wtorek, 31 stycznia 2012

Rozważania o śmierci i miłości

Śmierć coś zabiera, coś zasłania, coś odsłania, coś daje. Szukałem wczoraj zdań o miłości, znalazłem także o miłości, która się daje w śmierci. Moi przeciwnicy w gminie współtworzą w jakimś stopniu moje widzenie dzisiejszego świata, życia. Jesteśmy w dialogu, choć oni - z własnego wyboru - tylko zaocznie. Jednak swoim złowrogim szeptem i suflowaniem dają swój głos w sprawach publicznych. A nawet tworzą ramy mojego świętowania 30-lecia katechizowania. Paradoksem polskiej pobożności jest to, że zarówno świętujący rocznicę i jego adwersarze oskarżający go o to, że "sieje nienawiść" spotykają się przy tym samym stole eucharystycznym. A świętujący 30-stą rocznicę posługi katecheta na miękkich nogach pod okiem szyderców podchodzi czasem do pulpitu Słowa, by proklamować Słowo o Mesjaszu. A przed laty zdarzyło się dwa razy - mnie niegodziwcowi - że rozdzielałem "Ciało Chrystusa", jako nadzwyczajny szafarz. Wtedy drżałem, ale zupełnie z innego powodu. To nie był lęk przed swoją wspólnotą(?). Muszę porządkować fakty i wspomnienia - bilans trzydziestolecia, bilans życia.

Dobro nie może milczeć, bo w ten sposób przyzwala na zło i fałsz. Po to przyszedłem na świat, aby służyć wolności, prawdzie, miłości. Mojego publicznego głosu i działań nie zagłuszy wasz szept za plecami. Od ponad 30 lat służę Dobrej Nowinie o wolności, godności człowieka, o zbawieniu od zła. W realiach, "glinianym naczyniu", człowieka słabego, szukającego, błądzącego, i takiegoż świata. Ale zawsze (od ponad 30 lat, a może od urodzenia i wychowania w katolickiej rodzinie) wierzę w przewagę dobra nad złem. Nigdy nie porzuciłem wiary, nadziei i miłości, choć one ewoluują wraz ze mną i we mnie i nigdy nie są doskonałe.

Śmierć może objawiać miłość. Wykazując nicość złowieszczych szeptów "on sieje nienawiść" sięgnąłem wczoraj do wyznań z młodości, która kształtuje ideały i wyznacza szlak całego życia. Byłem w-ów-czas 26-30 letnim człowiekiem. Nie zna się wtedy tego, co przyniesie dopiero, w pełni dorosłe życie. Żyje się w ów czas młodości bardzo dynamicznym procesem ostatecznego formowania i podejmowania kluczowych decyzji. Bardziej w oparciu o wartości przekazane przez dom rodzinny, świadectwo rodziców i dalszych kręgów krewnych i powinowatych, oraz przez własne poszukiwana niż przez dogmatycznie podaną mądrość i prawdę. Mnóstwo przeczytałem książek, ksiąg, podręczników i encyklopedii. Były wśród nich świadectwa, odkrycia, rewelacje. Najlepszym towarzyszem moich rozmyślań o życiu i świecie był Tomasz Mann. On mnie ukierunkował nie tylko w doborze lektur (narodowościami, Rosjanie - Tołstoj, Dostojewski, Niemcy - Rilke, Hesse, Skandynawowie, Ibsen, Hamsun, Strindberg, Amerykanie... itd.) Szukałem, szukałem, szukałem.
Czego nie mogła dać literatura, uzupełniałem podręcznikami akademickimi - biologii, fizyki. Uzupełniałem historiami filozofii, architektury, muzyki, ekonomii... grubszymi lub krótszymi. "To, o czym każdy chłopiec wiedzieć powinien" - podsunęli mi rodzice w postaci maszynopisu z zasobów wychowawczych Rodziny Rodzin (ok. 14r.ż.) Głód wiedzy towarzyszył mi w sposób naturalny w dzieciństwie, młodości, po starość. Przeszedł z czasem w głód mądrości i prawdy.

Ewangelię w całości (jedną z czterech) przeczytałem dopiero w Taize, w wieku 26 lat, w popularnej wersji angielskiej (Good News). To był czas przełomowy. Inną zapamiętaną lekturą z tygodnia ciszy, a właściwie łąki "prés de silence" (takie rzeczy się pamięta w każdym języku, dźwięczą mi do dzisiaj w uszach), był wywiad rzeka z Matką Teresą z Kalkuty "Faire un chef-d'oeuvre pour Dieu". Właśnie tytułowe sformułowanie utkwiło we mnie jak strzała Amora. Było nowatorskie dla mnie. Nie dewocyjne! Ukazywało niezwykłą perspektywę i bardzo moją. Nie nakazowo-zakazowej wiary, ale twórczego życia w perspektywie wartości wiecznych. Tytuł krzyczał - możesz być artystą swego życia z pożytkiem dla innych! Taka innowacyjność stała się motorem napędowym świadomych wyborów i decyzji i pewnie także podświadomych. Od małego nie wyobrażałem sobie życia, które jest naśladowcze i ciągnie się w ogonie za dłuuuugą jak w PRL w sklepach mięsnych kolejką. W najgorszym mięsnym przed-świątecznm maglu stałem, gniotłem się na Żoliborzu (kolejne francuskojęzyczny zwrot "Joli Bord", wym. żoli bor – Piękny Brzeg, od ogrodów założonych przez konwikt księży pijarów wokół letniej siedziby Collegium Nobilium"). Ten sklep, to miejsce, zaraz za wiaduktem kolejowym przed Dworcem Gdańskim, po lewej stronie torów tamwajowych, oczywiście w kierunku Bielan, których nazwa, z kolei, wzięła się od kamedułów).

Piszę sobie a muzom - na świadectwo. Pisząc, czytając, wspominając nie mogę się nadziwić, że nikt mnie o drogę powołania, natchnień i metod katechetycznych nie pyta (to znaczy w Strachówce, bo pytał red. T.Bartel, potomek przedwojennego premiera II RP do numeru "Odpowiedzialność i Czyn"). Strachówka - pod tym względem - to bardzo dziwne miejsce na ziemi. Ale nie zawsze tak było, nasiliło się po 1994.
Przecież to nie ma nic wspólnego z polityką, ani lokalnymi konfliktami. Nie mogę się nadziwić! Przecież fakty, o których mówię, nie tylko mnie ukształtowały, ale teraz, przeze mnie - katechetę - kształtują wasze dzieci. I dzieci waszych dzieci. W Strachówce od ponad dwudziestu lat (bo jako wójt zastępowałem - społecznie - księdza Stanisława, który zupełnie sobie nie radził z młodzieżą klas ósmych, to była m.in. klasa Zbyszka Kaczorowskiego, zapamiętałem, bo z ich rocznikiem pojechałem do Kodnia, na spotkanie ekumeniczne z o.Andrzejem Madejem, są gdzieś na pewno zdjęcia).

Nie mogę się nadziwić. Naprawdę. Bo ja na waszym miejscu zrobiłbym już dziesięć spotkań autorskich, to był i ciągle jeszcze jest jeden z najważniejszych mechanizmów mojego działania. Andrzej Madej mówi "w pracy pedagogicznej pokazujcie wzory osobowe bardziejniż podręczniki". Rozumiem, że dla niewielu jestem wzorem osobowym, ale się choć o to posprzeczajmy :)
Takie współ-odczuwanie i permanentny dialog ulepszy każdego nauczyciela-katechetę. Nauczyciel nie może działać w pustce, bez współpracy z rodzicami i środowiskiem lokalnym. Katecheta? W dwójnasób, bo oprócz czynników naturalnych, łączy nas (chyba) przecież wymiar wiary i życia nadprzyrodzonego!

Jeśli tylko spotkałem na swojej drodze kogoś/coś ciekawego, osobę, wydarzenie, miejsce, autora, utwór, stronę www, zaraz tam chciałem być i zachęcać młodzież, ich rodziców, znajomych i nieznajomych do tego samego. Poznałem w Kodniu Madeja, od razu chciałem go widzieć w Legionowie (z braku innych wolnych godzin i terminów przyjechał na noc czuwania, którą zorganizowaliśmy z jego - pośrednio - inspiracji). Później - już w sposób oficjalnie zakontraktowany przez parafię z dwuletnim wyprzedzeniem - przyjechał i prowadził kilkudniowe rekolekcje adwentowe. Proboszczowie też ufali mojemu nosowi (zmysłowi) duszpastersko-kościelno-wspólnotowemu i powierzali mi wynajdowanie najlepszych rekolekcjonistów (zwłaszcza dla młodzieży, studentów i młodych pracujących, z czasem mieliśmy bogactwo dwóch tur rekolekcji młodzieżowych; pączkowały wraz z naszą wspólnotową pracą). Jestem w tym sensie człowiekiem kościoła (posoborowego).
W Strachówce też, za Antoniego proboszcza, doszło w ten sposób do "Rekolekcji Norwidowskich" siostry Aliny Merdas RSCJ (2003), a wcześniej - za pośrednictwem Andrzeja Madeja - do wyboru ojca Stanisława Grzybka dla przeprowadzenia "Misji 50-Lecia".

Paranoja społeczna niszczy naszą gminę. Szkołę i parafię w jakimś stopniu także. Vota wdzięczności przed Jezusem z Nazaretu pod postacią eucharystyczną w tabernakulum świadczą o wielkich rzeczach, których Bóg dokonał pośród nas, a ten, który je przyniósł do parafialnego kościoła "sieje nienawiść." W szkole "sieję nienawiść" jako katecheta, no i w samej nazwie Rzeczpospolita (tzn. wspólna) Norwidowska i słowach motta z Norwida "kto pracował na miłość, ten potem z miłością pracować będzie, to jest szczęściem prawdziwym, tutaj innego szczęścia nie masz". Trudno chyba o większego bluźniercę, "siewcę nienawiści", albo o większą paranoję społeczną!

Przypominam, nagłaśniam sprawy, które niszczą wspólnotę lokalną, bo żyć w takiej paranoi się nie da. Nie wolno jej przemilczać! Spytajcie psychiatrów, psychologów społecznych, socjologów, antropologów kultury, pedagogów... egzorcystów?
To nie dotyczy tylko anonimów i tchórzy, którzy dalej chcieliby zakulisowo wpływać i formować opinię gminną (jak marksistowska propaganda w czasach PRL), ale WSZYSTKICH mieszkańców. Najwięcej szkód ten stan ("tymiński") przynosi w dziedzinie wychowawczej. To cud, że w takim otoczeniu szkoła mogła odnieść tak wielkie sukcesy i nadal tworzy nowoczesne programy, projekty, działania - stwarzając dzieciom i młodzieży najlepsze szanse na rozwój i sukces życiowy we współczesnym świecie, z biegłą znajomością jego realiów i wyzwań.
Nie można jednocześnie być nowoczesnym i robić "taką wiochę."

Co z tą śmiercią - w końcu od niej zacząłem! Na śmierć zapomniałem? Nie, nie. Tego się nie zapomina. Wpadłem na nią szukając antidotum (szczepionki?) na truciznę szeptanej judaszowej propagandy. Znalazłem miłość - tak w życiu, jak i w śmierci. Głupio cytować własne wiersze. Ko chce, zajrzy. Odkrycia młodego człowieka, jakim wtedy byłem, są jednak zbyt cenne, żeby milczeć. Wtedy przeżyłem, zapisałem. Dziś dopiero zrozumiałem.
Że w przeżyciach pod wpływem śmierci kogoś bliskiego objawia się miłość!!
Że nawet gdy ktoś jest zimny jak głaz, lub gdy komuś serce stwardnieje jak kamień, to śmierć może te głazy i kamienie skruszyć. Gdzie życie nie może, tam śmierć pośle. Śmierć daje głębię przeżyć, o jakiej nam się wcześniej nie śniło (pewnie poza miłością). Ból i głębię. Głębia i ból. Ale chyba właśnie dlatego, że wiąże się z miłością. Śmierć miłość odsłania. "Raz się to w życiu zdarza". Oby raz.
"Chcę szansę powiększyć modlitwą / by lekarz unieważnił mój strach". Modlitwa jest aktem miłości.

"cały dom
cały świat
stoją nad szparą
która w mgnieniu oka
otworzyła się w sercu
jego
moim
(nas)
i miała już pozostać
(31 marca 1982)".

W wierszach są rewelacje. Ta szpara pozostała. Uwrażliwia serce, rozum, całego mnie.

Mam kulturową propozycję dla świata - spotkań, na których dzieli się miłością, która się nam objawiła w śmierci kogoś bliskiego. Nie wspomnień, te pewnie dość często się zdarzają.
DIELENIA SIĘ TYLKO MIŁOŚCIĄ, SAMĄ MIŁOŚCIĄ, KTÓRA ZOSTAŁA NAM OBJAWIONA WRAZ ZE ŚMIERCIĄ.
Wiadomo, że za życia relacje także w rodzinie bywają różne. Te różne zostawmy na inne okazje. Moja propozycja dotyczy tylko objawienia tego, co jest naszą miłością do osoby zmarłej. W niej mogą być elementy miłości wiecznej. Są na pewno.

PS.
Nie zaznał życia, kto nie opublikował posta na blogu. Napisać prawdę łatwiej niż opublikować. Wiem więcej, jak niektórym to nie na serce, ani rękę. Ale milczeń nie mogę. NIE WOLNO. To jest wrzód, choroba, która zniszczy nas - nie poddana leczeniu. Trzeba nazwać, zdiagnozować, żeby leczyć. Okrągły lub kwadratowy stół gminny by nam źle nie zrobił.
Nie zazna życia, kto nie dotknie dna siebie samego. Kto nie zawierzy szczerości, aż po przejrzystość, która najgłębsze uzasadnienie ma... w Objawieniu Boga Samego (prawdy, która nie może być nieodkryta).
"Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" - to był ulubiony cytat z Ewangelii o Dobrej Nowinie Jana Pała II.
Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego. To dziwne uczucie, odkrywać, że prawda jest też na swój sposób wszechmogąca. Że do prawdy można zbliżać się na kolanach. Ją adorować. W niej i dla niej być zarazem w was i dla was. Za życia i po śmierci. W miłości przez duże "M".

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Myślenie stoi przed działaniem

Lepiej, żeby wartko płynęło, ale nie doczekaliśmy się jeszcze tego etapu rozwoju kultury światowej. Upłynęło dużo czasu od śmierci świętego Jana z wyspy Patmos - który to rozumiał do cna - ale nie świętujemy tych rocznic. A szkoda.

"Na początku było Słowo" - napisał Jan. Stwierdził tylko to, co było, co jest i co będzie zawsze regułą i mądrością. Zawsze na początku jest słowo, koncepcja, myślenie. Potem idzie reszta. Trzeba stanąć i pomyśleć, żeby pójść dalej. Trzeba się narodzić dla realnego i w realnym świecie. Najpierw jest myślenie. Koncepcja (jej przeciwieństwem jest anty-koncepcja). Niestety są powody, by nazwać nasze czasy czasami anty-koncepcji. Biologicznej? Logicznej? Kosmologicznej? Jeszcze jakiejś? W miejsce koncepcji che się wprowadzić przypadek, albo do-wolność (wolność człowieka ponad prawa natury).

Na razie w świecie człowieka ta sama reguła i mądrość, to samo prawo jest u źródeł naszych stowarzyszeń, gmin, państw i relacji między państwami. Także w małżeństwie i rodzinie (zakochanie? - małżeństwa jest tylko pre-ambułą). Słowo jest wyznaniem, nazwaniem i zobowiązaniem. Kto na początku nie chce wypowiedzieć słowa jest partnerem nie wiary-godnym. Wiara i rozum także na tym polu zawsze orzą razem. Powinny! Jeśli tak nie jest - dochodzi do tragedii. Nieporozumienia to najlżejszy wymiar kary w bez-sensownych działaniach. Słowo, koncepcja, myślenie prowadzą do sensu. Ich brak??

W stowarzyszeniach, gminach, państwach i jakichkolwiek legalnych organizacjach u podstaw są statuty, konstytucje, ustawy, regulaminy, wartości, cele, procedury... Bez nich organizacje są uzurpatorami prowadzącymi wcześniej lub później do tragedii. Zło nie śpi. Czyha na przemądrzałych głupków, którzy chcą działać bez wypowiedzenia Słowa. Bez myślenia, albo z utajnionym myśleniem. Są par excellence oszustami. Są wyznawcami zła, albo wprost synami Złego. Komunizm światowy i jego upadek przed 22 latami jest jednym z ostatnich tego przykładów.

Dobro się nigdy nie ukrywa. Nie po to jest, by pod korcem stało. Naturą Najwyższego Dobra jest Objawianie. By w jasności stanąć i być dla wszystkich. Z nim tylko można iść przez globalne i kosmiczne ciemności losu.

Za nami jest 45 lat systemu reglamentowanego intelektu i anty-inteligenckiej polityki. Myślenie miało zaniknąć całkowicie na rzecz pełnego posłuszeństwa partii proletariacko-chłopskiej (z nazwy). Należeli do niej także generałowie, ale nawet generalicja nie była już wtedy inteligencją. Wszystko prawie było wynaturzone. Ślubując Partii wyrzekali się "zawstydzającego" przymiotu gatunkowego rozumności i wolności osobowej. Rządziły masy. Raczej ciemne masy. Formowały one dwa pokolenia. Nie formowały myślenia. Wprost przeciwnie, bardzo dbały, aby się nie rozwinęło. Starali się, jak mogli, zwalczyć także w człowieku instynkt wolności. Dawny ustrój szedł na całość - przeczył Bogu i wolnej osobie człowieka. W ogóle - osobie. Wyrugował Boga, osobę i sumienie zarówno z teorii, jak i z działania. Masy (partyjne) rządziły za pomocą kija (siły - MO, SB, ORMO) i propagandy. Przysłowiowe marchewki nie były w użyciu, a te uprawiane przez rolników były kontraktowane i wywożone do bratnich narodów Związku Radzieckiego (ZSRR - Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich). Trzeba przypominać fakty, założenia, a nawet nazwy tamtego ustroju (PRL), bo się łapię na tym, że tłumacząc dzieciom realia filmu Kogel-mogel (1988), używam niezrozumiałych pojęć. - Widzisz? Pan profesor jeździ małym fiatem, a prywaciarz zachodnim samochodem. - Połapałem się i zacząłem wyjaśniać wyjaśnienia - Zachodem nazywało się wtedy wszystko, co było po drugiej stronie żelaznej kurtyny, my byliśmy Wschodem, a prywaciarz to...

Musimy chyba w szkołach zacząć na poważnie uczyć historii najnowszej, bo chyba nieświadomie masakrujemy młode umysły. Wyalienowujemy - inne pojęcie z marksistowskiego języka PRL. Zacznijmy od języka polskiego z czasów PRL. TO NIE BYŁ JĘZYK POLSKI, TO BYŁ JĘZYK MARKSISTOWSKI. A WŁAŚCIWIE NIBY-MOWA O NIBY RZECZYWISTOŚCI. W sumie - mało śmieszne. Tragiczne i niestety mało uświadamiane po 22 latach transformacji ustrojowej. Propaganda jest anty-myśleniem, bo buduje na elementach niejawnych. Jej założeniem i strategią jest osiągać (narzucić) swoje cele manipulując prawdziwymi i nieprawdziwymi stwierdzeniami i przemilczeniami.

W Strachówce mieliśmy dodatkowo, już w Polsce samorządowej, 16 lat rządów anty-inteligenckiego wójta. Wnioski nasuwają się same. Długo chyba będziemy czekać na normalizację nienormalnej sytuacji (nie tylko na płaszczyźnie polityki), której można nadać symboliczne imię i oblicze "Stan Tymiński". Z tego stanu nie wychodzi się bez bólu i fundamentalnych sporów. Nie wolno pominąć, przeskoczyć nauki o prawdziwym realizmie. Musimy się od podstaw uczyć prawdziwego realizmu! Słowo po słowie. Zdanie po zdaniu. Pojęcie po pojęciu. Koncepcja po koncepcji. Przyczyna - skutek. Skutek po przyczynie! Żeby wyjść z niby rzeczywistości po-marksistowskiego (po-peerelowskiego) niby realizmu.

Zdaję sobie sprawę, że moje rozważania dotyczą całej Polski i połowy Europy, a nie tylko gminy Strachówka. To, że piszę w prasie lokalnej nie znaczy, że o lokalnych problemach. Publikuję jednak przede wszystkim w Internecie, medium najbardziej światowym ze wszystkich. Globalnym! O zagadnieniach uniwersalnych. Należę wszak do wyklętej w PRL i dotąd nie zrehabilitowanej grupy inteligenckiej (nie wiem jak wielkiej, ale bardzo, potwornie(!) ważnej w każdym normalnym społeczeństwie). Bez inteligencji nie może być żadnego rozwoju, ani postępu. Bo myślenie musi iść przed każdym działaniem.
Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj bardziej powinienem być w Brukseli niż pisać w Strachówce. Znam swoją wartość. Niczym diament wdeptany w błoto, a może jeszcze bardziej w rękach szklarza. He, he, he ;)

Ale przecież w społeczeństwie obywatelskim, w społeczeństwie informacyjnym (w epoce(!) ICT, cywilizacji informacyjnej), w czasach i w kraju, które ustawowo chce wprowadzić demokrację partycypacyjną, czeka mnie jeszcze wspaniała przyszłość. Jeśli dożyję :(
Nawet następnym Tofflerom nie uda się przewidzieć wszystkiego.

Wielkie musiało być nasze piątkowe spotkanie w Urzędzie Gminy Strachówka, skoro zmusza do myślenia ciągle i ciągle i ciągle. W odpowiednim miejscu i w odpowiedniej godzinie dziejów znalazło się sześć właściwych osób. Parytet nie był zachowany (2 do 4), ale dwa pokolenia, różne doświadczenia życiowe, różny udział w najnowszych dziejach Polski, Europy i świata, różne grupy zawodowe i społeczne (przedsiębiorcy, samorządowcy, nauczyciele, katecheci, politycy samorządowi, przedstawiciele rodzin wielodzietnych, prasa lokalna, ludzie na stanowiskach i zwykli zjadacze chleba) - dały fundament dyskusji mocno zakorzenionej w realnym świecie nas wszystkich (na pewno naszej gminy).

Jeśli coś żyje, to daje znaki życia. Zalążki, kiełki, liście, łodygi, oddech, procesy trawienne, albo ogólnie metabolizm biologiczno-informacyjny (jego główne rezultaty i produkty uboczne). Takie jest życie.
Więc niech anonimowi czytelnicy i nie-anonimowi suflerzy mówią, że sieję nienawiść, a ja będę robił swoje, według programu, który napisało mi życie (Samo Życie), a ja go nie odrzuciłem, nie odwróciłem głowy. Przez całe życie śmiem patrzeć prosto w oczy nie takim jak wy. W oblicze Opatrzności i Przeznaczenia. Już w roku 1979(?) zanim zostałem katechetą, a tym bardziej nim miałem przyjemność zamieszkać z rodziną wśród anonimów napisałem w wierszu -

"jedni mówią szalony
drudzy mówią że głupi
a ja bym chciał na tacy kelnera
miłość wnieść między ludzi

ale mam serce za trwożne
uśmiech zbyt nieśmiały
postawę niegodna
przeszłość nie świetlaną

niech ja wezmę że szalony i głupi
a wy potraficie - a wy resztę zróbcie"

Na naszych oczach realizuje się otwarte społeczeństwo informacyjne. Mieliśmy spotkanie z Profesorem Harvardem Mikołajem Piskorskim, wybitnym znawcą portali społecznościowych i ich wszelakich oddziaływań na zachowania i działalność ludzi. W trakcie spotkania łączyliśmy się z naszym absolwentem-studentem Uniwersytetu w Glasgow. Nie brakuje nam rozumienia dzisiejszego świata i technologii. Z udziałem Internetu zrodziła się korespondencja uczniów i nas z Ameryką. Mamy nadzieję na jej rozwój i rozliczne życiowe odgałęzienia. Na naszych oczach rodzi się nowy świat. Na "naszych uszach" rodzi się nowy język przekazywania Ewangelii.
W ostatnich dniach jestem pod wrażeniem lawinowo rosnącej liczby znajomych na Facebooku z kręgu dojrzałych osób, ludzi konsekrowanych z Polski i świata. Na naszych oczach (także "fejsbukowych") rodzą się w ten sposób nowe (gminne i globalne zarazem) elity. Dziwić to może tylko ludzi stojących z tyłu za swoimi czasami, często bez ich winy, czasem z wielką winą.
Kolejny raz jesteśmy w czołówce zmian (JPII, Solidarność, I Kadencja Samorządnej Polski, przejęcie oświaty, komputeryzacja Urzędu Gminy, Gminne Spotkania Oświatowe 1991-94, Szkoła z Klasą, Socrates-Comenius, Rzeczpospolita Norwidowska, Ocenianie Kształtujące, SUS - Szkoła Ucząca Się, Vademecum, program partycypacji publicznej "Decydujmy Razem", program LIDERZY Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, warsztaty "Making the change happen" z naciskiem na AI- Appreciative Inquiry, osobiste blogi "Osobny świat", "Wieśniak Jasiek w Europie", "Pamiętnik warszawskiego licealisty", "Czas poznania", "Caritas-Murzasichle", "Wóz Drzymały", "Mimochodem" i masę innych. Za nami poszli inni: SPS, KGW itd. To też nie powinno dziwić - chrześcijanie mogą być au courant nie tylko z duchem czasu, ale z samym Duchem Świętym :)

PS.
Więc do roboty. Każdy według swojego powołania i możliwości. Kochane anonimy, możecie mi zorganizować wieczór autorski - będziemy mogli się lepiej poznać :)

niedziela, 29 stycznia 2012

Roz-liczenie dobra (i po trochu zła)

Przede wszystkim chcę nazwać dobro. Tylko dobro zbawia. Ale zbawia od zła. Nie da się nie wspomnieć o złu, czyli grzechu. Poznacie zbawienie przez odpuszczenie grzechów. Trzeba roz-liczyć każde dobro i zło.

Dlaczego snuję takie (katechetyczne) rozważania? Jako ciąg dalszy wczorajszego posta. Jestem w nieustannym z wami dialogu. Kim jest ten świat, który nazywam "z wami"? To, na inną okazję, choć zakładam, ze się rozumiemy.
Dziwaczny trochę jest ten dialog, jak nasze życie w gminie i w Polsce 2012. Są nieliczni, którzy coś mówią, bo intensywnie próbują zrozumieć rzeczywistość swojego życia. I jest przytłaczająca większość, która milczy publicznie, być może mówiąc w jakichś małych gronach. Dlaczego milczą? Nie tak znowu tajemnicze powody wielkiego milczenia rodaków są składową moich rozmyślań. W czasie głośnych manifestacji w sprawie NON-Acta (NIE-Działania?) takie pytania nabierają podwójnego znaczenia.

Snuję, snuć muszę z racji wykształcenia i wykonywanego zawodu, oraz życiorysu. Snując - daję obraz człowieka z pewnego znaczącego bardzo pokolenia w oceanie innych ludzi, innych pokoleń.
Snując - chcę znaleźć nić wspólną, która przeplata wszystkie pokolenia. Nawet w czasach postrzępionej materii historii, znaczeń i sumień.

Jak mi się wydaje, nasza cywilizacja jest wyznaczona rozumieniem "dobrego i złego." To jest podstawowe rozróżnienie, które tworzy nasze życie. Na poziomie ludowym i uniwersalnym (akademickim).

Tę podstawową miarę należy przykładać do naszego sporu (sporu wszystkich sporów), również do wczorajszego posta. Próbuję roz-liczyć dobro i zło. Dobro, by owocowało. Zło, by rozpoznane, zostało odrzucone i już nie szkodziło (niszczyło) więcej.
To, co napisałem i co robię ciągle, nie jest nauką akademicką. Jest moim autorskim obrazem zdarzeń i spraw. Autorskim, to nie znaczy, że wolnym od zasad, wymyślonym. Jestem autorem jakoś wykształconym, z jakimś doświadczeniem, z talentami od Boga i natury. Jestem autorem z krwi i kości, nie z soli i roli. Jako autor jestem ukształtowany przez to wszystko, co w sposób wolny, świadomy (osobowy) poznałem, przemyślałem, przyjąłem, uznałem. Jestem też ciągle sam kształtowany przez innych, których uważam za swoich mistrzów i przez kochane(ych) przeze mnie w sposób wolny i świadomy autorytety.

Pokazywanie swoich mistrzów i autorytetów i gotowość rozmawiania o nich. Czy, m.in., nie na tym polega miłość? A nie na gołosłownych deklaracjach? Ten rodzaj obawiania także wiele o nas mówi. O każdym!

Między Niebem i Ziemią (TVP1) - wtrąca swoje trzy ewangeliczne grosze w proces pisania tego posta - o szukaniu nowego języka w kościele. Językiem Ewangelii nie jest podlizywanie się młodzieży lub zwolennikom prezesa jakiejś partii, ale zdarzenia. Ewangelię przekazuje się wydarzeniami (o. Jan Góra). Skończyło się przekazywanie wiary językiem teologii - zdaje sobie z tego sprawę także papież B16. Mówi o tym w programie red. Marka Zająca o.Jan i biskup Grzegorz Ryś. Dzielę się tym telewizyjnym wydarzeniem z siostrą Tadeusz Heleną z Kamerunu, która właśnie zaakceptowała mnie (my request) na Facebooku. Facebook jest także miejscem wydarzeń spotkania z drugim człowiekiem, o ile ten drugi nie kryje się za maskami i półsłówkami półprawd. O ile rozumie coś z epifanii twarzy (face=twarz, oblicze). Dzielę się swoją szaloną radością w tym zamkniętym gminnym i bardzo polskim (po PRL) świecie. Jan Góra (poznałem w Taize w 1979 lub 1980) zapowiada na koniec Lednicę. Tematem będzie miłosierdzie. Uczestnicy dostaną "dzienniczek" a la siostra Faustyna święta Kowalska. Ale - broń Boże - bez dewocyjnej okładki. Religia jest życiem, nie pobożnym ględzeniem.

Moje pisanie też jest życiem - biegam po każdym zdaniu do pieca, jednego, drugiego lub trzeciego i walczę o każdy stopień w skali Celsjusza. I o każdą myśl, która do mnie przychodzi. Biada mi, gdybym ich nie zapisał. I jakaś bia(e)da wam, gdybyście nie poznali tego fragmentu prawdy o świecie (swoim!! - w jakiejś mierze - świecie). Wszyscyśmy w tej samej sieci, o ile daliśmy się w nią złapać. W sieć Boga osobowego, Prawdy, Drogi i Życia. Prawdy Osobowej.

Ja szukam prawdy i się nią szczerze dzielę - a wy mówicie, że nienawiść sieję. To nie może być równocześnie prawdą. Te dwa sformułowania nie mogą być jednocześnie prawdziwe!

Właśnie to, co powoduje, że nie mogą (nie są) jednocześnie prawdziwe - jest najważniejsze w tym sporze. Sporze sporów. To coś, sięga samego dna podziałów.
Nasz spór sięga podstaw naszej etyki, tego, jak definiujemy dobro i zło. I oczywiście podstaw naszego realizmu.
Żeby rozmawiać o dobru i złu w życiu naszej tzw. wspólnoty lokalnej nie trzeba mieć akademickiego wykształcenia. Bo inaczej nie moglibyśmy w większości przyjąć chrztu, ani pozostałych sakramentów. To nie jest teologia - to nasze życie. Rozejrzyjmy się po naszym świecie, 99% mieszkańców przyjmuje księdza po kolędzie i mówi o sobie, że jest osobą wierzącą. Wiara to nie teoria. Wiara i rozum zawsze muszą iść w parze - od opublikowania encykliki "ukochanego" Jana Pawła II zostało to wpisane w kanon prawd wiary (rozumnej), nie tylko dewocyjnej. Twarda jest moja mowa. Musi, bom homo sapiens sapiens. Katecheta!

Miałem ostatnio wiele notatek, które przepadły - nie będę opisywał męki z naszym połączeniem internetowym. Coś się porobiło.
Ale gdybym miał wszystkie notatki i te i inne i dowolnie je tasował i układał i tak wynik zawsze wyjdzie ten sam. Całe moje życie cięte i tasowane według dat, wydarzeń, miejsc, spotkań i osób itd. i składane w całość - da ten sam wynik. Nie wiedziałem dotąd (do dzisiaj?), choć może przeczuwałem, że tak jest. Znam łacińską sentencję "ens et verum convertuntur", czyli, że to, co istnieje, jest przeniknięte prawdą. Są zamienne. Chcę, żeby były też zamienne z moim blogiem :)
Mogę podstawić pod ens mój byt osobowy (moje życie) a pod verum sens życia (prawie zamknięta prawdę o czyimś życiu, o jego CAŁOŚCI). Wydarzenia całego mojego życia zbiegają się (konwertują) w ostatecznym sensie. W tym leży też tajemnica tożsamości. Jestem gatunkowo, istotowo, fizycznie i psychologicznie itd. ten sam. Po drodze trzeba oczywiście trochę pobłądzić, nieustannie szukać, pytać, podejmować małe i wielkie decyzje i być zdecydowanym ponosić całkowitą za nie odpowiedzialność. Czyli, w skrócie, być dojrzałą osobą.

Nie wymyślam siebie i nie ułożyłem swojego życiorysu, żeby drażnić kilku anonimowych mieszkańców mojej kochanej gminy. Życiorys się pisze sam, z niewielką naszą ingerencją. Nie piszę - żeby anonimów obrażać. Takie myślenie mnie obraża.
Żyję, żeby osiągnąć pełnię. Pełnię Osobową. Jestem człowiekiem zbawionym przez życie, działalność, słowa, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu.
Jeśli miałbym się czymś kierować w pisaniu, to jedynie najwyższymi celami, na przykład Nagrodą Nobla, a nie kilkoma anonimowymi mieszkańcami mojej gminy Strachówki. He, he!

Zamknięty w ścianach domu bywam w-niebo-brany. Zrobię parę kroków, od ściany do ściany, od stołu do okna i z powrotem. Rzucam okiem za okno. Lubię to, co widzę. Miewam i inne przyjemności: zakazane jedzenie, zalecane spanie i ukochane pisanie. W cudownym towarzystwie! Pieśń je/ją/ich opisuje. Nawet przodków na ścianie. Jakże się zdziwiłem, że szukając adresu strony z tekstem tej pieśni w Internecie zostałem skierowany do własnego posta sprzed roku. A "któż by się spodziewała po łotrze, że" wszędzie go pełno." Że już się zobiektywizował i basta. W piosence Maryli Rodowicz jest "że coś z prawdy do niego dotrze". Dotarło! To nie ja mam problem być au courant z piosenkami o życiu, tylko moja Strachóweczka. Tak się tutaj mówi - Kapaonka, Ołdaczka, Łapeczka, taki folklor :)

I w niebo jest się branym, nie wiesz kiedy i jak. To przychodzi, jak adwent. I błogosławiony jest zawsze ten, kto przychodzi w imię "pańskie". A ja całe życie żegnam się w imię pańskie i uczę tego dzieci. "W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego." Jakby tego wyznania było mało, dodaję jeszcze "niech tak się stanie na pewno. Amen". Wiara rozumna jest wniebowzięciem za życia. I nie trzeba się odrywać od swego życia. Przeciwnie, trzeba je właśnie zamieszkać. Homo sum, humani nihil.... Nie da się wniebowstąpić bez pełnego wcielenia-zamieszkania. Tylko w świecie myślącej osoby jest niebo. I dla niej. Nie domyślajcie się teologicznej dwuznaczności. Skazują się na piekło ci, którzy tak myślą. Kto dopyta, ochoczo dopowiem.

PS.
Zdjęcie górne pożyczyłem sobie z wczorajszego wyjazdu "Decydujmy Razem" ze Strachówki, pod wodzą rzutkiego organizatora animatora gminnego i dyrektorki z RzN w jednej osobie. Biblijna "Dzielna niewiasta" nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Grażynie pogratulować. W Strachóweczce o to trudno.
Zdjęcie drugie przekonuje, że i za oknem dzieją się u nas ciekawe rzeczy. Przyszły w nocy dziki i zryły nam połowę ogrodu. Do dzików nie mam żalu :)

sobota, 28 stycznia 2012

Jaka przyszłość - jakie myślenie (raczej odwrotnie)

Ciągnie się we mnie wczorajsze spotkanie. W nocy i w dzień. Dymią emocje. Rozum obraca argumenty, wspomnienia, fakty i słowa w te i wewte. Zdam trochę sprawę, choć długo, z tego, co we mnie trwa po. Wyszedłem poobijany. Bo chociaż ustaliliśmy termin nowego początku, to... przecież się to wszystko dzieje nie w jakiejś gminie w Polsce powiatowej, ale w mojej gminie, z którą się przed laty zrosłem na śmierć i życie - bólem, nadzieją, wielkością historii i wydarzeń z lat Solidarności, I Kadencji Samorządu i Norwidowego zachwycenia, upokorzeniami, lekceważeniem, niezrozumieniem, pogardą.
Znów z ofiary robią przestępcę. Jak przed laty. Skąd my to znamy? Nie tylko to. Także zamiłowanie do "grubej kreski" i pomieszanie zatwardziałości lub nijakości z patriotyzmem, korzyści własnych, lojalności wobec kogoś na stanowisku z przyjaźnią, układy rodzinne z braterstwem duchowym itd.

Pomieszanie pojęć i odwrócenie znaczeń jest dla grupki osób w naszej gminie (nie tylko) codziennością. Jest widać ich życiem. Przykładem jest wczoraj, dziś i jutro. Dzisiaj pojechało z Grażyna 17 osób do ludzi, których gdy zobaczyłem przed laty w telewizji, szczęka mi opadła i od zaraz chciałem widzieć, gościć w Strachówce. Łączy nas miłość do chleba. Może pomogą nam zrozumieć i lepiej promować nasz produkt - Chleb Norwidowski.
Dziś pojechało 17 osób. Bywały wyjazdy, gdy na liście było 50 mieszkańców Strachówki. Jeździliśmy pielgrzymkowo, turystycznie i szkoleniowo. Rzadko wracał ktoś niezadowolony. To tylko procent Grażyny działalności.

A potem ktoś przyjdzie do kogoś, ucho mu zakropli trucizną, xero przyniesie, uprzejmie doniesie na bliźniego swego i... I co? Świat się od intencji donosicieli zmienia? Nie. Świat jest ten sam. Dobry. Dobrych ludzi. Nie można głosić teorii pseudo-politologicznych pod wpływem donosicieli. To jest niesmaczne i wstyd.

Jeszcze większy wstyd, gdy trzeba mówić o grobach powstańców w Kątach Wielgich i Boruczy. Tego dotyczył tytuł posta sprzed trzech dni (25.stycznia). Na szczęście są groby. Kombatanci we współpracy z istniejącą jeszcze wtedy szkołą w Kątach Wielgich i starosta Konrad Rytel zainicjowali świętowanie polskiej pamięci i patriotyzmu pod koniec marca (rocznica potyczki, w której zginęli). Stały się ważnym miejscem dla powiatu i gminy (w takiej kolejności). Teraz, z inicjatywy Piotra Orzechowskiego (najpierw jako przewodniczącego Rady Gminy, teraz wójta) doszedł również gminny zwyczaj "ogniska" pamięci w rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego.
Przy okazji jest przypominany fakt, że na grobach podczas okupacji składali przyrzeczenie żołnierze Armii Krajowej.

Czy myślicie, że gdybyśmy wiedzieli o grobach w czasie Solidarności, to byśmy ich nie czcili i na nich nie ślubowali? - To nic nie zrozumieliście. To wcale mnie nie znacie.

Na grobach, w początkach powiatowych uroczystości rocznicowych i kształtowania postaw i edukacji patriotycznej otrzymałem z rąk starosty wraz z przyjaciółmi m.in. Krzysztofem Kalinowskim i Adamem Balą medal Rady Pamięci Walk i Męczeństwa. Legitymacja ma numer 14027 i imieninową datę 19.3.2004.

Tytuł tamtego posta nawiązuje do sytuacji powstańców, który przeżyli walki, a nawet tych, którzy wracali z zesłania na Syberię. Nie byli noszeni na rękach. Represje zrobiły swoje. Na tę tematykę zwróciła mi uwagę dr Zofia Dambek. Niewiele na razie znalazłem w Internecie, będę szukał. Ale już to, co znalazłem, wzmaga myślenie. W programie olimpiady z języka polskiego były kiedyś takie zagadnienia:
- powstanie styczniowe jako przeżycie pokoleniowe; powstanie jako sacrum, powstanie jako trauma; powstanie jako ofiara i całopalenie; powstanie jako misja; powstanie jako prefiguracja i spełnienie polskiego losu; powstanie jako próba odwrócenia historycznej karty; spór o powstanie a „sprawa polska”; psychiczna kondycja społeczeństwa niesuwerennego: syndrom anomii (rozbicie więzi społecznych), syndrom oblężonej twierdzy (konserwowania przeszłości); podwójna moralność wobec „swoich” i wobec „obcych”; pozytywistyczny projekt przetrwania czasów niewoli; propagowanie jawności; stosunek pozytywistów do działań nielegalnych; zwalczanie podwójnej moralności; nieporozumienia wokół tego programu.

Było o czym myśleć, pisać, mówić po powstaniu styczniowym. A po Powstaniu Solidarnościowym? A po 16 latach Łapki? O tych, którzy próbują przemilczeć temat Powstania Solidarnościowego (nawet z pomocą Powstania Styczniowego) można zastosować zwroty z innego tekstu zmagającego się z trudnym tematem sławy i infamii po II Wojnie Światowej i po PRL - "Kojarzy się nie tyle ze zdradą zasadniczych wartości, ile z brakiem cnót cywilnych i dobrego gustu." Bo my w 1980/81 roku "wzięliśmy na siebie reprezentowanie kultury polskiej... [i ciągłości wolnościowych pragnień i tradycji patriotycznych]".

Dzisiaj anonimowi tchórze i "kolaboranci" chcą, abym ucichł i nie opowiadał patriotycznych historii! NIE! Ja należę do powstańczej tradycji. 14 grudnia 1981 roku śpiewaliśmy na przekór stanu wojennego "Nigdy z królami nie będziem w aliansach, nigdy przed mocą nie ugniemy szyi...".

Kim są ci, wobec których mam zamilknąć? Co zrobili dla gminy i dla Polski?

Nie ucichnę i nie potrzebuję waszego pozwolenia do pisania! Przeciwnie - oczekuję szacunku i oficjalnego "zrehabilitowania" mnie i całego ruchu Solidarności RI w naszej gminie! Żeby wypowiadane słowa i oficjalne działania organów samorządowych w mojej gminie były w zgodzie z faktami i z duchem Polski. Żebyśmy nie żyli w dwóch gminach, z dwoma wizjami Polski, patriotyzmu, demokracji i całej przyszłości.

Normalną rzeczą jest, że ktoś powie o mnie "wspaniały człowiek, duży umysł, charyzmatyczny katecheta", a inny, że "jestem świnią, oczerniam ludzi i gorszę". De gustibus non est disputandum. O gustach nie dyskutują rozumni ludzie. O faktach? Tak. Głupi, niestety, rozwodzą się o gustach, przemilczając fakty.

Mistrz kłamliwej propagandy ma zagorzałych wyznawców i może chodzić po gminie z podniesioną głową. Przegrany wójt-satrapa może nawet wejść na sesję Rady Gminy i pouczać obecnych. Ironia historii! Ironia losu! To może by tak jeszcze zainscenizować powtórkę stanu wojennego? Dopiero mogliby niektórzy sobie poużywać! To był przecież raj dla donosicieli i ludzi bez charakteru. Czy tego też nie wolno dzisiaj w mojej gminie powiedzieć?
Cztery kadencje (legalnie) samorządowe to szmat czasu, cała epoka. Rządził człowiek, który wcielał system zwany wójto-kracją (szukajcie śladów w Internecie). On i jego ekipy wykluczyły mnie z życia publicznego. Przetrwałem w szkole najpierw dzięki Adamowi, potem Emili i w obecnej Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Tego nie chcą słyszeć jego sympatycy, "spadkobiercy" i cyniczni gracze (chcą przejąć schedę) chcą swój pogląd i ocenę narzucić za plecami, anonimowo wszystkim intrygując w ramach istniejących instytucji i pozostałości po swoim przywódcy. MAM PRAWO DO SWOICH OCEN - wy macie swoje prawa i nikt wam ich nie zabiera.
Co się nie udało Łapce, dzisiaj chcą dokończyć cudzymi rękami. Przetrwałem Łapkę, dzisiaj (tzn. po 5 grudnia 2010) czekałem na słowa prawdy, na rehabilitację, ale gdzie tam. Więc, aż żyć mi się tu nie chce (nb. olimp.jp).
Gotowi są zniszczyć człowieka, w jakiś sposób zabić, ale nie chcą słyszeć nawet słowa o swojej odpowiedzialności za 16 lat piekła dla innych. Nie chcą też, by ofiara sama opowiedziała swoją historię. Czy chodzi im tylko o samopoczucie? Chyba to byłoby zbyt mało. Nie można chyba być aż tak infantylnym, cynicznym? Chodzi im zawsze o władzę, pieniądze i oznaki poważania wśród sąsiadów (poklask).

Prawda ma w ich gminie, Polsce, świecie milczeć. Ach, jak chcieliby prawdy zakazać. "Zdrada" ich dotyka do żywego, są OBURZENI. Jest ich niewielu, ale chcieliby rządzić całością. Ich opinie są szeptane, tu i tam, powtarzane w koło, by zabić jeszcze raz swoich przeciwników. Rzadziej prawda się przebije, niż promień Słońca w grudniu? Mimo, że publiczna? Jeśli tak jest, to tylko dzięki propagandzie. Widocznie mają dostęp do właściwego ucha. I tyle tylko niech będzie ich satysfakcji, ich racji i ich przyszłości. Zwycięży normalność. Czego misjonarz, patriota, katecheta, dobry człowiek... nie dokona za życia, dokończą jego kości w grobie.

Ten, który zatrzymał gminę w rozwoju, a wepchnął w stan cywilizacyjnego zastoju, mnie wykluczył, Grażynę chciał zastopować w służbie i karierze nauczycielskiej, szkołę chciał zniszczyć... dzisiaj chciałby z pomocą swoich sympatyków i spadkobierców wyznaczać poziom myślenia i przyszłość gminy! Ten numer nie przejdzie. Inna już epoka, choć część ludzi tych samych. Możecie sobie o mnie gadać - oczywiście anonimowo i za plecami - co chcecie, nastaje czas demokracji partycypacyjnej. Kto chce brać udział w życiu wspólnoty pod własnym imieniem i obliczem, ma miejsce gwarantowane ustawami.

Nikt nie może być prorokiem we własnej wsi i gminie. Wolą Barabaszy. Rozumiem, ale i tak boli. Mnie wykluczyli, na nas nastawali i nastają, hakera nasłali, anonimami do prokuratury szczują! Ale ustalili między sobą (za swoim przywódcą), że to ja mam być tym "niedobrym". Tak ma wyglądać poprawność polityczna w gminie.
Inne paradoksy? Proszę bardz0 - naszymi osiągnięciami szczyci się gmina, za Rzeczpospolitą Norwidowską nagrody przyznają - ale to my (według obowiązującej propagandy) źli jesteśmy!!!
A co z tradycyjnym (i sprawdzonym przez wieki) myśleniem przyczynowo-skutkowym? Jest dobro - są jakieś jego źródła (osobowe) i przyczyny!
Chwalą daleko, blisko zgrzytają zębami. CZY RZĄDZIC MA NAMI PARANOJA? Przecież, jakie myślenie - taka przyszłość! Tylko prawdziwi geniusze mogą wymyślić nowe (systemy) logiki. W każdej dziedzinie działalności publicznej najpierw trzeba zdać egzamin z myślenia. Potem z działania. Wypaczone myślenie zawsze prowadziło do dramatów i tragedii społecznych.

Ciekawe, przed kim się tłumaczę? Przed wysokim sanhedrynem anonimów! Przed zagubionymi Piłatami, którzy pozornie pytają "co to jest prawda?", ale nie próbując nawet zrozumieć odpowiedzi, chwilę potem umywają ręce. Niech tłum ma, czego chce.
Te słowa też pewnie wyciągną donosiciele z lubością, wydrukują, odbiją na ksero. To rutynowa działalność dzisiejszych Judaszów. A niech sobie i komu chcą drukują, kserują, donoszą. To ich sposób na satysfakcję z byle jakiego życia.
Każdy się może nawrócić.

Jeśli o nich piszę, to nie ze względu na nich, ale na tych, którzy im wierzą i się przejmują ich usłużną przysługą.

Gmina jest normalna w swojej większości. Zgniłe są tylko kręgi donosicieli. Te, zazwyczaj albo się tuczą przy władzy, albo są odpędzane. TO JEST ZAGROŻENIE DEMOKRACJI. Donosiciele w pobliżu władzy są bardzo złym znakiem. Z jakim przestajesz, takim się stajesz. Ludowa mądrość to zna. Warto przypomnieć. Byle nie miały pokrycia kolejne porzekadła-przysłowia - "jaki pan, taki kram" i "swój znajdzie swego" itp. Boże broń.

Jak ma nie boleć, kiedy ludzie ważni w gminnym świecie powtarzają niesprawiedliwe głupstwa, jakby mówili o pętaku, który im się plącze pod nogami. A ci, którzy nic nie wiedzą, nic nie rozumieją i nie chcą rozumieć przytakują - tak, tak. I na pewno kadzą.
To nie jest jednak ich kapturowy sąd nad Kapaonem, ale nad 30-stoma latami najnowszej historii. Odreagowują transformację ustrojowo-kulturową?

Czy ja obrażam kogoś, żyjącego na roli? Zajrzyjcie na strony www "Ziarno Solidarności". Postawiłem im pomnik. Mój ojciec ich witał "odwiecznym wyznaniem..." i pisał im wiersze okolicznościowe. Kompromituję katechetów polskich? Zajrzyjcie do "List do papieża". Prawie sakralizuję tę grupę. Przedstawiam w złym świetle Strachówkę? Przeczytajcie "List od Rzeczpospolitej Norwidowskiej do Papieża o Jego błogosławieństwo". Za mój obraz naszej gminy dają odznaczenia. Fakty, fakty, fakty. Słowa, słowa, słowa. Jak można wszystko postawić na głowie?!
"Bo nie poznają się na wielkim mali, pierwej nim zginie" (CKN).

Czy jest się czym przejmować? TAK - skoro to mówią i w kółko powtarzają ważni ludzi w społeczności lokalnej. I skoro cała reszta milczy. Nie płaczcie nade mną, ale nad sobą i nad dziećmi swoimi. Ślepi przewodnicy tłumów. Obłudnicy.
I co? Znów kogoś obraziłem? To za to mnie wyklinacie? Nawet gdybym nie wyśmiał kolejnych anonimów i tak byście robili swoje. Człowiek jest, kim jest, a nie tym, co anonimowo mówi i donosi. Czyny idą za nami -
Za mną? Pragnienia i ideały wyrażone w wierszach, Solidarność, wolność, demokracja, samorządność, 30 lat katechizowania, Rzeczpospolita Norwidowska, jasne poglądy opublikowane wobec całego świata i Kościoła, a przede wszystkim RODZINA.

I po co ja to piszę? Ci, co znają - wiedzą. Anonimów się nie czyta, ani nie słucha. Więc po co? Na świadectwo czasom, ludziom, sobie samemu i wieczności.

Trwają jeszcze ferie. Reklamy w telewizji, reportaże i inne programy zachęcają do wypoczynku w górach, na nartach, w saunach itd. Wszystko nie dla nas. Nic właściwie nie jest dla nas. Dla bankrutów z marginesu społecznego wykluczenia? To także jest kontekst propagandowych igraszek z nami tych, którzy się dobrze mają w gminie.

Anty-demokratycznym anonimom marzy się, żeby nakazać mi administracyjnie milczenia. Zmusić do milczenia działając za plecami, anonimowo, może w cztery oczy i w podobnie skrytych układach.
Demokracja posługuje się innymi środkami - debatą publiczną, dyskusją w mediach, konferencją popularno-naukową w salach Urzędu Gminy lub w świetlicy wiejskiej w remizie OSP. Ta ostatnia organizacja powinna być zainteresowana podobnymi działaniami, nawiązującymi do roku 1918 odzyskania niepodległości przez Polskę i ich powstania w gminie. Wszyscy są ciekawi. Nie ma lepszych i gorszych okresów dla historyka. Każdej prawdy (nie ma innej, jak tylko obiektywna, intersubiektywnie sprawdzalna) trzeba wysłuchać i przyjąć. Najpierw są fakty, potem dopiero idą interpretacje. Wszyscy byliby zadowoleni.
Jest tyle pól i płaszczyzn i wód spokojnych i łąk zielonych i możliwości współdziałania!! Oczywiście tylko z tymi, którzy rozumieją i chcą odbudowywać społeczeństwo obywatelskie demokratycznymi metodami, a nie za pomocą anty-demokratycznego nakazów i zakazów. Kochalibyście mnie, gdybym wam kadził? Kadzidełka są na wolnym rynku, każdy może kupić i kadzić do woli. Osoby kupić nie można - może się rozwijać tylko w środowisku prawdy.

Prawda może się objawić tylko w świetle. Zakulisowo działają tylko anty-chrysty, synowie ciemności. Jak ma łączyć coś, co się ukrywa! Jak was musi uwierać logika! Prawda was parzy, światło oślepia, a zaproszenie do publicznej dyskusji przyprawia pewnie o ból zębów.
Jaką więc przyszłość byście nam zgotowali? Nie ma żadnej przyszłości dla gminy w ciemności, za plecami innych mieszkańców, w braterskich (rodzinnych) układach fałszu i przemilczeń. Tak było przez 45 lat PRL, potem przez 16 lat straconych kadencji samorządowych. Takie myślenie już udowodniło, że niczego nie rozwija i nie ma przyszłości - więc myślmy pozytywnie, że to se ne vrati.

PS.
Nie próbujcie na siłę w każdej sytuacji i do każdego bohatera tej literatury faktu podkładać realne osoby. Tekst ma dawać do myślenia - ludu mój - a nie ferować wyroki. Nie wolno mi tylko nikogo obrażać, ani ubliżać - czego się skutecznie, jak mniemam, wystrzegam.

czwartek, 26 stycznia 2012

Ważne spotkanie i moja Ojczyzna (albo odwrotnie)


Prawdo, Ojczyzno moja
Ty jesteś jak zdrowie
ile Cię cenić trzeba
ten tylko się dowie
kto się w Tobie zakochał
Wiedza nie jest jeszcze prawdą. Zwłaszcza wiedza nabyta w locie, mimochodem, na prędce. Prawda musi w głębi nas, w procesie myślenia (świadomego użycia rozumu), zostać nacechowana osobowo. Nabrać niemalże cech osobowych. Zostać opieczętowana jakimś świadomym podmiotem. A może przyporządkowana jakiemuś strumieniowi świadomości? Prawda nie jest też dogmatem. Dogmat jest spoza obszaru potocznego rozumienia prawdy, choć to może szokować niektórych w pierwszej chwili. Czy w świetle encykliki "Wiara i rozum" może funkcjonować podział na prawdy wiary i prawdy rozumu? Według mnie, nie. Prawda jest niepodzielna, choć jest odkrywana etapami. Prawdę trzeba przyjąć w akcie osobowym. Nie ma osoby, która mogłaby przyjąć całą prawdę, bo każdy człowiek jest ograniczony na wiele sposobów (np. czaso-przestrzennie). Dogmat - to prawda szczególnego rodzaju, na inną okazję.

Wiedzę zdobywamy na różne sposoby. Od dzieciństwa, poprzez etap szkolny, akademicki, cało-zawodowo-życiowy, po śmierć, albo demencję starczą. Źródła wiedzy są zarówno na zewnątrz nas i w nas. Wiedza staje się prawdą w nas i dla nas, gdy przejdzie jakiś proces uwewnętrznienia. Kiedy zejdzie na najgłębszy poziom człowieka-osoby. Adequatio rei et intelectus jeszcze bardziej odpowiada w zwykłym życiu każdego z nas "adequatio" realnej wiedzy i realnego osobowego rozumu w nas, niż "adequtio" abstrakcyjnej "rei" i abstrakcyjnego "intelectus (w ogóle)".

Choć to rozumowanie może się wydawać nazbyt filozoficzne, to chcę zapewnić o jego bardzo praktycznych, życiowych (prywatnych i społecznych) konsekwencjach. Działanie w oparciu o wiedzę często tylko potoczną, "pokątną", "zauszną" i nieokreślonego pochodzenia, rodzić może napięcia, frustracje, a nawet nieodwracalne błędy. To samo działanie w oparciu o prawdę (osobowo przemyślaną, nacechowaną), daje lepsze rezultaty. Możemy je lepiej przewidzieć i lepiej tłumaczyć, przekazywać w zrozumiałej formie, a nawet okazując szacunek (paradoksalnie?) bardziej sobie i innym. Prawda łagodzi obyczaje bardziej niż muzyka i konwenanse. Co nie powinno w końcu dziwić - prawda ma aspekt etyczny. Chodzi o postępowanie osoby, a nie robota. Ratyfikacja prawdy odbywa się przed trybunałem rozumu lub sumienia. Wyćwiczony rozum wspomaga sumienie. Wyostrzone sumienie może skutecznie działać i zastąpić słabo wykształcony rozum.

Bo prawda ma komponent osobowy! Bo musi przejść przez osobowe rozumowanie i akceptację, której towarzyszy uzgodnienie (przyporządkowanie) z systemem wartości istniejących (funkcjonujących w nas) powszechnie i niezależnie od jednego podmiotu. Systemu wartości normalny człowiek nie wymyśla, przyjmuje z zewnątrz, mniej lub bardziej świadomie i krytycznie. Wymyślanie systemu wartości cechuje osobowości patologiczne.

Coraz bardziej chyba widać, że znaczenie lub waga moich postów nie dotyczy lokalnych konfliktów i historii. Są one tylko materią życiową piszącego (przeżywającego, poddającego obróbce rozumnego myślenia) podmiotu.
Chyba w każdym moim poście jest jakaś myśl nowa hermeneutycznie. Zrobię małą próbę wykazania:
- "Życie" przez małą i dużą literę" i "Życie się dzieje... i to we wspólnocie"(26.1.2012)
- "Pokutuje w nas zerwane ogniwo" i "Mam uczestnictwo w sensie. Sens współtworzę." (25.1.2012)
- „osobowa” wizja życia wspólnego" (23.1.2012)

Nie do mnie należy egzegeza własnego bloga.

Każdemu z nas dano kredyt (nieograniczony) do poznania prawdy. Prawda wymaga od homo sapiens pracy intelektualnej - co do tego pełna zgoda. Nie każdy chce ją wykonać, więc prawda nie jest w powszechnym obiegu między nami. Być może jest za to zbyt dużo wiedzy (nieuporządkowanej, czyli szumu informacyjnego). Praca wkładana w myślenie, mająca siłę zamieniania wiedzy w prawdę, może zaowocować miłością intelektualną do świata, człowieka (i Boga - dla ludzi wierzących)(JPII). To, z pomocą papieża, moja późna filozofia życia i poznania.

Wczoraj napisałem - "Tyle tu filozofii, a chodzi o prostą, choć niezwykłą w naszym obecnym życiu, sytuację - zaproszenie na spotkanie w gminie na temat przyszłości lokalnego koła Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej.
Sprawa niby prosta i oczywista od 5 grudnia 2010, a jednak po ponad rocznym czekaniu - niezwykła. Cieszy."

Spotkanie było mocne, szczere, dobre. Znalazło się sześć właściwych osób we właściwym miejscu, o właściwej godzinie. Jest szansa na ożywienie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej w gminie. Dobrze, że nikt nie starał się owijać niczego w bawełnę. Było więc i walnięcie w stół i wyjście z sali. No, prawie wyjście. Tylko otworzyłem drzwi. Chciałem wyjść, albo wybiec i ochłonąć na mrozie, ale tak "skoczyli" na mnie, że mi rozum wrócił w pół drogi.
Nie spodziewajcie się po mnie półsłówek, szeptania za plecami, spiskowania, układania się w "cztery oczy" lub - nie daj nigdy Boże - fałszu. STAJĘ W PRAWDZIE. Staram się jak mogę i potrafię. Z całą wiarą, rozumem, emocjami. Zaczynając od siebie. I tego oczekuję, choć nie wymagam, od innych. Każdy na swój szcziot, byle szczerze.

Na kartce napisałem sobie i położyłem przed oczami "aby nie było za dużo tego, co już było." By nie zamienić się w sąd. By była równowaga historii i przyszłości. OBIEKTYWIZACJA!! Pilnowałem się, mimo wszystko. Bo nie o mnie chodzi, tylko o rozwój gminy. W moim życiu? Od ponad 30 lat. O to zawsze jestem gotów się kłócić. Z całym światem, gdyby była taka potrzeba. Prawda daje się w-e-r-y-f-i-k-o-w-a-ć, zwłaszcza w społecznym działaniu. Są statuty, uchwalone programy, cele, założenia, system wartości. Nawet Kapaon nie może (i nie chce i nie musi) niczego narzucać. Nawet Kapaon/Kapaony są za pełnym przestrzeganiem wewnątrz-organizacyjnego prawa. Tam jest wszystko, co jest potrzebne do sensownego i sprawiedliwego życia we wspólnocie lokalnej i ponad. Wiem, bo uczestniczyłem w obu częściach Zjazdu Programowego MWS.

Rozstaliśmy się uściśnięciem ręki i z nadzieją na "walne" w niedługim czasie. Ale dyskusja musi trwać. Nie może być martwych ciągów wielomiesięcznych. Zresztą powiatowa MWS zaskoczy was pozytywnie jeszcze niejednym.

Wczoraj pisałem o życiu i wspólnocie. W kontekście Wspólnoty - "Dzisiaj Życie rozbłysło w telefonie - jutro jest spotkanie w sprawie Wspólnoty Samorządowej. To jest Życie. To się wiąże z tym, co było, tym, co jest i tym, co będzie w naszym życiu: moim, Grażyny, gminy... powiatu, Mazowsza. Trzeba rozumieć Życie!"

Trzeba rozumieć Życie. Trzeba rozumieć wspólnotę. Rozumienie warunkuje metody działania, nie odwrotnie :-)

PS.
Fotoreportera nie było :)

Życie się dzieje... i to we wspólnocie

Czasem siedzę i czekam. Na życie. Nie jest to czekanie na Godota, na pewno nadejdzie. Kiedy czekam - wiem, że nadejdzie. Co? Życie. Jakaś wiadomość, sytuacja, coś, co angażuje w bieg spraw. I tak w kółko. Od, do. Bo życie się dzieje. My? Reagujemy. W metodyce nauczania języków obcych dostrzeli to nie tak dawno. Zmienił się meta-język, w rozmowie dostrzega się nie tyle wypowiedź i odpowiedź, co wypowiedź i reakcję. Zareagować poprawnie, to nie znaczy odpowiedzieć poprawnie gramatycznie. W życiu i w rozmowie nie chodzi o poprawność gramatyczną (zwyczajową, obyczajową, rytualną...) ale o adekwatność. "Odpowiednie dać rzeczy słowo"... i zachowanie. Ot, Norwid jest pomocny w każdej prawie sytuacji. Norwid, czyli człowiek myślący, nawet w pocie czoła.
Wydawałoby się, że być człowiekiem myślącym w sytuacjach, które stają przed nami - to nie jest wygórowane oczekiwanie od homo sapiens sapiens!
Być człowiekiem raczej niż odgrywać przypisane nam role, powinno być zasadą wychowania ustawicznego. Role muszą pełnić rolę służebną naszemu życiu. W naszym osobowym - przepięknym - dramacie. O cudownej - bywa, że trudnej - dramaturgii. Od poczęcia, do śmierci. Kto pomija moment poczęcia, pisząc swój życiorys, to niech się wykastruje (lepiej nie, bo samo-okaleczanie to potworny grzech), albo wyjałowi i nie rozprawia zbyt lekko o seksie. Konsekwencja w logice, a logika w konsekwencji mają dopełnienie.

Tyle tu filozofii, a chodzi o prostą, choć niezwykłą w naszym obecnym życiu, sytuację - zaproszenie na spotkanie w gminie na temat przyszłości lokalnej grupy Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej.
Sprawa niby prosta i oczywista od 5 grudnia 2010, a jednak po ponad rocznym czekaniu - niezwykła. Cieszy.

Zamulony się przeważnie budzę, ale wiem, że przemycie oczu, łyk kawy i coś nadejdzie. Modlitwa - nie pacierz, bo go nie pamiętam, został w zamierzchłym dzieciństwie, bo jeśli takowy był (pewnie był), to strasznie dawno przeszedł w rachunek sumienia, potem w rachunek dobra i "mantrę" (Nie-ja-Ty-Bóg-Miłość-Chrystus-Pokój-Dobro) - zawsze daje życie.Hypotheses non fingo.
Kiedy mówię lub piszę 'życie', nie mam na myśli pracy (funkcji) organów i narządów biologicznych. Powinno być rozróżnienie choćby w pisowni. "Życie" przez małą i dużą literę. Przez dużą? Wiadomo, że chodzi o człowieka. A człowiek to świat cielesny, psychiczny, duchowy, kultura, wspólnota... wiara i rozum.

Nawet w zamuleniu porankowym wiem, że życie rozbłyśnie. Bo Życie potrzebuje światła. Życie tylko w jakimś świetle można obserwować i nim się cieszyć. Jakimś? No tak, każdy sobie jakieś zapala. Ja mam światło Ducha Świętego, Którego poznałem na kartach Biblii i w Życiu Kościoła, które stało się i moim Życiem. Tego nie da się już rozdzielić. Tajemnica to wielka, a ja wam powiadam... to samo. Z własnego już doświadczenia, nie tylko z przekazu ludzi i autorów, którym ufam. Ba, których kocham.

Dzisiaj Życie rozbłysło w telefonie - jutro jest spotkanie w sprawie Wspólnoty Samorządowej. To jest Życie. To się wiąże z tym, co było, tym, co jest i tym, co będzie w naszym życiu: moim, Grażyny, gminy... powiatu, Mazowsza. Trzeba rozumieć Życie!

Wczoraj było dla nas (Grażyny, mnie...) wielkim przeżyciem przyjazd "Stoczni" na wywiad z Grażyną-liderką PAFW i na badanie społeczności lokalnej, w której lider ze szkoły liderów działa. Dzisiaj coś z tego dzieje się w domu - "młode obywatelki" ustalają plan działań z dyrektorką-liderką (ze szkoły... itd.) Ja swoją pracę-powinność też wypełniłem, napisałem pierwszy felieton do "Faktów". Życie się dzieje.

Życie się dzieje. Nie wymyśliliśmy go, dostaliśmy go jako ogromny DAR. Ciągle jednak, nawet w XXI wieku jakże mało jest ludzi, którzy uznają tę prawdę.
Możemy w nim, a raczej w Nim - skoro Życie piszę z dużej litery - uczestniczyć na równych prawach wynikających z RÓWNEJ GODNOŚCI (jeśli się bawić słowami, to GOD-ność przedkładam niepomiernie wyżej od GOD-ota). MÓJ BÓG ZAWSZE NADCHODZI.
Godność, która nam przysługuje, jest najwyższym mandatem wszystkich naszych ludzkich praw i spraw! Możemy w Życiu uczestniczyć, mieć udział, współtworzyć - kultura jest warunkiem ludzkiego życia osobowego. Jan Paweł II mówił o kulturze życia i kulturze śmierci - ZALEŻNIE OD NASZYCH WYBORÓW I DZIAŁANIA.
Możemy dawać świadectwo Życiu. Właśnie to czynię na tym blogu. Właśnie teraz. I to daje mi poczucie spełniania obowiązku, powinności moralnej, egzystencjalnej. Spełniam i czuję się wypełniony.

Jeśli ktoś (w Strachówce) uważa, że źle piszę lub głoszę nieprawdę, niech pokaże, punkt po punkcie, w którym miejscu. Ba, które słowo! Z uwagą przyjmę każde zastrzeżenie. Lecz jeśli mówię prawdę i używam słów adekwatnie, to dlaczego mnie bijecie oskarżeniami i plotką?!

Prawda ma chyba formę korpuskularno-falową. Język fizyki bywa pomocny, tak jak i teologii. Nie ma lepszych i gorszych nauk, czy naukowego podejścia. Liczy się tylko uczciwość, a nawet miłość intelektualna :)

Choć wierzę, że prawda jest ciągła, to odbieram ją kwantowo. Po odebraniu swojej porcji (działki), jakbym się wyłączał. Koniec i basta. Coś w rodzaju zmęczenia, wyczerpania, ale i ogromnego zadowolenia nachodzi na mnie. W takim stanie, niezależnie od pory dnia, siadam w fotelu i czekam. Na następne połączenie z... , albo na odbiór prawd płynących ze strony rzeczywistości zewnętrznej, jak i wewnętrznej. A nawet idę spać.

"Dobrze jest wiedzieć / że ktoś, gdzieś / o tej samej porze też / choćby tylko jest" (Cień Opatrzności). I czeka.

Wspólnota dodaje sił i wzmaga częstotliwość osobowych połączeń. Na tym polu zarówno natura, jak i Bóg są zupełnie zgodni. "Spodobało się Bogu zbawić nas we wspólnocie". Gdybyż zrozumieli to politycy! I oby chcieli pytać o radę tych, którzy coś z tajemnicy wspólnoty pojęli. Moglibyśmy czasem czekać razem.

środa, 25 stycznia 2012

Zerwane ogniwo, albo powstańcy w infamii

Rzadko się zdarza, żebym nie opublikował posta "z dnia". "Wyłom" mogą spowodować bardzo realne okoliczności zewnętrzne lub równie realne wewnętrzne (przepraszam i dziękuję za 143 wejścia na blog). Wczoraj było to chyba zmęczenie emocjonalne. Tytuł pozostanie zagadką. Pasuje do notatek z wczoraj. Ale i dzisiaj nie jest od rzeczy i powinien dawać do myślenia. Tego jeszcze nie było. Dzisiejszy post z wczorajszym tytułem i coś w zawieszeniu. Górnopolska konrepublika? - też mógłby być :)

Rankiem, bo odwoziła po drodze Helę, Grażyna wyjechała wczoraj na sesję Rady Gminy. To pewien rytuał w życiu publicznym gminy i naszej rodziny i zawsze podnosi nam ciśnienie. Na początku inaczej Grażynie, inaczej mnie - co zrozumiałe, ale kiedy wróci, to już podobnie.
Z rana dostałem też oficjalną informację o nagrodzie dla wójta Piotrka za naszą (10-letnią już) Rzeczpospolitą Norwidowską. Wysłałem - oczywiście - serdeczne gratulacje. Dałem też stosowny wpis i link na Facebooku - portalu par excellence społecznościowym. Nie mogę się powstrzymać od zacytowania go w całości:

"Szczerze gratuluję, Piotrze. Cieszy, że sukces Rzeczpospolitej Norwidowskiej jest sukcesem Polski (Polskim Sukcesem) i jest dostrzeżony przez różne gremia. TERAZ CZAS NA POWAŻNĄ DYSKUSJĘ TAKŻE WE WŁASNEJ GMINIE. W Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej zaczynając, w mediach, a na sali konferencyjnej UG Strachówka... permanentnie. Nie może w niej zabraknąć rozdziału o Solidarności RI z roku 1981, bo wtedy naprawdę się zaczęły przekształcenia mentalno-kulturowe w naszej gminie, bez których nie byłoby RzN i innych sukcesów. "Nie byłoby wolności bez Solidarności", co wiedzą już nasze dzieci. Bo - "Co to jest Ojczyzna?"(CKN) :)"
Nie mogę nie powiedzieć także o radości, która we mnie wstępuje na myśl, że teraz wójt Piotr musi /;-)/ przyjść do Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, aby pokazać uczniom i nam medal, certyfikat i opowiedzieć o uroczystości w Galerii Porczyńskich (Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II)! Szczerze chcę też wierzyć, że wójt już nigdy nie powtórzy złych, niesprawiedliwych i głupich słów wymyślonych przez zawistnych o Grażynie, że jest złym organizatorom, złym gospodarzem i złym nauczycielem, któremu trzeba podkręcać śrubę - skoro w wielkiej mierze za jej talenty organizacyjne, pracę gospodarza szkoły im. RzN oraz nauczyciela i wychowawcy (setki godzin pracy "społecznej" - przy I-szych Komuniach, scholi szkolno-parafialnej, kolonijnego Caritasu, imprez, szkoleń, spotkań ponad-pokoleniowych i pielgrzymek, udziału w sesjach, konferencjach, programach np. PiS, "Decydujmy Razem", a nawet malowania ścian) - może się cieszyć z wielkiego wyróżnienia w doborowym towarzystwie.

Grażyna dwa lata temu także dostała wyróżnienie - "Mazowiecki Laur Kobiety 2011", więc skoro w gminie źli, zawistni ludzie gadają o niej takie rzeczy, to pewnie znajdą się i tacy, którzy będą źle patrzyli i mówili także o wójcie. Mądrzy ludzie nic sobie z tego nie robią. Chcą rozmawiać nawet ze złymi, byle ci wyrzekli się kłamstw.

Nawet teraz, kiedy o tym piszę, czuję wielkie emocje. Najwyższy czas (po 17 aż latach!) na prawdę i sprawiedliwość, na miarę srebrnego medalu Akademii Gminnego i Polskiego Sukcesu, czyż nie?!
Gdyby nie strategiczna decyzja o startowaniu w wyborach 2010, już dziś pewnie Grażyna (i my, jako "cała zła" rodzina) byłaby wdeptana w błoto, a Strachówka nie uczestniczyłaby w programie partycypacji publicznej "Decydujmy Razem". Wcale nie ma pewności, jak wyglądałaby też sprawa Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Przykład potraktowania w gminie SOLIDARNOŚCI RI Z 1981 roku krzyczy wielkimi literami! Mały wyłom został zrobiony (wymuszony) tylko w 30 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. O dyskusji na temat historii najnowszej i związanej z nią mentalności (tożsamości) ani słychu, ani widu.

Jakże ja jestem niewygodny dla dużej części (niedemokratycznej, zakłamanej) grupy mieszkańców! Ciągle nazywam rzeczy po imieniu. Ciągle upominam się o głośne, publiczne wyznanie prawdy i dyskusję na temat dobra wspólnego. Można mnie znienawidzić.

Moje życie nie zależy od czegoś tam. Od humoru, nastroju, ambicji, posiadanych dóbr materialnych, zajmowanych stanowisk, złej pogody lub braku perspektyw. Oczywiście to wszystko ma wpływ. Na poziomie biologicznym ciut-ciut, bardziej na psychicznym i dla otoczenia. Ale nie od tego zależy moje życie. Bo jak inaczej mówić? Moje co? Sens życia? Tak, sens też, ale wolę 'całe życie', 'samo życie'. Życie osobowo przeżywane, w większej części bardzo świadomie. A nie - przeważnie nieuświadomione - takie lub inne procesy życiowe moich organów, narządów. To wyróżnia człowieka Kosmosie. Wśród wszystkich BYTÓW. Wyróżnia, odróżnia! Zbrodnią przeciwko człowiekowi (analogia do tzw. kłamstwa oświęcimskiego) jest traktowanie go jako jednego z mnogich bytów.
Przez to, że jestem bytem świadomym siebie i swego istnienia - JESTEM INNY (ale nie obcy). Mam uczestnictwo w sensie. Sens współtworzę. Moje organy mogłyby pracować w innym człowieku (dla innej osoby). Moja świadomość siebie i swego istnienia - NIE. Mogę pomóc innym swoją świadomością, gdy z wnętrza siebie, powiem kim jestem. Kiedy się podzielę sobą (swoją samoświadomością). Jestem, który jestem - mogę analogicznie stwierdzić, jako człowiek wierzący w Boga Biblii. Nikt Go nigdy nie widział. Bo co miałby zobaczyć? Swój obraz? Obłok niewiedzy...? Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma osoby świadomej, bez myślenia. Ani obywatela, ani członka jakiejś wspólnoty. Wspólnotę trzeba świadomie przyjąć, jako dar. Siebie trzeba przyjąć jako dar. Ogromna to tajemnica.

Jaki kłopot "z tym jednym zagubionym [w Kosmosie Wieczności] życiem". Chyba się zwijam, bo tak pisałem sobie przed wielu wielu laty w wierszykach. W trakcie swojego osobowego rozwoju. JESTEM BYTEM OSOBOWYM-ZBAWIONYM - PRZYJĄŁEM SENS, NAJWIĘKSZY Z MOŻLIWYCH.

W telewizji śniadaniowe trwa rozmowa z panią magister pedagogiki na wózku. Magda dostała piękną twarz i bardzo zdeformowane ciało. Jest gwiazdą foto-modelingu (obrzydliwe słowo, mnie kojarzy się... z plasteliną). Rozmawiają szczerze o pragnieniu (prawdziwej, a jest inna?) miłości. Nie mogę nie myśleć o Dorocie, o znajomości, przyjaźni, a nawet jej wyznaniu miłości do mnie. Osobowe relacje - czym są? Ja się wtedy zdziwiłem - coś w rodzaju "jak ona mogła". Przecież biologicznie uważałem się za "z innego, zdrowo uformowanego, świata". "Rozstaliśmy się" na kilka lat. Przyjaźń zwyciężyła. Skorzystała z niej cała rodzina, jeździliśmy na pamiętne "spotkania u Doroty" także z dorastającymi dziećmi. Rozmawiało się na nich o życiu, wierze i rozumie. Dorota była magistrem fizyki i filozofii, uczyła religii i wychowywała dzieci i młodzież dotknięte podobną chorobą. Prowadziła dostosowany dla niej samochód. Choroba ją odwołała z posługi, równo z życiem. Jest jednak dalej w mojej/naszej pamięci i świadomości, a najbardziej w świetle, które rzuca - własnoręcznie przez nią wykonany - abażur na lampę, bardziej dzienną, niż nocną.
Zbrodnią (kłamstwem) byłoby, gdybym o tym nie pisał. Żyjemy, by dawać świadectwo człowiekowi, który mieszka w nas. I tylko w nas.

Wiele jest ideologii, które chcą widzieć ludzi w kryjówkach, wychodzących z nich tylko na masowe nabożeństwa lub czyny społeczne. Jak zabraknie oficjalnych ideologii, sami je tworzymy. Stają się nimi nasze rezydencje, mody, poprawności polityczne, sąsiedzko-środowiskowe pułapy. Pokutuje w nas zerwane ogniwo. Stary to mechanizm - "jak mało jest ludzi i jak niewiele pragnących..." - dawać świadectwo, napisał Norwid. Dawanie świadectwa to przecież jego, nasze - i Boga samego - objawienie. O dziwo, dając (świadectwo) - napełniam się. Staję się pełniejszy. Mogę nawet strawestować tytuł znanego filmu "Dać świadectwo i umrzeć!".
Jaka więc siła zrywa łańcuch sensu i prawdy? Życia w sensie? Znam tylko jedną odpowiedź - GRZECH, definiowany wszak w religii jako sensu stricte zerwanie więzi.

Na początku stycznia Lucy z Ameryki spytała o Ruch Rodzin Nazaretańskich, znany u nich jako FNM. Skierowałem pytanie do dwóch wysoko funkcyjnych w Ruchu księży i małżeństwa animatorów, ale nie dostałem odpowiedzi. Napisałem do ks. biskupa odpowiedzialnego za Ruch w ramach Konferencji Episkopatu Polski. Biskup odpowiedział. Jestem mu serdecznie wdzięczny, już nie tylko ze względu na Amerykę, ale także ze względu na obraz polskiego kościoła na dole. Niestety brak dialogu, to jedno z głównych doświadczeń polskiego katolika. Brak odpowiedzi, brak dialogu kształtuje także aktywność (lub jej brak) i inne postawy społeczne.
Nie powinno być dołów i góry w kościele, w rozumieniu wspólnoty wiary. Czuję się bratem wszystkich(!) wierzących w Jezusa z Nazaretu. Taki kościół z "żywych kamieni" buduje Andrzej Madej, gdziekolwiek go władza (Duch Święty, Papież) skieruje. Obecnie jest przełożonym kościoła w Turkmenistanie. Apostołem Turkmenów i ich współbraci. Jestem wdzięczny biskupowi Andrzejowi z diecezji wrocławskiej, który odpowiedział na mail brata z Annopola.

Poczucie wspólnoty wiary i katolickiej obecności w świecie cudownie wzmacnia Internet. Przykład Lincoln w Nebrasce, Lucy, Lisa, Shelly, Rachel, Ann i inni!
A dzisiejszy post na statusie Kevina, który namawia ludzi do podzielenia się ulubionym cytatem z nauczania świętego Pawła! Kiedyś poprosiłem go o świadectwo życia, wiary i problemów. Jego (ich) świadectwo stało się częścią mojej katechezy. Wasze dzieci w szkole Rzeczpospolitej Norwidowskiej formuje cały świat wiary, cały świat otwartego katolicyzmu - na miarę mojego zrozumienia i możliwości.

Nie ukrywam także, że bardzo bym chciał nawiązać rozmowę i dyskusję z gminną i powiatową elitą (czy trzeba rozróżniać świecką i konsekrowaną?) o najważniejszej i najpiękniejszej (nawet jeśli trudnej) prawdzie naszego życia wspólnego w gminie, powiecie, Polsce, Europie, świecie i Kościele. Co nie znaczy, że chcę się wywyższać ponad prostych ludzi, bo przecież wśród nich zakorzeniona jest nasza REPUBLIKA (vide: Moja piosnka, Kolebka pieśni... naszego wieszcza)!

PS.
"W zależności od koncepcji i przyjętych kryteriów delimitacji liczba ludności zamieszkującej konurbację [górnośląską] wynosi od 2,2 mln do 3,5 mln osób."
A nasza górnopolska konrepublika?

wtorek, 24 stycznia 2012

Zerwane ogniwo, albo powstańcy w infamii

Rzadko się zdarza, żebym nie opublikował posta "z dnia". "Wyłom" mogą spowodować bardzo realne okoliczności zewnętrzne lub równie realne wewnętrzne (przepraszam i dziękuję za 143 wejścia na blog). Wczoraj było to chyba zmęczenie emocjonalne. Tytuł pozostanie zagadką. Pasuje do notatek z wczoraj. Ale i dzisiaj nie jest od rzeczy i powinien dawać do myślenia. Tego jeszcze nie było. Dzisiejszy post z wczorajszym tytułem i coś w zawieszeniu. Górnopolska konrepublika? - też mógłby być :)

Rankiem, bo odwoziła po drodze Helę, Grażyna wyjechała wczoraj na sesję Rady Gminy. To pewien rytuał w życiu publicznym gminy i naszej rodziny i zawsze podnosi nam ciśnienie. Na początku inaczej Grażynie, inaczej mnie - co zrozumiałe, ale kiedy wróci, to już podobnie.
Z rana dostałem też oficjalną informację o nagrodzie dla wójta Piotrka za naszą (10-letnią już) Rzeczpospolitą Norwidowską. Wysłałem - oczywiście - serdeczne gratulacje. Dałem też stosowny wpis i link na Facebooku - portalu par excellence społecznościowym. Nie mogę się powstrzymać od zacytowania go w całości:

"Szczerze gratuluję, Piotrze. Cieszy, że sukces Rzeczpospolitej Norwidowskiej jest sukcesem Polski (Polskim Sukcesem) i jest dostrzeżony przez różne gremia. TERAZ CZAS NA POWAŻNĄ DYSKUSJĘ TAKŻE WE WŁASNEJ GMINIE. W Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej zaczynając, w mediach, a na sali konferencyjnej UG Strachówka... permanentnie. Nie może w niej zabraknąć rozdziału o Solidarności RI z roku 1981, bo wtedy naprawdę się zaczęły przekształcenia mentalno-kulturowe w naszej gminie, bez których nie byłoby RzN i innych sukcesów. "Nie byłoby wolności bez Solidarności", co wiedzą już nasze dzieci. Bo - "Co to jest Ojczyzna?"(CKN) :)"
Nie mogę nie powiedzieć także o radości, która we mnie wstępuje na myśl, że teraz wójt Piotr musi /;-)/ przyjść do Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, aby pokazać uczniom i nam medal, certyfikat i opowiedzieć o uroczystości w Galerii Porczyńskich (Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II)! Szczerze chcę też wierzyć, że wójt już nigdy nie powtórzy złych, niesprawiedliwych i głupich słów wymyślonych przez zawistnych o Grażynie, że jest złym organizatorom, złym gospodarzem i złym nauczycielem, któremu trzeba podkręcać śrubę - skoro w wielkiej mierze za jej talenty organizacyjne, pracę gospodarza szkoły im. RzN oraz nauczyciela i wychowawcy (setki godzin pracy "społecznej" - przy I-szych Komuniach, scholi szkolno-parafialnej, kolonijnego Caritasu, imprez, szkoleń, spotkań ponad-pokoleniowych i pielgrzymek, udziału w sesjach, konferencjach, programach np. PiS, "Decydujmy Razem", a nawet malowania ścian) - może się cieszyć z wielkiego wyróżnienia w doborowym towarzystwie.

Grażyna dwa lata temu także dostała wyróżnienie - "Mazowiecki Laur Kobiety 2011", więc skoro w gminie źli, zawistni ludzie gadają o niej takie rzeczy, to pewnie znajdą się i tacy, którzy będą źle patrzyli i mówili także o wójcie. Mądrzy ludzie nic sobie z tego nie robią. Chcą rozmawiać nawet ze złymi, byle ci wyrzekli się kłamstw.

Nawet teraz, kiedy o tym piszę, czuję wielkie emocje. Najwyższy czas (po 17 aż latach!) na prawdę i sprawiedliwość, na miarę srebrnego medalu Akademii Gminnego i Polskiego Sukcesu, czyż nie?!
Gdyby nie strategiczna decyzja o startowaniu w wyborach 2010, już dziś pewnie Grażyna (i my, jako "cała zła" rodzina) byłaby wdeptana w błoto, a Strachówka nie uczestniczyłaby w programie partycypacji publicznej "Decydujmy Razem". Wcale nie ma pewności, jak wyglądałaby też sprawa Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Przykład potraktowania w gminie SOLIDARNOŚCI RI Z 1981 roku krzyczy wielkimi literami! Mały wyłom został zrobiony (wymuszony) tylko w 30 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. O dyskusji na temat historii najnowszej i związanej z nią mentalności (tożsamości) ani słychu, ani widu.

Jakże ja jestem niewygodny dla dużej części (niedemokratycznej, zakłamanej) grupy mieszkańców! Ciągle nazywam rzeczy po imieniu. Ciągle upominam się o głośne, publiczne wyznanie prawdy i dyskusję na temat dobra wspólnego. Można mnie znienawidzić.

Moje życie nie zależy od czegoś tam. Od humoru, nastroju, ambicji, posiadanych dóbr materialnych, zajmowanych stanowisk, złej pogody lub braku perspektyw. Oczywiście to wszystko ma wpływ. Na poziomie biologicznym ciut-ciut, bardziej na psychicznym i dla otoczenia. Ale nie od tego zależy moje życie. Bo jak inaczej mówić? Moje co? Sens życia? Tak, sens też, ale wolę 'całe życie', 'samo życie'. Życie osobowo przeżywane, w większej części bardzo świadomie. A nie - przeważnie nieuświadomione - takie lub inne procesy życiowe moich organów, narządów. To wyróżnia człowieka Kosmosie. Wśród wszystkich BYTÓW. Wyróżnia, odróżnia! Zbrodnią przeciwko człowiekowi (analogia do tzw. kłamstwa oświęcimskiego) jest traktowanie go jako jednego z mnogich bytów.
Przez to, że jestem bytem świadomym siebie i swego istnienia - JESTEM INNY (ale nie obcy). Mam uczestnictwo w sensie. Sens współtworzę. Moje organy mogłyby pracować w innym człowieku (dla innej osoby). Moja świadomość siebie i swego istnienia - NIE. Mogę pomóc innym swoją świadomością, gdy z wnętrza siebie, powiem kim jestem. Kiedy się podzielę sobą (swoją samoświadomością). Jestem, który jestem - mogę analogicznie stwierdzić, jako człowiek wierzący w Boga Biblii. Nikt Go nigdy nie widział. Bo co miałby zobaczyć? Swój obraz? Obłok niewiedzy...? Nie ma wiary bez myślenia. Nie ma osoby świadomej, bez myślenia. Ani obywatela, ani członka jakiejś wspólnoty. Wspólnotę trzeba świadomie przyjąć, jako dar. Siebie trzeba przyjąć jako dar. Ogromna to tajemnica.

Jaki kłopot "z tym jednym zagubionym [w Kosmosie Wieczności] życiem". Chyba się zwijam, bo tak pisałem sobie przed wielu wielu laty w wierszykach. W trakcie swojego osobowego rozwoju. JESTEM BYTEM OSOBOWYM-ZBAWIONYM - PRZYJĄŁEM SENS, NAJWIĘKSZY Z MOŻLIWYCH.

W telewizji śniadaniowe trwa rozmowa z panią magister pedagogiki na wózku. Magda dostała piękną twarz i bardzo zdeformowane ciało. Jest gwiazdą foto-modelingu (obrzydliwe słowo, mnie kojarzy się... z plasteliną). Rozmawiają szczerze o pragnieniu (prawdziwej, a jest inna?) miłości. Nie mogę nie myśleć o Dorocie, o znajomości, przyjaźni, a nawet jej wyznaniu miłości do mnie. Osobowe relacje - czym są? Ja się wtedy zdziwiłem - coś w rodzaju "jak ona mogła". Przecież biologicznie uważałem się za "z innego, zdrowo uformowanego, świata". "Rozstaliśmy się" na kilka lat. Przyjaźń zwyciężyła. Skorzystała z niej cała rodzina, jeździliśmy na pamiętne "spotkania u Doroty" także z dorastającymi dziećmi. Rozmawiało się na nich o życiu, wierze i rozumie. Dorota była magistrem fizyki i filozofii, uczyła religii i wychowywała dzieci i młodzież dotknięte podobną chorobą. Prowadziła dostosowany dla niej samochód. Choroba ją odwołała z posługi, równo z życiem. Jest jednak dalej w mojej/naszej pamięci i świadomości, a najbardziej w świetle, które rzuca - własnoręcznie przez nią wykonany - abażur na lampę, bardziej dzienną, niż nocną.
Zbrodnią (kłamstwem) byłoby, gdybym o tym nie pisał. Żyjemy, by dawać świadectwo człowiekowi, który mieszka w nas. I tylko w nas.

Wiele jest ideologii, które chcą widzieć ludzi w kryjówkach, wychodzących z nich tylko na masowe nabożeństwa lub czyny społeczne. Jak zabraknie oficjalnych ideologii, sami je tworzymy. Stają się nimi nasze rezydencje, mody, poprawności polityczne, sąsiedzko-środowiskowe pułapy. Pokutuje w nas zerwane ogniwo. Stary to mechanizm - "jak mało jest ludzi i jak niewiele pragnących..." - dawać świadectwo, napisał Norwid. Dawanie świadectwa to przecież jego, nasze - i Boga samego - objawienie. O dziwo, dając (świadectwo) - napełniam się. Staję się pełniejszy. Mogę nawet strawestować tytuł znanego filmu "Dać świadectwo i umrzeć!".
Jaka więc siła zrywa łańcuch sensu i prawdy? Życia w sensie? Znam tylko jedną odpowiedź - GRZECH, definiowany wszak w religii jako sensu stricte zerwanie więzi.

Na początku stycznia Lucy z Ameryki spytała o Ruch Rodzin Nazaretańskich, znany u nich jako FNM. Skierowałem pytanie do dwóch wysoko funkcyjnych w Ruchu księży i małżeństwa animatorów, ale nie dostałem odpowiedzi. Napisałem do ks. biskupa odpowiedzialnego za Ruch w ramach Konferencji Episkopatu Polski. Biskup odpowiedział. Jestem mu serdecznie wdzięczny, już nie tylko ze względu na Amerykę, ale także ze względu na obraz polskiego kościoła na dole. Niestety brak dialogu, to jedno z głównych doświadczeń polskiego katolika. Brak odpowiedzi, brak dialogu kształtuje także aktywność (lub jej brak) i inne postawy społeczne.
Nie powinno być dołów i góry w kościele, w rozumieniu wspólnoty wiary. Czuję się bratem wszystkich(!) wierzących w Jezusa z Nazaretu. Taki kościół z "żywych kamieni" buduje Andrzej Madej, gdziekolwiek go władza (Duch Święty, Papież) skieruje. Obecnie jest przełożonym kościoła w Turkmenistanie. Apostołem Turkmenów i ich współbraci. Jestem wdzięczny biskupowi Andrzejowi z diecezji wrocławskiej, który odpowiedział na mail brata z Annopola.

Poczucie wspólnoty wiary i katolickiej obecności w świecie cudownie wzmacnia Internet. Przykład Lincoln w Nebrasce, Lucy, Lisa, Shelly, Rachel, Ann i inni!
A dzisiejszy post na statusie Kevina, który namawia ludzi do podzielenia się ulubionym cytatem z nauczania świętego Pawła! Kiedyś poprosiłem go o świadectwo życia, wiary i problemów. Jego (ich) świadectwo stało się częścią mojej katechezy. Wasze dzieci w szkole Rzeczpospolitej Norwidowskiej formuje cały świat wiary, cały świat otwartego katolicyzmu - na miarę mojego zrozumienia i możliwości.

Nie ukrywam także, że bardzo bym chciał nawiązać rozmowę i dyskusję z gminną i powiatową elitą (czy trzeba rozróżniać świecką i konsekrowaną?) o najważniejszej i najpiękniejszej (nawet jeśli trudnej) prawdzie naszego życia wspólnego w gminie, powiecie, Polsce, Europie, świecie i Kościele. Co nie znaczy, że chcę się wywyższać ponad prostych ludzi, bo przecież wśród nich zakorzeniona jest nasza REPUBLIKA (vide: Moja piosnka, Kolebka pieśni... naszego wieszcza)!

PS.
"W zależności od koncepcji i przyjętych kryteriów delimitacji liczba ludności zamieszkującej konurbację [górnośląską] wynosi od 2,2 mln do 3,5 mln osób."
A nasza górnopolska konrepublika?

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rozliczenie niedzieli, stowarzyszeń, prezesów... życia (?)

Każda chwila może odkryć niebo, jak i przynieść zwątpienie. Zwątpienie to może za mocne słowo. Chodzi mi o zamęt raczej, taki, który wdziera się z naszą zasługą. Heli się nie podoba, że dałem zdjęcia na Facebooku, Andrzejowi tako-jako, wizyty rodzinne też niosą napięcia, bo my ich nie odwiedzamy w realu, a oni nas w Internecie...

Jak to dobrze mieć punkty oparcia, chociaż w dziedzinie czystej wiary mówi się o opuszczeniu podpórek, oprócz Boga samego.
Niemniej ja mam. Leży na stole obok, bo korzystałem do poprzedniego posta, Księga Soborowa. Sama obwoluta dobrze mi robi. Jest oparciem pamięć o Janie Pawle II, który oparty o Biblię i Sobór zmieniał świat. Jest Andrzej Madej, który zaufał drodze i poszedł i doszedł na kraniec świata z dobrą nowiną o Dobrej Nowinie.

Będę musiał się rozliczyć z Grażyną, ze sobą, z dziećmi. Ale - o dziwo - sama perspektywa takiego rozliczenia przynosi coś ożywczego. Bo jest prawda. Są cele. Są kryteria obiektywne. Prawda nie zależy od nas. Ani jej kryteria. Powtarzam się. Ale czy to, że mogę powtarzać w ten sam sposób, to że działa ten dobrze naoliwiony mechanizm - to jest coś z dużej litery. Coś. Transcendencja wyzwala z ograniczeń (więzienia?) immanencji.

Z Grażyną - bo wszystko zrobiła wspaniale, smacznie, dużo, i miała za sobą wspaniały tydzień (wt. - prof Piskorski, śr.- Pałac Chrzęsne, czw. - komisja oświaty, pt.- Subregionalne Forum DR...), a jakby nie czuła należnej dumy i zadowolenia i chciała jeszcze trawę malować "bo gości jadą pany"... a tfu, z taką staropolską logiką i sprawiedliwością :-)

Ze sobą już mnie rozliczyła księga soborowa i reszta wnętrza osobowo-czynnego.

Z dziećmi? Sprawdzę humor Heli, może przejdzie do jutra? Jasiek miał super dzień wczoraj, obiecał coś napisać. Zosia zbiera czwórki i piątki, z młodzieżą przeżywamy mecze, biegi i skoki, Łazarz sobie radzi, choć "Czas poznania" przestał mu na blogu cykać - nie powinno być źle! Życie się dzieje, życie się toczy.

Czwórka naszych dzieci nie robiła 18-tek!!! Zostały jeszcze dwa takie terminy w życiu rodzinnym, żeby wystawić końcową „szóstkę z plusem”. Komu? Trzeba koniecznie pomyśleć nad tymi faktami. To nie jest manifestacja, ani ich ulubiony sposób przeżywania młodości.
Kto zrozumie te fakty i będzie dumny z nich (nas?), to może nawet pożyczę pieniądze i odwiedzę kogo-bądź pod wskazanym adresem z kwiatami. Bronię swojego prawa do odrębności. Piszę o tym w „Osobnym świecie”.

Myślę, że dzisiaj bardziej trzeba rozmawiać z naszymi dorosłymi dziećmi, żeby zrozumieć Kapaonów. Ja, mąż, chcę tylko upomnieć się – i będę to robił do końca – o godność i niebywałe zasługi żony, matki, dyrektorki, prezesa, społecznika, a nawet autora (bloga). Będę to robił nawet wobec rodziny. Więc, z łaski Bożej i z uwagi na kult Jego Miłosierdzia, trochę więcej zrozumienia i podziwu nie będzie nie na miejscu lub nieuzasadnione, a bardzo ułatwi nasze stosunki.
Jak z radością pewnie postrzegliście, nie jestem ograniczony w uszczypliwościach do władz Strachówki, radnej-koleżanki-nauczycielki straszącej Grażynę i mnie sądami, do jakiegoś anonima, przez którego oskarżenia zmuszony byłem jeździć po certyfikat niekaralności do Sądu w Warszawie, czy do innej organizacji i jej autora („pana Jacka”) piszącego do Grażyny „czułe słówka”, które zacytuję dosłownie - „nie załatwienie przez Panią tak poważnej sprawy, jak zaktualizowanie danych w KRS dotyczących składu Członków Zarządu w tej organizacji, którą Pani kieruje w okresie ponad półtora roku stawia Panią w złym świetle jako Prezesa Stowarzyszenia i Urzędnika Państwowego”.

Mam inne wyczucie światła. W złym świetle stawia się kto inny. Pamiętam, jak półtora roku temu kierowani szczerą chęcią i wspaniałomyślnym pragnieniem współpracy ze wszystkimi aktywnymi mieszkańcami gminy zaproponowaliśmy w/w Jackowi funkcję w zarządzie Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska. Bez żadnych podtekstów, bo przecież nie mogliśmy źle życzyć stowarzyszeniu. W/w Jacek propozycję dobrowolnie przyjął i pozwolił się wybrać. Coś się jednak potem wydarzyło w życiu gminnym i wkrótce w/w Jacek postanowił się wycofać i pozwolił się wybrać prezesem innego stowarzyszenia, nie informując nas o tym. Nie czepialiśmy się, nie rozgłaszaliśmy. My nie z takich (małostkowych i małodusznych). Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i z normalnym rozumieniem dobra stowarzyszenia (tego lub tamtego) odwołaliśmy formalnie w/w Jacka by „dla swojego spokoju” nie czuł już „obowiązku pełnienia funkcji Członka Zarządu Rzeczpospolitej Norwidowskiej”.
Pomimo nie zawinionego przez nas zamieszania, nie czuliśmy się „zmuszeni z tą sprawą zgłosić osobiście do organów sprawujących „Nadzór nad stowarzyszeniami” w celu załatwienia tej nie cierpiącej zwłoki sprawy.”
Nie powołujemy się także w korespondencji między nami na podstawę prawną. W ogóle dalecy jesteśmy od instytucjonalizowania relacji w ramach wspólnoty lokalnej. Stosujemy zasadę „tylko tyle instytucji, ile to absolutnie niezbędne”. Nauka społeczna (nie tylko Kościoła) mówi o pomocniczości państwa (jego praw i instytucji). My budujemy stowarzyszenie, samorząd, wspólnotę lokalną na relacjach osobowych. Taka jest nasza wiara, taka też „osobowa” wizja życia wspólnego. Od zawsze, poprzez Solidarność, wspólnotę wiary, ideałów i całej działalności Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Powiem nawet prywatnie, że od czasów PRL mam obrzydzenie do języka urzędowego, urzędów, niby-mowy, szczególnie tam, gdzie jest on zupełnie zbędny.
Lubię autora (”pana Jacka”), ale uważam, że grubo przesadził. Gra nie fair. Trzeba przynajmniej mierzyć tą samą miarą nas i siebie samego. Nie można wytykać belki w oczach sąsiadki, nie widząc źdźbła u siebie, albo odwrotnie :-)

niedziela, 22 stycznia 2012

Realizm Jezusa, filozofia i teologia ze Strachówki

W Ogrodzie Oliwnym w scenie aresztowania padają słowa Aresztowanego do Piotra przyjaciela - "schowaj swój miecz". Jezus zachował spokój i realizm. Dobrze oceniał sytuację. Po pierwsze - to byłaby nierówna walka. Po drugie - czy mogła cokolwiek znaczyć w perspektywie czasu! Jezus widzi łatwo przewidywalny w tamtej scenie dramatu dalszy ciąg historii. Poddaje się temu, co konieczne i lepsze.

Można czytać i interpretować Ewangelie tak, jak każdy tekst. Należąc do jakiejś kultury, jesteśmy nią kształtowani. Bierzemy pod uwagę jej zdobycze, podpowiedzi, język, standardy itd. Należąc do wspólnoty wyznawców Jezusa korzystamy także z wypracowanych przez wieki interpretacji Kościoła, który ma swoich teologów, filozofów i świętych. Ma też swoje instytucje. Obrósł w instytucje i tradycje.

W życiu ludzi i w dziejach bywają chwile i wydarzenia o szczególnym znaczeniu. Chcę zwrócić uwagę na jedną z nich - na naukę o osobie Soboru Watykańskiego II. Według mnie jest to istna rewolucja kulturowa. Osoba nie jest odkryciem soboru. W różny sposób była obecna w kulturze przed nim. Doczekała się nawet własnej nauki - personalizmu. A jednak uważam, że sobór odegrał szczególną rolę w jej wywyższeniu. W pewien sposób można mówić o jej sakralizacji w ujęciu soborowym.

Kardynał Wojtyła też tak widział Sobór - ""Deklaracja o wolności religijnej" i Konstytucja Duszpasterska Kościoła "Gaudium et spes" stanowią całość w myśleniu soborowym poprzez jeden główny przedmiot... Przedmiotem tym jest osoba ludzka" (1968). I dalej "wydaje się, że wraz z tymi dokumentami znajdujemy się na jakiejś płaszczyźnie najbardziej podstawowej dla myślenia soborowego... która jest jakby wypadkową współczesności".
Jeżeli w naszych czasach jesteśmy świadkami rodzenia się moralności (i etyki), "personalistycznej" to Sobór Watykański II był przy ich narodzinach. (tamże)
Dołożę od siebie także spójną naukę społeczną kościoła, wyłożoną "personalistycznie" (miejscami filozoficznie, miejscami poetycko) w encyklikach społecznych Jana Pawła II.

A po 15 latach od udziału (współtworzeniu) Soboru i 10 latach od napisania powyższych słów wstępu do polskiego wydania dokumentów soborowych, Karol Wojtyła - jako papież, który pozostał człowiekiem - stawał wobec ludzkich nadziei, rozpaczy, oczekiwań w świecie współczesnym. Sam nie mógł rozwiązać problemów całego świata i Ludzkości. Mógł tylko cytować Jezusa z Nazaretu, wskazywać na Niego i celebrować Jego mistyczną (sakramentalną) obecność i działanie.

Realizm Jezusa jest większy niż nasz realizm i niż realizm świętych papieży.

Pisząc bloga daję mimochodem jakąś swoją filozofię i teologię. Są one rozrzucone po różnych postach. To są moje pierwszoplanowe tematy, a bardziej płaszczyzny rozgrywania się ludzkiego dramatu lub perspektywy i scena życia. Nie dramatyzm, a dramaturgia w jasnym (pogodnym) świetle wiary i rozumu.

Ta filozofia i teologia byłyby lepsze, czyli bardziej wypracowane lub wypolerowane, gdyby był jakikolwiek odgłos dyskusji z współ-mieszkańcami globu (gminy). Dialog jest froterką. Połysk odbija światło.

Czy personalizm jest anty-instytucjonalny? I czym się różni religijność osobowa (aspekt podmiotowy) od instytucjonalnej (nacisk na pośredniość, pośredniczenie poprzez zwyczaje, tradycje i hierarchię, także tzw. władzy "duchowej")?

Za Wikipedią - "An institution is any structure or mechanism of social order and cooperation governing the behavior of a set of individuals within a given human community. Institutions are identified with a social purpose and permanence, transcending individual human lives and intentions, and with the making and enforcing of rules governing cooperative human behavior.

The term "institution" is commonly applied to customs and behavior patterns important to a society, as well as to particular formal organizations of government and public service. As structures and mechanisms of social order among humans, institutions are one of the principal objects of study in the social sciences, such as political science, anthropology, economics, and sociology... theorists tend to acknowledge socio-cultural reification of religious practice... reification is generally accepted in literature and other forms of discourse where reified abstractions are understood to be intended metaphorically... In rhetoric, it may be sometimes difficult to determine if reification was used correctly or incorrectly."


Cytat z polskiego odpowiednika stron dotyczących pojęcia "instytucja", "instytucjonalne" - "tutaj" -
Pojęcie "instytucja" - odnosi się do zachowań ludzkich i ich regulacji, ujęcie ich w pewne wzory i trwałe sposoby działania (w imieniu grupy i służące zaspokojeniu jakichś istotnych potrzeb grupy (instytucje ekonomiczne, polityczne, kulturalne czy religijne)
- z podejściem instytucjonalnym wiążą się wartości, normy, symbole, rytuały itp.
- pojęcie instytucji przesuwa uwagę na kulturowy wymiar procesu regulacji: na sens i znaczenie, jakie dana społeczność nadaje różnego rodzaju zachowaniom
- instytucjonalizacja - występuje po pewnym okresie istnienia organizacji w wyniku nawarstwienia się tradycji, a także jako rezultat świadomych zabiegów przywódców, wykształca swoje symbole i rytuały – służy to socjalizacji członów organizacji
- instytucjonalizacja wzmacnia niezawodność, a zatem i przewidywalność zachowań organizacyjnych, zmniejsza konflikty wewnętrzne, staje się narzędziem kontroli społecznej"

Raport opracowany na podstawie badań Instytutu Statystycznego Kościoła Katolickiego w Polsce przyznaje, że słabością naszego życia religijnego jest strona intelektualna wiary. Męczę się, bo nie widzę, żeby wiedza instytucjonalnego kościoła przekładała się na wysiłki programów duszpasterskich i życie lokalnych wspólnot wiary (parafie). Wzmocnienie tej strony religijności i kościelności jest jednym z istotnych warunków, bym kończył ten etap życia w pokoju. Instytucje nie zbawią. Zbawia Osoba, Jezus z Nazaretu. Można Go spotkać i poznać z pomocą instytucji, ale zrozumieć i chcieć naśladować można tylko na poziomie życia osobowego (podmiotowy aspekt wiary).

Kościół posoborowy, osobowa wiara, z mocnym akcentowaniem jej podmiotowego aspektu, używający w duszpasterstwie parafialnym takiego zestawu pojęć i związanych z nimi działań - samoświadomość Jezusa, kościoła i siebie samego, osoba, personalizm, wspólnota, tożsamość, identyfikacja, ludzka egzystencja, trwanie w autentycznym dialogu z ludźmi żyjącymi na terenie parafii (czyli z całym światem, broń Boże jednopartyjnym), poszanowanie każdej myśli ludzkiej (bo "taka jest droga dochodzenia do prawdy"(JPII)) - MA OGROMNĄ ATRAKCYJNOŚĆ W KULTURZE CZŁOWIEKA WSZYSTKICH WIEKÓW (attract to - przyciągać, nie uwodzić).

Zamiast o Soborowej nauce o osobie usłyszałem dzisiaj niestety o skandalu w mojej byłej parafii, w której katechizowałem parę lat. Nie mówcie, że nie można pokazywać trędowatych w naszej wspólnocie wierzących. Tacy też są, choć mam nadzieję, że więcej ich jest w tej zarozumiałej (butnej) grupie, nie w tej soborowo-wspólnotowo-mądrej-osobowej i pokornej. Wspólnota i prawda o (o)sobie może być (jest) pomocą wielką.
Soborowy, wieczny kościół z żywych kamieni też dzisiaj znalazłem. Podpowiedział Jasiek, z Glasgow. Sam też doświadczył takiego. Zajrzyjcie tutaj na Youtube żeby odnowić wiarę i miłość. Za takich, jak ten z Legionowa trzeba się tylko modlić. Ale jaki kościół jest w naszej wsi, gminie, mieście - ZALEŻY OD NAS I OD ODWAGI NASZEJ WIARY I DZIAŁAŃ (także w Internecie).
PS.
Hela skończyła 18 lat. Pamiętam tamtą noc i szklankę na drodze do Mińska Mazowieckiego, gdzie przyszła na świat. Zastanawiałem się, czy wracać po nocy do domu. Z radości jednak wróciłem po lodzie, żeby podzielić się z "resztą" szczęściem.