piątek, 14 grudnia 2012

Ambasador - czyli być, patrzeć i rozumieć


"Musiał to być cud - cud to był..." 
(CKN, Nerwy)
Musiał to być cud, cud to był, TO, co się u nas wczoraj wydarzyło. Wizyta Ambasadora Chorwacji w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce. Nie wiemy, dlaczego spotkał nas ten honor. Okoliczności spowija mrok tajemnicy. Chciałem spytać wprost, podczas uroczystości, ale nie chciałem być irytujący (grubiański). Skoro żona - dyrektor nie dowiedziała się od Wójta! Byłby afront.

Wiekopomne znaczenie zostało wpisane na karty lokalnej (?) historii. Cud widzialny, słyszalny, dotykalny, obfotografowany, z licznymi świadkami z zewnątrz naszego gminnego światka.
Zostaliśmy wpisani - my uczestnicy - w wielką historię świata. W dzieje Polski, Chorwacji i Europy - na pewno. Tam, gdzie jest ambasador jednego z krajów Unii, tam jest cała Unia. Tam, gdzie jest ambasador innego kraju, tam jest Polska, bo nie jest się ambasadorem wobec jakiejś gminy, ale państwa i narodu.

A wczoraj akurat była jedna z rocznic odrodzenia Polski, bólu rodzenia, nie święta narodzin. Stan wojenny jest bólem, który trwać ma wiecznie w pamięci, trwa jeszcze w emocjach naocznych świadków. Dlaczego? Nikt nie odpowie do końca. Życie się rodzi i odradza w bólu? Na pewno nie jest igraszką, ani eksperymentem w laboratorium naukowców. Życie się czuje. Życie nas napełnia, przepełnia, karmi... Można je pojąć wiarą i rozumem.

Stan wojenny jest "Polskimi Jasełkami", gdzie rzeź niewiniątek wypadła przed Bożym Narodzeniem. U nas - w życiu publicznym - był to prawie temat prawie zakazany, jak pałac w Pekinie. A wczoraj - o wielkie nieba - ja musiałem o tym mówić, a moja władza samorządowa słuchać, w obecności przedstawiciela Europy, gmin ościennych i dzieci. Musiał to być cud - cud to był. Przecież odrzucili trzy moje apele o uhonorowanie XXX Rocznicy założenia Solidarności RI w gminie. Nie raczyli odpowiedzieć ani jednym słowem.

Z ambasadorem, czyli z całą Europą, rozumieliśmy się doskonale. Nie ma wolności bez Solidarności. Nie byłoby Polski i Chorwacji w Unii, gdyby nie zryw wolności ludzi połączonych wiarą, duchem, buntem wobec fałszu, braterstwem. Nie byłoby wolności, demokracji i wielkiej unii 27 państw. Za tamten cud zapłaciliśmy jako kraj i naród stanem wojennym, wojną polsko-polską. W tajemnicy Bożego Miłosierdzia zło zostało obrócone w dobro. W wielkie dobro, Unia dostała nagrodę Nobla w dziedzinie pokoju na świecie.

Nie wierzę, żeby u nas dokonał się przełom w polityce historycznej i żeby mnie zaprosili na posiedzenie Rady Gminy z takim samym świadectwem, jak wczoraj wobec Europy. Ale wyłom w milczeniu został zrobiony. Nie da się już prawdy przykryć zabójczym szeptem - "siewca nienawiści". Mój i nasz Anioł (powiatowy) został obroniony. ANIOŁ WOLNOŚCI, GODNOŚCI. ANIOŁ PRAWDY. Nie wiemy, jak to się stało. Nie siłą, nie mocą naszą.

UCZNIOWIE, młode pokolenie Polaków i Europejczyków zobaczyło w Ambasadorze Chorwacji Europę! Zobaczyli świat, o jakim marzyli (niektórzy) ojcowie. Uczniowie zostali porwani tym, co zobaczyli. Zachwyceni. PRAWDA SIĘ OBRONI. Już nawet obroniła.
Zobaczyli człowieka, poznali jego imię i w skrócie jego drogę życia. Wymowną, krzyczącą tytułami poszczególnych rozdziałów: wojna na Bałkanach w rodzinie narodów, Jerozolima, służba dyplomatyczna, Polska - siostrzyca Chorwatów i usynowiony przez nich Jan Paweł II. I hołd oddany fladze Solidarności na sali w szkole Rzeczpospolitej Norwidowskiej i duma z medalu, o niskiej liczbie emisyjnej!, wręczonego przez Lecha Wałęsę.

Uczniowie zapamiętają otwartego człowieka, który od początku, od przekroczenia progu dał się fotografować i z nimi rozmawiał, a na koniec usiadł z nimi na podłodze. On Ambasador, profesor, minister, generał. Uczniowie w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej dostali poglądową lekcję patriotyzmu, szacunku dla innego kraju, jego historii, kultury, braterstwa między ludźmi i narodami, świętowania jedności odnalezionej. Muszą teraz być bardziej wymagający wobec nas - swoich nauczycieli i samorządowców! Śpiewaliśmy razem "Mury". Niejeden fałsz runął. Świętowaliśmy lepszą przyszłość w międzynarodowym gronie, w dniu wspomnień o bólu rodzenia wolności.

....

Myślałem, że TO skończyło się wczoraj, ale się nie skończyło. Wróciło:
- komentarzem Grażyny
- postem księdza Draguły z linkiem na "Ostatnią lekcję"
- zdjęcie udostępnione przez burmistrza Bednarczyka
- własnym postem „polubionym” przez innych
- TO się może skończyć tylko Bożym Narodzeniem

A to zdjęcie pasuje do aluzji o pałacach i rezydencjach w kontekście PRAWDY o ubogiej stajni, jako miejscy narodzenia Boga-Człowieka. Nie martw się mieszkańcu szopy i namiotu.

Dodatkowy znak, znaczek mnie także został dany. Znalazłem przypadkiem (sama wlazła – sorry, ale 'weszła' się raczej nie mówi - mi w oczy) książeczkę, którą przypadkiem wyznałem już kiedyś na tym blogu, choć wtedy jej nie miałem ni w ręku, ni przed oczami, tylko w sercu pamięci. Leżała na stercie, na szafie, bardzo zakurzona i wcale nieczytana. Bo jakże, jest po łacinie! Ale dobrze pamiętałem, że był to „Dar Ojca Świętego Pawła VI przekazany przez J.Em. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski i Wielkiego Kanclerza ATK”. Wszystko mogę sobie teraz dobrze sprawdzić, czemuś nadziwić się nie mogąc. Dwóm sprawom, na koniec doszła trzecia:

1) Dacie – 20.XII.1977
2) Podtytułowi „Meditationes super decretis Concilii Vaticani II”
3) Funkcjom, jakie pełnił autor kard. Pericle Felici, kolega kardynałów Karola Wojtyły i Stefana Wyszyńskiego

Ad „data” - miałem wtedy tylko 24 lata! - gnój, szczeniak i wybraniec.
Ad. „meditaniones...” - nie zapamiętałem sprzed ho-ho ilu lat, że było związane z moim wielkim ukochanym Soborem i dotyczyło wprost jego dokumentów
Ad. „funkcji...” - w 1960 był mianowany sekretarzem generalnym Centralnej Komisji Przygotowawczej ds. Soboru Watykańskeigo II. Jako kardynał-diakon miał wyjątkowy honor obwieszczać światu dwóch papieży: Jana Pawła I i Jana Pawła II i na obu nakładać paliusze w trakcie uroczystości inauguracji ich pontyfikatów. Jego głos wypowiadajacy (wykrzykujący) formułkę „Habemus Papam” przeszedł do historii Polski.

Znajdując na szafie małą książeczkę, zrozumiałem, że zostałem wybrany przed papieżem :-)
W grudniu 1977 roku zostałem wybrany na czciciela-głosiciela Soboru i spraw jego. Nawet, jeśli nie przeczytałem książeczki. Ona była jakby aktem mianowania. Niezbadane są wyroki Opatrzności. Tak się potoczyło moje życie. Nie musiałem czytać rozmyślań kardynała. Sam dostałem światło i wzory. Taize, Solidarność, katecheza młodzieżowa w Legionowie, Andrzeja Madeja. Na koniec encykliki Papieża Polaka, z którym powtórzyła się jakby przygoda z Tomaszem Mannem. Nie musiałem czytać zdań do końca, żeby wiedzieć o co w nich chodzi autorowi. Czytanie stawało się często współ-kontemplowaniem.

W 1977 roku byłem tylko studentem i adoratorem wielkiego niemieckiego pisarza, Manna, który pod koniec życia, za pontyfikatu Josepha Ratzingera nic nie stracił na znaczeniu, wręcz przeciwnie. Następny rok przyniósł dopiero wyłom w historii, wybór Polaka na papieża, co obwieścił autor rozważań o Wielkim Soborze. Następny rok to wizyta papieża w Polsce. Kolejny? SOLIDARNOŚĆ. W międzyczasie dla mnie autostop po Europie z przystankiem Taize.
1981 to czas Solidarności w Strachówce. Potem stan wojenny, śmierć ojca  i początek siedmiu lat katechezy głownie (z bazą) u Jana Kantego, zahaczając o wojskowego Józefa Robotnika i Miłosierdzie Boże w Legionowie. W Noce Czuwania nasz był dekanat, diecezja, a raz nawet cała Polska (zjechało wtedy ponad 400 uczestników, mając na mapie Wrocław, Poznań, Białystok...).

Mała książeczko, zobacz! ileś narobiła! Ile wspomnień i jaką otworzyłaś perspektywę, wprost prawie do nieba. W dniu - po rocznicy stanu wojennego, który chciał zabić nadzieję, ale mu się nie udało – w którym publikuję na stronie szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej filmiki z odwiedzin Ambasadora Chorwacji, jednego z 25 państw Zjednoczonej Europy! Ale zrobiliśmy koło! Trzeba tylko być, patrzeć i rozumieć.

PS.
"Dobrze mi tu być", pomyślałem w klasie 2-giej wczoraj siedząc z tyłu i oglądając razem z dziećmi, z takim samym zaangażowaniem, opowieść o Narodzeniu Jezusa. Noszę ze sobą od klasy do klasy kino przenośne, doczekałem(liśmy) Internetu. WiFi! Wiele się w tej naszej szkole przez lata wydarzyło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz