. Jeszcze wzbogaca moją świadomość co do martyrologii tablicy przez podniesienie głosu („niech pan na nas nie ryczy”) i aspektu jej poświęcenia. Wszystko to (co) mówi oddając życie, na ostatnim tchu. Dziwy się dzieją. Tablica ożywa, krwawi. Poseł prawie schodzi. Dziwy nad dziwami, od tzw. „prawdziwych Polaków” bliżsi mi byli w tej dyskusji posłowie SLD. No, teraz staję się nie tylko nie-patriotą, ale jeszcze heretykiem. Mości warchołowie! Filipiki? Filistynów? Trwaj kabarecie. Płoń Polsko.

4 komentarze:

  1. Fajny koniec, podoba mi sie (fragment od: kiedy za oknem wiosna sie zieleni...) Arystokratowie to zamierzony chwyt czy blad sie wkradl? Jak moge to cie zacytuje na fb.

    OdpowiedzUsuń
  2. Arystokratów chyba już nie ma, arystokraci zbyt banalnie :)
    Wszystko możesz co ci serce i rozum dyktują.

    OdpowiedzUsuń
  3. A reszta wcale mi sie nie podoba. Zrezygnowalbym z takiej gorzkiej nuty nawet jesli jest. Bardziej szkodzi niz pomaga. I wiecej nic nie pisze, przynajmniej nie tutaj. Normalnie na privie, albo przez telefon moze bym cos dodal.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz prawo. Także prawo wieku. Dla mnie ostatnia część jest niejako ubocznie i nie najwazniejsza.
    Czy uważasz, że tylko o sobie piszę? Myślę, że jest nas więcej. Piszę także o nieobecnych, wypchniętych. Jest taka część pokolenia solidarnościowego. Nie wszyscy znaleźli dla siebie miejsce w PO-PiSie. Czasem używa się mało estetycznej nazwy "nawóz historii". W nawozie nie ważny jest smak, tylko użyteczność.

    Spojrzyj mniej emocjonalnie. Nieraz trzeba sprężyć wewnętrznie, znieść prawdę o sobie i o ojcu. Prusa czyta się lekko, idealizm nigdy nie powinien być zarzutem, a bez obumierania nie rodzi się nowe życie. Ślizganie sie po powierzchni, bo uznawanej przez wszystkich (?), mierziłoby mnie bardziej.

    Dla większego zrównoważenia treści dołożyłem zdjęć do pokazu slajdów z prawej strony (zagadka?) :)

    OdpowiedzUsuń