„Miej czas na to, aby pomyśleć – to źródło mocy.
Miej czas na modlitwę - to największa siła na ziemi.”
(św. Matka Teresa z Kalkuty).
Z pomocą myśli świętej założycielki Misjonarek Miłości
Basia, opiekunka Szkolnego Koła Caritas w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej zapraszała wolontariuszy na
dzisiejszą modlitwę różańcowa. Przypominała, że członkostwo w
tej organizacji obejmuje również formację duchową. Pojechałem na
nabożeństwo "październikowe" – tak się mówiło w czasach mojego
dzieciństwa - i ja. Byłem.
Zawsze
staram się mieć przy sobie (przy duszy :-) aparat fotograficzny i
karteczki do notowania.
Zdjęcia
trzy zrobiłem. Myśli jakieś zanotowałem, chciałbym, żeby miały
one wagę pytań kluczowych,
które w naszej metodzie nauczania, zwanej Ocenianiem
Kształtującym (OK) są niezbędne.
Co to więc dzisiaj było o godz.16.00 w kościele św. Antoniego w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Strachówce (i Rzeczpospolitej Norwidowskiej)?
- w obecności aktywnej dzieci, opiekunki SKC, oczywiście księdza (proboszcza), ludzi (parafian), w ich liczbie, mnie,
Co to więc dzisiaj było o godz.16.00 w kościele św. Antoniego w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Strachówce (i Rzeczpospolitej Norwidowskiej)?
- w obecności aktywnej dzieci, opiekunki SKC, oczywiście księdza (proboszcza), ludzi (parafian), w ich liczbie, mnie,
-
podczas nabożeństwa różańcowego (i podobnych, okresowych) jest
wystawiony (eksponowany) Najświętszy Sakrament, wierzymy, ze Jezus
jest w Nim obecny pod postacią opłatkowego chleba, konsekrowanego
w czasie jednej z wcześniej odprawionych mszy św.,
- do każdej tajemnicy różańcowej wyświetlana była na ekranie odpowiednia ilustracja,
- opiekunka SKC, Basia, czytała krótkie wprowadzenie, zwane rozważaniem (zawierającym także intencję) do każdej „dziesiątki”, dzieci mówiły „zdrowaśki”,
- nabożeństwo kończy się błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem, w cztery (trzy) strony świata.
Bezpośrednio po Różańcu rozpoczyna się msza święta. Nie zostałem na niej, wróciłem do domu. Trudno mi, po jednej skończonej formie modlitewnej, rozpoczynać następną. Chcę pozostać z łaską duchową dopiero co zakończonej modlitwy zbiorowej. Łaskę mszy zostawiam sobie na następną okazję. Rozumiem wagę i znaczenie mszy świętej, ale łączenia, nie. Jestem zwolennikiem całości, wypełniania się formy. Nie mieszanie bytów – byłoby bardzo daleką analogią. Inną, równie daleką, a może nie aż tak bardzo daleką - jedność miejsca, czasu i akcji, nie tylko w greckim teatrze, ale w ogóle w życiu. Myślę, że dochodzi tutaj do głosu waga osobowego aspektu wiary. Nie tylko treść, „przedmiot” ma znaczenie, ale i przeżywający podmiot.
Doskonały przykład takiej analizy i opisu aktu religijnego, jakim jest modlitwa różańcowa, daje papież Jan Paweł II w „Liście o Różańcu Najświętszej Maryi Panny”. Zwraca w nim uwagę na najdrobniejszy szczegół i aspekt tej formy modlitwy, nie tylko sprawy Boże i Maryjne, ale także jak najbardziej ludzkie, psychologiczne, kulturowe, a nawet i materialne.
W dzisiejszym doświadczeniu także widzę wznioślejsze i przyziemniejsze akordy i barwy. Do pierwszych zaliczam udział zorganizowany szkoły, w postaci SKC z opiekunką-nauczycielką w modlitwie publicznej, powszechnej, w szerokiej perspektywie powszechnego powołania do świętości i rzeczywistego społeczeństwa obywatelskiego ziemi... i nieba. Najpiękniejsza, najbardziej dojrzała forma zamanifestowania JEDNOŚCI ludzkiej, człowieczej kultury, w ramach tzw. wspólnoty lokalnej (szkołą, parafia, gmina). Tak się realizuje – mową faktów - rozmowa o wartościach w gminie!
Przyziemniejsze? - kto śpi nie grzeszy, kto się modli (jedzie do kościoła), też nie. Wróciłem spokojniejszy, silniejszy duchem. Ma rację św. Matka Teresa z Kalkuty.
Robiąc zdjęcia w kościele (odważając się robić! wbrew zakazom „111” anonimów), miałem pełną świadomość, że skończył się czas ich władzy nad duszami na naszym terenie, chyba, że się odważą jawnie wystąpić z Kościoła Katolickiego. Ich szkodliwa działalność widzę, słyszę i czuję na katechezach, w zagubionych dzieciach. Życie przywraca normalność, ale jakim kosztem!
- do każdej tajemnicy różańcowej wyświetlana była na ekranie odpowiednia ilustracja,
- opiekunka SKC, Basia, czytała krótkie wprowadzenie, zwane rozważaniem (zawierającym także intencję) do każdej „dziesiątki”, dzieci mówiły „zdrowaśki”,
- nabożeństwo kończy się błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem, w cztery (trzy) strony świata.
Bezpośrednio po Różańcu rozpoczyna się msza święta. Nie zostałem na niej, wróciłem do domu. Trudno mi, po jednej skończonej formie modlitewnej, rozpoczynać następną. Chcę pozostać z łaską duchową dopiero co zakończonej modlitwy zbiorowej. Łaskę mszy zostawiam sobie na następną okazję. Rozumiem wagę i znaczenie mszy świętej, ale łączenia, nie. Jestem zwolennikiem całości, wypełniania się formy. Nie mieszanie bytów – byłoby bardzo daleką analogią. Inną, równie daleką, a może nie aż tak bardzo daleką - jedność miejsca, czasu i akcji, nie tylko w greckim teatrze, ale w ogóle w życiu. Myślę, że dochodzi tutaj do głosu waga osobowego aspektu wiary. Nie tylko treść, „przedmiot” ma znaczenie, ale i przeżywający podmiot.
Doskonały przykład takiej analizy i opisu aktu religijnego, jakim jest modlitwa różańcowa, daje papież Jan Paweł II w „Liście o Różańcu Najświętszej Maryi Panny”. Zwraca w nim uwagę na najdrobniejszy szczegół i aspekt tej formy modlitwy, nie tylko sprawy Boże i Maryjne, ale także jak najbardziej ludzkie, psychologiczne, kulturowe, a nawet i materialne.
W dzisiejszym doświadczeniu także widzę wznioślejsze i przyziemniejsze akordy i barwy. Do pierwszych zaliczam udział zorganizowany szkoły, w postaci SKC z opiekunką-nauczycielką w modlitwie publicznej, powszechnej, w szerokiej perspektywie powszechnego powołania do świętości i rzeczywistego społeczeństwa obywatelskiego ziemi... i nieba. Najpiękniejsza, najbardziej dojrzała forma zamanifestowania JEDNOŚCI ludzkiej, człowieczej kultury, w ramach tzw. wspólnoty lokalnej (szkołą, parafia, gmina). Tak się realizuje – mową faktów - rozmowa o wartościach w gminie!
Przyziemniejsze? - kto śpi nie grzeszy, kto się modli (jedzie do kościoła), też nie. Wróciłem spokojniejszy, silniejszy duchem. Ma rację św. Matka Teresa z Kalkuty.
Robiąc zdjęcia w kościele (odważając się robić! wbrew zakazom „111” anonimów), miałem pełną świadomość, że skończył się czas ich władzy nad duszami na naszym terenie, chyba, że się odważą jawnie wystąpić z Kościoła Katolickiego. Ich szkodliwa działalność widzę, słyszę i czuję na katechezach, w zagubionych dzieciach. Życie przywraca normalność, ale jakim kosztem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz