





Ciekawy jest fakt przeżywania w taki sam sposób w różnych miejscach tych samych tajemnic i stanów ducha. Dzięki blogom rodzinnym więcej o tym wiemy. Od Bałtyku po szczyty Kalabrii.
Wczoraj prościutki film zgromadził nas wszystkich przed telewizorem. Może to był najpiękniejszy moment dnia? Owinięta w love story opowieść o rzymskim legioniście dociekającym na rozkaz cesarza sprawy Jezusa z Nazaretu - na skutek niewytłumaczalnych zjawisk w naturze. Od Nadrenii po Jerozolimę.
Love story szczęśliwie się skończyło, Tytus poślubił śliczną Tabitę, a my mieliśmy choć przez chwilę okazje do głębszego myślenia. JAK W OGÓLE PRZEŻYŁA NOWA WIARA PIERWSZE DZIESIĘĆ LAT? Przecież odbywało się polowanie na świadków Jezusa (Ew. Jana 12,10), bo byli zagrożeniem dla istniejącego porządku.
W Wielkanoc, najpiękniejsze co może się przytrafić - to myślenie. Jeśli jeszcze w religijnym (uniwersalnym, ludzkim) "zaczadzeniu" - to jest to szczyt szczytów.
Ciekawy jestem, czy w efekcie filmu, któreś z dzieci sięgnie dziś lub w jakimś "jutro" po "Dzieje Apostolskie"? Ja odłożyłem sobie do czytania "Tertio millenio adveniente", a to z powodu, że B16 wspomniał o niej w swojej książce-wywiadzie - "To tekst bardzo serdeczny, prawie poetycki". Czy mogę się opierać takiej rekomendacji? Korzystałem już z tego listu JPII przy wieczornych czuwaniach w rocznice jego śmierci.
"Nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej." Wielki spadek został mi przepisany tym testamentem. Myślę o tym po doświadczeniu Wielkanocy 2011. Czuję braterstwo z ludźmi, którzy podobnie przeżywają Triduum (Duum, Quoruum). Tzn. przeżywają sobą tajemniczy wymiar tych dni. Wchodzą w tajemnicę, pozwalają się jej opanować. Tajemnicy innego życia - po ludzku. Nowego Życia - w świetle wiary. Po ludzku - znaczy dla mnie właśnie doświadczalnie, nie spekulatywnie. Ja, ty, on, ona przeżywamy to samo. Cui bono? Każdy z osobna i wszyscy razem. Każdy jest budowany od środka. Wszyscy razem budujemy (stajemy się budulcem) większą wspólnotę.
Wiek, rasa, upodobania, otyłość lub fitness nie ograniczają. Istota tego przeżycia (przeżywania) jest pozaczasowość i ponadprzestrzenność. Kiedyś przeżyłem Triduum i Wielkanoc w Jersey City. Tak samo. Tym bardziej? Dzisiaj przeżywam także jakoś we własnych dzieciach, na wiele sposobów. Jedność w różnorodności :-)
W 1982 roku Wielkanoc wypadła 11 kwietnia. Mój ojciec zmarł 31 marca. Piękny czas na umieranie. Jeśli kiedyś, to właśnie wtedy, w okresie wielkiejnocy (tuz przed, tuz po, w same wielkie dni?). Nasza śmierć tak lekko rozejdzie się wtedy po kościach :), a nowe życie szybciej zajaśnieje. Ale to tylko mozliwe w Nim. I znów wracam do doświadczalnego wymiaru wiary! RELIGIA JEST DLA NAS (NASZEGO LEPSZEGO I CIEKAWSZEGO ŻYCIA, NIE MY DLA RELIGII! CZŁOWIEK JEST DROGA KOŚCIOŁA! (NIE ODWROTNIE). Ani liturgia, ani ustrój świata, ani pamięć o poszczególnych wydarzeniach, ani upodobania ważnych ludzi w kościele i państwie. Człowiek jest drogą dla religii, kościoła(łów) i społeczeństw. Istotą człowieka jest nieredukowalna do materii osoba, obdarzona wolną wolą, odpowiedzialnością, niezbywalna godnością, będąca podmiotem praw i obowiązków. Taki jest też (wreszcie) fundament cywilizacji współczesnej.
Czy pojęcie osoby może funkcjonować bez Ducha Świętego? -zostawiam teologom. Mnie interesuje powszechność i doświadczalność natury człowieka. Jak papież siedzę w odosobnieniu (annopolski Watykan) i myślę o ostatecznościach. Żyjemy (całkowicie) sub specie aeternitatis. On napisał, ja czytam. W ciszy i odosobnieniu czytanie takich tekstów staje się kontemplacją. Ja też piszę.
Kto nie poczytał dzisiaj tekstów JPII, nie pomedytował ni z tąd ni zowąd, to stracił kolejny rok. Dam próbkę serdecznego i poetyckiego tekstu Tertio Millennio Adveniente -
„Duch Święty sprawia, że człowiek uczestniczy w wewnętrznym życiu Boga, że jest na podobieństwo Chrystusa również synem, a także dziedzicem tych dóbr, które są udziałem Syna. Na tym właśnie polega owa religia „trwania w wewnętrznym życiu Boga”. Duch Święty, który przenika głębokości Boże, wprowadza nas, ludzi, w te głębokości za sprawą Ofiary Chrystusa... W chrześcijaństwie czas ma podstawowe znaczenie. W czasie zostaje stworzony świat, w czasie dokonuje się historia zbawienia, która osiąga swój szczyt w „pełni czasu” Wcielenia i swój kres w powrocie Syna Bożego na końcu czasów. Czas staje się, w Jezusie Chrystusie, wymiarem Boga, który jest wieczny sam w sobie. Z przyjściem Chrystusa rozpoczynają się „ostateczne dni”, „ostatnia godzina”, zaczyna się czas Kościoła, który trwać będzie do Paruzji.
Z tego związku Boga z czasem rodzi się obowiązek uświęcania czasu. To uświęcenie czasu dokonuje się na przykład poprzez świętowanie poszczególnych okresów, dni czy tygodni...
W liturgii Wigilii Paschalnej celebrans, przy poświęceniu świecy, która symbolizuje Chrystusa zmartwychwstałego, mówi: „Chrystus wczoraj i dziś. Początek i Koniec. Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków”. Te słowa wypowiada, wypisując na świecy paschalnej cyfry bieżącego roku... Chrystus jest Panem czasu, jest jego początkiem i jego wypełnieniem; każdy rok i dzień, i każda chwila zostaje ogarnięta Jego Wcieleniem i Zmartwychwstaniem, ażeby w ten sposób odnaleźć się w „pełni czasu”.
Jak można świętować jakąś okazję abstrahując od jej znaczenia? Można. Ale dlaczego? Imieniny - abstrahując od solenizanta? Rocznicę - abstrahując od jubilatów albo zdarzenia? Święta narodowe od historii? Święta religijne od religijnej treści? itd. Czym jest wtedy świętowanie? Datami w kalendarzu wyróżnionymi tylko powszechnością zwyczaju? Może nawykiem, czyli drugą (nabytą jakby) naturą człowieka! Ja tylko pytam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz