Dzisiaj będą oceny i interpretacje. Pierwsza część pisała się nocą, popółnocą, nie dało się spać ani leżeć. Druga "połowa" pokazała się i napisała rano. Nieoczekiwana trzecia, średnim popołudniem.
I
Polskie warcholstwo!? - "nie będę służyć wspólnemu dobru! Mam własne ambicje, nawet po trupach"!
Tak jest w wielu miejscach, miejscowościach, gminach, szczeblach władzy...
U nas np. jedna osoba neguje wielką wartość, jaką jest Zespół Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, wzniesiony, obroniony i rozwijany wspólnym wysiłkiem wielu osób. Wartość, która buduje tożsamość współczesnych mieszkańców gminy Strachówka, Polaków XXI wieku. Jednostka neguje tę wartość w imię swoich prywatnych interesów i wyrachowań politycznej (samorządowej) kariery i dla zaspokojenia osobistych ambicji.
Jak można spokojnie patrzeć i tolerować, kiedy jedna osoba, która jest szeregowym - jak każdy nauczyciel z powołania - pracownikiem, występuje przeciwko własnej placówce i prawu moralnemu, jakim jest legalnie działająca placówka edukacyjno-wychowawcza, szkoła z wielkim dorobkiem?! Pracownik przeciwko własnej firmie! i legalnej władzy, jaką jest dyrektor i Rada Pedagogiczna! Jeden pracownik przeciwko wybranym, zatwierdzonym i uświęconym wartościom, kodeksowi honorowemu i ustanowionemu prawem i ustalonemu ponad 10-letnią tradycją, wkorzenioną w życie wspólnoty lokalnej. Przeciwko szkole, która stała się marką rozpoznawalną w powiecie, województwie i diecezji! Która wydobyła najpiękniejsze chwile w historii gminy i ją rozsławia na Polskę! NIE MIEŚCI SIĘ W NORMALNEJ GŁOWIE I SUMIENIU.
Czy można dopuścić do stanu takiego ogłupienia lub sterroryzowania otoczenia, by zobojętniało na to wspólne dobro? Do nastawiania, tworzenia swoistej koalicji przeciwko własnej szkole, demoralizowania tych, którzy nie potrafią się obronić i przeciwstawić takiej propagandzie?
Przecież nie wolno biernie patrzeć, jak ktoś niszczy wspólne dobro, już nie tylko jednego pokolenia. Tak nas wychowali rodzice i tak uczą największe autorytety. Tak trzeba działać w imię przestrzegania prawa rzeczowego dotyczącego szkoły, wspólnoty lokalnej i prawa wyższego rzędu, prawa moralnego. Musimy obudzić w sobie człowieka i uwierzyć we własną niepowtarzalną godność.
Polskie warcholstwo chce rządzić w całej wspólnocie lokalnej mieszkańców. Ba, w Polsce. Czy można odepchnąć dobro, które zbudowało sobie przyczółek wśród nas, kosztem wielkich wyrzeczeń? i przetrwało straszne lata anty-demokracji całego PRL? a potem jej pogrobowców, którzy rządzili nami przez 16 lat? W imię czego wolno! - powtórzmy sobie pytanie papieża z Krakowa z 1979.
Czy po 22 latach budowania demokratycznego współżycia w Ojczyźnie nie trzeba takim samolubnym warchołom powiedzieć - "poszukajcie sobie miejsca gdzie indziej. Nie wolno Ci/Wam, nie masz, nie macie takiego prawa, nikt Ci/Wam takiego prawa nie dał, by w imię prywaty niszczyć wspólne dobro!"
Zburzyć jest łatwo. Odbudować trudno. Znaleźć fundament, dać imię (chrzest!), hymn i sztandar – udaje się bardzo rzadko. To mogą dać tylko prawdziwi rodzice i pasterze w sensie ewangelicznym, nigdy najemnicy i karierowicze.
Dzisiaj wielu chce przemilczeć prawdę, by na jej pogorzelisku budować lub utrwalać swoje pozycje, wyobrażenia na swój temat i kariery. TO NIE JEST DRAMAT TYLKO STRACHÓWKI. To, co się dzieje wśród nas dotyka nerwu problemów Polski 2012. To nie są sprawy powierzchowne, ani drugorzędne. To 'być albo nie być' fundamentalnych wartości w życiu publicznym. Nie chcę być Kasandrą, ale wiara i rozum nakazują mi krzyczeć. Możemy się nazywać ludźmi i wspólnotą tylko wtedy, gdy umiemy bronić swoich świętości.
Ktoś, kto od początku kwestionuje wartości, na których zbudowana jest szkoła, nie ma moralnego prawa nazywać siebie wychowawcą. Kto szarga świętości, nie może oczekiwać poklasku (szacunku?). Wyobcowany wychowawca wyobcowuje wychowanków. Największą wartością szkoły jest wspólnota wartości i osób! Przestańmy tolerować nienormalność i uzurpatorów. Było dużo czasu, by się zreflektować i społecznie dojrzeć. Zerwijmy z biernością i odwracaniem oczu, dla świętego spokoju. Z unikaniem wyrażania swoich opinii, bo rozmówca jest toksyczny. Trzeba się przeciwstawić polskiemu warcholstwu. Innej drogi nie ma. Jesteśmy Polską! To jest nasza Ojczyzna, Rzeczpospolita, wspólna. Niepospolita.
…........
Tę myśl dałem na Facebooka:
"Jest sztuka zwaną naiwną. Ma swoje arcydzieła. Jest też - wydaje się - naiwność zwana religią. Ja ją nazywam obrazkową. Źle - znów powtórzę "wydaje się" - służy ona prawdzie i realizmowi. Bóg jest Prawdą i w Prawdzie. Religijność prawdziwa jest największym realizmem. Oddaje życie za wartości."
Ignorancja i uświęcona naiwność jest burzeniem porządku rzeczy. Naturalnego porządku – ładu moralnego, poznawczego, ludzkiego bytowania. To nie jest epizod. To przejaw (owoc) potwornego zjawiska deprawacji publicznej. Chciejstwo zamiast realizmu. Nie to, co jest, ale to, co komuś służy (pewnie także jej/jemu się wydaje, że im też służy).
W pierwszej chwili, a nawet przez długi czas można uważać, że takie osoby cynicznie grają, manipulując i posługując się dla swoich celów wszystkim i wszystkimi. Z trudnością przyjmuję do wiadomości wersję, że oni mogą wierzyć w to, co głoszą, co robią. Że dorośli i wykształceni ludzie mogą żyć taką naiwnością, naiwnym obrazem rzeczywistości, religii i siebie - włączając lub zasysając, jak czarna dziura, która powstaje w wyniku zapadania grawitacyjnego bardzo masywnych gwiazd pod koniec ich życia, w ten potwornie zdeformowany obraz świata wszystko w swoim otoczeniu.
Co jest w tym procesie „tylko” ignorancją, a co już chorobą? Ignorancja może prowadzić do choroby! - to moja teza.
Na jakim etapie rozwoju i ujawniania się tej społecznej choroby (patologii) powinno interweniować państwo? Czy istniejące prawo chroni prawdę?
Kształt i treść dzisiejszego posta wzięła się od Jezusa z Cefalu i strasznego zdarzenia po wczorajszym posiedzeniu Rady Pedagogicznej. W trakcie mojego pisania będą się działy fakty i na pewno będę pod wpływem ich światła (wymowy? - za mało). Fakty działają na mnie jak promieniowanie tła na teorie kosmologiczne.
II
Jezus z Cefalu wisi u nas na lodówce. Marysia tak powiesiła. Dobrze zrobiła. Dzisiaj spojrzałem i zobaczyłem, a później nie mogłem już nie widzieć i nie rozmawiać. Spotkaliśmy się. Spotkałem Jezusa.
Jestem chrześcijańskim „pisarzem”, 140 tysięcy wejść na stronę mojego bloga (część pierwsza www.strachowka.blogspot.com przerwana brutalnie przez hakera w dniu drugiej tury wyborów samorządowych 2010) za tym przemawia.
Jestem chrześcijańskim myślicielem. To nic strasznego ani zdrożnego. Każdy ochrzczony ma takie powołanie. "Nie ma wiary bez myślenia". Od czasu encykliki „Wiara i rozum” nie można chować głowy w piasek. Przeciwnie, trzeba obie sprawności rozkręcić na cały regulator. Od tego zależy nie tylko mój los, ale świata całego, którą to perspektywę wpisała do codziennej pobożności święta Faustyna, prosta dziewczyna ze wsi. „Non abbiate paura!” - choć na własnym przykładzie powiem, że to może boleć i wielu hakerów życia publicznego będzie starało się was uciszyć.
Mnie za to hakują i przemilczają, ignorując. Ja odpowiadam – ignorancja jest objawem choroby, najpierw poznawczej i formatywnej, później społecznej. Formatywnej? Formującej? Kształtującej postawy i charaktery! Tak, choć to rzadko używane i używane (czytane) ze zrozumieniem terminy - dlatego nie lubię określenia-tłumaczenia „Ocenianie kształtujące” stosowanego do pewnej praktyki szkolnej, bo jeśli miałoby prowadzić do stosowania także (masowo) przez ludzi, którzy nie rozumieją podmiotowości osoby, to może wyrządzić sporo szkody. Kształtować można tylko na obraz i podobieństwo wolnego podmiotu, według najwyższego wzoru Wolności-Dobra-Prawdy-Piękna, wyszedł mi cztero-pak, w miejsce tradycyjnego trój-. Umysł zniewolony (samozniewolenie? - także wchodzi w rachubę) nie odkryje wielkiej trójcy nauk ontologicznych. Koło się zamyka. Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Do poznania prawdy potrzebny jest wysiłek woli, aby się na nią otworzyć. Potrzebna jest wolność woli. Spodobało się Bogu... i stworzył... i tak dalej, wiele rzeczy w ten sposób jest opisanych w Biblii. NIE MA BIBLII BEZ WOLNOŚCI. Nie ma wolności bez solidarności... także z Bogiem Biblii.
Naiwni „wyznawcy” burzą porządek rzeczy. Zakłamują polską rzeczywistość społeczno-publiczną. Mają usta pełne religijnych frazesów, chcą rządzić gminami, wielkimi i małymi, szkołami, nawet parafiami. Kto z nas bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem. Grzechem jest także przymykanie oczu.
Gdzie jest Jezus z Cefalu? Co mi rano powiedział i co mi mówi teraz?
Po pierwsze, jest z Cefalu, małego miasteczka na włoskiej wyspie Sicilia. „Na świecie są tysiące obrazów, fresków czy mozaik przedstawiających Jezusa. Dlaczego w tym roku na naszej dekoracji pojawił się właśnie Jezus z Cefalù? Pewnie już na jakimś plakacie albo na obrazku ten wizerunek Pana Jezusa widzieliście. Od kilku miesięcy pojawia się on tu i ówdzie.
Tak jest przyjęte, że Jezus prawą ręką błogosławi, ale jest też inne znaczenie tego gestu. Popatrzcie na palce Pana Jezusa. Trzy palce są złączone – one mają przypominać, że Bóg jest w trzech osobach. A dwa są skrzyżowane, jak pierwsza litera greckiego słowa Xristos, czyli Chrystus. Ten gest Pana Jezusa jakby nas ucisza i pokazuje, że chce przemówić słowami Ewangelii trzymanej w drugiej ręce. I to jest niesamowite, co w tej otwartej księdze jest napisane. Posłuchajcie:
„Ja jestem światłością świata.
Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności,
lecz będzie miał światło życia” (tutaj)
Nawet w tej porze dnia i rozmowy z Bogiem i światem wraca upiorność z wczorajszego wieczoru. Wraca, jak zły refren, przy każdym kliknięciu w Internet. Pokazała się w antycypacyjny sposób na blogu Grażyny, dopisałem komentarz:
- „Czy mógłby ktoś przypuścić, że ta upiorna ich ideologia, którą przywołałaś zdaniem "zanim jeszcze udało się wmówić mieszkańcom..." wyda tak zgniły owoc, jak po wczorajszym posiedzeniu Rady Pedagogicznej (słusznie dumnej) szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej?” Tak, to jest właściwe słowo, adekwatne, „upiorna ideologia”. To już nie jest tylko ignorancja. Za każdą upiorną ideologią kryją się zła wola i upiory. Ideologie są gorsze od „złego” człowieka i prowadzą do większych nieszczęść niż jednostkowe zło. W normalnym świecie, jednostka, która nie akceptuje swojego miejsca pracy, w tym przypadku szkoły, z jej wartościami, wewnętrznym prawem, tradycjami itd. odchodzi i szuka sobie innego. W nienormalnym świecie (uzasadnienie trudnościami na rynku pracy to zbyt mało) jednostka próbuje zmienić tzn. nagiąć rzeczywistość (zakład pracy, jej legalne władze, statutowe ciała i zapisy) do siebie, pod siebie, tworząc do tego ideologię, wykorzystując sposoby spoza prawa i moralności, w tym, manipulując ludźmi w jakiś sposób zależnymi od siebie (np. wychowawca dzieci, działalność publiczna, nawet w NGO, realizowane projekty...).
A przecież - jeśli jesteśmy zdrowi na ciele i duszy - to musimy dojść do jakiegoś konsensusu, albo samorozwiązania, przez niektórych, którzy nie potrafią wskazać jasnych i jawnych wartości, którym służą. Wartości nigdy nie istnieją w stanie wyizolowania. Wartości zawsze są zakorzenione. W życiu tzw. wspólnoty lokalnej najważniejszym gruntem i fundamentem wartości jest PAMIĘĆ I TOŻSAMOŚĆ.
Kochać się nie musimy wylewnie, ale żyć rozumnie. Nie obrażając słowa "katolik" i nie gorsząc młodzianek i młodzianków. Demoralizacja stała się już dawno faktem publicznym.
Dożyliśmy – przynajmniej na naszym terenie – rządów (wręcz terroru) upiornej ideologii. Najupiorniejsze w ubiegłym wieku były: nazizm i komunizm. Ta może być też straszna, zważywszy, że się maskuje „katolicyzmem” i ludowością. Ideologie, często jawny negacjonizm (neguje się Solidarność i Rzeczpospolitą Norwidowską, oskarżając właśnie je obie o ideologie!!!), unikają światła, otwartej debaty, prawdy – są zagrożeniem człowieka, rozumu, wiary, prawdziwej (otwartej) kultury... w każdym miejscu ziemi, w każdej epoce. W Polsce mają podglebie naszego wielo-wiekowego warcholstwa.
Jezus z Cefalu spojrzał na mnie z lodówki i przypomniał, że Bóg dał mi moją osobistą koronkę miłosierdzia. Jest nią sieć punktów na mapie, miejsc w Polsce i na świecie, w których żyją ciekawe dla mnie osoby i dzieją się ciekawe rzeczy. Przeważa czas teraźniejszy, ale i przeszły ma wiele do powiedzenia, nawet przyszły.
Wczoraj wymieniłem w ciągu dnia parę takich punktów, dzisiaj nimi żyję, bez nich żyć by mi się chyba już nie (u)dało. Dzięki tym osobom i miejscom żyję w dialogu. Bez dialogu życia nie ma. Muszą połączyć się dwie komórki i musi trwać nieustanna wymiana. Kępiński nazywał ją metabolizmem informacyjno-pokarmowym. Ja poszedłbym jeszcze dalej, na poziom metafizyczny.
Jesteś więc Jezusie z Cefalu dziełem średniowiecza i mieszania dialogu - i cóż, że czasem wymuszonego - kultur. Nie zniknąłeś w trakcie pochodu czasów i wydarzeń. Jesteś. Nadal jesteś, jak byłeś. I będziesz, także na sposób cyfrowy.
Poznaję, poznajemy Cię, w związku z katechezą i akcją adwentową księdza proboszcza Mieczysława i Gościa Niedzielnego (małego). Oczywiście, także w związku z akcją papieża Niemca Benedykta, on ogłosił Rok Wiary (i Rozumu), którego stałeś się twarzą. Ikoną! Epifania twarzy! Adorujcie, adorujmy, prawdziwe oblicze Chrystusa – wołał i pisał Jan Paweł II, w duchu i językiem kultury XX wieku. Ten etap życia (rozwoju?) kultury dał mu, papieżowi Polakowi, radość przedśmiertną wypowiedzenia, ba! aklamacji! wiary w poznawalność prawdy – w miłość intelektualną, która jest „stylem myślenia oraz sposobem intelektualnego podejścia do rzeczywistości, który pragnie uchwycić jej cechy istotowe i konstytutywne, unikając uprzedzeń i schematów...” Można w ten sposób pozna(wa)ć człowieka i świat, i Boga — początku i celu wszystkich rzeczy. „Aby przezwyciężyć kryzys sensu, którym naznaczona jest część myśli nowożytnej, konieczne jest otwarcie się na metafizykę” (Wiara i rozum). Sprawa nie jest banalną sprzeczką Józefa K. z Krystyną O. et consortes.
Pierwszy raz, Jezusie z Cefalu, szukaliśmy wiadomości o Tobie na lekcji z klasą 6-tą, bo mamy już wszędzie Internet. Internet łączy z ludźmi i z Tobą też może. Utrwalasz się w naszej wyobraźni wielkim bannerem w kościele i karteczkami, obrazkami rozdawanymi na Roratach. Marysia też dostała i przylepiła na lodówce. Dobre miejsce, w pół drogi między konsumpcją ratująca życie (od głodu i nudy), a kościołem i światem zewnętrznym. Jesteśmy tym, co jemy :-)
Ale jest w tym (spotkaniu) dużo, dużo więcej. Wczoraj na posiedzeniu Rady Pedagogicznej miałem w komputerze cały czas otwartą stronę księdza Węgrzyniaka (http://www.wegrzyniak.com/1/1/1/lista-przebojow-checi.html), profesora z królewskiego Krakowa. Co mi ta strona mówiła? Stawiała ciągle pytanie „co widzisz”. Czy widzisz słowa Boga? Czy Jego zobaczyłeś? Kiedy, gdzie, jak? Opowiedz! - od tego zależy los świata.
Trudno mi było się nie zdumieć, bo wcześniej u siebie napisałem i ciągle piszę to samo. "Daje do myślenia nasza dość powszechna utrata wrażliwości na faktyczność [realność, namacalność] życia duchowo-intelektualnego. Wiara i rozum muszą wyrazić się w ŻYCIU DUCHOWO-INTELEKTUALNYM! Także m.in. w rozmowie ze sobą i z innymi... jakbyśmy nie chcieli widzieć, słyszeć, dotykać, czuć, myśleć i o tym wszystkim rozmawiać" (wczoraj).
Trzeba śledzić wszystkie najkrótsze z możliwych Jego (Autora strony) adwentowe medytacje.
Mnie, medytacje - pewnie także adwentowe - z kategorii philosophie parennis, nachodzą kiedy chcą, nie kiedy ja chcę. Przed chwilą oczy mi się zamknęły, ale kiedy próbowałem zasnąć (po bezsennej nocy) to mi się gwałtownie odemknęły. Nie było to przyjemne, wcale nie. Może tak się poczuł Ojciec, Jan Kapaon, w marcu 1982, bo drzwi potem zostawił otwarte. Ale jakże piękne światło za chwilę się we mnie zaświeciło, zapisałem na Facebooku. Dam i tu:
„Muszę to Wam powiedzieć, choć będzie to tylko jeden wpis wśród tysiąca dzisiejszych postów na Facebook. Ale dla mnie może jest okazją jedną, jedyną i może się nigdy nie powtórzyć.
Spotkaliśmy się z Grażyną w Królestwie Bożym. Każda miłość jest z Królestwa Bożego. I w Królestwie Bożym i dla Niego zrodziliśmy i wychowaliśmy dzieci. Wiem, że będą się dobrze czuli także tylko w Królestwie Bożym i że zawsze będą zagubieni w świecie wyjałowionym duchowo. To się ciągnie za nami od pokoleń. Amen.”
Nikt z nas nie żyje i nie umiera dla siebie. Żyjemy w Królestwie Bożym. Ich domy też muszą do Niego należeć.
PS.
Zapisałem to dzisiaj, 5 grudnia, o godz. 14.27, w Annopolskim Ogrodzie, mając przed oczami dęby pamięci, a za plecami portrety przodków.”
****
Nieoczekiwana część III - po powrocie z kościoła
Godz. 17.00 - mój wpis z Facebooka pojechał za mną do kościoła. Dosiadł się w łąwce. Stał obok mnie, przy mnie i we mnie. Ucieszyłem się, że się dołączył, że nic nie jest na pokaz, dla kogoś, na niby. Że jedno jest życie. Moje życie, przynajmniej.
Punkty po-mszalne:
A) „Bóg otrze łzy z każdego oblicza... Oto nasz Bóg, Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!” (I czytanie)
B) „Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoją chwałę. Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną... Stół dla mnie zastawiasz na oczach mych wrogów.” (psalm)
C) Wolałbym, żeby msze były dosłownym spotkaniem przy stole i łamaniem „eucharystycznego” chleba, w jakiej bądź postaci, niż symbolicznym przeważnie anonimowym spotkaniem w ławkach przed symbolicznym ołtarzem. Wolę dosłowność w całym życiu i w wierze, niż symboliczność. Po symbolicznych obrzędach ludzie wychodzą dobrymi katolikami i żrą się dalej. I skaczą sobie do oczu.
W małych „wspólnotach” parafialnych powinna być sala ze stołem i krzesłami dookoła, obok głównej nawy i umożliwiać realizowanie dosłownego chrześcijaństwa, nie symbolicznego.
D) „a On ich uzdrawiał... przywołał swoich uczniów i rzekł: Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”.
Jezus był dosłowny. I Ewangelia (wolę Dobra Nowina) była dosłowna. Komu by dzisiaj się chciało wierzyć w symboliczną Dobrą Nowinę? Przecież to absurd. Nie można oczekiwać od ludzi wiary w absurdy. DOBRA NOWINA MUSI BYĆ DOSŁOWNA. Musi leczyć i karmić i troszczyć się o inne potrzeby. Skończmy z wiarą w symbolicznego niby-Boga.
Jezus uzdrawiał. Z czego mnie, bym chciał? Nie ma we mnie żadnego nad tym zastanawiania. Nie z cukrzycy, nie z nadwagi, nie z bezzębnej szczęki, nie ze zgagi itd. ale UZDRÓW NASZĄ CHORĄ SYTUACJĘ ŻYCIA SPOŁECZNEGO W TZW. WSPÓLNOCIE LOKALNEJ (tzn. po równo wszędzie: w gminie, parafii i szkole, w NGO'sach itd., bo to przecież my je stanowimy).
Po co mi inne zdrowie, gdy w takim klimacie żyć się nie chce! Odpowiedzialni za klimat życia we wspólnocie lokalnej biorą straszny grzech na swoje sumienia nie podejmując odpowiednich działań, każdy na swoim polu i w zakresie.
Dzisiaj nas było ponad dwadzieścia osób, więcej o parę w każdej kategorii: dzieci i dorosłych. Jest nadzieja. A patronem dnia adwentowej akcji księdza Mieczysława i Gościa Niedzielnego jest "śmieszny" święty Filip Nereusz, to znaczy wesoły, ulubiony naszego proboszcza.
PS.1
Zdjęcie ze strony "dla księdza".
PS.2
„Żywot rzymskiego Sokratesa (tak nazywano Filipa Nereusza) to wciąż aktualny podręcznik odważnego, żywego duszpasterstwa, które wychodzi do ludzi, a nie tylko na nich czeka. To także lekarstwo przeciwko nadętej celebracji własnej osoby, do której niestety my, duchowni, mamy skłonności.” - ks. Tomasz Jaklewicz, zastępca Redaktora Naczelnego Gościa Niedzielnego.
Księże Tomaszu, redaktorze, nie tylko Wy, nauczyciele i samorządowcy, niektórzy, także i to bardzo, bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz