Kaszel i dreszcze wróciły. Zaspiewam za Rychem - "Czego może chcieć od życia taki dziad jak ja". Lekarstw, koca i dojścia do klawiatury.
Na pulpicie (stołu) czeka na mnie stos zawczasu przygotowany - nowa książka, na św. Józefa, od ks. Antoniego, na niej stare dokumenty "Sobór Watykański II" i mniej stare okulary. Książka jest zapisem wywiadu z Benedyktem 16 "Światłość świata".
Sobór był moim fundamentalnym faktem od młodości. Czytałem szeroko otwartymi oczami. To, zaraz po Biblii, podstawowa księga chrześcijaństwa. Ale tylko wtedy, gdy jest jednym ze strumieni podstawowego filozoficzno-teologicznego nurtu (rzeki) poszukiwań sensu całej rzeczywistości własnego życia i świata. Jeśli ma być tylko nakazaną lekturą, to niech lepiej stoi na półce i czeka.
Stos też poczeka. Najpierw wysłucham homili i konferencji rekolekcyjnej Hołowatego OP. Napisałem już do Jamnej, aby mu podziękować. Od-podziękowała nowoczesna maszyna, a on, gdy poproszę o więcej. Może napiszę. Mam za co i o co.
Słucham w dwójnasób. Jako własne "ja" i jako ojciec. Gdyby nie ojcostwo wcale bym nie słuchał. Bobym nie wiedział. Łazarz dowiedział się przez kolegę, on przez koleżankę, ja przez Łazarza. "Gdy uczeń jest gotów to i mistrz się znajdzie". Uczeń jest gotów "gdy znajdzie klucze do swego serca. Wtedy i Królestwo Boże się w nim otworzy". To mądrości z wysłuchanej konferencji. Mam za co dziękować. Mam nadzieję, że w dowolnej chwili wszyscy jeszcze raz posłuchamy Hołowatego: Jasiek, Zosia, Łazarz, Hela, Grażyna i ja. Kiedyś młodsza reszta. Rodzice mogą dzieciom tylko pomóc być gotowym uczniem. Jeśli im się uda, z Boską pomocą - bo sami to za Chiny Ludowe - to mogą odejść (na jakiś bok) w pokoju.
Dawno temu znalazłem mistrza Andrzeja Madeja. W nim nie tylko to, co mówi, ale wszystko jest święte.
Zacząłem czytać wywiad z B16 z zaciekawieniem, choć niemiecki dziennikarz wkurza mnie lekko. "Pontifex zgodził się [na wywiad], to nowy i ważny akcent". Gdzie on był, gdy JPII rozmawiał z Andre Frossardem, pisał "Przekroczyć próg nadziei" i "Tryptyk Rzymski"? Albo idiotyczny cytat wypowiedzi dyrektora papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo - "Znałem Jana XXIII i wszystkich jego następców. Ten obecny jest niezwykle miłym papieżem i niesamowicie pracowitym" !!?? Czyżby miał kompleksy?
Cieszę się, gdy cytuje papieża, że "Kościół nie powinien się ukrywać". Razem z pontifexem mam nadzieję, że "w kryzysie Kościoła tkwi ogromna szansa, a mianowicie odkrycie tego, co jest rzeczywiście katolickie, powszechne".
Powszechne, katolickie, bliskie jest oczywistemu. Oczywistość ma z jednej strony źródło w objawieniu, w świetle "Słońca Słońc", a z drugiej w naturze człowieka. Wszyscyśmy jednacy.
Sobór mówi, że człowiek naglony jest swoją własną naturą (!) do szukania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii. W naturze człowieka jest "coś" szczególnego - nie-zwykła-godność. Z racji tej godności wszyscy ludzie nagleni są (swą) naturą. Ludzie maja nie-zwykłą godność bo są o s o b a m i. Osoba, w odróżnieniu od innych bytów (także ożywionych) jest istotą wyposażoną w rozum i wolną wolę, a tym samym w osobistą odpowiedzialność.
Papież uważa, że w pytaniu - "Czy istnieje Bóg - Bóg Jezusa Chrystusa - i czy zostanie, czy też zniknie" decyduje się los świata. W świetle nauki soboru jest to przekonanie naturalnie ukorzenione. I racjonalne. Sorry, to nie tylko mój zdrowy rozsądek, to coś dużo więcej.
Gęstnieje klimat rocznicy wypadku pod Smoleńskiem. Mam wrażenie, że ktoś mi zabrał tę ludzką i narodową tragedię. Dzisiaj przecież mamy wiele rocznic tego samego zdarzenia, każdy prawie ma swoją. Są obchody państwowe i ściśle partyjne. Jest partia, która we wszystkim chce być oddzielna, inna. Można chyba być innym i państwowym jednocześnie!? Przykro - mimo wszystkich różnic - patrzeć, gdy ktoś idzie na zatracenie.
Tak w ogóle, to wielkiego znaczenia do rocznic (miesięcznic itp.) nie przywiązuję. Za życia, ani po śmierci. Jedynie cotygodniowe przeżywanie tajemnicy Zmartwychwstania mnie rusza. Mój ojciec tez zmarł przecież nagle. I wielu innych, znajomych, przyjaciół, także w wypadkach. Przeżywam ludzki dramat, nie polityczny. Przed wielu laty pisałem wiersze o tym, jak każdy spadł mi ciężko na serce, z tych, co lecieli "Kopernikiem" i "Kościuszką" do i z Ameryki. Przeżywałem strasznie. Przecież nie medialnie. W ciszy cmentarzy i kaplic. Choć prosiłem także "wybaczcie gazeciarzom ich zgiełk".
Nawet Napieralski rzuca ciekawe wyzwanie - "Kto powie więcej dobrego o swoich politycznych konkurentach". I wychwala Przemysława Gosiewskiego i Sebastiana Karpiniuka. Ktoś prosi o następny krok, o dobre słowo o Kaczyńskim i Tusku. Też ma takie słowa. Brawo! Chapeau bas!
Wczoraj "W milczeniu" w TVN pokazali tych, którzy zostali bez swoich bliskich. Montaż był ciekawy, obrazki z życia i wypowiedzi na jednakowym tle. Usłyszałem wiele nowego i ważnego. Na przykład, że dla większości pasażerów w centrum wyjazdu był Katyń. Jak łatwo politycy, choćby najważniejsi, przesłaniają sobą rzeczywistość! Zobaczyłem nowe twarze. Było tez bardzo osobiste wyznanie, odpowiedź na metafizyczne zmagania i absolutne pytania, o sens, prośba o znak sensu. Otrzymał pan - wyjątkowo dali głos dziennikarza. "Tak" - padła odpowiedź i twarz się rozpogodziła.
Raziła nieobecność niektórych. Ci, którzy byli, wszyscy są mi jakoś bliscy. Niektórzy z nich są ponad miarę pełni nieufności, podejrzeń i pretensji prawie o wszystko. Ci, najmniej. Tak po ludzku, zwyczajnie, nie politycznie. Współczuję im. Biedni są w dwójnasób.
Kiedy próbuję się wypisać do końca, nazwać rzecz najdokładniej, w szczegółach, znaleźć jej "odpowiednie słowo", to szukam kluczy do samego środka. Wierzę, że otwieram (się i przybliżam) Królestwo Boże.
piątek, 8 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz