wtorek, 4 grudnia 2012

Rozmowa Dobrą Nowiną i "flash mob"


To jest właściwie nieustanna rozmowa z Jezusem z Nazaretu. Rzadziej wprost, częściej, jakby z losem i sensem, które On ukształtował nieodwołalnie. Nie chcę, żeby to mówienie i pisanie było klasyfikowane jako religijne, bo nadmiernie religijny - wbrew pozorom - nie jestem. Jestem realistą. Wielkim realistą, który przyjmuje całą daną mu rzeczywistość, doświadczalnie of course, bo jakże inaczej, a często nawet eksperymentalnie. Bylebym w opisie unikał nadmiernego teoretyzowania, moralizowania i dydaktyzmu. Przepraszam za nadmiar wynikający nie z wynoszenia się, ale z nieumiejętności i ograniczeń.

Wczoraj nie daje mi się zapomnieć. Może nie dawało mi zasnąć? Napominają mnie serce, żołądek, wątroba i nerki, czyli całość. Może bardziej nie chcę zapomnieć, nie chcę pozwolić by przepadło. Doświadczenie wczorajszego dnia pracy (przed i po też). Bo to się łączy, jak w pokazie slajdów, gdy włączymy animację "przechodzenie jednego w drugi". Bo na wczorajszy dzień pracy wielki wpływ miało przedwczoraj.

Przedwczoraj była niedziela. W kościele ksiądz ustawił wielki banner z Jezusem z Cefalu. Ma chyba ponad cztery metry wysokości i jest smukły, strzelisty, do nieba. Pojawiła się także świeca roratnia i opłatki, ale kuda im do Niego. Banner dominator :-)

Ale i tak nie wszyscy Go zauważyli, pytałem, robiłem ankietę, jak podczas wyjazdu do Domu Miłosierdzia, do Ostrówka. Daje do myślenia nasza dość powszechna utrata wrażliwości na faktyczność życia duchowo-intelektualnego. Wiara i rozum muszą wyrazić się w ŻYCIU DUCHOWO-INTELEKTUALNYM! Także m.in. w rozmowie ze sobą i z innymi. Ktoś, kto nie chce się spotykać i rozmawiać z innymi, nie powinien nazywać ich w kaznodziejskim stylu "braćmi i siostrami", bo to jest wtedy chyba tylko manieryzmem. Z moich kontaktów z księżmi wynika, że oni mają takie same problemy z rozmową Dobrą Nowiną w zwyczajnych kontaktach między sobą i tzw. świeckimi i też wolą o polityce, pieniądzach, samochodach itp. To stało się problemem naszej kultury. Cywilizacji współczesnej? - przejawiającej się, uciekającej i chowającej w stanie posiadania a nie w stanie bycia (w kategoriach bardzo, bardzo życiowo-osobowych). Wszystko prawie chcemy opisać wskaźnikami. Myślenie stanem posiadania, a jeśli ten stan staje się dość obfity to jeszcze i polityką - wydaje zgniłe owoce na naszych oczach.
Moje bycie i pisanie jest inne, jest "flash pisaniem", pisaniem błyskami prawdy, blaskiem prawdy. Jestem innym osobnym światem.

Przepraszam, odbiegłem od tematu. Ucieszyłem się w niedzielę rozmiarami banneru i akcji księdza proboszcza i Gościa Niedzielnego. Chcą dostać się do ludzkich serc, przez serca dzieci i wejść z nimi i Jezusem do każdego domu. A ja jestem – jako katecheta – transmitterem. Mam temat i  materiał na katechezę. Katechezy zaczynają się w niedzielę, w spotkaniu i tajemnicy łamania chleba eucharystycznego i słów, zdań, przekazu, rozmowy... rodem z Dobrej Nowiny.

Wieczorem doszedł do mojego konspektu na poniedziałek niebywały film z Jasełek w Centrum Handlowym, którym podzieliła się z nami i całym światem otwartych ludzi (na Facebooku) Lucy z bliskiego dalekiego Lincoln, z tego samego co ja, świata.

Jechałem tak wyposażony (bogaty)  w poniedziałek rano do szkoły. O dziwo, nawet zwyczajny lęk, może lżej – obawy, przepadły bez śladu prawie. Chodziłem po białym ośnieżonym świecie, z klasy do klasy, jak na skrzydłach. Co się w nich działo? Możecie zobaczyć na dwóch filmikach na stronie szkoły (wchodzimy przez przez wtyczkę Fb :-). Było dużo patrzenia, słuchania, śpiewania. Oczywiście najpierw – jak zawsze od 31 lat – było wpatrywanie się w ciszy w krzyż.

Na filmie z Jasełek wzruszałem się za każdym razem podczas jednego ujęcia – głaskania po głowie niemowlęcia. Ojciec się we mnie odzywał. Ile tego głaskania musiało być w naszym domu!!! TO JEST I BYŁO MOJE BOŻE NARODZENIE, NIE CZEKAM JUŻ PRAWIE INNEGO. A o tym, którego doświadczyliśmy w latach rodzenia, kto by chciał słuchać! Pogardy od naszej tzw. wspólnoty lokalnej nałykaliśmy się już wystarczająco dużo, przeważnie od zadowolonych z siebie anonimów. Faryzeuszy, który chcą dzisiaj sięgnąć po władzę dusz i kieszeni w całej Polsce.

Tak to widzę, o tym był list otwarty „O deprawacji publicznej”. Dzisiaj mówią o tym w swoich listach i wystąpieniach biskupi i politycy, ale się różnimy. Ja nie wiążę tego procesu z żadną partią, ale z całym pokoleniem i stanem dusz po materialistyczno-ateistycznej ideologii PRL i światowego komunizmu. FAŁSZYWE IDEOLOGIE SĄ JESZCZE GORSZE NIŻ POJEDYNCZY „ZŁY” CZŁOWIEK, KTÓRY W KAŻDYM MOMENCIE MOŻE SIĘ NAWRÓCIĆ, IDEOLOGIE – NIE (nazim, komunizm, konsumpcjonizm, walczący ateizm, gender...).

Problem jest ponad-partyjny, marsze – według mnie - niewiele pomogą. A nawet, jeśli nie są spontanicznym krzykiem sprzeciwu wobec nieznanego boga, jeszcze bardziej go upartyjniają. To jest problem kulturowy, który musiał się pojawić i nabrzmieć, skoro nikt go nie chciał ruszyć otwarcie od 1989 roku. Nikomu nie pasował dusz-polityczno-pastersko. Przykładem jest najlepiej mi znane poletko szkoły i pole parafialno-dekanalno-kościelne (które praktycznie dla nas nie funkcjonuje). A Sobór Watykański II dał nam takie fantastyczne narzędzia w rękę, dla wiary i rozumu.

To wszystko, co już napisałem, nie może jakoś dotknąć i oddać tego, co czułem, jak się czułem, co było we mnie... w dniu poniedziałkowych katechez. Był chyba jakiś taki moment (za kierownicą? w drodze na Roraty?), że byłem w niebie ze wszystkimi swoimi grzechami, słabościami, ze wszystkim, co mnie stanowi. Bo cóż znaczą słabości i grzechy wobec nieba, które spadło na ciebie! - już ich nie ma w tej chwili :-)
Jakiej chcemy - i pod wpływem jakiej jesteśmy - katechezy? Katechezy grzechu, złego ciała, obowiązków i pobożnej mowy-trawy, czy katechezy łaski, która wszystko ogarnia i Ciebie i mnie (co zapisało mi się już przed dwudziestu wielu laty w „Wierszykach”). Boże Prostoty i Otwartości zwyciężaj! Boże Zbawienia! Boże Miłosierdzia! Boże Osoby i Boże Kultury!

Tak było, tak się czułem w trakcie dnia i lekko po, że nawet kategoria (sfera?) tzw. grzeszności (tego co było, co jest i może być) nie była w stanie mnie dotknąć ani zmartwić...! I cóż, że się powtarzam. To zbyt wielkie sprawy :-)

Jak rozmawiać Dobrą Nowiną?
- co daje i co może dać  taka rozmowa
- jak wygląda praktycznie

Mieć trzeba ją w sobie, odkrywać nieustannie, docierać do sedna... i przekazać kolejnemu pokoleniu. Nie jako religijność nakazowo-zakazowa. Raczej w "technologii" "bierz i czytaj". "Bierz i rozmawiaj". A my właśnie z tym mamy ogromną trudność, jak byśmy się wstydzili swojej rozumnej natury, zdolnej dotknąć rzeczywistości, dotknąć prawdy i nią obdzielać i dzielić między sobą. W spotkaniu i rozmowie najprościej. POWSZECHNIE, a nie dla wyjątków!  Taką katechezę daje też ostatnio non-stop intelektualista Joseph Ratzinger, Benedykt XVI, papież-teolog.

Łapię się na tym – odkrywam, uświadamiam - jak myślenie Dobrą Nowiną organizuje mojego posta. Jest jak polaryzacja – mnie i we mnie. Polaryzuje całe dni i życie. „God's taint (spark) instilled in me”. Gottes funken, światło... Pełny, niewybiórczy, nie auto-ocenzurowany REALIZM.

Małe resume – 1) łzy wzruszenia na akt głaskanie niemowlęcia po głowie w scenie Jasełek w Centrum Handlowym 2) ("Flash mob" - fatalna konotacja, brrr!) 3) moje pisanie ma charakter "flash writing". Błyska! światłem z zewnątrz – ja tylko zapisuję.

***

Potem pisanie posta sprzęgło się nierozdzielnie z pisaniem komentarzy w Internecie, na blogach i Facebooku. W obu przypadkach najpierw jest proces życiowy. Najpierw są fakty.

1) Najsamprzód chleb-boski:

„W dniu św. Barbary znajduję tutaj wszystko już powiedzianym, wysłowionym. Nie pozostaje mi nic, jak tylko zadumać się nad Bożą chronologią i koincydencją - "Tej samej godziny rozradował się w Duchu Świętym".

Gdybym rozbił to zdanie na pół miałbym więcej do dumania, ale skoro cytuję je w całości, to mam więcej do adorowania. Druga część zdania, czyż nie jest odpowiedzią?!

Skłamałbym, gdybym na tym skończył, bo w pierwszej lekturze błysnęło, zaiskrzyło mi jeszcze (chyba nawet pierwotnie) przy - "Mój Ojciec mnie wszystko przekazał. A nikt nie wie, kim jest Syn, z wyjątkiem Ojca, ani kim jest Ojciec, z wyjątkiem Syna i tego, komu Syn zechce odsłonić", bo widzę w nich także prawdę uniwersalną, nie tylko teologiczno-pastoralną.

1) ojciec chce wszystko przekazać! czyż to nie leży w naturze miłości?
2) "nikt nie wie...", ale jednak są tacy, którzy wiedzą, bo Syn chce przekazywać (odsłaniać) dalej :-)
3) rodzenie, rodzicielstwo! niewyczerpane relacje przekazywania, odsłaniania...

Jak można żyć i się rozwijać duchowo-intelektualnie (nie do pomyślenia jest rozłączność wiary i rozumu) nie czytając i nie rozmawiając z samym sobą, z Bogiem i między nami (homo sapiens) Dobrą Nowiną?!

2) Potem życie szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej:

„Po zainstalowaniu i uruchomieni WiFi w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej należy się choć krótki komentarz:

DyrKa – jesteś wielka!

Oczywiście, sama nic byś nie wskórała. Bez decyzji wójta, Rady Gminy i wykonawców, nie mogł by się dokonać wśród nas ten (wielki) skok cywilizacyjny. Ale nie ma zmiany bez Lidera! „Making the change happen!” może tylko osoba! (lider, manager...). Teraz musi dokonać się cud interaktywności.”

3) Potem trivia or miscellanea na Facebooku:
”Pozwolę sobie na amatorską kulturoznawczość.
Stawiam tezę: po PRL wyszliśmy ze zwichniętą zdolnością poznaczą. Ciąży nad nią zbytnie przeakcentowywanie czynnika materialialno(wręcz materialistyczno-)-organizacyjnego, z ogromnym niedoszacowaniem czynnika duchowo-intelektualnego.

Moje exempla:
- formy, w jakiej na polski rynek (język) weszły "Ocenianie Kształtujące", a teraz "Błyskawiczny (przypadkowy) Tłum". Ich angielsko-języczne oryginały brzmią "formative assessment" i "flash mob".

Moja amatorska kulturoznawczość osadzona na osobistej (osobowej) wrażliwości znajduje w obu propozycjach nie materializm i mechanicyzm, ale podmiotowość i (roz)blask prawdy.

Skończyłem. Dziękuję za uwagę :-)"
***
Po drodze zajrzałem wpadając na chwilę prawie niezauważalnie do Italii, Nebraski, USA, Boliwii, Perth w Australii i Kabulu w Afganistanie. Ptaków słuchałem z (w) Saint Léonard de Noblat, Fr.  Gdzie to mnie jeszcze nie było? Sprawdzę tu i tam, m.in. w skrzynce poczty elektronicznej (rzadko). I otóż pocztą otworzyłem się na Turkmenistan i sprawy całego globalnego Kościoła, Jednego Powszechnego i Apostolskiego.

4) Znów na Facebooku, pod wpływem przygotowywania mnie do katechetycznego zadania na Roratach (rozdawania obrazków kilku uczennicom,  uczniom):

„Po 31 latach "pracy" katechetycznej, zdziwiony, że zostałem jakby przypadkiem wciągnięty w tę robotę (zostałem i jestem katechetą, jak to dziwnie brzmi) i ciągle to po amatorsku wykonuję stwierdzam, ze to wewnętrzna konieczność i radość niesienia wiary i rozumu na sale i do klas. Ciągle działa w moim życiu ten sam mechanizm (ja działam) - coś zobaczę, usłyszę, coś mnie zachwyci, złapię jakiś gadżet i już bym leciał do uczniów i słuchaczy. "W wieczne za-chwyceni"? No tak ♥”

5) I ten komentarz internautki KJ, pochodzącej chyba z Wyszkowa:

„Ojcze Szczęść Boże:) Goraco dziękuje za prawdziwe świadectwo wiary. Odkrywa Nam Ojciec prawdziwego siebie ze wszystkimi swymi słabościami, a to jest to, co pociaga tych, ktorzy nie wierzą, bo oni wtedy widzą prawdziwe światło chrześcijaństwa, jako źródła wsparcia dla nas wszystkich, bo tak słabi jesteśmy bez wyjątku i tak często upadamy, zamykając się często w kącie swoich nieszczęść, co nie pozwala nam ujrzeć tych maluczkich mieszkających blisko nas:) Z serca dziękuje Ojcze za niepokorne, a tak pokorne serce, jakim Ojciec sie z nami dzieli:))) Niech Pan Ojca prowadzi i doskonali do męskiego niesienia wiary. Ja tam jestem z Ojca bardzo dumna:))) Ciepłe pozdrowionka:) „

**************

A potem było posiedzenie zwyczajnej, czyli dobrej i starsznej Rady Pedagogicznej.
Zwyczajnej, bo dotyczącej spraw wychowawczych, sedna pracy każdej szkoły. Trudna rozmowa i dyskusja, gdy dotyczy nadwrażliwej pani, która we wszystkimmusi mieć ostatnie zdanie. Nie daję się wtedy rozmawiac o sprawie, choć wszyscy – poza nią – bardzo się starają.

I ja, żeby nie pozwolić emocjom znieść się na manowce zanotowałerm sobie:
Sprawa! nie personalia! - i pogrubiłem.

Tuż przed 16.00, wiedząc, ze muszę jechać na mszę św. „Roraty”, by się wywiązać ze zobowiązania wobec paru dzieci, zabrałem jeszcze raz głos, podnosząc rękę i przestrzegając przydzielonej minuty na wypowiedź.

„Wierzę w prawdę. Wierzę, że jest poznawalna (osiągalna w każdym gronie, które - zmagając się często w sobie i ze sobą - jej szuka). Myślę, zastrzegając solemnie - bez żadnych ukrytych intencji i przytyków - że gdybyśmy spotykali się na forach dyskusyjnych, stowarzyszeń, powszechnie dostępnych blogów, na Facebooku... itd. to tam moglibyśmy się wygadalć o wszystkim, może także przy okazji pozbyli emocji, a tutaj na posiedzenia Rady Pedagogicznej zostałyby tylko sprawy szkolne! ALE MY NIE ROZMAWIAMY, NIE DYSKUTUJEMY PUBLICZNIE – NIEKÓRZY ODRZUCILI LICZNE ZAPROSZENIA.”

I z tym przesłaniem pojechalem do kościoła. Ile tam radości na mnie czekało! A nawet serdeczny uczeń ucznia z najmłodszej klasy, któremu się odwzajemniłem podnosząc kciuk w górę. Było już wtedy czytane (tzn. ksiądz czytał) „... wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej. Upodoba sobie w bojaźni Pańskiej. Nie będzie sądził z pozorów ni wyrokował według pogłosek... kraj się napełni znajomością Pana”. W psalmie gorliwie i głośno powtarzałem refren „pokój zakwitnie, kiedy Pan przybędzie”.

W wolnej chwili (ciszy) zanotowalem to, co czułem „jakim darem jest ten mały, jakim darem jest ta! msza roratnia, w trakcie kłótliwej miejscami „rady”, jest Prawda, jest Światło, jest nowy dla mnie blog księdza Wojciecha, który niedawno prowadził rekolekcje w Zakopanem dla katechetów, jakim darem jestreśmy dla siebei my obecni w kościele, oni dla mnie, ja dla nich (choćby do rozdawania obrazków i intonowania pieśni), z jaką radością czekamy i przekazujemy sobie znak pokoju. Bóg się rodzi na naszych mszach roratnich, nawet pod nieobecność księdza proboszcza, który prowadzi rekolekcje w dalekiej parafii, msze odprawia jego kolega ksiądz Kazimierz z Kamieńczyka. Warto odnotować, że nazwisko księdza jest bardzo swojskie na naszym terenie. A imię jego parafii tożsame z naszą. Widać, ten sam Bóg nam przewodzi :-)

Naprawdę, byłem przez chwilę szczęśliwy na mszy i pełen pokoju, niepomny rady. Większe sprawy całkowicie mnie ogarnęły. Zażartowałem żegnjąc się z księdzem, że wracam do szkoły, na radę, zawieść Radosną Nowinę.
- Jakąż to?
- Że jest Bóg, spotkałem Go na tej mszy!

Wróciłem w dobrym momencie. Rada wypłynęła na spokojne wody. Nawet nadwrażliwa koleżanka spokojnie włączała się do rozmowy. Wysiłek dobrej woli! - pomyślałem – zwycięża.

Dobrnęliśmy końca. Czekały jeszcze akordy i harmonia:
- informacja o wyjeździe dyrektorki Grażyny, opiekunki Szkolnego Koła Caritas Basi i sześciu wolontariuszek na kolejną uroczystość rangi diecezjalnej po odbiór nagrody dla SKC
- List z Kenii od Helen, "naszej" adoptowanej na odległość, przez Zespół Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej

Zauważyłem z nadzieją, że kiedy była rozmowa o neutralnych sprawach, np. kolejności porządku podczas obiadów dla klas młodszych, było sielsko-anielsko, nawet wzburzająca się zbyt łatwo była taka spokojna, włączała się głosem spokoju i rozsądku. Nawet ona!
W wolnych wnioskach znów rękę podniosłem, głos zabrałem (ten sam tenor wystąpienia co na Fb) - „W imieniu wszystkich, całej Rady Pedagogicznej, pracowników i uczniów pragnę Ci DyrKa podziękować za doprowadzenie do końca własnymi siłami projektu cyfryzacji, to jest WiFi w szkole. Przekaż podziękowania ważnym osobom, Wójtowi, Radnym, pp. Wojtkowi, Sebastianowi, Krzyśkowi, Adamowi podziękowania od nas wszystkich”. Sebastian był pod ręką, oklaskaliśmy go rzęsiście.

A że dzisiaj świętej Barbary, która obczęstowała całe posiedzenie rady, to jej przedstawicielce wśród nas, Pani od Klasy 2-giej, zaśpiewaliśmy (całkiem ładnie i z całego serca) „Sto lat”!

Pięknie się zrobiło, normalnie, serdecznie. Aż piorun wystrzelił absolutnie niespodziewanie! Koleżanka wychodząc z sali posiedzenia podeszła do mnie, zwróciłem ufnie twarz i siebie w jej stronę - „... [twoje] plucie jadem” usłyszałem i zapamiętałem tylko te dwa słowa rzucone na odchodnym. Świat mi się zawalił.
Stary jestem, a jednak ciągle daję się zaskakiwać. Takie pożegnanie! w takiej (świątecznej prawie i dosłownie) chwili! To, co się wtedy stało - w ułamku chwili - nie dociera do mnie jeszcze teraz, kiedy przepisuję z karteczki, która wiernie zachowała STRASZNE SŁOWA. Nie wiem, co jej wtedy odpowiedziałem, uciekłem w inny kąt sali. Ale parę chwil później, na korytarzy zwarliśmy się, szukała mnie, broniąc się przed absurdalnym atakiem rzuciłem jej „nie masz honoru, bo gdybyś miała, dawno byśmy się spotkali na publicznej debacie o dobru wspólnym i działaniu” i jeszcze „zabierzcie tę babę, bo ona jest tragiczna”. Wzburzenie mną zatrzęsło. Nie, nie byłem sobą. Sobą byłem w kościele. 

Znów uciekłem w zimny wieczór, w samochód. Mając na tyle trzeźwości, żeby sięgnąć po notatnik, ten sam, co na mszy, i zapisać, co zapisałem. Tylko zapis dosłowny może nam coś pomóc. Są tam jeszcze całkiem trzeźwe refleksje, że wrócę szybko do siebie, bo taki dzień, dobro nie przepada, tylko ono jest zwycięskie, zaowocuje.
Przeczuwałem nawet, że szybko minie ten stan, bo: pomodlę się, spotkam kogoś, pójdę na Roraty, będę miał katechezy. DOBRO JEST I SZYBKO POWRÓCI. MAMY ADWENT. AD VENIRE! W parafii ksiądz prowadzi wielką akcję adwentową. Wróci jeszcze silniejszy, łaska działa, gdy jest przekazywana.
Ale zło dalej będzie niszczyć szkołę. Tę szkołę! Bo wielkie dobro się w niej stało i dzieje!

Pragnę panować, choć teraz, nad słowami. Nie chcę oceniać (tym bardziej sądzić) i interpretować.  Całą nadzieję położyłem i pokładam w mądrości, wierze i rozumie, w duchu rady i męstwa, duchu wiedzy i bojaźni Pańskiej (miłosierdzia).

Wiem też nawet, że paradoksalnie ten wściekły incydent jest dobry dla tego posta, dla mojego pisania. Staje się kolorowe, pełno-krwiste. Ale dla szkoły i naszego zdrowia jest jednak fatalne. Wszyscy słyszeli słowa, które padły na zakończenie zwyczajnej dobrej i strasznej rady. Nikt nie może udać, że ich nie było. Nikt ich nie unicestwi. Teraz może zwyciężać ponad naszymi nerwami, emocjami... itd. chronologia, dokładność zapisu, obiektywizacja.

Nie boję obiektywizacji. Szukam jej całym życiem. Kłaniam się jej i poddaję. Święta obiektywizacjo, bądź nam wyzwoleniem. Żadne czcze słówka przeprosin? za co? za nerwy?... nic nie dadzą. Wierzę w porządną publiczną debatę. Ci, którzy nie  podejmują jej i rozmyślnie unikają, są współwinni dzisiejszemu starciu, grzmotom i piorunom. Dobrze, że nie zgonom. Jeszcze nie.

Stawiam sobie (oczywiście) pytania - wobec wszystkich wyznając swą słabość – ale i Wam wszystkim, i proszę, patrzcie, czytajcie w naszych sprawach, pomóżcie. Zastanawiam się, jak mogłem tak szybko utracić pokój eucharystyczny i dać się ponieść nerwom. Dlaczego łaska mszy świętej działała na tak krótką metę?

Po takim incydencie, nie pierwszym, nie łatwo jest wrócić i pracować. Chociaż z drugiej strony... są uczniowie, którzy czekają. Choć paru :-)
Jedna łyżka dziegciu w beczce miodu? Nie jestem upartym zakapiorem, daję się prowadzić, przybywajcie leczący lekarze dusz naszych. Widzialni i niewidzialni.

PS.
Zdjęcie ze strony Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz